• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1999, R. 70, nr 1-2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1999, R. 70, nr 1-2"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

Chrystusem

(2)

24 Ostatnie rzędy Kaukazu

C H R Z E Ś C I J A N I N 11-12/98 (562-561)

8

M o d litw a - c ięż k i o b o w ią z e k

10 Porozmawiajmy

• H o m e o p a tia

• J e s z c z e o h o m e o p a tii

14 Biblia i teologia

• B o ż e o b ie tn ic e

• A b ra h a m stał p rz e d P a n e m

• J o a c h im d e F l o r e - j e g o d z ie ło i w p ły w n a p o to m n y c h

2 0 P o w r ó t d o n o rm a ln o ś c i

Porozmawiajmy Homeopatia

4 Zawsze pachnij Chrystusem

21 Miniatury e g z e g e ty c z n e A n ty se k c ia rsk i a m o k

2 2 P ra w a p rz y w ó d c y

2 3 Poznajmy się

2 4 O s ta tn ie rz ę d y K a u k a z u

2 6 Wywiad „Chrześcijanina”

M o d liliś m y się o T u w iń c ó w

2 7 W iadom ości ze świata

Powrót do normalności

2 8 W iadom ości polonijne

I numerze

3 0

31

31 3

4

6

Między wierszami Z a p a c h ...

Z a w s z e p a c h n ij C h r y s tu s e m

N a m a s z c z e n ie

Chwila dla audiofila

K o lęd y - n ie ty lk o n a św ię ta

R ecenzje

U ś w ię c o n y d z ie n n ik A d ria n a (la t 3 7 i 3 /4)

Prawa przywódcy

P lassa

W o M

Słowo w stępne redaktora n a c z e ln e g o F a n ta s ty c z n ie n o r m a ln ie

(3)

SŁOWO WSTĘPNE REDAKTORA NACZELNE

Fantastycznie normalnie

Z

wyczajne nabożeństw o. W śród około c z te rd z ie s tu sta rs z y c h o só b sie d z i osiem nastoletni chłopak. R azem ze w szy­

stk im i śp ie w a z n a n e k o ś c ie ln e h y m n y ew an g eliczn e. D o śp iew u a k o m p a n iu je sapiąca fis h a rm o n ia . C h ło p a k m y ślam i je s t przy zaw odach sportow ych, w których po raz pierw szy w najbliższą niedzielę m a wziąć udział. P otem zwyczajne, znane m u od d ziec iń stw a p u n k ty p ro g ra m u n a b o ­ żeństwa i po dw óch godzinach upragnio­

na w olność. I tak cztery razy w tygodniu.

Ale p e w n eg o razu zauw aża, że p odczas tych zw yczajnych n a b o ż e ń stw czu je się ju ż jakoś inaczej. Słow o B oże p rzekazy­

w ane przez prostych kaznodziejów w nosi w je g o d u szę d z iw n y n ie p o k ó j. B ard zo p o ru sz a ją go p ie ś n i, czasam i w rę c z m a w rażenie, jak b y był na w spaniałym k o n ­ cercie - tak m u gra i śpiew a w duszy. A gdy śpiewa: Tylko Ciebie, Jezu drogi, Ja obra­

łem Panem swym, Bo drogami mię zbawczymi, Wiernie wiedziesz w świecie swym. Tylko Ty jesteś mi, Wiernym Zbawcą, Tylko Ty! (SP 238) n a w e t n ie z a u w aża „ c z ę s to c h o w ­ sk ic h ” rym ów , bo zaczyna go p rzen ik ać dziw ne drżenie. O d tej chw ili każde z na­

b o żeń stw je s t dla niego szczególne. D o ­ świadcza dziw nego w ew n ętrzn eg o „speł­

n ie n ia ”, czuje o b ecn o ść B oga, działan ie D u ch a Świętego.

P e w n e g o r a z u w c z e ś n ie j w ra c a ze szkoły i słyszy coś jak b y dochodzącą z p o ­ ko ju ro zm o w ę. O k azu je się, że to tylko k lę c z ą c a i g ło ś n o się o n ie g o m o d lą c a m atka. W ted y do ciera do niego praw da, że m a przecież bratnią duszą, chociaż nie taką, o jakiej m arzy ł... Bo czy m oże być coś n o rm a ln ie js z e g o , a z a ra z e m fa n ta ­ styczniejszego, cudow niejszego niż ło n o m atki, skąd w yszliśm y na świat? C zy m o ­ że być coś w spanialszego niż w łasna ro ­ d z in a , gdy w ie m k to je s t m o im ojcem , ro d zo n y m b ratem czy siostrą, kim je s te m ja sam , kto za m n ie odpow iada, i kto się o m n ie tro sz c z y ? P o tr z e b u je teg o k aż d y człow iek, b o je s t. to p o d staw a p o c z u c ia w łasnej tożsam ości. A tu teraz w b o g a­

ty c h k ra ja c h co c z w a rte (sta ty s ty c z n e )

dziecko rośnie w rod zin ie niepełnej. I ta ten d en c ja się potęguje. Jaki to da skutek za jakieś dw adzieścia lat, skoro psycholo­

gow ie zg o d n ie tw ierd zą, że b ra k ojca w życiu n ieletn ich odgryw a w iększą rolę niż ubóstw o, a m łodociani w ychow ani je d y ­ n ie p o d opieką k o b iet w ykazują w iększą skłonność do przestępstw . B adania p rze­

p row adzone przez am erykańskich lekarzy w latach 1948-64 wykazały, że brak w ięzi z ro d z ic a m i p rz y c z y n ia się d o ro z w o ju n a d c iś n ie n ia , n o w o tw o ró w zło śliw y ch , c h o ro b y w ień co w ej, z a b u rz e ń p sychicz­

nych i często stanow i tło sam obójstw. O 60 p ro cen t je s t w iększe p raw d o p o d o b ień ­ stw o ro zp o częcia w sp ó łży cia p rz e d ś lu ­ b e m w śró d n asto la te k w y ch o w y w an y ch przez sam o tn e m atki. B rak ojca w ro d zi­

m e w p ły w a na n isk ą sam o o c e n ę , n ie u ­ m ie ję tn o ść re zy g n o w an ia z ch w ilo w y ch zac h c ia n e k , słabą m o ty w a c ję d o n a u k i, d użą p odatność na w pływ rów ieśników i w ch o d zen ie w kolizję z praw em . Z takich d o m ó w coraz częściej poch o d zą aktualni politycy, przedsiębiorcy, lu d zie sztuki, a naw et aktywiści k o ścieln i...

k a z a n iu ra d io w y m n ag ry w an y m na żyw o p rz e d trz y n a s tu laty w kaplicy „B etlejem ” w K rakow ie, u ży łem słow a „fantastyczna” m ów iąc o cudow nej s łu ż b ie J e z u s a n a z ie m i i w s p a n ia ło śc i osobistego przeżyw ania G o dzisiaj. K ole­

ga z w ró c ił m i p ó ź n ie j u w ag ę, że tak ie określenie m oże kojarzyć się słuchaczom z czym ś n ie rz e c z y w isty m , z fantastyką, czym ś nie z tej ziem i, a przecież w tym kazaniu c h o d ziło o n o rm a ln ą słu żb ę J e ­ zusa na ziem i i nasze zwyczajne, codzien­

ne dośw iadczanie Jego duchow ej o b ecn o ­ ści w życiu. N ie bardzo się w ted y z nim zgodziłem , bo przy m io tn ik a „fantastycz­

n y ” często używ ałem w ted y jak o zam ien­

nika słów: wyjątkowy, nadzwyczajny, n ie­

zwykły, wspaniały.

P rz y p o m n ia ło m i się to w y d a rz e n ie dlatego, że coraz m ocniej zaczynam sobie uśw iadam iać, ja k oddziałuje na nas w szel­

kiego ro d z a ju fan tasty k a i n ie rz e c z y w i- stość. B aśniow y św iat w ym knął się ze sta­

rych bajek dla grzecznych dzieci i n ą ł w n a sz e d o ro s łe , c o d z ie n n e ży ct P ro p o n o w a n e w o k ó ł c u d o w n e specyfiki n a niem al w szystko sprawiają, że nierze­

czyw isty św iat staje się jak b y dostępny dla każdego. W ystarczy np. kropla super-kle- j u i n ie m a p ro b le m u z p rz e d m io te m , k tóry daw niej trzeba było w yrzucić. Klik­

nięcia m yszką k o m p u tera sprawia, że m a­

m y k o lo ro w y d o stę p do w szy stk ieg o , o czym tylko m o żn a zamarzyć. C zasopism a i książki prześcigają się w prezentow aniu n iezw y k ły c h , fa n ta sty c z n y c h sp o so b ó w na życie. Telewizja prezen tu je tak niew ia­

ry g o d n e gagi i fabuły, że coraz częściej fantastyka m iesza się lu d zio m z rzeczyw i­

stością. W szechobecna reklam a w tłacza w lu d zk ą p o d św iad o m o ść p rz e k o n a n ie , że na w sz y stk o z n a jd z ie się p ro s te , łatw e rozw iązanie.

ochodzę do w niosku, że w naszym w irującym św iecie coraz silniejsza je s t tęsknota za norm alnością. Ż yjem y w tru d n y ch , ostatecznych czasach - nie dla­

tego, że to przeło m wieków, nie dlatego, że przytłacza nas technika i dram atycznie niszczeje przyroda. D latego, że coraz g o r­

si są ludzie - ja k napisał kiedyś ap. Paweł:

„Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi (...) rodzicom nieposłuszni, niewdzięczni, bezboż­

ni, bez serca, nieprzejednani ( ...) okrutni, nie miłujący tego, co dobre ( ...) ” (2 T m 3,1-3).

A by w tym zw ariow anym świecie ocaleć, d o ch o d zim y do w n io sk u , że trzeba nam po p ro stu norm alności. Z w yczajnego na­

w ró c e n ia , te g o o c z y sz c z a ją c e g o d u sz ę spotkania z Jezusem , który przychodzące­

m u w m odlitw ie grzesznikow i przebacza w szystkie niepraw ości i obdarza no w y m życiem . P rzynależności do dobrego zbo­

ru, gdzie w śród dzieci Bożych i w atm o ­ sferze B ożego Słow a m o żn a doświadczać p ełnego rozw oju swojej osobow ości. C o ­ dziennej pobożności - osobistego pozna­

w ania Boga poprzez system atyczną lektu­

rę Pism a Św iętego i m odlitw ę, tę intym ną ro zm o w ę z O jc e m i Panem . N ie z b ę d n y też je s t uregulow any tryb życia: swój kąt, stałe zajęcia, praca, regularne uczestnicze­

n ie w n a b o ż e ń s tw a c h , p ie lę g n o w a n ie przyjaźni, p lan o w an ie przyszłości. N o r ­ m alność w cale nie je s t n u d n a, m oże być arcyciekawa, w ręcz fantastyczna. A do te­

go je s t ja k pow ietrze - niezbędna do życia i najm niej kosztuje.

ej 2. --Zh/O

C H R Z E Ś C I J A N I N 1-2 /9 9 ( 5 6 4 -5 6 5 )

3

(4)

„Jesteśmy bow iem miłq Bogu w onn osciq Chrystusa zarówno dla tych, którzy do- stępujq zbaw ienia, jak i dla tych, którzy idq na zatracen ie. Dla jednych jest to za p a ch śm iercionośny - na śmierć, dla drugich za p a ch ozyw iajqcy - na życie. A

któż tem u sprosta?” (2Kor 2,15-16 BT)

J e ż e li m a sz z d ro w y z m y sł p o w o ­ n ie n ia , to w ie s z c o ś n a te m a t r ó ż ­ n y c h z a p a c h ó w i, p o d o b n ie j a k ja , m ó g łb y ś w ie l e o ty m o p o w ia d a ć . M a m y sw o je u lu b io n e zapachy. K o ­ ja rz ą się n a m n ajczęściej z cz y m ś d la

n as m iły m , z b e z tro s k im d z ie ­ c iń s tw e m albo z w ie lk ą , sza­

l o n ą m ił o ś c i ą . R ó ż n o r o d ­ n o ść z a p a c h ó w u ła tw ia n a m o rie n ta c ję w o to c z e n iu . P rz y ­ k ra w o ń o s trz e g a p r z e d n i e ­ b e z p ie c z e ń s tw e m i o d p y c h a . M iły z a p a c h p o c ią g a i u a tra k ­ cy jn ia p r z e b y w a n ie w o k re ś lo ­ n y m to w a rz y stw ie lu b m ie jsc u .

Z a p a c h , w w ie lu p rz y ­ p a d k a c h , j e s t w a ż n y m c z y n n ik ie m id e n ty fik a ­ cy jn y m . P o n im w ła ś n ie z w ie r z ę ta r o z p o z n a ją rew iry . W y d z ie lin y ró ż n y c h g r u c z o ­

łó w z a p a c h o w y c h ś w ia d c z ą o ic h z a m ia ra c h w z g lę d e m in n y c h zw ie rz ą t, a n ie rz a d k o n a w e t d e c y d u ­ j ą o ro z m n a ż a n iu .

T ru d n o n a w e t w y o b ra z ić so b ie j a ­ ka d e z o rie n ta c ja n a s tą p iła b y w p rz y ­ ro d z ie , g d y b y p e w n e g o d n ia w s z y s t­

k o strac iło sw ój zap ach .

Z a m i e s z c z o n y n a w s t ę p i e te k s t P ism a Ś w ięte g o p r z e n o s i n asze m y ­ śli w o b sz a ry d u c h o w e , g d z ie ta k ż e m a m y d o c z y n ie n ia z z a g a d n ie n ie m z a p a c h u . W o n n o ś ć C h r y s tu s o w a - to p o ję c ie d u c h o w e , k tó r e s ta n o w i sy n o n im specyficznej a tm o s fe ry p o ­ w stającej w ś ró d lu d z i n a s k u te k o b e ­ cności P an a J e z u s a C h ry s tu s a . T am , g d z i e b y ł O n - t a m o d c z u w a n o w o n n o ś ć C h r y s tu s o w ą . G d y u ż y je ­ m y ja k ic h ś p e r f u m , ic h w o ń n ie s ie ­ m y z s o b ą d o tr a m w a ju , n a u lic ę ,

g d z ie k o lw ie k id ziem y . T ak te ż w s z ę ­ d z ie , g d z ie p o ja w ia ł się J e z u s , p o ­ w s ta w a ła sw o ista a tm o s f e ra d u c h o ­ w a , k t ó r ą S ł o w o B o ż e n a z y w a w o n n o ś c ią C h ry s tu s o w ą ,

N a c z y m p o le g a ła w y ją tk o w o ś ć te g o d u c h o w e g o z a p a c h u ? G łó w n ie n a ty m , że z n a jd u ją c y się w je g o z a się g u lu d z ie szu k ający B oga, p o ­

k o r n i , s k r u s z o ­ n e g o i sz c z e ­ r e g o s e r c a ,

o d c z u -

w a z a c h ę tę .

O b e - c n o ś ć J e

zu sa n io sla im z so b ą za

p a c h

p r z e ­

b a c z e n i a , m i ł o ś c i i

n ad z ie i. N a to m ia s t lu d z io m b e z b o ż ­ n y m , z d e k l a r o w a n y m w r o g o m C h r y s tu s a , z a f a łs z o w a n y m f a r y z e ­ u s z o m , w to w a rz y stw ie P a n a J e z u s a p a c h n ia ło są d e m i śm iercią . T en sam z a p a c h d la je d n y c h o z n a c z a ł ży c ie ,

d la d r u g ic h - śm ie rć . O to w o n n o ś ć C h ry s tu s o w a ! S ta n d a rd d u c h o w e g o za p a c h u , ja k i w in ie n w y d aw ać k ażdy z nas!

Nie zawsze miłe

W y d a w a n ie w o n i C h r y s tu s o w e j n ie z a w sz e j e s t m iłe d la o to c z e n ia . J e s t j e d n a k z a w sz e m ile B o g u . B ó g m a w ty m p rz y je m n o ś ć , g d y c h r z e ­ ś c ija n ie r o z n o s z ą p o ś w ie c ie w o n ­ n o ść C h ry s tu s a . G d y n ie z a le ż n ie od o k o lic z n o ś c i i n a s ta w ie n ia ś r o d o w i­

ska, w k tó r y m się z n a le ź li, w y tw a ­ rza ją tę c h a ra k te ry sty c z n ą a tm o sfe rę d u c h o w ą i d a j ą s ię p o z n a ć j a k o u c z n io w ie C h ry s tu s a . Są m iłą B o g u w o n n o ś c ią C h ry s tu s a , g d y z a c h o ­

w u ją się j a k C h r y s tu s , to z n a ­ c z y : g d y ic h o b e c n o ś ć d la je d n y c h p a c h n ie ży c ie m , dla d ru g ic h zaś k o ja rz y się z n a d ­ c h o d z ą c y m s ą d e m B o ż y m . W o n n o ś ć C h ry s tu s a , ta d u c h o ­ w a c e c h a c h r z e ś c i j a n i n a n i e ­ z m i e n n i e ta k ie w ła ś n ie w y w o łu je re a k c je w ś r ó d lu d z i. W je j z a się g u z d e k la r o w a n y b e z b o ż n i k c z u je się źle. „ P rz e to n ie o s to ją się b e z b o ż n i n a sądzie, an i g rz e sz n ic y w z g ro m a ­ d z e n i u s p r a w i e d l i w y c h ” (P s 1 ,5 ).

N a t o m i a s t p o k u t u j ą c y g r z e s z n ik , c h o ć b y u p a d ł n ie w ie m j a k n is k o , g d y p o c z u j e w o n n o ś ć C h r y s t u s a , n a b ie ra w ia tr u w żagle, p a c h n ie m u ż y c ie m i - p o d o b n ie ja k ta d z ie w c z y n a p r z y ła p a n a n a c u d z o łó s tw ie , k tó rą P a n J e z u s ocalił o d śm ie rc i - id z ie, b y j u ż w ięcej nie grzeszyć.

M y ś m y w o n n o ś c i ą C h r y s tu s a - c z y ta m y w ro z w a ż a n y m fra g m e n c ie

4

C H R Z E Ś C I J A N I N 1 -2 /9 9 (5 64-565)

(5)

S ło w a B o ż e g o . W p ra k ty c e o z n a c z a to, że w sz ę d z ie g d zie się po jaw iam y , p o w i n n i ś m y e m a n o w a ć tą r o z p o ­ z n a w a ln ą a t m o s f e r ą d u c h o w ą , ta k b y l u d z i e m o g li w y r a ź n i e j ą w y cz u w a ć. I ta k „dla je d n y c h j e s t to z a p a c h ś m i e r c i o n o ­

śn y - n a śm ie rć , d la d r u g i c h z a ­ p a c h ożyw iający - d o życia” . Z n a c z y to , ż e n ie w o l n o n a m n e u t r a l i z o ­ w a ć w y d a w a n e j p rz e z nas w o n i C h r y s tu s o w e j, b o w i e m p o to B ó g n a m j ą d a l, a b y ś m y sta n o w ili w t y m ś w i e c i e w ażny, d u c h o w y z n a k i d e n t y f i k a c y j n y i z a r a z e m o rien tacy jn y .

Czym pachniem y

N ie s te ty , b y w a , ż e c h r z e ś c ija n ie p ró b u ją czasem z ró ż n y c h p o w o d ó w u k ry ć to , cz y m n a p ra w d ę p ac h n ą. W se n s ie d u c h o w y m u ż y w a ją r o z m a i­

ty c h „ d e z o d o ra n tó w ”. G d y n a k ró tk o m a ją z n a le ź ć się w ja k im ś to w a rz y ­ stw ie, n a ja k im ś sz k o le n iu albo w c z a ­ s a c h , o d c z u w a j ą s i l n ą p o k u s ę , b y u ży ć d e z o d o r a n tu „ In c o g n ito ” . Po co się tak od razu obnosić z e sw o im i p rzeko ­ n a n ia m i - u sp ra w ie d liw ia ją się i n ie dają się ro zp o z n ać. N ie w y d ają sw ojej p ra w d z iw e j w o n i, a lu d z ie w o k o ło zastanaw iają się, o co tu c h o d z i i ta k d o k o ń c a n ie w ie d z ą z k im m a ją n a ­ p ra w d ę d o czyn ien ia. In n i z m ie n ia ją zapach zależn ie o d m iejsca, g d zie się udają. M o ż n a w ię c d la p o tr z e b tego ro z w a ż a n ia p o w ie d z ie ć , że u ż y w a ją d e z o d o r a n t u „ K a m e l e o n ” . W ic h o b ec n o śc i n ik o m u n ie z a p ac h n ie n i­

cz y m c h a rak te ry sty cz n y m . B e z b o ż n i­

ko w i n ie zap ac h n ie są d em B o ż y m ani te ż o so b ie p o szu k u jącej B oga n ie ste ty n ie zap ac h n ie łaską B o żą i nadzieją.

P rz y k ra to p ra w d a , ale c h rz e śc ija ­ n ie u ż y w a ją c z a s e m ta k ic h r o z m a i­

ty c h p a c h n id e ł, k tó r e u k ry w a ją ic h w ła ś c iw y z a p a c h - to z n a c z y w o n ­ n o ś ć C h r y s t u s o w ą , a p o p r z e z to w p ro w a d z a ją d u c h o w ą d e z o r ie n ta ­ c ję . Z a s m u c a t o D u c h a Ś w ię te g o ,

k tó r y n ie m o ż e w te d y p o s łu ż y ć się sw o ją św ią ty n ią ( I K o r 6,19), aby d o o b j a w i ć B o ż ą o b e ­

c n o ś ć n a zie m i.

Z e c h c i e j m y w ty m m o ­

m e n c i e

^ ...

U C Z C I

w ie pom yśleć o sobie sa­

m y c h . K ied y o s ta tn io p ró b o w a liś m y ukryć nasz p raw dziw y zapach identyfi­

kujący nas z C h ry stu sem ? J a k często i z ja k ic h p o b u d e k to ro b im y ? Ilu lu d z i z o s ta ło p r z e z to w p ro w a d z o n y c h w b łą d , b o n ie d o w ie d z ie li się k im n a ­ p ra w d ę je s te ś m y ? A m o ż e k to ś b e z ­ p o w ro tn ie stracił p rz e z to szansę n o ­ w e g o n a r o d z e n i a , p o n i e w a ż B ó g w y zn aczy ł m u sp o tk a n ie z n a m i, aby w ydana p rzez nas w o n n o ść C h ry stu so ­ w a zw róciła je g o uw agę i zachęciła d o pójścia za Je zu se m , a m y użyliśm y m a ­ skującego „d ezo d o ran tu ” i zaw iedliśm y ja k o B o ż e n a r z ę d z ie d o n a w ra c a n ia

grzeszników ?

Precz z mylqcymi duchowymi dezodorantami

P o w y ż szy c h p y ta ń n ie w o ln o n a m zlekcew ażyć. N ie w o ln o p rzejść o b o k n ic h w z ru sza ją c ra m io n a m i.

N i e u ż y w a jm y d u c h o w y c h , m y lą ­ c y c h „ d e z o d o ra n tó w ” ! O d r z u ć m y j e

z d e c y d o w a n ie i z a w s z e p a c h n ijm y C h r y s tu s e m ! R o z n o ś m y tę s p e c y ­ f i c z n ą w o ń w s z ę d z i e t a m , g d z i e p rz e b y w a m y ! N i e c h w n a s z y m t o ­ w a r z y s t w i e p a c h n i e C h r y s t u s e m ! N i e c h l u d z i e w ie d z ą , ż e m a ją d o c z y n ie n ia z u c z n ia m i P a n a i n ie c h d o w ie d z ą się c z y m to p ac h n ie !

C z y j e s t to tr u d n e zadanie?

K tó ż m o ż e m u sp ro stać?

P o p i e r w s z e , t r u d n e j e s t to d la ty c h , k tó r z y lie są n a p r a w d ę w C h r y s tu s ie . Tacy, n a ­

tu r a l n ie , n ie p a c h n ą C h r y s t u s e m i a b y w y d a w a ć J e g o w o ń m u s z ą się n ie ź le n a ­ tru d z ić , p rzy b ie ra ć p o ­ z ó r p o b o ż n o ś c i, uży w ać ja k iejś zapa­

ch o w e j „ p o d ro b y ”, k tó ra p o p e w n y m c z a s ie p r z e s ta j e d z ia ła ć , g d y ty lk o u c z y n k i zaczynają zd rad zać ic h p ra w ­ d z iw y sta n duchow y.

S p ro s ta ć te m u z a d a n iu n ie m o g ą także ci chrześcijanie, którzy starają się być w o n ią m iłą w szędzie i dla w szyst­

kich. P róbujący w ydaw ać w yłącznie ta­

ki zapach, k tó ry będzie przyjem ­ n y zarów no dla szczerego

dziecka Bożego, j a k i d la b e z ­ bożnika.

W o n n o ś ć C h r y s tu s o w a m a sw o ją cenę! Jej w y d a w a n ie ta k że się z ty m w iąż e. W je d n y m m ie jsc u b ę d z ie m y m ile w id zian i, w d ru g im zaś z n ie n a ­ w id z e n i. N i e w s z y s c y lu b ią z a p a c h C h ry s tu s a , ale to n ie p o w ó d , aby go n e u tra liz o w a ć . N i e c h p o c z u ją w o ń są d u i śm ierci! P rz ec ież to m o ż e ich uratow ać!

P o n ie w a ż n a p ra w d ę u w ie rz y liśm y w C h ry stu sa n ie m u s im y się w ytężać, aby w ydaw ać w o n n o ś ć C h ry stu so w ą , bo j u ż n ie m y ży jem y ale żyje w nas C h r y s tu s (p o r. G a 2 ,2 0 ). W y sta rc z y w ięc, że b ę d z ie m y n a co d z ie ń sobą, że o d rz u c im y d u c h o w e dezodoranty.

W te d y zapach C h ry stu s a rozejdzie się w naszy m o to c z e n iu i stanow ić będzie d la całego śro d o w isk a, w k tó ry m się o b ra c a m y w a ż n y sygnał orientacyjny.

Taki je s t nasz o b o w iąz ek i taki p rzy w i­

lej w ynikający z w iary w C hrystusa.

M arian Biernacki

C H R Z E Ś C I J A N I N 1. 2 /9 9 (5 6 4 -5 6 5 )

5

(6)

NAMASZCZENIE

Przysłuchując się w zborach głoszonem u przez kaznodziejów Słowu oraz modlitwom dzieci Bożych, zauw ażyłem , że od ja­

k iegoś czasu tem a tem przewodnim kazań i modlitw jest n a ­ m aszczen ie. Zrozumiałem, że skoro Duch Święty tem at ten tak w yraźnie a k cen tu je, o z n a c z a to, że zam ierza u b ło g o sła w ić Kościół n a m a sz c ze n ie m . Nie m o że się to jedn ak w ydarzyć b ez w yraźn ego zapotrzeb ow an ia ze strony w ierzących. Stąd inspiracja dla kaznodziejów, a b y poprzez Słowo z a c h ę c a li do modlitwy i stąd też modlitwy o n am aszczenie.

Dlatego też w ostatnich latach tematowi temu pośw ięciłem m o­

je modlitwy i rozmyślania. To, c o znajdowałem w Bożym Słowie i c o podpow iadał mi Duch Święty, starałem się notow ać i w ten sp osób najpierw powstały konspekty wykładowe, a później, w wyniku z a ch ęc e n ia przez słuchaczy d o ich napisania, artykuły.

W tym oraz kilku następnych numerach „Chrześcijanina” ch ciał­

bym podzielić się moimi przemyśleniami na tem at nam aszcze­

nia. W moim bowiem przekonaniu sprawa ta jest jednym z naj­

w a ż n ie js z y c h z a g a d n ie ń , p o n ie w a ż c h r z e ś c ija ń s tw o b e z nam aszczenia jest niczym innym, jak tylko jedną z ogólnoświato­

wych religii.

Szkoda, że w kościołach, seminariach i szkołach biblijnych z re­

guły największy nacisk kładzie się na przekazanie wiedzy, a nie d o cen ia się w ażności nam aszczenia. Tymczasem Biblia właśnie nam aszczenie, oprócz powołania, czyni podstawowym warun­

kiem wszelkiej duchow ej służby i życia.

ISSN 0209-0120 INDEKS 35462

Wydawca

Instytut /W ydawniczy AGÄPE ul. S ien n a 68/jPÖ, 00-825 W arszaw a

Miesięcznik »Chrześcijanin«

Jest organem prasowym Kościoła Zielonoświątkowego w Polsce

Rada Programowa M ichał Hydzik

Marian, Suski MiećźyałaW Cząjko

Edw ard Czajko Każifriierz SęysuiSki

Zespół Redakcyjny Kazimierz Śosulski - redaktor naczelny

Edw ard Czajko - .redaktor Ludmiła S ó sulska - redaktor , A gnieszka G ociow ska - sekretarz red. .

, Artur Mikuła - redaktor techniczny Sławomir B ednarski - re da ktor g raficzn y

Adres redakcji Miesięcznik:: ĄChrżesęiJanin « ul. /Sienną 68/70; ::0Ó-825,VVąrszawa

te k 0 22/6548296, łąk ę 62Q4Ö73 . e-mail. a g ä p e @hsrt,^onrt'|)l

Konto

MieSiędznik' ''C h r z e ś # M n « PKO BP V O /W aiszaw a

102Q1055-350802-'270-1

Prenum erata krajowa - p o je d y n c z a , ro- c zn a - 27,00 zł; póhoczna - 13,50 zł;

zbłomwa (ód 5 egz.) roczna - 2ä,20 Ä półroczna - 12,60 zł. Zagraniczna ro­

czna: Czechy, Litw,a, - 12 USD; 'Europą Z ach. - 18' USD; ..Ameryką Rłn. - :2 4 USÖ .Australią i » rn e ry k a Płd. - 30 USD.

W yznanie wiary Kościoła Zielonoświątkowego w Polsce

• W ierzy m y , z e Pismo Św ięte - Biblia - jesi Sło­

w e m B o ż y m ,_ n ie o m y ln y m i n a t c h n io n y m p rz e z D ucha Ś w ięteg o , i stanow i jedynq n o r­

m ę w ia ry i ży c ia.

• W ierzy m y w B oga w Trójcy Świętej jed y n eg o , w o s o b a c h O jc a i S y n a, i Duchci Św iętego.

• W ierzy m y w S ynostw o B oże J e z u s a C hrystu­

s a , p o c z ę te g o z D ucha Ś w ięte g o , n a r o d z o n e ­ g o z M arii D ziewicy; w J e g o śm ierć n a krzy­

żu z a g rzec h św iata i J e g o zm artw y ch w stan ie w .ciele; w J e g o w n ieb o w stąp ien ie i p o w tó rn e p rzy jście w chw ale.

• W ie r z y m y w p o j e d n a n i e z B o g ie m p r z e z o p a m ię ta n ie i w ia rę w ew a n g e lię , w ch rze st i W ie c z e r z ę Pdi%kq.

• W ierzy rń y w ch rzest D uchem Św iętym , p r z e ­ ż y w an ie pełni D ucha i J e g o d a ró w .

• W i e r z y m y w je d e n K o ś c ió ł, ś w i ę ty , p o ­ w sz ech n y i apostolski.

• W ierzy m y w u zd ro w ien ie ch o ry ch ja k o z n a k laski i m ocy Bożej I

• W i e r z y m y w z m a r t w y c h w s t a n i e i ż y c i e wieczne."

W D ru g ie j K się d z e M o jż e s z o w e j (30,22-33) zn a jd u je m y je d n o z p ie rw ­ szych m iejsc B iblii p o tw ie rd z ają cy c h tę praw dę.

N a gó rze Synaj M o jż esz o trz y m a ł m ię d zy in n y m i precyzyjne plan y sp o ­ r z ą d z e n i a N a m i o t u Z g r o m a d z e n ia oraz w szystkich u rzą d zeń i p rz e d m io ­ tów . W a r u n k ie m p o d s ta w o w y m , o d któ reg o zależne było d o p u szczen ie do słu żb y w N am io c ie , było w łaśnie n a­

m aszczenie. Z re sz tą ró w n ież sam N a ­ m io t Z g ro m ad z en ia , a także Skrzynia Ś w iad ectw a m ia ły być n a m asz cz o n e.

N a w e t k ap łan A a ro n i je g o synow ie, p rze d p rzy stąp ien iem do służby m ieli być p o d d an i ce re m o n ii nam aszczenia.

P ra k ty k a n am asz c z a n ia o b o w ią z y ­ w ała także i w p ó źniejszych okresach.

N a m a s z c z a n i b y li n ie ty lk o k ap łan i, a le i k r ó lo w ie . P ie r w s z y m k r ó le m Izraela był Sauk Tuż po p o w o łan iu go

na te n urząd, p ro ro k S am uel o trzym ał p o le c e n ie d o k o n a n ia n a m a s z c z e n ia ( l S m 10,1). N a s tę p c a Saula, D aw id, był nam aszczany aż trzy k ro tn ie. M a to o c z y w iś c ie s w o je z n a c z e n i e , ale p rzedstaw ię j e nieco później. Tym cza­

s e m za u w a ż m y , że p o raz p ie rw sz y D aw id został n am asz cz o n y przez Sa­

m u e la „w gronie je g o braci” jeszcze ja ­ ko pasterz (2S m 16,13), p o w ielu la­

tach p o raz d ru g i - p rzez plem ię Ju d y (2Sm 2,4), a p o raz trzeci został nam a­

s z c z o n y p r z e z s ta rs z y c h I z r a e la na króla nad całym n a ro d e m (2Sm 5,3).

T akich p rz y p a d k ó w n am asz cz an ia na króla zn a jd u je m y w S tarym Testa­

m e n c ie sp o ro . O c z y w iśc ie n ie b ę d ę ich w szystkich przytaczać, są one zna­

ne czy teln ik o m Biblii.

Przechodząc do N ow ego Testamentu z a u w aż am y , że ta zasad a n ie zo stała zm ieniona, ale raczej została uwierzytel-

6

C H R Z E Ś C I J A N I N 1-2 /9 9 (5 64-565)

(7)

niona, potwierdzona. G łów nym bohate­

rem N o w eg o T estam entu je s t oczyw i­

ście nasz Pan, Je zu s C h ry stu s. I ju ż w tym m o m e n cie zaakcentow ane zostało n am asz cz en ie . B o p rz e c ie ż w ję z y k u greckim słowo „C hrystus” oznacza N A ­ M A S Z C Z O N Y Podobnie zresztą ja k i jego hebrajski odpow ied n ik „M esjasz”.

Ilekroć w ypow iadam y „Jezus C hrystus”, św iadom ie lub nieśw iadom ie m ó w im y

„Jezus Pomazaniec”, podkreślając w ten sposób doniosłość namaszczenia.

K iedy J ezu s

z o sta ł n a m a s z c z o n y ?

O dpow iadając na to pytanie należa­

łoby przy p o m n ieć w ypow iedź apostoła Pawła, który pisze, że przez C h ry stu sa zostało stw o rzo n e w szystko co je s t na n ieb ie i n a ziem i (Kol 1,16). T ru d n o je st m i określić, kiedy Je zu s został n a­

m aszczo n y d o tw o rz e n ia w szystkiego co je s t w niebie. Pozostaje to w sferze Bożej tajem nicy, k tó rą należy przyjąć w iarą. N ie tr u d n o je s t n a to m ia st z a u ­ ważyć, kiedy Je zu s został nam aszczony d o w y konania dzieła zbaw ienia n a zie­

m i. S tało się to w ów czas, gdy w ra z z in n y m i k a te c h u m e n a m i u d a ł się n ad r z e k ę J o r d a n , ab y d ać się o c h rz c ić . W tedy to o tw orzyło się n iebo i zstąpił na N ieg o D u c h Św ięty w postaci ciele­

snej ja k gołębica (Łk 3,21-22). N a stę p ­ n ie p o c z te rd z ie s to d n io w y m o k resie kuszenia, Je zu s po w ró cił d o N az aretu i w szedł w e d łu g zw yczaju w d zień sza­

b a tu d o synagogi, g d zie z d u m io n y m s łu c h a c z o m o św ia d cz y ł, że n a m a śc ił G o D u c h Pański (Łk 4,16.18). P o tw ier­

dził to także apostoł Piotr, k tó ry w ka­

z a n iu w d o m u K o r n e liu s z a p o w ie ­ dział, że B óg nam aścił Je zu sa D u c h e m Ś w iętym i m ocą (D z 10,38). P an Jezus, choć był B ożym S ynem , nie w ażył się ro z p o c z y n a ć sw ej słu ż b y b e z n a m a ­ szczenia. I dlatego czekał, aż zostanie w yposażony przez D u c h a Św iętego w a k c ie n a m a s z c z e n ia . T e g o s a m e g o oczekiw ał rów nież od sw oich uczniów , których cierpliw ie przez trzy lata n a u ­ czał zaró w n o słow am i, ja k i czynam i.

Z a n i m j e d n a k o tr z y m a li o n i n a k a z działania, a w ięc daw ania, najp ierw zo ­ stało im dane polecenie w zięcia n am a­

szczenia przez przyjęcie D u c h a Świę­

tego (Łk 24,49; D z 1,4.8). P a n J e z u s

ro zu m iał, że najp ierw trzeba w ziąć, by p o te m m ó c d aw ać; że je ś li n ie b ę d ą n a c z y n ia m i n a m a s z c z o n y m i, to ic h słu ż b a n ie b ę d z ie się m ieścić w n o r ­ m ach u stan o w io n y ch przez Boga.

W s p o só b s y m b o lic z n y p o w y ż sz a p raw da została przed staw io n a w w yda­

rze n iu z czasów E lizeusza opisanym w 2Krl 4,1-7. W dow a po u cz n iu p ro ro c ­ k im zobow iązana była d o o ddania za­

ciągniętego długu. P ro b le m polegał na tym , że była b ie d n a i poza bań k ą oliwy n ic z y m w ięcej n ie d y sp o n o w ała. N ie m o g ła w ięc w yw iązać się z ciążącego na niej zobow iązania. W ówczas to zja­

w ił się p ro ro k E lizeusz. Z apoznaw szy się z sytuacją, zalecił ubogiej w dow ie, aby pożyczyła p u ste naczynia i ustaw i­

ła je w sw o im d o m u . W krótce w szyst­

kie te n ac z y n ia w y p e łn iły się o liw ą i dzięki te m u m ogła spłacić swój dług.

N a s z P an ta k że i n a m p o z o s ta w ił w a ż n e i o d p o w ie d z ia ln e z a d an ie, j a ­ k im je s t głoszenie św iatu D o b rej N o ­ w in y (M k 16,15). A byśm y m ogli spła­

cić te n d łu g w o b e c naszy ch b liź n ic h , n a sz e n a c z y n ia m u s z ą n a jp ie r w w y ­ p ełn ić się niebiańską oliwą.

C h r z eścija n ie to lu d zie n a m a s z c z e n i

W A n tio c h ii ta m te js z y c h w ie r z ą ­ c y c h n a z w a n o „ c h r z e ś c ija n a m i” o d s ło w a „ C h r y s t u s ” ( D z 1 1 ,2 6 ). J u ż w c z e ś n ie j s tw ie rd z iliś m y , że sło w o

„ C h ry stu s” oznacza „n am aszczo n y ”. A w ięc m o ż n a p o w ied z ie ć, że lu d z ie w A n tio c h ii u zn a li, iż w y zn aw cy C h r y ­ stusa są, p o d o b n ie ja k O n sam , lu d ź m i nam aszczonym i.

N i e s t e t y g d z ie ś o d r o k u 5 0 0 p o C hr. datuje się stopniow e odch o d zen ie od zabiegania o nam aszczenie. M iejsce n a m asz cz en ia zajęły in try g i, polityka, dom inacja, akcentow anie roli u m y słu i w ied zy p rzy je d n o c z e sn y m lekcew aże­

n i u n i e o d z o w n o ś c i n a m a s z c z e n i a przez D u c h a Świętego. D o p iero od ro ­ k u 1500 rozpoczęła się stopniow a o d ­ n o w a K o ścio ła. W ś ró d w ie lu p ra w d , któ re w o sta tn im czasie o dnaw ia D u c h Święty, je s t także i ta dotycząca n am a­

sz c z e n ia . C o ra z cz ęście j w r ó ż n y c h m iejscach m ó w i się na te n te m a t i co­

raz d o n o ś n ie js z e j e s t w o ła n ie d zie c i B ożych o św ieże nam aszczenie.

A nalizując dalsze w ypo w ied zi N o ­ w e g o T e s t a m e n tu n a t e m a t n a m a ­ szczenia należy zauw ażyć, że po fakcie n a m a s z c z e n ia C h r y s tu s a w y s tę p u ją o n e z reg u ły w czasie przeszłym . I tak, w 2 K o r 1,21 A p o s to ł P a w e ł p is z e :

„Tym zaś ( ...) k tó ry nas nam aścił, je s t B ó g ” . C z a s o w n ik „ n a m a ś c ił” j e s t tu użyty w czasie p rzeszłym dok o n an y m . P o d o b n e u w a g i m o ż e m y p o c z y n ić czytając dw ie w ypow iedzi apostoła J a ­ na: w y macie namaszczenie od Św ięte­

g o ..." (1J 2,2 0 ); ,/4Ze to nam aszczenie, które od niego otrzymalis'cie, pozostaje w w a s ... (1J 2 ,2 7 ). W y n ik a z te g o , że dzieci B oże, o trzy m ały nam aszczen ie w C h ry stu sie. W iem , że nie je s t to ła­

tw e d o za ak cep to w an ia i u w ierz en ia , dlatego p o słu ż ę się d w o m a sym bolam i ze S tarego T estam entu.

P ie rw sz y z n ic h o p isa n y z o sta ł w p rz e p ię k n y m P salm ie 133. M ó w i się tu o A aro n ie , arcykapłanie, n a głow ę k tó r e g o w y la n o o lej n a m a s z c z e n ia . O b fito ść tego oleju była tak znacząca, że spływ ał na je g o b ro d ę, a następnie ściekał o n aż na k rańce je g o szat. C ałe w ięc ciało A arona b yło n am aszczone, nie tylko głow a i najbliższe jej okolice.

J e s t to sym boliczne przedstaw ienie te g o , co sta ło się rz e c z y w is to ś c ią w N o w y m T e sta m e n c ie . N a s z arc y k a ­ p ła n J e z u s C h ry stu s ja k o G ło w a K o­

ścioła (E f 5,23; Kol 1,18) został n am a­

s z c z o n y p rz e z D u c h a Ś w ię te g o (Ł k 4,18; D z 10,38). S k oro „olej” w ylany został na G łow ę, to zgodnie z Ps 133 spływ a o n i na całe Je g o ciało, a p rz e ­ cież B iblia stw ierdza, że Jeg o ciałem są wierzący.

J e z u s p o w ia d a , że j e s t „ k rz e w e m w in n y m ”, a m y je ste śm y „latoroślam i”

(J 15). K ażdy o g ro d n ik w ie, że te sam e ż y c io d a jn e i p o w o d u ją c e o w o c n o ś ć soki pły n ą zaró w n o w krzew ie, ja k i w g ałąz k ac h . A p o s to ł P aw eł u w aża, że je śli ktoś został w szczepiony w k orzeń (tj. w C h ry stu sa), to stał się u cz estn i­

k ie m k o r z e n ia i tłu s z c z u o liw n e g o (nam aszczenia) (Rz 11,16-17).

P ra g n ien ie Elizeusza

Je szc ze in n y sy m b o l sp o ty k a m y w 2Krl 2,9-15. W w ierszu 9. podkreślone j e s t g o rące p ra g n ie n ie E liz eu sz a, aby

posiąść podw ójne nam aszczenie w po - V

C H R Z E Ś C I J A N I N 1-2 /9 9 (5 6 4 -5 6 5 )

7

(8)

ró w naniu z je g o m istrzem . W iersz 11.

o p isu je m o m e n t za b ra n ia E liasza d o nieba, a w w ierszu 13. stw ierdza się, że z nieba spadł płaszcza Eliasza (sym bol n am aszczenia), k tó ry p o d n ió sł E liz e ­ usz, i od tej chwili spoczął na n im d u ch Eliasza.

N asz M istrz i Nauczyciel, Pan Jezus, także w stąpił w o b ło k u d o nieb a (D z 1,11). Po Jego odejściu, w d zień P ięć­

dziesiątnicy, z nieba niejako zstąpił Jego płaszcz, przyobleczenie - D u c h Święty (D z 2,1-4). Z g o d n ie z zapew nieniam i apostoła Piotra, od m o m e n tu tego w y­

darzenia każdy wierzący m oże pozwolić okryć się tym płaszczem i przyjąć n a­

maszczenie (D z 2,17-18.38-39).

Z a u w a ż m y je d n a k , że w c z a s a c h Elizeusza nie w szystkim p ro ro k o m za­

leżało na przyjęciu ow ego nam aszcze­

nia. Z a ró w n o p ro ro c y z B etel, ja k i z Jerycha ograniczyli się d o biernego p o ­ znania, stali w ięc z bo k u i obserw ow ali z a c h o d z ą c e w y d a r z e n ia (2 K rl 2 ,7 ).

A postoł J a n ostrzega, że w ostatniej go­

dzinie przed przyjściem C h ry stu sa p o ­ ja w i się w ie lu a n ty c h r y s tó w , lu d z i

prze ciw n y ch n am asz cz en iu , „antypo- m azańców ” (1J 2,18).

Otwarci na rosę

W racając do P salm u 133 trzeb a j e ­ szcze podkreślić, że je s t tam m o w a o rosie H e rm o n u , która spada na góry Sy­

jo n u . Błogosław ione zjawisko rosy m a to do siebie, że opadając zwilża ona każ­

dy skrawek ziemi, pod je d n y m wszakże w arunkiem : ziem ia m usi być odsłonię­

ta, nie m oże być niczym przysłonięta.

O n am aszczeniu decyduje w ięc nasza o tw arto ść , nasza g o to w o ść przyjęcia, nasze pragnienie. M u sim y m ieć p o d o b ­ ne pragnienie ja k Elizeusz, m u sim y być otwarci na niebiańską rosę D u ch a Świę­

tego. Postawa zamknięcia, bojaźliwości i różnego rodzaju uprzedzenia pozbaw ia­

ją nas błogosław ionych skutków spada­

jącej z n ie b a rosy. „P ła szc z E lia sz a ” wciąż oczekuje na podniesienie.

M ichał H y d z ik

Modlitwa

- ciężki obowiązek

D o listy p r o b le m ó w i k ło p o tó w , ja k ie m ają c h r z e ­ śc ija n ie m o ż n a b y d o d a ć j e s z c z e j e d e n p rz y k r y dla w ie lu o b o w ią z e k - m o d litw ę . C h rz eścija ń ­ skie ż y c ie b y ło b y tak ie ciek aw e, radosne i m i­

łe b e z tej sm u tn ej p o tr z e b y c ią g łe g o m y ­ ś le n ia o m o d lit w ie , a le n ie s te ty , n a g le p r z y c h o d z i d z ie ń , k tóry o d d z ie la nas o d r a d o śc i o g ó łu - d z ie ń c h o ro b y , ..

c ie r p ie n ia i sm u tk u . M y ślim y g o ­

rą czk o w o o B o ż e j p o m o c y i w sz e lk ic h o b ie tn ic a c h z a ­

w artych na ten tem a t w B ib lii, o k a zu je się, ż e p o trz eb u je m y kogoś, k to je s t m ę ż e m wiary.

O s ta t n io z o s t a łe m z a c h ę c o n y do podzielenia się parom a m yślam i o m o d li­

twie. Tak dużo się o niej teraz m ów i. C za­

sem m am w rażenie, że w ielu m ów i o tym dlatego, że chce u spokoić coś w ew n ątrz siebie, coś, co dom aga się praw dy na ten tem at w ich życiu. Jezus w spom niał fary­

zeuszy wystających na rogach ulic, by się pokazać. Dzisiejsza dyskusja o m odlitw ie je st chyba czymś podobnym . M odlitw a fa­

ryzeusza zawsze była w idoczna, ale rzadko kto w idział na nią odpow iedź. M odlitw a człow ieka pełnego C hrystusa nie m a być na pokaz.

„Panie Boże, dziękuję C i za m am ę, tatę i zabawki, i za dzidziusia, i z a ...” Tu nastę­

puje cała lista rzeczy i w ydarzeń, które są w ażne w życiu m ałego D aniela, naszego 2,5 letniego synka, i oczywiście należy o ty m p o w ied zieć B ogu. Je s t to m o d litw a d z ie c k a , n ie w y m u s z o n a , p o z b a w io n a wszelkiej skom plikowanej procedury ludzi dorosłych. Słysząc ją zaczynam rozum ieć, co Jezus m iał na myśli mówiąc, abym i ja był ja k dziecko.

W ro k u 1996 przeżyw ałem w spaniałe chw ile razem z m łodzieżą zboru zielono­

świątkowego w e Władykaukazie. W małym d om ku w yrem ontow anym w łasnym i siła­

m i i p rz y p o m o c y sk ro m n y c h środków , dzieci Boże w ołały do swojego Ojca. U lice były pełne uchodźców, przestępczość rosła w szy b k im te m p ie , o k o ło 100 km dalej G roźny bronił się przed atakami armii ro­

syjskiej, wcześniej straszna w ojna dotknęła G ruzję, setki ludzi straciło dach nad głową, w ielu zrozum iało, że tylko B óg m oże im

pom óc. Tam właśnie od szóstej rano woła­

liśmy do Pana o łaskę i m iłosierdzie. M im o zakończenia działań w ojennych w O setii, m o d litw y nadal trwały. N ie p rz e rw a n a i pełna miłości m odlitwa Oblubienicy, którą w ojna i nędza przygotowały ja k najlepsze kosmetyki, by była czysta i piękna, wypła- w iona ja k złoto, przygotow ana dla Niego.

Istniało je d n o tylko Im ię, w którym poło­

żyliśmy nasze nadzieje i oczekiwania.

Duchowy fast-food

D z iś K ościół n ie m o ż e się obyć bez w ielkich nazwisk. Powiedzieć, że na spo­

tk an iu m o d litew n y m będzie tylko Jezus, oznacza że zaproszonym i poczuje się tylko garstka, ale w ystarczy rzucić d o brym n a ­ zwiskiem i m am y pew ne tłu m y chętnych do przeży cia B ożego bło g o sław ień stw a, chętnych do skorzystania, jeśli to możliw e, z o w o c ó w w ie lo le tn ie j m o d litw y in n ej osoby. M a to być co ś w ro d za ju d u c h o ­ w e g o fast-foodu - p e w n ie i szybko.

W o lim y d o w s z y s tk ie g o d o c h o d z ić przez zdobywaną w iedzę, a nie przez po­

znanie, które m oże dać nam Pan. Ten sam p ro b le m m ia ł k ie d y ś A d am , k tó ry był przekonany, że w ystarczy sam a w iedza z

„drzewa poznania”. Ale kluczem do wszy­

stkiego je s t być blisko Pana, a to znaczy m odlić się, i to n ieustannie. Bóg dobrze w ie d z ia ł, d la c z e g o o s trz e g ł A dam a, że u m rz e , je ś li nie b ęd zie G o słu ch ał. Ale p rzeciw nik zapew niał go, że po zdobyciu w iedzy będzie ja k Bóg, i oto mija ju ż sześć ty się c y la t i w sz y sc y n a d a l p o d le g li są śm ierci, a nikt z ludzi nie je s t ja k Bóg. W

8

C H R Z E Ś C I J A N I N 1- 2 /9 9 (5 64-565)

(9)

p odobną pułapkę w pada dziś w ielu łudzi.

C oś niecoś wiedzą, i to im wystarcza. W ie­

rzą, że w łaśnie tak będą podobać się Bogu.

Jak bardzo różnim y się od tego, co nazy­

wali Kościołem nasi dziadkowie. Wydawa­

ło by się, że dziś, by być dobrym pastorem , ojcem lub pracow nikiem , w ystarczy prze­

czytać dziesiątki psychologicznych książek i zrealizować setki planów. D aw niej m u ­ siały wystarczyć kolana i szczera m odlitwa, Pan przem ieniał serca prostych i w ykształ­

conych ludzi, i ju ż się było dobrym ojcem , pracow nikiem , pastorem .

S ły szę n ie r a z z a c h w y t w w y p o w ie ­ dziach braci, którzy uważają za objaw Bo­

żego działania to, że uw ielbianie trw a nie­

raz przez całe nabożeństw o, nie m a naw et czasu na kazanie. Ja uważam , że je st to ra­

czej zapow iedź panow ania cielesności w Kościele i początek jeg o duchow ego upad­

ku. Świat lubi tańczyć, m y jed n a k nie m a­

m y polegać na nastrojach. Z g r o m a d z a ­ m y się p r z e c ie ż n ie p o to, by je d y n ie s ły s z e ć o B o g u , le c z a b y d o ta r ło d o nas S ło w o sa m eg o B oga, niezbędna jest do tego m odlitw a i kazanie. N ie oznacza to wcale, że zaraz m usi się zm niejszyć licz­

ba o s ó b u c z e s tn ic z ą c y c h w n a b o ż e ń ­ stwach, choć Kościół, który będzie blisko Krzyża Jezusa, pogrążony w m odlitw ie za ginący świat, nie będzie najpopularniejszą instytucją w mieście.

Czas na Słowo i modlitwę

N a naszych nabożeństw ach m u si być czas na Słow o B oże i na m o d litw ę , nic w olno okradać ludzi z tego, co mają zna­

leźć w naszym zgrom adzeniu. N ie m oże­

m y sz u k a ć o b ja w ó w B o ż e g o d z ia ła n ia przez zam ienianie Kościoła w dyskotekę.

Taki „kościół” będzie d o b ry m m iej­

s c e m d la e g o is ty c z n e j m łodzieży, ale

starzy bracia i siostry odejdą ze złam anym sercem . N ie dlatego tak jest, że teraz jest now ocześnie. To nie ma nic w spólnego z now oczesnością, to je s t ro b ie n ie in n eg o Kościoła. D u ch Święty przyznaje się tylko do „starej” D obrej Nowiny. O bjaw em peł­

ni D ucha Świętego w naszych zborach b ę ­ dzie m łodzież, która będzie się m odlić wy­

trwale i z C hrystusow ym w spółczuciem . D u c h Święty je s t D u c h e m m odlitw y i tak będzie się w nas manifestował. P opro­

w adzi nas na pustynie, by pościć, by głosić J e z u s a i być św ię ty m i. N ie je s t tr u d n o uwielbiać, co stało się ostatnio w ręcz n o ­ w y m ro d z a je m służby, tr u d n o je s t być św iętym i uw ielbiać. Pan nas pow ołał do tego, byśm y byli ja k O n.

Now icjusze grom ią w niedzielę dem ony - naw et w braciach i siostrach oraz pod każ­

dą ławką w kaplicy - a ju ż w środę mają problem z odpow iedzią na proste pytanie, czy są zbaw ieni. P o trzeb u ją oni podstaw nauki o m odlitwie, krzyżu, krwi Baranka i D u ch u Św iętym . M am y żyć naszą Biblią, nie własnym i jej interpretacjami zgodnymi z jakąś modą. Wykorzystajmy te „tłuste lata”

na właściwe przygotowanie samych siebie.

Bóg nigdy nie będzie w spółpracow ał z tym , co raz na zawsze odrzucił w ogrodzie Eden. Stary człow iek grzechu m usi iść na krzyż. Post je st krzyżowaniem starego czło­

wieka, modlitw a - w ypuszczeniem na w ol­

ność człow ieka now ego, często przygnie­

cionego przez lata zaniedbań i beztroskich n abożeństw . M o d litw a je s t p o silan iem i podnoszeniem do życia tego now ego czło­

wieka, by zawsze był gotowy świadczyć lub być zabranym wraz z Kościołem do Pana.

Nauczyciele, którzy przyjeżdżają do nas z bogatych krajów zachodnich, nauczają, by m o d lić się w danej spraw ie j e ­

den raz, b o dw a razy to ju ż niew iara; ale niewiarą je s t przestać pukać w Boże drzwi, zanim nie nadejdzie odpow iedź. N ie w i­

d z ia łe m ani śla d u ich n a u k i w krajach ogarniętych w ojną i głodem , gdzie ludzie nie mają bieżącej wody, sam ochodu i na­

w et osła, są to jed n a k wspaniali święci. Ż y ­ ją nie obietnicą bogactw i cielesnej radości, ale o b ie tn ic ą J e g o K ró le stw a i rad o ści, która czeka na nas u N iego.

O czyw iście nie chciałbym , by Polska była dośw iadczona wojną, ale praw dą jest, że prześladow any Kościół uczy się pokory, zaczyna dostrzegać, iż jego siła je st w Pa­

n u , Je z u sie C h ry stu sie. W idać wtedy, że nie trzeba wiele, by być blisko Pana - m o­

dlitw a i S łow o B oże są w ted y je d y n y m , czego nam potrzeba.

C e le m tego, co piszę je s t zachęcenie nas w szystkich do głębokiego przem yśle­

nia, co napraw dę je s t radością w naszym zborze: lekkie chrześcijaństwo, czy m odli­

twa i studiow anie Słowa? G dy przychodzę rano na m odlitw ę do naszej kaplicy, mogę zobaczyć ludzi, którzy w ierzą nieobłudnie, że O n m o ż e ..., bo - ja k m aw iał p ew ien n au czy ciel - „Św iat je s z c z e n ie w ie, co m oże człow iek pełny Jezusa C hrystusa”.

Z aw sze je s te śm y gotow i m odlić się o Twoje potrzeby, drogi Czytelniku. N ic od­

pisujem y na wszystkie listy, ale czytamy je i przynosim y wszystko przed Boże oblicze.

M irosław K uleć A utor pełni obowiązki pastora Zboru w Chełmie.

P rośby m odlitew ne m ożna kierow ać pod adres:

K o śc ió ł Z ielon ośw iątk ow y, ul. S ie n k iew icz a 10A, 22-100 C h ełm , tel. kom . 0602 653927

C H R Z E Ś C I J A N I N 1-2 /9 9 ( 5 6 4 -5 6 5 )

9

(10)

POROZMAWIAJMY

Homeopatia

W związku z licznymi pytaniam i ludzi wierzących, czy m e to d a leczenia h o m e o p a ty c zn e g o nie pozostaje w sp rzeczn o ści z ch rze ścijań stw em , p o d ejm u jem y się próby w yjaśnienia m echanizm ów jej działania. Jedno­

cześnie zdajem y sobie spraw ę, że nie odpow iem y w tym artykule na wszystkie nurtujące nas pytania.

N azw a hom eopatia, nadana przez dok­

tora H ah n em an n a now ej m etodzie lecze­

nia, pochodząca od greckich słów homoion pathos oznaczających „podobne cierpienie”, w s k a z u je też is to tę tej te ra p ii - zasadę podobieństw a. W 1796 roku H ah n cm an n po raz pierwszy ogłosił swoją podstaw ow ą tezę, która głosiła: ,iW sposób najpew niej­

szy, najszybszy i najskuteczniejszy m ożna leczyć takim i lekarstwam i, które zdolne są wywołać w zdrow ym organizm ie chorobę ja k najbardziej p odobną”. Tak w łaśnie na­

rodziła się zwięzła dewiza hom eopatii: si­

ni ilia similibus curantur (podobne leczy się podobnym ).

S a m u e l H a h n e m a n n u r o d z i ł się 10 kw ietnia 1755 ro k u w M iśni w Saksonii.

Pochodził z rodziny protestanckiej. O b d a­

rzo n y n iezw ykłym ta le n te m do ję z y k ó w o bcych, w k ró tk im czasie w ład ał biegle angielskim , arabskim , fran cu sk im , g rec­

kim , hebrajskim i łacińskim . P otem u k o ń ­ czył stu d ia m ed y cz n e na U n iw e rsy te c ie L ipskim uzyskując ty tu ł doktora. Posiadł także g ru n to w n e przygotow anie zaw odo­

w e z chem ii, farm akologii i dietetyki. Jako lekarz odznaczał się dociekliw ością, odw a­

gą, um iłow aniem praw dy i niebyw ałą pra­

cowitością.

R ozpoczął swoje badania od testow ania działania kory drzew a chinow ego na swój zdrow y organizm . P rzyjm ow ana podczas d o św iad czen ia ko ra w yw oływ ała zespół o b ja w ó w b a rd z o p o d o b n y c h d o zim ic y (m alarii). Po z a n ie c h a n iu p ró b , objaw y sz tu c z n ie w y w o ła n e j c h o ro b y ustąpiły.

Podaw anie o d p o w ied n io m ałej, sk u tecz­

nej daw ki c h in in y lu d z io m c h o ry m na malarię, pow oduje, że m alaria ustępuje. W m yśl h o m e o p a tii, n ig d y d w ie p o d o b n e choroby, w przebiegu których zaburzone

są p odobne czynności i uszkadzane te sa­

m e narządy, nie m ogą się toczyć w organi­

zm ie żyw ym w ty m sam ym czasie. S il­

niejsza zawsze w ypiera słabszą.

Stosowane w hom eopatii środki leczni­

cze przygotowywane są z substancji pocho­

dzenia m ineralnego, roślinnego i zw ierzę­

c e g o , a ty lk o w n ie w ie lk ie j lic z b ie z w ydzielin chorobow ych ludzkiego organi­

z m u oraz w w yniku syntezy chem icznej.

H a h n e m a n n przez w iele lat w ypróbow y- wał te środki na zdrow ych ludziach i swoje dośw iadczenia zawarł w dziele form ułują­

cym teoretyczne i praktyczne podstawy n o ­ wej m etody leczenia opatrzonym tytułem

„O rg an o n rationelle H e ilk u n d e ” („Orga­

n on ra c jo n a ln e j w ie d z y m e d y c z n e j” w póYniej szych czasach zatytułowany „Organon medycyny”). H ah n em an n doskonalił swoje dzieło przez cale życie (65 lat pracy) i do­

czekało się ono sześciu wersji.

Trzy zasady

Jak m o żn a zauważyć, w m edycynie tra­

dycyjnej też stosuje się czasam i leki h o ­ m eopatyczne. N p. digoksyna - stosowana w zaburzeniach rytm u serca, gdy podaw a­

na je s t w większej dawce zdrow em u czło­

w ie k o w i p o w o d u je w ła śn ie z a b u rz e n ia ry tm u serca. A lkaloidy sporyszu - stoso­

w ane w leczeniu m igren spow odow anych nagłym skurczem lub rozszerzeniem na­

czyń krw io n o śn y ch , gdy zostaną podane w większej dawce osobie zdrow ej, pow o­

d u ją p o d o b n e objawy, tz n . ro zszerzen ie naczyń i bóle głowy.

H om eopatia m a charakter regulacyjny i je s t sw oista. Stosow ane przez nią środki lecznicze pobudzają i k o n tro lu ją w ściśle określony, swoisty sposób szeroko rozum ia­

ne m echanizm y sam oregulacyjne żywego

10

C H R Z E Ś C I J A N I N 1-2 /9 9 ( 5 6 4 .5 6 5 )

(11)

organizm u. K ażdy środek leczniczy m usi być doskonale dobrany do pełni objawów i oznak chorobow ych (obraz choroby n atu ­ ralnej) i do osobniczej wrażliwości chorego człowieka, jego ducha, duszy i ciała.

O p ró c z n a c z e ln e j zasady p o d o b ie ń ­ stw a, w h o m e o p a tii istn ieją je szcze trzy inne zasady. Pierw sza z nich to zasada je d ­ n e g o ś r o d k a le c z n ic z e g o (a c z k o lw ie k w spółczesna hom eopatia czasam i o d c h o ­ dzi od tej zasady na rzecz złożonych środ­

ków leczniczych). D ruga zasada, to zasada najm niejszej dawki. Zaleca ona podaw anie n a jm n ie js z e j, s k u te c z n e j d aw k i śro d k a leczniczego zdolnej doprow adzić do w y ­ leczenia. Trzecia zasada m ów i o w zb u d ze­

niu środka leczniczego, czyli jeg o p o ten ­ cji. S w o is ty d la h o m e o p a t ii s p o s ó b sporządzania środków leczniczych pozw a­

la zam ienić nieczynną m aterię w jej czyn­

ny, energetyczny o dpow iednik i uw olnić z niej m oc leczniczą. Ta m oc działa w prost na żyw otność człowieka, czyli na m echa­

n iz m y sam o reg u la cy jn e przyw racając w ten sposób zdrowie.

Leki h o m eo p aty czn e m ają za zadanie pobudzać silę żyw otną do działania. H ah - n e m a n n nazyw a ją dynam iką, siłą dyna­

m iczną, silą w italną, w italnością, zasadą ż y w o tn ą i ży w o tn o ścią, dodając b ard zo szczególow ąjej charakterystykę.

Siła żywotna

Ż yw otność bywa dziś tłum aczona i ro­

zum iana jak o sum a m echanizm ów sam o- regulacyjnych o rg an izm u żywego, o d p o ­ w ie d z ia ln y c h za ró w n o w a g ę p ro c e s ó w życiow ych (h o m eo stazę). Ale „ O rg a n o n m edycyny” zawiera o dm ienną jej charak­

terystykę. Siłą żyw otną jest: „podobna d u ­ chowej, niem aterialna, niew idzialna, dają­

ca życie, ożywiająca m aterialny organizm , instynktow nie czuwająca, regulująca czyn­

ności, utrzym ująca odczuw anie i działanie wszystkich części organizm u w harm onii, sam opodtrzym ująca, sam orządna, p o d le­

gająca z a b u rz e n io m p rz e z d y n a m ic z n e czynniki ch o ro b o w e (szkodliw e w pływ y fizyczne i psychiczne) naw et działające z pewnej odległości, bezrozum na, niezdolna do sam oleczenia , podlegająca kształtującej m ocy w yobraźni, która m oże ją zakłócić, a zakłóconą zrównoważyć, poznaw alna i do­

świadczalna je s t tylko przez swe czynności w żywym organizm ie.”

Leki hom eopatyczne przygotow uje się m e to d ą s t o p n io w e g o r o z c i e ń c z a n ia i w z b u d z a n ia e n e rg ety czn eg o w ro z c ie ń ­

czaln ik u . Takim ro z p u s z c z a ln ik ie m je s t w oda destylow ana, ro ztw ó r soli i najczę­

ściej alk o h o l, a dla ciał n ie ro z p u sz c z a l­

nych - p u d er cukru m lecznego (laktoza).

R ozcieńczanie polega na m ieszan iu oraz

„dynam izacji” 1 cząstki składnika aktyw ­ nego i 99 cząstek rozpuszczalnika. D yna- m izacja, to e n e rg ic z n e p o trz ą sa n ie ro z ­ tw o r e m p o k a ż d y m e ta p ie je g o rozcieńczania.

Leki hom eopatyczne są bardzo m ocno ro z c ie ń c z o n e , a n ie k tó re ta k b a rd z o , że pow staje pytanie, czy w ogóle zaw ierają substancję leczniczą. S kuteczność leków h o m e o p a ty c z n y c h je s t ty m w iększa, im w iększe je s t ich rozcieńczenie. Leki o naj­

w iększych rozcieńczeniach, np. pięćdzie­

sięciotysięcznym , wpływ ają naw et na psy­

chikę człowieka, dlatego też stosow ane są bard zo rzadko. N a og ó l niskie i średnie ro z c ie ń c z e n ia są sto so w a n e w le c z e n iu zm ian m iejscow ych i w stanach ostrych, a wyższe rozcieńczenia - w przypadku p o ­ w ażn iejszy ch z a b u rz e ń , k tó re w ym agają tzw. leczenia głębokiego.

Sztuka

lekarza homeopaty

D la p rzyw rócenia zdrow ia najbardziej użyteczny je st bodziec wybiórczo działający na m ech a n izm y regulacyjne. Służy tem u najm niejsza, konieczna i skuteczna dawka leku dobranego na zasadzie podobieństwa.

Większa dawka byłaby nieużyteczna, a na­

w e t szkodliw a, gdyż le k h o m eo p aty czn y działa jakością i m ocą w zbudzenia. H o m e­

o p aty c z n a m e to d a lecz en ia nie dąży do wskazania pierw otnej przyczyny choroby.

Poszukuje natom iast przyczyny wyzwalają­

cej zab u rzen ie siły żyw otnej o rganizm u.

Lek hom eopatyczny m a być dobrany do ca­

łości obrazu chorobow ego pacjenta, a nie jedynie do jego choroby.

Id e a ln y lek arz h o m e o p a ta , to lekarz m ed y cy n y g ru n to w n ie p rz e s z k o lo n y na stu d iach p o d y p lo m o w y ch , b y stry o b se r­

w ator, w pracy którego nie m a miejsca na rutynę i schem atyczne działania.

S ztu k a lekarza h o m e o p a ty po leg a na objaśnianiu w szystkich objaw ów u ch o re­

go, k tó ry a k ty w n ie u c z e s tn ic z y w ty m procesie. Czas badania pacjenta je st znacz­

nie dłuższy niż w m edycynie tradycyjnej.

Każde zalecenia najprostszego środka po­

przedza w nikliw a analiza indyw idualnych potrzeb pacjenta. W hom eopatii skutecz­

n o ść le c z e n ia n ie j e s t m ie rz o n a ilo ścią p rz e p isa n y c h leków , ale w łaściw y m ich

do b o rem i o d p o w ied n im daw kow aniem . D o b ry lekarz hom eopata zna granice h o ­ m e o p a tii. J e ś li n a le ż y zasto so w a ć in n e m etody leczenia, zaleci je pacjentow i (np.

cukrzyca nie je s t leczona m etodą h o m eo ­ patyczną, hom eopatia nie je s t też skutecz­

na w zaaw ansowanych now otw orach, m o ­ że je d y n ie p o w strzy m ać rozw ój raka na jakiś czas).

P rz y le c z e n iu h o m e o p a ty c z n y m p a ­ cjent nie pow inien używać substancji za­

p ach o w y ch (ch o d zi o perfum y, d e z o d o ­ ran ty , o le jk i e te ry c z n e , p a stę m ię to w ą itp.), także kawy, m ocnej herbaty, w szel­

kich ziół, przypraw, syropów owocowych, stężonych soków roślinnych, alkoholu, a naw et w itam in.

Podsum ow ując, zdajem y sobie sprawę, że m e to d a h o m e o p a ty c z n a je s t m e to d ą kontrow ersyjną. Jej m echanizm y działania nie są do końca znane, ani w yjaśnione, a je d n a k w ielu tw ierdzi, że je s t to m etoda skuteczna w działaniu, a ponadto nie w y­

w o łu jącą takich sk u tk ó w u b o czn y ch ja k lek i m e d y c y n y tra d y c y jn e j. N a te re n ie N iem iec i Francji je s t sporo klinik, przy­

c h o d n i i aptek h o m eopatycznych cieszą­

cych się d u ż ą p o p u larn o ścią . Z d o stę p ­ n y ch n a m ź ró d e ł w ynika, że na te re n ie G dańska nie m a praw dziw ego lekarza h o ­ meopaty.

Dorota Sosnowska E lżbieta Gajewska

B ib liografia:

Podstawy homeopatii klasycznej, R o b ert Z a­

wiślak;

Homeopatia domowa, Andrzej Szymański;

B roszura o lekach hom eopatycznych wyd.

„Laboratories B O I R O N ”;

Tajemnice medycyny niekonwencjonalnej, Elż­

bieta Cybulska;

Farmacja stosowana, Akademia M edyczna w G dańsku, pod redakcją St. Janickiego;

N ew Age Medicine - A Christian Perspective O n Holistic Health, Paul Reisser, M . D . Te- ri K. Reisser, J o h n W eldon;

More JJnderstanding Alternative Medicine, Roy Lirescy;

Wywiad z m gr farm acji, Teresą Szczepa­

niak.

* * *

Artykuły ten i następny pochodzą z P S 9191 i 10/97, gazetki Centrum Chrześcijańskiego

„Nowe Zycie" w Gdańsku.

C H R Z E Ś C I J A N I N 1-2 /9 9 ( 5 6 4 -5 6 5 )

Cytaty

Powiązane dokumenty

niony nasz stosunek do Boga. Uczucie bowiem niekontrolowane często może przerodzić się w zw y k łą ludzką uczuciowość, a ta zkolei zbyt staje się zależna od

C oraz bardziej daje się odczuw ać działanie ducha antychry stu so w eg o , do św iątyni w ciskają się

czesnego człowieka.. Kwalifikacje duchow e i cechy charakteru są jakby zapleczem służby kaznodziei. Takiej też postawy uczyli innych. „Słow nik jęz y ­ ka po lsk ieg o ”

Można się jednak modlić przez cały dzień, m ożna płakać i z głośnym jękiem zanosić modlitwy, m ożna wstawiać się za cały świat, czy też wyznawać

Z n a czy to, że wierzył, iż Bóg może posłużyć się chorobą nie tylko jako środkiem dyscyplinarnym względem wierzą­.. cych, którzy zgrzeszyli

Jeżeli serca uczestników nabożeństwa przepełnia duch modlitwy i ludzie chętnie się głośno modlą, to już więcej nie podnośm y głosu (chociaż bardzo nam się

Na pewno może budzić nasze zdziwienie zapowiedź tego, że prawdziwy, odrodzony uczeń Chrystusa da się zwieść komuś tam, kto powie o sobie, że jest Chrystusem

Chrześcijaństwo też musi być pasją, jak pasją staje się dla nas to, czym zajmujemy się poza Kościołem.. Zycie zwiotczałe, bezbarwne, samolubne związane jest tylko z