• Nie Znaleziono Wyników

Słowo i Myśl. Przegląd Ewangelicki. Miesięcznik Społeczno- Kulturalny, 2003, nr 1/4

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Słowo i Myśl. Przegląd Ewangelicki. Miesięcznik Społeczno- Kulturalny, 2003, nr 1/4"

Copied!
28
0
0

Pełen tekst

(1)

KRAKÓW 1 -4/200>

UKAZUJE SIĘ OD 1 9 8 9 ROKU C E N A

4,00

M YŚ L

N r 6 2 65

ISSN 0 8 6 0 8 4 8 2

PRZEGLĄD EWANGELICKI

M I E S I Ę C Z N I K S P O Ł E C Z N O ^ KULTURALNY

W num erze m.in:

p o n ad to

a także i to co zw ykle

Zmartwychwstanie i grzech

Cena pokoju, kontakt pozaziemski i Soren Kierkegaard

Irlandia, pusty fotel oraz Polskie Towarzystwo Ewangelickie

(2)

SEBASTIAN G RABO W IEC KI (ok. 1 5 4 3 - 1 6 0 7 )

/ /

Setnik rymów ducho

S O N E T CXLIV

Z Twej śmierci, Jezu, d o c h o d z ie m żyw o ta ; Śmierć p o d e jm u ją c dla nas, w ł a d z ą śmierci Bierzesz, a z Twej k n a m miłości tej śmierci M o c d a w a s z , c o nas w p u s z c z a d o ży w o ta .

Śmierci, ty g o d n o ś ć p r z e c h o d z is z ży w o ta , Bo t o b ą c z łe k ujść m o ż e w ie c z n e j śmierci;

Nie m a nic nad cię, święta, w d z ię c z n a śmierci, D ro ż sz e g o ten skarb z m ie n n e g o ży w o ta .

Przeto i m n ie z b rz y d ł ży w o t, p ra g n ą c śmierci, G d y ż śm ierć tylko w n ie ś ć m o ż e d o ż y w o ta ; Tak w ielga w a g a w m ych sm y sła ch tej śmierci.

Tak ja m rąc żyję, k o n a m tak, ż y w o ta D o c h o d z ę i tak p o ż ą d a m tej śmierci, Z e w niej jest ro z k o sz m o je g o ży w o ta .

6 0 0 8 0 5 (l1

71L00

g o ü J ü y y c o i

Ś W I Ą T

‘N o c y

życzy

(3)

Jesteśm y

WIELKANOC

SŁOWO

W num erze:

Jesteśmy

Wielkanoc 1

Oświadczenie zwierzch­

ników Kościołów Ewan­

gelickich w Polsce 2 Roman Grabowski Pokój za wszelką cenę? 2

Modlitwa 3

Henryk Dominik

Śmierć i co dalej? 4 Władysław Sosna

Półmetek kadencji cie­

szyńskiego PTE 5 Nowe władze PTE 5 Barbara Petek

W ątki religijne w filmie

„Kontakt" 6

W ładysław Pytlik , Soren Kierkegaard 8 In Memoriam

Witold Benedyktowicz 11 Ks. Piotr Gąsiorowski

Pedagog 11

Agnieszka Godfrejów Jestem z Wyspy Zielonej 12 Grażyna Kubica

Pusty fotel 17

Zamiast katechizmu Szczęście w ochronnym

płocie 18

Iwona Czajka Jubileusz 140 - lecia

„Zwiastuna Ewangelic­

kiego" 18

Listy, opinie, polemiki 19

Informacje 20

Spis treści za lata 2001/

2002 22

Nasza okładka:

Zmartwychwstanie (płasko­

rzeźba)

A jednak niemożliwe stało się możliwe: Jezus wstał z mar­

twych! Nasz Nauczyciel żyje!

Nasza rozpacz przemieniła się w ogromną radość. To nie do w iary ale Ukrzyżowany zmar­

tw y ch w stał i opuścił swój grób...

Poszedłem rano do domu, w którym spożywaliśmy ostat­

nią wieczerzę. Byli tam już: Szy­

mon Piotr ze swoim bratem An­

drzejem, a także ich przyjaciele z dawnych lat: Jakub i Jan. Stop­

niowo nadchodzili i inni. Wszy­

scy pogrążeni byliśmy w smut­

ku i rozpaczy. Przypom inali­

śm y sobie w ydarzenia ostat­

nich dni... Dowiedziałem się przy okazji, że zdrajca Judasz, kiedy dowiedział się o skazaniu Jezusa na śmierć, oddał kapła­

nom trzydzieści srebrników i popełnił samobójstwo, wiesza­

jąc się na samotnym drzewie niedaleko miejsca straceń na Golgocie...

Niespodziewanie do domu w targnęły dw ie niew iasty z tych, które często nam towarzy­

szyły. Były ogromnie podekscy­

towane. Już od progu krzycza­

ły: Jezus zm artw ychw stał!

Nasz Pan żyje1. I jedna przez drugą opowiadały, co przeżyły u grobu Jezusa. Z ich bezwład­

nej gadaniny stopniowo wyła­

niał się opis niezwykłych wy­

darzeń.

O tóż, p o szły w czesnym ran k iem do g ro b u Jezusa.

Chciały dopełnić namaszczenia Jego ciała, a więc tego, czego nie udało się zrobić w pośpiechu piątkowego pogrzebu. W dro­

dze m artw iły się tym w jaki sposób dostaną się do grobu.

Przecież wejście do grobu było zawalone ogromnym głazem...

Ale ku ich ogromnemu zdzi­

wieniu okazało się, że głaz zo­

stał odwalony i otwór wejścia do grobu był odsłonięty. Weszły do grobu szukając ciała Jezusa.

Ale go nie znalazły. Grób był pusty... Stanęły bezradnie w środku grobowca. Nagle poja­

wił się im anioł. Przestraszyły się. Wtedy anioł powiedział do nich: „Wy się nie bójcie; wiem bow iem , ż e szukacie Jezusa

ukrzyżowanego. N iem a Go tu, bo wstał z martwych jak powie­

dział. A idąc śp ie szn ie p o ­ w ied zcie u czn io m Jego, że zmartwych wstał".

N iew iasty zam ilkły opo­

wiedziawszy nam to wszystko.

A my nie bardzo wiedzieliśmy, co dalej robić. Wtedy poderwał się Piotr z okrzykiem: Idę to wszystko sprawdzić i pobiegł do grobu Jezusa. Za nim po­

biegł Jan... A m y dalej wypyty­

waliśmy niewiasty o to, co wi­

działy i słyszały. Przypomina- liśmy też sobie wzajemnie, że Jezus mówiąc o tym, że przyj­

dzie Mu cierpieć i umierać, do­

dawał też zapowiedź, że trze­

ciego dnia po swej śm ierci, wstanie z martwych...

Wspominając ostatnie wy­

darzenia uświadomiliśmy so­

bie, że wszystko, co Jezus zapo­

wiadał spełniło się: zdrada Ju­

dasza, i nasza ucieczka po Jego aresztowaniu, i zaparcie się Pio­

tra, i odrzucenie Go przez Naj­

wyższą Radę, i uznanie Go za bluźniercę, i Jego męka, i Jego śmierć... A przecież On też za­

powiedział swoje zmartwych­

wstanie... Może więc rzeczywi­

ście wstał z martwych...

Czekaliśmy na powrót Pio­

tra i Jana, z nadzieją, że oni roz­

strzygną istniejące wątpliwości i potwierdzą ową nieprawdo­

podobną wieść o zmartwych­

wstaniu naszego Nauczyciela...

Kiedy wrócili. Piotr powiedział:

Grób jest pusty... I nie zdążył ni­

czego więcej powiedzieć. Zoba­

czyliśmy, że razem z Janem wpatrują się w kogoś czy w coś, co znajdowało się za nami. Na ich twarzach malowało się bez­

graniczne zdziwienie i wielka radość... Usłyszeliśmy słowa:

Pokój wam! Odwróciliśmy się w stronę, z której dochodził głos. Zobaczyliśm y naszego Nauczyciela. Stał w śród nas jakby nic się nie stało. Jakby nie było sądu przed Najwyższą Radą, znęcania się nad Nim, w yroku Piłata i męczeńskiej śmierci na krzyżu Golgoty...

Pokój wam - powtórzył. A m y nie mogliśmy zapanować nad swoim zdziwieniem i prze­

rażeniem. Pewnie wszyscy my­

śleliśmy tylko o tym, że ulega­

my jakiemuś złudzeniu, że po­

jawiła się nam jakaś zjawa, że to niemożliwe żeby to był Jezus, może to Jego duch...

A wtedy On uśmiechnął się do nasi powiedział: „Czemu je­

steście zatrwożeni i czemu wąt­

pliwości budzą się w waszych sercach ? Spójrzcie na ręce moje i nogi moje, że to Ja jestem. Do­

tknijcie m nie i patrzcie: Wszak duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja m am ". A myśmy dalej stali jak sparaliżowani, nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć.

A Pan zaprosił nas do stołu.

Usiedliśmy jak podczas pamięt­

nej wieczerzy paschalnej. Tylko Judasza brakowało... A kurat była pora posiłku i słudzy wnie­

śli przygotowane dla nas jedze­

nie. A Jezus podziękował Bogu, pobłogosławił wniesiony posi­

łek i zaczął jeść. To nas ostatecz­

nie przekonało o tym, że na­

prawdę żyje... A On zaczął nam przypominać to wszystko, co nam kiedyś mówił i wskazywać teksty Pisma Świętego, które za­

powiadały to wszystko, co się z N im stało. Przypom niał, że przyszedł aby wypełnić to, co zapowiedziane zostało w Zako­

nie i przez proroków. Przyszedł, aby cierpieć, umierać i zmar­

twychwstać. Przyszedł, aby do­

konać zbawienia ludzkości. Zaś my, wieść Ewangelii, radosnej nowiny o Bożej miłości do każ­

dego człowieka i zbawienia do­

konanego przez Jezusa Chrystu­

sa, mamy zanieść na cały świat...

Czas mijał szybko. Byliśmy szczęśliwi. Znow u mogliśmy cieszyć się z tego, że Nauczy­

ciel jest wśród nas i uczy nas praw dy Bożej. Kiedy zapadły ciemności Jezus wstał i poże­

gnał się z nami słowami: Pokój wam! Odchodząc obiecał, że znowu przyjdzie, bo naprawdę zmartwychwstał i żyje! I wiem już, że całe moje życie będzie odtąd czekaniem na Jego przyj­

ście i przeżywaniem tego szczę­

ścia, które daje pewność, że On zmartwychwstał i żyje, jest bli­

sko nas i znowu do nas przyj­

dzie, i będzie z nami.

ks. Henryk Czembor H. Czembor Umarł

i zmartwychwstał, wyd. Interfon, Cieszyn 2002

(4)

OŚWIADCZENIE

Zwierzchnicy Kościołów Ewangelickich w Polsce na spotkaniu w dniu 29 stycznia 2003 roku w Warszawie,

wydali wspólne oświadczenie o następującej treści:

Zaniepokojeni realną groźbą w ybuchu w ojny USA z Irakiem , w którą m ogą być w ciągnięte i inne p ań stw a, jako b isk u p i Kościołów Ew angelickich w Polsce czujem y p otrzebę publicznego w ypow iedzenia się w tej kw estii. D latego przy p o m in am y w szystkim chrześcijanom i lu dziom dobrej woli, że w ojna jest nie do pogodzenia z nauczaniem i przy k ład em życia C hrystusa. O d rzu ­ cam y przeto w ojnę jako n arzędzie państw ow ej polityki zagranicznej i dom agam y się, aby w szel­

kie nieporozum ienia m iędzynarodow e były rozw iązyw ane na drodze pokojowej.

O brona konieczna, np. p rz ed terroryzm em , nie m oże być utożsam iona z agresją m ilitarną na jakiekolw iek państw o, dopóki nie zostaną w yczerpane w szystkie p raw em u spraw iedliw ione d zia­

łania.

Uważam y, że w rządow ych priorytetach w szystkich p a ń stw w artości ogólnoludzkie w in n y dom inow ać n ad m ilitarnym i, dlatego przeciw staw iam y się w szelkim form om m ilitaryzacji życia społecznego i tw orzenia psychozy zagrożenia i w irtualnej potrzeby obrony.

Jednocześnie potępiam y produkcję, posiadanie i u żyw anie b roni nuklearnej, chemicznej i bio­

logicznej przez w szystkie państw a.

W konsekwencji, o p ow iadam y się za dobrow olnym , pow szechnym i całkow itym rozbrojeniem prow ad zo n y m p o d ścisłą oraz skuteczną kontrolą m iędzynarodow ą.

Potępiam y zło w y rząd zan e przez szaleńczych p rzyw ódców w obec w łasnego społeczeństw a i przypom inam y słow a św. Pawła: „... z ło dobrem zw yciężaj" (Rzym. 12, 21).

bp E dw ard Puślecki b p Janusz Jagucki b p M arek Izdebski

Kościół Kościół Kościół

Ewangelicko - M etodystyczny Ewangelicko - A ugsburski Ew angelicko - R eform ow any

Pokój za wszelkq cenę?

P

rzez świat przetoczy­

ła się fala protestów przeciwko wojnie w Iraku - NO WAR ON IRAK.

W opinii prezydenta USA G . Busha, Irak stal się synoni­

mem zła, bo jego prezydent Saddam Husejn przygoto­

wuje nową rzeź, tym razem nie tylko swoim najbliższym sąsiadom. Świat nie zapo­

mniał jeszcze bezzasadnej, zaborczej napaści Iraku na Kuwejt, jak również jeszcze bardziej krwawej, wielolet­

niej wojny z innym swoim sąsiadem Iranem. W wojnie tej zastosowano nawet gazy bojowe, zakazane konwen­

cjami w świecie cywilizowa­

nym. Niektórzy twierdzą, że było na to dche przyzwole­

nie A m erykanów , którzy szukali zemsty za swe poraż­

ki w Iranie, ale póki nie ma na to dowodów, należy to między bajki włożyć, choć jest szereg dowodów na to, że CIA podejmowało podob­

ne działania (np. na Kubie).

Zaczynają się jednak po­

jawiać wątpliwości wielo­

krotnie podnoszone przez różne ośrodki, a mianowicie:

- czy dane wywiadu USA są wiarogodne? Czy bardziej należy ufać inspektorom ONZ? Wątpliwości te widać

zarówno na forum ONZ jak i gremiach NATO. Wywiad amerykański już nieraz po­

kazał swą niedoskonałość np. dając się zaskoczyć ata­

kiem na WTC czy okazując bezradność w tropieniu Ben Ladena;

- czy intenqe amerykańskie są naprawdę takie czyste, czy nie chcą pokazać swej domi­

nacji, czy nie powodują nimi jakieś cele ekonom iczne (opanowanie źródeł ropy), czy nakręcenie koniunktury poprzez opróżnienie swych arsenałów;

- czy Amerykanie nie wpa­

dli w panikę po bezpreceden­

sowym ataku na WTC w No­

w ym Yorku i Pentagon w W aszyngtonie 11.09. 2001 roku i nikłym powodzeniu w ściganiu Al Kaidy?

W szystko to są tylko

„gdybania" wynikające z ogólnego szumu informacyj­

nego „globalnej w ioski".

Podchwycili to jednak w mig tzw. „ludzie z ulicy", prawie zaw odow i organizatorzy protestów (niezadowoleni z różnych przyczyn) i tacy, któ­

rym i łatwo manipulować.

Nie znaczy to, że czasami w protestach nie uczestniczą również ludzie poważni i szanowani. A powodów do

(5)

A. Duerer, Uwolnienie czterech aniołów nad Eufratem - wg Apokalipsy

strachu przed wojną mają ludzie współcześni aż nadto.

Bo to się zawsze tak nie­

winnie zaczyna: śmierć arcy- księcia (I wojna światowa, korytarz do Prus Wschod­

nich (II wojna światowa), a potem może się z tego roz­

pętać wojna - ludzie będą się okrutnie nawzajem mordo­

wali, bez przestrzegania nie tylko tzw. reguł rycerskich, ale nawet bez poszanowania podstawowych praw ludz­

kich i Boskich. Nikt już po­

tem nie pamięta o co poszło tak naprawdę.

Wojny od zarania ludz­

kości służyły różnym celom, a często były celem same w sobie. Zawsze znajdowano usprawiedliwienie dla wy­

praw y wojennej, choćby ta­

kie, że zwycięzcom pytań się nie stawia. Ileż to opisów wojen na stronicach Stare­

go Testamentu, (patrz też:

„Kościół i wojna" Georgesa Minois). Słowa Biblii próbo­

w ano wykorzystyw ać dla uspraw iedliw ienia wojen.

Przecież to takie wygodne, król uważał się za pomazań­

ca Boga, a swe wojny uza­

sadniał słow am i Biblii. A przecież walczący po oby­

dw u stronach frontu mogli na swych sztandarach (czy zwyczajnie na sprzączkach pasów) pisać „Gott mit uns".

Współczesna egzegeza ode­

szła od takiego odczytywa­

nia słów Biblii. Nie może też być wojen świętych i spra­

wiedliwych bo wojna to jest gwałt i mord. Bo, jeśli chce­

my aby uznano nasze świę­

te wojny (kruq'aty), to musi­

m y uznać i ich święte wojny (np. d ż ih a d ) - nie może być dw óch m oralności. Mogą być najwyżej wojny uspra­

w iedliw ione sam oobroną gdy nas ktoś napadnie lub gdy bronimy napadniętego.

To są sp ra w y niezw ykle trudne, pamiętajmy, że raz rozpętana wojna nie kieruje się już żadną moralnością, jedyna logika to mordować aż do zwycięstwa bo inaczej nas zam ordują. Wojna to ostateczność!

Teraz na wiosnę obcho­

dzimy szereg smutnych uro­

czystości dla upamiętnienia wojennych mordów popeł­

nionych na niewinnej i bez­

bronnej ludności, nawet tuż pod koniec wojny. Tu na Wy-, b rz e ż u szczególnie dla uczczenia ofiar zatopionych statków z ewakuowaną lud­

nością. Takie nabożeństwo upamiętniające ofiary statku m /s „Wilhelm Gustloff", za­

topionego radziecką tor­

pedą 31.01.45 roku, kiedy to utonęło tysiące uciekinie­

rów, w tym 3,3 tys. dzieci, mieliśmy w naszym koście­

le ewangelicko - augsbur­

skim w Sopocie. A przecież to nie jedyny taki tragiczny wypadek. To była wojna, tu się w ykonyw ało rozkazy, tak się zawsze mówiło. To nie tylko Rosjanom się zda­

rzało - kapitan Marinesko mógł nawet nie wiedzieć ja­

kie nieszczęście w yrządzą jego torpedy, żołnierzom m ówi się tylko to co nie­

zbędne do wykonania roz­

kazu. To jest wojna. A Dre­

zno, miasto które zburzono w ciągu jednej nocy. Pod bombami alianckimi zginę­

ło wówczas (13.02.45 r.) wię­

cej ludzi niż w Hiroszimie od bomby atomowej. To jest wojna.

Zatem unikajmy wojny tak długo jak to możliwe. Re­

alizujm y nakaz naszego Pana, Jezusa Chrystusa, któ­

ry nam nakazuje: „Abyście się wzajemnie miłowali tak jak ja w as um iłow ałem ".

Przecież tyle nas łączy, jeste­

śmy tak bliscy w naszych ka­

nonach etycznych. Najwięk­

sze religie świata głoszą te same zasady gwarantujące pokojowe współistnienie:

-nie zabijaj;

-nie kradnij;

-nie cudzołóż;

-szanuj rodziców i dbaj o dzieci;

-a przede wszystkim, miłuj bliźniego swego.

Tak więc próbujm y się porozumieć, wojna to osta­

teczność.

Natomiast nie możemy być absolutnymi pacyfista­

mi, biernie patrzeć jak inni postępują niegodziwie lub mają takie zamiary. A więc, jeśli rządy tego świata mają takie dowody wobec Iraku, czy kogokolwiek, nie tylko nie należy tym rządom prze­

szkadzać, ale powinniśmy im pomagać. Tak podpowia­

da mi moje chrześcijańskie sumienie, a Bóg niech nas osądzi czy postąpiliśm y słusznie, i udzieli nam błogo­

sławieństwa pokoju:

Hewejnu szalom aleje- hem - a pokój niech będzie z wami!

Gdańsk, 20.02.03 Roman Grabowski

Modlitwa

O Panie, prosim y Cię za wszystkich, którzy pragną wojny, którzy ze zniszczenia i wyzysku innych czerpią zyski.

Uwolnij ich z ich nieczłowieczeństwa, pom óż, aby te nieludzkie systemy zostały zmienione.

Przebacz nam, że m y często jesteśmy niewiarygodnymi, że za mało w tym świecie jesteśmy grupą pokojową.

Panie, Tyś darow ał nam życie. Spraw teraz także, abyśmy byli gotowi to życie z innymi dzielić, ażeby nasz dobrobyt nie stał się dla nas podstaw ą do sądu! Amen.

z niemieckiego tłum. ks. J. K rzyw oń

(6)

Śmierć... i

c z . I.

A

ngielski John H eyw ood p isarz 400 lat temu napi­

sał: „Śmierć równa w yso­

kich i niskich W ubiegłym wieku Bernard Shaw, rodem także z Wysp Brytyjskich, dow cipnie zauw ażył, że:

„Statystyki dotyczące śmier­

ci są dość wstrząsające. Każ­

d y jeden człowiek na jedne­

go umiera". Z kolei amery­

kański ew angelista Billy Graham stwierdził: „Zycie ziemskie jestjedynie sza tnią wieczności".

Śmierć jest codziennością, nie ma minuty ani sekundy, by ktoś na świecie nie umarł, ale jednocześnie w ostatnich 50-ciu latach ludzie usiłują oddalić śm ierć od siebie, w iększość nie u m iera w domu, lecz w szpitalach, ho- spiqach, ginie w zamachach, w ypadkach czy wojnach.

Następuje depersonifikacja śmierci - odczłowieczenie.

Telewizja raczy nas codzien­

nie śmiercią w filmach i pro­

gram ach informacyjnych, ale to co dzieje się na ekra­

nie jest jakby nierzeczywiste, odległe i dlatego nie przyj­

mujemy tego, jako coś tra­

gicznego. Tragedią jest do­

piero śmierć kogoś bliskie­

go-

W pierwszym Liście do Koryntian czytamy: „A jako ostatni wróg zniszczona bę­

dzie śmierć" (15, 26). Bóg ją zniszczy, a więc śmierć jest wrogiem nie tylko człowie­

ka, ale i Boga. Wroga więc le­

piej poznać. Pierwsza Księ­

ga Mojżeszowa zanotowała takie słowa Boga do pierw­

szych ludzi: „Ale z drzewa poznania dobra i zła nie wol­

no ci jeść, bo g d y tylko zjesz, na pew no umrzesz"(2, 17).

Dlaczego tak surowy nakaz i tak surowa kara? Sprawę

tę dokładnie omówił apostoł Paweł w Liście do Rzymian.

Przed poznaniem dobra i zła praludzie byli czyści od grzechu, nie wiedzieli co to zło, nie byli sk ażeni grzechem :

„Gdzie bowiem nie ma za­

konu, nie ma też przestęp­

stwa "(Rz 4,15), „Albowiem ju ż przed zakonem grzech był na świecie, ale grzechu się nie liczy, g d y zakonu nie ma "(Rz 5,13). Poznanie do­

bra i zła ujawniło człowieko­

wi grzech, i zarazem pocią­

gnęło człowieka do grzechu.

Jak czytam y w Liście do Rzymian: „Przeto jak przez jednego człowieka grzech w szed ł na św iat, a p r z e z grzech śm ierć, tak i na wszystkich śmierć przyszła, bo w szyscy zgrzeszyli" (5,

12). Człowiek za grzech - n ieposłuszeństw o wobec Boga musiał ponieść karę i dlatego Adam i Ewa usły­

szeli wyrok: „...bo prochem jesteś i w proch się obrócisz"

(1 Mż 3,19).

Izraelici uznawali grzech za zjawisko naturalne. Uwa­

żali, że

bunt przeciwko Bogu sprowadza na człowieka

śmierć.

Śmierć była naturalnym kresem życia, a ponieważ wierzyli w nieśmiertelność duszy przyrównywali ją do snu. Wierzyli, że jedni po śmierci idą na łono Abraha­

ma. Potępionych czeka ge­

henna - piekło, skąd będą uwolnieni po przyjściu Me­

sjasza. Śmierć interpretowa­

no jako w ta rg n ię c ie zła

(grzechu) w plan Boży, tak więc życie ludzkie może zo­

stać skrócone przez grzech.

Stąd, jak czytamy w Starym Testamencie, każde niepo­

słuszeństwo ludu było ka­

rane klęskami. Zwracały na to uwagę przypowieści Sa­

lomona: „Lecz bezbożni zo ­ staną z ziem i wytraceni, a niew ierni z niej w ykorze­

nieni "(2, 22); „Na ścieżce sprawiedliwości jest życie, lecz droga odstępstwa wie­

d zie do śmierci"(12, 28);

„Bojaźń Pana jest krynicą życia, d zię k i n iej m o żn a uniknąć sideł śmierci "(li, 27); „...głupcy umierają z p o w o d u b raku ro zsą d - Jcu"(10,21); „...lecz kto uga­

nia się za ziem , um rze"(11, 19). Jeżeli weźm iem y pod rozwagę te i inne cytaty bi­

blijne dojdziemy do wnio­

sku, że

śmiertelność nie była zamiarem Stwórcy.

Śmierć jest złem spowodo- wanym przez szatana. Dla­

tego też walka z grzechem narzuciła karę śmierci za nie­

przestrzeganie zakonu - z prawami tymi możemy za­

poznać się dzięki trzeciej i piątej Księdze Mojżeszowej.

W wierzeniach ówcze­

snego świata pogańskiego śm ierć o znaczała dalsze życie ducha człowieka w świecie podziemnym. Uwa­

żano też, że ze zm arłym i m ożna się kom unikować.

Świat żydowski początko­

wo głosił podobne teorie: „I opadł [A braham ] z sił, i umarł w pięknej starości, sę­

d z iw y i s y ty dni, i został przyłączony do p rzo d kó w swoich"(l M ż25,8). Dopie­

ro później pojaw iły się w wierzeniach Izraelitów pier­

w iastk i eschatologiczne.

Przykładem na to jest mo­

dlitwa Anny - matki Samu­

Anonim

(7)

P ółm etek kadencji cieszyń sk iego PTE

ela: „Pan zadaje śmierć, ale i przywraca do życia, strą­

ca do krainy umarłych, ale i wyprowadza"(l Sm 2, 6).

Już kilkaset lat przed na­

rodzeniem Chrystusa Słowo Boże pokazywało zalążek

rzeczy przyszłych, które będą Jego dziełem . Oto cytaty pochodzące ze Starego Testamentu, dające nadzieję przyszłym pokole­

niom: „Bóg odsłania tajem­

nice z mroków, a w nxroki śmierci wnosi światło"(Hb 12,22); „Ty, który m nie p o d ­ nosisz z bram śmierci, abym głosił wszelką chwałę Two- ją..."(Ps 9,14 -15); „Oto oko Pana jest nad tymi, którzy się Go boją, nad tymi, któ­

r z y spodziew ają się łaski Jego, aby ocalić od śmierci dusze ich"(Ps 33, 18 - 19);

„Ze to jest Bóg, Bóg nasz na wieki wieków. On nas pro­

wadzi poza śmierć"(Ps 48, 15); „Lecz Bóg w yzw oli d u ­ szę moją z krainy umarłych, poniew aż weźm ie m nie do siebie"(Ps 49,16); „Bóg jest n a m B ogiem zb a w ien ia . Pan wszechmogący wyba­

wia od śmierci"(Ps 68, 21);

„W szechmocny Pan znisz­

czy śmierć na wieki i zetrze łzę z każdego oblicza "(Iz 25, 8). Tekst Starego Testamen­

tu podaje nam również dwa przykłady wniebowstąpie­

nia bez śmierci: Henocha (1 Mż 5, 24) i Eliasza (2 Kri 2, 11 - 12).

Rozwiązanie zagadki śmierci i życia wiecznego zaw dzięczam y Jezusow i.

Możemy poznać tę praw dę czytając księgi Nowego Te­

stamentu. Oto słowa zwia­

stujące Dobrą Nowinę wie­

rzącym: „Nie lękaj się. Jam jest p ierw szy i ostatiu, i ż y ­ jący. Byłem umarły, lecz oto ż y ję na w ie k i w ie k ó w i m am klucze śmierci i pie- kła"(Ob) 1,17-18); „Błogo­

sławiony niech będzie Bóg i Ojciec Pana naszego Jezu­

sa Chrystusa, który według

wielkiego miłosierdzia sw e­

go odrodził nas ku nadziei ż y w e j p r z e z zm a rtw y c h ­ w stanie Jezusa Chrystusa k u dziedzictw u niezniko- m em u , i nieskalanem u, i zwiędłem u, jakie zachowa­

ne jest w niebie dla was, któ­

r z y mocą Bożą strzeżeni je­

steście p rzez wiarę w zba­

wienie, p rzygotow ane do objaw ienia się w czasie ostatecznym 'Jl P 1, 3 - 5);

„Albowiem tak Bóg umiło­

wał świat, że Syna swego jed n o rodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy nie zg in ą ł, ale m ia ł ż y w o t wieczny'XJ 3,16); „Ja jestem droga i prawda, i życie, n ikt nie przychodzi do Ojca tyl­

ko przeze mnie"(j 14,6); „A takie jest to świadectwo, że życie wieczne dal nam Bóg, a życie to jest w Synu Jego.

Kto ma Syna, ma życie; kto nie ma Syna Bożego, nie ma życia. To napisałem wam, k tó r z y w ierzycie w im ię Syna Bożego, abyście wie­

dzieli, że macie życie wiecz- ne"(l J 5, 11 - 13); „I usły­

szałem donośny głos z tro­

nu mówiący: Oto przybytek Boga m ię d zy ludźm i! I bę­

dzie m ieszkał z nimi, a oni będą ludem Jego, a sam Bóg będzie z nimi. I otrze wszel­

ką łzę z oczu ich, i śmierci j u ż nie będzie; albowiem pierw sze rzeczy przem inę­

ły. I rzekł Ten, który siedział na tronie: Oto w szystko no­

w ym uczynię. I mówi: N a­

p is z to, g d y ż słowa te są p ew ne i prawdziwe. Z w y ­ cięzca o d z ie d z ic z y to w s z y s tk o i będę m u Bo­

giem , a on będzie m i sy- nem"(Obj 21,3 - 5.7).

Bóg pozwala nam wy­

brać, m ówi do każdego z nas: „Położyłem dziś przed tobą życie i śmierć, błogosła­

w ieństw o i przekleństw o.

Wybierz przeto życie, abyś żył, ty i twoje potomstwo"(5 Mż 30,19).

H em yk Dominik

9 stycznia 2003 roku cie­

szyński oddział Polskiego To­

w arzy stw a E w angelickiego podsumował na Walnym Ze­

braniu drugi rok pracy cztero­

letniej kadencji zarządu, w y­

b ran eg o n a p o c z ą tk u roku 2001. Swoją działalność od­

dział skupia przede wszystkim na Klubie Seniora. Seniorzy spotykają się w klubie co ty­

dzień! W ciągu 2002 roku od­

były się 34 czwartki klubowe.

Na każdym ze spotkań wygła­

szana jest prelekcja lub poga­

danka o tematyce związanej z ewangelicyzmem, historią re­

gionu, wybitnymi postaciami (przykładowo: Jan Gawlas, dr Jan Michejda, Zofia Kirkor - Kiedroniowa, Jan Wantuła, ks.

Andrzej Zlik, ks. dr Jan Pin- dór). Pierwsze czwartki w mie­

siącu to tzw. „warsztaty" (było ich łącznie 9), które prowadzi mgr Emilia Grochal, poświęco­

ne po d staw o m pro testan ty ­ zmu. Odbyło się także spotka­

nie z burmistrzem miasta Cie­

szyna dr. inż. Bogdanem Fic­

kiem. Gośćmi Klubu byli tak­

że: ks. Alfred Bieta („Moje bry­

tyjskie doświadczenia") i mgr Stanisław Hławiczka („Reflek­

sje z podróży po Parkach Na­

rodowych USA"). Tradycyjnie, w spom nieniam i z wycieczek organizowanych przez PTEw., przygotowanymi pod wspól­

nym tytułem „Przeżyjmy to jeszcze raz", podzielił się z członkami Klubu Seniora Wła­

dysław Sosna.

Pozostałe czwartki seniorzy spędzili na wycieczkach rekre­

acyjno - krajoznawczych. Orga­

nizują je i prowadzą, znani w

środowisku przewodnicy, Emi­

lia i Władysław Sosnowic. W roku 2002 odbyło się 17 wycie­

czek, uczestniczyło w nich 551 osób. Oprócz wypraw do bliż­

szych i dalszych zakątków kra­

ju, seniorzy dotarli do Moraw­

skiego Lasu i na pogranicze cze­

sko - słowackie, zapoznając się z historią zborów w Pudrowie, Myjawie, Tyrnawie i Modrej.

Bardzo bliska jest w spół­

praca czteredr śląsko - cieszyń­

skich oddziałów PTEw. (Biel­

sko - Biała, Cieszyn, Jaworze, Wisła), przejawiająca się mię­

dzy innymi w organizowaniu dw u roboczych spotkań zarzą­

dów, wymianie prelegentów i wspólnych wycieczkach m. in.

niedaw no zlokalizowane, na Wysokiej pod Jaworzem, miej­

sce „leśnej świątyni" z czasów kontrreformacji.

Warto jeszcze wspomnieć o zaangażow aniu się oddziału PTEw. z działającym w Cieszy­

nie Towarzystwem Ewangelic­

kim w wyborach samorządo­

w ych dla m iasta C ieszyna.

Dwa katolickie stowarzyszenia stw orzyły w raz z to w arzy ­ stwami ewangelickimi wspól­

ny blok wyborczy. Wytypowa­

ni przez blok kandydaci zdo­

byli w wyborach 47, 6% m an­

datów na radnych. Jest to po­

w a ż n y sukces i d o w o d n ie świadczy, jaki praktyczny wy­

miar ekumeniczny może mieć w spółdziałanie i w zajem ny szacunek do siebie ludzi róż­

nych wyznań. Można tu mó­

wić o nawiązaniu do pięknych tradycji Ziem i Cieszyńskiej sprzed stu lat.

wa

NOW E W ŁADZE PTE

W Katowicach 30 listopada ub. r. odbyło się Walne Zgroma­

dzenie Polskiego Towarzystwa Ewangelickiego. Głównym celem obrad były wybory nowych władz. Nowo wybrane władze ukon­

stytuowały się na pierwszym tegorocznym spotkaniu. W skład Zarządu Głównego weszli: Józef Król (przewodniczący), Włady­

sław Sosna (wiceprzewodniczący), Maciej Godfrejów (sekretarz), Maria Miarka (skarbnik) oraz Aleksandra Arkuszyńska, Michał Jadwńszczok i Janina Szeruda - Goszyk. W Komisji Rewizyjnej zna­

leźli się: Stanisław Hławiczka, Jan Król i Bożena Polak a w Sądzie Polubownym: Aldona Karska, Piotr Kowalski i Jan Szturc.

N owym w ładzom oraz całemu Towarzystwu Redakcjaży- czy ambitnych planów i sukcesów w ich realizacji.

bmt

(8)

„Jeśli je ste śm y sami, to b yło b y to ogrom nym m arnotraw stw em przestrzeni"*

Wątki religijne w filmie Kontakt

J

ak daleko sięgają grani­

ce przestrzeni pozwala­

jące człowiekowi prze­

kraczać to, co wydaje się być niemożliwe? I... jak dotrzeć tam, gdzie być może nie obo­

wiązują już Prawa, Zasady, Normy?

Mieszkańcy Ziemi po­

sługują się różnymi systema­

mi etycznymi, których pogo­

dzenie, niełatwe skądinąd, możliwe jest w obliczu wy­

ższego, w spólnego celu.

Prawda jest właśnie tym, cze­

go szukają bohaterowie wy­

reżyserowanego przez Ro­

berta Zemeckisa filmu Kon­

takt Pomimo całkowicie róż­

nych perspektyw patrzenia na Świat zdążają oni w tym samym kierunku. Dr Eleono­

ra Arroway - naukowiec, specjalista z dziedziny astro­

nomii, przedstawiona jako realistka, jest zupełnym prze­

ciwieństwem teologa - Pal- mera Jossa, człowieka popie­

rającego wprawdzie postęp, jednakże występującego z pozycji stricte religijnej. W przedstawionym obrazie re­

żyser ukazuje widzom, na tle

wielokrotnie poruszanej już kwestii kontaktu z obcą cy­

wilizacją (E.T, Bliskie spotka­

nia trzeciego stopnia. Dzień Niepodległości, Czarne słoń­

ca) zachodzący konflikt po­

między naukowym a religij­

nym rozumieniem Rzeczy­

wistości. Ten główny wątek o charakterze religijnym im­

plikuje zadanie pytania do­

tyczącego moralności osób areligijnych, których twórcy filmu utożsamiają z przed­

stawicielami nauk przyrod­

niczych opierających się na empirii. Fabuła filmu osa­

dzona jest w kulturze ame­

rykańskiej, wyrosłej wpraw­

dzie z podłoża judeochrze- ścijańskiego, różnej jednak od kultur państw europej­

skich ze względu na wielość etnosów oraz religii składa­

jących się na świadomość Ameryki.

Główna bohaterka - Ele­

onora - grana przez Jodie Fo­

ster, pozbawiona matki już od najmłodszych lat, czuje potrzebę bliskości, wypełnie­

nia braku. Swoje uczucia przelewa całkowicie na ojca.

a nawiązując coraz to dalsze kontakty za pomocą domo­

wej radiostaq'i próbuje do­

trzeć do matki i przekroczyć barierę naszej, tylko trójwy­

m iarowej rzeczywistości.

Ciesząc się z kolejnego suk­

cesu, po nawiązaniu łączno­

ści z mieszkańcem Pensacoli (K4WLD), ma nadzieję nie poprzestać na tym, pytając o możliwości nawiązania kon­

taktu z kimś z Kalifornii, Ala­

ski, Chin, Księżyca, Jowisza, Saturna. - „Tato,moglibyśmy porozmawiać z mamą ? - Tak daleko m e sięgają fale nawet największego radia " - wyja­

śnia jej ojciec ograniczoność ludzkich możliwości. Po­

przez jeden z kolejnych dia­

logów, -„Ta to, myślisz, że na innych planetach żyją lu ­ dzie?-Nie wiem Iskierko, ale jeśli jesteśm y sami, to było­

b y to wielkie m arnotraw­

stwo przestrzeni" - reżyser unaocznia jeden z motywów działania bohaterki.

Śmierć ojca prowadzi do późniejszego wyidealizowa­

nia jego wizerunku i, wyda­

je się, wręcz do utożsamienia

go z Bogiem. Z tego powo­

du, już w wieku dziesięciu lat, Ellie tworzy swój świato­

pogląd oparty na racjonal­

nym tłum aczeniu zjawisk wszechświata. - „Powinnam trzymać lekarstwo w łazien­

ce na dole, w tedy m oże bym zdążyła" - odpowiada na po­

cieszające słowa księdza, pro­

wadzącego uroczystość ża­

łobną po śmierci ojca - „Nie zawsze wiem y dlaczego coś się dzieje, czasami jest to po prostu wola boska i należy ją przyjąć" - ripostuje kapłan.

R eżyser w p la ta w scenę zw iązaną ze śmiercią ojca symbole kosmiczne. Spada­

jące gwiazdy, które obserwu­

je córka, zarówno w naszej, jak i amerykańskiej kulturze, wiązane są z wiarą w speł­

nienie wypowiedzianego w danej chwili życzenia, ale również bywają symbolem śmierci człowieka. Trajekto­

ria spadających gwiazd kore­

sponduje z rozsypanym przez ojca w chwili śmierci popcornem, tworząc kres ga­

laktyki ich własnego mikro- kosm osu. W zywając ojca przez radiostację w tak prze­

łomowym momencie swoje­

go życia, Eleonora ustala za­

kres swych przyszłych po­

szukiw ań. O d tej chw ili wszystkie jej działania opar­

te będą na tak samo, wyda­

wałoby się, nierealnych ma­

rzeniach znalezienia i dotar­

cia do niemożliwego. Zarzu­

cona jej przez innych bada­

czy irracjonalna, wyśmiewa­

na wiara w możliwość na­

wiązania kontaktu z cywili­

zacją pozaziemską jest sub­

stytutem głębokiej wiary re­

ligijnej, a próba odnalezienia umiejscowionych gdzieś w kosmosie rodziców, jest pa- ramistycznym dążeniem do transcendentnego Boga.

Dlatego właśnie chwila jej

Poszukiwanie, Jodie Poster Kadr z filmu

(9)

dotarcia na Drugą Stronę Tu­

nelu zostaje ukazana przez reżysera w rajskiej scenerii, nawiązującej do jej wyobra­

żeń Pensacoli - jej najdalsze­

go kontaktu z czasów dzie­

cięcej szczęśliwości. Jej spo­

tkanie z ojcem porównywal­

ne jest do spotkania Wierzą­

cego z biblijnym Bogiem, za­

dawanie pytań jest oczywi­

stą próbą zdobycia wiedzy umożliwiającej na Ziemi po­

danie odpowiedzi poszuki­

wanych przez ludzkość, a bę­

dących w gestii, sil ponadna- turalnych.

Eleonora, jeszcze na Zie­

mi, uzasadnia Palmerowi chęć wzięcia udziału w wy­

praw ie - „Dlaczego to ro­

bisz? [...] Odkąd pamiętam szukałam czegoś, powodu, p o co tu jesteśm y". Spotka­

nie to zaaranżowane jest w kontekście biblijnej obietnicy danej A braham ow i przez Jahwe, opisanej w Księdze Rodzaju (22, 17), w której Anioł Pański mówi w imie­

niu Boga: „będę ci błogosła­

wił i dam d potomstwo tak liczne, jak gw iazdy na niebie i jak ziarnka piasku na w y­

brzeżu morza Scenę z prze­

sypywanym przez ojca pia­

skiem i odbijającymi się w nim gwiazdami reżyser łączy z pytaniem bohaterki: „Dla­

czego się ze mną skontakto- wałiśde? - To ty skontakto­

wałaś się z nami, m y tylko nasłuchiwaliśmy. - Są inni?

- Bardzo wielu". Ojciec Ele­

onory łączony jest tutaj per analogiam z Bogiem Ojcem, natomiast piasek i gwiazdy odbijające się w piasku wska­

zują bezpośrednio na kon­

tekst kulturowy, z którego czerpią twórcy filmu. Zdoby­

wając cel, do którego dążyła całe życie, dr Arroway dzia­

ła zgodnie z powszechnie znaną biblijną m aksym ą:

„Proście, a będzie wam dane;

szukajcie a znajdziecie; ko­

łaczcie, a otworzą wam. A l­

bow iem każdy, k to prosi, otrzymuje; kto szuka, znaj­

duje; a kołaczącemu otwo­

rzą "(Mt 7,7 - 8). Jej wytrwa­

łość, pomimo, że nie poparta w świadomy sposób wiarą religijną, doprowadziła do wypełnienia misji - bo, że to była misja, nie ulega naj­

mniejszej wątpliwości. Stało się to zwieńczeniem jej do­

tychczasowych poszukiwań naukowych - poszukiwanie bowiem, jest wątkiem stale obecnym w fabule filmu.

Kariera naukowa Eleono­

ry nosi znamiona drogi mi­

styka. Wydawać się może, że porównywanie tych dwóch dróg jest błędem , jednak odpowiadają sobie w kolej­

nych punktach dążenia do szczytu. Potrzeba wypełnie­

nia pustki, odpowiedzi na ważne pytania, znalezienie odpowiedniego klucza do rozwiązania problemów, sta­

łe doskonalenie swych umie­

jętności związane z ryzykiem podejmowania ciągłych de­

cyzji, to wszystko zbliża dro­

gę wybraną przez dr Arro­

w ay do drogi mistycznej.

Najważniejszym jednak ele­

mentem w drodze jest „od­

krycie zasłony" - doświad­

czenie przeżycia Sacrum (ro­

zumianego sensu largo). Pro­

ces ten prowadzi do kolejne­

go etapu, zaczynającego się w chwili powrotu - przeja­

wia się on w trudności po­

nownego przystosowania się do życia „tu i teraz", „no, bo trzeba, przyjaciele, wrócić, wszystko tam zmienić, od­

wrócić" -jak mówił rodzimy poeta Broniewski, po to tyl­

ko, „żeby żyć było warto".

Zycie po tym wydarzeniu pociąga za sobą potrzebę przekazywania poznanych Prawd, co odbierane może być jako misja, która prowa­

dzić może do niezrozumie­

nia i częściowego odrzucenia przez kręgi racjonalistów, po­

trzebujących namacalnych dowodów.

Początkowo do grona na­

ukowców - empiryków na­

leżała również bohaterka fil­

mu, która już od czasu stu­

diów stale pogłębiała swą

Jodie Foster

wiedzę. Podczas swej w ę­

drówki przez tunele (co ana­

logiczne jest do przechodze­

nia kolejnych poziom ów przez mistyków) częściowo zatraca swe czysto racjonal­

ne ujm ow anie Św iata na rzecz zdobytej transcenden­

cji - co reżyser wprowadza poprzez wizualne rozdwoje­

nie twarzy Eleonory. Dwie tw arze, połączone trw ale wstęgą, podobną do opisy­

wanej przez parapsycholo­

gów łączącej ciało fizyczne z ciałem astralnym. Pierwsza z twarzy Eleonory relacjonuje na bieżąco odczucia zmysło­

we, przekrzykuje otaczający ją łomot. Druga - pełna spo­

koju, o innej już mimice, po­

jawiająca się w tle, krzyczy dopiero po dojściu do apo­

geum. Pierwsza - „Jestem w kolejnym tunelu!!!"- Druga szepce niewyraźnie, z podzi­

wem w głosie i nutą zasko­

czenia - „Nie przypuszcza­

łam..." Pierwsza - „Jest ich cała sieć! To jakiś rodzaj ko- munikacji. Jak metro!- V i tle druga z tw arzy-,, O Boże!!!"

Z grabnie w ykorzystana przez Zemeckisa symbolika dwóch tw arzy świadczyć może o zamierzonym wpro­

wadzeniu głównej bohaterki w świat mistycyzmu.

Innym interesującym za­

biegiem związanym z sytu­

acją przejścia jest dwukrotnie ukazane oko. W pierwszej scenie filmu - krótka historia dw udziestego wieku, do-

Kadr z filmu kładniej od czasów Hitlera, przekazana przez wysyłane w kosmos nadawane przez media fale dźwiękowe (jak później okazuje się nie tylko dźwiękowe), zamyka się w oku małej dziewczynki pa­

trzącej z podziw em na gwiazdy. Drugi raz, ta sama mała dziewczynka, wiele lat później, zam yka w swym oku wielość kształtów nie­

znanego jej świata tuneli i piękna Kosmosu. Jej własne­

go Kosmosu.

Po powrocie dr Arroway do rzeczywistości jej przeży­

cia, z powodu braku dowo­

dów, zostają uznane przez naukową komisję za halucy­

nacje, na co ona sama, będąc po części empirykiem musi się zgodzić, wyrażając przy tym potrzebę niesienia misji.

Przesłuchanie ma charakter atakujący, jednak Eleonora nie p o trafi uznać sw ych w spom nień za coś, co nie miało miejsca. - „Czy to m oż­

liwe, że to się nie stało [■■■] Ja to przeżyłam, nie mogę tego udowodnić, ani wyjaśnić, ale wszystko co wiem, cała moja świadomość m ów i mi, że to Prawda. Dano m i coś wspa­

niałego, co na zawsze mnie odmieniło, obraz w szech­

świata, k tó ry uświadamia nam, jak jesteśmy mali i nie­

ważni, a jednocześnie jedyni i bezcenni [...] Chdałabymsię tym podzielić, żeb y każdy, choćby p rzez chwilę, mógł

dokończenie na str. 74

(10)

Soren Kierkegaard

- między bojaźnią Bożą, a lękiem egzystencjalnym

W

XlXiXXwiekunie

brakow ało róż­

nych szyderców, którzy - czasem bezinteresow­

nie, a czasem dla taniego po­

klasku - wyszydzali i ośmie­

szali nauki ewangeliczne. Kier­

kegaard na pewno do nich nie należał. Zastanawiające skąd wzięły się jego kontrowersyj­

ne poglądy na duńskie chrze­

ścijaństwo jego czasów. Czy źródłem jego przekonań była konfrontacja własnych wy­

obrażeń o chrześcijaństwie albo biblijnej relacji z czasów apostolskich z tym, co widział woköl siebie? A może osobi­

ste przeżycia wzbudziły w nim rozgoryczenie, któremu upust dawał w skrajnie kry­

tycznym nastawieniu do jemu współczesnych?

Nie ulega wątpliwości, że Biblia była obecna w domu rodzinnym Sorena, a także w jego własnym na za­

sadzie tradycji chrześcijań­

skiej. Będąc jednocześnie w ielkim zw olennikiem i znawcą kultury starożytnej - w szczególności wielbicielem Sokratesa - Kierkegaard pró­

bował karkołomnej sztuki łączenia antyku z chrześcijań­

stwem. Czy można jednak skądinąd szlachetną postać Sokratesa stawiać na piede­

stale obok postaci Jezusa Na­

zarejczyka? Czynie prowadzi to do kompletnego zamętu?

Soren był pod urokiem So­

kratesa do tego stopnia, że w jego skrajnie sceptycznych opiniach o chrześcijaństwie dźwięczy echo wypowiedzi

„starego ironisty i etyka" na temat sofistów. Gdy Sokrates mówi o ludziach, którzy niby rozumieją, a faktycznie nic nie zrozrunieli, bo gdyby zrozu­

mieli, odbiłoby się to na ich życiu, to Kierkegaard mówi o chrześcijanach, którzy nie mają pojęcia o chrześcijań­

stwie.

Polemika Sorena z chrze­

ścijaństwem, a ściślej z pań­

stwowym duńskim Kościo­

łem, jest polemiką ze sposo­

bem praktykowania chrześci­

jaństwa w konkretnych spo­

łecznych warunkach. Temu, co widział wokół siebie prze­

ciwstawiał chrześcijaństwo nowotestamentowe, chrześci­

jaństwo czasów apostolskich.

O ile w zapiskach z roku 1836 rozpatrując konflikt: życie kontra chrześcijaństwo Kier­

kegaard opowiadaj się za ży­

dem, zarzucając chrześdjań- stwu sprzeczność z ludzką naturą, o tyle w roku 1855, pod koniec żyda, podjął fron­

talny atak na całe dudrowień- stwo nie pozostawiając na nim przysłowiowej suchej nit­

ki.

Ocenianie spuścizny lite­

rackiej Sorena Kierkegaarda z perspektywy Chwili przypo­

mina spoglądanie na wodo­

spad od dołu, z podnóża góry, z której z hukiem i trzaskiem spadają masy wody, grożące wszystkiemu co stanie na dro­

dze. Chwila, ten najgwałtow­

niejszy

atak na duński protestantyzm, została napisana w ostatnim roku żyda filozofa, po dłuż­

szym okresie jego milczenia i już po śmierci biskupa J. P.

Mynstera. Zdumiewa ładu­

nek emoqonalny w niej za­

warty. Ostatnią kroplą prze­

pełniającą czarę goryczy mia­

ła być mowa pożegnalna pa­

stora Martensena, późniejsze­

go biskupa, w której nazwał

zm arłego „praw dziw ym świadkiem prawdy". Zmar­

ły biskup był duszpasterzem ojca Sorena i przyjadelem ro­

dziny. Patrzył sceptycznie na działalność literacką młodego Kierkegaarda, ale nie wystę­

pował przedw niemu, a ten z kolei powstrzymywał się od jawnej krytyki osoby biskupa.

Poprawność ich wzajemnydr stosunków legła w gruzadr po pojawieniu się w paździer­

niku 1850 roku Wprawiania się w chrześcijaństwie. Książ­

kę tę bp Mynster odebrał jako utajony atak na własną oso­

bę. Kierkegaard, który przez całe swe żyde miał niewielu przyjadół teraz znalazł się w izolacji. Przez dwa lata nie pu­

blikował, jego zasoby mate­

rialne były na ukończeniu. Po śmierci biskupa poczuł się zw olniony z obow iązku wstrzemięźliwego wypowia­

dania się na temat urzędowe­

go Kościoła. W Chwili dał wyraz swemu rozgoryczeniu i derpiętnictwu. Wątek kry­

tycznych wypowiedzi pod adresem Kościoła, który od samego początku był elemen­

tem składowym jego pisar­

stwa, teraz sięgnął apogeum.

Czy była to szczera troska o dobro Kośdoła, troska o czy­

stość nauki „dirześdjaństwa nowotestamentowego"? A może chęć eksploatowania sensacyjnego tematu w celu zyskania populamośd? Chy­

ba nikt nie odważy się przy- pisywać dojrzałemu pisarzo­

wi tej ostatniej motywacji.

Podziwu godna jest ol­

brzymia wiedza i przenikli­

wość Kierkegaarda. Z równą swobodą porusza się po ob­

szarze filozofii starożytnej, co po przekazie nauk nowote-

stamentowych. Jego próby kojarzenia antyku z chrześd- jaństwem prowokują dwa pytanie: jak można być rów­

nocześnie zwolennikiem So­

kratesa i wyznawcą Chrystu­

sa? Od początku lat czterdzie­

stych, tzn. od czasu obronie­

nia przez niego dysertacji Po­

jęcie u-ordi, ze szczególnym uwzględnieniem Sokratesa,

Soren

myślał po sokratejsku.

Nie ma pracy, w której nie po­

woływałby się na tego myśli­

ciela. Okruchy ńlozoficzne kończy tezą: „Wyjśćpoza So­

kratesa w istocie mówiąc to samo, co on - choć nie tak do­

brze -niejest w najmniejszym stopniu sokratyczne." A czy, jako chrześdjanin, nie powi­

nien stwierdzić, że wyjście poza Chrystusa jest niechrze- śdjańskie? Czy Pan Jezus nie dostarcza w swoich naukach materiału do przemyśleń filo­

zoficznych? Czy nie są one bliższe życia niż żonglerka pojęciami i terminami? W Chorobie na śmierć Kierke­

gaard po trzykroć wzywa So­

kratesa i dodaje, że wzywał­

by go dziesiędokrotnie, gdy­

by to pomogło w powołaniu do żyda nowego Sokratesa!

Chdałoby się dodać: no cóż, wszystkiego mieć nie można, dwom panom służyć też nie da rady! Ale pytanie pozosta­

je: czy świat potrzebuje owe­

go Sokratesa? Czy Sokrates dałby nam odpowiedź na py­

tania związane ze zbawie­

niem i z przezwyciężeniem śmierci? Oczywiście, zależy jakiego zbawienia świat ocze­

kuje i jaką śmierć mamy na myśli. Nie mam pewnośd, ale dem ony ponoć w śmierci widzą wybawienie. Wobec

(11)

powyższego może lepiej by­

łoby uszanować deklarację Sorena, że nie jest chrześcija­

ninem, a tylko postronnym obserwatorem, którzy służy kilkoma radami na potrzeby chrześcijaństwa. Przyjrzyjmy się zatem jaką wizję chrześci­

jaństwa nam oferuje.

Mogłoby się wydawać, że człowiek tak delikatny, prze­

wrażliwiony, skłócony z ży­

dem i trudno przystosowują­

cy się do otoczenia, znajdzie w Biblii ukojenie, podechę i potrzebne m u oparcie. Już choćby słowa „pokój wam"

powinny działać jak balsam na niespokojne serce. Tymcza­

sem,

Soren jakby nie dostrzega

słów Jezusa:

„Przyjdźcie do Mnie wszyscy utrudzeni i obciążeni, a Ja w am dam ukojenie" lub

„uczcie się ode Mnie, że je­

stem d chyi pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla wa­

szych dusz. Jarzmo Moje bo­

m e m jest mile, a moje brze­

mię lekkie". Wprost przedw- nie, Kierkegaard eksponuje takie cytaty jak np.: „Jeżeli ktoś przychodzi do Mnie, a bardziej kocha swojego ojca i matkę, swoją żonę i dzieci, sio­

stry i brad i swoje żyde, nie m oże być M oim uczniem".

Później, w Chwili nr 8 zapi­

sał, że „chrześdjaństwo sądzi [...] że nie idzie o to, by dobrze i szczęśliwie prześlizgnąć się przez żyde, lecz o to, aby dzię­

ki cierpieniom odnieść się właściwie do wieczności".

Tamże, na następnej stronicy, również napisał: „Tak, On dę­

bię kocha, dlatego pragnąłby [...] że b yś się zdecydow ał chdeć cierpieć". Taki dobór cytatów daje do myślenia.

Uderzające jest mianowicie zachwianie proporcji w dobo­

rze treśd źródłowych na rzecz rygorów i derpienia z pomi­

nięciem treści budujących, tchnących depłem, nadzieją i miłością. W rezultacie po­

wstaje niekorzystne wraże­

nie, aura sprzyjająca nietraf­

nym decyzjom. W przedsta­

wionym przez Kierkegaarda obrazie chrześcijaństwa do­

minują kolory szare, a nawet ponure. Jego królestwo Du­

cha nie jest wcale jaśniejsze i radośniejsze od królestwa ziemskiego, przedwnie - jest pełne wyrzeczeń i derpienia.

Trzeba bowiem „nienawidzić samego siebie" i naśladować Chrystusa w ofiarowaniu sa­

mego siebie.

Kierkegaard wymaga wyrzeczeń, ale nie kończy kwestii, nie wy­

jaśnia do końca w imię czego, nie wspomina o przezwydę- żeniu śmierd ani o perspekty­

wie zmartwychwstania. A co najważniejsze, nie uwzględnia prawdy, że Ofiara Chrystusa była jednorazowa, że nie trze­

ba powtórzeń, że była doko­

nana dla nas z miłośd do nas po to, aby nas wybawić z pu­

łapki śmierd. Nie zauważa też, że zmartwychwstanie Pana Je­

zusa obala wszystko, cośmy w sferze Ducha odziedziczyli po kulturze starożytnej.

Pow yższy w yw ód nie oznacza bynajmniej, że kam­

pania Kierkegaarda przedw bezdusznemu, urzędowemu spraw ow aniu chrześcijań­

stwa była bezzasadna. Soren miał rację, kiedy pisał, że

„świat chrześdjański z poko­

lenia na pokolenie jest w co­

raz większym stopniu towa­

rzystw em niechrześcijan".

Jego słowa potwierdziła histo­

ria XX wieku. Miał także ra­

cję kiedy sugerował, że chry­

stianizacja społeczeństwa w stu procentach pociąga za sobą otępienie wrażliwośd i coś w rodzaju dechrystianiza- cji, a więc jest Pyrrusowym zwydęstwem. Również i tu można powołać się na do­

świadczenia XX wieku. Ale właśnie te opinie i kilka in- nych trafnych uwag Kierke­

gaarda świadczą o fakde by­

cia przez niego bardziej uczniem Sokratesa niż wy­

znawcą Chrystusa. Zresztą nie chodzi tu o potwierdzanie czy obalanie autorytetów, lecz

o respektowanie słów: „Cz)'ż nie dlatego błądzide, żeniero- zumiede Pisma ani m ocy Bo­

żej?" Wydaje się, że w kilku ocenach

Kierkegaard błądzi.

Kiedy np. twierdzi, że wiara ma zawsze charakter walczą­

cy to na pewno jest bliższy fi­

lozofii Fausta (wg. Goethego) niż naukom Chrystusa. Albo, nie aspirując do niewdzięcznej roli adwokata żadnej ze stron, czy można zgodzić się na skraj­

nie negatywną ocenę ówcze­

snych duszpasterzy i potępie­

niem ich w czambuł? Czy rola księdza polegająca na tym, że podobnie jak koliber lub psz­

czoła przenosi pyłek Dobrej Nowiny sycąc się nektarem kwiatowym nie jest godna uwagi? Czyż d, którzy święte obrzędy sprawują , nie mają się ze świątyni żywić?

Można podzielać oburze­

nie pisarza na społeczeństwo, które nie naśladuje stylu żyda pierwotnej gminy chrześdjań- skiej, a przedwnie, pilnie za­

biega o sprawy doczesne, o rozmaite tytuły, godności i urzędy zapewniające dostat­

nie i wygodne żyde, ale trud­

no nie zadać pytania: co stało na przeszkodzie aby on sam, nie bacząc na otoczenie, kro­

czył drogą wyznaczoną dla sprawiedliwych? Czy podej­

mował takie wysiłki?

N aw et w najkrótszym szkicu

nie sposób pominąć wątku żyda prywatnego pisarza.

Nieocenioną pomocą w tym względzie jest dziennik Kier­

kegaarda. Zapiski rozpoczy­

nają się mniej więcej w kwiet­

niu roku 1834. Wiadomo, że w połowie lat trzydziestych Soren zamieszkał poza do­

mem rodzinnym i prowadził żyde bon vivanta. Ojcu za­

wdzięczał niezależność finan­

sową, ale także wiedzę o róż­

nych kolejach jego żyda. W żydorysie ojca były epizody deprymujące zarówno jego jak i Sorena. Natomiast o mat­

ce pisarza nie ma w dzienni­

ku najmniejszej wzmianki. Z

listopada 1836 roku pochodzi krótka notatka dotycząca ka­

walerskiego wybryku Sorena, który pozostawił uraz w psy­

chice autora, a w dzienniku został skwitowany wymow­

nymi słowami: „Boże mój.

Boże mój! Co za zwierzęcy chichot". Soren wrócił do domu ojca, ale wkrótce nastą­

piło to, co określa trzęsieniem ziemi - ojdec zmarł. Kierke­

gaard bardzo przeżył to wy­

darzenie i wykoncypował, że ojciec umarł po to, aby on spełnił życzenie ojca dotyczą­

ce zdania podstawowego eg­

zaminu teologicznego. Soren wziął się do nauki i wkrótce miał ten egzamin za sobą. Do­

datkowym bodźcem do dzia­

łania była perspektywa ewen­

tualnego małżeństwa. Zapa­

łał on bowiem uczudem do, piętnastoletniej wówczas, Re­

giny Olsen. Niestety Kierke­

gaard był neurotykiem, miał obsesje na tle zawoalowane- go lęku egzystencjalnego.

Kompleksy wprawiały go w chwiejność nastrojów. Po dw uletniej znajomości oświadczył się wprawdzie Reginie i został przez nią przyjęty, ale to (o dziwo!) sta­

ło się dla niego źródłem we­

wnętrznych wahań i deipień egzystencjalnych. Prześlado­

wała go melancholia i to, co nazywał „vita ante acta". Po krótkim okresie narzeczeń- stw a zerw ał ten związek, mimo, że Regina była mu od­

dana duszą i skłonna była być oddaną dałem.

W ujędu egzystencjalistów ludzka egzystencja

jest okresem podejmowania decyzji.

Czy zatem lektura Biblii mo­

gła mieć wpływ na decyzje po­

dejmowane przez egzystencja- listę? Tekst biblijny przema­

wiający często za pomocą ob­

razów, jest dla każdego zrozu­

miały, czego żadną miarą nie można powiedzieć o tekstach filozoficznych. Nie znaczy to jednak, że tekst biblijny nie może zostać mylnie zinterpre-

(12)

towany. Przy okazji omawia- lecenia apostoła narodów też na barykadzie! W dodatku nia teoriiL.Usteifego dotyczą- są w tym względzie jedno- nurza się w pojęciu lęku.

cejgrzedru Adama, Kierkega- znaczne. W powszedmym odczu-

ard zauw ażył, że w tym Stanowisko jakie zajmuje du

względzie Biblia często miała Kierkegaard jest bardzo trud- lęk jest kategorią nega- w płjw szkodliwy. Mimo woli ne do obrony. Z jednej strony, tywną

przypom ina się poniekąd powiada on, że jego sokra- i uczuciem destrukcyjnym, przedwczesna śmierć Lwa tycznym zadaniem jest pod- paraliżującym. Kierkegaar- Tołstoja. Jak wiadomo pisarz dać weryfikacji definicję dowskie określenie lęku jako ten krytykował doktrynę i ob- chrześdjanina,azdrugiejstro- „rzeczywistości wolności, rządek Cerkwi prawosławnej ny oświadcza, że jedynym jako możliwości dla możli- izostał obłożony klątwą. Wsę- odpowiednikiem, jaki posia- wości" jest dla przeciętnego dziwym wieku opuścił bez- da, jest Sokrates. Niezależnie czytelnika całkowide niezro- pieczną Jasną Polanę i udał się od tego, że definiq'a chrześd- zumiałe. Zupełnie inaczej w drogę bez celu. Nie ma do- janina zapisana przez aposto- rzecz ma się z bojaźnią Bożą.

wodów na to, że będąc w tak ła Pawła,per analogiam, w W Księdze Hioba czytamy:

zaaw ansow anym w ieku moim pojęciu nie wymaga „Oto bojaźń Pańska, ona jest

S. Kierkegaard w kawiarni, Ch. Olavius (Archiv fuer Kunst und Geschichte, Berlin) podjął próbę naśladowania

trybu żyda apostołów w rosyj­

skich warunkach klimatycz­

nych. Wiadomo natomiast jak ten eksperyment się zakoń­

czył. Byłoby ryzykow ne łączyć te fakty z żyda Lwa Toł­

stoja z lekturą Biblii, ale wyklu­

czyć takiego związku przyczy­

nowego też nie sposób. Po­

dobnie jest z decyzją Kierke- gaarda o zerwaniu narzeczeń- stwa. Wpłynęły na nią różne czynniki, ale czy nie mogły też wpłynąć jego dągłe rozważa­

nia na temat bezżeństwa? Za-

weryfikacji, zachodzi pytanie, czy uczeń Sokratesa, a nawet sam Sokrates, ma dane po temu, aby weryfikować defi­

nicję Żyda czy chrześdjanina.

Czy którykolwiek filozof poj­

mie coś z tego, o czym mówi prorok Izajasz? Czy zrozumie słowa: „Jeśli nie uwierzycie, nie ostaniecie się/" Jak to po­

godzić z greckim sceptycy­

zmem, gdy Izajasz mówi:

„Nie bój się, bo d ę wykupi­

łem, nazw ałem się twoim imieniem, m oim jesteś!" A Kierkegaard siedzi okrakiem

mądrością''. Wbrew pozorom są to uczuda skrajnie różne.

Lęk egzystencjalny jest uczu­

ciem m glistym , jest d w u ­ znacznym zjawiskiem psy­

chicznym, jest „sympatyczną antypatią i antypatyczną sympatią", wiąże się już to z niewinnością już to z grze­

chem. Występuje jako cecha ducha pogrążonego w uśpie­

niu lub jako marzenie ducha.

Bojaźń Boża przedwnie, od­

nosi się do Osoby, do konkret­

nej Osoby Bożej jako dawcy żyda.

Wracając wraz z Kierkega- ardem do trzedego rozdzia­

łu Księgi Rodzaju wkraczamy w świat symboli i metafor.

Symboliczny jest Eden, kraina niewinności wynikającej z nieświadomośd. Symbolicz­

ny jest Adam, który po raz pierwszy w dziejach uświa­

damia sobie istnienie grzechu, symboliczne jest drzewo po­

znania dobrego i złego, z któ­

rego zjadłszy owoc Adam uświadomił sobie swoją na­

gość i swój grzech. Symbolicz­

ne jest także drzewo życia, którego owoców Adam nie zdążył zjeść zanim został wy­

pędzony z raju, a drogi do tego drzewa strzegły odtąd cheruby i płomienisty miecz.

Historia ludzkośd jest zatem historią rozwoju świadomo- śd, czyli historią wiedzy o so­

bie samej, a także historią zdo­

bywania żyda wiecznego. Do uświadom ienia sobie tego ostatniego człowiek musi po­

woli dorastać.

Konsekwentnie m ożna powiedzieć, że na żyde Ada­

m a składają się dwa różne okresy: okres przed i okres po popełnieniu grzechu pierwo­

rodnego. Pierwszy był ni­

czym nie zakłóconą niewin­

nością, życiem nieśw iado­

mym, a drugi był okresem rozbudzenia świadomości, okresem grzechu. Wygląda na to, że grzech był tym nie­

odzow nym czynnikiem uświadamiającym człowie­

kow i jego być. D opiero uświadomienie grzechu uru­

chomiło drzemiącą w czło­

w ieku tęsknotę za stanem bezgrzesznym , za życiem wiecznym. Był to przełom na drodze do kontrolowania ata­

wizmu.

Wszyscy ludzie rozmna­

żający się zgodnie z naturą rodzą się w grzechu tzn. bez bojaźni Bożej, bez ufnośd w Bogu i wraz z pożądliwością.

Ludzki modus nascendi jest wspólny wszystkim ssakom i pod tym względem czło­

wiek jest nieodrodnym dziec­

kiem matki natury. Nie popeł-

Cytaty

Powiązane dokumenty

tają się: „Jeśli jesteś Boże, to kim jesteś?" To nie jest takie łatwe, tego trzeba się nauczyć. A potrzeba wiele cierpliwości, aby nauczyć się rozmowy z Bogiem. I

Do takiej perspektywy możemy dążyć, ale też nigdy nie uda nam się sprowadzić wszystkich przejawów religii i religijności do jednego wspólnego mianownika.. Obiektywizm wyraża

n ia. To jest realne niebezpieczeństwo i dlatego ta rocznica m oże okazać się kłopotliwa.. Kościół na swych drogach musi, niejednokrotnie, przeciwstawiać się tem u

Znając bardzo dobrze postaci, o których mówi ta książka (opracowywałam dzienniki Bronisława Malinowskiego) obawiałam się tej lektury, ale doszłam do wniosku, że m ogłam

no w pomnik Gizewiusza. przekształciła się w świecką księgę. Również na dzisiejszym pomniku zabrakło - rzecz godna ubolewania - symbolu chrześcijańskiego. Były to

pejskiej, ani nie w yrzeka się w skutek takiego kroku swej w iary (religijnej), ani nie jest do tego zm uszany.. N ie

kiedy czujesz się opuszczony przez Boga i świat, życzę Ci dzwonka przy bramie..

Wielość ról społecznych, w jakich m ożna spotkać wielu pastorów, jawi się bardziej jako przeszkoda niż pomoc dla współczesnego badacza.. Wiejski pleban m a tu