n
KRAKÓW 1 '5 / 2 0 0 4
UKAZUJE SJĘ OD 1 989 ROKU C E N A
5 ,0 0
ZŁ3 i
MYŚL'
N r 7 4 7 6
ISSN 0 8 6 0 8 4 8 2
PRZEGLĄD EWANGELICKI
M IE S IĘ C Z N IK S P O Ł E C Z N O ' KULTURALNY
■■. . -, F / . • ■ : -i:: :
•Ä V 4 # '1
W numerze: POLSKIE TOWARZYSTWO EWANQELICKIE
ponadto Barmen, szczęście oraz Schopenhauer i Lutosławski
a także Chóry i poezje
i to co zwykle
Alois Albrecht
Świętujcie Wielkanoc, świętujcie Przemienionego
Św iętujcie W ie lk a n o c , św ię tu jc ie Z m a rtw y c h w s ta łe g o , gd y ż Krzyż
nie jest k lu cz em , który w szy stk o z a m y k a . Bóg go p rzekręcił,
ab y śm y z n aleź li o tw a rte drzw i.
Św iętujcie W ie lk a n o c , św ię tu jc ie Ż y ją ce g o , gd y ż śm ierć
nie jest ju ż o b a w ą p rze d niczy m . Bóg p o z b a w ił ją ż ą d ła ,
ab y śm y z n aleź li p e łn e życie.
Św iętujcie W ie lk a n o c , św ię tu jc ie P rz e m ie n io n e g o , gd y ż rany
nie są ju ż z n a k a m i b ezsiln o ści.
Bóg ogłosił je o z d o b ą Z w y cięzcy , ab y śm y mogli św ię to w a ć .
Św iętujcie W ie lk a n o c , św ię tu jc ie Z w y c ię z c ę , gd y ż grób
nie jest ju ż o statn im m ie jsc e m c z ło w ie k a . Bóg go ro zsad ził,
a b y śm y O j c z y z n ę mieli w niebie.
t łu m . ks. Jan K rzyw oń
W nadchodzące Święto Zmartwychwstania Zbawiciela
życzymy
miłości, nadziei i wiary
Redakcja
jestem iy
Kłopotliwa rocznica?
stowo
MWŚSk
W numerze:
Jesteśmy
Kłopotliwa rocznica 1
Barmeńska deklaracja teologiczna 2 Friedrich HaubnerSen o szczęściu 3
Władysław PytlikBezduszna i bezosobo
wa wola... 4
Grażyna Kubica
Rozmowa z Agnetą
Pleijel 6
Ewa Bocek-Orzyszek
Chóralne jubileusze 7
Ks. Ryszard JanikSprostać wierności
Jezusowi 9
Iwona Czajka
Ogólnopolski Zjazd Polskiego Towarzystwa Ewangelickiego 11
Władysław SosnaJan Wantuła i jego
czasy 15
Na półce z książkami
Poezje wielo
-tematyczne 20
Tomasz CyzPortret w 10-lecie
śmierci 21
Zamiast katechizmu
Świąteczny
supermarket 22
Informacje 23 Nasza okładka:
Ukrzyżowany - fragment prawosławnego fresku
Do o k reśle n ia naszej tożsamości, naszego „jeste
śm y" należy nie tylko te
raźniejszość, ale także prze
szłość i przyszłość. Prze
szłość bowiem zawsze zo
stawia swoje ślady, więcej jest obecna w teraźniejszo
ści. W ydarzenia z przeszło
ści wpływają często w spo
sób b ard zo istotny na to kim jesteśm y i jacy jeste
śmy. Dotyczy to także na
szej tożsamości w yznanio
wej. P o trzeb n a więc jest n a m zn ajom ość w łasnej przeszłości. W ypada, w ię
cej trzeba wracać do tego, co działo się kiedyś. Szcze
gólnie zaś do w ydarzeń, które po dziś dzień mają istotne znaczenie w kształ
tow aniu naszej świadom o
ści wyznaniowej.
Zapew ne dla ewangeli
ków na Śląsku, szczegól
nie zaś na Śląsku Cieszyń
skim , w ciąż isto tn e zn a
czenie mają czasy kontrre
formacji; czasy prześlado
w ań i bohaterskiej walki o p rz e trw a n ie . W łaśnie w tym ro k u p rz y p a d a 350 rocznica w ydarzeń, które dla kontrreformacji na Ślą
sk u C ie sz y ń sk im m ia ły istotne znaczenie. Oto w k ró tk im o k re sie ; o d 21 marca do 18 kw ietnia 1654 ro k u z a b ra n o e w a n g e li
kom 49 kościołów na Ślą
sku Cieszyńskim. Były to w szystkie kościoły, które w tym czasie były w ich posiadaniu. Przy tym nie tylko pozbaw iono ich ko
ściołów, ale także w ydano surow y zakaz o d p raw ia nia ew angelickich n a b o żeństw, posiadania ew an
gelickich Biblii i literatury religijnej, p rz y z n a w a n ia się do przynależności do
Kościoła Ewangelickiego.
O d tą d z w o li c e sa rz a wszyscy m ieszkańcy kra
jów dziedzicznych H abs
burgów mieli być katolika
mi. Dotyczyło to także Ślą
sk a C ie s z y ń s k ie g o . O d tego czasu form alnie nie było na tej ziemi ani jedne
go ewangelika...
A je d n a k fak ty c zn ie było inaczej... Nie wszyscy ewangelicy ulegli przym u
sowi. N ie opuścili swojej rodzinnej ziemi ani też nie wyrzekli się swego wyzna
n ia. W o d lu d n y c h m iej
scach; w lasach i w górach zaczęli się ju ż w ty m że roku zbierać na potajem nych nabożeństwach m.in.
w najbardziej dziś znanym z takich nabożeństw miej
scu p r z y k a m ie n iu na Równicy. Tam też te w yda
rzenia zostały upam iętnio
ne na zamieszczonej tabli
cy stwierdzającej, że w tym miejscu odbywały się pota
jemne nabożeństwa ewan
gelickie w najtrudniejszych dla ew a n g e lik ó w latach kontrreformacji, a więc w latach 1654 -1709.
D zisiaj w sp o m in a m y tam te w ydarzenia żyjąc w z u p e łn ie innych w a ru n k a c h . W szak ży je m y w kraju i w części świata, w k tó ry m o b o w ią z u ją c y m standardem w życiu spo
łecznym jest wolność w y
znania i sum ienia, a także r ó w n o u p ra w n ie n ie w y znań. Czy więc w takiej sy
tuacji przypom inanie cza
sów prześladow ań chrze
ścijan jednego w y znania p rzez chrześcijan innego w yznania jest czymś w ła
ściwym? A m oże jest roz
budzaniem daw nych spo
rów, otw ieraniem starych
ran, budzeniem uczuć nie
chęci, nieżyczliw ości czy w ręcz nienaw iści do p o tom ków daw nych prześla
dowców?
Tak może się stać, jeśli ograniczym y się tylko do przypom inania daw nych prześladow ań i będziem y się k o n c e n tro w a ć na krzyw dach wyrządzonych naszym przodkom . To jest realne niebezpieczeństwo i dlatego ta rocznica m oże okazać się kłopotliwa. Tym bardziej, że doświadczenia czasów kontrreformacji są wciąż żywe w świadom o
ści Cieszyniaków.
Ale choćby dlatego, że o d c isn ę ły tak w y ra ź n e piętno na wszystkich kolej
nych pokoleniach, nie na
leży tej rocznicy pom inąć czy o niej zapomnieć. Tyl
ko nacisk winniśm y poło
żyć nie na prześladowania i doznane krzywdy, ale na wierność wobec Chrystusa Pana i swojego w yznania bez w zględu na w arunki i sytuacje, w których przy
szło nam żyć. A ta wierność uczy nas p rzeb aczan ia i m iłości b liź n ie g o , p r z e zwyciężania złej przeszło
ści i szukania tego, co nas z b liż a do w y z n a w c ó w Chrystusa bez w zględu na w y z n a n ie , do k tó re g o należą. Świadomi tego co było, dokładajm y starań, aby to nigdy się nie pow tó
rzyło, aby już nigdy chrze
ścijanie nie prześladow ali w yznaw ców C hrystusa z p o w o d u p rz y n a leż n o śc i w yznaniow ej; różnicy w poglądach i obyczajach czy też z jakichś innych pow o
dów.
ks. Henryk Czembor
Kościół na swych drogach musi, niejednokrotnie, przeciwstawiać się tem u co niesie ze sobą świat. Pozostając w iem y Radosnej Nowinie, m usi głośno wyrazić oczywiste, chrześcijańskie praw dy, narażając się częstokroć na niepopularność, a nieraz na prześladowanie.
Taka trudna sytuacja pojawiła się w Kościele w I połowie XX wieku, gdy musiał przeciwstawić się rodzącym się totalitaryzm em . Szczególna sytuacja zaistniała w latach 30. w Niemczech. Two
rzona przez ruch narodowosocjalistyczny III Rzesza stanowiła praw a obce nie tylko demokracji i humanitaryzmowi, ale przede wszystkim Ewangelii. Zwolennicy tych praw - w łonie Kościoła ewangelickiego była to grupa o nazwie D eutsche C hristen1 - próbowali przeszczepić na grunt kościelny paragrafy aryjskie2, zasadę wodzostwa {F uehrerprinzipf - w miejsce ustroju synodal
nego oraz propagowali nietzscheańską wizję woli i heroizm u ucieleśnioną w Chrystusie, odrzu
cając sens jego krzyżowej męki.
Bohaterską walkę z tymi zjawiskami podjęła grupa ewangelików skupiona m.in. wokół takich postaci jak M artin Niemoeller i Dietrich Bonhoeffer. Wyrazem tego n u rtu jest powstanie Kościoła Wyznającego (B ekennende Kirche), który na swoim założycielskim synodzie w Barmen (29 - 31.
05. 1934 r.) uchwalił konfesję, jednoznacznie przeciwstawiającą się totalitarnej herezji.
W tym roku mija 70 lat od uchwalenia ww. dokum entu i chcąc uczcić bohaterstwo jego twórców - tych których powszechnie znam y i tych którzy pozostali anonimowi - prezentujemy nin. tekst.4
$a?mefófca Sefclotttciit SWfegfcpu
3 311*«j« 1934
W związku z błędami popełnianymi przez „niemiec
kich chrześcijan" i obecne kierownictwo ewangelickiego Kościoła w Niemczech, co rozbija jego jedność i prow a
dzi do zguby Kościoła, wyznajemy następujące praw dy ewangeliczne:
1. Ja jestem droga, praw da i żyw o t, n ik t nie p rzych o d z i do Ojca ja k tylko p rze ze m n ie (J 14, 6). Zapraw dę, zapraw dę pow iadam wam, k to n ie w chodzi p r z e z d rzw i owczarni, lecz w in n y sposób się tam dostaje, ten je s t zło dziejem i zbójcą [...] /a jestem drzw iam i; je śli kto p rzeze m nie wejdzie, zbaw iony będzie (J 10,1.9).
Zgodnie ze świadectwem Pisma Świętego, Jezus Chry
stus jest jedynym Słowem Boga. Tylko Jego powinniśm y słuchać, tylko Jemu powinniśm y ufać i być posłuszni za
równo w życiu, jak i wobec śmierci.
Odrzucam y fałszywą doktrynę, która głosi, że oprócz tego jedynego Słowa Boga Kościół m oże i pow inien uznawać, jako Boże Objawienie i źródło swego zw ia
stow ania, jakieś inne zw ierzchności, ludzi, p raw d y i w ydarzenia.
2. ..Jesteście w C hrystusie Jezusie, k tó ry sta l się dla nas mądrością o d Boga i spraw iedliw ością, i pośw ięce
niem , i odkupieniem (1 Kor 1, 30).
Z jednej strony Jezus Chrystus oznajmia nam w im ie
niu Boga przebaczenie wszystkich naszych grzechów, z drugiej zaś w zyw a w im ieniu Boga, abyśm y oddali Mu całe swoje życie; przez Niego otrzym ujem y radosne w y
zwolenie z grzesznych więzów tego świata, abyśmy - jako ludzie wolni i w dzięczni Bogu - służyli jego stw o
rzeniom.
O drzucam y fałszywą doktrynę głoszącą, że istnieją takie dziedziny życia, w których nie należymy do Jezusa Chrystusa, lecz do innych władców, dziedziny, w których nie potrzebujem y uspraw iedliw ienia i uświęcenia.
3. ...Abyśm y, będąc szczerym i w m iłości, w zrastali p o d k a żd ym w zględem w N iego, k tó ry je s t Głową, w Chry
stusie, z którego całe ciało spojone... (Ef 4,15-16).
Kościół chrześcijański tw orzy wspólnotę braterską, w której Jezus Chrystus jest obecny i działa jako Pan przez Ducha Świętego, w Słowie i sakramentach. Właśnie po
śród grzesznego świata, dzięki swej wierze i posłuszeń
stw u swem u zwiastowaniu i swym instytucjom. Kościół zbawionych przez łaskę grzeszników m usi wyznawać, że należy wyłącznie do Pana, że żyje i chce żyć, oczeku
jąc Jego pow rotu, wyłącznie dzięki sile, którą On daje, i dzięki Jego nauce.
Odrzucamy fałszywą doktrynę, w edług której Kościół mógłby zrezygnować z treści swego zwiastowania i ze swej organizacji albo dla własnej wygody, albo ze względu na zmieniające się tendencje ideologiczne i polityczne.
4. Wiecie, i ż książęta narodów nadużyw ają sw ej wła
d z y n a d nim i, a ich m o żn i rządzą n im i sam ow olnie. N ie tak m a b y ć m ię d zy wam i; ale kto k o lw iek b y chciał m ię
d z y w am i b y ć w ielki, niech będzie sługą w aszym (Mt 20, 25-26).
Różne urzędy w Kościele zostały ustanowione nie po to, by jedni panowali nad drugim i, ale dla pełnienia służ
by powierzonej i nadanej całej wspólnocie.
Odrzucam y fałszywą doktrynę, w edług której Kościół miałby i mógłby oprócz takiej służby ustanawiać jakichś
2 Słowo i Myśl nr 74/76
przyw ódców wyposażonych w specjalne upraw nienia do spraw owania władzy.
5. Boga się bójcie, króla czcijcie (1 P 2,17).
Pismo Święte mówi nam, że zgodnie z uprawnionym przez Boga ładem władza istniejąca w świecie, który nie został jeszcze wyzwolony i w którym działa Kościół, po
winna czuwać nad przestrzeganiem prawa i zapewnieniem pokoju; w tym celu może ona posługiwać się groźbą i siłą, kierując się jednak przenikliwością i licząc się z ludzkimi możliwościami. Kościół z wdzięcznością i w bojaźni Bożej uznaje dobrodziejstwa tego ładu. Zwiastując Królestwo Boże, jego prawo i sprawiedliwość. Kościół przypomina tym, którzy rządzą, i tym, którzy są rządzeni, o ich odpowiedzial
ności. Ufa w moc Słowa Bożego i jest m u posłuszny, ponie
waż Słowem swym Bóg wspiera wszystkie rzeczy.
O drzucam y fałszywą doktrynę, w edług której pań
stwo może i pow inno rościć sobie praw o do całkowitego zaw ładnięcia ludzkim życiem i ogarnięcia takich jego dziedzin, które w chodzą w zakres powołania Kościoła;
w tedy bowiem przekracza ono swoje kompetencje.
Odrzucam y fałszywą doktrynę, w edług której Kościół może i pow inien przywłaszczyć sobie rolę, zadania i pre
stiż państw a, i w ten sposób sam stać się organem pań
stwowym; w tedy bowiem przekracza on swoje kom pe
tencje.
6. A oto ja jestem z w am i p o w szystkie d n i a ż d o sk o ń czenia św iata (Mt 28,20). Słow o Boże n ie je s t zw iązane (2 Tm 2, 9).
Posłannictwo Kościoła, będące podstaw ą jego wolno
ści, polega na przekazyw aniu wszystkim ludziom posel
stwa o wolnej łasce Boga - jak to czynił sam Chrystus - poprzez zw iastow anie i usługiw anie sakram entam i w służbie Jego Słowu i dziełu.
Odrzucam y fałszywą doktrynę, w edług której Kościół mógłby, ulegając ludzkiem u despotyzmowi, wprząc Sło
w o i dzieło Pańskie w służbę czyichś sam ow ładczych dążeń, celów i planów.
Synod W yznającego K ościoła E w angelickiego w Niemczech oświadcza, że przyjęcie tych praw d i odrzu
cenie tych błędów uznaje za kryterium teologiczne Nie
mieckiego Kościoła Ewangelickiego jako związku Kościo
łów wyznających. W zywa wszystkich, którzy podzielają jego stanowisko, aby przy podejm owaniu politycznych i kościelnych decyzji kierowali się tymi teologicznymi za
sadami. Prosi wszystkich, których to dotyczy, aby pow ró
cili do jedności wiary, miłości i nadziei.
Verbum D ei m a n et in aeternum .
(oprać, bton)
1 „Niemieccy chrześcijanie" - ruch powstały w 1932 roku, na bazie Związku Walki o Niemiecki Kościół, grupujący wielu członków NSDAP, próbujący realizować ideę „niemieckiej religii" i „germańskiego chrze
ścijaństwa".
2 Uchwalona w zdominowanym przez narodowych socjalistów Re
ichstagu 7 kwietnia 1933 r. ustawa, zabraniająca sprawowania urzędów publicznych (w tym pastorskich) przez osoby pochodzenia niearyjskie- go (najczęściej żydowskiego).
3 Naczelna zasada narodowego socjalizmu, oddająca absolutną władzę przywódcy, znajdująca swój wyraz w niemieckiej idei „Ein Volk, ein Reich, ein Fuehrer" (Jeden naród, jedno państwo, jeden wódz).
4 Tekst podajemy za „Studia i Dokumenty Ekumeniczne" 2/94.
Sen
o szczęściu
Szczęście - oto słow o p ełn e tajem nic. D o k ła d nie nie w iem y jak je okre
ślić. P otrafim y z d efin io w ać n ie s z c z ę ś c ie , czy li b rak szczęścia. M ów im y o kim ś „ m ia łszc zę ście "w sytuacji, w której o m ało co doszłoby do nieszczę
ścia; m ó w im y tak ż e , że k to ś „ m ia ł s z c z ę ś c ie w n ieszc zęśc iu A więc:
czym jest szczęście?
Czy to sukces zaw odow y, sportow y? A m oże głów na w y grana w Totolotka?
A m o ż e w y s ta r c z ą do jego osiągnięcia w y tk n ię
te p rzez ciebie nie tak o d ległe cele? M oże za d o w a
lasz się czymś n iep o ró w n y w a ln ie m n ie js z y m ? M oże m yślisz: jeśli u k o ń czę s z k o łę , w te d y r o z pocznie się życie! Jeśli do
stanę się do w ym arzonej szkoły lub na studia, w te dy...! Je śli o trz y m a m p e w n ą , d o b r z e p ł a t n ą pracę, jeśli znajdę życio
w ego p a rtn e ra , jeśli... I ta k u g a n ia m y się za szczęściem od jednej sta
cji do drugiej. O siągam y niejed n o i p rz y ty m z a u w a ż a m y , że sz c z ę śc ie jest ulotne i nie da się go z a trz y m a ć . Te n ielic z n e chw ile szczęścia pryskają jak bań k i m ydlane.
M oże szczęście to sen?
W naszych czasach m oż
n a n a u c z y ć się n ie m a l w szystkiego. N o w łaśnie - n iem al, bo nie m o żn a się nauczyć bycia szczę
ś liw y m . Tu z a w o d z ą w szystkie chytre filozofie ż y c ia . C z y ż b y w ięc w rz e c z y w isto śc i p o z o sta ł n a m ty lk o sen o sz c z ę
ściu? Tylko takie n iesp eł
n io n e m arz en ie ? Sen, z którego b u d zim y się roz
czarow ani stale na nowo?
C z y n ie m a ż a d n e g o p raw d z iw eg o szczęścia?
A m oże jest? Jeśli jednak jest, to jak m iało b y ono w yglądać?
To m usi być coś więcej n iż ty lk o p ię k n y se n . S z c z ę ś c ie m u s i b y ć u chw ytne, osiągalne dla w szystkich. M usi być za
kotw iczone w głębinach ż y c ia . M u si m ieć m o ż ność przetrw an ia także w kryzysow ych sytuacjach.
M u si b y ć o d p o r n e n a życiow e w strząsy. M usi być w olne od strachu, że je m ożna zgubić.
Czy szczęście jest z a le ż ne od nas?
Przy p y tan iu o szczęście natrafiam y na nasze g ra
nice. W tedy zauw ażam y, że nie k a ż d y m o że być k o w a le m sw e g o s z c z ę ścia. P o trz e b u je m y p o m ocy, ab y je o s ią g n ą ć . C zy m o ż e p o m ó c n a m Bóg, czy nasze szczęście je s t z a le ż n e o d N ieg o ? F ra n cu sk i filozof Blaise P a s c a l s fo r m u ło w a ł to tak: „ C zło w iek je s t s tw o r z o n y dla Boga, d la teg o je s t on s zc zę śliw y ty lk o w B ogu!" Vlad tym w łaśnie zdaniem pow inniśm y się zastanow ić. Biblia m ów i o nas jako o stw orzeniach Bożych. S tw o rz en ia nie w y p e łn ia ją celu sam ego w sobie, lecz są nakiero
w ane na Boga. K onkret
n ie: k ie d y ż y je m y b e z Boga, w te d y m ijam y się z celem naszego życia. Bóg
Bezosobowa i bezduszna wola
czyli świat Schopenhauera
jest najistotniejszym ele
m entem naszego życia.
Jesteśm y p o d o b n i do złotej ry b k i, k tó rą k to ś w y jm u je z w ilg o tn e g o , m ało in te re s u ją c e g o akw arium , aby włożyć ją do złotej k latk i. C zy to dałoby jej szczęście? Jak długo taka rybka m ogła
by rozkoszować się luksu
sem złotej klatki? Bardzo krótko! Jedyne, czego ryb
ka potrzebuje, poza poży
wieniem , to w oda - w oda jest istotnym elem entem jej życia. Tak jak ryba po
trzebuje wody, tak czło
w ie k p o trz e b u je B oga, społeczności z Nim.
Pogoń za szczęściem trw a od pradaw nych cza
sów. M ożem y prześledzić jej dzieje od chwili w yna
lezienia pism a. A ugustyn, w ielki m ąż starożytnego Kościoła, opisuje w sw o
ich „W yznaniach" w łasne p o sz u k iw an ia szczęścia.
K rocząc po b e z d ro żach , wybierając okrężne drogi nie m ógł go znaleźć. Pró
bow ał znaleźć szczęście w filozofii, po tem w p rz y jem nościach św iatow ego życia Kartaginy. Pewnego razu trafił na w iersz z N o
wego Testamentu: „Postę
p u jm y p rzysto jn ie ja k za dnia, n ie na biesiadach i pijaństw ach, n ie w ro zp u
stach i rozw iązłości, n ie w sw arach i zazdrości. A L E OBLECZCIE SIĘ W P AN A JE Z U SA C H R Y S T U S A "
(Rzym 13,13). I tu, w spo
łeczności z Jezusem C hry
stusem znalazł on sens i szczęście swego życia. Dał te m u w y ra z p is z ą c w
„ W y z n a n ia c h " : „ B y ć zw ią za n ym z Bogiem , w tym tk w i m oje szczęście!"
I nie tylko jego szczęście.
K ażdy, k to p rz y jm ie te słow a do sw ego serca i zw iąże się z Bogiem m oże osiągnąć to szczęście.
Friedrich Haubner tłum . ks. Jan Krzywoń
Czym kieruje się czytel
nik, amator filozofii, sięga
jąc po prace Schopenhau
era. Czego szuka lub może szukać w tych pracach?
Ogólnie rzecz biorąc może nim powodować chęć zapo
znania się z poglądem filo
zofa na sens i cel ludzkiego życia. W tym konkretnym w y p a d k u cz y te ln ik m a szczęście, bo autor podkre
śla, że jest zwolennikiem ja
snego formułowania myśli, jasnego i treściw ego, ale mimo to jego dzieło zatytu
łowane „Świat jako wola i przedstaw ienie" liczy po
nad 800 stron. Spróbujmy przebrnąć przez cztery księ
gi składające się na to dzie
ło i w ypunktow ać od p o wiedzi na interesujące nas pytania. Rozpocznijmy od pytam a o tajemniczą rzecz samą w sobie. Pojęcie to robi karierę w filozofii od wieku XVIII i nierozłącznie zw ią
zane jest z Im m anuelem Kantem. Schopenhauer jest w ielbicielem K anta, jego spadkobiercą i kontynuato
rem. Jednakże w swym ar
cydziele „Świat jako wola i przedstaw ienie" zamieścił r o z d z ia ł z a ty tu ło w a n y
„Krytyka filozofii Kanta", poniew aż uw ażał, że aby przejąć od mistrza to co naj
w a rto ś c io w s z e n a le ż y wstępnie ocenić krytycznie jego dorobek. Schopenhau
er potwierdza, że jego w ła
sn a m y śl p o w s ta ła p o d wpływem Kanta, ale doda
je, że rów nież pod w pły
wem Platona, a także świę
tych pism hinduskich.
W swojej krytyce filozo
fii K anta S c h o p e n h a u e r
cz. 1
stw ierdza, że najw iększą zasługą Kanta jest
odróżnienie zjawiska od rzeczy samej w sobie (s. 628). Jest to rezultat po
średniczenia intelektu po
m iędzy nam i a rzeczam i, tzn. m iędzy nam i a świa
tem zew nętrznym . N a tej koncepcji S ch o p en h au er wznosi m isterną budow lę m yślow ą p o partą olbrzy
m ią wiedzą. Świat pozna
w alny, e m p iry cz n ie d o stępny, jest w jego systemie
„przedstaw ieniem " albo - w innym tłum aczeniu nie
m ieckiego V o rstellu n g - w yobrażeniem , zaś to, co naszym zmysłom jest nie
d o s tę p n e , d a w n a rzecz sam a w sobie, n a z w a n a została wolą. N arzędziam i poznaw ania i rozum ienia są intelekt i rozum.
Jednak „rzecz sam a w sobie" jako określenie tego, co nieuchw ytne, okazała się być niezastąpiona. Wy
stępuje teraz jako dubler głów nego aktora, którym jest w ola (s. 189). Ale czy pojęcie woli jest łatwiejsze do sprecyzowania niż po
jęcie rzeczy samej w sobie?
W obu p rzy p a d k a c h ist
nieją obok siebie albo prze
nikają się naw zajem dw a światy: ten w zasięgu ręki i wzroku: świat rzeczy na
macalnych, realnych, świat im m anentny, oraz d ru g i św iat: nad zm y sło w y lub pozazm ysłow y, który jest istotniejszy, gdyż stanowi k w in te se n c ję is tn ie n ia , choć jest światem transcen
dentnym .
S chopenhauer m a za
strzeżenia co do tego, w
jaki sposób Kant w prow a
d z a rzecz sam ą w sobie (s.654). W prowadzenie rze
czy samej w sobie w obra
n y p rz e z K a n ta sp o só b uw aża on wręcz za w adę systemu. Zacytujmy Scho
penhauera: „Założenie rze
c z y sam ej w sobie opiera Kant, ukryw ając to za ro z
lic z n y m i z w r o ta m i, na w n io sk u w e d le p ra wa p rzyczynow ości, a m iano
wicie [twierdzi], ż e naocz- n o ść em piryczna, a raczej w rażenie w naszych orga
nach zm ysłow ych, z które
g o się ona w yw odzi, m u si m ie ć p r z y c z y n ę w e
w nętrzną. L ecz zg o d n ie z w łasnym i słu szn y m o d kryciem p raw o p rzyc zy n o w o śc i z n a n e n a m j e s t a priori, a zatem je s t funkcją naszego intelektu, czyli m a źró d ło subiektyw ne, dalej sam o w rażenie zm ysłow e, d o k tó re g o sto su je m y tu p ra w a p r z y c z y n o w o ś c i, je s t n ieza p rze cza ln ie s u b ie k ty w n e , w reszcie z a ś n a w et przestrzeń , w której p r z e z ta kie zastosow anie u m ie szc za m y p r z y c z y n ę wrażenia ja k o p rzed m io t, je s t dana a priori, c zyli je s t
subiektyw ną form ą nasze
g o u m y słu . Tym sa m ym cala naoczność em piryczna p o z o s ta je c a łk o w ic ie na g r u n c ie s u b ie k ty w n y m jakoproces zachodzący tyl
k o w nas i n ie m ożna wpro
w adzić do n iej ani w ykazać w n ie j ja k o w aru n ku n ic całkow icie o d n iej różnego, niezależnego, ja ko rze c zy sam ej w sobie". Tyle Scho
p e n h a u e r. W e d łu g jego koncepcji do sedna naocz-
4 Słowo i Myśl nr 74/76
Artur Schopenhauer ności empirycznej, a więc do rzeczy samej w sobie d o trz e ć m o żn a ty lk o na d rodze odw ołania się do tzw. sam ow iedzy głosząc, że wola jest samą istotą zja
wiska. Ale tu powstaje py
ta n ie , czy s c h o p e n h a u - erow ska sam ow iedza nie jest znow u całkowicie su
biektywna i czy nie wraca
m y do p u n k tu w yjścia?
S c h o p e n h a u e r o d s ą d z a Fichtego od czci i wiary, je
śli m ożna użyć tego zwro
tu, za to, że ten odrzuca cał
kowicie rzecz samą w so
bie.
Schopenhauer twierdzi, że „ św iat p rzed m io to w y , św ia t ja ko przedstaw ienie n ie je s t św iatem jed yn ym , lecz je s t tylko jedną, nieja
k o zew nętrzną stroną św ia
ta, k tó r y m a inną je szc ze stro n ę, będącą je g o n a j
głębszą istotą "(s. 72). Cho
dzi m u nie o dw a różne światy, lecz o dw ie różne strony jednego św iata, a słowo „jedyny" może nas w prow adzić w błąd. Wy
mienia on materializm jako najbardziej konsekwentny system filozoficzny wycho
dzący od przedm iotu, tak by z niego pow stał p o d m iot. Temu m ożna p rz e ciwstawić wychodzenie od podm iotu tak, aby powstał, czy aby w yw ieść p rz e d m iot. Jako przy k ład tego o sta tn ie g o a u to r p o d aje
„p seu d o filo zo fię F ichte
go" . To wyjście od podm io
tu wybrał także Kant, ale - jak mówi Schopenhauer - li
tylko po to, by ukazać fał- szywość dotychczasowego w y c h o d z e n ia od p r z e d m iotu i błąd, polegający na umieszczenia rzeczy samej w sobie w przedmiocie. We w łasnym ujęciu Schopen
hauer nie wychodzi ani od p rzedm iotu, ani od p o d m iotu lecz od przedstaw ie
nia jako pierwszego faktu św ia d o m o śc i, k tó re g o pierw szą, najistotniejszą formą zasadniczą jest roz
p ad na p rzedm iot i p o d miot, a formą przedm iotu jest z kolei reguła podsta
w y dostatecznej.
W system ie schopen- hauerow skim
każdy przedmiot jest zjawiskiem woli.
Jak d o tąd przy p isy w an o wolę tylko ludziom , a co najw y żej z w ie rz ę to m . P rzy zn aw an ie w oli „ p o zornie zup ełn ie odm ienym zja w isko m p r z y r o d y n ie organicznej", tak samo jak o rg a n iz m o m ż y w y m , m oże natrafić na sprzeci
wy. N a stronach 175 i 184 au to r staw ia m ianow icie znak rów ności pom iędzy wolą, a afektem i namiętno
ścią, czyli wola jest prero
gatyw ą osób. Czy zatem p rz e d m io t p o s ia d a ją c y określoną masę przyciąga
jąc inny przedm iot przeja
w ia w olę? C zy m o żn a przedm iotom przypisywać wolę, a więc coś w rodzaju ż y cia em o cjo n aln eg o ? Schopenhauer wyjaśnia, że jego „w ola" działa także tam, gdzie nie kieruje nią ż a d n e p o z n a n ie , jak u zwierząt, a także w świecie roślin, których ruchy nastę
pują pod wpły wem bodź
ców, a w końcu także tam, gdzie w n atu rz e działają siły w edług niezmiennych p ra w w yw ołujące ruchy wszystkich ciał pozbawio
nych w ogóle organów (s.
199). We wszystkich ideach tj. w e w sz y stk ic h siłach przyrody nieorganicznej i postaciach organicznej, ob
jaw ia się jedna i ta sam a wola. Dla nazw ania rzeczy samej w sobie Schopenhau
er zapożyczył znany ter
m in „w ola" nadając m u inne, bardziej ogólne zna
czenie jako zjawisku najdo
skonalszem u, bezpośred
nio ośw ietlo n em u p rze z poznanie. Nie wolno nam p odporządkow ać pojęcia woli samej pod pojęcie siły, jak to się dotąd działo, bo zrezygnow alibyśm y z je
dy n e g o b e z p o śre d n ie g o p o z n a n ia w e w n ę trz n e j is to ty rzeczy. W ola jest rzeczą samą w sobie, to ona spraw ia, że czereśnia jest słodka, kot mruczy, a czło
wiek pisze wiersze.
Wola leży poza czasem i przestrzenią, jest w olna od wielości, ona sama jest jedna (s. 192), ona jest ją
drem każd eg o zjaw iska.
Schopenhauer kilkakrotnie p o w ta rz a , że ty lk o tak m ożna zrozumieć w pełni sens nauki Kanta, że: czas, p rz e s trz e ń i p rzy czy n o - wość nie przysługują rze
czy samej w sobie, lecz są tylko form am i poznania.
Bezpośrednio wola zostaje poznana tylko przez samo- wiedzę (s. 193) i to jest chy
ba najsłabszym ogniwem całego systemu. Samowie
dza nie może być w iedzą obiektywną.
D o w o d z ąc , że św ia t sam w sobie jest niepozna
walny, Kant jak gdyby po
kazuje od innej strony to sam o, co głosił Platon, a m ianow icie św iat, k tóry ukazuje się naszym zm y
słom nie m a praw dziw ego bytu, lecz tylko nieustanie się staje, jest a zarazem go nie ma, a jego poznanie jest pom yłką (obłędem). Aby z ilu stro w a ć tę m yśl p o w tórzm y za Schopenhau
erem przenośnię z siódmej księgi „Państw a" wg. Pla
tona: „L udzie p r z y k u c i w ciem nej ja sk in i n ie w idzą anipraw dziw iepierw otne
g o św iatła, an i rze c zy w i
stych rzeczy, lecz tylko sla
b y odblask ognia w ja skin i i cienie rzeczyw istych rze
czy, któ rep rzesu wają się za ich plecam i p r z e d ogniem , sądzą jednak, ż e cienie są rzeczyw istością, a określe
n ie ich następstw a p ra w dziw ą m ądrością". N asu
wa się pytanie: Czyżbyśmy byli tylko biernymi obser
watoram i w teatrze cieni?
Czemu miałoby służyć ta
kie re d u k o w a n ie naszej trój- czy czterowymiarowej rzeczywistości do dw uw y
m iarowych cieni? Cień jest b a rd z o n ie p re c y z y jn y m obrazem projektow anego na ekranie przedm iotu, za
leżny jest tak od ź ró d ła światła, jak i od tła na któ
re jest rzutow any. Platon pragnie nam uzm ysłowić do jak ie g o s to p n ia n ie praw dziw y jest nasz obraz świata. Jego przenośnia nie przem aw ia do czytelnika czasów podarwinowskich, chyba żeby umieścić jaski
nię, o której mówi Platon, w wagonie pociągu pędzą
cego tunelem w stronę w y
lotu tunelu. Ruch pociągu m ożnaby utożsamić z pro
cesam i ew olucyjnym i, a opuszczenie tunelu i pełne oświetlenie jaskini ze zmia
nam i w sferze teoriopo- znawczej, z lepszym rozpo
z n a n ie m n aszeg o s ta tu s quo, z rozpoznaniem sen
su i celu istnienia. Światło, które rozjaśni wszystko to, co dotąd trwało w półmro- ku,uświadom i nam dokąd zm ierzam y jako gatunek, uświadom i nam cel nasze
go istnienia w środowisku ziemskim. Pełne oświetle
nie zmieni wszystkie pro
porcje i wszystkie wymia- ry. Wyjście z tunelu um oż
liw i n a m rzecz n a jw a ż niejszą tzn. dostrzeżenie gwiazdy polarnej stw arza
jącej możliwość orientacji i odnalezienia bezpiecznego kierunku.
W ładysław Pytlik
A A u s im y d o j ^ e c , a b y s i ę s p o t k a ć
Dalszy ciąg w yw iadu przeprowadzonego przez Grażynę Kubicę ze szwedzką pisarką Agnetą Pleijel podczas jej w izyty w Polsce
Jest jeszcze jeden problem, o którym piszesz w po
wieści i o którym chciałabym teraz porozmawiać. Mia
nowicie o stosunku między nauką a sztuką. Myślę, że będąc antropolożką i pisarką jednocześnie, nosisz w so
bie ten problem. Zauważyłam w Twojej powieści, że w wielu miejscach zdajesz się wskazywać, że nauka jest często bezradna i że tylko sztuka jest w stanie odpo
wiedzieć na wiele pytań. Czy nauka i sztuka w Tobie stale walczą ze sobą?
Nie, już się pogodziły, nie w idzę m iędzy nim i nie
zgodności. Lecz nie było tak w czasach mojej młodości.
Wczoraj [po spotkaniu promocyjnym] pew ien mężczy
zna podszedł do mnie i pytał czy m iała dla m nie jakieś znaczenie debata w yw ołana przez C.P. Snowa [fizyka i pisarza], który spow odow ał w latach sześćdziesiątych wielki rozziew m iędzy nauką i sztuką. On sam był fizy
kiem i ten problem wiele dla niego znaczył. Chociaż sama nie brałam w tej debacie udziału, ale jej reperkusje były ciągle zauw ażalne kiedy byłam na studiach. Było to dla m nie bardzo w ażne także z pow odów osobistych.
Mój ojciec był m atem atykiem a m atka - m uzykiem . I nie mogli się ze sobą porozum ieć. W końcu się rozw ie
dli. I jako że dziecko zawsze kocha oboje rodziców, było to dla m nie bardzo trudne, aby uczynić m iędzy nim i wybór, a także m iędzy tym co sobą reprezentowali. N ie
możliwe w ydaw ało się pogodzenie. Mój debiut pisar
ski był bardzo późny i m iało to chyba do czynienia z faktem, że staw iałam sobie tw arde naukow e w ym aga
nia. Aż w końcu stw ierdziłam , że m uszę tego zaniechać.
Ja chcę wyrazić samą siebie, nie zależy mi na dowodach, ani na tym czy m am do tego praw o. Ale to przyszło dopiero wtedy, gdy zbliżałam się do czterdziestki. Te
raz doszło już we mnie do zgody, dałam sobie praw o do sądzenia. To ja decyduję.
Z drugiej strony jest to, co działo się w latach sześć
dziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych: świa
domość własnych ograniczeń, która zaczęła charaktery
zować naukę. Zrodziła się tak zwana now a fizyka. Pa
miętam jak jakieś piętnaście lat tem u spotkałam pew ne
go naukowca, który stwierdził, że najlepiej m u się roz
mawia o odkryciach nowej fizyki z dobrym i teologami, ponieważ oni go rozumieją. Wszyscy m usim y używać metafor, dotyczy to zarów no nauki, jak i teologii. Musi być między nimi porozum ienie na poziomie języka, że teologowie mogą mówić o niepewności co do tego co tym wszystkim kręci, a fizycy widzieć cały obraz tego czego poszukują. Nie znam się na tym za bardzo, ale zawsze mnie interesowała względność naszych wyjaśnień, że coś może mieć jakiś głęboki pow ód, a m y go m ożem y nie znaleźć.
Dziękuję za rozmowę
Agneta Pleijel z mężem, Maciejem Zarembą, publicystą
Fragment powieści Agnety Pleijel, Lord Nevermore (tłum.
Iwona Jędrzejewska, Wydawnictwo Jacek Santorski & Co, Warszawa 2003):
“Kiedy poszedłem pierw szy raz do kościoła, a byłem w tedy jeszcze mały, dowiedziałem się o istnieniu Boga.
Na początku ze słów księdza. Było to zupełnie zdum ie
wające. Nikt mi wcześniej o tym nie mówił. Siedziałem w ławce prosto jak świeca. Potem, w dom u, m iałem m nó
stwo pytań.
Dlaczego nie mogę go zobaczyć, mamo?
N a podw órku za dom em m am a obok klatek z króli
kami łuskała groch. Ja siedziałem przy niej na ławce, w y
machując nogami. Wszystko wokół było tak jasne i pro
ste, że aż raziło w oczy. Słońce, króliki, łubin, płot i trawa, wszystko miało wyraźne kontury.
Nie wszystko, co istnieje, m ożna zobaczyć. Stasiu.
Nie wszystko?
Nie, kochanie, na przykład myśli nie m ożna zobaczyć.
Ale kiedy się mówi, to się je słyszy, mamo. Nie chcę mieć Boga, którego nie m ogę zobaczyć, który potajemnie skrada się po pokoju, kiedy kładę się spać. Powiedz, że go nie ma.
Mój najdroższy robaczku. Bóg się nie skrada.
A co robi?
O n po prostu jest.
Ale gdzie, mamo?
Bóg jest wszędzie.
To okropne, mamo!
Dlaczego? Jest w kwiatach, w drzewach, w motylach, w królikach i małych kotkach, i w pieskach. Jest siłą, od której wszystko rośnie. Jest miłością. I w tobie, Stasiu, mój książę, mój najukochańszy robaczku, też Bóg jest.
Z przerażenia wybuchnąłem w tedy płaczem. Zabierz go, mamo!
Ale co się stało? Nie płacz tak. Nie płacz, zrobię, co chcesz, zabiorę go, tylko przestań płakać!
Tak to mniej więcej było, Broniu.
6 Słowo i Myśl nr 74/76
Nie m ożna tak po prostu zabrać tego, co się dziecku zaszczepiło.
N igdy przedtem nie słyszałem o czymś tak przeraża
jącym i budzącym grozę jak to, że może istnieć coś lub ktoś, kto jest we mnie, a jednocześnie poza m ną. Nie mogłem przestać myśleć o Bogu. Czy był w postaci gazu czy cieczy? Dopiero potem uświadom iłem sobie, że Bóg to po pro stu w yobrażenie. Zęby nie pow iedzieć, p o wszechnie występujące. Ze to ogólnie utarta myśl. Lu
dzie, wymawiając imię Boże, nie zastanawiają się nad nim.
Złościło mnie to. Chciałem go uratować.
Wrócić do tego odmieniającego całą rzeczywistość przerażenia, które tak m ną w strząsnęło, kiedy po raz pierw szy o nim usłyszałem. O Bogu, o którym myślimy tylko z przyzwyczajenia, nie chciałem naw et słyszeć.
Czy mówiłeś coś, Broniu?
Nie, ten idiota świszczy i chrapie jak przedtem . N aw et jeśli Bóg istnieje, to i tak nie m ożem y go ani zobaczyć, ani usłyszeć, ani poczuć.
Nie mówi. Nie wtrąca się. Nie m ożna naw et pow ie
dzieć o nim „on". Bóg, jeśli w ogóle istnieje, wykracza poza wszelkie pojęcia. A to ohydne, niedorzeczne prze
rażenie, kiedy pew nego pięknego dnia uśw iadam iam y sobie, że jesteśmy zupełnie sami — każdy dla siebie, każ
dy w swoim własnym piekle, w swojej własnej skórze - to stan, w którym jesteśmy najbliżej Boga.
Bóg objawia się poprzez nasz metafizyczny lęk w o
bec pustki wszechświata. Poprzez naszą świadomość, że dotarcie do bliźniego jest niemożliwe. Poprzez absurdalną samotność człowieka.
Bez trwogi przed tym człowiek nie byłby człowiekiem.
Może człowiekiem-automatem, Broniu.
Ale nie człowiekiem."
CHÓRALNE JUBILEUSZE
G eneza p o w sta w a n ia e w a n g e lic k ic h c h ó ró w p a ra f ia ln y c h w ią ż e się ściśle z n a b o ż e ń stw e m . K onieczne stało się łącze
nie w pew n ą tem atyczną całość tekstu biblijnego i kazania z pieśniam i chó
r u ś p ie w a n y m i n a jc z ę ściej p rze d lub po kaza
niu. W w iększości p arafii ew an g elick ich w Polsce c h ó ry p o w s ta w a ły n a przełom ie XIX i XX w ie
ku. W ielki ich rozw ój n a stąpił po I w ojnie św iato
w ej, często w o p a rc iu o Z w ią z e k M ło d z ie ż y Ewangelickiej - organiza
cji o w ie lo k ie ru n k o w e j d ziałaln o ści. O bok czte
r o g ło s o w y c h c h ó ró w m ie s z a n y c h tw o r z o n o ró w n ież m ęskie. K onty
n u a to r e m ty c h tra d y c ji jest chór m ęski „C antus"
z G oleszow a.
25-lecie chóru męskiego
„Cantus"
In ic ja to ra m i, z a ło ż o n e g o p o d k o n ie c 1978 roku zespołu, było kilku członków chóru m iesza
n e g o d z ia ła ją c e g o ju ż w ów czas 60 lat. P ocząt
kow o liczył on 16 osób, w latach 90-tych 40, a obec
nie śpiew a w nim 30 p a nó w w w ieku od 35 do 77 lat. D yrygentem i kierow nikiem arty stycznym od s a m e g o p o c z ą tk u je s t A nna Stanieczek.
Początkow o głów nym celem ś p ie w a k ó w b y ła słu ż b a p ie ś n ią w n a b o żeństw ach przede w szyst
kim w Goleszowie, w są
sied n ich p arafiach: C ie
szynie, Skoczowie, Wiśle, U stroniu, Bielsku - Białej o ra z z b o ra c h d ia s p o ry : Kłodzku, Poznaniu, Zielo
nej Górze, Świdnicy, So
pocie, K ętrzynie, Suw ał
kach, Pasym iu. Chór kon
certow ał rów nież w Kato
w icach, Z abrzu, C horzo
w ie i W rocław iu. W la tach 1988 -1998 chór zrze
s z o n y b y ł w o d d z ia le b ie ls k im P o ls k ie g o Z w ią z k u C h ó ró w i O r
k ie s tr. W ty m o k re s ie koncertow ał na „trojaku Ś ląskim " i „ G au d ę can tem " - im prezach organi
z o w a n y c h p r z e z te n Z w ią z e k . Ś p ie w a ł r ó w nież n a koncertach e k u m enicznych. Były to w y s tę p y o r g a n iz o w a n e p rz e z K lub In te lig e n c ji K atolickiej w B ielsku - Białej, C ie szy n ie i C z e s k im C ie s z y n ie ; w r a m ach T ygodnia K u ltu ry C h rz e śc ija ń s k ie j w k o ściele polsko - katolickim i k o śc io ła ch rz y m sk o - k a to lic k ic h w B ielsku - Białej oraz na ekum enicz
nych koncertach kolęd m.
in. w C horzow ie (w ko
ściele rzym skokatolickim p.w . św. J a d w ig i). Brał u d z ia ł w F estiw alu M u
zyki Religijnej im. Ks. A.
S k ro b o la w J a s tr z ę b iu Z d ro ju o ra z F e s tiw a lu Kolęd i Pastorałek w M y
ś le n ic a c h . W s ty c z n iu 2001 roku uśw ietnił sw o
im w ystępem N ow orocz
ne Spotkanie Ekum enicz-
Chór „Cantus' ne w W arszawie z u d z ia łem b is k u p ó w w s z y s t
kich Kościołów oraz p re z y d e n ta RP A le k san d ra K w aśniew skiego.
O d 1985 ro k u „ C a n tus" koncertuje poza gra
n icam i Polski - w byłej Ju g o sła w ii, N iem czech , Francji, A ustrii, R epubli
ce Czeskiej, H olandii i na Słowacji. To zaow ocow a
ło kontaktam i partn ersk i
m i z c h ó ra m i ty c h państw .
R e p e rtu a r m ę sk ie g o chóru „C antus" to ponad 300 p ie ś n i re lig ijn y c h i ś w ie c k ic h z ró ż n y c h epok. Są w śró d nich m.
in. kom pozycje Wacława z Szam otuł, M. Gom ółki, G.G. Gorczyckiego, G. P.
Palestriny, L. Cherubinie- go, J.S. Bacha, J.F. H aen- d la, F. S c h u b e rta , W .A.
M ozarta, L. van Beetho- vena, J. Elsnera i S. M o
n iu s z k i. C h ó r ś p ie w a rów nież now e opracow a
nia i kom pozycje m. in. K.
i A. H ław iczków , A. Po- ć w ie rz a , J. G a w la s a , J.
Św idra i J. C. H auptm a- na. Ta bogata działalność została om ów iona w p ra cy m agisterskiej Ewy Wi- gezi, obronionej w A ka
dem ii M uzycznej w Kato
w icach w 1995 roku.
Z e s p ó ł k ilk a k r o tn ie b ra ł u d z ia ł w n a b o ż e ń stw a c h e k u m e n ic z n y c h tra n s m ito w a n y c h p rz e z radio i telew izję. Posiada
pięć n ag rań kaset m agne
tofonow ych i płytę CD z kolędam i i pieśniam i go
d o w y m i. P rz y g o to w u je się do n a g ra n ia kolejnej płyty CD, na której będą u tw o ry o różnej tem aty
ce od m uzyki daw nej po w spółczesną.
U ro c z y sto ść 25-lecia działalności odbyła się 22 listopada 2003 roku w ko
ściele ew angelicko - a u gsburskim w Goleszowie.
L ic z n ie z g ro m a d z o n e j publiczności chór z a p re zentow ał 20 utw o ró w m.
in. M. G om ółki - Psalm 77 Pana ja w zy w a ć będę, F. M e n d elsso h n a - Bar- th o ld y 'e g o G d y ś w it r u m ieńcem zapłonie, J. Świ
dra - Psalm 100, z liturgii s ta ro c e rk ie w n e j A. Fie- ofana M iło st m ira, L. van B e e th o v e n a N ie b io s a g ło szą i J. Sztw iertni gro n ie, gronie. Koncert, któ
ry pro w ad ził ks. Piotr Si
te k z a sz c z y c ili o b e c n o ścią: bisk u p Kościoła ks.
J a n u sz Ja g u c k i, b is k u p senior ks. Jan Szarek, b i
skup diecezji cieszyńskiej P aw eł A nw eiler, p rez e s S y n o d u k s. r a d c a Ja n G ross, sta ro sta p o w ia tu c ie s z y ń s k ie g o W ito ld D ierżaw ski, w ójt gm iny Goleszów Z bigniew Wa- cław ik, p rze w o d n ic z ąc y Rady G m iny w G oleszo
w ie K azim ierz W isełka, d e le g a c je U rz ę d u M a r
s z a łk o w s k ie g o w o je
w ó d z tw a śląskiego. Pol
skiego Z w iązku C hórów i O rkiestr i w ielu za p rz y ja ź n io n y c h chórów . P a tro n a t n a d ju b ile u s z e m objęli: sta ro s ta p o w ia tu cieszy ń sk ieg o i m a rs z a łek w ojew ództw a śląskie
go-
D z ia ła ln o ś ć c h ó ru - ju b ilata tak podsum ow ał proboszcz p a ra fii e w a n gelicko - augsburskiej w G o le szo w ie , ks. R om an D o rd a : „ P a n i A n n a z e sw o im chórem je s t w szę d z ie tam , g d z ie istn ie je p o trze b a s łu ż b y p ie śn ią , b e z w zg lę d u na to, ja k ie są to uroczystości""
75-lecie chóru z W isły C entrum Z ałożono go 8 grudnia 1928 ro k u p r z y K ole Z w ią z k u M ło d z ie ż y E w a n g e lic k ie j. P i e r w szym dy ry g en tem został E rnest Glajcar. W tedy to c h ó r w y k o n y w a ł ty lk o pieśni kościelne. O d 1934 roku do w ybu ch u II w oj
ny św iatow ej zespół p ro w a d z ili: K a ro l S ik o ra , A dam Zyder, Jerzy Drozd i Jan Sztw iertnia. Za k a
dencji tych dw óch o stat
nich chór w y stęp o w ał na
„Święcie G ór". Po II w oj
nie św iatow ej przez jeden ro k c h ó re m d y ry g o w a ł J e rz y H a d y n a . O p ra c o w ał on dla potrzeb zespo
łu w ią z an k ę ko lęd z to w a rz y sz e n ie m o rg an ó w w ykonyw aną do tej pory.
W latach 1946 -1 9 4 7 chór p o n o w n ie p r o w a d z ił A dam Zyder - nauczyciel z G oleszow a, a do 1950 roku Jan W isełka. W tym czasie, w ram ach chóru, p o w s ta ła G ru p a R eg io nalna „W isła".
Przez czternaście lat - do 1964 roku ze śpiew a
k a m i p r a c o w a ła A n n a C ieślar i p o d jej dyrekcją w y stąpili w 1953 roku w W arszaw ie, podczas u ro czystości odsłonięcia ta b lic y p a m ią tk o w e j b p a J u liu s z a B u rsc h e g o . W c z a s ie ro c z n e j c h o ro b y d y ry g e n tk i z a stę p o w a ła ją M aria Sikora z U stro
nia. W latach 1965 - 1977 c h ó re m k ie ro w a ł Je rz y Szalbót.
W ro k u 1977 opiekę artystyczną i dyrygencką n a d zespołem rozpoczął Jerzy D ro z d , p e d a g o g i d y r e k to r c ie s z y ń s k ie j Szkoły M uzycznej. W zbo
gacił repertuar o pieśni re
gionalne i św ieckie oraz nagrał płytę długogrającą
„Ojcowski dom ". Zareje
stro w a n o n a niej p ie śn i k o m p o z y to ró w cie sz y ń s k ic h : J. G a w la s a , J.
Sztw iertni i S. H adyny. Z Jerzym D rozdem śpiew a- cy w yjechali n a to u rn e e k o n c e rto w e do Szw ecji.
W latach 1979 -1 9 8 4 chór
Chór z Wisły Centrum
8 Słowo i Myśl nr 7^/7b
„A do anioła zboru w Sm yrnie napisz: T om ow ipierw s z y i ostatni, k tó ry b y ł um arły a ożył; Znam ucisk tw ój i ubóstw o, lecz ty ś bogaty i w iem , ż e bluźnią tobie ci, k tó r z y podają się za Żydów , a n im i nie są, ale są synagogą szatana. N ie lękaj się cierpień, które mają p rzy jść na c ię . Oto diabeł wtrąci niektórych z was do w ięzienia, abyście b y li p o d d a n i próbie, i będziecie w udręce p r z e z dziesięć dni. B ądź w ie m y a ż do śm ierci, a dam ci koronę żyw ota.
K to m a uszy, niechaj słucha, co Duch m ó w i do zborów.
Ten k to zw ycięża, n ie dozna szk o d y o d drugiej śm ierci".
Obj. Św. Jana 2, 8-11
S p r o s t a ć wi e r noś c i
J e z u s o w i
p ro w ad ził Jan Chm iel. Z zespołem koncertow ał w byłej Jugosław ii i N iem czech. Pod jego dyrekcją z e s p ó ł w y s t ą p ił ta k ż e p o d czas o dsłonięcia p o m nika Jana Sztw iertni w w iśłańskim parku.
O d m aja 1984 ro k u p rz e z d z ie w ię ć la t chór pro w ad ziła córka Jerzego D rozda - Barbara. Za jej kadencji chór śpiew ał w N iem czech, Belgii, R epu
blice Czeskiej, a w 1989 ro k u w L ip sk u p o d c z as D ni K o ścio ła {K irc h en tag). W 1987 roku n ag ra n o p ł y tę d łu g o g r a ją c ą
„ O p ła te k d la m a m y " z tra d y c y jn y m i i n o w y m i opraco w an iam i kolęd S.
H adyny. B arbara D rozd w p ro w ad ziła do re p e rtu aru dzieła m uzyki w okal
no - in stru m e n ta ln e j m.
in.: A llelu ja z orato riu m
„M esjasz" J. F. H aen d la, fra g m e n ty „ S ta b a t M a
ter" K. Szym anow skiego oraz dedy k o w an ą chóro
w i p ieśń J. Św idra C zego c h c e sz o d n a s P anie do słów Jana Kochanow skie
go. W 1991 roku nagrano ta ś m ę m a g n e to fo n o w ą
„Pieśni kościelne". Za bo
gatą i różnorodną działal- n o ś ć c h ó r o tr z y m a ł w 1985 ro k u o d z n a c z e n ie
„ Z a z a s łu g i d la w o je w ó d z tw a b ielsk ie g o ". Z ch ó rem p ra c o w a li ró w n ie ż M arek P ilc h i A n drzej Pilch.
O d 1994 ro k u z e sp o łem k ie ru je M a ria Śliż.
Pod jej dyrekcją śp iew a
cy w y s t ą p il i w N ie m czech, a p o p rz y je ź d z ie n a g ra li d la krak o w sk iej te le w iz ji „W isła" p ie ś ń O jc o w s k i d o m (1995).
K oncertow ali także w Re
p ublice Czeskiej, Szw aj
carii i na Słowacji. Uczest
niczyli ró w nież w n a b o ż e ń s tw a c h e k u m e n ic z nych. W 1989 roku na g ra no w ideokasetę dla Polo
nii. Swój re p e rtu a r w iśla
nie p re z e n tu ją często w strojach regionalnych.
W dorobku chóru jest około 700 pieśni i u tw o ró w w o k a ln o - i n s t r u m en taln y ch . Są to ko m pozycje m. in. J.S. Bacha, J.F. H a e n d la , W .A. M o
zarta, L. van Beethovena, J. Brahm sa, J. G aw lasa, J.
D rozda, S. H adyny, A. i K. H ła w ic z k ó w , J.
S z tw ie rtn i, P. K alety, J.
Podoli, J. Św idra i H. M.
Góreckiego. Obecnie chór liczy 67 osób.
U ro c z y sto ść 75-łecia o d b y ła s ię 7 g r u d n ia 2003 r o k u w k o ś c ie le e w a n g e lic k o - a u g b u r- skim w W iśle. N a b o żeń stw o połączono z koncer
tem , p o d czas którego ze
b ran i w ysłuchali m . in. A Brucknera L ocus iste , Pa
n ie B o ż e , O jc ze n a s z k o m p o z y to ra a n o n im o w ego, S a n ctu s H.M . G ó
re c k ie g o i Ś p ie w a jm y P a n u B o g u J. S. B acha.
J u b il e u s z z a s z c z y c ili sw oją obecnością: bisk u p diecezji cieszyńskiej ks.
P a w e l A n w e ile r, p r z e w o d n iczący ds. chórów i m u z y k i k o ś c ie ln e j k s.
radca Janusz Sikora, b u r
m istrz W isły Jan Polok, o p iek u n chóru i zarazem m iejscow y proboszcz ks.
W a ld e m a r S z a jth a u e r oraz liczni goście.
W k r o n ic e z e s p o łu , b y ły d y re k to r M u z eu m B e s k id z k ie g o w W iśle, Jan Krop napisał: „C hór ew a n g elicki w W iśle d z iś spełnia zg o d n o ścią sw oją fu n k c ję s p o łe c z n ą . [...]
W ysoką k u ltu rą śp ie w u , p o lsk im - relig ijn ym sło
w em i stro jem reg io n a l
n y m zw raca uw agę P ol
s k i i E u ro p y na śro d o w i
sko w ą o ryg in a ln o ść i n ie- p o w tarzalność".
A d m u lto s A n n o s sza
now ni jubilaci!
Ewa Bo cek - O rzyszek
Znowu dobiega końca jeden rok kościelny. Do ol
brzym iej sum y dziejów Kościoła Chrystusowego doliczona zostaje, ta na po
zór krótka chwila naszego wspólnego nabożeństwa, przedostatniej n ie d z ie li roku kościelnego. Specy
ficzn o ść tego przeżycia p o le g a na p e w n o na wspólnocie, jaką zbór ja- w orzański m oże m ieć z wami, miłymi gośćmi, ale przecież d om ow nikam i wiary, którzy przybyliście tu do Jaworza na OGÓL
NOPOLSKI ZJAZD POL
SKIEGO TOWARZY
STWA EWANGELICKIE
GO.
Specyficzność - pow ia
dam - bo m am y tu sposob
ność w spólnego zamyśle
nia się u końca roku ko
ścielnego, jako ewangelic
cy chrześcijanie, ale też u bliskiego końca roku kalen
darzowego, po prostu jako ludzie, nad tym co przem i
ja i ku czemu zmierzamy, a o czym starotestamentowy m ędrzec Boży krótko po
wiada: „ W szystko m a sw ó j czas"(K z 3,1). I wylicza to, co w szyscy przeżywam y, w czym uczestn iczy m y ; czas burzenia i budowania.
ro z rz u c a n ia i z b ie ran ia , szukania i gubienia, a co mieści się m iędzy czasem rodzenia się i umierania. To zaś nabiera szczególnego znaczenia w świetle praw d y o s ta te c z n e g o c zasu , ostatecznego d nia, o sta tecznie rozstrzygającego m iędzy czasem życia a cza
sem śmierci - a ja dodam - na tle dzisiejszego Słowa Jezusowego, rozstrzygają
cego m iędzy faktem śmier
ci doczesnej a praw dą życia wiecznego.
Wobec tej praw dy w ar
to jest DOKONAĆ SWO
ISTEGO REM ANENTU, zanim „ w szyscy staniem y p r z e d sądem C h rystu so
w y m " {2 Kor 5, 10), by
„ w yku p ić czas 2
Jakkolwiek by o tematy
ce czasów współczesnych myśleć i do niej podcho
dzić, zaw sze DOTYCZY O N A WIARY, OD PO - PWIEDZI WIARY! A nie ma jej dziś w nas, jeśli nie wiąże się ona z Chrystuso
wym jutrem, i nie będzie jej w onym jutrze Chrystuso
wym, jeśli nie jest ona za
korzeniona i nie wyrasta z dziś. Ona jest ZDANIEM - pytaniem o odpow iedź -
przed ludźm i - już, przed Panem - zawsze; zatem i w onym dniu, o którym Jezus mówi: „C zy Syn C złow ie
c zy znajdzie wiarę na zie m i, g d y p rzyjdzie?" (Ck 18, 8).
W dzisiejszym tekście ap J a n wyakcentował cen
traln y p u n k t w szystkich pytań i określi! go podsta
w o w y m w a ru n k ie m : SPROSTAĆ WIERNOŚCI JEZUSOW I, co o zn acza przez Jezusa Chrystusa za
chować życie.
Po pierwsze - nie nale
ży przeoczyć, ani przesły
szeć Słowa Jezusa do zboru w Smyrnie, do Kościoła, do wszystkich zborów, czyli do każdego z nas. Należy jed
nak w yciągnąć w niosek:
WIARA NIE JEST GWA
RANCJĄ beztroski, łatwi
zny, wolności od prób, do
świadczeń, a nawet i ofiary.
Zatem i życie w Kościele nie jest zwyczajną przynależ
nością, p o w ierzch o w n o ścią, p o z o sta w a n iem na uboczu, milczeniem, bez
czynnością. K ościół jest własnością Pana Jezusa. I gdy On staje przed swoim Kościołem, jako „pierw szy i ostatni, k tó ry b y ł um arły a ożył", to mówi jako Pan i Zbawca, ale i Pan i Sędzia.
Przeto życie w Kościele jest życiem dla Jezusa, służbą dla Pana Kościoła, w Ko
ściele.
Obrazy tego życia stają p rz e d nam i, zap isan e w Objawieniu św. Jana, w li
stach Jezusa do siedm iu zborów. I to, co w nich w aż
ne: Jezus używ a w każdym z nich p o d o b n y c h słów, określających Jego wiedzę o każdym z nich: „znam",
„w iem " - o d o konaniu i z a n ie d b a n iu , o ż arliw ej miłości i niebezpiecznej let
n io śc i, o w y trw a ło ś c i i u p a d k u , o c ie rp ie n iu i śmierci, z których każdy zda kiedyś sprawę, co i jak uczynił w wierze i z wiarą - dobrze czy źle.
Teraz Jezus stoi jeszcze przed zborem w Smyrnie, jako Baranek, który „ b ył
um arły a o ż y ł" dla zboru, dla Kościoła, który wie co zbór ten przeżywa, ale też zna to co stoi przed zbo
rem. A to znaczy nie tylko - „znam ucisk tw ó j’, ale i
„cierpienia, któ re p rzyjd ą na cię" i dodaje jednocze
śnie podporę: „ N ie lęka j się...". To coś zupełnie in
nego niż nasza ludzka po
ciecha: „jakoś tam będzie".
Lecz oznacza to: JEZUS JEST ze swoim zborem, nie zostawi go w znoju życia , ni w ciemności śmierci. To uwidacznia się na obrazie m ałego zboru, w dużym portow ym mieście Smyr
nie. Jego ucisk - zewnętrz
nie w y d aje się być jego klęską, jego cierpienie - sła
bością i głupstw em . Lecz wewnętrznie żyje on zwy
cię stw e m i b o g a c tw em , jego w iarą i m iłością. Bo czy ap. Jakub nie powiada:
„ czy to nie Bóg w ybrał ubo
gich w oczach tego świata, a by b yli bogatym i w wie
rz e i d zie d zic a m i K róle
stw a...?" (Jk 2, 5). Czy nie mówi ap. Paweł o w ierzą
cych ch rześcijan ach :
„...Jako karani, a jed n a k nie zabici, ja ko u b o d zy jed n a k w ielu ubogacający, ja ko nic n ie m a ją c y a je d n a k w szystko posiadający" (2 Kor 6, 9.10).
To P o lik a rp , b isk u p Smyrny, umęczony za wia
rę w Jezusa, wyznał przed gubernatorem , w zyw ają
cym go do złorzeczenia Je
zusowi: „86 la t byłem jeg o sługą i On nie w yrządził m i żadnego zła. Jak m ógłbym p o p e łn ić b lu ź n ie r s tw o p rzeciw m ojem u Królowi, k tó ry m n ie zbaw ił". A Ter- tulian, nieco później żyjący, w swoim piśmie „Apologe- ty k " p o z o s ta w ił d la w sz y s tk ic h w ie rz ą c y c h w ielce z n a cz ą c e słow a:
„Krew chrześcijan je s t na
sieniem Kościoła ".
Po d ru g ie, czy i nasz Kościół nie miał w swoich dziejach, swoich „10 dni"
cierpień i p rześladow ań, ale też i swoich Polikarpów i Tertulianów, przekazują
cych nam swoje przykłady oddania i świadectwa w ia
ry i wierności? Czy jeszcze dziś nie idą od nich te w e
zw ania „bądźcie solą zie
mi" i nauka znoszenia tak
że losu diaspory, która ma uwidaczniać się aktyw no
ścią, św iadectw em wiary, miłością, nosząc postaw ą i sercem sw oją w ierność i ow o b o g a c tw o w Bogu, choć je świat uznaje za sła
bość i ubóstwo nasze.
D rogi zborze, d ro d zy delegaci Polskiego Towa
rzystw a Ew angelickiego, którzy przed niespełna 85- ciom a laty uśw iadam iali n a m - ew an g elik o m , że
„nie weszliśmy do Polski z p u s ty m i rę k a m i" i „nie nadaremnie postawił nas w naszej O jczyźnie Bóg", a donieśli to swoją krw aw ą ofiarą, jako okupione nasie
nie, aby ono w śród nas zro
dziło owoc, czyniło z nas ową „sól ziemi"," tej na
szej, ro d zim ej, w której żyjemy.
Przed 16. laty, na II N ad
zwyczajnym Zjeździe Pol
sk ieg o T o w arz y stw a E w an g elick ieg o (10. 10.
1987), w m oim kazaniu za
warłem prośbę i wezwanie
„O KONKRETNE KROKI PTEw." I dziś, w tym Pol
skim (!) Tow arzystw ie (!) E w angelickim (!) w id z ę wyraźne określenie nasze
go miejsca i charakteru - w czym utw ierdza mnie Lu- trowe dążenie reformacyj- ne o oświatę, o kulturę, o św iatłe postawy, o uczci
wość, o spolegliwość; w i
dzę w yraźnie wsparcie w tej społeczności Towarzy
stwa, nie w jej rozdrobnie
niu, bo choć niesiem y na sobie b rzem ienność d ia spory, to jednak tej diaspo
ry, podobnej do rozsianego
i owocującego ziarna, by - jak uczy Luter - „byćC hry
stu sa m i jed en dla drugie
g o "! nieść to dalej w nasze otoczenie.
Widzę wyraźnie źródło i ubogacenie, nie w naszej nazwie „Ewangelickie", ale w treści E w angelii, jako onego - zgodnie z Lutro- wym pojmowaniem - „naj
w iększego skarbu Kościo
ła", którym żyć, z którego czerpać, na którym się opie
rać i w ytrw ać m am y. To dotyczy Polskiego Towa
rzystwa Ewangelickiego w Kościele. I nas - członków zboru - w dziele Polskiego Tow arzystw a Ew angelic
kiego. To także kroki ku wierności, aż do śmierci, stanowiące o naszym rema
nencie.
A m y - n ie m u sim y przyjmować obcych nauk i tradycji, ani cesarzowi od
daw ać to, co Boskie. My m am y trw ać w wierności Jezusowi. To m a Jego obiet
nicę i Jego g w a ra n c ję :
„D am ci k o ro n ę ży w o ta wiecznego".
Dziś to Słowo Jezusa nie tylko słyszymy, lecz mam y je przed naszym i oczyma (na sklepieniu absydy ołta
rzowej wypisane), jak tęczę N o eg o r o z p o s ta rtą n a d n a m i - je d n y m b rz m ie n ie m w y a k c e n to w a n e :
„Dziś, je ś li g ło s Jego usły
szycie, n ie za tw ardzajcie serc w aszych "(H br 3,7.8.).
I oby p rz e z u rz e c z y w istnioną przez nas treść tych praw d Jezus i do nas powiedział: „Znam uczyn
k i tw oje i w ierność twoją ".
Amen.
Ks. radca Ryszard Janik (K azanie w ygłoszone na nabożeństw ie Ogólno
polskiego Zjazdu Polskie
go Towarzystwa Ewange
lickiego, w przedostatnią niedzielę roku kościelnego w Jaw orzu, 16 listo p ad a 2003 roku).
10 Słowo i Myśl nr 74/76
ft
I!
Kościół parafialny w Jaworzn
Ogólnopolski
Zjazd
Polskiego
Towarzystwa
Ewangelickiego
Jaworze
1 5 - 16 listopada 2003
Ks. R. Janik
W tym roku m inie 85 lat od chwili kiedy polscy ewangelicy z byłych zabo
ró w : ro s y js k ie g o i a u striackiego założyli w Po
zn a n iu Polskie Tow arzy
stw o Ewangelickie, b ęd ą
ce pierw szym krokiem do pow ołania w tym mieście polskiej parafii ewangelic
ko - a u g sb u rsk ie j. Jako cele s ta tu to w e p rz y ję to pogłębianie życie religij
n ego w spółw yznaw ców , o p ie k ę n a d s ie ro ta m i i u b o g im i o ra z s ta n ie na straży polskiego ewange- licyzmu. W dw udziestole
ciu m iędzyw ojennym or
ganizacja ta ograniczyła sw o ją d z ia ła ln o ś ć do W ielkopolski, zw racając szczególną uw ag ę na jej p o łu d n io w ą część, gdzie tam tejsza ludność należą
ca do Kościoła U nijnego uległa znacznej germ ani
zacji. C złonkow ie Towa
rzystw a starali się odw ró
cić ten proces. W łaśnie na tych terenach utw orzono pierw sze oddziały Towa
rzystw a. Wojna pow strzy
m ała działalność Polskie
go Tow arzystw a Ew ange
lickiego, a i czasy pow o
jenne nie były dla niego łaskaw e. R eaktyw ow ane T ow arzystw o, aby u n ik nąć likw idacji przez w ła
dze państw ow e, zam knę
ło się w granicach parafii poznańskiej. D opiero na fali ru c h ó w p o s ie rp n io w ych udało się rozszerzyć działalność na cały kraj.
Jednakże zw ołany do J a w o rz a , w lis to p a d z ie ubiegłego roku, zjazd nie m iał na celu przyśpieszo
nych obchodów tak zna
czącego ju b ileu szu , cho
ciaż w kuluarach m ów io
no o nim wiele. Inicjato
rom spotkania przyśw ie
cały inne cele, które u d a ło się zrealizow ać. Zjazd m ia ł c h a ra k te r otw arty , więc pojaw iły się na nim osoby pragnące naw iązać k o n ta k ty ze w s p ó łw y znaw cam i z diaspory.