Cena I złośy
LUBELSKA
Niezależny Organ Dem okratyczny
Rok I Czwartek, 7 września 1944 r. Nr 32
Bułgarskie memento
Oficjalny komunikat o wypowiedze
niu Bułgarii wojny przez Związek Ra
dziecki odsłania w sposób nagły, a dla powierzchownych obserwatorów, być może, nieoczekiwany, kulisy zagmatwa
nej problematyki politycznej tego bał
kańskiego państwa. Niektórzy zdziwią się zapewne. Bo jakto? Niedawno do
piero Sofia odstąpiła od hitlerowskiej koalicji, wkrótce potym „szara eminen- cja“ bułgarskiego ministerstwa spraw zagranicznych, Muszanow, rozpoczął
t/adzenie przedwstępnych pertrak- i pokojowych z aliantami, nazajutrz misja bułgarska wyjechała do Kairu celem przyjęcia od Anglików i Amery
kanów ' warunków zawieszenia broni, jednocześnie utworzony został w Sofii
•nowy gabinet, który przez usta swojego premiera złożył obszerną deklarację <o wytycznych polityki zagranicznej w du
chu ścisłej neutralności — a tu nagle wojna z Rosją?
Odpowiedz jest prosta, prostsza, niż
by się mogło wydawać. Wszystko to, co przed chwilą przypomnieliśmy, dzia
ło się na widowni.
Kulisy miały wygląd zupełnie inny.
A mianowicie: Po 3-łetnim ścisłym so
juszu^ Hitlerem—motywowanym przez półoficjalne czynniki bułgarskie słabo
ścią Bułgarii wobec potężnych ongiś Niemiec, a mającym swe rzeczywiste uzasadnienie w zaborczych aspiracjach bułgarskich rewizjonistów w odniesie
niu do Turcji i Macedonii — -nastąpiło ostatnio tylko pozorne przetasowanie pewnych pojęć i zwyczajów politycz
nych. Już w dniu ogłoszenia przez rząd Bagrianowa deklaracji o odstąpieniu od bloku faszystowskiego i zobowiązaniu się do neutralności — kurs polityczny w Sofii począł biec dwoma torami. Z je
dnej strony manifestowano nagłą nie
chęć do wszystkiego, co było poczęte z ducha hitleryzmu i przystąpiono do reklamowej czystki wśród wyższych funkcjonariuszy państwowych oraz znie
siono ustawy antyżydowskie, — z dru
giej strony zaś obietnice energicznej li
kwidacji będących jeszcze w kraju wojsk niemieckich pozostały na papierze. Prar sa bułgarska pełna była emfatycznych artykułów o neutralności, a jednocześ
nie władze tolerowały w całym kraju swobodne ruchy $ojsk niemieckich, co więcej: popierały przesunięcia jednostek floty niemieckiej w Warmie i w Burgas, a w ostatnich dniach przyjęły na swe terytorium nowe kontyngenty wojsk hitlerowskich, uchodzących z Rumunii przed Armią Czerwoną. Niedawniej jak wczaraj ukazał się też komunikat marsz.
Tito, donoszący, że wojska bułgarskie w Macedonii ochraniają ruchy odwro
towe" Niemców przed atakami ze stro
ny jugosłowiańskiej armii wolnościo
wej.
Wszystkie te wydarzenia, świadczą
ce wymowniej od propagandowych de
klaracji o prawdziwym kursie politycz
nym Sofii, następowały zupełnie nieza
leżnie od tego, czy w stolicy władzę sprawował Bagrianow, czy też jego na
stępca, i niezależnie od tego, czy p. Mu- szanow jeździł dopiero w tajemniczej misji ,,Orient-Expressem“ do Stambułu, czy też delegacja bułgarska konfero
wała już w najlepsze z przedstawicie
lami aliantów w Kairze. Linia politycz
na zakulisowej' rzeczywistości pozosta
wała niezmieniona — była to linia w y
datnej pomocy dla Hitlera.
Nic dziwnego,'że Związek Radziecki musiał wreszcie zająć w sprawie buł
garskiej stanowisko energiczne i niedwu znaczne , potym, gdy słowa krytyki — początkowo umiarkowanej, a następnie coraz bardziej surowej — pod adresem
bułgarskiej dwulicowości nie osiągnęły zamierzonego skutku.
Bułgaria — to memento dla wszyst
kich wszorajszych wasali Hitlera, to o- strzeżenie dla tych, którzy za kulisami pozornej neutralności chciałyby upra
wiać w dalszym ciągu faszystowskie in
trygi.
S. T.
Ostrołęka i Wołomin zdobyte
W dpiu 6 września wojska 2-go Fron
tu Białoruskiego zdobyły szturmem mia
sto i fortecę Ostrołęka, ważny punkt obrony niemieckiej na rzece Narwi.
Na południe od Ostrołęki wojska ra
dzieckie całkowicie oczyściły wschodni brzeg Narwi i zajęły 40 miejscowości oraz stację kolejową Ostrołęka. Na po
łudniowy wschód od Pragi wojska ra-
Nota Rządu Radzieckiego tio rządu Bułgarii
j września 1944 o godz. 7-ej wieczorem K o misarz Ludowy Spraw Zagranicznych Z S R R W. M. Moiotow na polecnie Rządu Radziec
kiego, wręczył posłowi bułgarskiemu w Z S R R p. I. Stamierowowi, notę treści następującej:
„T rz y lata z okładem Bułgaria faktycznie pomagała Niemcom w wojnie toczonej ze Związkiem Radzieckim. Rząd Radziecki li
czył się z tym, że kraj tak mały jak Bułgaria, nie był w stanie sprzeciwić się potężnym si
łom zbrojnym Niemiec w tym okresie czasu, kiedy Niemcy trzymali w swych rękach pra
wie całą Europę. Rząd Radziecki znosił tą sy
tuację. Rząd Radziecki znósł nawet to, że bułgarskie koła rządowe dopomagały Niem
com w ich ewakuacji z Krym u i w ratowaniu resztek niemieckiego wojska rozbitego na po
łudniu Związku Radzieckiego.
Jednakże latem rb. nastąpił ostry kryzys w położeniu sił zbrojnych Niemiec. Wzięte w kleszcze przez wojska radzieckie ze wschodu i i wojska sojusznicze, które w ylądowały we Francji z zachodu — Niemcy znalazły się w katastrofalnym położeniu, a ich siły zbrojne pobite na głowę, zmuszone są do cofania się
nie się polityki proniemieckiej, zerwie z Niemcami i przyłączy się do koalicji antyhitle
rowskiej Krajów Demokratycznych.
Nie zważając na to rząd bugarski teraz je
szcze nie chce zerwać z Niemcami, prowadząc politykę t. zw. „neutralności", pod płaszczy
kiem której, w dalszym ciągu okazuje bezpo
średnią pomoc Niemcom przeciw ' Związkowi Radzieckiemu ratując ich cofające się siły zbrojne, i dając im na terytorium bułgarskim bazy dla stworzenia nowego ogniska oporu ze strony Niemiec przeciw siłom antyniemieckiej koalicji zarówno na lądzie jak i na morzu.
Rząd Radziecki nie może inaczej oceniać tej polityki Bułgarii, jak tylko, jako faktyczne prowadzenie wojny w obozie Niemiec prze
ciw Zw iązkowi Radzieckiemu — politykę prowadzoną dziś — bez względu na gruntow
ne pogorszenie się sytuacji wojennej Niemiec 1 bez względu na to, że Bułgaria ma obecnie pełną możliwość, nie obawiając się Niemiec, zerwać z nimi i tym samym ocalić kraj od zguby.
Wobec powyższego, Rząd Radziecki nie uważa za możliwe utrzymywanie nadal sto- pobite na głowę, zmuszone są uo tu ia u u su, “ " ---...
na wszystkich frontach. Niemcy ostatecznie, sunków z Bułgarią. zryw a wszelk.e stosunki z
-1 w , i 1... k t : _____ _____w * . Rnłoarm i oświadcza ze nie tylko Mutearia straciły Włochy. Niemcy straciły Francję. N a
stępnie odpada od Niemiec Rumunia, odpada nawet tak niewielki kraj jak Finlandia, widzi ona bowiem że, utrzymywanie w dalszym cią
gu przyjaznych stosunków z Niemcami pro
wadzi kraj do zguby.
Los Niemiec jest zdecydowany. Niemcy wojnę ostatecznie przegrały. W takim_ stanie rzeczy można było oczekiwać, że Bułgaria zde
cyduje się skorzystać ze sprzyjającego momen
tu i w ślad za Rumunią i Finlandią, wyrzek-
Butj^arją i oświadcza że nie tylko Bułgaria znajduje się w stanie wojny z Z S R R , aczkol
wiek w rzeczywistości ona już dawniej znaj
dowała się w stanie wojny z Z S R R , ale i Związek Radziecki od chwili obecnej będzie znajdował się w stanie wojny z Bułgarją.
Moskwa, 5 września 1944 godz. 7 wie
czorem.
Pan I. Staniierow oświadczył, że niezwłocz
nie powiadomi rząd swój o nocie Rządu R a dzieckiego.
W ojska am erykańskie w k ro c z y ły do Niemiec
LONDYN, 6. IX. (Reuter). — Patrole amerykańskie wkroczyły do Niemiec.
Siły 3-ej Armji Amerykańskiej przekro
czyły Mozę.
NOWY JORK, 6. IX. (Associated Press) — Z granicy francuskiej podają, że dziś wojska francuskie i siły Sprzy
mierzonych zajęły Besancon. Wojska te walczyły przeciwko niemieckim siłom pancernych w Baume les Dames, które jest ostatnią poważną przeszkodą przed Belf ortem.
Jest to brama wiodąca do południo
wo - zachodnich Niemiec. Baume łes Dames znajduje się 20 mil na półn.
wschód od Besancon i 30 mil na połudn.
zachód od Belfortu.
LONDYN, 6. IX. (Reuter). — Po dal
szym ciężkim bombardowaniu, Le- Havre otrzymał dziś nowe ultimatum.
Niemcy, którzy nie mogą się wydostać z terenów na wschód, zachód i południe od Mons, są likwidowani poszczególnymi dywizjami.
Trzecia armia amerykańska, która przechodzi przez Mozelę, wzięła 76 ty
sięcy > jeńców. 19.500 Niemców zostało zabitych.
LONDYN, 6. IX. (Reuter). — Od
działy kanadyjskie doszły do cieśniny Dover na wybrzeżu na wschód i zachód od Calais. Samo Calais nie zostało zaję
te! Inne oddziały kanadyjskie są niecałe półtora mili od Boulogne lecz pięcioty
sięczny garnizon niemiecki zdecydowa
ny widać na wszystko stawia opór w samym- porcie. Polskie siły zbro jne do
szły do krańców St. Omar. ,
LONDYN, 7. 9. (Reuter). — Niemiec
ka Agencja Informacyjna podaje, że otrzymano wiadomość od komendanta portu Te Havre o silnym bombardowa
niu miasta przez siły anglo-amerykań- skie. Pierwszy atak, w którym brało udział 800 latających fortec, trwał dwie godziny. Spadło tysiące bomb wybu
chowych i zapalających. W śródmieściu spowodowano wielkie szkody.
Sytuacja strategiczna we Francji i Belgii
LONDYN, 7. 9. (Reuter). — Trzy sil
ne armie sprzymierzonych są przygoto
wane na froncie od Antwerpii do Nan
cy, aby wedrzeć się wprost do Niemiec.
Armia kanadyjska walczy o porty ka
nału. Armia generała Dempseya w Bel
gii wstrzymała narazie swój pochód na wschód i szykuje się do następnej fazy walk. Na południo-zachodzie I armia amerykańska ma obecnie opanowane 3 przyczółki mostowe nad Mozą; Namur, Dinanti i Givet. Wojska niemieckie znaj
dują się w pewnej odległości na wschód od rzeki, zwłaszcza pod Namurem.
Trzecia armia gen. Gattona na Moze- lii wyrównuje front przed atakiem na li
nię Zygfryda.
Wojska sprzymierzone zajęły Mar- ąuise, 8 mil na północno - wschód od Boulogne. Dwunasta armia generała Omar Bradleys wzięła do niewoli 230.000 jeńców.
dzieckie w rezultacie kontrataków po
prawiły swoje pozycje. Miasto Woło
min, które kilkakrotnie przechodziło z rąk do rąk w toku walk znalazło się 0 - statecznie w rękach wojsk radzieckich.
W Rumunji wojska radzieckie, pro
wadząc w dalszym ciągu natarcie, zaję
ły miasta Campulung, Caracal, Aleksan- drja, Ziemnicea oraz ponad 100 innych miejscowości. Wojska radzieckie zajęły również miasto Turnu-Severin osiąga
jąc granicę Jugosławji. Na innych od
cinkach frontu zanotowano tylko dzia
łalność zwiadowczą. W ciągu’ dnia 5 września na wszystkich odcinkach frontu, zniszczono lub uszkodzono 17 niemieckich czołgów. W walkach po
wietrznych oraz ogniem artylerji prze
ciwlotniczej strącono 32 samoloty.
Premier fiński iedzie do Moskwy
SZTOKHOLM, 6. I X (Reuter). — Na czele fińskiej misji pokojowej pojedzie do Moskwy fiński premjer Hackzell.
Akcje lotnictwa na Pacyfiku
LONDYN, 7. 9. (Reuter). — Główna Kwatera Sprzymierzonych podaje z Pa
cyfiku: Samoloty sprzymierzonych za
topiły dziś 3 małe frachtowce nieprzy
jacielskie. Bombowce sprzymierzonych atakowały skoncentrowane siły japęm-
\skie w Bougainville oraz urządzeni? na wyspie Balii.
Wojska rumuńskie zaatakowały Węgry
LONDYN, 7. 9. (Reuter). — Donoszą z Węgier, że po zaatakowaniu 18 punk
tów na Węgrzech przez wojska rumuń
skie, węgierska Kwatera Główna, uwa
ża się za zmuszoną wydać rozkaz Armii Węgierskiej, aby broniła granic kraju, przeciwko tym atakom.
Rząd węgierski, chciałby prowadzić przyjazną politykę w stosunku do wszy
stkich swych sąsiadów z Rumunią włącznie, lecz przywódcy tego kraju uniemożliwiają to tak twierdzą Węgrzy.
Belgowie walczą z Niemcami
LONDYN, 5. IX. (Reuter). Belgijska Agencja Informacyjna podaje, że armja tajna w Belgji likwiduje niemieckie gru
py odcięte w rejonach, do których wojska sprzymierzonych jeszcze nie do
tarły. Napotkano na dość silny opór.
W Słow acji
LONDYN. 5. IX. (Reuter). — Dzisiej
szy komunikat armji czechosłowackiej podaje, że cztery dywizje niemieckie walczą obecnie przeciwko siłom czecho
słowackim w Słowacji.
•
S traty lotnictwa niemieckiego
LONDYN, 6. 9. (Reuter). — Wojska zjednoczone strąciły wczoraj 143 samo
loty i zniszczyły w walkach powietrz
nych 29 samolotów. Pokazuje to, jak ciężkie ponoszą Niemcy straty w powie
trzu. 18 samolotów sprzymierzonych nie powróciło do swych baz.
Akcja F. F. I.
LONDYN, 7. 9. (Reuter). — Z Głów
nej Kwatery generała Kóniga donoszą:
Zostało zajęte Chabris w rejonie Indre i Selles»sur Cher. Niemcy opuścili Vie- rzon. Ciężkie walki miały miejsce przy cofaniu się Niemców poza Loirę, zwła
szcza blisko la Charitó i Pouilly.
2 G A Z E T A L U B E L S K A
Dywersanci i mordercy
„POLPRESS“ Lublin, 6 września. — Agenci t. zw. emigracyjnego rządu pol
skiego w Londynie wkroczyli na drogę jawnie antynarodowej i antypaństwo
wej roboty, na drogę sabotażu obrony narodowej* sabotażu walki o wyzwole
nie Polski. 15 sierpnia 1944 r. Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego w y
dał dekret o częściowej mobilizacji i re
jestracji ludności do służby wojskowej.
Dekret ma na celu powołanie nowych jednostek Wojska Polskiego do walki z hitlerowskim najeźdźcą, o przyśpiesze
nie ostatecznego zwycięstwa zjednoczo
nych narodów, o wyzwolenie bohater
skiej Warszawy i całej reszty kraju, o przyłączenie do Polski Kresów Zachod
nich.
Wszystkie warstwy społeczeństwa polskiego, wszyscy dobrzy Polacy powi
tali dekret częściowej mobilizacji z en
tuzjazmem i ze wszelkich sił starają się pomóc w stworzeniu silnego Wojska Polskiego. Niestety reakcyjna klika, któ
ra uwiła sobie gniazdo na emigracji w Londynie i jej agentura w kraju, jest nieuleczalna. Agenci emigracyjnego rzą
du londyńskiego w kraju i poszczególni dowódcy Armii Krajowej usiłują prze
ciwdziałać mobilizacji nie tylko wrogiej i oszczerczej propagandy, ale nie cofają się, przed aktami gwałtu i bandytyzmu.
Mordy bratobójcze popełniane na działaczach demokratycznych jeszcze za czasów okupacji zostały wznowione w wyzwolonej Polsce, jako narzędzie wal
ki partyjnej prltciwko legalnym wła
dzom Rzeczypospiltej. Akcja bandyc
kich napadów zapoczątkowana została w rzeszowskim morderstwem działaczy
„Wici“ i Stronnictwa Ludowego Opa
lińskiego i Zięby. 1 września członkowil Armii Krajowej zamordowali podstęp
nie Komendanta Rejonowej Komendy Uzupełnień Zamość, oficera Batalionów Chłopskich, inż. mjr. Jana Kropiwnic- niego. Mordercy nie ograniczyli się do zamordowania mjr. Kropiwnickiego i pomocnika jego — szofera, ale usiłowali również zamordować żonę i maleńkie dziecko mjr. Kropiwnickiego. Zdarzały się wypadki skrytobójczych morderstw członków Milicji Obywatelskiej. Po
szczególni działacze .demokratyczni otrzymują listy z pogróżkami. Reakcyj
na klika stara się sterroryzować tych działaczy, którzy będąc członkami Ar
mii Krajowej i innych organizacyj pod
porządkowanych rządowi emigracyjne
mu, stanęli obecnie na gruncie jedności narodowej i zadeklarowali współpracę z Polskim Komitetem Wyzwolenia Na
rodowego. Agenci Armii Krajowej usi
łują też gwałtem i pogróżkami zmusić poborowych, udających się na komisje
lo uchylenia się od poboru.
Cała ta akcja prowadzona jest z po
wołaniem się na emigracyjny rząd lon
dyński. W różnych punktach kraju zo
stały wydane odezwy, podpisane przez delegatów tego rządu lub dowództwo Armii Krajowej nawołujące dc saboto
wania mobilizacji.
Odezwy wydano z podpisem w/z Okrę
gowego Delegata rządu londyńskiego w Białymstoku Bożymira, Okręgowej De
legatury rządu emigracyjnego na woje
wództwo lubelskie, miejscowego do
wódcy Armii Krajowej w Rzeszowie itp.
Cele akcji antymobilizacyjnej zdra
dza, rozkaz d-cy dywizji Armii Krajo
wej, wydany na polecenie rządu londyń
skiego, w którym mówi się: „Uchylanie się od poboru szerokich mas jest bardzo ważnym atutem w rękach naszego Rzą
du Londyńskiego". Inne odezwy ujaw
niają, iż chodzi o wzmocnienie pozycji Mikołajczyka w ewentualnych rokowa
niach.
Jednocześnie dowódcy Armii Krajo
wej gromadzą w dużych ilościach broń, co wyraźnie wskazuje na zamiary przy
gotowywania wojny domowej.
Agenci Armii Krajowej, którzy wkro
czyli na drogę bandyckich napadów, nie
cofają się w Zamojskim przed połącze
niem z bandami ukraińskich prohitle- rowskich faszystów - banderowców. Są dane, że Niemcy zasilają te bandy w broń. Należy podkreślić, że cała ak
cja antymobilizacyjna i terrorystyczna jest podtrzymywana przez bezpośrednią agenturę hitlerowską, zainteresowaną w tym, aby nie dopuścić do stworzenia sil
nego Wojska Polskiego.
Władze bezpieczeństwa posiadają dość sił i środków, aby sprawców bandyckich napadów i organizatorów gwałtów uka
rać z całą siłą prawa. Całe społeczeń
stwo jednoczy się w potępieniu akcji, zmierzającej do rozbicia jedności naro
dowej. Naród polski przejdzie do po
rządku nad reakcyjną kliką politycz
nych bankrutów, która w partyjnej za
ciekłości posunęła się aż do podrywania zbrojnego wysiłku państwa. Ale opinia światowa powinna wiedzieć o podwój
nej grze emigracyjnego rządu polskiego w Londynie, który mimo uroczystych zobowiązań złożonych podczas rozmów moskiewskich przez p. Mikołajczyka o zaniechaniu walk bratobójczych i lojal
nym stosunku do Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego organizuje przez1 swych agentów w kraju bandyc
kie napady na działaczy organizacji de
mokratycznych i przedstwicieli władz Polskiego Komitetu Wyzwolenia Naro
dowego.
Czas porachunków
PARYŻ, 6. IX. (FFI) — W Paryżu za
czął działać pierwszy Trybunał Woj
skowy. Będzie on jedynym czynnikiem decydującym w sprawach zdrady, współpracy z nieprzyjacielem, handlu z nieprzyjacielem, zamachem na bezpie
czeństwo Państwa.
tW razie potrzeby, zostaną natych
miast zorganizowane inne trybunały wojskowe w Paryżu i w innych rejo
nach wojskowych w miarę ich oswobo- dzania.
Orędzie
króla angielskiego
LONDYN, 6. IX. (Reuter) Z Głównej Kwatery 2-ej Armii Brytyjskiej dono
szą: — Król wydał specjalne orędzie do marszałka Montgomery w dniu 29 sierpnia, które zostało ogłoszone wszyst kim wojskom: „Przesyłam moje naj
gorętsze gratulacje Wam wszystkim i wszystkim uczestnikom sprzemierzo- nyeh -sił z powodu wspaniałych zwy
cięstw odniesionych w e Francji. Wszyst kie moje ludy wraz ze mną będą dzię
kować Bogu za nieustające sukcesy wojsk sprzymierzonych".
P O S Z U K IW A N I są do pracy w biurach przed
stawicielstwa P K W N w M oskw ie tłum acze zna
jący biegle literacki język angielski w mowie i pi
śmie. Podania z referencjam i składać należy do dnia 9 września r. b. w Resorcie Inform acji i Pro
pagandy P K W N , Spokojna 4, pokój 68.
Dekret o roformie rolnej
LUBLIN, 6. IX. („Polpress"). — Wczo
raj, 5 września 1944 Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego uchwalił a Prezydium Krajowej Rady Narodowej zatwierdziło dekret o przeprowadzeniu reformy rolnej. Dekret jest owocem wielotygodniowej pracy zainteresowa
nych resortów i biur Polskiego Komi
tetu Wyzwolenia Narodowego. Dekret reguluje podział ziemi obszarniczej po
między chłopów i robotników rolnych w myśl zasad ustalanych w Manifeście Polskiego Komitetu Wyzwolenia Naro
dowego w granicach zapasu ziemi, ist
niejącego na już obecnie wyzwolonym terytorium Polski. Dekret zastrzega w y
raźnie, że uprawnieni będą mieli pra
wo do dalszego podziału ziemi na zasa
dach ustalonych przez Manifest po w y
zwoleniu reszty terytorium kraju i roz
szerzenia granic zachodnich Polski. De
kret zastrzega również prawo nieobec
nych w chwili przeprowadzenia obecne
go etapu reformy rolnej do uczestni
czenia w podziale ziemi w dalszych etapach.
Podziałowi podlegają majątki państ
wowe, majątki niemieckie i należące do zdrajców, oraz majątki bądź o powie- rzchni ogólnej powyżej ] 100 ha bądź też o powierzchni użytków rolnych po
wyżej 50 ha. Na terytorium województw zachodnich przewidziany Njest podział majątków powyżej 100 ha powierzchni ogólnej. O położeniu prawnym mająt
ków kościelnych zadecyduje sejm usta
wodawczy.
* Na
p o d s ta w ie d e k r e tu tw o rz o n a b ę d ągospodarstwa' rolne o powierzchni do 5 ha, gospodarstwa ogrodnicze lub rze
mieślników wiejskich o powierzchni do 2 ha, ogródki działkowe o powierzchni do 1/4 ha. Nowonabywcy zapłacą za no- wonabyte parcele oeny równe 15 m e
trycznych centnarów żyta za 1 hektar ziemi III klasy.
Dekret przewiduje .szeroki udział czynnika obywatelskiego w poszcze
gólnych czynnikach reformy rolnej.
Gminne komisje Reformy Rolnej, w y
bierane gromadami przez małorolnych chłopów i robotników rolnych będą od
grywały główną rolę przy realizowaniu reformy. Cena będzie rozłożona na spła
ty.
Charakterystyczną cechą dekretu jest ustalenie krótkich terminów wykonania poszczególnych czynności reformy rol
nej. Całość reformy rolnej wraz z prze
pisaniem tytułów własności na nowo- nabywców zostanie zakończona na obe
cnie wyzwolonym terytorium Polski do 20 grudnia 1944 r.
K O M U N I K A T
W ydział Propagandy Masowej Resortu In fo r
macji i Propagandy podaje do publicznej wiado
mości, że w piątek dn. 8. 9. 1944 r. ogodz. r 8-tej w sali Dom u Żołnierza, odbędzie się odczyt czł.
P K W N kier Resortu Inform acji i Propagany D r, Jędrychow skiego na tem at: „Spraw a Polska N a T le Sytuacji M iędzynarodowej". v
B ilety w cenie 2 zł. do nabycit w Domu Żołnie
rza i w Radzie Zw . Zaw. ul. Krak.-Przedm ieście 61.
R O L E S - t e 10 )
Pielrlo Iroftie# nu MajUankhi
W czasie spisywania 'transportu biłgo
rajskiego, zostałam nagle odwołana do biura komendantki pola. Wręczyła mi listę objaśniając, iż mam się udać do ła
źni, wyszukać tam kierującego łaźnią SS-mana, wręczyć mu ją i powiedzieć, że są na niej wypisane nazwiska kobiet reklamowanych przez warszawskie fa
bryki broni, jako specjalistki. Należy te kobiety wyprowadzić z „Ogrodu Róż" i przyprowadzić na pole V spowrotem.
Silnie zabiło mi serce. To znaczy, że mam dziś wyrwać śmierci kilkadziesiąt kobiet. Praed godziAą bowiem przepro
wadzono selekcję i zabrano kilkaset ko
biet z pola prowadząc je do komory ga
gowej. Prawie biegiem wypadłam z po
la. Tysiące myśli przebiegało przez gło
wę. Czy, aby tylko zdążę? O Boże! Nie widziałam nikogo ni niczego, byleby już tam być, byleby zdążyć na czas. Modli
łam się całą drogę...
Nareszcie łaźnia... Pierwsze spojrze
nie na ów słynny placyk przed nią. Są!
Jeszcze nie zapóźno! Kilkaset kobiet sie
działo na potwornie zaśmieconej, ogro- dzonj siatką z drutu kolczastego ziemi.
Szybko wbiegłam do łaźni, szukając w niej kierownika zwanego'Hansem. Zna
lazłam go wreszcie. Wręęzyłam mu li
stę i objaśniłam mu o co chodzi. Z po
czątku zrobił niedowierzającą, zdziwio
ną minę, następnie jednak zainteresował się dość żywo tą sprawą. Może raz w ży
ciu i niemieckiego kierownika „komory gazowej" sumienie ruszyło. Dość, że za
prowadził mnie do przełożonego „Wa
chy" dookoła „Ogrodu Róż“ stojącej i jemu tę sprawę przedłożył. Nieszczęśli
w e kobiety, zobaczywszy mnie przez druty przybliżyły się i wyciągając ręce błagały o ratunek.
Selekcja tym razem przeprowadzona była całkiem dzika, poprostu na oko.
były tu kobiety młode, zdrowe, dziew
czynki 14— 15-letnie i staruszki 60-let- nie. Komendant straży okazał się dość ludzkim. Kazał mi wejść do środka, w y
czytać nazwiska i wyprowadzić dane ko
biety. Zamętu, płaczu i próśb, jaki pow
stał, gdy Weszłam opisać nie jestem w stanie. Sama nie wiedziałam dosłownie, czy wyć z rozpaczy, czy szaleć, czy pod wpływem widoku jaki się przed moimi oczyma roztaczał rzucić się zębami do gardła pierwszego SS-mana i skończyć wreszcie własną mękę patrzenia na to wszystko. .
Jedna trzeźwa myśl nagle mnie opano
wała. „Muszę za wszelką cenę uratować dziś życie tych kilkudziesięciu kobiet".
Niestety sprawa nie było łatwą. Ko
biety zdenerwowane do ostateczności, pchały się jedna przez drugą, łapały
mnie za ręce, za szyję, niektóre miotały się jak wściekłe wyjąc i grożąc.
Nareszcie z największym wysiłkiem udało mi się ustawić 80 kobiet. Na liście miałam tylko nazwiska 60. Niektórych wywołanych nie było, zastąpiłam je pierwszymi lepszymi. Nareszcie wyszły- śmy z tego potwornego miejsca. SS-man miał skrupuły co do tych 20 nadliczbo
wych, ale jakoś udało mi się go uspokoić, mówiąc o istnieniu jeszcze jednej listy.
Uszczęśliwione kobiety szalały z radości.
Ja cieszyłam się również, ale tylko po
łowicznie, patrząc na nieszczęsny tłum pozostałych.
Po jeszcze jednym liczeniu wyszłyś- my z obrębu łaźni. Przeszłyśmy jakieś sto kroków. Nagle drogę naszą przeciął naczelny lekarz obozu dr. Blankę. Ol
brzymie to „szwabisko" było również postrachem więźniów. Sadysta, potwór, którego największą satysfakcją było przeprowadzanie eksperymentów opera
cyjnych na żywych więźniach, zwykłe kończących się śmiercią pacienta.
Zatrzymał mnie i pytał jakie to ko
biety prowadzę. Wyjaśniłam mu jak sprawy stoją. Wzruszył ramionami, spojrzał i rzekł, że to wcale nie potrzeb
ne dla narodu niemieckiego siły do pra
cy, i że oni mogą się bez nich obejść.
Kazał zawrócić. Zrozpaczona zaryzyko
wałam jeszcze prośbę. Roześmiał się dziko i trzciną wskazał kierunek pow
rotny. Wróciłam z kobieami na pole między oboma łaźniami.
W tej chwili zajechały samochody.
Zeskoczyło z nich ze 100 żołnierzy nie
mieckich. Obstąpili cały plac wokoło.
Nie zdawałam sobie zupełnie sprawy z tego co się dzieje. Podeszłam z listą do dowodzącego oddziałem* przeczytał i nie wiedząc jak się zachować podszedł sam do Blankego.
% tej chwili motocyklem zajechał Thuman. Porozmawiali kilka minut, spojrzał na stojące w sze
regu kobiety, wszedł do przedsionka drugiej łaźni i zapraszając ręką rzekł:
„Gut, kommt mai her“ — przyjdźcie bliżej. Kobiety dwójkami zaczęły wcho
dzić do środka. Ja sądząc, że chce jesz
cze raz je oglądnąć chciałam wejść za niemi.
Nagle jeden ze stojących u wejścia żołnierzy złapał mnie za rękę, pytając dokąd idę i co tu robię. Odpowiedziałam mu. Spojrzał tak dziwnie na mnie, że aż przeszedł mnie mróz od stóp do głowy.
Wreszcie zdałam sobie sprawę z tego co się wokoło mnie^ dzieje. Żołnierz szarp
nął mnie za rękę i pociągnął w stronę pierwszego budynku łaźni. Tu kazał mi się odwrócić do ściany i nie patrzeć. Do uszu mych teraz doszły potworne jęki, płacz i nagle huk traktorów, wmieszany w' to wszystko. Wyprowadzono resztę kobiet z „Ogrodu Róż". Wszystkie prze
chodziły za moimi plecami. Trwało to nieskończenie długo, byłam zupełnie nieprzytomna.
Nagle ktoś boleśnie szarpnął mnie za ramię, odwróciłam się i spotkałam się oko w Oko z Thumanem.
— Co tu robisz? — usłyszałam jego świszczący głos. Bez słowa pokazałam mu oWą nieszczęsną listę. Spojrzał na
\
G A Z E T A L U B E L S K A 3
W polslrie/ u/s#
T uż na skraju wsi polskiej R utkow ska W ielka wznosi się w ysoki drewniany krzyż, poczerniały ze starości. Z aledw ie' pół godziny temu panoszyli się tu jeszcze N iem cy. K łęby dym u unoszą się ponad ruinami chat, .powoli wygasa ogień na klnpisku.
Powietrze przesycone jest ostrym zapachem spa
lenizny. W szystko tchnie pustką i zniszczeniem.
Pierwszym i żołnierzami, k tó rzy zbliżają się ku wsi są saperzy z batalionu m ajora Danilenki. N a spotkanie im wybiega niemłoda chłopka. Śmiejąc się i płacząc równocześnie, wita ona żołnierzy ra
dzieckich, w skazuje im drogę i wtrącając słowa rosyjskie do polskich, tłum aczy im coś z ogrom nym przyjęciem. T uż p rz y wjeździe na w 'eś s.v perzy zatrzym ują się. Cała droga -jest usiana mi
nami, lecz ktoś nieznany bardzo starannie odkopał skrzynie, w których są one ułożone, odsłaniając je oczom żołnierzy.
— Schowały te diabły przeklęte śmierć w skrzy, ni, — mówi Anna Rutkow ska.
Saperzy spoglądają na siebie ze zdumieniem.
— K ló ż to w ykopał, matko?
A ja sama. W yśledziłam gdzie oni zakopują skrzynie i podrzucałam ziemię, żebyście mogli je lepiej zauważyć — z całym spokojem opowiada kobieta. Ale samych skrzynek nie ruszałam, bo się bałam.
Właśnie ona Ańna R utkow ska widziała, jak N iem cy zakładają m iny na drodze. Jeszcze ostatni żołnierze hitlerow scy nie zdążyli w ycofać się ze wsi, gdy ta niemłoda już Polka rzuciła się do odkopywania skrzynek z minami, ażeby, jak po
wiada „uratow ać wojsko radzieckie".
Anna R utkow ska saaba jedna odkopała 32 skrzy
nie. Rękotna ostrożnie w ym acyw ała m iny, na
stępnie odrzucała ziemię. Nagle zauważyła na ulicy dwóch Niem ców. Zdążyła u k ryć się za kominem . sąsiedniej chaty, a po ich przejściu natychm iast wróciła do przerwanej pracy. Trochę później uka
zał się jeszcze jeden żołnierz niemiecki. R u tk o w ska zamierzała u k ryć się w życie, lecz ten prze
m ówił do niej po rosyjsku, powiedział, że jest Rosjaninem i poprosił, by go gdzieś ukryła, nikomu o tym nie opowiadała i naszykowała jakieś ubra
nie cywilne. T eraz R utkow ska zaprowadziła sa
perów do piw nicy, w której zamknęła podejrza
nego człowieka i przekazuje swego jeńca naszym żołnierzom.
... Saperzy zabierają się do unieszkodliwienia min.
— Odsuńcie się trochę dalej, m atko, — prosi jakiś niemłody sierżant. C zy to trudno o nieszczę
ście. W każdej chw ili może nastąpić w ybuch. Z rękoma przyciśniętym i do piersi Anna R utkow ska uważnie przygląda się z jaką zręcznością pracują saperzy.
— Ostrożnie, synku, ostrożnie, żeby wam się co nie stało, na miłość boską.
Saperzy spoglądają na siebie wzruszeni troskli
wością tej obcej polskiej chłopki. Po tym R titkow - ska prowadzi ich do swego domu, raczej na to miejsce, gdzie on stał niedawno. N iem cy tuż przed w ycofaniem się spalili całe obejście R utkow skich.
W szystko co udało się ocalić leży tuż obok. N ie
wielki to zresztą majątek: nawpół spalona kołdra, dzbanek i kilka doniczek’ z kwiatam i, które zdo
biły niegdyś okna chaty. s
N iem cy dw ukrotnie w ysyłali przym usow o na
nią, później na mnie i krzywiąc ironicz
nie usta rzekł: „W obozie koncentracyj
nym trzeba mieć zdrowe nerwy, panien
ko". Nagle wskazał „Ogród Róż“ i.kazał mi wejść do niego. Bramę za mną zam
knięto. Stałam tam dość długo nie wie
dząc jaki mnie samą los spotka. Gryzłam wargi, wpijałam boleśnie paznokcie w' rękę w bezsilnej pasji. Nagle traktor ucichł. Po jakimś czasie ruszyły auta.
Gdy wszystko ucichło przyszedł ten sam żołnierz, który dosłownie' wyrwał ńmie śmierci, otworzył bramę, kazał mi wyjść mówiąc, że jest już po wszyst
kim.
Nawpół przytomna rozglądnęłam się wokoło. Nic nie wskazywało na to, co się tu piteed chwilą stało, z daleka do
chodził tylko warkot aut wiozących cia
ła na spalenie.
W obozie męskim praca szła normal
nym trybem. Godzina była 4 po po
łudniu. W budynlku pierwszej łaźni sie
działa cały czas zamknięta nasza ko
lumna sanitarna, która zajęta była przedtem kąpaniem kobiet z Biłgoraju.
Weszłam do nich. Koleżanki nie poznały mnie zupełnie. Twarz miałam ziemisto szarą, jak mi później mówiły, zupełnie niepodobną do ludzkiej twarzy, raczej do zastygłej kamiennej maski. Przygodę tę okupiłam pierwszym w mym życiu atakiem sercowym i dość długą chorobą.
Zawiedzione! w nadziei życia, spojrzenia 80 kobiet, ścigały mnie długo, długo.
(Dalszy ciąg nastąpi)
M. K.
roboty do Niem iec córkę Rutkow skich — dw u
dziestoletnią Stanisławę, lecz za każdym razem udawało się jej uciec i w rócić do dorriu. W dniu poprzedzającym wycofanie się, N iem cy znow p rz y
szli po nią.
— D awaj, córkę, stara, — krzyczeli, — zabije
m y ciebie i twego męża!
— Zabijcie, —- odpowiadali Anna i Antoni R u t
kow scy. C ó rk i nic dam y!
I w tedy właśnie N iem cy spalili dom, zastrzelili owce, świnie, ku ry, zniszczyli cały dobytek.
Teraz na zgliszczach swego domostwa stoi ro
dzina polskich chłopów : starzy R utkow scy i Sta
sia.
• ,
•T rzeba w szystko rozpoczynać od początku mó
wi ze smutkiem stary Rutkow ski.
Najważniejszą rzeczą jest życie i wolność, a majątku znowu się dorobim y — pociesza Stasia ojca i życzliwie spogląda na przechodzące oddzia
ły Czerwonej Arm ii, która przyniosła jej* w yzw o
lenie. . /
Młodszy lejtenant T . Czugaj.
(„Prawda",)
Odwiedziny lubelskich szkół
R o k szkolny się już rozpoczął. Dnia 1. IX . br.
ruszyły szkoły. Pierwsze to dni nauki w nowej, wolnej szkole polskiej, — Pierwsze to dni wolnej, swobodnej praęy — po pięciu latach nakazów i zakazów, dławiącej i przygnębiającej atmosfery w szkołach powszechnych — pierwsze dni w o l
nej, swobodnej ipracy -r- po pięciu latach wegetacji pod ziemią w szkołach średnich.
Dnia 4. IX . br. kierow nik Resortu O św iaty przy P K W N .dr St. Skrzeszewski w raz z Naczel
nikam i W ydziałów Resortu p. p. Kuroozko i Bie- dowiczem, Kuratorium O. S. L. p. Krzemieniem, Zastępcą K uratora p. Gadzińską i Inspekuorem Szkolnym M iejskim p. Kruipczakiem w yruszyli na w ędrówkę po szkołach. N a wstępie najszczersze, bo odruchowe, a jakże miłe zdziwienie ze strony Kierow ników i D yrektorów szkół: jakto — tacy goście i bez szpalerów — bez kw iatów — bez szumnych pow itań i bicia w wielkie dzw ony!
I prowadzą swych gości po salach szkolnych — pokazują żyw ą pracę i nawet nie rowodzą się wie
le i nie biadają nad trudnościam i — ważne to, że już się pracuje. N a podwórzach i korytarzach rajfe żywej — rozbieganej — rozkrzyczanej dziat
w y szkolnej. G w ar — hałas — k rzyk i i śmiechy.
Beztroskie, zadowolone buzie dziecięce <— miłe i poważne lub radośnie roześmiane oczy świadczą najw ym ow niej o tym , że znikł już koszm arny strach i przygnębienie — że dziatwa szkolna pełną piersią wchłania oczyszczoną z trujących miaz- matów przym usu i propagandy hitlerowskiej — swobodną,' radosną atmosferą szkoły polskiej. — K ierow nik Resortu O światy dr Skrzeszewski i to
warzyszący mu przedstawiciele W ładz Szkolnych, rozmawiając z dziećmi, otrzym ują wesołe lub po
ważne odpowiedzi, lecz wszystkie potwierdzają jecfno: szczęśliwe czuje się dziecko polskie — szczęśliwe, że może się znów uczyć w polskiej szkole.
Młodzież licealna w Pryw . LiceUm Sióstr U r
szulanek — a zwłaszcza uczennice t. zw. klas przyśpieszonych — które już zaczynają pracować według nowej, elastycznej organizacji — z po
wagą i zrozumieniem przyrzekają, że w ytężą wszystkie siły, b y w pełni w yzyskać nową orga
nizację, pozwalającą im, spóźnionym pod wzglę
dem wieku o 2, 3 a nawet 4 lata, kończyć dwie klasy w jednym roku szkolnym . ,
Tw arze nauczycieli, to też karty, z których wiele w yczytać można. Jeszcze nie starte zostały ślady cierpień i prześladowań — jeszcze nie w y gładziły się zm arszczki, które w yryło cierpienie i przygnębienie — a już p rz e b ły sk i na tych tw a
rzach uśmiech zadowolenia, w zmęczonych oczach widać iskierki radości, że do tej -r- dzisiaj zwłasz
cza — /tak żmudnej — ale jakże um iłowanej pra
cy, zaibrać się można na now o — na w olnym skraw ku nowej, odbudowującej się, odradzającej się Polski. Wymęczeni pięcioletnią nędzą mate
rialną — nje w yszli z niej jeszcze — ale już (roz
prostow ują plecy, skądś zdoibywają siły i z za
pałem biorą się dó nowej — tw órczej pracy.—
«
K ierow nicy sżkói pokazują przedziw ne plany lekcji: w 4 salach szkolnych — 1 1 kom pletów — na ,3 zm iany; w 3 salach szkolnych — 9 kom ple
tów — też na 3 zmiany. •— W ciemnej sali — starym budynku za Bramą K rakow ską spora gro
m adka żyw ych, ale zmęczonych dzieci II kl. szkoły powsz. T o dzieci robotniczej biedoty z Czechów- ki, których budynek szkolny przy A l. Długosza dotychczas zajęty — obecnie oddany do użytku szkol — jest właśnie w stanie koniecznego re
montu, a które tu, aż za Bramę K rakow ską p rzy
chodzą by zacząć pracę w raz z innymi.
N ie wszystkie szkoły są w tym szczęśliwym po
łożeniu, że rozpoczynają naukę we własnych, jako — tako uporządkow anych budynkach. Przed
stawiciele Władz Szkolnych w wędrówce swej za
szli i do takich szkół, które mieszczą się w labi
ryntach krętych, ciemnych, zatęchłych k o ryta
rzy — do których, schody zastępują przedziwnie ułożone kamienie. N ikom u przechodzącemu tędy nie przyszłoby nigdy do głow y, że tu może mieś
cić się szkoła — tylk o — jedynie szeroką, rado
sną falą rozbrzm iewający śpiew świeżych, dzie
cięcych głosów — śpiew o tym , że „P łyn ie Wisła płynie po polskiej krainie, a dopóki płynie Polska nie zginie" przekonyw a o tym , żę silna i niezłomna na jest szkoła polska — że m ocnym i korzeniami tkwi w glebie ojczystej — że nawet z gruzów i zgliszcz potrafi się podźwignąć i odrazu pręży ramiona do nowego życia — do słońca.
Jedno jest pewne: nie wolno szkole polskiej ha
mować pędu. T o co dzisiej jest chlubą polskiego nauczycielstwa i młodzieży — to, że oprócz in
nych, pokonują także i olbrzym ie trudności lo
kalowe, że zaczynają pracę niejednokrotnie w naj
okropniejszych w arunkach, że gnieżdżą się w tej chwili w wielu w ypadkach w (kazamatach, na pod
daszach, w grubych ciemnych m urath — aby tylk o ruszyć z miejsca, aby pracować — to w najbliższej już przyszłości musi bezapelacyjnie zniknąć. W szystkie szkoły muszą mieć piękne, jasne, przestrzenne sale szkolne — wszystkie mu
szą pracować w jasne, słonecznej, radosnej, tw ó r
czej atmosferze. Przeżytkiem , za k tó ry nie my bę
dziemy się rum ienić — muszą się stać biedne zmę
czone szkoły proletarjackie — ubogie, którym nie wolno mieć żadnych pragnień szkoły przedmieść robotniczych — mizerne, zalęknione, cisnące się w chłopskich chatach, szkoły wiejskie — szkoły, które wyglądają jak dalekie, ubogie krewne przy wspaniałych siostrzycach — szkołach p ryw at
nych. Słońce, powietrze i radość dla wszystkich szkół! —' oto cel, k tó ry przyświeca dzisiaj W ła
dzom Szkolnym , a o k tó ry, w ierzym y w to, w al
czyć nie trzeba będzie.
A ni młodzież polska, ani nauczycielstwo — w i
dzieliśmy to— nie lenią się do pracy—dają dowód realny, że potrafią pracować w najtrudniejszych warunkach — byle ty lk o ze świadomością, że p rzy
szłość przed nimi w yraźn a— nie zakłamana, nie owiana mglą niejasnych obietnic — lecz w yraźna i prosta: wolna, sprawiedliwa, prawdziwie demo
kratyczna Polska — Polska, w której każde bez w yjątku dziecko będzie miało jednakowe praw o do bezpłatnej, a pięknej, jasnej radosnej i pełnej szkoły powszechnej, szkoły średniej i wyższej — a każdy nauczyciel praw o do pełnej — swobodnej, twórczej, nie hamowanej na każdym kroku pra- cy.
M arta.
/W / * S M F E L M E T O H I
Lelrc/a /ęzi/lccr
Pan Działek i Kłodziński obchodzili w tym roktt zapusty bardzo uroczyście i z fasonem w ychylali gęste kolejki po jednym na intencję jak najszybszego i szczęśliwego zakończenia wojny.
N ic więc dziwnego, że gdy wyszli od sym
patycznej w dów ki Stolarczykowej, drogę mie
li dosyć zygzykowatą a drzewa tańczyły ober
ka.
N a szczęście akurat nadjechały jakieś sanie.
— H alt! K to jedzie! — krzyknął pan Dzia
łek, chąc się przysiąść.
Sanie zatrzymały się i jeden spośród 4 sie
dzących na nich mężczyzn z karabinem w rę
ku zbliżył się do zapustników.
— Który z was m ówił „ h alt"?
Milczenie było jedyną odpowiedzią.
— Jesteście pijani!
— Ja bynajmniej nie — sprytnie odpowie
dział na wszelką ewentualność Kłodziński.
— A więc kto m ów iłf
— T o ja — zaraportował Działek.
Kłodzińskiego puszczono do domu, a Dział
ka położyli 4 nieznajomi na ścieżce, zawinęli mu palto i poczęstowali paru dębczakami.
N a następny wieczór, a było to w ostatni dzień zapust, pan Działek zakrapiał swoją niespodziewaną porażkę znowu u pani Stolar
czykowej. W yszedł stamtąd już na dość nie
pewnych nogach i o wiele później niż wczo
raj. Znowu natknął się na jakieś sanie.
— H alt! K to jedzie?
Sanie zatrzymały się. Podróżny, który zszedł z nich, natychmiast poznał pana Dział
ka.
— A, to ten sam, co i wczoraj. Musimy cię oduczyć od zatrzymywania ludzi po niemiec
ku.
Znowuż pan Działek miał zawinięte palto.
— Żebyś umiał na drugi raz zamiast „h alt"
powiedzieć „stój” .
Historia ta, którą słyszałem od samego de
likwenta, przypomniała mi się wczoraj w ie
czorem, gdy koło godziny 9 szedłem w oko
licy zamku. K ilku młodzieńców z karabina
mi i opaskami na rękawach krzyknęło naraz do mnie:
— H alt! Ręce do góry.
N ic w tym rzecz, że nastawili sobie zegarki na czas moskiewski i zatrzym ywali przechod
niów na długo przed godziną policyjną. N ie w tym też rzecz, że robili to nie zbyt uprzej
mie. O co innego chodzi.
Szkoda, że nie można było rozłożyć ich na trawie i przy pomocy dębczaka nauczyć bub- ków mówić w Polsce po polsku.
D opóki ktoś nie w yda im rozkazu w tym
sensie. • , W. B, :
Polski Czerwony Krzyż
Napewno niema ani jednego człowie
ka w warstwach oświeconych naszego społeczeństwa, któryby nie zetknął się z dziiałalnością Polskiego Czerwonego Krzyża, nie współdziałał z tą instytuc
ją społeczną, lub nie korzystał z jej usług, czy dobrodziejstw.
Nie mpróżno PCK. głosi hasło, skie
rowane do wszystkich: Dopomóż nam ratować ciebie w nieszczęściu!
Ideą naczelna PCK. jest wielka i szla
chetna: nieść pomoc każdemu, swojemu bratu, przyjacielowi i opiekunowi jak również i wrogowi, potrzebującemu po
mocy. ■>
Założyciele pierwszej szwajcarskiej komórki Czerwonego Krzyża — to prze
dziwnie realni marzyciele.
Postanowili w duszach ludzi nowo
czesnych* obudzić współczucie, rozpalić wszechmiłosierdzie, przypomnieć wszy
stkim, że są ludźmi i braćmi i — według przykazania Największego Nauczyciela ludzkości — mają miłować się społecz
nie.
I rozlała się cudownie z Genewy nowa idea na cały świat i marzenia poczęły się przyoblekać w szaty bardzo realne.
I u nas możemy się słusznie chlubić wynikami działalności PCK.
W naszym kraju, jest zawsze niezależ
nie od warunków wielki legion ludzi szlachetnych, uspołecznionych, znakomi
tych organizatorów instytucyj charyta
tywnych, a z drugifcj strony — nigdy nieprzebrana ofiarność społeczna, wy
stępującą w całej warstwie oświeconej, a najbardziej w sferach najmniej zamoż
nych.
Niech mi wolno będzie przytoczyć je
den (ale nie jedyny) przykład.
Było to na kilka miesięcy .przed tra
gicznym dla nas dniem 1 września 1939 roku.
W pewną niedzielę na najpiękniej
szym placu Piłsudskiego w naszej stoli
cy odbyła się uroczystość. Biskup Polo
wy W. P. ks. Gawlina poświęcił sto ka
retek sanitarnych, całkowicie wyposa
żonych w najnowocześniejszy sprzęt do niesienia pierwszej pomocy i przewoże
nia rannych. Sto tych karetek, ufundo
wanych przez P. C. K., zostało przeka
zanych Departamentowi Sanitarnemu naszego Min. Spraw Wojsk., jako dar narodu dla armii.
Należy sobie wyobrazić, ile pracy wy
trwałej ile kosztów poniósł PCK.
A wszystko to dzięki niestrudzonej akcji cichych, skromnych, a bezintere
sownych działaczy czerwonckrzyskich i wszystko to ze szkatuły społecznej, ze .-kładek członkowskich, z ofiarności pow
szechnej, z groszowych opłat w formie podatku od widowisk.
Może mi ktoś jednak powiedzieć: I cóż z tego? Ten niewątpliwie piękny czyn trafił w próżnię, został zmarnowany.
Tak, to prawda! Ale., idea PCK nie zaginęła! Ten pozornie nieudany wy
czyn dzięki swej doniosłości społecznej wyrył w duszach naszych ślad niezatar
ty.
Nadeszła wojna. PCK. w pracy nie ustawał.
Okupant*gniótł, przeszkadzał, chciał zniszczyć PCK. — i nie dał rady. Społe
czeństwo przyszło z pomocą w przetrwa
niu ciężkich chwil.
O chlubnej działalności PCK z czasu okupacji napiszemy osobno.
Bolesław Iwański.