• Nie Znaleziono Wyników

PISMO PRZYRODNICZEORGAN POLSKIEGO TOWARZYSTWA PRZYRODNIKÓW IM. KOPERNIKA

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "PISMO PRZYRODNICZEORGAN POLSKIEGO TOWARZYSTWA PRZYRODNIKÓW IM. KOPERNIKA"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E

O R G A N POLSKIEGO TO W A R ZY ST W A PRZYRODNIKÓW IM. K OPERNIKA

PAŹDZIERNIK 1964 ZESZYT 10

P A Ń S T W O W E W Y D A W N I C T W O N A U K O W E

(2)

Zalecono do bibliotek nauczycielskich i licealnych pismem Ministerstwa Oświaty nr IV/Oc-2734/47

T R E Ś Ć Z E S Z Y T U 10 (1958)

Ś r o d o ń A., Roślinność, k lim a t i s tra ty g ra fia późnego plejstocenu P olsk i . . 209 K s i ą ż k i e w i c z M., H isto ria w o d y m o r s k i e j ... 21?

M i c h e r d z i ń s k i W., N ie ty lk o taniec — także glosy pszczół . . . . 214 S t o p a R., A fr y k a kolebką c z ł o w ie k a ... 216 M a ś l a n k i e w i c z K ., Jan N o w a k ... 222 D rob iazgi p rzyrod n icze

C zy R abka jest w ilg o tn a ? (Cz. T r y b o w s k i)...224 Naturalna „a sp iryn a ” roślinna (W . J. P a j o r ) ... 226 C zerw on ak i (P h o e n ico p te ru s ru b e r L .) karm ią sw e pisklęta płynem za­

w ie ra ją c y m k r e w ...226 R o z m a i t o ś c i ... 227 K ron ik a naukowa

P h ilip H e n ry K uenen dr honoris causa U n iw ersytetu Jagiellońskiego (M. K s i ą ż k i e w i c z ) ... 228 R ecen zje

R. T e ic h m iille r K r e fe ld : Das S tein k oh len geb irge sudlich Essen (J. P ią t­

kow ski) ...229 S. i A . J ach ow iczow ie: K ie d y w ę g ie l b ył zielon y (Z. M aślan k iew iczow a) 229 W. K oszarsk i: B ogactw a m in eraln e D olnego Śląska (K . M aślan kiew icz) 230 Spraw ozdania

Pow stan ie S e k cji S p eleologiczn ej P olsk iego T o w a rzystw a P rzy ro d n ik ó w im. M. K o p ern ik a (R. G r a d z iń s k i) ... 230 I O góln opolskie Sym pozju m G en etyczn e (M. J . ) ... 230 Spraw ozdan ie z sesji nau kow ej pt. G eologia R egionu K ra k ow sk iego

(M. K s ią żk iew icz) . 231

S praw ozdanie z w y c ie c zk i p rzy ro d n iczej O /Łódzkiego P T P im. K op ern ik a do Pu ław , K a zim ie rza i N a łęczow a w dniach 1— 2 m aja 1964 r. . . . 232

S p i s p l a n s z

I. B O B R Y N A J E Z IO R Z E W I G R Y p rzep ły w a ją zalew isko. — Fot.

W. Puchalski

Ha. P A P R O Ć K A R B O Ń S K A . — Fot. J. M ałeck i Ilb . P A P R O Ć K A R B O Ń S K A . — Fot. J. M ałeck i

Ilia . O W O C O S T A N J E Ż O G Ł Ó W K I G A Ł Ę Z IS T E J , Sp a rga n iu m ra m o - sum Huds. — Fot. J. K opton

IH b. P O Z IO M K A P O S P O L IT A , F ira ga ria vesca. — Fot. J. K opton IVa. R A K P U S T E L N IK , E upagurus bernhardus. — Fot. S. K u ja w a IV b. R A K P U S T E L N IK , E upagurus prid ea u xi. — Fot. S. K u ja w a

O k ł a d k a : P O L I P S T U Ł B IO P Ł A W A , Tubularia. larynx. — Fot. S. K u ja w a

(3)

ORGAN P O L S K I E G O T O W A R Z Y S T W A P R Z Y R O D N I K Ó W IM. KOPERNIKA

P A Ź D Z T E R N T K 1964 Z E S Z Y T 10 (1958)

A N D R Z E J Ś R O D O Ń (K ra k ó w )

ROŚLINNOŚĆ, K L IM A T I S T A T Y G R A F IA PÓŹNEGO PLEJSTOCENU P O L S K I

W ielk ie wahnienia klimatu są podstawą po­

działu czwartorzędu na okresy glacjalne i prze­

dzielające je ciepłe okresy interglacjalne. W ah­

nienia mniejsze, jakie m iały miejsce w czasie transgresji i regresji lądolodów, noszą nazwę stadiałów i odpowiadających im interstadiałów.

W iększą część czwartorzędu obejmującą te wahnienia n azyw am y plejstocenem, a jego n aj­

młodszy odcinek, na k tóry składa się ostatni in- terglacjał i ostatni glacjał, w ydzielam y jako późny albo m łodszy plejstocen. Poszczególne okresy i podokresy późnego plejstocenu b yły nam od dawna już znane, ale dopiero w yniki badań lat ostatnich p ozw oliły na ich powiązanie w jeden ciągły i konsekwentny obraz przemian klimatu i roślinności (ryc. 2).

I N T E R G L Ą C J Ą Ł E E M S K I

Poprzedzające ten interglacjał zlodowacenie objęło sw ym zasięgiem co najm niej 3/4 te ry­

torium Polski (por. ryc. 1). W raz z jego ustąpie­

niem powstało ogromne pojezierze, podobne do tego, jakie dziś m am y na Pomorzu. Zatartym i już dziś śladami tego krajobrazu są rozrzucone po kraju resztki w ałów morenowych, głazy era- tyczne pochodzenia skandynawskiego oraz czę­

sto znajdowane kopalne osady jezior i torfo­

wisk z zachowanymi resztkami flory. Zbadanie tych osadów, p rzy pom ocy m etody analizy pył­

kow ej i analizy makroskopowych szczątków ro­

ślin, stało się źródłem naszej w ied zy o roślin­

ności a pośrednio i o klimacie tego okresu.

Ryc. 1. Z asięgi zlodow aceń (w g Galona i R oszków n ej) oraz stanowiska flo r kopalnych z okresu in terglacjału eem skiego. 1 — zlodow acenie bałtyckie (Vistulian), 2 — zlodow acenie środkow opolskie (Saalian), 3 — zlo­

dowacenie krakow skie (Elsterian), 4 — stanowiska flo r in terglacjału eem skiego

28

(4)

Osady interglacjału eemskiego są niejedno­

krotnie podścielone mułkami i torfam i zaw iera­

jącym i w spągu szczątki flo r y arktycznej, a w y ­ żej lasów subarktycznych brzozow ych i b rzo­

zowo-sosnowych. Ten w czesny odcinek rozw oju roślinności interglacjału eemskiego w yróżn iam y jako późny glacjał zlodowacenia środkowopol- skiego. N ie został on dotychczas b liżej poznany i porównany z dobrze znanymi oscylacjam i późnego glacjału ostatniego zlodowacenia. R y ­ sem szczególnym późnego glacjału zlodowace­

nia środkowopolskiego, charakterystycznym dla osadów występujących w północno-wschodniej Polsce i dalej ku wschodowi na terytorium

2 1 0

Zw iązku Radzieckiego, był o b fity udział św ier­

ka syberyjskiego (P icea obovata) w lasach zbu­

dowanych z sosny zw yczajnej i m odrzewia sy­

beryjskiego (L a rix sibirica). Poziom ten nazy­

w am y „św ierkiem dolnym ” w odróżnieniu od

„św ierka górnego” u schyłku interglacjału.

Ś w ierk górny występował zarówno na zacho­

dzie, jak i na wschodzie Europy.

W miarę jak klim at stawał się cieplejszy, zmieniała się struktura lasu eemskiego, w zbo­

gacanego w coraz to bardziej w ym agające pod w zględem klim atycznym gatunki drzew, które p rzetrw ały zlodowacenie w ostojach położonych z dala od Polski. Procesow i temu sprzyjały d oj­

Ryc. 2. T ab ela k o rela cyjn a w a żn iejszych p rzem ian w p rzy ro d zie P o lsk i podczas późnego plejstocenu

(5)

rzałe już w tym czasie i urodzajne gleby bru­

natne, dogodne dla rozwoju lasów liściastych.

Wiąz, dąb, lipa, jesion i klon zm ieniły wkrótce skład dotychczasowych borów sosnowo-brzozo- wych na lasy mieszane i liściaste z panującym w p ierw dębem, a później grabem. Obfitym składnikiem tych lasów była leszczyna. W do­

linach rzek rozw in ęły się olszyny, a liczne je ­ ziora zasiedliła roślinność bagienna i wodna urozmaicona występowaniem Brasenia Schre- beri i D u lich iu m spathaceum, gatunkami obcy­

mi współczesnej florze Europy. W optimum k li­

m atycznym interglacjału eemskiego średnia lata przekroczyła o około 2° średnią lipca naj­

cieplejszej fa zy holocenu. Z im y w tym czasie b y ły również łagodniejsze, czego dowodzi m. in. występowanie w lasach eemskich zimo­

zielonego ostrokrzewu (Ile x aąuifolium ), który dziś rośnie na zachodzie i południu Europy, nie przekraczając swym zasięgiem izoterm y stycz­

nia 0°.

W ostatnich fazach interglacjału zaznaczył się spadek temperatury, a wyługowanie i idące za nim zakwaszenie gleb osiągnęło swoje maksi­

mum. Zm iany te sprzyjały rozw ojow i lasów szpilkowych. Ś w ierk i sosna, a w środkowej i południowo-zachodniej części kraju również i jodła, stają się drzewam i dominującymi. Ich zwarcie stopniowo maleje, ro zw ijają się w rzo­

sowiska i torfowiska pokryw ające wypełnione osadami zbiorniki wodne. Rośnie udział mo­

drzewia i światłożądnej brzozy, a kosodrzewina zjaw ia się w środkowej Polsce — zbliża się nowe zlodowacenie Europy.

Chcąc zdać sobie sprawę z cech charaktery­

stycznych roślinności interglacjału eemskiego, porównuje się ją zazw yczaj z dobrze nam zna­

nymi etapami rozw oju roślinności holocenu.

Obok daleko idących podobieństw występują także i różnice, mające ważne znaczenie diag­

nostyczne p rzy ocenianiu wieku osadów. Łagod­

niejszy, a być może i w ilgotn iejszy klimat, jaki panował w optim um interglacjału eemskiego, um ożliw ił rozw ój lasów liściastych w skali nie­

znanej z najcieplejszych faz holocenu. Ważną, jakkolw iek ujemną cechą tego interglacjału był zupełny brak buka w lasach eemskich, znamię wspólne dla całej środkowej i północnej Europy.

Dalszą różnicą było częste występowanie w je ­ ziorach Brasenia Schreberi, rośliny należącej do tej samej rodziny co nasze grzybienie (N y m - phaea) i grążele ( Nuphar), oraz D u lich iu m spat­

haceum z rodziny turzycowatych. P rzejściow y charakter położenia naszego kraju pom iędzy obszarami o klim acie oceanicznym na zachodzie a kontynentalnym na wschodzie zaznacza się w yraźnie w szacie roślinnej obu porów nyw a­

nych okresów.

OSTATNIE ZLODOWACENIE

Spadek tem peratury p rzy końcu interglacjału eemskiego połączony był ze wzrostem w ilgotno­

ści. Te zm iany klim atyczne w y w o ła ły zm niej­

szanie się powierzchni leśnej i związane z tym procesy soliflukcyjne, które m iały głęboki w p ły w na jakość i charakter gleb. M iejsce zw ar­

tego lasu za jęły płaty leśne zbudowane z naj-

Ryc. 3. C egieln ia w W adowicach. W w yk op ie w idoczna jest 30 cm w arstw a torfu leśnego utw orzonego w cza­

sie interstadiału Brorup. T o r f n ak ryty jest 18-metrową w arstw ą u tw orów soliflu k cyjn ych ze szczątkam i flo ry

glacjaln ej i kośćmi nosorożca (p len iglacjał A + B).

iFot. S. Łuczko

bardziej w ytrzym ałych drzew oraz roślinność otwartych zbiorowisk nieleśnych. Pow staje ty ­ pow y krajobraz tundry parkowej dającej szan- sę przetrwania niekorzystnego okresu niektó­

rym gatunkom drzew. M ożliwości te jeszcze w zrosły podczas następnego, tym razem cie­

plejszego wahnienia klimatu (interstadiał Aniersfoort), które doprowadziło do większego zwarcia drzew leśnych. Po tym interstadialnym ociepleniu wystąpiło ponowne oziębienie k li­

matu, kiedy to temperatura lata spadła znowu poniżej 10°, powodując rozluźnienie szaty le­

śnej zbliżone do stanu, jakie miało miejsce pod­

czas wcześniejszego stadiału. Skład roślinności pokryw ającej nasz kraj w czasie tych w cze­

snych podokresów, a zwłaszcza dwóch młod­

szych, nie jest nam dotychczas bliżej znany. Ich charakterystyka oparta jest na wynikach badań uzyskanych w Danii (Sv. A n d e r s e n ) i w Ho­

landii (W. H. Z a g w i j n), p rzy uzwględnieniu różnic w ynikających z odmiennego położenia geograficznego Polski.

W następnym podokresie noszącym nazwę interstadiału Brarup, doszło do wyraźnego i dłu­

gotrwałego ocieplenia klimatu. K ra j nasz z po­

wrotem został opanowany przez zw arte zbioro­

wiska leśne, zbudowane przede wszystkim z drzew szpilkowych. Duże obszary Europy po­

k ryw ał w tym czasie świerk, który najprawdo­

podobniej przetrw ał w Polsce oba minione sta- dialne oziębienia klimatu. Obok świerka rosły i inne drzewa szpilkowe, a zwłaszcza sosna i modrzew. Z drzew liściastych dużą rolę od­

gryw ała olsza szara i czarna, natomiast inne ciepłolubne drzewa liściaste (lipa, wiąz, dąb, leszczyna i grab) w ystępow ały zazwyczaj w nie­

wielkich tylko ilościach. Ich udział wzrastał w środkowej, a zwłaszcza w południowej części kraju.

Cechą charakterystyczną zbiorowisk roślin­

nych interstadiału B r 0 rup był, obok panującego

(6)

212

R yc. 4. C egieln ia w Zatorze. P r o fil terasy lessow ej o w ysokości 8,50 m. W dolnej części p ro filu w ystęp u ją ciem ne m ułki to rfo w e za w iera ją ce szczątki tundry bezleśnej oraz kości m am uta (p len igla cja ł A ). W y ż e j leżące jasne g lin y lessopodobne p ow sta ły w p len ig la -

cjale B. Fot. S. Łu czko

świerka, duży udział gatunków roślin, które obecnie w ystępują na obszarze eu rosyberyj- kim i borealnookołobiegunowym . In w azja świerka rozpoczęta jeszcze u schyłku in tergla­

cjału eemskiego, trw ała z przerw am i podczas wczesnych stadiałów aż po p len iglacjał ostat­

niego lodowacenia, czyli około 20 000 lat. B ył w ięc dany dostatecznie długi okres czasu na m igrację roślin m ających zbliżone do świerka wym agania klim atyczne i edaficzne. One to przede w szystkim zadecydow ały o składzie i ogólnym charakterze roślinności interstadiału B r 0 rup. Roślinność o zbliżonym składzie p o ­ k ryw a dziś północno-wschodnią część Polski i L itw ę, gdzie panują lasy szpilkow e z dom i­

nującym św ierkiem i n iew ielk im udziałem cie­

płolubnych d rzew liściastych.

Zbliżam y się do punktu kulm inacyjnego okresu nazywanego ostatnim zlodowaceniem . Sform ow an y w górach skandynawskich lądolód zaczyna pełznąć na południe, jak potw orn y w swych rozmiarach taran, niszcząc po drodze cały świat organiczny. K lim a t Polski chłodny i w ilgo tn y w starszej części pleniglacjału, staje się zim ny i suchy o cechach klim atu arktyczno- kontynentalnego. Czoło nasuwającego się lądo- lodu dotarło tym razem tylk o po lin ię Suw ałki—

Płock— Konin i Leszno hamując odp ływ wód

skierowanych dotychczas na północ. W dolinach rzek tw orzą się wielkie, skrajnie oligotroficzne jeziorzyska zastoiskowe, wypełniające się oso­

b liw ym i w swej postaci iłam i warstwowym i.

Położone na południe od ow ych jeziorzysk w y ­ ży n y i brzeg K arpat okryw a gru by płaszcz lessu eolicznego, a w Tatrach i Sudetach powstają lo­

kalne zlodowacenia o typie alpejskim. Działają różnorodne procesy peryglacjalne, a zwłaszcza soliflukcyjne, zm ieniające radykalnie warunki osiedlania się roślin. Ich dotychczasowe zbioro­

wiska uległy gruntownemu przeobrażeniu.

M iejsce lasów i płatów leśnych objęła niepo­

dzielnie tundra glacjalna o charakterze m ie­

szanym. W je j bow iem składzie brały udział gatunki występujące dziś w A rktyce, w górach środkowoeuropejskich i na południowo-wschod­

nich stepach. Te ostatnie rozw in ęły się najlepiej w drugiej, suchszej pod względem klim atycz­

nym części pleniglacjału.

Tundrę kopalną odkryto w Polsce na wielu stanowiskach, a zwłaszcza w południowej części kraju. Pozn ajem y ją coraz to lepiej, dzięki za­

stosowaniu do najczęściej mineralnych osadów glacjalnych metod analizy p yłkow ej . W iem y już dzisiaj, że b rały w niej udział rośliny nie rosnące obecnie w Polsce, które w yginęły, gdy klim at stał się ciepły, sprzyjając rozw ojow i la­

sów. Przykładem może być K oenigia islandica z rodziny rdestowatych odkryta w profilu osa­

d ów pleniglacjalnych nad górną Wisłą, mająca obecnie najbliższe Polski stanowiska w górach skandynawskich. Innym rów n ie dobrym p rzy ­ kładem jest z rodziny jaskrowatych T h a lictru m alpinum , gatunek dziś rosnący w górach środ­

k ow ej i północnej Europy, ale nie występujący w Tatrach, Sudetach i w polskiej części Karpat.

W iele innych roślin, które w chodziły w skład tundry pleniglacjalnej spotkał los podobny.

P rzyczyn ą tego jest wspólna wszystkim rośli­

nom tundrowym cecha polegająca na tym, że nie znoszą ocienienia. Z tego powodu rośliny te przetrw ać m ogły tylko na stanowiskach z natu­

r y w olnych od lasu. Znajdujem y je najczęściej wysoko w górach p ow yżej górnej granicy lasów, na odpowiednio starych torfowiskach oraz w składzie reliktow ych płatów roślinności ste­

pow ej, jaka zachowała się na lessach okryw a­

jących w y ży n y południowe. R ośliny takie stały się niejednokrotnie uporczyw ym i chwastami i tow arzyszą człow iekow i od chwili, gd y zaczął on gospodarować w przyrodzie. Przykładem mogą być m. in. pospolity wszędzie rdest ptasi (P o ly g on u m a viculare) i bławatek (Centaurea cyanus), gatunki znane nam dobrze z tundry peryglacjalnej.

Tundra żyw iła swoistą i bogatą faunę, na któ­

rej czele w ym ienić należy w ym arłe ssaki p lej- stoceńskie takie jak: mamut, nosorożec, nie­

dźw iedź jaskiniow y i koń. K ości tych zw ierząt znajdu jem y nieraz razem ze szczątkami roślin, które słu żyły im za pożywienie. Zw ierzęta i ro­

śliny tundry b y ły podstawą istnienia współ­

czesnego im człowieka paleolitycznego.

Podobnie jak na początku ostatniego zlodo­

wacenia tak i u jego schyłku m iały miejsce

oscylacje klimatu zm ieniające stopniowo zbio-

(7)

. BOBRYNA JEZIORZEWIGRYprzepływajązalewis

(8)

>

p

O O' w >

SI w o

Cfi

> w

*1

o

SL nT

o

W

TJ

>

TJ

W O O W >

W

W

o

2

' M

> w

**J o

su

!5"

o

w

(9)

rowiska roślinne. Ż powrotem zja w iły się drze­

wa, które w końcu zw arły się w wielogatun­

k ow y las holoceński przypominający, nie tylko

swym składem, ale i rozmieszczeniem poszcze­

gólnych gatunków drzew, lasy ostatniego inter­

glacjału *.

M A R IA N K S IĄ Ż K IE W IC Z (K ra k ó w )

H IS T O R IA W O D Y MORSKIEJ

Jednym ze spekulatyw nych zagadnień geologicz­

nych, żyw o ostatnio dyskutowanych jest pytanie, skąd pochodzi w oda w yp ełn ia ją ca zagłębienia oceaniczne i m orskie, czy ilość je j była stała, czy też zm ieniała się w ciągu d zie jó w geologicznych, i czy je j słoność jest stała, czy też ulegała w ahaniom w ciągu historii Ziem i.

W edłu g d aw n iejszego poglądu w oda morska p o­

wstała z kondensacji pary w odnej znajdującej się o b ficie w praatm osferze; w m iarę obniżania się tem ­ peratu ry para w odna skropliła się i w yp ełn iła za g łę­

bienia w pow ierzch n i globu. W m iarę rozw oju proce­

sów w ietrzen n ych na lądach, które prow adzą do w y łu - gow yw a n ia w ie lu rozpuszczalnych zw iązk ów ze skał, w oda m orska stopniow o ulegała zasoleniu. Jednako­

w oż nie w szystkie składniki rozpuszczone w w odzie m orskiej m ogły w ten sposób dostać się do w o d y m or­

skiej. Odnosi się to przede w szystkim do chloru, k tó ­ rego zaw artość w skałach skorupy ziem skiej jest zn i­

koma. D latego teoria klasyczna przypuszcza, że chlor zn ajdow ał się w praatm osferze i p rzy skropleniu pary w odnej w ra z z w odą dostał się do praoceanu.

W m yśl te o rii klasycznej ilość w od y w oceanach ma być m niej w ię c e j stała. P ew n e ilości w o d y dostają się do w o d y m orsk iej z w y z ie w ó w wulkanicznych, ale ten przyrost jest m niej w ię c e j rów now ażony ubytkiem w od y traconej p rzy procesach uwodnienia m inerałów.

Co do zasolenia klasyczna teoria p rzyjm u je, że ilość soli stopniow o się zwiększa, gd yż rzek i przynoszą stale z lądów rozpuszczone zw iązki, które grom adzą się w w od zie m orskiej.

Jednakow oż już dość dawno n iektórzy geologow ie ja k E m il H a u g, E dw ard S u e s s , a ostatnio H. S t i 11 e doszli do przekonania, że w seriach g eolo­

gicznych starszych er brak jest u tw orów głęb ok ow od ­ nych, a oceany, przyn ajm n iej odnosi się to do Oceanu A tla n ty c k ie g o i In d yjsk iego (w edług Hauga także do P a cyfik u ), p ow stały stosunkowo niedawno. D latego ro zw in ą ł się pogląd, że ilość w od y w oceanach i m o ­ rzach zw iększa się stopniowo. A rgu m en ty użyte przez w y że j w ym ien ion ych badaczy nie są w p raw d zie p rze­

konyw ające, ale w nowszych czasach utrw ala się p rze­

konanie, że procesy w ulkaniczne i plutoniczne dostar­

czają w ię c e j w o d y niż dotąd przyjm ow ano. W edłu g W. W. R u b e y, poniew aż m agm a bazaltow a może zaw ierać do 4°/o w ody, a m agm a gran itow a naw et do

8

°/o, skały głęb in ow e zaś za w ierają około

1

% w ody, w ięc reszta w o d y uchodzi z m agm y przy je j krzepnię­

ciu w głębi Z iem i i staje się wodą ju w enilną (g łęb i­

nową), która w cześniej czy później dotrze do po­

w ierzch n i Ziem i. R u b e y obliczył, że krzepnięcie sko­

rupy o grubości 40 km, a taką ma średnio grubość skorupa zbudowana ze skał ogniowych, m ogło w ciągu d zie jó w geologiczn ych dostarczyć ty le w ody, ile obec­

nie zn ajdu je się w oceanach.

O gólnie p rz y ję ty jest pogląd, że oceany p ow oli się

zasalają od czasu ich utworzenia, chociaż sądzi się, że część soli m ogła pochodzić z praatm osfery. Ilość soli znoszonych rzekam i do m órz ocenia się na 37*10

8

ton rocznie. Pon iew aż obecnie jest rozpuszczonych w w o ­ dzie m orskiej 50-1015 ton soli, w ię c obecna ilość została­

by osiągnięta już po okrągło 13 m ilionach lat. H isto­

ria Z iem i jest znacznie dłuższa, oceany pow stały przed m niej w ięcej dwom a lub trzem a m iliardam i lat, więc jasne jest, że w ielk ość obecnego dopływ u soli nie może być m iarodajna dla określenia czasokresu potrzebnego dla osiągnięcia obecnej słoności. Przypuszczać należy, że obecnie znoszona ilość soli do m órz jest większa, niż była w w iększości okresów geologicznych, a to z tego powodu, że obecnie kontynenty są w yższe i bar­

dziej rozległe, zatem pow ierzchnia i rozm iary łu go­

wania są w ięk sze niż przeciętn ie b yły w historii geo­

logiczn ej; przew ażn ie bow iem kontynenty b y ły n ie­

w ie lk ie i nieiwysokie.

Sole zw ożone do m órz nie koncentrują się rów n o­

m iernie, część w od y m orskiej wsiąka bow iem w osady w raz z rozpuszczonym i w niej solam i i m oże zostać odcięta od w o d y m orskiej i „u w ięzion a ” w osadzie jako solanka. W pew nych przyn ajm n iej okresach, bar­

dzo częstych w h istorii Ziem i, w oda m orska traciła pewne ilości soli, strącane jako gipsy i sól kam ienna w lagunach. Jest m ożliw e, że ilość soli traconej przez te procesy jest kom pensowana przez p rzy w ó z soli z lądu i ustala się pew na rów n ow aga m iędzy ilością soli traconą a zyskiwaną, i oceany od daw ien dawna m ają m niej w ięcej taki sam procent słoności. Jest m ożliw e, że procent soli w oceanach, zbliżony do dzi­

siejszego, ustalił się już w e w czesnych okresach ery paleozoicznej. R ów n ież stosunek poszczególnych soli do siebie b y ł dość podobny do dzisiejszego. N a to zdają się w skazyw ać pew ne analogie m iędzy składem serum k rw i k ręg o w có w lądow ych i człow ieka a składem soli w ody m orskiej. Stosunek ilości sodu, potasu, wapnia i chloru w k rw i jest n iem al identyczny jak obecnie w w od zie m orskiej, ja k na to w skazu je poniższe zesta­

w ien ie:

W o d a m orska Serum krw i człowieka Serum ssaków

g/kg 0//o g/kg

X

g/kg

N a 10,74 30,7 3,00 34,9 3,00 — 3,55

K 0,39 1,1 0,20 2,3 0,19 — 0,22

Ca 0,41 0,10 1,2 0,08 — 0,10

M g 1,29 3,7 0,02 0,3 0,02 — 0,04

C l 19,34 55,2 3,55 41,3 3,40 — 4,00

so

4 2,70 7,7 0,02 0,2

1

Por. artyku ł dr K . W a sylik o w ej pt. „E tap y roz­

w oju roślinności w późnym gla cja le P o lsk i środko­

w ej, „W szechśw iat” , zesz. 7— 8/1904, str. 166— 170.

(10)

214

K rę g o w c e lądow e pochodzą, ja k to się pow szechnie przypuszcza, od ryb op łazów morskich, k tóre w o k re­

sie karbońskim w yszły na ląd zachow ując w płynach ciała stosunek jo n ó w taki, ja k i b y ł w m orzu tego okresu. N atom iast stosunek SO

4

i M g do innych j o ­ n ów w k rw i k ręgo w có w jest inny niż w e w spółczesnej w od zie m orskiej, a w ięc zaw artość tych składników m ogła być inna w morzu paleozoicznym niż obecnie.

Istn ieją w ię c w skazów ki, że skład soli w w o d zie m orskiej w paleozoitku był, m im o p ew n ych różnic, r a ­ czej zbliżony do dzisiejszego. Jest m ożliw e, że już w ordow iku skład ten ustalił się, co stało się pow odem n iezw yk łego ro zw o ju organ izm ów o szk ielecie w a p ie n ­ nym. P rzed ord ow ik iem przypuszczalnie zaw artość soli b yła m niejsza, a być m oże w okresie p rzed k a m b ry j- skim oceany b y ły słabo zasolone, a ich w oda zaw ierała dużo dwutlenku w ęgla, k tó ry nie p ozw a la ł na tw o ­ rzenie skorup w apiennych. Jest uderzające, że złoża solne, tw orzące się począw szy od kam bru niem al w każdym okresie geologiczn ym , są nieznane w pre- kambrze. R ów n ież charakterystyczny m inerał glau ko- nit, tw orzący się na dnie m orza z innych m in erałów p rzy w spółdziałaniu adsorbcji potasu, nie w ystęp u je w utworach starszych od kambru. W id oczn ie oceany najstarszych er geologiczn ych nie „z a s o liły ” ’ się jeszcze dostatecznie. Trzeba było dłu giego czasu, zanim d ow óz ługow anych substancji z lądu dop row ad ził do w y t w o ­ rzenia zaw artości soli. zb liżon ej do współczesnej.

Jak to już zaznaczyliśm y, w iększość jo n ó w za w a r­

tych w w od zie m orskiej jest uw alniana z m in era łó w i skał w procesach w ietrzen ia lądow ego. N ie dotyczy to w szakże jo n ó w C l i SO<t, gd yż są one w skałach n iezm iernie rzadkie. D latego przypuszcza się, że p o­

chodzą one z w u lkanicznych ekshalacji. Jednakow oż w w yziew a ch w ulkanicznych stosunek C l i SO

4

jest ja k 1 : 1, a w m orzu ja k 7 :1. Jeśli te jo n y są pocho­

dzenia w ulkanicznego, n ależy przypuścić, że w od a morska w ię c e j traci SO

4

n iż Cl. Istotn ie siarczan w apnia (anhydryt, gips) strąca się ła tw ie j niż inne sole i dlatego złoża gipsu są znacznie częstsze niż złoża solne.

Jak w id zim y, istn ieją w sk azów k i, że skład soli w o d y m orskiej u legał pew n ym zm ianom , je ś li chodzi o w z a ­ jem n e stosunki jonów . Istn ieją też podejrzen ia, że w pewnych, zresztą w y ją tk o w y c h przypadkach, zaso­

len ie oceanów m ogło się znacznie zm niejszyć. T ak m ogło się zdarzyć p rzy końcu ery paleozoiczn ej, w okresie perm skim . W tym to okresie tw o rzen ie się złóż solnych, gipąu, soli kam iennej i soli potasow o- m agnezow ych odbyw ało się na n ieb yw ałą skalę. P o ­ tężne złoża solne z tego okresu w ystęp u ją w N ie m ­ czech, Polsce, A n g lii, w sch odn iej R o s ji i Teksasie. Ilość

tych soli szacuje się na 5-10

14

ton, a zapewne nie jest to całkow ita ilość soli strąconych, gd yż część złóż perm skich została zniszczona przez procesy erozyjne i ługow anie, część zapewne nie jest jeszcze odkryta.

Ta ogrom na strata soli, strącanych w skutek odparo­

w yw a n ia w ielkich lagun perm skich w warunkach zdaje się n iezw yk le suchego klim atu, nie m ogła być w ciągu perm u uzupełniana dopływ em soli łu gow a­

nych w procesach w ietrzen ia na lądzie; suche w aru nki klim atyczne, panujące p rzyn ajm n iej na północnej p ó ł­

kuli, nie sp rzyja ły w ietrzen iu chemicznemu, które uw alnia głów n ie jon y zaw arte w w od zie m orskiej.

To n iezw yk łe zm niejszenie się stężenia w morzach i oceanach m ogło być w ed łu g K . B e u r l e n a (1956) przyczyną w ie lk ie j zm iany w rozw oju życia organicz­

nego, ja k a jest notowana z okresu perm skiego, a która nie ma niczego sobie rów n ego w historii życia orga­

nicznego na Ziem i. Okres perm ski jest okresem szyb­

kiego w ym iera n ia bardzo w ielu grup świata zw ie rzę ­ cego. W tym okresie w y m ie ra ją paleozoiczne korale (T e tra c o ra llia i Tabulata), ze szkarłupni Blastoidea i w iększość paleozoicznych typ ów lilio w c ó w i je ż o w ­ ców, ogrom na większość ram ienionogów , w szystkie tr y lo lity i paleozoiczne am onity (gon iatyty). Z m or­

skich orga n izm ów u trzym ały się tylk o n iektóre gru ­ py m ałżów i ślim aków , ry b y z grom ady Ganoidei, ze skoru piaków M alacostraca; są to w szystko grupy, w śród których jest dużo fo rm euryhalinow ych, m a­

jących dużą toleran cję w stosunku do zm ian słoności.

Zdziesiątkow aniu fau n y m orskiej nie odpowiada jakieś analogiczne w ym iera n ie grup zw ierzą t lądo­

w ych ; ow ady, pajęczaki, skorpiony i k ręgow ce nie okazują w okresie perm skim jakiegoś zaham owania rozw oju . D latego n iektórzy badacze sądzą, że zmian w św iecie organicznym w okresie perm skim nie można przypisać ochłodzeniu klim atu, tak ja k się przypisuje z dużym praw dopodobieństw em , przem ianę fauny i flo r y p rzy końcu ery m ezozoicznej.

W h istorii w od y m orskiej można zatem zanotować pew ne m om enty zwrotne. P ierw szym było pozbycie się nadm iaru kwasu w ę g lo w e g o ; odbyło się to w póź­

nym prekam brze, w ięc jakiś m iliard lat temu, za­

pew ne p rzy w spółudziale glon ów morskich. Drugim m om entem b yło uzyskanie norm alnej, tzn. zbliżonej do dzisiejszej, słoności. Stało się to w ciągu kam bru — ordow iku i u m ożliw iło bujny ro zw ó j organ izm ów szkieletow ych , zwłaszcza organ izm ów o szkielecie w a ­ piennym . T rzecim m om entem b yło gw a łto w n e odso- len ie się w o d y oceanicznej w okresie perm skim , co, być może, pociągnęło za sobą w ie lk ie przem iany

w morstkim św iecie organicznym .

W IK T O R M IC H E R D ZIN SK 1 (Kraków)

N IE T Y L K O T A N IE C —

Działalność naukowa m on ach ijskiego p rofesora K a ­ rola von F r i s c h a stanow i przykład, ja k ow ocn ym m oże się okazać skoncentrow anie pracy b ad aw czej na jednym , określonym zagadnieniu, ■ ro zw ią zy w a n ie krok po krokvi zagadnień w y ła n ia ją cy ch się z po-

T A K Z E G ŁO SY PSZCZÓŁ

przednich prac. P rzed m iotem pracy doktorskiej prof.

Frischa z r. 1910 było w p ra w d zie jeszcze rozróżn ia­

nie b arw p rzez ryb y, lecz od tego czasu pracu je już

w yłą czn ie nad zagadnieniem orien tacji i zachowania

się pszczół. Od r. 1921 datują się jeg o prace nad spo-

(11)

śobem porozum iew ania się pszczół, w r. 1925 zostaje dyrektorem Instytutu Z oologii U niw ersytetu w M o ­ nachium, gdzie już poprzednio pracow ał i stanowisko to zajm u je aż do 1958 r., gd y przechodzi na em ery­

turę nie tracąc jednakże nadal osobistego kontaktu z Instytutem . W czasie I I w o jn y św iatow ej budynki Instytutu zostały zniszczone, lecz obecnie są już cał­

kow icie odbudowane. P ro f. Frisch jest członkiem K ró lew sk ieg o T o w arzystw a Londyńskiego, S zw ed z­

k iej A k a d em ii Nauk i N arod ow ej A k a d em ii Nauk Stanów Zjednoczonych. W r. 1959 otrzym ał tzw. N a ­ grodę K alin ga, przyznaw aną przez U N E SC O za pracę popu laryzacyjną z zakresu nauk ścisłych.

C zyteln icy W szechświata m ogli się już z n iejed ­ nego artykułu zapoznać z ciekaw ym i w yn ik a m i prac prof. Frischa. P rzyp o m n ijm y tylk o tzw. taniec pszczół, którego znaczenie i tajem n iczy kod rozszyfrow ał w ła ­ śnie Frisch. Jest to sw oisty sposób porozum iewania się pszczół co do obfitości, odległości i kierunku źródła pokarmu. Zachow anie to ilustruje bardzo proste do­

świadczenie. G dy w pew nej odległości od ula um ie­

ścimy naczyńko ze słodkim syropem, m oże upłynąć sporo czasu aż zauważą je pszczoły. Jednakże z chw ilą gdy choć jedna pszczoła go popróbuje, w krótkim czasie p o ja w ią się coraz liczniejsze, tak długo, aż za­

pas syropu się w yczerpie. P ierw sza pszczoła p ow ra ­ cająca ze słodkim nektarem , w p ra w ia najbliższe swe otoczenie w stan alarm ow y p rzy pom ocy swoistego tańca. G dy pokarm znajduje się w odległości do 100 m od ula, pszczoła w yk on u je tzw. taniec okrężny. G dy odległość jest większa, pszczoła w yk on u je tzw. ta ­ niec w y w ija n y , w czasie którego in form u je inne pszczoły rów n ież o kierunku, w którym leży źródło pokarmu. W tańcu tym pszczoła biegnie po lin ii p ro ­ stej zaw racając w praw o lub w lew o do punktu w y j ­ ściowego. O dchylenie _tej lin ii od pionu w skazuje kąt zaw arty m ięd zy m iejscem pokarmu, w lotem do ula i słońcem. Słońce stanowi w ięc busolę kierunkową dla pszczół.

P oczątk ow o Frisch był zdania, że typ tańca jest u w aru nkow any rodzajem pokarm u (pyłek lub nektar), późniejsze badania jednakże w ykazały, że jed yn ie odległość pokarm u określa typ tańca. W odnalezie­

niu źródła p o żyw ien ia w e wskazanym kierunku p o­

m aga także pszczole je j doskonale rozw in ięty zm ysł węchu, k tóry pozw ala je j kierow ać się zapachem k w ia tó w przyniesionym przez tancerkę na je j ciele.

W dalszych doświadczeniach Frisch m ógł wykazać, że pszczoły rozróżn iają — dzięki budow ie sw ojego oka — św iatło spolaryzow ane, tak, że i w w ypadku zachm urzonego nieba m ogą orientow ać się w edłu g słońca. Pszczoły dysponują także drugim, obok bu­

soli, podstaw ow ym narzędziem n a w iga cji: chrono­

m etrem . P osiadają one instynktowny, dziedziczny zm ysł czasu, k tóry pozw ala im naw et po długich lo ­ tach oceniać zm iany p o zycji słońca. Trzeba także pa­

m iętać o czymś, co zachowanie pszczół jeszcze bar­

dziej k om p lik u je: taniec w y w ija n y nie odbyw a się na płaszczyźnie poziom ej, lecz w ciem nym w nętrzu ula na pionow ych plastrach m iodow ych. Pszczoła za­

tem w yk o n u je transform ację w rażeń w zrokow ych na w rażen ia zw iązane z ciążeniem ziemskim. Jeśli k ie ­ runek lin ii prostej jest ściśle pionow y, oznacza to, że pokarm leży w kierunku na słońce; jeśli w ynosi on np. 40° od pion ow ej w praw o lub w lewo, oznacza to, że pokarm leży w kierunku 40° w praw o lub w lew o od w y lo tu ula w kierunku słońca.

W dalszych badaniach zajął się prof. Frisch ze sw oim i w spółpracow nikam i now ym zagadnieniem : jak przedstaw ia się ten kod porozum iew aw czy, tym ­ czasem już dość dokładnie rozszyfrow an y, u innych odmian pszczół?

S w oje pierw sze badania w yk o n yw a ł Frisch na czarnej pszczole austriackiej ( A pis m e llife ra carnica).

Późn iej rozszerzył sw oje doświadczenia na odm ianę w łoską (A p is m e llife ra ligustica). W yn ik b y ł znowu bardzo ciekaw y. Pszczoła w łoska ma w p ra w d zie p o­

dobny, lecz w szczegółach różniący się kod porozu­

m iew aw czy. Taniec okrężny w yk on u je ona rów nież tylko dla odległości do ok. 100 m. N atom iast dla źró ­ deł pokarm u leżącycn w prom ieniu w iększym , do ok. 370 m, w yk on u je już zupełnie inny rodzaj tańca, nazwany przez Frischa tańcem sierpow ym . Jego ślad przypom ina spłaszczoną ósemkę skręconą półkoliście.

O tw ór tego półkola w skazuje kierunek do pokarmu.

D opiero dla jeszcze dalszych odległości przechodzi ona na taniec w y w ija n y , lecz i tutaj szczegóły jeg o w y ­ konania różnią się od tańca pszczoły austriackiej.

Obie te odm iany pszczół m ożna krzyżow ać. Bardzo skom plikow ane było zachowanie się takich krzyżó­

w ek: te, które m o rfologiczn ie b y ły najbardziej zb li­

żone do jed n ej lub drugiej lin ii w y jś c io w e j, zacho­

w y w a ły się analogicznie jak lin ie czyste. Natom iast część krzyżów ek, ja k b y pośrednich, w y k a zy w a ła p o­

czątkowo pew ne trudności w porozum iew aniu się, które jednakże po pew n ym czasie zostały ja k b y sko­

rygow ane, lecz zachow ały sw oje indyw idualne, nieco odmienne cechy.

N astępnym krokiem było przebadanie, ja k zacho­

w u ją się gatunki pokrewne. P rócz pszczół dom o­

w ych znane są tylk o 3 dalsze gatunki, żyją ce w kra­

inie In d o -M a la jsk iej, którą uważa się za kolebkę naszej europejskiej pszczoły. Są to pszczoła indyjska (A p is ind ica), pszczoła olbrzym ia (A p is dorsata) i pszczoła karłow ata (A p is florea ). D zięki subw encji Fundacji R o ck efellera w spółpracow nicy Frischa m o­

g li przebadać zachowanie się tych gatunków pszczół w ich naturalnym środowisku. I tu rów n ież okazało się, że choć sposób porozum iew ania się jest w za­

sadzie taki sam, to jednak jeg o szczegóły m ogą się dość znacznie różnić w poszczególnych gatunkach, co w iąże się ze sposobem budowania gniazd, z w aru n­

kam i k lim atyczn ym i i z w rodzon ym i różnicam i. R o z­

p atryw an ie tych szczegółów zaprow adziłoby nas zbyt daleko, w spom nim y tylko, że np. pszczoła karłow ata (A pis flo re a ) w yk on u je sw oje tańce w yłączn ie na płaszczyźnie poziom ej, reprezen tu je w ięc jak b y p ier­

w o tn iejszy w zó r zachowania się. Badania te rzucają ciekaw e św iatło na kieru nki ew olu cji i zagadnienia plastyczności instynktów .

L e c z cały ten pszczeli kod in form a cyjn y m iał ciągle jeszcze p ew ien niejasny punkt, m ian ow icie w ja k i sposób pszczoły porozu m iew ają się, ja k daleko należy lecieć p rzy w ięk szych odległościach od pokarmu.

Proste dośw iadczenie w yk a zu je o co chodzi: jeśli na jednym i tym sam ym kierunku lotu um ieścim y na różnych odległościach szalki z syropem , pszczoły le ­ cące w ed le w skazów ek o d k ryw czyn i siadają tylk o na tej szalce, którą pierw sza pszczoła odkryła. P rób o­

wano to tłum aczyć sposobem w yk o n yw a n ia tańca, rezu ltaty b y ły nieścisłe i niezadow alające. D opiero w bieżącym roku dr H arald Esch, jeden ze w spół­

p racow n ik ów Frischa, zdołał w yjaśn ić i ten szczegół.

O kazało się p rzy pom ocy czułego m ikrofonu w ksźtał-

(12)

2 1 6

cie sondy, że pszczoły w czasie tańca w y w ija n e g o w y d a ją charakterystyczne trzaskające odgłosy. Czas trw an ia tych trzasków in fo rm u je inne pszczoły o o d ­ ległości pokarmu. Trzaski trw a ją c e 0,4 sekundy od ­ p ow iad ają

200

m, trzaski trw a ją ce

8

sekund, o d le g ło ­ ści

10

600 m. C zym źródło pokarm u obfitsze, tym s il­

niejsze są trzaski. Pszczoły łączą odległość i ob fitość pokarm u w jedną, ja k b y „ek on om iczn ą” całość. O b­

fit y pokarm w dużej odległości otrzym u je taką samą ocenę, ja k m niej ob fity, lecz b liżej leżący.

B yło to od k rycie dość n ieoczekiw ane, g d y ż d otych ­ czas uważano raczej ża pew ne, że sygn ały akustyczne nie o d gryw a ją żadnej ro li w zachowaniu się pszczół.

N atom iast praktycy pszczelarze, k tórym o tym no­

w y m odkryciu opowiadano, nie z d z iw ili się zbytnio, gd yż jak tw ierd zili, nieraz m ożna naw et go ły m uchem usłyszeć z odległości kilku cen tym etrów trzaskające odgłosy w ulu. N ie p rz y w ią z y w a li jedn akże do tego żadnego znaczenia.

Skąd się biorą owe trzaskające d źw ięk i? D r Esch tłum aczy następująco ich pochodzenie: trzask i te w y ­

dają skrzydła pszczół, w yposażone w bardzo skom ­ p lik ow a n y system sprzęgłow y. W czasie tańca w y ­ w ija n ego tem peratura m uskulatury skrzydeł, która w spoczynku w yn osi

20

°, jest u trzym yw an a na p o­

ziom ie czynnościowym , tj. 35°. B y rozpocząć lot, w y ­ starczy tylk o w sprzęglić skrzydła. C zynią to tańczące pszczoły w m om encie w yk on yw a n ia swych ruchów po lin ii prostej, lecz bez zupełnego w yprostow an ia skrzydeł ja k w czasie lotu. I te w łaśnie skrzydła ocie­

rające się o siebie 250 razy w sekundzie w y d a ją ów charakterystyczny, trzaskający odgłos. Pszczoły to w a ­ rzyszki biorące udział w tym tańcu prow adzonym przez pszczołę, która odkryła now e źródło pokarmu, nie pozostają nieime. N a znak, że zrozu m iały przeka­

zyw an ą wiadom ość, w yd a ją w pew n ej ch w ili odgłosy ćw ierk ające. Jest to znak dla pszczoły prow adzącej do przerw an ia tańca i w yd an ia ze sw ojego w o la próbki zdobyczy. D opiero po zakosztowaniu z niej, pszczoły jak b y na dany znak w spóln ie opuszczają ul i udają się w e w skazanym kierunku w poszukiwaniu nowego źródła pokarmu.

R O M A N S T O P A (K ra k ó w )

A F R Y K A K O L E B K Ą C Z Ł O W IE K A

B iblia n azyw a człow ieka „k ró lem i panem stw o ­ rzen ia” . P od w y ra zem „s tw o rze n ie ” rozu m ie ona przede w szystk im św iat zw ierzęcy. M ożna się tu do­

patryw ać pew n ego zestaw ienia człow iek a ze zw ie rzę ­ ciem, z zaznaczeniem w y b itn e j p rzew a g i p ierw szego nad drugim. T ak czy inaczej, nauka zb liży ła oba p o ­ jęcia do siebie, a ew olu cjon izm w yja śn ia to zbliżenie, nadając m u sens gen ealogiczn y; in n ym i słow y, sta­

w ia on człow iek a na szczycie drabiny r o z w o jo w e j, jak o koronę, krańcow e udoskonalenie p ew n ych w ła ­ ściwości i fu n k cji św iata zw ierzęcego.

Zanim za jm iem y się problem em , gd zie n ależy szu­

kać k o leb k i ludzkości, w y p a d a w p ie r w zastanow ić się, na czym p olega u człow ieczenie, a w ię c ja k ie są, w zg lęd n ie ja k ie b y ły w czasach narodzin człow iek a różnice w sposobie zachow ania się m ięd zy n ajd osk o­

n alszym i w p ew n ym sensie zw ierzętam i, ja k im i są m ałpy człekokształtne a czło w iek iem kopalnym . R ó ż ­ nice anatom iczne zostaw iam y na boku.

P o n iew a ż jedn ak zarów no ó w gatunek m ałpy, k tó ry pod w zględ em sw ej b u d ow y anatom icznej stał n a j­

b liżej typu człow iek a kopalnego, ja k i sam człow iek kopalny są obecnie niedostępne b ezpośredn iej obser­

w a cji, przeto, aby zdać sobie spraw ę z różn ic zacho­

dzących m ięd zy nim i, m usim y sięgnąć do w n io sk o ­ w an ia „p e r an alogiam ” . M u sim y w ię c obserw ow ać zachow anie się dzisiejszych m ałp człekokształtnych (gibbon, orangutan, g o ry l i szym pans) w pew n ych za ­ sadniczych sytuacjach życiow ych , p orów n u jąc je z zachow aniem się w tychże sytuacjach człow iek a dzisiejszego, ew entualnie, ja k b y chciał zn ak om ity badacz życia małp, K oh ler, zestaw iając je z zach ow a­

niem się d w u - lub trzech letn iego dziecka.

Całokształt sposobów zachow ania się to kultura.

W eźm y ted y dla przykładu jak iś p o d sta w o w y fakt,

podstaw ow ą sytuację z zakresu ku ltu ry a) m a teria l­

nej, b) społecznej i c) du chow ej i zobaczm y, ja k tu ­ taj postępują obaj partnerzy, m ałpa i człow iek.

B en jam in Fran klin nazw ał człow ieka „zw ierzęciem produ ku jącym narzędzia” . Otóż tu leży jedna z p od­

staw ow ych różnic. M ałpa m oże używ ać jakiegoś p ry ­ m ityw n ego narzędzia, np. kija, aby sięgnąć po banana, ale nie jest w stanie produkow ać narzędzia, pałki m aczugi, nie m ów iąc już o obróbce kam ienia i spo­

rządzenia p rym ityw n ego tłuka lub siekierki. Tutaj konieczne jest korzystanie z doświadczeń przeszłości, grom adzenie ich i p orządkow an ie w specjalnych ośrodkach m ózgow ych. Do tego zaś potrzebne są od­

nośne sym bole czy hasła, m ogące w c h w ili produko­

w an ia narzędzia uprzytom nić szereg sytuacji, w k tó­

rych n arzędzie było sym bolem , kluczem do ro zw ią za ­ nia problem u życiow ego. Potrzebn e są tedy um ysłow e

„p rzed sta w ien ia ” lub obrazy pojęciow e, zachow yw ane w korze m ózgow ej jak o ślady typ ow ych gestów lub ruchów organ ów m ow nych. Potrzebna jest m owa w postaci gestów i krzyków .

W yp ad a tu podkreślić różnicę m ięd zy p rzyp ad k o­

w y m „u żyw an iem n arzędzi” , do czego w danej ch w ili zdolne są i n iektóre m ałpy człekokształtne, a celo­

w ym „sporządzaniem n arzędzi” , w ła ściw y m jed yn ie człow iek ow i. Do „u żyw a czy narzędzi” należą przede w szystkim szympansy. Sułtan, szympans obserw o­

w a n y na S tacji A n tro p o id ó w na w ysp ie T e n e ry fie (W ysp y K a n a ryjsk ie), p o tra fił naw et sporządzić p ry ­ m ityw n e narzędzie czy urządzenie. M a ją c bow iem pod ręką dw a k ije bam busowe różnej grubości, a na w i­

doku m ając kiść bananów, w sadził cieńszy koniec do

grubszego, ba, naw et innym razeim ob gryzł koniec kija,

aby go móc w sadzić do trzcin y bam busow ej i w ten

sposób przedłużonym narzędziem dosięgnąć bananów.

(13)

Tu jednak trzeba dodać, że jed yn ie w id ok bananów p o tra fił skłonić Sułtana do w y s iłk ó w celem przedłu­

żenia kija. N ic nie w skazu je na to, aby k tórak olw iek m ałpa była w stanie pojąć użyteczność takiej roboty na odleglejszą przyszłość celem zastosowania tego urządzenia na w ypadek znalezienia się znów w takiej samej, czy podobnej sytuacji życiow ej.

W. K oh ler określa to w ten sposób: „Czas, w któ­

rym szympans żyje, jest ograniczony, tak co do p rze­

szłości, ja k i przyszłości...” . To w łaśnie tu, w nie­

zw y k le ciasnych granicach życiow o w ażnego czasu leży głów na różnica m iędzy m ałpam i człekokształt­

nym i a najbardziej p rym ityw n ym i istotam i ludzkimi.

Brak nie dającej się ocenić technicznej pom ocy ze strony m ow y i w ie lk ie ograniczenie ow ych niesłycha­

nie w ażnych składników m yśli w postaci tzw. przed­

stawień lub obrazów m yślow ych stanowią dla szym ­ pansa przeszkodę nie do przebycia, w zapoczątkow a­

niu choćby najm niejszych zdobyczy rozw oju kultu­

row ego.

W racając do spraw y sporządzania narzędzi, trzeba raz jeszcze podkreślić, jak bardzo umysł małp jest ograniczony, gd y chodzi o w yobrażanie sobie i m y ­ ślenie o stosunkach m iędzy przedm iotam i, nie będą­

cym i na w idoku. Zdolność abstrakcji — operowania pojęciem — stanow i podstawę do norm alnej produk­

cji narzędzi. U m ałp zdolność ta jest dopiero w za­

czątku.

Pani K ohts w M oskw ie stw ierdziła, że je j szym ­ pans m ógł w yb iera ć spośród masy przedm iotów n a j­

różnorodniejszych kształtów te, które posiadały ten sam odcień barw y. U m ysłow e w yodrębnienie jedn ej cechy spośród różnorodnego pola ob serw acji oznacza p ierw szy brzask m yślenia p ojęciow ego; stw ierdziła ona jednak równocześnie, że tego rodzaju ru dym en­

tarne p ojęcia natychm iast w iędną w um yśle m ałpy i nie są zdolne do dalszego rozwoju.

P ew n e ob serw acje jeszcze w yra źn iej ilustrują ró ż­

nicę m ięd zy um ysłow ą zdolnością m ałpy a c zło w ie­

kiem. K ie d y szympans potrzebuje kija, a nie ma go pod ręką, w ów czas oderw ie on luźną deskę ze starej skrzyni i u żyje je j jako narzędzia. Jeżeli jednak deski skrzyni są mocno przybite, tak że stanowią n iep rzer­

w aną gładką pow ierzchnię, w te d y szympans, choć jest na tyle silny, aby rozbić skrzynkę, nie dostrzeże tej m ożliw ości, że w deskach, z których zbita jest skrzynia, tk w i masa potencjalnych k ijów , nie dostrzeże tego naw et w ted y , gdy jest głodny, a użycie kija p o ­ zw o liło b y m u dosięgnąć pożyw ienia. C złow iek nato­

miast, starając się zrobić narzędzie o kształcie dogod­

nym dla specjalnego celu (np. tłuczek lub ostrze), będzie sobie w yob rażał ow e narzędzie w bezkształt­

nej b ryle kam iennej i będzie ją obłupywał, czy ocio- syw ał póty, aż u rzeczyw istni to, co sobie wyobrażał.

Jest tedy człow iek do pew nego stopnia artystą, p ro ­ dukując sztukę tak, jak ją zd efin iow ał Arystoteles.

A oto owa d efin icja : Sztuka polega na „w yobrażaniu sofcie” , na w iz ji rezultatu, ja k i się chce osiągnąć w chw ili, k ied y m ateriał jest jeszcze tylko bezkształt­

ną masą tw orzyw a.

Zdolność p rzew id yw an ia pow staje u człow ieka na skutek zu żytkow an ia wspom nień z doświadczenia in ­ dyw iduum w przeszłości; fizjo lo g iczn ie rzecz biorąc, oznacza to lepsze fu nkcjonow anie kory m ózgow ej.

K o m ó rk i n erw ow e w korze porów n u je się do zasta­

w ek elektron iczn ej m aszyny liczącej. Są one p rz y ­ stosowane do otrzym yw an ia in fo rm a cji od narządów

zm ysłowych, a przez proces podobny do kalku lacji mechanizmu m aszyny liczącej, do ro zw iązyw an ia za­

dań i kierow ania w odpow iedni sposób działalnością ciała za pośrednictwem kom órek ruchowych i n erw ów kontrolujących mięśnie. K a lk u la cje dokonyw ane przez kom órki kory m ają za podstawę nie tylk o bieżącą in­

form ację, ale także w zo ry postępowania, pozostawione przez doświadczenie w przeszłości, a w ięc zarejestro­

wane przez pamięć. K oord yn acja in form acji przeszłej i obecnej, prow adząca do rozum owania i czynności dow olnej, stanowi w znacznej m ierze fu n k cję tzw.

ośrodków k ojarzen iow ych kory. U człow ieka i u re­

szty prym atów , ruchy celowe, tj. w yk on yw an e św ia­

domie — a w ięc nie odruchy — biorą sw ój początek całkow icie w ośrodku ruchowym . Duża część tego ośrodka jest odpow iedzialna za ruchy rąk, co w ska­

zuje na wysoce znamienne pow iązanie m iędzy roz­

w ojem sprawności ręk i a rozw ojem mózgu.

Jest oczywiste, że zdolność m yślenia p ojęciow ego z jedn ej strony i w yuczonego zachowania się z dru­

giej, są z sobą ściśle połączone. D zięki w zajem n ym pow iązaniom m iędzy ośrodkiem ruchow ym a w y ż ­ szym i ośrodkam i skojarzen iow ym i, ruchy zapoczątko­

wane w m ózgu m ogą być w idziane i odczuwane przez człow ieka w ykon u jącego je. P on iew aż zaś w ośrod­

kach skojarzen iow ych są jak b y zm agazynow ane w zory poprzednich działań, które o żyw ian e w spom ­ nieniam i służą za podstawę wyobrażeń, w obec tego człow iek jest zdolny do świadom ie planow anego po­

stępowania.

I tu w kraczam y na teren społecznego odcinka kul­

tury, na teren m ow y. P on iew aż sprawności człow ieka są w dużej m ierze sprawnościam i n a b ytym i przez naukę i w ychow anie, w obec tego oczyw istym jest fakt, że posługiw anie się m ow ą u łatw iło ogrom nie takie czynności ja k system atyczne sporządzanie na­

rzędzi. Ustna tradycja, w gruncie rzeczy jak iś now y rodzaj dziedzictw a, uchodzi czasami za jeszcze w y ­ raźniejszą, bardziej dobitną cechę, odróżniającą czło­

w ieka od zw ierzęcia niż sporządzanie narzędzi. Pszczo­

ły posiadają języ k oparty na pew nych typach ruchów (taniec pszczół) i zw iązanych z nim i brzęczeń, w y ra ­ żających pew ne em ocje, zespoły organicznych w zru ­ szeń, ale pom ysł nadawania im ion zarówno rzeczom , jak i stanom uczuciow ym w ym a ga m yśli operującej pojęciam i. W szakże m yśleć skutecznie, planować, ro ­ bić, w yn a jd yw a ć m ożna jed yn ie p rzy użyciu słów lub rów now ażnych im symboli. W iększa część naszego konstruktyw nego m yślenia dokonuje się w n iew y p o ­ w iedzianych w yrazach. P rocesy um ysłow e naszych przodków przed pow staniem m ow y lu dzkiej, m usiały być podobne do procesów u niew ykształconych głu ­ chych od urodzenia, którzy m yślą term inam i w y d a ­ rzeń jako całości, a nie term inam i, z których każdy jest przyporządkow an y w danym m om encie jedn ej rzeczy, będąc je j nazwą lub odpow iednio dobranym symbolem.

Skoro rzeczy otrzym ały n azw y •— albo jakiegoś r o ­ dzaju sym bole, bo ję zy k niekoniecznie w ym a ga m ó ­ w ien ia — um ysł m oże izolow ać je i przegru pow yw ać zamiast m yśleć o nich jed yn ie jako o częściach cią­

głego następstwa p rzeżyw an ych zdarzeń, ja k w e śnie lub na film ie niem ym . Zdolność ożyw iania w spom ­ nień i równocześnie w yodrębn ian ie i p rzegru p ow y- w an ie pojęć, które te wspom nienia zaw ierają, jest w stępnym w aru n kiem w szelk iej w ynalazczości i w szel­

k iego planowania.

(14)

218

Ryc. 1. W a rgow y blok m laskow y O k

Pozostając ciągle p rzy społecznym aspekcie różnic m ięd zy zw ierzęciem a człow iek iem , w yp ad a się za­

stanowić, czy H om inidae, istoty produkujące narzę­

dzia, a w ię c korzystające w o w ie le w ięk szej m ierze z m inionych doświadczeń niż zw ie rzę i u m iejące do pew n ego stopnia p rzew id yw a ć, posiadając ju ż p e ­ w ien — zresztą m in im aln y (50— 100) — zasób gestów i k rzy k ó w n apraw dę m ów iły. Otóż, je ż e li m am y na m yśli m ow ę członowaną, m ow ę o w y ra źn ie zaryso­

w anych i pow iązan ych z sobą strukturach w y r a z o ­ w ych, na pew no nie m ów iły. J ęzyk ludzki, stanow iąc do pew n ego stopnia produkt uboczny stw arzan ia k u l­

tury, choćby tak p ierw o tn ej, na ja k ą p o zw a la ły p r y ­ m ityw n e n arzędzia w czesnego paleolitu, i rów n ocześ­

nie sym bolizu jący tę rudym entarną kulturę nie m ógł w sw ej p ierw szej fa zie ro z w o jo w e j p rzyb iera ć postaci zorganizow anych tw orów , takich ja k np. zdanie dw u- lub w ieloczłon ow e, gd yż takich w ieloczłon ow ych z e ­ społów nie ma jeszcze ani w urządzeniach, służących do produkow ania narzędzi, ani w sam ych narzędziach.

Zresztą, p ierw otn ie d źw ięk i czy ich zespoły, a w ię c w y ra z y stan ow iły tylk o dodatek do m o w y gestów, która już z natury sw ej nie nadaje się do tw orzen ia w iększych zespołów, członujących m yśl, czy też ana­

lizu jących sytuację na sk ła d n ik i (w y ra ża ją ce dzianie się, sprawcę, w yn ik , m iejsce, czas itp.).

D ruga przyczyn a jest natu ry raczej b iologiczn ej niż, jak b y m ożna przypuszczać, anatom icznej. B u ­ d ow a organ ów m ow nych, dokładn iej m ów iąc język , um ożliw ia p a w ian ow i produ kow an ie p rzyn a jm n iej dw u szeregów d źw ięk ów , a m ian ow icie, m oże on w y ­ tw o rzyć obok d źw ięk ó w w a rg o w y c h p rzed n io języ k o w e (m laski /, //) oraz ty ln o ję z y k o w e (k, x). N atom iast j ę ­ zyk ludzki zw y k le w y tw a rza 3 lub n aw et 4 szeregi dźw ięków , a w ię c 1) obok w a rg o w y ch —■ zębowe, 2) przedpodniebienne (dziąsłow e), 3) podniebienne i 4) m iękkopodniebienne; do tego dochodzi n iek ied y jeszcze 5) szereg d źw ięk ó w gard zielow ych . W zasa­

dzie tedy pod w zględ em anatom icznym n iek tóre m a ł­

py, np. szympans, są w stanie produ kow ać m ałą ilość

d źw ięk ó w (n ieartyku łow anych) w pew n ej m ierze p o­

dobnych do d źw ięk ów m ow y ludzkiej.

P rzy c zy n y tego nieczłonow anego charakteru p ie r­

w otn ej m ow y ludzkiej należy szukać gdzie indziej.

Otóż zaobserwowano, że języ k w zględ n ie w a rgi poru­

szają się niejedn okrotn ie całkiem nieśw iadom ie w chw ili, gdy jesteśm y żyw o zainteresowani, ba, na­

w et całkiem zaabsorbowani pracą rąk. T ak np. dzie­

cko uczące się pisać, w ch w ili gdy prow adzi rękę od strony le w e j ku p raw ej porusza nieśw iadom ie ró w ­ nież i język iem w tym samym kierunku. Podobne sym patyczne ruchy ręk i i w arg, w zględ n ie język a za­

uważono rów n ież u szympansa. Stąd można p rzypu ­ szczać, że tak samo postępow ał człow iek pierw otny, że w ięc jeg o gestom rąk tow a rzyszyły ruchy języka lub warg. Z chw ilą zaś, gd y sprawa produkowania narzędzi p rzy ję ła charakter norm alnej, może nawet, przem ożnej działalności ręki, ję zy k i w argi, a w ięc m ow a dźw ięk ow a w ysunęła się na p ierw szy plan i p rzejęła fu n k cję m ow n ą ręki.

Stąd też pochodzi taka masa tzw. gestów d źw ięk o ­ w ych w językach prym ityw n ych . Zresztą buszmeńskie m laski posiadają rów n ież charakter gestów mownych, wśród których niejedn okrotn ie spotyka się takie, gd zie od razu w idoczn y jest’ zw iązek z odnośnym ruchem gestyk u lacyjn ym ręki. Po prostu języ k lub w a rg i naśladują lub dublują gest ręki. Oto p rzykłady:

1) m um u: pokazyw ać (Si); 2) ne: ten, tu; (ne jeden jed yn y, głow a (N i); 3) na: w idzieć, spostrzegać, dać,

„g ło w a ” (S i); /k’a „rę k a ” (S i); 4) na „dać, p o zw o lić” ; N i; n, n „ten, tu” (N

3

); n, n „ja, tak, b yć” (Si).

W idoczne jest tedy, że pow staw anie m ow y d źw ię ­ k ow ej w espół i w ścisłej zależności od m o w y gestów było przyczyną nieczłonow anego, w yk rzyk n ik o w ego raczej niż w iązanego charakteru p ierw otn ego język a człow ieka. M ow a bow iem gestów, choćby z samego tylk o braku kleju, lepiszcza w iążącego poszczególne elem enty, nie nadaje się do pow iązań poszczególnych członów w y p o w ie d zi w całości w yższego rzędu (kon-

Ryc. 2. D zią słow y blok m lask ow y ^ k

(15)

Ryc. 3. W a rg o w o -zęb o w y b lok m laskow y O./

strukcje, zdania), a zatem nie nadaje się rów nież do rozw oju.

A oto jeszcze jeden fakt, stw ierdzający ścisły zw ią ­ zek m ięd zy działalnością ręk i a mową. W toku swego rozw oju człow iek stał się praw oręcznym . Otóż, ja k ­ k o lw iek teza o jak ow ym ś centrum m ow n ym w mózgu (ośrodek B roca) u p a d ła 'i dziś utrzym uje się, że m owa zależy od fu n kcjon ow an ia różnorodnych m echaniz­

m ów korow ych, to jednak fak tem jest, że skojarzenia ję zy k o w e tw orzą się głów n ie w korze le w e j półkuli m ózgow ej, tej samej, która kon trolu je ruchy p raw ej ręki, oczyw iście u osób praworęcznych.

T a k tedy w y g lą d a ją z. grubsza naszkicowane róż­

nice w zachowaniu się m ałpy i człow ieka z jednej strony w dziedzinie ku ltu ry m aterialnej, z drugiej w dziedzinie ku ltu ry społecznej i duchowej, a) W za­

kresie ku ltu ry m ateria ln ej: używ anie przez m ałpę p rzypadkow o napotkanych p rzed m iotów jak o narzę­

dzi do osiągnięcia celu, którego w id o k stanowi p o­

budkę działania; po stronie człow ieka sporządzanie narzędzi z m yślą o celu, jakiem u m ają one służyć, b) W zakresie ku ltu ry duchowej spostrzeżeniowe m y ­ ślenie u m ałpy, a p o jęcio w e u człow ieka; c) w reszcie w zakresie k u ltu ry społecznej n iew yodrębnione z p rze­

życia i nieczłonow ane w y p o w ie d zi o charakterze em o­

cjonalnych odruchów u m ałpy, a w yodrębnione z p rzeżycia i zdolne do pow iązań niezależnych od rzeczyw istości sym bole dźw iękow e. Sym bole te są skojarzone z sym ptom am i uczuć, które dzięki r e je ­ stracji p am ięciow ej u legły stłum ieniu sw ej gw a łto w ­ ności, oraz czynnych i podlegających kon troli nasta­

w ień na zm iany w otoczeniu.

Zachodzi teraz pytanie, jak ie w aru nki skłoniły H om in id ów do sporządzania narzędzi. Otóż narzędzia w yp ad a oceniać jako dodatkow e urządzenia, uzupeł­

n iające głó w n ie fu n k cję rąk i zębów. Jak długo nasi w cześni p rzod k ow ie z trzeciorzędu p row a d zili życie na drzewach, p óty ich ch w ytliw e ręce b y ły w pełn i

zaabsorbowane spinaczką i karm ieniem . N ie m ieli w ted y ani potrzeby, ani sposobności do używ ania przedm iotów zew nętrznych celem rozszerzenia za­

sięgu fu n kcjon ow an ia swych członków. S koro jednak zaczęli chodzić albo siedzieć na ziem i w otw artej przestrzeni, w ów czas ich ręce staw ały się w oln e do m anipulow ania przedm iotam i, n a jp ierw z prostej cie­

kawości, a później w określonym celu. P aw ian y, które są m ieszkańcam i ziem i, nie drzew , czasami u żyw ają kam ieni do zabijania Skorpionów — ulubiony p rzy­

smak — a jeś li jakieś zw ierzęta drapieżne je ścigają,

29

Cytaty

Powiązane dokumenty

dow i znacznie się natom iast opóźniła ze w zględu, jak się przypuszcza, na zbyt suchy k lim at lub konkurencję świerka, k tóry rozprzestrzen ił się tu

Podsumowując wnioski, jakie nasuw ają się po zestawieniu ch arak tery ­ styk środowiskowych poszczególnych form, możemy przypuścić, że w Rębielicach rosły nad

sfałdowaniu kapelusza powierzchnia pokryta przez hym enium jest w ielokrotnie zwiększona, stąd ilość produkowanych zarodników przez każdy owocnik jest

zmienne cząstki (elementy) dziedziczności, które łączą się przy zapłodnieniu, a rozdzielają na powrót w czasie tworzenia się gamet... W spółczesna mu

nie się nowego kon-w ata mogło powtarzać się co kilkanaście m inut; niektóre aspekty naszej pracy były rzeczywiście niemiłe.. Równie

chowując cechy chom ików w budowie czaszki w ytw orzyła zęby podobne budową do polników (Microtidae): powierzchnia ich zębów pokryta jest pętlam i szkliwa, co

P ierw szy zdziw ił się Einstein i z tego zdziw ienia w yrosła ogólna teoria względności, będąca przepiękną logicznie teorią grawitacji. Ruch bezw ładny ciał

Bogata jest rów nież skala barw i deseni om awianych ryb.. Bardzo bogata jest zwłaszcza kolekcja chrząszczy (dużo jelon k ow a- tych); słabiej przedstawia się