• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1998, R. 69, nr 7-8

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1998, R. 69, nr 7-8"

Copied!
31
0
0

Pełen tekst

(1)

ISSN 0209-0120 INDEX 35462

Rok LXIX • lipiec - sierpień 1998 Nr 7 - 8 / 9 8 ( 5 5 8 - 5 5 9 )

(2)

m m

3 Słowo w stęp n e redaktora n a c z e ln e g o Wrażliwi na Boga

4 Smak życia 6 Żyję by wielbić

8 Symfonia Bożej chwały

9 Wywiad „Chrześcijanina”

Teraz gram dla Boga - Paweł Zarecki

1 0 N ie mogę uwielbiać 1 2 Miniatury e g z e g e ty c z n e

Niepokalane poczęcie

1 3 Św iadectw o Jezus m nie kocha

14 Świętość - ostatnia granica

1 6 Biblia i teologia

* O W ieczerzy Pańskiej raz jeszcze

• Fałszywy prorok

1 8 Poznajmy się

1 9 Porozmawiajmy

O Bożych gustach m uzycznych

2 0 Jak zadbać o jedność w zgromadzeniu 2 2 N iech Jezus uczyni dla ciebie cud 24 M iastko ‘98

Konferencja uwielbienia

2 5 „Studia i dokum enty ekum eniczne”

o zielonoświątkowcach

2 6 O dszedł d o Pana...

Stanisław Daszkiewicz 27 W iadom ości z kraju i z e świata

3 0 Między wierszami W ięcej...

3 1 Chwila dla audiofila

O u t o f E den rnore than you know

Okładka: ewangelizacja na stadionie chorzowskiego Ruchu, z udziałem dr. T.L.Osborna (tłum. pastor M ariusz M uszczyński)

Żyję by w ie lb ić

O

M Św iętość

- ostatnia granica

M iastko ‘98 K onferencja u w ielb ien ia

M iędzy w ierszam i

W ięcej

(3)

SŁ O W O W S T Ę P N E R E D A K T O R A N A C Z E L N E G

W

tym num erze zamieszczam y trochę artykułów o uw ielbianiu Boga. N a

„m ojej” stro n ie chcę się zająć czym ś, co uw ażam za najważniejsze w e wszelkiej Bo­

żej służbie, w tym i w służbie uwielbiania.

Zawsze pam iętam radę, jakiej udzielił stary kapłan H e li m ło d z iu tk ie m u S am uelow i.

K rótkie zdanie: „M ó w, Panie, bo sługa twój słucha” stało się k lu cze m do ro z u m ie n ia woli Pana. A były to czasy, gdy „Słowo Pań­

skie było rzadkością ( . . . ) a widzenia nie były rozpowszechnione” (lS m 3,1.9). Samuel nau ­ czył się w tedy odbierać od Pana Jego wska­

zówki, stal się wrażliwy na Słowo Pana.

Inny bohater biblijny, Dawid, „mąż według serca Bożego”, jest również dobrym przykła­

dem wrażliwości na Boży głos. Pewnego razu musiał się zmierzyć z Filistynami. Usłyszeli oni, że namaszczono go na króla i zamierzali go pochw ycić. Ale świeżo upieczony król miał zwyczaj zawsze pytać o radę Pana. N au ­ czył się tego ju ż we wczesnej młodości, gdy samotnie musiał chronić stado owiec przed drapieżnikami i tego się też trzymał w czasie walki z G oliatem . O d m ó w ił użycia zbroi króla Saula, bo nie był przyzwyczajony do tego rodzaju ochrony. Wolał swój zwyczajny strój pasterski, procę z kamykami z potoku oraz imię żywego Boga w sercu i na ustach.

W iedział, że choć odsłonięty - m a opiekę Najwyższego, o którego cześć się ujął. Bar­

dziej sobie cenił Bożą obecność, niż pomoc ludzką. Tak więc ju ż jako król, zgodnie ze swym zwyczajem, zapytał Pana czy m a ru ­ szyć na Filistynów, i czy Pan wyda ich w jego ręce. O trz y m a w s z y o d p o w ie d ź , ru s z y ł i zwyciężył. Ale w krótce w rogowie nadcią­

gnęli ponow nie. I tym razem Dawid rów ­ nież zapytał Pana. N ie ufał swem u doświad­

czeniu, nie zachował się jak rutyniarz, który

„już to przerabiał”. Teraz Pan pow iedział:

„Nie wyruszaj, lecz zajdź ich z tyłu i natrzyj na nich od strony krzewów balsamowych. A gdy usły­

szysz głos stąpania po wierzchołkach krzew ów balsamowych, wtedy natrzyj rączo, g d yż wtedy Pan pójdzie przed tobą, by pobić wojsko Filisty­

nów" (2Sm 5,23-24). D aw id postąpił więc dokładnie według wskazówek Pana i odniósł zwycięstwo.

W rażliw ość - to zdolność reagow ania na bodźce zew nętrzne, zdolność przeżywania wrażeń, emocji. Wrażliwy - to łatwo reagu­

jący naw et na słabe bodźce, silnie coś o d ­ czuwający, nieobojętny, czuły, uczuciowy.

Tak m ówi o wrażliwości słownikjęzyka pol­

skiego. Istnieje w rażliw ość na piękno, na muzykę, na hałas, na cudzą krzywdę, na cu­

dze cierpienie. Inną więc, na przykład, w raż­

liwość mieli kapłan i lewita mijający pora­

nionego człowieka, a inną - Sam arytanin.

Innej w rażliw ości był arcykapłan A aron, a in n ej je g o m ło d szy b ra t M ojżesz. Ten pierwszy sprawił ludowi posąg złotego byka i zorganizow ał n ab o żeń stw o pochw alne.

Lud pląsał i śpiewał: „To są bogowie twoi, Izra­

elu, którzy cię wyprowadzili z ziem i egipskiej”

(lM o j 32,4). Ten drugi nazwał to rozw y­

drzeniem , uznał za ciężki grzech przed Bo­

giem Jahw e i wstawiał się u Boga za ludem, aby nie został on wytracony.

W księdze Kaznodziei Salom ona znajduje­

m y zale cen ie: „P ilnuj swoich kroków , gdy idziesz do domu Bożego, i nastaw się na słuchanie ( ...) ” (4,17). Dlatego wszyscy, którzy ucze­

stniczym y w nabożeństw ach jesteśm y od­

powiedzialni za ich przebieg - nie tylko pa­

stor czy grupa muzyczna. Wszyscy m usim y nastawić się na słuchanie Słów Pana. Po to p rzy ch o d zim y , nie je d y n ie ze zw yczaju, choć je st on bardzo dobry. Jest to przecież n a b o żeń stw o , nie zwykłe spotkanie towa­

rzyskie. N iektórzy nie lubią tego słowa, bo wydaje im się zbyt „kościelne”, zbyt litu r­

giczne. Warto więc sobie przypom nieć pole­

cenie natchnionego Pisma: „(...) i oddawaj­

my cześć Bogu tak, ja k mu to miłe: z nabożnym szacunkiem i bojaźnią” (H b r 12,28b). Robić coś z nabożeństw em - to robić z szacun­

kiem, ze skupieniem , uważnie, nie m echa­

nicznie. Tak ja k delikatnie pochylam y się nad niem ow lęciem i bierzem y je na ręce, ja k ostrożnie bierzem y do ręki maleńką ro­

ślin k ę czy o p a tru je m y ranę, tak w łaśnie z uwagą i skupieniem m am y wsłuchiwać się w glos Pana. Zarów no kaznodzieja odbiera­

jący to, co m a przekazać (nie tylko w cze­

śniej, gdy przygotowuje kazanie, ale i pod­

czas je g o w ygłaszania), ja k i prow adzący

śpiew oraz wszyscy uczestniczący. M usimy odczuwać, jaki je st pow iew D ucha i czego p o trzeb a w danej chwili. Ale szczególnie odpowiedzialni za przebieg nabożeństwa są wszyscy prowadzący. Czasem, na przykład, m usi ulec zm ianie kolejność przygotow a­

nych pieśni. Słuchający tak pow inien słu­

chać, by usłyszeć to, „co D u c h m ów i do z b o ró w ”, zrozum ieć Słow o Pana, poznać Jego wolę. Podczas nabożeństwa siewcą Sło­

w a je s t Jezus, dyrygentem - D u ch Święty, obiektem czci - Bóg wszechmogący. Ileż po­

trzeba nam wyczulenia, duchow ego zrozu­

m ienia, w rażliwości, by m óc uczestniczyć w tej intymnej wspólnocie z Bogiem i ludź­

mi, by wielbić Boga w duchu i w prawdzie.

rawdziwie oddajem y cześć Bogu tylko . i wtedy, gdy w y k o n u jem y Jego w olę, postępujem y w edług Jego oczekiwań. M oj­

żesz otrzymał wskazówki, ja k ma zbudować przybytek - w e d łu g w zo ru , który widział na górze (2Moj 25,40). Dlatego musiał do­

brać rzem ieślników pow ołanych przez Pa­

na, napełnionych D uchem Bożym, m ądro­

ścią, rozum em , poznaniem i w szechstronną zręczn o ścią w rzem io śle (2M oj 31,2-3).

L ud otrzym ał polecenia: „Słuchaj, Izraelu!

( . . . ) B ędziesz tedy miłował Pana, Boga swego z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z ca­

łej siły swojej”; „Będzieszprzejęty czcią dla Pa­

na, twojego Boga(.. . ) ” (5Moj 6, 4-5.13). D a­

w id nie zlecił synowi budow ania świątyni w edług własnej wizji, lecz przekazał m u jej plany otrzym ane od Pana. Salom on musiał budow ać ją dokładnie w edług tych planów, bez żadnych an ek só w w prow adzających popraw ki. P ro ro cy Pańscy ogłaszali w olę Pana tylko wtedy, gdy d o s z ło ic h Słowo Pana. Jezus m ów ił o sobie, że czyni tylko to, co widzi, że czyni Ojciec.

D

obrze jest pamiętać , że nasz Pan jest Bogiem suw erennym . To Jezus jest alfą i omegą, początkiem i końcem. O n jest w sz y stk im w e w szy stk ich . To z N ie g o , przez N iego i dla N iego je st wszystko. To O n działa i inicjuje to, co ma powstać, nie czekając na ludzką zachętę czy inicjatywę.

To Jego ręka zbawia, uzdrawia i czyni cuda.

A m y - dzięki Jego lasce - jesteśm y Bożymi współpracownikami, którzy z wrażliwością i nabożeństw em ciała swe mają dawać „na ofiarę żyw ą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby B ożej” (Rz 12,1 BT).

W tedy Bóg jest w ielbiony prawdziwie.

CHRZEŚCIJANIN 7-8m (558-559)

3

(4)

„Sól to dobra rzecz, ale jeśli sól zwietrzeje, czymże jćj przyprawicie? Miej­

cie sól w samych sobie i zachowujcie pokój między sobą Mk 9,50

„Czy przypatrzyłeś się dobrze chrześcija­

nom ? Zapadłe oczy blade policzki, płaskie piersi; wyrzekli się życia bezsprzecznie po­

w odowani ambicją. Słońce im świeci, lecz go nie widzą; ziemia podsuwa im swą obfi­

tość, lecz tego nie pragną. Ich największym pragnieniem jest wyrzeczenie się wszystkie­

go i tęsknota za cierpieniem i śmiercią”.

Takie słowa włożył norweski dram atopi- sarz, H enryk Ibsen, w usta cesarza rzymskie­

go Juliana, k tó ry obserw ując zachow anie współczesnych m u chrześcijan, postanowił odrestaurow ać pogaństwo. Cesarz uważał, że chrześcijaństwo okradło ludzi z uroków życia.

Podobne wnioski nasuwają się niektórym ludziom także dzisiaj. N iedaw no rozmawia­

łem z młodym mężczyzną, który kilka razy odwiedził naszą kaplicę. W yznał mi, że ma duże opory by pójść za Jezusem i stać się Je­

go uczniem. Głównie powstrzymuje go oba­

wa, że jego życic zostanie przez taką decyzję pozbaw ione szeregu przyjem ności i stanie się bezbarwne.

Czy to praw da, że w iara w C h ry stu sa m a taki w łaśnie w pływ na ludzkie życie?

C zy życie czło w ie k a, k tó ry p o s ta n o w ił p ójść za Je z u s e m rzeczy w iście staje się bezbaiw ne i szare? Czy przypadkiem tego rodzaju opinie nie powstały w w yniku o b ­ serw o w an ia lu d z i, k tó rz y tak n ap raw d ę w cale nie byli naśladow cam i C h ry stu sa, a tylko m ów ili, że nim i są?

„Wy j e s t e ś c i e s o lą z i e m i ” - p o w ie ­ dział Pan Jezu s do sw oich u czn ió w (M t 5,13). Je s t to stw ierd zen ie, które je d n o ­ znacznie w yprowadza nas z tych błędnych, zafałsz o w a n y c h o p in ii o n a ś la d o w a n iu C hrystusa. Sól m a b o w iem takie w łaści­

wości i takie działanie, że czego ja k czego, ale na p ew no nie m o żn a jej zarzucić, że je st nijaka, i że potrawa, w której się znaj­

duje będzie m dła i bez sm aku.

Podstawa dobrego smaku

O b o k kilku in nych, bard zo pożytecz­

n y ch w łaściw o ści soli, m a o n a tę, k tó ra czyni j ą n ie z b ę d n ą w szęd zie tam , gdzie dba się o dobry smak. Jedzenie bez soli je st n ie z b y t sm aczne. N a w e t n ie z b y t w a rto ­ ściowy sam w sobie pokarm , gdy zostanie przypraw iony solą, staje się nieraz p raw ­ dziw ym przysm akiem .

Uczniowie Chrystusa są solą ziemi! Ozna­

cza to, że wszędzie tam, gdzie się pojawią, ży­

cie nabiera smaku. O w szem , tu i ówdzie po­

czątkowo mogą w zbudzać przykre uczucia, zwłaszcza tam, gdzie zetkną się z działaniem silnych bakterii grzechu i zacznąje neutrali­

zować, ale zawsze dzięki ich obecności zo­

staje w ludziach w zbudzona nadzieja i chęć do życia.

„Sól to r z e c z d obra” - stwierdził Jezus.

Są wprawdzie dzisiaj takie tendencje, by wy­

eliminować sól z naszej kuchni, a przynaj­

m niej znacznie ograniczyć jej stosowanie, bo jest podobno bardzo szkodliwa, mało kto się jed n ak do tego kwapi. Ż aden właściciel restauracji nie zaryzykuje utraty swej repu­

tacji i dochodów, serwując dania pozbawio­

ne tej ważnej przyprawy. Sól to rzecz dobra, cokolwiek powiedzą nam o niej naukowcy.

M ówiąc żartem, czy aby czasem w tych „na­

ukowych ekspertyzach” o szkodliwości soli nie maczają palców producenci cukru? N ie­

daw no słyszałem , że inni z kolei eksperci twierdzą, iż sól nie jest wcale tak szkodliwa, ja k się ostatnio uważa.

Istnieją w świecie duchow e siły, którym zależy na w yciszeniu głosu praw dziw ych u c z n ió w C h ry s tu s a . S tarają się o n e z e ­ pchnąć ich do podziem ia. Przedstawić jako niepotrzebnych, a naw et szkodliw ych dla społeczeństwa. Ktoś duchow o w rogi tym , którzy są „solą ziem i” próbuje ich zdyskre­

dytować, aby bez przeszkód m óc nadal za­

rażać i niszczyć ludzi bakteriam i grzechu.

Sól to rzecz dobra! Być uczniem Jezusa C hrystusa to rzecz dobra! N ie je st to szko­

dliwe, nie pozbawia nas uroków życia! N ie w ierzę ty m kłam liw ym i w ykrzyw ionym op in io m o naśladow cach C hrystusa, tym sugestiom podsuw anym przez sam ego dia­

bła. Pójście za C hrystusem nadaje nasze­

m u życiu smak i czyni je pożytecznym dla innych. W iem co piszę, bo dośw iadczam tego w e w łasnym życiu.

„M iejcie sól w sam ych so b ie ” - w zy­

w a nas Pan. Syn Boży przewidział, że Ko­

ściół będzie infiltrowany przez świat, że za­

czn ie u p o d a b n ia ć się d o św iata, że „sól ziem i” z różnych w zględów zacznie próbo­

wać być „m iodem ziem i” i zwietrzeje, czyli utraci w ten sposób swoje oryginalne w ła­

ściw ości. N ie osoli ju ż niczy jeg o życia!

Z w ietrz ała sól je s t bezw artościow a! N ie m a ju ż zdolności, by oczyszczać, zabezpie­

czać przed zepsuciem i poprawiać smak.

C z y coś ta k ieg o m o ż e się p rz y tra fić u czn io m C hrystusa? C zy ich życic m oże u tr a c ić b la s k i z d o ln o ś ć p o z y ty w n e g o w pływ ania na otoczenie? C zy m oże dojść do tego, że kon tak t z chrześcijanam i b ę ­ dzie ludzi przyprawiał o mdłości?

O dpow iem tak: w norm alnych w aru n ­ kach coś takiego się nigdy nie stanie, ja k i sól, norm alnie rzecz biorąc, nie wietrzeje.

Ale w św iecie d u c h o w y m nie w szy stk o przebiega dokładnie w ed łu g tych sam ych reguł, co w świecie m aterialnym . Dlatego do d u ch o w y ch rzeczy trzeb a przykładać duchow a miarę.

Wezwanie Pana Jezusa, byśmy mieli sól w sam ych sobie, dotyczy sfery duchow ej.

W świetle tych słów staje się jasne, że nasze duchow e dyspozycje (zobrazowane właści­

wościami soli) nie są w wierzącym człowie­

ku zakodow ane na am en. In n y m i słowy, chrześcijanin, niestety, m oże stać się p o n u ­ ry, zgorzkniały, zanieczyszczony, rozczaro­

(5)

wany, sceptyczny i przez to być zgorsze­

niem dla innych. M oże przez całe lata nosić chrześcijańskie im ię, m ien ić się uczniem Chrystusa, a wcale nie mieć C hrystusow e­

go w pływ u na swoje otoczenie.

C z y w te d y m o g ą kogoś d z iw ić takie opinie o chrześcijaństw ie, ja k te przedsta­

w io n e na początku naszego rozw ażania?

Powstały one jed n ak w oparciu o wypaczo­

ny obraz chrześcijaństwa, a w ięc w rzeczy­

wistości nie są to opinie o uczniach C h ry ­ stusa. D otyczą n o m in aln y ch chrześcijan, uczniów jedynie z nazwy. Uczniowie C hry­

stusa mają bow iem sól w sobie i to się daje wyraźnie odczuć! Ich własne życie jest pełne smaku, i również w swoim otoczeniu rozbu­

dzają apetyt na pełnię życia!

Stawanie się solą ziemi

B yć s o lą z ie m i o z n a c z a w ra s ta n ie w Chrystusa, dorastanie do w ym iarów pełni Chrystusow ej. Jesteśm y solą ziem i na tyle, na ile jesteśm y podobni do Niego, na ile O n jest w nas, a m y w N im . N ie wszyscy jed n a­

kowo nosimy w sobie charakter Chrystusa, bo je ste śm y przecież na różnych etapach kształtowania w nas obrazu Syna Bożego.

M ów iąc obrazow o, m am y w sobie róż­

ne stężenie soli. I tak: ko n tak t z je d n y m chrześcijaninem w pływa na ludzi b udują­

co, zachęca ich do n aśladow ania Jezusa, w zbudza apetyt na społeczność z Bogiem, podczas gdy kontakt z innym um acnia ich duchow ą obojętność.

Boży zamiar zakłada to, byśm y wszyscy mieli sól w sobie, by obraz C hrystusa był je d n a k o w o w y r a ź n ie w y k s z ta łto w a n y w każdym z nas. N ie m am y jed n a k w so­

bie tej soli z natury. Bóg m usi nas poddać w ew nętrznym procesom duchow ym , by te właściwości w nas stworzyć.

„A lbow iem każdy o g n iem b ęd zie oso- lo n y ” - zapowiedział Pan Jezus (M k 9,49).

O to Boża metoda. Abyśmy zyskali zdolność czynienia życia in n y ch lu d zi jaśn iejszy m i piękniejszym , n ajpierw m u sim y przejść przez ogień. M usimy się spalić we własnych oczach i w oczach innych ludzi. Stwierdzić, że nie jesteśmy nieomylni, ani tak zdolni jak m y­

śleliśmy. Musi wypalić się nasz egoizm, musi w popiół obrócić się nasza hardość i pycha.

Tylko ludzie, którzy przeszli przez ogień do­

świadczeń, którzy szczerze zapłakali nad sa­

mymi sobą, którzy poznali smak bezradności i gorycz porażki, tylko tacy ludzie mogą być naprawdę solą ziemi.

Takich ludzi wyczuwa się na odległość, poznaje po wyrazie twarzy, lgnie się do nich,

chce się z nim i przebywać. G odzina spędzo­

na w towarzystwie takich osób daje więcej niż sto kazań krzykliwych kaznodziejów. D o kogo idziemy, z kim gotow i je s te śm y się spotkać, gdy coś zawali się w naszym życiu?

C hcem y kontaktu z kimś, kto jest w stanie nas zrozum ieć, najlepiej z kimś, kto wcze­

śniej miał podobne przeżycia.

O sobiście nie chcę m ieć nic w spólnego z ludźm i, którzy tw ierdzą, że wszystko, co do tej pory robili kończyło się sukcesem . Po p ro stu im nie w ierzę. Sól dla m ojego życia znajduję w całkiem innej postawie.

„ N ie m a m y b o w i e m a r c y k a p ła n a , k tó r y b y n ie m ó g ł w s p ó łc z u ć z e s ła ­ b o ś c ia m i n a s z y m i, l e c z d o ś w ia d c z o ­ n e g o w e w sz y stk im , p o d o b n ie ja k my, z w y ją tk iem g rzech u " (H b r 4,15). Tylko życie kogoś, kto nosi na sobie ślady ognia, m oże być solą dla innych.

„ N a jm ilsi! N i e d z iw c ie się , ja k b y w as coś n ie z w y k łe g o sp o tk a ło , g d y w as p a li o g ie ń , k tó ry s łu ż y d o św ia d c z e n iu w a s z e m u ” - czytam y w S łow ie B ożym (1P 4,12). Jesteście na najlepszej drodze!

Wasze własne życie dużo na tym zyska, bo ty m o g n iem b ędzie o so lo n e i zyskają na tym ludzie z waszego otoczenia, bo także ich życiu zaczniecie dodawać smaku.

N ik t z nas nie je st solą ziemi z racji swo­

ich naturalnych narodzin, ja k też nik t nie urodził się uczniem Chrystusa. By stać się chrześcijaninem trzeba narodzić się z D u ­ cha Świętego, by stać się solą ziemi trzeba być ochrzczonym ogniem. I jedno, i drugie otrzy m u jem y z rąk C hrystusa Pana. „O n w as c h r z c ić b ę d z ie D u c h e m Ś w ięty m i o g n ie m ” - głosi E w angelia (Łk 3,16).

U nikanie chrztu ogniem przeczy naszem u pow ołaniu, je s t niezgodne z pragnieniem Pana. „ O g ie ń p r z y s z e d ł e m r z u c ić n a z i e m i ę i j a k ż e b y m p r a g n ą ł, a b y j u ż p ło n ą ł” - wyznał Pan Jezus (Łk 12,49). Tyl­

ko z ognia m ogą w y ło n ić się praw dziw i i sprawdzeni uczniowie Chrystusa. Tylko za sprawą rzuconego na ziemię ognia doświad­

czeń naśladowcy Jezusa stają się solą ziemi.

Życie przyprawione solą

L udzie o ch rz c z e n i D u c h e m Św iętym i ogniem , czyli praw dziw i uczniow ie Je z u ­ sa C hrystusa są radośni! Ich życie p ro m ie­

niuje serdecznością, życzliwością i w ielko­

d u s z n o ś c ią w o b e c w s z y s tk ic h . N ie w y n o sz ą się, n ik im n ie g ard zą, in n y c h uważają za w yższych od siebie. G dy otw ie­

rają usta, ich słow a odpow iadają n o rm ie Pisma: „M ow a w a sz a n ie c h b ę d z ie z a ­

w s z e u p r z e jm a , z a p r a w io n a s o l ą ...”

(Kol 4,6). Zawsze pow iedzą coś, co innym d o d a otuchy, zachęci ich i zb u d u je. Z a ­ wsze mają na ustach jakieś dobre słowo.

Z tak im i lu d ź m i chce się przebyw ać.

Przy nich zawsze zaświeci człowiekowi ja ­ kiś prom yk nadziei i znow u chce się żyć.

To tak jakby do m dlej, niesm acznej potra­

w y do d ać w reszcie u p rag n io n ej soli. Po prostu człow iek odzyskuje apetyt.

Takimi m am y być w sw oim otoczeniu.

Taką opinię w inniśm y m ieć w śród swoich krewnych, sąsiadów, znajomych oraz w spół­

pracowników. Takie jest nasze powołanie ja ­ ko uczniów Chrystusa!

Czy można przesolić?

O j, tak. M ożna przesolić, gdy za bardzo nachalnie, niem al na siłę, chce się innych przyprowadzić do Chrystusa. M ożna prze­

solić, gdy je s t się zbyt drobiazgowym w na­

p om inaniu innych. G dy przesadnie, wręcz alergicznie reaguje się na czyjeś potknięcia, albo gdy je st się zbytnio uduchow ionym .

M o żn a przesolić, gdy w m aw ia się lu ­ d ziom , że są nieszczęśliw i, bo nie dzielą z nam i w iary w C hrystusa, a tak naprawdę sw oim w łasnym życiem nie pokazuje się im tego praw dziw ego szczęścia. Wreszcie, m ożna przesolić, gdy za bardzo zaczyna się ludziom słodzić.

Tak ja k w odniesieniu do zwyczajnej po­

trawy, zarów no nicdosolenie ja k i przesole­

nie je s t niepożądaną skrajnością i błędem w sztuce, tak i w odniesieniu do naszego życia wszystkiego pow inno być w sam raz!

Smak życia

Z y c ie z B o g ie m m a n ie p o w ta rz a ln y smak! Jest smakowite, bo jest stosownie za­

praw ione solą! Jezus C hrystus je st tą solą, bo to dzięki N ie m u nasze życie nabrało smaku! To C hrystus sprawił , że m amy ży­

cie i obfitujemy! C hrzest D uchem i ogniem sprawił, że sami cieszymy się życiem, a i lu­

dzie w o k ó ł nas m ogą poznać praw dziw y smak życia. N ik t w tedy nie powie, że naśla­

dowanie Chrystusa okrada człowieka z jego uroków.

M iejm y só l w sobie!

Marian Biernacki A utor jest pastorem zboru

„Nowe Życie” w Gdańsku

CHRZEŚCIJANIN 7-8/98 (55S-S59)

5

(6)

Żyję by wielb i(

ISSN 0209-0120 IN DEK S 35462

W ydaw ca Instytut W ydaw niczy AGAPE u!. Sienna 68/70, 00-825 Warszawa

M ie s ię c z n ik »C h rześcijan in « je s t organ em prasow ym K ościoła

Z ielo n o św ią tk o w eg o w P olsce

R ada P ro g ra m o w a M ichał H y d zik

M a rian Suski M ieczysław Czajko

E dw ard Czajko Kazim ierz Sosulski

Z e s p ó ł R ed ak cyjn y Kazim ierz Sosulski - redaktor naczelny

E dw ard Czajko - redaktor L udm iła Sosulska - redaktor Agnieszka G ocłow ska - sekretarz red.

A rtur M ikuła - redaktor techniczny Sław om ir B ednarski - redaktor graficzny

Sław om ir Kasjai liuk - diapozytywy

A d res red ak cji M iesięcznik »Chrześcijanin«

ul. S ienna 68/70, 00-825 Warszawa teł. 022/6548296, &ks 6204073

e-m ail; agape@ h sn c .m i.p l

K o n to

M iesięcznik »Chrześcijanin«

P K O B P V O/W arszawa 10201055-350802-270-1

Prenum erata krajowa - pojedyncza roczna - 24,00 zł; półroczna - 12,00 zł; zbiorow a (od 5 egz,) roczna - 22,20 zł; pó łro czn a - 11,10 zł. Zagraniczna roczna: Czechy, Litwa, - 12 U S D ; Europa Zach. - 18 U S D ; Ameryka Pin. - 24 U S D ; Australia i A m ery­

ka Płd. - 30 U SD .

Wyznanie wiary Kościoła Zielonoświątkowego w Polsce

• W ierzy m y , ż e Pismo Św ięte - Biblia - jest Sło­

w e m B o ż y m , n ie o m y ln y m i n a tc h n io n y m p r z e z D ucha Ś w ięte g o , i stan o w i je d y n ą n o r­

m ę w iary i życia.

• W ierzy m y w B oga w Trójcy Świętej je d y n eg o , w o s o b a c h O jc a i S y n a, i D ucha Ś w iętego,

• W ierzy m y w S ynostw o B oże J e z u s a C hrystu­

sa, p o c z ę te g o z D u ch a Ś w ięteg o , n a r o d z o n e ­ g o z M arii D ziew icy; w J e g o śm ierć n a k rzy­

żu z a g rzec h św iata i J e g o zm artw y ch w stan ie w ciele; w J e g o w n ieb o w stąp ien ie i p o w tó rn e p rzy jście w chw ale!

• W ie r z y m y w p o j e d n a n i e z B o g ie m p r z e z o p a m ię ta n ie i w ia r ę w ew a n g e lię , w ch rze st i W ie c z e rz ę P ańską.

• W ierzy m y w ch rz e st D uchem Świętym , p rze- ży w a n ie p ełn i D u ch a i J e g o d a ró w .

• W i e r z y m y w je d e n K o ś c ió ł, ś w i ę ty , p o ­ w sz ech n y i apostolski.

• W ierzy m y w u zd ro w ien ie ch o ry ch jak o z n a k łaski i m ocy Bożej.

• W i e r z y m y w z m a r t w y c h w s t a n i e i ż y c i e w ieczn e.

W k s i ę d z e P s a lm ó w c z y t a m y , ż e w s z e lk ie stw o r z e n ie m a c h w a lić B o g a (150,1-6; 148,1-14). J e d n a k B ó g o c z e ­ k u j e , ż e b ę d ą G o w i e l b i ł y p r z e d e w s z y s tk im J e g o d z ie c i. J e śli w ię c n a ­ p r a w d ę k o c h a m y B o g a , to b ę d z ie m y c h c ie li sp ra w ia ć M u tę p r z y je m n o ść .

„Dobrą rzeczą jest wysławiać Pana, i śpiewać imieniu Twemu, o N a jw yż szy ( . . . ) albowiem rozweseliłeś' mnie, Panie sprawami sw ym i . . . ” (Ps 92,2.5).

Podczas uwielbiania Boga, zgromadzony lud Boży musi trwać w harmonii, którą sta­

now i jedność myśli i uczuć, w tedy chwała staje się dla Pana milą wonią. By tak się je d ­ nak m ogło stać, każdy z nas musi wielbić Bo­

ga swym codziennym życiem. Posłuszeń­

stw o S ło w u B o ż e m u , p e łn ia D u c h a Świętego, radosne przeżywanie Bożej obe­

cności w swojej „komorze” modlitewnej - to są warunki zdrowego, chrześcijańskiego ży­

cia, a też wspólnego wielbienia Pana. Innymi słow y gdy nasze osobiste uw ielbienie staje się nieodłączną cechą naszego stylu życia, wówczas, gdy zejdziemy się razem, szybko będziem y mogli znaleźć kontakt z Bogiem i dostroić się do innych we wspólnym uwiel­

bianiu. W tedy też nasze zbiorowe uwielbia­

n ie w z g ro m a d z e n iu b ęd zie p o szerzało , w zm acniało nasz indywidualny, codzienny kontakt z Bogiem.

D o pew nego m o m en tu w m oim chrze­

ścijańskim życiu nie uśw iadam iałam sobie w p ełn i, ja k ie są poszczególne elem en ty w ielbienia Boga. D opiero po jakim ś czasie B óg zaczął m i pokazyw ać, że oddaw anie m u chw ały je s t czymś więcej niż śpiewa­

n iem kilku pieśni.

C

hcę tu opowiedzieć, ja k Bóg nauczył m n ie używ ania m oich rąk w czasie uwielbiania. Z a pierw szym razem podnie­

sienie rąk na spotkaniu m odlitew nym było dla m nie dopraw dy ofiarą złożoną z mojej du m y i skrępowania. W krótce je d n a k nau­

czyłam się ro z u m ie ć to, że p o d n o szen ie rąk je s t znakiem poddania się i gdy coraz częściej w ew nętrznie poddaw ałam się Bo­

gu, stawało się to dla m nie coraz łatwiejsze.

W krótce podnosiłam ręce do mojego Ojca

w niebie tak, ja k m ałe dziecko, które w y­

ciąga rączki do kogoś bliskiego z rodziny w oczekiw aniu, że w ezm ą je na ręce. O d chwili, gdy odkryłam , że hebrajski wyraz biblijny T O D A H (Ps 42,4; 50,23) oznacza pew nego rodzaju ofiarę, p odnoszę swoje ręce niezależnie od tego czy czuję, że m am to czynić, czy też nie. O becność Boga m a­

n ifestuje się niezm iennie. O dkąd z ro z u ­ m iałam , że p o d n o sz e n ie rąk w JA D A H (2K rn 7,3; Ps 33,2; 109,30) w skazuje na ź ró d ło m ocy, i że m o c ta m o ż e usuw ać problem y, podnoszę swe ręce z dłoniam i otw artym i w kierunku Boga, aby pokrzy­

żować m oc szatana. Przychodzi m i tu na myśl w iele przykładów z życia. Przytoczę tylko kilka, aby pom óc w am zobaczyć dzia­

łanie tych gestów.

W

iedziałam , że to w pływ szatana na naszych sześcioro dzieci sprawia, że często są one poirytowane i kłótliwe. Kie­

dy więc słyszałam, że wracają ze szkoły, ła­

m ałam te złe w pływy nad nim i przez p od­

noszenie m oich rąk do Boga i uwielbianie G o; p rz e n ik a ła m n ie w te d y B oża m oc.

O dczuw ałam w ówczas także działanie tej m ocy w naszym d om u. N aw et odległość nie ogranicza skuteczności tych działań.

D lateg o m o ż e m y stosow ać to w każdej podobnej sytuacji.

Pew nego razu na uniw ersytecie w na­

szym mieście odbywało się seminarium, na którym propagowano praktyki okultystycz­

ne. Kilkoro braci i sióstr w Chrystusie pra­

gnęło przeszkodzić tem u nauczaniu. O koło 50 osób w różnym wieku zgromadziło się te­

go chło d n eg o dnia na parkingu. Wszyscy wcześniej przez godzinę przygotowywali się do tego w modlitwie. Staliśmy w kręgu trzy­

mając się za ręce i wielbiliśmy Boga za to, co O n m oże uczynić przez nas w tej chwili.

D uch Święty pobudził nas do podniesienia rąk w chwale i skierowania ich w stronę bu­

dynku, gdzie odbywało się sem inarium i tym samym jakby przejąć kontrolę nad panującą tam sytuacją. Wierzymy, że to wyzwolona w ten sposób Boża m oc spowodowała za­

mieszanie w nauczaniu, o czym później opo­

wiadali nam uczestnicy tego seminarium.

(7)

,

Z anim stałam się odrodzoną chrześcijan­

ką lubiłam śpiew, taniec i klaskanie w rytm muzyki. Wydawało mi się to właściwe tylko w m ie js c a c h zabaw , n ig d y w k o ś c ie le . Później, gdy usłyszałam i zobaczyłam , że lud Boży czyni to w kościele, łatwo m i było zjednoczyć się z nim i. Stało się to dla m nie łatwiejsze, gdy zrozum iałam hebrajski w y­

raz TAQ A (klaskanie, uderzanie, wbijanie kołka nam iotow ego, poręka podczas u m o ­ wy) użyty m.in. w Ps. 47,2 „Wszystkie naro­

dy, klaskajcie w dłonie! Wykrzykujcie Bogu gło­

sem radosnym”. Klaskanie rękam i potw ierdza niejako nasze p rzy m ierze z B ogiem , n a ­ szym O jcem .

J

e d n o z p ie r w s z y c h d o ś w ia d c z e ń u zd ro w ień czej m ocy B ożej, jak ieg o dośw iadczyłam , m iało m iejsce podczas s p o tk a n ia k o b ie c e g o . W z n o s z o n y ta m śpiew k ru sz y ł o c h ro n n ą s k o ru p ę , k tó rą zbudow ałam w okół sw oich uczuć, urazów, rozczarowań, zranień, niepew ności, rozpa­

czy, a n a w e t n ien aw iści sk iero w an ej ku sw oim dzieciom . Wraz z obrazem m oich chłopców, który pojaw ił się w m o im d u ­ chu, Bóg łagodnie pow iedział m i, że nie m uszę dłużej w inić się za błędy po p ełn io ­ ne przy ich w ychow yw aniu, bo O n chce m nie oczyścić, odsunąć ode m nie te spra­

wy i uw olnić m nie. W tedy nie zrozum ia­

łam tego w pełni. Stało się to dla m nie na­

praw d ę ja s n e d o p ie ro p ó ź n ie j, k ied y się wykonało. A wówczas, w czasie uw ielbia­

nia, po prostu otw orzyłam się w ew n ętrz­

nie, odkryłam swe em ocjonalne zranienia i z a p ła k a ła m . K ilka k o c h a ją c y c h s ió s tr podeszło do m nie i zaczęło wspierać m nie sw oim i m odlitw am i. Te płynące łzy gory­

czy zam ien iły się w k ró tce w łzy radości i poczułam ja k m oje serce w ypełnia now a miłość ku m oim dzieciom .

Tak właśnie przeżyłam operację u zd ro ­ w ienia, k tó ra z m ien iła m oje stanow isko i zachowanie w obec ukochanych osób. Ale B óg k o n ty n u o w a ł sw oje działanie, i p o ­ przez drobniejsze zabiegi usuw ał z m ego w nętrza te cechy, które stoją w opozycji do charakteru C hrystusa, k tó iy się w e m nie rozwijał. Potem Bóg objawił mi, że inny bi­

blijny wyraz: SZABAH oznacza coś w ro­

dzaju aplauzu, jaki zawodnicy otrzym ują od kibiców sportow ych podczas w alki. H A - LAL natom iast przypom ina m i dzień, kiedy po raz pierwszy ujrzałam mego przyszłego m ęża Briana. Tego pam iętn eg o w ieczoru zapaliła się w nas m iłość od pierw szego wejrzenia. N ie m ogłam przestać o nim m y­

śleć, tak entuzjastycznie m ów iłam o szcze­

gółach jego wyglądu, sposobie zachowania i zw yczajach, ze aż m ój sz e f w y szed ł ze sw o je g o p o k o ju , aby te g o p o s łu c h a ć i wspólnie się ze m ną cieszyć. N asza chwała dla Jezusa pow inna być przepojona m iło­

ścią, s ła w ie n ie m J e g o o c z u p ło n ą c y c h ogniem , Jego p ro m ien n ej św iętości, Jego o lśniew ającej p ięk n o ści, Jeg o jaśn iejącej chwały, majestatycznego splendoru i dosko­

nałej m iłości, która chce nas rozradow ać i wyzwolić nasz entuzjazm . Jednakże, jeśli nasza chwała nie jest m otywow ana żarliwą miłością do Jezusa, m ożem y brzm ieć pusto

„jak c y m b a ły b rz m ią c e lu b b rz ę c z ą c a m iedź”.

C

hciałabym się rów nież podzielić świa­

dectw em uzdrow ienia mojej bardzo bliskiej przyjaciółki. L ilian od m ło d o ści cierpiała na bardzo poważną chorobę ukła­

d u oddechow ego, w skutek czego była za­

wsze pow strzym ywana od pełnego uczest­

nictwa w norm alnym życiu, m iędzy innym i zm uszona była zrezygnować ze śpiewu. Ja ­ ko jej przyjaciółki wierzyłyśmy, że obietnica Jezusa o „życiu obfitym ” (J 10,10) jej także dotyczy. Spotykałyśm y się n iereg u larn ie przez półtora roku i modliłyśm y się prosząc Boga, aby udzielił nam mądrości w tej spra­

w ie i doprow adził do zwycięstwa. Podczas prow adzonych przeze m n ie w ykładów na tem at śpiewu dla Boga, Bóg poprzez swoje Słowo i dzięki naszym m odlitw om wskazał m i nowe pole wiedzy na ten temat.

W w y n ik u te g o , co sły szała o B ożej chwale, Lilian wyraziła nadzieję, że m oże Boga uw ielbiać śpiew em . Stopniow o do­

św iad czała u z d ro w ie ń c z e j B ożej m ocy.

Przede wszystkim Bóg dokonał tego w jej w n ę trz u . Z a b ra ł je j n iew iarę co do je j u z d ro w ie n ia i u św iad o m ił, że chce ją uzdrowić. Starała się więc śpiewać, a my w tym czasie chwaliłyśmy Jezusa. Stop­

n io w o odzyskiw ała fizyczne zdrow ie, co później zostało potwierdzone przez lekarzy.

G

dy rozpoczynałam m oją służbę dzie­

lenia się tym, co Pan m i powiedział na tem at uw ielbiania, B óg przem ów ił do m nie poprzez w idok startującego sam olo­

tu. W łaśnie dojeżdżałam do naszego m ałe­

go lokalnego lotniska, gdzie stal sam olot gotow y do lotu. W krótce też ruszył, nabie­

rając prędkości z każdą sekundą. W pewnej chw ili podniosły się najpierw przednie ko­

ła, a p o tem tylne. M anew rując statecznika­

m i doprow adził się do rów now agi; p o d ­ niósł cały swój ciężar i „chwycił” powietrze.

Wydawało się, że w tej poziomej pozycji ju ż pozostanie, chociaż powoli się wznosił. N a ­ gle jego przód uniósł się do góry i ogrom ny sam o lo t z w ielką szybkością poszybow ał w niebo.

D u c h Św ięty pow iedział m i wówczas, że Boży ludzie podobni są do tego ocięża­

łego, niepew nego sam olotu. G dy zaczyna­

m y z własnej w oli uwielbiać Boga, m oże­

m y czu ć się n ie p e w n ie . J e d n a k ż e je ś li w iernie będziem y to kontynuow ać przez cały czas kierując nasz w z ro k na Jezusa, w tedy D u ch Święty uniesie nas i um ożliw i nam oddanie M u należnej chwały.

Marguerite Byrne

Opracowano na podstawie wykładów prowadzonych w Polsce na konferencji dla kaznodziejów w 1983 roku.

Autorka jest zawodową śpiewaczką operową w Kanadzie.

CHRZEŚCIJANIN 7-8/98 (558-559)

7

(8)

...

5S:

tonem

P o z n a n ie B o ż y c h zasad u w ie lb ia n ia sprawia, że uczym y się uw ielbiać G o zgo­

dnie z Jego wytycznym i. W tedy nie tylko m ożem y się Je m u podobać, ale będziem y rów nież odbiorcam i Jego błogosławieństw.

Podczas uw ielbiania „odblokow ujem y się” i Pan m oże w tedy skuteczniej oddzia­

ływać na naszego w ew nętrznego człow ie­

ka. C h w a ła o d d a w a n a B o g u p rz y n o s i zm ianę w nas i w okół nas. Kiedy chw ali­

m y Boga w ed łu g Jego zasad w tej dziedzi­

nie, m ożem y spodziewać się szczególnych rezu ltató w , k tó re się pojaw iają zaró w n o podczas uwielbiania, ja k i później.

• D ostępujem y łaski nieznanego nam d o ­ tąd przeżyw ania Boga.

• Pan objaw ia n am sw oją o b ecn o ść p o ­ przez odczucie przenikającego nas cie­

płego żaru.

• O dczuw am y m iłość przepływającą p o ­ m iędzy chwalcami.

• P oznajem y czysty, świeży i odnow iony sens istnienia.

• Bóg przekazuje nam swoją wolę poprzez objawiające się dary duchow e: p ro ro c ­ two, słowo wiedzy i słowo poznania.

• U osób, które od daw na tego oczekują, często w ła śn ie w te d y p ojaw ia się dar m ów ienia innym i językam i.

• O trzy m u jem y Boże w izje, gdyż otw ie­

rają się nasze duchow e oczy.

• Z tego co rytualne i zwyczajowe, w kra­

czam y w żywe przeżyw anie spotkania z Bogiem.

• Z am iast koncentrow ać się na w łasnych potrzebach, jesteśm y skupieni na osobie C hrystusa. N asze myśli i podziw ogni­

skują się na Zbawicielu.

• Z achodzą fizyczne i em ocjonalne uzdro­

wienia, gdyż żywy Bóg dotyka potrzebu­

jące tego osoby.

A oto kilka praktycznych rad dla osób prow adzących uw ielbianie oraz dla uczest­

ników nabożeństwa.

• W szyscy m u szą być je d n o m y śln i. „O, ja k dobrze i miło, gdy bracia w zgodzie mie­

szkają! ( . . . ) Tam Pan zsyła błogosławień­

stwo, życie na wieki wieczne” (Ps 133,1-3).

• W szyscy m u s z ą tw o rz y ć ja k b y je d e n a k o rd , m u s z ą być z e s tro je n i tak, ja k pięknie brzm iąca sym fonia; kochający

się, w rażliw i n aw zajem na sw oje p o ­ trzeby i nie konkurujący ze sobą.

• W celu uzyskania h a rm o n ii, z g ro m a ­ dzeni pow inni być zgodni z prow adzą­

cymi śpiew w e w szystkim: w klaskaniu, podnoszeniu rąk, w m elodii i rytmie.

• Prowadzący śpiew powinni być pogrążeni w Panu, wcześniej przygotowani ducho­

w o przez Słowo i modlitwę, polegający na prowadzeniu D ucha Świętego co do do­

boru pieśni, jakie mają być śpiewane.

• P ro w a d z ą c y śp ie w p o w in n i w alczy ć w m odlitw ie przeciw ko przyzw yczaje­

nio m , w łasn em u spojrzeniu o p artem u na rozum ie, uprzedzeniom , tradycjom . Pow inni także modlić się o osobistą czy­

stość um ysłu, dobór słów i myśli w D u ­ chu Świętym . Pow inni dobierać pieśni i refreny, których teksty są albo czystym Słow em Bożym przekazyw anym w w e­

rsji m uzycznej, albo b a rd z o w yraźnie i m ocno na nim oparte.

Instrumentaliści pełnią w uwielbianiu ro­

lę znamienną. Powinni jed n ak pamiętać, że:

• vibrato i trem olo nie p o w in n y być ra­

czej stosowane z tego w zględu, że na zgro­

m adzonych sprawia to w rażenie zam azy­

w ania m elodii;

• p o d c z a s T E H IL L A H , p ie ś n i P a n a , (w spólnego intonow ania inspirow anej m elodii) instrum entaliści grają dźwięki sk ła d o w e a k o rd u to n ic z n e g o i p o d ­ trzym ują m elodię; nie pow inni używać w tedy innych akordów.

W ierzę, że w tym ostatnim czasie przed przyjściem Jezusa, Bożym pragnieniem jest w yposażyć swój lu d w tę sam ą m oc, co w dniach Pięćdziesiątnicy. K luczem do w y­

z w o le n ia m o c y D u c h a Ś w ię te g o j e s t CHWAŁA dla Pana w swym pełnym zna­

czeniu.

U w ielbianie m a swój początek w naszej woli. Wraz z otw arciem się naszego zrozu­

m ienia i zezw oleniu D uchow i Św iętem u na prow adzenie nas w zbiorow ym uw iel­

b ian iu b ęd zie m y przeżyw ać Bożą pełnię życia, ja k ie O n p rze z n a c z y ł dla sw oich dzieci.

Marguerite Byrne

(9)

W Y W IA D „C H R Z E ŚC IJA N IN A ”

Paweł Za recki

je st m łodym m uzykiem i chrześcijaninem . W spółpracował ostatnio z M ietkiem Szczęśniakiem, chórem Trzecia Godzina Dnia, Januszem Bigdą, M ichałem Fijalskim. Czasami pomaga w prow adzeniu uwielbiania w zielonoświątkowym Z borze Stołecznym. Poznałam go kiedyś w studiu PSALM na Siennej, gdzie nagrywał je d n ą z chrześcijańskich produkcji. Paweł często wracał do studia, za każdym razem nagry­

wając coś innego. N a początku lutego 1998 roku postanow iliśm y porozm aw iać o tym ja k doszło do tego, że służy B ogu i nam

w sposób szczególny - swoją muzyką.

• T w ój o j c i e c j e s t p a s t o r e m , c z y to zn a czy , ż e o d n a jm ło d sz y c h la t w y ra ­ sta łeś w ch rześcija ń sk iej a tm o sferze?

Zgadza się, w yrastałem w chrześcijań­

skiej rodzinie baptystycznej.

• C z y z g o d n ie z z a sa d ą , ż e B ó g n ie m a w n u k ó w tylk o d z ie c i, Ty r ó w n ie ż sta łeś się B o ż y m d zieck iem ?

N ic uw ażałem nigdy, że skoro mój tata jest pastorem, to ja ju ż jestem zbawiony. Pa­

miętam, że takie pierwsze, głębsze przem y­

ślenia odnośnie do tego, co Jezus dla m nie zrobił, przyszły wtedy, kiedy po raz pierwszy obejrzałem film „Jezus”. M iałem wówczas jakieś 8-9 lat. Chrześcijaństwo było dla mnie zabawą - jeżdżenie na obozy dziecięce, śpie­

wanie piosenek. Potem wracałem do szkoły, chociaż właściwie cały czas byłem pod wpły­

w em tego, co przeżywałem na obozach. Jed­

nakże po obejrzeniu tego filmu, jeszcze jako dziecko, zacząłem myśleć o Bogu dużo po­

ważniej. Później zm ieniłem środowisko, bo kiedy miałem 12-13 lat wyjechałem do szko­

ły do Olsztyna, i ta ochrona, wynikająca z te­

go, że się je s t w rodzinie chrześcijańskiej, z dala od kłopotów, problem ów i świata, ta ochrona zaczęła pękać, kiedy zamieszkałem w internacie, daleko od dom u. Nagle okazało się, że świat m a na mnie ogrom ny wpływ.

• A k ied y się naw róciłeś?

To był p ro c e s. M ia łe m za sobą kilka chwil, kiedy postanawiałem iść za Bogiem, i nie twierdzę, że te przeżycia były niepraw­

dziwe. Były tylko nietrwałe. Kiedy kończył się obóz, kończyło się lato, zaczynały się zaję­

cia, szkoła, w szystko się rozm yw ało. N a j­

pierw odszedłem od Boga. Coraz więcej gra­

łem, poznawałem coraz więcej ludzi, i świat

zaczął m nie wciągać. Ludzie wiedzieli, że je ­ stem innowiercą i pytali, na czym polega m o­

ja wiara. W tedy spełniałem rolę obrońcy na­

szego wyznania, m ów iłem że wszystko jest bardzo fajne, że trzeba być zbawionym, ale m ów iłem to wszystko tylko dlatego, że o tym słyszałem. M nie samego to w ogóle nie doty­

czyło. Ale zacząłem się zastanawiać. Jak się jest dzieckiem pastora, zna się wszystko na pamięć, jest się przejedzonym wszystkimi bi­

blijnymi historiami. N ic cię wtedy nie rusza, nie obchodzą cię żadne ewangelizacje, bo stwierdzasz że to wszystko ju ż wiesz i się wy­

łączasz. Strasznie ciężko było mi uwierzyć - nie tak intelektualnie, ale tak po prostu przy­

jąć do wiadomości, że Jezus za m nie zmarł, że odpuścił m i grzechy i całą przeszłość. Było m i trudno to wszystko zrozumieć sercem.

• K ied y n a stą p ił p rz e ło m ?

N ie pamiętam konkretnej daty, ale wiem, że któregoś w ieczoru po prostu miałem stra­

szny dół. M iałem w tedy taki czas, ze zaczy­

nałem wątpić w ogóle w to, że Bóg m nie słucha, bo to że istnieje, jakoś tam wiedzia­

łem i nie m iałem żadnych wątpliwości. Wąt­

piłem tylko, czy m nie słyszy, czy w ogóle się m ną przejmuje, myślałem że jestem za bar­

dzo grzeszny. Zastanawiałem się, czy m nie zbawi, skoro tyle nagrzeszyłem . To m nie bardzo dołowało, bo w głębi serca szukałem

rozwiązania. I pewnej nocy po prostu zaczą­

łem rozmawiać z Bogiem, naprawdę bardzo szczerze. M ów iłem M u o tym, co robię, do­

słownie o wszystkim. To wcale nie było po­

m patyczne, tylko taka prosta prośba: Panie przebacz mi moje winy, grzechy, chcę żebyś byt w moim życia. Tak po p ro stu , norm alnie.

I widziałem, że takjcst. N ie rozum iałem tak do końca wielu rzeczy. Uwierzyłem Bogu na słowo, że jeżeli przyjmę Jezusa do serca, to będę zbawiony. Po prostu, normalnie. A po­

tem, jak to zwykle bywa, kiedy mieszkałem sam w internacie, gdzie nie było chrześcijan, znowu się wszystko rozmyło.

Były takie chw ile, kiedy o d chodziłem od Boga i kiedy do N iego w racałem . M y­

ślę, że to chyba norm alne. Było też kilka takich m o m e n tó w w m o im życiu, kiedy B óg m i n a p ra w d ę p o m ó g ł. P ie rw s z y m z nich była m atura, to był ogrom ny cud.

Wszyscy się zdziwili, że ją w ogóle zdałem.

A ja byłem w tedy bardzo blisko Boga. Pa­

m iętam , m iałem w tedy taki okres, że kiedy ch o d ziłem po ulicy, to po p ro stu z N im rozm aw iałem . To było cudow ne.

• O d k ie d y z a c z ę ła się tw oja p r z y g o ­ da z m uzyką?

M iałem w ted y cztery lata, m ieszkali­

śm y w O stródzie. Rodzice kupili m i piani­

no i poprosili znajomą, żeby zaczęła m nie

CHRZEŚCIJANIN 7-8m(558-559)

9

(10)

uczyć. Byłem w tedy bardzo szczęśliwy, bo zawsze coś m i tam w duszy grało.

• C z y to z n a c z y , ż e ta le n ty m u z y c z ­ n e p r z e ja w ia ły się w T ob ie j u ż o d n aj­

m ło d sz y c h lat?

Tak, chociaż nie pamiętam tego. Podobno grałem na wszystkim co było w domu. Coś jed n ak w płynęło na m oich rodziców skoro postanowili, że nie będę fizykiem czy prawni­

kiem, tylko pomyśleli o szkole muzycznej.

Kiedy zacząłem uczyć się w średniej szkole muzycznej w Olsztynie, zabawa przerodziła się w bardziej dojrzale muzykowanie. Zaczą­

łem bardziej profesjonalnie uczyć się gry na fortepianie. M a to swoje skutki i dzisiaj, skoro nie jestem kom iniarzem , tylko m uzykiem . Ukończyłem średnią szkolę muzyczną, a te­

raz studiuję w Katowicach na wydziale jazzu.

• M y ś lis z , ż e te n t a le n t k tó r y m a s z je s t d arem od Boga?

Ja w ogóle nigdy nie m yślałem o tym w taki sposób. N ie myślałem, że m am ta­

lent. Po prostu robię coś, co we m nie sie­

dzi, i chcę to robić dla Boga.

• M ó w iłeś, ż e n a g ry w a łeś z m u z y k a ­ m i p r o fe s jo n a ln y m i, k tó r z y z c h r z e ­ ścijań stw em m ają n ie w ie le w sp ó ln e g o . A le o s ta tn io , z t e g o c o w ie m , n a g r y ­ w a sz g łó w n ie m u zy k ę ch rześcijań sk ą.

O, tak. To jest cale pasmo cudów. Zeszły rok był przełomowy. Przez te parę lat grania myślałem sobie, że muzyka to jest takie nor­

malne, neutralne zajęcie. Ale 7 sierpnia 1997

ro k u , a k u ra t po k o n c e rc ie w G i­

życku z Robertem Janow skim , poje­

c h a łe m na kilka d n i do K ętrzyna, na obóz m isyjno- m o d lite w n y p ro ­ w a d z o n y p rz e z Łukasza M roczka.

W ogóle nie m ia­

łem tam jechać, ale pojechałem. Które­

goś d n ia Łukasz miał wykład o chrz­

cie D uchem Świę­

tym , i w ogóle o D uchu Świętym, o tym jak O n działa.

I wiesz co, ja nie wiem jak to było, ale po tym wykładzie Łukasz spytał, czy ktoś chce żeby się o niego modlić, żeby zstąpiła na niego moc Ducha Świętego. Bardzo tego chciałem, więc się zgłosiłem bez wahania. I stojąc tam odczu­

łem nagle taką świętość Boga, że zacząłem wy­

znawać swoje grzechy, zacząłem płakać. Be­

czałem ja k małe dziecko. I w tedy Bóg m i pow iedział, że gram dla diabła. Z acząłem mówić: Boże, ja nie chą grać dla diabła, tylko dla Ciebie Przepraszam Cig za k W&t Ł#, W # zmar- nowałem. N ie dostałem wtedy darów języków, ale samo to przeżycie bliskości Boga, to oczy­

szczenie sprawiło, że poczułem się wolny.

P ostanow iłem wtedy, że zryw am wszelkie kontakty i koncerty z niewierzącymi ludźmi, z którymi dotąd grałem. Wiedziałem, że to by­

ło od Boga, bo O n dał mi do tego siłę. Kiedyś wcześniej próbowałem to zrobić, ale nie po­

trafiłem, zawsze wracałem. A wtedy - następ­

nego dnia po prostu zadzwoniłem do mojego przyjaciela i powiedziałem mu, że nie chcę już grać z tym, i z tym, i z tamtym, a on mnie zro­

zumiał. Nagle zostałem uwolniony zupełnie, i to było fascynujące. Miałem wtedy ogromny głód Bożego Słowa, to było fascynujące prze­

życie, które mnie zmieniło. Potem miałem ta­

ki okres, w którym zaczęły się problem y fi­

nansowe. Przestałem grać, więc zamknęły się moje źródła utrzymania, ale kiedy diabeł mnie kusił, Bóg dawał mi silę, żeby mówić nie. To było niesamowite, że Bóg dał mi siłę, żeby po­

przestawiać priorytety.

• C z y to w te d y z r o d z ił się p o m y sł n a ­ gran ia kolęd?

Pom ysł z kolędam i w yszedł od Piotra Kobusa ze zboru na Puławskiej. O n chciał,

żebym zrobił kolędy, tylko że w wersji in ­ s tru m e n ta ln e j. Z a c z ą łe m o ty m m yśleć i w p a d łe m na p o m y s ł, ż e b y j e n a g ra ć z M ietk iem Szczęśniakiem , bo słyszałem wcześniej, że się naw rócił i w iedziałem , że św ietnie śpiewa. N ie znałem go, w ydawa­

ło m i się, że to będzie niem ożliw e. M ia­

łem w rażenie, jakbym się rzucał z motyką na słońce. I nagle te wielkie, szalone m a­

rzenia zaczęły się realizować, chociaż nie m ia łe m na to pieniędzy. P o czątk o w o to m iała być m ała produkcja przykościelna.

• W yszła z te g o ch yb a c a łk ie m d u ż a prod u k cja.

D la m nie to jest kolejny cud, no i dowód Bożego prowadzenia. Zaczęliśmy nagrywać te n m ateriał w stu d iu E dka Sosulskiego, praktycznie nie mając na to pieniędzy. Po ja ­ kimś czasie z przerażeniem stwierdziłem, że w ydatki na taką produkcję m oże w yłożyć tylko duża firm a fonograficzna. N ie w ie­

działem co robić. I w tedy pom yślałem , że m oże jakaś duża firma fonograficzna by to kupiła. Pokazaliśmy m ateriał szefom kilku takich wytwórni, a oni chcieli go od nas ku­

pić. Pew nego dnia przyszedł do Edka To­

masz Kopeć (dyrektor artystyczny Pomato- nu). Posłuchał, i bez targowania się podpisał z nam i kontrakt. W ciągu dw óch - trzech dni sprawa się rozwiązała tak, że byłem za­

dziwiony. Widziałem jak Bóg wziął wszyst­

ko w swoje ręce i przejął kontrolę. Okazało się, że te kolędy mają też w pływ na ludzi, którzy je z nami nagrywali. W ogóle w spo­

sobie w jaki M ietek śpiewa te kolędy, sły­

chać, że on żyje z Bogiem, że to jest auten­

tyczne, że to śpiewanie to jego świadectwo.

Jak się słucha tych nagrań, m ożna zauważyć, że były dla nas sporym przeżyciem.

• N a razie w ydaliście tylko m axi-singiel z kolędam i, c z y u k aże się cała płyta?

Płyta na pew no się ukaże w tym roku, rozm aw iam y jeszcze o tym , żeby dograć jakieś cztery, m oże pięć kolęd.

• N ie s k o ń c z y ło się na k o lę d a c h , ro­

b is z co ś w ięcej.

Po kolędach przyszedł czas na sprawę bli­

ską m em u sercu, czyli nagrania chóru Trze­

cia Godzina Dnia. W skład T G D wchodzą ludzie wierzący z różnych wyznań chrześci­

jańskich, a celem chóru je st ewangelizacja, uwielbienie Boga i budowanie więzi między

(11)

sobą. C hór istnieje chyba od lat siedemdzie­

siątych, wydaliśmy ju ż dwie produkcje, ale myślę, że ta trzecia, ostatnia, jest najbardziej dojrzała i najciekawsza. Są tu wyłącznie na­

sze własne kompozycje: Piotrka Nazaruka, Sławka Szymańskiego i moje. Myślę, że pły- tajest ciekawa i niekonwencjonalna.

• O d k ied y g ra sz z c h ó r e m T G D ?

Gdzieś od 1993 roku.

• Ile m ia łe ś w te d y lat?

Jakieś 16 - 17. To było tak, że kiedyś chór przyjechał do nas do Kętrzyna, a ja ju ż znałem większość pieśni, które śpiewali. Tylko że do chóru przyjmowano ludzi nieco starszych ode mnie. Wiem tylko, że bardzo chciałem z nimi grać, bo śpiewanie czy granie w chórze było ogrom ną nobilitacją. Kilka lat później moje marzenie się ziściło, a ja zaprzyjaźniłem się z kilkoma osobami z chóru, z Piotrkiem N a- zarukiem i Tomkiem Wiazowskim. Dzisiaj są oni głównymi szefami chóru.

• Jak to się sta ło , ż e p o s ta n o w iliś c ie nagrać k o lejn ą płytę?

Przez dwa lata kom ponow aliśm y now y materiał, i postanowiliśmy wydać go na pły­

cie. Płytę zatytułowaliśmy „Hosanna”. Więk­

szość aranżacji pow stała u m nie w dom u.

A chórem oraz aranżacjami wokalnymi zajął się Piotrek Nazaruk.

• N a p ły c i e ś p ie w a n ie ty lk o c h ó r . Z a p r o siliśc ie ta k ż e k ilk u g o ści.

Tak. Chcieliśmy, żeby w okalistam i byli ludzie wierzący, żeby to było autentyczne.

Z a p ro siliśm y w ięc M ie tk a S zczęśniaka, R oberta A m iriana, N o rę i N atalię N iem e- nówny, Ewę U rygę, oraz Anię Swiątczak.

• P la n u je c ie trasę k on certow ą?

J e s t to naszym m a rz e n ie m . N a razie ro zm aw iam y o tym . N aszy m celem je s t ewangelizacja i dotarcie do ludzi młodych, w ięc na p ew n o będzie d u ż o koncertów . Z całą pewnością będziem y grali tam, gdzie nas zechcą. Stąd mój apel do zborów i m i­

sji. Jeżeli są zainteresowane naszą pom ocą w letnich ewangelizacjach, niech się skon­

taktuj z nami, a m y chętnie przyjedziemy.

Rozmawiała: Agnieszka Gocłowska

' h k U ' n i s d v t f g i razem Z w am i zach ęci, nam i pokieruje.

1 V z , . z : c: ■ 1 ■

się od włączenia się du wspólnego uwici- u w i e l b i a ć B o g a . C h ę t n i e biania Boga podczas zgromadzenia. A jeśli p o s ł u c h a m j a k r o b i ą t o i n n i ju ż się przyłączą, to nic odczuwają pćłnęj

i uczestnikam i: grom a.

x: i': ' zbio kiedy czujesz do tego ćhęi Uwielbianie

' : - : : n ainusta n .o w .

en takiego sta n u . dę; lobie. Pa­

nic, grać b ę d ę ” (Ps 11)1,1). „Błogosław, U w i e l b i a m B o g a d u s z o m o ja P a n u . , w s z y stk o , co w e

u n i e , i n n e m u " „ T , n n i '' ps ilmisia luzkazy- zilda "aua W tnika nasze u h i pomóc m m w odebraniu w y- stąd, że my m usim y uczynić to sam o, co

b a w i e ń , . , ( p o , 1 / 4 ( 1 . 3 1 . 4 1 . 1 ; I i 7 . 2 i . l j w , D a w i d . a u , . . p o s u „ . . w , . d / i ę k o w , .

także rezultatem przekonującego działania Łłocrti za Jego w ielkie dzieła, jakich 1 >n D cc::.. S w c tc g n o g zech,: (w 3,14; Tr ciągle dokonuje.

2,10; A m 5,13; D z 15,12; 21,40; 22,2). C i-

sza n astąp i pod< zas e sc h a to lo g ic z n e g o W t e n s p o s o b n i e c h w a l i s i ę . ,1-zeczenia k,m ca, z u u (< >bj 8 .1). B o g a w n a s z y m k o ś c i e l e

- , nasz

1 uwwibiania osob- n u ■ skladajm ) B ogu o ftu ą potliw ohią. to jest no dla różny, h ludzi. Przekazał je kiedyś , . , u .u u d u w i. U u a h ł I 3.15). N a s / a p . . w ś . i ą g l m o ' ć w śp ie w ,- p o r -ądc k. , , , d l u y . k t o , , g o I, w „ , m ie li za

'o ^ 'o ite ' , , 'l l i a n i e Boza

' ' , ' , . ^ N m vym T e o .-

. : . ' . ' oział do nas „Ale wy

m u S i o b u d o ś p . e o a j ą c w l l a o k o l n a - J . s t e s . , e r o d , . , ,e n , , . e l . k r o k w-

o . ' , , l m s ^ . m , n a i o d e m św iętym , m e . r u -z .',ą c o t

' , ' s p i c w t c z m u ni , u o ' U , e . o ł i ł z c i c m u o w i zespołach lub chórach Dlatego rozwi- ku dziw nej swojej św iatłości" ,11' 2,9)

u. il u , u n a s k o m p l e k s u , : s | l . 4 : W e m . i l . n " d l l . . s | s i ę . ... z y w ó . u . d o

j e d u a k p i . o , , d i o w i r n a w , „ e - \ u ę - D - h . " , n n o . u , n , . b w i . i ' i .mpleksy, i uw olnić n .s do cech, wc w s z y .T i,h kościołach i u ir o - śpiew u dla N iego w zg ro m ad zen iu .. dach.

W3 ■ E ' '

: . :.'j . . . . ■ ..

ze

odnoszą się.a 1 przełożonych ludu

uwielbienia, śpiewania czy m uzykowania. Bożego tego, ,,> Bóg objawił m u oduo- , o , ' ' ' d o P i z y w u d . y u

■. ii sze sta ' :

c ,,e . no i v i ' ' " ' , 2 l ' i n I7,_7-2S bcają się to czynić. Bóg dal h a . d e mu z nas 23,13; por. N e 12,46).

delikatnie nastrojony instrum ent którego używ am y do m ów ienia i śpiewania. Jeżeli

m ożem y m ów ić. m ożem y także śpiew ać. Marguerite Byrne

CHRZEŚCIJANIN 7-8/98 (558-559)

(12)

M IN IA T U R Y E G Z E G E T Y C Z N E

Niepokalane Poczęci

„ A l b o w i e m w s z y s c y z g r z e s z y l i i b r a k i m c h w a ł y B o ż e j ” ( R z 3 , 2 3 )

P

owyższe słowo apostolskie, które - jak wierzym y i wyznajemy - jest Słowem B ożym , nie o d n o si się tylko do je d n e g o C złow ieka; nie od n o si się do „człowieka Chrystusa Jezusa” (por. „Albowiem jeden jest mifdzy Btgiem a Mźmi, czbwiab Chrystus Jezu s" - lT m 2,5). N ie odnosi się dlatego, że był O n Słowem, które było Bo­

giem, i które ciałem się stało i zamieszkało w śród nas; że był Synem Najwyższego, Sy­

n e m B ożym , „k tó ry się p oczął z D u c h a Świętego, narodził się z M arii Panny”. N a ­ rodzenie z Panny, D ziew icy spraw iło, że praw dziwe człow ieczeństw o Jezusa C h ry ­ stusa nie musiało przejąć dziedzictwa grze­

ch u . C a ła lu d z k o ś ć o d z ie d z ic z y ła w in ę i upadłą naturę po swoim pierwszym ojcu, Adamie (grzech pierw orodny grzech odzie­

dziczony). A ponieważ Jezus nie miał ludz­

kiego ojca, znaczy, że ciągłość pochodzenia od A dam a została częściow o przerw ana.

I dlatego ani praw na wina, ani m oralne ze­

psucie rodzaju ludzkiego nie odnoszą się do C h ry stu sa . P o w ie d z ia ł nasz P an: „K tóż z was m oże mi dowieść grzechu?” (J 8,46).

A więc jedynie w przypadku Jezusa C h ry ­ stusa, „który się począł z D ucha Świętego”, m ożem y mówić o niepokalanym poczęciu,

atom iast słowo naszego m o tta o d ­ nosi się w pełni do każdego innego człowieka, dotyczy w szystkich innych lu ­ dzi. „Wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały B o­

że j”. Wszyscy z w yjątkiem tego jed n eg o - B oga-człow ieka. Z g rzeszy ł A dam , przez którego grzech w szedł na świat. Zgrzeszył A braham , a jedynie jego w iara została na­

stęp n ie po czy tan a za spraw iedliw ość, za u sp raw ied liw ien ie. Z grzeszył M ojżesz - człowiek bardzo skromny, najskromniejszy ze wszystkich ludzi, którzy są na ziemi (por.

4Moj 12,3). Zgrzeszył Dawid, mąż w edług serca Bożego: „O to urodziłem się w prze­

w inieniu i w grzechu poczęła m nie matka m o ja ”. „ Z g rz es zyłe m wobec P a n a ” (2S m 12,13) - to także wyznanie Dawida. M ogli­

byśm y podawać rów nież przykłady z N o ­ w eg o T e s ta m e n tu . W szyscy z g rz e sz y li.

Grzesznikami jesteśm y rów nież m y - j a i ty.

Ale, chwała Bogu, jesteśm y „uspraw iedli­

wieni darm o, z łaski jego, przez odkupienie w Chrystusie Jezusie” (Rz 3,24).

D o tej drugiej grupy, gdzie wszyscy lu ­ dzie, a nie do pierwszej, gdzie jedynie bez­

grzeszny Je z u s C h ry stu s, należy rów nież błogosław iona m atka naszego Pana, Maria.

Bo przecież ona, nie bezgrzeszna, ale ja k w szyscy lu d z ie p o trz e b u ją c a zbaw ienia, nazywa Boga sw oim Zbaw icielem : „Wielbi dusza moja Pana i rozradował się duch mój w B ogu, Z baw icielu m o im ” (Łk 1 ,4 6 -4 7 ).

B ezgrzeszny Jezus . C hrystus nigdy pie na­

zyw ał B oga s w o im Z b a w ic ie le m , gdyż zbaw ienia nie potrzebow ał. M aria zbawie­

nia potrzebowała. I otrzym ała je - ja k inni - je d y n ie przez wiarę w Jezusa C hrystusa, Z baw iciela świata. A zatem dogm at o b o ­ wiązujący w kręgach katolickich, nam ob­

cy, a głoszący, że (cytuję): „N ajśw iętsza M aryja Dziew ica od pierwszej chwili sw e­

go poczęcia, przez łaskę i szczególny przy­

w ilej B oga w sz e c h m o g ą c e g o , n a m o cy p rzew idzianych zasług Jezusa C hrystusa, Z baw iciela rodzaju ludzkiego, została za­

chow ana nienaruszona od wszelkiej zmazy g rz e c h u p ie rw o ro d n e g o ” (d o g m at o g ło ­ szony w 1854 r. przez papieża Piusa DC), nie m a żadnego biblijnego uzasadnienia.

N ie widziała podstaw do takiego dogm atu ró w n ie ż w iększość sta ro ż y tn y c h O jc ó w Kościoła. Iren eu sz i T ertulian p rzy p o m i­

nali okazje, w których M aria zasłużyła na zarzuty swego Syna, a O rygenes p o d k re­

ślał z naciskiem , że ja k w szystkie ludzkie istoty potrzebow ała odkupienia ze swych grzechów. Z a O rygenesem poszli wszyscy w schodni ów cześni teologowie. Dalecy od przyznania jej duchow ej i m oralnej dosko­

nałości, uznaw ali ją za w inną ludzkiej sła­

bości. J a n C h ry z o sto m był zdania, że jej zapobiegliw ość w K anie i chęć okazania w ładzy nad Je z u s e m sp ro w ad ziły na nią Jego dobrze zasłużoną krytykę. Byli oczy­

wiście i tacy pisarze starożytni, którzy m ie­

li in n e zdanie. N a przykład E frem , który o p is u je j ą ja k o w o ln ą , j a k j e j S y n , o d wszelkiej skazy (Rzecz jasn a - j a k ju ż pisa­

łem w tym cyklu rozw ażań - nie poglądy O jcó w Kościoła są podstaw ą naszej d ok- tryny). D ziełem , które w yw arło ogrom ny w pływ na późniejszą m ariologię był apo­

k ry f pt. „Protoewangelia Jakuba”, apokryf napisany dla uw ielbienia Marii.

co jeśli chodzi o Lourdes, gdzie m at- ( X ka n aszeg o P an a m iała się ukazać B ern ad etcie S o u b iro u s i pow iedzieć jej:

„Ja je s te m N ie p o k a la n y m P o c z ę c ie m ? ” M iało to miejsce w 1858 r., a więc cztery lata po ogłoszeniu dogm atu, i to „ukazanie się” m iało p o tw ierd zić, że M aria została poczęta bez odziedziczenia zmazy grzechu p ierw o ro d n eg o . N o cóż, pryw atne obja­

w ie n ie , k tó r e n ie k o n ie c z n ie m u s i być -uznane za praw dziw e. P ow iem m ocniej:

fałszyw e p ro ro ctw o , bo nie in sp iro w an e przez D u ch a Chrystusow ego. A poza tym:

rozm ow a z ducham i? Podobnie ja k fałszy­

w e było proroctw o, które usłyszał D ariusz M alejonek z grupy rockowej H o u k , i które tak opisuje: »Ja czułem się protestantem , w ię c n ie u z n a w a łe m M a tk i B ożej ja k o K rólow ej N ieba. G dy g ru p a m odliła się, ró w n ie ż u sły sz a łe m p ro r o c tw o . W te d y odezwała się do m nie M atka Boża i pow ie­

działa: Synku, to ja ciebie tutaj przyprow a­

dziłam , ja w yjednałam ci łaskę u m ojego Syna”. A ja w tedy padłem na kolana przed N ią i pow iedziałem : „M am usiu, przecież ja m yślałem , że Ciebie nie m a!” O d tego m o m e n tu z ro z u m ia łe m ja k w ielk ą m oc ma Maryja« („Polityka”, n r 16, 18.04.98 r.) A przecież mają tam , w Lourdes, miejsce u z d r o w ie n i a c h o r y c h - p o w ie k to ś . O w szem , czasem mają. Ale w iem y p rze­

cież, iż ja k ró ż n e są p rzy czy n y c h o ró b , ró żn e też są przyczyny naszych u z d ro ­ w ień. P ro f F.F. B ruce pisze, że je s t wiele s t a r o ż y tn y c h n a p is ó w w E p id a u r u s ie w G recji, św iadczących o uzdrow ieniach przeżytych przez pielgrzym ów do tam tej­

szej św iątyni Asklepiosa, a czyż ktoś dziś pow ie, że A sklepios to praw d ziw y Bóg.

M am y m ocniejszą regułę wiary, za p o m o ­ cą której należy m ierzyć wszystko, co jest nam przedstaw iane do zaakceptowania ja ­ ko chrześcijański dogm at. Sola Scriptura.

Tylko Pism o Święte.

Edward Czajko

Cytaty

Powiązane dokumenty

praca zborów Kościoła C hrystusow ego prow adzona jest w ram ach Zjednoczonego Kościoła

żych zawartych w Biblii, a jednak być nowo narodzonym człowiekiem, jeśli tylko podda się pod przekształcające działanie Ducha Sw.. Jest to interpretacja

A kiedy choćby największa grupa dzieci zajmuje się tym, co do nich należy, jest lad i porządek.. Dokładnie tak samo je st z

Więc tylko Boże Słowo daje moc do prow adzenia świętego życia; bez niego żaden człow iek nie może stać się święty... Lud izraelski o trzym ał

13.. Jesteś za to odpow iedzialny.. Ale ty lk o pośw ięcenie czyni ciebie efektyw nym. Nie będziesz sądzony ani nagrodzony za ilość ow o­. ców, ale za sw oje

On zgodził się aby nasze Winy obciążyły jego świętego i niew innego Syna.. Skoro Jezus za nas um arł, jesteśm y ułaskaw ieni i w olni od

Przy zam aw ianiu naszej najnowszej publikacji prosimy uprzejm ie zam aw iać cale komplety (pojedynczych egzemplarzy sprzedawać n ie będziemy), w przeciwnym bowiem

Pośw ięcenie dom u Bożego za czasów Z arobabela odbyw ało się rów nież w radosnej atm osferze (Ezdr.. B udow anie św iątyni rozpoczęto na skutek