• Nie Znaleziono Wyników

P o d w ó j n a w i l g o ć

fest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wycinania tego, co sadzono... czas milczenia i czas mówienia

Eklezjasta III

Wyobraźmy sobie, że nikogo z nas owo nieszczęście nie dotyczy

Tukidydes

16 grudnia 1995 roku Scena Plastyczna K U L pokazała spektakl pt. ..Wilgoć" w reży-serii Leszka M ą d z i k a .

Tego dnia również powietrze przesycone było wilgocią. Śnieg rywalizował z desz-czem. W taki dzień człowiek najmocniej pojmuje swoją samotność. Było zimno. Przej-m u j ą c y chłód panował także podczas przedstawienia. Dziwna paralela.

Misteria Mądzika zawsze cieszyły się d u ż y m zainteresowaniem, i tym r a z e m także ludzi było więcej niż miejsc. Świadczy to o tym, że rozwijająca się w takim tempie cywili-z a c j a wcale n a s nie cywili-zmienia, żc w głębi duscywili-zy każdy cywili-z nas od w i e k ó w boryka się cywili-z tymi samymi wątpliwościami i pytaniami. Człowiek nadal chce doświadczyć prawdziwej zadumy i pozostać w niej jak najdłużej, choćby to była refleksja związana z koniecznością śmierci.

Usiadłam niemal na s a m y m końcu c z a r n e j , słabo oświetlonej sali. która przypomina-ła wielką, czarną skrzynię... Milczaprzypomina-łam pełna dziwnego niepokoju, który o d c z u w a m za-w s z e . gdy m a m przeżyć c o ś . c z e g o za-w c z e ś n i e j nie d o ś za-w i a d c z y ł a m . C h c i a ł a m odebrać wszystkie przesiania płynące z tego przedstawienia.

Zgasły światła. Zapanowała niemal doskonała ciemność. Na próżno w y t ę ż a ł a m wzrok, by ujrzeć choćby kontury osób siedzących najbliżej. Ta ciemność mogła s y m b o l i z o w a ć ostateczność śmierci, j e j konieczność i w p e w n y m sensie doskonałość. Ciemność... C z y ona jcsl właśnie pierwszym i ostatnim d o z n a n i e m człowieka? A m o ż e po śmierci czło-wiek wchodzi w doskonalą światłość? Dlaczego więc od czło-wieków śmierć kojarzona była z posępną i wyniosłą czernią?

C i e m n o ś ć z m u s z a człowieka d o bezbronności, dlatego tak wielkim w s p ó ł c z u c i e m o b d a r z a m y ludzi niewidomych. Boimy się kroczenia po omacku, niepewnych kroków, niewiadomej.

Wobec c i e m n o ś c i i śmierci człowiek pozostaje bezbronny, jak dziecko. Nikt - b y ć m o ż e z w y j ą t k i e m ludzi, którzy doznali ś m i e r c i klinicznej - nic w i c . c z e g o m o ż e się spodziewać p o t e m

T o o d w i e c z n a tajemnica d o t y k a j ą c a metafizyki i t e g o . c o nieśmiertelne w śmiertel-n y m c z ł o w i e k u .

Wśród tych ciemności pojawiły się pierwsze dźwięki muzyki N a początku delikatne. p*v l e m mocniejsze, jednak przez cały c z a s posiadające j a k ą ś przerażającą wewnętrzną

rytmi-kę. Nic s p o s ó b wyobrazić sobie t o p r z e d s t a w i e n i e bez m u z y k i , która niemal idealnie wkomponowała się w ciąg wizji pojawiających się na scenie. Pomyślałam, że może j e d y n y m fragmentem, który lepiej podkreśliłby charakter śmierci byłby fragment z ..Arody' Giuseppe Verdiego „ G l o n a a i r E g i l t o " . T o są j e d n a k j u ż osobiste sympatie. Trzeba p r z y z n a ć , że muzyka w ..Wilgoci" sprawiła, że każda scena zyskiwała na intensywności i sile wyrazu.

I w tej c i e m n o ś c i p r z e s y c o n e j muzyką zaczęły pojawiać się i znikać światła, j a k b y s y m b o l i z u j ą c e zapowiedź, c z e g o ś , c o za chwilę nastąpi. Jedno ze świateł padło na białą m a s k ę p o ś m i e r t n ą . P o j a w i ł y się Ręce, które delikatnie d o t y k a ł y m a s k i z d e j m u j ą c j e j f r a g m e n t y . Pod maską z n a j d o w a ł a się twarz człowieka. Polem R ę c e nałożyły na g ł o w ę bialc płótno i zaległa ciemność.

Ręce s y m b o l i z o w a ł y j a k ą ś silę. m o ż e Boga. który d a j e c z ł o w i e k o w i życic, o t w i e r a mu oczy. by mógł patrzeć na świat, p o t e m przychodzi śmierć i p o z o s t a j e biała m a s k a pośmiertna. Ta siła p a n u j e nad n a r o d z e n i e m i k o ń c e m c z ł o w i e k a .

W „ W i l g o c i " nie n u perspektywy d a l s z e g o ż y c i a , śmierć jcsl c h ł o d n a i p r z e r a ż a j ą c a . Nic ma nadziei, c i e p ł a - jesl lęk, wilgoć, bezruch i w i z j e z o b r a z ó w Z d z i s ł a w a Beksińskiego. C i e m n o ś ć oplatająca widza... W ł a ś c i w i e o n a zrobiła na mnie n a j w i ę k s z e w r a ż e -nie. T o e l e m e n t scenografii, j e j sedno. O c z y w i ś c i e nie jest to odkrycie M ą d z i k a , ale on o p e r u j e l y m . . r e k w i z y t e m " 7. wielką w p r a w ą .

N a scenie pojawiły się wszelkie atrybuty śmierci... T r u m n y , doły. worki, ziemia, wil-goć. W spektaklach M ą d z i k a człowiek jest lylko częścią scenografii. Nie pada l a m ani j e d n o s ł o w o . O b r a z p r z e m -wta silniej. Milczenie jest wieloznaczne. M o w a jest

bezrad-na w o b e c o d w i e c z n y c h Uje innie.

W „ W i l g o c i " każdy obraz m a s w o j e odrębne znaczenie, chociaż s t a n o w i o g n i w o , bez którego łańcuch byłby niepełny. Jedne w i z j e zapamiętałam lepiej inne słabiej Duże wra-żenie zrobiła na mnie scena, którą n a z w a l a m : „złowra-żenie d o g r o b u " . Trzy ciała o w i n i ę t e w białe prześcieradła powoli zsuwały się z góry sceny na dól Tak j a k t r u m n a s k ł a d a n a ostrożnie d o grobu. O b r a z ten trwał w y s t a r c z a j ą c o długo, by wy wołać wiele refleksji.

M o ż e t o zabrzmi dziwnie, ale siedząc w t e j c i e m n e j sali w p e w n y m m o m e n c i e p o c z u -ł a m się w-łaśnie j a k w w i e l k i e j trumnie... G d z i e p a n o w a -ł y c i e m n o ś c i , g d z i e nie b y -ł o w y j ś c i a . T o p r z e j m u j ą c e d o z n a n i e trwało lylko c h w i l ę , ale b y ł o w y s t a r c z a j ą c o „reali-s t y c z n e " , b y m nie mogła zapomnieć o nim j e „reali-s z c z e długi c z a „reali-s p o „reali-spektaklu. P o z w o l ę sobie na pewną dygiesję. Kilka dni temu przeczytałam artykuł o ludziach, którzy przeżyli śmierć kliniczną. Zdarzają się przypadki, że ludzie uznani za zmarłych odzyskują przytom-ność. wracają d o życia. A jeżeli ktoś odzyska przytomność j u ż w grobie... Umiera po raz drugi. W zupełnej ciemności i w zupełnej samotności. T o są oczywiście j a k i e ś ekstre-malne wizje śmierci, ale czy 10 właśnie nie len fenomen końca, fenomen śmierci i losu j e s t pasją i w p e w n y m stopniu obsesją ludzi z a j m u j ą c y c h się lymi e l e m e n t a m i naszego ż y c i a ?

S p ó j r z m y na przykład na niektóre sceny z ..Wilgoci"! Jedna ze scen p r z e d s t a w i a ł a trzy b e z w ł a d n i e w i s z ą c e w o r k i , w których p o r w a ł y się j a k i e ś p o s t a c i e ludzkie. Inny obraz przedstawiał g ł o w ę c z ł o w i e k a z s z e r o k o o t w o r z o n y m i o c z a m i , która s t o p n i o w o z a l e w a n a była w o d ą .

..Wilgoć" nie była tak wilgotna, j a k się tego s p o d z i e w a ł a m . O w s z e m p o w s t a ł o w s p a -niałe m i s t e r i u m wizji ś m i e r c i , ale o s i ą g n i ę t o t o przez chłód, c z e r ń , o b c o ś ć . Wilgocią p r z e s y c o n a była tylko ostatnia scena - k u l m i n a c y j n a . I właśnie d o t e j sceny s k i e r o w a n y b ę d z i e m ó j zarzut. Pomysł wizji jest dobry : kobieta wisi głową w dól. p o n i e j s p ł y w a w o d a . b a r d z o rytmiczny d ź w i ę k , uderzanie kropel o podłogę... C i s z a przery w a n a z a w s z e tym s a m y m d ź w i ę k i e m . W tyle - sceneria m r o c z n a , trudna d o opisania, n a p r a w d ę bar-d z o p r z y p o m i n a j ą c a w s p o m n i a n e j u ż obrazy Beksińskiego. P o m y s ł znakomity, ale

ca-łość j a k b y n i e d o p r a c o w a n a , zabrakło o s t a t n i e g o akordu.

S ł y s z a ł a m różne opinie na temat t e j k u l m i n a c y j n e j sceny. M o ż n a ją d ł u g o interpreto-w a ć i p o s z c z e g ó l n e p o m y s ł y o d b i e g a ł y na p e interpreto-w n o o d p i e r interpreto-w o t n e j interpreto-wizji reżysera. N i c za-r z u c a m t e j scenie wieloznaczności, bo to tylko m o ż e być poczytane j a k o n i e w ą t p l i w a zaleta. M y ś l ę j e d n a k , że p o w i n n a silniej o d d z i a ł y w a ć , m ó w i ą c p o p r o s t u ..robić w i ę k s z e w r a ż e n i e " . Były przecież przedstawienia M ą d z i k a , po których zalegała z u p e ł n a cisza.

Były spektakle, po zakończeniu których ludzie p o z o s t a w a l i w milczeniu, w tej tak spon-t a n i c z n e j k o n spon-t e m p l a c j i . T y m r a z e m z a b r a k ł o spon-tej ciszy, spon-tego „wsspon-trząsu", z a d u m y .

M o ż e p r z e m a w i a p r z e z e mnie pewien żal czy rozczarowanie, ponieważ n a j b a r d z i e j uderzył mnie fakt, że g d y j e s z c z e t r w a ł a scena kulminacyjna zaczęto bić b r a w a . G d y b y ludzie n a p r a w d ę przeżywali to, c z e g o przed chwilą doświadczyli pozostaliby w milcze-niu - odurzeni w i z j ą , wplątani w refleksję, pełni n i e p o k o j u , wątpliwości... C z y j e s t e m niepoprawną idcalistką?

W m o i m odczuciu oklaski p o takim przedstawieniu brzmią trochę dziwnie. B r a w a to w y r a z z a d o w o l e n i a , największa n a g r o d a j a k ą aktor m o ż e o t r z y m a ć od w i d z a . J e d n a k spektakle M ą d z i k a są c z y m ś w y j ą t k o w y m , t o nie są przedstawienia w z w y k ł y m znacze-niu tego słowa. Rola aktora (jeżeli w ogóle m o ż n a tu m ó w i ć o rolach) j e s t o g r a n i c z o n a . Nic d o m i n u j e o n na scenie, nie e k s p o n u j e s w e g o talentu, ani predyspozycji aktorskich.

Jest częścią s w o i s t e j „ g r y " scenograficznej. Jest e l e m e n t e m wizji reżysera, e l e m e n t e m n i e o d ł ą c z n y m , ale nie w a ż n i e j s z y m od pozostałych rekwizytów. W i e m , że w innych oko-licznościach t r u d n o byłoby mi z a a k c e p t o w a ć tak przecież b e z o s o b o w e i i n s t r u m e n t a l n e traktowanie aktora, ale w t y m w y p a d k u jest t o j a k n a j b a r d z i e j uzasadnione. A k t o r i re-kwizyt. c z ł o w i e k i przedmiot - zespolenie, j e d n o ś ć , aby z r e a l i z o w a ć cel. nakreślić w i z j ę reżysera...

A b y u k a z a ć śmierć, która nie rozróżnia i traktuje w s z y s t k i c h j e d n a k o w o , a n o n i m o w o . C z a s e m przychodzi d o mnie intrygujące pytanie: C z y M ą d z i k poradziłby sobie bez udzia-łu c z ł o w i e k a w p r z e d s t a w i e n i u ? M a m smutne przeczucia. J e d n a k t o pytanie należałoby z a d a ć s a m e m u reżyserowi, o d p o w i e d ź byłaby na p e w n o bardzo c i e k a w a .

W r a c a j ą c j e s z c z e d o tych oklasków... D o kogo one tak n a p r a w d ę były s k i e r o w a n e ? K o g o l u b c o n a g r a d z a ł y ? N a j w i ę k s z ą nagrodą i u z n a n i e m byłaby s p o n t a n i c z n a c i s z a w y w o ł a n a wizją śmierci, końca, nicości.

K a ż d y spektakl L e s z k a M ą d z i k a u ś w i a d a m i a istnienie o s t a t e c z n y c h p r a w d w życiu człowieka. C z y to konieczne, aby o nich p a m i ę t a ć ? N i e w i a d o m a z w i ą z a n a ze śmiercią

to część naszego istnienia, czy tego c h c e m y czy nic. N a w e t jeżeli instynkt życia s z e p c z e w c i ą ż z w o d n i c z o o naszej nieśmiertelności. Śmierć to rzeczywistość, tak s a m o j a k życie.

N i c trzeba j e d n a k popadać w k r a ń c o w y p e s y m i z m . M ą d z i k także d o tego nie n a m a w i a . O n po prostu p o k a z u j e n a m to. o c z y m usilnie p r ó b u j e m y z a p o m n i e ć i p o d d a j e r e f l e k s j ę , która na p e w n o nic m o ż e zrobić nam nic złego. M ó w i ć o c z y m ś z całą pewnością m o ż n a wtedy, gdy jest t o poparte o s o b i s t y m d o ś w i a d c z e n i e m . C z y w i z j e p r z e d s t a w i a n e przez L e s z k a M ą d z i k a są p r a w d z i w e ? To pytanie jest c h y b a bez znaczenia. Te p r z e d s t a w i e n i a nic mają p r z e c i e ż na celu pokazania j a k w y g l ą d a r z e c z y w i s t o ś ć p o śmierci. Są natomiast próbą podsunięcia myśli, który ch człowiek się po prostu obawia. I lo ..tchórzostwo" j e s t c z y m ś m o c n o z w i ą z a n y m z naturą ludzką.

„ W i l g o ć " t o wtargnięcie w o d w i e c z n ą t a j e m n i c ę śmierci. F e n o m e n końca poruszał o d wieków ludzką w y o b r a ź n i ę , był i z a w s z e będzie n a j n i e b e z p i e c z n i e j s z y m i najtrudniej-s z y m krokiem w m e t a f i z y k ę . Jedni ludzie uciekają o d śmierci, wierząc, że najtrudniej-są w najtrudniej-stanic skryć się przed nią. Ż y j ą c h w i l ą , nie d o p u s z c z a j ą c d o siebie myśli o przyszłość. P r o w a -dzi t o d o p o z o r n e g o s p o k o j u , który jest w y n i k i e m s a m o o s z u k i w a n i a . Inni lu-dzie czynią ze ś m i e r c i o b s e s j ę s w e g o życia. Wszystko, c o robią w y d a j e się im b e z s e n s o w n e , bo prze-m i j a j ą c e lak szybko.

Jednak w głębi duszy nikt nic wierzy w e własną śmierć. ..Wilgoć" to w y r a z niepokoju, p r z e c z u ć , strachu i o d w a g i z a r a z e m . Warto c z a s e m z a t r z y m a ć się w zgiełku dnia i zamy-ślić. Trzeba j e d n a k uważać, by myśl o śmierci nie odebrała nam nadziei, c h ę c i życia, marzeń. Przecież nawet dla reżysera tego spektaklu śmierć nic jest tylko intrygującą ta-j e m n i c ą i p o w o d e m smutku, ta-j e s t c z y m ś w i ę c e ta-j . Natchnieniem... A to ta-j u ż należy d o życia

i t o d o j e g o najlepszych p r z e j a w ó w .

N i c s p o s ó b n a z w a ć , określić wizji M ą d z i k a . N a tym polega ich w y j ą t k o w o ś ć .

O d c z u c i e .

C h o c i a ż raz w życiu trzeba w z i ą ć udział w tym misterium.

I ta muzyka, ten chłód i czcrń sprawiły, że wyszłam z KUL-u naprawdę poruszona, a może także t r o c h ę o d m i e n i o n a .

Wyszłam z „Wilgoci" i nieopacznie znów weszłam w wilgoć. M o ż e m n i e j przerażającą.

[ m m \ j

I n n a w i e d z a

Nie powiedziało jeszcze wszystkiego miasto.

Ani koziołek na wieży, ani zegar w bramie w śmiałych gestach aktorów nocy.

Na Lubartowskiej przebiegł d r o g ę kot.

zły wiatr w zielonym fosforze.

Czytane kiedyś wspomnienia Żydówki nie dają wizji ich d o m u .

wypchanych ciuchami szaf, chalck na stole.

smrodu wychodka w podwórzu, zapachu kiszonych jabłek.

N a przedwojennej fotografii Melamcd.

przystojniak w czarnej kamizelce i białej koszuli.

Sześcioro dzieci w chederze.

głowy oparte o stół.

patrzą w naszą stronę.

Każde życic to więcej niż cały świat.

Jeszcze innej szukanie wiedzy p r a w d z i w e j jak skrwawiona Biblia.

Alfred Marek Wierzbicki

Rzeka

G n i e w n e s m o k i słońca w oknach.

na pokruszonym gzymsie g o ł ą b z listkiem lebiody.

Trolejbusy, żyrafy. Mężczyźni i kobiety z siatkami i teczkami, tyle niosą, mogą przenieść cały świat.

ale d o k ą d ?

S k r ę c a m nad rzekę.

Zbyt płytka i nie kusi samobójców.

i nie odbija wspaniałości ze wzgórza.

płynie obok.

Alfred Marek Wierzbicki