• Nie Znaleziono Wyników

Słowo i Myśl. Przegląd Ewangelicki. Miesięcznik Społeczno- Kulturalny, 2004, nr 1/3

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Słowo i Myśl. Przegląd Ewangelicki. Miesięcznik Społeczno- Kulturalny, 2004, nr 1/3"

Copied!
28
0
0

Pełen tekst

(1)

n

KRAKÓW 1 '5 / 2 0 0 4

UKAZUJE SJĘ OD 1 989 ROKU C E N A

5 ,0 0

3 i

MYŚL'

N r 7 4 7 6

ISSN 0 8 6 0 8 4 8 2

PRZEGLĄD EWANGELICKI

M IE S IĘ C Z N IK S P O Ł E C Z N O ' KULTURALNY

■■. . -, F / . • ■ : -i:: :

•Ä V 4 # '1

W numerze: POLSKIE TOWARZYSTWO EWANQELICKIE

ponadto Barmen, szczęście oraz Schopenhauer i Lutosławski

a także Chóry i poezje

i to co zwykle

(2)

Alois Albrecht

Świętujcie Wielkanoc, świętujcie Przemienionego

Św iętujcie W ie lk a n o c , św ię tu jc ie Z m a rtw y c h w s ta łe g o , gd y ż Krzyż

nie jest k lu cz em , który w szy stk o z a m y k a . Bóg go p rzekręcił,

ab y śm y z n aleź li o tw a rte drzw i.

Św iętujcie W ie lk a n o c , św ię tu jc ie Ż y ją ce g o , gd y ż śm ierć

nie jest ju ż o b a w ą p rze d niczy m . Bóg p o z b a w ił ją ż ą d ła ,

ab y śm y z n aleź li p e łn e życie.

Św iętujcie W ie lk a n o c , św ię tu jc ie P rz e m ie n io n e g o , gd y ż rany

nie są ju ż z n a k a m i b ezsiln o ści.

Bóg ogłosił je o z d o b ą Z w y cięzcy , ab y śm y mogli św ię to w a ć .

Św iętujcie W ie lk a n o c , św ię tu jc ie Z w y c ię z c ę , gd y ż grób

nie jest ju ż o statn im m ie jsc e m c z ło w ie k a . Bóg go ro zsad ził,

a b y śm y O j c z y z n ę mieli w niebie.

t łu m . ks. Jan K rzyw oń

W nadchodzące Święto Zmartwychwstania Zbawiciela

życzymy

miłości, nadziei i wiary

Redakcja

(3)

jestem iy

Kłopotliwa rocznica?

stowo

MWŚSk

W numerze:

Jesteśmy

Kłopotliwa rocznica 1

Barmeńska deklaracja teologiczna 2 Friedrich Haubner

Sen o szczęściu 3

Władysław Pytlik

Bezduszna i bezosobo­

wa wola... 4

Grażyna Kubica

Rozmowa z Agnetą

Pleijel 6

Ewa Bocek-Orzyszek

Chóralne jubileusze 7

Ks. Ryszard Janik

Sprostać wierności

Jezusowi 9

Iwona Czajka

Ogólnopolski Zjazd Polskiego Towarzystwa Ewangelickiego 11

Władysław Sosna

Jan Wantuła i jego

czasy 15

Na półce z książkami

Poezje wielo

-tematyczne 20

Tomasz Cyz

Portret w 10-lecie

śmierci 21

Zamiast katechizmu

Świąteczny

supermarket 22

Informacje 23 Nasza okładka:

Ukrzyżowany - fragment prawosławnego fresku

Do o k reśle n ia naszej tożsamości, naszego „jeste­

śm y" należy nie tylko te­

raźniejszość, ale także prze­

szłość i przyszłość. Prze­

szłość bowiem zawsze zo­

stawia swoje ślady, więcej jest obecna w teraźniejszo­

ści. W ydarzenia z przeszło­

ści wpływają często w spo­

sób b ard zo istotny na to kim jesteśm y i jacy jeste­

śmy. Dotyczy to także na­

szej tożsamości w yznanio­

wej. P o trzeb n a więc jest n a m zn ajom ość w łasnej przeszłości. W ypada, w ię­

cej trzeba wracać do tego, co działo się kiedyś. Szcze­

gólnie zaś do w ydarzeń, które po dziś dzień mają istotne znaczenie w kształ­

tow aniu naszej świadom o­

ści wyznaniowej.

Zapew ne dla ewangeli­

ków na Śląsku, szczegól­

nie zaś na Śląsku Cieszyń­

skim , w ciąż isto tn e zn a­

czenie mają czasy kontrre­

formacji; czasy prześlado­

w ań i bohaterskiej walki o p rz e trw a n ie . W łaśnie w tym ro k u p rz y p a d a 350 rocznica w ydarzeń, które dla kontrreformacji na Ślą­

sk u C ie sz y ń sk im m ia ły istotne znaczenie. Oto w k ró tk im o k re sie ; o d 21 marca do 18 kw ietnia 1654 ro k u z a b ra n o e w a n g e li­

kom 49 kościołów na Ślą­

sku Cieszyńskim. Były to w szystkie kościoły, które w tym czasie były w ich posiadaniu. Przy tym nie tylko pozbaw iono ich ko­

ściołów, ale także w ydano surow y zakaz o d p raw ia ­ nia ew angelickich n a b o ­ żeństw, posiadania ew an­

gelickich Biblii i literatury religijnej, p rz y z n a w a n ia się do przynależności do

Kościoła Ewangelickiego.

O d tą d z w o li c e sa rz a wszyscy m ieszkańcy kra­

jów dziedzicznych H abs­

burgów mieli być katolika­

mi. Dotyczyło to także Ślą­

sk a C ie s z y ń s k ie g o . O d tego czasu form alnie nie było na tej ziemi ani jedne­

go ewangelika...

A je d n a k fak ty c zn ie było inaczej... Nie wszyscy ewangelicy ulegli przym u­

sowi. N ie opuścili swojej rodzinnej ziemi ani też nie wyrzekli się swego wyzna­

n ia. W o d lu d n y c h m iej­

scach; w lasach i w górach zaczęli się ju ż w ty m że roku zbierać na potajem ­ nych nabożeństwach m.in.

w najbardziej dziś znanym z takich nabożeństw miej­

scu p r z y k a m ie n iu na Równicy. Tam też te w yda­

rzenia zostały upam iętnio­

ne na zamieszczonej tabli­

cy stwierdzającej, że w tym miejscu odbywały się pota­

jemne nabożeństwa ewan­

gelickie w najtrudniejszych dla ew a n g e lik ó w latach kontrreformacji, a więc w latach 1654 -1709.

D zisiaj w sp o m in a m y tam te w ydarzenia żyjąc w z u p e łn ie innych w a ru n ­ k a c h . W szak ży je m y w kraju i w części świata, w k tó ry m o b o w ią z u ją c y m standardem w życiu spo­

łecznym jest wolność w y­

znania i sum ienia, a także r ó w n o u p ra w n ie n ie w y ­ znań. Czy więc w takiej sy­

tuacji przypom inanie cza­

sów prześladow ań chrze­

ścijan jednego w y znania p rzez chrześcijan innego w yznania jest czymś w ła­

ściwym? A m oże jest roz­

budzaniem daw nych spo­

rów, otw ieraniem starych

ran, budzeniem uczuć nie­

chęci, nieżyczliw ości czy w ręcz nienaw iści do p o ­ tom ków daw nych prześla­

dowców?

Tak może się stać, jeśli ograniczym y się tylko do przypom inania daw nych prześladow ań i będziem y się k o n c e n tro w a ć na krzyw dach wyrządzonych naszym przodkom . To jest realne niebezpieczeństwo i dlatego ta rocznica m oże okazać się kłopotliwa. Tym bardziej, że doświadczenia czasów kontrreformacji są wciąż żywe w świadom o­

ści Cieszyniaków.

Ale choćby dlatego, że o d c isn ę ły tak w y ra ź n e piętno na wszystkich kolej­

nych pokoleniach, nie na­

leży tej rocznicy pom inąć czy o niej zapomnieć. Tyl­

ko nacisk winniśm y poło­

żyć nie na prześladowania i doznane krzywdy, ale na wierność wobec Chrystusa Pana i swojego w yznania bez w zględu na w arunki i sytuacje, w których przy­

szło nam żyć. A ta wierność uczy nas p rzeb aczan ia i m iłości b liź n ie g o , p r z e ­ zwyciężania złej przeszło­

ści i szukania tego, co nas z b liż a do w y z n a w c ó w Chrystusa bez w zględu na w y z n a n ie , do k tó re g o należą. Świadomi tego co było, dokładajm y starań, aby to nigdy się nie pow tó­

rzyło, aby już nigdy chrze­

ścijanie nie prześladow ali w yznaw ców C hrystusa z p o w o d u p rz y n a leż n o śc i w yznaniow ej; różnicy w poglądach i obyczajach czy też z jakichś innych pow o­

dów.

ks. Henryk Czembor

(4)

Kościół na swych drogach musi, niejednokrotnie, przeciwstawiać się tem u co niesie ze sobą świat. Pozostając w iem y Radosnej Nowinie, m usi głośno wyrazić oczywiste, chrześcijańskie praw ­ dy, narażając się częstokroć na niepopularność, a nieraz na prześladowanie.

Taka trudna sytuacja pojawiła się w Kościele w I połowie XX wieku, gdy musiał przeciwstawić się rodzącym się totalitaryzm em . Szczególna sytuacja zaistniała w latach 30. w Niemczech. Two­

rzona przez ruch narodowosocjalistyczny III Rzesza stanowiła praw a obce nie tylko demokracji i humanitaryzmowi, ale przede wszystkim Ewangelii. Zwolennicy tych praw - w łonie Kościoła ewangelickiego była to grupa o nazwie D eutsche C hristen1 - próbowali przeszczepić na grunt kościelny paragrafy aryjskie2, zasadę wodzostwa {F uehrerprinzipf - w miejsce ustroju synodal­

nego oraz propagowali nietzscheańską wizję woli i heroizm u ucieleśnioną w Chrystusie, odrzu­

cając sens jego krzyżowej męki.

Bohaterską walkę z tymi zjawiskami podjęła grupa ewangelików skupiona m.in. wokół takich postaci jak M artin Niemoeller i Dietrich Bonhoeffer. Wyrazem tego n u rtu jest powstanie Kościoła Wyznającego (B ekennende Kirche), który na swoim założycielskim synodzie w Barmen (29 - 31.

05. 1934 r.) uchwalił konfesję, jednoznacznie przeciwstawiającą się totalitarnej herezji.

W tym roku mija 70 lat od uchwalenia ww. dokum entu i chcąc uczcić bohaterstwo jego twórców - tych których powszechnie znam y i tych którzy pozostali anonimowi - prezentujemy nin. tekst.4

$a?mefófca Sefclotttciit SWfegfcpu

3 311*«j« 1934

W związku z błędami popełnianymi przez „niemiec­

kich chrześcijan" i obecne kierownictwo ewangelickiego Kościoła w Niemczech, co rozbija jego jedność i prow a­

dzi do zguby Kościoła, wyznajemy następujące praw dy ewangeliczne:

1. Ja jestem droga, praw da i żyw o t, n ik t nie p rzych o ­ d z i do Ojca ja k tylko p rze ze m n ie (J 14, 6). Zapraw dę, zapraw dę pow iadam wam, k to n ie w chodzi p r z e z d rzw i owczarni, lecz w in n y sposób się tam dostaje, ten je s t zło ­ dziejem i zbójcą [...] /a jestem drzw iam i; je śli kto p rzeze m nie wejdzie, zbaw iony będzie (J 10,1.9).

Zgodnie ze świadectwem Pisma Świętego, Jezus Chry­

stus jest jedynym Słowem Boga. Tylko Jego powinniśm y słuchać, tylko Jemu powinniśm y ufać i być posłuszni za­

równo w życiu, jak i wobec śmierci.

Odrzucam y fałszywą doktrynę, która głosi, że oprócz tego jedynego Słowa Boga Kościół m oże i pow inien uznawać, jako Boże Objawienie i źródło swego zw ia­

stow ania, jakieś inne zw ierzchności, ludzi, p raw d y i w ydarzenia.

2. ..Jesteście w C hrystusie Jezusie, k tó ry sta l się dla nas mądrością o d Boga i spraw iedliw ością, i pośw ięce­

niem , i odkupieniem (1 Kor 1, 30).

Z jednej strony Jezus Chrystus oznajmia nam w im ie­

niu Boga przebaczenie wszystkich naszych grzechów, z drugiej zaś w zyw a w im ieniu Boga, abyśm y oddali Mu całe swoje życie; przez Niego otrzym ujem y radosne w y­

zwolenie z grzesznych więzów tego świata, abyśmy - jako ludzie wolni i w dzięczni Bogu - służyli jego stw o­

rzeniom.

O drzucam y fałszywą doktrynę głoszącą, że istnieją takie dziedziny życia, w których nie należymy do Jezusa Chrystusa, lecz do innych władców, dziedziny, w których nie potrzebujem y uspraw iedliw ienia i uświęcenia.

3. ...Abyśm y, będąc szczerym i w m iłości, w zrastali p o d k a żd ym w zględem w N iego, k tó ry je s t Głową, w Chry­

stusie, z którego całe ciało spojone... (Ef 4,15-16).

Kościół chrześcijański tw orzy wspólnotę braterską, w której Jezus Chrystus jest obecny i działa jako Pan przez Ducha Świętego, w Słowie i sakramentach. Właśnie po­

śród grzesznego świata, dzięki swej wierze i posłuszeń­

stw u swem u zwiastowaniu i swym instytucjom. Kościół zbawionych przez łaskę grzeszników m usi wyznawać, że należy wyłącznie do Pana, że żyje i chce żyć, oczeku­

jąc Jego pow rotu, wyłącznie dzięki sile, którą On daje, i dzięki Jego nauce.

Odrzucamy fałszywą doktrynę, w edług której Kościół mógłby zrezygnować z treści swego zwiastowania i ze swej organizacji albo dla własnej wygody, albo ze względu na zmieniające się tendencje ideologiczne i polityczne.

4. Wiecie, i ż książęta narodów nadużyw ają sw ej wła­

d z y n a d nim i, a ich m o żn i rządzą n im i sam ow olnie. N ie tak m a b y ć m ię d zy wam i; ale kto k o lw iek b y chciał m ię­

d z y w am i b y ć w ielki, niech będzie sługą w aszym (Mt 20, 25-26).

Różne urzędy w Kościele zostały ustanowione nie po to, by jedni panowali nad drugim i, ale dla pełnienia służ­

by powierzonej i nadanej całej wspólnocie.

Odrzucam y fałszywą doktrynę, w edług której Kościół miałby i mógłby oprócz takiej służby ustanawiać jakichś

2 Słowo i Myśl nr 74/76

(5)

przyw ódców wyposażonych w specjalne upraw nienia do spraw owania władzy.

5. Boga się bójcie, króla czcijcie (1 P 2,17).

Pismo Święte mówi nam, że zgodnie z uprawnionym przez Boga ładem władza istniejąca w świecie, który nie został jeszcze wyzwolony i w którym działa Kościół, po­

winna czuwać nad przestrzeganiem prawa i zapewnieniem pokoju; w tym celu może ona posługiwać się groźbą i siłą, kierując się jednak przenikliwością i licząc się z ludzkimi możliwościami. Kościół z wdzięcznością i w bojaźni Bożej uznaje dobrodziejstwa tego ładu. Zwiastując Królestwo Boże, jego prawo i sprawiedliwość. Kościół przypomina tym, którzy rządzą, i tym, którzy są rządzeni, o ich odpowiedzial­

ności. Ufa w moc Słowa Bożego i jest m u posłuszny, ponie­

waż Słowem swym Bóg wspiera wszystkie rzeczy.

O drzucam y fałszywą doktrynę, w edług której pań­

stwo może i pow inno rościć sobie praw o do całkowitego zaw ładnięcia ludzkim życiem i ogarnięcia takich jego dziedzin, które w chodzą w zakres powołania Kościoła;

w tedy bowiem przekracza ono swoje kompetencje.

Odrzucam y fałszywą doktrynę, w edług której Kościół może i pow inien przywłaszczyć sobie rolę, zadania i pre­

stiż państw a, i w ten sposób sam stać się organem pań­

stwowym; w tedy bowiem przekracza on swoje kom pe­

tencje.

6. A oto ja jestem z w am i p o w szystkie d n i a ż d o sk o ń ­ czenia św iata (Mt 28,20). Słow o Boże n ie je s t zw iązane (2 Tm 2, 9).

Posłannictwo Kościoła, będące podstaw ą jego wolno­

ści, polega na przekazyw aniu wszystkim ludziom posel­

stwa o wolnej łasce Boga - jak to czynił sam Chrystus - poprzez zw iastow anie i usługiw anie sakram entam i w służbie Jego Słowu i dziełu.

Odrzucam y fałszywą doktrynę, w edług której Kościół mógłby, ulegając ludzkiem u despotyzmowi, wprząc Sło­

w o i dzieło Pańskie w służbę czyichś sam ow ładczych dążeń, celów i planów.

Synod W yznającego K ościoła E w angelickiego w Niemczech oświadcza, że przyjęcie tych praw d i odrzu­

cenie tych błędów uznaje za kryterium teologiczne Nie­

mieckiego Kościoła Ewangelickiego jako związku Kościo­

łów wyznających. W zywa wszystkich, którzy podzielają jego stanowisko, aby przy podejm owaniu politycznych i kościelnych decyzji kierowali się tymi teologicznymi za­

sadami. Prosi wszystkich, których to dotyczy, aby pow ró­

cili do jedności wiary, miłości i nadziei.

Verbum D ei m a n et in aeternum .

(oprać, bton)

1 „Niemieccy chrześcijanie" - ruch powstały w 1932 roku, na bazie Związku Walki o Niemiecki Kościół, grupujący wielu członków NSDAP, próbujący realizować ideę „niemieckiej religii" i „germańskiego chrze­

ścijaństwa".

2 Uchwalona w zdominowanym przez narodowych socjalistów Re­

ichstagu 7 kwietnia 1933 r. ustawa, zabraniająca sprawowania urzędów publicznych (w tym pastorskich) przez osoby pochodzenia niearyjskie- go (najczęściej żydowskiego).

3 Naczelna zasada narodowego socjalizmu, oddająca absolutną władzę przywódcy, znajdująca swój wyraz w niemieckiej idei „Ein Volk, ein Reich, ein Fuehrer" (Jeden naród, jedno państwo, jeden wódz).

4 Tekst podajemy za „Studia i Dokumenty Ekumeniczne" 2/94.

Sen

o szczęściu

Szczęście - oto słow o p ełn e tajem nic. D o k ła d ­ nie nie w iem y jak je okre­

ślić. P otrafim y z d efin io ­ w ać n ie s z c z ę ś c ie , czy li b rak szczęścia. M ów im y o kim ś „ m ia łszc zę ście "w sytuacji, w której o m ało co doszłoby do nieszczę­

ścia; m ó w im y tak ż e , że k to ś „ m ia ł s z c z ę ś c ie w n ieszc zęśc iu A więc:

czym jest szczęście?

Czy to sukces zaw odow y, sportow y? A m oże głów ­ na w y grana w Totolotka?

A m o ż e w y s ta r c z ą do jego osiągnięcia w y tk n ię­

te p rzez ciebie nie tak o d ­ ległe cele? M oże za d o w a­

lasz się czymś n iep o ró w ­ n y w a ln ie m n ie js z y m ? M oże m yślisz: jeśli u k o ń ­ czę s z k o łę , w te d y r o z ­ pocznie się życie! Jeśli do­

stanę się do w ym arzonej szkoły lub na studia, w te ­ dy...! Je śli o trz y m a m p e w n ą , d o b r z e p ł a t n ą pracę, jeśli znajdę życio­

w ego p a rtn e ra , jeśli... I ta k u g a n ia m y się za szczęściem od jednej sta­

cji do drugiej. O siągam y niejed n o i p rz y ty m z a ­ u w a ż a m y , że sz c z ę śc ie jest ulotne i nie da się go z a trz y m a ć . Te n ielic z n e chw ile szczęścia pryskają jak bań k i m ydlane.

M oże szczęście to sen?

W naszych czasach m oż­

n a n a u c z y ć się n ie m a l w szystkiego. N o w łaśnie - n iem al, bo nie m o żn a się nauczyć bycia szczę­

ś liw y m . Tu z a w o d z ą w szystkie chytre filozofie ż y c ia . C z y ż b y w ięc w rz e c z y w isto śc i p o z o sta ł n a m ty lk o sen o sz c z ę ­

ściu? Tylko takie n iesp eł­

n io n e m arz en ie ? Sen, z którego b u d zim y się roz­

czarow ani stale na nowo?

C z y n ie m a ż a d n e g o p raw d z iw eg o szczęścia?

A m oże jest? Jeśli jednak jest, to jak m iało b y ono w yglądać?

To m usi być coś więcej n iż ty lk o p ię k n y se n . S z c z ę ś c ie m u s i b y ć u chw ytne, osiągalne dla w szystkich. M usi być za­

kotw iczone w głębinach ż y c ia . M u si m ieć m o ż ­ ność przetrw an ia także w kryzysow ych sytuacjach.

M u si b y ć o d p o r n e n a życiow e w strząsy. M usi być w olne od strachu, że je m ożna zgubić.

Czy szczęście jest z a le ż ­ ne od nas?

Przy p y tan iu o szczęście natrafiam y na nasze g ra­

nice. W tedy zauw ażam y, że nie k a ż d y m o że być k o w a le m sw e g o s z c z ę ­ ścia. P o trz e b u je m y p o ­ m ocy, ab y je o s ią g n ą ć . C zy m o ż e p o m ó c n a m Bóg, czy nasze szczęście je s t z a le ż n e o d N ieg o ? F ra n cu sk i filozof Blaise P a s c a l s fo r m u ło w a ł to tak: „ C zło w iek je s t s tw o ­ r z o n y dla Boga, d la teg o je s t on s zc zę śliw y ty lk o w B ogu!" Vlad tym w łaśnie zdaniem pow inniśm y się zastanow ić. Biblia m ów i o nas jako o stw orzeniach Bożych. S tw o rz en ia nie w y p e łn ia ją celu sam ego w sobie, lecz są nakiero­

w ane na Boga. K onkret­

n ie: k ie d y ż y je m y b e z Boga, w te d y m ijam y się z celem naszego życia. Bóg

(6)

Bezosobowa i bezduszna wola

czyli świat Schopenhauera

jest najistotniejszym ele­

m entem naszego życia.

Jesteśm y p o d o b n i do złotej ry b k i, k tó rą k to ś w y jm u je z w ilg o tn e g o , m ało in te re s u ją c e g o akw arium , aby włożyć ją do złotej k latk i. C zy to dałoby jej szczęście? Jak długo taka rybka m ogła­

by rozkoszować się luksu­

sem złotej klatki? Bardzo krótko! Jedyne, czego ryb­

ka potrzebuje, poza poży­

wieniem , to w oda - w oda jest istotnym elem entem jej życia. Tak jak ryba po­

trzebuje wody, tak czło­

w ie k p o trz e b u je B oga, społeczności z Nim.

Pogoń za szczęściem trw a od pradaw nych cza­

sów. M ożem y prześledzić jej dzieje od chwili w yna­

lezienia pism a. A ugustyn, w ielki m ąż starożytnego Kościoła, opisuje w sw o­

ich „W yznaniach" w łasne p o sz u k iw an ia szczęścia.

K rocząc po b e z d ro żach , wybierając okrężne drogi nie m ógł go znaleźć. Pró­

bow ał znaleźć szczęście w filozofii, po tem w p rz y ­ jem nościach św iatow ego życia Kartaginy. Pewnego razu trafił na w iersz z N o­

wego Testamentu: „Postę­

p u jm y p rzysto jn ie ja k za dnia, n ie na biesiadach i pijaństw ach, n ie w ro zp u ­

stach i rozw iązłości, n ie w sw arach i zazdrości. A L E OBLECZCIE SIĘ W P AN A JE Z U SA C H R Y S T U S A "

(Rzym 13,13). I tu, w spo­

łeczności z Jezusem C hry­

stusem znalazł on sens i szczęście swego życia. Dał te m u w y ra z p is z ą c w

„ W y z n a n ia c h " : „ B y ć zw ią za n ym z Bogiem , w tym tk w i m oje szczęście!"

I nie tylko jego szczęście.

K ażdy, k to p rz y jm ie te słow a do sw ego serca i zw iąże się z Bogiem m oże osiągnąć to szczęście.

Friedrich Haubner tłum . ks. Jan Krzywoń

Czym kieruje się czytel­

nik, amator filozofii, sięga­

jąc po prace Schopenhau­

era. Czego szuka lub może szukać w tych pracach?

Ogólnie rzecz biorąc może nim powodować chęć zapo­

znania się z poglądem filo­

zofa na sens i cel ludzkiego życia. W tym konkretnym w y p a d k u cz y te ln ik m a szczęście, bo autor podkre­

śla, że jest zwolennikiem ja­

snego formułowania myśli, jasnego i treściw ego, ale mimo to jego dzieło zatytu­

łowane „Świat jako wola i przedstaw ienie" liczy po­

nad 800 stron. Spróbujmy przebrnąć przez cztery księ­

gi składające się na to dzie­

ło i w ypunktow ać od p o ­ wiedzi na interesujące nas pytania. Rozpocznijmy od pytam a o tajemniczą rzecz samą w sobie. Pojęcie to robi karierę w filozofii od wieku XVIII i nierozłącznie zw ią­

zane jest z Im m anuelem Kantem. Schopenhauer jest w ielbicielem K anta, jego spadkobiercą i kontynuato­

rem. Jednakże w swym ar­

cydziele „Świat jako wola i przedstaw ienie" zamieścił r o z d z ia ł z a ty tu ło w a n y

„Krytyka filozofii Kanta", poniew aż uw ażał, że aby przejąć od mistrza to co naj­

w a rto ś c io w s z e n a le ż y wstępnie ocenić krytycznie jego dorobek. Schopenhau­

er potwierdza, że jego w ła­

sn a m y śl p o w s ta ła p o d wpływem Kanta, ale doda­

je, że rów nież pod w pły­

wem Platona, a także świę­

tych pism hinduskich.

W swojej krytyce filozo­

fii K anta S c h o p e n h a u e r

cz. 1

stw ierdza, że najw iększą zasługą Kanta jest

odróżnienie zjawiska od rzeczy samej w sobie (s. 628). Jest to rezultat po­

średniczenia intelektu po­

m iędzy nam i a rzeczam i, tzn. m iędzy nam i a świa­

tem zew nętrznym . N a tej koncepcji S ch o p en h au er wznosi m isterną budow lę m yślow ą p o partą olbrzy­

m ią wiedzą. Świat pozna­

w alny, e m p iry cz n ie d o ­ stępny, jest w jego systemie

„przedstaw ieniem " albo - w innym tłum aczeniu nie­

m ieckiego V o rstellu n g - w yobrażeniem , zaś to, co naszym zmysłom jest nie­

d o s tę p n e , d a w n a rzecz sam a w sobie, n a z w a n a została wolą. N arzędziam i poznaw ania i rozum ienia są intelekt i rozum.

Jednak „rzecz sam a w sobie" jako określenie tego, co nieuchw ytne, okazała się być niezastąpiona. Wy­

stępuje teraz jako dubler głów nego aktora, którym jest w ola (s. 189). Ale czy pojęcie woli jest łatwiejsze do sprecyzowania niż po­

jęcie rzeczy samej w sobie?

W obu p rzy p a d k a c h ist­

nieją obok siebie albo prze­

nikają się naw zajem dw a światy: ten w zasięgu ręki i wzroku: świat rzeczy na­

macalnych, realnych, świat im m anentny, oraz d ru g i św iat: nad zm y sło w y lub pozazm ysłow y, który jest istotniejszy, gdyż stanowi k w in te se n c ję is tn ie n ia , choć jest światem transcen­

dentnym .

S chopenhauer m a za­

strzeżenia co do tego, w

jaki sposób Kant w prow a­

d z a rzecz sam ą w sobie (s.654). W prowadzenie rze­

czy samej w sobie w obra­

n y p rz e z K a n ta sp o só b uw aża on wręcz za w adę systemu. Zacytujmy Scho­

penhauera: „Założenie rze­

c z y sam ej w sobie opiera Kant, ukryw ając to za ro z­

lic z n y m i z w r o ta m i, na w n io sk u w e d le p ra wa p rzyczynow ości, a m iano­

wicie [twierdzi], ż e naocz- n o ść em piryczna, a raczej w rażenie w naszych orga­

nach zm ysłow ych, z które­

g o się ona w yw odzi, m u si m ie ć p r z y c z y n ę w e­

w nętrzną. L ecz zg o d n ie z w łasnym i słu szn y m o d ­ kryciem p raw o p rzyc zy n o ­ w o śc i z n a n e n a m j e s t a priori, a zatem je s t funkcją naszego intelektu, czyli m a źró d ło subiektyw ne, dalej sam o w rażenie zm ysłow e, d o k tó re g o sto su je m y tu p ra w a p r z y c z y n o w o ś c i, je s t n ieza p rze cza ln ie s u ­ b ie k ty w n e , w reszcie z a ś n a w et przestrzeń , w której p r z e z ta kie zastosow anie u m ie szc za m y p r z y c z y n ę wrażenia ja k o p rzed m io t, je s t dana a priori, c zyli je s t

subiektyw ną form ą nasze­

g o u m y słu . Tym sa m ym cala naoczność em piryczna p o z o s ta je c a łk o w ic ie na g r u n c ie s u b ie k ty w n y m jakoproces zachodzący tyl­

k o w nas i n ie m ożna wpro­

w adzić do n iej ani w ykazać w n ie j ja k o w aru n ku n ic całkow icie o d n iej różnego, niezależnego, ja ko rze c zy sam ej w sobie". Tyle Scho­

p e n h a u e r. W e d łu g jego koncepcji do sedna naocz-

4 Słowo i Myśl nr 74/76

(7)

Artur Schopenhauer ności empirycznej, a więc do rzeczy samej w sobie d o trz e ć m o żn a ty lk o na d rodze odw ołania się do tzw. sam ow iedzy głosząc, że wola jest samą istotą zja­

wiska. Ale tu powstaje py­

ta n ie , czy s c h o p e n h a u - erow ska sam ow iedza nie jest znow u całkowicie su­

biektywna i czy nie wraca­

m y do p u n k tu w yjścia?

S c h o p e n h a u e r o d s ą d z a Fichtego od czci i wiary, je­

śli m ożna użyć tego zwro­

tu, za to, że ten odrzuca cał­

kowicie rzecz samą w so­

bie.

Schopenhauer twierdzi, że „ św iat p rzed m io to w y , św ia t ja ko przedstaw ienie n ie je s t św iatem jed yn ym , lecz je s t tylko jedną, nieja­

k o zew nętrzną stroną św ia­

ta, k tó r y m a inną je szc ze stro n ę, będącą je g o n a j­

głębszą istotą "(s. 72). Cho­

dzi m u nie o dw a różne światy, lecz o dw ie różne strony jednego św iata, a słowo „jedyny" może nas w prow adzić w błąd. Wy­

mienia on materializm jako najbardziej konsekwentny system filozoficzny wycho­

dzący od przedm iotu, tak by z niego pow stał p o d ­ m iot. Temu m ożna p rz e ­ ciwstawić wychodzenie od podm iotu tak, aby powstał, czy aby w yw ieść p rz e d ­ m iot. Jako przy k ład tego o sta tn ie g o a u to r p o d aje

„p seu d o filo zo fię F ichte­

go" . To wyjście od podm io­

tu wybrał także Kant, ale - jak mówi Schopenhauer - li

tylko po to, by ukazać fał- szywość dotychczasowego w y c h o d z e n ia od p r z e d ­ m iotu i błąd, polegający na umieszczenia rzeczy samej w sobie w przedmiocie. We w łasnym ujęciu Schopen­

hauer nie wychodzi ani od p rzedm iotu, ani od p o d ­ m iotu lecz od przedstaw ie­

nia jako pierwszego faktu św ia d o m o śc i, k tó re g o pierw szą, najistotniejszą formą zasadniczą jest roz­

p ad na p rzedm iot i p o d ­ miot, a formą przedm iotu jest z kolei reguła podsta­

w y dostatecznej.

W system ie schopen- hauerow skim

każdy przedmiot jest zjawiskiem woli.

Jak d o tąd przy p isy w an o wolę tylko ludziom , a co najw y żej z w ie rz ę to m . P rzy zn aw an ie w oli „ p o ­ zornie zup ełn ie odm ienym zja w isko m p r z y r o d y n ie ­ organicznej", tak samo jak o rg a n iz m o m ż y w y m , m oże natrafić na sprzeci­

wy. N a stronach 175 i 184 au to r staw ia m ianow icie znak rów ności pom iędzy wolą, a afektem i namiętno­

ścią, czyli wola jest prero­

gatyw ą osób. Czy zatem p rz e d m io t p o s ia d a ją c y określoną masę przyciąga­

jąc inny przedm iot przeja­

w ia w olę? C zy m o żn a przedm iotom przypisywać wolę, a więc coś w rodzaju ż y cia em o cjo n aln eg o ? Schopenhauer wyjaśnia, że jego „w ola" działa także tam, gdzie nie kieruje nią ż a d n e p o z n a n ie , jak u zwierząt, a także w świecie roślin, których ruchy nastę­

pują pod wpły wem bodź­

ców, a w końcu także tam, gdzie w n atu rz e działają siły w edług niezmiennych p ra w w yw ołujące ruchy wszystkich ciał pozbawio­

nych w ogóle organów (s.

199). We wszystkich ideach tj. w e w sz y stk ic h siłach przyrody nieorganicznej i postaciach organicznej, ob­

jaw ia się jedna i ta sam a wola. Dla nazw ania rzeczy samej w sobie Schopenhau­

er zapożyczył znany ter­

m in „w ola" nadając m u inne, bardziej ogólne zna­

czenie jako zjawisku najdo­

skonalszem u, bezpośred­

nio ośw ietlo n em u p rze z poznanie. Nie wolno nam p odporządkow ać pojęcia woli samej pod pojęcie siły, jak to się dotąd działo, bo zrezygnow alibyśm y z je­

dy n e g o b e z p o śre d n ie g o p o z n a n ia w e w n ę trz n e j is to ty rzeczy. W ola jest rzeczą samą w sobie, to ona spraw ia, że czereśnia jest słodka, kot mruczy, a czło­

wiek pisze wiersze.

Wola leży poza czasem i przestrzenią, jest w olna od wielości, ona sama jest jedna (s. 192), ona jest ją­

drem każd eg o zjaw iska.

Schopenhauer kilkakrotnie p o w ta rz a , że ty lk o tak m ożna zrozumieć w pełni sens nauki Kanta, że: czas, p rz e s trz e ń i p rzy czy n o - wość nie przysługują rze­

czy samej w sobie, lecz są tylko form am i poznania.

Bezpośrednio wola zostaje poznana tylko przez samo- wiedzę (s. 193) i to jest chy­

ba najsłabszym ogniwem całego systemu. Samowie­

dza nie może być w iedzą obiektywną.

D o w o d z ąc , że św ia t sam w sobie jest niepozna­

walny, Kant jak gdyby po­

kazuje od innej strony to sam o, co głosił Platon, a m ianow icie św iat, k tóry ukazuje się naszym zm y­

słom nie m a praw dziw ego bytu, lecz tylko nieustanie się staje, jest a zarazem go nie ma, a jego poznanie jest pom yłką (obłędem). Aby z ilu stro w a ć tę m yśl p o ­ w tórzm y za Schopenhau­

erem przenośnię z siódmej księgi „Państw a" wg. Pla­

tona: „L udzie p r z y k u c i w ciem nej ja sk in i n ie w idzą anipraw dziw iepierw otne­

g o św iatła, an i rze c zy w i­

stych rzeczy, lecz tylko sla­

b y odblask ognia w ja skin i i cienie rzeczyw istych rze­

czy, któ rep rzesu wają się za ich plecam i p r z e d ogniem , sądzą jednak, ż e cienie są rzeczyw istością, a określe­

n ie ich następstw a p ra w ­ dziw ą m ądrością". N asu­

wa się pytanie: Czyżbyśmy byli tylko biernymi obser­

watoram i w teatrze cieni?

Czemu miałoby służyć ta­

kie re d u k o w a n ie naszej trój- czy czterowymiarowej rzeczywistości do dw uw y­

m iarowych cieni? Cień jest b a rd z o n ie p re c y z y jn y m obrazem projektow anego na ekranie przedm iotu, za­

leżny jest tak od ź ró d ła światła, jak i od tła na któ­

re jest rzutow any. Platon pragnie nam uzm ysłowić do jak ie g o s to p n ia n ie ­ praw dziw y jest nasz obraz świata. Jego przenośnia nie przem aw ia do czytelnika czasów podarwinowskich, chyba żeby umieścić jaski­

nię, o której mówi Platon, w wagonie pociągu pędzą­

cego tunelem w stronę w y­

lotu tunelu. Ruch pociągu m ożnaby utożsamić z pro­

cesam i ew olucyjnym i, a opuszczenie tunelu i pełne oświetlenie jaskini ze zmia­

nam i w sferze teoriopo- znawczej, z lepszym rozpo­

z n a n ie m n aszeg o s ta tu s quo, z rozpoznaniem sen­

su i celu istnienia. Światło, które rozjaśni wszystko to, co dotąd trwało w półmro- ku,uświadom i nam dokąd zm ierzam y jako gatunek, uświadom i nam cel nasze­

go istnienia w środowisku ziemskim. Pełne oświetle­

nie zmieni wszystkie pro­

porcje i wszystkie wymia- ry. Wyjście z tunelu um oż­

liw i n a m rzecz n a jw a ż ­ niejszą tzn. dostrzeżenie gwiazdy polarnej stw arza­

jącej możliwość orientacji i odnalezienia bezpiecznego kierunku.

W ładysław Pytlik

(8)

A A u s im y d o j ^ e c , a b y s i ę s p o t k a ć

Dalszy ciąg w yw iadu przeprowadzonego przez Grażynę Kubicę ze szwedzką pisarką Agnetą Pleijel podczas jej w izyty w Polsce

Jest jeszcze jeden problem, o którym piszesz w po­

wieści i o którym chciałabym teraz porozmawiać. Mia­

nowicie o stosunku między nauką a sztuką. Myślę, że będąc antropolożką i pisarką jednocześnie, nosisz w so­

bie ten problem. Zauważyłam w Twojej powieści, że w wielu miejscach zdajesz się wskazywać, że nauka jest często bezradna i że tylko sztuka jest w stanie odpo­

wiedzieć na wiele pytań. Czy nauka i sztuka w Tobie stale walczą ze sobą?

Nie, już się pogodziły, nie w idzę m iędzy nim i nie­

zgodności. Lecz nie było tak w czasach mojej młodości.

Wczoraj [po spotkaniu promocyjnym] pew ien mężczy­

zna podszedł do mnie i pytał czy m iała dla m nie jakieś znaczenie debata w yw ołana przez C.P. Snowa [fizyka i pisarza], który spow odow ał w latach sześćdziesiątych wielki rozziew m iędzy nauką i sztuką. On sam był fizy­

kiem i ten problem wiele dla niego znaczył. Chociaż sama nie brałam w tej debacie udziału, ale jej reperkusje były ciągle zauw ażalne kiedy byłam na studiach. Było to dla m nie bardzo w ażne także z pow odów osobistych.

Mój ojciec był m atem atykiem a m atka - m uzykiem . I nie mogli się ze sobą porozum ieć. W końcu się rozw ie­

dli. I jako że dziecko zawsze kocha oboje rodziców, było to dla m nie bardzo trudne, aby uczynić m iędzy nim i wybór, a także m iędzy tym co sobą reprezentowali. N ie­

możliwe w ydaw ało się pogodzenie. Mój debiut pisar­

ski był bardzo późny i m iało to chyba do czynienia z faktem, że staw iałam sobie tw arde naukow e w ym aga­

nia. Aż w końcu stw ierdziłam , że m uszę tego zaniechać.

Ja chcę wyrazić samą siebie, nie zależy mi na dowodach, ani na tym czy m am do tego praw o. Ale to przyszło dopiero wtedy, gdy zbliżałam się do czterdziestki. Te­

raz doszło już we mnie do zgody, dałam sobie praw o do sądzenia. To ja decyduję.

Z drugiej strony jest to, co działo się w latach sześć­

dziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych: świa­

domość własnych ograniczeń, która zaczęła charaktery­

zować naukę. Zrodziła się tak zwana now a fizyka. Pa­

miętam jak jakieś piętnaście lat tem u spotkałam pew ne­

go naukowca, który stwierdził, że najlepiej m u się roz­

mawia o odkryciach nowej fizyki z dobrym i teologami, ponieważ oni go rozumieją. Wszyscy m usim y używać metafor, dotyczy to zarów no nauki, jak i teologii. Musi być między nimi porozum ienie na poziomie języka, że teologowie mogą mówić o niepewności co do tego co tym wszystkim kręci, a fizycy widzieć cały obraz tego czego poszukują. Nie znam się na tym za bardzo, ale zawsze mnie interesowała względność naszych wyjaśnień, że coś może mieć jakiś głęboki pow ód, a m y go m ożem y nie znaleźć.

Dziękuję za rozmowę

Agneta Pleijel z mężem, Maciejem Zarembą, publicystą

Fragment powieści Agnety Pleijel, Lord Nevermore (tłum.

Iwona Jędrzejewska, Wydawnictwo Jacek Santorski & Co, Warszawa 2003):

“Kiedy poszedłem pierw szy raz do kościoła, a byłem w tedy jeszcze mały, dowiedziałem się o istnieniu Boga.

Na początku ze słów księdza. Było to zupełnie zdum ie­

wające. Nikt mi wcześniej o tym nie mówił. Siedziałem w ławce prosto jak świeca. Potem, w dom u, m iałem m nó­

stwo pytań.

Dlaczego nie mogę go zobaczyć, mamo?

N a podw órku za dom em m am a obok klatek z króli­

kami łuskała groch. Ja siedziałem przy niej na ławce, w y­

machując nogami. Wszystko wokół było tak jasne i pro­

ste, że aż raziło w oczy. Słońce, króliki, łubin, płot i trawa, wszystko miało wyraźne kontury.

Nie wszystko, co istnieje, m ożna zobaczyć. Stasiu.

Nie wszystko?

Nie, kochanie, na przykład myśli nie m ożna zobaczyć.

Ale kiedy się mówi, to się je słyszy, mamo. Nie chcę mieć Boga, którego nie m ogę zobaczyć, który potajemnie skrada się po pokoju, kiedy kładę się spać. Powiedz, że go nie ma.

Mój najdroższy robaczku. Bóg się nie skrada.

A co robi?

O n po prostu jest.

Ale gdzie, mamo?

Bóg jest wszędzie.

To okropne, mamo!

Dlaczego? Jest w kwiatach, w drzewach, w motylach, w królikach i małych kotkach, i w pieskach. Jest siłą, od której wszystko rośnie. Jest miłością. I w tobie, Stasiu, mój książę, mój najukochańszy robaczku, też Bóg jest.

Z przerażenia wybuchnąłem w tedy płaczem. Zabierz go, mamo!

Ale co się stało? Nie płacz tak. Nie płacz, zrobię, co chcesz, zabiorę go, tylko przestań płakać!

Tak to mniej więcej było, Broniu.

6 Słowo i Myśl nr 74/76

(9)

Nie m ożna tak po prostu zabrać tego, co się dziecku zaszczepiło.

N igdy przedtem nie słyszałem o czymś tak przeraża­

jącym i budzącym grozę jak to, że może istnieć coś lub ktoś, kto jest we mnie, a jednocześnie poza m ną. Nie mogłem przestać myśleć o Bogu. Czy był w postaci gazu czy cieczy? Dopiero potem uświadom iłem sobie, że Bóg to po pro stu w yobrażenie. Zęby nie pow iedzieć, p o ­ wszechnie występujące. Ze to ogólnie utarta myśl. Lu­

dzie, wymawiając imię Boże, nie zastanawiają się nad nim.

Złościło mnie to. Chciałem go uratować.

Wrócić do tego odmieniającego całą rzeczywistość przerażenia, które tak m ną w strząsnęło, kiedy po raz pierw szy o nim usłyszałem. O Bogu, o którym myślimy tylko z przyzwyczajenia, nie chciałem naw et słyszeć.

Czy mówiłeś coś, Broniu?

Nie, ten idiota świszczy i chrapie jak przedtem . N aw et jeśli Bóg istnieje, to i tak nie m ożem y go ani zobaczyć, ani usłyszeć, ani poczuć.

Nie mówi. Nie wtrąca się. Nie m ożna naw et pow ie­

dzieć o nim „on". Bóg, jeśli w ogóle istnieje, wykracza poza wszelkie pojęcia. A to ohydne, niedorzeczne prze­

rażenie, kiedy pew nego pięknego dnia uśw iadam iam y sobie, że jesteśmy zupełnie sami — każdy dla siebie, każ­

dy w swoim własnym piekle, w swojej własnej skórze - to stan, w którym jesteśmy najbliżej Boga.

Bóg objawia się poprzez nasz metafizyczny lęk w o­

bec pustki wszechświata. Poprzez naszą świadomość, że dotarcie do bliźniego jest niemożliwe. Poprzez absurdalną samotność człowieka.

Bez trwogi przed tym człowiek nie byłby człowiekiem.

Może człowiekiem-automatem, Broniu.

Ale nie człowiekiem."

CHÓRALNE JUBILEUSZE

G eneza p o w sta w a n ia e w a n g e lic k ic h c h ó ró w p a ra f ia ln y c h w ią ż e się ściśle z n a b o ż e ń stw e m . K onieczne stało się łącze­

nie w pew n ą tem atyczną całość tekstu biblijnego i kazania z pieśniam i chó­

r u ś p ie w a n y m i n a jc z ę ­ ściej p rze d lub po kaza­

niu. W w iększości p arafii ew an g elick ich w Polsce c h ó ry p o w s ta w a ły n a przełom ie XIX i XX w ie­

ku. W ielki ich rozw ój n a ­ stąpił po I w ojnie św iato­

w ej, często w o p a rc iu o Z w ią z e k M ło d z ie ż y Ewangelickiej - organiza­

cji o w ie lo k ie ru n k o w e j d ziałaln o ści. O bok czte­

r o g ło s o w y c h c h ó ró w m ie s z a n y c h tw o r z o n o ró w n ież m ęskie. K onty­

n u a to r e m ty c h tra d y c ji jest chór m ęski „C antus"

z G oleszow a.

25-lecie chóru męskiego

„Cantus"

In ic ja to ra m i, z a ło ż o ­ n e g o p o d k o n ie c 1978 roku zespołu, było kilku członków chóru m iesza­

n e g o d z ia ła ją c e g o ju ż w ów czas 60 lat. P ocząt­

kow o liczył on 16 osób, w latach 90-tych 40, a obec­

nie śpiew a w nim 30 p a ­ nó w w w ieku od 35 do 77 lat. D yrygentem i kierow ­ nikiem arty stycznym od s a m e g o p o c z ą tk u je s t A nna Stanieczek.

Początkow o głów nym celem ś p ie w a k ó w b y ła słu ż b a p ie ś n ią w n a b o ­ żeństw ach przede w szyst­

kim w Goleszowie, w są­

sied n ich p arafiach: C ie­

szynie, Skoczowie, Wiśle, U stroniu, Bielsku - Białej o ra z z b o ra c h d ia s p o ry : Kłodzku, Poznaniu, Zielo­

nej Górze, Świdnicy, So­

pocie, K ętrzynie, Suw ał­

kach, Pasym iu. Chór kon­

certow ał rów nież w Kato­

w icach, Z abrzu, C horzo­

w ie i W rocław iu. W la ­ tach 1988 -1998 chór zrze­

s z o n y b y ł w o d d z ia le b ie ls k im P o ls k ie g o Z w ią z k u C h ó ró w i O r­

k ie s tr. W ty m o k re s ie koncertow ał na „trojaku Ś ląskim " i „ G au d ę can ­ tem " - im prezach organi­

z o w a n y c h p r z e z te n Z w ią z e k . Ś p ie w a ł r ó w ­ nież n a koncertach e k u ­ m enicznych. Były to w y ­ s tę p y o r g a n iz o w a n e p rz e z K lub In te lig e n c ji K atolickiej w B ielsku - Białej, C ie szy n ie i C z e ­ s k im C ie s z y n ie ; w r a ­ m ach T ygodnia K u ltu ry C h rz e śc ija ń s k ie j w k o ­ ściele polsko - katolickim i k o śc io ła ch rz y m sk o - k a to lic k ic h w B ielsku - Białej oraz na ekum enicz­

nych koncertach kolęd m.

in. w C horzow ie (w ko­

ściele rzym skokatolickim p.w . św. J a d w ig i). Brał u d z ia ł w F estiw alu M u­

zyki Religijnej im. Ks. A.

S k ro b o la w J a s tr z ę b iu Z d ro ju o ra z F e s tiw a lu Kolęd i Pastorałek w M y­

ś le n ic a c h . W s ty c z n iu 2001 roku uśw ietnił sw o­

im w ystępem N ow orocz­

ne Spotkanie Ekum enicz-

(10)

Chór „Cantus' ne w W arszawie z u d z ia ­ łem b is k u p ó w w s z y s t­

kich Kościołów oraz p re ­ z y d e n ta RP A le k san d ra K w aśniew skiego.

O d 1985 ro k u „ C a n ­ tus" koncertuje poza gra­

n icam i Polski - w byłej Ju g o sła w ii, N iem czech , Francji, A ustrii, R epubli­

ce Czeskiej, H olandii i na Słowacji. To zaow ocow a­

ło kontaktam i partn ersk i­

m i z c h ó ra m i ty c h państw .

R e p e rtu a r m ę sk ie g o chóru „C antus" to ponad 300 p ie ś n i re lig ijn y c h i ś w ie c k ic h z ró ż n y c h epok. Są w śró d nich m.

in. kom pozycje Wacława z Szam otuł, M. Gom ółki, G.G. Gorczyckiego, G. P.

Palestriny, L. Cherubinie- go, J.S. Bacha, J.F. H aen- d la, F. S c h u b e rta , W .A.

M ozarta, L. van Beetho- vena, J. Elsnera i S. M o­

n iu s z k i. C h ó r ś p ie w a rów nież now e opracow a­

nia i kom pozycje m. in. K.

i A. H ław iczków , A. Po- ć w ie rz a , J. G a w la s a , J.

Św idra i J. C. H auptm a- na. Ta bogata działalność została om ów iona w p ra ­ cy m agisterskiej Ewy Wi- gezi, obronionej w A ka­

dem ii M uzycznej w Kato­

w icach w 1995 roku.

Z e s p ó ł k ilk a k r o tn ie b ra ł u d z ia ł w n a b o ż e ń ­ stw a c h e k u m e n ic z n y c h tra n s m ito w a n y c h p rz e z radio i telew izję. Posiada

pięć n ag rań kaset m agne­

tofonow ych i płytę CD z kolędam i i pieśniam i go­

d o w y m i. P rz y g o to w u je się do n a g ra n ia kolejnej płyty CD, na której będą u tw o ry o różnej tem aty­

ce od m uzyki daw nej po w spółczesną.

U ro c z y sto ść 25-lecia działalności odbyła się 22 listopada 2003 roku w ko­

ściele ew angelicko - a u ­ gsburskim w Goleszowie.

L ic z n ie z g ro m a d z o n e j publiczności chór z a p re ­ zentow ał 20 utw o ró w m.

in. M. G om ółki - Psalm 77 Pana ja w zy w a ć będę, F. M e n d elsso h n a - Bar- th o ld y 'e g o G d y ś w it r u ­ m ieńcem zapłonie, J. Świ­

dra - Psalm 100, z liturgii s ta ro c e rk ie w n e j A. Fie- ofana M iło st m ira, L. van B e e th o v e n a N ie b io s a g ło szą i J. Sztw iertni gro ­ n ie, gronie. Koncert, któ­

ry pro w ad ził ks. Piotr Si­

te k z a sz c z y c ili o b e c n o ­ ścią: bisk u p Kościoła ks.

J a n u sz Ja g u c k i, b is k u p senior ks. Jan Szarek, b i­

skup diecezji cieszyńskiej P aw eł A nw eiler, p rez e s S y n o d u k s. r a d c a Ja n G ross, sta ro sta p o w ia tu c ie s z y ń s k ie g o W ito ld D ierżaw ski, w ójt gm iny Goleszów Z bigniew Wa- cław ik, p rze w o d n ic z ąc y Rady G m iny w G oleszo­

w ie K azim ierz W isełka, d e le g a c je U rz ę d u M a r­

s z a łk o w s k ie g o w o je ­

w ó d z tw a śląskiego. Pol­

skiego Z w iązku C hórów i O rkiestr i w ielu za p rz y ­ ja ź n io n y c h chórów . P a ­ tro n a t n a d ju b ile u s z e m objęli: sta ro s ta p o w ia tu cieszy ń sk ieg o i m a rs z a ­ łek w ojew ództw a śląskie­

go-

D z ia ła ln o ś ć c h ó ru - ju b ilata tak podsum ow ał proboszcz p a ra fii e w a n ­ gelicko - augsburskiej w G o le szo w ie , ks. R om an D o rd a : „ P a n i A n n a z e sw o im chórem je s t w szę ­ d z ie tam , g d z ie istn ie je p o trze b a s łu ż b y p ie śn ią , b e z w zg lę d u na to, ja k ie są to uroczystości""

75-lecie chóru z W isły C entrum Z ałożono go 8 grudnia 1928 ro k u p r z y K ole Z w ią z k u M ło d z ie ż y E w a n g e lic k ie j. P i e r w ­ szym dy ry g en tem został E rnest Glajcar. W tedy to c h ó r w y k o n y w a ł ty lk o pieśni kościelne. O d 1934 roku do w ybu ch u II w oj­

ny św iatow ej zespół p ro ­ w a d z ili: K a ro l S ik o ra , A dam Zyder, Jerzy Drozd i Jan Sztw iertnia. Za k a­

dencji tych dw óch o stat­

nich chór w y stęp o w ał na

„Święcie G ór". Po II w oj­

nie św iatow ej przez jeden ro k c h ó re m d y ry g o w a ł J e rz y H a d y n a . O p ra c o ­ w ał on dla potrzeb zespo­

łu w ią z an k ę ko lęd z to ­ w a rz y sz e n ie m o rg an ó w w ykonyw aną do tej pory.

W latach 1946 -1 9 4 7 chór p o n o w n ie p r o w a d z ił A dam Zyder - nauczyciel z G oleszow a, a do 1950 roku Jan W isełka. W tym czasie, w ram ach chóru, p o w s ta ła G ru p a R eg io ­ nalna „W isła".

Przez czternaście lat - do 1964 roku ze śpiew a­

k a m i p r a c o w a ła A n n a C ieślar i p o d jej dyrekcją w y stąpili w 1953 roku w W arszaw ie, podczas u ro ­ czystości odsłonięcia ta ­ b lic y p a m ią tk o w e j b p a J u liu s z a B u rsc h e g o . W c z a s ie ro c z n e j c h o ro b y d y ry g e n tk i z a stę p o w a ła ją M aria Sikora z U stro­

nia. W latach 1965 - 1977 c h ó re m k ie ro w a ł Je rz y Szalbót.

W ro k u 1977 opiekę artystyczną i dyrygencką n a d zespołem rozpoczął Jerzy D ro z d , p e d a g o g i d y r e k to r c ie s z y ń s k ie j Szkoły M uzycznej. W zbo­

gacił repertuar o pieśni re­

gionalne i św ieckie oraz nagrał płytę długogrającą

„Ojcowski dom ". Zareje­

stro w a n o n a niej p ie śn i k o m p o z y to ró w cie sz y ń ­ s k ic h : J. G a w la s a , J.

Sztw iertni i S. H adyny. Z Jerzym D rozdem śpiew a- cy w yjechali n a to u rn e e k o n c e rto w e do Szw ecji.

W latach 1979 -1 9 8 4 chór

Chór z Wisły Centrum

8 Słowo i Myśl nr 7^/7b

(11)

„A do anioła zboru w Sm yrnie napisz: T om ow ipierw ­ s z y i ostatni, k tó ry b y ł um arły a ożył; Znam ucisk tw ój i ubóstw o, lecz ty ś bogaty i w iem , ż e bluźnią tobie ci, k tó ­ r z y podają się za Żydów , a n im i nie są, ale są synagogą szatana. N ie lękaj się cierpień, które mają p rzy jść na c ię . Oto diabeł wtrąci niektórych z was do w ięzienia, abyście b y li p o d d a n i próbie, i będziecie w udręce p r z e z dziesięć dni. B ądź w ie m y a ż do śm ierci, a dam ci koronę żyw ota.

K to m a uszy, niechaj słucha, co Duch m ó w i do zborów.

Ten k to zw ycięża, n ie dozna szk o d y o d drugiej śm ierci".

Obj. Św. Jana 2, 8-11

S p r o s t a ć wi e r noś c i

J e z u s o w i

p ro w ad ził Jan Chm iel. Z zespołem koncertow ał w byłej Jugosław ii i N iem ­ czech. Pod jego dyrekcją z e s p ó ł w y s t ą p ił ta k ż e p o d czas o dsłonięcia p o ­ m nika Jana Sztw iertni w w iśłańskim parku.

O d m aja 1984 ro k u p rz e z d z ie w ię ć la t chór pro w ad ziła córka Jerzego D rozda - Barbara. Za jej kadencji chór śpiew ał w N iem czech, Belgii, R epu­

blice Czeskiej, a w 1989 ro k u w L ip sk u p o d c z as D ni K o ścio ła {K irc h en ­ tag). W 1987 roku n ag ra ­ n o p ł y tę d łu g o g r a ją c ą

„ O p ła te k d la m a m y " z tra d y c y jn y m i i n o w y m i opraco w an iam i kolęd S.

H adyny. B arbara D rozd w p ro w ad ziła do re p e rtu ­ aru dzieła m uzyki w okal­

no - in stru m e n ta ln e j m.

in.: A llelu ja z orato riu m

„M esjasz" J. F. H aen d la, fra g m e n ty „ S ta b a t M a­

ter" K. Szym anow skiego oraz dedy k o w an ą chóro­

w i p ieśń J. Św idra C zego c h c e sz o d n a s P anie do słów Jana Kochanow skie­

go. W 1991 roku nagrano ta ś m ę m a g n e to fo n o w ą

„Pieśni kościelne". Za bo­

gatą i różnorodną działal- n o ś ć c h ó r o tr z y m a ł w 1985 ro k u o d z n a c z e n ie

„ Z a z a s łu g i d la w o je ­ w ó d z tw a b ielsk ie g o ". Z ch ó rem p ra c o w a li ró w ­ n ie ż M arek P ilc h i A n ­ drzej Pilch.

O d 1994 ro k u z e sp o ­ łem k ie ru je M a ria Śliż.

Pod jej dyrekcją śp iew a­

cy w y s t ą p il i w N ie m ­ czech, a p o p rz y je ź d z ie n a g ra li d la krak o w sk iej te le w iz ji „W isła" p ie ś ń O jc o w s k i d o m (1995).

K oncertow ali także w Re­

p ublice Czeskiej, Szw aj­

carii i na Słowacji. Uczest­

niczyli ró w nież w n a b o ­ ż e ń s tw a c h e k u m e n ic z ­ nych. W 1989 roku na g ra ­ no w ideokasetę dla Polo­

nii. Swój re p e rtu a r w iśla­

nie p re z e n tu ją często w strojach regionalnych.

W dorobku chóru jest około 700 pieśni i u tw o ­ ró w w o k a ln o - i n s t r u ­ m en taln y ch . Są to ko m ­ pozycje m. in. J.S. Bacha, J.F. H a e n d la , W .A. M o­

zarta, L. van Beethovena, J. Brahm sa, J. G aw lasa, J.

D rozda, S. H adyny, A. i K. H ła w ic z k ó w , J.

S z tw ie rtn i, P. K alety, J.

Podoli, J. Św idra i H. M.

Góreckiego. Obecnie chór liczy 67 osób.

U ro c z y sto ść 75-łecia o d b y ła s ię 7 g r u d n ia 2003 r o k u w k o ś c ie le e w a n g e lic k o - a u g b u r- skim w W iśle. N a b o żeń ­ stw o połączono z koncer­

tem , p o d czas którego ze­

b ran i w ysłuchali m . in. A Brucknera L ocus iste , Pa­

n ie B o ż e , O jc ze n a s z k o m p o z y to ra a n o n im o ­ w ego, S a n ctu s H.M . G ó­

re c k ie g o i Ś p ie w a jm y P a n u B o g u J. S. B acha.

J u b il e u s z z a s z c z y c ili sw oją obecnością: bisk u p diecezji cieszyńskiej ks.

P a w e l A n w e ile r, p r z e ­ w o d n iczący ds. chórów i m u z y k i k o ś c ie ln e j k s.

radca Janusz Sikora, b u r­

m istrz W isły Jan Polok, o p iek u n chóru i zarazem m iejscow y proboszcz ks.

W a ld e m a r S z a jth a u e r oraz liczni goście.

W k r o n ic e z e s p o łu , b y ły d y re k to r M u z eu m B e s k id z k ie g o w W iśle, Jan Krop napisał: „C hór ew a n g elicki w W iśle d z iś spełnia zg o d n o ścią sw oją fu n k c ję s p o łe c z n ą . [...]

W ysoką k u ltu rą śp ie w u , p o lsk im - relig ijn ym sło ­

w em i stro jem reg io n a l­

n y m zw raca uw agę P ol­

s k i i E u ro p y na śro d o w i­

sko w ą o ryg in a ln o ść i n ie- p o w tarzalność".

A d m u lto s A n n o s sza­

now ni jubilaci!

Ewa Bo cek - O rzyszek

Znowu dobiega końca jeden rok kościelny. Do ol­

brzym iej sum y dziejów Kościoła Chrystusowego doliczona zostaje, ta na po­

zór krótka chwila naszego wspólnego nabożeństwa, przedostatniej n ie d z ie li roku kościelnego. Specy­

ficzn o ść tego przeżycia p o le g a na p e w n o na wspólnocie, jaką zbór ja- w orzański m oże m ieć z wami, miłymi gośćmi, ale przecież d om ow nikam i wiary, którzy przybyliście tu do Jaworza na OGÓL­

NOPOLSKI ZJAZD POL­

SKIEGO TOWARZY­

STWA EWANGELICKIE­

GO.

Specyficzność - pow ia­

dam - bo m am y tu sposob­

ność w spólnego zamyśle­

nia się u końca roku ko­

ścielnego, jako ewangelic­

cy chrześcijanie, ale też u bliskiego końca roku kalen­

darzowego, po prostu jako ludzie, nad tym co przem i­

ja i ku czemu zmierzamy, a o czym starotestamentowy m ędrzec Boży krótko po­

wiada: „ W szystko m a sw ó j czas"(K z 3,1). I wylicza to, co w szyscy przeżywam y, w czym uczestn iczy m y ; czas burzenia i budowania.

ro z rz u c a n ia i z b ie ran ia , szukania i gubienia, a co mieści się m iędzy czasem rodzenia się i umierania. To zaś nabiera szczególnego znaczenia w świetle praw ­ d y o s ta te c z n e g o c zasu , ostatecznego d nia, o sta ­ tecznie rozstrzygającego m iędzy czasem życia a cza­

sem śmierci - a ja dodam - na tle dzisiejszego Słowa Jezusowego, rozstrzygają­

cego m iędzy faktem śmier­

ci doczesnej a praw dą życia wiecznego.

Wobec tej praw dy w ar­

to jest DOKONAĆ SWO­

ISTEGO REM ANENTU, zanim „ w szyscy staniem y p r z e d sądem C h rystu so ­

w y m " {2 Kor 5, 10), by

„ w yku p ić czas 2

Jakkolwiek by o tematy­

ce czasów współczesnych myśleć i do niej podcho­

dzić, zaw sze DOTYCZY O N A WIARY, OD PO - PWIEDZI WIARY! A nie ma jej dziś w nas, jeśli nie wiąże się ona z Chrystuso­

wym jutrem, i nie będzie jej w onym jutrze Chrystuso­

wym, jeśli nie jest ona za­

korzeniona i nie wyrasta z dziś. Ona jest ZDANIEM - pytaniem o odpow iedź -

(12)

przed ludźm i - już, przed Panem - zawsze; zatem i w onym dniu, o którym Jezus mówi: „C zy Syn C złow ie­

c zy znajdzie wiarę na zie ­ m i, g d y p rzyjdzie?" (Ck 18, 8).

W dzisiejszym tekście ap J a n wyakcentował cen­

traln y p u n k t w szystkich pytań i określi! go podsta­

w o w y m w a ru n k ie m : SPROSTAĆ WIERNOŚCI JEZUSOW I, co o zn acza przez Jezusa Chrystusa za­

chować życie.

Po pierwsze - nie nale­

ży przeoczyć, ani przesły­

szeć Słowa Jezusa do zboru w Smyrnie, do Kościoła, do wszystkich zborów, czyli do każdego z nas. Należy jed­

nak w yciągnąć w niosek:

WIARA NIE JEST GWA­

RANCJĄ beztroski, łatwi­

zny, wolności od prób, do­

świadczeń, a nawet i ofiary.

Zatem i życie w Kościele nie jest zwyczajną przynależ­

nością, p o w ierzch o w n o ­ ścią, p o z o sta w a n iem na uboczu, milczeniem, bez­

czynnością. K ościół jest własnością Pana Jezusa. I gdy On staje przed swoim Kościołem, jako „pierw szy i ostatni, k tó ry b y ł um arły a ożył", to mówi jako Pan i Zbawca, ale i Pan i Sędzia.

Przeto życie w Kościele jest życiem dla Jezusa, służbą dla Pana Kościoła, w Ko­

ściele.

Obrazy tego życia stają p rz e d nam i, zap isan e w Objawieniu św. Jana, w li­

stach Jezusa do siedm iu zborów. I to, co w nich w aż­

ne: Jezus używ a w każdym z nich p o d o b n y c h słów, określających Jego wiedzę o każdym z nich: „znam",

„w iem " - o d o konaniu i z a n ie d b a n iu , o ż arliw ej miłości i niebezpiecznej let­

n io śc i, o w y trw a ło ś c i i u p a d k u , o c ie rp ie n iu i śmierci, z których każdy zda kiedyś sprawę, co i jak uczynił w wierze i z wiarą - dobrze czy źle.

Teraz Jezus stoi jeszcze przed zborem w Smyrnie, jako Baranek, który „ b ył

um arły a o ż y ł" dla zboru, dla Kościoła, który wie co zbór ten przeżywa, ale też zna to co stoi przed zbo­

rem. A to znaczy nie tylko - „znam ucisk tw ó j’, ale i

„cierpienia, któ re p rzyjd ą na cię" i dodaje jednocze­

śnie podporę: „ N ie lęka j się...". To coś zupełnie in­

nego niż nasza ludzka po­

ciecha: „jakoś tam będzie".

Lecz oznacza to: JEZUS JEST ze swoim zborem, nie zostawi go w znoju życia , ni w ciemności śmierci. To uwidacznia się na obrazie m ałego zboru, w dużym portow ym mieście Smyr­

nie. Jego ucisk - zewnętrz­

nie w y d aje się być jego klęską, jego cierpienie - sła­

bością i głupstw em . Lecz wewnętrznie żyje on zwy­

cię stw e m i b o g a c tw em , jego w iarą i m iłością. Bo czy ap. Jakub nie powiada:

„ czy to nie Bóg w ybrał ubo­

gich w oczach tego świata, a by b yli bogatym i w wie­

rz e i d zie d zic a m i K róle­

stw a...?" (Jk 2, 5). Czy nie mówi ap. Paweł o w ierzą­

cych ch rześcijan ach :

„...Jako karani, a jed n a k nie zabici, ja ko u b o d zy jed n a k w ielu ubogacający, ja ko nic n ie m a ją c y a je d n a k w szystko posiadający" (2 Kor 6, 9.10).

To P o lik a rp , b isk u p Smyrny, umęczony za wia­

rę w Jezusa, wyznał przed gubernatorem , w zyw ają­

cym go do złorzeczenia Je­

zusowi: „86 la t byłem jeg o sługą i On nie w yrządził m i żadnego zła. Jak m ógłbym p o p e łn ić b lu ź n ie r s tw o p rzeciw m ojem u Królowi, k tó ry m n ie zbaw ił". A Ter- tulian, nieco później żyjący, w swoim piśmie „Apologe- ty k " p o z o s ta w ił d la w sz y s tk ic h w ie rz ą c y c h w ielce z n a cz ą c e słow a:

„Krew chrześcijan je s t na­

sieniem Kościoła ".

Po d ru g ie, czy i nasz Kościół nie miał w swoich dziejach, swoich „10 dni"

cierpień i p rześladow ań, ale też i swoich Polikarpów i Tertulianów, przekazują­

cych nam swoje przykłady oddania i świadectwa w ia­

ry i wierności? Czy jeszcze dziś nie idą od nich te w e­

zw ania „bądźcie solą zie­

mi" i nauka znoszenia tak­

że losu diaspory, która ma uwidaczniać się aktyw no­

ścią, św iadectw em wiary, miłością, nosząc postaw ą i sercem sw oją w ierność i ow o b o g a c tw o w Bogu, choć je świat uznaje za sła­

bość i ubóstwo nasze.

D rogi zborze, d ro d zy delegaci Polskiego Towa­

rzystw a Ew angelickiego, którzy przed niespełna 85- ciom a laty uśw iadam iali n a m - ew an g elik o m , że

„nie weszliśmy do Polski z p u s ty m i rę k a m i" i „nie nadaremnie postawił nas w naszej O jczyźnie Bóg", a donieśli to swoją krw aw ą ofiarą, jako okupione nasie­

nie, aby ono w śród nas zro­

dziło owoc, czyniło z nas ową „sól ziemi"," tej na­

szej, ro d zim ej, w której żyjemy.

Przed 16. laty, na II N ad­

zwyczajnym Zjeździe Pol­

sk ieg o T o w arz y stw a E w an g elick ieg o (10. 10.

1987), w m oim kazaniu za­

warłem prośbę i wezwanie

„O KONKRETNE KROKI PTEw." I dziś, w tym Pol­

skim (!) Tow arzystw ie (!) E w angelickim (!) w id z ę wyraźne określenie nasze­

go miejsca i charakteru - w czym utw ierdza mnie Lu- trowe dążenie reformacyj- ne o oświatę, o kulturę, o św iatłe postawy, o uczci­

wość, o spolegliwość; w i­

dzę w yraźnie wsparcie w tej społeczności Towarzy­

stwa, nie w jej rozdrobnie­

niu, bo choć niesiem y na sobie b rzem ienność d ia ­ spory, to jednak tej diaspo­

ry, podobnej do rozsianego

i owocującego ziarna, by - jak uczy Luter - „byćC hry­

stu sa m i jed en dla drugie­

g o "! nieść to dalej w nasze otoczenie.

Widzę wyraźnie źródło i ubogacenie, nie w naszej nazwie „Ewangelickie", ale w treści E w angelii, jako onego - zgodnie z Lutro- wym pojmowaniem - „naj­

w iększego skarbu Kościo­

ła", którym żyć, z którego czerpać, na którym się opie­

rać i w ytrw ać m am y. To dotyczy Polskiego Towa­

rzystwa Ewangelickiego w Kościele. I nas - członków zboru - w dziele Polskiego Tow arzystw a Ew angelic­

kiego. To także kroki ku wierności, aż do śmierci, stanowiące o naszym rema­

nencie.

A m y - n ie m u sim y przyjmować obcych nauk i tradycji, ani cesarzowi od­

daw ać to, co Boskie. My m am y trw ać w wierności Jezusowi. To m a Jego obiet­

nicę i Jego g w a ra n c ję :

„D am ci k o ro n ę ży w o ta wiecznego".

Dziś to Słowo Jezusa nie tylko słyszymy, lecz mam y je przed naszym i oczyma (na sklepieniu absydy ołta­

rzowej wypisane), jak tęczę N o eg o r o z p o s ta rtą n a d n a m i - je d n y m b rz m ie ­ n ie m w y a k c e n to w a n e :

„Dziś, je ś li g ło s Jego usły­

szycie, n ie za tw ardzajcie serc w aszych "(H br 3,7.8.).

I oby p rz e z u rz e c z y ­ w istnioną przez nas treść tych praw d Jezus i do nas powiedział: „Znam uczyn­

k i tw oje i w ierność twoją ".

Amen.

Ks. radca Ryszard Janik (K azanie w ygłoszone na nabożeństw ie Ogólno­

polskiego Zjazdu Polskie­

go Towarzystwa Ewange­

lickiego, w przedostatnią niedzielę roku kościelnego w Jaw orzu, 16 listo p ad a 2003 roku).

10 Słowo i Myśl nr 74/76

(13)

ft

I!

Kościół parafialny w Jaworzn

Ogólnopolski

Zjazd

Polskiego

Towarzystwa

Ewangelickiego

Jaworze

1 5 - 16 listopada 2003

Ks. R. Janik

W tym roku m inie 85 lat od chwili kiedy polscy ewangelicy z byłych zabo­

ró w : ro s y js k ie g o i a u ­ striackiego założyli w Po­

zn a n iu Polskie Tow arzy­

stw o Ewangelickie, b ęd ą­

ce pierw szym krokiem do pow ołania w tym mieście polskiej parafii ewangelic­

ko - a u g sb u rsk ie j. Jako cele s ta tu to w e p rz y ję to pogłębianie życie religij­

n ego w spółw yznaw ców , o p ie k ę n a d s ie ro ta m i i u b o g im i o ra z s ta n ie na straży polskiego ewange- licyzmu. W dw udziestole­

ciu m iędzyw ojennym or­

ganizacja ta ograniczyła sw o ją d z ia ła ln o ś ć do W ielkopolski, zw racając szczególną uw ag ę na jej p o łu d n io w ą część, gdzie tam tejsza ludność należą­

ca do Kościoła U nijnego uległa znacznej germ ani­

zacji. C złonkow ie Towa­

rzystw a starali się odw ró­

cić ten proces. W łaśnie na tych terenach utw orzono pierw sze oddziały Towa­

rzystw a. Wojna pow strzy­

m ała działalność Polskie­

go Tow arzystw a Ew ange­

lickiego, a i czasy pow o­

jenne nie były dla niego łaskaw e. R eaktyw ow ane T ow arzystw o, aby u n ik ­ nąć likw idacji przez w ła­

dze państw ow e, zam knę­

ło się w granicach parafii poznańskiej. D opiero na fali ru c h ó w p o s ie rp n io ­ w ych udało się rozszerzyć działalność na cały kraj.

Jednakże zw ołany do J a w o rz a , w lis to p a d z ie ubiegłego roku, zjazd nie m iał na celu przyśpieszo­

nych obchodów tak zna­

czącego ju b ileu szu , cho­

ciaż w kuluarach m ów io­

no o nim wiele. Inicjato­

rom spotkania przyśw ie­

cały inne cele, które u d a ­ ło się zrealizow ać. Zjazd m ia ł c h a ra k te r otw arty , więc pojaw iły się na nim osoby pragnące naw iązać k o n ta k ty ze w s p ó łw y ­ znaw cam i z diaspory.

Cytaty

Powiązane dokumenty

tają się: „Jeśli jesteś Boże, to kim jesteś?" To nie jest takie łatwe, tego trzeba się nauczyć. A potrzeba wiele cierpliwości, aby nauczyć się rozmowy z Bogiem. I

łobną po śmierci ojca - „Nie zawsze wiem y dlaczego coś się dzieje, czasami jest to po prostu wola boska i należy ją przyjąć" - ripostuje

Większość z nas miała nikłą przyjemność obserwować, co działo się przed Pałacem Prezydenckim, kiedy to tak zwani „obrońcy krzyża" przeciwstawiali się legalnej

zuje, sam dr M arcin Luter był temu przeciwny, pisząc w o dezw ie do swych zw ole nn ikó w : „Po pierwsze, prosiłbym by nie posługiwać się m oim imieniem, bow iem

bp M ieczysław Cieślar jest wspom inamy przez współpracujących z nim duchownych diecezji warszawskiej KEA jako Biskup i Brat w posłudze Słowa Bożego i

łych w pierwszym impecie nie w ytrzym ało próby czasu, pozostałe, m im o coraz trudniejszych do spełnienia obow iązków , utrzym yw ane są dzięki d ete rm ina cji w rę c

Do takiej perspektywy możemy dążyć, ale też nigdy nie uda nam się sprowadzić wszystkich przejawów religii i religijności do jednego wspólnego mianownika.. Obiektywizm wyraża

no w pomnik Gizewiusza. przekształciła się w świecką księgę. Również na dzisiejszym pomniku zabrakło - rzecz godna ubolewania - symbolu chrześcijańskiego. Były to