• Nie Znaleziono Wyników

geopolityka kontra geopolityka

W dokumencie Sprawniejsze państwo (Stron 137-141)

Okres odzyskanej niepodległości w 1918 roku zakończył się wraz z wy-buchem II wojny światowej. Po 1945 roku Polska nie powróciła na tory, jakie znała z przeszłości. Okres wojny, a następnie okres 1945–1956 to czas zmian, które zasługują na miano „rewolucyjnych”. Treść nada-wana temu pojęciu jest odmienna dla zwolenników systemu socjalizmu państwowego i dla jego przeciwników. PRL było państwem formalnie niepodległym, ale narzuconym z zewnątrz przez armię ZSRR idącą na Berlin i instalującą na wyzwalanych terenach władze sobie podległe. Ustalenie, ile cech państwa suwerennego miało PRL, a ile cech pań-stwa zależnego, należy do sporów, które toczą się w Polsce po 1989 roku. Nie znikną długo, podobnie jak samo definiowanie rewolucji, którą Polska przeszła. Andrzej Leder, wskazując na zewnętrzny charakter naszej rewolucji w okresie 1939–1956, zaczyna od analiz zmasowanego gwałtu na Polakach i Żydach przez Niemców, a potem przez siły radziec-kie, aby konkludować, że naród polski był jedynie świadkiem, a nie

138 Sprawniejsze Państwo

podmiotem, a tym samym „polska rewolucja, przeprowadzona rękami innych, przez polskie społeczeństwo została przeżyta jakby we śnie” (Leder, 2014: 34). Że zewnętrznie została poczęta ta rewolucja, czy że tak wyłonił się świat, w którym żyło nasze społeczeństwo do 1989 roku, nie jest żadną wielką anomalią. Lista „wybranych” narodów, które same są podmiotami swojej historii, nie jest jednak tak krótka, jakby sugerowała poprzednia uwaga. Wystarczy przypomnieć Francję, Wielką Brytanię, USA, Chiny.

Bardziej intrygujące jest pytanie, czy system o takim rodowodzie zdolny był stać się po 1956 roku „wyspowym totalitaryzmem”, czy „kloszem”, w „którym schronił się naród i w którym żyliśmy przez czterdzieści lat, po upiornej okupacji i też po upiornych latach staliniz- mu” – jak Andrzej Romanowski charakteryzuje to stanowisko bronione przez Andrzeja Walickiego; Walicki jest przeciwny określeniu PRL jako komunizmu (Od projektu komunistycznego do neoliberalnej utopii, 2014: 26–30). Czy da się pogodzić te dwa zdawałoby się przeciwne sobie ujęcia? Owszem – przyjmując, że czasy przed PRL-em, a także sam PRL, był jedynie wspólnotą losu, określaną nade wszystko zewnętrz-nie. Ten stan rzeczy jest daleki od skojarzeń z racjonalnymi wyborami, jakie stają się powoli udziałem naszego społeczeństwa, które buduje liberalną demokrację, gospodarkę rynkową i dojrzałe społeczeństwo obywatelskie. Nadanie realnej treści tym trzem cechom-postulatom przesądza o tym, że konfrontacje polskie po 1989 roku, jak też te, które nadchodzą, będą stale nam towarzyszyć także w przyszłości.

„Jesień narodów” pamiętnego roku 1989 znalazła uogólnienie w staci tezy o „końcu historii” Francisa Fukuyamy, który wieścił na po-czątku lat 90. XX wieku, że wraz z upadkiem komunizmu zwycięstwo liberalno-demokratycznego kapitalizmu zwiastuje koniec rywalizacji i konfliktów, a tym samym – dopowiedzmy – zanik geopolityki. Tym-czasem geopolityka jest nadal ważna. Co najwyżej zgodzić się można, że wówczas zaczął się „zmierzch historii”, ale w żadnym razie nie jej koniec – jak napisał Walter R. Mead, wyjaśniając: „W świecie, w którym wielkie kwestie zostały już rozwiązane, a geopolityka została podpo-rządkowana ekonomice, ludzkość będzie przypominała nihilistycznego »ostatniego człowieka« opisanego przez filozofa Fryderyka Nitzsche- go jako narcystycznego konsumenta, który nie posiada większych aspiracji niż udać się na zakupy do shopping mallu” (Mead, 2014: 78). W Polsce ów „koniec historii” miała przynieść neoliberalna terapia szo-kowa, czyli skupienie się na transformacji ekonomicznej według wzoru

139 Przeszłość się liczy: strukturalne przyczyny polskich konfrontacji w czasie transformacji... neoliberalnego jako najlepszej drodze zastąpienia geopolityki przez geoekonomię. Przez kilkanaście lat zdawało się, że bieg historii potwier-dza te oczekiwania. Dzisiaj już nie. Rzecz nie sprowapotwier-dza się przy tym do wzrostu znaczenia nieliberalnych sił w postaci Chin, Rosji, Iranu, czy też innych państw BRICS, ale także samego Zachodu. Nie jest on tak jednolity, jak się wydawało. Historia wraca, choć liberałowie mówią, że nie, gdyż jeśli „analizujemy całościowo, to interesy Rosji, czy tym bardziej Chin, są mocno zintegrowane z gospodarką światową i rządzą-cymi nią instytucjami” (Ikenberry, 2014: 80). Geoekonomika miała za-stąpić geopolitykę. Realiści polityczni widzą to inaczej. Mianowicie, że wzrost współzależności nie likwiduje podziałów na silnych i bezsilnych. W tych konfiguracjach Polska jako kraj o średnim potencjale nie liczy się specjalnie. Także dla USA, które są pragmatyczne. Problem w tym, czy Polska też taką być powinna. Tymczasem w naszych rela-cjach z USA i ze światem nie zawsze kieruje się interesami, preferując moralność, czy wręcz sojusze personalne (Thompson, 2014: P4). Mili-tarna kuratela USA dodatkowo pozwalała na więcej nacisków w rela-cjach ze słabszymi państwami-partnerami w UE.

Silni robią swoje, ale nagromadzone praktyki nakazują zapytać, jakie są tego źródła?

Polskę interesować muszą głównie UE i nasi sąsiedzi. Robimy z nimi interesy ekonomiczne, ale też podtrzymujemy inne rodzaje więzów. UE to ani stany zjednoczone Europy (federacja) ani konfederacja (na wzór Szwajcarii), ale coś pośredniego – związek państw o bardzo różnej sile. Kierunek zmian, jak obserwujemy w UE i w Polsce jako kraju człon-kowskim, nie odbiega od wyżej zarysowanego. Po upadku komunizmu wszędzie dominowały nadzieje i optymizm, choć zakłócone przez pewien czas wydarzeniami na terenie dawnej Jugosławii. Wiele z tych nadziei doczekało się realizacji: Schengen (bezwizowy ruch dla obywateli), wolny rynek pracy, pieniądze na infrastrukturę, na politykę spójności i na rolnictwo itd.

UE jest kryzysie lub – precyzyjnej mówiąc – nie wyszła jeszcze cał-kowicie z kryzysu mimo oznak poprawy sytuacji. Dlatego właśnie UE targana jest coraz mocniej sprzecznościami wzdłuż interesów państw narodowych. Jak wiadomo, asymetria wpływów w UE była widoczna od samego początku integracji zachodniej. Dominował w mechaniz-mach decyzyjnych tandem niemiecko-francuski. Sama UE opowiedziała się de facto za neoliberalnymi zasadami, jakie podsuwała USA, choć zachowała odrębność w kilku sferach. Przede wszystkim

podtrzymy-140 Sprawniejsze Państwo

wała welfare state i dialog społeczny jako jego dopełnienie w imię tego, co określane jest jako społeczna gospodarka rynkowa. Cechuje UE regulowane zróżnicowanie (Morawski, 2010: 100–104).

Po ponad 30 latach dominacji instytucjonalnych implikacji neoli-beralizmu (Konsensus Waszyngtoński, decyzje BŚ, MFW itd.) Europa dochodzi do wniosku, że przyjmowane w Brukseli rozwiązania odpo-wiadają bardziej interesom USA niż większości państw-członków UE. Że za neoliberalizmem gospodarczym kryją się po prostu interesy po-lityczne, a nie tylko tzw. wolne rynki, efektywność, przewaga konku-rencyjna. Bruksela przyjmowała rozwiązania neoliberalne – jak wyżej pisałem, z pewnymi modyfikacjami – jako pożądane, dopóki nie pojawił się kryzys światowy 2008–2009, a następnie kryzys w samej UE. Nie mogąc z niego wyjść, zaczyna upatrywać przyczyn przeciągającego się kryzysu w tym, co czyni ją „skrępowanym olbrzymem”. Takiż tytuł nosi książka socjaldemokraty Martina Schultza, przewodniczącego Parlamentu Europejskiego (Schultz, 2014). Jak pisze, musiało w końcu dojść do zadania sobie pytań typu: dlaczego UE jest „biurokratycznym monstrum”; dlaczego tak widoczny jest „deficyt demokracji”? (Schultz, 2014: 33–116). I następnie do obwiniania się wzajemnego i dopuszcze-nia myśli o możliwej porażce tego, co jest dobre w UE. Do pytań typu: co byłoby z UE, gdyby wróciła nowa marka niemiecka („koszmar w eks-porcie”); co pozostałoby z UE, gdyby na granicach pojawiły się znowu szlabany („powrót szlabanów”)? Konstatuje Autor malejące znaczenie Europy w „koncercie mocarstw”. I najgorsze – „odrodzenie tępego na-cjonalizmu” (Schultz, 2014: 117–152). Drogi naprawy tej sytuacji muszą znaleźć rozwinięcie w reformach strukturalnych mających na celu politykę przemysłową i ogólniej – reindustrializację, aby przyśpieszyć wzrost gospodarczy i konkurencyjność, zwiększyć inwestycje, przy-spieszyć procesy innowacji, zmniejszyć bezrobocie itd. – jak zapowia-dają to nowe władze powołane w Strasburgu i Brukseli w 2014 roku.

Wejście do UE Polsce odpowiada, jak dowodzą opinie Polaków. Z pewnością tak będzie dopóki otrzymujemy finansowe wsparcie z UE. Wzbudza już pewne wątpliwości, kiedy robi się bilans korzyści i strat w dłuższej perspektywie. Podobnie jak w innych państwach członkow-skich UE, co jest widoczne, kiedy najsilniejsi partnerzy z UE układają relacje ze światem zewnętrznym, np. z Rosją. Bilans jest ciągle dla nas korzystny, ale nasilenie nastrojów przeciw ewentualnej federacyjnej Europie rośnie. Przed nami strategiczna decyzja o przyjęciu euro, o unii walutowej i inne.

141 Przeszłość się liczy: strukturalne przyczyny polskich konfrontacji w czasie transformacji...

Nie jest to po prostu zamiana hegemona z siedzibą w Moskwie na hegemona na linii Waszyngton–Bruksela, ale alergia, jakiej nabywamy na tym tle, narasta. Więcej mamy korzyści w relacjach z Zachodem niż mogli wytargować na Wschodzie Gomułka, Gierek, czy Jaruzelski. Ale nasze aspiracje są wyższe niż kiedyś, dlatego akceptacja Zachodu staje się bardziej selektywna. Nieufność wobec Rosji nie znika, ale jest zmienna. Polska nie jest antyfobiczna wobec Rosji, jak to podkreśla rząd Donalda Tuska. Ma jednak swoje interesy, o które dba, czy dbać powinna, co może wprowadzać nas w kolizję z Rosją. Widać to jasno na tle stosunków w trójkącie UE–Rosja–Ukraina. Chcemy, aby Ukraina stała się naszym partnerem w ramach w UE.

Korzystanie ze współzależności, jakie przynosi trzecia fala globa-lizacji, zwłaszcza w wydaniu neoliberalnym, zaczyna się kłócić z in-teresami poszczególnych graczy na arenie światowej. Jedni umieją z niej korzystać lepiej, jak Chiny, a inni gorzej, jak UE. Polska musi wybierać w tej wielości światów. Bez wahania wybrała Zachód, ale ten nie jest jed-nolity. Nie ma też jednej Polski w tym sensie, że logiki funkcjonowania demokracji, rynków i społeczeństwa obywatelskiego mogą sprzyjać realizacji różnych scenariuszy działań dla lepszej przyszłości. Ale de-bata na ten temat jest w Polsce anemiczna. Umocniła się jedynie świa-domość, że hurtowa akceptacja Zachodu, w tym UE, nie ma większego sensu. Jest to za mało, aby się pewnie poruszać w złożonym świecie.

W dokumencie Sprawniejsze państwo (Stron 137-141)