• Nie Znaleziono Wyników

Rocznik Mariański. R. 14, nr 1 (1938)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rocznik Mariański. R. 14, nr 1 (1938)"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

ił/ ił/ił/ił/ił/ił/ił/ił/ił/ ił/ ił/ ił/ ił/ ił/ił/ił/

WSZYSTKIM

APOSTOŁOM CUDOWNEGO MEDALIKA

w P o lsc e i za granicą

W Y T R W A Ł Y M SZERMIERZOM W SZERZENIU C H W A Ł Y I CZCI N IE P O K A L A N IE PO C ZĘ TEJ

sk ład am y

N ajserd eczn iejsze Ż yczenia jak n ajob fitszej O p ie k i Marii, K rólow ej C u d o w n eg o M edalika i O ręd ow n iczk i w szystk ich ła sk

i b ła g a m y

o B ło g o sła w ie ń stw o dla w szy stk ich u Jej B o s k ie g o S y n a !

Z wiarą i o tu ch ą i u fn ością trw ajm y i w stęp u jm y w sz er eg i K rucjaty C u d o w n eg o M edalika w P o lsc e pom n ażajm y sz e ­ regi D zie ci Marii, korzystajm y z te g o p r z e o b fite g o źródła ła s k , k tórych zad atk iem je s t C ud ow ny M edalik, a p om n i na w ielk ie zadania n asze starajm y się tym p otężn ym środ k iem a p o sto lstw a rozszerzać K rólestw o Marii N iep ok alan ej w św ie c ie całym I

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU

W s z y s t k i m A p o s t o ł o m p o d b ł o g i m i p r o m i e n i a m i C u d o w n e g o M e d a l i k a

K R U C JA T A C U D O W N E G O M ED A LIK A n a c a łą P o lsk ę

K raków — Stradom 4.

P R Z Y P O M I N A M Y :

że W ła d z ę p o ś w ię c a n ia i n a k ła d a n ia C u d o w n e g o Me­

d a lik a d e le g u je w s z y s tk im K a p ła n o m : N a jp rzew . X.

W izy ta to r XX. M isjonarzy w K ra k o w ie — S tra d o m 4.

W m y śl d e k r e tu S to licy św . a p o s t o ls t w o C u d o w n e g o M ed alik a n a le ż y do Z g r o m a d z en ia XX. M isjonarzy, k tó r z y to a p o s to ls tw o z a w s z e p e łn ili i C u d ow n y Me- d a lik w s z ę d z ie r o z s ze rz a li!

(3)

R O C Z N IK MARIAŃSKI

I CENTRALNY KRAJOWY ORGAN KRUCJATY CUD. MEDALIKA j

| STOW. C U D O W N EG O MEDALIKA I DZIECI MARII W POLSCE j

i Rok XIV/1 Redaktor X. Pius Paw ellek, M isjonarz 'Styczeń 1938 \

S z c zę ść B oże w N ow ym Roku

W d al nied o ścig łą u la tu je sta ry rok. D zw ony kościelne i sy ­ re n y fab ry cz n e o z n a jm ią n am , że ro k 1937-ty ze w szy stk im i s m u t­

k am i, p rze ciw n o śc iam i i k lę sk am i p rze p a d ł w m orzu w ieczności i ż a d n a siła ju ż go z te j to n i n ie w ydobędzie.

P rz y c h o d z i Rok N ow y: n ie z n a n y , spow ity w przędzę lu d zk ich m a rz e ń i ró żn y c h p ra g n ie ń , w y k o ły sa n y ty sią c a m i tę sk n o t i w y ­ ja ś n io n y b ły sk a m i złudzeń... przy ch o d zi różow y ja k d ziecin a po p rz e b u d zen iu się ze zdrow ego snu, u śm iec h n ięty , obiecujący.

Co n a m p rz y n ie sie R ok N ow y, n ie w iem y, ale to w iem y, że d o k o n u ją się w św iecie z a m ia ry Boże. Rzeczy, k tó re n a m się w y ­ d a w a ły niem ożliw e, s ta n ą się w przyszłości rzeczyw istością. Z n ik ­ n ie to w szystko w przyszłości, co z w oli Bożej m a zginąć: p o w sta ­ n ie zaś to, co Bóg zechce pow ołać do b y tu i zachow ać...

Co n a m te n 1938-m y rok p rzy n ie sie ? Czy aż do ko ń ca u śm ie ­ c h a ć się będzie do n a s w eselem i rad o ścią? S am Bóg tylk o w ie;

z lu d zi nikt.

I dobrze, że p rze d n a m i przyszłość za k ry ta. L ep iej, że idziem y n ap rz ó d n ie w ied z ąc co n a s czeka. C hoćby n a w e t m ia ło n a s cze­

k ać co przykrego, d o w iem y się o ty m zaw sze jeszcze dość w cześnie.

Ale cokolw iek p rzy jd z ie, w szystko m oże n a m w y jść n a d o ­ bre. Od n a s to sa m y ch zależy. B ądźm y tylk o w zgodzie z B ogiem i w ie rn i św. K ościołow i i jego p ra w o m w ty m n o w y m roku!

(4)

z a ch w ie jm y się w u fności ku Bogu. P rz y lg n ijm y do Niego c a ły m sercem i w d u ch u siln ej w ia ry p rz y jm ijm y z Jego ręki w szystko, co n a n as ześle — w ierząc m ocno, że Bóg będzie n a d a l n aszy m n a j ­ lepszym Ojcem .

Boga n a pom oc biorąc, idźm y odw ażnie n a tru d y i prace, n a bóle i cierp ien ia przyszłe. Idźm y w przyszłość, siln i n a d u ch u ,

p ełni odw agi i n adziei, n ie za ch w ia n i w ufności k u Bogu.

M arii N iepokalanie Poczętej poruczm y w szystkie nasze s p r a ­ w y. O na ja k o M atka M iłosierdzia i P a n n a M ożna w y rw ie nas- z oblicza niebezpieczeństw a i zaprow adzi pod opieką Sw oich P ro ­ m ie n i n a drogę w y trw ało ści i łaski i Bożej mocy.

W tej oto m y śli i z ta k im słow em o tuchy przy ch o d zim y do W as, ko ch an i C zytelnicy i n a pro g u Nowego R oku sk ła d am y W a m staropolskie i katolickie życzenie: SZCZĘŚĆ BOŻE!

Imię Jezus

D nia 1 stycznia Kościół św ięty obchodzi św ięto O brzezania Jezusa.

W d n iu o b rzezan ia S yn Boży, k tó ry sta ł się człow iekiem , otrzy m ał im ię Jezus, co znaczy Z baw iciel, im ię u w ielb ien ia godne, które w in n o w n a s b udzić cześć, ufność i m iłość.

«A gdy się spełniło ośm dni, iżby obrzezane D zieciątko, n a ­ zw ane je st im ię Jego Jezus, któ re było nazwTan e od a n io ła pierw ej,, n iźli się dziecię w żyw ocie poczęło®.

T a k m ów i św. Łukasz.

«Jezus, — p o w iad a św. F ra n cisz ek Salezy, — b y ł p ełen b a l­

sam u zbaw ienia, ale nieznanego, dopóki słodko o k ru tn y nóż nie otw orzył Jego boskiego ciała. W ted y poznano, że cały je s t b a ls a ­ m em , a to b alsam em zbaw ienia. Oto dlaczego śwrięty Józef i N ajśw . P a n n a oraz całe ich sąsiedztw o w ołać zaczęli: «Jezus», co zn aczy

«Zbawiciel».

Im ię Jezu s w ypędzało czarty i zm uszało je do ucieczki. T e r- tu lia n tw ierdzi, że n a w e t poganie, je śli chcieli, m ogli być tego św ia d k am i i sam i czynić dośw iadczenia.

I ta k sp e łn ia ła się i sp e łn ia jeszcze ta ob ietn ica Je z u sa P a n a d a n a uczniom : «W ypędzać b ęd ą cz arty w im ię Moje».

(5)

Chociaż św ięte im ię Je z u s szczególnie czczone je s t w d n iu O brzezania, je d n a k Kościół św. u sta n o w ił osobne św ięto n a Jego cześć.

* *

*

Św. S olange b y ła córką b ie d n y c h rodziców .

O jciec d a w a ł je j szczególny p rz y k ła d cnót w szelkich; m łoda dziew czyna k o rz y sta ła ta k dobrze z ch rześcijań sk ieg o w y ch o w a­

nia, że Bóg u szczęśliw ił j ą n a jw ię k sz ą obfitością łask. Szczególny pociąg m ia ła do w szystkiego, co m a zw iązek z życiem P a n a n a ­ szego Je z u sa C h ry stu sa.

N ieu sta n n ie b ło g o sław iła Jego św. Im ię, a w y p o w iad a ła J e zaw sze z n ab o ż eń stw em o k az u ją cy m , ja k głęboko Im ię to w y ry te było w je j sercu. N ieskończoną rozkosz sp raw ia ło je j za ch o w y w a­

nie n ie w in n o ści d la p rz y p o d o b a n ia się P a n u Jezusow i, którego k o ­ ch a ła ze w szy stk ich sił sw o jej duszy.

Szczęściem d la n ie j b yło p o w ta rz a n ie słów ta k u lu b io n y c h przez św. A gnieszkę:

«K ocham Je zu sa , bo M atką Jego b yło dziew ica; k o ch a m J e ­ zusa, bo k o c h a ją c Go za c h o w u ję czystość; k o ch a m Jezu sa, bo Jego m iłość b ro n i m ej niewinności®.

P ęd ząc trzodę sw ą n a pastw isko, k o rzy sta ła z sam otności, b y ro zm a w iać z m iło ścią z B ogiem sw ym , którego Im ię sam o było dla n ie j pociechą.

* *

*

P odczas oblężenia P a ry ż a w ro k u 1870, je d e n z b rac i Z gro­

m a d z e n ia Szkół C h rze śc ijań sk ich p ielęgnow ał z rz a d k im p o św ię­

ceniem b iednego żo łn ierza chorego n a ospę.

O becny tem u , a p o d z iw ia ją c y jego odw agę św iadek, rzekł:

— J a b y m tego nie zrobił i za 10.000 franków !

— A ja b y m i za 100.000 fra n k ó w tego n ie zrobił, — rzekł b r a ­ ciszek i c a łu ją c k ru c y fik s dodał, — ale ro b ię to d la Jezusa!®

■'fi 'A i.v. ■»?ł Jfj r t -*.*ł

J a k n a j g o r ę c e j u p r a s z a m y w s z y s t k i c h A b o n e n t ó w o ła s k a w ą p o m o c w b . r. 1938. — U s t a n o w i l iś m y l ic z n e n a g r o d y d la t y c h , k t ó r z y w c z e ś n i e z ło ż ą a b o n a m e n t ! P o s p i e s z m y o c h o t n y m s e r c e m z p o m o c ą i o f i a r ą ! U c z y ń m y t o z m i ło ś c i d la N i e p o k a l a n e j ,

k t ó r e j C u d o w n y M e d a lik n o s im y !

V w w w w v V V tV V Jf»Jf

(6)

Uroczystość Trzech Króli

J a k E w an g e lia św. opisuje, p rzybyli T rz ej K rólow ie z d a le ­ kiej k ra in y do B etlejem , ab y oddać cześć D zieciątku, ja k o Bogu, królow i i człow iekowi. T ę m yśl sw o ją w y ra zili przez złożone d ary : kadzidło, złoto i m irrę.

Ci M ędrcy-K rólow ie n ie zn a li O b jaw ie n ia Bożego, n ie znali proroctw o C h ry stu sie P a n u , gdyż byli poganam i. W ied zieli tylko z p o d ań sta ry c h i m oże z ksiąg św iętych żydow skich, że p rz y jd z ie n a św ia t obiecany czyli M esjasz, a p rzy jego n a ro d z e n iu u k aże się n a d z w y c z a jn a gw iazda, k tó rej d o tą d nie było. T rz ej K rólow ie z a ­ s ta n a w ia n ie m się n a d u rzą d zen iem św ia ta, doszli do p rze k o n an ia , że Bóg je st i to zup ełn ie inn y , n iż sobie p oganie p rze d staw ia li.

Gdy w ięc T rz e j K rólow ie u jrz e li ow ą gw iazdkę, k tó ra n a r o ­ dzenie Boga zap o w iad ać m iała, od ra z u w y b ra li się w drogę i sz u ­ k ali C h ry stu sa dotąd, aż Go znaleźli narodzonego w stajence.

R óżnych środków P a n Bóg używ a, b y do S iebie lu d z i p ow o­

łać. P astu szk ó w w zyw a przez aniołów , T rzech K róli p rzez n au k ę i gw iazdę.

N a w zór T rzech K róli, ty c h p ierw szy ch w yznaw ców C h ry ­ stu s a z ludów pogańskich, P a n Bóg pow o ły w ał w różny sposób do S iebie n aro d y . K ażdem u d a w a ł i d a je od p o w ied n ią gw iazdę.

I n a sz n a ró d m ia ł sw o ją gw iazdę, k tó ra go p rzy w io d ła do C h ry stu sa P a n a . T ą g w iazd ą p rze w o d n ią b y ł król M ieczysław I, k tó ry za s p ra w ą żony sw ej D ąbrów ki, p rze d 944 la ty w p ro w a d ził do P olski chrześcijań stw o . N asi przodkow ie b y li p o g an a m i, d o ­ p iero k a p ła n i spro w ad zen i z M oraw, n au c zy li ich znajo m o ści p r a ­ w dziw ego Boga. Św. W o jciech i św. S tan isław tę w ia rę C h ry stu ­ sow ą u g ru n to w a li w sercach Polaków .

P o lsk a znow u b y ła g w iazd ą w io d ącą do C h ry stu sa d la lite w ­ skiego n aro d u , k tó ry dłużej od n a s zostaw ał w pogaństw ie. L ite w ­ ski k siążę Jag iełło s ta ra ł się o rękę królow ej p olskiej Ja d w ig i.

Ja d w ig a p o sta w iła za w aru n ek , b y Jag iełło p rz y ją ł z n a ro d e m c a ­ łym C hrzest św ięty. S am u czy n ił to d n ia 15-go lutego 1386 r.

i p rz y ją ł im ię W ład y sław a, a potem raz em z Ja d w ig ą ca łą L itw ę naw ró cił n a chrześcijaństw o.

W d n iu T rzech K róli szczególniej dziękow ać B ogu w in n iśm y

(7)

św. p rzy w ró c ił do C h ry stu s a P a n a .

W ia r a C h ry stu so w a ro zszerza się i u trz y m u je przez n a u c z a n ie b isk u p ó w i k ap ła n ó w , zo sta ją c y c h w łączności z Z astęp c ą C h ry ­ stu so w y m czyli P ap ie że m , i przez m is jo n a rz y , głoszących n a u k ę C h ry stu so w ą poganom .

K a p ła n i głoszą słow o Boże, oni ro z d z ie la ją S a k ra m e n ta św . u sta n o w io n e d la naszego zb a w ien ia. Bez k a p ła n ó w w ie rn i w y z n a ­ w cy C h ry stu s a obejść się n ie m ogą. T y m c zasem p ra c y p rz y b y w a co rok, a k a p ła n ó w lic zb a się zm n iejsza . O d jak ieg o ś czasu coraz m n ie j w śró d m ło d zieży je s t ta k ich , k tó rz y b y p ra g n ę li życie sw o je całkow icie pośw ięcić n a służbę B ogu i sw em u społeczeństw u w s ta ­ n ie k ap ła ń sk im .

Otóż o fia ru jm y n asze m o d litw y n a in te n c ję S e m in a riu m XX. M isjo n arzy i p ro śm y gorąco B oga o p o w o łan ie szczere d la m łodzieży n a sz e j do s ta n u k ap łań sk ieg o . Z aś rodzice k atoliccy n ie ch ro z w ija ją od m łodości w sw oich sy n a c h d u c h a p o św ięcenia się słu żb ie Bożej w sta n ie k a p ła ń sk im , a b y n a m n ie za b rak ło d o ­ b ry c h k ap ła n ó w , a n a ró d n a s z p rze z żyw y i go rliw y u d z ia ł w p ra c y m is y jn e j m ógł być gw iazdą, w io d ąc ą n a ro d y do C hry stu sa.

Gloria — Chrystus w yznaje bóstw o sw oje

«I w y s z e d ł g ło s z s to lic y m ó w ią c y : D a jc ie c h w a łę B o g u n a s z e m u w s z y ­ s c y s łu d z y Je g o i k tó r z y się Go b o i­

c ie m a li i w ie lc y *

Z aled w ie p rz e b rz m ia ło se rd e c z n e i usilne w ołanie do B oga o m iłosierdzie, po K yrie-eleison k a p ła n p o d n o sz ą c ręce i serce k u n ie m u m ów i; ((Gloria in excelsis Deo». — M odlitw a p o k o r­

nego p rz e b ija n ieb io sa, m ów i M ędrzec, d latego u p o k o rz y ły się se rc a k a p ła n a i lu d u u stó p k rzy ża. U fność se rd e c z n a i ła sk a B oża w zn o si je te ra z z ra d o ś c ią k u B ogu, k tó r a p rz e le w a się w ty m h y m n ie w eso ły m i p o ch w a ln y m . — G łęboka to m yśl, że p o K yrie n a s tę p u je b ez p o śre d n io G loria. — D la g rze szn ik ó w b o ­ w iem nie m asz ra d o śc i i w ese la b ez żalu i p o k u ty . — Ł zy b o ­ leści m u sz ą u p rz e d z a ć ła sk ę p o św ię ca jąc ą. O ne sp ro w a d z a ją j ą

(8)

do duszy, a ta o cz y sz cza ją c serce, czyni n a s aniołom p o d o b ­ nym i. — Im głębiej u p o k o rzy się serce p o d cz as K yrie-eleison, im se rd e cz n iejsza sk ru ch a , tym radośniej m oże śp iew ać Gloria.

In tro it p rzy p o m n iał n am Z baw cę św iata i obudził prag n ien ie g o rąc e łask Jego. G loria zaś zap o w iad a, że w szystko to spełni się d la nas, ja k się ju ż spełniło dla św ia ta całego w n a ro d z e n iu Je zu sa . — C hrystus nie opuści n as w sm u tk u i ucisku, w ejrz y n a n a s i nie p ośle n a m ju ż anioła n a pocieszenie, lecz przy jd zie s a m w e w łasnej osobie. — W ty m p rze k o n an iu w ita m y Go ju ż z d a le k a pieniem anielskim : G loria in excelsis Deo! G odny O n tej chw ały i czci. S am b o w iem p rze d sądem K aifasza za św ia d cza uroczyście, że jest B ogiem p raw dziw ym , S tw órcą i Z baw icielem n aszym ,

R ozw ażam y w ięc, ja k im sercem p o trz e b a Go w y c h w a la ć zaw sze, a osobliw ie w czasie m szy św. — O d d ajm y p o k ło n głę­

b o k i Jezusow i, dzięk u jm y Mu p o k o rn ie za Jeg o m iłość n ie w y ­ m o w n ą, k tó rej d o w o d y d a je n a m n a ołtarzu , p ro śm y o łaskę, ab y śm y Go w ychw alili czystym i m iłosnym sercem .

G loria z a p o w ia d a nam , ż e Jezu s B ó g p ra w d ziw y na o łta r z a c h n a szy ch p o w in ien b yć u c z cz o n y czystym sercem

Jo b p o w iad a : «że gdy Bóg z a k ła d a ł fu n d a m e n ta ziem i, chw aliły Go w espół gw iazdy z a ra n n e i opiew ali w7szyscy synowde Boży, ale gdy g rze ch zap an o w a ł n a ziem i, za m ilk ła n a niej w sp an iała c h w a ła Boża i znikła ra d o ść w se rc u w y g n a ń c a z raju». — C iem ności i spustoszenie og arn ęły ziem ię i se rc a lu d z­

k ie ja k w ó w czas zanim Bóg w y rz ek ł p o tę żn e : F iat!

R a tu ją c ludzkość, w p ro w a d z a Bóg za o k ręg ziem i Syna Sw ego p ierw orodnego, Swe Słow o odw ieczne, o d b ląsk sw7ej ch w a ły i m ądrości, i ro z k a z u je : a niech Mu się k ła n ia ją w szyscy an io ło ­ w ie Boży! T oż aniołow ie sp e łn ia ją w iernie rolę P a n a i K róla sw ego i spieszą z p ieniem ra d o sn y m n a p o w ita n ie Go n a ziemi. — Z dziw ienie o g arn ia b ie d n y c h p astu szk ó w . W śró d ciem ności w id zą ja sn o ść, słyszą głos z nieba, k tó ry ich u sp o k a ja, ra d o s n ą n u c ą c now inę, a dalej pieśń ja k ie j ziem ia nie słyszała: G loria in excelsis Deo! O to pierw sze św iatło i św iad ectw o p ierw sze nieba, że Bóg sta n ą ł na ziem i i zam ieszkał p om iędzy ludźm i. — A niołow ie, p o ­ sła ń cy n ie b a i posłow ie N ajw yższego o p o w ia d a ją to n aro d z en ie

(9)

Jego. — I słusznie, b o gdzie K ról ta m i d w o rz an ie je g o ; gdzie Bóg, ta m i aniołow ie Jego. «C hristus n u s ą u a m sine angelis» m ó­

w ił T ertu łian . — D la kogo ta c h w a ła i te n śpiew p ełen rad o śc i p rz e n ik a ją c y p rz e stw o rz a n ie b a i zie m i? Z n ajdziecie n ie m o w lątk o w żłobie. W ię c to d la tej dzieciny i n ad k o le b k ą je j dziw nie u b o ­ gą. — Nie tylk o p aste rz e , lecz i aniołow ie sz u k a ją Je j. O ni p ie r­

w ej o d d a ją Je j cześć, bo ta D ziecina to Bóg, P a n n ie b a i ziem i.

Je m u sa m e m u w szy stk a cześć i c h w a ła n ależn a. — C u d o w n a dziecina w żłó b k u sp o c zy w a, u b ó stw o i u p o k o rze n ie najw yższe o ta c z a ją Je, ale n a ty m tro n ie n ęd z y i w y n isz cz en ia tym go d ­ niejsza c h w a ła an io łó w i ludzi, bo to u p o k o rze n ie nie u bliża Ma­

je sta to w i Je g o n ie sk o ń czo n em u , lecz czyni Go tym g odniejszym czci i m iłości. — « P a rv u s D om inus e t am ab ilis nim is». A nio­

łow ie z d u m ie w a ją się n ad tym cu d e m w szechm ocności, m ąd ro śc i i m iłości, b o w id zą w ielk o ść n ie sk o ń c z o n ą w o zdobnej o p raw ie p o k o ry , M ajestat n ajw y ż sz y w s z a ta c h u b ó stw a , szczęście n a j­

d o sk o n a lsze w p rz y k ro śc ia c h i gory czy sta jn i i żłóbka. — W ięc c h w a ła B ogu n ie sk o ń c z o n a za te cu d a niepojęte, gdyż o d tą d b ę d ą n iety lk o n iebiosa, lecz i ziem ia p ełn e c h w a ły B oga. T o p o d ­ sta w a i źródło p o k o ju i szczęścia dla ludzi, b o K siąże p o k o ju p rzy c h o d zi n a ziem ię.

P o k ó j z B ogiem , p okój z aniołam i, pokój p om iędzy ludźm i.

Ale lu d zio m d o b rej wóli! D o b rą zaś je s t tylk o w o la Boga. N asza, p rz e w ro tn a i sk ło n n a do złego, b ęd z ie d o b rą , k ie d y się p o d d a w oli Bożej i z n ią połączy. — W ię c Z b a w c a p rzy c h o d zi n a p ra w ić serce i w olę n aszą . G rzech gładzi śm iercią sw oją. D aje łaskę, ab y śm y p rz y p o m o c y je j zniszczyli złą, sa m o lu b n ą ziem ską i zm y ­ sło w ą w olę n a sz ą . — T y lk o n a ty m grobie złej w oli naszej w y­

rośnie p a lm a z w y c ięsk a p o k o ju . T ylko p o g rze b aw szy złą w olę, m o żem y cz y sty m se rc e m i d o b rą w o lą p raw d ziw ie w y c h w a la ć słow em i czynem Boga.

T a c h w a ła n a w y so k o śc i i p o k ó j lu d zio m n a ziem i p o n aw ia się n ie u sta n n ie n a o łta rzu , ab y śm y o tw orzyli se rc a i p o łączyli się z aniołam i, a b y se rc a n asze o d ez w ały się w ten h y m n p o c h w a ln y i ra d o sn y — p ra w d z iw a c h w a ła B ogu i p okój p rze w y ż sz a ją c y w szelki zm ysł strze g łb y se rc n aszy ch . — Do tego w zy w a n a s te n h y m n rad o sn y .. A niołow ie w im ien iu n aszy m rozpoczęli go, w ita ­ ją c zw y cięzcę p iekła i Z b aw cę naszego. K ościół uczynił go i u św ię­

cił w czasie m szy św., a śp ie w ają c go z ra d o śc ią i n a s w zyw a

(10)

d o czci, do m iłości i w dzięczności se rd e cz n ej: « Q u o n iam tu solus s a n c tu s, lu solus D om inus, tu solus altissim us J e su C hriste». A w ięc k u N iebu m yśli i se rc a nasze, w oła k ap łan . O toczcie c h w a łą i czcią o łta rz e nasze, łączcie się ściśle z aniołam i i sk ła d ajcie cześć d o ­ s k o n a łą i czy stą w d u ch u i w praw dzie.

Ale czy nie p o trz e b a se rc i dusz anielsk ich w obliczu B a­

r a n k a niepo k alan eg o ? S erca i życie nasze p o trz e b a a b y były w ieczn y m w sp an iały m Gloria, p asm em n ie p rz e rw a n y m czci i chw ały i m iłości. — N ad k o le b k ą n aszą nie m ogli aniołow ie śpiew ać

«G loria», rac zej m usieli się sm ucić. Ale C hrystus n a s u sp ra w ie ­ dliw ił i p o d o b n y m i uczynił aniołom . O to i te ra z zstęp u je z nieba, a b y to n a jd ro ż sze Mu dzieło zbaw ien ia i u św ią to b liw ie n ia dalej p ro w a d zić, a b y ju ż te ra z życie n asze nie z a sm u c ało aniołów , a osobliw ie a b y nie k rzyw dziło Z b aw c y naszeg u i nie za sm u c ało se rc a Jeg o i o blubienicy Jego przeczystej K ościoła św.! — O b y śm y byli ch w a łą i o zd o b ą kościoła, anio łam i je g o n a ziem i około oł­

ta rz y jego, postam i p o k o ju i szczęścia d la d ziate k je g o — aby p a trz ą c n a życie nasze św iątobliw e, w szyscy śp ie w ać m ogli, ch w a ła B ogu, że n a m d a ł k a p ła n ó w w edług S e rc a Sw ego, p raw d ziw y c h an io łó w P ań sk ic h ! Czy o tym p am iętasz ? czy ta k się g otujesz do te j posługi? P ro ś dzisiaj Je z u s a o tę d o b rą i silną w olę i pam iętaj 0 tym p rzy k aż d ej m szy św., a b y se rc e tw o je było o łta rz e m czci 1 ch w a ły Jezusa.

G lo ria o p o w ia d a nam B ó stw o J e zu sa a p raw d ę tę z a tw ie r d z a On u sty w ła sn y m i przed są d em K aifasza

W y m o w n ie, prześlicznie, ja k b y nie m ow ę lu d z k ą, lecz p ra w ­ dziw ie an ielsk ą o p o w ia d a n a m te n h y m n B óstw o Je z u sa : «D om ine D eus, re x coelestis, D eus P a te r om nip o ten s, D om ine fili unigenite, J e s u C hriste, agnus Dei, filius P atris, qui tollis p e c c a ta m undi, m iserere nobis»! O to p ra w d a dziw nie w zniosła, p e łn a pociech y , k tó ra p o ry w a serce nasze. —- T e n Je zu s to p raw d ziw ie B a ra n e k Boży, o fiaro w an y ju ż za n a s i ciągle o fiaru ją cy się, ab y n am przynieść pokój p raw d ziw y z niebem i u trz y m y w a ć go w se rc a c h naszy ch . — T o Je g o n ajd ro ż szy d a r «P okój m ój d aję w am #. O n go w y służył n a m drogo, bo k rw ią i śm iercią S w oją. — T a k Go cz c z ą aniołow ie w niebiesie: «Z baw ienie B ogu n aszem u , k tó ry

(11)

siedzi n a sto licy i B arankow i)). Czy m o ż em y o d m ó w ić Mu czci należnej?.

T e n sa m B a ra n e k w ż łó b k u i n a krzy żu , n a o łta rz u i w nie­

bie, te n sa m z a b ity za n a s i try u m fu ją c y w ch w a le n ie sk o ń cz o ­ nej — Ach! ta w ia ra ży w a p o w in n a m iło ścią w ie rn ą i g o rą c ą zw ią za ć z N im s e rc a n a sz e i skłonić je do n ie u sta n n ej w d zię cz­

n ości i Czci p raw d ziw e j. — T a k ą cześć od d ali Mu aniołow ie w u b ó stw ie Jeg o w p o sta c i n ie m o w lęc ia w żłó b k u ; to ż sam o p a s te rz e i k ró lo w ie: «i p ad li p rz e d N im n a k o la n a i otw orzyli sk a rb y sw e». — O b y śm y i m y o tw orzyli se rc a n asze d o u czczen ia i um iło w an ia Go w p o sta c ia c h c h le b a ró w n ież n a tro n ie u b ó stw a i pokory!

L u d p o d z iw ia ją c c u d a Jeg o , u w ielbiał Go ja k o B oga, w y ­ z n a ją c to głośno. — A postołow ie i m ę cz en n ic y złożyli Mu to św ia d ec tw o k rw ią i życiem sw ojem . — P o d k rz y ż e m w n a jw y ż ­ szym p o n iżen iu w zn o sz ą się głosy czci i u w ielb ien ia: ((P raw dziw ie te n b y ł S ynem B oga». — Cóż czyni k a p ła n p rz y o łta rzu ? Słow y i se rc e m w y z n a je i u w ielb ia B óstw o Je zu sa . — Cała litu rg ia k o ­ ścieln a s k ła d a Mu po całej ziem i h o łd najw yższy, u w ielb ia Go jako B oga p raw d ziw e g o i Z b aw c ę św ia ta. P rz y z n a ją to sam i w ro ­ gow ie Je g o i c z u ją tę m oc i w ła d z ę Jeg o b o sk ą , o n a ją tr z y ich p y c h ę i d o n ie n aw iśc i w zaślep ien iu stra sz n y m p o b u d z a : «Cóż czynim y, a lb o w iem te n czło w iek w iele cu d ó w czyni)). —• W ię c d lateg o nie m a ją sp o k o ju , z b ie ra ją się do n a ra d y : ((Jeśli Go ta k za n ie ch a m y , w szy scy w eń uw ierzą)). — I oto p rz e w ro tn y a r c y k a ­ p ła n p o d a je je d y n y śro d e k do p o zb y c ia się zn ien a w id zo n e g o :

«W y n ic nie w iecie, an i m yślicie, iż w a m je s t p o ży tec zn o , żeby je d e n czło w iek u m a rł za lud». — A co u k n u li w se rc a c h sw y ch złośliw ych, to te ra z w y k o n u ją z s z a ta ń s k ą sw ą ra d o śc ią . — O to len c u d o tw ó rc a te ra z zw iązan y , sp o n iew ieran y , stoi ja k o w ięzień p rze d ra d ą n a jw y ż sz ą synagogi.

Ja k ż e b o lesn y w id o k i ja k sm u tn e p o łożenie Je zu sa , n ie sk o ń ­ czenie biedniejsze, niżeli w żłó b k u i w b ie d n y m życiu Jego. — T a m o ta cz ali Go aniołow ie śp ie w ają c: ((Chwała B ogu n a w yso k o ści a p okój ludziom d o b rej w oli n a ziem ia. T eraz te n K siążę p o k o ju sam nie m a a n i chw ilki p o k o ju , a n a d to o sk a rż o n y ja k o w ic h rz y ­ ciel pok o ju . B óg i p ra w d a o d w ie c z n a zbluźniony ja k o zw odziciel ludu w y b ra n eg o . — N a puszczy n a w e t służyli Mu aniołow ie, r z e ­ sze lu d u o ta c z a ły Go zaw sze ze czcią, w o łając , że P ro ro k w ielki

(12)

p o w sta ł m iędzy ludem , k tó ry w szy stk o do b rze u czynił — a oto te ra z poglądnij na to otoczenie, słuchaj skargi żałosnej se rc a Jeg o :

« O to czy li m ię cielcy m nodzy, b y cy tłuści obiegli mię. — O tw o ­ rzyli n a m ię gęb ą sw ą, ja k o lew p o ry w a ją c y i ry czący . W y lan y m j e s t ja k o w oda, albow iem obstąp ili m ię p sy m nodzy, zb ó r złośni­

k ów oblekł mię. A lbow iem u trap ien ie bliskie je s t bo nie m asz k to b y ratow ał)). — T a k zn ik ąd p o m o c y ani o b ro n y , je d n i b iją d ru d z y u rą g a ją i łają, inni sk a rż ą fałszyw ie k łam iąc, bo w szy st­

k ic h se rc a p a ła ją nienaw iścią. — C hrystus je d n a k m ilczy sp o k o j­

nie, ani się broni, ani o d p o w iad a na fałszyw e o sk a rż an ia . — W ś ró d tej w rzaw y i zgiełku p o w sta je n ajw y ższy k a p ła n i p y ta : P o p rzy sięg am Cię przez B oga żyw ego, ab y ś n am p ow iedział, je ś ­ liś T y je s t C hrystus, Syn Boży. — B zekł m u Je zu s: T y ś p o w ie­

dział, je d n a k w am p o w iad a m , o d tą d u jrzy c ie S yna człow ieczego sied ząceg o n a p ra w ic y m ocy Bożej i p rzy c h o d ząc eg o w o b ło k a c h n ieb iesk ich . O to św iad ectw o Je z u sa sam ego, złożone uro czy ście w o b ec ra d y najw yższej n a p y tan ie a rc y k a p ła n a w n ajp o w a ż n ie j­

szej chw ili, bo tuż p rze d śm iercią sam ą.

Ja k b y n a upew nienie się, p y ta Go p o now nie ra d a i lud:

«I rzekli w szyscy: T o ś T y je s t Syn B oży? K tóry rze k ł: W y p o ­ w iad acie, żem J a jest» . — T a k ja w n e i sta n o w cz e m a ją c św ia­

d ec tw o z u s t sam ego Je zu sa , K aifasz u ra d o w a n y w ew nętrznie, w o c z a c h lu d u u d aje w zb u rzen ie i ro z d z ie ra ją c sz aty sw e, w oła:

«Cóż dalej p o trze b u jem y św iadków ?)) I rzeczyw iście, nie p o trz e b a w ięcej d o w o d ó w ani św iad ectw . P ra w d a nieo m y ln a ogłasza p ew ­ nie i w y ra źn ie tę p raw d ę, k tó ra je s t fu n d a m e n te m naszej w iary i religii, tylko zaślepienie najw y ż sz e m oże o niej p o w ątp iew ać , a p rze w ro tn o ść i złość m oże j ą n a z w a ć blu źn ierstw em .

Ale uw aż, C hrystus z a tw ie rd z a to w y zn an ie p ie cz ęc ią n ie­

w ątp liw ą, bo życiem w łasnym . «Cóż się w am zd a ?» p y ta K aifasz pew n y odpow iedzi, k tó rej p rag n ę ła złość i n ien aw iść jego. «A oni o d p o w ia d a ją c rzekli: W in ien je s t śmierci)). C hrystus p rz y jm u je te n w y ro k w m ilczeniu i ofiaruje się B ogu n a śm ierć za tę p raw d ę. — Ja k o z a d a te k tej śm ierci bolesnej, ab y u sp o k o ić i nasy cić sw ą złość, zn ę c a ją się n ad b ez b ro n n y m i m ilczącym B a ra n k ie m w sp o ­ sób praw dziw ie dziki i o k ru tn y . — «T ed y plw ali n a oblicze Jeg o i bili Go ku łak am i a d ru d zy policzki tw arz y Jeg o z a d aw a li m ó ­ w iąc: ((Prorokuj n a m C hrystusie, kto je st, k tó ry Cię uderzył)) i ta k ta ig raszk a piekielna trw a ła przez n o c ca łą ; ty le zn iew ag i b luz-

(13)

n ie rstw p rzy jm u je C hrystus, ta k g o tu je się n a śm ierć, dlatego iż w yznał, a nie za p arł, iż je s t S ynem B ożym !

Z w aż to w szystko, w yryj głęb o k o w tw y m se rc u te n o b raz J e z u s a spon iew ieran eg o . — O to tw a rz Je g o n ab rz m ia ła , u sta i oczy zalane krw ią, całe oblicze p o k ry te p lw ocinam i, suk n ie z b ru k a n e k rw ią i potem , w łosy z sza rp a n e, ani chw ilki sp o k o ju łub o d p o ­ czynku, ani je d n e g o se rc a litościw ego. Czy nie m usisz u p aść u stóp Je g o p rze jęty żalem i w sp ó łc zu c iem i o d d a ć Mu cześć najgłębszą?

Czy m ożesz za p o m n ie ć k ie d y o lej czci, w dzięczności i w y n ag ro ­ dzeniu? P a trz ja k gorliw i i czynni w rogow ie Jego, ab y Go znie­

w a ż a ć i bo leść Mu za d ać . — Nie śpią, cz u w ają , p ieniędzy i siły swej i tru d u nie ża łu ją , nie n asy ce n i i niezm o rd o w an i, a b y Go zniszczyć. ■ C zym że T w o ja o b o ję tn o ść i gn u śn o ść w o b ec tej sz a­

tań sk iej g orliw ości? U w aż w iele cierpi C hrystus d latego, że w yz­

n a ł sw e B óstw o, a ty lęk asz się tru d u m ałego, u m a rtw ien ia i za­

p a rc ia się d ro b n eg o , ab y Go uczcić i p rzy sp o so b ić w olę i serce do c h w a ły p raw d ziw e j i w y trw a łe j. — Bez u m a rtw ie n ia i p o k o ­ n a n ia złych sk ło n n o ści nie m ożesz Go czcić w d u c h u i w p ra w ­ dzie. — A je d n a k tego się lękasz i u nikasz, a nie lękasz się o b o ­ ję tn o śc i, m iękości, k tó ra p ro w a d z i do zniew agi i o b raz y Je zu sa

tyle cierp iąceg o dla Ciebie.

G dzież tw o ja w ia ra i ja k a m iłość. -— N iechże j ą ożyw i tw a rz zb o lała Je zu sa . S poglądaj n a nią! K iedy p o trz e b a w alczyć i za p ie ra ć się siebie, nie zlękniesz się ża d n ej ofiary i pow iesz i w y k o n asz se rc e m c a łe m : ((Królowi w ieków nieśm ierteln em u , n ie­

w id zialn e m u , sa m e m u B ogu cześć i c h w a ła na w ieki w ieków .

C udow ny M edalik i nadzieja

«Wy, k tó rzy w chodzicie w to m iej­

sce, w yzbądźcie się w szelkiej nadziei!*

To straszn e ostrzeżenie, k tó re w w id ze n iu p oetyckim u jrz a ł D an te w y p isa n e n a d b ra m ą piek ła, p rzy p o m in ać się m u si k ażd em u c h rz e śc ija n in o w i, k tó ry u w aż n ie p r z y p a tru je się życiu tylu n ie ­ szczęśliw ych. Czyż n ie z d a je się, że u sam ego p ro g u istn ie n ia i od c h w ili w ejśc ia ich w życie, ja k iś zły d u ch rzekł im : «W y, któ rzy

(14)

przychodzicie n a te n św iat, porzućcie ju ż n ap rz ó d w szelką n ad z ie ję, że będziecie szczęśliwi!*

T y m w szy stk im nieszczęśliw ym trzeba p rzypom nieć, że w śród n ajcięższy ch dośw iadczeń i w n a jstra sz n ie jsz y c h p rzeciw n o ściach w ia ra p o d a je zaw sze kotw icę nadziei.

S k o n sta tu jm y n a jp ie rw , że je s t m ało dusz w ierz ący c h czy n iew ierzący ch , k tó reb y n ie p rzeszły w pew nej epoce sw ego życia bolesnego kry zy su , n ara ż a ją c e g o ich n a d z ie ję n a ciężką próbę.

K ryzys te n m a różne form y. P o w sta je zw ykle p rzez ja k ie ś b o ­ lesn e rozczaro w an ie lu b gorzki zaw ód spow odow any n ie p rz e w i­

d z ia n y m niepow odzeniem . Z tego w y ra d z a się w d u sz ac h sła b y ch i trw o żliw y ch zniechęcenie, k tó re często sta je się p o czątk iem ro z ­ paczy p ro w a d zą ce j w prost do sam obójstw a.

Są całe legiony nieszczęśliw ych, w y ch o w an y ch bez Boga i w iary , k tó rzy sz u k a ją k re su sw oich nieszczęść, ucieczki p rzed cierp ien iem , ko ń ca sw oich bólów w dobrow olnej śm ierci. P o z b a ­ w ien i c h rz eśc ija ń sk iej n ad ziei, czego m a ją się u chw ycić? Męż­

czyźni i kobiety, m łodzieńcy i dziew częta, a często n a w e t i b ie d n i sta rc y z a s ila ją codzienną k ro n ik ę o p o w iad a n ie m m n ie j lu b w ięcej d ra m a ty c z n y m sw ojego sam obójstw a.

Lecz b a rd z ie j jeszcze św iadczy o ogrom ie zła to, że z d a rz a ją się w y p ad k i sam o b ó jstw a u dzieci 9— 12-letnich. I ta k zd arzy ło się, że m a ły chłopiec, k tó re m u m a tk a odm ów iła sp e łn ie n ia ja k ie jś zach cian k i, w b ił sobie o g rom ny nóż k u c h e n n y w serce, w o ła ją c :

«A, to tak! A w ięc masz!» A te m łode dziew częta, k tó re rz u c a ją się do w ody, ab y skończyć... P e w n a m ło d a d ziew czyna p o p ełn iła sam obójstw o, leżąc n a p o sła n iu z róż i lilii, z flaszeczką p e rfu m w ręk u , w ro z m a rz e n iu ch o ro b liw y m za cz erp n ię ty m z książki, k tó rą znaleziono p rzy n ie j jeszcze o tw artą .

Czy n ie m oglibyśm y p o w strzy m a ć ty c h zro zpaczonych od tego, b y przez po p ełn ien ie sa m o b ó jstw a stali się zrozpaczonym i w w ieczności? Ale w' ja k i sposób? P rz ez C udow ny M edalik. T ak , C udow ny M edalik m oże się stać d eską ra tu n k u doczesnego i w ie ­ cznego d la ty c h nieszczęśliw ych; trze b a im tylk o pokazać, czym on jest.

Połóżcie im przed oczy C udow ny M edalik. N iech m u się p rz y ­ p atrz ą. U derzy ich n a jp ie rw p rześliczny obraz M arii N iep o k a la­

n ej. M arii, M atki Boga i M atki ludzi. M arii, ucieczki n ieszczęśli­

w ych, w spom ożenia w iern y ch . Czyż n ie w y ciąg a do n ic h sw oich czułych ra m io n m acierzyńskich, nio sąc im o bietnice dó b r d u c h o ­ w y ch i m a te ria ln y c h , k tó ry ch b ra k sp ra w ia im ty le cierp ien ia?

Lecz N ajśw . P a n n a z Cudow nego M edalika je s t d la n ic h w i­

(15)

z j ą nad ziei, u o so b ien iem nad ziei! M aria je s t fu n d a m e n te m n aszej nad ziei, M atką św iętej n ad z ie i, O n a sa m a je s t n a d z ie ją naszą!

C zym je s t n a d z ie ja ch rz eśc ija ń sk a? J e s t to cn o ta teologiczna.

T a k ja k w ia ra je s t o n a w la n a , w p o jo n a w dusze c h rz e śc ija n ; ona to każe n a m oczekiw ać z n ie z a c h w ia n ą u fn o ścią życia w iecznego i ła sk p o trzeb n y ch , a b y je osiągnąć.

M otyw em n asz e j n a d z ie i je st, że Bóg n ie m oże się stać n ie ­ w ie rn y m sw oim obietnicom .

W C u d o w n y m M ed alik u z n a jd u je m y ja k b y streszczenie tej p rze p ięk n e j n a u k i o n a d z ie i ch rz eśc ija ń sk ie j. T ak ja k Bóg je st w ie rn y sw oim obietnicom , ta k i M aria zaw sze w ie rn ie dochow a n a m tego, co obiecała. Czyż M edalik n ie je s t z a d a tk ie m w id z ia l­

n y m Je j w sp a n ia ły c h obietnic?

O na złożyła o bietnice c a łe m u ś w ia tu i liczne d o b ro d ziejstw a, k tó ry ch M edalik b y ł n arz ęd ziem , św iad czą o J e j w ierności.

D ała sp e c ja ln e o bietnice F ra n c ji. S p ełn iła w szystkie. Czyż od r. 1830 aż po dziś dzień F r a n c ja n ie je s t k r a je m cudów ? Czyż z d a ­ rzen ie w L ourdes, k tó re było d alszy m ciąg iem o b ja w ie n ia z ro k u 1830, n ie dow odzi tego aż n ad to ? M a ria d a ła ob ietn ice p o d w ó jn ej ro d zin ie św. W incentego. W s p a n ia ły rozw ój ty c h d w u Z g ro m a ­ d ze ń w całym św iecie dow odzi J e j m a cie rz y ń sk ie j opieki. U czy­

n iła obietnice je d n o stk o m . «C uda zd z ia łan e przez C ud o w n y M eda­

lik n a cały m św iecie są n iezliczone i różnorodne. O na ty sią c a m i sposobów w y k a z a ła sw o ją m ożność i skuteczność sw o jej opieki ty m , k tórzy m ieli ufność w Je j u p rz y w ile jo w a n y m Medaliku® (A rtu r L o th ). Ileż dusz zaw dzięcza C u d o w n e m u M edalikow i pom oc docze­

s n ą i ła sk i duchow e, bez k tó ry c h b y ły b y w p a d ły w rozpacz! M a­

c ierzy ń sk ie n a p o m n ie n ie M arii, w sp a n ia ły sym b o lizm dw óch serc w o ła do zrozpaczonych try u m fa ln e : « S u rsu m corda!»

— Je ste m sa m n a św iecie, opuszczony od w szystkich!

—• N ie — m ów i M a ria N iep o k a la n a — n ie je ste ś sam . Czyż n ie je ste m tw o ją M atką? A czy m a tk a k ie d y k o lw iek opuszcza sw oje dziecko?

— B ra k m i w szystkiego, n a w e t rzeczy n ajk o n ie c z n ie jsz y c h i dla c ia ła i dla duszy!

— S p ó jrz n a m o je ręce n a p e łn io n e łask am i! U faj! Proś! Czego

•ci potrzeb a? Chcę i m ogę ci to dać.

— Je s te m za p o zn a n y , n ie p rz y ja c ie le m ię p rz e śla d u ją .

— Je ste m p rz y tobie, ażeby cię obronić! P a trz , zw yciężyłam św ia t, sz a ta n a , piekło i n am iętn o ści. T a k u la ziem ska, k tó rą p rz y ­ c is k a m do m ojego serca, to ty, to k a ż d a poszczególna osoba!

— N ie u m ie m i n ie chcę się m odlić!

(16)

— W iem o tym . P ro ś więc, żebym j a to czy n iła za ciebie i m ów : O M ario bez g rzechu poczęta m ódl się za n am i! O biecałam ci, że będę się m o d liła za ciebie; będ ę się w ięc m o d liła, ale ty m ódl się ra z e m ze m ną!

— N ikt m n ie n ie ko ch a i j a n ie k o ch a m nikogo!

— A czyż ja , tw o ja M atka, n ie je ste m tu n a to, b y ciebie kochać?

— N ie chcę w ięcej cierpieć, bo c ierp iałem ju ż za w iele!

— Nie będziesz ju ż cie rp ia ł sam ! P om ogę ci nieść tw ó j krzyż.

Czyż n ie w idzisz, że lite ra «M» n a d ru g iej stro n ie M edalika m a n a d sobą krzyż? Miecz n a jp ie rw p rzeszy je m o je serce, n im do­

tk n ie tw ojego. O dw agi dziecko m oje! B ędziem y c ierp ieli obydw oje, ty i ja ! R azem z m a tk ą cierpi się m n ie j lu b cierp i się lepiej!

M ed alik m a r sza łk a B u geau d

W ro k u 1841 m a rsz a łe k B u g e au d p rzy b y ł do A lgieru, ab y o b ją ć k ie ro w n ic tw o w p ro w a d z e n iu b ard z o tru d n e j w o jn y . R odzina jego b y ła w trw odze, gdyż w ied z ia ła, że m a rsz a łe k szedł zaw sze w pie rw sz y ch szeregach, n a p ierw szy ogień. J e d n a z jego poboż­

n y c h córek p o p ro siła go w p rze d d zie ń w y ja z d u , b y p r z y ją ł z je j r ą k M edalik N ajśw . D ziew icy i b y pozw olił je j zaw iesić go n a j ego szyj i. S p ełn ił prośbę sw ego dziecka i pozw olił zaw iesić n a p ie rsia c h m a ły m e d a lik sre b rn y n a zw y k ły m sznureczku. Tego s a ­ m ego d n ia b y ł g en erał n a obiedzie w P e rig u e u x w lic zn y m to w a ­ rzy stw ie p rze w a żn ie m ało re lig ijn y m . B iskup te j diecezji, k tó ry b y ł obecny, w y ra z ił g en erało w i n ad z ie ję, że Bóg będzie strzegł jego oręża. «Nie je ste m niew ierzącym ® o drzekł B u g e au d «i j a u fa m Bogu, ale żeby dać tego dow ód, oto b ro ń m o ja , k tó rą z a b ie ra m ze sobą!» M ówiąc to, g u b e rn a to r A lgieru w y c ią g n ą ł zaw ieszo n y n a p ie rsiac h m e d a lik i dodał: «Oto M edalik N ajśw . P a n n y . O bieca­

łem m o je j córce, że się z n im n ig d y n ie rozłączę®.

D zielny m a rsz ałek d o trzy m ał słow a. W e w szy stk ich w a lk a c h w A fryce m a ły m e d alik p o zostaw ał n a jego p ie rsiac h , a M aria n a ­ grodziła ufność dziecka i ak t w ia ry żołnierza. W yszedł zdrów i cało ze w szy stk ich n iebezpieczeństw o sie m n a stu bitew , w k tó ry ch ty lu w alecznych poległo u jego boku.

T o też, gdy w y jeżd żał z A lgieru, zachow ał sw ój m e d a lik ja k o dow ód w dzięczności. A k ie d y u m ie ra ł p rz e ję ty n a jw z n io śle jsz y m i uczuciam i, m e d alik jeszcze spoczyw ał n a jego p iersiach .

(17)

M o d litw a

W ita j K rólow o, M atko m iło sie rd z ia, życie, słodkości, n a d z ie jo nasza. W ita j M ario, T y je ste ś p rzy c zy n ą n asze j rad o śc i i n aszą n a jsło d sz ą n a d z ie ją . M ożem y się lękać Boga, którego sp ra w ie d li­

w ości się o b aw ia m y , ale T y m a sz tylk o sw o ją m iłość, ja k że n ie u fać Tobie? Czyż m o żn a lękać się m a tk i? A T y, o M ario, je ste ś n a ­ szą M atką. To też w T obie p o k ła d a m y ca łą n a s z ą ufność, c a łą n a ­ szą n a d z ie ję w czasie i w w ieczności. A m en.

Pokłon trzech Mędrców

Od w schodu ciągną kró lew sk ie orszaki;

Złote rydw any, w spaniałe ru m ak i, Juczne wielbłądy z królew skim i dary:

Po cóż tu jad ą — jakież ich zam iary?

Czarne ich tw arze, słońcem opaleni Z dala przybyli; tu szronem zbieleni;

Siedziby sw oje zgodnie opuścili W e trzy orszaki dziś do nas przybyli.

Weszli w przedm ieście «Łobzowem» nazw ane I zapytują czy kom u nieznane

Miejsce n arodzin królew skiej Dzieciny, Co berłem złączyć m a Żydów k rain y ?

Bo w łaśnie kilka dni z pośpiechem biegli, Od d n ia, gdy pierw szy raz, gw iazdę spostrzegli, K tóra w tej chw ili zniknęła ich oku:

Czy się pokaże jeszcze na obłoku?...

W ięc zap y tu ją tych obyw ateli, Których m ożnym i znacznie rozum ieli, Ale tych serca św iatem są zajęte,

W ięc nic nie wiedzą gdzie to m iejsce święte.

W którym się niebo do ziemi zniżyło;

Gdzie się D zieciątko Boże narodziło.

I z niczym onych Mędrców odpraw ili, Czego szukają?... wszyscy się dziwili.

W ięc dalej ciągną; aż obok kościoła, W idzą coś. na k ształt białego anioła...

Może len powie gdzie Król narodzony, By mogli złożyć dary i pokłony?...

P odchodzą bliżej, o drogę pytają, Że to nie anioł, lecz siostrę poznają:

Spieszą więc za nią; ona szybko zdąża, I z d ala ludne ulice okrąża.

Aż tam gdzie droga do Bronow ie wiedzie, W eszła w dom prosty, stojący na przedzie, Lecz nie piętrow y; ni od złota lśniący, Ale przedziw nym pow abem błyszczący.

(18)

P atrzą, a nad nim gw iazda zajaśniała Ta sam a, co im drogę w skazyw ała.

Znaleźli w reszcie to, czego szukali, T u się narodził, którego czekali.

P atriarch o w ie i święci Prorocy;

Gwiazda jaśnieje, n ik n ą cienie nocy.

W chodzą do w nętrza, słyszą cudne głosy Gloria! chw ała! płynie pod niebiosy.

To grono dziew ic chw ałę P an u śpiewa, A głos ich w dzięczny, wokoło rozbrzm iew a.

Chóry Aniołów dom ek nap ełn iają, I z «Dziećmi M arii» hym n P an u śpiew ają.

W pośród Dziecina przedziw nej piękności, W cudnych oczętach pełno łaskaw ości, Spogląda mile n a grono dziewicze, Śląc im uśm iechy w dzięczne, tajem nicze...

O bok M aria w p atrzo n a w zachw ycie W Tego, któ rem u ziem skie dała życie.

W szak to k ró l chw ały: P an wszego stw orzenia;

Dziś w ielkość sw oją, w m ałe k ształty zmienia.

I św ięty Józef krzepki starow ina Spogląda z uśm iechem zadow olenia, Boć znalazł p ałac dla Oblubienicy I dla Jezusa Synaczka Dziewicy.

T rzej Mędrcy, aże się zdum ili,

W szak p rosty dom ek; czy się pom ylili?...

Lecz nie; bo gw iazda nad nim zajaśniała Ta sam a, co im drogę w skazyw ała...

W ięc biją ko rn e przed Panem pokłony, S kładają m irę, kadzidło, korony;

Chcąc zabrać z sobą Józefa świętego, Jezusa z M atką, do k ra ju swojego.

Mówią, że pałac dadzą n a m ieszkanie, A dla Dzieciny, m ięciuchne posłanie.

Lecz święty Józef tak im odpow iada:

«0 nam tu dobrze!* I podziękę składa.

Za ich ofiarę, z w ielką życzliwością.

Jezus tu spoczął otoczon m iłością.

Dziewicze serca k tóre Mu sk ład ają T u taj w ofierze, m ilsze Mu się stają.

Nad diam enty i złote korony;

Nad m iękkie puchy i królew skie trony.

T u się n aro d ził «ChwTała Izraela!*

T u zlewa łaski i d ary rozdziela.

Zdum ieni M ędrcy; co za tajem nica.

Myślą? Jak piękna jest cnota dziewicza, Gdy ja k w śród kw iatów śnieżystej lilii.

W śród serc dziewiczych, spoczął Syn Marii!

W ięc chociaż P an u już się pokłonili, Jeszcze pow tórnie czołem uderzyli,

Dla tych serc czystych, któ re P an za trony W y b rał dla siebie, złożyli pokłony.

I jam też razem z nim i pospieszała

T am do Krakowa... więc wszystkom w idziała, Ale, że trzeba do chaty pow racać.

Będziemy drogę kolędam i skracać...

Szarotka.

(19)

N ad eszła w iadom ość od ks. dr. S zuniew icza, m is jo n a rz a i s ła ­ w nego le k a rz a polskiego w C hinach, o o p ła k a n y m p ołożeniu m is ji polskiej w S z u n te h fu .

G łów na sie d zib a m is ji w S z u n te h fu sta ła się o fia rą pow odzi, k tó ra w y rz ą d z iła w ielk ie szkody. K o m u n ik a c ja n a c a ły m obszarze p refe k tu ry , w sk u te k tej k a ta stro fy , n ie m a l n ie istn ieje. P lacó w k i m is y jn e n ie m o g ą p o ro zu m iew ać się z sobą. P rz y ty m od p ew n e g o czasu w ielce u tru d n io n e są sto su n k i z w ięk szy m i m ia sta m i w obec toczącej się w o jn y ja p o ń sk o -c h iń sk ie j.

M isjo n arze polscy n ie p o k o ją się o los sw ego sz p ita la d la c h o ­ ry c h n a oczy. J e s t to w łaściw ie k a te c h u m e n a t, przez k tó ry p rze ch o ­ dzi rocznie około 2 ty siąc e ludzi. M isja pro si o pom oc z P olski.

Statystyki z polskiej Prefektury w Szunteh

Świeżo d o k o n a n a sta ty sty k a w y k a z u je liczbę 17.683 ch rz eśc i­

ja n (w r. ub. 16.784), zg ru p o w a n y c h w około 260 gm in, p o d zielo ­ n y ch n a 8 placów ek m isy jn y c h . M isjo n arzy czy n n y ch n a m is ja c h je s t 14, w ty m 9 P olaków , a 5 c h iń sk ic h księży. Ks. d r S zu n iew icz p ra c u je w sz p ita lu . 1 k s ią d z -P o la k k ie ro w a ł szkołą w S zu n teh . D w aj sta rs i k sięża b y li z a ję ci p ra c ą o rg a n iz a c y jn ą , a d w aj n a j ­ m łodsi stu d io w a li ję zy k c h iń sk i w P e k in ie (p rz y b y li do C hin w li­

sto p ad zie ub. ro k u ).

D zieła m iło sie rd z ia p ro w a d zi 12 S ióstr M iłosierdzia (8 P olek i 4 C h in k i): sz p ita l oczny, trz y p rz y c h o d n ie oczne dziecięce, sie ­ rocin iec (56 sie ró t), żłóbek (178 n ie m o w lą t), p rz y tu łk i d la sta rc ó w i sta ru sz e k (42 osoby), szkoła pow szechna, szw alnie.

(20)

P oza obrębem m ia sta istn ie je 6 p rzy c h o d n i ocznych n a te re ­ n ie P re fe k tu ry . Ł ąc zn a liczba p o rad w ynosi 167.520.

D zięki głów nie pom ocy z P o lsk i u trz y m a liśm y 69 szkół p a ­ ra fia ln y c h z 1.423 u cz n ia m i (u cz en n ic am i); szkół pow szechnych 26 z 804 u cz n ia m i; 102 k a te c h u m e n a ty z 2.101 słu c h ac za m i, 2 k o ­

legia dla k sz tałcen ia k a te c h istó w (-ste k ) z 25 uczniam i.

W w y n ik u rocznej p ra c y o trzy m aliśm y 805 ch rztó w dorosłych, 593 ch rztó w dzieci. W godzinę śm ierci ochrzczono 153 osoby i 2.296 dzieci. S pow iedzi św ięty ch w ielk an o c n y ch było 10.999, a z poboż­

ności 55.815, k o m u n ii św ięty ch łącznie 154.615.

W p o ró w n a n iu z r. ub. n a k aż d y m k ro k u postęp znaczny, m im o w ielu trudności, zw łaszcza n a tu ry fin an so w e j.

Rok obecny za p o w iad a się ciężki. Po p ierw sze w o jn a ch iń - sk o -ja p o ń s k a , tocząca się obecnie w w ielu m ie jsc ac h , w ycieńczy k r a j i sp ow oduje drożyznę. Ju ż te ra z j ą odczuw am y. Po w tóre n ie m ałe te re n y zostały za la n e z pow odu u le w n y c h deszczów, w iele do m ó w zniszczonych, zbiorów straco n y ch . P rz ed w cz o ra j dopiero p rzy b y li z p o łu d n ia ch rz eśc ija n ie o zn a jm ili, że w oda ich zalała, p o n isz cz y ła ich dom y, kap lice — liczą n a pom oc m isjo n arzy ...

Z pow odu w o jn y p ro testan c i opuścili S zu n teh . My zo stajem y u fn i w opiekę Bożą. W a c ła w Czapla C. M.

P ro p re fe k t w S h u n th lu .

Z listu b rata Józefa Fedzina, m isjonarza w Chinach

S h u n te h fu , clnia 2. X. 1937.

...O w o jn ie ja k o ta k ie j i je j sk u tk a c h n ie będę p isał. W ia ­ dom o ta m z dzienników , że w C h in ac h zaw sze w o jn a. T y m n ik t n ie p rz e jm u je się. Ale w obecnej w o jn ie gorzej, k ie d y w o jsk a r e ­ g u la rn e p rze m arsza m i n ie p o k o ją ludność i dużo szkody ro b ią b o m ­ b a m i z góry.

My dotychczas n ie o dczuliśm y tego, ale z d n ia n a dzień o b a ­ w a, że i tu ta j m ogą bom bardow ać. W szyscy w ięc zab ez p ie cza ją się.

W szelkie a rty k u ły żyw nościow e p odrożały znacznie i n ie m a ich.

D ru g a gorsza klęska to tegoroczne deszcze, k tó re zakończyły się pow odzią. Od 20—31 sie rp n ia m ie liśm y stra sz n e ulew y, ja k ic h nie n o tow ano od szeregu lat. M iasto w ru in ie , ja k po trz ę sie n iu ziem i.

T e ch iń sk ie le p ian k i p artero w e, z p ła sk im i d ac h am i, ro zm o k ły się i rozsypały. Zrobiło się z n ic h błoto. L udze bez d ac h u i p o ży w ie­

n ia . U b rań też n ie m a ją . M ieszkają pod gołym niebem . K to m oże

(21)

to b o d a j z m a t b u d u je n a m io t i ja k m oże tu li się. P rz y ty m s ta ­ r a ją się b u d o w ać now e dom y. Ale zaled w ie coś u le p ią, n ad c h o d zi c h m u ra , p a d a deszcz i zn o w u to sam o. P o la p o zalew an e rów nież.

W sze lk a p odróż je s t niem ożliw ą. D rogi p ozalew ane. L u d zie chcąc z konieczności gdzieś coś za łatw ić, b ro d z ą w e w odzie po pachy.

T a k ą też d ro g ą p rzy sz ed ł człow iek od ks. S taw arsk ieg o z T iu lu po w in o do Mszy św. i in n e n ie zb ę d n e a rty k u ły żyw nościow e. W o ­ zem i za m ie sią c n ie będzie m o ż n a jech ać.

J a k każdego roku, ta k i w ty m m ia ły być w spólne reko lek cje od 18—27 w rz eśn ia, lecz n ie sposób, b y k sięża b y li m ogli przy b y ć do S h u n te.

P o n ie w a ż m is ja n a s z a w S h u n te tu ż p rzy m u rze m iasto w y m ,

•więc w o d a z e rw a ła część ja k o b y o b ra m o w a n ia p o w ierz ch n i i c a ­ ły m p ęd e m p a rła n a n a s z m u r 2 m w ysoki i n a p rze strzen i 30 m e ­ tró w z a w a liła go, k a m ie n ie z fu n d a m e n tó w p o w y ry w a ła, cegły za n io sła n a ogród, k tó ry sta ł się je d n y m w ielk im staw em . W o d y pół m e tra, w szystko zalane. J u ż b y ła p o w sch o d z iła k a p u s ta z a ­ s ia n a n a zim ę i in n e ja rz y n y , z u p e łn ie w szystko z m a rn ia ło pod w odą, k tó ra przeszło ty d z ie ń n ie u stęp o w ała. K rzew y figow e pod cegłą.

U S ió str M iłosierdzia ró w n ież pozalew ało, p o n iew aż k u c h n ia m ieści się w su te re n a c h , w ięc p ełno w n ie j w ody. G otow ać m u ­ s ia ły S io stry pod n am io te m . U S ió str Jó z efin ek z a w a liła się k u c h ­ n ia i w iele in n y c h klatek . D om ki ju ż sta re i w iele z n ic h rozm okło się. Ale k tóżby to w szystko opisał! Je d n y m słow em nędza. T e ­ ra z i ró żn e ch o ro b y p o ja w ia ją się w sk u te k tego zalew u...

* *

*

21. XI. 1937.

W iad o m o w a m z d zienników , że tu w o jn a. Ja p o ń cz y cy z a ­ ję li c a łą n a sz ą p ro w in c ję H opeh. Do S z u n te h fu w kroczyli ju ż 15 p aź d ziern ik a. P rz e d te m b o m b a rd o w a li z sam olotów . W iele dom ów z n a jd u je się w g ru za ch . L u d n o ść w p a n ic e o p u ściła m ia sto i ro z ­ p ro szy ła się po okolicy w g órach lub n a jd a ls z y c h w ioskach. Bo­

g a tsi ju ż p rz e d te m w y je c h a li n a p o łu d n ie aż za «żółtą rzel<ę» do H a n k a u itd. U n a s dzięki O p atrzn o ści Bożej i opiece N ajśw iętszej M arii P a n n y w o jsk a n ic n ie ru szy ły . W ie lu lu d z i sc h ro n iło się do n as, zw łaszcza k o b ie ty i dziew częta. J u ż 19. X. było 600 osób, w ty m nieco też m ężczyzn, z d o b y tk a m i, o sła m i lu b zbożem , pościelą, odzieżą itp. i ta k tr w a do d n ia dzisiejszego, z tą różnicą, że m ęż­

czyźni i sta rsze k o b ie ty z b liższych osiedli w ych o d zą n a dzień i p rz y s p o s a b ia ją nieco żyw ności d la pozostałych. Z p oczątku byli

(22)

w szyscy n a m is y jn y m u trz y m a n iu , ale to było niem ożliw ością, w ięc zm ieniono te n system , ulżono m isji.

W liście z 2 p aź d ziern ik a p isa łe m o straszn y c h pow odziach, ja k ie m ie liśm y w ty m roku. Z aś w o jn a d okonała ostatniego z n i­

szczenia. Po deszczach ludzie zaczęli te le p ian k i tw orzyć n a now o, bo fo rm a ln ie p o rozłaziły się doszczętnie w p rze w a żn e j części. T ylko k u p y b ło ta b y ły w idoczne. Ale w dni pogodne tu i ów dzie zaczęli robić. P rz e d zim ą b y lib y sobie d ali radę. N iestety! W o jn a doko­

n a ła reszty. To, co było zaczęte, zniszczono w d alszy m ciągu. N adto i zim a w ty m w cześniej niż w in n y c h la ta c h z a w ita ła do n as. P rz y ­ m rozki ju ż od 7. X., a d zisiaj śnieg p a d a i m róz ciśnie n a dobre, ta k że m u sim y p alić w m ieszk an iach .

t y J y j i f J f J T J t y j

r T S r jk l r T S r j r S o ^ ł f i ł r J S r ł i r S S r iT S r i i r

Prefektura Apostolska w Shuntehfu dotknięta klęską pow odzi

S h u n te h fu w sie rp n iu . Cieszyli się w szyscy. Bo i ja k ż e — co ty d zień deszcz i to ju ż w czerwcu! I choć liche b y ły zbiory pszenicy, je sie n n e zboża p ię k ­ n ie rosły. W lipcu d w a ty g o d n ie zu p e łn ie suche. Z araz w zbiły się w n iebo m o d ły b ła g a ln e o deszcz.

I o tw a rły się u p u sty niebieskie. P rz e z cały ty d z ie ń lało s tr u ­ m ie n ia m i dzień i noc n ie m al bez p rze rw y . N iższe okolice z a la ła w oda. W ięc m odły o pogodę. T y d zień p rz e rw y i znów deszcze.

N a św ięto W niebow zięcia M. B. przy b y ło sporo ch rz eśc ija n , b y posilić się C hlebem żyw ota, oddać h o łd M atu ch n ie Bożej, n o i użalić się przed m is jo n a rz e m n a sw ą niedolę. Z alało sporo w io ­ sek, p o la poniszczone, k ilk a k ap lic z ru jn o w a n y c h . «R atuj nas, Ojcze!» w ołali je d e n przez drugiego. P ocieszyłem ich i o d esłałem do dom u. — A n a z a ju trz po św ięcie znów u le w a k ilk u d n io w a .

Aż p rzy sz ła sobota 21 sierp n ia. Rozpogodziło się. C ały d zień sk ą p a n y w b la sk ac h słońca. No, nareszcie pogoda! W ieczór z a p ad ł gw iaździsty. Około 10 wiecz. obudził m ię szum . N adsłu ch u ję... szu m w zrasta... za m ie n ia się w łoskot. Co to jest? — U lew a! S tra szn a . N aw ałn ica ! C hyba k ilk a c h m u r n a ra z się oberw ało! Z erw ałe m się i w yszedłem . P o dw órko za la n e zu p e łn ie w odą, w z ra s ta ją c ą z k aż d ą m in u tą . R obi się ru c h w m iesz k an ia ch , bo zaczy n a z a le ­ w ać pokoje. S łużba szuka sch ro n ien ia. Co ch w ila słychać g łuchy łom ot — to sąsied n ie dom y n ie w y trz y m u ją n a p o ru w ód i z a p a ­

(23)

d a ją się, p rz y g n ia ta ją c dobytek i n ie ra z m ieszkańców , co się zbyt późno spostrzegli.

P rz e d pó łn o cą deszcz osłabł. N ie n a długo. P o godzinnej p rz e ­ rw ie p rzy sz ła n o w a n a w a łn ic a aż do cz w artej ran o . Gdy się ro z ­ w id n iło w y b ra łe m się «rykszą» (dw u k o ło w y w ózek) do k ap licy poza m ia ste m tu ż p rz y d w o rcu kolejo w y m , b y dla ta m te jszy c h w ie rn y c h o d p raw ić Mszę św. n ie d zie ln ą . L edw om do jech ał, bo po drodze trz e b a było trz y ra z y p rze jeż d ża ć przez w ysoką wodę. Z a ­ lało pola, w o b rębie m ia s ta zalało ulice. A co k ro k — to obalone m u ry ogrodzeniow e, d ac h y lu b śc ian y dom ów zapadłe. P rz y d o ­ m a c h stro sk a n i m ie sz k ań cy o d grzebyw ali sw ój dobytek.

Lecz dopiero za m ia ste m u jrz a łe m «brzydkość spustoszenia».

W iększość dom ów p o z a w a la n y c h tak , że tru d n o b y ło się przedostać.

P o M szy św. w y b ra łe m się z oględzinam i do dom ów c h rz e ­ śc ija n . W szędzie w ita li m ię sm u tn o , w sk a z u ją c n a ru in y . Z ostali bez d a c h u n a d g ło w ą ,'a tu zanosi się jeszcze n a deszcz. T rz eb a było im pom óc. P rz y kapliczce je s t k ilk a dom ów , służących za siero ci­

niec. A le w y p a d k i p o lity cz n e z m u siły n a s do p rze n iesien ia sierot do S ió str p rz y p ółnocnej b ra m ie m ia sta . Ju ż k ilk a ro d zin b ezd o m ­ n y c h u ciek in ieró w spod P e k in u zajęło część pokoi. P oleciłem n a j ­ b a rd z ie j d o tk n ię ty m pow odzią za ją ć resztę w olnego pom ieszczenia.

A w sa m ej re z y d e n c ji szkody też duże. W o d a w y rw a ła k ilk a ­ n aście m e tró w m u ru ogrodu, z a la ła go zupełnie, niszcząc w szel­

kiego ro d z a ju w arzy w a , przezn aczo n e d la szkoły n a czas zim y.

D om y p oprzeciekały. N aw et kościół się n ie ostał. W z a k ry stii pełno w ody. P iw n ic e zalan e. U Jó z efin ek (Z g ro m a d ze n ie tu b y lcze k a te - c h iste k ) z a w a liły się d w a dom y, in n e grożą ru in ą . T rz eb a n a gw ałt p o d p ie ra ć ściany, a w p o n ie d zia łe k ro zw alać je i now e daw ać.

To n ie k oniec do św iad czen ia. Noc w to rk o w a p rzy n io sła now ą ulew ę, k tó ra d o p e łn iła dzieła zniszczenia. N ie m a rodziny, k tó re jb y d o m y b y ły z u p e łn ie całe. Z an o to w a n o k ilk a w y p ad k ó w p rzy d u sz e- n ia n a śm ierć m ieszkańców . T rz y b ra m y m ia sta o b sunęły się, t a ­ m u ją c p rzejście. D ziesiątk i ro d zin z n a la z ły się pod gołym niebem , k tó re n ie p rz e sta je zalew ać n ieszczęsnej k r a in y stru m ie n ia m i wód.

B y p o rato w a ć p r z y n a jm n ie j c h rz eśc ija n , S io stry odd ały k a te c h u ­ m e n a t żeński n a p o m ieszczenie d la bezdom nych. A p oniew aż je st to sa m a bied o ta, w ięc i żyw ić j ą trzeba. Je d e n za m o ż n iejszy ch rz e­

ś c ija n in , w id ząc nędzę, o fia ro w a ł k ilk a d z ie sią t w orków prosa, b y j e ro zd ać w śró d ubogich. N iestety c h rz e śc ija n zam ożnych w ięcej n ie m a m y . N a n asze przeto b a rk i sp a d a ju ż te ra z obow iązek o b m y ­ śle n ia ra tu n k u d la ty c h n ęd z arzy . I co zrobim y? Z apasów zboża sa m i n ie p o sia d am y , n a zak u p n ie m a m y p ieniędzy. A to dopiero m a ła c z ąstk a klęski. D ochodzą m ię, m im o potopu, w ieści od m i­

(24)

sjo n a rz y z poszczególnych placów ek obw odow ych, że w re z y d e n ­ c jac h za w a liły się dom y m ieszkalne, a w g m in a c h szkoły i k a ­ plice w dużej części w gruzach. J a k tu w szy stk iem u po rad zić?

Do kógo się zw rócić po pom oc. W C h in ach klęsk a pow odzi o b jęła olbrzym ie połacie. Do tego toczy się obecnie w o jn a. W ięc tu tylk o z z e w n ątrz m oże p rz y jść pomoc.

Dlatego też w im ie n iu M isjonarzy, S ióstr M iłosierdzia, w im ie ­ n iu ty c h tysięcy c h rz eśc ija n i p ogan także n a te re n ie n asze j P re fe k ­ tu ry , z n a jd u ją c y c h się w n a js k ra jn ie js z e j nędzy, w y cią g am b ła ­ galn e d łonie do W as, Rodacy!

N ie ża łu jc ie sk ro m n y ch chociażby ofiar! D ajc ie ochoczym sercem , bo d ajecie n ie ty le ludziom , ile raczej cierp iąc y m czło n ­ k om C h rystusa! A kto C h rystusow i d aje, od N iego h o jn ą za p ła tę

otrzym a! Ks. W a c ła w Czapla C. M, P ro p refek t.

Kronika w ojenn a

P r z y g o to w a n ia o b r o n y

W sie rp n iu m a n d a ry n a t w y d ał rozporządzenie, ab y w szyscy m ieszk ań cy S h u n te h fu zb udow ali sch ro n y p o dziem ne n a w y p ad e k b o m b a rd o w a n ia m ia sta z aeroplanów .

N a tu ra ln ie i n a s z a m is ja poczy n iła od p o w ied n ie p rzy g o to ­ w an ia . D odano belek i n a s y p a n o ziem i n a d ac h y p iw n ic i w te n sposób urząd zo n o cztery schrony.

P la n b ezpieczeństw a n ie w y trz y m a ł p ró b y ty m raz em nie ognia, lecz w ody. W p iw n ic y p rzy k u c h n i za w a liły się ściany, w p iw n ic y p rzy sz p ita lu — w o d y po sa m w ierzch i n ie w iadom o, ja k i będzie dalszy los tego schronu. T rzeci i cz w arty sc h ro n p o d ­ m y ła w oda, a belki w ra z z n asy p e m ru n ę ły w dół.

N a szczęście z pow odu ciągłych deszczy n ie było ae ro p lan ó w ja p o ń sk ic h — i ta k je d n a klęska u c h ro n iła n a s p rze d d ru g ą — pow ódź p rze d atak iem . U fam y O patrzności Bożej. W y w ie siliśm y n a w szy stk ich naszy ch dom ach m is y jn y c h ch o rąg w ie polskie. B iało - czerw ony s z ta n d a r O jczyzny n aszej cieszy się n a W sch o d zie w ie l­

k im p ow ażaniem . U fam y więc, że osłoni n a s p rzed n ie b ez p iec ze ń ­ stw a m i grożącym i z obu stro n w alczących.

N ieb ezp ieczn a p rz ep ra w a

Gdy w y b u c h ła w o jn a, w szyscy k sięża z p re fe k tu ry ap. S b u n - te h fu p o sta n o w ili trw a ć n a sw ych placów kach. Deszcze u n ie m o ­ żliw iały ks. R edzim skiem u d o sta n ie sę do sw ej p a ra fii. S k o rz y stał

Cytaty

Powiązane dokumenty

Stowarzyszenie rozwija się głównie wskutek opieki materjalnej ze strony Sióstr Miłosierdzia, które urządzają stowarzyszonym opłatek, święcone, przy stosownej

rań, aby szeregi apostołów Cudownego Medalika Niepokalanej coraz więcej się rozszerzały i pod płaszczeni macierzyńskiej opieki Panny Możnej wal­.. cząc i

Miłość Boża w życiu wielkich

Z aczynały się stopniow o rzad k ie gaiki, zapowiedź le śn ej głuszy, prow adzące do zalanych wesołym blaskiem polanek, szum iących liśćm i zarośli... Pagoda

CENTRALNY KRAJOWY ORGAN KRUCJATY

[r]

nego Medalika, Dzieciom Marii, Dostojnym ich Przewodnikom i gorąco prosimy, aby w świetle chwały Zmartwychwstania znaleźli prawdziwy pokój swoich serc i dusz i

Cześć św iętego Józefa sięga sam ego p oczątku Kościoła.. Józefa odznaczali się