• Nie Znaleziono Wyników

Blizko zbawienie Jego tym, którzy się Go boją

P s a lm 8 4 w . 10.

J u ż słońce miało się ku zachodow i i miłym chłodem po znojnym trudzie do w ypoczynku w ab iło , k iedy mozolną p racą przy swoim w arsztacie zajęty ro b o tn ik , pomimo unużenia, osta­

tnich sił d obyw ał, do w ykończenia przedsięw ziętego swej sztu ki wyrobu. B yłto Szym on Z u lick i, ubogi w praw dzie na dorobku tk acz w C zelunce, ale za uczciwe zachow anie s ię , pracow i­

tość i sum ienną rzetelność, pow szechnego w całej gm inie do­

znający szacunku. M iał on zw yczaj w yznaczać sobie ilość ro ­ boty na k ażd ą godzinę; dla tego kiedy n iekiedy sp o glądał na w iszący na ścianie zeg a r drew niany, żeby swego zadania g o r­

liwie dokonał. Z zm rokiem dopiero pilny rzem ieślnik zab ierał się do w yp oczyn ku , m ów iąc do s ie b ie : dosyć n a d z is ia j, bo mi ju ż praw ie członki zdrętw iały, po długiej bez w ytchnienia pracy. W łaśnie też i żona jeg o B asia z k o zą do domu wróciła;

bo g dy ci ubodzy a dobrzy ludzie prócz połowy lichego domku, żadnej innej nie mieli w łasności, to i z koziną trzeba było w yjść

nk pole, nie dla użycia zapew ne św ieżego p o w ietrza,

ile

dla łatw iejszego i tańszego nakarm ienia jedynego zw ierzęcia, które choć w części przyczyniało się do ich utrzym ania. T erąz ^za pow rotem rozpaliła na kominie, a przystaw iw szy ziem niaki do ognia, zajęła się wydojeniem kozy; w reszcie oboje usiedli przy stole i rozpraw iali o rzeczach zw yczajnych, a najwięcej o sw o ­ jej biedzie, z ja k ą to trudnością wydobyć się im z niedostatku

p rzy ch o d z i; kiedy inni opływ ają w dostatek i obfitość w szyst­

kiego to im przeciw nie zaledw ie na opędzenie pierw szych potrzeb życia w ystarcza. J e d n a k nie rozpaczali bo ich oży­

w iała ufnóść! w Bogu i lepszego losu nadzieja: przecież dzisiej­

sze położenie zmienić się może na pom yślniejsze, zw łaszcza ja k mówił dalej młody tkacz, po zapew nieniu przedsiębiorcy w y ­ robów płóciennych, przy ostatniem odstaw ieniu ro b o ty : że przez w y trw ałą pracę i pomoc żony w rzem iośle a licznych teraz zam ówieniach i łatw em pozbyciu to w aru , i nasz dochód po­

w iększy się niezawodnie.

o | Q | | l z ^ y • B asia w edlej s jfc .^ o i^ J i^ ^ i^ p c ^ o b ie iu a ą g m agała mężowi, a gdy już, i ona piógła podołać pracy, i cztery ręce więcej zdziałały, to i przychód dostatniejszy, w ysw obadzał ngło^e; nndźeijstwo z poprzedniego niedostatku a przy najw iększej we w szystkięm oszczędności, nie tylko udało się im opatrzyć się w potrzebne w domu p orząd eczki, przybrać pom ocnika do roboty, ale naw et i uraczyć się niekiedy szk lan k ą piw a i g a rj puszkiem kaw y w Niedzielę, i Święta. Z asłu g u ją też ci młodzi ludzie na pochwałę bo popraw ę swego losu za błogosław ień­

stwo Bótskie, poczytyw ali, i dziękując za, n ie . dobrotliwej O pa­

trzności, z w iększą jeszcze gorliw ością brali się do pracy.

Jed n eg o dują w porze jesiennej pow ziął nasz m ajster wiadomość, o m ającej się odbyć w m iejscu ich zam ieszkania liny ta c y i; gospodarz bowiem, z tej samej gm iny postanow i wszy przenieść się do krew nych na Podole, chciał sprzedać, sw ą w łasność sk ład ającą się z k a w a łk a p o la , i m ałego pastw iska.

A że nie, m ia ł zam iaru zakupienia natychm iast g ru n tu , bez rpzpatrzenia; się należytego w każdym w zględzie w obranej pi-zez gięb ie,o ko licy ; dla tego nie £ądał jednorazow ej źa sw ą

— 50 —

- 54 —

ch u d o b ęn ałeży tó śer, ale przestaiY&ł na rocznych ratach. Szytórbń przeto oznajm ił żonie, że gdy za ła s k ą B oską m ają zebranyćh piaręset złr., to możeby się udało łatw iejszym sposobem przyjść do własności. Basia zrazu nie jedno w ptkw dzie przytoczyła a l e , mąż w szakże ta k zręcznie um iał cały ten zam iar w y ­ staw ić, że i żona jeg o skłoniła się do czynionych je j przed­

staw ień,' i ju ż w m yśli w idziała krow ę i kozę na swojem pastw isku.

Pom ierna rolka i m ała łą c zk a przy niew ielkiej liczbie ochotników, w yszły na 600 złr. Szymon utrzym ał się p rzy kupnie; ja k o najw ięcej dający, i natychm iast 200 złr. ja k o p ierw szą ratę złożył z obow iązkiem spłacenia reszty w dwóch ipastępnych term inach, co zdaw ało się łatw em do w ykonania, m ianow icie przy pilnej pracy, licznych zam ów ieniach i k o rzy - stnem pozbyciu wyrobionego to w a ru , a szczególniej przy oszczędności, tak istotnie w zarządzie domowym koniecznej.

I rzeczyw iście w pierw szych m iesiącach po nabyciu w łasności, wiodło się im dość pomyślnie — ale zmienne są losu k o le je ., kiedy one d otkn ą niepowodzeniem , w tedy przeciw ność przeraża nas, w szelkie zaw odzi nadzieje i zam iary nasze niweczy.

T a k się i i teraz stało. N ieprzew idziane zaszło zdarzenie.

N iespokojności w ościennym k ra ju , zatam ow ały zw ykły ruch handlowy.; rozprzedaż tow aru utrudzał sm utny zbieg okoliczności;

odbyt m iejscow y o k aza ł się nieodpowiedni. Szymon i jeg o żona B asia w niepokoju pożywali codzienny k aw ałek chleba, a w m iarę coraz to bardziej zbliżającej się sp łaty na term in oznąpzony, coraz to cięższa tro sk a udręczała ich dusze bo po­

mimo w ysilonej pracy i w szelkich zabiegów , z trudnością przychodziło zebrać grosz ja k i, ta k istotnie do uiszczenia się w słowię potrzebny. W zrastała obaw a przed dniem złowrogim , któren zbliżał się olbrzym im k ro k iem , a wiele im jeszcze do całkow itej raty brakow ało. Surow y w arunek w razie n iesta­

w ienia się w słow ie na term in oznaczony, całą ich chudobę na najw iększe narażał niebezpieczeństw o.

W taldcm tb dotkliw em dla człow ieka położeniu, n ajw i­

doczniej okazuje się w ew nętrzne jeg o u sp o so b ien ie,

odsłania^-*

je g o w ia rę , ufność w opiekę B oską i pokorę do przyjęcia przęcijWności z dopuszczenia B o ż e g o , a nie z w łasnej winy pochodzącej. C iężko zakłopotany S zy m o n, bez sposobu w yjścia z sw o jej p ie d o li, udał się z nieśm iałością do m ajętnego swego krew nego o pożyczenie stu złr., których mu jeszcze do ju ż zeb ran y ch , do złożenia na term in oznaczony brak o w ało ; ale d arem nie: zimno i obojętnie przyjęty, bolesnej doznał odmowy, są bowiem ludzie tw ardego s e rc a , bez litości na cierpienia bliźniego.

G łęboko zaniepokojony w rócił Szymon do do mu , a sm u­

tek i udręczenia ogarnęły jeg o d u s z ę , i do rozpaczy go p ra ­ wie przyw odziły: coraz to bardziej zap adał w przepaść, z której w ydostać, się nie było sposobu Zapom niał chwilowo o tej wszechmocnej P o tę d z e , w której ręk u człow ieka losy złożone;

B asia ty lko w strapieniu m ęża a w wspólnej niedoli w Bogu znacliodziła ulgę i pociechę w swojem nieszczęściu i często p o w tarza ła: T e n , co o najm niejszym robaczku pam ięta, i nie­

p o rad n ą żyw i ptaszynę. T en pewnie o nas nie zapomni, a je żeli tylko z ufnością i z szczerem poddaniem się Je g o św iętej woli poruczym y Jem u nasz los dotkliw y, to pew nie przy naszem sta ra n iu , łaskaw ej Je g o nad sobą doznamy opieki.

W krótce potem przy nadchodzącej N ie d z ie li, w śród cichych łe z , WySypała resztę kaw y na stół z papierow ej torebki, a tu...

coś zabrzęczało i błysnęło n a g l e ... byłto złoty pierścień dro- giemi w ysadzany kam ieniam i. B asia zapłonęła rad ością i za­

w ołała z u niesien iem : Zobacz Szym onie, co j a tu m am ; nasz ZbaWca nie pominął nas, ale owszem pociesza strapionych cu­

downie. Zdziwiony tkacz słow a wymówić nie zd o łał, u k o rzy ł się ty lk o i lUodlitwą usiłow ał p rzeb łagać B oga za swoje nie­

dowierzanie; Po niejakiej chwili zgodzili się na to , źe ponie­

waż byłoby grzechem zatrzym ać pierścień będący cudzą wła- sn o ść ią, to nałeżało zaraz nazajutrz udać się do m iasta i oddać go k u p c o w i, od którego k aw a b y ła w z ię ta : ale tego jeszcze w ieczora z serdecznem uczuciem składali dzięki opiekującej się nimi O p atrzn o ści, za ru tu n ek w ta k opłakanem ich po­

łożeniu.

52

53

-N azajutrz z pierw szym dnia brzaskiem był ju ż Szymori w drodze do m iasta, i zaledw ie śniegow ą zadym kę i w iatr zimny późnej jesieni d ostrzeg ł, bo jego serce wiosna n apaw ała weselem. Często ty lko chw ytał się za kieszeń od kam izelki, żeby nie w yronił swej kosztowności.

— W inszuję wam panie S zym onie, rz e k ł k u p ie c, przy odebraniu pierścienia, je stto klejnot w ysokiej w arto ści, pew nie na k ilk a tysięcy złr. szacow any; ale nie p rzy zn aję się do niego;

i trudno może będzie znaleśó jeg o w łaściciela. K aw y dostarcza mi mój przy jaciel z A m eryki, m ający tam sw oje plantacye.

N apiszę do niego o tem zdarzeniu, a jeźli się w łaściciel nie znajdzie, to w tedy pierścień z ła sk i B oskiej i praw a przy was zo stan ie: póki się zaś ta rzecz lepiej nie w y jaśn i, dam wam tym czasem 150 złr. znaleźnego.

Z w dzięcznością p rzy jął Szymon to ośw iadczenie zacnego k u p c a , i natychm iast w ypłaci! p rzyp ad ającą na term in kw otę.

K upiec zaś doniósł sw em u przyjacielow i o pierścieniu z pole­

ceniem wy w iedzenia się o jeg o w łaścicielu, i w spom niał oraz o dodatku do 150 złr. danych już uczciw em u oddaw cy k o sz­

tow nego klejnotu.

D łu g ie tym czasem upływ ały m iesiące — ale zwolna z po­

m yślną zm ianą interesów handlow ych, przybyw ało roboty, w szelkie tro sk i u stąp iły z domu tk a c z a , i praca opłacała się k o rzy ścią, darząc dobrobytem uczciw ego rzem ieślnika. W tem pew nego dnia odbiera Szymon sporą paczkę z poczty z listem od znanego sobie kupca z K r. następującej osnow y:

P anie Szym onie!

W tych dniach odebrałem od mego p rzy jaciela z A m eryki odpow iedź, dla mnie i dla w as pom yślną; załączam tu list jeg o do mnie pisany. Ile razy zdarzy się wam byó w K r. pam ię­

tajcie mię odwiedzić. Pozdraw iam was i w aszą rodzinę.

p rzyjaciel M . t .

Z listu z A m eryki okazało s i ę , że pierścień był w łasnością przyjaciela kupca M. W edług w szelkiego do praw dypodobień- stw a zg in ął on w czasie przeg lądu beczek z k aw ą p rzez n a­

czonych do E uropy, ta k w ięc pierścień w kaw ie p rzez morze

-

M

i lądy dostał się w reszcie do -torebki papierow ej uczci w ego tkacza. W iadom ość o znalezionej zgubie w y k azała niew inność posądzonego o kradzież niew olnika m urzyna. W iele ów biedak w y cierp iał, ale teraz w olnością był udarow any, Szymon zaś otrzym ał drugie 150 złr. zn a le ź n e g o , ja k o do datek do ju ż po­

przednio odebranych od kupca z K r.

O dtąd młodzi m ałżonkow ie ży jąc w miłości i zgodzie, uczciw ą p racą i w ychowaniem sw ych dzieci zajęci, p rz y bło­

gosław ieństw ie N iebios często z głębokiem pow tarzali uczuciem:

B lizko zbawienie jego tym, którzy się go boją . . .

Waw. Cz.

O m i ł o s i e r d z i u .

Miejcie w sercu miłosierdzie wybrani od Boga!

P okazujcie je d n i drugim gdzie do nieba droga! ; ? i' Miłość, miłość niech wam s p a ja ser;c waszych pgniwa, ; Ale miłość n i e o b łu d n a , miłość ś w ię ta , żywą! , Czy widzicie te perłowe na kw iateczkaeh łe z k i?

To je st r o s a , k t ó r ą spuścił Ojciec nam niebieski!

O oa k a r m i , ona k rz e p i żyw iące Was zboże,

A tern zbożem i zły człowiek pożywić się .może. • ' P a t r z c i e ! patrzcie, śliczne słońce złym i dobrym świeci, ; i , 0 ! nie czyni Bóg różnicy, wszystko jego dzjieci;

Bóg przykła dem nas n a u c z a , ja k się kochać- m amy, G d y widzimy w bliźnim b r a t a i Boga kochamy ; P o k ó j! pokój na tej ziemi ludziom dobrej" woli, Miłosiernym w długie l a ta żyć P a n Bóg pożwoli Obleczcie ei£ w miłosierdzie wybrani od Boga >

P okazujcie jedni drugim gdzię ku niebu d roga, I życzliwem na bliźniego spoglądajcie okiem I w pokorze cierpliwości idźcie krok za krokiem

Ale każdy z wdzięcznym śpiewem, niech się w niebo wznosi I ja k umie i ja k czuje niech cześć P a n u ^łbsi.

S . Jach.

/u

IffOf

M o s k a l e w Bieczu.

W naszej polskiej G alicyi leży nad rze k ą R opą m ia s to , staropolskie B iecz, które należało do królów polskich a potem podarow ali go królow ie z w ielkiej pobożności biskupom K r a ­ kow skim . Był tu sta ry dw ór królew ski ua.igórze,, gdzie ^prze­

siadyw ali czasem k ró lo w ie , były tu S zp itale dla starców i kalek, był m agistrat z sądami'', gdzie dla w ielkich grzesżników byjł ostry a re st, a naw et nieraz k aran o ich tu śmiercią;. K azim ierz W ielki k azał to m iasto na około omurami opasać), k tó re dó dziś stoją jeśzcze porozw alane , k azał potem na środkuj m iasta Wysoką wieżę w y n łu ro w ać, która: do dziś je sz c z e stoi. K ościół farny je s t tu W ielki, a blisko stoi k a m ie n ic z k a , gdżie się uro­

dził M arcin K rom er , syn m ieszczanina tutejszógb ii zd stał po­

tem: uczonym bisknpeurlpdlskim . . " o. ■■■ w Otoż zw iedzałem i ja z ciekaw ości to m iasto stare. W kó- ściele -tfapotkałem starego kościelnego, któ ry -mi: pokazyw ał pam iątki różne pó kościele, aż: przyszliśm y do w ielkiego .ołta­

r z a , ob’a u k lę k liś m y 'i Opatrywali obrazy. A stary kośdlclny pow iada: ' - ' :i"i : ; >: ośiin; < . i v y > ! . x i u i;;v

— Sto la t temu w padli tu do' kościoła >.'M oskale^izrabb*

wali i popełnili ta k ie św ięto krad ztw o , żer: ażi lisią ■ boję mówić 0 ł ć m , bo coś podobnego robili tylko d aw n i T ałarzy y ó któ­

ry c h nam babki przy kądzieli di> cttóiś opow iadają okrópnośdi.

lAti Właśni®,.' te ż, odpowiedziałem Ua itocp sto la t temu ja k byłbtr' w ojna polska z M oskalam i, k tó rą rozpoczęli pobożni P olacy katolicy za to , że się Mofekale wtuącali doM rządpw polskich i dopuszczali się okrucieństw-;, n ai księżach i :dworach katolickich, a na U k rain ie to popi m oskiew scy pośw ięcali nofce 1 rozdawali: Kozakom, aby P olaków katolików! żabijać, kościoły palić i rabow ać eo było w kościołach i dw orach.

— T oż ta k Samo mówił stary kościelny — rabow ali M oskale i - th koło Biecza, a szli oni

-tędy

k u W ęgrom d o S ą ę jta i do K rakoW a, gdjzie Polacy mieli sWoje w o jsk o . O pow iadają nam starzy ludzie że aż włosy w sta ją , aż się krew ścin a, ĆQ to oui w yrabiali po drodze. Byłoto w samo la to , w łaśnie sto

lat te ra z , zrobił się k r z y k , że h orda m o skiew sk a ciągnie od J a s ła do nas. Je d n i m ów ili, że to K ałm uk i. z jednem o k iem , drudzy znowu że to T a ta rz y na koniach dzik ich , znowu inni o p o w iad ali, że je d zą ludzi i ta k każdy opow iadał okropności.

— T a k nie je s t! pow iedziałem kościelnem u — p ra w d a , że M oskale pochodzą z K ałm uków i T a ta ró w , że ich prad zia­

dowie nie urodzili się w E uropie ta k ja k my Polacy, R u sin i, F ra n c u z i, N iem cy, ale siedzieli w A zyi i do nas przyw ędro­

w ali ja k o poganie i potem się ochrzcili na o k o , ale w duszy i sercu pozostali podaw nem u zaw sze je d n a c y , podobni do T a ­ tarów i K ałm uków i nigdy nie byli dobrymi dla nikogo w św ię­

cie, zaw sze się cudzą k rzy w d ą d o rab iali, O jca św. oszukiw ali a n as P olaków najbardziej skrzyw dzili, bo zabrali k ra je nasze i ju ż od stu la t m ęczą n a s , a teraz odbierają Polakom naw et św iętą w iarę katolicką, ro zw alają im k ap lice , k rzy że i m ęki B oże w całym k raju , kościoły katolickie p rzerabiają na swoje i chcą m ękam i przerobić katolików na M oskali niew iernych O jc u św . — T o, co mówicie że K ałm uki m ają tylko je d n o oko, że M oskale je d z ą lu d z i, to b ajk i, ale to praw da że ro b ią g o ­ rzej niż T u rcy i poganie z katolikam i robili: że najprzód obiecują złote g óry k a ż d e m u , ab y został M o sk alem , a gdy to nie pomoże, obedrą go do koszuli i pow iedzą m u : teraz m asz wóz i przewóz, albo zostań M oskalem, a oddamy ci w szy stk o , albo idż sobie ztąd ja k dziad w św iat, a my to dam y darmo ja k iem u M oskalow i albo sprzedam y mu twój g ru n t za pół d a r­

m o , cm entarz i kościół katolicki zam ienim y n a m o sk iew sk i, a pom ału w ygonim y za tobą i k sięd za i osadzim y tu popa n a ­ szego z żoną i dziećmi. Podobno niem a n ik t tyle włosów na g łow ie, ile oni ludzi w ygubili.

— T o co innego, pow iada stary kościelny, zacząć z sła b y ­ mi ludźm i, kiedy k to m ocny, ale zacząć z Bogiem w o jn ę, to ju ż niem a co mówić na to. A to widać ju ż ta k a m oskiew ­ s k a niedobra d u sza, że zabiera pracę a potem odbiera w iarę albo i życie! Ale ludzie tak że nierozum ni że cierp ią tak ie okropności.

— 56 —

i

— T a k było i tu w Bieczu z M o sk a lam i, wpadli w biały dzień do m iasta, rozkw aterow ali się ja k w dom u, k a ż d y m u­

siał im daw ać, co chcieli — chleb nie tw ó j, g ro sz nie twój , k u ra i g ę ś nie tw o ja , naw et dziecko nie tw o je , bo zab rali i sh ań b ili, a trudno było się b ro n ić , bo w tedy nie było tu w ojska polskiego, a znowu panow ie je d n i byli na w ojnie, a drudzy pokryli się i m ó w ili: niech się dzieje co c h c e , aby mnie było dobrze.

— P raw dę św iętą mówicie ! dodałem .

— O tó ż ! mówi dalej kościelny — najprzód polecieli do m ag istratu , a tu ja k w ym iótł nie było panów u rzęd n ik ó w , bo uciekli z m ia s ta ; potem polecieli na plebanię i k rz y c z e li: daw aj dięgi k s ię ż e ! bo cię p o rąb ie m y ! otw ieraj nam k o śció ł! i w y rą­

bali w ielkie drzw i do k o ś c io ła , w padli ja k b y to była gospoda ja k a , a nie dom Boży, jed ni zryw ali z ołtarzów lichtarze b o ­ g a te , w ytrącali z nich świece i ła m a li, d ru d zy t zabierali złote ram y z obrazów , k rzyże z chorągw i, naczynia poświęcone na chw ałę Bożą i do nabożeństw a — a znowu k ilk u przypadło tu do w ielkiego o łtarza , porabow ali sreb rn e lichtarzyki z cy- boryi, a jeden otw orzył drzw iczki do c y b o ry i, gdzie stała puszka złota z N ajśw iętszym Sakram entem C iała i K rw i p, Je z u sa i z świętem i kom unikantam i, w yrw a! tę p u sz k ę , zd jął z niej pozłacaną su k ien k ę, potem — o d ia B oga! aż mię strach zbiera wymówić t o ! i pobladł s ta ry kościelny i posm utniał a ja powóleńku p o w iad am :

— Może odw ażył się rę k ą św ięto k rad zk ą nie uszanow ać sam ego p. J e z u s a , albo cóż ta k ie g o ?

— Oj ta k ! ta k ! mówił pocichu stary kościelny — ten bezbożnik w ysypał H ostyę N ajśw iętszą i w szy stk ie ko m unikanty na stopnie tego w ielkiego o łta rz a , a drudzy deptali to — o dla B o g a! aż mi się ćmi w oczach, i znowu posm utniał kościelny.

— U spokójcie się, rzek łem , w szak tak ie św iętokradztw o zrobili M oskale ju ż w niejednem m iejscu — Bóg spraw iedliw y czeka popraw y do c z a su , a gd y ludzie k tó rzy pow inni bronić w iary i chw ały B o g a , p atrzą na ta k ie rzeczy obojętnie, to

57

£}8

-Spadnie k a ra Boźa; ta k fta 'świętpkradzcó\v ja k ' i 'n a tych., k tó ­ rym nie chodzi ani o wiaro aur-o- ,oh walę Bożą, Zobaczycie że może jeszcze za waszego :życia 'ziści się ta zasłużona ju ż dawno karai Boża. A le dokończcież ' mi. je s z c z e , co się s ta ło \ dalej

z -te m św iętokradztw em ? :i "ń; :

; -T A cóżby się stało! mówił kościelny — M oskałę,ńjak przyszli, ta k poszli, • nie p i a ł kto u k arać , ich za, tp . — jenęppo- tem zjechali się panowie do m a g istra tu , spisali,,żale,,i sk a rg i na to św iętokradztw o, gdzieś to ;odesłą}i i, tyle, w szystkiego P łak ali k ilk a la t m ieszczanie na taką,.iyaiie-Wpgę, wiauy_, ale nić poradzić nie mogli , bo . w tedy i ani - c h ło p i- ani m ieszczanie n ie p raw ie nie znaczyli. : G dyby to było w tedy tą k , ja k dzi­

s i a j , toby m oże spadla ja k a • k ara pa, ty c h ś w ię to k ra d z c ó w !

— Moi, kochani, o d rzek łem , nie lepiej to i ;dziś -n w szak piszą' gazety* że na rozkaz hM pskalaieąm i chłopi, polscy, w yko­

pali w śzędżie krzyże i % u r y ; k tó r e ich dziadkow ie staw iali, piszą,iznowu ta k , że kom u z chłopów dą M oskal;kaw ał z g ru n ­ tów d w o rsk ic h , te tacy chłopi nie..utarto, .lłie mówią, choć: M o­

skal zam yka kościoły i sprow adza popów swoich i opowiada ijtn w iarę m oskiew ską, że niektórzy przeszli- nawet, pałkiem na Mo­

skałów ^ : ( r . , ,j,

’ 1 — D la Boga! zaw ołał kościelny • -— ta k być nie powinno!

Wszak żeby nd dziś biednemu darow ał kto folw arki i m iasta i k aza ł się wytrzeć B oga Ojoów moich, tobym w olał iść. z kijem po jałm użnie i z g in ą ć , niż przem ienić, w iarę,; ciało moje niech sobie , zginie ,! ale dusza moja uje,Ob będzie z - Bogiem; A ja k ż e ­ bym j a stan ął na sądzie '.przy poioh) dziadach i, ojcach ?

-• T b prawda-! powiedm ałeta kośeielnenfiu — toż niech k ażd y rozum ie, co to znaczy -wiara i pobożność m oskiew ska

<i nie daje się, bałamucić! A to św iętokradztw o, o którem mi mó­

w icie, niech każdy zna, z P olaków i niech wie, że w iara k ato ­ lick a Polaków a w iara m oskiew ska to ta k , ja k niebo i piekł#.

J a Wam dziękuję za tę bistoryę i zaraz j ą .napiszę drugim

J a Wam dziękuję za tę bistoryę i zaraz j ą .napiszę drugim