• Nie Znaleziono Wyników

M i c h a ł J a w i e ń , k m i e ć .

J a d ą c z Bochni gościńcem ku K rak o w u , po półmilowej drodze zbocz na lewo a zajedziesz do wsi N ieszkow ic, której domjci ujrzysz po pagórkach rozrzucone i poznasz zaraz, że tli lud nie biedny, bo Chaty pięknie obielone i drzew koło nich nie mało, a pola dobrze obrobione, to też nie dziw, że w n ie ­ jednym domu znajdziesz parę set reńskich uskładanych, co

w ystarczą na potrzeby nieprzew idziane lub ńa wiano dla dziew­

cząt. W jeżdżając do w ioski obaczysz prosto siebie na p ag ó rk u domostwo wielkie niby dwór ja k i. G dybyś się zapytał czy je to je st m ieszkanie, zaraz ci powiedzą, że M ichała Jaw llia, kmiecia, ja k ic h daj Boże więcej w k raju naszym.

D zięki sposobności poznałem M ichała w roku 1863, gdym z moją ciotką przyjechał do niego na chrzciny. Anira nie mógł

w yjść z zadziwienia, gdym stan ął na podwórztl, że to może być km ieca w łasność. Dom w ielk i, obielony, ź dwom a kominami;

po praw ej ręce piw nica z daszkiem m urow ana, przy niej na prost domu sp ich rz i sto d o ła , dalej w ielkie sto g i; po praw ej stronie ogród z ulami, przy nim stajnia ze czterm a końmi, tuż zaraz obora z krowami i chlew Za domem ciągną się pola.

G dyśm y przyjechali, Michał p rzy jął nas bardzo serdecznie i w prowadził zaraz do izby, w której pełno było ludzi. W net poznałem wielu gospodarzy, pogw arka w szczęła się na dobre, piwo w szklankach szumiało a wódki nie widziałem. B yła może w szafie na lekarstw o.

— 88 —

N araz ludzie się usunęli, w niesiono stoły i pokładziono różne rzeczy do jedzenia. W tem wchodzi wójt z grom adnym i i po stosow nych życzeniach zasiad a do stołu, pije zdrowie gosp o d arza i nowonarodzonego. Po w ieczerzy ja k nie z a g r a w esoła m u z y k a, ja k nie w padną chw accy parobcy, j a k nie zaczną ta ń c z y ć ; hulanka trw ała noc całą. N ad ranem myślę sobie, że już będzie koniec. Ale gdzie tam ! i na drugi, trzeci i czw arty dzień nie było ko ń ca; zabaw a trw ała cały tydzień.

I m yślałby niejeden, że to może pierw sze dziecko. Oj nie, było to ju ż piąte, a ja k się dowiedziałem, każdem u w ypraw iał M ichał ta k ie chrzciny.

A leż bo to człow iek, że go do serca przyłóż. L udzki, uczynny, lubi pow ażne rozmowy, z u st g łu p stw a nie wypuści, jednego tylko szkoda, że nie umie czytać Je d n a k ż e niech n ik t nie myśli, że nauki nie lubi. Owszem ile razy jedzie do Bochni praw ie zaw sze jeżeli nie pożyczoną, to kupioną przyw ozi k siążk ę , oddaje j ą najstarszej córce, k tó ra oprócz różnych robót umie bardzo pięknie czytać. W ted y M ichał grom adzi ludzi w czeladnej izbie po robocie, siada p rzy kominie i każe córce głośno czytać. W szyscy słuchają a przyjdź tylko do Jaw n ia w święto lub w N iedzielę a znajdziesz tara w ójta i kilk u innych gospodarzy, zajęty ch słuchaniem tego, co im Jaw ień opow iada.

O ! bo Jaw ień lubi n au k ę a ja k dba o n ią , to wam n a j­

lepiej w yśw ieci czyn je g o piękny.

P rzed kilkom a laty zw ołał do sw ojego domu k ilk u g o spo ­ d arzy i ta k do nich m ó w i:

— W naszej wsi potrzebną je s t szkoła. Złóżm y się w szy­

scy, w ystaw m y b u d y n ek , sprow adźm y nauczyciela a pewnie będziem y mieli pociechę, g d y dzieci nasze tem nas baw ić będą, czego sam i nie umiemy.

P rzy stali na to g o sp o d a rz e , ale ja k zw ykłe znaleźli się m iędzy nimi i tacy, którzy byli przeciw ni szkole i tem się tłó- maczyli, że w ieś rozrzucona, numerów mało, to nie są w s ta n ie utrzym ać szkoły; tem bardziej że dzieciom niedogodnie.

A M ichał na to :

— 89 —

— K iedy wam się nie podoba, ja nie zezw olę, żeby dzieci moje były nieprzym ierzając ja k owe kołki w płocie. O dstępuję w moim domu je d n ą połow ę, sprow adzę do niej nauczyciela, będę mu płacił, a kto będzie chciał posyłać swoje dzieci niechże płaci nauczycielowi osobno. N ie długo trze b a było czekać a w M ichałowyra domu zam ieszkał n a u c z y c ie l, którego na chrzcinach na w łasne oczy widziałem i ja k słyszę do dziś dnia jeszcze tam m ieszka, ale czy ten sam , tego ju ż nie wiem.

W tenczas m iał do nauki dw adzieścioro dzieci. Otóż widzicie, dla dobra w łasnego i wioski swej rodzinnej płacił Michał n a u ­ czycielowi ze swojej kieszeni pięćdziesiąt reńskich rocznie a oprócz tego daw ał mu w ikt i pomieszkanie.

Państw o we dworze lubią bardzo dzieci Jaw n ia to też dziedziczka często bierze n ajstarszą córkę do domu i tam ją uczy różnych robót. N ieraz dobra dziew czyna i cały tydzień tam siedzi, bo jej pani puścić nie chce. D ziedzic szanuje M i­

chała Jaw nia, to też mu robi, co tylko może.

Z M ichała poradny gospodarz, troskliw y ojciec a przytem i żartow niś w eso ły , dlatego ma w Bochni w ielu przyjaciół, k tó rzy się cie sz ą , gdy go m ają w swojem kole. A gdybyś i dzisiaj przybył do n ie g o , znajdziesz pew nie w jego domu k ilk a książek, a chciej której pożyczyć, zaraz ci powie:

— D obrze, ja ci pożyczę, ale złóż zastaw , bo gdy k siążk ę z g u b is z , muszę mieć inną.

M ichał lubi się zabawić, ale co ju ż do wódki, to go nigdy nie namówisz. D latego m ów i:

— Z tym szatanem nic nie chcę mieć do czynienia, bo on od domu odwodzi błogosław ieństw o Boże.

1 praw dę mówi, toż poznać można, że nad domem Ja w n ia jaśn ieje ła sk a Boża. Lubi on słu ch ać , gdy mu có rk a czy ta:

O l u d z i a c h z p o d s ł o m i a n e j s t r z e c h y a niechby mu kto w spom niał, że gdzie w innej ziemi złoty dostanie pałac, pew nieby go w yśm iał i nie ruszyłby się z ojczystej grzędy.

Co tu o nim piszę, je s t praw d ą św iętą, dla tego nie oba­

wiam się zu p ełn ie, że się poczciwy M ichał na mnie pogniewa

— 90 —

a ludzie nie po w iedzą, ż e k a ż d a l i s z k a s w ó j o g o n c h w a l i , chociaż nie chw aląc się jestem dobrym je g o zna­

jom ym. Józef z Bochni.