ISSN 0209-0120 INDEX 35462
Rok LXIX • lipiec - sierpień 1998 Nr 7 - 8 / 9 8 ( 5 5 8 - 5 5 9 )
m m
3 Słowo w stęp n e redaktora n a c z e ln e g o Wrażliwi na Boga
4 Smak życia 6 Żyję by wielbić
8 Symfonia Bożej chwały
9 Wywiad „Chrześcijanina”
Teraz gram dla Boga - Paweł Zarecki
1 0 N ie mogę uwielbiać 1 2 Miniatury e g z e g e ty c z n e
Niepokalane poczęcie
1 3 Św iadectw o Jezus m nie kocha
14 Świętość - ostatnia granica
1 6 Biblia i teologia
* O W ieczerzy Pańskiej raz jeszcze
• Fałszywy prorok
1 8 Poznajmy się
1 9 Porozmawiajmy
O Bożych gustach m uzycznych
2 0 Jak zadbać o jedność w zgromadzeniu 2 2 N iech Jezus uczyni dla ciebie cud 24 M iastko ‘98
Konferencja uwielbienia
2 5 „Studia i dokum enty ekum eniczne”
o zielonoświątkowcach
2 6 O dszedł d o Pana...
Stanisław Daszkiewicz 27 W iadom ości z kraju i z e świata
3 0 Między wierszami W ięcej...
3 1 Chwila dla audiofila
O u t o f E den rnore than you know
Okładka: ewangelizacja na stadionie chorzowskiego Ruchu, z udziałem dr. T.L.Osborna (tłum. pastor M ariusz M uszczyński)
Żyję by w ie lb ić
O
M Św iętość
- ostatnia granica
M iastko ‘98 K onferencja u w ielb ien ia
M iędzy w ierszam i
W ięcej
SŁ O W O W S T Ę P N E R E D A K T O R A N A C Z E L N E G
W
tym num erze zamieszczam y trochę artykułów o uw ielbianiu Boga. N a„m ojej” stro n ie chcę się zająć czym ś, co uw ażam za najważniejsze w e wszelkiej Bo
żej służbie, w tym i w służbie uwielbiania.
Zawsze pam iętam radę, jakiej udzielił stary kapłan H e li m ło d z iu tk ie m u S am uelow i.
K rótkie zdanie: „M ó w, Panie, bo sługa twój słucha” stało się k lu cze m do ro z u m ie n ia woli Pana. A były to czasy, gdy „Słowo Pań
skie było rzadkością ( . . . ) a widzenia nie były rozpowszechnione” (lS m 3,1.9). Samuel nau czył się w tedy odbierać od Pana Jego wska
zówki, stal się wrażliwy na Słowo Pana.
Inny bohater biblijny, Dawid, „mąż według serca Bożego”, jest również dobrym przykła
dem wrażliwości na Boży głos. Pewnego razu musiał się zmierzyć z Filistynami. Usłyszeli oni, że namaszczono go na króla i zamierzali go pochw ycić. Ale świeżo upieczony król miał zwyczaj zawsze pytać o radę Pana. N au czył się tego ju ż we wczesnej młodości, gdy samotnie musiał chronić stado owiec przed drapieżnikami i tego się też trzymał w czasie walki z G oliatem . O d m ó w ił użycia zbroi króla Saula, bo nie był przyzwyczajony do tego rodzaju ochrony. Wolał swój zwyczajny strój pasterski, procę z kamykami z potoku oraz imię żywego Boga w sercu i na ustach.
W iedział, że choć odsłonięty - m a opiekę Najwyższego, o którego cześć się ujął. Bar
dziej sobie cenił Bożą obecność, niż pomoc ludzką. Tak więc ju ż jako król, zgodnie ze swym zwyczajem, zapytał Pana czy m a ru szyć na Filistynów, i czy Pan wyda ich w jego ręce. O trz y m a w s z y o d p o w ie d ź , ru s z y ł i zwyciężył. Ale w krótce w rogowie nadcią
gnęli ponow nie. I tym razem Dawid rów nież zapytał Pana. N ie ufał swem u doświad
czeniu, nie zachował się jak rutyniarz, który
„już to przerabiał”. Teraz Pan pow iedział:
„Nie wyruszaj, lecz zajdź ich z tyłu i natrzyj na nich od strony krzewów balsamowych. A gdy usły
szysz głos stąpania po wierzchołkach krzew ów balsamowych, wtedy natrzyj rączo, g d yż wtedy Pan pójdzie przed tobą, by pobić wojsko Filisty
nów" (2Sm 5,23-24). D aw id postąpił więc dokładnie według wskazówek Pana i odniósł zwycięstwo.
W rażliw ość - to zdolność reagow ania na bodźce zew nętrzne, zdolność przeżywania wrażeń, emocji. Wrażliwy - to łatwo reagu
jący naw et na słabe bodźce, silnie coś o d czuwający, nieobojętny, czuły, uczuciowy.
Tak m ówi o wrażliwości słownikjęzyka pol
skiego. Istnieje w rażliw ość na piękno, na muzykę, na hałas, na cudzą krzywdę, na cu
dze cierpienie. Inną więc, na przykład, w raż
liwość mieli kapłan i lewita mijający pora
nionego człowieka, a inną - Sam arytanin.
Innej w rażliw ości był arcykapłan A aron, a in n ej je g o m ło d szy b ra t M ojżesz. Ten pierwszy sprawił ludowi posąg złotego byka i zorganizow ał n ab o żeń stw o pochw alne.
Lud pląsał i śpiewał: „To są bogowie twoi, Izra
elu, którzy cię wyprowadzili z ziem i egipskiej”
(lM o j 32,4). Ten drugi nazwał to rozw y
drzeniem , uznał za ciężki grzech przed Bo
giem Jahw e i wstawiał się u Boga za ludem, aby nie został on wytracony.
W księdze Kaznodziei Salom ona znajduje
m y zale cen ie: „P ilnuj swoich kroków , gdy idziesz do domu Bożego, i nastaw się na słuchanie ( ...) ” (4,17). Dlatego wszyscy, którzy ucze
stniczym y w nabożeństw ach jesteśm y od
powiedzialni za ich przebieg - nie tylko pa
stor czy grupa muzyczna. Wszyscy m usim y nastawić się na słuchanie Słów Pana. Po to p rzy ch o d zim y , nie je d y n ie ze zw yczaju, choć je st on bardzo dobry. Jest to przecież n a b o żeń stw o , nie zwykłe spotkanie towa
rzyskie. N iektórzy nie lubią tego słowa, bo wydaje im się zbyt „kościelne”, zbyt litu r
giczne. Warto więc sobie przypom nieć pole
cenie natchnionego Pisma: „(...) i oddawaj
my cześć Bogu tak, ja k mu to miłe: z nabożnym szacunkiem i bojaźnią” (H b r 12,28b). Robić coś z nabożeństw em - to robić z szacun
kiem, ze skupieniem , uważnie, nie m echa
nicznie. Tak ja k delikatnie pochylam y się nad niem ow lęciem i bierzem y je na ręce, ja k ostrożnie bierzem y do ręki maleńką ro
ślin k ę czy o p a tru je m y ranę, tak w łaśnie z uwagą i skupieniem m am y wsłuchiwać się w glos Pana. Zarów no kaznodzieja odbiera
jący to, co m a przekazać (nie tylko w cze
śniej, gdy przygotowuje kazanie, ale i pod
czas je g o w ygłaszania), ja k i prow adzący
śpiew oraz wszyscy uczestniczący. M usimy odczuwać, jaki je st pow iew D ucha i czego p o trzeb a w danej chwili. Ale szczególnie odpowiedzialni za przebieg nabożeństwa są wszyscy prowadzący. Czasem, na przykład, m usi ulec zm ianie kolejność przygotow a
nych pieśni. Słuchający tak pow inien słu
chać, by usłyszeć to, „co D u c h m ów i do z b o ró w ”, zrozum ieć Słow o Pana, poznać Jego wolę. Podczas nabożeństwa siewcą Sło
w a je s t Jezus, dyrygentem - D u ch Święty, obiektem czci - Bóg wszechmogący. Ileż po
trzeba nam wyczulenia, duchow ego zrozu
m ienia, w rażliwości, by m óc uczestniczyć w tej intymnej wspólnocie z Bogiem i ludź
mi, by wielbić Boga w duchu i w prawdzie.
rawdziwie oddajem y cześć Bogu tylko . i wtedy, gdy w y k o n u jem y Jego w olę, postępujem y w edług Jego oczekiwań. M oj
żesz otrzymał wskazówki, ja k ma zbudować przybytek - w e d łu g w zo ru , który widział na górze (2Moj 25,40). Dlatego musiał do
brać rzem ieślników pow ołanych przez Pa
na, napełnionych D uchem Bożym, m ądro
ścią, rozum em , poznaniem i w szechstronną zręczn o ścią w rzem io śle (2M oj 31,2-3).
L ud otrzym ał polecenia: „Słuchaj, Izraelu!
( . . . ) B ędziesz tedy miłował Pana, Boga swego z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z ca
łej siły swojej”; „Będzieszprzejęty czcią dla Pa
na, twojego Boga(.. . ) ” (5Moj 6, 4-5.13). D a
w id nie zlecił synowi budow ania świątyni w edług własnej wizji, lecz przekazał m u jej plany otrzym ane od Pana. Salom on musiał budow ać ją dokładnie w edług tych planów, bez żadnych an ek só w w prow adzających popraw ki. P ro ro cy Pańscy ogłaszali w olę Pana tylko wtedy, gdy d o s z ło ic h Słowo Pana. Jezus m ów ił o sobie, że czyni tylko to, co widzi, że czyni Ojciec.
D
obrze jest pamiętać , że nasz Pan jest Bogiem suw erennym . To Jezus jest alfą i omegą, początkiem i końcem. O n jest w sz y stk im w e w szy stk ich . To z N ie g o , przez N iego i dla N iego je st wszystko. To O n działa i inicjuje to, co ma powstać, nie czekając na ludzką zachętę czy inicjatywę.To Jego ręka zbawia, uzdrawia i czyni cuda.
A m y - dzięki Jego lasce - jesteśm y Bożymi współpracownikami, którzy z wrażliwością i nabożeństw em ciała swe mają dawać „na ofiarę żyw ą, świętą, Bogu przyjemną, jako wyraz waszej rozumnej służby B ożej” (Rz 12,1 BT).
W tedy Bóg jest w ielbiony prawdziwie.
CHRZEŚCIJANIN 7-8m (558-559)
3
„Sól to dobra rzecz, ale jeśli sól zwietrzeje, czymże jćj przyprawicie? Miej
cie sól w samych sobie i zachowujcie pokój między sobą Mk 9,50
„Czy przypatrzyłeś się dobrze chrześcija
nom ? Zapadłe oczy blade policzki, płaskie piersi; wyrzekli się życia bezsprzecznie po
w odowani ambicją. Słońce im świeci, lecz go nie widzą; ziemia podsuwa im swą obfi
tość, lecz tego nie pragną. Ich największym pragnieniem jest wyrzeczenie się wszystkie
go i tęsknota za cierpieniem i śmiercią”.
Takie słowa włożył norweski dram atopi- sarz, H enryk Ibsen, w usta cesarza rzymskie
go Juliana, k tó ry obserw ując zachow anie współczesnych m u chrześcijan, postanowił odrestaurow ać pogaństwo. Cesarz uważał, że chrześcijaństwo okradło ludzi z uroków życia.
Podobne wnioski nasuwają się niektórym ludziom także dzisiaj. N iedaw no rozmawia
łem z młodym mężczyzną, który kilka razy odwiedził naszą kaplicę. W yznał mi, że ma duże opory by pójść za Jezusem i stać się Je
go uczniem. Głównie powstrzymuje go oba
wa, że jego życic zostanie przez taką decyzję pozbaw ione szeregu przyjem ności i stanie się bezbarwne.
Czy to praw da, że w iara w C h ry stu sa m a taki w łaśnie w pływ na ludzkie życie?
C zy życie czło w ie k a, k tó ry p o s ta n o w ił p ójść za Je z u s e m rzeczy w iście staje się bezbaiw ne i szare? Czy przypadkiem tego rodzaju opinie nie powstały w w yniku o b serw o w an ia lu d z i, k tó rz y tak n ap raw d ę w cale nie byli naśladow cam i C h ry stu sa, a tylko m ów ili, że nim i są?
„Wy j e s t e ś c i e s o lą z i e m i ” - p o w ie dział Pan Jezu s do sw oich u czn ió w (M t 5,13). Je s t to stw ierd zen ie, które je d n o znacznie w yprowadza nas z tych błędnych, zafałsz o w a n y c h o p in ii o n a ś la d o w a n iu C hrystusa. Sól m a b o w iem takie w łaści
wości i takie działanie, że czego ja k czego, ale na p ew no nie m o żn a jej zarzucić, że je st nijaka, i że potrawa, w której się znaj
duje będzie m dła i bez sm aku.
Podstawa dobrego smaku
O b o k kilku in nych, bard zo pożytecz
n y ch w łaściw o ści soli, m a o n a tę, k tó ra czyni j ą n ie z b ę d n ą w szęd zie tam , gdzie dba się o dobry smak. Jedzenie bez soli je st n ie z b y t sm aczne. N a w e t n ie z b y t w a rto ściowy sam w sobie pokarm , gdy zostanie przypraw iony solą, staje się nieraz p raw dziw ym przysm akiem .
Uczniowie Chrystusa są solą ziemi! Ozna
cza to, że wszędzie tam, gdzie się pojawią, ży
cie nabiera smaku. O w szem , tu i ówdzie po
czątkowo mogą w zbudzać przykre uczucia, zwłaszcza tam, gdzie zetkną się z działaniem silnych bakterii grzechu i zacznąje neutrali
zować, ale zawsze dzięki ich obecności zo
staje w ludziach w zbudzona nadzieja i chęć do życia.
„Sól to r z e c z d obra” - stwierdził Jezus.
Są wprawdzie dzisiaj takie tendencje, by wy
eliminować sól z naszej kuchni, a przynaj
m niej znacznie ograniczyć jej stosowanie, bo jest podobno bardzo szkodliwa, mało kto się jed n ak do tego kwapi. Ż aden właściciel restauracji nie zaryzykuje utraty swej repu
tacji i dochodów, serwując dania pozbawio
ne tej ważnej przyprawy. Sól to rzecz dobra, cokolwiek powiedzą nam o niej naukowcy.
M ówiąc żartem, czy aby czasem w tych „na
ukowych ekspertyzach” o szkodliwości soli nie maczają palców producenci cukru? N ie
daw no słyszałem , że inni z kolei eksperci twierdzą, iż sól nie jest wcale tak szkodliwa, ja k się ostatnio uważa.
Istnieją w świecie duchow e siły, którym zależy na w yciszeniu głosu praw dziw ych u c z n ió w C h ry s tu s a . S tarają się o n e z e pchnąć ich do podziem ia. Przedstawić jako niepotrzebnych, a naw et szkodliw ych dla społeczeństwa. Ktoś duchow o w rogi tym , którzy są „solą ziem i” próbuje ich zdyskre
dytować, aby bez przeszkód m óc nadal za
rażać i niszczyć ludzi bakteriam i grzechu.
Sól to rzecz dobra! Być uczniem Jezusa C hrystusa to rzecz dobra! N ie je st to szko
dliwe, nie pozbawia nas uroków życia! N ie w ierzę ty m kłam liw ym i w ykrzyw ionym op in io m o naśladow cach C hrystusa, tym sugestiom podsuw anym przez sam ego dia
bła. Pójście za C hrystusem nadaje nasze
m u życiu smak i czyni je pożytecznym dla innych. W iem co piszę, bo dośw iadczam tego w e w łasnym życiu.
„M iejcie sól w sam ych so b ie ” - w zy
w a nas Pan. Syn Boży przewidział, że Ko
ściół będzie infiltrowany przez świat, że za
czn ie u p o d a b n ia ć się d o św iata, że „sól ziem i” z różnych w zględów zacznie próbo
wać być „m iodem ziem i” i zwietrzeje, czyli utraci w ten sposób swoje oryginalne w ła
ściw ości. N ie osoli ju ż niczy jeg o życia!
Z w ietrz ała sól je s t bezw artościow a! N ie m a ju ż zdolności, by oczyszczać, zabezpie
czać przed zepsuciem i poprawiać smak.
C z y coś ta k ieg o m o ż e się p rz y tra fić u czn io m C hrystusa? C zy ich życic m oże u tr a c ić b la s k i z d o ln o ś ć p o z y ty w n e g o w pływ ania na otoczenie? C zy m oże dojść do tego, że kon tak t z chrześcijanam i b ę dzie ludzi przyprawiał o mdłości?
O dpow iem tak: w norm alnych w aru n kach coś takiego się nigdy nie stanie, ja k i sól, norm alnie rzecz biorąc, nie wietrzeje.
Ale w św iecie d u c h o w y m nie w szy stk o przebiega dokładnie w ed łu g tych sam ych reguł, co w świecie m aterialnym . Dlatego do d u ch o w y ch rzeczy trzeb a przykładać duchow a miarę.
Wezwanie Pana Jezusa, byśmy mieli sól w sam ych sobie, dotyczy sfery duchow ej.
W świetle tych słów staje się jasne, że nasze duchow e dyspozycje (zobrazowane właści
wościami soli) nie są w wierzącym człowie
ku zakodow ane na am en. In n y m i słowy, chrześcijanin, niestety, m oże stać się p o n u ry, zgorzkniały, zanieczyszczony, rozczaro
wany, sceptyczny i przez to być zgorsze
niem dla innych. M oże przez całe lata nosić chrześcijańskie im ię, m ien ić się uczniem Chrystusa, a wcale nie mieć C hrystusow e
go w pływ u na swoje otoczenie.
C z y w te d y m o g ą kogoś d z iw ić takie opinie o chrześcijaństw ie, ja k te przedsta
w io n e na początku naszego rozw ażania?
Powstały one jed n ak w oparciu o wypaczo
ny obraz chrześcijaństwa, a w ięc w rzeczy
wistości nie są to opinie o uczniach C h ry stusa. D otyczą n o m in aln y ch chrześcijan, uczniów jedynie z nazwy. Uczniowie C hry
stusa mają bow iem sól w sobie i to się daje wyraźnie odczuć! Ich własne życie jest pełne smaku, i również w swoim otoczeniu rozbu
dzają apetyt na pełnię życia!
Stawanie się solą ziemi
B yć s o lą z ie m i o z n a c z a w ra s ta n ie w Chrystusa, dorastanie do w ym iarów pełni Chrystusow ej. Jesteśm y solą ziem i na tyle, na ile jesteśm y podobni do Niego, na ile O n jest w nas, a m y w N im . N ie wszyscy jed n a
kowo nosimy w sobie charakter Chrystusa, bo je ste śm y przecież na różnych etapach kształtowania w nas obrazu Syna Bożego.
M ów iąc obrazow o, m am y w sobie róż
ne stężenie soli. I tak: ko n tak t z je d n y m chrześcijaninem w pływa na ludzi b udują
co, zachęca ich do n aśladow ania Jezusa, w zbudza apetyt na społeczność z Bogiem, podczas gdy kontakt z innym um acnia ich duchow ą obojętność.
Boży zamiar zakłada to, byśm y wszyscy mieli sól w sobie, by obraz C hrystusa był je d n a k o w o w y r a ź n ie w y k s z ta łto w a n y w każdym z nas. N ie m am y jed n a k w so
bie tej soli z natury. Bóg m usi nas poddać w ew nętrznym procesom duchow ym , by te właściwości w nas stworzyć.
„A lbow iem każdy o g n iem b ęd zie oso- lo n y ” - zapowiedział Pan Jezus (M k 9,49).
O to Boża metoda. Abyśmy zyskali zdolność czynienia życia in n y ch lu d zi jaśn iejszy m i piękniejszym , n ajpierw m u sim y przejść przez ogień. M usimy się spalić we własnych oczach i w oczach innych ludzi. Stwierdzić, że nie jesteśmy nieomylni, ani tak zdolni jak m y
śleliśmy. Musi wypalić się nasz egoizm, musi w popiół obrócić się nasza hardość i pycha.
Tylko ludzie, którzy przeszli przez ogień do
świadczeń, którzy szczerze zapłakali nad sa
mymi sobą, którzy poznali smak bezradności i gorycz porażki, tylko tacy ludzie mogą być naprawdę solą ziemi.
Takich ludzi wyczuwa się na odległość, poznaje po wyrazie twarzy, lgnie się do nich,
chce się z nim i przebywać. G odzina spędzo
na w towarzystwie takich osób daje więcej niż sto kazań krzykliwych kaznodziejów. D o kogo idziemy, z kim gotow i je s te śm y się spotkać, gdy coś zawali się w naszym życiu?
C hcem y kontaktu z kimś, kto jest w stanie nas zrozum ieć, najlepiej z kimś, kto wcze
śniej miał podobne przeżycia.
O sobiście nie chcę m ieć nic w spólnego z ludźm i, którzy tw ierdzą, że wszystko, co do tej pory robili kończyło się sukcesem . Po p ro stu im nie w ierzę. Sól dla m ojego życia znajduję w całkiem innej postawie.
„ N ie m a m y b o w i e m a r c y k a p ła n a , k tó r y b y n ie m ó g ł w s p ó łc z u ć z e s ła b o ś c ia m i n a s z y m i, l e c z d o ś w ia d c z o n e g o w e w sz y stk im , p o d o b n ie ja k my, z w y ją tk iem g rzech u " (H b r 4,15). Tylko życie kogoś, kto nosi na sobie ślady ognia, m oże być solą dla innych.
„ N a jm ilsi! N i e d z iw c ie się , ja k b y w as coś n ie z w y k łe g o sp o tk a ło , g d y w as p a li o g ie ń , k tó ry s łu ż y d o św ia d c z e n iu w a s z e m u ” - czytam y w S łow ie B ożym (1P 4,12). Jesteście na najlepszej drodze!
Wasze własne życie dużo na tym zyska, bo ty m o g n iem b ędzie o so lo n e i zyskają na tym ludzie z waszego otoczenia, bo także ich życiu zaczniecie dodawać smaku.
N ik t z nas nie je st solą ziemi z racji swo
ich naturalnych narodzin, ja k też nik t nie urodził się uczniem Chrystusa. By stać się chrześcijaninem trzeba narodzić się z D u cha Świętego, by stać się solą ziemi trzeba być ochrzczonym ogniem. I jedno, i drugie otrzy m u jem y z rąk C hrystusa Pana. „O n w as c h r z c ić b ę d z ie D u c h e m Ś w ięty m i o g n ie m ” - głosi E w angelia (Łk 3,16).
U nikanie chrztu ogniem przeczy naszem u pow ołaniu, je s t niezgodne z pragnieniem Pana. „ O g ie ń p r z y s z e d ł e m r z u c ić n a z i e m i ę i j a k ż e b y m p r a g n ą ł, a b y j u ż p ło n ą ł” - wyznał Pan Jezus (Łk 12,49). Tyl
ko z ognia m ogą w y ło n ić się praw dziw i i sprawdzeni uczniowie Chrystusa. Tylko za sprawą rzuconego na ziemię ognia doświad
czeń naśladowcy Jezusa stają się solą ziemi.
Życie przyprawione solą
L udzie o ch rz c z e n i D u c h e m Św iętym i ogniem , czyli praw dziw i uczniow ie Je z u sa C hrystusa są radośni! Ich życie p ro m ie
niuje serdecznością, życzliwością i w ielko
d u s z n o ś c ią w o b e c w s z y s tk ic h . N ie w y n o sz ą się, n ik im n ie g ard zą, in n y c h uważają za w yższych od siebie. G dy otw ie
rają usta, ich słow a odpow iadają n o rm ie Pisma: „M ow a w a sz a n ie c h b ę d z ie z a
w s z e u p r z e jm a , z a p r a w io n a s o l ą ...”
(Kol 4,6). Zawsze pow iedzą coś, co innym d o d a otuchy, zachęci ich i zb u d u je. Z a wsze mają na ustach jakieś dobre słowo.
Z tak im i lu d ź m i chce się przebyw ać.
Przy nich zawsze zaświeci człowiekowi ja kiś prom yk nadziei i znow u chce się żyć.
To tak jakby do m dlej, niesm acznej potra
w y do d ać w reszcie u p rag n io n ej soli. Po prostu człow iek odzyskuje apetyt.
Takimi m am y być w sw oim otoczeniu.
Taką opinię w inniśm y m ieć w śród swoich krewnych, sąsiadów, znajomych oraz w spół
pracowników. Takie jest nasze powołanie ja ko uczniów Chrystusa!
Czy można przesolić?
O j, tak. M ożna przesolić, gdy za bardzo nachalnie, niem al na siłę, chce się innych przyprowadzić do Chrystusa. M ożna prze
solić, gdy je s t się zbyt drobiazgowym w na
p om inaniu innych. G dy przesadnie, wręcz alergicznie reaguje się na czyjeś potknięcia, albo gdy je st się zbytnio uduchow ionym .
M o żn a przesolić, gdy w m aw ia się lu d ziom , że są nieszczęśliw i, bo nie dzielą z nam i w iary w C hrystusa, a tak naprawdę sw oim w łasnym życiem nie pokazuje się im tego praw dziw ego szczęścia. Wreszcie, m ożna przesolić, gdy za bardzo zaczyna się ludziom słodzić.
Tak ja k w odniesieniu do zwyczajnej po
trawy, zarów no nicdosolenie ja k i przesole
nie je s t niepożądaną skrajnością i błędem w sztuce, tak i w odniesieniu do naszego życia wszystkiego pow inno być w sam raz!
Smak życia
Z y c ie z B o g ie m m a n ie p o w ta rz a ln y smak! Jest smakowite, bo jest stosownie za
praw ione solą! Jezus C hrystus je st tą solą, bo to dzięki N ie m u nasze życie nabrało smaku! To C hrystus sprawił , że m amy ży
cie i obfitujemy! C hrzest D uchem i ogniem sprawił, że sami cieszymy się życiem, a i lu
dzie w o k ó ł nas m ogą poznać praw dziw y smak życia. N ik t w tedy nie powie, że naśla
dowanie Chrystusa okrada człowieka z jego uroków.
M iejm y só l w sobie!
Marian Biernacki A utor jest pastorem zboru
„Nowe Życie” w Gdańsku
CHRZEŚCIJANIN 7-8/98 (55S-S59)
5
Żyję by wielb i(
ISSN 0209-0120 IN DEK S 35462
W ydaw ca Instytut W ydaw niczy AGAPE u!. Sienna 68/70, 00-825 Warszawa
M ie s ię c z n ik »C h rześcijan in « je s t organ em prasow ym K ościoła
Z ielo n o św ią tk o w eg o w P olsce
R ada P ro g ra m o w a M ichał H y d zik
M a rian Suski M ieczysław Czajko
E dw ard Czajko Kazim ierz Sosulski
Z e s p ó ł R ed ak cyjn y Kazim ierz Sosulski - redaktor naczelny
E dw ard Czajko - redaktor L udm iła Sosulska - redaktor Agnieszka G ocłow ska - sekretarz red.
A rtur M ikuła - redaktor techniczny Sław om ir B ednarski - redaktor graficzny
Sław om ir Kasjai liuk - diapozytywy
A d res red ak cji M iesięcznik »Chrześcijanin«
ul. S ienna 68/70, 00-825 Warszawa teł. 022/6548296, &ks 6204073
e-m ail; agape@ h sn c .m i.p l
K o n to
M iesięcznik »Chrześcijanin«
P K O B P V O/W arszawa 10201055-350802-270-1
Prenum erata krajowa - pojedyncza roczna - 24,00 zł; półroczna - 12,00 zł; zbiorow a (od 5 egz,) roczna - 22,20 zł; pó łro czn a - 11,10 zł. Zagraniczna roczna: Czechy, Litwa, - 12 U S D ; Europa Zach. - 18 U S D ; Ameryka Pin. - 24 U S D ; Australia i A m ery
ka Płd. - 30 U SD .
Wyznanie wiary Kościoła Zielonoświątkowego w Polsce
• W ierzy m y , ż e Pismo Św ięte - Biblia - jest Sło
w e m B o ż y m , n ie o m y ln y m i n a tc h n io n y m p r z e z D ucha Ś w ięte g o , i stan o w i je d y n ą n o r
m ę w iary i życia.
• W ierzy m y w B oga w Trójcy Świętej je d y n eg o , w o s o b a c h O jc a i S y n a, i D ucha Ś w iętego,
• W ierzy m y w S ynostw o B oże J e z u s a C hrystu
sa, p o c z ę te g o z D u ch a Ś w ięteg o , n a r o d z o n e g o z M arii D ziew icy; w J e g o śm ierć n a k rzy
żu z a g rzec h św iata i J e g o zm artw y ch w stan ie w ciele; w J e g o w n ieb o w stąp ien ie i p o w tó rn e p rzy jście w chw ale!
• W ie r z y m y w p o j e d n a n i e z B o g ie m p r z e z o p a m ię ta n ie i w ia r ę w ew a n g e lię , w ch rze st i W ie c z e rz ę P ańską.
• W ierzy m y w ch rz e st D uchem Świętym , p rze- ży w a n ie p ełn i D u ch a i J e g o d a ró w .
• W i e r z y m y w je d e n K o ś c ió ł, ś w i ę ty , p o w sz ech n y i apostolski.
• W ierzy m y w u zd ro w ien ie ch o ry ch jak o z n a k łaski i m ocy Bożej.
• W i e r z y m y w z m a r t w y c h w s t a n i e i ż y c i e w ieczn e.
W k s i ę d z e P s a lm ó w c z y t a m y , ż e w s z e lk ie stw o r z e n ie m a c h w a lić B o g a (150,1-6; 148,1-14). J e d n a k B ó g o c z e k u j e , ż e b ę d ą G o w i e l b i ł y p r z e d e w s z y s tk im J e g o d z ie c i. J e śli w ię c n a p r a w d ę k o c h a m y B o g a , to b ę d z ie m y c h c ie li sp ra w ia ć M u tę p r z y je m n o ść .
„Dobrą rzeczą jest wysławiać Pana, i śpiewać imieniu Twemu, o N a jw yż szy ( . . . ) albowiem rozweseliłeś' mnie, Panie sprawami sw ym i . . . ” (Ps 92,2.5).
Podczas uwielbiania Boga, zgromadzony lud Boży musi trwać w harmonii, którą sta
now i jedność myśli i uczuć, w tedy chwała staje się dla Pana milą wonią. By tak się je d nak m ogło stać, każdy z nas musi wielbić Bo
ga swym codziennym życiem. Posłuszeń
stw o S ło w u B o ż e m u , p e łn ia D u c h a Świętego, radosne przeżywanie Bożej obe
cności w swojej „komorze” modlitewnej - to są warunki zdrowego, chrześcijańskiego ży
cia, a też wspólnego wielbienia Pana. Innymi słow y gdy nasze osobiste uw ielbienie staje się nieodłączną cechą naszego stylu życia, wówczas, gdy zejdziemy się razem, szybko będziem y mogli znaleźć kontakt z Bogiem i dostroić się do innych we wspólnym uwiel
bianiu. W tedy też nasze zbiorowe uwielbia
n ie w z g ro m a d z e n iu b ęd zie p o szerzało , w zm acniało nasz indywidualny, codzienny kontakt z Bogiem.
D o pew nego m o m en tu w m oim chrze
ścijańskim życiu nie uśw iadam iałam sobie w p ełn i, ja k ie są poszczególne elem en ty w ielbienia Boga. D opiero po jakim ś czasie B óg zaczął m i pokazyw ać, że oddaw anie m u chw ały je s t czymś więcej niż śpiewa
n iem kilku pieśni.
C
hcę tu opowiedzieć, ja k Bóg nauczył m n ie używ ania m oich rąk w czasie uwielbiania. Z a pierw szym razem podniesienie rąk na spotkaniu m odlitew nym było dla m nie dopraw dy ofiarą złożoną z mojej du m y i skrępowania. W krótce je d n a k nau
czyłam się ro z u m ie ć to, że p o d n o szen ie rąk je s t znakiem poddania się i gdy coraz częściej w ew nętrznie poddaw ałam się Bo
gu, stawało się to dla m nie coraz łatwiejsze.
W krótce podnosiłam ręce do mojego Ojca
w niebie tak, ja k m ałe dziecko, które w y
ciąga rączki do kogoś bliskiego z rodziny w oczekiw aniu, że w ezm ą je na ręce. O d chwili, gdy odkryłam , że hebrajski wyraz biblijny T O D A H (Ps 42,4; 50,23) oznacza pew nego rodzaju ofiarę, p odnoszę swoje ręce niezależnie od tego czy czuję, że m am to czynić, czy też nie. O becność Boga m a
n ifestuje się niezm iennie. O dkąd z ro z u m iałam , że p o d n o sz e n ie rąk w JA D A H (2K rn 7,3; Ps 33,2; 109,30) w skazuje na ź ró d ło m ocy, i że m o c ta m o ż e usuw ać problem y, podnoszę swe ręce z dłoniam i otw artym i w kierunku Boga, aby pokrzy
żować m oc szatana. Przychodzi m i tu na myśl w iele przykładów z życia. Przytoczę tylko kilka, aby pom óc w am zobaczyć dzia
łanie tych gestów.
W
iedziałam , że to w pływ szatana na naszych sześcioro dzieci sprawia, że często są one poirytowane i kłótliwe. Kiedy więc słyszałam, że wracają ze szkoły, ła
m ałam te złe w pływy nad nim i przez p od
noszenie m oich rąk do Boga i uwielbianie G o; p rz e n ik a ła m n ie w te d y B oża m oc.
O dczuw ałam w ówczas także działanie tej m ocy w naszym d om u. N aw et odległość nie ogranicza skuteczności tych działań.
D lateg o m o ż e m y stosow ać to w każdej podobnej sytuacji.
Pew nego razu na uniw ersytecie w na
szym mieście odbywało się seminarium, na którym propagowano praktyki okultystycz
ne. Kilkoro braci i sióstr w Chrystusie pra
gnęło przeszkodzić tem u nauczaniu. O koło 50 osób w różnym wieku zgromadziło się te
go chło d n eg o dnia na parkingu. Wszyscy wcześniej przez godzinę przygotowywali się do tego w modlitwie. Staliśmy w kręgu trzy
mając się za ręce i wielbiliśmy Boga za to, co O n m oże uczynić przez nas w tej chwili.
D uch Święty pobudził nas do podniesienia rąk w chwale i skierowania ich w stronę bu
dynku, gdzie odbywało się sem inarium i tym samym jakby przejąć kontrolę nad panującą tam sytuacją. Wierzymy, że to wyzwolona w ten sposób Boża m oc spowodowała za
mieszanie w nauczaniu, o czym później opo
wiadali nam uczestnicy tego seminarium.
,
Z anim stałam się odrodzoną chrześcijan
ką lubiłam śpiew, taniec i klaskanie w rytm muzyki. Wydawało mi się to właściwe tylko w m ie js c a c h zabaw , n ig d y w k o ś c ie le . Później, gdy usłyszałam i zobaczyłam , że lud Boży czyni to w kościele, łatwo m i było zjednoczyć się z nim i. Stało się to dla m nie łatwiejsze, gdy zrozum iałam hebrajski w y
raz TAQ A (klaskanie, uderzanie, wbijanie kołka nam iotow ego, poręka podczas u m o wy) użyty m.in. w Ps. 47,2 „Wszystkie naro
dy, klaskajcie w dłonie! Wykrzykujcie Bogu gło
sem radosnym”. Klaskanie rękam i potw ierdza niejako nasze p rzy m ierze z B ogiem , n a szym O jcem .
J
e d n o z p ie r w s z y c h d o ś w ia d c z e ń u zd ro w ień czej m ocy B ożej, jak ieg o dośw iadczyłam , m iało m iejsce podczas s p o tk a n ia k o b ie c e g o . W z n o s z o n y ta m śpiew k ru sz y ł o c h ro n n ą s k o ru p ę , k tó rą zbudow ałam w okół sw oich uczuć, urazów, rozczarowań, zranień, niepew ności, rozpaczy, a n a w e t n ien aw iści sk iero w an ej ku sw oim dzieciom . Wraz z obrazem m oich chłopców, który pojaw ił się w m o im d u chu, Bóg łagodnie pow iedział m i, że nie m uszę dłużej w inić się za błędy po p ełn io ne przy ich w ychow yw aniu, bo O n chce m nie oczyścić, odsunąć ode m nie te spra
wy i uw olnić m nie. W tedy nie zrozum ia
łam tego w pełni. Stało się to dla m nie na
praw d ę ja s n e d o p ie ro p ó ź n ie j, k ied y się wykonało. A wówczas, w czasie uw ielbia
nia, po prostu otw orzyłam się w ew n ętrz
nie, odkryłam swe em ocjonalne zranienia i z a p ła k a ła m . K ilka k o c h a ją c y c h s ió s tr podeszło do m nie i zaczęło wspierać m nie sw oim i m odlitw am i. Te płynące łzy gory
czy zam ien iły się w k ró tce w łzy radości i poczułam ja k m oje serce w ypełnia now a miłość ku m oim dzieciom .
Tak właśnie przeżyłam operację u zd ro w ienia, k tó ra z m ien iła m oje stanow isko i zachowanie w obec ukochanych osób. Ale B óg k o n ty n u o w a ł sw oje działanie, i p o przez drobniejsze zabiegi usuw ał z m ego w nętrza te cechy, które stoją w opozycji do charakteru C hrystusa, k tó iy się w e m nie rozwijał. Potem Bóg objawił mi, że inny bi
blijny wyraz: SZABAH oznacza coś w ro
dzaju aplauzu, jaki zawodnicy otrzym ują od kibiców sportow ych podczas w alki. H A - LAL natom iast przypom ina m i dzień, kiedy po raz pierwszy ujrzałam mego przyszłego m ęża Briana. Tego pam iętn eg o w ieczoru zapaliła się w nas m iłość od pierw szego wejrzenia. N ie m ogłam przestać o nim m y
śleć, tak entuzjastycznie m ów iłam o szcze
gółach jego wyglądu, sposobie zachowania i zw yczajach, ze aż m ój sz e f w y szed ł ze sw o je g o p o k o ju , aby te g o p o s łu c h a ć i wspólnie się ze m ną cieszyć. N asza chwała dla Jezusa pow inna być przepojona m iło
ścią, s ła w ie n ie m J e g o o c z u p ło n ą c y c h ogniem , Jego p ro m ien n ej św iętości, Jego o lśniew ającej p ięk n o ści, Jeg o jaśn iejącej chwały, majestatycznego splendoru i dosko
nałej m iłości, która chce nas rozradow ać i wyzwolić nasz entuzjazm . Jednakże, jeśli nasza chwała nie jest m otywow ana żarliwą miłością do Jezusa, m ożem y brzm ieć pusto
„jak c y m b a ły b rz m ią c e lu b b rz ę c z ą c a m iedź”.
C
hciałabym się rów nież podzielić świadectw em uzdrow ienia mojej bardzo bliskiej przyjaciółki. L ilian od m ło d o ści cierpiała na bardzo poważną chorobę ukła
d u oddechow ego, w skutek czego była za
wsze pow strzym ywana od pełnego uczest
nictwa w norm alnym życiu, m iędzy innym i zm uszona była zrezygnować ze śpiewu. Ja ko jej przyjaciółki wierzyłyśmy, że obietnica Jezusa o „życiu obfitym ” (J 10,10) jej także dotyczy. Spotykałyśm y się n iereg u larn ie przez półtora roku i modliłyśm y się prosząc Boga, aby udzielił nam mądrości w tej spra
w ie i doprow adził do zwycięstwa. Podczas prow adzonych przeze m n ie w ykładów na tem at śpiewu dla Boga, Bóg poprzez swoje Słowo i dzięki naszym m odlitw om wskazał m i nowe pole wiedzy na ten temat.
W w y n ik u te g o , co sły szała o B ożej chwale, Lilian wyraziła nadzieję, że m oże Boga uw ielbiać śpiew em . Stopniow o do
św iad czała u z d ro w ie ń c z e j B ożej m ocy.
Przede wszystkim Bóg dokonał tego w jej w n ę trz u . Z a b ra ł je j n iew iarę co do je j u z d ro w ie n ia i u św iad o m ił, że chce ją uzdrowić. Starała się więc śpiewać, a my w tym czasie chwaliłyśmy Jezusa. Stop
n io w o odzyskiw ała fizyczne zdrow ie, co później zostało potwierdzone przez lekarzy.
G
dy rozpoczynałam m oją służbę dzielenia się tym, co Pan m i powiedział na tem at uw ielbiania, B óg przem ów ił do m nie poprzez w idok startującego sam olo
tu. W łaśnie dojeżdżałam do naszego m ałe
go lokalnego lotniska, gdzie stal sam olot gotow y do lotu. W krótce też ruszył, nabie
rając prędkości z każdą sekundą. W pewnej chw ili podniosły się najpierw przednie ko
ła, a p o tem tylne. M anew rując statecznika
m i doprow adził się do rów now agi; p o d niósł cały swój ciężar i „chwycił” powietrze.
Wydawało się, że w tej poziomej pozycji ju ż pozostanie, chociaż powoli się wznosił. N a gle jego przód uniósł się do góry i ogrom ny sam o lo t z w ielką szybkością poszybow ał w niebo.
D u c h Św ięty pow iedział m i wówczas, że Boży ludzie podobni są do tego ocięża
łego, niepew nego sam olotu. G dy zaczyna
m y z własnej w oli uwielbiać Boga, m oże
m y czu ć się n ie p e w n ie . J e d n a k ż e je ś li w iernie będziem y to kontynuow ać przez cały czas kierując nasz w z ro k na Jezusa, w tedy D u ch Święty uniesie nas i um ożliw i nam oddanie M u należnej chwały.
Marguerite Byrne
Opracowano na podstawie wykładów prowadzonych w Polsce na konferencji dla kaznodziejów w 1983 roku.
Autorka jest zawodową śpiewaczką operową w Kanadzie.
CHRZEŚCIJANIN 7-8/98 (558-559)
7
...
5S:
tonem
P o z n a n ie B o ż y c h zasad u w ie lb ia n ia sprawia, że uczym y się uw ielbiać G o zgo
dnie z Jego wytycznym i. W tedy nie tylko m ożem y się Je m u podobać, ale będziem y rów nież odbiorcam i Jego błogosławieństw.
Podczas uw ielbiania „odblokow ujem y się” i Pan m oże w tedy skuteczniej oddzia
ływać na naszego w ew nętrznego człow ie
ka. C h w a ła o d d a w a n a B o g u p rz y n o s i zm ianę w nas i w okół nas. Kiedy chw ali
m y Boga w ed łu g Jego zasad w tej dziedzi
nie, m ożem y spodziewać się szczególnych rezu ltató w , k tó re się pojaw iają zaró w n o podczas uwielbiania, ja k i później.
• D ostępujem y łaski nieznanego nam d o tąd przeżyw ania Boga.
• Pan objaw ia n am sw oją o b ecn o ść p o przez odczucie przenikającego nas cie
płego żaru.
• O dczuw am y m iłość przepływającą p o m iędzy chwalcami.
• P oznajem y czysty, świeży i odnow iony sens istnienia.
• Bóg przekazuje nam swoją wolę poprzez objawiające się dary duchow e: p ro ro c two, słowo wiedzy i słowo poznania.
• U osób, które od daw na tego oczekują, często w ła śn ie w te d y p ojaw ia się dar m ów ienia innym i językam i.
• O trzy m u jem y Boże w izje, gdyż otw ie
rają się nasze duchow e oczy.
• Z tego co rytualne i zwyczajowe, w kra
czam y w żywe przeżyw anie spotkania z Bogiem.
• Z am iast koncentrow ać się na w łasnych potrzebach, jesteśm y skupieni na osobie C hrystusa. N asze myśli i podziw ogni
skują się na Zbawicielu.
• Z achodzą fizyczne i em ocjonalne uzdro
wienia, gdyż żywy Bóg dotyka potrzebu
jące tego osoby.
A oto kilka praktycznych rad dla osób prow adzących uw ielbianie oraz dla uczest
ników nabożeństwa.
• W szyscy m u szą być je d n o m y śln i. „O, ja k dobrze i miło, gdy bracia w zgodzie mie
szkają! ( . . . ) Tam Pan zsyła błogosławień
stwo, życie na wieki wieczne” (Ps 133,1-3).
• W szyscy m u s z ą tw o rz y ć ja k b y je d e n a k o rd , m u s z ą być z e s tro je n i tak, ja k pięknie brzm iąca sym fonia; kochający
się, w rażliw i n aw zajem na sw oje p o trzeby i nie konkurujący ze sobą.
• W celu uzyskania h a rm o n ii, z g ro m a dzeni pow inni być zgodni z prow adzą
cymi śpiew w e w szystkim: w klaskaniu, podnoszeniu rąk, w m elodii i rytmie.
• Prowadzący śpiew powinni być pogrążeni w Panu, wcześniej przygotowani ducho
w o przez Słowo i modlitwę, polegający na prowadzeniu D ucha Świętego co do do
boru pieśni, jakie mają być śpiewane.
• P ro w a d z ą c y śp ie w p o w in n i w alczy ć w m odlitw ie przeciw ko przyzw yczaje
nio m , w łasn em u spojrzeniu o p artem u na rozum ie, uprzedzeniom , tradycjom . Pow inni także modlić się o osobistą czy
stość um ysłu, dobór słów i myśli w D u chu Świętym . Pow inni dobierać pieśni i refreny, których teksty są albo czystym Słow em Bożym przekazyw anym w w e
rsji m uzycznej, albo b a rd z o w yraźnie i m ocno na nim oparte.
Instrumentaliści pełnią w uwielbianiu ro
lę znamienną. Powinni jed n ak pamiętać, że:
• vibrato i trem olo nie p o w in n y być ra
czej stosowane z tego w zględu, że na zgro
m adzonych sprawia to w rażenie zam azy
w ania m elodii;
• p o d c z a s T E H IL L A H , p ie ś n i P a n a , (w spólnego intonow ania inspirow anej m elodii) instrum entaliści grają dźwięki sk ła d o w e a k o rd u to n ic z n e g o i p o d trzym ują m elodię; nie pow inni używać w tedy innych akordów.
W ierzę, że w tym ostatnim czasie przed przyjściem Jezusa, Bożym pragnieniem jest w yposażyć swój lu d w tę sam ą m oc, co w dniach Pięćdziesiątnicy. K luczem do w y
z w o le n ia m o c y D u c h a Ś w ię te g o j e s t CHWAŁA dla Pana w swym pełnym zna
czeniu.
U w ielbianie m a swój początek w naszej woli. Wraz z otw arciem się naszego zrozu
m ienia i zezw oleniu D uchow i Św iętem u na prow adzenie nas w zbiorow ym uw iel
b ian iu b ęd zie m y przeżyw ać Bożą pełnię życia, ja k ie O n p rze z n a c z y ł dla sw oich dzieci.
Marguerite Byrne
W Y W IA D „C H R Z E ŚC IJA N IN A ”
Paweł Za recki
je st m łodym m uzykiem i chrześcijaninem . W spółpracował ostatnio z M ietkiem Szczęśniakiem, chórem Trzecia Godzina Dnia, Januszem Bigdą, M ichałem Fijalskim. Czasami pomaga w prow adzeniu uwielbiania w zielonoświątkowym Z borze Stołecznym. Poznałam go kiedyś w studiu PSALM na Siennej, gdzie nagrywał je d n ą z chrześcijańskich produkcji. Paweł często wracał do studia, za każdym razem nagrywając coś innego. N a początku lutego 1998 roku postanow iliśm y porozm aw iać o tym ja k doszło do tego, że służy B ogu i nam
w sposób szczególny - swoją muzyką.
• T w ój o j c i e c j e s t p a s t o r e m , c z y to zn a czy , ż e o d n a jm ło d sz y c h la t w y ra sta łeś w ch rześcija ń sk iej a tm o sferze?
Zgadza się, w yrastałem w chrześcijań
skiej rodzinie baptystycznej.
• C z y z g o d n ie z z a sa d ą , ż e B ó g n ie m a w n u k ó w tylk o d z ie c i, Ty r ó w n ie ż sta łeś się B o ż y m d zieck iem ?
N ic uw ażałem nigdy, że skoro mój tata jest pastorem, to ja ju ż jestem zbawiony. Pa
miętam, że takie pierwsze, głębsze przem y
ślenia odnośnie do tego, co Jezus dla m nie zrobił, przyszły wtedy, kiedy po raz pierwszy obejrzałem film „Jezus”. M iałem wówczas jakieś 8-9 lat. Chrześcijaństwo było dla mnie zabawą - jeżdżenie na obozy dziecięce, śpie
wanie piosenek. Potem wracałem do szkoły, chociaż właściwie cały czas byłem pod wpły
w em tego, co przeżywałem na obozach. Jed
nakże po obejrzeniu tego filmu, jeszcze jako dziecko, zacząłem myśleć o Bogu dużo po
ważniej. Później zm ieniłem środowisko, bo kiedy miałem 12-13 lat wyjechałem do szko
ły do Olsztyna, i ta ochrona, wynikająca z te
go, że się je s t w rodzinie chrześcijańskiej, z dala od kłopotów, problem ów i świata, ta ochrona zaczęła pękać, kiedy zamieszkałem w internacie, daleko od dom u. Nagle okazało się, że świat m a na mnie ogrom ny wpływ.
• A k ied y się naw róciłeś?
To był p ro c e s. M ia łe m za sobą kilka chwil, kiedy postanawiałem iść za Bogiem, i nie twierdzę, że te przeżycia były niepraw
dziwe. Były tylko nietrwałe. Kiedy kończył się obóz, kończyło się lato, zaczynały się zaję
cia, szkoła, w szystko się rozm yw ało. N a j
pierw odszedłem od Boga. Coraz więcej gra
łem, poznawałem coraz więcej ludzi, i świat
zaczął m nie wciągać. Ludzie wiedzieli, że je stem innowiercą i pytali, na czym polega m o
ja wiara. W tedy spełniałem rolę obrońcy na
szego wyznania, m ów iłem że wszystko jest bardzo fajne, że trzeba być zbawionym, ale m ów iłem to wszystko tylko dlatego, że o tym słyszałem. M nie samego to w ogóle nie doty
czyło. Ale zacząłem się zastanawiać. Jak się jest dzieckiem pastora, zna się wszystko na pamięć, jest się przejedzonym wszystkimi bi
blijnymi historiami. N ic cię wtedy nie rusza, nie obchodzą cię żadne ewangelizacje, bo stwierdzasz że to wszystko ju ż wiesz i się wy
łączasz. Strasznie ciężko było mi uwierzyć - nie tak intelektualnie, ale tak po prostu przy
jąć do wiadomości, że Jezus za m nie zmarł, że odpuścił m i grzechy i całą przeszłość. Było m i trudno to wszystko zrozumieć sercem.
• K ied y n a stą p ił p rz e ło m ?
N ie pamiętam konkretnej daty, ale wiem, że któregoś w ieczoru po prostu miałem stra
szny dół. M iałem w tedy taki czas, ze zaczy
nałem wątpić w ogóle w to, że Bóg m nie słucha, bo to że istnieje, jakoś tam wiedzia
łem i nie m iałem żadnych wątpliwości. Wąt
piłem tylko, czy m nie słyszy, czy w ogóle się m ną przejmuje, myślałem że jestem za bar
dzo grzeszny. Zastanawiałem się, czy m nie zbawi, skoro tyle nagrzeszyłem . To m nie bardzo dołowało, bo w głębi serca szukałem
rozwiązania. I pewnej nocy po prostu zaczą
łem rozmawiać z Bogiem, naprawdę bardzo szczerze. M ów iłem M u o tym, co robię, do
słownie o wszystkim. To wcale nie było po
m patyczne, tylko taka prosta prośba: Panie przebacz mi moje winy, grzechy, chcę żebyś byt w moim życia. Tak po p ro stu , norm alnie.
I widziałem, że takjcst. N ie rozum iałem tak do końca wielu rzeczy. Uwierzyłem Bogu na słowo, że jeżeli przyjmę Jezusa do serca, to będę zbawiony. Po prostu, normalnie. A po
tem, jak to zwykle bywa, kiedy mieszkałem sam w internacie, gdzie nie było chrześcijan, znowu się wszystko rozmyło.
Były takie chw ile, kiedy o d chodziłem od Boga i kiedy do N iego w racałem . M y
ślę, że to chyba norm alne. Było też kilka takich m o m e n tó w w m o im życiu, kiedy B óg m i n a p ra w d ę p o m ó g ł. P ie rw s z y m z nich była m atura, to był ogrom ny cud.
Wszyscy się zdziwili, że ją w ogóle zdałem.
A ja byłem w tedy bardzo blisko Boga. Pa
m iętam , m iałem w tedy taki okres, że kiedy ch o d ziłem po ulicy, to po p ro stu z N im rozm aw iałem . To było cudow ne.
• O d k ie d y z a c z ę ła się tw oja p r z y g o da z m uzyką?
M iałem w ted y cztery lata, m ieszkali
śm y w O stródzie. Rodzice kupili m i piani
no i poprosili znajomą, żeby zaczęła m nie
CHRZEŚCIJANIN 7-8m(558-559)
9
uczyć. Byłem w tedy bardzo szczęśliwy, bo zawsze coś m i tam w duszy grało.
• C z y to z n a c z y , ż e ta le n ty m u z y c z n e p r z e ja w ia ły się w T ob ie j u ż o d n aj
m ło d sz y c h lat?
Tak, chociaż nie pamiętam tego. Podobno grałem na wszystkim co było w domu. Coś jed n ak w płynęło na m oich rodziców skoro postanowili, że nie będę fizykiem czy prawni
kiem, tylko pomyśleli o szkole muzycznej.
Kiedy zacząłem uczyć się w średniej szkole muzycznej w Olsztynie, zabawa przerodziła się w bardziej dojrzale muzykowanie. Zaczą
łem bardziej profesjonalnie uczyć się gry na fortepianie. M a to swoje skutki i dzisiaj, skoro nie jestem kom iniarzem , tylko m uzykiem . Ukończyłem średnią szkolę muzyczną, a te
raz studiuję w Katowicach na wydziale jazzu.
• M y ś lis z , ż e te n t a le n t k tó r y m a s z je s t d arem od Boga?
Ja w ogóle nigdy nie m yślałem o tym w taki sposób. N ie myślałem, że m am ta
lent. Po prostu robię coś, co we m nie sie
dzi, i chcę to robić dla Boga.
• M ó w iłeś, ż e n a g ry w a łeś z m u z y k a m i p r o fe s jo n a ln y m i, k tó r z y z c h r z e ścijań stw em m ają n ie w ie le w sp ó ln e g o . A le o s ta tn io , z t e g o c o w ie m , n a g r y w a sz g łó w n ie m u zy k ę ch rześcijań sk ą.
O, tak. To jest cale pasmo cudów. Zeszły rok był przełomowy. Przez te parę lat grania myślałem sobie, że muzyka to jest takie nor
malne, neutralne zajęcie. Ale 7 sierpnia 1997
ro k u , a k u ra t po k o n c e rc ie w G i
życku z Robertem Janow skim , poje
c h a łe m na kilka d n i do K ętrzyna, na obóz m isyjno- m o d lite w n y p ro w a d z o n y p rz e z Łukasza M roczka.
W ogóle nie m ia
łem tam jechać, ale pojechałem. Które
goś d n ia Łukasz miał wykład o chrz
cie D uchem Świę
tym , i w ogóle o D uchu Świętym, o tym jak O n działa.
I wiesz co, ja nie wiem jak to było, ale po tym wykładzie Łukasz spytał, czy ktoś chce żeby się o niego modlić, żeby zstąpiła na niego moc Ducha Świętego. Bardzo tego chciałem, więc się zgłosiłem bez wahania. I stojąc tam odczu
łem nagle taką świętość Boga, że zacząłem wy
znawać swoje grzechy, zacząłem płakać. Be
czałem ja k małe dziecko. I w tedy Bóg m i pow iedział, że gram dla diabła. Z acząłem mówić: Boże, ja nie chą grać dla diabła, tylko dla Ciebie Przepraszam Cig za k W&t Ł#, W # zmar- nowałem. N ie dostałem wtedy darów języków, ale samo to przeżycie bliskości Boga, to oczy
szczenie sprawiło, że poczułem się wolny.
P ostanow iłem wtedy, że zryw am wszelkie kontakty i koncerty z niewierzącymi ludźmi, z którymi dotąd grałem. Wiedziałem, że to by
ło od Boga, bo O n dał mi do tego siłę. Kiedyś wcześniej próbowałem to zrobić, ale nie po
trafiłem, zawsze wracałem. A wtedy - następ
nego dnia po prostu zadzwoniłem do mojego przyjaciela i powiedziałem mu, że nie chcę już grać z tym, i z tym, i z tamtym, a on mnie zro
zumiał. Nagle zostałem uwolniony zupełnie, i to było fascynujące. Miałem wtedy ogromny głód Bożego Słowa, to było fascynujące prze
życie, które mnie zmieniło. Potem miałem ta
ki okres, w którym zaczęły się problem y fi
nansowe. Przestałem grać, więc zamknęły się moje źródła utrzymania, ale kiedy diabeł mnie kusił, Bóg dawał mi silę, żeby mówić nie. To było niesamowite, że Bóg dał mi siłę, żeby po
przestawiać priorytety.
• C z y to w te d y z r o d z ił się p o m y sł n a gran ia kolęd?
Pom ysł z kolędam i w yszedł od Piotra Kobusa ze zboru na Puławskiej. O n chciał,
żebym zrobił kolędy, tylko że w wersji in s tru m e n ta ln e j. Z a c z ą łe m o ty m m yśleć i w p a d łe m na p o m y s ł, ż e b y j e n a g ra ć z M ietk iem Szczęśniakiem , bo słyszałem wcześniej, że się naw rócił i w iedziałem , że św ietnie śpiewa. N ie znałem go, w ydawa
ło m i się, że to będzie niem ożliw e. M ia
łem w rażenie, jakbym się rzucał z motyką na słońce. I nagle te wielkie, szalone m a
rzenia zaczęły się realizować, chociaż nie m ia łe m na to pieniędzy. P o czątk o w o to m iała być m ała produkcja przykościelna.
• W yszła z te g o ch yb a c a łk ie m d u ż a prod u k cja.
D la m nie to jest kolejny cud, no i dowód Bożego prowadzenia. Zaczęliśmy nagrywać te n m ateriał w stu d iu E dka Sosulskiego, praktycznie nie mając na to pieniędzy. Po ja kimś czasie z przerażeniem stwierdziłem, że w ydatki na taką produkcję m oże w yłożyć tylko duża firm a fonograficzna. N ie w ie
działem co robić. I w tedy pom yślałem , że m oże jakaś duża firma fonograficzna by to kupiła. Pokazaliśmy m ateriał szefom kilku takich wytwórni, a oni chcieli go od nas ku
pić. Pew nego dnia przyszedł do Edka To
masz Kopeć (dyrektor artystyczny Pomato- nu). Posłuchał, i bez targowania się podpisał z nam i kontrakt. W ciągu dw óch - trzech dni sprawa się rozwiązała tak, że byłem za
dziwiony. Widziałem jak Bóg wziął wszyst
ko w swoje ręce i przejął kontrolę. Okazało się, że te kolędy mają też w pływ na ludzi, którzy je z nami nagrywali. W ogóle w spo
sobie w jaki M ietek śpiewa te kolędy, sły
chać, że on żyje z Bogiem, że to jest auten
tyczne, że to śpiewanie to jego świadectwo.
Jak się słucha tych nagrań, m ożna zauważyć, że były dla nas sporym przeżyciem.
• N a razie w ydaliście tylko m axi-singiel z kolędam i, c z y u k aże się cała płyta?
Płyta na pew no się ukaże w tym roku, rozm aw iam y jeszcze o tym , żeby dograć jakieś cztery, m oże pięć kolęd.
• N ie s k o ń c z y ło się na k o lę d a c h , ro
b is z co ś w ięcej.
Po kolędach przyszedł czas na sprawę bli
ską m em u sercu, czyli nagrania chóru Trze
cia Godzina Dnia. W skład T G D wchodzą ludzie wierzący z różnych wyznań chrześci
jańskich, a celem chóru je st ewangelizacja, uwielbienie Boga i budowanie więzi między
sobą. C hór istnieje chyba od lat siedemdzie
siątych, wydaliśmy ju ż dwie produkcje, ale myślę, że ta trzecia, ostatnia, jest najbardziej dojrzała i najciekawsza. Są tu wyłącznie na
sze własne kompozycje: Piotrka Nazaruka, Sławka Szymańskiego i moje. Myślę, że pły- tajest ciekawa i niekonwencjonalna.
• O d k ied y g ra sz z c h ó r e m T G D ?
Gdzieś od 1993 roku.
• Ile m ia łe ś w te d y lat?
Jakieś 16 - 17. To było tak, że kiedyś chór przyjechał do nas do Kętrzyna, a ja ju ż znałem większość pieśni, które śpiewali. Tylko że do chóru przyjmowano ludzi nieco starszych ode mnie. Wiem tylko, że bardzo chciałem z nimi grać, bo śpiewanie czy granie w chórze było ogrom ną nobilitacją. Kilka lat później moje marzenie się ziściło, a ja zaprzyjaźniłem się z kilkoma osobami z chóru, z Piotrkiem N a- zarukiem i Tomkiem Wiazowskim. Dzisiaj są oni głównymi szefami chóru.
• Jak to się sta ło , ż e p o s ta n o w iliś c ie nagrać k o lejn ą płytę?
Przez dwa lata kom ponow aliśm y now y materiał, i postanowiliśmy wydać go na pły
cie. Płytę zatytułowaliśmy „Hosanna”. Więk
szość aranżacji pow stała u m nie w dom u.
A chórem oraz aranżacjami wokalnymi zajął się Piotrek Nazaruk.
• N a p ły c i e ś p ie w a n ie ty lk o c h ó r . Z a p r o siliśc ie ta k ż e k ilk u g o ści.
Tak. Chcieliśmy, żeby w okalistam i byli ludzie wierzący, żeby to było autentyczne.
Z a p ro siliśm y w ięc M ie tk a S zczęśniaka, R oberta A m iriana, N o rę i N atalię N iem e- nówny, Ewę U rygę, oraz Anię Swiątczak.
• P la n u je c ie trasę k on certow ą?
J e s t to naszym m a rz e n ie m . N a razie ro zm aw iam y o tym . N aszy m celem je s t ewangelizacja i dotarcie do ludzi młodych, w ięc na p ew n o będzie d u ż o koncertów . Z całą pewnością będziem y grali tam, gdzie nas zechcą. Stąd mój apel do zborów i m i
sji. Jeżeli są zainteresowane naszą pom ocą w letnich ewangelizacjach, niech się skon
taktuj z nami, a m y chętnie przyjedziemy.
Rozmawiała: Agnieszka Gocłowska
' h k U ' n i s d v t f g i razem Z w am i zach ęci, nam i pokieruje.
1 V z ■ , . z : c: ■ ■ ■ 1 ■
się od włączenia się du wspólnego uwici- u w i e l b i a ć B o g a . C h ę t n i e biania Boga podczas zgromadzenia. A jeśli p o s ł u c h a m j a k r o b i ą t o i n n i ju ż się przyłączą, to nic odczuwają pćłnęj
i uczestnikam i: grom a.
x: i': ' zbio kiedy czujesz do tego ćhęi Uwielbianie
' : - : : n ainusta n .o w .
en takiego sta n u . dę; lobie. Pa
nic, grać b ę d ę ” (Ps 11)1,1). „Błogosław, U w i e l b i a m B o g a d u s z o m o ja P a n u . , w s z y stk o , co w e
u n i e , i n n e m u " „ T , n n i '' ps ilmisia luzkazy- zilda "aua W tnika nasze u h i pomóc m m w odebraniu w y- stąd, że my m usim y uczynić to sam o, co
b a w i e ń , . , ( p o , 1 / 4 ( 1 . 3 1 . 4 1 . 1 ; I i 7 . 2 i . l j w , D a w i d . a u , . . p o s u „ . . w , . d / i ę k o w , .
także rezultatem przekonującego działania Łłocrti za Jego w ielkie dzieła, jakich 1 >n D cc::.. S w c tc g n o g zech,: (w 3,14; Tr ciągle dokonuje.
2,10; A m 5,13; D z 15,12; 21,40; 22,2). C i-
sza n astąp i pod< zas e sc h a to lo g ic z n e g o W t e n s p o s o b n i e c h w a l i s i ę . ,1-zeczenia k,m ca, z u u (< >bj 8 .1). B o g a w n a s z y m k o ś c i e l e
- , nasz
1 uwwibiania osob- n u ■ skladajm ) B ogu o ftu ą potliw ohią. to jest no dla różny, h ludzi. Przekazał je kiedyś , . , u .u u d u w i. U u a h ł I 3.15). N a s / a p . . w ś . i ą g l m o ' ć w śp ie w ,- p o r -ądc k. , , , d l u y . k t o , , g o I, w „ , m ie li za
'o ^ 'o ite ' , , 'l l i a n i e Boza
' ' , ' , . ^ N m vym T e o .-
. : . ' . ' oział do nas „Ale wy
m u S i o b u d o ś p . e o a j ą c w l l a o k o l n a - J . s t e s . , e r o d , . , ,e n , , . e l . k r o k w-
o . ' , , l m s ^ . m , n a i o d e m św iętym , m e . r u -z .',ą c o t
' , ' s p i c w t c z m u ni , u o ' U , e . o ł i ł z c i c m u o w i zespołach lub chórach Dlatego rozwi- ku dziw nej swojej św iatłości" ,11' 2,9)
u. il u , u n a s k o m p l e k s u , : s | l . 4 : W e m . i l . n " d l l . . s | s i ę . ... z y w ó . u . d o
j e d u a k p i . o , , d i o w i r n a w , „ e - \ u ę - D - h . " , n n o . u , n , . b w i . i ' i .mpleksy, i uw olnić n .s do cech, wc w s z y .T i,h kościołach i u ir o - śpiew u dla N iego w zg ro m ad zen iu .. dach.
W3 ■ E ■ ' '
: . :.'j . . . . ■ ..
ze
odnoszą się.a 1 przełożonych ludu
uwielbienia, śpiewania czy m uzykowania. Bożego tego, ,,> Bóg objawił m u oduo- , o , ' ' ' d o P i z y w u d . y u
■. ii sze sta ' :
c ,,e . no i v i ' ' " ' , 2 l ' i n I7,_7-2S bcają się to czynić. Bóg dal h a . d e mu z nas 23,13; por. N e 12,46).
delikatnie nastrojony instrum ent którego używ am y do m ów ienia i śpiewania. Jeżeli
m ożem y m ów ić. m ożem y także śpiew ać. Marguerite Byrne
CHRZEŚCIJANIN 7-8/98 (558-559)
M IN IA T U R Y E G Z E G E T Y C Z N E
Niepokalane Poczęci
„ A l b o w i e m w s z y s c y z g r z e s z y l i i b r a k i m c h w a ł y B o ż e j ” ( R z 3 , 2 3 )
P
owyższe słowo apostolskie, które - jak wierzym y i wyznajemy - jest Słowem B ożym , nie o d n o si się tylko do je d n e g o C złow ieka; nie od n o si się do „człowieka Chrystusa Jezusa” (por. „Albowiem jeden jest mifdzy Btgiem a Mźmi, czbwiab Chrystus Jezu s" - lT m 2,5). N ie odnosi się dlatego, że był O n Słowem, które było Bogiem, i które ciałem się stało i zamieszkało w śród nas; że był Synem Najwyższego, Sy
n e m B ożym , „k tó ry się p oczął z D u c h a Świętego, narodził się z M arii Panny”. N a rodzenie z Panny, D ziew icy spraw iło, że praw dziwe człow ieczeństw o Jezusa C h ry stusa nie musiało przejąć dziedzictwa grze
ch u . C a ła lu d z k o ś ć o d z ie d z ic z y ła w in ę i upadłą naturę po swoim pierwszym ojcu, Adamie (grzech pierw orodny grzech odzie
dziczony). A ponieważ Jezus nie miał ludz
kiego ojca, znaczy, że ciągłość pochodzenia od A dam a została częściow o przerw ana.
I dlatego ani praw na wina, ani m oralne ze
psucie rodzaju ludzkiego nie odnoszą się do C h ry stu sa . P o w ie d z ia ł nasz P an: „K tóż z was m oże mi dowieść grzechu?” (J 8,46).
A więc jedynie w przypadku Jezusa C h ry stusa, „który się począł z D ucha Świętego”, m ożem y mówić o niepokalanym poczęciu,
atom iast słowo naszego m o tta o d nosi się w pełni do każdego innego człowieka, dotyczy w szystkich innych lu dzi. „Wszyscy zgrzeszyli i brak im chwały B o
że j”. Wszyscy z w yjątkiem tego jed n eg o - B oga-człow ieka. Z g rzeszy ł A dam , przez którego grzech w szedł na świat. Zgrzeszył A braham , a jedynie jego w iara została na
stęp n ie po czy tan a za spraw iedliw ość, za u sp raw ied liw ien ie. Z grzeszył M ojżesz - człowiek bardzo skromny, najskromniejszy ze wszystkich ludzi, którzy są na ziemi (por.
4Moj 12,3). Zgrzeszył Dawid, mąż w edług serca Bożego: „O to urodziłem się w prze
w inieniu i w grzechu poczęła m nie matka m o ja ”. „ Z g rz es zyłe m wobec P a n a ” (2S m 12,13) - to także wyznanie Dawida. M ogli
byśm y podawać rów nież przykłady z N o w eg o T e s ta m e n tu . W szyscy z g rz e sz y li.
Grzesznikami jesteśm y rów nież m y - j a i ty.
Ale, chwała Bogu, jesteśm y „uspraw iedli
wieni darm o, z łaski jego, przez odkupienie w Chrystusie Jezusie” (Rz 3,24).
D o tej drugiej grupy, gdzie wszyscy lu dzie, a nie do pierwszej, gdzie jedynie bez
grzeszny Je z u s C h ry stu s, należy rów nież błogosław iona m atka naszego Pana, Maria.
Bo przecież ona, nie bezgrzeszna, ale ja k w szyscy lu d z ie p o trz e b u ją c a zbaw ienia, nazywa Boga sw oim Zbaw icielem : „Wielbi dusza moja Pana i rozradował się duch mój w B ogu, Z baw icielu m o im ” (Łk 1 ,4 6 -4 7 ).
B ezgrzeszny Jezus . C hrystus nigdy pie na
zyw ał B oga s w o im Z b a w ic ie le m , gdyż zbaw ienia nie potrzebow ał. M aria zbawie
nia potrzebowała. I otrzym ała je - ja k inni - je d y n ie przez wiarę w Jezusa C hrystusa, Z baw iciela świata. A zatem dogm at o b o wiązujący w kręgach katolickich, nam ob
cy, a głoszący, że (cytuję): „N ajśw iętsza M aryja Dziew ica od pierwszej chwili sw e
go poczęcia, przez łaskę i szczególny przy
w ilej B oga w sz e c h m o g ą c e g o , n a m o cy p rzew idzianych zasług Jezusa C hrystusa, Z baw iciela rodzaju ludzkiego, została za
chow ana nienaruszona od wszelkiej zmazy g rz e c h u p ie rw o ro d n e g o ” (d o g m at o g ło szony w 1854 r. przez papieża Piusa DC), nie m a żadnego biblijnego uzasadnienia.
N ie widziała podstaw do takiego dogm atu ró w n ie ż w iększość sta ro ż y tn y c h O jc ó w Kościoła. Iren eu sz i T ertulian p rzy p o m i
nali okazje, w których M aria zasłużyła na zarzuty swego Syna, a O rygenes p o d k re
ślał z naciskiem , że ja k w szystkie ludzkie istoty potrzebow ała odkupienia ze swych grzechów. Z a O rygenesem poszli wszyscy w schodni ów cześni teologowie. Dalecy od przyznania jej duchow ej i m oralnej dosko
nałości, uznaw ali ją za w inną ludzkiej sła
bości. J a n C h ry z o sto m był zdania, że jej zapobiegliw ość w K anie i chęć okazania w ładzy nad Je z u s e m sp ro w ad ziły na nią Jego dobrze zasłużoną krytykę. Byli oczy
wiście i tacy pisarze starożytni, którzy m ie
li in n e zdanie. N a przykład E frem , który o p is u je j ą ja k o w o ln ą , j a k j e j S y n , o d wszelkiej skazy (Rzecz jasn a - j a k ju ż pisa
łem w tym cyklu rozw ażań - nie poglądy O jcó w Kościoła są podstaw ą naszej d ok- tryny). D ziełem , które w yw arło ogrom ny w pływ na późniejszą m ariologię był apo
k ry f pt. „Protoewangelia Jakuba”, apokryf napisany dla uw ielbienia Marii.
co jeśli chodzi o Lourdes, gdzie m at- ( X ka n aszeg o P an a m iała się ukazać B ern ad etcie S o u b iro u s i pow iedzieć jej:
„Ja je s te m N ie p o k a la n y m P o c z ę c ie m ? ” M iało to miejsce w 1858 r., a więc cztery lata po ogłoszeniu dogm atu, i to „ukazanie się” m iało p o tw ierd zić, że M aria została poczęta bez odziedziczenia zmazy grzechu p ierw o ro d n eg o . N o cóż, pryw atne obja
w ie n ie , k tó r e n ie k o n ie c z n ie m u s i być -uznane za praw dziw e. P ow iem m ocniej:
fałszyw e p ro ro ctw o , bo nie in sp iro w an e przez D u ch a Chrystusow ego. A poza tym:
rozm ow a z ducham i? Podobnie ja k fałszy
w e było proroctw o, które usłyszał D ariusz M alejonek z grupy rockowej H o u k , i które tak opisuje: »Ja czułem się protestantem , w ię c n ie u z n a w a łe m M a tk i B ożej ja k o K rólow ej N ieba. G dy g ru p a m odliła się, ró w n ie ż u sły sz a łe m p ro r o c tw o . W te d y odezwała się do m nie M atka Boża i pow ie
działa: Synku, to ja ciebie tutaj przyprow a
dziłam , ja w yjednałam ci łaskę u m ojego Syna”. A ja w tedy padłem na kolana przed N ią i pow iedziałem : „M am usiu, przecież ja m yślałem , że Ciebie nie m a!” O d tego m o m e n tu z ro z u m ia łe m ja k w ielk ą m oc ma Maryja« („Polityka”, n r 16, 18.04.98 r.) A przecież mają tam , w Lourdes, miejsce u z d r o w ie n i a c h o r y c h - p o w ie k to ś . O w szem , czasem mają. Ale w iem y p rze
cież, iż ja k ró ż n e są p rzy czy n y c h o ró b , ró żn e też są przyczyny naszych u z d ro w ień. P ro f F.F. B ruce pisze, że je s t wiele s t a r o ż y tn y c h n a p is ó w w E p id a u r u s ie w G recji, św iadczących o uzdrow ieniach przeżytych przez pielgrzym ów do tam tej
szej św iątyni Asklepiosa, a czyż ktoś dziś pow ie, że A sklepios to praw d ziw y Bóg.
M am y m ocniejszą regułę wiary, za p o m o cą której należy m ierzyć wszystko, co jest nam przedstaw iane do zaakceptowania ja ko chrześcijański dogm at. Sola Scriptura.
Tylko Pism o Święte.
Edward Czajko