PEUDZENIE
W t PO C IESZY C IEL A
O G DAŁ Ml
5
-6/94
MIESIĘCZNIK KOŚCIOŁA ZIELONOŚWIĄTKOWEGO W POLSCE PL - ISSN 0209 - 0120
Nie możemy nie mówić ... 3
Bezcenna obecność Pocieszyciela... 4
Misyjne pola ... 6
Bóg dał mi wiarę w przebudzenie ... 7
Zielonoświątkowcy - sekciarze?...8
Pięćdziesiątnica w Skandynawii i B razylii...9
Inwazja Ducha Świętego ... 11
Rozumem i duchem ...13
Mały chrześcijanin ...14
Ruch zielonoświątkowy w dzisiejszym świecie - tożsamość i niebezpieczeństwa... 16
Apostoł Bataków ... 18
Lewi Petrus radzi jak postępować z młodzieżą...19
Pan uczynił mi wielkie rz eczy ...21
Oświadczenie NRK ... 22
Okręg północny ...23
"Elim" w Cieszynie ... 24
Zapowiedzi w ydarzeń... 25
Wiadomości z k ra ju ... 26
Wiadomości ze św ia ta ... 27
Wiadomości polonijne... 29
Instytut Dereka Prince'a oferuje... 31
strona 10strona 24
Wydawca: Naczelna Rada Kościoła Zielonoświątkowego w Polsce. R ada P rogram ow a: M ichał H ydzik, M arian Suski, K azim ierz Sosulski (redaktor naczelny), Edw ard Czajko, M ieczysław Czajko.
Adres redakcji: “Chrześcijanin”, ul. Sienna 68/70,00-825 Warszawa, teł. (22)248575, fax (22)204073.
Prenumerata: roczna krajowa: 120.000 zł; półroczna: 60.000 zł. Należność prosimy wpłacać na konto korzystając z blankietu dołączonego do dwóch numerów lub przekazem pod adresem redakcji.
Roczna prenumerata zagraniczna: Europa - 18 USD (zwykła) i 20 USD (lotnicza); Ametyka Płn. - 25 USD, Australia - 30 USD. Do krajów zamorskich wyłącznie poczta lotnicza. Prenumeratę zagraniczną można wpłacać na dwa sposoby:
(1) czekiem osobistym z zaznaczeniem "Chrześcijanin" wysyłanym listownie pod adresem: Roman Musiała, 126 Bellamy Apt. 901, Scarborough, Ont. M1J 2L1, Canada; (2) przelewem bankowym na konto: Instytut Wydawniczy
"Agape" PBK, III O/Warszawa, Nr: 370015-8497-136. Każdy wpłacający za granicą otrzyma potwierdzenie. Nazwa miesięcznika prawnie zastrzeżona. Pismo ukazuje się od 1929 roku. Skład własny wydawnictwa.
strona 30
Proj. okładki: Sławomir Bednarski
2
01) REDAKCJI
N IE MOŻEMY N IE MÓWIĆ
O becne dziesięciolecie nazw ano “D e k ad ą Ż niw ” lub
“E w a n g e liz a c ją 2 0 0 0 ” . Z au w aża się nasilen ie działań ew angelizacyjnych. W arto przeto zajrzeć za kulisy je d nej z pierw szych ew angelizacji w historii chrześcijańst
w a. Stojąc p rz ed R adą, k tó ra zab ran iała n au c zan ia w im ie n iu Je z u sa , a p o s to ł P io tr z d ra d z a s e k re t p o w o dzenia tej ew angelizacji: M y bow iem nie m o żem y nie m ów ić o tym, co w idzieliśm y i słyszeliśm y (D z 4:20).
D laczego nie m ogli nie m ów ić? O dpow iedź znajdu
jem y w słow ach Jezusa: A le kto napije się wody, którą Ja m u dam , nie b ęd zie p r a g n ą ł na w ieki, lecz woda, k tó r ą J a m u d a m , s ta n ie s ię w n im ź r ó d łe m w o d y w ytryskującej ku żyw otow i w iecznem u (J 4:14). A kilka rozdziałów dalej: Je śli kto pragnie, niech p rzyjd zie do m nie i pije. K to w ierzy w e mnie, j a k p o w ia d a Pism o, z w nętrza je g o p o p ły n ą rzeki w ody żyw ej. A to m ów ił 0 D uchu, któ reg o m ie li o trzy m a ć ci, k tó rzy w n iego uw ierzyli; albow iem D uch Św ięty nie b ył je s z c z e dany, gdyż Jezus nie b ył je s z c z e uw ielbiony (7:37-39).
P rz e d P ię ć d z ie s ią tn ic ą u c z n io w ie b y li z a lę k n ie n i 1 w obec św iata stosow ali taktykę “zam kniętych drzw i”
(J 20:19). T eraz P io tr nie m ógł nie m ów ić, bo D uch Święty stał się w nim źródłem rzek w ody żyw ej, które z w ie lk ą en e rg ią i s iłą p rz ek o n an ia w ypłynęły z jeg o w nętrza. P ierw szy rezultat: około trzy tysiące n aw ró
conych ludzi. P io tr nie m ógł nie m ów ić o Jezusie, bo m iał w sobie źródło rzek w ody żywej.
M ów ienie - to głośne w yrażanie myśli. P iotr znany był z tego, że natychm iast w ypow iadał swoje myśli. Przed ukrzyżow aniem P ana bardzo gorliwie zapewniał, że jest gotów iść z Nim “i do w ięzienia i n a śm ierć” (Łk 22:33).
M usiał się nieraz w stydzić tego, co mówił. Po Pięćdzie
siątnicy nie stał się “m ilczkiem ” ; nadal wyryw ał się do m ów ienia. A le treść b y ła ju ż inna. M ów ił o tym “co widzieliśm y i słyszeliśm y ”.
A co w idzieli i słyszeli? E w angelista Jan świadczy:
S ło w o c ia łe m s i ę s ta ło i z a m ie s z k a ło w ś r ó d nas, i ujrzeliśm y chw ałę jeg o , chw ałę ja k ą m a je d y n y Syn o d Ojca, p e łn e łaski i p ra w d y (1:14). N atom iast w swoim P ie rw s z y m L iś c ie p is z e : Co b y ło o d p o c z ą tk u , co sły s z e liś m y , co o c z a m i n a s z y m i w id zie liśm y , n a co
p a tr z y liś m y i c z e g o r ę c e n a s z e d o ty k a ły , o S ło w ie Ż y w o ta (...) Co w id zie liś m y i s ły sze liśm y , to i w am zw iastujem y (1:1-3). N ie przypadkow o Jan nie ujął tego s ło w a m i: “ W id z ie liś m y d z i a ł a ją c e g o w ś r ó d n a s Jezusa”, lecz stw ierdził, że ręce ich dotykały się, uszy słyszały, a oczy w idziały D Z IA Ł A JĄ C E SŁO W O Boga żywego.
Co zatem z nam i? Jesteśm y w takiej samej sytauacji, ja k uczniow ie po Pięćdziesiątnicy. W śród nas m ieszka SŁO W O i przebyw a D U C H ŚWIĘTY. Posiadam y dzi
siaj tę sam ą treść zw iastow ania, ja k ą m ieli uczniow ie:
m ieszkające w nas B oże Słowo. A postoł P aw eł pow ia
da: Słow o C h rystu so w e n iech m ieszk a w w as ob ficie (K ol 3:16) oraz: B ądźcie p e łn i D ucha (E f 5:17).
N a szczęście nie je s t to dla nas - ludzi odrodzonych p r z e z S ło w o B o ż e i D u c h a Ś w ię te g o - t e o r i a . C o d z ie n n ie sły sz y m y p rz e m a w ia ją c e do n a s S łow o C hrystusa. W rozgw arze spraw życiow ych dociera do nas Jego cich y głos. R ęce n a sz e d o ty k a ją się S łow a uzdraw iającego duszę i ciało. P raktycznie codziennie dośw iad czam y m ocy S łow a B ożeg o . D u c h Ś w ięty w nas w ytw arza atm osferę żywej obecności B ożej. M yśli nasze m o g ą być n a b ieżąco in sp iro w an e p rzez ciągle aktualne B oże Słowo.
M am y w ięc o czym m ów ić. C zasem naw et bez słów.
M o g ą z nas w ypływ ać rzeki w ody żyw ej, bo napełnia n a s D u c h Ś w ięty . J e ś li n a w e t w n a s z y m ż y c iu lub służbie p o jaw ią się trudności, to w zorem naszych braci, uczniów Jezusa, m ożem y zgrom adzić się i zaw ołać do n a sz e g o P a n a , a O n o d p o w ie n o w y m n a p e łn ie n ie m D uchem Św iętym (D z 4:31).
M ateriały zam ieszczone w tym num erze p rz y n o szą sporo relacji działania Słow a B ożego i D ucha Świętego w e w spółczesnym św iecie. Sądzim y, że będzie to dla nas in sp iracją, aby m odlić się o o ży w ie n ie duchow e rów nież i w naszym narodzie. D ośw iadczajm y codzien
nie m ocy S łow a B o żeg o i D u c h a Ś w ięteg o , abyśm y
“nie m ogli nie m ów ić” .
K azim ierz Sosulski
BEZCENNA OBECNOŚĆ
POCIESZYCIELA
UCIĄŻLIW A PODRÓŻ Kostnieli z zimna czekając na spóźnia
jący się pociąg. Miał przyjechać o godzi
nie szóstej rano, a tymczasem była już dziesiąta. Donald Gee, angielski misjo
narz, udawał się do północnej części Chin, aby odwiedzić powstające tam zbory zielonoświątkowe. Jego towarzysz, miejs
cowy ewangelista, znał język angielski bardzo słabo. Nie mogli nawet skracać sobie czasu budującą rozmową.
O pół do jedenastej pociąg wreszcie przyjechał. Okazało się, że jest tak zatło
czony, iż w żaden sposób nie można było wejść do wagonu. Drzwi nie dawały się otworzyć. Ławki, a nawet półki na bagaż były zapełnione ludźmi. Wspominając to zdarzenie, Donald Gee pisze: “Musiałem wejść do przedziału przez okno, lecz w środku brakowało miejsca, by usiąść.
(...) Gdy przybyliśmy w pobliże Wielkie
go Muru, pociąg zatrzymał się. Właśnie w tej okolicy chińscy i japońscy żołnierze byli zajęci regulowaniem swych pora
chunków przy użyciu broni...”
Przymusowy postój przedłużał się.
Czekali wiele godzin nie mając nic do picia ani dojedzenia. “Czułem, że jestem u kresu sił - wspomina dalej misjonarz. - Zamkną
łem oczy i zacząłem się modlić: "Panie, po
wiedziałem, Ty widzisz, że więcej nie wy
trzymam. Jestem wygłodzony, wyczerpany, zniechęcony. Proszę, pomóż mi; uwolnij mnie z tej opresji.". W odpowiedzi poczu
łem jakby rozlany w mym sercu ogromny pokój. Przyjazny, wewnętrzny głos powie
dział: "Porzuć wszelką obawę, przejdziesz
bezpiecznie przez to doświadczenie. Ja cię przeprowadzę”.
“Jego obecność była tak realna - pisze Donald Gee. - Wypełniła mnie radość, a cała ta uciążliwa sytuacja wydała mi się jakby mniej straszna. Późną nocą przyby
łem do miejsca przeznaczenia - w świet
nym nastroju i pełen zapału do pracy”.
DANY W KONKRETNYM CELU Przedstawionym wyżej świadectwem Donald Gee, znany działacz ruchu zielo
noświątkowego (1891 - 1966), dzieli się w swoim artykule zatytułowanym “Po
cieszyciel”. Przedstawia w nim Osobę Du
cha Świętego, jako Tego, który został posłany, aby nam pomagać. Autor zwraca uwagę na fakt, że aby żyć w przebudzeniu, musimy znać osobowość “Pocieszyciela”
i pragnąć Jego obecności w naszym życiu.
W rozdziałach 14, 15 i 16 Ewangelii Jana, Jezus mówi uczniom o Duchu Świę
tym i zapowiada Jego przyjście. Tłuma
czy: “Lepiej dla was, żebym Ja odszedł.
Bo jeśli nie odejdę, Pocieszyciel do was nie przyjdzie, jeśli zaś odejdę, poślę go do was (J 16:7)".
A postołow ie otrzym ali dar D ucha Świętego w konkretnym celu. Również i my, powołani by zaczęte dzieło prowa
dzić dalej, mamy prawo do tej samej po
mocy przychodzącej z nieba. “Czyż nie jest to cudowne - pisze Donald Gee - że duchowa siła, moc Boża obecna w na
szym wnętrzu, nie pozostaje w ukryciu?
Jest widoczna, poniew aż przem ienia świat”. W dzień Pięćdziesiątnicy Króle
stwo Boże zostało powiększone o trzy tysiące dusz. Podobnie jest teraz: mając Ducha Świętego możemy usłużyć lu
dziom; będą oni zbawieni, uzdrowieni, uwolnieni z nałogów i związań. Znaki i cuda przyciągają innych, zachęcają ich do otworzenia serc i przyjęcia ewangelii.
Tak, w łaśnie po to dany nam je st Pocieszyciel. Miejmy tego świadomość, gdy modlimy się o Jego dary lub gdy wołam y do Boga, prosząc o chrzest Duchem Świętym. Bez tego “Pomocnika”
stojącego przy naszym boku chrześci
jaństwo byłoby pozbawione mocy.
NIEBEZPIECZEŃSTW O Ale jest pokusa, przed którą ostrzega Donald Gee w swoim artykule. Pisze on:
“Uważaj na egoizm”. Może się zdarzyć, że zaczniemy pożądać Bożej mocy, siły i autorytetu, licząc na osobiste sukcesy.
Taka “kariera” robiona “na własny uży
tek” jest bardzo niebezpieczna. Jeśli kaz
nodzieja szuka “niezwykłych efektów”, jakiejś sensacji związanej z tym co robi, to jego służba może się skończyć bardzo szybko. Bóg używa wyłącznie poddanych Mu naczyń. Pokora i posłuszeństwo to klucze do Bożego sukcesu. Musisz być uniżony przed Panem, jeśli chcesz używać Jego “środków”. Musisz też pamiętać, że cała chwała należy się Jemu.
Prawdą jest, że każdy z nas potrzebuje mocy Ducha Świętego, ale tylko po to, aby lepiej służyć Bogu i dokładniej wypełnić zadanie, które Pan nam powierzył. Jeśli jest inaczej, świadczy to o naszym ego
4 5-6/94
izmie; a Bóg nie będzie wówczas błogo
sławił naszych poczynań. “Jakiś czas temu - pisze Donald Gee - widziałem człowieka, który wypróbowywał swój nowy moto
cykl, jeżdżąc dookoła skweru. Ach, co ten młody chłopak wyprawiał! Rozpędzał się, trąbił, wirował, a potem niespodziewanie zatrzymywał... W szyscy przechodnie musieli na niego patrzeć. M otor wył hałaśliwie, a ja zastanawiałem się, czy ta szalona jazda nie skończy się na drzewie”.
Jest jeszcze gorzej, gdy nasza chęć
“popisania się”, niszczy życie drugiej oso
by. Rozpędzony motor może wpaść na idącego człow ieka i wyrządzić mu wielką krzywdę.
Bardzo podobnie jest z używa
niem Bożych darów, chociażby takich jak proroctwo, czy słowo wiedzy. Usługiwanie w Duchu musi być przede w szystkim usługiwaniem w miłości. Mu
simy dobrze poznać charakter Pocieszyciela, by to co robimy zawsze było zgodne z Jego wolą.
JAKI ON JEST?
Duch Święty jest tym, który zachęca i podnosi, dodaje sił. On nie oskarża ani nie krytykuje.
Wskazując grzech, przypomina 0 pokucie i przebaczeniu. Duch Święty nie zniewala i nie kusi, a Jego celem jest wywyższyć Jezusa.
Jeśli spędzasz dużo czasu
z Panem, modląc się i czytając Jego Słowo, będziesz coraz lepiej znał charak
ter Tego, który mieszka w tobie. Jego głos będziesz rozpoznawać w różnych sytuac
jach i zaczniesz czerpać radość, odświe
żenie, zachętę z Jego bezcennej obecnoś
ci. Duch Święty uchroni cię od bycia “let
nim ”, zirytow anym , zgorzkniałym ; zabierze zniecierpliwienie z twego serca i wykształci w nim Swój cudowny owoc - wytrwałość. Pozwól Mu stać się twym najbliższym Przyjacielem. By było to możliwe, musisz pamiętać, ażeby zawsze przyjmować Go jako Osobę. Duch Święty to nie tylko “moc”, to Osoba Boga.
Na świecie istnieją fałszywe nauki 1 twierdzenia, przedstawiające trzecią Osobę Trójcy jako “siłę”, “energię” albo
“moc” - w takim znaczeniu, w jakim mó
wimy o energii elektrycznej, lub mocy pary, używanej jako napęd parowców. Te doktryny są z gruntu fałszywe. Biblia
wyraźnie przedstawia Ducha Świętego jako Osobę, Osobę, która jest Bogiem.
Nie wystarczy korzystać z Jego darów i być otwartym na znaki i cuda. Nawet najwspanialsze nadnaturalne działanie Ducha, to nie On sam, to tylko e f e k t Jego przebywania na danym miejscu.
Pomyśl: jeżeli “efekt” jest taki wspaniały, to jak cudowna musi być sama Osoba!
D latego z Duchem Świętym m usisz naw iązać b lisk ą relację: rozm aw iać z Nim, pytać się Go i radzić. W trudnych
chwilach możemy prosić Go o pomoc, którą na pewno otrzymamy.
NIEZASTĄPIONA OBECNOŚĆ Duch Święty je st rów nież naszym Przewodnikiem. To On prowadzi Koś
ciół, kierując nim jako zbiorowością oraz sprawując pieczę nad życiem chrześcijan - poszczególnych wierzących w zborze.
Nie ma zdarzenia, nie ma takiej sytuacji, przez którą Duch Święty nie mógłby cię przeprowadzić. Dobrze jest zdawać sobie sprawę z tego, jak bardzo potrzebujemy takiego kierownictwa.
Potrzebujem y go stale, w naszym codziennym życiu, w pozornie prostych, niekoniecznie dramatycznych doświad
czeniach.
Aby ten fakt uczynić zupełnie jasnym, Donald Gee używa następującego porów
nania: “Wiedziałem, że w czasie mojej podróży po Chinach będę miał do przeby
cia tysiące kilometrów.
Przenosząc się z miejsca na miejsce, rzadko znajdę okazję, by porozumieć się z kimś po angielsku. Sekretarz generalny nadzorujący naszą pracę w tym kraju, przesłał mi długi list, pełen wskazówek i ważnych zaleceń. Szczerze mówiąc, byłem nim trochę przerażony. "Co będzie - mówiłem sobie - jeśli nieszczęśliwie o czymś zapomnę? Co się stanie, jeśli coś umknie mojej uwadze i zostanę sam - zagubiony w sercu Chin?" Odetchnąłem z ulgą gdy przyjechałem do Hong-Kongu
i spotkałem tam pewnego mis
jonarza. Znał Chiny doskonale i chętnie zgodził się być moim przewodnikiem. Podobnie jest z chrześcijanami. Otrzymali
“list” pełen ważnych instrukcji, by mogli dobrze przeżyć swoje życie na ziemi. Ty i ja mamy przecież Biblię, czyż nie tak?
Ale pomyśl, co by się z nami stało, gdyby nie Duch Święty?
Został dany po to, aby nas stale prowadzić”.
Apostoł Paweł, spotkawszy w Efezie kilku chrześcijan, zapytał ich: “Czy otrzymaliście Ducha Świętego, gdy uwierzy
liście? A oni mu na to: Nawet nie słyszeliśmy, że jest Duch Święty” (Dz 19:2). Dziś rów
nież są na ziemi chrześcijanie, którzy podobnie zagadnięci, udzieliliby podobnej odpowie
dzi. Może nawet słyszeli o Pocieszycielu, ale nigdy nie rozmawiali z Nim i nigdy Go - tak naprawdę - nie poznali. Jeśli twoje życie duchowe znajduje się w takim właśnie punkcie - nie możesz czerpać z pełni Bożych błogosławieństw. W modlit
wie powinieneś więc zwrócić się do Tego, kto - choć niewidzialny - stoi u twego boku. On jest; czeka na zaproszenie, aby mógł wyraźniej, bardziej zdecydowanie działać w twoim życiu. W przeciwnym bowiem razie...
Donald Gee ujmuje to słowami: “Kto nas wzmocni, gdy zmagamy się z poku
szeniem? Kto doradzi? Kto uwolni na krzyk: Panie, ratuj!? Kto z nami będzie, gdy o puszczą nas przyjaciele? I kto pocieszy, jeśli nie Pocieszyciel?”
Oprać. red.
Sylwetkę D onalda Gee przedstaw iliśm y w "C hrześcijaninie" 1-2/94 O Sławomir Bednarski
MISYJNE POLA
Położenie naszego kraju wprost zmusza nas do interesowania się zmianami zacho
dzącymi na arenie międzynarodowej.
Polacy zapatrzeni są na Europę Zachodnią wiążąc z nią nadzieję na polepszenie sytu
acji gospodarczej, ekonomicznej. Dokła
dają wszelkich starań, by osiągnąć zachod
ni standard życia. Wysokiej jakości sprzęt audio-wizualny, dobrej marki samochód, wakacje na Lazurowym Wybrzeżu czy też obóz językowy w Londynie, Paryżu, Mo
nachium stały się wartościami nadrzędny
mi w naszej rzeczywistości i - z przykro
ścią to stwierdzam - ulegają im często chrześcijanie.
Jezus Chrystus nakazał swoim ucz
niom: "Idąc na cały świat, głoście ewan
gelię wszystkiemu stworzeniu. ”
K iedy kierujem y sw oją uwagę na Wschód, przerażeni jesteśmy każdą infor
m acją która stam tąd do nas dociera.
Nowo powstałe narody walczą o niezro
zumiałe dla nas idee, nie przebierając przy tym w środkach. Mafia rosyjska znalazła doskonałe warunki do rozwoju na terenie naszego kraju. W pewnym sensie Zachód kojarzy się nam z bezpieczeństwem i sta
bilizacją podczas gdy Wschód przeraża nas swoją bezwzględnością wywołuje wręcz uczucie strachu.
"I będziecie mi świadkami w Jero
zolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po końce ziemi. ”
Chciałbym zachęcić do modlitwy o na
rodowości, które dzisiaj przestają być anonimowe, potrzebują nie tylko możli
wości do samostanowienia o własnej pań
stwowości, ale przede wszystkim wspa
niałej Nowiny o Jezusie Chrystusie. Czy wiemy, o które narody chodzi, jakie są ich potrzeby i problemy?
TURKMENI - jest ich ok. 3 milionów, są wyznawcami islamu, nie mają nawet własnego tłumaczenia Biblii, posiadają jedynie przetłum aczoną w 1982 roku Ewangelię Jana. Turkmeni żyją głównie na pustyni Kara Kum, wiodą nomadzki tryb życia. Wielu z nich wyemigrowało do Niemiec. Wprawdzie wyznają islam, jed
nak w rzeczywistości praktykują formę
islam u zm ieszanego z praktykam i pogańskimi. Wiadomo o trzech kościołach ewangelikalnych w Turkmenii o łącznej liczbie 80 członków (w tym 2 Turk
menów!). Módl się o misjonarzy, o pełne tłumaczenie Biblii na turkmeński, a także o przebudzenie wśród turkmeńskich koś
ciołów ewangelikalnych.
UZBECY - jest ich ok. 17 milionów, są to również muzułmanie, mają dostęp do pełnego tłumaczenia Biblii. Większość uzbeckich chrześcijan jest członkami pod
ziemnego kościoła zielonoświątkowego.
Ewangelizując miasta i wsie, narażeni są na prześladow anie naw et ze strony swoich własnych krewnych wyznających islam. Głównym punktem m odlitw y o Uzbekistan niech będzie m odlitwa 0 pracę misyjną prowadzoną tam przez kościoły niemieckie i rosyjskie.
TUWINIANIE1 - są małym liczebnie narodem, jest ich ok. 230 tysięcy, wyznają lam aizm i szam anizm . Z am ieszkują południową Syberię i Mongolię. Nigdy nie byli wolnym narodem, cierpieli prze
śladowania z rąk Turków, Chińczyków, Mongołów i Rosjan. Jedyną księgą prze
tłum aczoną na ich rodzimy język jest księga Jonasza (sic!). Tłumaczenie Biblii, możliwość usłyszenia Ewangelii, a także konieczność uaktywnienia na polu misyj
nym około pięćdziesięciu chrześcijan - Tuwinian to pierwszplanowe potrzeby, na które należy odpowiedzieć modlitwą.
KAŁMUCY - zamieszkujący tereny na południe od rzeki Wołgi (175 tysięcy) 1 Chiny (40 tysięcy), to wyznawcy bud
dyzmu. Podczas II wojny światowej zo
stali przesiedleni przez Stalina na Syberię, z której około tysiąc osób, wraz z niemie
ckim wojskiem,wyjechało do Niemiec, a później do Stanów Zjednoczonych, gdzie utworzyli kolonię w stanie New Jer
sey. Modląc się o ten naród, pamiętaj o braku tłumaczenia Biblii na ich ojczysty język, o pozyskaniu 4,5 tysiąca kałmuc- kich studentów dla ewangelii i pracy misyjnej zborów niemieckich i rosyjskich.
KURDOWIE - naród nie posiadający własnego państwa, zamieszkujący tereny byłego Związku Radzieckiego, głównie Gruzję, ale również Irak, Turcję. Są wyz
nawcami islamu.
Najlepszymi misjonarzami wśród nich będą Kurdowie rozproszeni po całym chrześcijańskim świecie, ponieważ mają szansę u słyszenia Dobrej N owiny 1 podzielenia się nią z rodakami.
TADŻYCY - to wyznawcu islamu, buddyzmu i zoroastryzmu, są spokre
wnieni z Persami. Jest ich ponad 4 milio
ny, są podzieleni na dwie główne grupy:
Tadżyków rów ninnych (zbliżeni do Uzbeków) i górskich (spokrewnieni z p ersk ą narodow ością zam ieszkującą górzyste tereny północnego Afganistanu).
M odląc się o ten naród, pamiętaj o tłumaczeniu Biblii na ich język, módl się o moc i siłę potrzebną do głoszenia Słowa Bożego, a także o dystrybucję traktatów.
M O NG O ŁO W IE2 - wyznawcy lamaizmu, są mieszkańcami Mongolii (ok.
2 miliony) i Chin (ok. 5 milionów). Biblia w całości została przetłumaczona na ich język, a w roku 1991 rozpowszechniany był tam film o życiu Jezusa. Wyświetlano go w 56 kinach i teatrach na terenie całej Mongolii. Owocem tej ewangelizacji jest obecność 30 zagranicznych misjonarzy pracujących wśród Mongołów.
Proś Boga o siłę i moc dla mongolskich chrześcijan, a także o błogosławieństwo w pracy misyjnej.
Myślę, że po przeczytaniu tego arty
kułu inaczej będziesz odbierać informacje przedstawiane przez środki masowego przekazu.
TWOIM ZADANIEM JEST PRZY
BLIŻYĆ LUDZIOM CHRYSTUSA, NAWET WTEDY, JEŚLI JEDYNYM DOSTĘPNYM DLA CIEBIE SPO
SOBEM JEST MODLITWA.
Opr. P. Królak 1 patrz "Chrześcijanin" 1-2/92
2 patrz "Chrześcijanin" 7-8/93
6
t
5-6/94
SYLWETKI KUCHU ZIELONOŚWIĄTKOWEGO
BOG
DAŁ MI WIARĘ W PRZEBUDZENIE
się, gdy na ich oczach chrzest Duchem Świętym przeżył syn Stephena Jeffreys a - Edward. George Jeffreys w 1914 roku przyjął chrzest wodny przez zanurzenie, wkrótce potem został ochrzczony Du
chem Świętym oraz został uzdrowiony z paraliżu twarzy. Wkrótce było wyraź
nie widoczne, że spoczywa na nim Boża ręka i że Pan ma dla niego szczególną służbę.
. Po przeprowadzeniu udanych ewan
gelizacji w Wielkiej Brytanii, został za
proszony na konferencję w Sunderland w roku 1913, gdzie prowadził wykłady dla duszpasterzy. Kilku młodych męż
czyzn z Monaghan w Irlandii, słysząc jego nauczanie i widząc, jak Bóg się nim posługuje zaprosiło go do swojego miasta. Wizyta ta, jak się później oka
zało, stała się początkiem istnienia jed
nego z Kościołów Zielonoświątkowych w Wielkiej Biytanii (Elim Pentecostal Church).
George Jeffreys był zapraszany również do innych miast Irlandii w celu głoszenia ewangelii. Efektem tych kampanii ewan
gelizacyjnych było pow stanie wielu nowych zborów. Pierwszy z nich powstał w 1916 roku w Belfaście. Jeffreys miał wokół siebie kilku oddanych mu ludzi, którzy sami zadeklarowali mu swoją pomoc w służbie ewangelii. Nazywano ich: Elim Evangelical Band.
Po kampaniach w Irlandii nastąpiły jeszcze większe. Pierwsza odbyła się w Leigh-on-Sea w Essex w 1921 roku, a kolejna w Londynie. Na spotkaniach doświadczano szczególnej obecności Bożej, co stanowiło odpowiedź na naj
głębsze pragnienie wszystkich poszu
kujących Boga. W całej Wielkiej Brytanii drzwi dla ew angelii zostały szeroko otwarte. Zaczęło się przebudzenie. George Jeffreys mówił: “Bóg dał mi wiarę w prze
budzenie, więc dokądkolwiek jechałem, wiedziałem, że na pewno nastąpi”.
W roku 1924, wraz z bratem Step
henem i paroma innymi osobami, udał się z pięciom iesięczną w izytą do Stanów Zjednoczonych i Kanady. Krótko po powrocie Stephen rozpoczął samodzielną służbę.
George Jeffreys natomiast intensywnie pracował jako ewangelista w latach 1925- 1934, jeżdżąc po Anglii, Szkocjii i Walii, głosząc Słowo Boże i zakładając zbory.
Jedna z największych kampanii ewange
lizacyjnych miała miejsce w Birmingham, gdzie, jak i w poprzednich miejscach, nie mając wsparcia ze strony innych kościo
łów, zaczynał od zwiastowania ewangelii garstce osób, a kończył spotkaniami w największej sali miasta. Około 10 000 osób wyznało wtedy po raz pierwszy, że Jezus Chrystus jest ich Panem. W Birmin
gham powstała bardzo żarliwa, dynamicz
na społeczność, założono kilka zborów.
Podczas jednego z nabożeństw George Jeffreys ochrzcił ok. 1000 osób!
George Jeffreys był znanym ewangelistą nie tylko w Wielkiej Brytanii. Zwiastował Dobrą Nowinę również w Szwajcarii, Szwecji, Holandii i Francji, gdzie jego służba była bardzo owocna, nawracały się tysiące ludzi.
Niezbyt podobał mu się sposób kiero
wania zborami, pomimo iż sam ustalał wszystkie zasady. Zaczął wprowadzać je
GEORGE JEFFREYS
Przyszedł na świat 28 lutego 1889 roku w Walii. Jego rodzice byli ludźmi wierzą
cymi, o sercach przepojonych bojaźnią Bo
żą. Należeli do Niezależnego Zboru Walij
skiego. George Jeffreys miał dziesięcioro rodzeństwa. Gdy miał pięć lat, wraz ze swym starszym bratem Stephenem, zaprosił do swojego życia Jezusa. Już od wczesnej młodości był żarliwym sługą Bożym powołanym do ewangelizacji.
Kiedy w 1908 zaczął się rozwijać w Walii ruch zielonoświątkowy, George i Stephen Jeffreys byli jego przeciwnika
mi. Jednakże ich nastawienie zmieniło
dną zm ianę po drugiej. O statecznie, w 1939 roku zrezygnował z pracy w Elim Pentecostal Church, zakładając niezale
żny zbór w Nottingham. Od czasu do czasu dochodziło do nieporozumień i konfliktów pomiędzy tymi dwiema społe
cznościami.
Jego zdrowie pogorszyło się. Zwiasto
wanie nie miało już tej mocy, co poprzed
nio. Był coraz bardziej na uboczu. Zmarł w wieku 72 lat 26 stycznia 1962. Do końca otaczało go grono wiernych przy
jaciół.
STEPHEN JEFFREYS
Stephen Jeffreys (1876-1943) był bry
tyjskim ewangelistą zielonoświątkowym.
Lecz zanim się nim stał, pracował 24 lata w kopalni jako górnik. Uczęszczał do niezależnego zboru w Maesteg i tam, pod
czas przebudzenia walijskiego, 20 listopada 1904 roku doświadczył nowonarodzenia.
W 1898 r. poślubił Elizabeth Lewis, córkę Josepha Lewisa. Mieli trzy córki i jednego syna - Edwarda, który został duchownym anglikańskim . Stephen Jeffreys był prostym, ale szanowanym człowiekiem, któremu wygłaszanie kazań sprawiało wielką radość. Choć nie miał żadnego teologicznego przygotowania ani zbyt dużej praktyki, został poproszony przez swojego brata Georga o popro
wadzenie ewangelizacji w Cwmtwrch koło Sw ansea w październiku 1912 roku.
W grudniu przyjechał ponownie i tym razem jego wizyta stała się siedmiotygod- niową misją podczas której nawróciło się w tej maleńkiej wsi 130 osób. Wysłał wtedy telegram do swojego brata, do Pres
ton Bibie School, aby zaraz przyjechał mu pomóc. Stephen Jeffreys rozstał się z ko
palnią i całkowicie poświęcił się pracy Pańskiej. W odpowiedzi na wiele próśb obaj bracia udali się do środkowej Walii, a później do Londynu, by głosić Słowo Boże. Pod koniec 1913 roku Stephen Jeffreys został pastorem w zborze bap- tystycznym w Llanelly i pełnił tę funkcję do 1920 roku, był jednak często zapra
szany do głoszenia Słowa Bożego w wielu innych miejscowościach.
W 1924 roku Stephen i George Jeffreys udali się na pięć miesięcy do Kanady i Stanów Zjednoczonych. Po powrocie, Stephen dość krótko pra
cował jako ewangelista w Londynie. W 1926 roku rozpoczął jednak sw oją niezależną pracę. Został zaproszony do usługi przez nowo powstałe Zbory Boże Brytanii i Irlandii (AGGBI); organi
zował ewangelizacje, zakładał nowe zbory. Bóg błogosławił jego służbę poprzez znaki i cuda. Jego praca zmieniła w wielkim stopniu charakter AGGBI i znacznie przyczyniła się do rozwoju powstałych zborów. Założył wiele nowych zborów i zachęcał innych do czynienia tego samego. W połowie 1928 roku stał się obiektem niczym nie usprawiedliwionych ataków ze strony prasy, które zignorował i kontynuował sw oją służbę. Wyjechał ponownie do Stanów Zjednoczonych; głosił ewangelię w Springfield w stanie Missouri i w Los Angeles, gdzie, dzięki jego zwiastowaniu, przychodziły do Chrystusa wielkie tłumy.
Następnie udał się do Nowej Zelandii, Australii i Południowej Afryki.
Gdy wrócił, jego zdrowie znacznie się pogorszyło. Po śmierci żony w 1941 roku zamieszkał z córką w Walii. Ostatnie osiem lat przeżył w osamotnieniu.
Był napraw dę szanow anym i ko
chanym przez wielu ewnagelistą. Spra
wiało mu wielką radość podróżowanie w celu głoszenia Dobrej Nowiny. Nie potrafił odrzucić żadnej prośby o to, by głosić Boże Słowo. Swoje ostatnie kazanie wygłosił na kilka tygodni przed śmiercią. Zmarł 17 listopada 1943 roku.
Renata Krupa
ZIELONOŚWIĄTKOWCY- - S E K C I A R Z E ?
W Trybunie Śląskiej z 17 listopada 1993 roku ukazał się artykuł pt. “Inwazja sekt”, w którym czytamy m.in.: “Szaleńcy z Białego Bractwa nie są jedynym i sekciarzami, którzy ostatnio uaktywnili się na Ukrainie. Kraj ten przeżywa inwazją sekt p d czasu odzyskania niepodle
głości. Przyjeżdżają do niego najróżniejsi ‘‘mi
sjonarze ”, którzy usiłują pozyskać sobie wier
nych. (...) Wykupują czas antenowy w telewizji i radiu (...) kolportują liczne wydawnictwa.
Wynajmują również stadiony i domy kultury prowadząc agitacją wykorzystującą najnowsze zdobycze parapsychologii. Organizują też stale domy modlitwy. (...) D o największych sekt na Ukrainie należą: Zielonoświątkowcy, Jeho- w ici, A d w e n ty śc i, B ia łe B ra ctw o , M uno, Pokutnicy. Jeden z biskupów katolickich uwa
ża, że rokrocznie występuje z sekt tyle osób ile do nich wstępuje. (...) Byli członkowie sekt sta
j ą się gorliwymi katolikami. ”
Staw ianie zielonośw iątkow ców w jednym rzędzie z Białym Bractwem itp. pseudoreligi- jn y m i grupam i św iadczy o nieznajom ości rzeczy. Zjawisko to w naszym kraju powsze
chne. A więc dla informacji: Ruch zielono
świątkowy obecnie stanowi trzeci - obok katoli
cyzmu wschodniego i zachodniego oraz protes
tantyzm u - n u rt trad y cji ch rześcijańskiej.
Akceptując tzw. ekumeniczne wyznania wiary, zielonośwątkowcy wierzą m.in. w nieomylność całości Pisma Świętego, Trójjedynego Boga - Ojca i Syna, i D ucha Świętego, w synostwo Boże Jezusa Chrystusa, poczętego z D ucha Świętego i narodzonego z Marii Dziewicy;
w śmierć Chrystusa na krzyżu za grzech świata, w Jego zm arw tychw stanie w ciele, w Jego wniebowstąpienie i powtórne przyjście; w po
jednanie człowieka z Bogiem przez opamię
tanie i wiarę w ewangelię; w chrzest Duchem Świętym i dary łaski (charyzmaty); Przesłanie zielonoświątkowe w latach sześćdziesiątych Ogarnęło też tzw. kościoły historyczne. W koś
ciele rzymsko-katolickim, na przykład, powstał tzw. Ruch Odnowy w Duchu Świętym.
Spójrzmy teraz na statystykę. W śród chrze
ścijan liczących ponad 1,8 m ld - 962 m ilio
n ó w to k a to lic y , 179 m ilionów - praw o
sławni, 295 milionów - chrześcijanie ewange- likalni, natom iast 372 m iliony - to zielono
św iątkow cy w raz z charyzm atykam i. N aj
większe zbory zielonoświątkowe na świecie to: S eu l - p o n a d 800 ty s ię c y c z ło n k ó w (każdego miesiąca 5000 osób nawraca się do C hrystusa), S antiago, C hile - 350 tysięcy członków, Sao Paulo, Brazylia - 85 tysięcy członków. W Ameryce Łacińskiej 70% ewan
gelicznych chrześcijan - to zielonoświątkowcy (w sam ym C h ile aż 9 0% c h rz e ś c ija n to zielonoświątkowcy).
Ryszard Wolkiewicz, Katowice.
8 5-6/94
PIĘĆDZIESIĄTNICA W SKANDYNAWII I BRAZYLII
Gdy studiujemy historie wielkich prze
budzeń, stajemy często wobec niezwykłej prostoty, a jednocześnie ogromnej skute
czności Bożego działania. Jesteśmy zdu
mieni siłą z ja k ą duchowe poruszenie przenosi się z miejsca na miejsce, zagar
niając nowe obszary: miasta, kraje i kon
tynenty. To, co zaczęło się od garstki lu
dzi, owocuje tysiącami, a nawet milio
nami serc. A wszystko - bez misternych planów i nadzwyczajnych strategii. Gdy Bóg coś czyni - wystarczy być otwartym na Jego głos. Nie trzeba zgadywać czy
“zostaniemy użyci”, ani jak się to odbę
dzie. Posłuszeństwo jest lepsze niż ofiara i niż... jałowe zastanawianie się.
Z pomocą ludzi, którzy poddali Mu się całkowicie, Pan buduje na ziemi Swoje Królestwo. I chociaż ludzie ci nie są sami w sobie doskonali, to jednak w Bożych rękach stają się skutecznym narzędziem.
Ich życiorysy, które czytamy po wielu latach - zdumiewają nas. Zastanawiamy się w jaki sposób jeden człowiek mógł aż tyle dokonać? Ale Bóg, który “nie ma względu na osobę”, może użyć nas rów
nie potężnie. Musimy tylko poddać Mu się tak samo bez zastrzeżeń, jak zrobili to tamci ludzie.
MOC ZAMIAST DOLARÓW Jest oczywiste, że ruch zielonoświąt
kowy, który aktywnie rozwija się dziś na całej ziemi - nie zaistniał przypadkiem.
Bóg wybrał określony czas w historii, aby obficie zacząć wylewać na ziemię swego Ducha. Pan wybrał także określonych ludzi, aby poselstwo przychodzące prosto z nieba, zwiastowali w innych częściach świata. I tak poselstwo to zostało przenie
sione z ośrodków przebudzenia aż do naj
bardziej oddalonych krajów.
Słynnym pionierem ruchu zielono
świątkowego w Europie był Norweg an
gielskiego pochodzenia - Thomas Bali Barratt. Szerzej omówiliśmy jego syl
wetkę w jednym z wcześniejszych nume
rów “Chrześcijanina” (5-6/93). Barratt zasłynął jako energiczny i utalentowany przywódca. Był człowiekiem, który gorli
wie szukał Bożego dotknięcia i modlił się
0 “chrzest w Duchu Świętym i ogniu”.
To, o co prosił, zostało mu dane w obfito
ści. Urodzony w 1862 roku, Thomas B. Barratt otrzymał staranne wykształ
cenie. Studiował w Anglii; uczył się też w Norwegii, między innymi pobierał lekcje kompozycji u słynnego kompozy
tora norweskiego - Edwarda Griega.
Ale nie wiedza, nie talent i umiejętnoś
ci stanowiły chlubę tego - jak miała poka
zać przyszłość - niezwykłego człowieka.
Wychowany w rodzinie o wesleyańskich tradycjach, Thomas Barratt od swej mło
dości pragnął głębokich przeżyć ducho
wych. Nawrócił się mając dwanaście lat, w wieku osiemnastu wygłaszał już własne kazania. Szczerze oddany metodyzmowi, został pastorem jednego z metodysty- cznych zborów w Oslo; w 1891 r. ordy
nowano go na prezbitera. Był ceniony 1 bardzo aktywny w swoim Kościele; był też otwarty na wszystko, co Bóg czynił w jego czasach. Gdy w 1904 roku wybu
chło przebudzenie walijskie, Barratt szyb
ko nawiązał kontakt z jego przywódcami.
B ędąc pod w rażeniem niezw ykłych wydarzeń, jakie rozgrywały się w Walii, pragnął by podobna łaska, podobne bło
gosławieństwo zostało wylane także na jego kraj. Już wkrótce Bóg miał odpo
wiedzieć na to pragnienie w cudowny sposób.
Jesienią 1905 roku Thomas Barratt znalazł się w Nowym Yorku. Przyjechał do Ameryki, aby zdobyć pieniądze na cele prow adzonej przez niego M isji Miejskiej w Oslo. Ale Bóg pokierował tym wyjazdem zupełnie inaczej. Pienią
dze nie zostały zebrane, a mimo to norwe
ski p asto r w rócił do Europy bardzo bogaty. Materialna obfitość niewiele zna
czyła w porównaniu z tym, co teraz posia
dał. W listopadzie 1906 roku Thomas B arratt otrzym ał chrzest w Duchu Świętym i dar mówienia innymi języka
mi. Wracał więc do kraju, aby nieść zielonoświątkowe poselstwo wszystkim spragnionym Boga i Jego cudownych dzieł. W arto w spom nieć, że będąc w Ameryce, T. B. Barratt nie odwiedził Los Angeles ani słynnej “stajni” przy
Azusa Street. Ani razu nie uczestniczył w spotkaniu w miejscu, w którym - jak określili to później historycy - rodził się ruch zielonoświątkowy. Mimo to był w kontakcie z liderami również tego prze
budzenia, podobnie jak nieco wcześniej - z przywódcami przebudzenia w Walii.
Ale nie to zdecydowało o przyszłości.
Przede wszystkim - i ta sprawa wydaje się najważniejsza - Thomas Barratt gorąco szukał Boga i z całego serca wierzył w biblijną obietnicę.
Przyobleczony “m ocą z wysokości”
wrócił do Norwegii. Nie zwlekając zabrał się do wygłaszania kazań na temat chrztu w Duchu Świętym. Pisał o tym również artykuły drukowane w gazecie “By- posten”. Jego nauczanie zyskiwało coraz większy zasięg i rozgłos. W krótkim cza
sie ten “apostoł ruchu pentecost dla Europy” odwiedził inne skandynawskie kraje, gdzie przewodniczył spotkaniom przebudzeniowym. W 1907 roku w Oslo, Thomas Barratt spotkał się z Lewi Petru
sem, Szwedem, pastorem małego zboru baptystycznego. Lewi Petrus był jakby kolejnym “ogniwem łańcucha” . Pan powołał go, aby niósł dalej Boży ogień - ogień, który z kolei zaczął ogarniać Szwecję.
“FILADELFIA”
I ANDREW ECK
Miał wówczas dwadzieścia trzy lata.
Ukończył Seminarium Teologiczne i pro
wadził niewielki zbór w miejscowości Lidköping. Już wcześniej Bóg pobło
gosławił go chrztem w Duchu Świętym, lecz mimo to trzy tygodnie spędzone z Thomasem Barrattem w Oslo - okazały się szalenie ważne. Lewi Petrus w pełni przyjął wówczas naukę, która tak bardzo zgadzała się z jego doświadczeniem i wewnętrznym przekonaniem. Odtąd, aż do końca swego życia (zm. w 1974 r.), był w ielkim apostołem w iary chrześci
jań sk iej, a także je d n ą z czołow ych postaci ruchu zielonoświątkowego.
W 1911 roku w Sztokholmie powstał zbór “Filadelfia” - o całkowicie zielono
świątkowym charakterze. Lewi Petrus był
pastorem tego zboru przez pięćdziesiąt lat. Znany z podejmowania różnorakich misji charytatywnych, zajmował się nie
sieniem pomocy ofiarom dwóch wojen, pracą wśród alkoholików, bezdomnych i ubogich. Lecz to nie wszystko. Lewi Petrus przyczynił się też do powstania wydawnictwa “Filadelfia” (1912), szkół:
biblijnej (1915) i średniej (1942), tygodni
ka “Posłaniec Ewangelii” (1916), dziennika “Dagen” (“Dzień”,
1945), banku oszczędności (1952) oraz Radia IBRA (1955).
Lista ta jest rzeczywiście impo
nującą zważywszy, że powołane instytucje działają i rozwijają się do dziś.
W ięcej inform acji o Lewi Petrusie zamieściliśmy w specjal
nie poświęconym mu artykule (“Chrześcijanin” 9-10/93). Tu natomiast chcemy jeszcze wspo
mnieć o innym, mniej znanym przywódcy ruchu zielonoświąt
kowego w Szwecji. Nazywał się Andrew Eck i był kolporterem biblijnym - jednym z w ielu szwedzkich misjonarzy, którzy na początku wieku, podczas wiel
kiego wylania Ducha, znaleźli się w Stanach Zjednoczonych. An
drew Eck powrócił do swego kraju, by o tym, że Pięćdziesiątnica stała się częścią jego życia - zaświadczyć w kościołach baptystycznych. Obecnie szwedzki ruch zielonoświątkowy nadal przeżywa roz
wój. Zbór “Filadelfia” jest największym zborem ewangelicznym Europy i liczy 6.650 członków. Kilkuset szwedzkich misjonarzy pracuje w trzydziestu pięciu krajach na całym świecie. Szczególnie obfite owoce tej pracy są w idoczne w Kongo i Brazylii.
ZŁOTY MEDAL I NAJWIĘKSZA NAGRODA Nie jest może przypadkiem, że Lewi Petrus i Daniel Berg znali się od dziecka.
Powołani, by być Bożymi apostołami w dwóch odległych od siebie częściach świata, wczesne lata życia mieli okazję spędzić razem. I dzięki temu dowiadujemy się czegoś więcej o Danielu Bergu, niż mógłby nam zaoferować suchy życiorys.
Lewi Petrus pięknie przedstawił w “Pa
miętnikach” swego towarzysza dzieciń
stwa. Daniel był spokojnym i łagodnym chłopcem, solidnym i obowiązkowym.
"Kochał przyrodę, lubił biegać po lesie...
Podobno nie bał się niczego. “Dopiero później zdałem sobie sprawę - pisze Lewi Petrus - że Bóg uformował jego charakter w szczególny sposób. Zrobił to z intencją posłania go tam, gdzie żaden inny czło
wiek nie mógłby dotrzeć”. Rzeczywiście, ten szwedzki misjonarz zasłynął z powo
du swej ogromnej wytrwałości. Był pio
nierem ruchu zielonoświątkowego w Bra
zylii. Do tego kraju trafił w bardzo cieka
wy sposób...
Mając siedemnaście lat Daniel Berg wyemigrował ze Szwecji do Ameryki Północnej. Jakiś czas później spotkał w Chicago innego Szweda, młodego pas
tora o nazwisku Gunnar Wingren. Obaj mieli wielkie pragnienie, by głosić Słowo Boże i obaj zostali ochrzeczeni Duchem Świętym. Ta znajomość nie była oczy
wiście przypadkowa. Pewnego dnia pod
czas wspólnej modlitwy Daniel Berg i jego nowy przyjaciel otrzymali od Pana dokładne wskazówki - instrukcje odno
śnie do pracy misyjnej, jaką mieli wyko
nać. Byli szczęśliwi, choć... nie wszystko rozumieli. Duch Święty powiedział im:
“Jedźcie do Para”, jednak oni nie wie
dzieli gdzie to jest. Niezrażeni udali się do pobliskiej księgami i tam, w wielkim atlasie świata znaleźli wskazane przez Boga miejsce. Ku ich zdziwieniu leżało ono w B razylii, przy ujściu rzeki Amazonki do Altantyku. Kilka miesięcy później dwaj młodzi misjonarze znaj
dowali się już na pokładzie statku, który
płynął na południe. W Para - krainie leżącej na północy Brazylii - Daniel Berg i Gunnar Wingren zaczęli głosić ewan
gelię. Bóg potwierdzał ich słowa znakami i cudami, tak jak za czasów pierwszych apostołów. Był rok 1910. W Brazylii zostało rozpoczęte wielkie dzieło, które trw a aż do dnia dzisiejszego. W tym kraju liczba zielonoświątkowców dawno przek ro czy ła 14.5 m iliona.
Z adanie, do którego został powołany, Daniel Berg wypełniał do końca swoich dni. W roku 1961, gdy Assem blies o f God (Zbory B oże) św iętow ały 50 rocznicę swego istnienia w Bra
zylii, na ogromnym stadionie w Rio de Janeiro Daniel Berg otrzymał złoty medal. W ten spo
sób chciano uhonorować czło
wieka, który zrobił tak wiele, aby rozgłosić poselstwo Pięćdzie
siątnicy tam, gdzie nie było ono jeszcze znane. Lecz ani złote odznaczenia, ani gratulacje na przepełnionych stadionach, choć same w sobie cenne, niewiele znaczą wobec największej nagro
dy - tej, którą otrzymamy z rąk Zbawcy. Daniel Berg zakończył swe pracowite życie i odszedł do Pana w 1963 roku.
Dzisiaj, niemal w każdym zakątku ziemi, nadal pracują ludzie posłani przez Boga. Ich zadaniem jest przygotować świat na przyjście Jezusa Chrystusa.
Wiemy, że wielkie wylanie Ducha nie skończyło się. Przeciwnie: oczekujemy, że Boże poruszenie będzie przybierać na sile i zagarniać coraz to nowe obszary.
Wierzymy, że nie ominie Polski.
Pan może użyć każdego, kto jest Mu poddany. Jak pokazują to liczne przykła
dy, Boże drogi są czasem zdumiewające, lecz zawsze prowadzą do celu. Nawet jeżeli nie wiesz, gdzie jest to miejsce, w które masz się udać - znajdziesz je na mapie. Nawet jeżeli jechałeś po pieniądze i nie otrzymałeś ich - nic nie szkodzi.
Jedno jest pewne: ci, którzy z głębi swo
ich serc pragną służyć Bogu, w cudowny sposób zostaną włączeni w Jego dzieła.
Dzięki mocy Pana otrzymanej w postaci Jego Ducha, ludzie ci dokonają dużo więcej niż kiedykolwiek mogli się tego spodziewać.
H. B.
Daniel Berg
INWAZJA DUCHA ŚWIETEGO
WALIA
Trzeba pamiętać, że prawdziwe przebudzenie musi zostać zrodzone z Ducha. Jest to dar, który pochodzi od Boga, ale który może zostać
przez człowieka wymodlony.
W tych dniach nic nie było takie samo jak dawniej. Opustoszały areszty, odwo
łane zostały mecze piłkarskie, zniknęły reklamy napojów alkoholowych. Ludzie tracili zainteresowanie dla sportu, dla teatralnych spektakli, dla koncertów muzyki świeckiej. Spłacano długi, od
dawano skradzione dobra i zamykano bary alkoholowe. Na ulicach nie widy
wało się pijanych i nikt nie popełniał przestępstw. Policja została pozbawiona swojej zwykłej pracy.
Wydarzenia, jakie miały miejsce w Wa
lii dziewięćdziesiąt lat temu, były napraw
dę niezwykłe. Oto ci, którzy jeszcze niedawno zajmowali się walkami kogu
tów, prostytucją hazardem - w ogromnej liczbie przychodzą do kościołów. Spot
kania m odlitewne przeciągają się do późnych godzin nocnych. Kaplice są przepełnione. W mieście rozbrzmiewają pieśni chwały i uwielbienia dla Boga.
Dobrze jest słuchać o takich wydarze
niach.
W relacjach naocznych świadków znajdujemy wie
le niecodziennych faktów.
Te opowieści budują lecz jednocześnie zdumiewają nas. Przywykliśmy do okre
ślonej rzeczyw istości.
W Polsce zainteresowanie Bożym Słowem nie wydaje się być szczególnie duże.
Dziękując Bogu za każdą zbawioną osobę, nieraz czu
jem y niedosyt. Pytamy.
“Panie, czem u tak mało ludzi się nawraca?”
Jakże inaczej było w dniach przebudzenia w Walii w 1904 r. Tam, zaledwie w ciągu paru mie
sięcy, dziesiątki tysięcy ludzi otrzymało “uszy do słuchania”. By zdążyć na nabożeństwo, sprzedawcy zamykali wcześniej swoje sklepy. Hutnicy przychodzili prosto z pracy - jeszcze w roboczych ubraniach; a ci, którzy nie mogli pomieścić się w kaplicach - stali na zew nątrz, uczestnicząc w spotkaniu przez... otwarte okna. “Dopiero około trze
ciej nad ranem można było uczynić pier
wsze próby zamknięcia nabożeństwa” - informowała prasa, dodając, że już około szóstej ulice znów napełniły się ludźmi.
Rozmodlony tłum spieszył na poranne społeczności. Jest tajemnicą w jaki sposób ludziom udawało się obywać bez snu.
Dostępne fakty świadcząjednoznacznie, że musieli oni sypiać bardzo mało. Prócz spotkań w kaplicach i w innych adapto
wanych naprędce budynkach, wiele nabo
żeństw organizowano w domach prywat
nych. Tu również frekwencja była bardzo duża. Czasowe zamykanie sklepów, a także fabryk i innych zakładów pracy, zdarzało się często. Wszyscy - od robotni
ka aż po dyrektora - mieli jedno pragnienie:
doświadczać obecności Pana i wspólnie Go uwielbiać.
Im więcej czytamy o walijskim przebu
dzeniu, tym bardziej zdumiewa nas jego siła i rozmach. Na ziemi było już wiele przebudzeń. To, w małej prowincji na Wyspach Brytyjskich, uznane zostało za jedno z największych w dziejach ludzkoś
ci. Historycy wciąż próbują odkryć przy
czynę tego niezw ykłego poruszenia duchowego. Jakiż to “mechanizm” spra
wił, że ogień zapłonął, a potem z taką mo
cą rozprzestrzenił się?
MODLITWA O PRZEBUDZENIE
Trzeba pamiętać, że prawdziwe prze
budzenie musi zostać zrodzone z Ducha.
Jest to dar, który pochodzi od Boga, ale który m oże zostać przez człow ieka wymodlony. Ludzie oddani wstawien
nictwu, niosący w sercach wołanie o zgu
bionych, są tymi, którzy mają największy wpływ na bieg historii. Tak było w Walii i tak może być wszędzie. Duchowa ciem
ność nie stanowi przeszkody dla wylania - właśnie na tym miejscu - Bożej łaski.
Przeciwnie: łaska wówczas bardziej obfi
tuje. Błogosław ieństw o może jednak przyjść tylko do pokornych, tylko do tych, którzy złożyli swąufiiość w Panu i czeka
ją na Niego. Oni odbiorą swą odpowiedź.
Wezmą j ą jeśli kiedyś zdecydowali, że będą modlić się tak długo, jak długo okaże się to potrzebne.
1 właśnie tacy ludzie “nieśli” walijskie przebudzenie. Wstawiennicy. Bez nich nie byłoby ani zbawionych tłumów, ani odmienionych serc, ani uzdrowień.
W latach poprzedzających rok 1904, Walia istotnie przedstawiała sobą smutny obraz: rosnący alkoholizm, zepsucie mo
ralne, przestępczość. W nauce zaczynała dominować psychologia, która umniejsza rolę Boga w życiu człowieka. W teologii
odczuwane były wpływy liberalizmu;
wszystko to zdawało się mówić, że nie ma nadziei i że ratunek znikąd nie nadej
dzie. I oto w samym środku duchowej martwoty, zapalony został pierwszy jasny płomień. Miał się przenosić z miejsca na miejsce z zadziwiającą szybkością. Czy człowiek może uczynić taki cud?
Choć przebudzenie zależy od modlitwy, nie zależy ono jednak od naszych “starań”, ani od żadnych możliwości jakimi dyspo
nujemy. Reklama, sprawna organizacja, a także zaopatrzenie finansowe - nie mogą nic dodać do dzieła, którego autorem jest Pan. Bardzo często nawet nadmierne wysiłki ze strony człowieka ograniczają wolność Ducha Świętego i gaszą Jego au
tentyczne kierownictwo. Przywódcy prze- budzenia # Walii wiedzieli o tym. Zdawa
li sobie sprawę, że są tylko Bożymi narzę
dziami, użytecznymi na tyle, na ile będą ulegli w rękach Mistrza.
TYLKO JeIuS!
Iwan Roberts, najbardziej znany ewan
gelista w pamiętnych latach 1904-1905, stawiany był za przykład człowieka, który chce jedynie “dać się prowadzić” Du
chowi Świętem u. R oberts starał się niczego nie planować. Nie zapowiadał swoich przyjazdów ani wystąpień. Posłu
szny Bogu, na jednym spotkaniu głosił przez trzy godziny, na innym potrafił siedzieć cały czas milcząc. Zdecydowany, że za nic nie stanie się “idolem tłumu”, ile tylko było to możliwe unikał rozgłosu.
Nie udzielał wywiadów, nie pozwalał się fotografować. Kiedy wyczuwał, że zebra
ni koncentrują się na nim, a nie na Jezusie
« . i
- opuszczał ich. Podczas zgromadzeń, którym miał okazję przew odniczyć, pragnął uwagę wszystkich skierować na Chrystusa - Jedynego, który był prawdzi
wym},źródłem tych wydarzeń.
**i£ażdy z nas w idział kieSyś ludzi, mówiących o swej m iłości do Boga.
Słyszeliśmy świadectwa; sami także dzielil
iśmy się opowiadając o tym, co Pan uczynił w naszym życiu. Dobrze, jeśli to kogoś poruszyło, wspaniale - jeśli ktoś się nawró
cił. Ale wprost trudno wyobrazić sobie, by od jednego świadectwa, składającego się z zaledwie kilku słów, rozpoczęła się potężna fala nawróceń. Gdy następuje coś takiego, możemy mieć pewność, że to Bóg okazuje Swoją szczególną łaskę. I oczywiś
cie: yyśzelka chwała za to, co się dokonuje - należy do Niego.
MAŁY POCZĄTEK
W Walii Duch Święty użył prostego świadectwa niczym “iskry zapalnej”. Na spotkaniu młodzieżowym, które \J lutym 1904 roku odbywało się w małym miaste
czku New Quay, pewna cicha, z natury nieśm iała kobieta wstała, aby złożyć świadectwo. Na nowo narodzona zaled
wie od kilku dni, Florrie Evans nie zamie
rzała wygłaszać długiego przemówienia.
Powiedziała zaledwie: “Kocham Jezusa z całego mojego serca”. W tym momencie ludzie zgromadzeni
samym na sali pewność, że coś się zmieniło w otaczającej ich
Teraz miłość do
duchowej atmosferze.
Jezusa płonęła także w ich sercach; odczuwali ją bardzo inten
sywnie. Odszedł chłód i wszelka obojęt
ność, prysło uśpienie. Spotkanie, które zaczęło się tak zwyczajnie, w jednej chwi
li przerodziło się w ogromne, spontanicz
ne uwielbianie Boga.
PRZEMOŻNE DZIAŁANIE DUCHA ŚWIĘTEGO
Płomień ten ogarniał kolejne miasta.
Duch Boży zaczął poruszać się w Blae- nannerch, New Castle-Kmlyn, Capel Drindod. Pod Jego; działaniem padały na kolana kolejne miejscowości. Już wkrótce
w a przed zatwardziałymi grzesznikami.
Nic trzeba dodawać, że już w chwilę potem grzesznicy ci szczerze wyznawali swe grzechy... Nawet posiedzenia poli
tyków zm ieniły w m iesiącach prze
budzenia swój charakter. Jedno z takich spotkań odbyło się w Pwllheli w styczniu 1905 roku. Obecny był na nim David Lloyd, późniejszy pierw szy m inister Wielkiej Brytanii. Audytorium żarliwie śpiewało hymny dla Bożej chwały i doś
wiadczało potężnych manifestacji Ducha Św iętego jM ó w c y ,k { ó rz y usiłow ali podjąć temat nie związany z chrześci
jaństwem należeli do rzadkości. Co wię
cej: nikt nic chciał ich słuchać,
nieprzebrane rzesze grzechy i oddawały
ludzi porzucały swoje życie w ręce Zbawi
ciela. Nawróceni zaczynali z kolei modlić się o następnych: Wołali do Boga o zba
wienie członków rodziny, przyjaciół, zna
jomych i sąsiadów. Bardzo szybko mod
litwy te znajdowały odpowiedzi. Często, jeszcze podczas tego samego spotkania, osoby polecane Bożemu miłosierdziu
■zjawiały się, by wyznać Jezusa swoim Panem. Troska o zgubionych, wielkie pragnienie przyjścia im z pom ocą - wypełniały tych, którzy już. zakosztowali miłości i łaski. Każda kopalnia węgla, tram w aj, biuro, szkoła, czy sklep - stawały się miejscem głoszenia ewangelii. : Walia jest krajem górniczym; podziemne korytarze, które kiedyś - ja k trafnie zauważono - symbolizowały jej duchowy stan, zmieniły się w miejsca spotkań mod
litewnych,górnicy nie zaczynali pracy inaczej jak od “małego nabożeństwa”.
Zjeżdżali na dół odpowiednio wcześniej, aby mieć czas na społeczność z Bogiem
“pod ziem ią”. Tego typu przykładów można podać wiele. Dzieci uczestniczyły w spotkaniach w sw oich grupach wiekowych i z odwagą składały świadcet-
S E 5 E E
w rodzime wierzącej, już jako dziecko musiał pracować w kopälni. Rodzina nie była zamożna, a ojciec miał kłopoty ze zdrowiem. Mały Evan zarabiał najpierw jako górnik, potem jako kowal. Nie zdo
był żadnego wykształcenia. Na krótko przed wybuchem przebudzenia zaczął uczęszczać do szkoły w New Castle- Emlyn. Dalszy rozwój wypadków w kra
ju , zm usił go do przerw ania nauki i całkowitego poświęcenia się służbie.
Ten młody człow iek od dawna nosił w sercu pragnienie głoszenia Słowa. Ktoś kiedyś poradził mu, by nigdy nie opusz
czał zborowych zgromadzeń. Przez całe lata Evan był wiemy tej zasadzie. Każ
dego dnia w tygodniu szedł gdzieś na nabożeństwo, modlitwę, lub grupę biblij
ną. Ponad dziesięć lat modlił się o potężne wylanie Ducha Świętego...
Jego wiosenne spotkanie z Panem dało mu zachętę, by jeszcze intensywniej szukać Bożego oblicza. We wrześniu 1904 r. Evan Roberts uczestniczy w kon
ferencji w Blaenannereh, prowadzonej przez ewangelistę Setha Joshuę. Tam zostaje - jak sam to nazywa - “całkowicie zalany” mocą Bożą Decyduje o absolut
nym oddaniu się potem otrzymuje budzenia w Wą
Chrystusowi i krótko od Boga wizję pr/e- ii. Jest pełen wiary.
Zachęca przyjaciół, by dołączyli do niego, tworząc mały zespół. Grupa zamierza jeźd z ić po kraju i głosić ewangelię.
W końcu paźdźiemika Evan rzuca szkolę i w raca do l.uoghor. W ielkie żniwo zostało zebrane już w początku listopada.
12 5-6/94
Chociaż Evan Roberts głosi w swoim rodzinnym mieście, mimo to przypro
wadza do Pana najpierw dziesiątki, potem setki, a wreszcie tysiące ludzi. Ten, które
go znali niem al od urodzenia, który kiedyś pracował w pobliskiej kopalni, przyjęty został “w ojczyźnie” jako prorok.
Bóg nagrodził to pełne wiaty przyjęcie, jeszcze bardziej rozpalając duchowy ogień. Następne spotkania odbywały się w Aberdare i kilkudziesięciu innych mias
tach w całej Walii.
CZTERY W ARUNKI PRZEBUDZENIA
Sformułowano cztery zasady - “warun
ki przyjścia przebudzenia”. Oto one: po pierwsze - wyznanie każdego grzechu przed Bogiem i opamiętanie, po drugie - przebaczenie b liźnim , po trzecie - posłuszeństwo Duchowi Świętemu, po czwarte - świadczenie i publiczne wyz
nawanie Chrystusa jako sposobu życia.
Konieczność uświęcenia akcentowana była bardzo mocno. Mówiono też, by za
wsze radzić się Boga w każdej, choćby najmniejszej sprawie. Podkreślano, aby ufać Mu i podążać tylko za Nim. Są to wspaniałe i bardzo ważne zasady. Nie mamy nic innego do zrobienia, jak całkowicie polegać na Panu. Bo jeśli człowiek ma jakiś własny “awaryjny”
program, jakiś plan schowany na wypa
dek “gdyby Bóg nie zadziałał”, to nigdy nie zobaczy naprawdę obfitego żniwa.
“Wielkie wydarzenia”, które staramy się inicjować sami, są tylko m arną “imi
tacją”, k o p ią - bardzo d a le k ą od oryginału...
Walijskie przebudzenie nie było jednak
“falsyfikatem”. Nazywano je “inwazją Ducha Świętego”; mówiono o “kraju w płomieniach” i jeszcze przez wiele lat zas
tanawiano się nad tym niespotykanym fenomenem. Prawdopodobie historia nie zna drugiego takiego przypadku, aby całe społeczeństwo zostało w tak krótkim cza
sie tak gruntownie przemienione. Wpływ tego, co działo się w Walii odczuły rów
nież Niemcy. Znany ewangelista niemiec
ki, Jakub Vetter, przyjechał na Wyspy Brytyjskie, pragnąc uczestniczyć w tym, o czym słyszał, a w co trudno mu było uwierzyć. Ludzie przyjeżdżali z całego świata i każdy, kto w jakiś sposób zetknął się z tym wielkim wylaniem Ducha - nie mógł pozostać taki sam jak przedtem.
Wyposażeni w nadprzyrodzony, Boży ogień, ludzie wracali do swoich domów, aby następnie przem ieniać wszystko w swoim otoczeniu.
M IŁOŚĆ ROZLEW ANA PRZEZ DUCHA ŚW IĘTEGO
Warto odnotować to, co podkreślali również ówcześni kronikarze, o czym pisały gazety: gdy Duch działał - wszelka wrogość, urazy czy też niechęć bardzo szybko ustępowały z ludzkich serc. Nie można było angażować się w te wydarze
nia i jednocześnie pozostać zamkniętym na innych ludzi. Padały bariery, nastę
powało pojednanie denominacji, wyznań i ugrupowań, które dotychczas nie były sobie przyjazne. Dla wielu stanowiło to potężny znak, mocne św iadectw o.
Jednoznacznie wskazywało też na Jezusa, jako na rzeczywistego Przywódcę. Rapor
ty o niezwykłym przebudzeniu w Walii docierały wszędzie: do Afryki i Nowej Zelandii, do Ameryki i Norwegii. Thomas Barratt poświęcił mu obszerny artykuł w swoim czasopiśmie “By Posten”. Arty
kuł nosił tytuł: “Warunki, aby być błogo
sławionym”. Jest oczywiste, że walijskie przebudzenie było częścią rodzącego się w łaśnie ruchu zielonośw iątkow ego.
Stanowiło inspirację dla tych, którzy później założyli w Los Angeles słynną Misję przy Azusa Street. Było zachętą dla wielu. “Walia” przekazała Kościołowi potężne objawienie Boga i z tego obja
wienia wszyscy czerpiemy do dziś. Spon
taniczne uwielbienie znane nam jako
“śpiew w Duchu”, narodziło się właśnie w tamtych dniach. Odkryte i sformuło
wane “zasady” dotyczące Bożego prze
budzenia są nadal aktualne. Bo chociaż Pan działa na tysiące sposobów, to zaw
sze przychodzi do pokornych, zawsze błogosławi cierpliwych, wiernych, modlą
cych się.
Więc choć wydaje nam się to dziś mało praw dopodobne, Polska także może doświadczyć przebudzenia. Bóg “nie ma względu” ani na osobę, ani... na kraj.
Może działać wszędzie, w dowolnym czasie i miejscu. Potrzebuje jedynie odda
nych Mu ludzi. Chce słyszeć nasze mod
litwy, widzieć nasze serca - oczekujące Go i gotowe pójść za Nim.
Hanna Borowska
MINIATURY EGZEGETYCZNE
ROZUMEM I DUCHEM
“Bo jeśli się modlę, mówiąc językami, duch mój się modli, ale rozum mój tego nie przyswaja. Cóż tedy? Będę się modlił duchem, będę się modlił i rozumem; będę śpiewał duchem, będę też śpiewał i rozu
mem" (1 Ko 14:14-15).
Rozważając te dwa wiersze należy, jak sądzę, pamiętać również o natchnionym słowie apostolskim z 1 Ts 5:23: “A sam Bóg pokoju niechaj was w zupełności poświęci, a cały duch wasz i dusza, i ciało niech będą zachowane bez nagany na
przyjście Pana naszego, Jezusa Chry
stu sa ". Modlenie się duchem naszym umożliwia nam duchowy dar glosolalii czyli mówienia innymi językami. Dar ten bywa udzielany dzieciom Bożym. Kto językami mówi, buduje siebie. Wpraw
dzie tylko siebie, ale buduje! Dar ten wy
soko też cenił apostoł, autor naszego listu, gdyż wyznał: “ja o wiele więcej językami mówię,niż wy wszyscy” (1 Ko 14:18). Ale gdy modlimy się duchem naszym, to rozum nasz “tego nie przyswaja”, albo
lepiej: je s t bezow ocny, bezpłodny (gr. akarpos), czyli nie bierze udziału w procesie naszego modlenia się. A apos
toł pragnie, by cały człowiek (jego duch oraz jego rozum, umysł) angażował się w modlitwę i dlatego mówi: “będę się modlił duchem, będę się modlił i rozu
mem Oba rodzaje modlitwy mogą być jednakowo duchowe: i duchem, i rozu
mem. Najważniejsze bowiem, abyśmy modląc się zarówno duchem naszym, jak i rozum em , zaw sze “za n o sili modły w Duchu” (Ef 6:18) i “modlili się w Du
chu Świętym ” (Jd 20).
Edward Czajko