• Nie Znaleziono Wyników

PISMO PRZYRODNICZEORGAN POLSKIEGO TOWARZYSTWA PRZYRODNIKÓW IM. KOPERNIKA

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "PISMO PRZYRODNICZEORGAN POLSKIEGO TOWARZYSTWA PRZYRODNIKÓW IM. KOPERNIKA"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E

O R G A N PO LSK IEG O TO W A R ZYSTW A PR ZY R O D N IK Ó W IM. K O P E R N IK A

P A Ń S T W O W E W Y D A W N I C T W O N A U K O W E

(2)

o

.

K r z a n o w s k a H ., Od M en d la do g e n e ty k i w s p ó ł c z e s n e j ...213 S m y k B., W sch od n ia A fr y k a r ó w n ik o w a — U g a n d a ...218 Z a s t a w n i a k F ., P o ls k ie r u b in y s y n t e t y c z n e ... 221 W o ź n i c z k a K ., Z oop lan k ton s t a w ó w w D o lin ie P ię c iu S ta w ó w P o lsk ich

w T a t r a c h ... 226 D ro b ia zg i p rzy ro d n icze

Z oo na zn a czk a ch p o c z to w y c h (Z. M a ś l a n k i e w i c z ) ... 229 C zło w iek o p a n o w u je c z y n n ie g łę b in y (E. S c h n a y d e r ) ... 229 T ak zw an a »sek w o ja « p o łu d n io w o -a m e r y k a ń sk a (W. J. Pajor) . . . 231 A k w a riu m i terrariu m

P u n tiu s fila m e n to s u s (V a le n c ie n n e s 1844) (O. 0 1 iv a , tłu m . S. S tok łosow a) . 232

R o zm a ito ści . 232

K ro n ik a n au k o w a

P ię ć s e tle c ie u rodzin M ik ołaja K o p ern ik a (E. R y b k a ) ... 234 S y m p o zju m p o ś w ię c o n e d e str u k c ji m ik ro b io lo g iczn ej m a te r ia łó w or­

g a n ic z n y c h w tro p ik a ch (B. Z ysk a) . 235

O g ó ln o p o lsk ie S tu d e n c k ie S e m in a r iu m P r z y r o d n ik ó w w e W rocław iu (F. In d y k , J. W e r e t e l n i k ) ... 235 W 2 5 -le c ie śm ie r c i prof. J an a N o w a k a (K. M ) ...236 R ecen zje

Z d z isła w P a z d r o : H y d r o g e o lo g ia o g ó ln a (K. M a śla n k iew icz) . . . 237 A . H a ł a s , H. S z y m a ń s k i : M ik ro sk o p y e le k tr o n o w e (W. B y c z k o w - s k a - S m y k ) ...237 H en ri L h o t e : M a lo w id ła k w itn ą c e j p u sty n i (Z. M . ) ...238 S ta n isła w G i s m a n : F o to g r a fia b a rw n a d la a m a to ró w (K. M a śla n k ie­

w ic z ) ... ' . 238 S p ra w o zd a n ia

S e sja n au k o w a P T P im . K o p ern ik a w Ł odzi p o św ię c o n a p rob lem om c y ­ b ern ety k i ...239 S p r a w o z d a n 'e z w y c ie c z k i c z ło n k ó w O d d ziału Ł ó d zk ieg o P T P im . K o p er­

n ik a do K ó rn ik a . W ie lk o p o lsk ie g o F arltu N a ro d o w eg o i P ozn an ia . . 239 L isty do R ed ak cji

Ż ó łw i w r ó b le (Z. P n i e w s k i ) ... 240 K a n ib a l (Z. P n i e w s k i ) ... 240

S p i s p l a n s z

i

TR EŚĆ Z E SZ Y T U 9 (1968)

A. W a sile w sk i

II. FR A G M E N T K R A JO B R A Z U . S ło w iń s k i P ark N arod ow y. — Fot.

Z. J. Z ie liń sk i

III. SM U Ż K A , S ic is ta G r a y . — F ot. W. P u c h a lsk i

IV . P IE R N IK T O R U Ń S K I w y o b r a ż a ją c y M ik o ła ja K o p ern ik a — Fot.

W. S tro jn y

O k ł a d k a : P T E R C P H Y L L U M S C A L A R E C uw . et V al. — Ż a g lo w iec od m ian a w e lo n o w a . — Fot. J. H ere źn ia k

(3)

P I S M O P R Z Y R O D N I C Z E

O R G A N P O L S K I E G O T O W A R Z Y S T W A P R Z Y R O D N I K Ó W IM. KOPERNIKA

W R Z E SIE Ń 1965 ZESZY T 9 (1968)

H A L IN A K R Z A N O W SK A (K raków )

OD M E N D L A DO G E N E T Y K I W SPÓ ŁC ZESNEJ

8 lutego i 8 marca 1865, na dwóch posiedze­

niach Towarzystwa Przyrodników w Brnie, Grzegorz M e n d e l (1822— 1884), opat zakonu augustianów, przedstaw ił w yniki sw ych długo­

letnich badań nad mieszańcami roślin (

V e r s u

-

che iiber P fla n z e n h y b rid e n ).

Praca ta miała stać się w przyszłości punktem w yjścia nowej nauki o dziedziczności i zmienności — genetyki. Setna rocznica tego wydarzenia, jaką świat naukowy obchodzi w tym roku, jest chyba dobrą okazją do uświadom ienia sobie kierunków rozwoju ge­

netyki od czasów jej powstania do dziś.

A by lepiej ocenić znaczenie odkryć Mendla, trzeba przypomieć stan w iedzy o dziedziczności z połow y ubiegłego stulecia. Według panują­

cych ówcześnie poglądów, w czasie powstawa­

nia nowego osobnika, dziedziczność pochodząca od m atki m iała się stapiać na stałe z dziedzicz­

nością pochodzącą od ojca, dając z reguły cechy pośrednie w stosunku do cech rodziców, podob­

nie jak woda m ieszając się z czerwonym sokiem daje różowy płyn. Tak w ięc w ynikiem rozmna­

żania płciow ego byłoby stałe zmniejszanie się zmienności w przyrodzie. Już w okresie dzia­

łalności Mendla znano jednak szereg faktów*

które tem u zaprzeczały.

Interesujące zestaw ienie doświadczeń przed- m endlowskich z pracami Mendla daje artykuł, jaki ukazał się z okazji tegorocznego jubileuszu w czasopiśmie

E ndeavou r.

Już K o e l r e u t e r w iedział, że pierw sze pokolenie pochodzące ze skrzyżowania dw u różnych form jest w yrów ­ nane i jednolite, podczas gdy w pokoleniu dru­

gim i w krzyżówkach wstecznych zmienność się zwiększa. G a e r t n e r zauważył, że m ie­

szańce I pokolenia mogą wprawdzie tw orzyć form y pośrednie, ale mogą też przypominać ce­

chy jednego tylko z rodziców (to, co dziś okreś­

lam y jako cechy dominujące). Francuski bo­

tanik N a u d i n znalazł w drugim pokoleniu mieszańców form y podobne do typów w yjścio­

w ych i form ułował nawet ideę segregacji specy­

ficznych elem entów przy tworzeniu się pyłku i jaj. Już poprzednicy Mendla próbowali liczyć otrzymane typy, ale — jak pisze autor wspom ­ nianego artykułu — żadnemu z nich nie przy­

szło na m yśl, że gdyby policzyli i w ysiali w s z y s t k i e otrzym ane w danej krzyżówce nasiona, to stanęliby u progu w ielkiego odkry­

cia.

Mendel zdawał sobie sprawę ze znaczenia m e­

tod statystycznych w studiowaniu pozornie nie uporządkowanych zjawisk. To m atem atyczne opracowanie w yników zwróciło jego uwagę na pew ne stale powtarzające się stosunki otrzym y­

wanych typów, znane nam dzisiaj jako sto­

sunki segregacji mendlowskich. Żeby w ytłum a­

czyć te prawidłowości, musiał zarzucić kon­

cepcję stapiania się dziedziczności i założył, że zarówno jajo, jak plemnik zawierają pewne nie­

zmienne cząstki (elementy) dziedziczności, które łączą się przy zapłodnieniu, a rozdzielają na powrót w czasie tworzenia się gamet. Sformu­

łowanie poglądu o cząstkowym charakterze dziedziczności i wypracowanie m etody badań genetycznych było największą i najważniejszą

31

(4)

214

R yc. 1. G rzegorz M en d el

zasługą Mendla. Owe cząstki, które potem za J o h a n n s e n e m nazwano genami, leżą, jak się okazało, u podstaw dziedziczenia w całym św iecie żywym , począw szy od w irusów , skoń­

czyw szy na człowieku.

Prace Mendla nie spotkały się, jak wiadomo, z żadnym oddźwiękiem. W spółczesna mu na­

uka nie dorosła do zrozumienia w ażności tych odkryć. Trzeba też pamiętać, że był to okres w ielkiego przewrotu w naukach przyrodni­

czych, spowodowanego ogłoszonym 6 lat przed­

tem dziełem D a r w i n a i spory na tem at ew o­

lucji zaprzątały w szystk ie um ysły. Praw idło­

w ości dziedziczenia cech u grochu nie w zbu­

dziły w ięc zainteresowania i przeleżały zapo­

m niane 35 lat.

Dopiero w 1900 r. trzej badacze, pracujący niezależnie od sieb ie: de V r i e s, C o r r e n s i T s c h e r m a k natrafili na publikację M en­

dla i przypom nieli ją nauce. Tym razem tezy Mendla znalazły już bardzo podatny grunt i za­

początkowały gw ałtow ny rozwój genetyki. Za­

częły się m asowe badania, mające na celu sprawdzanie prawideł m endlow skich na m ate­

riale roślinnym , zw ierzęcym i ludzkim. Pod­

staw ow ą m etodyką zastosowaną przez Mendla posługujem y się do dziś przy rozwiązyw aniu problemów genetycznych zarówno praktycz­

nych, jak teoretycznych. Prace te potw ierdziły słuszność zasadniczej koncepcji cząstkow ego charakteru dziedziczności. Czy równie uniw er­

salne okazały się prawidłowości, które dopro­

w adziły do sform ułowania tej tezy, a które znane są pod nazwą praw Mendla?

W iem y dzisiaj, że pracował on na w yjątkow o szczęśliw ie dobranym, można pow iedzieć — łat­

w ym — m ateriale. Dysponował dobrze zróżnico­

w anym i cechami przeciwstawnym i, których se­

gregacja była wyraźna. Prawa Mendla w do­

słow nym brzmieniu odnoszą się tylko do roz­

m nażających się płciowo organizmów diploidał- nych i to w stosunku do cech jakościowych, niesprzężonych ze sobą. Toteż w m iarę jak po­

stępow ał rozwój genetyki znajdywano coraz to now e przykłady, stanowiące w yjątki od tych praw. Miało to podstawowe znaczenie. N ie bę­

dzie chyba bowiem przesadą stwierdzenie, że postęp genetyki, jak chyba żadnej innej nauki, polegał w łaśnie na wynajdyw aniu ow ych w y ­ jątków i konieczności ich interpretacji. Toteż prawa Mendla, w dosłownej w ersji nadal aktu­

alne dla w ielu cech, odegrały też zasadniczą rolę w w yjaśnianiu tych przypadków, dla któ­

rych się nie sprawdzały. Tą w łaśnie drogą szły odkrycia związane z poznawaniem istoty genu, a w ięc zasadnicze osiągnięcia współczesnej ge­

netyki. Warto w ięc im się przyjrzeć, chociażby w w ielkim skrócie.

Jako jedno z pierwszych odchyleń od prawa Mendla, o niezależnej segregacji cech, stw ier­

dzono w ystępow anie właściwości, m ających tendencję do w spólnego przenoszenia się na po­

tomstwo. Nazyw am y je dziś cechami sprzężo­

nymi. Z pomocą w w yjaśnieniu tego zjawiska przyszła cytologia. M o r g a n postawił chro­

mosomową teorię dziedziczności. Cechy sprzę­

żone — to te, które m ieszczą się w jednym chro­

mosomie. Gen zyskał w ięc bazę materialną;

z hipotetycznego elem entu stał się cząstką chro­

mosomu.

Z kolei sprzężenie nie okazało się absolutnie trwałe. Fakty rekombinacji cech sprzężonych zostały wytłum aczone w ystępow aniem zjawiska

c r o ssin g -o ve r,

czyli w ym iany odcinków m iędzy chromosomami homologicznymi. Morgan po­

staw ił hipotezę, że im dalej od siebie położone są w chromosomie geny, tym częściej ulegają takiej wym ianie. Stąd analiza częstości procesu

c r o ss in g -o v e r

dla różnych par cech stała się punktem w yjścia teorii liniowego ułożenia ge­

nów w chromosomie i um ożliwiła konstrukcję map chromosomów. Dzięki odpowiednio dobra­

nemu m ateriałowi, jakim była mucha owocowa,

D rosoph ila m ela n o g a ste r,

z jej olbrzymimi chro­

mosomami śliniankow ym i, otrzymano też cyto­

logiczne dowody słuszności tej teorii. Gen uzy­

skał już konkretne m iejsce w chromosomie —

locus

— i został określony jako jednostka w procesie

cro ssin g -o ve r,

czyli jako najm niej­

szy odcinek chromosomu, który może ulegać w ym ianie.

Inne jednak w yjątki czekały na w yjaśnienie.

Sporadycznie powstające, now e, niezgodne z przew idyw anym i cechy, które de Yries na­

zwał mutacjami, okazały się źródłem zm ien­

ności w przyrodzie. Spontaniczne ich pojawia­

nie się, jakkolwiek bardzo rzadkie, można było ująć ilościow o i dopatrzeć się tutaj także pew ­ nej prawidłowości. Badania nad m utacjami ro­

zw inęły się szczególnie szybko po odkryciu

przez M u l l e r a m ożliwości ich indukowania

(5)

promieniami jonizującymi. Dzięki nim gen zo­

stał zdefiniow any jako jednostka w procesie mutacji i określono jego przybliżoną wielkość rzędu kilku milimikronów.

Tymczasem gromadziły się nowe wiadomości, nie m ieszczące się w dotychczasowych formu­

łach dziedziczenia, które pozw oliły wejrzeć w strukturę w ew nętrzną genu, bynajmniej nie tak niepodzielną jak się pierwotnie wydawało.

Chodzi tu o zjawiska pseudoallelizmu, wym ia­

ny odcinków w ew nątrz jednego

locus

genowego.

Pierw sze fakty tego typu zanotowano już u drozofili. Ponieważ jednak zjawiska rekom­

binacji w ew nątrzgenowych zachodzą około sto razy rzadziej niż rekombinacje m iędzygenowe, tradycyjnie używ any m ateriał badawczy już nie wystarczał. Trzeba było organizmów mnożących się znacznie szybciej i dostępnych w znacznie w iększych ilościach, żeby uruchomić poszuki­

wania na w ielką skalę. Dopiero w ykrycie zja­

wisk rekombinacji i mutacji u bakterii i w iru­

sów poruszyło law inę odkryć. Badania nad m i­

kroorganizmami w ykazały, że jeden tradycyjny gen m oże zawierać szereg różnych punktów m utacyjnych, m iędzy którymi zachodzi

cros- s in g-over.

Klasyczna niemal m etodyka niezw y­

kle pom ysłowo adaptowana do nowego m ate­

riału um ożliwiła B e n z e r o w i wykreślenie mapy pojedynczego genu u bakteriofaga. Wy­

krycie zjawisk kom plem entacji wykazało, że pojęcie genu jest już mało precyzyjne wobec no­

w ych odkryć. Benzer wprowadził więc dającą

R y c. 2. H . de V ries

R yc. 3. T. H. M organ

się ściśle sprecyzować jednostkę funkcji — cistron.

Zanim się to jednak stało, na pomoc gene­

tyce przyszła inna młoda nauka, biochemia.

Udało się uzyskać dowody, że materiałem prze­

noszącym informację dziedziczną jest kwas de- soksyrybonukleinowy (DNA). Postulow any przez W a t s o n a i C r i c k a model budowy tego związku i przebiegu jego autoreplikacji, czyli samopowielania się jego cząsteczki, stał się zaczynem prowadzonych obecnie na wielką skalę prac z dziedziny genetyki molekularnej.

Cząsteczka DNA okazała się matrycą, na któ­

rej zapisaną jest informacja genetyczna, zaszy­

frowana w formie pewnej specyficznej kolej­

ności ułożenia nukleotydów. Ten w łaśnie szyfr

„odczytyw any” w czasie procesu syntezy biał­

ka wyznacza kolejność wbudowywania amino­

kwasów. Dziś uważamy, że podstawową fun­

kcją genu jest kierowanie budową specyficz­

nego białka. Mutacje byłyby to zmiany infor­

macji genetycznej w strukturze DNA. Wypad­

nięcie choćby jednego nukleotydu z jego czą­

steczki zmienia kolejność układu, a co za tym idzie, zmienia sens szyfru, który może prowa­

dzić do powstania innego białka lub też nie potrafi pokierować żadną syntezą. Punktów m utacyjnych może być w zasadzie tyle, ile jest par nukleotydów. Natomiast cały gen jest jed­

nostką wyższego rzędu, składającą się z w ielu nukleotydów. Dochodzimy już w ięc do tego, że działanie genu daje się wyrazić za pomocą ścisłych pojęć chemicznych.

Jednocześnie zapoczątkowane są już prace

(6)

216

nad odczytaniem szyfru genetycznego w bada­

niach prowadzonych

in vitr o .

Są to ogromne osiągnięcia teoretyczne. Trudno naw et w tej chw ili przewidzieć, jakie m ożliw ości otw orzy­

łyb y się przed człow iekiem , gdyby nauczył się produkować szyfr DNA w ed łu g w łasnej recepty i potrafił wprowadzić go do organizmów.

A le poznanie istoty genu, do czego się coraz bardziej zbliżamy, nie rozw iązuje jeszcze ca­

łości problemów związanych z jego działaniem.

Wiadomo, że dostarcza on tylko inform acji ge­

netycznej, której realizatorem jest środowisko.

R yc. 4. H. J. M u ller

Czynniki, które trzeba tu rozpatrywać, to za­

równo warunki środowiska zewnętrznego, jak i całe środowisko w ew nętrzne, które zależy m iędzy innym i od w spółpracy w szystk ich ge­

nów całego genotypu. Toteż zagadnienie w spół­

działania m iędzy genem a środowiskiem sta­

nowi osobny, nie dość jeszcze poznany rozdział genetyki, o dużym znaczeniu zarówno teore­

tycznym , jak praktycznym.

Stosunkowo słabo zaawansowane są nasze wiadom ości na tem at roli genów w ontogene- zie. Wiadomo, że cały organizm pow staje z jed­

nej komórki zawierającej pełną inform ację ge­

netyczną. W iele danych w skazuje na to, że każda komórka osobnika w yposażona jest w p eł­

n y komplet genów, z których tylko pew n e są jej potrzebne. Wciąż jeszcze za m ało m am y in­

formacji, żeby w ytłum aczyć, jak się to dzieje, że komórki ulegają zróżnicowaniu, że w każdej

z nich tylko pewne geny włączają się do pro­

dukcji w łaściw ych sobie białek i to w odpo­

wiednim czasie. W tych poszukiwaniach gene­

tyka korzysta z pomocy embriologii, biochemii i biofizyki.

W ielkie osiągnięcia genetyczne stały się więc m ożliwe dzięki współpracy z innym i naukami.

R ozw inęły się osobne dyscypliny takie jak ka- riologia, cytogenetyka, biochemia genetyki.

Z wiadom ości tych korzysta w pierw szym rzę­

dzie sam człowiek. Zrozumienie istoty działania genu um ożliwia w łaściw ą interpretację scho­

rzeń dziedzicznych i pozwala na zastosowanie środków zaradczych. Można żyw ić nadzieję, że w iele chorób wrodzonych, wobec których by­

liśm y bezradni, staną się w przyszłości uleczal­

ne. Także zrozumienie genetyki drobnoustrojów pozwala z jednej strony na skuteczniejszą w al­

kę z organizmami chorobotwórczymi, a z dru­

giej — na zaprzęgnięcie mikroorganizmów do służby człowieka.

Można z dużą słusznością powiedzieć, że pierw sze doświadczenia genetyczne wywodzą się z praktyki hodowlanej. Z kolei rozwój ge­

netyki teoretycznej dał podstawę do racjonal­

nego ulepszania m etod hodowlanych. Większość osiągnięć na tym polu jest ogólnie znana. Tutaj pragnę zwrócić uwagę na znaczenie specjalnego kierunku tych badań, kierunku, który rozwija, się niesłychanie szybko w ostatnich latach i zy­

skał sobie już prawa osobnej dyscypliny nauko­

wej — genetyki ilościowej, czy też genetyki populacji.

U podstaw tej nauki leżą również klasyczne zasady m endlowskie, jakkolwiek nie można ich tu stosować dosłownie. Wiadomo, że M endel operował prostym i cechami jakościowymi. Jed­

no z w cześnie poznanych odchyleń od opisanych przez niego reguł segregacji stanow iły przy­

padki, które można było w ytłum aczyć tylko przy założeniu, że dwa lub w ięcej genów w spół­

działa w w ytw orzeniu jednej cechy. Jeżeli każ­

d y z tych genów podlega normalnym prawom segregacji, to w yniki te nakładają się na sie­

bie i w końcowym efekcie otrzym uje się zupeł­

nie now e proporcje. Im w ięcej genów warun­

kuje daną cechę, tym w ięcej otrzym uje się osobników o cechach pośrednich, a m niejszy procent stanowią typ y skrajne. Zamiast kilku ściśle zróżnicowanych klas rozszczepień, otrzy­

m uje się w tedy zmienność ciągłą, którą już trzeba poddawać specjalnej analizie. Szybko okazało się, że przypadki współdziałania genów, to w cale nie w yjątki. Przeciwnie, większość w ażnych z przystosowawczego i hodowlanego punktu widzenia cech jest uwarunkowana znaczną nieraz liczbą genów, których efekty się sum ują lub w in n y sposób ze sobą w spół­

działają. O takich cechach m ówimy, że są uw a­

runkowane poligenicznie. Należą do nich na przykład wzrost, ciężar, płodność. W yrażamy je zw ykle pewną miarą, jak centym etry, kilogra­

m y czy inne.

Efekt pojedynczego genu jest tu słabo w i­

doczny, toteż analiza potom stwa pojedynczych

par osobników, która wystarczała w genetyce

jakościowej, przy cechach ilościow ych nie daje

(7)

217

w łaściw ie żadnych informacji. Na to, żeby się doszukać jakichś prawidłowości dziedziczenia, trzeba w ięc rozpatrywać nie pojedyńcze osob­

niki, lecz całe populacje. Specjalne utrudnie­

nie stanowi fakt, że cechy ilościow e są bardzo podatne na w p ły w y środowiska, które często tuszują w łaściw y obraz genotypu. Sprawa kom­

plikuje się jeszcze bardziej, jeżeli w grę wcho­

dzi nie proste sum owanie się efektów poszcze­

gólnych genów, lecz takie zależności jak domi­

nacja, epistaza czy sprzężenia.

Teoretyczne podstaw y genetyki ilościowej zo­

stały sform ułowane w latach 20. i 30. naszego stulecia przez F i s c h e r a , H a l d a n e ’a i W r i g h t a . Teoria ta opiera się na m endlow­

skich zasadach dziedziczenia zastosowanych do całej populacji, w której segregują jednocześnie różne geny położone w różnych

loci.

Geny w szystkich osobników tworzących populację traktuje się jako wspólną pulę i operuje się po­

jęciami ich frekw encji, czyli częstości. Odpo­

wiednia analiza matem atyczna pozwala do pew ­ nego stopnia oddzielić od siebie efekty genowe od środowiskowych, pozwala niejako rozpoznać prawdziwy genotyp zamaskowany pod postacią fenotypu. Dzięki tem u staje się możliwa racjo­

nalna selekcja. M etody te stosowane są na co­

raz szerszą skalę w hodowli roślin i zwierząt.

Na tym jednak nie koniec. W ielkie znaczenie teoretyczne genetyki populacji w ypływ a stąd, że stała się ona tą nauką, która pozwoliła na zrozumienie genetycznych mechanizmów ewo­

lucji. Wiadomo, że za czasów Darwina gene­

tyka nie istniała. N ie dotarły do niego opubli­

kowane w tym czasie doświadczenia Mendla.

W genialnie opracowanej teorii Darwina słaby punkt stanow iły w łaśnie poglądy na temat zmienności i dziedziczności. Nic też dziwnego, że ataki sform ułowane od tej właśnie strony b yły dla Darwina najtrudniejsze do odparcia.

Nie poprawiła tej sytuacji i genetyka klasycz­

na w początkowym okresie rozwoju. Teza o nie- dziedziczeniu się cech nabytych, trwałość genu, rzadkość i sporadyczność mutacji, ich często le- talny charakter — zdawały się nie do pogodze­

nia z darwinowską koncepcją ciągłej zmienności dziedzicznej poddanej działaniu doboru natu­

ralnego. Zaczęto sobie wyobrażać ewolucję ja­

ko serię skokowych mutacji trafiających się w czystych, hom ozygotycznych liniach, a po­

gląd ten, rzecz jasna, nie mógł się ostać kry­

tyce. Biologowie nie m ieli wątpliwości, że ewo­

lucja jest faktem, ale mechanizm jej działania był niewyjaśniony. Dopiero subtelne m etody ge­

netyki ilościowej pozwoliły usunąć trudności interpretacyjne, a pionierem tych badań był D o b z h a n s k y . Przekonano się, że wprawdzie w ielkie mutacje są rzadkie, to jednak drobne zdarzają się często i prowadzą do narastania dużego ładunku zmienności w populacji. Szkod­

liwość mutacji w danym środowisku nie musi być tu wcale przeszkodą. Okazało się, że często, gdy homozygota obdarzona podwójną dawką szkodliwego genu jest upośledzona, to hetero- zygota zawierająca jeden allel normalny a drugi

„szkodliw y” jest nieraz znacznie lepiej przysto­

sowana od osobnika zawierającego oba allele

normalne. Zjawisko to znane jako efekt hete- rozji jest jednym z m echanizmów prowadzą­

cych do utrzymania dużej zmienności, co daje się udowodnić matematycznie. Tak więc nor­

malnie występujące w przyrodzie populacje rzadko tylko przypominają linie czyste, a na ogół są naładowane zmiennością genetyczną.

Dobór naturalny nie m usi więc czekać na pow­

stanie korzystnych w danych warunkach m u­

tacji, lecz ma gotowe ich zapasy, z których może wybierać. W dodatku, jak już wspom nia­

łam, zmienność genetyczna cech uwarunkowa­

nych poligenicznie ma charakter ciągły — a w ięc w łaśnie taki, na jakim Darwin budował swą teorię.

W oparciu o założenia genetyki ilościowej można obecnie konstruować m odele matema­

tyczne zmian częstości genów. Teoretyczną po­

pulację, będącą w stanie absolutnej równowagi (w której nie zachodzi ewolucja) można podda­

wać działaniu takich sił, jak selekcja, mutacja czy migracja, które wytrącają ją z równowagi, a tym samym są źródłem procesów ew olucyj­

nych. Na tych modelach można przewidywać znaczenie wielkości populacji, system u kojarze­

nia itp. Co ważniejsze — tego rodzaju modele doświadczalne można budować w populacjach laboratoryjnych i sprawdzać, czy otrzymane w yniki odpowiadają teoretycznym założeniom.

Dzięki temu ewolucjonizm mógł się stać do pe­

wnego stopnia nauką eksperymentalną.

R y c. 5. S. W rig h t

(8)

Osiągnięcia genetyki są w ięc olbrzym ie na każdym polu i znalazły oddźwięk w e w szystkich naukach przyrodniczych. O czyw iście nie sposób przedstawić tego w jednym artykule. Toteż nie wspom niałam tu o w ielu w ażnych faktach, nie w ym ieniłam szeregu w ielk ich nazwisk. W prze­

glądzie rozwoju genetyki skupiłam głów nie uwagę na dwóch dziedzinach, które przeżyw ają 218

dziś najw iększy rozkwit, a w ięc na genetyce m olekularnej i genetyce populacji. Sądzę bo­

wiem, że wykazując św ietn y rozwój tych nauk najlepiej uczcim y 100-lecie dzieła Grzegorza Mendla, twórcę wciąż aktualnej koncepcji, z której cała nasza wiedza genetyczna się w y ­ wodzi.

B O L E SŁ A W SM Y K (K raków )

W S C H O D N IA A F R Y K A R Ó W N I K O W A

III. U G A N D A

W sk ład p a ń stw U n ii W sc h o d n io -A fr y k a ń sk ie j w ch o d zi tak że U gan d a, która w d n iu 9 p a źd ziern ik a 1962 r. sta ła się p a ń stw e m n ie p o d le g ły m .

1. U 2ROD EŁ N ILU

B liż sz e p o zn a n ie teg o p ię k n e g o k ra ju z a w d z ię c z a ­ m y E u ro p ejczy k o m , k tórzy w p o sz u k iw a n iu źró d eł N ilu , zb a d a li i p o z n a li tr o p ik a ln e te r e n y w r e jo n ie jezio ra W ik toria; b y li n im i J. H. S p e k e i J. A.

G r a n t — o d k r y w c y w 1862 r. źród eł N ilu . D a lsz e i to b ard ziej sz c z e g ó ło w e o p isy , za w d z ię c z a m y S a m u ­ e lo w i B a k e r o w i (o d k ry w cy w r. 1864 jezio ra A lb erta ) i w y b itn e m u d z ie n n ik a r z o w i-p o d r ó ż n ik o w i, H. M. S t a n l e y o w i (który p rzy b y ł do B u g a n d y w 1875 r.) oraz w ie lu m isjo n a rzo m i p od różn ik om .

H isto ria zw ią z a n a z o d k r y c ie m źr ó d e ł N ilu jest bardzo długa, a le i p a sjo n u ją c a . Z p ism sły n n e g o g r e c k ie g o h isto ry k a i g e o g r a fa , S t r a b o n a (63 r.

p. n. e. — 20 r. n. e.) w y n ik a ło , że N il w y p ły w a z w ie lk ic h jezior p o ło żo n y ch n a p o łu d n iu A fr y k i — z k tó ry ch jed n o n a z y w a się P seb o . W zm ia n k a ta od ­ n o siła się n ie w ą tp liw ie do B łę k itn e g o N ilu , w ie lk ie g o w s c h o d n ie g o d o p ły w u , k tó ry pod C h a rtu m em w p a d a do rz e k i g łó w n e j — B ia łe g o N ilu , a w ię c jezio rem P seb o m o że b yć ty lk o jezio ro T ana. To tłu m a c z e n ie zostało p o w sz e c h n ie u zn a n e za słu sz n e — a le n ieco p ó źn iej. W olno zatem sądzić, ż e n a p o czą tk u n a szej er y zn aczn a część A b is y n ii b y ła ju ż dobrze zn an a.

N ie n a le ż y o c z y w iśc ie sąd zić, że n ie z n a n i o d k r y w c y A b isy n ii p o d e jm o w a li sw e u c ią ż liw e p od róże pod w p ły w e m p a sji b a d a w c z o -ó d k r y w c z e j. P o w ó d b y ł b a r­

dziej k o n k r e tn y — k o ść sło n io w a .

S e n e k a (zm arły w 65 r. n. e.) w ie d z ia ł ju ż d o sk o ­ n a le, że B ia ły N il je s t z a s ila n y w w o d ę p rzez d w a jeziora: „Jezioro K r o k o d y li” i „Jezioro W o d o sp a ­ d ó w ” — ch od zi tu o c z y w iśc ie o J ezio r o W ik to ria i W o­

dospad R ip on a — w ie d z ia ł ta k ż e , ż e w o d y ty c h jezior sp ły w a ją z o lb rzy m ich gór p o k r y ty c h śn ieg iem .

D o p iero 1800 la t p ó źn iej, tj. 27 lip c a 1862 r. A n g lic y J. H. S p e k e i J. A. G r a n t d o ta r li do źró d eł le g e n ­ darn ej w ie lk ie j rzek i, w y p ły w a ją c e j w sz u m ią c y c h w o d o sp a d a ch z J e z io r a U k e r e w e , k tó r e k u czci sw e j k r ó lo w e j, p r z e m ia n o w a li na J e z io r o W ik to ria (n a leży przy tym za zn a czy ć, ż e ju ż w c z e ś n ie j, bo w 1858 r. nad jezio rem U k e r e w e b y ł J. H . S p e k e ! — a le za ró w n o on sam , ja k i T o w a r z y s tw o G eo g r a fic z n e w L o n d y n ie — n ie b y li p rzek o n a n i, że je zio ra m ogą dać p o czą tek w ie lk im rzek om !).

O d k ryli w ię c o w e jezio ra — źródła N ilu ; po czym m in ę ło jeszcze d a lszy ch 25 lat, zanim zbadano góry p o k ry te śn ieg iem , o k tó ry ch już p isa ł s ły n n y S en ek a.

W le c ie 1962 r. w p ięk n ej m ie jsc o w o śc i J in ja , p o ­ łożon ej nad jezio rem W iktoria, od b yły się w sp a n ia łe u ro czy sto ści z w ią z a n e ze 100 roczn icą o d k ry cia źródeł N ilu — n a jw ię k sz e j (n ajd łu ższej) rzek i C zarnego L ądu (6671 km ) — p rzez J. H. S p ek e i J. A . G ranta.

2. O B S Z A R I L U D N O Ś Ć

P o w ie r z c h n ia k raju w y n o si 243 410 k m2 (a w tym 35 500 k m2 w ó d w ie lk ic h jezior). O bszar ten za m ie sz ­ k u je ok oło 6,6 m ilio n a A fr y k a ń c z y k ó w (także około 70 tys. A z ja tó w — A ra b o w ie, H in d u si; oraz b lisk o 10 tys. E u rop ejczyk ów ) rep rezen to w a n y ch p rzez trzy g łó w n e p lem ion a: B an tu , N ilo ty c i i P ó łch a m ici.

P ie r w si, tj. B a n tu — w raz z lic z n y m i szczep am i, jak: B agan d a, B anyoro, B atoro, B a n y a n k o le, B asoga, B a ch ig a i w ie le in n y c h — za m ieszk u ją cen tra ln e i za­

ch o d n ie p r o w in c je U gandy.

S zczep y n ilo ty ck ie; rep rezen to w a n e na tym te r e n ie g łó w n ie p rzez szczep y L ango, A ch o li, A lu r, L ugbara i M adi — są rozm ieszczo n e w d o lin ie N ilu . P r o w in c je w sc h o d n ie U ga n d y są za m ie sz k a łe p rzez szczep y p ó ł- ch a m ic k ie (d om in u je szczep Jteso).

W śród w y ż e j w y m ie n io n y c h p lem io n U g a n d y do­

m in u je języ k „ lu gan d a”. W p ó łn o cn ej i w sch o d n iej c z ę śc i k ra ju u ż y w a n e są ta k że języ k i: n ilo ty ć k i, n ilo - c h a m ick i i B an tu . J ęz y k ie m u rzęd o w y m je s t języ k an g ielsk i.

3. K L I M A T

P a n u ją c e na tym tery to riu m sto su n k i term iczn e i w ilg o tn o śc io w e p o z w a la ją za liczy ć k lim a t teg o r e ­ g io n u do k lim a tu tro p ik a ln eg o . N a jk o r z y stn ie jsz e w a ­ ru n k i k lim a ty c z n e dla E u ro p ejczy k ó w są w Z ach od ­ n iej P r o w in c ji i w p r o w in c ji B u gan d a (p ow yżej 1200—1500 m n.p.m .) W P r o w in c ji P ó łn o cn ej — gdzie w z n ie s ie n ie n.p.m . spada do 600 m — g łó w n ie w d o li­

n ie N ilu , p a n u je k lim a t g orący i w ilg o tn y , tru d n y do z n ie s ie n ia d la E u ro p ejczy k ó w (bardzo gorąco i duża ilo ść op ad ów — do 2500 m m ). Ś red n ia w z g lę d n a w il­

g otn ość = 77°/o, śred n ia tem p era tu ra = 25° C (średnia m a x im . = 30° C, śred n ia m in im . = 18° C).

Z d e fin io w a n ie i p od ział n a pory roku, w tu tejszy ch w a ru n k a ch tro p ik a ln y ch je s t tru d n e do p rzep ro w a ­ d zen ia, p o d o b n ie — jak i w in n y ch k ra ja ch tr o p ik a l­

n y ch . O góln ie u trzy m u je s ię p o d zia ł na d w a sezo n y (pory roku): sezo n su ch y i sezon m ok ry, rzadziej n a ­ to m ia st zim a i lato. S ezon m ok ry, w z g lę d n ie pora

(9)

£<y

•HC/l CO

£

k-iO

źo Xcq

uQ)

5)

OCC nr 03C W N Q

(10)

II. FR A G M E N T K R A JO B R A Z U . S ło w iń s k i P a r k N a ro d o w y Fot. Z. J. Z ieliń sk i

(11)

219

d eszczów (g w a łto w n e d łu g o trw a łe h u ragan ow e u lew y) przypada w o k resie od m arca do m a ja i od w rześn ia do listop ad a; p o zo sta łe m iesią ce , to pora su ch a i g o ­ rąca — a w ię c od gru d n ia do lu teg o i od czerw ca do sierp n ia.

W cią g u roku k a len d a rzo w eg o są tu dw a sezon y su ch e i d w a sezo n y m okre. T u b y lcy — liczą tam jeszcze do d nia d z isie jsz e g o jed en sezon su ch y i j e ­ den m ok ry za 1 rok! (fa k ty czn ie to tylk o pół roku).

4. CHOROBY TROPIK ALNE

W sp om n ian e w a ru n k i k lim a ty czn e w p ły w a ją k o ­ rzy stn ie na rozw ój ró żn y ch m ik roorgan izm ów p a to ­ g en n y ch , w y w o łu ją c y c h sch orzen ia ep id em iologiczn e

R yc. 1. Z apora w o d n a h y d ro elek tro w n i nad O w en F a lls D am w lin ja. Fot. B. S m yk

u lu d zi, jak: ospa, żó łta feb ra , śp iączk a (nagana) — w y w o ły w a n a p rzez T ry p a n o so m a rh o d e s ie n se , a roz­

p rzestrzen ia n a p rzez m u c h ę ts e -ts e (G lo ssin a p a lp a lis), m alaria oraz różn e od m ian y, ty fu su brzusznego, itp.

choroby trop ik aln e.

5. LASY TROPIK ALNE

U gan d a s ły n ie ze w sp a n ia ły c h la s ó w trop ik aln ych . N a jp ię k n ie jsz e r eg io n y le ś n e sp otyk am y w e w sc h o d ­ n iej czę śc i k raju, w r e g io n ie p asm a górsk iego E lgon (n a jw y ższy szczy t — 4321 m n. p. m .); dalej na za­

ch o d zie k raju — w p a śm ie — m a s y w ie górsk im R u - w en zo ri (n a jw y ższy szczy t M argharita — 5120 m n. p. m.) p o ło żo n y p o m ięd zy jeziorem A lb erta (po­

w ie r z c h n ia 5300 k m2 — w z n ie s ie n ie 618 m n. p. m.) a jezio rem E d w ard a (p o w ierzch n ia 2125 k m2 — w z n ie ­ s ie n ie 912 m n. p. m .).

W iecz n ie z ie lo n e d zie w ic z e la s y tro p ik a ln e za j­

m u ją p o w ie r z c h n ię 15 500 k m 2. R osn ą tutaj olb rzym ie d rzew a tr o p ik a ln e np. K h a y a a n th o th e c a i E n ta n d ro - p h ra g m a sp p . i w ie le in n y c h , otoczone lia n a m i, p a ­ p rociam i, sto rczy k a m i i in n y m i e p ifita m i — tw orząc ch a ra k tery sty czn y m a lo w n ic z y tr o p ik a ln y zesp ó ł ro­

ślin n y . D rzew a te sta n o w ią cen n y m a teria ł b u d o ­ w la n y (n iek tó re ok azy dają do 35 m3 m a teria łu b u ­ d ow lan ego).

N a to m ia st b lisk o p o ło w a k raju, p ok ryta je s t tzw . la se m sa w a n n o w y m (s a v a n n a fo r e sts ) — gd zie d om i­

n u ją d rzew a sa w a n n o w e z C h lo ro p h o ra e x c e lsa na czele.

6. SUROWCE MINERALNE — PRZEM YSŁ N a b o g a ctw a n a tu ra ln e k raju sk ład ają się n a stę ­ p u ją ce su ro w ce m in era ln e: cyna, złoto, sól, m iedź,

niob, żelazo, n ik ie l, k ob alt, w o lfra m , tan tal, k o lu m - bit, bizm ut, m ik a chrom ow a, m an gan , w a p ień , azbest, a m b ligon it, ropa n aftow a, b ery l, ch rom it (FeC r20 4 ż ela zia k ch rom ow y), g a len a (błyszcz ołow iu ), fo s fo ­ rany i fo sfo ry ty oraz w ie le in n y ch .

K o p a ln ictw o w y żej w y m ie n io n y c h m in e r a łó w o d ­ b y w a się m etod am i p ry m ity w n y m i (n a jczęściej s y ­ stem em od k ryw k ow ym ). W iele jeszcze in n y ch b ogactw m in era ln y ch o czek u je na o d k ry cie p rzez g eologów .

P od staw ą ek sp o rtu są n a stęp u ją ce su ro w ce m in e ­ ralne: w olfram , cyn a, b eryl, tan tal, k o lu m b it, fo s fo ­ ra n y i fo sfo ry ty , złoto (w g d an ych z rok u 1962 — 1494 ton), g a len a , b izm ut, m ied ź k o n w erto w a i w ie le in n ych .

P rak tyczn ie p rzem y sł g ó rn iczo -h u tn iczy jeszcze n ie istn ieje.

Jed yn a h y d ro elek tro w n ia nad w od osp ad em O w ena (O w en F a lls D am ) na N ilu W ik toria * — w p ob liżu Iin ja — dostarcza około 150 MW en erg ii elek try czn ej.

K o p a ln ie m ied zi (K ilem b e M in es Ltd.,) u podnóża R u - w en zo ri, dają p rzeciętn ą roczną p rod u k cję m ied zi k o n w erto w ej = 15 000 ton (w g d an ych z r. 1962). K o ­ p a ln ie w y so k o p ro cen to w y ch fo s fo r y tó w w S u k u lu H ills k oło T ororo zn ajd u ją się dopiero w fa z ie ro z­

b u d ow y. Na p o d k reślen ie zasłu gu ją, zlo k a lizo w a n e ró w n ież w ty m rejon ie, olb rzym ie ce m e n to w n ie — 0 początk ow ej rocznej p rod u k cji około 200000 ton (w g danych z r. 1962). P rzem y sł te k s ty ln y zn ajd u je się dopiero w rozw oju .

N a sp ecja ln e p od k reślen ie za słu g u je w y ra źn y ro z­

w ój p rzem ysłu ro ln o -sp o ży w czeg o (np. b row ary w Iin ja i P ort B ell, zak ład y p rzetw ó rcze p rzem y słu tłu szczow ego w K a k ira oraz c u k ro w n ie w K ak ira 1 Lugazi) i p rzem y słu d rzew n ego (produkcja z a k ła ­ d ów p rzem ysłu d rzew n ego w Iin ja w y n o siła w 1962 r.

p rzeszło 15 m ilio n ó w m2 d yk ty itp.).

R yc. 2. Z ebry u w od op oju — U ganda. Fot. B. S m yk P od ob n ie, ja k w K e n ii i w T a n g a n ice — kraj p o ­ trzeb u je fa ch o w có w , k tórzy za jęlib y s ię w y d o b y ciem i przeróbką olb rzym ich b o g a ctw n atu raln ych . M ak a- rere C ollege w K am p aia, p ierw szy w sc h o d n io a fr y - k a ń sk i U n iv e r sity C o lleg e (p rzem ian ow an y w 1962 r.

• N il W tktoria, w y p ły w a jąc y z jez io ra W ik to ria p rz e ­ p ły w a przez jezioro K ioga i n a stęp n ie w p a d a do jez io ra A lb e rta — stą d p ły n ie n a północ pod nazw ą „N il A lb e rta " ; począw szy od jezio ra No (na tery to riu m Sudanu) p rz y jm u je nazw ę „N il B iały ” .

(12)

2 2 0

na U n iv e r sity for E east A fr łc a * z w y d z ia ła m i: r o l­

n iczy m , w e te r y n a r y jn y m i le k a r sk im — łą c z n ie 900 stu d en tó w ) i K a m p a la T e c h n ic a l In stitu te (p o lite c h ­ n ik a) — n iep ręd k o p o k ry ją za p o tr z e b o w a n ie k ra ju na sp e c ja lis tó w .

7. ROLNICTWO

W śród k r a jó w U n ii W sc h o d n io a fr y k a ń sk ie j U g a n ­ da je s t n a jw ię k s z y m p ro d u cen tem k a w y (C o ffe a a ra - bica). Z biór w 1962 r. — 97 740 ton (5%> ś w ia to w e j p ro ­ d u k cji k a w y ). Z in n y c h p ło d ó w r o ln y c h n a le ż y w y ­ m ien ić: ty to ń , tr zcin ę cu k ro w ą , b a w e łn ę (165 000 ton w 1962 r. = 15% św ia to w e j p ro d u k cji b a w e łn y ), h e r ­ b atę, orzeszk i ziem n e, sezam , k u k u ry d zę, p ro so , siza l i w ie le in n y ch .

d o w isk u n a tu ra ln y m p ra w d ziw y raj d la d zik ich z w ie ­ rząt.

P ię k n o i sw o is ty u rok tego w p ro st cu d o w n eg o z a ­ k ą tk a ziem i — jed n eg o z n a jp ię k n ie jsz y c h n a ś w ie ­ cie — n a d a ją k a sk a d y o lb rzy m iej m a sy w ó d p o tę ż ­ n eg o N ilu , sp a d a ją ce z szu m em i grzm otem z k a ta ­ rak t o ró żn ej w y so k o śc i (od 20— 50—100 m) — s tw a ­ rzając na tle b u jn ej i ró żn o k o lo ro w ej r o ślin n o śc i tro ­ p ik a ln e j, p rzep o tężn y a zarazem w sp a n ia ły , n ie z w y k le m e lo d y jn y „k on cert N ilu ”, p rzep la ta n y różn ok olorow ą tęczą sp a d a ją cy ch m a s w od y.

W sp om n ian e w o d o sp a d y M u rch ison a cią g n ą s ię na p rzestrzen i k ilk u n a stu k ilo m e tr ó w — w śró d p r z e p ie k - n ej r o ślin n o śc i tro p ik a ln ej. M ilion y w ie lo b a r w n y c h m o ty li, ż y ją c y c h w tym r e g io n ie — n ie ty lk o s t w a ­ rzają w p ro st cza ru ją cy , c ią g le z m ien ia ją c y się obraz p ię k n a tu te jsz e j p rzyrody, a le o d d zia ły w u ją is to tn ie u rzek a ją co n a k ażd ego p rzy b y sza z P ółn ocy.

W ty m r a jsk im śro d o w isk u (łączn ie z p ó łn o cn o - w sc h o d n ią częścią jezio ra A lb erta ży ją różn e d zi­

k ie z w ierzęta . S p otk ać tu m ożn a ty s ią c e k ro k o d y li w y le g u ją c y c h się nad N ilem , se tk i k ą p ią c y c h s ię h i­

pop otam ów , sta d a sło n i, b a w o łó w i in n y ch dzik ich zw ierzą t. Ż y ją tu ta k że lw y , n osorożce (sp otyk a się tu ta k że b ia łe n osorożce!), w ie lk ie g o k u d u (S tr e p s i- ce ro s s tr e p s ic e r o s P all.), ok ap i (O k a p ia jo h n s to n i Sch.), ela n d y (T a u ro tr a g u s o r y x P all.), ró żn e g a tu n k i m ałp (m. in. p a w ia n y , k oczk od an y, lem u ry i in n e), a n ty ­ lo p y (m. in. w ie lk a a n ty lo p a — H ip p o tr a g u s v a ria n i), g a z e le oraz n ie z lic z o n e ilo śc i różnorodnego p ta ctw a w od n ego.

R yc. 3. Słoń. — M u rc h iso n F a lls N a tio n a l P a r k . Fot.

B. S m y k

H o d o w la z w ie r z ą t je s t sła b o r o z w in ię ta . O gółem p o g ło w ie b y d ła w g d a n y ch z 1962 r. lic z y ło p rzeszło 3 500 000 sztu k (z czeg o o k o ło 500 000 sztu k przyp ad a na A n k o le L o n g h o rn s (o r o g a ch d o ch o d zą cy ch do 140 cm d łu gości) i b y d ło a fr y k a ń s k ie Z ebu). Z in n y c h z w ie r z ą t n a le ż y je sz c z e w y m ie n ić : k o zy (b lisk o 3 000 000 sztu k ), o w c e (około 1 600 000 sztu k ) i św in ie (około 15 000 sztuk).

8. P A R K I NARODOWE I REZERW ATY

N a tery to riu m U g a n d y is tn ie ją d w a s ły n n e p a rk i n arod ow e: 1. M u rc h iso n F a lls N a tio n a l P a r k i 2. T h e Q u een E liz a b e th N a tio n a l P a r k — in te r e s u ją c e pod w z g lę d e m zo o lo g iczn y m i o g ó ln o p rzy ro d n iczy m .

P ie r w sz y , tj. M u rc h iso n F a lls N a tio n a l P a r k , o p o ­ w ie r z c h n i 3 120 k m 2, p o ło żo n y je s t w o k ręg u B u n y o ro i A c h o li n ad N ilem W ik toria łą c z n ie z w o d o sp a d em M u rch iso n a (także n a N ilu ) — g ra n iczy z p ó łn o c n o - w sc h o d n ią częścią jezio ra A lb e r ta — z a c h o w u je w śro ­

* W ra m a c h w sp ó łp racy n a u k o w e j p a ń stw U n ii W schod­

n io a fry k a ń s k ie j, po w o łan o do ż y cia w 1964 r. U n iv e rsity of E ast A frica w N airo b i, w w y n ik u p o łąc ze n ia U n iv e r- sity C ollege w N a iro b i i M a k a re re C ollege — U n iy e rsity fo r E a s t A frica w K a m p ala o raz U n iy e rs ity C ollege w D a r- es S alaam . To c e n tru m n a u k o w e stw a rz a duże m ożliw ości stu d ió w dla około 5000 stu d e n tó w (zam iast o b ecn y ch p ię ­ ciuset).

R yc. 4. N osorożec — M u rc h iso n N a tio n a l P a rk . Fot.

B. S m yk

T eren y te są bardzo c ie k a w e pod w z g lę d e m ic h tio - lo g ic z n y m (np. okoń n ilo w y d och od zi tu do 50—60 kg).

W ty m też r e g io n ie zn ajd u ją się ś c isłe rezerw a ty b ia ły c h n o so ro żcó w , sło n i, h ip o p o ta m ó w oraz n ie -

(13)

2 2 1

z m iern ie in te r e su ją c e rezerw a ty orn itologiczn e i h er­

p eto lo g iczn e.

D rugi, tj. Q u een E liza b e th N a tio n a l P a rk o p o ­ w ie r z c h n i około 2080 k m2 p ołożon y jest nad w sc h o d ­ n ią częścią jezio ra E d w ard a i gran iczy z połu d n iow ą stroną jezio ra G eorge (w sp o m n ia n e jeziora za w ierają bardzo a lk a lic z n ą w o d ę — stąd w o ln e są od k ro k o ­ d yli!) i p o łu d n io w o -w sc h o d n im i teren a m i pasm a gór­

sk iego R u w en zori.

W ty m p a rk u ży ją h ip op otam y, sło n ie, le ś n e św in ie b ro d a w k o w e, p rze p ię k n e k o zły w o d n e — odznaczają się n a jw ię k s z y m i r o g a m i ze w sz y stk ic h zw ierzą t a fr y ­ k a ń sk ich , a z m a łp — szy m p a n se; p elik a n y i inne

p ta ctw o n ie zn a ją ce strach u przed b ia ły m czło w iek iem . L w y , lam p arty, gep a rd y (A c in o n y x iu b a tu s), a n a ­ w e t p o sp o lite h ie n y na ty m teren ie n a leżą do rzad­

kości!

P on ad to w d w u rezerw a ta ch zw ierzęcych : T he to r o (or S e m lik i) G a m e R e s e r v e i w T h e K ig e z i g a m e r e s e r v e zn a jd u ją się pod ochroną różne d zik ie z w ie ­ r zęta i gady.

W r e z e r w a c ie śc isły m w górach S ab in io, M gahinga i M u h avu ra (na p o g ra n iczu z K on giem ) zn a jd u je się pod m ięd zy n a ro d o w ą ochroną m in ia tu r o w e „państw o g o r y li”.

W tym że reg io n ie górsk im zn ajd u ją się trzy w ie l­

k ie w u lk a n y : M uhavura 4113 m n. p. m ., M g h a - h in g a — 3630 m n. p. m ., i S a b in io — 3470 m n. p. m.

D w a z nich są czy n n e — a odznaczają się słabą a k ­ ty w n o ścią term iczn o -eru p cy jn ą . C zw arty, n a jw ię k sz y

z w u lk a n ó w — K a risim b i (4529 m n.p.m .) zn a jd u je się na terytoriu m K on ga (na teren ie A lb e r t N a tio n a l P a rk ) — i je s t czasam i p rzy k ry ty śn ieg iem .

O gólne w ra żen ia p rzyrod n icze z A fr y k i W sch od ­ n iej R ó w n ik o w ej p ra g n ę u jąć w n a stęp u ją cy ch zda­

niach:

„ D ziw n y czar b ije od A fryk i...

K to go raz poczuł, kto p ozn ał C zarny L ąd w jeg o dzikiej p ięk n o ści i p ierw o tn ej potęd ze, kto w b ezm ia ­ rach p u sty n i p rzeżył p rzela tu ją cą z szu m em bu rzę p iask ow ą, k to w id zia ł w ie lk ie d rzem iące w u lk a n y S ab in io, M uhavura czy K a risim b i, k to b y ł w k raterze w u lk a n u N gorongoro, k to o g lą d a ł p ię k n e k r ó le stw a flo r y i fa u n y trop ik aln ej; k to sły sz a ł, jak w sa m o t­

n y ch nocach w zn o si się ku n ieb u p ieśń d ziew iczeg o b oru -m itam b a, ów w ie lo ty się c z n y chór n ieo k iełza n ej, n igd y nie p okonanej przyrody; kto n a lo d o w ca ch R u ­ w en zo ri ogląd ał na w ła sn e oczy p rzecu d n ą g rę k o lo ­ ró w zachodzącego słoń ca — teg o A fr y k a już n ie w y ­ p u ści, ten zapadł n a „gorączkę A fryki".

FR A N C ISZEK Z A ST A W N IA K (K raków)

POLSK IE RUBINY SYNTETYCZNE*

O lb rzym i p o stęp te c h n ik i o sta tn ieg o 30-lecia n a ­ szego w ie k u w d użej m ierze stał się m o ż liw y dzięk i k a m ien io m szla ch etn y m , przede w sz y stk im d zięk i d ia m e n to w i oraz k a m ien io m g ru p y korundu, do k tó ­ rej n a leżą ru b in , sz a fir i leu k o sza fir czy li b ia ły sza ­ fir. N ie z w y k ła tw a rd o ść w y m ie n io n y c h m in era łó w (d iam en t 10, k o ru n d 9 w g sk a li M ohsa), ich jed n o ­ rod n ość oraz od p orn ość n a d zia ła n ie n ie ty lk o c z y n ­ n ik ó w a tm o sfery czn y ch , a le ró w n ie ż n a jsiln ie jsz y c h k w a só w i zasad — to p rzy czy n y , że z k a m ien ia m i ty m i sp o ty k a m y s ię w e w sz y stk ic h p ra w ie g a łęzia ch p rzem y słu i te c h n ik i. O sie k ó łecze k w sz y stk ic h z e ­ g a ró w k o n tro ln y ch , a p aratów p o m ia ro w y ch i a u to ­ m a tó w o b racają s ię w ło ży sk a ch k o ru n d o w y ch , m i­

lia r d y k ilo m e tr ó w d ru tó w d la c e ló w ele k tr o te c h n ic z ­ n ych p rzecią g a się na ca ły m ś w ie c ie p rzez ciągad ła k o ru n d o w e i d ia m en to w e, n a jtw a rd sze sk a ły p rze­

w ie r c a s ię św id ra m i, k tó ry ch k oron k i tw o rzą d ia­

m en ty . B ez k a m ie n i szla ch etn y ch n ie m oże się o b ec­

n ie o b ejść p rzem y sł w łó k ie n n ic z y , p recy zy jn y , a p rze­

d e w sz y stk im p r e c y z y jn y sz lifie r sk i. B ez ru b in u n ie m ogłob y p o w sta ć ta k w sp a n ia łe źródło św ia tła jak im je s t la ser, sk o n stru o w a n y w oparciu o en erg ię atom u.

P rzy ob ecn ej m ech a n iza cji, zn a czen ie zw ła szcza ło ż y sk k o ru n d o w y ch je s t ogrom ne. U ż y c ia ich w y ­ m a g a ją n ie ty lk o d o k ła d n e ap araty p om iarow e, a le sp otk ać się m ożn a z n im i d o sło w n ie na każd ym kroku.

* P o r. a r ty k u ł A. Szym ańskiego: „ K o ru n d n a tu ra ln y i sztuczny w p rz em y śle śc iern y m ” zam ieszczony w n r 7—8/65

W szach Świata

W każdym z n aszych dom ów liczn ik elek try czn y p o ­ siada ło ży sk a sza firo w e, k ażd y n a w e t śred n iej ja ­ k o ści zegarek w y p o sa żo n y je s t o b ecn ie w 17 k a m ien i ru b in o w y ch . S p ecja ln ie dużo łożysk ru b in o w y ch lu b sza firo w y ch p osiad ają n iek tó re środki naszej k o m u ­ n ik a cji; i tak np. w sa m o lo cie ilo ść ic h p rzekracza lic z b ę 200, a w o k ręcie je s t ich ponad 2 000. N a jw ię ­ cej jednak ło ży sk k oru n d ow ych zn a jd u je się w e w sz y stk ic h ta b lica ch ro zd zielczy ch z a u to m a ty zo w a ­ n y ch ob ecn ie elek tro w n i. Z n ajd u ją s ię ró w n ie ż w p r e ­ cy zy jn ej ap aratu rze p o ja zd ó w k osm iczn ych .

U ż y w a n e do ty ch c e ló w k a m ien ie szla ch etn e m u ­ szą b yć w y so k ie j jak ości, przed e w sz y stk im jed n ak odznaczać s ię m u szą ogrom ną czy sto ścią , której to w ła sn o śc i n ie p osiad ają za zw y cza j n a tu ra ln e k a m ie ­ n ie, w k tórych m ik ro sk o p ijn e w ro stk i ob cych m in e ­ r a łó w podnoszą n iek ied y ic h w a lo ry zdobnicze.

P o n iew a ż k a m ien ie sz la ch etn e n a tu ra ln e są cen n e dlatego, że m ało ich zn a jd u je się w p rzyrodzie, a za­

p otrzeb ow an ie na n ie tak d la c e ló w ju b ilersk ich jak i tech n iczn y ch z w ię k sz a ło się coraz b ardziej, już w p o ło w ie u b ieg łeg o w ie k u w ie lu zn a k o m ity ch u czo ­ n y ch , przede w szy stk im fr a n cu sk ich (w e F ran cji w tym o k resie w ie lu u czon ych za jm o w a ło się sp r a ­ w a m i sy n tezy tak sk a ł ja k i m in era łó w ), p o d jęło b a ­ d ania p row ad zące do p ro d u k cji k a m ien i szla ch etn y ch na drodze sy n tezy ch em iczn ej, p rób u jąc odtw orzyć w a ru n k i ich p o w sta w a n ia w przyrod zie. Z p leja d y ty c h u czon ych n a jlep sze re z u lta ty u z y sk a li w sp ó łp ra ­ c u ją cy ze sobą około r. 1887 E. F r e m y i F. F e i 1.

32

(14)

2 2 2

M a leń k ie ru b in k i sz tu czn ie p rzez n ich o trzy m a n e, m o g ły ju ż zn a leźć z a sto so w a n ie w p r z e m y ś le z e g a r ­ m istr z o w sk im , ch o cia ż n ie n a d a w a ły s ię d la c e ló w z d o b n ic z o -ju b ile r sk ic h .

C a łk o w ite r o z w ią z a n ie za g a d n ie n ia sztu czn eg o o tr z y m y w a n ia k o ru n d u u d ało się dopiero w sp ó łp r a ­ c o w n ik o w i F r e m y ’eg o , A . V. L. V e r n e u i l o w i w 1891 r. S z c z e g ó ło w y op is sw e j r e w e la c y jn e j m eto d y o g ło sił V e r n e u il w r. 1902. Isto ta tej m eto d y p o leg a n a sta p ia n iu tle n k u g lin u A1203 w p ło m ie n iu tle n o - w o w o d o r o w y m tak, ab y u tw o r z y ł s ię m o n o k r y sz ta ł koru n d u , k tó reg o w ie lk o ś ć i w ła s n o ś c i fiz y c z n e m ożn a sk o n tro lo w a ć. S ta p ia n ie p rzep ro w a d za się w p ie c y k u o o g ro m n ie p ro stej k o n str u k c ji, w k tó ry m p o d sta ­ w o w ą częścią sk ła d o w ą jest p a ln ik tle n o w o w o d o r o w y , u sta w io n y p io n o w o , z w y lo te m p ło m ie n ia u dołu.

Z p a ln ik ie m p o łą c z o n y je s t za so b n ik z tle n k ie m g lin u . N ad p a ln ik ie m u m ieszczo n y je s t m ec h a n iz m m ło te c z ­ k o w y , u m o ż liw ia ją c y w r e g u la r n y c h o d stęp a ch czasu u su w a n ie ze zb io rn ik a o d p o w ie d n ie j ilo ś c i A120 3, k tó ry u n o szo n y je s t str u m ie n ie m tle n u do k o m o ry sta p ia n ia . P a ln ik ten o to czo n y je s t g r u b o ścien n y m sza m o to w y m w a lc e m , u m o ż liw ia ją c y m u tr z y m y w a n ie tem p era tu ry p otrzeb n ej do k r y s ta liz a c ji sto p io n e g o AI2O3 oraz cele m z a p o b ie ż e n ia stra to m c ie p ła . W o d ­ p o w ie d n ie j o d le g ło śc i od w y lo tu p a ln ik a u m ieszczo n a je s t w e w n ą tr z p ieca p o d k ła d k a sza m o to w a tzw . „ ś w ie ­ czk a ”, n a k tó rej osad za się sto p io n y tle n e k g lin u , d a ­ jąc p o czą tek m o n o k r y sz ta ło w i k oru n d u , z w a n e m u ze w z g lę d u na sw ó j k s z ta łt g r u s z k ą k o r u n d o w ą . Ś w ie ­ czka u m ieszczo n a je s t w m e ta lo w y m u ję c iu , u m o ż li­

w ia ją c y m p r z e su w a n ie jej w k ie r u n k u p io n o w y m

oraz na b o k i, przy p o m o cy śru b y . G ru szk a p o w sta je w ten sp osób , ż e po k a żd y m u d erzen iu m ło te c z k a , to p i się u n o szo n a p rzez tle n m a le ń k a ilo ść A1203 i o sa d za się w p o sta c i' w a r s te w e k , sto p n io w o je d n a n a d ru giej. T em p era tu ra s ta p ia n ia w y n o s i od 2050°C

R yc. 2. W zrost gru szk i k o ru n d ow ej

do 2150° C. P o u zy sk a n iu g ru szk i żąd an ej w ie lk o ś c i, co tr w a od 3— 4 godzin, zam yk a się d o p ły w g a zó w i p roszk u A I2O3 oraz rozp oczyn a stu d z e n ie p ieca.

W ła śc iw y czas stu d zen ia trw a r ó w n ie ż od 3— 4 godzin i m a zn a czn y w p ły w n a p ó źn iejsze w ła sn o ś c i o trzy ­ m a n ej g r u sz k i k o ru n d o w ej (ryc. 1 i 2).

P ie r w s z e w ten sp osób o trzym an e g ru szk i k o r u n ­ d o w e V e r n e u ila p o sia d a ły śred n icę 5,6 m m i w a ż y ły około 15 k a ra tó w , tj. 3 gram y. O b ecn ie w w ię k sz y c h fa b r y k a c h sy n te ty c z n e g o k oru n d u p ie c y k i V e r n e u ila u sta w ia się w szereg u 15—20 sztu k w u k ład zw a n y ra m p ą , przy czy m w jed n ej fa b r y c e ram p ta k ich p ra ­ cu je r ó w n o c z e śn ie k ilk a n a ście.

M etodą V e r n e u ila p rod u k u je się o b ecn ie n ie ty lk o ró żn o b a rw n e k oru n d y, p rzez dodatek do A1203 tle n ­ k ó w m e ta li ta k ic h jak Cr, Fe, N i, Co, T i i V , k tórym n a d a je się różn e n a zw y h a n d lo w e, a le ta k że k a m ie ­ n ie sz la c h e tn e o in n y m sk ła d zie ch em iczn y m , ja k sp i­

n e le , a n a w e t k a m ien ie, k tó ry ch d otych czas w p r z y ­ ro d zie n ie zn a lezio n o , ja k np. sp orząd zon y w A m ery ce p rzez fir m ę N a tio n a l L ea d Co, r e w e la c y jn y F a b u lit, b ęd ą cy ty ta n ia n e m stron tu . B ezb a rw n y ten k a m ień b la sk ie m s w y m p rzew y ższa n a w e t d iam en t, ró żn i się jed n a k od n ieg o grą b a rw oraz zn a czn ie n iższą tw a r ­ dością, w y n o sz ą c ą ty lk o 6— 6,5 oraz zn a czn ie w y ż ­ szy m cięż a rem w ła ś c iw y m w y n o sz ą c y m 5,13.

T en, w o g ro m n ie u p roszczon ym zary sie, podany op is m e to d y i p ieca V e r n e u ila sto so w a n y je s t do c h w ili o b ecn ej, n a tu r a ln ie z ró żn y m i u sp ra w n ien ia m i k o n str u k c y jn y m i, w p ro w a d zo n y m i p rzez ro zm a ite f a ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

dow i znacznie się natom iast opóźniła ze w zględu, jak się przypuszcza, na zbyt suchy k lim at lub konkurencję świerka, k tóry rozprzestrzen ił się tu

Podsumowując wnioski, jakie nasuw ają się po zestawieniu ch arak tery ­ styk środowiskowych poszczególnych form, możemy przypuścić, że w Rębielicach rosły nad

sfałdowaniu kapelusza powierzchnia pokryta przez hym enium jest w ielokrotnie zwiększona, stąd ilość produkowanych zarodników przez każdy owocnik jest

nie się nowego kon-w ata mogło powtarzać się co kilkanaście m inut; niektóre aspekty naszej pracy były rzeczywiście niemiłe.. Równie

stycznych roślinności interglacjału eemskiego, porównuje się ją zazw yczaj z dobrze nam zna­.. nymi etapami rozw oju roślinności

chowując cechy chom ików w budowie czaszki w ytw orzyła zęby podobne budową do polników (Microtidae): powierzchnia ich zębów pokryta jest pętlam i szkliwa, co

P ierw szy zdziw ił się Einstein i z tego zdziw ienia w yrosła ogólna teoria względności, będąca przepiękną logicznie teorią grawitacji. Ruch bezw ładny ciał

Bogata jest rów nież skala barw i deseni om awianych ryb.. Bardzo bogata jest zwłaszcza kolekcja chrząszczy (dużo jelon k ow a- tych); słabiej przedstawia się