• Nie Znaleziono Wyników

Rocznik Mariański. R. 14, nr 4 (1938)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rocznik Mariański. R. 14, nr 4 (1938)"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

przesyłamy wszystkim Czcicielom Niepokalanie Poczętej, Królowej Cudownego Medalika, oraz wszystkim Członkom Krucjaty Cudow­

nego Medalika, Dzieciom Marii, Dostojnym ich Przewodnikom i gorąco prosimy, aby w świetle chwały Zmartwychwstania znaleźli prawdziwy pokój swoich serc i dusz i dopełnili swego wielkiego A postolstw a pod sztandarem chwały Marii Niepokalanej Matki Zmartwychwstałego naszego Pana i naszej Królowej, której Medalik strojąc serca nasze do walecznych poczynań w Królestwie C hrystu­

sowym wiecznie lśni na sercach naszych, a sztandar błękitny, odblask nieba, prowadzi nas w myśl zleceń Pani i Królowej naszej oraz Kościoła św. w misji zleconej nam przez Niepokalaną po wdzięczne skarby łask i darów nieba!

Powtarzając nasze hasło: „ 0 Mario bez grzechu poczęta, módl się za nami, którzy się do Ciebie uciekamy**, starajmy się chodzić w nowości żywota naszego w Chrystusie, krzepiąc serca swoje i niosąc pociechę drugim wciąż jeszcze wijącym się po bo­

lesnej drodze krzyża.

W esołe Alleluja niechaj zabrzmi w sercach całej Krucjaty Cudownego Medalika i Apostołów św. W incentego a Paulo!

X. Redaktor

D z i e ń M a r i a ń s k i w r . b . d n i a 15 m a j a

N abożeństw o w Domu C e n tra ln y m S ió s tr M iło sie rd zia ul. W a rszaw ska I. 8

Pieśni w czasie Mszy św.

Po gó rach do lin ach C h w a lcie łą ki um ajone K ró lo w e j A n ie ls k ie j Jezusa ukryteg o Jezu m iło ści Tw ej K ró lo w e j sw e j

(3)

R O C Z N IK MARIAŃSKI

| CENTRALNY KRAJOWY ORGAN KRUCJATY CUD. MEDALIKA \

! STOW. C U D O W N E G O MEDALIKA I DZIECI MARII W POLSCE \

I Rok X IV /4 R e d a k t o r X. P i u s P a w e l l e k , M i s j o n a r z K w ie c ie ń 1938 [

A l l e l u j a !

Ozwały się dzwony radosne — zab rzm iała n u ta pieśni try u m fu i chwały. S m utek i żałoba zanikły... C hrystus zm artw ychw stał!

J a k św iat w ielki, ta k w szędzie znajdzie się krzyż, a p rzy n im ch rz eśc ija n in , m odlitw a i zab rzm i to słow o: A lle lu ja !

Od najw spanialszych św iątyń ch rześcijańskich do n a ju b o ż­

szych kościołów po w ioskach rozrzuconych, od w ielkich i lu d n y ch m iast do cichych i dalek ich wiosek, od k rańców ziem i cyw ilizow a­

n ej, naw et do narodów b arb a rz y ń sk ich — wszędzie doleci dziś głos try u m fu i chw ały Tego, którego złość, nikczem ność i py ch a po k o ­ nać chciały, ale nie zdołały.

A lle lu ja ! p ły n ie dziś i w śród nas! Od B a łty k u po M orze C zar­

ne, od W arty do D n iestru , od T a tr po k ra ń c e d alek ie j Litw y. Je d n e dzwony kościelne p o d a ją tę pieśń dru g im dzwonom . Je d n o echo od b ite od gór k a rp a c k ic h , od lasów n ad w iślańskich, od stro n G nie­

zna lub P o zn an ia p o d a je te słowa dalej. Je d n e u sta p o w tarz ają je drugim , jed n e serca rz u c a ją je ja k o radości i uniesien ia znak d ru ­ gim sercom, a ta k p ie śn i echem , m odlitw ą, w iarą i m iłością cała P o lsk a dziś zam ienia się w je d n o ognisko ro d zin n e, p rz y k tó ry m zgrom adzeni wszyscy czują się p otężni i silni!

Gdzież owa m oc i siła siepaczy, k tó ra zd o łała C hrystusa od O grojca doprow adzić aż n a G olgotę? Gdzież ta w ładza w ielka, k tó ra w yrok śm ierci w ydała i w ykonała? Gdzież to zwycięstwo, k ló re ju ż

(4)

m iało i krew n a swój try u m f i śm ierć na usługi i grobowym k am ie­

n iem wszystko zakończyło?

Oto Zbawca zm artw ychw stał! R ozw iał te try u m fy i zwycię­

stwa, a błyskiem słonecznej jasności nowego życia m oc katów i sie­

paczy zniweczył!

D w udziesty w iek b ije datę zm artw ychw stania Chrystusowego f Co za w ielki pochód czasu! Co za olbrzym ia ludów , narodów , p le ­ m ion i pokoleń procesja. Ile w tym czasie od zwycięstwa i try u m fu Z baw iciela było zwycięstw i try u m fu praw dy, spraw iedliw ości i cnoty! A je d n a k ludzkość nie w zniosła się do te j wyżyny, n a j a ­ k ie j ju ż stać pow inna.

I m y — ja k o n aród ty lek ro ć nieszczęśliwy — w święcie zm ar­

tw ychw stania Z baw iciela i O d k upiciela m ożem y rzec, iż n a p ra w d ę przetrw aliśm y i przew alczyliśm y ciosy śm ierci n am zadaw ane wiele razy.

Dzwonią stare dzwony z W aw elu, im w ta k t o d p o w iad ają serca dzwonów pieśń radości, szczęścia i m iłości w ielk iej: A lle lu ja ! C hry­

stus zm artw ychw stał!

K to m a duszę, n iech w staje! niech żyje! bo je s t czas żyw ota dla lu d z i w ielkich. N ie m ałości lub bierności, ale czynu p o trzeb a w święcie Z m artw ychw stania P ańskiego!

Po dniach sm u tk u i bólów , cierp ień i łez — świta zm artw ych­

w stanie ludzkości całej, bo C hrystus w stał z grobu dla w yw ołania z u p a d k u tych, któ rzy w stąpili w przepaść przew iny.

A llelu j a !

N ad P olską ziem ią, n a d sercam i p olskim i i św iata całego, nad m yślą, pracą i w ysiłkiem K ościoła św. i n arodów niech dzw oni p o ­ tę żn e : A lleluja!

Z Chrystusem tylko możliwe o d no w ienie

Do Jezusa jako do końca swego odnosi się wszystko, i od Niego pochodzi wszystko ja k o od p oczątku swego. I dziś po upływ ie 1900 przeszło la t je st O n zawsze i pozostaje tą sam ą, ja k ą b y ł od początku postacią n ajżyw otniejszą i najkonieczniejszą, cierpiącej najw iększe przeciw ieństw a, a żad n ą siłą niezw yciężoną.

R ozterka, k tó ra szarpie obecnie społeczeństwo lu d zk ie, nie jest w gruncie n ic innego, tylk o w alką na śm ierć i życie m iędzy starym , wciąż żyjącym pogaństw em , a now ym królestw em Ew angelii. P okój, zgoda i p o je d n a n ie m oże być u trw alo n e tylko przez Jezusa. C hrystus żyjący i d ziałający przez D ucha św. w Kościele, je st zbaw ieniem ro ­

(5)

87

d za ju ludzkiego, a w ięc i narodów tegoczesnych. K to z N im p o je d n a sum ienie k r a ju swego i w ieku, k to tylk o p ra c u je w edle m ożności swo­

je j n ad skojarzeniem tego p o je d n an ia , te n w yświadcza k rajo w i swe­

m u i w iekow i najw iększe dobrodziejstw o.

Ja k obszerne pole do p rac y dla każdego ch rześcijan in a! J a k wzniosła p raca, ja k ie bogate owoce na czas i na wieczność. Dusze uświęca — n a ró d od rad za — dobro ojczyzny doczesnej i w iecznej w spiera. A ja k w ielką ta p ra c a być w in n a? J a k ie j gorliw ości i p o ­ św ięcenia się w ym aga? To zaszczytne stanow isko ch rześcijan in a!

R ów nocześnie m óc pracow ać dla C hrystusa i dla bliźn ich . K ażdy na swym stanow isku naw et najsk ro m n iejszy m , byle pracow ał, spełnia to szczytne zadanie. N ie w idzieć tego, opuścić to stanow isko —- j a ­ kiż to u p ad e k !

Praw dziw y rzeczyw isty postęp cyw ilizacji dzisiejszej, zażegna­

nie tych strasznych kataklizm ów , k tó re zaw isły n ad ludzkością całą, p o trzeb a pow iedzieć rozw iązanie najżyw otniejszych zagadnień, k tó re dzikie nam iętności ludzkie po ry w ają się załatw ić krw aw o w sposób n ie lu d zk i, czyli w yzw olenie m aluczkich, dobro pow szechne, m iłość, p okój możliwy tylko w Jezusie i przez Jezusa! K tóż bow iem o b alił błędy i przesądy pogaństw a? K to oczyścił ludzkość od w ystępków jego? K to podźw ignął ją i w prow adził na to ry cyw ilizacji? T ylko C hrystus, pracow nicy w ysłani przez Niego, relig ia i K ościół Jego.

K to może zachować to życie, kto poskrom ić sam olubstw o, obuzdać bezpraw ie, u ja rz m ić n am iętności szalone, k tó re tr a p ią społeczeństwo i rozryw ają naro d y , staw iając je przeciw ko sobie z b ro n ią m o rd e r­

czą? Tylko C hrystus. O n sam dokonyw a tych cudów w u k ry ciu su­

m ień ludzkich. O d nas zależy, od p o d d an ia się sum ień naszych p ra ­ w dzie i łasce Jego, aby m ógł spełnić to św ietne zad an ie w k ra ju i wśród narodu.

P ra w ią pow szechnie, że nie p o trzeb a relig ii, to sprzęt zużyty, zbutw iały n a nasze czasy. Oświata zastąpi religię. T ak tw ierdzić, to znaczy nie znać zu p e łn ie n a tu ry człow ieka ani istoty relig ii i za­

dania je j. Ja k ież bow iem je st zadanie relig ii w człowieczeństwie i w sum ieniu każdego człow ieka? Czy tylko w ykonanie pew nych obrzędów i p ra k ty k ? Czy ona nie m a głębszego i wznioślejszego za­

d an ia? Czy nie w chodzi aż do głębi istoty człow ieka? T ak ! Świad­

czy o tym samo p ojęcie relig ii praw dziw ej.

R eligia to połączenie człow ieka z Bogiem. Z adaniem je j o b ja ­ wić Boga człowiekowi i złączyć go z N im w ęzłem najściślejszym . R eligia praw dziw a odrad za, odnaw ia, u szlachetnia i uśw ięca czło­

w ieka w ew nętrznie. W sercu zak ład a ona siedzibę sw oją i tam roz­

poczyna p racę swoją. O na siłą swą boską i przez śro d k i rów nież b o ­ skie, a w ięc i skuteczne, uw aln ia człow ieka od nam iętności jego, k tó re zaślep iają rozum , k r ę p u ją wolę, niszczą wszystkie siły d ucho­

(6)

we lub o sła b ia ją je znacznie. O na uczy go panow ać n a d sobą i n ad ziem ią, ona kruszy p ęta ciała i ziem i, k tó re na n ią rz u c a ją w pływ y ziem skie, pogrążając ją w m aterii.

R eligia w skazuje nam obow iązki jego ja k o p rzy k a zan ia Boga sam ego, pom aga m u do spełn ien ia ich sum iennego, w spiera go w w alce ze złem , pociesza w boleściach, p o k rzep ia serce i w olę n a ­ d zieją i w iarą w spraw iedliw ość w iekuistą. O na w skazuje m u jasno u p a d e k i zepsucie jego, ale n ie zostaw iając go w tym nieszczęściu bez pom ocy, w skazuje drogę do podźw ignięcia się i p o d a je środki odpow iednie, uczy skruchy i zadośćuczynienia.

P oniew aż człowiek m usi um rzeć, relig ia w skazuje m u wiecz­

ność, k tó ra go czeka, u trzy m u je pam ięć żywą na to życie n ieśm ier­

te ln e i uczy, ja k m oże stać się wyższym n a d śm ierć i ja k m a u m ie­

rać w Bogu, aby z N im się połączył i cieszył się Jego chw ałą i szczę­

ściem.

K tó raż n a u k a lub w iedza zastąpi w tym relig ię? J a k a m ądrość lu d zk a u fn a sobie rozstając się z Bogiem, n ie tylko że nie objaw ia człow iekowi Boga, ale zniew aża Go nieu stan n ie, zaciem nia, w ykrzy­

w ia i poniża pojęcie o Bogu, a człowieka zam iast ulepszyć i podnieść, p su je i w trąca w przepaść poniżenia. J a k jask raw e przeciw ień­

stwo pom iędzy p o jęciam i i zasadam i dzisiejszej n a u k i a relig ii Bo­

sk ie j? T a m ów i: ty jesteś obraz Boży, celem i przeznaczeniem twoim Bóg! T a m ta : tyś potom ek zw ierzęcia, przeznaczeniem tw oim zie­

m ia, w spólnie ze zw ierzętam i legniesz do grobu i tu k oniec twój.

R eligia m ów i i zachęca: uśw ięcaj się i wzbogacaj w cnoty, pośw ię­

caj n ie u sta n n ie dla Boga i ludzi i p ra c u j dla w ieczności, boś ty nieśm iertelny! T a m ta : w yryw aj chleb z rą k b ra ta twego, używaj i rozkoszuj się, bo tyle twego, co znajdziesz przed grobem , czym się pocieszy p o d n ie b ien ie tw oje, oczy tw oje i w szystkie zm ysły twoje.

Czy to nie znaczy n iżej zw ierząt postaw ić człow ieka? Czy każde z n ich nie m a celu swego, k tó ry n ie ogranicza się li tylko n a uży­

w aniu, ale przyczynia się do d obra w spólnego.

Co m oże zastąpić praw dę odw ieczną, k tó ra je st praw d ą, ale zarazem i drogą i życiem , ja k m ów i C hrystus: „Jam je st praw da, droga i ży w o t!“ Ż adna w iedza, naw et i filozofia nie. K tokolw iek choćby w głów nych zarysach zapoznał się z filozofią m ędrców po­

gańskich, któ rzy o b ję li spadek u p a d a ją c e j religii pogańskiej i urząd k ap łan ó w pogrzebanych w zw ątpieniu, m usi przyznać, że dwie głó­

wne ich szkoły E pikurejczyków i Stoików głosiły pięk n e zasady u m ia rk o w a n ia i m ęstw a i zap arcia się siebie, że polecały piękne cn o ty przyrodzone, tow arzyskie, obyw atelskie, wszystkie wygłoszone n ad to językiem b ardzo pięknym , poryw ającym , a naw et zachw yca­

jącym , a je d n a k wszystkie te p e rły rozum u przep ad ły . P rzeszły w po­

śró d ludzkości ja k cień bez śladu i ani żadnego w pływ u nie wy­

(7)

89

w arły na ludzkość i n ie uzdrow iły je j, an i podźw ignęły. D laczego?

Co innego dobrze m ówić, a co innego dobrze czynić. T ak ci sam i filozofow ie, k tó rzy m ów ili dobrze i p ię k n ie, zaprzeczali życiem w ła­

snym te praw dy, k tó re głosili, a nogam i d e p ta li te cnoty, k tó re ta k wym ownie polecali. O statecznie w śród tych ro zp raw m ąd ry c h i w iel­

kich bierze górę w łasne ,,ja“ — to o statn ie słowo i zadow olenie, ,,ja“ staje się celem i końcem wszystkiego. Żeby je pokonać, oczy­

ścić, u szlachetnić i poświęcić, p o trze b a pom ocy Boga, św iatła Bo­

żego dla rozum u i pom ocy dla woli. To d aje religia ch rześcijańska!

D latego w tym szam otaniu się jadow itym i d o ciekaniu pracow itym bez rezu ltató w d o d atn ich w oła filo z o fia : albo B óg m usi przyjść w pom oc człowiekowi, albo ludzkość zaginąć m usi. I w tedy, k iedy ta p rac a rozum u z je d n e j strony, a znow u u p a d e k i u p o d le n ie czło­

w ieka z d ru g iej stro n y dosięga szczytu swego, w tedy w łaśnie Słowo stało się C iałem — o d rad za ludzkość!

W ielk an oc w wiecznym mieście

KRÓTKI W ST Ę P DO O PISU RZYMU.

Rz ym — to m i a s t o n a j m i l s z e s e r c u k a ż d e g o c h r z e ś c i j a n i n a — k a t o ­ lik a. I c a ł k i e m sł u s z n ie — s ie d z ib a O j c a c ał eg o c h r z e ś c i j a ń s t w a , R z y m ze sw y m i k o śc io ła m i, św ię t o ś c i a m i i p a m i ę t n y m i z a b y t k a m i je st m i e j s c e m isto tn ie j e d y n y m n a c a ł y m św iecie, k t ó r e w ie lk i i n i e p r z e p a r t y u r o k w y ­ w i e r a n a w s z y stk ie u m y s ł y w ie rzą ce . T y si ą c e z w ł o k ś w ię t y c h A p o s to łó w i m ę c z e n n i k ó w , w y z n a w c ó w i dzi e w ic p o k o ś c i o ła c h i w k a t a k u m b a c h R z y m u , n a d a j ą m u c ec hę św ięt ości. T y s i ą c e h i s t o r y c z n y c h p a m i ą t e k i c e n ­ n y c h zb io ró w , czy to sz tu ki, czy n a u k i , s p r a w i a j ą , że i n i e w i e r z ą c y sp ie sz ą w m u r y R z y m u , a b y t a m c z e r p a ć m a t e r i a ł y do s t u d i ó w i b a d a ń n a u k o w y c h . S łu sz n a ted y, a b y ś m y i m y P o l a c y n ie c o bliż ej p o z n a l i się z w a ż n i e j s z y m i p a m i ą t k a m i R z y m u . M ia ły ś m y i m y to szczęś cie b y ć o sobiś ci e w Rzymie, c h o c ia ż n ig d y się tego n ie sp o d z i e w a ł y śm y . O g l ą d a j ą c te z a b y t k i m i a ł y ś m y n a j l e p s z ą s p o s o b n o ś ć p o z n a ć bliż ej h i s t o r i ę i z n a c z e n i e w iel e c e n n y c h p a m i ą t e k . W k o n s e k w e n c j i m a m y z u p e ł n i e in n e p o ję c ie o t y c h d u c h o w n y c h s k a r b a c h , j a k i e w sobie k r y j e Sto lica O jc a św.

W r a ż e n i a gł ęb o k ie i n i e z a t a r t e w y r y ł y się w s e rc a c h n a s z y c h i u t w o ­ rz ył y j a k o b y n o w ą e p o k ę życia. T a k j a k d z ie ń P i e r w s z e j K o m u n i i św.

u sz cz ęś liw ia k a ż d e g o i je st n a j r a d o ś n i e j s z y m w ży ciu cz ło w iek a, t a k i ta p i e l g r z y m k a po R z ymie , t y m s a n k t u a r i u m K o ści oła n a s z e g o w y c i s n ę ł a k o ­ l o sa ln e w r a ż e n i a , k t ó r e z o s t a n ą n i e z a t a r t e w d u s z a c h n a s z y c h — c z y n i ą c n a s m ę ż n y m i n a ci ężk ie c h w ile w p rzy sz ło ści . J u ż sa m o w s p o m n i e n ie , że b y ł y ś m y za sz c z y c o n e d w a r a z y w p a t r y w a ć się w święt e, p e ł n e bło gi eg o s p o k o j u i świę tości ob licz e O jc a św. czy ni n a s n a d e r sz częśli wy mi. Nic w ię ce j n a m j u ż ni e t r z e b a w t y m ży ciu — t y lk o by ł a s k a B o ż a w s p i e r a ł a na s, a b y ś m y w cic hoś ci i św ię te j p o k o r z e r e s z t ę dn i ż y c ia n a s z e g o sp ę dzi ły w p r a c y dl a d o b r a dusz.

PIELGRZYMKA DO RZYMU I PODRÓŻ PO ZIEMI W ŁOSKIEJ.

D n ia 21 m a r c a w P a l m o w ą N ied zie lę w y j e c h a ł y ś m y p o s p i e s z n y m p o ­ c ią g ie m z W a r s z a w y n a tę w s p a n i a ł ą i p e ł n ą b ło g ic h w r a ż e ń p i e l g r z y m k ę

(8)

i w yc iec zk ę. P o c ią g w y r u s z y ł o go d zi n ie 3.30 po p o ł u d n i u , a w K a t o w i c a c h b y ł y ś m y o godz. 7.30, gdzie weszli p i e l g r z y m i n a s z e j w yc ie c z k i z t a m t y c h s t r o n i z K ra k o w a .

J a d ą c do K at ow ic , a p r z e j e ż d ż a j ą c p rze z C z ę sto c h o w ę m i a ł y ś m y w i e l k ą n ie s p o d z i a n k ę , p o n i e w a ż z a s t a ł y ś m y cał e m i a s t o g r u b o p o k r y t e śn ie gie m, co n a s wi elce za dz iw iło, p o n i e w a ż w W a r s z a w i e by ł p i ę k n y w i o ­ se n n y dzień.

W K a t o w i c a c h z a t r z y m a ł się p o c ią g n a k ilk a m i n u t — po c z y m w y ­ r u s z y ł c a ł y m p ę d e m w d a ls z ą p o d r ó ż . P o g o d a d a le j sp r z y j a ł a , a w ię c u r o k w ie c z o r n e g o z m r o k u u n o sił n a s w n i e b o t y c z n e str o n y , n a p a w a j ą c n a s p i ę k ­ n o ś c i ą p r z y r o d y w j a k ą n a s z a P o l s k a je s t w z b o g a c o n a — a m i a n o w i c i e l a ­ sa m i s o s n o w y m i i św ie rk o w y m i , r ó w n i n ą i p a g ó r k a m i , n a k t ó r y c h p o k a ­ z u j ą się sz a re st rz e c h y , p o k r y t e sło m ą, k t ó r e w a b i ą w i d z ó w p r z y p a t r u j ą ­ c y c h się im c h o ć z d a le k a .

Z a rz ą d p i e l g r z y m k i u r z ą d z i ł n a m jeszcze i n n ą p r z y j e m n o ś ć , p o n i e ­ w a ż założy ł we w s z y stk ic h w a g o n a c h p o c ią g u g ło śn ik i więc m i a ł y ś m y m u ­ z y k ę r a d i o w ą z Polski. W g ł ó w n y m w a g o n i e by ł t a k ż e m i k r o f o n , s k ą d k i e ­ ro w n i k p i e l g r z y m k i n a d a w a ł k o m u n i k a t , z a w i e r a j ą c y i n f o r m a c j e i ró ż n e p r z e st r o g i dl a p a s a ż e r ó w . O go d zi n ie 12-ej w n oc y p r z e z c a ł ą n a s z ą p o ­ d r ó ż c o d z i e n n i e sł y s z a ły ś m y śp ie w : ( W s z y s t k i e na sz e d z i e n n e s p r a w y * n a ­ d a w a n y z Polski. W z r u s z a j ą c y to by ł m o m e n t ; p r z e p i ę k n j r z w y c z a j u P o ­ l a k ó w , że k o ń c z ą d zi eń z Bogiem.

Pięć m i n u t po 12-ej b y ł y ś m y n a g r a n i c y c z e s k o - sło w a c k ie j, gd zie z a ­ t r z y m a n o p o c ią g d la r e w i z j i p rze z u r z ę d n i k ó w cz eski ch , k t ó r ą od byl i b a r ­ dzo d e l i k a t n i e ze w z g lę d u na n as z s t a n z a k o n n y . Noc c a ł a b y ł a b a r d z o p r z y j e m n a , p o n i e w a ż p o g o d a s p r z y j a ł a , a w ię c n a p a w a ł o n a s u r o k i e m s k l e ­ pi e n ie n i e b ie s k ie o z d o b i o n e m i l i o n a m i g w ia z d , d o p o k ą d se n ni e z m o r z y ł n a s n a t w a r d e j ła w ie , gdyż j e c h a ł y ś m y trz e c i ą k la są.

P e t r o v ic e b y ła p i e r w s z a s t a c j a n a zi em i czeskiej. T u p r z y g l ą d a ł a m się

•wszystkiemu z w i e l k i m z a c i e k a w i e n i e m , c h o c ia ż w no cy , p o n i e w a ż je st to zi e m i a o jc z y s ta n a s z y c h Siós tr sł o w a c k i c h i czesk ich .

P o n i e d z i a ł e k — 22 m a r c a — o go d zi n ie (i sły s z y m y p i e ś ń : «Kiedy r a n n e w s t a j ą zorze* n a d a w a n e z P o lsk i — m i m o woli głos w y d o b y w a ł się z k a ż d e j pie rsi, w ie lb ią c Bo g a w r a z z P o l sk ą . O g o d z in ie 6,20 b y ł y ś m y we W i e d n i u , k t ó r y n a p ie r w sz y r z u t o k a b a r d z o n a m się p o d o b a ł : o d z n a c z a się w ie lk ą cz y s to śc ią i p o r z ą d k i e m .

S c h o d z ą c z p o c i ą g u s p o t k a ł a nas n i e s p o d z i a n k a , m i a n o w i c i e rz e w n e , w z r u s z a j ą c e i b a r d z o s e rd e c z n e p r z y w i t a n i e S t o w a r z y s z e n i a O jc z y z n a z W i e d n i a ». O r k i e s t r a w i e d e ń s k a — p o l s k a — z a g r a ł a p o l sk i e k a w a ł k i i «Jesz cze P o l s k a ni e z g i n ę ł a », a s z t a n d a r y p o l sk i e i M a tk i B o s k ie j Czę­

st o c h o w s k i e j p o w i e w a ł y n a d n a m i ; k sią d z p o lsk i m i a ł p r z e m o w ę p o w i t a l n ą w im ie n iu m i a s t a W i e d n i a , k t ó r e b a r d z o s z a n u j e P o l a k ó w z w d z ię c z n o śc i za o b r o n ę p r z e z J a n a S o bie sk ie go w czas ie n a j a z d u T u r k ó w .

Z d w o r c a w y j e c h a ł y ś m y a u t o b u s a m i do h o s p i c j u m św. K a t a r z y n y (hotel) m i e j sc e k a to lic k ie , a po r o z l o k o w a n i u S io st ry p o sz ły n a m s z ę św.

do k a p l i c z k i tego h o s p i c j u m i tu p r z y j ę ł y K o m u n i ę św.. po c z y m n a s t ą p i ło ś n i a d a n i e . P o d a n o n a m w y b o r n ą k a w ę w i e d e ń s k ą i s m a c z n e bu łec zk i. P o ­ t e m w y j e c h a ł y ś m y a u t o b u s a m i n a z w ie d z e n ie W i e d n i a .

Miasto to b a r d z o ur o c z e , m a j e s ta ty c z n e , cz ys te i b o g a t e ; w szęd zie j e s t w z o r o w y p o r z ą d e k , k t ó r y n a w s z y s t k i c h w y w a r ł w ie lk ie w ra ż e n ie . M ie sz k a ń c y n a ogół są b a r d z o g o śc in ni i gr zeczni .

A u s tr i a d o l n a o t a c z a n i b y w i e ń c e m z i e l o n y m to w ie lk ie m ia sto.

W dal i w i d a ć p o d n ó ż a la s u w ie d e ń s k ie g o , j a k r ó w n i e ż w z n o s z ą c y się stok s k a l n e j g ó r y ś n ie ż n e j 2.200 m . D u n a j o p ł y w a p i ę k n ą do linę, k t ó r a stoi na ró w n i z n a j p i ę k n i e j s z y m i p o r z e c z a m i ziemi. Na p ó ł n o c od D u n a j u r o z p o ­ śc ie ra się w d z i ę c z n a d o l i n a K o m p t a l z i d y l i c z n y m i n i z i n a m i i r o m a n t y c z ­ n y m i z a m k a m i r u i n a m i i z a k ł a d a m i f u n d a c y j n y m i .

Artyści, m i ł o śn i c y n a t u r y , w iel bic ie le m u z y k i , sp o r t o w c y i s z u k a j ą c y r o z r y w e k ze w s z y st k i c h k r a j ó w z j e ż d ż a j ą się do W i e d n i a ce le m p o g ł ę b i e n i a sw ej w ie d z y i d la p r z y j e m n o ś c i . T y sią c le c ie u k s z t a ł t o w a ł o o b r a z m i a s t a .

(9)

91

W s p a n i a ł e b u d o w l e z d a w n y c h i n o w y c h c z as ów , z a m k i , k t ó r e t c h n ą c z a ­ se m m i n i o n y c h dni, m u z e a i k o śc io ły z n i e z r ó w n a n y m i s k a r b a m i sz tu ki.

D ale j d a j e W i e d e ń w i e lb ic ie lo m m u z y k i t r a d y c j ę w ie lu w i e k o w e j k u l t u r y m u z y c z n e j . Żywe w s p o m n i e n i e m i s t r z ó w sz tu ki, k t ó r z y w W i e d n i u żyli i k o m p o n o w a l i , a k t ó r y c h s p u ś c i z n ę p i e l ę g n u j e się j a k o n a j c e n n i e j s z e d o ­ b ro k u l t u ry .

W s z y s t k o w y w i e r a gł ęb o k ie w r a ż e n i e n a p r z y b y s z a c h . D zię ki k u l t u ­ rze i gr ze cz no ści l u d n o ś c i w i e d e ń s k i e j , p o b y t w W i e d n i u je st d l a o b c o k r a ­ j o w c ó w n a d e r p r z y j e m n y . W i e d e ń j e s t w c a ł y m te go s ł o w a z n a c z e n i u <Oj- c z y z n ą O b c y c h ' .

P o z w ie d z e n iu j e d n e j części m i a s t a , z a w ie ź li n a s do w ie lk ie g o a b o ­ ga teg o s k l e p u d e p a r t m e n l sto re», w ię k s z y i b o g a t s z y o d W a n a m a k e r w F ila d e lfi i, gdzie c a ł a w y c i e c z k a n a s z a o k o ł o 500 o só b b y ła g o śc i n n ie p o ­ d e j m o w a n a , p o n i e w a ż w ła ś c ic ie l u r a c z y ł n a s d r u g i m ś n i a d a n i e m . (Z w y­

c z a j e m p o w s z e c h n y m w ca łe j E u r o p i e j e s l j a d a ć d r u g i e ś n i a d a n i e ).

P o t e m z w i e d z i ł y ś m y ko śc io ły, lecz t y lk o z e w n ę tr z n i e , p o n i e w a ż c z a s b y ł za k r ó t k i n a sz c ze gół ow e o g l ą d a n i e ; j e d y n i e k a t e d r ę św. S z c z e p a n a z w i e d z i ł y ś m y d et al icz n ie. Je st to w s p a n i a ł e dzi eło a r c h i t e k t u r y , j e d n a z n a j ­ p i ę k n i e j s z y c h e u r o p e j s k i c h k a t e d r , s ty lu g o ty ck ie go . Z a ł o ż o n a w X I [ w.;

sz cz y t wie ży w y n o s i 120 m e t r ó w w yso k o śc i. W e w n ę t r z u tej ś w ią t v n i w i e je ku n a m o d w ie lk ie g o o ł t a r z a w o ń zi em i p o l s k i e j ; gd y ż z b u d o w a n y był w r. 1074 z p o lsk ie g o m a r m u r u c z a r n e g o i białego . W lew ej k a p l i c y o b o k s a n k t u a r i u m w y ł a n i a się z p o m r o k u w i e l k a p ły ta n a d g r o b k a k się c ia M a ­ zow ie ck ie go. Z n a j d u j e się tu tak że p o m n i k k r ó l a J a n a So bie sk ie go , a więc k a t e d r a p o s i a d a s p o r ą ilość p o m n i k o w y c h ś l a d ó w w s p o m n i e ń i p a m i ą t e k p o lsk ic h . Z aś w ie lk ie k o l u m n y lej ś w ią t y n i w y w i e r a j ą w s p a n i a ł e w r a ż e n i e n a k a ż d y m wi dzu .

Z w ie d z iły śm y p a ł a c c e s a rsk i, z a p o z n a w s z y się z t y m k o l o s e m o ty ­ sią c c z t e r y s t u zł o ci sty c h p o k o j a c h . Z a w i e r u c h a w o j e n n a tu w ł a ś n i e w ty ch p y s z n y c h a p a r t a m e n t a c h r o z p ę t a n a , w y p ł o s z y ł a s t ą d u k o r o n o w a n e głowy i p r z e m i e n i ł a z a m e k w m u z e u m m i n i o n e j po tę gi , H a b s b u r g ó w . T ł u m y r ó ­ ż n o ję z y c z n e j p u b l i c z n o ś c i p r z e w i j a j ą się n i e u s t a n n i e po o l b r z y m i c h sa l a c h p o d z i w i a j ą c s p l e n d o r n i e t k n i ę t y c h bo g a c tw , z d o b y t y c h w c ią g u stuleci.

Z p o m i ę d z y w s z y st k i c h sal n a j p i ę k n i e j s z a je s t tzw. «m il io n o w a» , gd y ż w s z e l ­ kie o z d o b y z r o b i o n e są ze z ło ta d u k a t o w e g o i k o s z t o w a ł y m i l i o n d o l a r ó w . T e n w s p a n i a ł y a p a r t a m e n t w y k o n a n o d l a Slarii T e re sy . Je s t t a k ż e sa la N a ­ p o le o n a . gdzie m i e s z k a ł N a p o le o n , gd y p r z y b y w a ł w gościnę. Z n a j d u j e się t u je go k lę c z n ik , stó ł do p r a c y i łóżko. W i d z i a ł y ś m y t a k ż e p o k ó j i łó żk o, n a k t ó r y m u m a r ł c e s a rz F r a n c i s z e k Józef.

P o p o ł u d n i u b y ła s p e c j a l n a w y c ie c z k a a u t o b u s e m na K a h l e n b e r g (Ły sa Góra) gdzie k r ó l J a n Sobi es ki p r z y b y ł w sob ot ę, 11 w r z e ś n i a 1683 r., a w ni ed zi el ę 12-go o god zi n ie 4 r a n o s a m służył" do m sz y św., p o d c z a s k t ó ­ r e j w r a z z s y n e m J a k ó b e m i i n n y m i w o d z a m i p r z y j ą ł K o m u n i ę św. Mszę św. o d p r a w i ł n a t e n c z a s leg at p a p i e s k i Marco d'A v ian o , a na k o ń c u z a m i a s t

«Ite m i s s a est», w y m ó w i ł , nie w ie d z ą c o t y m V inces J o a n n e s » . Na t y m w z g ó r z u 12-go w r z e ś n i a o d b y ł a się r o z s t r z y g a j ą c a b i t w a z T u r k a m i . O b e ­ cn ie z n a j d u j e się tu k o śc ió łe k, a w n im k a p l i c z k a z o ł t a r z e m , gdz ie o d p r a ­ w iła się ta m s z a św. Na ś c i a n a c h są m a l o w i d ł a Rose na , p r z e d s t a w i a j ą c e b u r z ę ze w s c h o d u i C h r y s t u s a na k r z y ż u w s t r z y m u j ą c e g o n a w a ł ę t u r e c k ą ; d al ej , p a p i e ż a I n n o c e n t e g o VI m o d l ą c e g o się o p o m o c w tej c ię ż k ie j p o ­ trzebi e, o w ą m sz ę św. i k r ó l a p r z y j m u j ą c e g o K o m u n i ę św.

W ty m ko śc ie le o d b y ło się dla n a s k r ó t k i e n a b o ż e ń s t w o i b ł o g o s ł a ­ w i e ń s t w o Najśw. S a k r a m e n t e m . B a rd z o r z e w n ą i w z r u s z a j ą c ą p r z e m o w ę w yg ło si ł ks. Stan. S k w i e r a w sk i . z m a r t w y c h w s t a n i e c , p r o b o s z c z tu te jsz y . Z a ­ c h ę c ił do m iłoś ci O jc zy zn y, a n a z a k o ń c z e n i e w s z y sc y śpie w a li ' B o ż e , coś P o lsk ę* . Ze w z r u s z e n i a łzy p o p ł y n ę ł y k a ż d e m u po p o l i c z k a c h . W y s z ł y ś m y n a sa m sz czy t k o śc ió łk a , sk ą d wndać całe m i a s t o W i e d e ń . Z a c h ó d s ło ń c a w tym cz a sie c u d n i e się p r z e d s t a w ia ł, a p r o m i e n i e z z a c h o d u o l śn i e w a ł y p r z e p ł y w a j ą c ą r ze k ę D u n a j , k t ó r a j a k W i s ła W a r s z a w ę , p r z e c i n a n a d w ie części W ie d e ń .

(10)

W z n i e s i e n i a , k t ó r e o t a c z a j ą W i e d e ń s t a n o w i ą j e d n ą z p i e r w s z o r z ę d ­ n y c h a t r a k c y j d l a tu r y stó w .

W e w t o r e k 23-go m a r c a w s ta ł y ś m y o 5 r a n o , w y s ł u c h a ł y ś m y m sz y św . w k a p lic z c e w h o s p i c ju m , p r z y j ę ł y ś m y K o m u n i ę św., a p o ś n i a d a n i u w y j a z d z W i e d n i a do Rz y m u o go d zi n ie 8.06 r a n o .

W d r o d z e prze ślic zn e , c z a r u j ą c e k r a j o b r a z y g ó r a l p e j s k i c h p r z e s u ­ w a ł y się n a m p r z e d o c z y m a — sz czyty te r ó ż n o m i a r o w e s p a d z iste , a p o ­ k r y t e śn ie g ie m śliczn ie w y g l ą d a ł y w d a l e k i e j odleg łości. W s z y s t k i e s t a ł y ­ ś m y p r z y o k n a c h p o d z i w i a j ą c te p r z e c u d n e tw o r y Boże. C z a se m n a g ó ­ r a c h p o k a z a ł y się z a m k i st a ro ż y t n e . P r z e d g ó r a m i r o z c i ą g a ł y się p r z e p i ę k n e TÓwniny, a tu ż n a d g ó r a m i śli czne s k le p ie n ie z b i a ł y m i c h m u r k a m i j a k o

s t a d o owiec.

Oko ło g o d z i n y 4 p o p o ł u d n i u d o j e c h a ł y ś m y do g r a n i c y w ło sk ie j

«Tarvisio ». Z n o w u n a s t ą p i ł a k o n t r o la . U r z ę d n i c y w ło sc y w m u n d u r a c h w e ­ szli do n a sze go p o c ią g u , k t ó r y z a t r z y m a n o d l a r e w iz ji. Na g r a n i c y p o k a ­ z a ła się c h o r ą g i e w w ł o s k a i żo łn ie rz e w z u p e łn ie i n n y c h m u n d u r a c h od n a s z y c h . K olo r ich m u n d u r u je s t zi e lo n y a n a gło w ie k a p e l u s z z d ł u g im i c z a r n y m i p i ó r a m i s p u s z c z a ją c y m i się w s t r o n ę r a m i e n i a . Z w i e l k i m z a ­ c i e k a w i e n i e m p r z y g l ą d a ł y ś m y się w s z y stk ie m u , p o n i e w a ż b a r d z o w i e l k a r ó ż n i c a b y ł a od p o p r z e d n i c h w id o k ó w . Góry np. t u t e j s z e j u ż b yły wi ęcej sk a l is t e i d u ż o wyższe, często w i d a ć b yło j a k c h m u r y sp o c z y w a ł y n a ich śn ie ż n y c h s z c z y ta c h i p o k r y w a ł y je. Na r ó w n i n a c h r o s ł y d r z e w a o l i w k o w e l u b w in n ice . P r z e k r o c z y w s z y g r a n i c ę w ło sk ą , p o c z ę s t o w a n o w s z y s t k i c h p a ­ s a ż e r ó w n a s z e j p i e l g r z y m k i p o m a r a ń c z a m i w ło sk im i, k t ó r e n a m b a r d z o s m a k o w a ł y .

(Ciąg d a l s z y n a s t ą p i ).

Cudowny Medalik a miłość bliźniego

Jeśli je st cnota, k tó rą C hrystus p olecił nam w szczególniejszy sposób czyniąc z n i e j : „swoje p rzy k a zan ie41 i „znak, po k tó ry m po ­ z n a ją uczniów Jego“ — cnotą tą jest m iłość. M iłość je st podw ójna, ona o b ejm u je jednym uczuciem Boga i bliźniego. M iędzy m iłością Boga i m iłością bliźniego n ie m oże być, nie pow inno być żadnego rozdziału, one p rz e n ik a ją się do tego stopnia, że nie m ożna kochać B oga, jeżeli nie kocha się swoich b raci, i ażeby kochać tych b raci, m usi się koniecznie n ap rz ó d kochać Boga. W pierw szych czasach chrześcijaństw a w iern i m ieli ta k w ielką m iłość je d n i dla drugich, że poganie w ołali ze zdziw ieniem : „P atrzcie, ja k o n i się k o c h a ją !11 G dyby ci sam i poganie stan ęli pośród nas, czy m ogliby pow iedzieć to sam o? Czyż egoizm w yrafinow any, b ru ta ln y , dziki n ie z a ją ł na ziem i m iejsca m iłości? Ja k może k w itnąć m iłość, gdy znika w iara?

C odziennie odbyw ają się p rze d try b u n a ła m i niezliczone procesy. De­

fra u d a c je i oszustwa, zam achy na obyczajność przez k in a , bale, te a ­ try , pow ieści, afisze i obrazy n iem o raln e, zgorszenia, lekkom yślne sądy, obm owy i oszczerstwa, kradzieże i ra b u n k i zorganizow ane przez ty ch , k tórzy ośm ielili się pow iedzieć: „W łasność to je st k ra d z ie ż !11 —

(11)

m orderstw a, k tó ry m i codziennie d zien n ik i są zapełnione. N a u zu ­ p ełn ien ie tego ponurego o b raz u — w ielki p ro ce n t k araln o ści w śród m łodzieży, a naw et dzieci. Dlaczego tyle z b ro d n i? Dlaczego ty le zła, dlaczego tyle n ienaw iści? — D latego, bo m iłość zgasła. C hłód i p u stk a ro zpostarły sm utny cału n n a d naszą lud zk o ścią; ta k sam o gdy słońce zniża się na horyzoncie, soki życiodajne p rzy ro d y p rze stają krążyć

i stają zam rożone. '

W ielk i Boże, d o k ąd zdążam y? Z apew ne, są jeszcze praw dziw i b ohaterow ie ch rześcijanie, k tórzy ro zu m ieją słowa V euillota i żyją w edług n ic h : „T rzeb a kochać ludzi, n ie spodziew ając się i nie chcąc n agrody ziem skiej, k ochać ich ja k siebie sam ego, to znaczy czynić im tyle dobrego, ile p rag n ie się dla siebie, przebaczać im krzyw dy, ja k ic h nie przebacza się sobie sam em u; być d obrym dla złych, — w cichości i cieniu w spom agać nędzę, — siadać u wezgłowia o p u ­ szczonych ubogich, — czynić dobrze i p rzep raszać Boga za to, czego nie zrobiono, lub co n ied o b rze zro b io n o !" Są jeszcze ta k ie dusze m iłosierne, k tó re p ró b u ją w yrw ać ludzkość z tego o d rętw ie n ia śm ier­

telnego. Lecz obok tych dusz ta k p ięknych i ta k rzad k ich , co za wy­

rafinow any egoizm, ja k ie zacięte w alki, ja k ie lekcew ażenie h o n o ru , własności, a naw et życia b liźn ich ! N iedaw no pow iedział k to ś ze znanych osobistości: „Żeby zapew nić pow odzenie naszej rew olucji, trzeba będzie ściąć p o n ad 40.000 głów“ . Iluż je st ta k ich , k tórzy n ie m a ją w sercu an i je d n e j isk ierk i tego ognia, k tó ry C hrystus p rzy ­ szedł zapalić na ziem i?

O dw róćm y w zrok od tego rozpaczliw ego w idoku i przenieśm y go na nasz drogi M edalik. P o tra fi on w znieść tam ę dosyć potężn ą, by w strzym ać zło i n atch n ą ć tych, k tó rzy go nosić b ęd ą z m iłością tak głęboką, że będzie ona ja k pow iedział św. A ugustyn o E u c h a ­ ry stii: „łącznikiem m iłości“ pom iędzy w szystkim i ludźm i.

C udow ny M edalik je st m iłością Bożą w w yobrażeniu i w czy­

nie, je st on więc rów nocześnie czystą m iłością bliźniego, gdyż te dwie m iłości są nierozłączne.

M aria wyciąga do nas swe ram io n a ja k m a tk a ; czyż n ie je st to w yrażenie m iłości czułej, chcącej p rzygarnąć do siebie u k o ch a­

nych? T a k u la ziem ska, k tó rą przyciska do serca, czyż n ie je st to św iat cały, zwłaszcza św iat chrześcijański, k tó ry ch ciałaby zalać p ro ­ m ien iam i sw ojej cudow nej m iłości?

J e j ręce w yciągnięte n ie są puste, lecz n ap e łn io n e d ara m i p r a ­ w dziw ej m iłości, to je st łaskam i B oskim i, pom ocą ta k duchow ą, ja k i m a teria ln ą, ja k ie j m ożem y potrzebow ać.

M odlitw a, k tó rą k ła d zie n am w u sta : „m ódl się za n am i“ , za n am i, w liczbie m nogiej, ta k ja k Jezus nauczył nas m odlić się „od­

puść nam , daj n am “ , — czyż ta m odlitw a nie je st aktem m iłości w zajem nej, praw dziw ej i p rak ty czn ej, węzłem m iłości b ra te rs k ie j

(12)

i łącznikiem serc? T ak ja k Bóg, O jciec nasz, ta k samo M aria n ie ro b i żadnej różnicy, wszyscy ludzie są je j dziećm i. M edalik je st je d en , ten sam dla wszystkich, ubogich i bogatych, m ałych i w iel­

k ich, prostaczków i uczonych. „P rzy jd źcie" pow iedziała O na, przyjdźcie do stóp tego o łtarza, tu łaski b ęd ą w ylane n a w szystkich, k tó rzy prosić będą ufnie i gorąco; w ylane będ ą na w ielkich i m a­

łych". Co za p ię k n a równość! To ta k ja k w K om u n ii św. nędzarz o trzy m u je ta k samo dużo, ja k m ożny tego św iata!

A gdy p rzyjrzym y się odw rotnej stronie M edalika, co za n au k a m iłości!

Czyż lite ra „M“ , oznaczająca im ię „M aria“ , n ie p rzy p o m in a n am słodkiego, czułego im ienia M atki? Czyż krzyż, k tó ry góruje n ad tą literą, nie m ówi nam , że Bóg u k o ch ał nas aż do w ylania ca­

łe j swojej krw i. i że m y pow inniśm y w ten sam sposób kochać n a­

szych b ra c i; „in fin em “ , aż do końca, ta k ja k Jezus nas u k o ch a ł?

D wanaście gwiazd, — p rom ienny obraz dw unastu apostołów , czyż nie uczą nas na swój sposób, że i m y pow inniśm y być aposto­

łam i, a więc m am y kochać naszych b raci, sta ra ją c się dać im Boga?

A wreszcie dwa serca u dołu M edalika? Co one n am m ów ią?

Serce Boże, — to serce, k tó re ta k b ardzo ukochało lu d z i; serce M atki — i to ja k ie j M atki? Czy m oglibyśm y życzyć sobie b ard z iej wymownego sym bolu tej m iłości, k tó ra pow inna p rom ieniow ać z nas i wylewać się na dru g ich ? Otóż ja k bez słów, lecz b ardzo głośno, M edalik uczy nas m iłości względem bliźnich.

Heroiczna ofiara starszej siostry

Około 15 g ru d n ia 1843 m ała dziew czynka im ieniem Z enobia de M..., licząca zaledw ie je d en ro k życia, z a p ad ła rów nocześnie na zap alen ie płuc, u d erz en ie na mózg i chorobę kiszek. L ekarz, p rzy ­ jaciel dom u, nie odstępow ał łóżeczka ch o rej, lecz wszystko n a d a ­ rem nie.

S tarsza je j siostra p rag n ę ła poświęcić się Bogu. U w ażała ona przyjście na św iat m ałej siostrzyczki, k tó ra m iała zastąpić ją w ro ­ dzinie, za opatrznościow ą pociechę, dan ą je j rodzicom , aby w yna­

grodzić im je j odejście. U fała, że Bóg n ie odbierze rodzicom tej pociechy. M iała w swoim p o k o ju obraz O bjaw ienia Cudow nego Me­

d alika, u k lę k ła p rze d nim i u stóp M arii złożyła przyrzeczenie, że pośw ięci się Bogu, jeżeli dziecko w yzdrow ieje.

P o p o łu d n iu je d n a z ciotek przyszła po n ią, by z n ią razem pójść do kościoła. Podczas gdy obie ta m się m odliły, m a tk a cho­

rego dziecka pod w pływ em n atc h n ie n ia n ad n a tu raln e g o w zięła do rę k i C udow ny M edalik i ocierając go o ciało dziecka praw ie ju ż k o ­ nającego p o w tarzała z ufnością: „O M ario bez grzechu poczęta, m ódl

(13)

95

się za nam i. któ rzy się do C iebie u ciekam y44. Ję k i żałosne dziecka ucichły, a w ieczorem le k arz stw ierdził znaczne p o lep szen ie; ram ię, k tó re było sparaliżow ane, poruszało się sw obodnie. „N iestety, to dziecko będzie niew idom e14 pow iedział. I rzeczywiście, oczy pozo staw ały n ieru ch o m e, gdy p rze d n im i przesuw ano za p alo n ą świecę M atka, k tó ra n ik o m u jeszcze n ie p ow iedziała o sw ojej ta jem nicy, zaczekała aż wszyscy o d ejd ą, w tedy w zięła swój drogi M eda lik i p o cierają c go o oczy m ałej ciem nej pow tarzała sw oje wezwą nie. P o głębokim śnie, k tó ry trw a ł około 24 godzin, m a ła Z enobia o b u d z iła się, poznała w szystkich, k tó rzy ją otaczali, uśm iechała się

do n ic h ; — odzyskała w zrok, by ła urato w an a.

Modlitwa

O, Boże k tó ry jesteś m iłością, o C hryste, k tó ry rozkazałeś n am kochać naszych b rac i ja k siebie sam ych i ta k ja k Ty nas u k o ch a­

łeś, d a j nam za przyczyną T w ojej ta k słodkiej M atki, rozbudzić w naszych sercach Boski ogień m iłości! Bez n ie j nie m ożna być ch rześcijan in em . S praw o M ario, byśm y nosząc pobożnie Tw ój M e­

dalik często spoglądali na te dwa serca, k tó re nas pouczą, do j a ­ kiego sto p n ia Jezus i T y ukochaliście nas! I ta k będziem y T w oim i dziećm i, o M ario, i dziećm i tego Boga, dla którego m iłości będziem y k o ch a li naszych braci. A m en.

(W ł a s n o ś ć l i t e r a c k a •— z a s trz e ż o n a ).

W s z y s c y A b o n e n c i R o c z n ik a M a r ia ń sk ie ­ g o o tr z y m u ją r ó w n o c z e ś n ie b r o s z u r ę :

„ C h r y s tu s z n a m i“ T. XII. O M ęce P a ń ­ sk ie j. S ta n o w i o n a p r e m ię d la g o r liw y c h A p o s t o łó w C u d o w n e g o M ed a lik a , k t ó r z y u i ś c i l i p r e n u m e r a t ę n a l e ż n ą . K t o t e g o o b o w i ą z k u j e s z c z e n i e d o p e ł ­ n i ł , b a r d z o p r o s i m y , a b y s p i e s z n i e o c h o t n y m i ż y c z l i w y m s e r c e m u ż y ­ c z y ł n a m S w o j e j ł a s k a w e j p o m o c y .

B ó g z a p ł a ć z a k a ż d y o b j a w ż y c z l i w o ś c i !

(14)

N A UR O C Z Y STO ŚĆ KANONIZACJI

ŚW. ANDRZEJA BOBOLI

( W d n i u Z m a r t w y c h w s t a n i a C h r y s t u s a P a n a)

D zień Św iętego w stał B oboli, Z cieniów nocy w y zw o lo n y ; N ie m a śm ierci i niew oli:

„Niech będzie B óg u w ie lb io n y !“

Sztandar w iary rozw inięty, Dziś na cztery świata strony;

N a ołtarzach je st nasz Św ięty...

„Niech będzie Bóg u w ie lb io n y !“

Z św iętą stolicą Piotrow ą, N aród p o lski znów złączony;

C hw ilą w ielką i dziejową...

„Niech będzie Bóg u w ie lb io n y !“

Z iem io m iła, — tobie chw ała!

B iją serca, — biją dzw ony...

N im b e m p ło n ie Polska cała —

„Niech będzie B óg u w ie lb io n y !“

N o w y szaniec ją osłania, — K rw ią m ęczeńską um ocniony.

W d zień św iętego Z m artw ychw stania —

„Niech będzie B óg u w ie lb io n y !“

W acława G ołębiow ska W B ielsku 10. I II . 1938.

(15)

Bliższe i dalsze cele Cu do wne go Meda lika

Ju ż przeszło w iek dzieli nas od owego szczęśliwego d n ia o b ja ­ w ienia się N ajśw iętszej P a n n y Siostrze K ata rzy n ie L aboure, nie tr u d n ą w ięc będzie rzeczą odsłonić n ie k tó re zam iary, cele Boże, u k ry te w o b jaw ien iu Cudow nego M edalika, m a lu ją c je, ja k obraz słoneczny, ja k tęczową zjaw ę na ciem nym , a czarnym tle stosun­

ków społecznych E u ro p y w r. 1830.

W szystkie praw ie społeczeństw a E u ro p y były pod przem ożny­

m i, a świeżym i jeszcze w pływ am i w ielkiej rew o lu cji fra n cu sk iej, z k tó re j n aro d z iły się n ajbliższe przyczyny tych strasznych zam ie­

szek, k tó re n ie tylko w tedy w strząsały fu n d a m e n ta m i państw i n a ­ rodów , ale i dzisiaj jeszcze n ie p o k o ją społeczeństwa.

T e p rz y c z y n y ru in y społeczeństw, a zwłaszcza francuskiego, są przyczynam i nabliższym i, poniew aż chrześcijańska filozofia, za­

sta n aw ia jąc się i b a d a ją c przyczyny w ielkiej rew olucji fran cu sk iej z r. 1789, ja k rów nież i przyczyny dzisiejszych socjalno-politycznych i kom unisty czno-bolszewiek ich w yw rotów i przew rotów , do tego do­

szła p rze k o n an ia i ostatecznego w niosku, że te b ezpośrednie przy­

czyny, a raczej choroby społeczne, k tó re osobiście przygotow ały g ru n t pod w ielką rew olucję we F ra n c ji i k tó re dzisiaj grasują bez­

k a rn ie , ja k straszne ep id em ie w śród społeczeństw całego ju ż św iata, coraz to b a rd z ie j zag rażając śm iercią daw nym naszym stary m u stro ­ jo m państw ow ym , nie są przyczynam i pierw szym i i głównym i, ale tylko przyczynam i ostatecznym i, k tó re w ynikły z innych, o w ieki całe starczych przyczyn zła i nieszczęść, k tó ry ch szukać należy p rze d e wszystkim w 14, 15 i 16 w ieku.

W iadom o wszystkim , że te trzy w ieki są w iekam i R enesansu, czyli po polsku O drodzenia, o drodzenia m yśli, uczuć, ducha, n au k , sztuk, w ogóle wszystkiego, prócz m oralności, w iary i relig ii, k tó re , podczas gdy m yśl i sztuka lu d z k a rozw ijały się z zad ziw iającą szyb­

kością i dochodziły ju ż praw ie do szczytów n ajn ied o stęp n ie jsz y ch d la du ch a ludzkiego, u p a d a ły coraz to niżej i niżej, aż na dno p r a ­ w ie. B yły to bow iem czasy, k ie d y in te lig e n cja całej E u ro p y rz u ­

(16)

ciła się po pro stu na co dopiero odk ry te dzieła staroklasycznej li­

te ra tu ry , za ta p ia ją c się w nich bez pam ięci i rozkoszując się ich bezprzykładnym pięknem form y i języka, k tó re tak n ap ra w d ę mogą oszołomić i dziś jeszcze każdego, kto się wczyta w te arcydzieła m i­

strzów słowa greckich i rzym skich. W net rozczytyw anie się i studia n ad P latonem , A rystotelesem , E schilem , Sofoklesem i P lu tarc h em , a z rzym skiego obozu n ad Cyceronem , H oracym , Ju w en alem i Wer- gilim stały się żywiołowo n am iętn ą m odą, k tó ra przez dwa. a raczej trzy w ieki z górą trw ała. Nic by to jeszcze było, bo przecież stu­

diow anie starych m istrzów , k tórzy geniuszem swoim p rzero śli wszyst­

kich i czas naw et, przynosi nieocenione w prost korzyści każdem u badającem u, a przez niego innym , ale ja k wszędzie, tak i p rzy tej napraw dę zbożnej w założeniu pracy, przy tym rozczytyw aniu się i rozkoszow aniu w tw orach geniuszu H ellady i R om y przeszkodziła znów nasza n ieodstępna, w ierna ja k rzadko k to, tow arzyszka du­

cha człowieczego, pycha. Od uw ielbień i zachw ytów n ad piękną, staroklasyczną fo rm ą p ochłanianych dzieł, przeszli w net nasi czy­

telnicy do bezrozw ażnych i krótkow zrocznych zachw ytów i w prost h isterycznych uniesień n ad m ądrą, ale pogańską z zasady treścią tych dzieł. B łędne pogańskie teorie i zasady m oralności z p rze d ty- siąców la t zaczęły się podobać czytającym m asom , k tó re nam iętnie piły już teraz nie tylko p iękno form y, ale b ru d n e czasem pom yje treści, u p ija ją c nim i, aż do o durzenia, do nieprzytom ności. Dzieła P lato;ia przek ład an o nad św ięte księgi E w angelii, n ieskrom ne pio­

senki Juw enala z większą radością i czcią śpiew ano, niż nieszpory.

Zaczęto pow oli, ale ciągle pow racać do pogaństw a. Z abobon pogań­

ski w zrastał z k ażdą chw ilą. P la to n a czczono wyżej od C hrystusa!

N astąpił ogólny u p ad e k m oralności. A n ajgorsza je d n a k , że to zło zaczęło się szerzyć ja k zaraza po całym świecie, zarażała, tą nową cho ro b ą ludzkość, a potem rozszerzała się u siebie wszędzie. Dodać je d n a k w ypada, że nie wszędzie zło p rzy b rało ta k zastraszające objawy. Dość je d n ak , że te n poganizm m yśli i serca, ta gorsza niż pogańska czasem m oralność, przygotow ała łącznie z in n y m i przy­

czynam i drogę dla ta k zw anej p seudoreform y p ro testan c k iej, k tó rej ojciem M arcin L u te r, a k tó ra w ybuchła w p ółnocnej Ku ropie na podłożu relig ijn y m . R eform a ( !) ta w net p o p a rta przez wolnomyśl- nych i zdem oralizow anych k u ltu rą R enesansu k siążąt k atolickich, p rzy b rała groźną postać w ojny z boską pow agą i tra d y c ją Kościoła rzym skiego. W alka p rzy b rała ro zm iary nieoczekiw ane. Z ażądała od K ościoła zap arcia się w łasnego jego boskiego posłannictw a i wyrze­

czenia się n ajisto tn iejszy c h praw d i zasad. K ościół o p a rł się na n a d ­ p rzyrodzonej, w szechm ocnej pow adze słów Jezusa i p rze g ra ł w oczach św iata — w naszych zwyciężył. Bo oto dziś, po czterech w iekach zaledw ie, a ju ż lu te ran iz m zaczyna się sam w sobie zała­

(17)

99

mywać. Z ja d a go tru cizn a w łasnych zasad, k tó ry m i się k arm i. I p ie r­

w ej czy później ro zp a d n ie się do reszty n a pom niejsze herezje, a te znow u na m niejsze ta k , aż w reszcie p rzy jd z ie czas, że go nie b ę ­ dzie. Tym czasem w idzim y kościół nasz rzym ski m im o, że „prze- g rał“ — ja k się św iatu zdało — wciąż w siły ty tań sk ie, boże u r a ­ sta, szerzy się pow oli, ale wciąż. Coraz to d alej rozszerza swe b ia łe o piekuńcze skrzydła, garnąc po d nie białe, czerw one, czarne i żółte dzieci, aż w reszcie p rzy jd z ie zda się w net ju ż czas, że się u jrz y m a tk ę w szystkich narodów , k tó ra ma z woli swego O b lubieńca Jezusa za­

p row adzić do ojczyzny w szystkich, do nieba.

B lisko połow a w iernych dzieci Kościoła w yp arła się m a tk i i poszła do p ro testan ty zm u . P ęk ły te złote i błogosław ione w ięzy, łączące zaprzańców z m a tk ą, a tym sam ym i z C hrystusem . U m ysły ich pyszne i dzikie z n a tu ry , potargaw szy rzekom e p ęia tra d y c ji św iętej i a u to ry te tu K ościoła, zaczęły w ierzgać i biegać n ieb aczn ie po niebezpiecznych urw iskach, nad czarnym i przepaściam i n ajg o r­

szych i najoczywistszych błędów , grożących śm iercią m o raln ą k aż­

dem u, k to b y tylko n ie o p atrzn ie przy su n ął się za daleko. Z a p rz e ­ czono w net boskości i n a d n a tu raln o ści religii. W yśm iano cuda i o b ja ­ wienie. W yszydzono b ea ty fik ac je i k an o n izacje św iętych, zignoro­

wano nieom ylność papieża. W olny światową, diabelską w olnością, słaby sam z siebie rozum lu d z k i staw ał się zw olna lekkom yślny, swa­

wolny, dum ny, potem n am iętny, w yuzdany, aż wreszcie szalony i niedorzeczny. Sam i siebie wyszydzili i ośm ieszyli zaprzańcy. Z dnia n a dzień, z roku n a ro k staczali się i staczają wciąż coraz to niżej, po fata ln ej pochyłości b łę d u k u czarnej przepaści, co ju ż otw orzyła na ich przyjęcie swą zach łan n ą paszczę. S traw i i ich, wszak dała sobie ra d ę z ty lu gorszym i jeszcze i potężniejszym i liczebnie h e re ­ zjam i. I stało się, że odstąpiw szy praw dziw ego Boga, p o ro b ili so­

bie cielców i im zaczęli się k łan iać, p a d a ją c w p roch na tw arz p rze d tw oram i rą k swoich. W zgardzili katolicyzm em i stw orzyli sobie, wy­

myśl i I i nowe relig ie: deizm y, racjonalizm y, n atu ra liz m y i dziesiątki innych, nieciekaw ych wcale izmów, k tó re ich nie mogły i nie m ogą zadowolić, m im o, że tw órcy tych now ych relig ii i naw et sam i wy­

znawcy tych izm ów w szelkich godziwych i niegodziw ych d o k ła d a ją sta ra ń , by się jakoś utrzy m ać na p o w ierzchni o p in ii publiczn ej. Ale wszystko na nic, każdy bow iem nowy ich system , p rag n ąc być p ie r­

wszym i najw ziętszym , zwalcza i neguje w szystkie inne, gotując tym sam ym w spólny grób w szystkim w spółherezjom , w spółbłędom , w spółszaleństw om um ysłu ludzkiego, k tó ry w pysze sw ojej ta rg n ą ł na pow agę i m a jestat Boży i chciał przez Niego założoną relig ię, je d y n ie d o b rą i praw dziw ą i św iętą popraw iać, ulepszać! Ale Bóg wyśm iał na niebiosach zam iary niezbożnycli i pom ieszał m yśli m ó­

wiących kłam stw o, a duszom ich odda nagrodę niespraw iedliw ych.

(18)

A le nie tylko n a polu relig ii n a ro b ił p ro testan ty z m zam iesza­

n ia i przew rotów , boć i na rozległych ła n ac h filozofii ta k gruntow ne zaczęli robić refo rm y od samego ju ż początku, że w k o ń cu sami zobaczyli się w śród ru in . W ystarczy, że w spom nim y tu jednego z ich późniejszych, a najw ybitniejszych i bezsprzecznie genialnych filo­

zofów E m an u ela K an ta, k tó ry po zaprzeczeniu i zignorow aniu ca­

łe j starej tra d y c ji filozoficznej, zaczął szukać za pom ocą swego „czy­

stego ro zu m u 11 nowych dróg dla m yśli lu d z k iej, now ych w artości filozoficznych, ale te filozoficzne jego szukania n ie przy n io sły je ­ szcze praw dziw ego pożytku nikom u, ni k atolikom , n i pro testan to m naw et. Ci pierw si o d rzu c ają po pro stu jego au to ry tet, nie mogąc się oczywiście zgodzić na n ie k tó re, zwłaszcza jego tw ardo-filozoficzne poglądy i teo rie niezgodne z duchem i objaw ioną n a u k ą katolicy­

zm u ; a p ro testan ci rów nież jakoś nie um ieli i nie u m ie ją doceniać jego z „czystego ro zu m u " w ysnutych poglądów filozoficznych.

N ie dość je d n a k na tym . W net pow stał, ja k o być m oże reak­

cja, na przesadny, stalowy rac jo n alizm m ędrca królew skiego nowy p rą d filozoficzny w ło n ie protestan ty zm u , będący w iększym jeszcze błędem , niż tw ardy i absolutny kan cjan izm , p an teiz m idealisty i ckliwego m arzyciela, poety raczej niż filozofa, H egla.

P rzeciw znowu panteizm ow i idealistycznem u p odniósł filozo­

ficzny b u n t m onista i sk ra jn y m a teria lista w je d n e j osobie Hackel, krzycząc głośno na cały świat, że on w łaśnie p raw d ę złap ał, a nie K a n t z H eglem i całą p le ja d ą innych filozofów. Ale i jego filozo­

ficzne zasady nie były trw ałym i. Z abłysnął bow iem i znów olśnił p ro testan c k ie oczy, a i k a to lic k ich w iele, sw oją p rze w ro tn ą m ądro­

ścią, o b racającą wszystkie zdrow e, m oralne i filozoficzne zasady do góry nogam i, F ranciszek N ietzsche. W n et zasady jego, głoszące ja ­ skraw ą w prost n iem oralność i inne gorsze jeszcze antytezy dotych­

czasowych zasad stały się m odne w świecie pro testan ck im . N auka p o p rze d n ich filozofów zaczęła podaw ać tyły, u stę p u ją c m iejsca ne­

gacji n ietzscheańskiej, k tó ra ja k każda nowość szalenie się podobała wszystkim, k tó ry m już niczego w ięcej nie było i nie je st potrzeba, prócz coraz to in n e j i w yszukańszej nowości po d ja k ąk o lw ie k po­

stacią. N astąp iła praw dziw a a b e racja pojęć i zasad życia. „Zerwano ze w szystkim i k łam liw ym i pom ostam i, w iodącym i do starych idea­

łów. W zgardzono uczoną tylko fo rm ą poczciwej w iary w pan u jącą m oralność..." Zm uszono nowoczesnego człow ieka, by w ziął rozbrat ze w szystkim , co czcił, co w yznaw ał dotychczas, a p rzy zn ał się otw ar­

cie do praw dziw ie rozpacznej niew iary i niem oralności. P ierw iastek nietzscheańskiej filozofii niby kw as zakw asił św iat pro testan ck i. Jak w ięc te ra z w ygląda duchow e oblicze p ro testan ty zm u , ja k długo je ­ szcze będzie on w egetow ał w te j form ie, w ja k ie j go obecnie wi­

dzim y, to Boża tajem n ica. Dość jed n ak , że rychły jego ko n iec p rze­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Z aczynały się stopniow o rzad k ie gaiki, zapowiedź le śn ej głuszy, prow adzące do zalanych wesołym blaskiem polanek, szum iących liśćm i zarośli... Pagoda

CENTRALNY KRAJOWY ORGAN KRUCJATY

[r]

Cześć św iętego Józefa sięga sam ego p oczątku Kościoła.. Józefa odznaczali się

zbyć się tych m ęczarni nieznośnych, byle tylko znaleźć się u celu swych m arzeń.. Więc zastanow ili się wspólnie, postanow ili opuścić niewdzięczną ziemię

Lecz ponieważ czystość jest udziałem mocnych, tych, którzy um ieją walczyć i nie cofają się przed żadną ofiarą, Serce Marii, które Medalik ukazuje nam

Na początku maja zorganizował Zarząd majówkę, w której jednak ze względu na wczesną porę tylko mała liczba Dzieci Marji wzięła udział. Zebrany fundusz z

Już od tygodnia Dzieci Marji schodziły się wieczorem i wiły wieńce, by ozdobić kościół na tę uroczystość.. Przy tej pracy odmawiały różaniec za dusze