KRAKÓW 1 -4/200>
UKAZUJE SIĘ OD 1 9 8 9 ROKU C E N A
4,00
ZŁM YŚ L
N r 6 2 65
ISSN 0 8 6 0 8 4 8 2
PRZEGLĄD EWANGELICKI
M I E S I Ę C Z N I K S P O Ł E C Z N O ^ KULTURALNY
W num erze m.in:
p o n ad to
a także i to co zw ykle
Zmartwychwstanie i grzech
Cena pokoju, kontakt pozaziemski i Soren Kierkegaard
Irlandia, pusty fotel oraz Polskie Towarzystwo Ewangelickie
SEBASTIAN G RABO W IEC KI (ok. 1 5 4 3 - 1 6 0 7 )
/ /
Setnik rymów ducho
S O N E T CXLIV
Z Twej śmierci, Jezu, d o c h o d z ie m żyw o ta ; Śmierć p o d e jm u ją c dla nas, w ł a d z ą śmierci Bierzesz, a z Twej k n a m miłości tej śmierci M o c d a w a s z , c o nas w p u s z c z a d o ży w o ta .
Śmierci, ty g o d n o ś ć p r z e c h o d z is z ży w o ta , Bo t o b ą c z łe k ujść m o ż e w ie c z n e j śmierci;
Nie m a nic nad cię, święta, w d z ię c z n a śmierci, D ro ż sz e g o ten skarb z m ie n n e g o ży w o ta .
Przeto i m n ie z b rz y d ł ży w o t, p ra g n ą c śmierci, G d y ż śm ierć tylko w n ie ś ć m o ż e d o ż y w o ta ; Tak w ielga w a g a w m ych sm y sła ch tej śmierci.
Tak ja m rąc żyję, k o n a m tak, ż y w o ta D o c h o d z ę i tak p o ż ą d a m tej śmierci, Z e w niej jest ro z k o sz m o je g o ży w o ta .
6 0 0 8 0 5 (l1
71L00g o ü J ü y y c o i
Ś W I Ą T
‘N o c y
życzy
Jesteśm y
WIELKANOC
SŁOWO
W num erze:
Jesteśmy
Wielkanoc 1
Oświadczenie zwierzch
ników Kościołów Ewan
gelickich w Polsce 2 Roman Grabowski Pokój za wszelką cenę? 2
Modlitwa 3
Henryk Dominik
Śmierć i co dalej? 4 Władysław Sosna
Półmetek kadencji cie
szyńskiego PTE 5 Nowe władze PTE 5 Barbara Petek
W ątki religijne w filmie
„Kontakt" 6
W ładysław Pytlik , Soren Kierkegaard 8 In Memoriam
Witold Benedyktowicz 11 Ks. Piotr Gąsiorowski
Pedagog 11
Agnieszka Godfrejów Jestem z Wyspy Zielonej 12 Grażyna Kubica
Pusty fotel 17
Zamiast katechizmu Szczęście w ochronnym
płocie 18
Iwona Czajka Jubileusz 140 - lecia
„Zwiastuna Ewangelic
kiego" 18
Listy, opinie, polemiki 19
Informacje 20
Spis treści za lata 2001/
2002 22
Nasza okładka:
Zmartwychwstanie (płasko
rzeźba)
A jednak niemożliwe stało się możliwe: Jezus wstał z mar
twych! Nasz Nauczyciel żyje!
Nasza rozpacz przemieniła się w ogromną radość. To nie do w iary ale Ukrzyżowany zmar
tw y ch w stał i opuścił swój grób...
Poszedłem rano do domu, w którym spożywaliśmy ostat
nią wieczerzę. Byli tam już: Szy
mon Piotr ze swoim bratem An
drzejem, a także ich przyjaciele z dawnych lat: Jakub i Jan. Stop
niowo nadchodzili i inni. Wszy
scy pogrążeni byliśmy w smut
ku i rozpaczy. Przypom inali
śm y sobie w ydarzenia ostat
nich dni... Dowiedziałem się przy okazji, że zdrajca Judasz, kiedy dowiedział się o skazaniu Jezusa na śmierć, oddał kapła
nom trzydzieści srebrników i popełnił samobójstwo, wiesza
jąc się na samotnym drzewie niedaleko miejsca straceń na Golgocie...
Niespodziewanie do domu w targnęły dw ie niew iasty z tych, które często nam towarzy
szyły. Były ogromnie podekscy
towane. Już od progu krzycza
ły: Jezus zm artw ychw stał!
Nasz Pan żyje1. I jedna przez drugą opowiadały, co przeżyły u grobu Jezusa. Z ich bezwład
nej gadaniny stopniowo wyła
niał się opis niezwykłych wy
darzeń.
O tóż, p o szły w czesnym ran k iem do g ro b u Jezusa.
Chciały dopełnić namaszczenia Jego ciała, a więc tego, czego nie udało się zrobić w pośpiechu piątkowego pogrzebu. W dro
dze m artw iły się tym w jaki sposób dostaną się do grobu.
Przecież wejście do grobu było zawalone ogromnym głazem...
Ale ku ich ogromnemu zdzi
wieniu okazało się, że głaz zo
stał odwalony i otwór wejścia do grobu był odsłonięty. Weszły do grobu szukając ciała Jezusa.
Ale go nie znalazły. Grób był pusty... Stanęły bezradnie w środku grobowca. Nagle poja
wił się im anioł. Przestraszyły się. Wtedy anioł powiedział do nich: „Wy się nie bójcie; wiem bow iem , ż e szukacie Jezusa
ukrzyżowanego. N iem a Go tu, bo wstał z martwych jak powie
dział. A idąc śp ie szn ie p o w ied zcie u czn io m Jego, że zmartwych wstał".
N iew iasty zam ilkły opo
wiedziawszy nam to wszystko.
A my nie bardzo wiedzieliśmy, co dalej robić. Wtedy poderwał się Piotr z okrzykiem: Idę to wszystko sprawdzić i pobiegł do grobu Jezusa. Za nim po
biegł Jan... A m y dalej wypyty
waliśmy niewiasty o to, co wi
działy i słyszały. Przypomina- liśmy też sobie wzajemnie, że Jezus mówiąc o tym, że przyj
dzie Mu cierpieć i umierać, do
dawał też zapowiedź, że trze
ciego dnia po swej śm ierci, wstanie z martwych...
Wspominając ostatnie wy
darzenia uświadomiliśmy so
bie, że wszystko, co Jezus zapo
wiadał spełniło się: zdrada Ju
dasza, i nasza ucieczka po Jego aresztowaniu, i zaparcie się Pio
tra, i odrzucenie Go przez Naj
wyższą Radę, i uznanie Go za bluźniercę, i Jego męka, i Jego śmierć... A przecież On też za
powiedział swoje zmartwych
wstanie... Może więc rzeczywi
ście wstał z martwych...
Czekaliśmy na powrót Pio
tra i Jana, z nadzieją, że oni roz
strzygną istniejące wątpliwości i potwierdzą ową nieprawdo
podobną wieść o zmartwych
wstaniu naszego Nauczyciela...
Kiedy wrócili. Piotr powiedział:
Grób jest pusty... I nie zdążył ni
czego więcej powiedzieć. Zoba
czyliśmy, że razem z Janem wpatrują się w kogoś czy w coś, co znajdowało się za nami. Na ich twarzach malowało się bez
graniczne zdziwienie i wielka radość... Usłyszeliśmy słowa:
Pokój wam! Odwróciliśmy się w stronę, z której dochodził głos. Zobaczyliśm y naszego Nauczyciela. Stał w śród nas jakby nic się nie stało. Jakby nie było sądu przed Najwyższą Radą, znęcania się nad Nim, w yroku Piłata i męczeńskiej śmierci na krzyżu Golgoty...
Pokój wam - powtórzył. A m y nie mogliśmy zapanować nad swoim zdziwieniem i prze
rażeniem. Pewnie wszyscy my
śleliśmy tylko o tym, że ulega
my jakiemuś złudzeniu, że po
jawiła się nam jakaś zjawa, że to niemożliwe żeby to był Jezus, może to Jego duch...
A wtedy On uśmiechnął się do nasi powiedział: „Czemu je
steście zatrwożeni i czemu wąt
pliwości budzą się w waszych sercach ? Spójrzcie na ręce moje i nogi moje, że to Ja jestem. Do
tknijcie m nie i patrzcie: Wszak duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja m am ". A myśmy dalej stali jak sparaliżowani, nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć.
A Pan zaprosił nas do stołu.
Usiedliśmy jak podczas pamięt
nej wieczerzy paschalnej. Tylko Judasza brakowało... A kurat była pora posiłku i słudzy wnie
śli przygotowane dla nas jedze
nie. A Jezus podziękował Bogu, pobłogosławił wniesiony posi
łek i zaczął jeść. To nas ostatecz
nie przekonało o tym, że na
prawdę żyje... A On zaczął nam przypominać to wszystko, co nam kiedyś mówił i wskazywać teksty Pisma Świętego, które za
powiadały to wszystko, co się z N im stało. Przypom niał, że przyszedł aby wypełnić to, co zapowiedziane zostało w Zako
nie i przez proroków. Przyszedł, aby cierpieć, umierać i zmar
twychwstać. Przyszedł, aby do
konać zbawienia ludzkości. Zaś my, wieść Ewangelii, radosnej nowiny o Bożej miłości do każ
dego człowieka i zbawienia do
konanego przez Jezusa Chrystu
sa, mamy zanieść na cały świat...
Czas mijał szybko. Byliśmy szczęśliwi. Znow u mogliśmy cieszyć się z tego, że Nauczy
ciel jest wśród nas i uczy nas praw dy Bożej. Kiedy zapadły ciemności Jezus wstał i poże
gnał się z nami słowami: Pokój wam! Odchodząc obiecał, że znowu przyjdzie, bo naprawdę zmartwychwstał i żyje! I wiem już, że całe moje życie będzie odtąd czekaniem na Jego przyj
ście i przeżywaniem tego szczę
ścia, które daje pewność, że On zmartwychwstał i żyje, jest bli
sko nas i znowu do nas przyj
dzie, i będzie z nami.
ks. Henryk Czembor H. Czembor Umarł
i zmartwychwstał, wyd. Interfon, Cieszyn 2002
OŚWIADCZENIE
Zwierzchnicy Kościołów Ewangelickich w Polsce na spotkaniu w dniu 29 stycznia 2003 roku w Warszawie,
wydali wspólne oświadczenie o następującej treści:
Zaniepokojeni realną groźbą w ybuchu w ojny USA z Irakiem , w którą m ogą być w ciągnięte i inne p ań stw a, jako b isk u p i Kościołów Ew angelickich w Polsce czujem y p otrzebę publicznego w ypow iedzenia się w tej kw estii. D latego przy p o m in am y w szystkim chrześcijanom i lu dziom dobrej woli, że w ojna jest nie do pogodzenia z nauczaniem i przy k ład em życia C hrystusa. O d rzu cam y przeto w ojnę jako n arzędzie państw ow ej polityki zagranicznej i dom agam y się, aby w szel
kie nieporozum ienia m iędzynarodow e były rozw iązyw ane na drodze pokojowej.
O brona konieczna, np. p rz ed terroryzm em , nie m oże być utożsam iona z agresją m ilitarną na jakiekolw iek państw o, dopóki nie zostaną w yczerpane w szystkie p raw em u spraw iedliw ione d zia
łania.
Uważam y, że w rządow ych priorytetach w szystkich p a ń stw w artości ogólnoludzkie w in n y dom inow ać n ad m ilitarnym i, dlatego przeciw staw iam y się w szelkim form om m ilitaryzacji życia społecznego i tw orzenia psychozy zagrożenia i w irtualnej potrzeby obrony.
Jednocześnie potępiam y produkcję, posiadanie i u żyw anie b roni nuklearnej, chemicznej i bio
logicznej przez w szystkie państw a.
W konsekwencji, o p ow iadam y się za dobrow olnym , pow szechnym i całkow itym rozbrojeniem prow ad zo n y m p o d ścisłą oraz skuteczną kontrolą m iędzynarodow ą.
Potępiam y zło w y rząd zan e przez szaleńczych p rzyw ódców w obec w łasnego społeczeństw a i przypom inam y słow a św. Pawła: „... z ło dobrem zw yciężaj" (Rzym. 12, 21).
bp E dw ard Puślecki b p Janusz Jagucki b p M arek Izdebski
Kościół Kościół Kościół
Ewangelicko - M etodystyczny Ewangelicko - A ugsburski Ew angelicko - R eform ow any
Pokój za wszelkq cenę?
P
rzez świat przetoczyła się fala protestów przeciwko wojnie w Iraku - NO WAR ON IRAK.
W opinii prezydenta USA G . Busha, Irak stal się synoni
mem zła, bo jego prezydent Saddam Husejn przygoto
wuje nową rzeź, tym razem nie tylko swoim najbliższym sąsiadom. Świat nie zapo
mniał jeszcze bezzasadnej, zaborczej napaści Iraku na Kuwejt, jak również jeszcze bardziej krwawej, wielolet
niej wojny z innym swoim sąsiadem Iranem. W wojnie tej zastosowano nawet gazy bojowe, zakazane konwen
cjami w świecie cywilizowa
nym. Niektórzy twierdzą, że było na to dche przyzwole
nie A m erykanów , którzy szukali zemsty za swe poraż
ki w Iranie, ale póki nie ma na to dowodów, należy to między bajki włożyć, choć jest szereg dowodów na to, że CIA podejmowało podob
ne działania (np. na Kubie).
Zaczynają się jednak po
jawiać wątpliwości wielo
krotnie podnoszone przez różne ośrodki, a mianowicie:
- czy dane wywiadu USA są wiarogodne? Czy bardziej należy ufać inspektorom ONZ? Wątpliwości te widać
zarówno na forum ONZ jak i gremiach NATO. Wywiad amerykański już nieraz po
kazał swą niedoskonałość np. dając się zaskoczyć ata
kiem na WTC czy okazując bezradność w tropieniu Ben Ladena;
- czy intenqe amerykańskie są naprawdę takie czyste, czy nie chcą pokazać swej domi
nacji, czy nie powodują nimi jakieś cele ekonom iczne (opanowanie źródeł ropy), czy nakręcenie koniunktury poprzez opróżnienie swych arsenałów;
- czy Amerykanie nie wpa
dli w panikę po bezpreceden
sowym ataku na WTC w No
w ym Yorku i Pentagon w W aszyngtonie 11.09. 2001 roku i nikłym powodzeniu w ściganiu Al Kaidy?
W szystko to są tylko
„gdybania" wynikające z ogólnego szumu informacyj
nego „globalnej w ioski".
Podchwycili to jednak w mig tzw. „ludzie z ulicy", prawie zaw odow i organizatorzy protestów (niezadowoleni z różnych przyczyn) i tacy, któ
rym i łatwo manipulować.
Nie znaczy to, że czasami w protestach nie uczestniczą również ludzie poważni i szanowani. A powodów do
A. Duerer, Uwolnienie czterech aniołów nad Eufratem - wg Apokalipsy
strachu przed wojną mają ludzie współcześni aż nadto.
Bo to się zawsze tak nie
winnie zaczyna: śmierć arcy- księcia (I wojna światowa, korytarz do Prus Wschod
nich (II wojna światowa), a potem może się z tego roz
pętać wojna - ludzie będą się okrutnie nawzajem mordo
wali, bez przestrzegania nie tylko tzw. reguł rycerskich, ale nawet bez poszanowania podstawowych praw ludz
kich i Boskich. Nikt już po
tem nie pamięta o co poszło tak naprawdę.
Wojny od zarania ludz
kości służyły różnym celom, a często były celem same w sobie. Zawsze znajdowano usprawiedliwienie dla wy
praw y wojennej, choćby ta
kie, że zwycięzcom pytań się nie stawia. Ileż to opisów wojen na stronicach Stare
go Testamentu, (patrz też:
„Kościół i wojna" Georgesa Minois). Słowa Biblii próbo
w ano wykorzystyw ać dla uspraw iedliw ienia wojen.
Przecież to takie wygodne, król uważał się za pomazań
ca Boga, a swe wojny uza
sadniał słow am i Biblii. A przecież walczący po oby
dw u stronach frontu mogli na swych sztandarach (czy zwyczajnie na sprzączkach pasów) pisać „Gott mit uns".
Współczesna egzegeza ode
szła od takiego odczytywa
nia słów Biblii. Nie może też być wojen świętych i spra
wiedliwych bo wojna to jest gwałt i mord. Bo, jeśli chce
my aby uznano nasze świę
te wojny (kruq'aty), to musi
m y uznać i ich święte wojny (np. d ż ih a d ) - nie może być dw óch m oralności. Mogą być najwyżej wojny uspra
w iedliw ione sam oobroną gdy nas ktoś napadnie lub gdy bronimy napadniętego.
To są sp ra w y niezw ykle trudne, pamiętajmy, że raz rozpętana wojna nie kieruje się już żadną moralnością, jedyna logika to mordować aż do zwycięstwa bo inaczej nas zam ordują. Wojna to ostateczność!
Teraz na wiosnę obcho
dzimy szereg smutnych uro
czystości dla upamiętnienia wojennych mordów popeł
nionych na niewinnej i bez
bronnej ludności, nawet tuż pod koniec wojny. Tu na Wy-, b rz e ż u szczególnie dla uczczenia ofiar zatopionych statków z ewakuowaną lud
nością. Takie nabożeństwo upamiętniające ofiary statku m /s „Wilhelm Gustloff", za
topionego radziecką tor
pedą 31.01.45 roku, kiedy to utonęło tysiące uciekinie
rów, w tym 3,3 tys. dzieci, mieliśmy w naszym koście
le ewangelicko - augsbur
skim w Sopocie. A przecież to nie jedyny taki tragiczny wypadek. To była wojna, tu się w ykonyw ało rozkazy, tak się zawsze mówiło. To nie tylko Rosjanom się zda
rzało - kapitan Marinesko mógł nawet nie wiedzieć ja
kie nieszczęście w yrządzą jego torpedy, żołnierzom m ówi się tylko to co nie
zbędne do wykonania roz
kazu. To jest wojna. A Dre
zno, miasto które zburzono w ciągu jednej nocy. Pod bombami alianckimi zginę
ło wówczas (13.02.45 r.) wię
cej ludzi niż w Hiroszimie od bomby atomowej. To jest wojna.
Zatem unikajmy wojny tak długo jak to możliwe. Re
alizujm y nakaz naszego Pana, Jezusa Chrystusa, któ
ry nam nakazuje: „Abyście się wzajemnie miłowali tak jak ja w as um iłow ałem ".
Przecież tyle nas łączy, jeste
śmy tak bliscy w naszych ka
nonach etycznych. Najwięk
sze religie świata głoszą te same zasady gwarantujące pokojowe współistnienie:
-nie zabijaj;
-nie kradnij;
-nie cudzołóż;
-szanuj rodziców i dbaj o dzieci;
-a przede wszystkim, miłuj bliźniego swego.
Tak więc próbujm y się porozumieć, wojna to osta
teczność.
Natomiast nie możemy być absolutnymi pacyfista
mi, biernie patrzeć jak inni postępują niegodziwie lub mają takie zamiary. A więc, jeśli rządy tego świata mają takie dowody wobec Iraku, czy kogokolwiek, nie tylko nie należy tym rządom prze
szkadzać, ale powinniśmy im pomagać. Tak podpowia
da mi moje chrześcijańskie sumienie, a Bóg niech nas osądzi czy postąpiliśm y słusznie, i udzieli nam błogo
sławieństwa pokoju:
Hewejnu szalom aleje- hem - a pokój niech będzie z wami!
Gdańsk, 20.02.03 Roman Grabowski
Modlitwa
O Panie, prosim y Cię za wszystkich, którzy pragną wojny, którzy ze zniszczenia i wyzysku innych czerpią zyski.
Uwolnij ich z ich nieczłowieczeństwa, pom óż, aby te nieludzkie systemy zostały zmienione.
Przebacz nam, że m y często jesteśmy niewiarygodnymi, że za mało w tym świecie jesteśmy grupą pokojową.
Panie, Tyś darow ał nam życie. Spraw teraz także, abyśmy byli gotowi to życie z innymi dzielić, ażeby nasz dobrobyt nie stał się dla nas podstaw ą do sądu! Amen.
z niemieckiego tłum. ks. J. K rzyw oń
Śmierć... i
c z . I.
A
ngielski John H eyw ood p isarz 400 lat temu napisał: „Śmierć równa w yso
kich i niskich W ubiegłym wieku Bernard Shaw, rodem także z Wysp Brytyjskich, dow cipnie zauw ażył, że:
„Statystyki dotyczące śmier
ci są dość wstrząsające. Każ
d y jeden człowiek na jedne
go umiera". Z kolei amery
kański ew angelista Billy Graham stwierdził: „Zycie ziemskie jestjedynie sza tnią wieczności".
Śmierć jest codziennością, nie ma minuty ani sekundy, by ktoś na świecie nie umarł, ale jednocześnie w ostatnich 50-ciu latach ludzie usiłują oddalić śm ierć od siebie, w iększość nie u m iera w domu, lecz w szpitalach, ho- spiqach, ginie w zamachach, w ypadkach czy wojnach.
Następuje depersonifikacja śmierci - odczłowieczenie.
Telewizja raczy nas codzien
nie śmiercią w filmach i pro
gram ach informacyjnych, ale to co dzieje się na ekra
nie jest jakby nierzeczywiste, odległe i dlatego nie przyj
mujemy tego, jako coś tra
gicznego. Tragedią jest do
piero śmierć kogoś bliskie
go-
W pierwszym Liście do Koryntian czytamy: „A jako ostatni wróg zniszczona bę
dzie śmierć" (15, 26). Bóg ją zniszczy, a więc śmierć jest wrogiem nie tylko człowie
ka, ale i Boga. Wroga więc le
piej poznać. Pierwsza Księ
ga Mojżeszowa zanotowała takie słowa Boga do pierw
szych ludzi: „Ale z drzewa poznania dobra i zła nie wol
no ci jeść, bo g d y tylko zjesz, na pew no umrzesz"(2, 17).
Dlaczego tak surowy nakaz i tak surowa kara? Sprawę
tę dokładnie omówił apostoł Paweł w Liście do Rzymian.
Przed poznaniem dobra i zła praludzie byli czyści od grzechu, nie wiedzieli co to zło, nie byli sk ażeni grzechem :
„Gdzie bowiem nie ma za
konu, nie ma też przestęp
stwa "(Rz 4,15), „Albowiem ju ż przed zakonem grzech był na świecie, ale grzechu się nie liczy, g d y zakonu nie ma "(Rz 5,13). Poznanie do
bra i zła ujawniło człowieko
wi grzech, i zarazem pocią
gnęło człowieka do grzechu.
Jak czytam y w Liście do Rzymian: „Przeto jak przez jednego człowieka grzech w szed ł na św iat, a p r z e z grzech śm ierć, tak i na wszystkich śmierć przyszła, bo w szyscy zgrzeszyli" (5,
12). Człowiek za grzech - n ieposłuszeństw o wobec Boga musiał ponieść karę i dlatego Adam i Ewa usły
szeli wyrok: „...bo prochem jesteś i w proch się obrócisz"
(1 Mż 3,19).
Izraelici uznawali grzech za zjawisko naturalne. Uwa
żali, że
bunt przeciwko Bogu sprowadza na człowieka
śmierć.
Śmierć była naturalnym kresem życia, a ponieważ wierzyli w nieśmiertelność duszy przyrównywali ją do snu. Wierzyli, że jedni po śmierci idą na łono Abraha
ma. Potępionych czeka ge
henna - piekło, skąd będą uwolnieni po przyjściu Me
sjasza. Śmierć interpretowa
no jako w ta rg n ię c ie zła
(grzechu) w plan Boży, tak więc życie ludzkie może zo
stać skrócone przez grzech.
Stąd, jak czytamy w Starym Testamencie, każde niepo
słuszeństwo ludu było ka
rane klęskami. Zwracały na to uwagę przypowieści Sa
lomona: „Lecz bezbożni zo staną z ziem i wytraceni, a niew ierni z niej w ykorze
nieni "(2, 22); „Na ścieżce sprawiedliwości jest życie, lecz droga odstępstwa wie
d zie do śmierci"(12, 28);
„Bojaźń Pana jest krynicą życia, d zię k i n iej m o żn a uniknąć sideł śmierci "(li, 27); „...głupcy umierają z p o w o d u b raku ro zsą d - Jcu"(10,21); „...lecz kto uga
nia się za ziem , um rze"(11, 19). Jeżeli weźm iem y pod rozwagę te i inne cytaty bi
blijne dojdziemy do wnio
sku, że
śmiertelność nie była zamiarem Stwórcy.
Śmierć jest złem spowodo- wanym przez szatana. Dla
tego też walka z grzechem narzuciła karę śmierci za nie
przestrzeganie zakonu - z prawami tymi możemy za
poznać się dzięki trzeciej i piątej Księdze Mojżeszowej.
W wierzeniach ówcze
snego świata pogańskiego śm ierć o znaczała dalsze życie ducha człowieka w świecie podziemnym. Uwa
żano też, że ze zm arłym i m ożna się kom unikować.
Świat żydowski początko
wo głosił podobne teorie: „I opadł [A braham ] z sił, i umarł w pięknej starości, sę
d z iw y i s y ty dni, i został przyłączony do p rzo d kó w swoich"(l M ż25,8). Dopie
ro później pojaw iły się w wierzeniach Izraelitów pier
w iastk i eschatologiczne.
Przykładem na to jest mo
dlitwa Anny - matki Samu
Anonim
P ółm etek kadencji cieszyń sk iego PTE
ela: „Pan zadaje śmierć, ale i przywraca do życia, strą
ca do krainy umarłych, ale i wyprowadza"(l Sm 2, 6).
Już kilkaset lat przed na
rodzeniem Chrystusa Słowo Boże pokazywało zalążek
rzeczy przyszłych, które będą Jego dziełem . Oto cytaty pochodzące ze Starego Testamentu, dające nadzieję przyszłym pokole
niom: „Bóg odsłania tajem
nice z mroków, a w nxroki śmierci wnosi światło"(Hb 12,22); „Ty, który m nie p o d nosisz z bram śmierci, abym głosił wszelką chwałę Two- ją..."(Ps 9,14 -15); „Oto oko Pana jest nad tymi, którzy się Go boją, nad tymi, któ
r z y spodziew ają się łaski Jego, aby ocalić od śmierci dusze ich"(Ps 33, 18 - 19);
„Ze to jest Bóg, Bóg nasz na wieki wieków. On nas pro
wadzi poza śmierć"(Ps 48, 15); „Lecz Bóg w yzw oli d u szę moją z krainy umarłych, poniew aż weźm ie m nie do siebie"(Ps 49,16); „Bóg jest n a m B ogiem zb a w ien ia . Pan wszechmogący wyba
wia od śmierci"(Ps 68, 21);
„W szechmocny Pan znisz
czy śmierć na wieki i zetrze łzę z każdego oblicza "(Iz 25, 8). Tekst Starego Testamen
tu podaje nam również dwa przykłady wniebowstąpie
nia bez śmierci: Henocha (1 Mż 5, 24) i Eliasza (2 Kri 2, 11 - 12).
Rozwiązanie zagadki śmierci i życia wiecznego zaw dzięczam y Jezusow i.
Możemy poznać tę praw dę czytając księgi Nowego Te
stamentu. Oto słowa zwia
stujące Dobrą Nowinę wie
rzącym: „Nie lękaj się. Jam jest p ierw szy i ostatiu, i ż y jący. Byłem umarły, lecz oto ż y ję na w ie k i w ie k ó w i m am klucze śmierci i pie- kła"(Ob) 1,17-18); „Błogo
sławiony niech będzie Bóg i Ojciec Pana naszego Jezu
sa Chrystusa, który według
wielkiego miłosierdzia sw e
go odrodził nas ku nadziei ż y w e j p r z e z zm a rtw y c h w stanie Jezusa Chrystusa k u dziedzictw u niezniko- m em u , i nieskalanem u, i zwiędłem u, jakie zachowa
ne jest w niebie dla was, któ
r z y mocą Bożą strzeżeni je
steście p rzez wiarę w zba
wienie, p rzygotow ane do objaw ienia się w czasie ostatecznym 'Jl P 1, 3 - 5);
„Albowiem tak Bóg umiło
wał świat, że Syna swego jed n o rodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy nie zg in ą ł, ale m ia ł ż y w o t wieczny'XJ 3,16); „Ja jestem droga i prawda, i życie, n ikt nie przychodzi do Ojca tyl
ko przeze mnie"(j 14,6); „A takie jest to świadectwo, że życie wieczne dal nam Bóg, a życie to jest w Synu Jego.
Kto ma Syna, ma życie; kto nie ma Syna Bożego, nie ma życia. To napisałem wam, k tó r z y w ierzycie w im ię Syna Bożego, abyście wie
dzieli, że macie życie wiecz- ne"(l J 5, 11 - 13); „I usły
szałem donośny głos z tro
nu mówiący: Oto przybytek Boga m ię d zy ludźm i! I bę
dzie m ieszkał z nimi, a oni będą ludem Jego, a sam Bóg będzie z nimi. I otrze wszel
ką łzę z oczu ich, i śmierci j u ż nie będzie; albowiem pierw sze rzeczy przem inę
ły. I rzekł Ten, który siedział na tronie: Oto w szystko no
w ym uczynię. I mówi: N a
p is z to, g d y ż słowa te są p ew ne i prawdziwe. Z w y cięzca o d z ie d z ic z y to w s z y s tk o i będę m u Bo
giem , a on będzie m i sy- nem"(Obj 21,3 - 5.7).
Bóg pozwala nam wy
brać, m ówi do każdego z nas: „Położyłem dziś przed tobą życie i śmierć, błogosła
w ieństw o i przekleństw o.
Wybierz przeto życie, abyś żył, ty i twoje potomstwo"(5 Mż 30,19).
H em yk Dominik
9 stycznia 2003 roku cie
szyński oddział Polskiego To
w arzy stw a E w angelickiego podsumował na Walnym Ze
braniu drugi rok pracy cztero
letniej kadencji zarządu, w y
b ran eg o n a p o c z ą tk u roku 2001. Swoją działalność od
dział skupia przede wszystkim na Klubie Seniora. Seniorzy spotykają się w klubie co ty
dzień! W ciągu 2002 roku od
były się 34 czwartki klubowe.
Na każdym ze spotkań wygła
szana jest prelekcja lub poga
danka o tematyce związanej z ewangelicyzmem, historią re
gionu, wybitnymi postaciami (przykładowo: Jan Gawlas, dr Jan Michejda, Zofia Kirkor - Kiedroniowa, Jan Wantuła, ks.
Andrzej Zlik, ks. dr Jan Pin- dór). Pierwsze czwartki w mie
siącu to tzw. „warsztaty" (było ich łącznie 9), które prowadzi mgr Emilia Grochal, poświęco
ne po d staw o m pro testan ty zmu. Odbyło się także spotka
nie z burmistrzem miasta Cie
szyna dr. inż. Bogdanem Fic
kiem. Gośćmi Klubu byli tak
że: ks. Alfred Bieta („Moje bry
tyjskie doświadczenia") i mgr Stanisław Hławiczka („Reflek
sje z podróży po Parkach Na
rodowych USA"). Tradycyjnie, w spom nieniam i z wycieczek organizowanych przez PTEw., przygotowanymi pod wspól
nym tytułem „Przeżyjmy to jeszcze raz", podzielił się z członkami Klubu Seniora Wła
dysław Sosna.
Pozostałe czwartki seniorzy spędzili na wycieczkach rekre
acyjno - krajoznawczych. Orga
nizują je i prowadzą, znani w
środowisku przewodnicy, Emi
lia i Władysław Sosnowic. W roku 2002 odbyło się 17 wycie
czek, uczestniczyło w nich 551 osób. Oprócz wypraw do bliż
szych i dalszych zakątków kra
ju, seniorzy dotarli do Moraw
skiego Lasu i na pogranicze cze
sko - słowackie, zapoznając się z historią zborów w Pudrowie, Myjawie, Tyrnawie i Modrej.
Bardzo bliska jest w spół
praca czteredr śląsko - cieszyń
skich oddziałów PTEw. (Biel
sko - Biała, Cieszyn, Jaworze, Wisła), przejawiająca się mię
dzy innymi w organizowaniu dw u roboczych spotkań zarzą
dów, wymianie prelegentów i wspólnych wycieczkach m. in.
niedaw no zlokalizowane, na Wysokiej pod Jaworzem, miej
sce „leśnej świątyni" z czasów kontrreformacji.
Warto jeszcze wspomnieć o zaangażow aniu się oddziału PTEw. z działającym w Cieszy
nie Towarzystwem Ewangelic
kim w wyborach samorządo
w ych dla m iasta C ieszyna.
Dwa katolickie stowarzyszenia stw orzyły w raz z to w arzy stwami ewangelickimi wspól
ny blok wyborczy. Wytypowa
ni przez blok kandydaci zdo
byli w wyborach 47, 6% m an
datów na radnych. Jest to po
w a ż n y sukces i d o w o d n ie świadczy, jaki praktyczny wy
miar ekumeniczny może mieć w spółdziałanie i w zajem ny szacunek do siebie ludzi róż
nych wyznań. Można tu mó
wić o nawiązaniu do pięknych tradycji Ziem i Cieszyńskiej sprzed stu lat.
wa
NOW E W ŁADZE PTE
W Katowicach 30 listopada ub. r. odbyło się Walne Zgroma
dzenie Polskiego Towarzystwa Ewangelickiego. Głównym celem obrad były wybory nowych władz. Nowo wybrane władze ukon
stytuowały się na pierwszym tegorocznym spotkaniu. W skład Zarządu Głównego weszli: Józef Król (przewodniczący), Włady
sław Sosna (wiceprzewodniczący), Maciej Godfrejów (sekretarz), Maria Miarka (skarbnik) oraz Aleksandra Arkuszyńska, Michał Jadwńszczok i Janina Szeruda - Goszyk. W Komisji Rewizyjnej zna
leźli się: Stanisław Hławiczka, Jan Król i Bożena Polak a w Sądzie Polubownym: Aldona Karska, Piotr Kowalski i Jan Szturc.
N owym w ładzom oraz całemu Towarzystwu Redakcjaży- czy ambitnych planów i sukcesów w ich realizacji.
bmt
„Jeśli je ste śm y sami, to b yło b y to ogrom nym m arnotraw stw em przestrzeni"*
Wątki religijne w filmie Kontakt
J
ak daleko sięgają granice przestrzeni pozwala
jące człowiekowi prze
kraczać to, co wydaje się być niemożliwe? I... jak dotrzeć tam, gdzie być może nie obo
wiązują już Prawa, Zasady, Normy?
Mieszkańcy Ziemi po
sługują się różnymi systema
mi etycznymi, których pogo
dzenie, niełatwe skądinąd, możliwe jest w obliczu wy
ższego, w spólnego celu.
Prawda jest właśnie tym, cze
go szukają bohaterowie wy
reżyserowanego przez Ro
berta Zemeckisa filmu Kon
takt Pomimo całkowicie róż
nych perspektyw patrzenia na Świat zdążają oni w tym samym kierunku. Dr Eleono
ra Arroway - naukowiec, specjalista z dziedziny astro
nomii, przedstawiona jako realistka, jest zupełnym prze
ciwieństwem teologa - Pal- mera Jossa, człowieka popie
rającego wprawdzie postęp, jednakże występującego z pozycji stricte religijnej. W przedstawionym obrazie re
żyser ukazuje widzom, na tle
wielokrotnie poruszanej już kwestii kontaktu z obcą cy
wilizacją (E.T, Bliskie spotka
nia trzeciego stopnia. Dzień Niepodległości, Czarne słoń
ca) zachodzący konflikt po
między naukowym a religij
nym rozumieniem Rzeczy
wistości. Ten główny wątek o charakterze religijnym im
plikuje zadanie pytania do
tyczącego moralności osób areligijnych, których twórcy filmu utożsamiają z przed
stawicielami nauk przyrod
niczych opierających się na empirii. Fabuła filmu osa
dzona jest w kulturze ame
rykańskiej, wyrosłej wpraw
dzie z podłoża judeochrze- ścijańskiego, różnej jednak od kultur państw europej
skich ze względu na wielość etnosów oraz religii składa
jących się na świadomość Ameryki.
Główna bohaterka - Ele
onora - grana przez Jodie Fo
ster, pozbawiona matki już od najmłodszych lat, czuje potrzebę bliskości, wypełnie
nia braku. Swoje uczucia przelewa całkowicie na ojca.
a nawiązując coraz to dalsze kontakty za pomocą domo
wej radiostaq'i próbuje do
trzeć do matki i przekroczyć barierę naszej, tylko trójwy
m iarowej rzeczywistości.
Ciesząc się z kolejnego suk
cesu, po nawiązaniu łączno
ści z mieszkańcem Pensacoli (K4WLD), ma nadzieję nie poprzestać na tym, pytając o możliwości nawiązania kon
taktu z kimś z Kalifornii, Ala
ski, Chin, Księżyca, Jowisza, Saturna. - „Tato,moglibyśmy porozmawiać z mamą ? - Tak daleko m e sięgają fale nawet największego radia " - wyja
śnia jej ojciec ograniczoność ludzkich możliwości. Po
przez jeden z kolejnych dia
logów, -„Ta to, myślisz, że na innych planetach żyją lu dzie?-Nie wiem Iskierko, ale jeśli jesteśm y sami, to było
b y to wielkie m arnotraw
stwo przestrzeni" - reżyser unaocznia jeden z motywów działania bohaterki.
Śmierć ojca prowadzi do późniejszego wyidealizowa
nia jego wizerunku i, wyda
je się, wręcz do utożsamienia
go z Bogiem. Z tego powo
du, już w wieku dziesięciu lat, Ellie tworzy swój świato
pogląd oparty na racjonal
nym tłum aczeniu zjawisk wszechświata. - „Powinnam trzymać lekarstwo w łazien
ce na dole, w tedy m oże bym zdążyła" - odpowiada na po
cieszające słowa księdza, pro
wadzącego uroczystość ża
łobną po śmierci ojca - „Nie zawsze wiem y dlaczego coś się dzieje, czasami jest to po prostu wola boska i należy ją przyjąć" - ripostuje kapłan.
R eżyser w p la ta w scenę zw iązaną ze śmiercią ojca symbole kosmiczne. Spada
jące gwiazdy, które obserwu
je córka, zarówno w naszej, jak i amerykańskiej kulturze, wiązane są z wiarą w speł
nienie wypowiedzianego w danej chwili życzenia, ale również bywają symbolem śmierci człowieka. Trajekto
ria spadających gwiazd kore
sponduje z rozsypanym przez ojca w chwili śmierci popcornem, tworząc kres ga
laktyki ich własnego mikro- kosm osu. W zywając ojca przez radiostację w tak prze
łomowym momencie swoje
go życia, Eleonora ustala za
kres swych przyszłych po
szukiw ań. O d tej chw ili wszystkie jej działania opar
te będą na tak samo, wyda
wałoby się, nierealnych ma
rzeniach znalezienia i dotar
cia do niemożliwego. Zarzu
cona jej przez innych bada
czy irracjonalna, wyśmiewa
na wiara w możliwość na
wiązania kontaktu z cywili
zacją pozaziemską jest sub
stytutem głębokiej wiary re
ligijnej, a próba odnalezienia umiejscowionych gdzieś w kosmosie rodziców, jest pa- ramistycznym dążeniem do transcendentnego Boga.
Dlatego właśnie chwila jej
Poszukiwanie, Jodie Poster Kadr z filmu
dotarcia na Drugą Stronę Tu
nelu zostaje ukazana przez reżysera w rajskiej scenerii, nawiązującej do jej wyobra
żeń Pensacoli - jej najdalsze
go kontaktu z czasów dzie
cięcej szczęśliwości. Jej spo
tkanie z ojcem porównywal
ne jest do spotkania Wierzą
cego z biblijnym Bogiem, za
dawanie pytań jest oczywi
stą próbą zdobycia wiedzy umożliwiającej na Ziemi po
danie odpowiedzi poszuki
wanych przez ludzkość, a bę
dących w gestii, sil ponadna- turalnych.
Eleonora, jeszcze na Zie
mi, uzasadnia Palmerowi chęć wzięcia udziału w wy
praw ie - „Dlaczego to ro
bisz? [...] Odkąd pamiętam szukałam czegoś, powodu, p o co tu jesteśm y". Spotka
nie to zaaranżowane jest w kontekście biblijnej obietnicy danej A braham ow i przez Jahwe, opisanej w Księdze Rodzaju (22, 17), w której Anioł Pański mówi w imie
niu Boga: „będę ci błogosła
wił i dam d potomstwo tak liczne, jak gw iazdy na niebie i jak ziarnka piasku na w y
brzeżu morza Scenę z prze
sypywanym przez ojca pia
skiem i odbijającymi się w nim gwiazdami reżyser łączy z pytaniem bohaterki: „Dla
czego się ze mną skontakto- wałiśde? - To ty skontakto
wałaś się z nami, m y tylko nasłuchiwaliśmy. - Są inni?
- Bardzo wielu". Ojciec Ele
onory łączony jest tutaj per analogiam z Bogiem Ojcem, natomiast piasek i gwiazdy odbijające się w piasku wska
zują bezpośrednio na kon
tekst kulturowy, z którego czerpią twórcy filmu. Zdoby
wając cel, do którego dążyła całe życie, dr Arroway dzia
ła zgodnie z powszechnie znaną biblijną m aksym ą:
„Proście, a będzie wam dane;
szukajcie a znajdziecie; ko
łaczcie, a otworzą wam. A l
bow iem każdy, k to prosi, otrzymuje; kto szuka, znaj
duje; a kołaczącemu otwo
rzą "(Mt 7,7 - 8). Jej wytrwa
łość, pomimo, że nie poparta w świadomy sposób wiarą religijną, doprowadziła do wypełnienia misji - bo, że to była misja, nie ulega naj
mniejszej wątpliwości. Stało się to zwieńczeniem jej do
tychczasowych poszukiwań naukowych - poszukiwanie bowiem, jest wątkiem stale obecnym w fabule filmu.
Kariera naukowa Eleono
ry nosi znamiona drogi mi
styka. Wydawać się może, że porównywanie tych dwóch dróg jest błędem , jednak odpowiadają sobie w kolej
nych punktach dążenia do szczytu. Potrzeba wypełnie
nia pustki, odpowiedzi na ważne pytania, znalezienie odpowiedniego klucza do rozwiązania problemów, sta
łe doskonalenie swych umie
jętności związane z ryzykiem podejmowania ciągłych de
cyzji, to wszystko zbliża dro
gę wybraną przez dr Arro
w ay do drogi mistycznej.
Najważniejszym jednak ele
mentem w drodze jest „od
krycie zasłony" - doświad
czenie przeżycia Sacrum (ro
zumianego sensu largo). Pro
ces ten prowadzi do kolejne
go etapu, zaczynającego się w chwili powrotu - przeja
wia się on w trudności po
nownego przystosowania się do życia „tu i teraz", „no, bo trzeba, przyjaciele, wrócić, wszystko tam zmienić, od
wrócić" -jak mówił rodzimy poeta Broniewski, po to tyl
ko, „żeby żyć było warto".
Zycie po tym wydarzeniu pociąga za sobą potrzebę przekazywania poznanych Prawd, co odbierane może być jako misja, która prowa
dzić może do niezrozumie
nia i częściowego odrzucenia przez kręgi racjonalistów, po
trzebujących namacalnych dowodów.
Początkowo do grona na
ukowców - empiryków na
leżała również bohaterka fil
mu, która już od czasu stu
diów stale pogłębiała swą
■
Jodie Foster
wiedzę. Podczas swej w ę
drówki przez tunele (co ana
logiczne jest do przechodze
nia kolejnych poziom ów przez mistyków) częściowo zatraca swe czysto racjonal
ne ujm ow anie Św iata na rzecz zdobytej transcenden
cji - co reżyser wprowadza poprzez wizualne rozdwoje
nie twarzy Eleonory. Dwie tw arze, połączone trw ale wstęgą, podobną do opisy
wanej przez parapsycholo
gów łączącej ciało fizyczne z ciałem astralnym. Pierwsza z twarzy Eleonory relacjonuje na bieżąco odczucia zmysło
we, przekrzykuje otaczający ją łomot. Druga - pełna spo
koju, o innej już mimice, po
jawiająca się w tle, krzyczy dopiero po dojściu do apo
geum. Pierwsza - „Jestem w kolejnym tunelu!!!"- Druga szepce niewyraźnie, z podzi
wem w głosie i nutą zasko
czenia - „Nie przypuszcza
łam..." Pierwsza - „Jest ich cała sieć! To jakiś rodzaj ko- munikacji. Jak metro!- V i tle druga z tw arzy-,, O Boże!!!"
Z grabnie w ykorzystana przez Zemeckisa symbolika dwóch tw arzy świadczyć może o zamierzonym wpro
wadzeniu głównej bohaterki w świat mistycyzmu.
Innym interesującym za
biegiem związanym z sytu
acją przejścia jest dwukrotnie ukazane oko. W pierwszej scenie filmu - krótka historia dw udziestego wieku, do-
Kadr z filmu kładniej od czasów Hitlera, przekazana przez wysyłane w kosmos nadawane przez media fale dźwiękowe (jak później okazuje się nie tylko dźwiękowe), zamyka się w oku małej dziewczynki pa
trzącej z podziw em na gwiazdy. Drugi raz, ta sama mała dziewczynka, wiele lat później, zam yka w swym oku wielość kształtów nie
znanego jej świata tuneli i piękna Kosmosu. Jej własne
go Kosmosu.
Po powrocie dr Arroway do rzeczywistości jej przeży
cia, z powodu braku dowo
dów, zostają uznane przez naukową komisję za halucy
nacje, na co ona sama, będąc po części empirykiem musi się zgodzić, wyrażając przy tym potrzebę niesienia misji.
Przesłuchanie ma charakter atakujący, jednak Eleonora nie p o trafi uznać sw ych w spom nień za coś, co nie miało miejsca. - „Czy to m oż
liwe, że to się nie stało [■■■] Ja to przeżyłam, nie mogę tego udowodnić, ani wyjaśnić, ale wszystko co wiem, cała moja świadomość m ów i mi, że to Prawda. Dano m i coś wspa
niałego, co na zawsze mnie odmieniło, obraz w szech
świata, k tó ry uświadamia nam, jak jesteśmy mali i nie
ważni, a jednocześnie jedyni i bezcenni [...] Chdałabymsię tym podzielić, żeb y każdy, choćby p rzez chwilę, mógł
dokończenie na str. 74
Soren Kierkegaard
- między bojaźnią Bożą, a lękiem egzystencjalnym
W
XlXiXXwiekuniebrakow ało róż
nych szyderców, którzy - czasem bezinteresow
nie, a czasem dla taniego po
klasku - wyszydzali i ośmie
szali nauki ewangeliczne. Kier
kegaard na pewno do nich nie należał. Zastanawiające skąd wzięły się jego kontrowersyj
ne poglądy na duńskie chrze
ścijaństwo jego czasów. Czy źródłem jego przekonań była konfrontacja własnych wy
obrażeń o chrześcijaństwie albo biblijnej relacji z czasów apostolskich z tym, co widział woköl siebie? A może osobi
ste przeżycia wzbudziły w nim rozgoryczenie, któremu upust dawał w skrajnie kry
tycznym nastawieniu do jemu współczesnych?
Nie ulega wątpliwości, że Biblia była obecna w domu rodzinnym Sorena, a także w jego własnym na za
sadzie tradycji chrześcijań
skiej. Będąc jednocześnie w ielkim zw olennikiem i znawcą kultury starożytnej - w szczególności wielbicielem Sokratesa - Kierkegaard pró
bował karkołomnej sztuki łączenia antyku z chrześcijań
stwem. Czy można jednak skądinąd szlachetną postać Sokratesa stawiać na piede
stale obok postaci Jezusa Na
zarejczyka? Czynie prowadzi to do kompletnego zamętu?
Soren był pod urokiem So
kratesa do tego stopnia, że w jego skrajnie sceptycznych opiniach o chrześcijaństwie dźwięczy echo wypowiedzi
„starego ironisty i etyka" na temat sofistów. Gdy Sokrates mówi o ludziach, którzy niby rozumieją, a faktycznie nic nie zrozrunieli, bo gdyby zrozu
mieli, odbiłoby się to na ich życiu, to Kierkegaard mówi o chrześcijanach, którzy nie mają pojęcia o chrześcijań
stwie.
Polemika Sorena z chrze
ścijaństwem, a ściślej z pań
stwowym duńskim Kościo
łem, jest polemiką ze sposo
bem praktykowania chrześci
jaństwa w konkretnych spo
łecznych warunkach. Temu, co widział wokół siebie prze
ciwstawiał chrześcijaństwo nowotestamentowe, chrześci
jaństwo czasów apostolskich.
O ile w zapiskach z roku 1836 rozpatrując konflikt: życie kontra chrześcijaństwo Kier
kegaard opowiadaj się za ży
dem, zarzucając chrześdjań- stwu sprzeczność z ludzką naturą, o tyle w roku 1855, pod koniec żyda, podjął fron
talny atak na całe dudrowień- stwo nie pozostawiając na nim przysłowiowej suchej nit
ki.
Ocenianie spuścizny lite
rackiej Sorena Kierkegaarda z perspektywy Chwili przypo
mina spoglądanie na wodo
spad od dołu, z podnóża góry, z której z hukiem i trzaskiem spadają masy wody, grożące wszystkiemu co stanie na dro
dze. Chwila, ten najgwałtow
niejszy
atak na duński protestantyzm, została napisana w ostatnim roku żyda filozofa, po dłuż
szym okresie jego milczenia i już po śmierci biskupa J. P.
Mynstera. Zdumiewa ładu
nek emoqonalny w niej za
warty. Ostatnią kroplą prze
pełniającą czarę goryczy mia
ła być mowa pożegnalna pa
stora Martensena, późniejsze
go biskupa, w której nazwał
zm arłego „praw dziw ym świadkiem prawdy". Zmar
ły biskup był duszpasterzem ojca Sorena i przyjadelem ro
dziny. Patrzył sceptycznie na działalność literacką młodego Kierkegaarda, ale nie wystę
pował przedw niemu, a ten z kolei powstrzymywał się od jawnej krytyki osoby biskupa.
Poprawność ich wzajemnydr stosunków legła w gruzadr po pojawieniu się w paździer
niku 1850 roku Wprawiania się w chrześcijaństwie. Książ
kę tę bp Mynster odebrał jako utajony atak na własną oso
bę. Kierkegaard, który przez całe swe żyde miał niewielu przyjadół teraz znalazł się w izolacji. Przez dwa lata nie pu
blikował, jego zasoby mate
rialne były na ukończeniu. Po śmierci biskupa poczuł się zw olniony z obow iązku wstrzemięźliwego wypowia
dania się na temat urzędowe
go Kościoła. W Chwili dał wyraz swemu rozgoryczeniu i derpiętnictwu. Wątek kry
tycznych wypowiedzi pod adresem Kościoła, który od samego początku był elemen
tem składowym jego pisar
stwa, teraz sięgnął apogeum.
Czy była to szczera troska o dobro Kośdoła, troska o czy
stość nauki „dirześdjaństwa nowotestamentowego"? A może chęć eksploatowania sensacyjnego tematu w celu zyskania populamośd? Chy
ba nikt nie odważy się przy- pisywać dojrzałemu pisarzo
wi tej ostatniej motywacji.
Podziwu godna jest ol
brzymia wiedza i przenikli
wość Kierkegaarda. Z równą swobodą porusza się po ob
szarze filozofii starożytnej, co po przekazie nauk nowote-
stamentowych. Jego próby kojarzenia antyku z chrześd- jaństwem prowokują dwa pytanie: jak można być rów
nocześnie zwolennikiem So
kratesa i wyznawcą Chrystu
sa? Od początku lat czterdzie
stych, tzn. od czasu obronie
nia przez niego dysertacji Po
jęcie u-ordi, ze szczególnym uwzględnieniem Sokratesa,
Soren
myślał po sokratejsku.
Nie ma pracy, w której nie po
woływałby się na tego myśli
ciela. Okruchy ńlozoficzne kończy tezą: „Wyjśćpoza So
kratesa w istocie mówiąc to samo, co on - choć nie tak do
brze -niejest w najmniejszym stopniu sokratyczne." A czy, jako chrześdjanin, nie powi
nien stwierdzić, że wyjście poza Chrystusa jest niechrze- śdjańskie? Czy Pan Jezus nie dostarcza w swoich naukach materiału do przemyśleń filo
zoficznych? Czy nie są one bliższe życia niż żonglerka pojęciami i terminami? W Chorobie na śmierć Kierke
gaard po trzykroć wzywa So
kratesa i dodaje, że wzywał
by go dziesiędokrotnie, gdy
by to pomogło w powołaniu do żyda nowego Sokratesa!
Chdałoby się dodać: no cóż, wszystkiego mieć nie można, dwom panom służyć też nie da rady! Ale pytanie pozosta
je: czy świat potrzebuje owe
go Sokratesa? Czy Sokrates dałby nam odpowiedź na py
tania związane ze zbawie
niem i z przezwyciężeniem śmierci? Oczywiście, zależy jakiego zbawienia świat ocze
kuje i jaką śmierć mamy na myśli. Nie mam pewnośd, ale dem ony ponoć w śmierci widzą wybawienie. Wobec
powyższego może lepiej by
łoby uszanować deklarację Sorena, że nie jest chrześcija
ninem, a tylko postronnym obserwatorem, którzy służy kilkoma radami na potrzeby chrześcijaństwa. Przyjrzyjmy się zatem jaką wizję chrześci
jaństwa nam oferuje.
Mogłoby się wydawać, że człowiek tak delikatny, prze
wrażliwiony, skłócony z ży
dem i trudno przystosowują
cy się do otoczenia, znajdzie w Biblii ukojenie, podechę i potrzebne m u oparcie. Już choćby słowa „pokój wam"
powinny działać jak balsam na niespokojne serce. Tymcza
sem,
Soren jakby nie dostrzega
słów Jezusa:
„Przyjdźcie do Mnie wszyscy utrudzeni i obciążeni, a Ja w am dam ukojenie" lub
„uczcie się ode Mnie, że je
stem d chyi pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla wa
szych dusz. Jarzmo Moje bo
m e m jest mile, a moje brze
mię lekkie". Wprost przedw- nie, Kierkegaard eksponuje takie cytaty jak np.: „Jeżeli ktoś przychodzi do Mnie, a bardziej kocha swojego ojca i matkę, swoją żonę i dzieci, sio
stry i brad i swoje żyde, nie m oże być M oim uczniem".
Później, w Chwili nr 8 zapi
sał, że „chrześdjaństwo sądzi [...] że nie idzie o to, by dobrze i szczęśliwie prześlizgnąć się przez żyde, lecz o to, aby dzię
ki cierpieniom odnieść się właściwie do wieczności".
Tamże, na następnej stronicy, również napisał: „Tak, On dę
bię kocha, dlatego pragnąłby [...] że b yś się zdecydow ał chdeć cierpieć". Taki dobór cytatów daje do myślenia.
Uderzające jest mianowicie zachwianie proporcji w dobo
rze treśd źródłowych na rzecz rygorów i derpienia z pomi
nięciem treści budujących, tchnących depłem, nadzieją i miłością. W rezultacie po
wstaje niekorzystne wraże
nie, aura sprzyjająca nietraf
nym decyzjom. W przedsta
wionym przez Kierkegaarda obrazie chrześcijaństwa do
minują kolory szare, a nawet ponure. Jego królestwo Du
cha nie jest wcale jaśniejsze i radośniejsze od królestwa ziemskiego, przedwnie - jest pełne wyrzeczeń i derpienia.
Trzeba bowiem „nienawidzić samego siebie" i naśladować Chrystusa w ofiarowaniu sa
mego siebie.
Kierkegaard wymaga wyrzeczeń, ale nie kończy kwestii, nie wy
jaśnia do końca w imię czego, nie wspomina o przezwydę- żeniu śmierd ani o perspekty
wie zmartwychwstania. A co najważniejsze, nie uwzględnia prawdy, że Ofiara Chrystusa była jednorazowa, że nie trze
ba powtórzeń, że była doko
nana dla nas z miłośd do nas po to, aby nas wybawić z pu
łapki śmierd. Nie zauważa też, że zmartwychwstanie Pana Je
zusa obala wszystko, cośmy w sferze Ducha odziedziczyli po kulturze starożytnej.
Pow yższy w yw ód nie oznacza bynajmniej, że kam
pania Kierkegaarda przedw bezdusznemu, urzędowemu spraw ow aniu chrześcijań
stwa była bezzasadna. Soren miał rację, kiedy pisał, że
„świat chrześdjański z poko
lenia na pokolenie jest w co
raz większym stopniu towa
rzystw em niechrześcijan".
Jego słowa potwierdziła histo
ria XX wieku. Miał także ra
cję kiedy sugerował, że chry
stianizacja społeczeństwa w stu procentach pociąga za sobą otępienie wrażliwośd i coś w rodzaju dechrystianiza- cji, a więc jest Pyrrusowym zwydęstwem. Również i tu można powołać się na do
świadczenia XX wieku. Ale właśnie te opinie i kilka in- nych trafnych uwag Kierke
gaarda świadczą o fakde by
cia przez niego bardziej uczniem Sokratesa niż wy
znawcą Chrystusa. Zresztą nie chodzi tu o potwierdzanie czy obalanie autorytetów, lecz
o respektowanie słów: „Cz)'ż nie dlatego błądzide, żeniero- zumiede Pisma ani m ocy Bo
żej?" Wydaje się, że w kilku ocenach
Kierkegaard błądzi.
Kiedy np. twierdzi, że wiara ma zawsze charakter walczą
cy to na pewno jest bliższy fi
lozofii Fausta (wg. Goethego) niż naukom Chrystusa. Albo, nie aspirując do niewdzięcznej roli adwokata żadnej ze stron, czy można zgodzić się na skraj
nie negatywną ocenę ówcze
snych duszpasterzy i potępie
niem ich w czambuł? Czy rola księdza polegająca na tym, że podobnie jak koliber lub psz
czoła przenosi pyłek Dobrej Nowiny sycąc się nektarem kwiatowym nie jest godna uwagi? Czyż d, którzy święte obrzędy sprawują , nie mają się ze świątyni żywić?
Można podzielać oburze
nie pisarza na społeczeństwo, które nie naśladuje stylu żyda pierwotnej gminy chrześdjań- skiej, a przedwnie, pilnie za
biega o sprawy doczesne, o rozmaite tytuły, godności i urzędy zapewniające dostat
nie i wygodne żyde, ale trud
no nie zadać pytania: co stało na przeszkodzie aby on sam, nie bacząc na otoczenie, kro
czył drogą wyznaczoną dla sprawiedliwych? Czy podej
mował takie wysiłki?
N aw et w najkrótszym szkicu
nie sposób pominąć wątku żyda prywatnego pisarza.
Nieocenioną pomocą w tym względzie jest dziennik Kier
kegaarda. Zapiski rozpoczy
nają się mniej więcej w kwiet
niu roku 1834. Wiadomo, że w połowie lat trzydziestych Soren zamieszkał poza do
mem rodzinnym i prowadził żyde bon vivanta. Ojcu za
wdzięczał niezależność finan
sową, ale także wiedzę o róż
nych kolejach jego żyda. W żydorysie ojca były epizody deprymujące zarówno jego jak i Sorena. Natomiast o mat
ce pisarza nie ma w dzienni
ku najmniejszej wzmianki. Z
listopada 1836 roku pochodzi krótka notatka dotycząca ka
walerskiego wybryku Sorena, który pozostawił uraz w psy
chice autora, a w dzienniku został skwitowany wymow
nymi słowami: „Boże mój.
Boże mój! Co za zwierzęcy chichot". Soren wrócił do domu ojca, ale wkrótce nastą
piło to, co określa trzęsieniem ziemi - ojdec zmarł. Kierke
gaard bardzo przeżył to wy
darzenie i wykoncypował, że ojciec umarł po to, aby on spełnił życzenie ojca dotyczą
ce zdania podstawowego eg
zaminu teologicznego. Soren wziął się do nauki i wkrótce miał ten egzamin za sobą. Do
datkowym bodźcem do dzia
łania była perspektywa ewen
tualnego małżeństwa. Zapa
łał on bowiem uczudem do, piętnastoletniej wówczas, Re
giny Olsen. Niestety Kierke
gaard był neurotykiem, miał obsesje na tle zawoalowane- go lęku egzystencjalnego.
Kompleksy wprawiały go w chwiejność nastrojów. Po dw uletniej znajomości oświadczył się wprawdzie Reginie i został przez nią przyjęty, ale to (o dziwo!) sta
ło się dla niego źródłem we
wnętrznych wahań i deipień egzystencjalnych. Prześlado
wała go melancholia i to, co nazywał „vita ante acta". Po krótkim okresie narzeczeń- stw a zerw ał ten związek, mimo, że Regina była mu od
dana duszą i skłonna była być oddaną dałem.
W ujędu egzystencjalistów ludzka egzystencja
jest okresem podejmowania decyzji.
Czy zatem lektura Biblii mo
gła mieć wpływ na decyzje po
dejmowane przez egzystencja- listę? Tekst biblijny przema
wiający często za pomocą ob
razów, jest dla każdego zrozu
miały, czego żadną miarą nie można powiedzieć o tekstach filozoficznych. Nie znaczy to jednak, że tekst biblijny nie może zostać mylnie zinterpre-
towany. Przy okazji omawia- lecenia apostoła narodów też na barykadzie! W dodatku nia teoriiL.Usteifego dotyczą- są w tym względzie jedno- nurza się w pojęciu lęku.
cejgrzedru Adama, Kierkega- znaczne. W powszedmym odczu-
ard zauw ażył, że w tym Stanowisko jakie zajmuje du
względzie Biblia często miała Kierkegaard jest bardzo trud- lęk jest kategorią nega- w płjw szkodliwy. Mimo woli ne do obrony. Z jednej strony, tywną
przypom ina się poniekąd powiada on, że jego sokra- i uczuciem destrukcyjnym, przedwczesna śmierć Lwa tycznym zadaniem jest pod- paraliżującym. Kierkegaar- Tołstoja. Jak wiadomo pisarz dać weryfikacji definicję dowskie określenie lęku jako ten krytykował doktrynę i ob- chrześdjanina,azdrugiejstro- „rzeczywistości wolności, rządek Cerkwi prawosławnej ny oświadcza, że jedynym jako możliwości dla możli- izostał obłożony klątwą. Wsę- odpowiednikiem, jaki posia- wości" jest dla przeciętnego dziwym wieku opuścił bez- da, jest Sokrates. Niezależnie czytelnika całkowide niezro- pieczną Jasną Polanę i udał się od tego, że definiq'a chrześd- zumiałe. Zupełnie inaczej w drogę bez celu. Nie ma do- janina zapisana przez aposto- rzecz ma się z bojaźnią Bożą.
wodów na to, że będąc w tak ła Pawła,per analogiam, w W Księdze Hioba czytamy:
zaaw ansow anym w ieku moim pojęciu nie wymaga „Oto bojaźń Pańska, ona jest
S. Kierkegaard w kawiarni, Ch. Olavius (Archiv fuer Kunst und Geschichte, Berlin) podjął próbę naśladowania
trybu żyda apostołów w rosyj
skich warunkach klimatycz
nych. Wiadomo natomiast jak ten eksperyment się zakoń
czył. Byłoby ryzykow ne łączyć te fakty z żyda Lwa Toł
stoja z lekturą Biblii, ale wyklu
czyć takiego związku przyczy
nowego też nie sposób. Po
dobnie jest z decyzją Kierke- gaarda o zerwaniu narzeczeń- stwa. Wpłynęły na nią różne czynniki, ale czy nie mogły też wpłynąć jego dągłe rozważa
nia na temat bezżeństwa? Za-
weryfikacji, zachodzi pytanie, czy uczeń Sokratesa, a nawet sam Sokrates, ma dane po temu, aby weryfikować defi
nicję Żyda czy chrześdjanina.
Czy którykolwiek filozof poj
mie coś z tego, o czym mówi prorok Izajasz? Czy zrozumie słowa: „Jeśli nie uwierzycie, nie ostaniecie się/" Jak to po
godzić z greckim sceptycy
zmem, gdy Izajasz mówi:
„Nie bój się, bo d ę wykupi
łem, nazw ałem się twoim imieniem, m oim jesteś!" A Kierkegaard siedzi okrakiem
mądrością''. Wbrew pozorom są to uczuda skrajnie różne.
Lęk egzystencjalny jest uczu
ciem m glistym , jest d w u znacznym zjawiskiem psy
chicznym, jest „sympatyczną antypatią i antypatyczną sympatią", wiąże się już to z niewinnością już to z grze
chem. Występuje jako cecha ducha pogrążonego w uśpie
niu lub jako marzenie ducha.
Bojaźń Boża przedwnie, od
nosi się do Osoby, do konkret
nej Osoby Bożej jako dawcy żyda.
Wracając wraz z Kierkega- ardem do trzedego rozdzia
łu Księgi Rodzaju wkraczamy w świat symboli i metafor.
Symboliczny jest Eden, kraina niewinności wynikającej z nieświadomośd. Symbolicz
ny jest Adam, który po raz pierwszy w dziejach uświa
damia sobie istnienie grzechu, symboliczne jest drzewo po
znania dobrego i złego, z któ
rego zjadłszy owoc Adam uświadomił sobie swoją na
gość i swój grzech. Symbolicz
ne jest także drzewo życia, którego owoców Adam nie zdążył zjeść zanim został wy
pędzony z raju, a drogi do tego drzewa strzegły odtąd cheruby i płomienisty miecz.
Historia ludzkośd jest zatem historią rozwoju świadomo- śd, czyli historią wiedzy o so
bie samej, a także historią zdo
bywania żyda wiecznego. Do uświadom ienia sobie tego ostatniego człowiek musi po
woli dorastać.
Konsekwentnie m ożna powiedzieć, że na żyde Ada
m a składają się dwa różne okresy: okres przed i okres po popełnieniu grzechu pierwo
rodnego. Pierwszy był ni
czym nie zakłóconą niewin
nością, życiem nieśw iado
mym, a drugi był okresem rozbudzenia świadomości, okresem grzechu. Wygląda na to, że grzech był tym nie
odzow nym czynnikiem uświadamiającym człowie
kow i jego być. D opiero uświadomienie grzechu uru
chomiło drzemiącą w czło
w ieku tęsknotę za stanem bezgrzesznym , za życiem wiecznym. Był to przełom na drodze do kontrolowania ata
wizmu.
Wszyscy ludzie rozmna
żający się zgodnie z naturą rodzą się w grzechu tzn. bez bojaźni Bożej, bez ufnośd w Bogu i wraz z pożądliwością.
Ludzki modus nascendi jest wspólny wszystkim ssakom i pod tym względem czło
wiek jest nieodrodnym dziec
kiem matki natury. Nie popeł-