• Nie Znaleziono Wyników

Archeologia jako psychoanaliza dziejów

III. Archeologia nieświadomości (II)

4. Archeologia jako psychoanaliza dziejów

Rozważając paradoksalny charakter archeologii Foucaulta, w idei „historycznego a priori” Giorgio Agamben dostrzega bliskość nie z metafizycznym jeszcze transcendentalizmem Kanta, ile – i tu zataczamy swoiste koło wracając do źródeł strukturalizmu – z antropologicznym obrazem transcendentalnego, jako tego, co umieszczone w historii, a zarazem nieświadome swej historyczności.

[…] tak samo, jak u Foucaulta, jest wszakże jasne, że dla Maussa a priori, choć oznacza doświadczenie historyczne, samo również wpisane jest w określoną konstelację historyczną. Innymi słowy, na tym polega paradoks apriorycznych warunków wpisanych w historię, konstytuujących się zatem jedynie a posteriori w odniesieniu do historii, w ramach której poddaje ją – w przypadku Foucaulta archeologicznej – analizie137.

Archeologia stanowi więc swego rodzaju historiografię transcendentalnego, a zatem taką historię, której zadaniem jest nie tyle odrzucenie wszelkiego rodzaju twierdzeń dotyczących sensu czy logiki dziejów, ile raczej rozpoznanie ich względnego charakteru, bytu formacyjnego, ograniczonego do pewnego zestawu warunków, który generuje nieskończona ilość wypowiedzi.

Archeolog, w swoistej psychoanalizie dziejów, wykonuje zwrot ku przeszłości, którego sednem nie jest jedynie rekonstrukcja wydarzeń, jakie złożyły się na teraźniejszość138. Nie chodzi mu o odnalezienie liniowej arche historii, ani nawet bardziej obnażenie historii podskórnej, zapomnianej, fenomenów drugiego obiegu, głosów wypartej „podświadomości” dziejów.

Podobnie jak psychoanalityk, zabierając rzeczywisty głos, uczestnicząc w produkcji dyskursu, archeolog uczestniczy tym samym w procesie kształtowania dalszych losów pacjenta – w tym sensie każde wnioskowanie archeologiczne jest niczym więcej, jak tylko tworzeniem pojęć. Z pewnością nie zaś odkrywaniem faktów.

Archeologia porusza się w wstecz poprzez historię, tak samo jak wyobraźnia porusza się wstecz indywidualnej biografii. Obie reprezentują siłę regresywną, która, w przeciwieństwie do traumatycznej nerwicy, nie cofa się w kierunku niezniszczalnego źródła, ile raczej w kierunku miejsca, w którym historia (zarówno indywidualna, jak i kolektywna) staje się dostępna po raz pierwszy, zgodnie z czasowością przyszłego następstwa139

                                                                                                               

137 G. Agamben, The Signature of All Things, przeł. L. D’Isanto, K. Atell, New York 2009, Zone Books, s. 94.

138 Regresywność tę – którą odnajdujemy również w myśli Enzo Melandriego oraz Giorgio Agambena – opisuje Paweł Mościcki jako ruch przeciwny wszelkiemu konserwatyzmowi. Zwrot ku przeszłości, „nie powraca do czegoś wcześniejszego, pierwotnego, niewinnego, lecz dokonuje regresji do samego momentu podziału, rozstrzygnięcia, gdzie podstawowe kategorie myśli filozoficznej formułują binarne opozycje świadomości i nieświadomości, historiografii i historii itd.” (P. Mościcki, Idea potencjalności. Możliwość filozofii według Giorgio Agambena, Warszawa 2012, Stowarzyszenie Pro Cultura Litteraria-Instytut Badań Literackich PAN, s.

385).

139 G. Agamben, The Signature of All Things, op. cit., s. 107.

Nie chodzi tu więc o prawdę jako zgodność myśli i rzeczy, nie chodzi o dociekanie

„rzeczywistego”, empirycznego przebiegu „łańcucha idei”; stawka jest raczej po stronie samej interwencji – symbolizacji, której sednem byłoby nie tyle narzucenie jakiegoś języka innemu językowi, ale rozpoznanie warunków zmiany czyli pracy nieświadomego a priori historii, które samo jest historyczne, „samo jest przekształcalne”140. Nie odrzucając swoistości wypowiedzi, tak jak nie odrzuca się przecież indywidualnych i niepowtarzalnych cech pacjenta, archeolog umieszcza je w kontekście strukturalnym, który odsyła je do innych wypowiedzi i formacji.

Przyjmuje postawę tłumacza i akuszera, niczym szaman Cuna z relacji Lévi-Straussa, który

„dostarcza chorej języka, w którym dają się bezpośrednio wyrazić stany niesformułowane i niedające się inaczej sformułować”141. Szaman umieszcza doświadczenie chorej w strukturze mitu, psychoanalityk pozwala na ukonstytuowanie się (produkcję) mitu indywidualnego w gąszczu relacji społecznych, archeolog zaś, docierając do mechanizmu transformacji epoki, odnajduje momenty, w których na mocy dawnych relacji wypowiedzeniowych, zwraca się ona ku samej sobie, pisze historię własnej przemiany, myśli o sobie samej. Jak pisał Jacques Lacan – badanie nieświadomości uwzględniać musi własną fantazmatyczną pozycję wobec przedmiotu, który jednakowoż stanowi także podmiot mówiący i myślący, a zatem medium porządku symbolicznego.

Pomiędzy analizą dyskursu a samym dyskursem zachodzi podobna relacja jak pomiędzy analizą podmiotu chorego psychicznie oraz jego mówieniem – zarówno w jednym, jak i drugim wypadku dyskurs jest przedmiotem i metodą, pomiędzy nimi następuje podwójne zapętlenie.

Analiza wypowiedzi – zarówno w psychoanalizie, jak i w archeologii wiedzy, w regularnościach, gramatyce, powtarzalności języka, ale też nieregularnościach gramatycznych, uskokach sensu, potknięciach i lapsusach, szukać musi miejsc granicznych – barier, zapętleń i transgresji. W nich właśnie obiekt mówiący obnaża swoją pozycję podmiotową – psychoanaliza dostrzega moment konstytucji ja w miejscu, w którym czynności pomyłkowe ujawniają istnienie

„innego” porządku myślenia, którego ja jest tylko wierzchnią warstwą. Archeologia zaś (a potem genealogia władzy, gdyż obie stanowią właściwie dwie składowe tej samej krytycznej metody), w relacjach semantycznych, a także strukturach syntaktycznych wypowiedzi, poszukuje fundamentalnego nie-porządku historii, wtargnięcia w obszar zdyskursywizowanej wiedzy, sił nie ograniczających się wyłącznie do porządku symboli, jednak wyrażających i funkcjonujących jedynie w obszarze języka.

Psychoanaliza pokazuje, że pewien rodzaj konieczności i zewnętrzności charakteryzujący fantazmaty rządzące świadomością, oraz idąca za tym – naddeterminowana przez przecinające ją                                                                                                                

140 M. Foucault, Archeologia wiedzy, op. cit. s. 152.

141 C. Lévi-Strauss, Skuteczność symboliczna, op. cit., s. 199.

siły, jednostki, rodzinę, państwo – konstytucja podmiotu, stanowi efekt nieprzewidywalności i przygodności chaosmosu142 – heterogenicznego pola pozostającego w ciągłym napięciu i ciągle generującego nowe formy, którego częścią jest sam podmiot. Na tej samej zasadzie archeologia wiedzy wskazuje na fakt, że ład wypowiedzi, struktura języka oraz idąca za nimi produkcja idei i konceptów odsyła do pewnego historycznego porządku, którego nie można zredukować do, jedno z dwóch: wyłącznie dyskursywnych lub wyłącznie społecznych przyczyn. Jeśli dyskurs to nic innego jak praktykowany język, oznacza to, że społeczeństwo i narracja stanowią jedno.

Nieuchwytny porządek języka reguluje przypadkowość i splątanie relacji społecznych, zarazem odwrotnie, porządek rozproszenia wypowiedzi, geologia wypowiedzi, uwarstwienie formacji dyskursu jest efektem nakładania się na nie transcendentalnego diagramu historii – trwania tego, co symboliczne i społeczne. Archeologiczna krytyka dyskursu nie szuka więc empirycznych czy transcendentalnych – w sensie Kantowskim – przyczyn (choć sam Foucault posługiwał się swoistym pojęciem transcendentalnego), które doprowadziły do „wypowiedzenia – tej czy innej – wypowiedzi”. Ciągi przyczynowo-skutkowe nie leżą w polu zainteresowań archeologii. Jako nauka o potencjalności odnajduje raczej „scenę pierwotną” wypowiedzi, która – co doskonale rozumiał Jacques Lacan – jest już „wstecznie naznaczonym” wytworem samego dyskursu podmiotowego. Jeśli istnieje podmiot jako jedność świadomości, to tylko jako własna historia wewnątrz dyskursu podmiotowego. „Ciągła historia jest korelatem świadomości”143 – odpowiada Kołu Epistemologicznemu Foucault. Jeśli jednak dyskurs jest, co wiemy już ze wcześniejszych rozważań na ten temat, jedynie praktyką, wypowiedź zaś związanym z nim wydarzeniem, siłą rzeczy podmiot to praxis. Archeologia bada możliwości wypowiadania rzeczy, które, jako transcendentalna konstytucja podmiotu, stanowią „rzeczywistość wirtualnego” – byt potencjalny, którego człony są rozłączne: „albo… albo…”, ale i sekwencyjne: potencjalności „albo” stanowią środowisko formowania się dyskursu. „Chodzi o […] następujące po sobie losowania, z których każde dokonuje się przypadkiem, ale w warunkach określonych zewnętrznie przez losowanie wcześniejsze”144 – opisuje ten mechanizm Deleuze, porównując go przy tym do matematycznej teorii łańcuchów Markowa. W świetle rozważań archeologicznych, słowa, których Foucault używa w latach 80. gdy zajmuje go znów krytyczny etos Kanta, nabierają zupełnie nowego znaczenia. Idea krytycznej ontologii nas samych, o której pisze w artykule Czym jest Oświecenie?, traktowana dość ogólnie, zdaje się radykalnie różnić od formułowanego w Archeologii wiedzy programu badania historycznego a priori. We wspomnianym artykule francuski filozof dokonuje rozróżnienia pomiędzy                                                                                                                

142 F. Guattari, Schizoanalytic Cartographies, przeł. A. Goffey, London-New Delhi-New York-Sydney 2013, Bloomsbury, s. 155.

143 M. Foucault, O archeologii nauk, op. cit., s. 309.

144 G. Deleuze, Foucault, op. cit., s. 113.

transcendentalnym a archeologicznym wymiarem możliwej krytyki, jaka miałaby stanowić sedno jego pracy nad nowymi formami etyki zakorzenionej w etosie aktualności i metodologii troski o siebie.

Krytyka, którą proponuje Foucault „nie jest transcendentalna, jej celem zaś nie jest czynienie możliwą metafizyki: jej cele jest genealogiczny, a metoda archeologiczna. Archeologiczna – a nie transcendentalna – w tym sensie, ze nie będzie starała się poszukiwać uniwersalnych struktur wszelkiego poznania bądź wszystkich możliwych działań moralnych, lecz spróbuje traktować dyskursy artykułujące to, co myślimy, mówimy i robimy jako historyczne zdarzenia”145.

Czy zatem przesunięcie, o które chodzi Foucaultowi oznacza radykalne zerwanie z postulatami pochodzącymi z końca lat 60.? Czy niniejszy fragment możemy odczytywać jako autopolemikę z regułami poszukiwania fundamentalnych kodów kultury, jakie formułował on w Słowach i rzeczach? Sednem tej kwestii jest właściwe zdefiniowanie tego, co transcendentalne w myśli Foucaulta – termin ten, jak już wiemy, rozumie on swoiście, usuwając z niego komponent uniwersalny i relatywizując historycznie absolutny charakter dyskursu. Transcendentalny wymiar wydarzenia dyskursywnego nie jest własnością metafizyczną, a raczej par excellence materialistyczną. Nie oddaje on paradygmatycznych własności poznania, niezależnych od sprawstwa podmiotu – rozumianego jako świadomy byt – i od efektów wydarzeń historycznych.

Transcendentalny wymiar dyskursu to jego – paradoksalnie – najbardziej praktyczna strona, ład, który istnieje tylko w potencjalności aktów, wiążąc je i regulując jako porządki empiryczne, narzucające się aktywności podmiotu i rozbłyskujące w wydarzeniu. To, co transcendentalne nie jest więc również własnością daną i niezmienną – jako zestaw historycznie zmiennych reguł gry, samo również jest czymś w rodzaju gry, „nie może umknąć historyczności: nie tworzy ono nad zdarzeniami, na nieruchomych niebiosach, struktury ponadczasowej, ale określa się jako zbiór reguł charakteryzujących dana praktykę dyskursywną”146. A zatem to, co transcendentalne jest zarazem najbardziej empiryczne, to, co nieświadome w historii nie leży gdzieś poniżej języka i mowy, ale rozbłyskuje w dyskursywnych wydarzeniach – „zjawia się” na powierzchni, pomiędzy nimi oboma. Potwierdza to Andrzej Leder, gdy pisze, że „nie-obecne, nie-świadome nie może się stać przedmiotem kontemplacji, dostępnej dla wtajemniczonych. Nie ma jakiejś ukrytej wiedzy, przysłoniętej błędami «metafizyki obecności»”147. Umysł nie ma dostępu do treści nieświadomych, nie dlatego, że są one przed nim ukryte, ale dlatego, że nie są one w ogóle żadnymi treściami – wszelka treść, a zatem wszelka przyczyna, tak psychicznych, jak i                                                                                                                

145 M. Foucault, Czym jest Oświecenie?, w: Idem, Filozofia, historia, polityka. Wybór pism, op. cit., s. 289.

146 Idem, Archeologia wiedzy, op. cit., s. 152.

147 A. Leder, Nieświadomość jako pustka, Warszawa 2001, Wydawnictwo Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk, s. 44.

dyskursywnych procesów, jest w istocie wtórna wobec transcendentalnej formy, jest jedynie praktykowaniem, powtarzaniem, produkowaniem sensu. Tak więc, pisząc dalej:

Treść ta, nie „może czekać na nas ukryta w głębokich warstwach naszej psyche albo universum kulturowego. A taką właśnie wizję, gnostycką w rozumieniu Voeglina, niosą metafory «archeologiczne», których namiętnie używają krytycy świadomości [w przypisie: Obraz «zagłębiania się» i «odnajdywania» jest stale obecny w myśli Freuda, ale też, np. Foucaulta]148.

Podzielamy oczywiście wniosek ogólny, jaki wysnuwa autor powyższych słów, nie mogąc zgodzić się jednak w pełni na rozszerzanie go w kierunku niektórych ze wspomnianych

„krytyków nieświadomości”, w szczególności zaś Foucaulta. Metoda Foucaulta, jako nauka o praktyce dyskursu, którego płaska powierzchnia jest niczym więcej jak polem przemierzanym dopiero przez rozmaite siły rodzące świadomość i podmiotowość, nie szuka żadnego „drugiego dna”. „Zamiast przemierzać pole dyskursów, aby odtwarzać na swój rachunek wstrzymane totalizacje, zamiast szukać w tym, co było powiedziane owego innego ukrytego dyskursu, który jednak pozostaje tym samym […], nieprzerwanie dokonuje zróżnicowań – jest rozpoznawaniem”149. Jej podstawowe funkcje to, z jednej strony, odniesienie danej wypowiedzi – stanowiącej poniekąd symptom pozostający w ścisłej relacji do nieuświadomionej formy języka – do systemu rozproszenia, który umożliwił jej pojawienie się w przestrzeni dyskursu.

Praca ta polega zatem na poszukiwaniu historycznych współrzędnych myślenia i mówienia; z drugiej zaś, co za tym idzie, oznacza ona diagnozowanie linii ujścia, a zatem dróg i form transformacji systemu, jego konstytutywnej nierównowagi, immanentnej sprzeczności, która jest już przekształceniem dyskursu, jego drogą poza samego siebie, do historycznego spełnienia, oznaczającego transgresję, „ponieważ znajduje się ona zawsze poza nim i ponieważ nigdy nie może jej objąć całkowicie. Sprzeczność funkcjonuje zatem wzdłuż przebiegu dyskursu jako zasada jego historyczności”150. Odpowiednie umiejscowienie wypowiedzi-symptomu w ramach swoistej kartografii (w sensie topologicznym) dyskursu oraz genealogii (w sensie temporalnym) tworzących go praktyk, stanowi antycypację zmiany. Jest to zatem swoista polityka dyskursu, kreacyjna funkcja metody, która sama jest częścią pola historycznego151. Dlatego więc, choć trudno byłoby uznać Foucaulta za bezpośredniego kontynuatora Lacanowskiej psychoanalizy                                                                                                                

148 Ibidem, s. 45.

149 M. Foucault, Archeologia wiedzy, op. cit., s. 238.

150 Ibidem, s. 177.

151 Podobnie jak dzieje się to w przypadku metody Lacana, w której podstawową stawką jest nie tyle znalezienie absolutnej prawdy, którą wyraża symptom, ile – wręcz przeciwnie – znalezienie prawdy względnej tzn.

relacyjnej, odniesienie symptomu do nieświadomego systemu, którego jest częścią (Klucz do psychoanalizy. Z Jacquesem Lacanem rozmawia Madelaine Chapsal, w: S. Žižek, Lacan. Przewodnik Krytyki Politycznej, przeł.

J. Kutyła, Warszawa 2009, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, s. 169).

czy nawet wprost za jednego ze strukturalistycznych teoretyków języka, niewątpliwie zarówno z jednym, jak i z drugim wymiarem myśli Lacana – tym samym zaś ze strukturalizmem w pewnej specyficznej postaci reprezentowanej przez środowisko francuskich intelektualistów lat 50. i 60.

– miał Foucault wiele wspólnego. Więcej, łączyła go ze wspomnianym kierunkiem więź myślenia mocniejsza niż wszelkie jasno wyłożone zależności pojęciowe, swoisty „styl myślenia”, który – wzbogacony o bardzo wiele innych wątków: Marksowskich, Nietzscheańskich, tych związanych z filozofią nauki, i tych związanych z Heglem, szczególnie zaś z Heideggerem – umożliwił mu zbudowanie własnej, oryginalnej metody. Tak, jak potrzebny jest jednak opresywny kontekst społeczny do wybuchu rewolucji, tak też – zbyt duszne dla wielu młodych myślicieli tamtego czasu, takich jak Foucault, Deleuze czy Barthes – strukturalistyczne środowisko umożliwiło autorowi Woli wiedzy wykroczenie poza ramy epoki, sformułowanie programu filozoficznego, który nazwał on potem „ontologią nas samych”. Zdawał się to zapowiadać już w 1966 roku mówiąc:

Myślimy wewnątrz myślenia anonimowego i przymuszającego, które jest myśleniem jakiejś epoki, jakiegoś języka. To myślenie i ten język mają swoje prawa transformacji. Zadanie dzisiejszej filozofii […] polega na wydobyciu tego myślenia poprzedzającego myślenie, tego systemu poprzedzającego wszelki system… On jest gruntem, z którego nasza „wolna” myśl się wyłania i rozbłyskuje przez chwilę152

O czym lub o kim, używając iście Heideggerowskiej frazy, mówi w tym pięknym fragmencie Foucault? Niewątpliwie o każdym historycznym „systemie”, każdym a priori dziejów, które mogłoby stać się przedmiotem archeologii wiedzy, również o tym, z którego pochodzi on sam i który pozwolił mu na emancypację własnej myśli. A zatem także o tym, z którego pochodzimy my i który wydaje nam się tak nieubłaganie oczywisty.

                                                                                                               

152 M. Foucault, Kiedy przestał pan wierzyć w sens?, op. cit., s. 36.