• Nie Znaleziono Wyników

Kaszuby : dodatek regjonalny "Gazety Kartuskiej" poświęcony sprawom Ziemi Kaszubskiej, 1938.02.26 nr 2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Kaszuby : dodatek regjonalny "Gazety Kartuskiej" poświęcony sprawom Ziemi Kaszubskiej, 1938.02.26 nr 2"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

KASZUBY

Dodatek regionalny „ G a z e t y K a r t u s k i ej

poświęcony sprawom Z i e m i Ka s z u bs k i e j .

N r. 2 K a rtu z y , dnia 2 6 lu teg o 19 3 8 r. R o k 3

T R E Ś Ć :

Mgr KAZIMIERZ DĄBROWSKI: Kaszubi w 18-tą rocznicę powrotu na łono Macierzy. — Mgr ANDRZEJ BU­

KOW SKI: Nieznane prace Hieronima Derdowskiego: Kilka godzin na polach Grunwaldzkich. — ALFRED ŚWIER- KOSZ: Brzegiem Międzymorza (ciąg dalszy). — Krzywdzące Kaszubów uwagi. — Zycie kulturalne Kaszub. — Przegląd wydawnictw.

M gr Kazim ierz Dąbrowski

Kaszubi w 1 B-tą rocznicę powrotu na łono Macierzy.

Z chaosu w szechśw iatow ej za w ie ru ch y w o je n ­ nej p o w sta ła P o lska w ie lk a i potężna. G ranice je j sięgają od niebotycznych K a rp a t aż po sine fale B a łty k u . N ajcenniejszą p e rłą z w sz y s tk ic h ziem, w chodzących w skła d naszego państw a, jest bez­

sprzecznie n a jd a le j na północ w y s u n ię ta n ib y na straży zie m ia kaszubska, o ska liste brzegi k tó re j ro z b ija ją się w zburzone b a łw a n y m orskie. W pa­

m ię tn y m d n iu 10 lu teg o 1920 r. b łę k itn e w o jska p olskie stanęły nad m orzem, a generał H a lle r przez rzucenie p ie rście n ia w to ń m o rską dokonał sym bolicznego a k tu wiecznego ślu b u P o ls k i z B a ł­

tykie m .

W z w ią z k u z ty m ra d o sn ym w y darzeniem W naszych dziejach ro d z i się m im o w o li p ytanie, ko ­ m u przypisa ć tę zasługę, iż dziś d um nie powiew-a p o lska bandera na naszych okrętach, głosząc śwdatu potęgę Rzeczypospolitej. Chcąc sp ra w ie ­ d liw y w ydać sąd, należy spojrzeć z nieco bliższej p e rsp e ktyw y na ludność, zam ieszkującą k r a j prze­

p ię k n y , u ro zm a ico n y b łę k ita m i je zior, w stęga m i rzek i w a rtk ic h potoków , w iją c y c h się w śród kwdecia łą k i p o la n m iędzy p a g ó rk a m i zdobnym i, to szachow nicą p ó l u p ra w n y c h , to ścia nam i od­

w iecznych lasów, n ib y p o m n ik i świadczące o w ie l­

k ie j przeszłości Kaszub i P o lski. L u d ty c h na d ­ m o rs k ic h terenów , ja k żaden in n y za h a rto w a n y w walce o zachowanie duszy p o ls k ie j, b ro n ił na przestrzeni w ie k ó w tw a rd o i nieugięcie spuścizny sw ych zacnych przodków . P o m im o n a jo k ru tn ie j­

szych szykan nie p rzebierających w środkach w ro ­ gów, a stosujących je z górą 300 la t — Kaszuba pozostał n ie zm ieniony. T a k samo c h w a li Boga dziś, ja k to c z y n ił w czasach najw iększego ucisku, tą samą posługuje się m ową, co przedtem — sło­

w em w yszedł z ty c h w ie k o w y c h bojów zwycięsko.

Wobec powyższego fa k tu stajem y przed hipotezą, dom agającą się w y ja ś n ie n ia tego pocieszającego zja w iska . Rozum nasz ch cia łb y poznać owe d ro ­ gi, ja k im i k ro c z y ł lu d n a w ybrzeżu aż p rzyozdo bił swe czoło w a w rzyn e m triu m fu .

G łów ną opoką narodow ości p o ls k ie j na K a ­ szubach b yła i jest re lig ia k a to lic k a , zakorzeniona głęboko w sercach tutejszego lu d u . Księża nasi,

ow i reprezentanci Kościoła, b y li ty m i, k tó rz y za­

g rze w a li ludność do obrony zagrożonej nacji. P o ­ dobnie ja k w czasie potopu szwedzkiego z k la szto ­ r u Jasnogórskiego b iła łu n a o tuchy d la zw ą tpiałe- go w zw ycięstw o ry c e rs tw a naszego, ta k samo w czasie w ic h ró w i grom ów z każdego kaszubskiego kościoła w ia ła nadzieja lepszego ju tr a dla męczen­

n ik ó w sp ra w y po lskie j. K ościół b y ł n ie ja k o n a u ­ czycielem ję zyka polskiego. Jego w p ły w , w y d a ją ­ cy przepiękne owoce, ro zciąg ał się zarów no na m a lu c z k ic h ja k o też na dorosłych, na prostaczków i na in te lig e n cję . Już bow iem ksiądz, przyjeżdża­

jąc do sw ych p a ra fia n z kolędą, egzam inow ał po p o ls k u z pacierza dzieci w w ie k u przedszkolnym . Czasem dziecko m u s ia ło naw et przeczytać coś z elem entarza lu b z książeczki do nabożeństwa, albo naw et zaśpiewać ko ścieln ą piosenkę. A roz­

w ażając dalej, dzieci przecież cho d ziły na przyg o ­ tow aw czą naukę do S a kram en tów św., gdzie ję zy­

kie m w y k ła d o w y m b y ł ję zyk ojczysty. T am m u ­ s ia ły koniecznie p rzysw o ić sobie sztukę biegłego czytania w katechizm ie, bo inaczej nie m o g ły być przyjęte. G dyby ta k w czasie nabożeństw p rz e j­

rzeć w szystkie k s ią ż k i do m o d litw y , to okazało by się jedno, że każdy p rz y n o s ił ty lk o polskie ksią żki.

W kościele słyszało się rów nież kazan ia polskie, mające bardzo w ie lk ie znaczenie je ś li chodzi 0 sprawę u ś w ia d o m ie n ia narodowego. L u d bo­

w iem , p o zb aw iony m o w y w szkołach i urzędach, m ógł je j je d yn ie słuchać w ś w ią ty n i. W ażnym śro d kie m do d źw ig n ię cia narodow ości b y ły także kościelne pieśni. L u d czuł w ie lk ie p rzyw ią za n ie do śpiewu, dom agając się p u b liczn ie d la niego na ­ leżnego m iejsca. S tw ie rd za m y d o b itn ie ową tę ­ sknotę lu d u do p io s e n k i na o d b y ty m w ro k u 1877 w iecu k a to lic k im w S ierakow icach, gdzie m iędzy in n y m i skarżono się, że nauczyciele w m iejscow ej szkole zm uszają dzieci do śpiew a nia n ie m ie ckich pieśni kościelnych. Jeszcze więcej w y s tą p ił ten sentym ent w ty m ro k u na zebran iu „O g n iw a “ w Gdańsku. W edle słów, ja k ie zaw arte są w spra­

w o zdaniu, n a s tró j na sa li p rz e d sta w ia ł się ja k n iżej: „ A ju ż n a jm o cn ie j z a tę tn ia ł duch p o ls k i w ludzie, k ie d y zaśpiew aliśm y „W żłobie le ży“

1 „A n io ł pasterzom m ó w ił“ ... Ta pieśń p rz y w o łu je nam na pam ięć ziem ię uko ch a n ą ro d z in n ą “ . Za­

tem przyznać m u sim y, że K ościół k a to lic k i b y ł tą je d yn ą i najw a żniejszą szkołą ducha polskiego, gdy w o koło szalała germ anizacja. On to s ta n o w ił

(2)

tw ie rd zę nie do zdobycia* o k tó rą w p u c li ro z b ija ły się w szelkie choćby najgroźniejsze a ta k i w rogów.

T a k b yło nie ty lk o na Kaszubach. A n a lo g icz­

ny w ypadek z n a jd u je m y ró w n ie ż u in n y c h ciem ię­

żonych narodów . M am tu na m y ś li b iedny naród serbsko-łu życki. T am też K ościół i jego k a p ła n i b y li fila ra m i narodow ości serbskiej. P raw dziw ość tego p o tw ie rd z a fa k t, iż pa ra fie , w k tó ry c h odby­

w a ły się stale ka za n ia w ję z y k u serbsko-łu życkim , nie u le g ły ge rm a n iza cji. N a to m ia st inaczej m a się rzecz, je ś li chodzi o p a ra fie pozbawione tej n a u k i kościelnej w ję z y k u ojczystym . Te ry c h ło tra c iły poczucie swej przynależności sło w ia ń skie j.

To samo p o tw ie rd z a h is to ry k czeski K lik (Cześ. Czas. H is t. 1921 r. X X V II s tr 50), że w ia ra łu te rs k a n ie m czyła ludność w ie jską , propa gują c ję zyk i zwyczaje niem ie ckie — obce d u ch o w i cze­

skiem u. Zresztą nie potrze b u je m y wcale aż ta k daleko sięgać. P rz y p a trz m y się naszym Kaszu­

bom na P om orzu n a d odrzańskim , albo jeszcze b li­

żej w zie m i lę b o rskie j i b y to w s k ie j — ja k u n ich z u tra tą w ia ry k a to lic k ie j poszła u tra ta n arod o­

w ości po lskie j. P rzyznaje to naw et p ro te s ta n t d r Lorentz. Wobec tego jasno dostrzegam y, ja k w a ­ żnym czynnikie m , łączącym Kaszubów z Polską, b y ł i jest ka to lic y z m . T ra fn ie w y p o w ia d a ją to zd an ia „lu d n o ść kaszubska z a c h w a la w ia rę k a to ­ lic k ą — w ia rę „p o ls k ą “ i p o ls k i ję zyk kościelny.

Ta s ta ra w ia ra polska, łącząca Kaszubów z całą k a to lic k ą Polską, u trz y m a ła ic h p rz y polskości i nie d o p uściła do w y n a ro d o w ie n ia “ . K ościół więc w y tw a rz a ł najlepszą obronę n a ro d o w ą w przeszło­

ści, on nie przestaje n ią być i dzisiaj. Księża, ja ko ci w ych o w a w cy n a ro d u nie ty lk o w kościele speł­

n ia li zarazem ro lę n a u czycie li polskości, lecz nie p rz e s ta li n im i być poza p rz y b y tk ie m P a ńskim . Żyw o p o tw ie rd z a ją to nasze gazety pom orskie z czasów n ie w o li. W ty c h to pism ach p ra w ie w ka żd ym num erze zn a jd u je m y w zm ia n kę o uczest­

n ic tw ie naszego d u ch o w ie ń stw a na n iw ie narodo­

wej. Jako stróże polskości w y s tę p u ją księża p u ­ b licznie, p rzem aw iają c na w iecach k a to lic k ic h , zw o ły w a n y c h w spraw ie p rzyw ró ce n ia ję z y k a p o l­

skiego w szkole, a szczególnie na le kcja ch re lig ii.

O ni także za k ła d a ją k ó łk a rolnicze i śpiew ackie w celu pielę g n o w a n ia ducha polskiego, o n i w resz­

cie zachęcają sw ych w ie rn y c h do w stę p o w a n ia w szeregi pow stańców styczniow ych z ro k u 1863. Oni w czasie szalejącej w a lk i k u ltu r n e j sw ym p rz y ­ k ła d e m pociągają in n y c h do w y trw a n ia na poste­

ru n k u . O ni uczą p o ta je m n ie z n a jo m o ś c i'lite ra tu ­ r y i h is to r ii ojczystej i m ożna śm iało powiedzieć, że nie m a żadnej a k c ji narodow ej, gdziebyśm y nie dostrze g li czynnego zaangażow ania się k le ru . Czy je d n a k dziś ju ż po o d zyska n iu niepodległości po­

tra fim y należycie ocenić zasługi K o ścioła i k le ru około sp ra w y p o lskie j? Czy zawsze od d a w a liśm y naszemu d u ch o w ie ń stw u należny szacunek i u- znanie za tę p a trio ty c z n ą działalność w czasach, g d y brzęczały k a jd a n y n ie w o li? Niech c z y te ln ik sobie sam odpowie. Podniosę ty lk o jeden m o­

m ent, że w in teresie obronności p a ń stw a zależy, aby nasz stosunek do d u ch ow ieństw a b y ł ja k n aj- p o p ra w n ie jszy i abyśm y w n im ja k w czasie n ie ­ w o li ta k i teraz m ie li p ra w d z iw y c h stróżów p o l­

skości. Z powyższego n a su w a ją się w trosce o po­

m yślność p a ń stw a jeszcze in n e p o s tu la ty . Do­

szedłszy do przekonania, iż w ia ra nasza na Kaszu­

bach sta n o w i n ie ja ko m u r polskości, a w spółpraca z n ią w y tw o rz y n ib y skałę g ra n ito w ą naszej egzy­

ste n cji — należałoby postaw ić konieczny w a ru - nek, aby p rzedstaw icie le w ładz na w ybrzeżu i Ka­

szubach b y li n ap ra w dę k a to lik a m i i co n a jw a ­ żniejsze, szczerze p ra k ty k u ją c y m i, bo ty lk o tacy mogą pozyskać serca Kaszubów i przez tę h a rm o ­ nię w ytw o rz o n ą pracow ać skutecznie nad p om no­

żeniem ch w a ły Rzeczypospolitej.

Przechodzę teraz do naszkico w a n ia kró tkie g o p og ląd u u sto su n ko w a n ia się lu d u kaszubskiego do sp ra w y p o ls k ie j w okresie p o rozb iorow ym . Nie chodzi m i tu o w yka z y w a n ie w zględnie u do w a­

d n ia n ie czynnego p a trio ty z m u Kaszubów, bo to za k ra w a ło b y na iro n ię , by dopiero teraz, po 18 la ta c h odzyskania w olności, w y s ila ć się na w y ­ szu kiw a n ie ty c h danych h isto ryczn ych , s tw ie rd z a ­ ją cych d o ku m e n tn ie ic h polskość. Że Kaszubi b y li i są P o la k a m i nie ty lk o z m e try k i, ale co w a ­ żniejsze — z czynu — o ty m w ie cały św iat. Dość wspom nieć, iż sam i zaborcy N iem cy u w a ż a li ich za ta k ic h , nazyw ając Kaszubów „P o lla c k e n “ . To samo g ło s ił p ru s k i m in is te r o św ia ty w p a rla m e n ­ cie w B e rlin ie , oburzając się tym , że Kaszubi nie chcą się uczyć ję zyka niem ieckiego na le kcjach re lig ii, że n iszczyli niem ie ckie ka te ch izm y i t. d.

A zresztą p o m ija ją c w szystko inne, w ysta rczy za­

cytow ać sam fa k t, że Kaszubi w W e rsa lu przez usta A b ra h a m a sam i d ob ro w olnie d o m ag ali się złączenia z Macierzą.

Tem u zw ycięskiem u pochodow i Kaszubów to ­ w a rzyszyła owa przeze m n ie ju ż w sp om n ian a zgo­

dna w spółpraca lu d u z K ościołem oraz z jego p rze d sta w icie la m i, to jest kle rem . Bez tego z w ią ­ zku tru d n o b yło by sobie w yo bra zić ja k ik o lw ie k p o z y ty w n y w y n ik ow ych za cie kłych zapasów św ia ta sło w iańskie go ze św iatem g erm ańskim . T a w łaśnie h a rm o n ia ty c h d w u c zyn n ikó w spowo­

dow ała, że na ca łym w ybrzeżu triu m fo w a ł duch p o lski. Rozrost życia narodowego nad m orzem tę tn ił na w szystkich odcinkach, czy to w s tr u k tu ­ rze społecznej, czy p o lityczn e j. I tu i ta m spotyka się jeden rys w sp óln y, to jest dum ę narodow ą i am bicję lu d u kaszubskiego, k tó re j obcą b y ła u le ­ głość. Rzecz znam ienna, iż rząd p ru s k i przez sto»

sowanie sw ojej p o lity k i w y n a ra d a w ia ją c e j k rę c ił bicz na samego siebie. A lb o w ie m przez swoje szykany n ie ja k o dorzucał do p a le n iska is k ie rk i, k tó re odruchow o z a m ie n ia ły się w w ie lk i lo n t go­

rejący żyw ym p ło m ie n ie m u m iło w a n ia swojszczy­

zny. T a ką p u b lic z n ą m a n ife sta cją uczuć p o ls k ic h b y w a ły w y b o ry do p a rla m e n tu niem ieckiego w la ­ ta ch 1870— 1914, w k tó ry c h 15 ra zy w yb ie ra n o 11 ty lk o sw oich rodakó w . D la o rie n ta c ji podam w y ­ n ik w y b o ró w z ro k u 1877. W e d łu g urzędowego ośw iadczenia la n d ra ta V o rm b a u m a z W ejherow a, w dw u p o w ia tach , tj. w e jh e ro w s k im i k a rtu s k im , oddano ogółem 17-155 głosów. Z tego o trz y m a ł k a n d y d a t p o ls k i, Z y g m u n t D z ia ło w s k i z M gow a aż 13.068, podczas gdy jego p rz e c iw n ik Piepor, ro ­ dem ze Sm ażyna — ty lk o 3814 głosów.

Również w ielce chara kte rystyczn e dla n ie ­ ugiętej duszy kaszubskiej są słowa, w yp o w ie d zia ­ ne przez D rzym a łę kaszubskiego, P eplińskiego.

Gdy m u władze o d m ó w iły pob udow ania m ieszka­

n ia na wdasnym zagonie, o d rze kł ze spokojem :

„C ie j Pon Bóg w n e tk a nie zm ieni, to me i dłużej w e trzym o m e “ . T a k ic h p rz y k ła d ó w znalazło b y się w iele a w ie le więcej. W u z n a n iu zasług, położo­

nych przez ludność w ybrzeża około w y trw a n ia na stra ży polskiego m orza, powdedział pan pre zy­

dent: „w ś ró d n a jw ię ce j zasłużonych w spraw ie od­

(3)

Nr. 2 K A S Z U B Y Str. 3 zyska n ia m orza d la P o ls k i pierw sze miejsce z a j­

m uje p ia sto w y lu d k a szu b ski“ .

Czy je d n a k w sp o m n ie n ia z m ęczeńskiej prze­

szłości Kaszub z n a jd u ją zawsze i wszędzie p rz y ­ ch y ln ą aprobatę? Z p rz y k ro ś c ią trzeba zaznaczyć, że są na Kaszubach je d n o s tk i spośród elem entu napływ ow ego, któ re podnoszenie zasług skro m n e ­ go lu d u kaszubskiego n azyw ają „w y c h w a la n ie m “ . Podobne rzeczy dzieją się na kresach tu ż nad g ra ­ nicą. Czy to nie jest s z k o d liw y m dla interesów Państw a? Przecież poszczególny obyw atel w pa­

sie g ra n ic z n y m p o w in ie n znać d o kła d n ie dzieje swego s k ra w k a ziem i, by móc każdej c h w ili w szel­

k im ata ko m na sw o ją narodowość dać n a leżytą odpraw ę słowem, a w razie potrzeby czynem, a cóż dopiero ci, k tó rz y stoją na czele. Każdy m ieszka­

niec kresów m u si jasno zdawać sobie sprawę z te ­ go, że nie jest P o la kie m od dziś, lecz z ojca i p ra ­ dziada siedzi na sw ym zagonie i ja k od w ie kó w s łu ż y li O jczyźnie ojcowie, ta k samo czynią to sy­

nowie.

Cześć i chw ała dzielnem u lu d o w i kaszubskie­

m u !

Mgr Andrzej Bukowski

Nieznane prace

Hieronima Derdowskiego.

Opowiadanie ,, Kilka godzin na połaci) Grun­

waldzkich)" wydrukowane zostało w „Gazecie Toruń­

skiej" r. 1877, nr. 29-31 (z d, 7, 8 i 9 lutego). Zawiera ono kilka ciekawych) wiadomości biograficznych) o Der- dowskim. Raz po raz przebłyska w ciągu opowiadania swoisty f)uinor autora. Całość odznacza się dużymi walorami czysto literackimi.

Objaśnienia oznaczone gwiazdką pochodzą od autora.

Kilka godzin

na polach Grunwaldzkich.

N a pisa ł H ie ro n im z Kaszub.

Nie masz m iejscow ości na całej p o ls k ie j zie­

m i, k tó ra by b y ła w ięcej p a m ię tn ą w dziejach n a ­ szych, ja k G ru n w a ld , w ieś położona w zachodniej części M azurów p ru s k ic h w pow iecie O stródzkim . T u ta j to w srogiej b itw ie , stoczonej d. 15 lip ca 1410 r., ro z s trzyg n ą ł się los nie ty lk o P o ls k i i Sło­

w iańszczyzny, ale w sz y s tk ic h p a ń stw w schodniej E u rop y. W w o js k u p o łskie m b y ły reprezentow a­

ne w szystkie głów niejsze n a ro d y wschodu, ja k o to Polacy, Czesi, R u siń i, L it w in i i T a ta rzy, a po s tro ­ n ie K rzyża kó w w a lc z y li nie ty lk o sam i N iem cy, lecz ocho tnicy z w szy s tk ic h głó w n ie jszych państw , na zachód P o lski m ieszkających. G dyby ośmdzie- sięciotysięczna a rm ia krzyża cka odniosła b yła zw ycięstw o nad w o js k a m i n ie p rz y ja c ie ls k ie m i, niezw łocznie cała P o lska i L itw a b y ły b y zostały zalane N iem cam i, a z czasem i reszcie k ra jó w E u ro p y w schodniej zagrażałby ten sam los. A le W ła d y s ła w Jagiełło zdołał odeprzeć to ta k ogrom ­ ne niebezpieczeństwo w aleczną swą a rm ią , złożo­

ną ze stu tysięcy mężnych w o jo w n ik ó w : w je d n ym d n iu zła m an ą została potęga K rzyża kó w n a za­

wsze, a m is trz ich U lr y k Jungingen zu chw alstw o swoje w ła s n y m p rz y p ła c ił życiem.

W id z ia łe m na w łasne oczy pole b itw y pod G ru n w a ld e m i n ig d y pojąć nie zdołałem , ja k się

m o g li wdać K rzyżacy, o p ierają cy swą potęgę g łó ­ w n ie na ciężkiej k o n n icy, w w a lk ę z w o jskie m połskiem , którego g łów n a s iła spoczyw ała w p ie ­ chocie i w le k k ie j jeździe, na te ry to riu m ta kie m , ja k jest G ru n w a ld zkie . Całe pole, ja k daleko t y l ­ ko o kie m zasięgnąć można, jest pagórkow ate, głę- b o kie m i p a ro w a m i poprzeryw ane, a gęstem i ob­

sypane k a m ie n ia m i. Lasy i bagna ciągną się z ynałem i ty lk o p rz e rw a m i na w szystkie okolice św iata. W p ie rw szym sp o tk a n iu obydwóch a rm ii, k tó re m ia ło m iejsce pod Tannenbergiem , gdzie je s t pole b a rdziej rów ne i o tw a rte , K rzyżacy b y li górą i p a r li naszych o całą m ilę d ro g i w t y ł aż pod G ru n w a ld . A le tu p rz y ję ły ich świeże chorą­

g w ie polskie, w yp a d łszy z nienacka z lasów, leżą­

cych pod D ąbrów nem (G ilgenburg) i okro p n ą za­

d a ły im klęskę; na samem p o b o jo w isku poległo ich 50 tysięcy.

G ru n w a ld je st d zisia j m a łą w ioską, m izerne- m i zabudow aną ch a łu p a m i i zam ieszkałą przez biednych gospodarzy, k tó ry c h gleba piaszczysta i ba g n ista le dw ie w y ż y w ić zdoła. W je d n y m k o ń ­ cu w s i zn a jd u je się m a ły folw arcze k, własność o b yw a te la niem ieckiego. P rzybyw szy ta m w celu zw iedzenia pobojow iska, spodziew ałem się zna­

leźć ja k ie w idoczne ślady b itw y , ja k ie okopy lu b inne p a m ią tk i, ale nie n a p o tka łe m niczego, oprócz liczn ych m o g ił gęstym zarosłych chwastem, wszę­

dzie na M azurach spotykanych. Gdzieniegdzie ty lk o zdaw ał się św iadczyć czerwony piasek 0 k rw a w e j ro zpraw ie, ja k a się tu kie d yś odbyła.

.Słysząc a to li od w ie śn ia kó w , że ćw ierć m ili od wsi, k u Tannenbergow i, zn a jd u je się p o m n ik na tern samem m iejscu, gdzie ja k m i p o w ia d a li, po ­ le g ł k r ó l p o ls k i, na ją łe m p rz e w o d n ika i kazałem się ta m prow adzić. W drodze za pytałem się te ­ goż, czy nie słyszał o ja k ic h szczegółach w a lk i, stoczonej w o ko lic a c h jego w si rod zin n e j. Poczem on m i po sw ojem u zaczął opisyw ać nie ty lk o cały przebieg b itw y , ale całą w o jnę polsko-krzyża cką.

P o w ia dał, że k r ó l Jagiełło za nam ow ą szatana (!) przyszedł z poganam i w zam iarze w y g u b ie n ia w ia ry chrześcijańskiej (tj. lu te rs k ie j, k tó re j nota bene w te d y jeszcze nie b yło na świecie), ale że w ie lk i m is trz ch rze ścijański U lr y k go p o g ro m ił 1 zabił. O pisyw ał m i dalej różne o kru cie ń stw a , ja k ic h się dopuszczali poganie, a m ia n o w icie , że po zdobyciu D ą b ró w n y żywcem w szystkich lu d z i razem z za m kie m s p a lili. To o statnie może być praw d ą, boć z pew nością T a ta rz y nie ż a rto w a li, a nadto sam tego d n ia przed d w ie m a g o d zin a m i byłem w D ąbrów nie i w id z ia łe m zamek tam tejszy, k tó ry rzeczyw iście nie może być starszy nad czte­

ry s ta la t, bo m u ry i wieże jego, w k w a d ra to w y c h fo rm a ch bez w szelkiego s ty lu zbudowane, ta k są jeszcze mocne, że w n ic h bezpiecznie lu d zie m ie ­ szkają; dzisiejszy został niezaw odnie na miejsce spalonego zbudow any.

Z o p o w ia d a n ia mego p rze w o d n ika m ożna się przekonać, ja k dalece się wieść o dziejach h is to ­ ryczn ych zm ienić może, przechodząc z u st je dne­

go p o ko le n ia na drugie, a przez każde w e d łu g w ła sn ych przeistaczana z a p a tryw a ń ; ale w yka zu je się ztąd zarazem, że na te j drodze i niezm ieniona p ra w d a może się przechować. Że m ój p rze w o d n ik m ia ł swoje w ieści o b itw ie pod G ru n w a ld e m z tr a ­ d ycji, o tern nie trzeba w ą tp ić , bo n a jp rzó d sam m i p o w ie dział, że to, co m i m ów i, słyszał z u st swego dziadka, a potem też ten lu d wogóle ża­

(4)

dnych gazet a n i książek z p o w ie ściam i nie czyta.

Podróżując raz z ciekawości dw a tygodnie po M a­

zurach, a m ając za pośrednictw em m o ich kolegów szkolnych (z g im n a z ju m w O ls z ty n k u )1) przystęp do dom ów zam ożnych gospodarzy w różnych oko­

licach, nigdzie nie n a p o tka łe m żadnych pism a n i po lskich , a n i niem ie ckich , a z książek ty lk o p o l­

skie b ib lie , k a n c jo n a ły i kalendarze, g o tyckie m i d ru ko w a n e lite ra m i. W ychodzi ta m w p ra w d zie w mieście Lecu (Lótzen) Gazeta Lecka, ale m iędzy lu d e m w ie js k im je j n ik t nie czyta; tra fia łe m ją ty lk o u pastorów . Być może, iż dlatego je j nie czytają, że zanadto k ła m ie p rzeciw ko k a to lik o m , k tó ry c h nazyw a p a p ie ż n ik a m i; a podobne k ła m ­ stw a nie są ta k bardzo na ucho M azurom , k tó rz y czują wyższość w ia ry k a to lic k ie j nad w ia rą lu te r- ską. B yłe m raz ś w ia d kie m sceny w je d n y m k o ­ ściele, gdzie lu d w śród ka za n ia tłu m n ie zaczął się w ynosić z przyczyny, że p a sto r z am bony niestw o­

rzone rzeczy w y g a d y w a ł na P iusa IX ż powodu, że o d w a żył się ogłosić n ie o m yln ym , ta k iż w k o ń ­ cu zacny kaznodzieja p ra w ie do sam ych gołych ścian p rze m a w ia ł, walcząc rękom a z pow ietrzem , ja k błędny rycerz z w ia tra k a m i. Możeby i M azu­

rz y c z y ta li ja k ą gazetę, ale ta ko w a m u sia ła b y być ozdobiona rycin ą , prze d sta w ia ją cą lu te rs k ie g o p a ­ stora z b ib lią w rę k u i nosić ja k ie święte d la n ich im ię np. „C h rz e ś c ija n in “ . T a nazw a tra fia ła b y n a jle p ie j w m yśl ogółu, bo żaden M azur nie zowie siebie samego inaczej, ja k chrześcianinem , co ozna­

cza zarazem w ia rę i narodowość. W szelka in n ą ty tu la tu r ą ja k „P o la k “ , „M a z u r“ , „E w a n g ie lik “ czuje się w p e w n ym ro d za ju u ra żo n ym ; n a jb a r­

dziej zaś się gniew a, jeżeli go k to nazw ie L ite ra ­ k ie m albo niemcem. Marzę zawsze o tern, że się kie d yś na M azurach p o ja w i podobne p ism o p o l­

skie, aby rozbudzać m iędzy c ie m n y m i w ie ś n ia k a ­ m i ośw iatę i sam owiedzę polsko-narodow ą. A le trzebaby koniecznie w pie rw szych początkach w im ię w ia ry przem aw iać do tego lu d u , inaczej n a j­

szlachetniejsze za m ia ry nie d a ły b y się w ykonać.

Ależ ja m ia łe m opisać grobow iec w ie lkie g o m is trz a krzyżackiego U lry k a Jung ing en; boć nie k to in n y , ja k on m ógł być m n ie m a n ym w ow ym rzekom ym k ró lu p o ls k im . Przyszedłszy z prze­

w o d n ik ie m m o im do m ałego la sku, położonego na górce, u jrz a łe m w śród s k a rło w a c ia ły c h chojen w ie lk i kam ień , czarnem i nastrzępiony p la m a m i i szarym obrosły mchem. P rz y s tą p iłe m bliżej i przekon ałem się, że m a dw a sążnie długości, są­

żeń szerokości, i że p o w ie rzch n ia jego w znosi się na pięć stóp nad poziom pola. N igdzie nie m o­

głem spostrzedz żadnych lite r, a n i herbów, ale p rze w o d n ik p o w ie d zia ł m i, iż b y ły niegdyś napisy na dole, k tó re a to li obecnie z a k ry te są ziemią, dlatego że ka m ie ń s k u tk ie m własnego ciężaru co­

raz bardziej zapada. Nie m ia łe m z sobą narzędzi do kopania, bo bym się b y ł przekon ał, czy rzeczy­

w iście ta k jest, a zresztą było to w śród zim y, i p rzekop yw anie zm a rzn iętej gleby b yłoby koszto­

w a ło w iele pracy. Do k o ła ka m ie n ia ro s ły krze ­ w y jałow cow e, a nad n im s c h y la ły się dłu g ie ga­

łęzie k ilk u chojen, k tó ry m n a tu ra sama nadała postać płaczących w ierzb.

1 Wynika z tej wzmianki, że Derdowski w swej wędrówce po rożnych gimnazjach zawitał także do Olsztynka. Na razie nie mamy skądinąd potwierdzenia tej wiadomości, ale jest ona tym więcej prawdopodobna, że Olsztynek położony jest niedaleko Kazanie, gdzie proboszczem był ks. Derdowski, stryj opiekujący się Heroni-

mem.

Jakiś św ięty dreszcz przechodził czło n ki moje, gdy zadum any p a trz y łe m na ten kam ień. Sta­

łe m na tern samem m iejscu, gdzie przed n ie m a l p ię ciu w ie k a m i stą p a ły stopy p o ls k ic h rycerzy, ro zp a czliw ie walcząc za niepodległość ojczyzny.

S tanę li przed oczyma dowódzcy naszych zw ycię­

skich w o jsk, p rz y p a tru ją c y się zw ło ko m n a jw ię ­ kszego w roga swego. W id z ia łe m dum ne oblicze wodza. Z ynd ram a, groźną postać W. księcia W i­

to ld a i łzawe oko k ró la Ja g ie łły, ju ż to bujające po szerokiem p ob ojo w isku , zlanem k r w ią ly lu 'w a le ­ cznych w o jo w n ik ó w , ju ż to spoglądające na m a r­

twe z w ło k i w ie lkie g o m istrza , k tó ry , pew ien zw y ­ cięstwa, przed k ilk u g o d zin a m i p rz y s ła ł b y ł dwa miecze do obozu polskiego, aby się m ie ii czem b ro n ić p a n u ją cy nad P o lską i L itw ą . P rzyp o ­ m n ia ły m i się owe smętne słowa Niem cewicza:

„K ró l patrząc na tak ciężką losów zmianę, Zapłakał rzewnie; żgon, rzekł, tego męża Zagładza pamięć na krzywdy żadane, Winien czcić męstwo ten, który zwycięża.

Niech ten, co walczył i mężnie i długo, Ostatnią będzie uczczony posługą!“ —

P odum aw szy ta k co ko lw ie k o tra g iczn ych c h w ila c h przeszłości, siadłem na grom adce k a ­ m ie n i, w p o b liżu leżących, a w yją w szy pugilares, zacząłem w n im rysow ać szkic pam iętnego dla nas nag ro bka w raz z otoczeniem jego. C ichy w ie­

trz y k , rzadko ty lk o g w a łto w n ie js z y m p rze ry w a n y dęciem, w ia ł przez ig lice w ie k ie m pogarbionyeh chojen. Z daw ało m i się, ja k o b y m w szum ie jego słyszał i p ie n ia nabożne h y m n u „B o g a R odzica“

i głośne rozkazy wodzów p o lskich , szczęk oręża, h u k ko tłó w , drżenie ziem i, gnącej się pod (ię żkie - m i k o p y ta m i i ję k i g inących pod srogie m i ciosy n ie p rzyja ció ł. D robne p ła tk i śniegu spadały na grobowiec, a topiąc się na n im , s p ły w a ły n ib y rzęsiste łz y po oczerniałych w ie kie m żyłach na zw ię d łą m uraw ę. K ilk a k ru k ó w , je d y n i żyjący Stróże ry c e rs k ic h zw ło k p rz e la tu ją c tu i owdzie z jednego drzewa na drugie, szerzyło czasem po p u s ty m g a ju szmer s iln ie js z y od prze w ie w u w ia ­ tru , a żałosne ic h k ra k a n ie p on uro p o w ta rza ło echo.

P rzyp a trzyw szy się po zdjęciu ry s u n k u m em u p rz e w o d n iko w i, k tó ry spokojnie s ta ł o drzewo opa rty, spostrzegłem łzy w oczach jego; a gdym się go z a p yta ł o przyczynę s m u tku , rze kł, że p ła ­ cze nad srogim losem k ró la , k tó ry , daleko od swoich, w śród obcej zie m i zbyt wczesną znalazł śmierć. I m nie w te d y z ro b iło się k ru ch o na sercu, bo poznałem dobre i czułe serce tego lu d u , okazu­

jące uczucie lito ś c i _ naw et dla m niem anego n ie ­ p rzyja cie la i ja kie ś tajem nicze p rzyw ią za n ie do P olaków , do tych sam ych P olaków , k tó ry c h m u p rze d sta w ia ją krze w icie le o św ia ty nie m ie ckie j ja k o n a jw ię kszych n ie p rz y ja c ió ł jego n iepod legło­

ści i w ia ry . U siło w a łe m przekonać go, że poległy na tern m iejscu rycerz nie b y ł k ró le m p o lskim , lecz naczelnym dowódzcą Niem ców, k tó rz y zawsze M azurów i w szystkich P o la kó w n ie n a w id z ili, ale on pozostał p rzy swojem , a m nie nie pozostaw ało n ic więcej, ja k pocieszyć się sło w a m i m ędrca sta­

rożytności, że p rzeciw ko n iero zsądkow i sam i bo­

gow ie nad arem n ie w a lc z y li.

Grobowiec U lry k a Jungingen w łościanie g ru n w a ls c y m uszą m ieć w w ie lk ie m pow ażaniu, bo gaj, k tó ry się zn a jd u je w śród doko ła pooranej ro li, s ta ł nienaruszony. W ieś swoją, ja k się pó­

źniej dow iedziałem , sam i n azyw ają W y g ry w a ł-

(5)

Nr. 2 K A S Z U B Y Str. 5 dem (w skróceniu G ryw ałdem ), a to dlatego, że

k ró l tam b itw ę w y g ra ł. G ru n w a ld jest w edług ich m n ie m a n ia na zw iskie m później dopiero nada­

nym przez Niem ców.

Już się m ia ło k u obiadow i, gdyśm y w ra c a li do G ru n w a ld u . Po drodze p rz y b y liś m y na w yso­

ką górę, z k tó re j u jrz e liś m y w d a li gęsty las, spa­

dający z w yżyn w głęboką dolinę. W skazując nań palcem, p o w ie d zia ł m i m ój p rze w o d n ik, że tam m ieszka sta ra w różką, znana w całej o ko licy pod im ie n ie m Magdy, k tó ra ju ż za życia jest św iętą i posiada dlatego d a r jasnow idzenia. Z a cie ka w io ­ ny tern orzeczeniem, kazałem się p row a dzić do je j pom ieszkania. Z eszliśm y zupełnie z to ru , aby sobie skrócić drogę i k ro c z y liś m y przez bagno za­

w iane tu i owdzie śniegiem. Trzeba b yło stąpać po chaosie to p ie li, kęp i k a m ie n i a podróż staw ała się coraz bardziej u cią żliw ą , w m ia rę ja k zb liża ­ liś m y się do lasu. Przebyw szy s tru m y k , jeszcze nie zam arznięty, n a k tó ry m w poprzek położona chójka słu żyła za most, d o sta liśm y się w g ę stw i­

nę. T u trzeba b yło za każdym k ro k ie m sobie d ro ­ gę torow ać, rozpychając gałęzie m ło d ych olsz, dę­

bów i buków . K ilk a w ro n i srok, lęcących ju ż to przed nam i, ju ż to w ty le nas, to w arzyszyło nam nieu sta n n ie w pielgrzym ce do owej tajem niczej kobiety. Nareszcie zaczęło się ro z w id n ia ć w lesie i dało się słyszeć w p o b liżu szczekanie psa.

. Naraz spostrzegłem w ro m a ntyczn em położe­

n iu nad staw em niską, na pół spró ch n ia łą chatkę, przyleg ają cą do długiego rzędu b ia ły c h brzóz.

Szczyt je j b y ł w y d a rty , a w ia tr zewsząd p rzew ie­

w a ł przez d z iu ra w y dach. Z prawego boku p rz y ­ p ie ra ła do n ie j m a ła p rzysta w ka , a odzyw ający się z ta m tą d k w ik prosięcia zdradzał je j przezna­

czenie. Przed d rz w ia m i stała dłu g a drabka, k tó ­ ra o p a rta na sło m ia n y m dachu, sięgała w ysoko po za szeroki, czarny k o m in . P rz y b ita nad d rz w ia ­ m i sowa, z s k rz y d ła m i szeroko rozpostartem i, zdradzała, że tu jest pom ieszkanie m yśliw ego.

— T u w ejdźcie p a n iczku — rz e k ł m ój przew o­

d n ik — tu m ieszka ow a M agda u swego siostrzeń­

ca Jakóba W e jn y, k tó ry jest bo ro w ym ; zasię trze ­ ba stukać do d rzw i, to o n i otworzą. K u b y w idać nieirfa w domu, bo skoroby b y ł słyszał szczekanie psa, b y łb y nam w yszedł na przeciw ko.

Jakoż zaraz zaczął szamotać k la m ką .

— K to ta m kołace? — dał się po c h w ili s ły ­ szeć głos niew ieści z zew nątrz.

— To ja, F ry c z * 2) — rz e k ł m ój prze w o d n ik. — P rz yp ro w a d ziłe m jednego pana, k tó ry m a interes do M agdy; otw órzcie więc!

W kró tce okazał ło sko t za d rz w ia m i, że za­

su w ka odsunięta; o tw o rz y ła się n a jprzód górna, a potem dolna ich p o łow a i u kaza ła się n iła po«- stać dziesięcioletniego dziewczęcia, któ re przez ch w ilę badającem okiem na nas p a trz y ło ; a po­

znawszy we m nie obcego, szybko z n ik ła napow rót.

P rzestąpiw szy dw a w yso kie pro g i, znaleźliśm y się w n is k ie j izdebce, k tó re j p rzyjem ne ciepło m ile nas uderzyło. P rzy piecu p o sta w io n ym obok k o ­ m in k a , stało k ilk o ro czerstwo i zdrow o w y g lą d a ­ ją cych dzieci, w p a tru ją c y c h się w nas z szeroko o tw a rte m i b uziam i. Na p rzeciw ko d rz w i siedzia­

ła w krosnach m łoda czarnooka kobieta, gospody­

n i dom u, przechylają c się w łaśnie k u w a ło w i, aby związać p rze rw a n ą nić. Zaraz obok d rz w i stała beczka z wodą, a co ko lw ie k dalej szafa z ta le rza ­

m i. P rzy p ra w e j stron ie ściany zn a jd o w a ły się d w ie w k w ia ty pom alow ane skrzynie, a p rzy le ­

wej stało łóżko, nad k tó ry m w is ia ły dw ie strze l­

by i kordelas; obok b y ł zawieszony w ize ru n e k ukrzyżow anego Zbaw iciela.

— D aj Boże dobre p o łu d n ie *) — rzekłem , za­

suw ając za sobą d rz w i izdebki.

— W ita m y do nas p rz y ja c ie li — m ile odezwa­

ła się gospodyni z krosen, nie spuszczając oczu z w a łu . Po k ró tk ie m a to li m ilc z e n iu w e jrz a ła na nas i rz e k ła

— Z ką d Pan Bóg prow adzi? Czy to nie ten pan z N iborka, co to skra d zio n ych pieniędzy szuka?

— Nie, m oja p a n i gospodyni — rze kłe m — ja p rzyb yw a m aż z Kaszub 3), aby zw iedzić drogą dla nas P o lakó w okolicę waszą; a poniew aż m ój prze­

w o d n ik m i pow iedział, iż tu m ieszka sław na p ro ­ ro k in i, przeto ra d b y m z n ią pom ów ił.

— Babuś z n a jd u ją się w te j ano kom orce — rzekła, w skazując na niskie , dym em okopcone d rz w i — w o lno każdego czasu wejść.

M a ła d ziew czyn ka o tw o rz y ła n a tych m ia st d rz w i i w p u ściła m nie. D z iw n y w id o k przedsta­

w ił się m ym oczom. N a n is k im s to łk u o trzech nogach siedziała stara n ie w ia sta z pom arszczoną w ie k ie m tw arzą, a siwe je j w łosy w nieładzie spa­

d a ły po ram iona ch. U b ió r je j tw o rz y ła długa czarna s u k n ia k ro je m zakonnym . W lew ej ręce trz y m a ła b ib lią , spoczywającą na łonie, a p ra w ą opierała o stół, n a k tó ry m po obu stro n a ch k r u ­ c y fik s u le żały dw ie tru p ie głow y. K oło je j nóg zn a jd o w a ł się duży żelazny ronde l z żarzącemi w ę gla m i, szerzącemi po całej komórce odurzającą woń gazów. To w szystko nadaw ało całem u oto­

czeniu ja k iś czarodziejski u ro k. Z daw ało się zrazu, że m nie wcale nie spostrzegła staruszka, bo oko je j bez w y ra z u spoczywało na p rzeciw le głej ścianie, gdzie p y łe m zakurzone w is ia ły obrazy D o k to ra L u tr a i F ilip a M elanchtona. A le pod­

niósłszy się, błędnem sp o jrza ła na m nie okiem i c h ra p liw y m głosem p rz e m ó w iła te słowa:

— Chceszli wiedzieć grzeszna duszo, co prze­

znaczone dla ciebie w księdze przyszłości?

U derzony co ko lw ie k takow e m zapytaniem , rzekłem , że rzeczywiście m ojem życzeniem jest poznać z, ust je j sw oją przyszłość, ale że ty lk o w te d y dam w ia rę je j słowom , je że li m i w p rzód y przeszłość m o ją powie. W ystro fo w a w szy m nie łagodnie za nie d o w ia rstw o , k u w ie lk ie m u m em u z d z iw ie n iu zaczęła m i opow iadać najsm u tn iejsze sceny życia mojego, k tó ry c h k rw a w e ślady n a j­

głębiej się w r y ły w serce i w pam ięć, a naw et znała d o kła d n ie w szystkie szczegóły jednego ro ­ m ansu, k tó ry m ia łe m we W łoszech, a z którego w naszych stronach jeszcze n ik o m u się nie w y ­ spow iadałem s).

N ig d y nie w ie rz y łe m dotąd a n i w czary, a n i w w różby, ale je dna c h w ila zachw ia ła mną, b u ­ dząc przypuszczenie, że rzeczywiście is tn ie je z w ią ­ zek m iędzy ś m ie rte ln y m i lu d ź m i, a duch am i, i że są osoby, jasno widzące i rzeczy przeszłe, k tó ry c h

*) Zwykie pozdrowienie w porze obiadowej, przez Mazurów używane.

2) W igilię Bożego Narodzenia 1876 roku Derdowski spędza

„w polskim dworze nad Bałtykiem“ ; zwiedzanie pól grunwaldzkich przypada w styczniu 1877 r., jak wynika z daty ogłoszenia tej pracy.

8) Mamy tu jedyne ze strony Derdowskiego : potwierdzenie wiadomości o pobycie jego we Włoszech.

*) Używane u Mazurów skrócenia imienia Fryderyk.

(6)

nie b y ły św ia d ka m i, i przyszłe, k tó re oczom z w y ­ kłego człow ieka czarna o k ry w a zasłona.

Z ufnością więc p ro s iłe m o odsłonięcie p rz y ­ szłości. W a h a ła się początkow o staruszka, aż wreszcie w k ilk u ciem nych słow ach o b ja w iła m i przyszłość m oją sm u tn ą w p ra w d zie i nie wiele obiecującą, ale czegóż się może spodziewać m ło ­ dzieniec, k tó ry nie pa m ię ta a n i pieszczot m a tk i, ani uśm iechu ojca, ale w d zie cin n ym jeszcze w ie ­ k u oddany pod obcą o p ie kę 4 *), odtąd od lu d z i nie czujących nad n im obronnego ra m ie n ia ro d z i­

cielskiego, sam ych ty lk o doznaw ał p o n ie w ie ra li — k tó ry pędzony nie p o w strzym a n ą żądzą w iedzy, próżno szukał środków do zaspokojenia tejże — k tó ry nosząc idealne z a p a try w a n ia w stęsknionej p ie rsi, nigdzie się nie m ógł pogodzić z zim n ym , ja k ka m ie ń m a te ria liz m e m św iata, dopóki o w ła ­ snych siłach nie zaczął pracow ać nad to ro w a n ie m sobie d ro g i do niezależnego sta n o w iska w społe­

czeństwie.

A le je żeli sm u tn a przeszłość tego m łodzieńca w y w o ła ła uczucie lito ś c i w sercu łaskaw e j czytel­

n iczki, lu b łaskawego czyte ln ika , w te d y niech ich to p rz y n a jm n ie j pocieszy, że i on w e d łu g słów p ro ro k in i M agdy wr b lis k im ju ż czasie w ła sn ą będzie m ia ł lepiankę, w' k tó re j znajdzie serce ta k kochające, ja k je sam w' sobie czuje - - serce, któ re m u sowicie w7ró ci i opiekę m a tk i i życzliwość sio stry, któ re go m ile ogrzewać będzie ogniem m iłości... reszta sekret. —

Poznawszy w ten sposób swą przyszłość, p rz y p o m n ia łe m sobie biedną ojczyznę naszą i po- s ta n o w iłe m zapytać w ró ż k i, ja k a przyszłość* czeka Polskę.

N abraw szy otuchy, odezw-ałem się w te słowa:

Niewdasto, k tó ra w idzisz ja w n ie i to co b yło i to co będzie, raczże m i w yp ro ro ko w a ć, będzieli P o l­

ska kie dyś n a p o w ró t w o ln ą i niepodległą, czyli też w iecznie jęczeć będzie pod ja rzm e m n ie p rz y ­ ja ció ł?

S taruszka zrazu n ic nie odp ow iedziała ; lecz, spojrzaw szy ty lk o żałośnie na m nie, zaczęła sze­

ptać ja kie ś n iezro zu m ia łe słowa. Po c h w ili w ysoko w yciągn ęła ręce, a w zn iósłszy oczy w górę rze kła :

W ie lk i Boże! Sroga jest rę ka T w o ja nad lu ­ dem T w o im i niezbadana jest T w a wola.

Poezem spuściła ręce, a w yciągn ąw szy je k u m nie i odw róciw szy tw a rz, na k tó re j się m a lo w a ł w yra z nabożnego zachw ycenia, k u praw e j stronie.

— S w a w o ln y m łodzieńcze — rz e k ła — cze­

m uż nierozw ażnie otw ierasz skrz y n ię dziejów św iata, k tó re j strzeże A n io ł u stopni tro n u S tw ó r­

cy wszechmocnego?

Po k ró tk ie m m ilcze n iu , w śród które go ręce je j w yciągn ięte k o n w u ls y jn ie d rg a ły , dodała:

— Będzie, będzie P olska — skoro w śród ja ­ snego d n ia księżyc i g w ia zd y zaświecą nad G ru n ­ w aldem . Już b lis k ie w idzę spełnienie... A le biada nam i w a m ! -— biada... Dużo u c ie rp i w ia ra nasza, a p ta k b ia ły sm u tn ie zw iesi zranione skrzydło, któ re m u się w yg o i dopiero po w ieku.

W yrze kłszy te słowa, sia d ła na p rzeciw ko owego stołu, na k tó ry m b y ły dw ie tru p ie g ło w y i k ru c y fik s , w ło ż y ła na oczy o k u la ry , a ro z ło ż y w ­ szy b ib lią głośno zaczęła czytać psalm X X V III — K ró lu niebieski, zdrow ie duszy m ojej.

4) Chodzi tu zapewne o opiekę stryja ks. Der towskiego zK a ­ zanie.

I C hciałem je j zapłacić za fatyg ę i 10 hojnie, bo I w ie lk a nędza p rz e b ija ła wszędzie w je j pom iesz­

k a n iu , ale sta ru szka usłyszaw szy brzęk m onety, rę k ą i gło w ą dała znak, że nic nie p rz y jm ie a na ­ wet gdy wychodząc z k o m ó rk i z w y k łą fo rm u łk ą pożegnalną polecał ją P anu Bogu, obojętnem t y l­

ko s k in ie n ie m g ło w y podziękow ała. ' Pieniądze więc dla n ie j przeznaczone ro z d z ie liłe m pom iędzy czworo je j w nucząt, co im n ie zm ie rn ą s p ra w iło radość. Z a p yta łe m się p rz y t ej sposobności każ­

dego zosobna, ja k m u im ię . O debrałem odpowiedź, iż najstarszej córeczce, k tó ra to nam najprzód d rz w i o tw o rzyła , b yło im ię A ugusta, je j m łodsze­

m u b ra tu W ilh e lm , a dw om n a jm n ie jszym ch ło p ­ czykom Jaś i F ra n u ś. A gdy w y ra z iłe m matce, k tó ra w yszła b y ła tym czasem z krosen, za dziw ie­

nie moje, czemu dw oje n ajsta rszych nosi im io n a niem ieckie, odpow iedziała w sw oim narzeczu m a zu rskie m :

— Abo ze to niem ieckie? Cy to pan nie zie (wie), ze nasy p a n i k ró lo w y tez na im ię A ugusta, a nasemu panu k ró lo w i W ilh e lm ? Nas pan k ró l to ze nie Niem iec, ale chrześeianin, ja k i m y; on ze jest niezgorsy cło w ie k i b ro n i nasy św ięty w ia ry od n ie p rz y ja c ió ł nasych.

— Sancta s im p łic ita s — p o m yśla łem sobie i wyszedłem z p rz e w o d n ik ie m m oim , o d p ro w a ­ dzony przez gospodynią aż za p róg ch a tki.

S zliśm y na p o w ró t k u G ru n w a ld o w i. W d ro ­ dze zapytałem się F rycza o n ie k tó re szczegóły tyczące się ro d z in y borowego Kuby. On m i po­

w ie d zia ł, że są to lu d zie bardzo bogobojni i w ca­

łe j o k o lic y szacowani; ale dodał zarazem, że są biedni, bo im Niem iec, którego lasu K uba strzeże, m ało daje zasługi. O pow iedział m i dalej całe c u ric u lu m v ita e M agdy, którego treść na stę p u ją ­ ca: „M agda b y ła przed trz y d z ie s tu la ty żoną o r­

g a n is ty K azanickiego; ale gdy ten u to p ił się idąc raz przez słabo zam arznięte jezioro, z żalu i bo­

leści po mężu w ciężką p o p a d ła chorobę. Odzy­

skaw szy zdrow ie, p rze p ro w a d ziła się dc swego siostrzeńca i odtąd ju ż się w ięcej nie troszczy o ten św iat, lecz cały dzień przepędza na m o d li­

tw ie i pobożnych ro z m y ś la n ia c h ; a poniew aż każdem u w y w różyć p o tra fi i ju ż dużo lu d z i*z n ie ­ bezpiecznych w yle czyła chorób, n ig d y n ic od n i­

kogo za to nie biorąc, przeto ją cała okolica m a za świętą. Posiada też d a r m ó w ie n ia w ch w ila ch zachw ycenia w s z y s tk ie m i ję zyka m i, chociaż n ig d y żadnych wyższych szkół nie zw ie d za ła “ .

W szystko to oddalało ode m nie tern bardziej wszelkie podejrzenia; a głęboko przekon any p ra ­ wdą tego, co m i z przeszłości m o je j pow ie działa, ta polska P itija , mocno u w ie rzyłe m , że Polska w krótce z m a rtw ych w sta n ie . Nie chciało m i się ty lk o w gło w ię pom ieścić, co by m o g ły oznaczać owe gw iazdy, ale to m i się w yd a w a ło ja snem, że księżyc oznacza Turcyą. W owem rarm em s k rz y ­ dle zaś w yobrażałem sobie część nieszczęśliwej ojczyzny naszej pod zaborem p ru s k im zostającą.

W śród ta k ic h d um ań przebyłem las, a prze­

skoczywszy jeszcze k ilk a pag órków , na p o w ró t stanąłem w G run w aldzie . Z am ie rza łe m się jeszcze udać do Tannenbergu, gdzie m a ją być w ta m te j­

szej k a p lic y w ie js k ie j ro zm a ite p a m ią tk i po b itw ie g ru n w a ld z k ie j, a m ia n o w ic ie h e łm i miecz k rz y ­ żacki i k ilk a nap isów na ka m ie n n y:,h p ły ta c h ; ale nagle p o rw a ł się w ie lk i w icher, połączony z ku rza w ą , ta k iż niepodobna b yło m yśleć o d a l­

(7)

Nr. 2 K A S Z U B Y Str. 7 szej podróży, a n a z a ju trz ju ż m u sia łe m dążyć na

M ichałow ską, doką.d m nie p iln y w o ła ł interes.

Nie zdoław szy w ięc w ow ych k ilk u godzinach, k tó re przepędziłem n a połach G ru n w a ld z k ic h , ściślej zbadać p a m ią te k b itw y ta m stoczonej, zw racam na nie uw agę p o ls k ic h h is to ry k ó w i archeologów, a m ia n o w ic ie polecam odkopanie grobow ca m is trz a krzyżackiego i zbadanie k a p lic y w Tannenbergu. Mogą się tam znajdow ać ja k ie ważne n a p isy lu b inne p a m ią tk i, o o d krycie k tó ­ ry c h N iem cy b y n a jm n ie j troszczyć się nie będą;

owszem ra d z ib y o n i zniszczyć w szystko, co im p rz y p o m in a han ieb ną klęskę G ru n w a ld zką , zada­

ną ic h przo d ko m przez zw ycięski oręż p o lski.

Alfred świerkosz

Brzegiem Międzymorza.

Zarys monograficzny osad półwyspu Helskiego.

(Ciąg dalszy). flo

Zw roty mowy i p rzysło w ia .

Rybacy od w ie kó w nad m orzem osia d li, w y ­ p o w ie d z ie li przede w s z y s tk im swój stosunek do w ody w p rzysło w ia ch , n ie k ie d y bardzo głębokich i subtelnych. Garść ic h podaję:

1. Chto na m oerzu nie b yw a ł, te n d z iw o u w nie u e jrza ł. 2. E k to sę m o d lić nie um ie, nau cy sę, niech ty lk o w m o rscim bądze szumie. 3. Z m orza padania, starech bab tańcow ania, n irn a w u sta n ia . 4. Rebom woeda, a ledzom zgodoe. 5. Chto szepce, ten mó d jo b ła w krzepce (w grzbiecie). 6. W ieseie w róz, a bieda w jedno. 7. Żdżele grów a, aż urosce tró w a (czekaj k ro w a , aż u rośnie tra w a ). 8. K to zna moerze, w ie co goerze. K o m u m o d litw a nie sm akuje, n iech po m oerzu bieże 37).

Ze zw ro tó w używ a n ych w potocznej m ow ie n o tu ję : Jak sę miewosz? Jak groch prze drodze.

A M a ryczyn Józef, a M aryczyne klóscze (klóski).

Sedzy k u k ła poed paklepiem . Żelazo weżóleło sę.

Nazwy chorób.

Rybacy choroby w szelkie, na ja k ie — w g ru n ­ cie rzeczy rza d ko zapadają — o kre śla ją w różny sposób i ta k : je żeli kto ś jest chory na suchoty, m ó w ią o n im , że jest derow aty, lu b że ch oruje na derę, je żeli m a dreszcze m ów ią, że c ie rp i n a zimę.

Zgon każdego w podeszłym w ie k u starca nie u w a ­ żają za zgon n a tu ra ln y ze starości, lecz p rz y p is u ją m u chorobę, zazwyczaj suchoty. I o ile zapyta się m ieszkańca pó łw ysp u , na co dan y ry b a k lu b ry b a ­ czka z m a rła —o trz y m u je się odpowiedź, że na su­

choty, choć p rze kro czył n ie je d n o k ro tn ie niebo­

szczyk ju ż la t 80 a naw et i więcej. Zażegnyw anie chorób i ra n jest tu w pow szechnym u ż y tk u przy pom ocy w y m a w ia n ia ró żn ych m n ie j lu b więcej z ro z u m ia ły c h fo rm u łe k , połączonych z robieniem znaków krzyża i w z yw a n ie m im ie n ia Bożego. Cie­

k a w ą jest fo rm u łk a pozbycia się po jedzeniu zgagi:

Poeszła zgaga do moerza, N a tra fiła Grzegoerza Grzegorz sę zwrócel Zgaga sę nie zwrócela, Boedaj sę ro zp ę cze la !8S).

37) świerkosz A lfred: Z wybrzeża polskiego. Puck 1930 r.

3 8 ) D r Nadmorski (Ł ę g o w s k i): Kaszuby i Kociewie. Po­

znań 1892 r.

Bo leczenia poszczególnych chorób najchę­

tn ie j u ż y w a ją m ieszkańcy p ó łw ysp u w ła sn ych leków w postaci zió ł i tłuszczów . R u m ia n e k i zie­

le m atczyne m a najw iększe wzięcie. N a k o łtu n zaś moerzebob, t. j. w id ła k b a b im u r, zw any ró ­ w nież m orzybaba (nauko w a nazw a Lyco p o d iu m L. W id ła k b a b im ó r rośnie w 6 g a tu n k a c h w P o l­

sce w lasach suchych sosnowych, oraz na w rzoso­

w iskach. S pory tw o rz ą żó łty proszek, k tó ry ma różnorodne zastosowanie w o fic ja ln e j m edycynie).

Środek ten Kaszubi u ż y w a ją też w w ypadkach, gdy podejrzew ała, że choroba pochodzi z czarów.

Zabobony.

M ieszkańcy p ó łw y s p u nie są na ogół zabobon­

ni, krą ż ą je d n a k w śród starszego p o ko le n ia ró ­ żne niesam ow ite w ersje na tem a t duchów, k ro - śnięt ( ta k nazyw a ją k a rz e łk i), zm or (isto ty, o k tó ­ ry c h n ik t d o kła d n ie n ic nie w ie), czarow nic itp . 0 kro ś n ię ta c h opow iadają, że m ie szka ją w do­

m ach lu b cm entarzach i że są to stw o rze n ia na ogół p rzy c h y ln e czło w iekow i, o ile ic h się czymś nie zrazi lu b k rz y w d y nie w yrządzi. K ro śn ię ta czas spędzają na w yd m a ch albo w chatach ry b a ­ ckich pod k o m in k ie m . U b ie ra ją się w w y ta rte u b ran ka, białe k o s z u lk i i czerwone czapeczki. L u ­ b ią pomagać lu d z io m w pracach dom ow ych; pod­

czas d łu g ic h nocy zim o w ych sporządzają sieci 1 inne sprzęty rybackie, zape w niają sw oją obecno­

ścią ry b a k o m obfite połow y, z a o p a tru ją dobytek, przynoszą u p o m in k i, zb ie ra ją lecznicze zioła. W zam ian je d n a k za to żądają d la siebie bezwzglę­

dnej życzliw o ści i w y p e łn ie n ia n a stępu jących w a ­ ru n k ó w : zezw olenia zb ie ra n ia im w ra z z gospo­

d y n ią śm ietany, d ziele nia się ka żd ym ką skie m stra w y, nie w y le w a n ia w a ru lu b p o m yj w p o b liżu pieca, co m ogłoby im szkodzić. Chatę ry b a k a o p u ­ szczają i sta ją się m ściw e i zło śliw e ty lk o w ó w ­ czas, gdy zobaczą w p o tra w a c h w ło s lu b gdy u s ły ­ szą, że gospodarz, znając ic h ubóstw o, zapowiada, że s p ra w i im nowe ubranie.

Z m o ry nazyw ane ró w n ie ż zm oera lu b m oera łączą z cza ro w n ica m i i przew aża m niem an ie, że są to kobiety, k tó re przeistacza ją się w nocy na zm o­

ry , tra p ią ce w czasie snu człow ieka. Jako środek pozbycia się zm ory pod ają Kaszubi, że należy d ro ­ gę do łóżka zagrodzić d re w n ia n y m p a n to fle m (zv a n ym tu koercze) i to przodem k u łó żku. M o­

żna ró w n ie ż w ziąć ze ln u „tę szczec“ (paździory) i położyć sobie na p ie rsi, bo „te d y zm oera uchw a- cysz“ , g d yb y to n ie pom ogło i zm ora na d a l tr a p i­

ła, należy w ziąć do łó żka ja b łk o i n a tych m ia st, g d y zm ora zacznie dusić, odgryźć, a ogryzek rz u ­ cić na ziem ię, to wówczas rano zobaczy się na po­

dłodze leżącą z o d g ry z io n y m cia łem kobietę. D o ­ brze jest rów nież w y ją ć ze s ie n n ik a źdźbło słom y, rozerw ać je i rzucić, a na d ru g i dzień zobaczy się rozerw an ą niew iastę. O ile to w szystko nie pom o­

że to należy w ziąć dw a „fleszersczy“ (rzeźnickie) noże i w łożyć je pod poduszkę, „to zm oera m o strach i nie przyndze“ . N iesam ow ite te is to ty m o­

żna rów nież ła tw o oszukać przez wzięcie do łó żka brzozow ych gałązek i postaw ienie jednego p a n to ­ fla , „ to łena m esli, że te w łó żku nie je “ . N a jle p ie j je d n a k chw ycić co ko lw ie k na co się w ciem no­

ściach n a tr a fi i starać się to rozerw ać, a następnie w ciem nościach w łożyć pod naczynię do góry dnem przewrócone, a na d ru g i dziefi u jrz y się zm orę i pozna, bo jechać będzie na kole koka, t. j.

ko ło w ro tk a . (Ciąg dalszy nastąpi).

(8)

Krzywdzące Kaszubów uwagi.

P rz y z w y c z a iliś m y się ju ż do tego, że nas Po­

m orzan sobie lekceważono, że nam nie d ow ie rza­

no, że nie przyznaw ano nam „o d p o w ie d n ic h "

k w a lifik a c ji do za jm o w a n ia sta n o w isk wyższych.

D otąd jednakże cieszył się r o ln ik p o m o rski i ry b a k kaszubski na ogól co do fachow ości o p in ią dobrą.

A le doczekali się i nasi rybacy kaszubscy oceny „o d p o w ie d n ie j“ , bo oto w „Ilu s tro w a n y m K u rie rze C odziennym “ pew ien korespondent za­

m ie ścił o n ic h m iędzy in n y m i ta k ie u w a g i:

„K ażdorazow e ra p o rty k a p ita n ó w -H o le n d ró w , k tó rz y dowodzą p o ls k im i lu g ra m i, stw ie rdza ją, że członkow ie załóg K aszubi nie nad a ją się do tego ro d z a ju pra cy na m o rzu (m owa ta m o połow ach d a le kom orskich), są p o w o ln i i nie w y trz y m a li w p rze ciw ie ń stw ie do ry b a k ó w po lskich , pocho­

dzących z głębi P o lski.

R ybak kaszubski jest bow iem od w ie kó w przyzw ycza jo n y do połow ów przybrzeżnych i nie lu b i oddalać się od swej checzy, M a ry ś k i i koś­

c io ła “ .

N agonka na ry b a k ó w kaszubskich w cale do­

brze skonstruow ana, bo przecież p o w o łu je się na ra p o rty k a p ita n ó w -H o le n d ró w .

Jak z d o ła liś m y stw ie rd zić, k a p ita n o w ie ho­

lenderscy n ig d y takieg o z a rz u tu nie w y s u w a li p rzeciw ko ry b a k o m kaszubskim . Cała zatem rzecz jest od począ tku do końca zm yślona.

W artość tej n a g o n ki ch a ra k te ry z u je jednakże dostatecznie zestaw ienie „ M a ry ś k i“ i „k o ś c io ła “ , k tó re też w y g lą d a na niepoczytalne k p in y .

H a rt ducha i c ia ła obok zapraw y ry b a c k ie j od dziecka, to zalety naszych rybaków -K aszubó w jednakże zbyt są znane i uznawane, że m a rk i ich te u w a g i IKC . zepsuć chyba nie zdołają.

A że obok tego są głęboko r e lig ijn i, to w a r­

tość ic h ty lk o podnosi ta k ja k o lu d z i i o b yw ateli, ja k i ja k o ryb a kó w .

Zycie kulturalne Kaszub.

Pamięci dra Majkowskiego.

K o n fra te rn ia A rty s tó w w T o ru n iu pośw ięciła o s ta tn i w ieczór c z w a rtk o w y p a m ię ci świeżo zm arłego pisarza kaszubskiego śp. d ra M a jk o w ­ skiego. R eferaty o dzia ła ln o ści społeczno -po lity­

cznej i do ro b ku k u ltu ra ln o -lite ra c k im zm arłego w y g ło s ili pp. m g r K. K re fft i A. B u ko w ski.

Ulica dra Majkowskiego w Kartuzach.

Rada M ie jska w K a rtuzach, pragnąc u trw a lić pam ięć śp. d ra A le k s a n d ra M ajkow skie go, nazw a­

ła jego im ie n ie m ulicę, p rz y k tó re j z m a rły pisarz ka szub ski zam ieszkiw a ł od c h w ili sprow adzenia się do K a rtu z.

U ch w a ła powyższa zapadła w d n iu pogrzebu śp. d ra M ajkow skiego.

Inauguracyjne zebranie Towarzystwa Przyjaciół N auk w Gdyni.

D n ia 30 stycznia odbyło się w a u li S zkoły M o rs k ie j w G d yn i in a u g u ra c y jn e zebranie T ow a­

rz y s tw a P rz y ja c ió ł N a u k w G dyni.

Zebranie zaga ił prezes Tow. p. J. C z a rliń s k i, p o d kre śla ją c potrzebę is tn ie n ia ta k ie j in s ty tu c ji na W ybrzeżu, k tó ra stanie się ośrodkiem n a u k o ­

w y m i sto licą duch ow ą Kaszub. S ekretarz Tow.

m g r J. Bieniasz zapoznał zebranych z za d a nia m i T ow arzystw a i p rogram em s tu d ió w naukow ych . D oskonały re fe ra t o k ry zysie k u ltu r y duchow ej w y g ło s ił znany uczony p o m o rski ks. d r F. S a w icki z P e lp lin a .

Uroczystość in a u g u ra c y jn a zgro m a d ziła lic z ­ nych p rz e d s ta w ic ie li sfer k u ltu ra ln y c h i n a u k o ­ w ych, oraz p rz e d s ta w ic ie li w ładz, urzędów , w o j­

ska, in s ty tu c y j gospodarczych i społeczeństwa.

P o lska A k a d e m ia U m ie jętności p rz y s ła ła specjal­

nego delegata w osobie pro f. T ym ien ieckiego z P o­

znania.

13-ta rocznica odzyskania morza.

Z o k a z ji 18-tej ro czn icy odzyskania dostępu do m orza, przypadającej w d n iu 10 lutego, o d b yły się w ca łym k r a ju uroczyste obchody.

Szczególnie uroczyście obchodzono rocznicę odzyskania m orza w G d yn i oraz na W ybrzeżu i Kaszubach.

Wręczenie nagrody naukowej miasta Gdyni.

Na uroczystym posiedzeniu g d yń skie j Rady M ie js k ie j w d n iu 10 lutego odbyło się wręczenie nagród a rtysty c z n o -n a u k o w y c h m ia sta G dyni im . Stefana Żerom skiego p ie rw szym je j zdobywcom : In s ty tu to w i B a łty c k ie m u (za ro k 1937) i profeso­

ro w i U n iw e rs y te tu Jana K a zim ie rza we L w o w ie d ro w i A d a m o w i Szelągow skiem u (za ro k 1938).

W ręczenia nagród, p rzyzn a n ych za ca ło kszta łt p ra cy n a u ko w e j w dziedzinie badania dziejow ych zagadnień b a łty c k ic h , doko nał ko m isarz rządu, Sokół.

„Wesele na Kaszubach“ — nowy utwór sceniczny.

N auczyciel P a w eł Szefke z W ejh ero w a na p isa ł now ą sztukę re g io n a ln ą p. t. „W esele na Kaszu­

bach“ .

Sztuka, w y s ta w io n a po raz pierw szy na scenie w W ejherow ie, sp o tka ła się z w ie lk im uznaniem i p rz y c h y ln y m przyjęciem ze s tro n y k r y ty k i.

Nauczyciele polscy z ziemi złotowskiej w Chojnicach.

W C hojnicach b a w iła w d n iach 12 i 13 lutego w ycieczka 34 n a u czycie li i nauczycielek p o lskich z ziem i z ło to w skie j za kordonem . Gości p rz y jm o ­ wano bardzo serdecznie.

W ystawa jubileuszowa Pomorskiej Szkoły Sztuk Pięknych.

Z o k a z ji 15-lecia is tn ie n ia P o m o rskie j Szkoły S ztuk P ię k n y c h pro f. Szczeblewskiego w G dyni odbyła się w czasie od 12 do 26 g ru d n ia ub. r. w y ­ staw a ju b ile u szo w a prac u czniów Szkoły.

Szkoła S ztuk P ię k n y c h w G dyni bardzo g o r­

liw ie k rz e w i re g io n a liz m pom orsko-kaszubski.

Przegląd wydawnictw.

Dwutygodnik regionalny.

W W e jh e ro w ie rozpoczęło w ychodzić czasopi­

smo regio nalne p. t. „K lę k a “ . M a ono na celu p o d trz y m y w a n ie i pielęgnow anie obyczajów i tr a ­ d y c ji kaszubskich. U ka zuje się dw a razy w m ie ­ siącu.

R e d a kto r o d p o w ie d zia ln y: S ta n is ła w B ie liń s k i w K a rtu za ch , u l. D w orcow a 7.

~ C zcionkam i d ru k a rn i „G azety K a rtu s k ie j“

(J. B ie liń skie g o ) w K a rtuzach.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Kozacy go ¡przepuścili, jako czło w ieka pochodzącego rzekomo z ¡Wieirzbołowa.. (Wegnerowicza przezw ali

zam i.— Mgr ANDRZEJ BUKOW SKI: Nieznane prace Hieronima Derdowskiego: Lud polski nad Bałtykiem.. — ALFRED ŚW1ERKOSZ: Brzegiem Międzymorza (ciąg

— M gr KAZIMIERZ DĄBROWSKI: Kazanie wygłoszone na pogrzebie Jana Wejhera, woj.. P0DLASZEWSK1: Zarys historii parafii grabowskiej

DĄBROWSKI: Przyczynki do badania kultury na Pomorzu w czasach najdawniejszych.. JAN WOŁEK: Stare obyczaje kaszubskie na dzień

rys historii parafii grabowskiej (ciąg

— STANISŁAW KOSTKA: Zamek Kiszewski — LEON HEJKA Szterk na Swjętigórze.. PODLASZEWSK1: Zarys historii parafii grabowskiej (ciąg

Rybołówstwo na Kaszubach.— BRUNON R1CHERT: Obrzędy żniwiarskiedudu kaszubskiego.. JAN ORŁOWSKI: Król August II nad polskim

Zarys historii parafii grabowskiej (ciąg dalszy).. Dożywotnie zaopatrzenie dia