• Nie Znaleziono Wyników

Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1939, R. 6, z. 7/8

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1939, R. 6, z. 7/8"

Copied!
68
0
0

Pełen tekst

(1)

LOTOS

MIESIĘCZNIK

EZOTERYCZNY

p a r a p s y c h o l o g ia

M IS T Y K A

OKULTYZM I MAGIA

ASTROLOGIA

MEDYCYNA HERMETYCZNA SZTUKA SLYCIA

JKj

,

L IPIEC - SIERPIEŃ

#939

(2)

T r z e c i z e s z y t

„Ziół leczniczych“ J. H. Głoga

J u ż w y s z e d ł z d r u k u .

TREŚ< Z E SZ Y T U :

Z jaw iska spirytystyczne w św ietle p arap sy ch o lo g ii — Józef ŚWitkowski.

K u ltu ra w oli (c. d.) — Prof. R. A ssagioli

O kultyzm w „F au ście“ Goethego — S ta n isła w a H ausnerow a.

H ierarch ie zodiakalne — K. Chodkiewicz.

K honolekha (chwile pisania) ■— Sri S u re n d ra n a th Das Gupta.

Obłędy m istyczne W schodu i Zachodu — M arja Florkow a.

A k tu aln e przepow iednie polityczne — K. Chodkiewicz.

Miłość i życie — J a n in a D uninow a.

S z k i c e a s t r o l o g i c z n e : Pod ja k im zn akiem się urodziłem ? P r z e g l ą d b i b l i o g r a f i c z n y — H. W itkow ska i J. Duninowa.

S k a r b y U b o g i c h : T ajem n ica m ilczenia; B łogosław ieństw o pracy ; M yśli;

O Ścieży; W R ytm ie Kosmicznym.

Komunikaty Redakcji:

-K Pani R. K. w W arszawie. O zdolnościach jasn o w id zen ia p. Gizeli W in iarsk ie j z K rakow a (Kościuszki 50) w iem y od daw na. P isaliśm y już o niej obszernie w III ro czniku „Lotosu“ (1936). Od tego czasu często otrzym yw aliśm y listy, stw ierdzające, że d a r ten ro zw ija się w dalszym ciągu i potęguje u niej. L ist W. P a n i je st jeszcze jed n y m dowodem, że zdolności m etagnom iczne p o siad a Gizela W in ia rsk a w sto p n iu w ybitnym .

-K N astępny n u m e r „Lotosu“ w yjdzie z początkiem w rześnia.

W arunki prenumeraty „Lotosu“: r o c z n i e , p ła tn e zgóry, 10 zł; w U .S .A . 3.—

dolary; p ó ł r o c z n i e 5.50 zł; k w a r t a l n i e 3 zł; zeszyt p o j e d y n ­ c z y 1 zł. Z a l e g ł o ś c i oblicza się po 1 zł za egzem plarz. Za u p o m ­ n i e n i a dolicza się 15 groszy. Jeżeli z końcem roku, w zględnie danego okresu, p re n u m e ra ty nie odmówiono, przed łu ża się ją au tom atycznie n a ro k n astępny.

Adres Redakcji: J. K. H adyna, W isła, Śl. Ciesz., s k ry tk a poczt. 22.

Telefon 262.

(3)

Rocznik VI

Zeszyt 7-8

LOTOS

Lipiec-Sierpień

1939

M iesięcznik pośw ięcon y rozw ojow i i kulturze życia w ew nętrznego, oraz wartościom twórczym polskiej m yśli transcendentnej.

S Y N T E Z A W I E D Z Y E Z O T E R Y C Z N E J

W ydaw ca i re d a k to r: J. K. H adyna, W isła, Śląsk Cieszyński.

Zwolennicy spirytyzm u zarzucają towarzystwom badań parapsychicz­

nych zupełne pom ijanie objawów, m ających jakiekolw iek zabarwienie spiry­

tystyczne, lub naw et poprostu zaprzeczanie ich istnieniu; naodw rót zaś osoby, naw et inteligentne, ale niezbyt zorjentow ane w zagadnieniach, uw ażają w łaśnie parapsychologję za jedno ze spirytyzmem.

P raw da leży — jak zwykle — pośrodku; gdyż ani parapsycholog ja nie przeczy istnieniu z j a w i s k spirytystycznych, ani też nie adoptuje d o k ­ t r y n y spirytystycznej. Bada tylko zjawiska, ustala które z nich są faktam i rzeczywistymi, a które złudzeniem lub oszustwem, ale ze swego zakresu b a ­ dań nie w ysnuw a wniosków, k t o d a n e o b j a w y powoduje. Stąd w badaniach parapsychicznych mogą w najw iększej zgodzie brać udział spirytyści obok t. zw. anim istów, fizjologowie i fizycy obok prestidigitatorów ; — mogą brać udział zgodny dopóty, dopóki bad ają zjaw iska same, nie zagłębiając się w do­

ciekania, kto je wywołuje.

Zgodność ta jednak naw et wśród parapsychologów przestaje być idealna, skoro tylko n a podstawie wyników badań nasuną się pewne wnioski o przy­

czynach zjawisk. Tu już wnioski są rozbieżne aż w czterech różnych kierun­

kach, zależnie od p r z e k o n a ń o s o b i s t y c h , z jakiem i dany p a ra ­ psycholog przystępuje do badań, a m ianowicie: _

a) żadne zjaw iska pozanorm alne n i e i s t n i e j ą , a wszystkie, które za takie uchodzą, dadzą się rychlej lub później — po zbadaniu odpowiednio ścisłem — w yjaśnić jużto znanem i ogólnie praw am i fizycznemi, jużto zręcz- nem oszustwem;

b) objaw y nadnorm alne i s t n i e j ą , a źródłem ich może być tylko czło­

wiek ż y w y , działający n a podstawie praw natury na razie jeszcze nie­

znanych;

„P orw ać ogień strzeżon y, zan ieść w o jc z y ste strony to c e l. . . “

St. W yspiański

Józef Św itkow ski (Lw ów ).

Zjawiska spirytystyczne w świetle

parapsychologji

(4)

c) objawy nadnorm alne istnieją, a źródłem ich może być jużto człowiek żywy, jużto siły przyrody — inteligentne lub ślepe — na razie jeszcze nie poznane, ale n i g d y siły człowieka „zmarłego“;

d) objaw y nadnorm alne istnieją, a źródłem ich może być człowiek żywy, lub człowiek, który zrzucił już ze siebie ciało fizyczne; lub wreszcie siły od człowieka niezależne.

Oto z takiem i „nastaw ieniam i przekonań“, czyli, ściślej mówiąc: z ta- kiemi u p r z e d z e n i a m i , przystępują do badań zwolennicy parapsycho- logji. Stąd też i kierunki tych badań n aginają sobie odpowiednio do swych przekonań, starając się stw arzać w arunki takie, któreby w yniki badań uzgod­

niły z tern przyniesionem już przekonaniem.

Z tego krótkiego schem atu widać już dostatecznie, że niem a w nim m ie j­

sca na nastaw ienie czysto spirytystyczne. Prosty przykład uzmysłowi to jaśniej:

Oto n. p. objaw bardzo częsty, znany dobrze zarówno parapsychologom, jak spiry ty storn: ruch stołu. Przez nikogo nie dotykany stół porusza się w i- domie dla wszystkich. Stwierdzenie faktu, że nie dotyka go rzeczywiście nikt, że nie ciągną go żadne nitki ukryte, że wreszcie ruchu nie wywołuje silny elektromagnes, działający z oddalenia n a kaw ał żelaza umieszczonego w stole, — otóż stwierdzenie tego zmysłami badaczów, lub przyrządam i fizy­

kalnym i z fotograf ją włącznie, jest łatw e stosunkowo i da się uskutecznić z każdą żądaną ścisłością naukową. Ja k jednak rozmaicie zachow ają się przy takiem stw ierdzaniu badacze o różnych nastaw ieniach przekonań!

Badacz, należący do grupy a) w schemacie w łaśnie naszkicowanym, będzie przedewszystkiem szukał nitek i elektromagnesów, a gdy ich nie z n a j­

dzie, będzie podejrzy w ał kolejno każdą z osób obecnych, że w jakiś zręczny, przez nikogo nie zauważony sposób, popycha stół i w ruch go w praw ia. Jeżeli te jego podejrzenia okażą się płonnemi, przyzna, jako j e d y n ą m o ż e fa­

n o ś ć, że stół wcale się nie poruszał, a ruch jego był tylko halucynacją zbiorową.

Badacz z grupy b) pozostawi tam tem u szukanie nitek i magnesów, a sam zajm ie się badaniem uczestników w kierunku fizjologicznym, aby wśród nich znaleźć „m edjum “, które swemi właściwościami pozanorm alnem i powoduje ruch stołu niedotykanego. Gdy nie znajdzie osoby, którąby mógł uznać za m edjum , przypuści, że sum ują się tu słabe uzdolnienia m edjalne wszystkich osób obecnych, lub kilku przynajm niej.

Otóż podczas, gdy badacz z grupy a) uważa, że bez dotykania, lub bez nitek czy magnesów, stół wogóle n i e m ó g ł się poruszyć; badacz z grupy b) uznaje, że stół bez tych oddziaływań fizycznych m ó g ł się poruszyć, a ruch ten spowodować mógł tylko człowiek ż y w y , posiadający zdolności m edjalne.

Zgodzi się z nim badacz z grupy c), zastrzeże się jednak, że obecność jakiegoś m e d j u m , jakkolw iek nie wykluczona, n i e j e s t jednak n i e ­ z b ę d n a , ja k świadczą o tern objaw y w „domach nawiedzonych“, oddawna niezamieszkałych. Doda jednak ten badacz, że objaw y w takich domach wcale nie dowodzą istnienia duchów ludzi zmarłych.

W ysłuchajm y teraz opinii badacza z grupy d). Dowiedziawszy się od badacza a), lub sprawdziwszy sam, że żadne druty, nitki, magnesy, ani dotyki obecnych napewno nie wywołały ruchu stołu, że ponadto badacz b) nie zna­

(5)

lazł żadnej osoby wśród obecnych, któraby w ykazywała uzdolnienia poza- norm alne, spróbuje naw iązać ze stołem... rozmowę. Um otywuje to tern, że ruchy stołu mogą być objawem jakiejś siły inteligentnej, która tym i rucham i chce zwrócić uwagę obecnych na siebie samą lub na istnienie takich zjaw isk pozanorm alnych wogóle.

Badacz z grupy d) pójdzie jeszcze dalej. Jeżeli próby naw iązania roz­

mowy ze stołem zawiodą, poprosi jak najgrzeczniej badaczów z grupy a) i b), aby zechcieli uważać badania swoje za ukończone — z w ynikiem oczywiście ujem nym — i zostawili go samego ze stołem, gdyż m yśli ich mogą działać ham ująco na dalsze badania, które on jeszcze podjąć zamierza. Badacz z grupy c), o ile uznaje za możebny taki wpływ m yśli osób obecnych, może pozostać obecnym przy dalszych badaniach, ale tylko jako świadek bierny, nie narzucający badaniom swego kierunku.

Skoro wówczas powiedzie się badaczowi d) naw iązać ze stołem rozmowę

— czy to pukaniem czy jakim kolw iek innym z wielu znanych sposobów, nie będzie wcale wypytywał, k i m j e s t istota, która stół porusza, ani też, co m a m u do powiedzenia, lecz sam będzie dyktował, co m a m u powiedzieć.

Zapyta np.: ile osób jest obecnych w pokoju, lub zażąda dokładnego podania, która jest właśnie godzina. Gdy takiem i pytaniam i z m i e r z y stopień i n t e l i g e n c j i owej tajem niczej istoty, gdy przekona się, czy ona poproś tu nie czyta w m yślach osób obecnych, zażąda wtedy wym ienienia, ile kartek m a książka, leżąca w tymże pokoju, przez nikogo w tym kierunku nie badana, lub też, co się dzieje obecnie w m ieszkaniu kogoś znajomego na ulicy sąsied­

niej. Skoro spraw dzenie późniejsze uzna odpowiedzi na te pytania za zgodne z rzeczywistością, dopiero wtedy zapyta badacz, j a k i c e l m ają owe ruchy stołu. Gdyby odpowiedź brzm iała, że to zm arły X. X. pragnie porozu­

mieć się z kimś z obecnych, zażąda badacz dowodu, że zm arły jest rzeczy­

wiście tym, za kogo się podaje. To „stw ierdzanie identyczności“ będzie pro­

wadził ze ścisłością poprostu policyjną, nie zrażając się jednak wcale tem, że rzadko kiedy ono jest możebne w mierze w ystarczającej naukowo. Dopiero po niem — beż względu n a w ynik — zajm ie się badacz ocenianiem wartości dokum entarnej, jaką m ają w ynurzenia istoty, objaw iającej rucham i stołu swą obecność.

Jak natom iast wobec ruchów stołu zachowałby się spirytysta, wiadomo ogólnie. Sprawdzenie, czy niem a nitek lub magnesów, uważałby za rzecz podrzędną, a naw et niezbyt interesowałoby go pytanie, kto z pośród obecnych m a uzdolnienia m edjalne; przyjm uje bowiem a priori możebność objaw iania się zmarłych bez pośrednictw a medjurn. Zato przystąpiłby odrazu do roz­

mowy ze stołem, zaczynając od zapytania, kim jest ów „zm arły i czego żąda.

Nie spraw dzałby oczywiście ani jego identyczności, ani nie m ierzyłby stopnia jego inteligencji lub stopnia autentyczności jego kom unikatów, bo to wszystko jest w spirytyzm ie poprostu „kw estją zaufania .

W parapsychologji, oczywiście, żadne kwest je zaufania nie istnieją: tam wszystko m usi być stwierdzone jak najściślej i najbezwzględniej. Stąd tez bardzo mało zwraca parapsycholog uwagi na t r e ś ć s ł o w n ą kom unika­

tów, jeżeli się jakie pojaw ią, a natom iast bardzo ściśle usiłuje oddzielić je od zasobów myślowych lub pamięciowych osób obecnych. Przez to zmierza do stwierdzenia, czy dane kom unikaty pochodzą od istoty rzeczywiście m dy-

(6)

w idualnej, niezależnej od obecnych i nie z nich czerpiącej objaw y swej inteligencji.

Dopiero po załatw ieniu — niezawsze możebnem z dostateczną ścisłością

— tej sprawy, następują dalsze indagacje, znowu niem al policyjne, w kie­

runku wyświetlenia, czy nie objaw ia się inteligencja człowieka żywego, ale w m iejscu badań nieobecnego; czy ten człowiek w danej chwili śpi, czy czu­

wa, czy kom unikat jego m a charakter akcji przytom nej i zamierzonej, czy też bezwiednej.

Rozbieżność m iędzy spirytyzm em a parapsycholog ją nie polega tedy na przeczeniu lub przyjm ow aniu za pew ną jakiejś grupy zjawisk, lecz tylko na sposobie odnoszenia się do nich. Zjaw iska o charakterze spirytystycznym są zresztą zbyt częste w parapsychologji, aby mogły być poprostu usuw ane od badań, lub pom ijane milczeniem. Rzecz naturalna, że zjaw iska takie m uszą być rzeczywiście z j a w i s k a m i , dostępnemi badaniom , a nie w ra ­ żeniami tylko podmiotowemi.

Słynna „Jasnowidząca z Prevorst“, studjow ana z całą sum iennością b a ­ dacza przez lekarza dra J. Kernera, opowiada o duchach ludzi zm arłych rze­

czy bardzo ciekawe:

„Zaiste nie w ym alow uję sobie tych postaci sama, gdyż nie cieszą m nie bynajm niej; przeciwnie, jest m i bardzo przykre to widzenie nieszczęsne. Nie myślę także nigdy o nich, dopóki ich nie ujrzę, albo dopóki kto m nie o nie nie zapyta, co mi zawsze spraw ia przykrość... W iduję często takie, z któremi nie wchodzę w styczność, a potem znowu takie, co zw racają się do m nie o coś;

z niem i mówię, a one m iesiącam i nieraz przebyw ają w m em otoczeniu.

W iduję je o różnych porach dnia i nocy, wobec ludzi i w samotności... Nie tak, jakoby zawsze stały przedemną, lecz przychodzą do m nie tak, ja k ludzie odwiedzający.

„W ygląd ich w ydaje mi się podobnym do rzadkiej chmury. Nie w idzia­

łam nigdy, aby cień rzucały. Przedm ioty, znajdujące się przed niem i, zasła­

n iają je przed m ym wzrokiem. Zam knąw szy oczy, nie widzę ich, ale czuję ich obecność tak dokładnie, że mogę określić m iejsce w którem stoją. Tak samo słyszę ich mowę, naw et po zatkaniu uszu. Gdy staną bardzo blisko mnie, jest m i to nieznośne, gdyż m nie osłabia. Także zwierzęta czują ich obecność.“

Czy z tych cytatów z książki K ernera wynika, że duchy zm arłych istnieją?

Opowiadanie jasnow idzącej jest niew ątpliw ie szczere, gdyż w głębszych stadjach transu kłam stw o lub fałsz świadomy należy uważać za wykluczone;

jednak te szczegóły o duchach są czysto podmiotowe. Ani Kerner, ani żaden parapsycholog dzisiejszy, przysłuchujący się „objaw ieniom “ m edjum w tra n ­ sie, nie m a możności stwierdzić badaniam i własnem i, czy to, co słyszy, jest rzeczywistością przedmiotową, czy tylko w rażeniem podmiotowem opowia­

dającego.

Stąd to wszystko, co opowiada jasnow idząca — naw et w transie n a j­

głębszym — nie jest dla parapsychologji m aterjąłem do badań, bo stwierdzić się niczem nie da; dla spirytystów zaś jest „faktem “ równie „niezbitym “, jak np. pism a A llana Kardeca lub rew elacje Domańskiej o życiu pośmiertnem Ochorowicza.

(7)

Natom iast za fakt, przynajm niej możebny, jakkolw iek nie stwierdzony niezbicie, można uznać w parapsychologji opowiadanie K ernera o objaw ach telekinetycznych, gdy np. raz m iało m iejsce m agnetyzowanie uśpionej przez ducha opiekuńczego, przyczem „działa się rzecz niepojęta, że szkodliwe dla niej przedm ioty zabierane były od niej jakgdyby ręką niew idzialną i w po­

w ietrzu przenoszone na inne m iejsce“. Tu dla parapsychologa obojętne jest, czy to zdziałał duch opiekuńczy i czy ją wtedy magnetyzował, a wartość przedstaw ia tylko objaw przenoszenia się przedmiotów na inne miejsce.

Nie przem aw ia podobnież za zabarw ieniem spirytystycznem to, co pisze*) dr R. Hodgson o m edjum Piper, chociaż zdanie tego sumiennego badacza, który z całą bezwzględnością skrytykował objaw y m edjalne H. Bławackiej, E. Palladino i E. Piper, mogło uchodzić za oparte na podstaw ach najbardziej niezachwianych. Pisał on bowiem w referacie swem na posiedzenie „Society for psychical Research“ w Londynie:

„Pani Piper w pada w tran s i pogrążona w nim zm ienia swą osobowość psychiczną n a rzecz w cielających się w nią osobników, ja k gdyby całkiem odrębnych, nic wspólnego, ja k się zdaje, nie m ających z norm alnem „ ja “ m edjum . Osobniki owe głosem przez usta p. Piper, lub piórem zapomocą jej ręki, m anifestują swą obecność... Sam otrzym ałem, drogą wyżej podaną, m nóstwo relacyj m nie wyłącznie samego osobiście dotyczących, nieraz b a r­

dzo drażliw ej natury, o czem p. Piper w żaden sposób wiedzieć nie mogła.“

Tu, jeżeli owe relacje, o których p. Piper wiedzieć nie mogła, zawierały rzeczy, znane już poprzednio Hodgsonowi, nic nie przem aw ia za tem, że po­

dały m u je jakieś „osobniki całkiem odrębne“, bo mogła w jego m yślach w y­

czytać je sam a p. Piper podczas transu. Jeżeli zaś szczegóły relacyj były dla Hodgsona nowością całkiem niew ątpliw ą, a więc nie rzeczą kiedyś znaną, ale później zapom nianą, to wpraw dzie pochodzić mogły od osobników „całkiem odrębnych“, ale niekoniecznie od duchów zmarłych.

Zabarw ienie silniej spirytystyczne m a inny ustęp referatu Hodgsona:

„J. Pelham (jeden z tych osobników) podał bardzo wiele szczegółów, dowo­

dzących, że nie jest pozbawiony władzy m yślenia, logiki i pamięci... N a­

pom knął także o przyrzeczeniu, jakie mi dał n a dw a lata przed swym zgo­

nem: Oto skoro wpierw um rze odemnie, i przekona się, że żyć nie przestał, użyje wszystkich sił, aby m nie o tem zawiadom ić i fakt ów w dodatku udo­

wodnić. Nie pom ylił się ani razu co do swoich rzeczy, ani co do nazwisk zna­

jomych. Posiadał do pewnego stopnia świadomość tego, co się w danej chwili dzieje w domu jego rodziców. Zdarzały się jednak pomyłki i nieudolności.“

H o d g s o n zm arł nagle 20 grudnia 1905, a w tydzień potem p r z e j a ­ w i ł s i ę na seansie z E. Piper i od tej pory często w seansach uczestniczył.

Pisze o tem w „Proceedings of the S. f. P. R.“ (tom 23) sław ny psycholog W. Jam es: „Dzięki jego doskonałej znajomości tych spraw styczność jego z m edjum w tym nowym okresie jego życia postaw iła nas w bardzo szczęśli­

wych w arunkach badań w kierunku rozw iązania spraw y porozum iewania się ze zm arłym i.“ O kom unikatach ducha Hodgsona za pośrednictwem p. P i­

per podaje także znakom ity fizyk O. Lodge szczegóły doskonale zbadane.

*) z k siążk i d ra L. B öttcher a: „P ro b lem at życia pozagrobow ego“, str. 95, 105, 116.

(8)

Skoro Hodgson, badacz doświadczony i ostrożny, zgłasza się po śmierci przez usta m edjum i porozumiewa się ze swymi przyjaciółmi, pozostałymi przy życiu, to fakt taki pow inien świadczyć niezbicie o istnieniu życia poza­

grobowego, a więc potwierdzić doktrynę spirytystyczną. W arunkiem jest tylko, aby ten fakt był f a k t e m , to znaczy, aby rzeczywiście Hodgson, a nie jakaś inteligencja nieznana, podszywająca się pod jego nazwisko, kom uniko­

w ała się z Jamesem, Lodgem i innym i. Jeżeli ów Hodgson podał im przez usta m edjum szczegóły prawdziwe, sprawdzone następnie, ale nieznane napewno ani tym badaczom, ani m edjum i jeżeli szczegóły te zdołały nie­

w ątpliw ie wykazać jego i d e n t y c z n o ś ć ze zm arłym niedaw no Hodgso- nem, to żaden parapsycholog z grupy d) naszego schem atu nie będzie się wzdragał uznać w tern fakt dowodzący istnienia życia pozagrobowego i mo- żebności kom unikow ania się żyjących tam ze żyjącymi na ziemi.

Podam tu jeszcze dalsze przykłady o zabarw ieniu spirytystycznemu Z treści niesłychanie bogatej, zawartej w dziele N. Okołowicza „W spom ­ nienia z seansów z F rankiem K luskim “, w yjąłem kilka dat statystycznych o piśm ie autom atycznem, którem przez Kluskiego daw ały o sobie znać różne

inteligencje:

a) (str. 532) Około 20% stanow iły te, które dawniej lub w tym czasie występowały jako zjaw y zmaterjalizowane.

b) Około 23% stanowiły te, które dotąd nie m anifestowały się w postaci m aterjałnej, a jakoby należały k i e d y ś do św iata żyjących.

c) Przeszło 10% stanow iły zjaw y osób, które żyły jakoby przed kilkuset lub więcej laty... Zjaw y te m o g ł y o k r e ś l i ć , co w danej chwili porabia ta osoba (którą się opiekują) i to bez względu na to, gdzie się znajdow ała, co w razie spraw dzania zgadzało się zawsze jak najściślej.

d) Około 25% stanow ią charaktery pism, rozpoznane przez obecnych uczestników jako pismo osób zmarłych, znanych im za życia, a nieznanych m edjum .

e) Około 8% stanow ią charaktery pism osób zmarłych, znanych za życia tak m edjum , jak uczestnikom.

f) Przeszło 4% stanow ią charaktery pism osób zm arłych współczesnych, nieznanych ani uczestnikom seansów, ani m edjum . Spraw dzania charakteru pism a identyfikow ały je z osobami zmarłem i, znanem i za życia ludziom, którzy nigdy dotąd nie brali udziału w seansach.

g) Niespełna 3% stanow ią charaktrey pism o s ó b ż y j ą c y c h , które w czasie występowania pism a były nieobecne na seansie i pogrążone w śnie...

najczęściej djalogi m iędzy uczestnikiem seansu a daną osobą, która... potem pam iętała tę „rozmowę“ jako sen, w ystępujący dokładnie w chwili, gdy odbywał się seans.“

Punkt g) w skazuje dostatecznie, jak przedwczesna być może pochopność spirytystów do uznaw ania wszystkich kom unikatów pisanych za wieści od osób zmarłych, i ja k bolesne może być takie przeświadczenie, gdy np. na seansie kom unikuje się ktoś drogi uczestnikowi, zostawiony przezeń n ie­

dawno w najlepszem zdrowiu, a z faktu kom unikow ania się go w ysnuje uczestnik wniosek o jego śmierci.

(9)

Zabarw ienie niew ątpliw ie spirytystyczne m ają tylko pism a wymienione pod f) a po części także pod d) i e). W ym ienione pod a), b) i c) tłumaczyć się dadzą na różne sposoby, a badania parapsychiczne m ają za cel ustalanie faktów, nie zaś dorabianie do nich hypotez m niej lub więcej szczęśliwych.

Nie ulega wątpliwości, że zjaw iska, które m ają pewne zabarwienie spi- rystyczne, uznaw ane są przez część parapsychologów za tak samo pewne, ja k ze strony innych parapsychologów uchodzą za źle zaobserwowane, a zatem co najm niej za wątpliwe. Powód jest ten właśnie, że wśród p a ra ­ psychologów znajdują się obok siebie badacze o bardzo różnych nastaw ie­

niach przekonań. Każdy z nich twierdzi w prawdzie z najgłębszą w iarą w s z c z e r o ś ć swych słów, że przystępuje do badań bez żadnych zgory powziętych uprzedzeń, ale wykluczanie możliwości istnienia czegokolwiek nie jest także niczem innem , ja k uprzedzeniem.

Pow tarzać się będą w dziejach nauki ścisłej nieraz jeszcze takie zdarze­

nia, ja k pełne oburzenia zachowanie się uczonych wobec pierwszych pro­

dukcji fonografu, który nazw ali niegodnym podstępem brzuchomowcy. Do dziś jeszcze znaleźć można zwolenników badań parapsychicznych, którzy badania te zasadzają n a w ykryw aniu oszustw, nie przypuszczając nigdzie nic innego, jak tylko oszustwo m niej lub więcej zręczne.

A na odwrót, istnieją dziś i istnieć będą zawsze ludzie, bardzo zresztą szanowni, rozum ni i naukowo zasłużeni, którzy w każdem skrzypnięciu stołu dosłuchiwać się zechcą m anifestacji osób zmarłych.

Między tem i dwiema krańcowościami toczyć się m uszą badania rzeczy­

wiście parapsychiczne, to znaczy, badania zjawisk, których praw a tworzenia są dziś m ało lub wcale nieznane, ale których istnienie samo nie da się zni­

weczyć zaprzeczeniem gołosłownem.

Zadaniem parapsychologji jest w łaśnie badanie takich faktów w ątpli­

wych, mało znanych, które w jednych kołach m ają obrońców równie zapa­

lonych, jak w innych kołach przeciwników fanatycznych.

Roczniki badań psychicznych różnych towarzystw i krajów zaw ierają wśród setek tysięcy faktów ze wszystkich dziedzin parapsychologji także setki faktów o zabarw ieniu czysto spirytystycznemu ale też z e s t w i e r ­ d z e n i e m rzeczywistości tych faktów k o ń c z y s i ę zadanie p a ra ­ psychologji.

Część pokaźna tych faktów dowodzi niew ątpliw ie, że człowiek ż y j e nadal po zrzuceniu ze siebie ciała fizycznego, niektóre fakty dowodzą po­

nadto, że taki człowiek zachowuje po śmierci p a m i ę ć swego życia ziem ­ skiego, że interesuje się tern, co się nadal dzieje na ziemi, że m a naw et w ięk­

szą trudność i swobodę przyglądania się temu, niż ludzie ziemscy, w poje­

dynczych wypadkach naw et m a możność w kraczania czynnego w tok spraw ludzi żyjących.

To wszystko da się w w arunkach korzystnych stwierdzić doświadczalnie;

usuw a się jednak z pod stwierdzeń inny dział, który dla spirytystów jest również jednoznaczny z faktam i, dział o p o w i a d a ń owych duchów zm ar­

łych o w arunkach życia poza grobem, do których to opowiadań dorzucają nieraz swoje szczegóły także jasnowidze w pewnych stadjach transu.

207

(10)

Opowiadanie osoby, choćby najgodniejszej w iary, nie jest dla p a ra ­ psycholog ji faktem dopóty, dopóki prawdziwości zdarzeń opowiadanych nie da się stwierdzić spraw dzeniem doświadczalnem. To też parapsychologia nie zaprzecza wiarogodności takich opowiadań, nie podaje faktów, któreby im przeczyły, ale też nie przyjm uje rzeczy opowiadanych za f a k t y na tej tylko podstawie, że osoba opow iadająca zasługuje na wiarę.

Stąd spraw a, ja k wygląda życie poza grobem, czem się tam duchy zm ar­

łych zajm ują i czy oprócz tych duchów istnieją tam jeszcze inne stworzenia, n i e n a l e ż y do zakresu parapsychologji z tego prostego powodu, że się usuw a z pod badań doświadczalnych. Żadnego i n n e g o powodu, ja k np.

niechęć lub lekceważenie, n i e m a , gdyż parapsychologia nie lekceważy niczego. Z chwilą, gdyby otw arła się możebność s p r a w d z a n i a d o ­ ś w i a d c z a l n e g o tego wszystkiego, o czem opow iadają duchy zm arłych i jasnowidze, parapsychologia podjęłaby w tym kierunku badania równie sumienne, ja k w każdym innym .

Naszkicowałem poprzednio schemat, dzielący zwolenników badań p a ra ­ psychologji n a cztery grupy. W pierwszej z nich mieszczą się ci badacze, którzy w ykluczają możebność naw et takich faktów, jakie bad ają — i stw ier­

dzają ich rzeczywistość — grupy dalsze; nie dziw zatem, skoro grupa a) uważa a priori za niemożliwe także wszelkie zjaw iska o zabarw ieniu spiry- tystycznem.

Rozbieżność zapatryw ań wśród parapsychologów różnych grup m a a n a ­ log ję we wszystkich zresztą naukach ścisłych, wszędzie bowiem gromadzą się około wspólnego celu ludzie różnych przekonań. Rozbieżność ta, jak w innych naukach, tak i w parapsychologji przedstaw ia tę korzyść, że dzięki niej następuje przedewszystkiem podział pracy a powtóre kontrola wzajem na.

Jeżeli parapsycholog z grupy c) lub d) przedstaw i na zebraniu wszyst­

kich grup wyniki swych badań nad zjaw iskiem nieuznaw anem przez inne grupy, to tam te zdwoją usiłowania, aby wykazać w badaniach referenta n ie­

ścisłość lub pomyłkę. Jeżeli im się to powiedzie, zniknie z protokołów badań jeden fakt w ątpliwy; jeżeli się zaś nie powiedzie, fakt ten będzie stwierdzony tern niew ątpliw iej.

Pow racając do spraw y stanow iska parapsychologji wobec zjaw isk spi­

rytystycznych, określę to stanowisko jako ani przychylne, ani niechętne, tylko poprostu p o w ś c i ą g l i w e . Jeżeli jakieś zjaw isko mimo badań n a j - ściślejszych nie straci swego charakteru spirytystycznego, parapsycholog]a przyjm ie je w zakres swych stw ierdzeń doświadczalnych i w razie korzyst­

nym uzna jego faktyczność bez zastrzeżeń.

Być może, że kiedyś otworzą się możebności spraw dzania eksperym en­

talnego lub obserwacyjnego spraw y w arunków życia w świecie pozagrobo­

wym, a wtedy parapsycholog ja będzie mogła powiedzieć na podstaw ie swych badań: „Tam j e s t tak a tak, bo to powiodło się stwierdzić.“ Dopóki stw ier­

dzanie jest niemożliwe, parapsychologja nie m a terenu do działania, nie może zatem zajm ować się takiem i sprawam i.

Podkreślę jeszcze raz: parapsychologja zajm ować się niem i n i e n i e c h c e , lecz n i e m o ż e , a to w yjaśnia dostatecznie jej stanowisko wobec znacznej części zjawisk, uważanych przez spirytystów za fakty.

(11)

P r o f - d r R - A s s a g i o l i W ykłady wygłoszone na U niw ersytecie Rzym skim . D yr. Instytutu K ultury i 7 6ra- Z a zezw o len iem a u to ra p rze ło ż y ła T o m ira Z o r i p ji Psychicznej w R zym ie.

Kultura woli

(7. ciąg dalszy) D la ćwiczeń w zakresie autosugestji należy przedew szystkiem przy ­ gotować odpowiednio teren — czyli stan fizyczny i psychiczny.

Je śli zadam y sobie tru d obserw owania w łasnej osobowości, przeko­

nam y się, że w każdej niem al chwili dnia, naw et w okresach ta k zwanego spoczynku, znajdujem y się w stanie ciągłego napięcia fizycznego i psychicz­

nego, M ięśnie są skurczone, a um ysł w kołowrocie pracy i podniecenia, Stan ten jest pow ażną przeszkodą dla tej czynności w nętrznej, którą w łaśnie pragniem y rozpocząć.

W celu usunięcia tej przeszkody i przeprow adzenia naszej pracy, należy w ykonać ćwiczenia następujące:

a) O d p r ę ż e n i e f i z y c z n e : N ależy ułożyć się w pozycji w y­

godnej na łóżku lub kanapie i przym knąć oczy. N astępnie uczynić „prze­

g ląd “ swych mięśni od głowy do stóp, usiłując usunąć wszelkie napięcie.

P o tern odprężeniu w stępnem — uczynić 10 głębokich oddechów spokoj­

nych, harm onijnych, w odstępach regularnych.

P rz y każdym w ydechu, by w prow adzić w stan spoczynku nie tylko mięśnie torsu, lecz i w szystkie inne, pow tarzać zdanie: „ K a ż d y m i ę ­ s i e ń u l e g ł o d p r ę ż e n i u , k a ż d y m i ę s i e ń o d p o c z y w a , “

b) O d p r ę ż e n i e p s y c h i c z n e : Po osiągnięciu odprężenia fizycznego usiłujcie rozszerzyć i na psychikę ów stan błogiego spoczynku, k tóry ogarnął w asze ciało, P ow tarzajcie powoli określoną ilość razy słowa:

„D usza m oja odpręża się i odpoczywa," Po upływ ie pewnego czasu słowa te zastąpcie frazesem : „O garnia mię radosny spokój.“

Je śli przez ekran um ysłu zaczynają przesuw ać się m yśli lub obrazy, niezależne od woli i nie m ające zw iązku z życiem w ew nętrznem (a zacho­

dzi to niem al zawsze) w ystrzegajcie się o d s u w a n i a i c h n a k a z e m w o l i , i nie poddaw ajcie się rozdrażnieniu, t o b o w i e m t y l k o z a ­ s i l i j e i w z m o c n i . Pozwólcie im przez czas pewien unosić się na powierzchni świadomości; zwolna przesuńcie w asze zainteresow anie i zwróćcie całą uwagę na proces odprężania się; uczyńcie parę głębokich wdechów, pow tarzając jakieś określone słowo czy frazes. Czyńcie to cier­

pliwie 10— 12 razy.

Ćwiczenie odprężenia psychicznego nie może się układać w stałych, określonych ram ach czasu; trw ać może od 5— 10 m inut (najkrótszy czas dla uzyskania wyników ścisłych) — do pół godziny lub więcej. W skazane jest przedłużanie tego ćwiczenia w raz ze w zrostem um iejętności opanow a­

nia psychicznego.

Ćwiczenie takie, poza „przygotow aniem terenu", w yw iera samo przez się w pływ dodatni. Je śli jest należycie przeprow adzone, obdarza uczuciem wypoczynku, spokoju, pogody i siły, jednem słowem, stw arza stan podobny do tego, jaki pow staje po dobrej kąpieli. Z astępuje niekiedy kilkugodzinny sen.

209

I

(12)

Ćwiczenia autosugestji.

Po osiągnięciu ogólnego odprężenia, znajdziem y się w w arunkach ułatw iających rozpoczęcie ćwiczeń autosugestji.

A utosugestja, jak już wzm iankowałem, polega na w yw ołaniu w yobra­

żenia lub idei, przenikającej do podświadom ości i działającej tam w celu wywołania zmian w nętrznych i pożądanego przejaw ienia zewnętrznego.

D la osiągnięcia poszczególnych wyników należy używać formuł, n a d a ­ jących się do określonych celów. Oto ćwiczenie, które możemy uw ażać za model i służące do:

r o z w o j u e n e r g j i p s y c h i c z n e j : po osiągnięciu odprężenia należy pow tarzać, b e z w y s i ł k u , 10— 12 razy, w yraźnie i dokładnie, akcentując słowa, ten frazes: „M oja energja rozw ija się i wzm acnia".

W ciągu kilku m inut trw ać w stanie spoczynku fizycznego i umysłowego, poczem pow tarzać tak ą sam ą ilość razy frazes: „Codzień staję się bardziej silny i opanow any." Znowu przerw a i — nowe, 12 razy z siłą powtórzone słowo: E n e r g j a .

W ten sam sposób, m odyfikując w ypow iadane słowa, można dokony­

wać ćwiczeń w celu uzyskania najrozm aitszych wyników. K ażdy może w ybrać i ułożyć dla siebie te zdania, które najbardziej odpow iadają jego potrzebom. M uszą być one tylko krótkie, silne, twórcze.

Podam jeszcze dw a inne przykłady, a) D la opanow ania wrażliwości i stanów lękowych: „Pozostaję pogodny w każdej okoliczności." „ S taję się coraz bardziej silny i odważny." Odwaga. Stałość. — b) D la opanow ania im pulsywności: „Zdobywam całkow ite panow anie nad moimi impulsami.

Jestem w ładcą mojego św iata wnętrznego."

G dyśm y się już nieco przyzw yczaili do tej gim nastyki psychicznej, możemy rozpocząć następną serję ćwiczeń, polegających na użyciu w yobra­

żeń wzrokowych, słuchowych i ruchowych, zasilających działanie a u to ­ sugestji.

Oto jedno z takich ćwiczeń, jako przykład i szem at, w edle którego możemy układ ać w łasne ćwiczenia.

a) P rz ed rozpoczęciem ćwiczeń, m ających na celu odprężenie, skupcie przez parę m inut c a ł ą w aszą uwagę na wyobrażeniu, odpow iadającem tym cechom, które pragniecie w sobie rozwinąć. A więc, jeśli chodzi o roz­

wój energji — w yobraźcie jak najżyw iej postać i sposób zachow ania się N apoleona; skupcie uwagę na obrazie olbrzymiego w odospadu, lub potęż­

nej lokomotywy. Potem dopiero dokonajcie ćwiczeń odprężenia się fizycz­

nego i psychicznego; po ukończeniu ćwiczenia, w yw ołajcie obraz pierw otny i usiłujcie utrzym ać go przed wzrokiem w ew nętrznym w całej jasności i do­

kładności, pozw alając, by przeniknęła was całkowicie em anująca zeń moc i potęga. Poczem odsuńcie obraz i w ciągu kilku m inut odprężcie się całkowicie.

b) Nućcie lub śpiew ajcie jak najczęściej frazę m uzyczną, lub motyw, w yw ołujący w was pożądany stan psychiczny. Je śli chodzi o energję — m elodję m arsza lub hymnu, a rję Zygfryda lub m arsz T orreadora. Po ćwi­

czeniu odprężenia przysłuchujcie się w n ę t r z n i e tej m elodji, p rzeni­

k a ją c się falam i siły i energji, która od niej płynie.

(13)

W szystkie te ćwiczenia, o charakterze dość ogólnym zresztą, s ta ją się ogromną pomocą podczas w ykonyw ania ćwiczeń specjalnych. Za ich to przyczyną możemy kierow ać i posługiwać się energją w nętrzną podczas w ydarzeń nieoczekiwanych, konieczności wysiłku, albo też heroicznego czynu. Ćwiczenia takie p o siad ają proces analogiczny do poprzednich, do­

rzucam y jeno do form uły ogólnej „dodatek nadzw yczajny".

Oto form uła przedegzam inow a: „podczas egzam inu będę spokojny, opanowany, pewny swej w iedzy.“

I druga — przed doniosłą rozmową: W yw ołajcie obraz m ającej się odbyć sceny. W yobraźcie, jak wchodzicie do pokoju przełożonego krokiem spokojnym i energicznym, jak w słowach jasnych i ścisłych w yrażacie swojg prośbę, lub plan; jak w sposób śm iały i bez nam ysłu odpow iadacie na jego pytania, jak spokojnie ł pogodnie w ytrzym ujecie jego badaw czy wzrok,

I jeszcze jedna ostatnia rad a: Z chwilą gdy skończycie ćwiczenie, od­

wróćcie natychm iast całą uwagę i skupcie ją na c z e m ś i n n e m , nie m yśląc o niem wcale; w ten sposób jedynie do podświadom ości przenikną wyniki tych ćwiczeń. P o s t ę p u j c i e j a k r o l n i k , rzucający ziarno w przeoraną rolę z w iarą cierpliw ą i silną, że zakiełkuje, wzrośnie, zakw it­

nie i przyniesie owoce.

U . P O ST Ę P O W A Ć W T E N SPO SÓ B, J A K G D Y B Y S IĘ JU Ż P O S IA ­ D A Ł O P O Ż Ą D A N Y S T A N P S Y C H IC Z N Y

Istnieje jeszcze jedna broń, której użyć może nasza w ola dla osiągnię­

cia upragnionego celu, dla stania się t e r n , czem pragniem y być.

J e s t to m etoda d ziałająca środkam i biegunowo odrębnym i od auto- sugestji. G dy ta ostatnia posługuje się potęgą idei, lub w yobrażenia dla osiągnięcia stanów duszy i w arunków fizycznych, czyli, że działanie jej jest odśrodkow e — pierw sza, którą w łaśnie rozważym y, jest przykładem działania siły dośrodkow ej.

Podstaw ą jej jest ten fakt, iż bezpośrednio wola w yw iera w pływ dość w zględny na uczucia i w zruszenia, p an u je w szakże n ad rucham i ciała i czynami.

K iedy odczuwamy sm utek albo przygnębienie, bezpośredni ak t woli nie uczyni nas radosnym i i pogodnymi; możemy natom iast z łatw ością roz­

pogodzić czoło, wznieść głowę, u sta złożyć do uśmiechu, w mowę wlać nieco harm onji i spokoju, jednem słowem, postępow ać tak, j a k g d y b y ś m y byli pogodni i radośni.

I tu w łaśnie w kracza 4-te praw o psychologiczne, o którem już wspom i­

naliśmy. „ W y r a z f i z y c z n y i a k t y z e w n ę t r z n e w y w o ł u j ą i d e j e , w y o b r a ż e n i a i s t a n y d u s z y , k t ó r e i m o d p o w i a ­ d a j ą .

Praw o to zostało odkryte — eksperym entalnie, czy intuicyjnie, w spo­

sób mniej lub więcej świadomy przez znaczną liczbę osób; jest używane często i dopom aga do osiągnięcia upragnionych wyników. N iektórzy — naprzykład — tw ierdzą, że w esołe gwizdanie dopom aga do odważnego przejścia przez puste i niebezpieczne m iejsca; inni znowu mówią głosem podniesionym i w ykonują energiczne ruchy w celu opanowania własnej nieśmiałości.

(14)

Święty Ignacy d o radzał tym, którzy doznaw ali obojętności duchow ej, by — bez względu na stan swój — nie opuszczali żadnej modlitwy, ż a d ­ nych p rak ty k religijnych, lecz by je raczej wzmogli, uw ażając to za środek do obudzenia pobożności.

Pascal posunął się jeszcze d alej: zalecał niew ierzącym w ykonyw anie wszystkich p rak ty k pobożnych, uw ażając, że w ten sposób obudzą w iarę.

M achiavelli i B ulion w kładali strój galowy, gdy zasiadali do pracy literackiej, udzielało im to bowiem — jak tw ierdzili — tego wykw intu w nętrznego, k tó ry odbijał się w wytworności stylu.

M etoda ta jest łatw a i może być używ ana na tysiąc sposobów. J e s t cenną bronią n a usługach naszej woli.

By użycie jej mogło przynieść pew ne w y n i k i , należy posługiwać się następującym szem atem :

1. Sform ułować ścisłe i określone postanow ienie osiągnięcia pewnego stanu zewnętrznego podczas rozm yślania lub ćwiczeń odprężenia.

2. ćwiczyć się w chwilach sam otności przed zw ierciadłem , w całkowi- tem opanow aniu gry mięśni twarzow ych.

3. Ćwiczenie to wykonyw ać często i cierpliwie, zanim nie uzyskam y pożądanych wyników.

B ardzo dobrem ćwiczeniem jest w prow adzanie pewnych zmian do ch arakteru naszego pisma, usuw ając zeń te elem enty, które grafologicznie odpow iadają cechom ujem nym , i w prow adzając inne, sym bolizujące zalety, które rozw inąć w sobie pragniemy.

D oradza się również używanie m etody negatyw nej: działanie i zacho­

wywanie się w ten sposób, j a k g d y b y ś m y nie ulegali tem u stanowi psychicznem u, k tóry usiłujem y usunąć.

M etoda ta w ydać się może konsekw entnym wynikiem ćwiczeń p o p rzed­

nich; jeśli jednak przesłanka taka jest logiczną, żadna m etoda nie jest by­

najm niej psychologiczną; toteż odnieść się do niej należy z dużą dozą rezerwy.

Inną jest bowiem rzeczą wyw oływ anie i budzenie sił w ew nętrznych przez myśl i akt pozytyw ny, inną zaś — ham ow anie wysiłkiem woli p rze­

jawów sił żywych, j u ż istniejących.

Zaham ow ania korzystne są jedynie w stanach duszy pierw otnych, jeśli się ta k można w yrazić — horyzontalnych.

Zgodnie z praw em psychologicznem: „E nergje psychiczne nie p rz e ja ­ wione i nie przeistoczone w czyn, grom adzą się, d ziałają i p rzen ik ają do podświadomości,

Takie nagrom adzenia i przeistoczenia mogą w yw ołać i w yw ołują często wyniki m ało pożądane: zaburzenia fizyczne i nerwowe, jak to w ykazała psychoanaliza, oraz silne i destrukcyjne wybuchy. (H rabia K eyserling w swoim ,,D z i e n n i k u w ę d r o w n e g o F i l o z o f a “, pełnego uwag głębokich i subtelnych, mówi, iż Chińczycy, zasad ą których jest tłum ienie wszelkich wzruszeń, w p ad ają często w szał gniewu, k tó ry trw a niekiedy przez kilka dni, a niekiedy kończy się śmiercią.)

A więc, cóż właściwie należy czynić? Czy pozwolić na swobodne p rze ­ jaw ianie się impulsów i nam iętności? Nie. Często nie można tego uczynić, a jeszcze częściej — nie należy.

(15)

Stłum ienie jest więc konieczne, istnieją w szakże w tym celu inne metody.

1. Stopniow e rozw ijanie stanu psychicznego, o który nam chodzi, przez autosugestję, i postępow anie w ten sposób, jak gdyby stan ten j u ż istniał.

W ówczas siła nowa n eu tralizuje i w chłania to, co jest niepożądane.

2. Stw orzenie kanału i spożytkow anie w sposób wyższy i tw órczy tych energij. M uszę tu powiedzieć parę słów o jeszcze jednej doniosłej m etodzie, mianowicie o p r z e i s t o c z e n i u i s u b l i m a e j i e n e r g i j p s y ­ c h i c z n y c h .

P rzed tern jeszcze parę uwag w odniesieniu do zarzutów dotyczących m etody „działania jak gdyby“.

M etodę tę często spotyka zarzut fałszu, hipokryzji, jest ona uw ażana za sztuczną i pozbawioną elem entu spontaniczności. O burza też zwykle osoby o charakterze szczerym, spontanicznym , impulsywnym.

Je śli zarzuty te zbadam y w sposób bezstronny i spokojny, przekonam y się, że się je opiera na niezrozum ieniu. Postępow anie bowiem, j a k g d y b y się posiadało dane uczucie, podczas gdy się go niedoznaje — jest hipo­

kryzją, gdy nie chodzi o w y w o ł a n i e tego uczucia, lecz tylko o w yra­

chowanie, czy cele m aterjalistyczne.

Jeśliby ktoś, naprzykład, postępow ał w ten sposób, by wywołać w ra­

żenie, że kocha kobietę, i tern skłonił ją do m ałżeństw a w celu uzyskania jej posagu, byłoby to bezwzględnie oszustwem i podłością.

I jeśliby odwrotnie, ktoś uznaw ał za niesłuszną odczuw aną a n ty p a tję i usiłował wyśw iadczyć danej osobie jakąś usługę, bez oczekiwania jak ie j­

kolwiek korzyści dla siebie — byłoby to raczej czynem pięknym i dobrym.

Należy przedew szystkiem porozum ieć się co do słów: „szczerość"

i „naturalność“. Jeśliby bowiem stosować je w znaczeniu bezwzględnem, otw orzyło by to drogę wszystkim niższym impulsom i instynktom , które s ą przecież spontaniczne i szczere. J e s t więc w tern pewne niebezpieczeństwo, w ypływ ające z nieznajom ości psychologji; nie bierze się pod uwagę złożo­

ności przejaw ów duszy ludzkiej, w spółrzędnego istnienia elem entów zw al­

czających się naw zajem i dwóch n a tu r w nas samych: niższej i wyższej.

Istnieje natom iast szczerość innego ro d zaju głęboka i rzeczyw ista:

świadome i nieustanne jednoczenie się z tern, co w nas piękne, wielkie i dobre, i transm utow anie sił niższych, żerujących w naszej duszy.

Je śli możemy je opanow ać — nie są praw dziw em naszem „ja", cho­

ciażby wbrew naszej woli i świadomości ow ładnęły nami chwilowo.

Istnieje również wyższego rzędu spontaniczność, ukazująca się wówczas, gdy usuniem y bru taln ą pseudo-spontaniczność, która jest niczem innem, jak biernem poddaniem się niższym, zwierzęcym impulsom; ta spon­

taniczność wyższa jest przejaw em D ucha w nas, istotnem i potężnym p rze ­ jawem woli boskiej, stającej się n a s z ą wolą ludzką, tern, co ludzie W schodu nazyw ają „ W u -W ei“ — działaniem bez w ysiłku, spontanicznością czystą, niezłomnym przejaw em W yższej Rzeczywistości,

Nazwałbym to — Jednością, psychosyntezą istoty naszej w swych składnikach podstaw owych; wysokim i czystym w yrazem woli.

C, d. n.

(16)

Stanisława Hausnerowa (W arszaw a).

Okultyzm w „Fauście44 Goethego

W ostatnich latach w Niemczech hitlerow skich rozpętała się burza 0 Goethego. W alka z m asonerją, zapoczątkow ana przez generała Luden- dorffa i jego żonę M atyldę, objęła także i twórczość Goethego. B roszura E. R osta „Goethes F aust eine Freim aurertragödie“ daje obraz nastaw ienia krytycznego do tego najw iększego z geniuszów św iata, którego twórczość stanow iła przez całe stulecie najw iększą chlubę Niemiec i podstaw ę wycho­

w ania tego narodu.

O Goethem i jego twórczości napisano około 20.000 tomów, z których większa część odnosi się do najsław niejszego jego dzieła: Fausta.

B roszura R osta i jego k ry ty k a jest w yrazem obecnego kierunku walki z m asonerją, żydam i i chrześcijaństw em w imię w skrzeszenia m itologji starogerm ańskie j,

Faust Goethego w yw ołał w ciągu w ieku tyle różnych interpretacyj 1 kom entarzy, jak żadne dzieło światowej literatury, lecz treść w nim zaw arta nie była dla krytyków żadnego z tych dzieł tak tru d n ą do zrozu­

mienia.

A utor wspom nianej broszury uw aża Fausta za spowiedź życia Goethego. Mówi on, że poniew aż Goethe należał przez 50 lat do loży m a­

sońskiej, wszystkie w tern dziele zaw arte symbole podporządkow ał ideom m asonerji. Mefisto, w edług niego, to symbol wtajem niczonego wolnom ula- rza, który opanow ał Fausta, szukającego rozw iązania zagadki bytu. G ret- chen, to naród niemiecki, ufny i prostoduszny i przez chrześcijaństw o pozba­

wiony tężyzny i zdolności samoobrony. F a u st w pierwszej części, to m ason niższego stopnia, który dopiero po w tajem niczeniu przez M efista osiąga wyższy szczebel. H om unkulus to mason, k tóry przez duchową niezależność nie może wznieść się na wyższy stopień, a cała tra g e d ja zaw arta w dram a­

cie w ypływ a z tego, że Goethe jako m ason pozbawiony był w łasnej woli i m usiał podporządkow ać się pod rozkazy i dyrektyw y loży. K atolickie zaś zakończenie Fausta pow stało pod wpływem koncepcji Różokrzyżowców.

W tym steku dowolnych interpretacyj, płytkości i naciągnień, jedno tylko tw ierdzenie jest zasługujące na w iarę: Goethe był w istocie inspiro­

wany przez tajem ne Bractw o Różokrzyżowców i d ram at jego jest syntezą głębokich kosmicznych i ezoterycznych w tajem niczeń tego B ractw a i tylko w tern oświetleniu może być zrozum iany i interpretow any.

Symbole zaw arte w F auście m ają, prócz aktualnych w spółcześnie i oso­

bistych polemik, głębokie okultystyczne znaczenie; są tam odsłaniane tajem ­ nice kosmogonicznych w strząsów i dram atów , na których tle pow stały w iel­

kie legendy i symbole religijne w szystkich czasów i narodów . Rozum iał to wielki okultysta, różokrzyżowiec Rudolf Steiner, który w idział w Goethem jednego z najw iększych geniuszów ludzkości, i siedzibę założonego przez siebie Tow arzystw a A ntropozoficznego w D ornach w Szw ajcarji nazw ał imieniem M istrza „G oetheanum '.

F au st jako postać historyczna mało jest znany. W spom ina o nim G eissler w książce „Gestaltungen des Faust , że żył w połowie XVI stulecia

(17)

człowiek tego nazwiska, którego pojaw ienie się i działalność tak silnie podziałała na um ysły współczesnych, że jeszcze za życia jego w ytw orzyła się legenda o jego niesam owitych wyczynach, czarnoksiężnictwie, pakcie z djabłem , co dało różnym pisarzom , jeszcze przed Goethem, tem at do opracow ania tej postaci w poezjach i dram atach.

G oethe w ybrał tę postać przez pokrew ieństwo idei — poszukiwacza P raw d duchowych — rozw iązania zagadki bytu, co dało mu możność przez usta tego średniowiecznego okultysty w ypow iedzenia swoich w tajem niczeń, doświadczeń i przeżyć, a zarazem dania odpowiedzi na odwiecznie gnę­

biące ludzkość zagadnienie zła i dobra, cnoty i zbrodni, radości i cierpienia.

Zagadnienie to zasadnicze, w którem zam knięta jest cała tra g e d ja ludz­

kości, było przedm iotem nieustannych dociekań twórców religji i filozofji od najdaw niejszych czasów i jest do dziś dla większości ludzi nierozwią- zalną zagadką,

W skazania m istyczne o istnieniu Boga, duszy nieśm iertelnej, kary i nagrody po śmierci, sp ad ały na glob nasz we w szystkich w iekach przez u sta proroków i nauczycieli w postaci m itu-sym bolu, bo jest to owo „m leko“, którem, według słów Św. Paw ła, można jedynie karm ić niemowlęce ludzkie dusze. Je d n a k przez te w szystkie alegorje i baśnie, zaw arte w świętych księgach egipskich, perskich, hinduskich i żydowskich, przew ija się jedna i ta sama idea, świadcząca, że są tu przedstaw ione symbolicznie jakieś wiel­

kie praw dy kosmiczne i mistyczne, których jednak nie tłum aczy żadna religja, tylko zm uszając do ślepej wiary, pokryw a całunem dręczącej, bolesnej tajem nicy. Poszukiw acze tych praw d, bad ający praw a przyrody, kosmogonję, astrologję — na W schodzie również i na Zachodzie — docho­

dzili do pewnych rozw iązań, a natchnieni prorocy i geniusze ludzkości przy­

nosili możność w tajem niczenia się w najgłębsze koncepcje ezoteryczne, jako rezu ltat dośw iadczeń i w tajem niczeń w poprzednich żywotach.

T ak jak wieszcze i filozofowie polscy, tak samo Goethe był w tajem ni­

czony we wielkie koncepcje okultystyczne, które w ówczesnych czasach były przedm iotem badań wielu umysłów niezależnych i głębokich, czego najlepszym dowodem jest w łaśnie najw ażniejsze i najgłębsze dzieło jego:

Faust.

Część pierwsza.

D ram at Goethego pop rzed zają dwa prologi, jeden odbywa się w teatrze, drugi w niebie, gdzie postaciam i scenicznemi są istoty symbo­

liczne — dobre i złe duchy.

W pierwszej scenie trzej synowie Boży, duchy planet, przedstaw ieni są w chwili składania hołdu Stwórcy, głosy ich brzm ią harm onją sfer.

A rchanioł R afael śpiewa:

W m elodji bratnich sfer wszechśw iata gra słońce pieśń wieczyście młodą, torem znaczonym w skrach w ylata i d rży ja k burza nad pogodą.

(18)

O dpow iadają mu aniołowie G abrjel i M ichał, zjednoczeni w podziwie i uwielbieniu dla Stw órcy w ołając razem :

C ud niepojęty darzy mocą,

za chw yt z serc naszych wypromienia, dzieła rąk B ożych tak się złocą dziś, ja k za pierw szych dni stworzenia.

G oethe m usiał w natchnieniach swoich wsłuchiw ać się w m uzykę sfer i poznał rozliczne tony poszczególnych pieśni planet, z których każda ma sw oją odrębną m elodję.

Tony te, to p rą d y niew idzialnych w zajem nych wpływów prom ienio­

w ania gwiazd, zapładniających globy coraz nowszemi ideam i i znaczące drogi orbity ew olucyjnej w szechśw iata.

T rzej ci archaniołowie, są to owe najw yższe potęgi, stanow iące straż nieba, są oni odzw ierciadleniem m yśli i zam iarów Bożych, pieśń ich to har- m onja doskonała.

Lecz tony pieśni w szechśw iata nie są harm onją niezakłóconą. Droga ew olucyjna plan et zakreśla linję zygzakow atą, M akrokosm zbudowany jest na tych samych praw ach, jakie rząd zą mikrokosmem. W szystko po d ­ dane jest zasadzie ewolucji. H arm on ja bezw zględna wyłoni się po mil ja r­

dach wieków z toni chaosu dysharm onji kosm icznej, gdy ludzkość na glo­

bach w łasnym wysiłkiem przerobi każdy ton pieśni swych światów na hym n zgodny z pieśnią m elodji Bożej,

— „ W zięliśm y glob ten błotem, m usim y oddać go słońcem “ — mówi nasz wieszcz natchniony Słowacki,

H arm onję tę w ypracow uje się w alką i cierpieniem, niemi przerabiam y osobowość na indyw idualność i urabiam y powoli ducha na świadome siebie narzędzie, posłuszne woli Stwórcy, jakby instrum ent m uzyczny nastaw iony na ton W szechharm onj i.

D latego Lucyfer, niegdyś anioł światłości, nazw any jest jednym ze synów Bożych, bo żywioł sprzeciw u stanow i czynnik potrzebny, a naw et konieczny w początkach pracy ew olucyjnej planet.

W obecnej epoce głos Lucyfera brzm i uzupełniającym dysonansem w symfonji żywiołów, aniołów i ludzkości,

I podczas, gdy duchy globów pochylają się w pieśni podziw u i uw iel­

bienia przed dziełem Stwórcy, Lucyfer wnosi w tę pieśń ton krytyki i sprzeciwu:

Panie w ładnący dniem i mrokiem , raczyłeś zejść przed nieba próg, P atrzysz łaskaw em na m nie okiem, przeto tu stoję w gronie Tw vch sług.

G wiazdam i, bezkresam i włada m yśl Tw a Boska,

nie znam się natem, jedno wiem: C złow iek się troska.

Ten m ały bożek ziemi, w życia błędnem kole pcha ciężar sw ój w jednakim upartym mozole,

(19)

R ze k łe ś „złudą m u dam, niechaj go krze p i“, W ierzaj Panie, bez tego byłoby mu lepiej.

R ozum em złudą nazwał, spaczył ten dar B oży, w rezultacie ja k zw ierzą żyje...

N a to odpow iada Pan:

Oskarżać jeno um iesz, nic wiącej M efiście, pełne niesnaski są tw e słowa!...

Są trzy etapy ewolucji, n a które sk ład a się: teza i antiteza — jako czynnik w zrostu zdążającego do syntezy.

Dlatego C hrystus pozwolił się kusić szatanowi, aby nam dać poznać p lan Boży, jako konieczność w alki i pokonania zła w samym sobie, gdy za głosem Lucyfera pow tarzam y „Fiat voluntas m ea“. Stań się wola m oja w łasna. A ż po w iekach w alki z pokusam i i cierpień, jako następstw o u p a d ­ ków i grzechów, zawołam y w ogrojcu skruchy i poddania się: „Fiat voluntas T u a !

Lecz im wyżej wzniesiony jest duch na drodze poznania praw dy, tern większe przeszkody piętrzą się przed nim, tern silniejsze pokusy; bo duchy te to pionierzy postępu, to przyw ódcy rasy. W ich zwycięstwie i tryum fie najw iększe niebezpieczeństwo porażki ducha złego.

Będąc pewnym tego zwycięstwa pozw ala P a n kusić F a u sta szatanowi i pyta:

Znasz ty F a u sta ? M E FISTO FELES:

D oktora?

PA N :

Tak. Mojego sługę.

M E FIST O FE L E S (mówi z iron j ą ) :

P rzedziw nie on Ci słu ży! M yślą nieodgadłą!

N ie człow ieczy je st jego napitek i jadło.

R ozterka gna go w otchłań, spokój ducha płoszy, pożądań obłąkanych zalew a go fala,

z nieba pożąda gw iazdz ziem i rozkoszy, w te j zam ieszce od Ciebie czucia sw e oddala...

P A N , przekonany o ostatecznem zwycięstwie dobra w duszy F austa, chce go poddać próbie i pozw ala kusić go szatanow i — mówi:

W tej służbie jego opatrznej, w tej m yśli jego opornej pomocną podam m u rąką, światło w skrzeszą w pomroce.

M EFISTO FELES.

O za kła d idąutracisz go Panie.

D aj zezw olenie, a ja go w otchłanie zawiodą zgrabnie i niespotrzeżenie.

(20)

PAN:

Zezwalam . C zyń co Ci dogadza

z F ausłow ym duchem : O d źródeł światłości niechaj odciąga go przew rotna w ładza i w yw łó czy po drogach p u stki i nicości.

Lecz bacz, iż pycha we w sty d się przeradza,

gdy stw ierdzić musi, że człek szlachetny praw dziw ie po omacku odnajdzie drogę swą szczęśliwie.

J a k ciału potrzebna jest gim nastyka dla uzyskania spraw ności człon­

ków, tak ą gim nastyką dla ducha jest zmaganie się z pokusami. M a on wolny wybór drogi i celu i może iść we w szystkich kierunkach.

F au st w pada w zastaw ione na niego sieci, którym k ażda szukająca Boga dusza w swych wiekowych pielgrzym kach uledz musi. Przyczyna tej porażki leży w tern, że duch w zaczątku swej drogi ew olucyjnej jest istotą niewinną, lecz nie posiadającą poczucia osobowości, k tó rą zdobywa powoli, przechodząc przez szereg doświadczeń. K ażdą cnotę, k ażdą właściwość swego ch arakteru musi człowiek zdobyć w łasnym wysiłkiem, zasługą i cierpieniem.

W dram acie Goethego, k tóry zaczyna się w niebie, znajdujem y w stre ­ szczeniu cały system drogi ew olucyjnej szukającej P raw dy duszy, kroczą­

cej poprzez upadki i cierpienia do coraz wyższych w tajem niczeń.

W pracow ni swej pogrążony w dociekaniach mówi F aust:

W żą d zy w ied zy poznałem w szechnauk dziedzinę, zgłębiłem filozofję, prawo, m edycynę,

niestety teologję też! — Cóż? pozostałem m izernym głupcem ! T yle wiem, ile w iedziałem !

S tu d ja naukowe nie d a ły Faustow i rozw iązania zagadki bytu. W szyst­

kie drogi, które otw iera sucha nauka, prow adzą w labirynt bez wyjścia.

Duch człowieka musi sam przeżyć i doświadczeniem spraw dzić wszystkie artykuły wiary, bez tego, w ierząc ślepo, jest bezm yślnym manekinem. P e ł­

nym człowiekiem sta je się dopiero, gdy pokona nietylko złe skłonności w sobie lecz i bierność w łasną i ślepotę. Nie osiągnąwszy doskonałego roz­

w oju osobowości, nie może duch człowieka podnieść się ponad egoizm (który jest właściwością, jaką zdobywa się przy pomocy Lucyfera, t. j. sprze­

ciwu woli Bożej) i wnieść się do wyżyn duchowych. Znaczy to w języku okultystów: ze sfer astralnych, które są państw em M aj i-Lucyfera, podnieść się do dziedzin m entalnych, gdzie zdobędzie Poznanie.

S tu d ja okultystyczne zaprow adziły F a u sta ku granicom wiedzy, gdzie fizyka staje się m etafizyką, chem ja alchem ją, żądza panow ania nad żywio­

łam i prow adzi do teurgji i magji.

P rzeto magji oddałem i czas m ój i siły, m oże p rzez nią odnajdę ślad bytu zaw iły.

M oże p rzez tajne moce i przez pomoc ducha,

(21)

Duch m ój się praw d odw iecznych dopatrzy, dosłucha...

G dy poznam mądrość ziemi, gw iazd sferyczne kręgi, duch wyrośnie strzeliście, nabierze potęgi.

Poznam żyw e ogniwa w szechśw iata łańcucha, poznam ja k z duchem mówić i duchem do ducha.

N apróżno um ysł w znaków w patruje się dziwa.

Otocz mnie rzeszo duchów wiedząca i żyw a, może stąd spłynie na mnie w ielkiej łaski cisza, Nostradamusie, biorę cię za tow arzysza!

Z najduje w księdze N ostradam usa znak M akrokosm u — zdaje mu się, że:

W szy stkie moce p rzyro d y sta n ęły niezłomnie, w tej chwili uroczystej pomocne koło mnie!

Lecz po chwili przychodzi rozczarow anie. J a k wzrok, w patrzony w p ro­

mienie słońca, zaciemnia się porażony blaskiem, ta k dusza, szukająca roz­

w iązania zagadki bytu, w pada w ciemność zw ątpienia, zetknąw szy się z oślepiającym blaskiem A bsolutu, Rozczarow any F a u st woła:

Przecudna św iateł gra, pusta choć śliczna

Ja k o ż cię pojm ę o ty bezgraniczna — przyrodo!*) O dw raca z niechęcią k a rty księgi, zobaczył znak Ducha ziemi:

J a k że ż inaczej ten znak na mnie działa!

O ileż bliższy jesteś duchu ziemi!...

U każ, zja w się! Serce me pęka — Tw oja ręka

W zrok mi zasłania — Stań się w godzinie zwiastowania!

T w ój jestem cały na tej chwili szczycie, Zjawić się musisz, choćbym stracił życie!

F au st niemoże ogarnąć poznaniem A bsolutu pokąd stopień po stopniu nie przejdzie całej drabiny ewolucji i nie pozna ducha ziemi, na której żyje. M usimy zgłębić najpierw niziny życia, nim będziem y zdolni wzbić się na szczyty, gdze świeci oślepiające św iatło Absolutu-Boga.

„Kto nie do tkn ą ł ziem i ni razu, Ten nigdy nie będzie w niebie“

mówi M ickiewicz w chwili jasnow idzenia tej niezłomnej zasady ludz­

kiej ewolucji. C. d. n,

*) P an teisty czn e koncepcje w spółczesne G oethem u system ów filozoficznych identyfikow ały istotę B óstw a z pojęciem P rzyrody.

219

Cytaty

Powiązane dokumenty

trzeby dydaktyczne, lecz nie jest nauką pogłębioną, ani skończoną. Zupełnie szczerze w yznaję, że opierając się na dzisiejszych pojęciach o asocjacji, nie

Dzięki w łaśnie symbolom, przedstaw ionym na ty ch tablicach, udało się ustalić jeg o p rzynależność do różokrzyżow ców.. Nie od rzeczy więc będzie

Jeżeli bowiem losy n asze zależą od czynników charakterologicznych, oraz psycho-fizycznych, to jednakże są to czynniki p lastyczne, k tó re w pew nych granicach

wanie się tłumaczymy sobie w sposób obiektywny jako posuwanie się zdarzeń w tymże porządku i z tą samą szybkością. A może to być tylko pewien sposób

mieni na cerę stw ierdziła, że działanie to rzeczyw iście istnieje. O tóż uczeni postanow ili zap y tać się tu kwiatów, jak d ziałają różne prom ienie św

Saint-Martin nie neguje możliwości otrzymywania komunikatów ze światów niewidzialnych drogą nadzwyczajną. Utrzymuje on, że człowiek otoczony jest wieloma duchami i

twórca, który potrafi wzbić się w pow ietrze na zaw rotną wysokość, lub pogrążyć się w głębinach oceanu, nie jest w stanie przejrzeć otchłani swej

Nie znać także zajęcia się francuską m yślą.. Piszę to poprostu, obrazow o, może dziecinnie i niedołężnie, ale to nie frazesy, tylko w yrażenie elem