• Nie Znaleziono Wyników

Zabawy z okresu dzieciństwa - Jerzy Kurczab - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Zabawy z okresu dzieciństwa - Jerzy Kurczab - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

JERZY KURCZAB

ur. 1937; Równe

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, II wojna światowa

Słowa kluczowe Projekt Lublin. Opowieść o mieście, Lublin, II wojna światowa, ulica Kalinowszczyzna

Zabawy z okresu dzieciństwa

Był letni dzień, chodziłem sobie i się nudziłem. Przyszła burza ze straszną ulewą. Po tej ulewie znowu zrobiło się ciepło, zaświeciło słońce. Woda, której było sporo, spływała sobie rynsztokami na ulicy Kalinowszczyzna. Chodziłem boso po tej zalanej i utwardzonej kocimi łbami ulicy, moczyłem nogi, puszczałem stateczki, listki i patrzyłem jak one sobie pływały w tym rynsztoku. Nagle świat mi się skończył.

Wpadłem do kanału. Okazało się, że trafiłem nogą w otwarty kanał burzowy zakryty wodą. Musiałem trochę napić się tej wody rynsztokowej. W jakiś sposób wydostałem się z tego kanału, otrząsnąłem się i ociekający wodą z rykiem pobiegłem, na szczęście miałem blisko, do mamy. Opowiedziałem jej co się stało. Zdarła ze mnie ubranie, wyszorowała mnie dokładnie, wypłukała mi usta. Była obawa przed zarazkami, przecież wiadomo, co w rynsztokach się dzieje. I tak skończyła się przygoda z szukaniem sobie zajęcia po burzy na ulicy Kalinowszczyzna.

Miałem zrobioną hulajnogę. Ojciec mnie i mojemu bratu zrobił hulajnogę z drewnianej deseczki, do której z przodu i z tyłu były przyczepione ośki. Na nich umocowane były cztery kółka z żelaznymi łożyskami kulkowymi średnicy pięciu może sześciu centymetrów. Deska pozioma z pionową były połączone skórą i musiała też być kierownica. Robiło to dużo hałasu jak jeździło się po nierównych chodnikach. Ale była to rozrywka.

Kolejną zabawą, którą pamiętam do dzisiaj, było jeżdżenie po ulicy z fajerką. Brało się starą fajerkę z kuchni, z drutu robiło się specjalnie zaokrągloną prowadnicę długą.

Fajerkę pchało się tą prowadnicą.

W zimie jeździło się na sankach zrobionych przez ojca. Nie było wtedy sklepów sportowych, gdzie można byłoby je kupić. Po latach nieraz tak sobie myślę, ileż tacy ojcowie w czasie okupacji mieli kłopotów ze swoimi dziećmi, żeby jakoś przeżyć, jakoś poza pracą zawodową i obowiązkami rodzinnymi, tym dzieciakom sprawić przyjemność. Sanki były na blachach. Kłopot polegał na tym, że blachy musiały być w jakiś sposób przytwierdzone do płoz, więc użyto gwoździ, które musiały być

(2)

odpowiednio zagłębione, żeby nie zadzierały śniegu. Inaczej poślizg był słaby. Główki tych gwoździ należało wbić głęboko żeby stawiały jak najmniejszy opór. To z kolei często rdzewiało, blachy się odrywały, ale można było na tych sankach jeździć.

Przeważnie zjeżdżaliśmy z obecnej ulicy Turystycznej. Rzeźnia stoi na wzniesieniu, a im bliżej było skrzyżowania i mostu tym spadek był większy. Na ulicy prowadzącej na cmentarz, za kościołem, również jeździło się na sankach.

Pamiętam, że dużo rysowałem, uczyłem się pisać. Ojciec przynosił z rzeźni stare, chyba poniemieckie księgi, pisane ładnym pismem niemieckim. Jak się nudziłem to wodziłem ołówkiem naśladując to pismo i tak uczyłem się pisać literkę „A”.

Kiedyś ojciec bardzo mnie rozczarował. Była wiosenna, przyjemna niedziela, powiedział, że jedziemy na wyścigi. Jakaż to była radość, że gdzieś poza Kalinowszczyzne się ruszymy, że zobaczę konie. A ojciec przyniósł arkusiki z wylanymi na tych arkusikach paseczkami siarki czy czegoś. Wyścig polegał na tym, że trzeba było jednocześnie, dwóch czy trzech zawodników, zapalić zapałką początek paseczka siarki. Wygrywał ten, którego pasek pierwszy się wypalił. Miałem duży żal do ojca, że zamiast jechać na wyścigi to urządził coś takiego.

Data i miejsce nagrania 2013-07-26, Lublin

Rozmawiał/a Marek Nawratowicz

Redakcja Łukasz Kijek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Dopiero tam była położona kostka, w miarę gładka, od miejsca, gdzie kończyła się ulica Ruska i zaczynała się ulica Lubartowska.. Mimo, że ten brek był na ogumionych kolach,

Mam taki obrazek z dzieciństwa: wybiegłem z tej szkoły, lubiłem ją, ale lubiłem również wracać do domu, dzieci się rozbiegły, nie było żadnego

Wszystkim tym jeńcom, a było ich może sześciuset, może ośmiuset, może tysiąc, kazano się rozebrać jak do rosołu i wszystką ich odzież gotowano w tych kotłach.. Oni snuli się

Była tam wprawdzie duża łąka, ale wyobraźmy sobie, że wszyscy kąpiący się wychodzili na zewnątrz, na trawkę, na piach i glebę, a potem z powrotem ładowali się do basenu.

Jak był kawałek blatu to można było grać w cybergaja, czyli coś w rodzaju piłki nożnej czy hokeja.. Zaznaczało się, przeważnie nacinając, przestrzeń bramkową

Byłem już na emeryturze, kiedy przez pielęgniarkę dano mi znać, że chcieliby mnie zatrudnić w Daewoo Motor Polska, czyli w dawnej mojej przychodni w FSC.. Ponieważ

Być może zajmowała się praniem u sąsiadów czy na zamówienie, może komuś pomagała w opiece nad dzieckiem, bo bardzo lubiła dzieci i one bardzo do niej lgnęły. Raczej zawodowo

Chyba był jakiś taki skwerek dziki, jakiś taki mały lasek, za tym małym laskiem po prawej stronie, bardziej na południe były takie różne domki, kamienice piętrowe i domki