• Nie Znaleziono Wyników

Otwórz dostęp lub giń. O groźbie komunikacyjnej zapaści

2. Komunikacja naukowa

Czym jest komunikacja naukowa? Nie zagłębiając się w analizy dzielące włos na czworo, należy wyróżnić trzy jej podstawowe elementy. Pozyskiwanie wie-dzy jest pierwszym z nich: każdy naukowiec musi zapoznać się z istniejącym 1 E. Archambault i inni, Proportion of Open Access. Peer-Reviewed Papers at the European and World

Le-vels—2004–2011, Bruksela – Waszyngton – Montreal, 2013, s. 18; http://www.science-metrix.com/ pdf/SM_EC_OA_Availability_2004-2011.pdf [dostęp: 30.07.2014]; http://europa.eu/rapid/press--release_IP-13-786_pl.htm [dostęp: 18.09.2013].

2 Otwarta nauka w Polsce 2014. Diagnoza, red. J. Szprot, Warszawa 2014, s. 57; http://pon.edu.pl/index. php/nasze-publikacje?pubid=13, [dostęp: 30.07.2014].

stanem badań w interesującym go obszarze. Po przeprowadzeniu własnych ba-dań (często cząstkowo też w ich trakcie) prezentuje światu swoje osiągnięcia. Pożądanym efektem jest dyskusja, stanowiąca trzeci element. Te trzy elementy przybierają postaci formalne (publikacje recenzowane) lub nieformalne (np. ustnie lub na blogu)3.

Na system komunikacji naukowej można spojrzeć z dwu perspektyw. Oglą-dając go z  lotu ptaka, w  sposób całościowy, dostrzeże się różnorodne grupy interesariuszy. Uczestniczą w nim autorzy, czytelnicy, bibliotekarze, wydawcy, fundatorzy badań, urzędnicy odpowiedzialni za naukę, politycy. Dla każdej z tych grup ważne są inne aspekty. Mają inne potrzeby, oczekiwania i obawy. Sy-stem komunikacji naukowej funkcjonuje dzięki pieniądzom, których źródłem jest zazwyczaj, choć niekiedy pośrednio, budżet państwa. Zbyt skromne środki kierowane na naukę grożą zatarciem jej „silnika”. Nawet jednak, gdy środki są wystarczające, należy pilnować, by trafiały w odpowiedniej proporcji do odpo-wiednich miejsc. W ten sposób pojawia się problem jakości. Przekłada się on na ocenę parametryczną dorobku naukowego (sławetne hasło „publikuj albo giń”, do którego nawiązuję w tytule artykułu) oraz na ocenę osiągnięć innych uczestników systemu. Czy wkład, jaki wnosi dany podmiot jest adekwatny do przyznawanych mu środków?

O ile nie każdy jest zainteresowany analizą systemową, o tyle każdemu ba-daczowi leży na sercu odpowiedź na pytanie, jak osiągnąć sukces? Jaką obrać strategię, aby wieloletnie wysiłki przyniosły oczekiwane owoce? Patrząc przez pryzmat komunikacji naukowej odpowiedź jest prosta. Wystarczy uzyskać do-stęp do potrzebnych treści i przeczytać je. Nado-stępnie należy „dać się przeczytać”, skutecznie zakomunikować efekty swoich badań. Niejedne bardzo wysokiej ja-kości prace pozostają niezauważone tylko dlatego, że ich autorzy nie potrafili dotrzeć do odpowiednich czytelników. Każdy, kto nie dba wystarczająco, by jego tekst stał się łatwy do znalezienia, utrudnia samemu sobie zostanie zacyto-wanym. Bariera, która oddzielała dobre prace od uznania, przesunęła się. Nie-gdyś trudno było opublikować tekst. Dziś jest to względnie łatwe, ale wyzwa-niem jest dotarcie do czytelnika.

Na naszych oczach zachodzi istotna zmiana. Przemiana sposobów, w jaki na-ukowcy komunikują się między sobą, jest zarówno głęboka, jak i szybka4. Stary system w pełni rozwinął się w wieku XX. W tym czasie świetnie się sprawdzał. Zadania, jakie stały przed komunikacją naukową (zdobyć wiedzę, udostępnić 3 M.M. Górski et altera, Znaczenie Zintegrowanego Systemy Wymiany Wiedzy i Udostępniania Akademickich

Publikacji z Zakresu Nauk Tec hnicznych (SUW) w organizacji komunikacji naukowej na Politechnice Kra-kowskiej, „Otwarte zasoby wiedzy. Nowe zadania uczelni i bibliotek w rozwoju komunikacji naukowej”, red. M. Góski, M. Marcinek, Kraków 2011, s. 221-224.

swoje badania, przedyskutować je), były realizowane w stopniu, w jakim pozwa-lała ówczesna technika. W  skrócie, fundator (zazwyczaj państwo) finansował prowadzenie badań. Naukowcy publikując przekazywali swoje autorskie prawa majątkowe wydawcom. Wydawcy zaś wprowadzali efekty badań do obiegu. Peł-nili kluczową rolę, a ich wkład w postęp nauki był istotny. Ostatnim ogniwem były biblioteki, które kupowały od wydawców egzemplarze książek i czasopism. Udostępniały je badaczom, którzy wykorzystywali je do dalszej pracy naukowej.

Co się zmieniło? Rozwój technologii sprawił, że egzemplarz drukowany w porównaniu z plikiem elektronicznym wygląda jak dorożka przy samocho-dzie. Budzi sentyment (wiele osób lubi szelest i dotyk papieru), ale pod wzglę-dem użyteczności „nowe” zdecydowanie wygrywa. Pliki elektroniczne są nie-porównanie skuteczniejsze od papieru w  wypełnianiu funkcji komunikacji naukowej. Kolejna zmiana odciska swoje piętno na całokształcie współczesnej kultury: ilość informacji wzrasta wykładniczo. Potrzebne są narzędzia, dzięki którym naukowcy będą w stanie sprawnie poruszać się w tej masie. Dysponu-jemy dziś programami do zarządzania bibliografią (np. Zotero i  Mendeley5) oraz serwisami internetowymi odgradzającymi informacje naukowe od niena-ukowych i umożliwiające sprawne wyszukiwanie, przechowywanie i porówny-wanie zasobów (biblioteki cyfrowe, bazy czasopism, repozytoria – o których niżej). Zwiększającej się ilości informacji towarzyszy wzrost ich cen6. Płatne tre-ści naukowe drożeją, a w połączeniu ze wzrastającą ich ilotre-ścią, doprowadzają do niewydolności całego systemu.

Znaczącym wątkiem w dyskusji o kondycji światowej nauki jest tzw. luka dostępu. Uniwersytet Harvarda subskrybuje największą liczbę czasopism ze wszystkich uczelni na świecie. W roku 2008 było to 98 900 tytułów. Następny w  kolejności najobszerniejszy dostęp do naukowej wiedzy mają pracownicy i  studenci Uniwersytetu Yale. W  tym samym roku było to jednak zaledwie 73  900 pozycji. Luka dostępu między tymi czołowymi uczelniami wynosi więc 25%. Dla porównania: najlepsza biblioteka w Indiach, Indian Institute of Science, była w stanie prenumerować 10 600 periodyków. Oznacza to, że hindu-scy naukowcy w najlepszym wypadku mogli korzystać z ledwie ponad dziesiątej części tego, do czego dostęp mieli ich koledzy z Harvardu. W najgorszej sytuacji są uczeni ze środkowej Afryki. Tamtejszych uniwersytetów nie stać w zasadzie 5 Por. E. Kulczycki, Czy badacz potrzebuje menedżera bibliografii?;

http://ekulczycki.pl/warsztat_bada-cza/czy-naukowiec-potrzebuje-menedzera-bibliografii/ [dostęp: 30.07.2014].

6 Por. np. G. Vogel, German University Tells Elsevier ‘No Deal’; http://news.sciencemag.org/people--events/2014/03/german-university-tells-elsevier-no-deal, [dostęp: 30.07.2014]. Uniwersytet w Kon-stancji zrezygnował z subskrypcji czasopism największego na świecie wydawcy naukowych periodyków Elsevier, argumentując, że wzrost cen o ponad 30% w ciągu ostatnich pięciu lat jest nieakceptowalny. Średni koszt rocznej licencji dla 1 czasopisma spośród 2500 oferowanych przez tego wydawcę wynosił 3400 euro.

na żadne płatne czasopisma naukowe7. Problem luki dostępu dotyka także pol-ską naukę. Problem może zilustrować kazus Politechniki Gdańskiej, która w la-tach 2007–2010 podwoiła swoje wydatki na subskrypcję czasopism z 1 mln do 2 mln pln8. Wzrost ten wynikał nie tyle ze zwiększenia liczby prenumerowanych tytułów, ale przede wszystkim z podwyższenia cen przez wydawców. Podwyżki oznaczają konieczność wyboru. Trudna selekcja dokonywana przez biblioteki coraz częściej kończy się odsiewaniem małych, niszowych wydawców i kiero-wania coraz większego strumienia pieniędzy do wydawniczych gigantów. Decy-zje te odbijają się również negatywnie na rynku książki naukowej9.

Częściowym rozwiązaniem na gruncie polskim jest współfinansowanie sub-skrypcji przez Ministerstwo Nauki i udostępnienie jednostkom naukowym po-przez Wirtualną Bibliotekę Nauki10. Wobec ciągłego wzrostu ilości treści i ich ceny rozwiązanie takie okaże się zapewne niewystarczające.