/
Z B I O H
F 1 S M ! © 2 M & i n r ¥ ‘(GlI
W CZASIE PO W STAN IA NARODU P O L SK IE G O
W Y C H O D Z Ą C Y C H .
Mowa Obywatela S zy rm y Kom m endanta G Hardy i Akadeinickiey.
D ieci Polskiey ziemi! szczepie szlachetny Sarm atów , narodu tyła nieszczęściami nękanego, a sławą głośnego: którego ziemskie krań ce, za dni szczęścia, slupy żelazne w E lb ie, Dnieprze iD ź w in ie bite; ledwo obiać mo
g ły , a którego bohatyrów , z czasów niedoli, po w szystkich kuli ziemskie'}- zakątach, porozrzucane lezą bielące się kcfcści; to m ieysce, na którym teraz stoicie, iest właśnie takiem w aszey nieprzebran ćy niedoli cmentarzem.— 36 lat temu kiedy to przedmieście stolicy w aszćy okropne przedstawiało w idow isko barberzyństwa; wówczasto bez w zględu na płeć i w iek, bez względu na broń i bazbronność, padali pod orężem dzikiego żołdaka, młodzi i starzy: małżonka zabiiano w oczach ż o n y , syna w oczach oyca, niemowlęta odrywano od piersi matek i uśtniechai§ce się do sw ych m orderców , poświęcano na dziką
■postawę przem ocy i zemsty. K re w Polska w ten dzień strumieniami do
"Wisły p ły n ę ła , i wołała o pomstę do nieba. K re w ta długo była niepo- mszczon§. Dzieciom pdtzytano za w ystępek, poległych oyców imiona wspo
minać nawet. O zgrozo! przed kilku tygodniami modlić się za nich było zbrodnią. D ziś, kiedy się dla nas niebo roziaśniło, i wolno iu ż, nietylko przodków imiona i zaszczyty w spom inać, lecz i cześć ich pamięci winną od
daw ać: odbierzciesz hołd nasz, popioły Jasińskiego, i w szystkich, którzyście tu walcząc za O y czyzn ę polegli; do rów n ey z sobą czci i wspólnego grobo
w c a , p rzym iyicie mścicieli waszych, którzy w tych dniach, w sprawie osw o*
bodzenia O yczyzn y życie postradali. Ten hołd w in n y, któżby wam godnióy mógł od dać, ieżeli nie ten orszak nieustraszony, a tu ob ecn y, długą próbą ucisku do w ielkich czyn ó w zahartow any, który roztloną ducha narodowe, go iskrę, rozżarzył w w ielki płom ień, świetnym iego blaskiem rozgromił ciemny despotyzm, a obłudę i nikczemnie służalstwo, o k rył wstydem i hań ba?
Nieznane są ieszcze tych Sparcyatów Polskich im iona;-lecz z wielkiemi ich czynam i, które z odrodzeniem O yczyzn y są połączone, i nową iey epokę r o z p o c zy n a ij, przeydą do potomności. Spoczyw aycie w pokoiu zw łoki przodków naszych.' lżej' będą na w^s leżeć m ogiły; bo ta ziem ia, z którćy są usypane, iest ziemią wolną. Synow ie P olscy, nieodrodni od przodków sw o ich, zrzucili iarzrno n iew o li, skruszyli pęta tyranów.
Mowa Obywatela Antoniego Cyprysińskiego.
, Trzedzieści sześć lat upłynęło, iak na tóm samćm mieyscu, barbarzyńska srogość, popełniła ostatni może w dzieiach ucywilizowanego świata czyn dzikości. Trzydzieści sześć lat temu, iak tu widziano ginących, nietylko bo- hatyrów którzy pod Zieleńcami, D ubienką, Racławicam i i Szczekocinami, nieśli drogie życie na obronę konaiącey O y c z y z n y , ale także niewinne dzie
ci in ie w iis t y bezbronne. Staie przed nam i, wspomniymy z W oroniczem , ta nadwiślańska P raga, na którćy ieszcze słyszeć nam się zdaie ię k iiłk a n ia niewiast, dzieci i starców Tamerlańsk| ręką w yciętych. Uczciła oyczysta wi- sła ich męczeńskie kości, oblali ich groby łzami swoiemi przyw iązani rodacy.
Nie mogliśmy im dotąd oddać czci p r z y z w o ity , ani pod iarzmem pierwszych ojczyzny naszćy zabóyców , ani w krótkich chwilach zaw odney póżnieyszćy pomyślności
D u chy ich nowerui zasmucone b y ły klęskami, i postawione p rzy tronie wszechmocnościj błegały ićy za naydroższ§ ojczyzną, D ziś pocieszyłj* się te ijwięte duchy, widząc postępuiący po ich mogiłach do ołtarzów pańskich, orszak nieustraszonćy rycerskićy i akademickićy młodzieży, walecznego i cnotliwego obywatelstwa. W idzą one z rozkoszą, iak nowe pokolenie, uzbroione w zna
komitsze siły cy w ilizacjTi, nauczone doświadczeniem i nieszczęściem, rozpoczę
ło now e i nayświetniej'sze dzieie Polski. W idza całą różnicę okoliczności, w ia- kich odbj’ła się dawna rewulucya, ich bohatyrską śmiercią wsławiona; w iakich rozpoczyna się nowa; niemniey pamiętna cudami dokonanćy iuź waleczności.
Poprzysięgniym ya na nowo na grobie tych świętych ofiar iedność i zgodę; a
— 67 —
ich duchem i poświęceniem natchnieni, odzyskamy groby starych krolow na*
szych na W aw elu , pow ierzem y na nowo Karpatom i dwom morzom strzeze*
n ie granic wielkiego państwa, a na polach Macieiowickich, na tych polach na-
*zey Cheronei, wzniesiemy nieśmiertelny pomnik c n o t o m i s ł a w i e pamiętnych rycerzów naszych. (O krzyki Przysięgam y! Przysięgam y!)
W ięzien ie Stanu w W arszaw ie u Karmelitów na Lesznie.
Gdzież iestem? iakiż w idok srogo mnie przeymuie , Skoro tylko w te mieysca okropne wstępuie:
C8ż spostrzegam? męczarnie piekła obraz ż y w y , W które pogrążał braci naszych w y ro k m ściwy.
Pieczary lodowaty pokryte posoką, N ęd zę; wszystko rażącą pokryte pow łoką,
Spoczynek nawet tam b y ł zmieszany z iykami, Posianiem prochy starte i skropione łzami.
N iep ozd ro w il ich prom yk wschodzącego słońcą, A ciągła n o c , nie miała początku ni końca.
Oddech tam zatruw ały w y zie w y sm rodliwe, B ez przestanku d ręczyły ich myśli zgryźliw e.
Niedla-nich słowik słodko w pięknćy wiośnie śp iew ał, A n i w ietrzyk przyiem ny tych grobów przew iew ał.
Nie dla nich powabne dni i natury d a ry , Jęczały ciągle w lochach zawiści o fiiry, Barbarzyńskie im ręce pokarm p od aw ały, B y ich tylko p rzy nędznym życiu utrzymały.
Ostatni biedak lepszą dziś str.iwę p o ży w a , Stokroć szczęśliw szy, lepszą się szatą okryw a.
Oddzieleni od świata w p rzykrey samotności, W ciężkiey rozpaczy ,* w iękach czekali wolności.
Swoich trosk na przyiaźni łonie nie koili, Oddzieleni od świata z sobą tylko żyli.
N ikt nie otarł łez które rozpacz w yciskała, Pociecha ich w tey nędzy żadna nie wspierała*
Jakże leniwo dla nich godziny schodziły, G d y się dni tylkq smutkiem i płaczem dzieliły.
Ostanie nędzny/ z piekła męki w y w o ła n e , O cżasy z tyrańskiemi Nerona zrównane/
C zy i się głos o te straszne obiiał sklepienia?
Kto te tak barbarzyńskie napełniał więzienia, T en co ży ł dla O yczyzn y iey szczęściu oddany, B y ł w tych przerażających mieyscach osadzany*.
Tu pow ażni których w iek okrył włosy szronem, Stoiący między życiem i blizkim iuż zgonem.
Ostatki dni wśród srogiey nędzy ta spędzali, I ostatki łez dla drogiey ziemi tu wylali.
W y rw a n o Oyca z pośród małych dziatek grona ,
Od przyiaciól i męża z lubey żony łona , * Synów z domu rodziców gwałtem porywano,
I w tę piekielną otchłań nieszczęsnych wtrącano.
Lecz ci w iak ich że mękach dni swe tam zwlekali,, K tórych w pieczarach czarnych, w ażkich murowali.
Zamilczmy o tem le p ie y ... puśćmy w zapomnienie, Niech nieiatrzy ran $erca tak gorzkie wspomnienie Już z tego piekła ży w y c h nieszczęśni w yrw an i, W olności pożądaney iuż są dziś oddani P ękły za p o ry, słabe podniosły się g ło sy,
Dziękując zbawco;n że zmienili ich okropne losy.
T ak rodacy przeszliście okropne koleie, Błysła zorza radości spełnią się nadzieie!
Dziś się tu lud zbiega iak na iakie d z iw y ,
W tych lochach widzi obraz mąk piekielnych ży w y . M;iia/, puste pozostać i być besludnetni?
N ie , p o w in n y i teraz b yć użyteCznemi,
Niechay się w nich szpieg podły nieehay zdrayca mieści, I z powabami pięknych tych siedzib się pieści*
Niech sprobuic co praw i Polacy cierpieli, I stokroć bardziey ięczy ęiż oni ięczeli.
M oźnaż tym tak słodkiego odmówić schronienia , K tórzy chcieli odgadnąć nasz sposób myślenia.
Co zręcznie z listów' naszych pieczęcie zryw ali, Uczucia serca , myśli i spraw y badali.
Innym których .'-ię Polska w ypiera kraina, W y rze k a , że podłego w ykarm iła syna.
Tak wieleśmy na w lasnćy ziemi w ycierp ieli, G dy nas w srogie swe iarżm o‘tyrani uięli.
K tóż nagrodzić te męki, któż skreślić iest w stanie?
T jlu zacnych Rodaków łzy i narzekanie, T ych za to źe naylepićy kraiow i ż y c z y li, Dręczono aby miłość O yczyzn y uśpili.
Lecz nic... bo któż tak srogie w ynalazł katuszę, B y ku sw ćy ziemi uśpił dzielną Polsk§ duszę.
Miłość iey w każdym sercu tli się i od zyw a, Polak tarn staie śmiało gdzie go k r a y s w ó y w zyw a.
Z pielsi matki tę miłość nayświftszą odbiera,
Mści się nad tym co Wolność świętą mu wydziera. ,
Jan Surnpoliński.
— 63 —