• Nie Znaleziono Wyników

Chrześcijanin, 1994, nr 3-4

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Chrześcijanin, 1994, nr 3-4"

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

ALE DLA WAS, KTORZV W IC IE SIWEJDZIE SŁOŃCE SPRAWIEDLIWOŚCI Z UZDROWIENIEM NA SWOICH

SKRZYDŁACH - MÓWI PAN ZASTĘPÓW. (ML 3 :2 0 )

(2)

M IE SIĘ C ZN IK K O ŚC IO Ł A Z IE L O N O ŚW IĄ T K O W E G O W PO LSC E P L - ISSN 0209 - 0120

stron a 6

stron a 9

stron a 30

P o k u ta czy o p am iętanie ...3

W idziałam P a n a ...4

Ś w ia d e c tw o ... 5

N ow e b u k ł a k i ... 6

D uch każe m i iś ć ...9

Jezus je s t n iezró w n an y ...12

Jedno w P a n u ... 15

M ój dzień n a G olgocie ... 18

K ształto w an ie c h rz eścijań sk ieg o ż y c ia ... ...20

M ały c h rześcijan in ... 22

Z ielo n o św iątk o w cy n a B ia ło ru si ...24

"O stoja" w O polu ... 26

O kręg p o łu d n io w o - w sch o d n i ... 27

W iadom ości z k r a j u ...28

W iadom ości ze św iata ...29

W iadom ości p o l o n ij n e ...30

Zapow iedzi w ydarzeń...31

Wydawca: Naczelna Rada Kościoła Zielonoświątkowego w Polsce. R ada Program ow a: M ichał H ydzik, M arian Suski, K azim ierz Sosulski (redaktor naczelny), E dw ard C zajko, M ieczysław Czajko.

Adres redakcji: “Chrześcijanin”, ul. Sienna 68/70,00-825 Warszawa, tel. (22)248575, fax (22)204073.

Prenumerata: roczna krajowa: 120.000 zł; półroczna: 60.000 zl. Należność prosimy wpłacać na konto korzystając z blankietu dołączonego do dwóch numerów lub przekazem pod adresem redakcji.

Roczna prenumerata zagraniczna: Europa - 18 USD (zwykła) i 20 USD (lotnicza); Ameryka Płn. - 25 USD, Australia - 30 USD. Do krajów zamorskich wyłącznie poczta lotnicza. Prenumeratę zagraniczną można wpłacać na dwa sposoby:

(1) czekiem osobistym z zaznaczeniem "Chrześcijanin" wysyłanym listownie pod adresem: Roman Musiała, 126 Bellamy Apt. 901, Scarborough, Ont. M1J 2L1, Canada; (2) przelewem bankowym na konto: Instytut Wydawniczy

"Agape" PBK, III O/Warszawa, Nr: 370015-8497-136. Każdy wpłacający za granicą otrzyma potwierdzenie. Nazwa miesięcznika prawnie zastrzeżona. Pismo ukazuje się od 1929 roku. Skład własny wydawnictwa.

(3)

01) REDAKCJI

POKUTA CZY UPAMIĘTANIE

W

środę 16 lutego poranne wiado­

mości radiowe przyniosły infor­

mację, że jest to Środa Popielcowa.

Spikerka wyjaśniła, iż skończył się kar­

nawał i jest to pierwszy dzień Wielkiego Postu trwającego 40 dni - do Wielka­

nocy. Była również mowa o posypywa­

niu popiołem głów wiernych na znak pokuty.

Środa Popielcowa, Popielec, Dzień Pokuty - to istotny element okresu poprzedzającego Wielkanoc. Proces kształtowania się obrzędów związanych z tym okresem rozpoczął się w IV wieku po Chrystusie. W ciągu tych 40 dni przygotowywano katechumenów do aktu Chrztu, odbywała się też publiczna pokuta osób pragnących pojednać się i odnowić łączność z Kościołem.

Co na ten temat mówi Mszał

Rzymski: “Posypywanie głów popiołem powstało w zwiąku z praktyką pub­

licznej pokuty. W Środę Popielcową pokutnicy wyznawali grzechy i przy­

wdziewali Włosienice, a biskup posypy­

wał ich głowy popiołem. Po odmówie­

niu Psalmów pokutnych biskup wydalał ich ze świątyni przy śpiewie słów, który­

mi Pan Bóg zapowiedział Adamowi wygnanie z raju. Po ostatnim napom­

nieniu przez biskupa zamykano drzwi zostawiając pokutników na zewnątrz.

Dzielili się oni na cztery grupy, zależnie od stopnia winy. Najniższą stanowili

“płaczący”, którym nie wolno było wchodzić do kościoła. Pozostawali oni na dziedzińcu i ze łzami prosili wchodzących o modlitwy. Na drugim stopniu byli “słuchający”, którzy stojąc razem z katechumenami w przedsionku świątyni słuchali pouczającej części Mszy Świętej. Pokutnicy trzeciego stop­

nia, “klęczący”, zajmowali miejsce w głównej nawie i po wyjściu

słuchających otrzymywali błogosła­

wieństwo biskupa. Pokutnicy czwartego stopnia, stojący”, mieli prawo uczest­

niczyć w całej Mszy Świętej, ale byli

wyłączeni od Komunii św. Pokutnicy byli zobowiązani do surowych praktyk pokutnych, przez które mieli zadośću­

czynić za grzechy i dać dowód poprawy.

Pojednanie Pokutników z Kościołem odbywało się w Wielki Czwartek.

Z czasem także inni wierni zaczęli poddawać się obrzędowi posypania popiołem. Papież Urban lin a synodzie

w Bonewencie w roku 1091 rozszerzył ten obrzęd na wszystkich wiernych.

Pewien zakonnik augustiański, żyjący na przełomie XIV i XV wieku, wychowany był w duchu pobożności właściwej jego czasom i znał Pismo Święte głównie z “Wulgaty”, łaciń­

skiego przekładu dokonanego w IV wieku przez Hieronima, którego dzieło stało się tekstem urzędowym, liturgicznym Kościoła rzymskokatolic­

kiego. Zakonnik ów, Marcin Luter, czy­

tając Nowy Testament w oiyginale zau­

ważył, że tam, gdzie Hieronim używał łacińskiego wyrazu: paenitantia - skrucha, zawstydzenie, w języku greckim (koine) używano wyrazu:

metanoia, który jest zbitką dwóch wyrazów: meta - przejście, zmiana oraz nous - umysł. Metanoia - to przemiana umysłu, zmiana sposobu myślenia.

Dyskusje z przyjacielem, Filipem Melanchtonem - profesorem języka greckiego na uniwersytecie w Witten- berdze - utwierdziły go przekonaniu, że nastąpiło tu zniekształcenie myśli orygi­

nalnej, ponieważpaeniteo oznacza:

żałować i czynić skruchę, poena zaś to kara, pokuta, odszkodowanie, zemsta.

Nie dziwimy się więc obecnie, gdy otwierając interlineamy przekład grecko-polski Nowego Testamentu, znajdujemy tam wyrażenie: zmieniać myślenie. Wszędzie, gdzie występuje wyraz metanoia, co w Biblii Tysiąclecia oddano jako: nawrócenie lub pokuta, tutaj przetłumaczono: zmiana myślenia.

Weźmy np. werset Dz 26:20 i zacytu­

jmy Biblię Tysiąclecia: Lecz

nawoływałem najprzód mieszkańców Damaszku i Jerozolimy, a potem całej ziemi judzkiej, i pogan, aby pokutowali i nawrócili się do Boga i pełnili uczynki godne pokuty. A teraz Grecko-Polski Nowy Testament, wydanie interline- ame: Ale (tym) w Damaszku najpierw i Jerozolimie, (po) całej krainie Judei i poganom oznajmiałem (by) zmieniać myślenie i zawracać do Boga, godne (tej) zmiany myślenia czyny

sprawiając. Uwadze zainteresowanych polecam teżDz 3:19 - Pokutujcie więc

i nawróćcie się, aby grzechy wasze zostały zgładzone (BT), lub Hbr 6:1 - Dlatego pominąwszy podstawowe nauki o Chrystusie przenieśmy się do tego, co doskonałe, nie zakładając ponownie fundamentu, jaki stanowią: pokuta za

uczynki martwe...{HT).

Najwyraźniej dlatego właśnie Towa­

rzystwo Biblijne w Warszawie w swoim przekładzie Pisma Świętego zas­

tosowało neologizm: upamiętanie.

Przeto upamiętajcie i nawróćcie się, aby były zgładzone grzechy wasze (Dz 3:19). Z braku takiego wyrażenia, rzymskokatolicka Biblia Poznańska przedstawiła to opisowo: Starajcie się o wewnętrznąprzemianę, nawróćcie się, a zostaną zgładzone grzechy wasze.

I o to właśnie chodzi w opamiętaniu:

o wewnętrzną przemianę, o zmianę sposobu myślenia, gdy chodzi o grzech.

Nie jest to jedynie przejściowe opamię­

tanie się, refleksja, zastanowienie, lecz głęboka, wewnętrzna przemiana umożliwiająca zerwanie z grzechem.

Przemiany tej dokonuje w nas Duch Święty poprzez Słowo Boże.

Kazimierz Sosulski

1. Wyd. Pallottinum, Poznań 1963.

2. Oficyna Wydawnicza “Vocatio”, Warszawa 1993, tłumaczenie: ks. prof. d rh ä b Remigiusz Popowski SDB (KUL) i dr Michał

Wojciechowski (ATK).

3. Wyd. Księgarnia św. Wojciecha, Poznań 1975

(4)

WIDZIAŁAM PANA

Ś w iat c h rz e ś c ija ń s k i ob ch o d zi k o lejn e w ie lk ie św ięto . W IE L K I PORANEK. Wszystko co wiąże się z tym świętem zaczęło się wczesnym rankiem. Mowa o Zmartwychwstałym Jezusie Chrystusie to dla ludzi miłe wspom nienie. Przeciętny człow iek o b c h o d z ąc y św ię ta W ielk an o cn e myśli zwykle w głębi duszy, że jest to dobre poselstwo dla dewotek i fana­

tyków. Śmierć jest śmiercią i kropka, wszystko się kończy w tym miejscu, a co potem, kto wie? Naogół więcej w tradycji tego święta jest pogaństwa n iż c h rz e śc ija ń stw a . O czy w iście gdzieś na m arginesie p o jaw ia się wspomnienie o zmartwychwstałym Jezusie, które p o w in n o stan o w ić główną treść tej tradycji. Liczne jed­

nak wywody na tem at odradzającej się uśpionej przyrody, odradzającego się życia po zimowym letargu, cyk- liczności procesu um ierania i odra­

dzania, mówią mi raczej, że dla wielu ludzi to jest najważniejsze przesłanie świąt. Ważniejszą od wieści o zmar­

twychwstaniu Jezusa Chrystusa i Jego życiu jest tradycja święconki, jajko, wielkanocny baranek i zajączek. To są ważniejsze symbole niż świadectwo pustego grobu, n iż fakt, że Jezus zmartwychwstał i żyje.

widząc Go ukrzyżowanego. To był dla nich autentyczny koniec życia u boku Mistrza. Nie brali tak na serio zapo­

wiedzi Jezusa o rychłej śmierci. Na pewno brali to pod uwagę w odległej przyszłości. Dramat nadszedł znacz­

nie w cz e śn ie j, niż tego p ragnęli.

Mijały pierwsze godziny żałoby, nad­

szedł trzeci dzień i kolejny wstrząs.

Do uczniów zasmuconych, zrozpa­

czonych i zawiedzionych, przychodzi Maria z wiadomością: WIDZIAŁAM PANA. Biedna kobieta - pomyśleli - smutek i rozpacz doprowadziły j ą do jakichś przywidzeń. Nie wierzyli jej.

N ie, to niem ożliw e, aby to, czego pragnęła, jak sądzili, zostało ubrane w rzeczywistość. Ktoś chce zagrać na najbardziej czułej strunie ich uczuć.

P rz y sz li też inni dwaj uczniow ie i opowiedzieli o swym niezwykłym spotkaniu, ale im również nie uwie­

rzono. Zamknęli się uczniowie w do­

mu i zastanawiali, co stanie się jeśli ci, którzy ich z a n ie p o k o ili now ym i wiadomościami, poniosą wieść o Je­

zusie. Wszyscy oni zostaną uznani za ludzi niezrównoważonych. Bóg nie pozostawił ich z myślami sam na sam - zobaczyli Jezusa zmartwychwsta­

łego. Najbardziej interesującym w tej historii jest zachwyt, z jakim M aria przybiegła do uczniów i powiedziała:

WIDZIAŁAM PANA.

czynić. Pytanie zasadnicze brzmi: czy w ogóle widziałeś Pana?

Jakie miało to znaczenie i skutki dla Twojego życia? Czy zmienił się styl Twojego życia, sposób myślenia, czy było to tylko egzaltowane krótkie wzruszenie? Czy zachwyciłeś (aś) się Jezusem na całe życie? Nic i nikt nie jest w stanie pozbawić Ciebie tego jedynego przeżycia W IDZIAŁEM PANA.

Podobnie zabrzm iało w yznanie w ustach proroka Izajasza - “widzia­

łem Pana” : “W roku śmierci króla Uzjasza widziałem Pana siedzącego na tro n ie ... I rzek łem : B iad a mi!

Zginąłem, bo jestem człowiekiem nie­

czystych warg i m ieszkam pośród ludu nieczystych warg, gdyż moje oczy widziały Króla, Pana Zastępów.”

Spotkanie z chw ałą Boga postawiło Izajasza w stan oskarżenia - jestem grzesznikiem, zginąłem. Izajasz prze­

ra z ił się sp o tk a n ia ze Stw órcą.

Grzesznik spotkał świętość, to, jego zd an iem , nie by ło z a p o w ie d z ią n iczeg o d o b reg o . TAK! To “nic dobrego” dla grzesznika, gdy staje w obliczu świętości. Dlaczego? Bo staje przed koniecznością dokonania w y b o ru m iędzy stary m i now ym życiem , bo m usi się naw rócić do Boga, skończyć z udawaniem, wyrzec się grzechu, zostawić to co stare, zde­

prawowane i “plugawe”, choćby było tylko “małym grzechem”, a to prze­

cież boli. Może w porównaniu z inny­

mi ludźmi trudno nam coś zarzucić.

Często sami siebie usprawiedliwiamy.

M ów im y: “p rze c ie ż nic złego nie zrobiłem ”, “jestem dla wszystkich człow iekiem ” . Gdy stajemy wobec świętości Zmartwychwstałego, czuje- B o h a te ro w ie w y d a rz eń , które

wspominamy, opisani w Ewangeliach, nie m yśleli inaczej. Śmierć Jezusa była dla nich końcem pewnej epoki, która trw ała zbyt krótko. Zaledwie zdążyli przywyknąć do swego mistrza i zaakceptować Jego szokującą naukę, przestawić się na inne tory myślenia, a już pozostali bez swego duchowego przywódcy. U czniow ie, niew iasty, zw olennicy Jezusa, doznali szoku

Duchowi apostołowie, swoim sce­

ptycyzmem i niew iarą wylali na nią wiadro zimnej wody. Chciałbym zadać sobie i nam pytanie, czy w każdej sytuacji i okolicznościach jesteśm y gotowi z takim zachwytem mówić o Jezusie - “w idziałem P ana”. Mam świadomość, że na pewno tak nie jest, ale tekst z Ewangelii to zachęta, by tak

i

3-4/94

(5)

my jednak, że to za mało być człowie­

kiem, jeśli jest się grzesznikiem. Nie pozostaje po takiej konfrontacji nic innego, ja k tylko stać się “nowym stworzeniem”. Izajasz widział Pana i coś się skomplikowało w jego życiu na niekorzyść grzechu - stał się pro­

rokiem Pana. Maria wyrzekła słowa:

“Widziałam Pana” i stała się zwias- tu n k ą e w an g elii. Coś się sk o m p ­ likow ało w je j ży ciu na korzy ść Jezusa. Apostoł Paweł powie o sobie:

“widziałem Pana i stwierdziłem, że jestem grzesznikiem. Co więcej, pier­

wszym z grzeszników.” “W idziałeś Pana” i twoje życie z tego powodu sk o m plikow ało się, m asz m oże kłopoty z rodziną, krewnymi, przyja­

ciółm i, ale m im o w szystko, s ą to dobre kłopoty, bo z powodu Chrystusa a nie grzechu. Jakie znaczenie ma dla nas to wielkie święto z zawołaniem - Pan Zmartwychwstał? Jest to historia sprzed około 2000 lat, uśw ięcona tradycją przypomnieniem zmienności tego świata, odradzania się przyrody, czy też odradzania się Twego życia w Zmartwychwstałym? Zmartwych­

wstanie Jezusa Chrystusa było cen­

trum życia pierwszego K ościoła, a ściślej lu d zi, k tó rz y w k aż d y ch o k o lic z n o śc ia c h d z ie lili się tym poselstwem. Jezus żyje, On zmart­

wychwstał, to był impuls, by wołać WIDZIAŁEM PANA. Prawie w każ­

dym rozdziale Dziejów Apostolskich znajduję świadectwo o zmartwych­

wstaniu Jezusa, które składali ucznio­

wie. To jest poselstwo dla współczes­

nego chrześcijanina. Ludzie m ogą zapytać; skąd jesteś pew ien zm ar­

tw ychw stania? Poselstw o o zm ar­

twychwstaniu Jezusa zmieniło mnie.

Moc z m a rtw y ch w sta n ia s ta ła się skuteczna w m oim życiu, dlatego wiem. WIDZIAŁEM PANA.

Zdzisław Józefowicz (Z Biuletynu zboru “Betel ” w Bydgoszczy)

ŚWIADECTWO

G dy b y łe m je s z c z e w p ie lu ­ c h a c h , m oi rodzice rozw iedli s ię . M i e s z k a ł e m u b a b c i , a m a tk a o d d zieln ie, m ia łe m w ięc “lu z y ”. Z a le d w ie k ilk a razy w życiu b y łem w cerkwi.

W padłem w nałogi: n ik o ty n a, a lk o h o l, p ró b o w a łe m ta k ż e być w odlocie, ale m i się to n ie u d a ło . W s z y s tk im ty m p o c z y n a n io m to w a rz y s z y ła g ł o ś n a m u z y k a c ię ż k i c h p u n c k rockow ych k ap el. Z acząłem p u n k o w a ć. To b a g n o co raz b ard ziej m n ie w ciągało. M oja głow a z o s t a ł a o s tr z y ż o n a n a ir o k e z a , n o s iłe m s k ó rę , c ię ż k ie b u ty , k o lc z y k w u c h u , n a s z y w k i i in n e a k ceso ria. Z m ieniłem się n ie do p o z n an ia. Nałogi pociągnęły m n ie w dół.

Gdy byłem w szkole zaw odow ej, w 1992 r. n aw ró ­ cił się mój kolega z k lasy - Tom ek. W ty m czasie ju ż t r o c h ę p r z y c ic h łe m . Z o s t a ł e m z a p r o s z o n y n a s p o ł e c z n o ś ć d z ie c i B o ż y c h . P o s z e d ł e m t a m z R obertem i jego dziew czyną - M arzeną, a J e z u s C h r y s t u s p o c i ą g n ą ł n a s d o s i e b i e . W c z a s i e c h o d z e n ia n a n a b o ż e ń s tw a je sz c z e p aliłem . M oja dziew czy n a, po k ró tk ie j ro zm o w ie, z a c z ę ła m n ie u n ik ać; tru d n o , postanow iłem iść z a Je z u se m . Na le k c ja c h d o w ied ziałem się od T o m k a, że w W a r­

szaw ie m a być M arsz dla J e z u s a . Z ap ra g n ąłem ta m pojechać. W yjąłem kolczyk z u c h a , zd arłem n a szy ­ wkę, skończyłem z nałogam i. P a n J e z u s m n ie w ys­

wobodził! Przyjąłem P a n a J e z u s a do swojego se rca ja k o Króla i Zbawiciela. W lip cu 1993 r. zaw arłem przym ierze z Panem , a w p aźd ziern ik u 1993 r. n a zlocie w T eresp o lu zo stałem ochrzczony w D u c h u Św iętym i przem ów iłem innym i językam i.

C h w ała B ogu, że O n m oże zm ien ić życie! M am te ra z 18 la t i przez k rew J e z u s a C h ry s tu s a je s te m now ym stw orzeniem .

Z ach ęcam całą m łodzież do p ó jśc ia z a Je z u s e m . W arto!

M arek z B ielsk a Podlaskiego

(6)

NOWE BUKŁAKI

Grupa, do której człowiek nale­

ży, narzuca zwykle sposób zacho­

wania. Jeśli już wybieram y okre­

ślone tow arzystw o, m usim y rów ­ nież akceptować normy, jakie tam obowiązują. Nieraz trudno się im p o d d a ć. I ta k , m oże się w nas, dzieciach Bożych, zrodzić refleksja, a naw et pokusa: D laczego ludzie wokół nas mogą robić to, czego nam nie wolno? Czy to sprawiedliwe, że jednym żyje się łatw iej, inni zaś muszą być poddani rygorom? Jeżeli znamy podobne myśli, zrozumiemy co czub uczniowie Jana Chrzciciela, kiedy pew nego dnia p rzy szli do Jezusa. Spytali wtedy: “Dlaczego my i faryzeusze pościmy, a uczniowie twoi nie poszczą?” (Mt 9:14).

W

tym śm iało p o sta w io n y m Mistrzowi pytaniu ukryta jest cicha pretensja. Jak to? My zadajemy sobie tyle trudu, podczas gdy twoi uczniowie spędzają czas ciekawie i wesoło. Jeśli jesteś M esjaszem , to czem u nie stosujesz się do nakazu Mojżesza? Nasza religia, nasza trady­

cja, nasz zwyczaj - każą nam pościć.

Jan C hrzciciel był niezw ykłym c z ło w ie k ie m . S urow y w zględem sie b ie , tego sam ego w ym agał od swych towarzyszy. Ktoś kto odżywia się miodem leśnym i szarańczą trak­

tu je p o st ja k o rz e c z n o rm a ln ą.

Faryzeusze pościli także. M ożna to było nawet bardzo łatwo zobaczyć.

W tym k o n te k śc ie z a ch o w a n ie uczniów Jezusa niepokoiło: mogło się wydawać, że to co robią odbiega od pewnej normy.

Warto wiedzieć, że Jezus zawsze cenił szczerość. Jeżeli ktoś dręczony jakim ś problem em decydow ał się o tw a rc ie p rz e d sta w ić go B o g u -

otrzymywał odpowiedź. Nikogo, kto p y tał w dobrej w ierze, Jezus nie wyśmiał ani też nie skarcił. Bóg nie obraża się, gdy do Niego przycho­

dzimy z wątpliwościami. Jeżeli nie rozumiemy nawet prostych rzeczy, On jest gotów je wyjaśnić. Pełen miłości, cierpliwie tłumaczy swoje prawdy tak długo, aż przyjmiemy objawienie.

PROSTA ODPOW IEDŹ

/

ezus odpowiada więc spokojnie uczniom Jana: “Czyż mogą goście weselni się smucić, dopóki z nimi jest oblubieniec? Nastanąjednak dni, gdy oblubieniec zostanie im zabrany, a w ted y p o ś c ić b ę d ą ” (M t 9:13).

M ąd ro ść B o ża je s t często z d u ­ miewająca. Jak prosto, lekko i zrozu­

miale brzm ią wyjaśnienia głębokich prawd. Nieraz wydaje nam się, że aby coś wyjaśnić, trzeba napisać książkę.

Tymczasem Jezus odpowiada w kilku zdaniach. - Czy na w eselu trzeba płakać jak na pogrzebie? Oczywiście - nie. Jesteśmy na weselu i zachowuje­

my radosną atmosferę, bo się wszyscy tutaj kochamy. Jeśli zabraknie kogoś z nas, wtedy będziemy się smucić.

To było coś, czego ludzie nie znali.

Nie doświadczyli jeszcze tego rodzaju miłości. Religia - to dla nich zakazy i nakazy, a nie więź i bliska społeczność z B ogiem . Gdy p rzy szed ł Jezus, niewielu zrozumiało, że nie zamierza On być urzędnikiem, który egzekwuje przepis. P rzyszedł w innym celu.

Relacja z Nim powinna być podobna relacji z oblubieńcem. Goście weselni kochają pana młodego i są szczęśliwi, że przebywa wśród nich.

N aw ykli do trzym ania się litery Dekalogu faryzeusze nie spostrzegli, że Jezus go “uszlachetnił” i odkrył przed ludźm i ducha B ożych przy­

kazań. Dziesięciokrotnie powtarzające się “nie” - “nie będziesz” , zostało zastąpione dwoma: “będziesz” . Po pierwsze: “Będziesz miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego i z całej duszy swojej, i z całej myśli swo­

j e j ”. Po drugie zaś: “Będziesz miłował błiźniego swego ja k siebie samego ” (M k 12:30-31). Według tego ujęcia akcentowana jest strona pozytywna.

Nie zakaz, lecz miłość staje na pier­

wszym miejscu.

O d p o w ia d a jąc u cz n io m Jana C hrzciciela, Jezus pod k reślił sw ą przyjacielską, bardzo bliską relację z Dwunastoma. Nie jest to jedyny raz, kiedy to zrobił. Na przykład w Ewan­

gelii Jana czytamy, że nie chciał On nazywać swoich uczniów sługami;

powiedział natomiast: “Jesteście przy­

jaciółmi moimi, jeśli czynić będziecie, co wam przykazuję” (Jn 15:14-15).

W spaniale jest być przyjacielem B oga. B rz m i to ja k zaszczy tn e wyróżnienie i jest nim w istocie. Nie każdy, ale ci, którzy czynią Bożą wolę - są przyjaciółmi Pana.

C y to w an a w yżej w y p o w ied ź Jezusa o poście, zawiera drugą część:

“Nastanąjednak dni, gdy oblubieniec zostanie im zabrany, a wtedy pościć będą” (Mt 9:15). Jest to proroctwo, z a p o w ied ź teg o , co m a n astąpić.

Sytuacja ulegnie kiedyś zmianie i cho­

ciaż dziś nie ma jeszcze powodu, aby pościć, w przyszłości będzie to wyglą­

dało inaczej.

W pierwszej chwili można by przy­

puszczać, że smutek i żal po odejściu oblubieńca spowodują post. Było nam w esoło, ale kiedy On odszedł jest smutno. Pogrążeni w żałobie będzie­

my w ięc u m a rtw ia ć nasze ciała i płakać. Będziemy pościć.

6 3-4/94

(7)

ŁATA I W INO

/

ednak Jezus nie skończył jeszcze wyjaśniania. Rozwija temat doda­

jąc bardzo obrazow e porów nanie:

“A nikt nie wstawia w starą szatę łaty z sukna nowego, bo ta k a ła ta śc ią g a cały materiał i rozdarcie staje się gorsze. I nie wlewają wina młodego do starych bukła­

ków, bo inaczej b u k łak i pękają wino wycieką a bu­

kłaki niszczeją. Ale młode wino wlewa się do nowych bukłaków, a wtedy zacho­

wuje się je d n o i d ru g ie”

(Mt 9:16-17).

O co tu chodzi? Jaki jest związek postu z bukłakami albo ze sta ry m i z n is z ­ czonym u b ran ie m ? O ba p o ró w n a n ia ilu s tr u ją tę samą prawdę i w obu wys­

tępują te same elem enty:

stary, ju ż n ie u ż y te c z n y p rze d m io t i ja k a ś no w a

wartość, która m a w sobie energię i moc.

P o d a rta k u rtk a n a d a je się do w yrzucenia. L epiej “o d ż a ło w a ć ” i rozstać się z n ią z lekkim sercem, niżeli łatać, bo i tak to nie pomoże.

Szkoda pracy i szkoda materiału na łaty. N ow e sukno zm oknie na de­

szczu, a potem się skurczy. M oże wytrzymać niepogodę, ale popękają szwy. W rezultacie łata będzie czymś sztucznym na starej kapocie i czymś nie pasującym do reszty. W efekcie oddzieli się od znoszonego materiału.

Rozdarcie będzie jeszcze gorsze.

W podobny sposób d ziała m oc ukryta w młodym winie. Wystarczy je zamknąć, a w skutek procesów fer­

m en ta cy jn y c h w ino to z aczn ie rozsadzać bukłak. Napór na ścianki będzie bardzo silny, podobnie jak sil­

nie łata ściągała materiał. Bukłak - jak tamta stara kurtka - pęknie, a wino wycieknie i zmarnuje się. Jedyna rada to łączyć rzeczy now e z now ym i, a starych po prostu zaniechać.

Łata i wino - ilustrują nowy sposób życia - chrześcijański. Wiemy, że z a w ie ra on także p rak ty k o w a n ie po stu . L ecz ja k ż e inny je s t p o st w warunkach nowotestamentowych.

Inny niż w czasach zakonu! Przyjście Jezusa i o fiara ja k ą za nas złożył sp ra w iło , że je ste śm y dziś “pod prawem” wiary i miłości. Nie jeste­

śmy zm uszani do robienia czegoś w skutek nakazu; doceniam y nato­

miast wartość tego, co otrzymaliśmy.

POST CZY SPOŁECZNOŚĆ

B

óg nie wymaga byśmy pościli, lecz chce mieć z nami społe­

czność. Wiemy dobrze jak bardzo nas kocha. Jak więc odpow iedzieć na miłość, jeśli nie miłością? Kochamy i serce wyrywa się do Pana. Post jest jedynie narzędziem, pomocą w połą­

czeniu się z Bogiem. Czasami, potrze­

bujemy pościć, by lepiej usłyszeć głos D u ch a Ś w iętego. P o trzeb u jem y pomóc naszemu duchowi, aby mógł lepiej zapanować nad ciałem. Celem postu w żadnym wypadku nie jest umartwianie dla samego umartwiania, czy też wykazanie naszej wytrwałości.

Jezus nie chciał, by pościli ludzie jeszcze nieodrodzeni. Byłoby to jak

próba łatania starej kurtki nowym materiałem. I można się spodziewać, że gorliwość jaka charakteryzowała w ie lu to w a rz y sz y P a n a szybko doprowadziłaby ich do “bicia reko­

rdów”. Zapewne starali­

by się pościć m ożliw ie jak najdłużej i to z kolei byłoby wyzw aniem dla innych grup - na przykład grupy Jana Chrzciciela.

Tego Jezus nie chciał.

Kazać komuś, kto nie jest narodzony z Ducha, żyć według Ducha - nie ma sensu. Nie można przy­

podobać się Bogu przez sam o p rze strz e g an ie przepisów, jeśli nie jest w

^ to zaangażow ane serce I człowieka,

gI Co z tego, że nauczy-

| my kogoś popraw nego

§ zachowania? Jeżeli jest to

| um iejętn o ść pow ierz- o chowna, jeśli ta osoba nie jest przez Boga przemie­

niona, nadejdzie dzień, gdy pryśnie cała jej “popraw ność” . W ystarczy nieco inna sytuacja - jakaś presja, próba czy pokusa - i znika wszelki ślad po w yuczonym zachow aniu. Szwy p ę k a ją rozdarcie staje się gorsze.

Dlaczego? Odzywa się stara natura.

Pan Jezus w iedział, że póki nie u m rzem y d la g rzech u , w szelk ie dobrodziejstw o, jak ie m ożem y od N ieg o o trz y m ać - z m a rn u je się.

“W ino” w ycieknie. G rzech, jeśli tylko znajdzie w łaściw ą podnietę, sprowadzi katastrofę. Stary bukłak trzeba więc najpierw zastąpić nowym.

N ow a n atu ra dobrze zareaguje na wszystko, co chrześcijańskie. Dopiero wówczas będzie m ożna “zachować jedno i drugie”.

Rozwój duchowy chrześcijanina jest procesem, ale potrzeba tej pier­

wszej decyzji i doznania nowego naro­

dzenia. To zależy od naszej woli, od n aszej c h ęci u n iż e n ia się przed B ogiem . M ożem y przejść jedynie przez ciasną bramę, ponieważ Bóg tak

(8)

to zaprojektował. N a “wąskiej drodze”

nie sposób zm ieścić się z tobołem obłudy i zarozumialstwa. Nie sposób polegając na samym sobie osiągnąć B oże K ró lestw o . T obół m usi być odwiązany i zrzucony. To właśnie jest n a w ró c en ie , u p a m ię ta n ie; to je s t chwilą gdy Bóg dotyka naszego serca - wszystko, co było stare i znoszone może się zmienić.

Jeżeli ktoś nie rozstał się ze swoim

“to b o łk ie m ” , a chce u c h o d z ić za członka Kościoła - czy może? Będzie n a śla d o w a ł sposób m o d le n ia się, formę pobożności, będzie studiował Biblię na sposób intelektualny. Jednak to wszystko nie zapewni mu społe­

czności z Panem i tej “innej relacji” - relacji miłości. Bóg zna tych, którzy do Niego należą. W szelkie wysiłki dosięgnięcia Go “swoimi sposobami”, swoj ą zewnętrzną religijnością - są jak n ow a ła ta na stary m u b ran iu . Wszystko się rozłazi.

Nie ma sensu skłaniać ludzi, aby nazbyt w cześnie robili coś, co we w łaściw y sp osób z ro b ią potem . Z Dziejów Apostolskich wiemy, że apostołowie pościli, kiedy przyszła na to odpowiednia chwila (Dz 13:2). Gdy nie było już między nimi “oblubieńca”

i nie mogli zasięgnąć Jego rady bez­

pośrednio - pościli. Dzięki temu mogli usłyszeć Boży głos i otrzymać Boże prowadzenie w nurtującej ich sprawie.

P ościli ju ż jak o ludzie odrodzeni, wiedząc, że post nie jest czynnością sa m ą w sobie, ale m a z n aczen ie użyteczne, bardzo praktyczne.

W YPRÓBOW ANY BUKŁAK

B

ukłak wytrzymały na gazy, jakie wytworzą sie w winie musi być zrobiony z dobrego materiału. Zwykle każdy m a te ria ł, k tóry m a być do czegoś użyty, jest przedtem testowany.

Bóg nie w ypuszcza “braków ” . Jak inżynier w instytucie, poddaje wszy­

stko sp ra w d zia n o m i próbom . Dopiero wtedy, gdy jest zadowolony z wyników, pokazuje swój “produkt”

szerszem u ogółowi. Pan cieszy się

mogąc nas używać; On również nie u staje w w ysiłkach, by nas p rz e ­ kształcać. Robi to, jeśli tylko jesteśmy Mu poddani. “Poczytujcie to sobie za najw yższą radość, bracia moi, gdy ro zm a ite p róby p rze c h o d z ic ie, w iedząc, że dośw iadczenie w iary waszej sprawia wytrwałość, wytrwa­

łość zaś niech prowadzi do dzieła doskonałego, abyście byli doskonali i n ien a g a n n i, nie m ający żadnych braków” (Jk 1:2-4).

Bóg chce, abyśmy byli doskonali.

Czy to nie cudowne? Co więcej: On ma moc doprowadzić nas do doskona­

łości. Nie obejdzie się to jednak bez prób, które - ja k przy testow aniu urządzeń technicznych - m uszą być rozmaite. Samolot bezpiecznie oder­

wie się od ziemi, a po pewnym czasie bezpiecznie wyląduje tylko wtedy, gdy w sz y stk ie jeg o części były w cześniej poddane odpow iednim próbom. Gdyby nie robiono prób, nikt nie chciałby w siąść do sam olotu.

Materiały muszą przejść testy rozcią­

gania, zgniatania, udarności, próby wytrzymałościowe, termiczne i wiele innych. I to wszystko po to, by poznać czy konkretny materiał ma odpowied­

nie właściwości.

W życiu Bożych mężów, o których m ów i B iblia, zaw sze m ożem y prześledzić ten etap - etap przygotowa­

nia. Czasami trwa on dłużej niż właści­

wa służba, jak na przykład w przypad­

ku Mojżesza. Widzimy więc, że Bóg podchodzi do czasu prób bardzo poważnie. On też chce nas zachęcić i dodać nam odwagi, abyśmy śmielej i z w iększą w iarą przeszli przez ten okres życia. W istocie czas ów dany jest dla naszego dobra; później “nie wykażemy już żadnych braków”.

Defekt materiału, który nie został w ykryty zaw czasu, m oże w przy ­ sz ło śc i o zn aczać ja k ą ś po rażk ę, upadek, wstyd czy niepowodzenie. Na pewno nie s ą one miłe i tego nasz niebieski Ojciec chce nam oszczędzić.

Dziękujmy Mu więc, że pracuje nad nami. Każdy z nas musi być niez-

w ietrzałą “so lą ziem i”, czytelnym

“listem Chrystusowym”, wyraźnym św iatłem w ciem n o ściach . O czy­

w iście w iększa odpow iedzialność wiąże się z gruntowniej szym przygo­

towaniem. To dlatego Paweł pisze do Tymoteusza, że diakonem nie może być ktoś dopiero co nawrócony (lTm 3:6). Ale w każdym przypadku Boża służba oznacza poddanie nas Bożym sprawdzianom.

N ie sam a w ia ra spraw ia w nas wytrwałość tak potrzebną by okazać n iez ło m n o ść i sta ło ść. Potrzeba jeszcze czegoś i Bóg zamierza nas w to wyposażyć. On pisze, że doświad­

czenie w iary przyniesie błogosła­

wieństwo, ono wyda owoc, któym jest w ytrw ałość. K iedy ju ż odrzucim y stary bukłak i starą kapotę, możemy przyjąć od Pana nowe serce. Nasz duch, zrodzony z B ożego D ucha, właściwie rozumie sprawy Boże. W takim życiu myśli i uczucia człowieka stanowią jedność z jego działaniem.

Chrześcijaństwo nie m a być czymś zewnętrznym, ale głęboko przenikać naszą istotę:

Nie od razu po nowym narodzeniu stajemy się doskonali. Jeszcze wielu rzeczy musim y się nauczyć. Bóg - n a sz O jciec m a plan : On chce każd eg o z nas p rzy g o to w a ć tak, byśmy stali się “nienagannym” mate­

riałem. Byśmy byli silni, nie jak słup żelbetonowy, ale jak źdźbło. Technika nie zna takiej konstrukcji i tworzywa, które mając średnicę i długość źdźbła - w proporcji do ciężaru - mogłoby unieść dojrzały kłos. Bóg - projektant i konstruktor kłosów zboża - uczyni nas tak sam o siln y m i ja k łodyga źdźbła. Będziemy mógli ostać się w przeciwnościach i nieść obfity owoc dla Bożego Królestwa.

Kazimierz Sosulski

(9)

SYLWETKI lUJCHU ZIELONOŚWIĄTKOWEGO

DUCH

KAŻE M l IŚĆ

M iał dar trafian ia do ludzkich serc. Jego poczucie humoru i bez­

po śred n io ść były z a sk a k u jąc e , a proste, celne wypowiedzi nieraz oszałamiały teologów. Mimo to blis­

ki był wszystkim, którzy szczerymi sercam i z w ra c a li się do B oga.

Miłujący, ale nie “głaszczący po głowie” Dawid du Plessis zasłynął jako ten, który “potrząsał” Kościo­

łem i wpływał nań w dość wyraźny sposób. N ie zaw sze c ie sz y ł się zrozum ieniem , sw oje pow ołanie stawiał jednak wyżej niż sympatię i względy czysto ludzkie. Gdy było trzeb a, d e c y d o w a ł się iść “pod prąd”, w ierny przede w szystkim głosowi serca i prowadzeniu Ducha Świętego. “Duch każe mi iść, Duch każe mi zostać, Duch wzywa, abym to c z y n ił” - te sło w a sta ły się życiowym mottem człowieka, który dopiero w sw ych ostatnich latach został w pełni uznany i doceniony.

W spom inając D aw ida du P lessis, jed e n z je g o w s p ó łp ra c o w n ik ó w powiedział: “On się modlił, uczył i wzrastał, on się zmieniał, ale nigdy nie pozwolił sobie na kompromis”.

D aw id ju n io r był n a jsta rsz y m z dziew ięciu synów, ja k ic h m ieli Dawid i Cornelia du Plessis. Urodził się 7 lutego 1905 roku w religijnej wspólnocie niedaleko Kapsztadu w Afryce Południowej. Było to miejsce, gdzie biali i czarni pracowali razem i wspólnie uwielbiali Boga. Rodzina Du P le ssis n a le ż a ła do K o śc io ła Reformowanego, a ojciec był świe­

ckim kaznodzieją i usługiwał w lokal­

nym zborze. W 1914 roku w życiu tej rodziny n astąp iła zm iana. D zięki przybyciu zielonoświątkowego kazno­

dziei, głoszonemu nauczaniu i modli­

twie o chorych - wszyscy spośród św iadom ie w ierzących Du Plessis przyłączyli się do ruchu zielonoświąt­

kow ego. W krótce ro zp o c z ę li oni pracę w Misji Wiary Apostolskiej.

Misja ta, należąca do południowoafry­

kańskiego ruchu zielonoświątkowego, pozostawała w ścisłej więzi z M isją przy Azusa Street w Los Angeles.

W ydaje się, że te w łaśnie lata, dzieciństw o spędzone wśród ludzi prostej, ale silnej wiary - tak bardzo w płynęły na D aw ida i jeg o życie.

Chłopiec został zafascynowany nie tyle teologią co prostotą jednością i m iło ś c ią ja k ie ob serw o w ał we

wspólnotach czarnoskórych. Z pracą misyjną rodziców-misjonarzy zwią­

zane były częste przeprowadzki, ale stanowiła ona również wzór dla naj­

starszego syna. Osobiste nawrócenie p rze ż y ł m ając 11 lat, kiedy to zdarzyło mu się jechać konno w cza­

sie groźnej b urzy z piorunam i.

“Zostałem wpędzony strachem pros­

to w ramiona Jezusa” - powiedział potem.

Chrzest Duchem Świętym przeżył dwa lata później, w 1918 roku. W 1927 roku Dawid du Plessis ożenił się z A n n ą C o rn e lią Jacobs.

Rozpoczął też pracę w Misji Wiary Apostolskiej, najpierw jako drukarz, następnie - dzięki swej łatwości w posługiw aniu się słow am i - jako c z ło n e k d z ia łu red ak cy jn eg o . W ykształcony na U n iw ersy tecie Orange Free State, młody sługa Boży był zarów no w spaniałym człow ie­

kiem pióra, jak i mówcą. Posiadał tak w iele darów i talentów , że często m u sia ł się b ro n ić p rze d p o k u są p o rz u c e n ia słu żb y i ro z p o c z ę c ia

“ ś w ie c k ie j” , k o rz y stn ie jsz e j pod w zg lęd em fin an so w y m kariery.

Dzięki płomiennym kazaniom, jakie wygłaszał na ulicach, przez pewien czas zmuszony był odrzucać propozy­

cje lokalnej partii politycznej. Jej przyw ódcy bardzo chcieli m ieć w swych szeregach kogoś, kto potrafi przemawiać z takim przekonaniem.

A le ich p ro p o z y c je nie z o sta ły przyjęte. Słowa: “Duch każe mi iść, każe mi zostać, wzywa, abym czynił”

p o c h o d z ą w ła śn ie z tego okresu.

(10)

Wiemy swemu powołaniu i życiowe­

m u credo p o z o sta ł D u P le ssis do końca, zawsze słuchając nie ludzi, lecz Boga.

W 1928 roku został ordynowany przez M isję W iary A postolskiej w swoim kraju. Przez dwadzieścia lat usługiwał jako pastor, a także jako generalny se k re tarz denom inacji.

Podczas tych lat zjeździł całą Afrykę Południową zakładał zboiy, pomagał też przy zakładaniu szkoły biblijnej w 1940 roku.

Ale ten rozdział - praca w Połu­

dniowej Afryce - był tylko wstępem do dalszej działalności D aw ida du P le s s is . B ó g p o w o ły w a ł go do zadań o wiele większych. W krótce m ia ło to b y ć p o tw ie r d z o n e w słowach proroctwa.

W

1936 roku do Johannesburga przybył angielski ewangelista Sm ith W ig g le sw o rth . D u P le ssis zaprosił kaznodzieję do swego domu, dzięki czemu mogła zaistnieć między nim i bliższa znajom ość. Pew nego dnia, o g o d z in ie siódm ej ran o , W igglesworth wpadł do kancelarii, w której modlił się i rozmyślał Dawid Du Plessis. Przyciskając południowo­

afrykańskiego przywódcę do ściany, ew a n g e lista z a cz ą ł p ro ro k o w ać . Zdania, które wówczas wypowiedział w natchnieniu Ducha, mówiły o wiel­

kiej służbie o św iatow ym zasięgu, ja k ą B óg z a m ie rz a ł p o w ie rz y ć Dawidowi! Pan wzywał go, by szedł aż po krańce ziemi, niosąc zielono­

św iątk o w e p o se lstw o w sz y stk im uśpionym kościołom.

R ok p ó ź n ie j, w 1937 roku, D u P le ssis w y je ż d ża w p ie rw s z ą p o d ró ż z a g ra n ic z n ą - do S tanów Zjednoczonych. Usługuje na ogólnej konferencji Zborów Bożych, w dro­

dze powrotnej zaś odwiedza Szwecję.

Tam bierze udział w dyskusji w spra­

w ie z o rg a n iz o w a n ia Św iatow ej Konferencji Zielonoświątkowej. Jest głęboko przekonany o słuszności tej idei, pragnie popierać jedność pomię­

dzy zielonoświątkowcami.

»„».«IM

Wysiłki zmierzające do zwołania konferencji zostały jednak przerwane przez II wojnę światową. Dopiero w maju 1947 roku to ogromne, dawno planowane wydarzenie stało się fak­

tem. Pierwsza Światowa Konferencja Zielonoświątkowa miała miejsce w Zurychu, w Szwajcarii, i tam Dawid du P lessis w ygłosił sw oje słynne p rze m ó w ien ie . K azan ie to, zatytułowane “Zbierać pszenicę, palić plewy”, szybko przyniosło mu rozgłos i w krótce afrykański k aznodzieja zaczął przemawiać w całej Europie i Stanach Zjednoczonych. Poproszono go te ż o z o rg an izo w an ie drugiej Światowej Konferencji - w Paryżu.

Aby w yw iązać się z tego zadania, planowanego na rok 1949, Du Plessis przeprowadził się wraz z rodziną do Europy i zamieszkał w Zurichu.

N

ieustannie aktywny, bez reszty oddany swojej służbie, w 1948 ro k u o dbyw a p o d ró ż po S tanach Z jed n o cz o n y c h . W Z achodniej V irg in ii d o ch o d zi w ów czas do w ypadku - zderzenia auta, którym je d z ie k a zn o d zieja, z pociągiem . Kolizja ta, jedynie cudem nie zakońc­

zona śmiercią pasażerów samochodu, zawiodła Dawida du Plessis do szpita­

la. Kilkumiesięczny pobyt pod opieką lekarzy i pielęgniarek staje się jednak dobrym czasem modlitwy i szukania oblicza Pana. W brew trudnościom trwają też przygotowania do paryskiej konferencji. Ten okres D aw id du Plessis skw ituje potem stw ierdze­

niem : “B óg kazał mi w skrzeszać martwe zbory, kochać wrogów i prze­

baczać im”.

O ku lach przew odzi sp o tk an iu p a ry sk ie m u , odnosi sukces ja k o m ed iato r pom iędzy zw aśnionym i odłamami ruchu. N a stałe przepro­

wadza się do USA, wiedząc, że musi nieść p o selstw o P ię ćd z iesią tn ic y tamtejszym kościołom historycznym.

Q

dy w 1951 roku zam iesz k a ł w Stamford, Connecticut, miał 46 lat. “W jaki sposób - myślał - Bóg użyje mnie do pracy ekumenicznej,

skoro nie znam nikogo, kto nie jest zielonoświątkowcem?” Pierwszy kon­

takt z przedstawicielem innej denomi­

nacji nastąpił jednak bardzo szybko.

Du Plessis odwiedza Johna A.McKay, prezbiterianina, szefa Sem inarium Teologicznego w Princeton. Kilka dni po tym bardzo udanym spotkaniu, składa ju ż n a s tę p n ą “w izytę eku­

m en iczn ą” - tym razem jed zie do biura Światowej Rady Kościołów w N ow ym Y orku. W y d arzen ie m a wymiar historyczny. Dawid du Plessis je s t p ierw szym p rzedstaw icielem ru ch u zielo n ośw iątkow ego, który podejmuje rozmowy z tą organizacją.

“ Ci w ysoko p ostaw iem i człon­

kowie Rady - powie potem do żony - patrzyli na mnie oczami ludożerców.

Z apew n e m u sia łe m być d la nich swego rodzaju dziwadłem”.

Bezpośredni, zaskakująco szczery i dosadny pozostał Dawid du Plesis do końca życia. W sercu m iał jednak miłość; oto w jakich słowach opisuje jedno ze swych spotkań z działaczami ekum enicznym i: “Nagle odczułem jakby ciepły prąd powietrza, i pojąłem, że to D uch Św ięty bierze m nie w swoje posiadanie. Lecz co On ze mną czynił? Zamiast szorstkości, krytyki i potępienia, serce moje wypełniała m iłość oraz sym patia w obec tych przywódców kościelnych, do których m iałem p rzem aw iać. C zułem , że wolałbym raczej umrzeć, niż wydać na nich wyrok potępiający”.

Du Plessis był w pełni świadomy, że w wielkim ciele Chrystusa brakuje pojednania. Chciał pracować w takim kierunku, aby to pojednanie i wza­

jemne zrozumienie nastąpiło. W jego odczuciu, ekumenizm nie oznaczał kom prom isu, zm ianę - tak, ale nie kom prom is. N ie w szyscy potrafili dzielić te poglądy. Nadchodziły lata, w których trzeba było stawić czoła n ie z ro z u m ie n iu , a czasem naw et odrzuceniu ze strony braci zielono­

świątkowców.

T

o w Niemczech, podczas spotka­

n ia M ię d z y n a ro d o w e j Rady

(11)

Misyjnej, po raz pierwszy nazwano go

“panem Pentecost”. Delegaci wręcz

“ rz u c ili s ię ” n a n ieg o , ch cąc ja k najwięcej dowiedzieć się o ruchu pen- tekostalnym przeżywającym tak ogro­

mny rozwój. Był rok 1952. Dawid du Plessis zrezygnował już ze swej pozy­

cji przywódcy, ja k ą zajm ował przy organizowaniu dwóch Światowych Konferencji - w Zurychu i Paryżu.

Teraz zamierzał brać udział w zebra­

niach Światowej Rady Kościołów. Te decyzje martwiły nieco przywódców zielonoświątkowych. Mimo to ordy­

nacja południowoafrykańskiej Misji Wiary Apostolskiej pozostaw ała w mocy. W 1955 roku u p raw n ie n ia duchownego przeniósł do amerykańs­

kich Zborów Bożych, uzyskując pełne prawo usługiwania w tej denominacji.

W 1956 roku D aw id du Plessis przemawia do grupy ekumenicznych liderów w Connecticut, wygłaszając jedno ze swoich słynnych poselstw.

Porównuje w nim prawdę ewangelii do befsztyka, stwierdzając, że koś­

cioły historyczne trzymają ów befsz­

tyk na lodzie, podczas gdy zielono­

świątkowe - na ogniu. Myśl zawarta w kazaniu szybko stała się znana niem al w sz ę d z ie . W n a stę p n y c h latach “ekumeniczne drzwi” otwierają się dla D aw ida du P lessis jeszcze szerzej. Jest zapraszany, aby wykładać na uniw ersytetach, w sem inariach, uczestniczyć w rozmaitych konferen­

cjach. W roku 1961, w charakterze obserwatora, bierze udział w trzecim zg ro m a d ze n iu Ś w iatow ej R ady K o śc io łó w w N ew D eb li. W rok później zwołuje w Columbus, Ohio, pierwsze ekumeniczne spotkanie lide­

rów ruchu chaiyzmatycznego. Liderzy ci, będący częścią tradycyjnego nurtu protestantyzm u, choć otw arci, nie zam ierzali jed n a k opuścić sw oich kościołów. I D u Plessis w cale nie namawia ich do tego. Nigdy nikogo nie zachęcał, aby opuścił swój zbór, swój kościół. Wręcz przeciwnie: gdy duchowni z “martwych” - jak je nazy­

wał - zborów, zaczynali na jego zebra­

niach mówić językami, radził im, aby

z a c z ę li od tąd zm ien iać sw oje społeczności od środka, aby “kwitli tam, gdzie zostali zasadzeni”.

N a to w szystko “św iat zielono­

świątkowy” patrzył bez entuzjazmu.

W 1961 roku nastąpiło jednak coś, co wielu ludzi było zmuszonych uznać za “pójście zbyt daleko”. Du Plessis pojechał do Watykanu.

Z ap ro sz o n y p rzez B e rn a rd a Leeminga, którego spotkał na zgro­

madzeniu w New Delhi, Dawid du Plessis odwiedza Watykan na sześć lat przed początkiem odnowy charyzma­

tycznej wśród katolików. Być może znów jest swego rodzaju “dziwadłem”

ma jednak szansę wytłumaczyć, czym jest ruch zielonoświątkowy kilkunastu historykom i teologom. I ma jeszcze coś w ażnego do pow iedzenia “od siebie” : “Sprawcie, aby Biblia była dostępna dla każdego katolika, by mógł czytać j ą w swoim ojczystym języku - mówi w rozmowie z kardy­

nałem Bea. “Duch Święty sprawi, że księga ta stanie się żywa i to zmieni ludzkie życie. Zm ienieni katolicy p rz y n io s ą sw ojem u k o śc io ło w i odnowę”.

W

izyta w Watykanie stanowiła

“k res w y trz y m a ło śc i” dla wszystkich, którzy i tak okazywali niew iele zrozumienia służbie spra­

w ow anej przez “pana P en teco st” . Amerykańskie Zbory Boże oficjalnie unieważniły jego ordynację, pomimo sp rz e c iw u n iek tó ry ch “b ardziej w yrozum iałych” braci. D aw id du Plessis ma jednak jasną wizję tego, co chce uczynić. Jest również pozbaw­

iony złudzeń co do sytuacji, w jakiej tkw ią kościoły tradycyjne. Befsztyk leżący na lodzie czeka, by go pod­

grzano i upieczono.

W roku 1964 kardynał Bea pono­

wnie zaprasza Dawida du Plessis do W atykanu. Gość je s t tam jedynym zielonoświątkowym obserwatorem na sesji “Vaticanum II”. Zapytany, jak czuje się tu, między “osobistościami Rzymu”, stwierdza bez wahania: “Jak Ezechiel w dolinie suchych kości”.

Z w ra c a p rzy tym uw agę sw ych rozmówców, że owe kości zaczynają ożywać i poruszać się. W dwa lata po zakończeniu historycznego soboru, miał miejsce początek odnowy cha­

ryzmatycznej w kościele katolickim.

S

łużba D aw ida du Plessis m iała w ym iar prorocki. C złow iek ten zaliczony został do najw iększych chrześcijańskich przyw ódców naj­

w ię k sz y c h “ p o trz ą s a c z y ” sw ojej epoki. Jego nazw isko w ym ieniane było obok nazwiska Billy Grahama i innych wielkich mężów. W latach 1972-82 Du Plessis przewodniczył z ie lo n o św ią tk o w e m u zespołow i w dialogu Watykan - ruch zielonoś­

w iątkow y. W 1976 - b rał ud ział w M ięd z y n a ro d o w e j K ato lick iej Konferencji Charyzmatycznej w Rzy­

m ie. W yróżniany i odznaczany (m iędzy innym i najw yższym odz­

naczeniem Watykanu), doczekał się też rehabilitacji ze strony Zborów Bożych. W 1979 roku przywrócono mu jego ordynacyjne upraw nienia i przez resztę życia Dawid du Plessis mógł w pełni cieszyć się poważaniem i miłością swych braci zielonoświąt­

kowców. Gdy został “Stałym Konsul­

tantem do Spraw Ekumenicznych”, rektor Sem inarium Teologicznego Fullera w Pasadenie, skomentował to słow am i: “N ik t nie m oże lepiej pomóc nam zrozumieć, co dzieje się dzisiaj w Kościele jako całości”.

Dawid du Plessis zmarł 2 lutego 1987 roku w swym domu, w Pasa­

denie w K a lifo rn ii. U roczystości p o g rze b o w e o dbyły się pięć dni później, w jego 82-urodziny. Wszelkie pamiątkowe dary zostały -.jak prosiła ro d z in a - p rz e sła n e do O środka D uchow ości C hrześcijańskiej im.

D aw ida du Plessis, które powstało w Seminarium Teologicznym Fullera w P a sa d en ie . O śro d ek ten zo stał utworzony, aby kontynuować rozpo­

czętą pracę. Jest więc ona prowad­

zona nadal, mimo odejścia jej pioniera do wieczności.

Hanna Borowska

(12)

JEZUS JEST XIEZRÓm \T

“zw alczajcie ich... zabijajcie ich”.

O dnosi się to do pogan, Żydów i chrześcijan. A to co dotyczy bezpoś­

re d n io nas, c h rz e śc ija n , brzm i:

“I mówią Nazarejczycy: «Mesjasz jest Synem Allacha». N iech ich Allach zabije!”

N ie m a chyba na całym świecie trudniejszego pola m isyjnego, niż kraje pod islamską dyktaturą.

Dlaczego islam pojawia się w na­

główkach gazet?

Na tle barwnej panoram y róż­

nych religii, kościołów, sekt, pro­

roków, uzdrowicieli, jasnowidzów, lu d z i m ed y tu ją c y c h , filo z o fó w i entuzjastów , B ib lia stw ierdza, a także my świadczymy, że Jezus jest niezrównany. On jest Synem Bożym.

Z a t e m , co z p o z o s t a ł y m i relig ia m i?

Jest to oczywiście bardzo trudne pytanie. Nie powinno być ono jednak odnoszone w pierwszym rzędzie do buddyzmu, który właściwie nie pod­

nosi kwestii Boga. Tam liczą się tylko dobre i złe czyny, zapisane w “odwie­

cznym p raw ie”, a now e w cielenie dokonuje się zg o d n ie ze stanem życiowego “konta”.

P o d o b n ie rz e c z się m a z h in ­ duizm em , gdzie n a jw ię k sz y bóg, Shiwa - bóg zniszczenia, zarządza 33 władcami, a każdemu z nich z kolei, jest podporządkowanych po 10 bilio­

nów bóstw. Św ięte s ą tam małpy, szczury, nosorożce, no i oczywiście krowy. Gandhi powiedział, że “istota hinduizmu leży w ochronie krów ” . N ic też dziw nego, że w godzinie śmierci Hindusa, ogon krowy ma tak ogromne znaczenie.

Największym religijnym wyzwa­

niem dla chrześcijan je s t obecnie islam, który wyznaje obecnie miliard ludzi. Jeszcze nie tak dawno temu ru szy ł do n a ta rc ia pod zielonym sztandarem w ojującego islam u 25 milionowy lud Persów, obalając na naszych oczach Szacha Iranu.

Nie ma więc w tym nic dziwnego, że prasa światowa pisze już o “PRZE­

BUDZENIU”, gdyż kolumny Maho­

meta, w swoim zwycięskim pocho­

dzie, p o s u w a ją się n a p rz ó d od Indonezji aż po M aroko. To samo odnosi się do Afryki: w Mali, Nigerze i w Czadzie jest ich obecnie od 60 do 85%; w Nigerii (najbardziej zalud­

nionym kraju czarnej Afryki), na 70 m ilio n ó w m ieszkańców , około połowa to muzułmanie. Można by tale wyliczać dalej. W szkołach tych kra­

jów nie wolno nawet wspomnieć, że Jezus je s t Synem Bożym , lecz co najwyżej - jednym spośród 124000 proroków . Jednym z nadrzędnych celów islamu jest zajęcie Jerozolimy.

Wszystko to, co się obecnie dzieje, zadziwia nawet samych muzułmanów, ponieważ Koran nie zawiera żadnego powszechnego polecenia misyjnego.

Prawdą jest jednak, że Mahomet pod­

bijał mieczem, i że to właśnie Koran nakazuje “św iętą wojnę” (Dżihad):

Z w ią z ek z tym sen sacyjnym pochodem islamu ma reaktywowanie ustanowionego przed około 1200 laty islamskiego prawa “Szaria”. W Paki­

stanie, Kuwejcie, Libii i Arabii Sau­

dyjskiej, ludzie są biczowani, obcina się im dłonie, stopy i głowy - wszy­

stko przy akompaniamencie modlitw w id z ó w i w zg o d zie z praw em Koranu.

W c z asie p rze w ro tu w Ira n ie, p e w ie n a ja to lla h , w n a stę p u jąc y sposób wyjaśnił powody egzekucji tysięcy ofiar: “Każdy na ziemi, kto występuje przeciwko Allachowi, albo jego prorokowi, albo też rozszerza korupcję na ziemi, musi zostać zabity, a po egzekucji, jego zwłoki muszą być wystawione na widok publiczny!”

I

3-4/94

(13)

Należy też zwrócić uwagę na pury- tanizm islam u, który odróżnia go ja sk ra w o od u p a d łe g o m o ra ln ie Zachodu. Chociaż każdy muzułamnin może mieć cztery żony (jeśli go na to stać), k alif i sułtan - jako następcy Mahometa - 9, Mahomet od 9 do 14, a raj miałby być wypełniony czarno­

okim i d z ie w c z ę ta m i, to m im o to wymagania reaktywowanego w kra­

jach m uzułm ańskich praw a Szaria muszą wydawać się zbyt ascetyczne ro zm ięk c z o n e m u i w y b lak łem u chrześcijaństwu zachodniemu. Poca­

łunki i tańce w miejscach publicznych są zabronione, również spożywanie alkoholu i hazard.

Poniżej postaramy się wyjaśnić i pokazać, w czym u w id a c zn ia się wyjątkowość Jezusa w porównaniu z życiem i nauką Mahometa.

Mahomet - życiorys w telegraficz­

nym skrócie

Urodził się pom iędzy 570 a 580 rokiem po Chrystusie. Sierota, pasterz owiec, uczestnik karawan, przedsta­

wiciel handlowy. Stał się zamożny dzięki poślubieniu o 15 lat starszej wdowy. Gdy miał 40 lat, objawił mu się anioł Gabriel, aby go mianować prorokiem Allacha. Zdobywał ogro­

mne łupy napadając na karawany. W roku 605 zdobył Mekkę dowodząc 10 000 jazdy konnej. Zmarł w wielu 63 lat na ja k ą ś s iln ą gorączk ę.

“O b ja w ie n ia ” M ah o m eta z o sta ły zebrane w formie Koranu. Jego nauka wyraża się w pięciu podstawowych obowiązkach muzułmanina.

* Wyznanie wiary - wypowiadane być musi codziennie i jest także kilka razy dziennie śpiewane z wieżyczek minaretów.

Allach jest spraw cą wszystkiego:

bogactwa, biedy, radości, cierpienia - wszystkiego. On jest bogiem despoty­

cznym, któremu każdy musi się pod­

porządkować. Islam znaczy tyle, co od danie się, p o d p o rzą d k o w an ie . Wojujący monoteizm musi w konsek­

wencji - chcąc nie chcąc - radykalnie odrzucić Jezusa jako Syna Bożego.

* Modlitwa - musi być odmawiana pięć razy dziennie. O świcie, w p o łu d n ie , po p o łu d n iu , o zachodzie słońca i w godzinę po zachodzie każdy m uzułm anin m usi się m odlić w edług określonego rytuału, zwrócony ku Mekkce. Ustaje wówczas praca w fabrykach, handel na rynkach, przerwany jest mecz tenisa, stew­

ard klęka w samolocie i wtedy też, nawet na środku autostrady, rozwijany jest dywan do modlit- wy.

* P o s t - p rzede w szy stk im w m iesiącu Ramadan, każdego dnia od brzasku aż do zachodu słońca.

* Dawanie jałmużny

* Pielgrzymka do M ekki - każdy muzułmanin powinien przynaj­

mniej raz w roku udać się w piel­

grzymkę do Mekki - najważniej­

szego sanktuarium muzułmanów.

JEZUS JEST NIEZRÓWNANY!

W łaśnie na tle tak liczącej się w świecie religii jak islam, daje się zauważyć wyjątkowość osoby Jezusa.

Pokazują to następujące fakty:

1. Przyjście Jezusa

W szyscy za ło ż y c ie le re lig ii - M ahom et, ale także B udda, K o n ­ fucjusz i wszyscy pozostali, przyszli na świat jako zwykli ludzie. Zupełnie inaczej było z Jezusem. Żadna prze­

powiednia nie poprzedziła nadejście któregokolwiek z wielkich założycieli re lig ii, p o d czas gdy w w ypadku Jezusa, w przeciągu 4000 lat poprze­

dzających Jego przyjście, zostało przepowiedzianych ponad 300 szcze­

gółów z Jego życia. Zaczyna się to już na p ierw sz y c h stro n ach B ib lii w 1 Księdze Mojżeszowej (3,15), gdzie znajdujem y wskazówkę dotyczącą narodzenia z dziewicy. Betlejem, jako miejsce narodzenia Jezusa wymienio­

ne jest w księdze Micheasza (5,18);

ukrzyżowanie w księdze Izajasza (53) w Pieśni Cierpiącego Sługi Pańskiego i w 12 rozdziale księgi Zachariasza.

Stary Testament jest pełen obrazów i symboli Chrystusa: Adam, Aaron, Melchizedek, Jozue, Mojżesz, Józef, Izaak, Dawid; a także Arka, Pascha, w ąż na p u sty n i, sk a ła , N am io t Zgromadzenia, ofiara, święta, prorocy, kapłani, urząd królewski itd.

NIKT JA K ON!

2. Zycie Jezusa

Wszyscy założyciele religii byli - jak inni - ludźm i grzesznymi. “Jak napisano: Nie ma ani jednego spra­

wiedliwego, nie masz, kto by rozu­

miał, nie masz, kto by szukał Boga”

(Rz 3,10-11).

Budda był rozpieszczonym play­

boyem do czasu swego “oświecenia”.

O życiu Mahometa pisaliśmy wyżej.

Tylko Jezus był bez grzechu. Piotr, który przez wiele lat żył bardzo blisko Jezusa, mógł śmiało powiedzieć: “On grzechu nie popełnił ani nie znaleziono zdrady w ustach jego” (lPtr 2,22).

Swoich wrogów, którzy z niezwy­

kłą zawziętością szpiegowali go, aby coś przeciwko niemu znaleźć, Jezus zapytał wprost: “Któż z was może mi dowieść grzechu? Jeśli mówię pra­

wdę, dlaczego nie w ierzycie m i?”

(Jn 8,46). M ilczeli, poniew aż nie mogli znaleźć nic przeciwko niemu.

Nie było w nim żadnej chciwości, żadnego kłam stw a, braku m iłości, żadnej nieczystości; nie wypowiedział nigdy żadnego zbędnego słowa.

O N BYŁ B E Z GRZECHU! NIE MA NIKOGO TAKIEGO JAK ON!

3 . Służba Jezusa

Podobnie jak narodzenie, tak i Jego chrzest był jedyny w swoim rodzaju:

“A gdy Jezus został ochrzczony, wnet wstąpił do wody, i oto otworzyły się niebiosa, i ujrzał Ducha Bożego, który zstąpił w postaci gołębicy i spoczął na nim. I oto rozległ się głos z nieba: Ten je s t Syn mój um iłow any, którego

sobie upodobałem” (Mt 3,16-17).

(14)

W ym ieńm y cho ćb y k a z an ie na górze, albo zapowiedź czasów ostate­

cznych! Jego cudów nikt nie mógł zliczyć. Tylko 35 zo stało przek a­

zanych w Ew angeliach: 3 w skrze­

szenia z martwych, 9 cudów związa­

nych z przyrodą, 23 uzdrow ienia, a tak że re la c je z u z d ro w ie ń zbiorowych, które wspomniane są na m arginesie Jego działalności. Sam Mateusz wspomina o takich zbioro­

wych cudach 12 razy. A apostoł Jan m ów i: “W iele te ż in n y ch rze c z y dokonał Jezus, które, gdyby miały być spisane jedna po drugiej, mniemam, że i cały świat nie pomieściłby ksiąg, które by należało napisać” (Jn 21,25).

U Łukasza czytamy: “A cała rzesza pragnęła się go dotknąć, dlatego że moc wychodziła z niego i uzdrawiała wszystkich” (Łk 6,19).

Pojawiają się wciąż nowi, znaczący n a u c z y c ie le , a tak że p e łn i m ocy cudotwórcy - ale NIE MA NIKOGO TAKIEGO JA K ON!

4. Śmierć Jezusa

Nie ma nic w Biblii tak szczegóło­

wo i dokładnie przepow iedzianego jak cierpienie i śmierć Jezusa: zelżony i ub iczo w an y , p o lic z o n y m iędzy złoczyńców, napojony octem i żółcią.

O jego szaty rzucano losy; jego kości nie były łamane, włócznią przebity.

Była to jedyna w swoim rodzaju śmierć uzdrowieńcza: “Lecz on zranio­

ny jest za występki nasze, starty za winy nasze. Ukarany został dla nasze­

go zbawienia, a jego ranami jesteśmy uleczeni” (Iz 53,5). “Wiedząc, że nie rzeczami znikomymi, srebrem albo złotem , z o sta liśc ie w ykupieni z marnego postępowania waszego, przez ojców wam przekazanego, lecz drogą krwią Chrystusa, jako baranka niewin­

nego i nieskalanego” (lPtr 1,18-20).

Umierają miliardy ludzi - ale NIKT JAK ON!

5. Zmartwychwstanie Jezusa W szyscy z a ło ż y c ie le re lig ii s ą m artw i, ich kości rozsypały się w

grobach. A Jezus żyje! Tak brzmiało obwieszczenie anioła: “Nie ma go tu, bo wstał z martwych, jak powiedział;

chodźcie, zobaczcie miejsce, gdzie leżał. A idąc spiesznie powiedzcie uczniom jego, że zmartwychwstał, i oto porzedza was do Galilei, tam go u jrz y c ie ” (M at 28,6-7). Grób je s t pusty, straż przed grobem omdlała, k am ie ń nag ro b n y od su n ięty , a zmartwychwstały Jezus ukazuje się 11 razy swoim uczniom, “a potem ukazał się więcej niż pięciuset bra­

ciom w Galilei” (IK or 15,8)

Jakaż ogrom na ró żn ica m iędzy założycielami religii a Nim: NIE MA NIKOGO TAKIEGO JA K ON!

6. Wniebowstąpienie Jezusa Z ie m sk ą drogę Jezusa w ieńczy wyjątkowe wydarzenie: jego wniebo­

wstąpienie. “I gdy to powiedział, a oni patrzyli, został uniesiony w górę i obłok wziął go sprzed ich oczu” (Dz 1,9). To prawda, że Henoch został

“ zabrany” (lM o jż 5,24), a E liasz o d je c h a ł og n isty m rydw anem (2 K rl2,ll).

Jezus jednak “został wzięty w górę i usiadł po prawicy Boga” (Mk 16,19).

Tę podróż do nieba apostoł Paweł wartościuje następująco: “Dltego też Bóg wielce go wywyższył i obdarzył go im ien iem , które je s t ponad w szelkie im ię, aby na im ię Jezus zginało się wszelkie kolano na niebie i ziemi, i pod ziemią” (Flp 2,9-10).

NIKT JA K ON!

Jak wygląda perspektywa na przy­

szłość? Prześledźmy to:

7. Powrót Jezusa i jego panowanie To, że Jezus powróci, należy do istoty Jego posłannictw a. “A jeśli pójdę i przy g o tu ję w am m iejsce, przyjdę znowu i wezmę was do siebie, abyście, gdzie ja jestem, i wy byli”

(Jn 14,3).

A tak kończy się Biblia: “Mówi ten , k tó ry św iad czy o tym : Tak, przyjdę wkrótce. Amen, przyjdź Panie Jezu!” (Obj 22,20). On rozpocznie

powszechne panowanie: “I zatrąbił siódmy anioł; i odezwały się w niebie potężne głosy mówiące: Panowanie nad św iatem przypadło w udziale Panu naszem u i Pomazańcowi jego i królować będzie na wieki wieków”

(Obj 11,15).

Oczywiście, wydarzy się to dopiero w przyszłości i nie może być brane ja k o d ow ód Jego w y jątk o w o ści.

Jednakże już dzisiaj można zauważyć ja k dokładnie, na naszych oczach, wypełniają się znaki, o których Jezus mówił w związku z Jego powtórnym przyjściem.

8. Wypełnienie się Jego przepowiedni Ż ad en z z a ło ż y c ie li re lig ii nie odważył się przepowiedzieć czego­

kolwiek, jak to uczynił Jezus. Byli przecież tylko ludźm i. On zaś nie tylko obiecał, że przyjdzie powtórnie w “chwale Ojca” - On obiecał swoim u czn io m , a tak że nam : “A oto ja zsyłam na was obietnicę mojego Ojca.

Wy zaś pozostańcie w m ieście, aż z o s ta n ie c ie p rz y o b le c z e n i m o cą z wysokości” (Łk 24,49).

I w y d a rz y ło się to nap raw d ę, w dniu Pięćdziesiątnicy. “A gdy nad­

szedł dzień Z ielonych Św iąt, byli wszyscy razem na jednym miejscu.

I powstał nagle z nieba szum, jakby w ie ją c e g o g w ałto w n eg o w iatru , i napełnił cały dom, gdzie siedzieli.

I ukazały im się języki jakby z ognia, k tó re się ro z d z ie liły i u sia d ły na każdym z nich. I napełnieni zostali wszyscy Duchem Świętym, i zaczęli mówić innymi językami, tak jak im Duch poddawał” (Dz 2,1-4).

I dzisiaj także, wypełnianie się tej o b ie tn ic y p rze ż y w a n e je s t przez miliony ludzi wszystkich narodów, ras i kultur.

JEZUS JEST NIEZRÓWNANY!

Jakob Zopfi

“Jesus - Maßstab in allem ’’

tłum. Leszek Stanek

H I P 3-4/94

Cytaty

Powiązane dokumenty

David Jenkins był zdania, że gdy się mówi o zm artw ychw staniu Jezusa Chrystusa, tonie m a się na m yśli w ydarzenia historycznego, lecz raczej nasze przeżycie

Gdy matka Jego, Maria, została poślubiona Józe- fowi, okazało się, że, zanim się zeszli, była brze­.. mienna z Ducha

Dzięki temu, iż Nieskończony stał się na chwilę skończonym, ci którzy staną się nieskończonymi będą już mogli zostać takimi na zawsze.. Czy musiało tak się

Na terenie Okręgu Opolskiego działa też Centrum Telewizji Chrześcijańskiej CHARYZMA, którego dyrektorem jest pastor zboru „Charyzma” w Opolu, prezb. Piotr Cieślar,

naniu, że należy ono do olbrzymiej rodziny Bożej i powinno być dumne z tego, że kocha Boga, poznaje Jego Słowo i modli się do Niego.. Dziecko powinno być świadome tego,

Jednak jak wiemy, Bóg używa nas nawzajem, abyśmy mogli wspierać siebie i służbę, którą On rozpoczął. Jeżeli Bóg poruszył twoje serce wesprzyj tę Jego

wsze próby zamknięcia nabożeństwa” - informowała prasa, dodając, że już około szóstej ulice znów napełniły się ludźmi. Rozmodlony tłum spieszył na poranne

Także wierni w domach modlą się o zbór, jego pracowników i poprzez modli twę włączają się w każde przedsięwzięcie zborowe. Swoją pracę w 1993 roku