• Nie Znaleziono Wyników

Muzyka Kościelna, 1893, R. 13, nr 5

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Muzyka Kościelna, 1893, R. 13, nr 5"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

MUZYKA KOŚCIELNA.

W Y D A W N I C T W O

poświQcone Przewielebnemu Duchowieństwu, PP, Organistom, lauczycielom i miłośnikom muzyki liturgicznej.

Muzyka kościelna wychodzi miesięcznie. Przedpłata wynosi z przesyłką w Niemczech rocznie 4 m. 80 fen., w Austryi 2 złr. 80 cent., w Rosyi 3 rs., w innych państwach 5 franków z dołączeniem odnośnego portorium.

— Można ta k ie półrocznie ahonować. — Przedpłatę, prócz Administracyi „Muzyki kościelnej,“ przyjmują wszystkie urzęda pocztowe w Austryi i w Niemczech.

Rok X III.

Poznań, w maju 1893.

Nr. 5.

(Dokończenie).

4. Nie mało utrudniają naprawę muzyki kościelnej n i e p o w o ł a n e k r y t y k i i n i e u z a s a d n i o n e s ą d y , którymi na dyrygentów, podejmu­

jących reformę, napadają osoby, nie mające o muzyce kościelnej jasnego wyobrażenia.

Ileż to w przeciągu dziesięcioletniej pracy naszej na tem polu nasłu­

chaliśmy i naczytaliśmy się najrozmaitszych zdań i powątpiewań o konie­

czności i skutku przedsięwziętej reformy! Ile to razy posądzano nas, iż je­

steśmy zacofani, że wygrzebujemy z pyłu wiekowego przestarzałe utwory m u­

zyczne z postępem czasu się nie zgadzające!... Nieraz nawet brak przywią­

zania do tradycyi rodzinnego kraju nam zarzucano, a były przypadki, źe wprost germanizatorami nas nazwano. Byli to przytem ludzie, którzy naj­

mniejszego o przepisach kościelnych nie mieli wyobrażenia, którzy nie przy­

puszczali nawet, by kościół katolicki miał swój odrębny śpiew, od świeckiego o całe niebo się różniący. Krytycy tego rodzaju zapominają lub nie chcą wiedzieć o tem, że chcąc rzecz jakąś ocenić, chcąc wydać o niej sąd stano­

wczy, trzeba ją znać gruntownie, trzeba nie z jednej, ale ze wszystkich obej­

rzeć ją stron, trzeba wniknąć w jądro jej — a wtenczas dopiero, gdy się pozna, że jądro to zdrowe, że obfity zeń na dobro kościoła owoc wyrośnie, sądzić ją można, i osądziwszy dobrze, pokochać całem sercem i całą duszą.

Niech tymczasem zacni uprawiacze muzyki zgodnej z przepisami ko­

ścioła na krytyki tego rodzaju i sądy nie zważają, niech się nie zrażają chwilową opozycyą i trudnościami, lecz niech zapiszą głęboko w sercu swo- jem, że sprawa nasza oparta na niewzruszonym fundamencie kościelnym, że to sprawa dobra, a jako taka niechybnie czy prędzej czy później zwycięży.

5. Wielką wreszcie przeszkodą do naprawy muzyki kościelnej są nie­

raz s a m i r e f o r m a t o r z y tejże muzyki.

Przy wykorzenianiu starych nałogów i dawnych nadużyć trzeba po­

stępować bardzo oględnie. Stopniowo i powoli wypada naprawiać błędy, ja­

kie z wiekami przez niedbalstwo się zakradły, by nie zrazić sobie parafian

(2)

i z góry reformy nie utrudnić. Trzeba tutaj trzymać się starej, złotej zasady:

„Suayiter in modo, fortiter in re,“ to znaczy: d e l i k a t n i e l e c z e n e r ­ g i c z n i e działać należy.

Łatwo stary dom zburzyć, lecz trudniej daleko nowy w jego miejsce postawić. Podobnie ma się z dyrygentami, rządzącymi się nieroztropną gor­

liwością; i oni nieraz usuwają stare zwyczaje, a lepszego, godniejszego śpie­

wu w miejsce dawnego zaprowadzić nie umieją. I tutaj nasuwa się nam w końcu pod pióro ostatnia przeszkoda do naprawy muzyki kościelnej:

6. r z u c a n i e s i ę n i e r o z t r o p n e , a nawet rzekłbym śmiałe na utwory zbyt trudne, chociaż siły chórowe wykonaniu takich kompozyci nie sprostają. Takie partackie, że tak powiem, takie dyletanckie produkowanie kompozycji w duchu kościoła napisanych nie tylko, że dobrej sprawie się nie przysłuży, ale nawet zaszkodzić jej może. Tyczy się to zwłaszcza śpiewu choralnego, a głównie gregoryańskiego, który nader sumiennego wymaga przygotowania i dobrej wprawy, by odpowiednie swemu przeznaczeniu wy­

warł na słuchaczach wrażenie. Lepiej mniej a dobrze, aniżeli trudne rzeczy źle wykonywać. Radzę tedy stopniowo do coraz trudniejszych rzeczy postę­

pować i powoli chorał gregoryański do nabożeństwa wprowadzać, np. z po­

czątku raz w miesiąc, potem dwa razy, a wreszcie co niedzielę i święto.

Lud przyzwyczai się do niego powoli i w ten sposób z czasem go pokocha.

Przedewszystkiem winien dyrygent, chcący naprawić śpiew swego chóru, mieć bez ustanku cel, do którego dąży, jasno wytknięty przed oczy­

ma, powinien raz po raz siebie zapytywać: „czego ja właściwie chcę, do czego zmierzam, co mam czynić, od czego zacząć

?“

Nie tracąc celu z oka, powinien bez ustanku, choćby jak najwolniej do niego dążyć, nie zbaczać ani na prawo, ani na lewo, a z czasem do niego dojdzie.

Muzyka kościelna u nas naprawiona być musi!.. Sprawa to święta, której popuszczać nie wolno. Bóg i kościół Jego święty tego chcą, a wypeł­

nienie woli Bożej to cel naszego życia! Nie zrażajmy się przeszkodami i i trudnościami, zwalczajmy je czynem i piórem, działajmy osobno i groma­

dnie — a niebawem usłyszymy na wszystkich chórach naszych i śpiew i muzykę zgodną z przepisami św. kościoła.

MOWA.

Antoniego Seydlera, organisty z Gracu w Austryi, miana 26 sier­

pnia 1891 r. na walnem zebraniu członków Tow. ś. Cecylii.

Muzyka, otaczająca ducha czarodziejską siecią tonów, jest sztuką nad sztukami — lecz lśniąca broń jej upajającej potęgi, która na estradzie czy­

ni cuda, milknie przed ołtarzem, gdzie sztuka staje się ofiarą.

Tem się właśnie muzyka kościelna różni od każdej innej.

Nie jest li tylko upiększeniem w domu Bożym, nie jest wspaniałym dodatkiem, który nas do pobożności pobudza i struny naszego serca do świętych czynności usposabia — nie, jest ona cząstką owych czynności, czą­

stką samej ofiary.

(3)

I dla tego też przystoi jej przedewszystkiem pokora, czysty spokój i skromna doskonałość formy, jaką zawsze posiadała i dziś posiada prawdziwa, niefałszowana muzyka kościelna.

Ta pobożność, pokora, skromność i umiarkowanie formy, którą zawsze posiadała prawdziwa, niefałszowana muzyka kościelna, nie zmniejsza bynaj­

mniej jej wartości, nie czyni ją podlejszą od wspaniałej muzyki świeckiej, przeciwnie uświęca ona kościelną muzykę i nadaje jej odrębną cechę, która ją wywyższa ponad to wszystko, co talenta muzyczne wszystkich ludów i

czasów kiedykolwiek wytworzyły.

Tak, katolicka muzyka kościelna jest bez przesady poniekąd matką dzisiejszej muzyki wogóle.

Cóż bowiem uczyniły dla muzyki starożytne narody przedchrześciań- skich czasów? Pod względem teoryi wiele, bardzo wiele, pod względem pra­

ktyki, a przedewszystkiem idealnego ożywienia muzyki prawie nic. Ustalili wprawdzie system tonów z zadziwiającą bystrością ducha. Chińczycy mierzyli wysokość tonów podług miary. Indyanie znali już nawet różnicę między wielkim i małym tonem, system zaś Pytagorejczyków jest do dziś podstawą naszego muzycznego systemu.

Pod względem więc teoryi mamy niezłą spuściznę po cywilizowanych narodach świata przedchrześciańskiego, lecz nic nam po nich nie pozostało pod względem wyrobionego, sztucznego, określonego wyrażenia ciepłego, bi­

jącego życia. Tony i ich łączenie zdołali zaledwie podnieść do martwego obrazu matematycznych form.

A przecież Grecy byli szczególnymi czcicielami sztuk i starannie pie­

lęgnowali ich ideały. Cała ich jednak istota i uczucie było plastyczne: czuli oczyma, a widzieli rękoma; piękność formy zewnętrznej była dla nich wszy- stkiem, wewnętrzna istota pozostała martwą. Brakło im ożywiającego ciepła uczucia; zmysły ich były upojone czarem piękności, serce ich jednakże po­

zostawało biedne i czcze.

Teraz zaś muzyka trafia do serca lepiej, niż każda inna sztuka. To, co malarz nam maluje, rzeźbiarz rzeźbi, możemy pojąć duchem, który umie uchwycić z danego obrazu lub rzeźby piękność tam ukrytą. To, co czuje poeta, wyraża nam słowy, przedstawia w poetycznych obrazach i wszystko co nam mówi i pokazuje malarz, rzeźbiarz lub poeta, musi przejść przez intuicyjną drogę rozważającego i badawczego umysłu, musi przejść przez most abstrakcyi, ażeby trafiło do bram naszego serca.

Muzyka zaś wypływa bezpośrednio z najgłębszych uczuć; ona jak ulewny deszcz rzuca się ze skał z natarczywością pioruna. Aby więc to źró­

dło żywić, potrzeba tylko ciepłego serca.

A cóż dawała jej klasyczna starożytność? Wojny i bitwy brzmiały, jako palmy sławy. Ludzie dzielili się na nieprzyjazne sobie kasty, narody uważały się wzajemnie za barbarzyńców, bogowie zaludnili Olimp, i pomimo swej wspaniałej piękności, byli tylko uświęconemi namiętnościami, życie zaś po śmierci było smutnem, pustem królestwem ciemności.

Cóż więc mogła wtenczas muzyka, gdzie mogła znaleść fundament, gdzie zapuścić korzenie?

Lecz oto przyszło chrześciaństwo i wylało błogosławieństwo łaski

uświęcającej na odkupioną ludzkość — teraz ożywiły się tony i stworzyły

nowy świat, pełen niespożytej siły.

(4)

Wiele wprawdzie w starych śpiewach chrześcian zapożyczone jest z hymnów greekich i psalmodyi żydowskich, lecz wewnętrzna zawartość, dusza, ożywiająca siła melodyi są nowe, są właściwe chrześciaństwu, i tylko chrze- ściaństwo je dać może.

Jakkolwiek więc niektóre formy śpiewu z nich powstały, to najwa­

żniejsza rzecz, iż zawsze pozostaje duch i treść śpiewu chrześciańskiego i od najdawniejszych czasównajściślejszyzwiązek śpiewu z czynnościami liturgicznemi.

Pozwólcie mi przytoczyć wprawdzie bardzo światowe, lecz niemniej odpowiednie porównanie.

Chorał jest do ołtarza w takim stosunku, jak muzyka Ryszarda Wa­

gnera do sceny teatralnej. Oboje są pełni sztuki, oboje wymagają, ażeby uważać je jako zawartą całość, a nie rozrywać pojedyńczych części, które nie są zdolne same ożywić.

Słowa, które wypowiadał Ryszard Wagner o operze, możemy w zu­

pełności zastosować do zepsutej muzyki kościelnej nowszych czasów. Wagner mówi: „Opera jest poniekąd błędem, gdyż w tego rodzaju sztuce środek wra­

żenia, muzyka, stał się celem, a cel wrażenia, dramat, jest środkiem." A my mówimy: „W wyrodzonej, zeświecczonej muzyce kościelnej naszych czasów środek wrażenia szczerej pobożności, muzyka, stał się głównym celem, cel zaś naszej pobożności, święta ofiara i przedstawiająca ją liturgia, stał się środkiem."

I w rzeczy samej, kto słucha w niektórych wielkich miastach szu­

mnego nabożeństwa z koncertowymi występami, ten musi wynieść to prze­

konanie, że kapłan dla tego jedynie odprawia świętą ofiarę przy ołtarzu, ażeby na chórze można wystąpić z szumną orkiestrą. Jakże przeciwnie wy­

daje się chorał gregoryański! Występuje skromnie, a zarazem wspaniale i potężnie w skutkach, złączony ściśle z świętemi ceremoniami.

Zaiste, jak to już na początku powiedziałem, nie jako upiększenie, lecz jako drogocenna cząstka ofiary.

Ostatnia okoliczność jest pierwszeństwo przed innemi religijnemi śpie­

wami innych kultów i to ostatnie sprawiło dzisiejszy rozwój muzyki.

W pogańskiej starożytności także śpiewano na cześć bogów, ale tym hymnom brakowało przenikającej siły ożywionego wiarą natchnienia. Złączo­

ne z rozpadającym światem nosiły w sobie zarodek śmierci. Chrześciaństwo utworzyło nowy porządek na świecie; cała kultura pierwszych dwunastu wieków nosiła cechę istotnie chrześciańską, a przez to i muzyka zastosowała się do tego na wskroś chrześciańskiego obrazu światu, co właśnie było jej zbawieniem.

Aż do czternastego wieku można mówić wogóle tylko o muzyce ko­

ścielnej, gdyż nawet ta odrobina śpiewów świeckich, które znamy z tych czasów, są najściślej spokrewnione z powstałymi z chorału gregoryańskiego śpiewami ludowymi. Cóż zaś byłoby się stało z muzyką w tych dzikich, wo­

jowniczych czasach, gdyby nie znalazła schronienia w klasztorach i kościo­

łach, gdzie mogła się nawet choć powoli rozwijać? Ta odrobina dobrych i ożywiających tradycyi greckiej sztuki muzycznej byłaby zapomniana, sama muzyka by zdziczała i mogłaby się tylko wyrodzić, nigdy utrzymać. W ci­

szy zaś klasztornej żył system Grzegorza, starannie przechowywany, dobrze pielęgnowany przez kościół na całym Zachodzie. Śpiewacy w ciągu óśmiu wieków tak przyswoili. melizmy*) chorału, takiej nabrali pewności w wyko­

*) Melizmy — upiększenia.

(5)

nywaniu, że przy końcu dziesiątego wieku wystąpił nareszcie pewien twórczy, swobodny nadmiar siły, swobodny polot fantazyi, która prowadziła do pier­

wszych początków polifonii.

Czyż mam wyliczać znane imiona, jak Hucbald, Guido z Arezzo, Jan Cottoni, Franko z Paryża, Franko z Kolonii,1) którzy wszyscy mistrzostwo muzyki złączyli z święceniami kapłańskiemi?

Wszystkie te próby, jako też powstałe z tego powodu sławne teore­

tyczne pisma od dziesiątego aż do dwunastego wieku, zrodziły się wyłącznie w kulcie kościoła. Aż do czternastego wieku utwory muzyczne nie mogły nic myśleć bez chorału. Powstanie kontrapunktu,3) wydoskonalenie go przez Hollendrów i nareszcie najwyższy rozkwit tego stylu, wszystko to stało się w służbie kościoła i pomimo wszelkiej wolności fantazyi opierało się z całą ufnością na gregoryańskim chorale.

Wszyscy byliśmy świadkami, jak wspaniałe dzieła sztuki stworzył wiek XVI. Palestryna, Orlando di Lasso i Nanino byli w naszej uroczysto­

ści muzycznej świetnymi przedstawicielami tej wspaniałej epoki muzyki. Naj­

szlachetniejszy instrument muzyczny, głos ludzki, wydawał niebieskie dźwięki;

wysoka, potężna znajomość sztuki, wsparta niezachwianą ufnością Bożą, łą­

czyła szlachetne tony głosu, ku czemu święcenia kapłańskie dodały prawdzi­

wego ducha pobożności.

Czasy się zmieniły, muzyka znalazła bogatszy koloryt oddawania to­

nów — sztuka instrumentalna rozwinęła cały ocean potężnych dźwięków, szla po najwyższych, namiętnych formach wrażenia; mężowie jak Handel,3) Bach, Mozart, Beethoven, Wagner dosięgli wysokości najpyszniejszej sławy mistrzów.

Znowu muzy tych mistrzów zdobyły Olimp, żaden z nich jednak nie był tak blisko nieba, jak Palestryna i Lasso. Dla tego też dzieła ostatnich stały się ewangelią dla mistrzów wszystkich czasów.

Przy końcu szesnastego wieku poruszyła się naraz z młodzieńczą siłą reformatorska dążność, która pchnęła muzykę na świeckie tory. We Floren- cyi usiłowano odgrzebać tragedyę grecką, słusznie dano przytem muzyce wielką rolę, rozwijała się więc w nowym stylu, który wydał wojnę kontra­

punktowi; to doprowadziło do wszechpotężnego wykształcenia opery, do ro­

zwoju muzyki instrumentalnej.

Lecz nawet ta zupełnie świecka sztuka znowu opiera się prawie do połowy na duchownych podstawach. Cóżby się bowiem stało z opery, gdyby nie była pożyczyła większej części swego muzycznego kapitału od swej nie­

jako starszej duchownej siostry? Genealogia bowiem opery łatwo się da wy­

prowadzić od liturgicznych pasyi kościoła katolickiego.

Nie jest mojem zadaniem mówić dziś o dziełach Handla i Bacha, pełnych talentu i zawsze zdolnych wzbudzić podziw — jasną jest jednakże

*) Są to imiona sławnych mistrzów średniowiecznych, z których Guido z Arezzo, benedyktyn, uważany jest za ojca dzisiejszego systemu nutowego, a Franko z Paryża pier­

wszy począł używać taktu.

2) K ontrapunkt w znaczeniu ohszernom oznacza sztukę łączenia głosów w jednę harmonijną całość; w ściślejszem zaś łączenie kilku melodyi w jednę harmonię, ztąd na­

zwa p o d w ó j n y , p o t r ó j n y itd.

3) Grzegorz Fryderyk Handel, Niemiec, ur. 1684 r., prawie całe życie straw ił w

Anglii; napisał 45 pieśni i oratoriów. Urn. 1759 r.

(6)

rzeczą, że dzieła tych mistrzów są mostem, który prowadzi od] starych do nowych czasów, jak niemniej, źe ich wskrzeszenie w połowie naszego wieku usposobiło umysły dla starych mistrzów i przygotowało; do reformy muzyki kościelnej w duchu cecyliańskim, jakkolwiek nie moglibyśmy nawet najwspa­

nialszych ich dzieł (z tekstem katolickim) zaliczyć do prawdziwej muzyki kościelnej.

Pozwólcie mi opuścić owe smutne czasy, w których stracono smak do wielkiej epoki Palestryny, Gabryela i Orlanda Lasso, o których zupełnie prawie zapomniano, a muzykę kościelną zeszpecono niegodnemi instrumen- talnemi i operowemi upiększeniami, i tak sponiewierano, że nawet tak szla­

chetni i bogobojni mistrze jak Haydn i Mozart, tak poważni i silnej woli jak Beethoven i Cherubini nie mogli się wznieść do tego beznamiętnego, ozystego spokoju wrażenia i tej wysokości sztuki, której mogliśmy się spo­

dziewać od ich geniuszu, ich prawdziwej pobożności i kościelnego muzycznego kierunku.

Rozważmy lepiej nasze czasy, w których dzięki nieśmiertelnym usi­

łowaniom naszych niezapomnianych mistrzów, Proske’go i Witta, i wszyst­

kich tych mężów, których imiona z dążnościami naszego Towarzystwa ściśle się łączą, rozszerzyły się powoli idee reformy prawie w całej Europie środ­

kowej, znalazły wszędzie ziemię urodzajną, na której też zapuściły mocne korzenie.

Dziesięć lat toczyliśmy walkę z niewiadomością, lenistwem i uprze­

dzeniem, aż wreszcie zaszliśmy tak daleko, iż dziś spoczywamy na laurach zwycięztwa i słusznie możemy być dumni, a zarazem mieć to niezachwiane przekonanie, że słuszna sprawa świętej muzyki kościelnej stoi na twardym gruncie, bo jest uświęcona uznaniem i potwierdzeniem Stolicy św., oparta nadto na obudzonym szacunku dla starych mistrzów klasycznej epoki m u­

zyki kościelnój.

(Dokończenie nastąpi).

KORESPOKDENCYE.

Wilno, 1 kwietnia 1893.

Keforma m uzyki kościelnej m ały dotąd u nas wpływ wywiera. Z istn ieją­

cych w m ieście czterech chórów tylko D om inikański zachowuje przepisy liturgiczne, niestety, nie zupełnie ściśle — przeszkodą tem u zwykła u nas — consuetudo.

Godna tu zaznaczenia zm iana repertoaru nieszpornego; wykonywują nieszpory Ca- scioliniego, czasam i zaś nieszpory M ullera. (!) Sądzę, ie czas juź wyrzec się tego archaizm u w muzyce kościelnej, zwłaszcza gdy dało się hasło reformy i w ciągu l a t pięciu nieustannej walki wywalczyło wprawę w wykonaniu i zainteresowanie znacznśj części ogółu ta k duchowieństwa ja k i świeckich!

E epertoar obecny wykazuje następujące kompozycye: T r. W itt „M issa sept.

to n i,“ op. Ib. „M issa in hon. S. Luciae,“ op. l i c . M olitor: msze „T ota pulchra es“ i „A ng. Cust. M itterera: „Missa sex. voc. inq. — Nieszpory Casciolini’ego i M ullera. (!) „O Bone Je s u “ P alestryny, „ S ta b a t M ater“ i „Ave m undi“ Gorczy­

ńskiego. A kty strzeliste św. Ignacego X. Sarzyńskiego. „O mni d ie“ Diomedes'a. —

(7)

W czasie postu wielkiego śpiewano nisze Molitora b e z o r g a n u . W ykonanie chóru o wiele lepsze, niż dawniej, chociaż wokalizacya pozostawia wiele do życze­

n ia . Chór świętojański trzym a się ja k w poprzednich latach kom pozycji niekościel- nych. Ma w swym repertoarze msze B rosig'a, Schiederm ayera, Mozarta, Grimma, F iih re ra e t consortium . Oprócz tego w szystkie niem al Offertoria śpiew ają solo am a- torowie, lub g ra ją na wiolonczeli albo na skrzypcach. P rzy grobie w wielki p ią ­ tek i sobotę chór popisyw ał się niezdarnem wykonaniem „S tab at M ater“ E o ssin i’ego, w przerw ach zaś grano solo na skrzypcach.

K ated raln y chór również nie zna przepisów liturgicznych. Tak naprzykład:

G loria zaczynają od słów: Q uoniam ,.., na G raduale w poście śpiew ają O ffertoria (!) de SS. N om ini Je s u i na odwrót. W przeszłorocznój swej lcorespondencyi nadm ie­

n iłem z konieczności o śpiewie „Popule m eus“ przy fisharm onium , ho ta consue­

tudo je s t najbardziej rażąca z tysiąca innych. Z przykrością zmuszonym się wi­

dzę znów przypomnieć, że w wielki piątek n i g d z i e , a tem bardzięj w k a t e d r z e na organach i fisharm onii g r a ć n i e m o ż n a . Rówmież nie mogę pom inąć m il­

czeniem zwyczaju g ra n ia la m en tacji w czasie ciemnej ju trz n i wielkopiątkowej. — Chwała Bogu, że przynajm niej po złożeniu C hrystusa w grobie nie grano marsza!

A le natom iast Zm artw ychw stanie było huczno: p a rezurekcyi, po każdej strofie W e­

soły nam dziś dzień..., orkiestra g ra ła buńczucznego m arsza. (!) Tu tylko chyba w dnie powszednie można usłyszeć zgodną z przepisam i grę miejscowego organi­

sty, który g ra arty sty czn ie. Ale on m a tu rolę b iern ą i nie może zużjtkow ać swej wiedzy i dobrych chęci.

E epertoar chóru i orkiestry następujący: msze Schiedermayera, Schopfera, F iilirera, I). M ullera, H orak’a (M. 5). K omplety Dankowskiego, nieszp. M ullera itp.

,,Eccc Sacerdos“ nie śpiew ają na chórze; od roku kler śpiewem unisono- wym w ita p a ste rz a ; wykonanie je s t dobre, staran n e, oddane w edług ducha chorału gregoryańskiego.

O chórze ostrobram skim n ie ważę się pisać, niech pierwój n astro ją organy, w których stanowczo nie ma ż a d n e j (!) czystej nuty.

A llegretto.

--- ---

RO ZM A ITO ŚCI.

Ś p ie w i głośne m ów ienie

są bardzo zdrowe. O nader zbawiennym wpływie śpiewu i głośnego mówienia n a organizm ludzki pisze jedno z medycznych

pism niem ieckich co następuje:

„Pew ien lekarz koloński polecał często głośne śpiewanie i mówienie, jako najpew niejszy środek do wzmocnienia p łu c i piersi. Znany n a tu ra lista Cuyier (K y- wie) objaw iał za m łodu skłonność do suchot, odzyskał dopiero zupełne zdrowie, gdy zmuszony był, zostawszy profesorem, często, długo i głośno mówić. Kównież i sław ny filozof angielski Brown (B raun) przez długie la ta swemi w ykładam i pu- blicznem i rozwój suchot w strzym yw ał. Czemu to kap łan i żyją stosunkowo najdłużej?

Głównie dla tego, iż przez głośne kazania w zm acniają swe piersi i płuca. Śpiew hardziej jeszcze do w zmocnienia p łu c pom aga i je s t najlepszym środkiem do u ch ro ­ n ien ia młodzieży od chorób piersiowych. Głębokie wdychanie pow ietrza zwiększa bowiem obieg krwi w płucach i niesłychanie je przez to wzmacnia.

S ław niejsi śpiewacy i śpiew aczki, których zdrowie życiem nieostrożnem

zrujnowano nie zostało, żyli przeważnie bardzo długo.

(8)

P rz y tem wszystkiem jednak przypuszcza się, że mówca lub śpiewak nie odziedziczył choroby po rodzicach — lecz i w tych razach śpiew często pomaga.

Mnie sam em u ju ż dwa razy się wydarzyło, że m atki z trw ogą mi odda­

w ały swych synków na naukę śpiewu, obawiając się, by przy znacznej ich skłon­

ności do choroby piersiowej ćwiczenia śpiewu im nie zaszkodziły. Jakżeż się one teraz cieszą, gdy chłopcy po dwóch latach system atycznego ćwiczenia w śpiewie znakom icie się rozw inęły i ja k najlepszym cieszą się zdrowiem.

Z głoszenia n a p rzy szło ro c zn y k u rs

w wyższej szkole kościelno-m u- zycznej w łtatyzbonie (od 15 stycznia do 15 lipca 1 8 9 4 r.) w inny być przesyłane najpóźniej do k o ń o a l i p c a rb. pod a d r .: H o rrn dr. F r. Xav. H a b e r l , Vor- sta n d der K irchenm usikschule. Hochwiirden. E e g e n s b u r g . Bayern. K eichstr. 76.

N a żądanie posyła tenże X. H ab erl sta tu ta i w arunki przyjęcia za darmo i w przesyłce od opłaty pocztowej wolnej.

mmmm*

Ś. w Charkowie. Biblią w małornskim języku dostanie Pan chyba w Kijowie —

my nie mamy.

P r z e d p ła tę na P relu d ya S t e f a n a S u r z y ń s k i e g o w ilości 4 m arek nadesłali:

S T. S. ze Środy. Adam Nowicki z Łasku (G. Piotrkowska). Pr. Wilczyński z Dobronia (G. Piotrkowska). W. Kiełb. w Wawrzeńczycach p. Brzesko Nowe (Gub. Kielecka). X. Jó­

zef Sadowski Piiniczki gnb. Suwalska (2 egz.) A. Nykiel z Wonieścia p. St. Bojanowo.

D o T a r n o w a w ilości 2 złr. nadesłali: I Bartnik, organista z Szczucina. W ł.

Eolski, org. z Przemyśla. St. Kuźniar, org. z Przemyśla. Jan Korzucli. org. z Odparyszów.

Jan Łosiowski, org. z Szczyrzyc. X. kan. Józef Guzek, proboszcz, Starasól Michał Rodziń­

ski, org z Nawojowa. Piotr Polek, org. z Szczurowa. X. Teofil Bernadyn z Tarnowa. Fi­

lip, org. z Tarnowa. Józef Wiśniewski, org , Niedźwiedź. Winc. Pędracki, org., Mt. Plea- sant (Ameryka). X. Piotr Halak, org. z Poręba Jan Głąb, org. z Tarnowa. Michał Kli­

maszewski, org. z Radomyśla Tomasz Białkowski, org. z Jurkowa. Michał Kapturkiewicz z Limanowa. X. Ludwik Ligaszewski, proboszcz z Lipnicy w. 2 egz. X. Adolf Albin z Tar­

nowa Józef Mietelski. org. z Zakliczyna. X. Kazim. Kozak z Tuchowa. X. J. Kaliciński z Szczepanowa. X. Tom. Stolarczyk z Mikluszowic. Roman Wanatowicz, organ, z Jazowska.

Ant. Jurkowski, org z Bolesławia. Wawrzyniec Sroczkowski, org. z Wietrzychowic. Stan.

Górowski, org. z Gręboszowa. M ichał Grzebyk, org. z Radymna. Stan. Zawiliński, org. z Brzeziny. Jan Stańczyk, org. z Szynwałdu Józef Sowiński, org. z Tuchów. Święch, org. z Tarnowa. Kowalec, org. z Tuchów. Pr. Grabowski, org., Ostrowy Tuchowskie. Roman Su­

mień, org. z Dembic. X. Pr. Krysta z Tamowa. Teofil Bok, org z Ruszczą. Pr. Matras, org. z Czarnego Potoku. Wojciech Świętoń, org, z Muszyna. Michał Sochacki, org z No- ckowa. Józef Zygarło, org. z Łącka. Józef KaJisz, org. z Jakubkowic. X. Jan Broda, ple­

ban w Przewrotnem.

W k s i ę g a r n i J. L e i t g e b r a w P o z n a n i u Stefan Piotrowski z Żytomierza

na dwa egzemplarze. i

^ Spis rzeczy: A r ty k u ły .

Przeszkody utrudniające naprawę muzyki kościelnej, (dokończenie). — Mowa Antoniego Seydlera, organisty z Gracu w Austryi, miana 26 sier­

pnia 1891 roku na walnem zebraniu członków Towarzystwa św. Cecylii Korespondencye.

Z Wilna. Rozm aitości. Głośne śpiewanie i mówienie jako najpewniejszy środek do wzmo­

cnienia płuc i piersi. — Zgłoszenia na przyszłoroczny kurs w wyższej szkole kościelno- muzycznej w Batyzbonie.

D o d a t e k m u z y c z n y : Psalm XCI i CXLII Mikołaja Gomółki. — O Dornine Jesu Christe Palestriny.

Redaktor ks. dr. Józef S u r z y ń s k i ul. Seminaryjska nr. 1.

Nakładem i czcionkami J a r o s ł a w a L e i t g e b r a w Poznaniu ul. Wilhelmowska 8.

Cytaty

Powiązane dokumenty

go czekał, aż odśpiewanem zostanie Gloria i Credo, jednak przyzwyczailiśmy się do tego i przekonaliśmy się, że nabożeństwa niewiele się przedłuża przy

i treść kancjonału, autorowie referatu wyrażają się o nim nader pochlebnie tak pod ■wzglądem muzycznym, jak pod względem liturgicznym i typicznym; — że

ra ł gregoryański stał się nam zupełnie obcym, i chcąc się znowu do niego przyzwyczaić, tizeba będzie czasami poświęcić n am wiele mozołu i pracy. Powoli

Gdy rozważamy, iż pismo nasze już przez trzynaście lat pracuje nad reformą muzyki kościelnej w naszym kraju, że w czasie tym ogłaszaliśmy i przypominaliśmy

duję zaś nigdzie przepisu, abym musiał na mszy ś. śpiewanej śpiewać po polsku. Dla czegóż msza św. i wszelkie obrzędy kościelne na całym świecie nie

pozytorowi wiadomą jest rzeczą, źe motyw taki prędko się zużywa i przy częstem powtarzaniu wnet znuży słuchacza. d c, czasem razem uderzą; dysonans ztąd

wach nazwisko ludwisarza i rok ulania tudzież donatora, który poniósł koszta dzwonu. s) Pocieszam żywych, opłakuję umarłych, odpędzam zarazy. 4) Wołam żywych,

Minęło kilka pokoleń, z założycieli Towarzystwa garstka już tylko przy życiu; potworzyły się nowe grona śpiewackie i muzyczne, co nieraz jak wyrodne dzieci,