• Nie Znaleziono Wyników

który chwalebny pracy ryk swoich zjednał sobie wiekopomny sławę

(D o k o ń c z e n ie .)

Stw osz nie m ógł się ju ż ostać w K rak o w ie po tylu przejściach bo lesnych, porzucił więc m iasto rodzinne i znowu w ybrał się do N orym bergi. O kazyw ano mu ta k samo ja k pierw szym razem nieżyczliw ość a naw et zaw iść b ezw sty d n ą, lecz trzym ał

37

-się na uboczy, unikał nieprzyjaciół i pracow ał sam otnie, zam ­ knięty w swojej izdebce. Aby mu łatw iej było dać sobie radę z gospodarstw em , ożenił się z N iem k ą, licząc ju ż lat przeszło pięćdziesiąt. T era z jeszcze mniej sty k ał się z butnera m iesz­

czaństw em niem ieckiem , bo żona w zięła na siebie cały ciężar zajęć dom ow ych, on zaś pracow ał i to najw ięcej dla m iast i krajów odleglejszych. Ale i to odosobnienie nie ochroniło go od złości ludzkiej. A by go poniżyć ko nieczn ie, N iem cy w ym yślili okropny p o d s tę p , oskarżyli go o ja k ie ś fałszerstw o i pozwali do sądu. Stw osz stan ął z czystem sum ieniem , k tó re było je d y n ą je g o obroną, a oskarżyciele p rzystaw ili podku­

pionych świadków , którzy zap rzy sięgli że on winien. N a mocy tego zeznania skazano W ita Stw osza na haniebną k a r ę , na piętnow anie przez policzki.

O ! ja k iż to m usiał być cios dla człow ieka z ta k ą duszą, dla człow ieka, którego całe życie było ta k czyste i tylko chw ale B oskiej pośw ięcone! Stało się je d n a k , w yrok okropny w ykonany. H ańba m iastu co zniew ażyło w ielkiego m ę ż a . . .

N ie koniec na tem aby go na zaw sze w mieście zatrzym ać, kazano mu przysiądz że do końca życia nie opuści N orym bergi.

N ie dość na tych w szystkich nieszczęściach. Znowu ow dow iał, synow ie których m iał k ilk u z drugiej żony, poszli w św iat szukać szczęścia, a on samotny, cierpiący starzec pozostał w domu sam jeden z w nuką tylko. Pomimo tego w szystkiego nie zachw iał się ani razu na duchu, ale p racow ał i św iat swemi dziełam i zdum iew ał do o s ta tk a , aż w końcu ostatnia dotknęła go k lę sk a : ślepota.

* * *

Znowu la t k ilk a minęło — cóż to za ruch niezw y k ły w N o rym berdze? sędziow ie spieszą na ratu sz — lud grom adzi się ciekaw ie — w szyscy mówią o tym ślepym starcu co m ieszka daleko za m iastem w zacisznym ja k b y k laszto r domku.

T en starzec miał być niegdyś sław nym m istrzem , podobno św iat zdum iew ał swojem i pracami. Sędziow ie zajm ują m iejsca w ratuszu i na nowo po ty lu latach p rzetrz ąsają sp raw ę W ita

-

38

r o

-S tw osza bo oto ludzie owi n ieg o d n i, którzy go p rzy p raw ili 0 tyle k lę sk , o h ań b ę, w yznali na śm iertelnej pościeli sw oje krzyw oprzysięstw o.

W it Stw osz został uniewinniony, w yrokiem sądu uroezyście do czci w ró c o n y ... O! ileż szczęścia w tych sło w a c h !,.^

T a k doznał tego szczęścia stuletni starzec u sch yłku żywota 1 um arł z przebaczeniem i m odlitw ą dziękczynną na ustach.

L a t a , w ieki minęły i zupełnie zapom niano o Stwoszu.

Jednp z jego dzieł zaginęły, drugie zniszczały, dopiero w naszych ju ż czasach zaczęto inj się- p rzy p atry w a ć , odgrzebyw ać je i podziw iać, poznano że był jednym z najw iększych mężów sWojegp czas.u; a naw et Niemcy przyw łaszczają go dzisiaj so b ie, utrzymująj koniecznie że był Niemcem i w ynoszą pod niebiosa zasług i te g o , z którym ich przodkow ie ta k okrutnie

się obeszli. ,

Skreśliłem wam kochani czytelnicy m ały obrazek z prze­

szłości. P rzenieśm y go w czasy d zisiejsze, abyśm y z niego pożyteczną dla siebie w yciągnąć mogli naukę. D zisiaj inne s ą czasy, inne stósunki, ale ludzie tacy sami jak, n ieg d y ś;

i dziś niewdzięcznością odpłacają za d ob re, i .dziś p rześladu ją niew innych, jeżeli ci różnią się od drugich ;cnotą albo ja k ą ś w łaściw ą sobie zręcznością Co do nas nie mamy ju ż ta k ie j m istrzów ja k za czasów W ita Stwosza. S ą w praw dzie pomiędzy uczonym i, pomiędzy mulayzami i t. p. m ężow ie, co w naszych ju ż czasach praw ie takiej doszli sław y w k ra ju i za krajem ja k S tw o sz; ale cóż się to stało z naszerai rzem iosłam i?

W szy stk ie wyroby sklepow e u nas sp rzed aw an e, z zagranicy pochodzą. P rzy czy n ą tego je s t nietylko b rak fab ry k ale i to ż e nie mamy zdatnych rzem ieślników . M łodzieniec byw a zręczny do w szystkiego, pochopny do każdej roboty, ale nie m a w y trw a ­ ło ś c i, w szystko zbyw a lekko i niedbale. Z apatrujm y się na przodków i w stępujm y w ich ślady. Życie W ita Stwosza wzniosłym je s t dla nas przykładem . N aśladujm y go w jego w ytrw ałości, pracow itości, trzeźw ości. K ształćm y się usilnie ja k on, korzystajm y z każdej sposobności nabycia nauki, dbajm y

o sław ę naszą i naszego narodu, nie pozw alajm y się w yprzedzać cudzoziemcom, a jeżli kogo w dalszem życiu spo tk ają z woli bożej jak o w e klęsk i, niech się im podda z ta k ą pokorą ja k Stw osz, niech je ta k mężnie ja k on zniesie a Bóg za to w szystko choćby dopiśro u schyłku żyw ota n a­

grodzi go za w szystko złe, co w iększa, naw et po w ielu latach odgrzebią imię jego z niepam ięci i n agrodzą poczcżeniem.

Stanisław Krałcowczyk.

— 39

-P i ę k n e p r z y k ł a d y . >h

O

t y c h

,

k t ó r z y s ię W p ó ź n i e j s z y m w i e k u c z y t a ć n a u c z y l i . O nic ta k nie łatw o ja k o, wymówkę. Ludzie chw iejni, a do tego słabej w oli, najwięcej m ają w ym ów ek, bo pracy nie naw idzą a trudów się boją. D latego nieraz słyszeć możecie, gdy ludzie m ów ią:

— K toby tem u podołał — to nie na n aszą głow ę!

Ale w ym ów ki takie uspraw iedliw iać nie m ogą; znam ionują tylko słabe dusze P rzysłow ia n asze,, w których się mieści m ądrość narodowca, żb ijają ta k ą g ad an in ę, bo jedno m ów i:

„K to chce, ten m oże11 a d ru g ie: „Pieczone g ołąbki nie w padną do g ą b k i.“ Ztąd więc wypływra , że kto chce co zrobić, m us^

p racow ać, a kto m a silną wolę i od pracy się nie uchyla, cudów dokazać może.

D zisiaj każdy gospodarz wie o tem dobrze, że bez ja k iej takiej nauki człowiekowi żyć tru d n o , że kto chce mieć pow a­

żanie i pożytek w iększy, powinien mieć w iększe oświecenie.

W ypada tedy jednem u i drugiem u umieć czytać, a to co cźyta, rozumieć i korzystać z tego wredle potrzeby swojej. A przecież g dy się mówi nie jednem u o czytaniu, zaraz ci powie :

— A któżby sobie na starość głow ę su sz y ł? Czego się J a ś nie n a u c z y ł, tego się J a n nie nauczy.

Je stto tylko próżna w ym ów ka i nic więcej. Owoż każdy się m y li, kto ta k s ą d z i, a ja wam powiem o tw arcie, że kto

chce, ten może. !

N a dowód powiem k ilk a p rzy k ład ó w :

Nie daleko od P o d g ó rz a , leży wieś niew ielka, któ ra należy do parafii Podstolickiej. W tej wiosce żyje do dziś dnia go­

spodarz ze czterdzieści lat m ający, któ ry to, co wam o nim opow iadam , sam potw ierdzić może.

N ie więcej ja k szesnaście liczył la t, kiedy ojciec jeg o , sędziw y staru szek , żegnając się z tym św iatem , zostaw ił mu chatę ze sporym kaw ałkiem roli, z tą w ostatnej chwili w olą, aby się uczciwie prow adził i zasługiw ał sobie w grom adzie na ta k i s z a c u n e k , ja k ieg o on ustaw icznie doznawał.

O b jął dobry syn rolę po o jc u , upraw iał j ą ochoczo, ale po dwu latach p rzy k rzy ło mu się sam em u, pojął sobie młodą dziew czynę za żonę, aby tem lepiej m ógł gospodarzyć. Jed n ak że po niedługim czasie um arła mu m ila tow arzyszka życia, ożenił się więc z d ru g ą , z której doczekał się k ilk o rg a dzieci. U czciw ą p ra c ą , dobrocią serca i trzeźw ością w życiu zasłużył sobie we wsi rzeczyw iście na szacunek i poważanie, w szelako jed n a rzecz go bardzo zasm ucała, a to, że nie um iał ani czytać ani pisać.

Mówi on do swojej ż o n y :

— Człow iek żyje ja k B óg przykazał, ludzie mię szanują, alebym więcej czuł w sobie zacności, gdybym cokolw iek na k siążce umiał. Słyszałem naw et pok ry jo m u , żeby mię ludzie chcieli mieć w ójtem , a cóż j a im po rad zę, k iedy mi się zdaje, żem n ie d o łęg a, bo mi b rak uje tego, co uzacnia czło w iek a, co mu je st bardzo potrzebnem.

B iadał więc często dobry J a k ó b , że go ojciec nie posyłał do szkoły, gdzieby się był m ógł w yuczyć potrzebnych w iado­

m ości, któreby mu rozw eseliły późniejsze życie. W tem przy kościele parafialnym zaw iązało się bractwo różańcowe, w którem został starszym bratem . C hodził często do kościoła, odm aw iał pacierze i k o ro n k i, a gdy w idział ludzi modlących się na książce, ta k go to zachw ycało a oraz zasmucało, że kiedy raz w yszedł z k o ścio ła, ta k sobie m y śli:

— Mój Boże ! gdybym um iał c z y ta ć , mógłbym cię lepiej chw alić, lepiej poznawać dobroć T w o ją! Dodaj mi mocy, ja

— 40

-_ 41 —

się m uszę nauczyć czytać. Chociaż mam trzy d zieści lat z górą, pośw ięcę na czytanie czas wolny, a kiedy m ałe dzieci tem u podołać m o g ą, pokoham i ja nie w ielkie trudy.

Poniew aż we wrsi nie było takiego, k tó ryby czytać uczył, a tem bardziej aby uniknąć drw in i w yszydzeń podłych ludzi, poszedł poczciwy Ja k ó b aż do Św iątnik, o dobrą milę od swojej wsi oddalonych, i tam prosił n au cz y ciela, aby go uczył czytać i pisać.

I cóż powiecie moi m ili! Ja k ó b praw ie co drugi dzień a czasem i co dzień chodził z k sią ż k ą pod pachą do Ś w iątnik i ta k gorliw ie p rzy k ład ał się do k sią ż k i, że dziś w szystko przeczyta i pięknie pisze, to też co święto i niedziela obaczysz go w kościele z k sią ż k ą w r ę k u , usłyszysz innym razem ja k śpiew a na chórze różne p ie ś n i, których się z k siążek nauczył.

Z początku śm iali się lu d zie, ale dziś czują dobrze, że p o stę­

powanie Ja k ó b a je s t praw dziw ą je g o zaletą. J e s t dziś radnym w swojej gm inie, świeci pięknym przykładem , bo żyje zgodnie, do karczm y nie zagląda, owszem siedzi w domu, czyta k sią ż k i i opow iada potem ż o n ie , której często p o w ta rz a :

— J a k to teraz człowiekow i miło żyć na świecie a stało się to nie czem innem, tylko odrobiną tru d u !

Inny p rzy k ład je st ta k i:

Do dziś dnia żyje w Bochni pew ien obyw atel Antoni Fortuna. Z acny i praw y to czło w iek , nabożny ja k rzadko, nie obłudny i nie fałszyw y, ale ludzki i uczynny.

D aw niejszem i czasy by ł on górnikiem przy żupach solnych w Bochni. G órnicy lubili go b ard zo , bo przy każdej sposo­

bności umiał dać życzliw ą ra d ę , w każdym razie dopomógł 0 de się tylko dało; czasam i znowu d aw ał ludziom piękne nauki z w łasnego dośw iadczenia i ro zum u, bo ani czytać ani pisać nie um iał.

Pew nego razu ta k mówi żona do nieg o :

— Masz w ielu przyjaciół i znajom ych, owoż załóżmy szynk, niech do nas przychodzą. M ają gdzieindziej za fałszyw e trunki płacić, grosz ciężko zapracow any, lepiej niech u nas użyją dobrego trunku.

- 42

Zgodny A ntoni p rzystał na to od razu, bo pow odzenie jeg o nie było najlepsze a podobnym zarobkiem spodziew ał się zaradzić swojej doli. Ja k o ż nie zaw iódł się zupełnie; odbyt miał dobry, ludzi dosyć byw ało, tak że potem Antoni n ajął w ry n k u obszerniejsze pom ieszkanie. Jed n ak że przy coraz lepszym bycie nie przestał on być n ab o żn y m , ale owszem im lepiej mu się pow odziło, tem jeszcze lepszym zdaw ał się być

czło wiekiem. mai u

W zachodniej stronie za miastem Bochnią stała nie w ielka k ap liczk a pod wezwaniem św. Rozalii. D aw niejszem i Ćzasy s ta ł na jej miejscd k rzyż w ielki na p am iątkę uśm ierzenia m orowego pow ietrza, które tak w mieście ja k i w okólicy niezm iernie grasow ało. Do tej więc kapliczki chodził często A ntoni, tu się modlił pokryjom u i św ieczk i'p rz y n o sił na ofiarę.

N araz p rzyszła mu myśl zbaw ienna, aby tę kapliczkę pow iększyć i ile możności ja k najpiękniej przyozdobić. N ie długo się nad tem zastanaw iał, poszedł zaraz do ludzi, zbierał składki, sam część dołożył ze swoich pieniędzy i w imię Boże rozpoczął niebawem budow ę pięknej, murow anej kaplicy, k tó ra dotąd je st praw dziw ą ozdobą tej części miasta. W ołtarzu umieszczono obraz przez je dn eg o zdolnego m alarza w ykonany, k tó ry przedstaw ia osobę św. R ozalii pustelnicy.

Antoni cieszył się bardzo dziełem swojem, potem koniecznie p ra g n ą ł, aby m ógł zk ąd dostać obszernego opisu żyw ota św.

Rozalii. D ow iedział się p rz e c ie , że w pew nym klasztorze żeńskim w K rako w ie je s t gruba k s ię g a , cała o życiu świętej pustelnicy P ojechał więc do K rak o w a i w yprosił sobie ową k siążk ę na k ilk a miesięcy. P rzy b yw szy z nią do Bochni, idzie zaraz do dru karni i chce ową k siążk ę dać do druku. Ale że n ak ład tego dzieła w ielkie pociągał za sobą koszta, poprzestał Antoni na życzliwej radzie, aby dzieło tylko przepisać i w k a ­ plicy na pam iątkę zachować.

N iedługo w yszukał sobie jednego ucznia gim nazyjalnego, który mu drukow anem i literam i całą k siążk ę przepisał. W tedy pow iada Antoni do owego ucznia w te słow a:

43

-— Je ste m ju ż w latach, bo mam przeszło lat czterdzieści, ale nau ka czytania i pisania tak mię z a c h w y c a , że ju ż nieraz m yślałem nad sposob em , jakim bym się przed śm iercią m ógł w yuczyć czytać j pisać, żebym po sobie choć p isane zostaw ił nazw isko,

, O, co ju ż o to, to rzecz bardzo ła tw a! — odpow iedział uczeń — jeżeli ,pąn zechce, to temu zaradzim y.

I od tego czasu przychodził ów uczeń codzień do A nto­

niego F o rtuny i uczył go ja k m ałego chłopca. W krótkim czasie Antopi dobrze czytał i spisyw ał sobie różne rzeczy. Z a tę ła s k ę , ja k sam pow iadał, nieskończenie był wdzięcznym o.wemu u czn io w i, który go pisać i czytać nauczył. D ziś ten uczeń je st księdzem w zakonie 0 0 . Bernardynów , a poczciwy F o rtu n a zarzi|pił szynkow nię, zapisał się w regułę św. F r a n ­ ciszka , założyciela zakonu Bernardynów , prow adzi bogobojne życie i czyta przeróżne k s ią ż k i, które mu niewym owną sp ra­

w iają rado ść, a poczciwa żona miłem na to spogląda okiem.

W owyńi- praw ie czasie został Antoni obywatelem m iasta Bochni.

N akoniec ta k ig e s z c z e przykład : ,

W obwodzie stry jsk im je s t wieś jedna, w której niedaleko od dworu je st m ieszkanie w ójta ruskiego a w trzecim zaraz domu m ieszka zam ężną je g o c ó rk a , m atka k ilk o rg a dzieci. K obieta ta dobra często przychodziła do dworu, odwdedzała nauczycielkę, która jej przeróżne opow iadała rzeczy. Z tego powodu n ab rała owa kobieta nadzw yczajnej ochoty do nauczenia się czy tan ia i pisania po polsku. D ow iaduje się o te.m ojciec i ta k do niej m ó w i: t;i .

— Jeżeli mi będziesz chodziła do tej nauczycielki i będziesz się uczyła g łupich rzeczy, toob aczysz co cię spotka. P atrz lepiej tw ojego gospodarstw a i twoich dzieci, ą n a staro ść sobie głow y nie zaw racaj !

I cóż tedy robi silna w swojem postanow ieniu k o b ie ta?

Oto idzie do m iasta, kupuje sobie cieniutkiego p ap ieru , p rzy ­ kłada go na pap ier drukow any i tym sposobem ry su je z niego drukow ane znaki, ukradkiem na czas k ró tk i chodzi do nauczy­

- 44 ~

c ie lk i, pyta się co k tó ry znaczy, w domu sk ład a i sam a w y u ­ cza się czytania po polsku.

Po niejakim czasie przek on ała się zdum iona n au czycielka że owa kobieta składnie czytać umiała. A więc pożyczała jej cichaczem k s ią ż e k , które w wolnym od obow iązków czasie zaw sze czytyw ała. K iedy raz byłem w c e r k w i, w idziałem na własne oczy, ja k owa kobieta w kącie pod chórem na polskiej m odliła się książce. O jciec je j nie żyje ju ż d z is ia j, dlatego dobra kobieta nie tai się z tern zupełnie, źe umie czytać i pisać.

Z tego, co tu pow iedziałem , moi m ili. przekonać się m o ­ żecie dokładnie, że kto chce ten może. W ym ów ki na to nie ma, zw łaszcza źe w dzisiejszym czasie tak ie są sposoby do n au­

czenia się czytania i pisania, że każd y a naw et i stary w szystko w krótkim czasie z łatw ością pojąć może K to ma sposobność, niech się uczy a pewnie nie pożałuje m ałego trudu. Mógł ten i ów, dlaczegóż i w ybyście nie m ogli? T rochę tylko dobrej w o li, trochę pracy, a sk u tek niezawodny. Świat postępuje, nau ka się p rzy d a, ona uzacnia człow ieka Uczmy się bracia, a pewnie będzie lepiej, czego wara życzę gorącem sercem.

J ó z e f z Bochni.