• Nie Znaleziono Wyników

W dniach 5-15 czerwca mogliśmy uczestniczyć w kolejnej, trzynastej już, odsłonie Międzynarodowego Festiwalu Fotografii w łodzi

Powyżej: Darkroom, Art Inkuba-tor, Łódź, fot. Adam Kruczek

86

W Y D A R Z E N I A

tu zupełnie innego kolorytu. Mimo surowej aury fotografowanych miejsc, Arbuga-eva zdołała nadać całości bardzo ciepły i wręcz „magiczny” wydźwięk. Dobry, ale nieco mniej wyrazisty, był cykl Cirila Jazbeca „Waiting to Move” prezentujący sceny z życia mieszkańców małej wyspy na północno-zachodnim wybrzeżu Alaski, którzy stopniowo opuszczają swoją ziemię, ulegającą erozji, podtapianą przez wody roz-marzającej wiecznej zmarzliny. Mimo dostrzegalnych walorów technicznych tych zdjęć, mam wrażenie, że zabrakło w nich jakiejś dozy dramaturgii, którą widz mógł-by odczytać bez posiłkowania się tekstem. Mało widoczny mógł-był też konflikt pokoleń między nowoczesną, opuszczającą wyspę młodzieżą, a żyjącymi zgodnie z trady-cją rodzicami.

Sporym i jednocześnie pozytywnym zaskoczeniem okazały się wystawy Katedry Fotografii Szkoły Filmowej w Łodzi odbywające się pod szyldem Filmschool Ima-ginarium, ze szczególnym wskazaniem na wystawę główną, zorganizowaną w cen-trum festiwalowym, zatytułowaną „Darkroom”, która odbywała się w zaciemnionej hali, gdzie percepcja zwiedzających wystawiana była co chwilę na próbę. Niektóre fotografie eksponowano w niemal całkowitej ciemności i przyjrzeć się im można było włączając na chwilę zwisające z sufitu latarki. Wyłaniające się wówczas z mroku prace częstokroć budziły niepokój, jak chociażby „Trixter” – pełen szalonych clow-nów cykl Ireny Kalickiej czy „Kolekcjoner tożsamości” Martyny Strzelczyk. Dużą dozą podskórnej grozy cechowała się instalacja Agaty Opalińskiej Czarne historie. Składała się ona z oświetlonego niebieskim światłem stolika, na którym leżał stosik slajdów oraz niepopularne już dziś urządzenie do ich oglądania – stary retrospektyw, dzięki któremu widz odkrywał dziwną, nie do końca jasną znaczeniowo zawartość kolej-nych zdjęć. W panującym mroku wspaniale prezentowały się podświetlone instalacje

Exclusion Franciszka Ammera, Looking for Space Bartłomieja Talagi, Światła północy

Roberta Danieluka czy Mgnienia Dominiki Truszczyńskiej – rozpisana na kolejne se-kwencje w ciągu lightboxów próba uchwycenia obrazu upływającego czasu. W dużej mierze zebrane tam prace przekraczały konwencjonalne granice fotograficznego medium, były zabawą, ale i namysłem nad jego możliwościami. Bardzo wyrazista pod tym względem była interaktywna instalacja video Moniki Masłoń pt. Huśtawka:

Dalecy-Bliscy, w której materialna huśtawka, ustawiona przed ekranem nie tylko

zachęcała do zabawy, ale prowokowała pytania o relacje między odbiorcą a obrazem. Wbrew warunkom panującym w pomieszczeniu, można powiedzieć, że był to jeden z jaśniejszych punktów na mapie wystaw głównych Fotofestiwalu.

Tegoroczna Grand Prix powędrowała do Szwajcara japońskiego pochodzenia Davida Favroda za projekt „Gaijin”, którego autor snuje fikcyjną (choć zrodzoną z prawdziwych przeżyć i doznań) opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości – próbie rekonstruowania jej ze swoich wyobrażeń, obrazów podsuwanych przez kulturę popularną i tradycyjną, jak i ze wspomnień członków rodziny. Cykl zdjęć powstał w reakcji na poczucie odrzucenia, jakiego doznał autor, gdy odmówiono mu przyznania podwójnego obywatelstwa, o które zwrócił się w ambasadzie japońskiej jako syn Japonki i Szwajcara urodzony w Kobe. Powstała ciepła, bardzo osobista historia, opowiedziana pięknymi kadrami, nie pozbawiona również odrobiny dy-stansu i humoru. Wybór jednak musiał być trudny z uwagi na mocną konkurencję, np. w postaci „Days of Night – Nights of Day” – projektu Eleny Chernyshovej, która udokumentowała losy mieszkańców Norylska – najdalej wysuniętego na północ miasta na świecie, będącego zarazem jednym z największych miast górniczych, gdzie potęga natury w postaci ekstremalnych temperatur spotyka się z destruktywną siłą

2

1

1-2. Finalisci Grand Prix Fotofestiwal 2014, Art Inkubator, Łódź, fot. Adam Kruczek 3. Marie Hudelot, Dziedzictwo/The Legacy fot. Krzysztof Saj

87

W Y D A R ZE N I A foRmAt 70 / 2014/15 3

przemysłu. Pełne uroku były też „Stigma” Adama Lacha – reportaż o życiu 60-osobowej rodziny koczujących we Wrocławiu rumuń-skich Romów oraz „Scrublands” Antoine Bury’ego – o ludziach, którzy postanowili porzucić złotą klatkę cywilizowanego świa-ta w poszukiwaniu zupełnie innego, bliższego naturze sposobu życia, innych relacji ze światem. Wymieniać można by długo, z uwagi na wysoki poziom nadesłanych projektów, wielość poetyk obrazowania i zróżnicowaną problematykę.

Jak zwykle napięty i obfity był program wystaw towarzyszą-cych, prezentowanych w wielu łódzkich galeriach, przestrzeniach oficjalnych i alternatywnych, które często niezależnie od ich pro-filu „przełączają się” na fotografię i współpracują z Fotofestiwa-lem. Bardzo dobre wystawy można było obejrzeć w sąsiadujących ze sobą galeriach ŁDK-u. Na cykl „Niespiesznie” Anity Andrze-jewskiej, pokazywany w Galerii FF, złożyły się zdjęcia wykonane głównie w Birmie i sąsiednim Laosie, miejscach niespokojnych, ale jednocześnie barwnych, wynagradzających fotografowi ewen-tualne niedogodności. Powstały kadry skupione na codziennym życiu tamtejszej ludności i otoczeniu – bardzo klasyczne, zrów-noważone, wyłuskujące odmienność rzeczywistości, egzotykę odległej kultury, a przy tym niezmiennie przekazujące widzom pewną dozę uniwersalnej prawdy dotyczącej życia ludzkiego, jego natury. Ze wspomnianą wystawą doskonale korespondowały po-kazywane w tym samym budynku, w Galerii Imaginarium, prace Magdy Hueckel zebrane pod szyldem „Anima. Obrazy z Afryki”. Stanowią one owoc podróży, które w ciągu ośmiu ostatnich lat odbyła artystka wraz z mężem. Hueckel udokumentowała mi-styczną stronę Czarnego Kontynentu, jego bezwzględną naturę, przenikanie się życia i śmierci, które dla tamtejszych ludzi jest czymś oczywistym – elementem wprzęgniętym w ich duchowość, podczas gdy my, wydelikaceni ludzie Zachodu postrzegamy żar-łoczność przyrody jako tragedię.

Spośród wystaw towarzyszących wiele zasługiwało na uwagę, ale przecież Fotofestiwal ma swoje sprawdzone menu, w ramach którego, oprócz najbardziej oczywistej rzeczy – wystaw – odby-wają się wykłady, warsztaty i szkolenia, zarówno dla profesjo-nalistów, jak i amatorów, ponadto panele dyskusyjne, spotkania autorskie, przeglądy portfolio i spacery fotograficzne po postin-dustrialnych przestrzeniach specjalnie na tę okazję otwartych. Jest więc coś dla laików i dla „starych wyjadaczy”. Różnorodność

atrakcji, które decydują o wyjątkowości tej imprezy ma dodatkową zaletę – umożliwia integrację miłośników medium fotograficznego na różnych poziomach. Ostatecznie każdego roku zjeżdża do Łodzi ponad 20 000 osób, które mogą wymienić doświadczenia, nauczyć się czegoś i nawiązać współpracę. W tym roku dużym zaintereso-waniem cieszyły się warsztaty prowadzone przez Alexa Webba i Rebeccę Norris Webb z legendarnej agencji Magnum Photos oraz dwudniowe seminarium składające się z przeglądu portfolio oraz spotkań z ekspertami, którzy opowiedzieli o współczesnym rynku fotografii światowej oraz o świadomym kierowaniu rozwojem za-wodowym. Nie zabrakło też, zawsze popularnych, spacerów foto-graficznych, pokazów slajdów czy paneli dyskusyjnych i wykładów.

Szczególnie cieszy coraz większy udział w Fotofestiwalu prze-strzeni alternatywnych stworzonych w pofabrycznych budynkach. W tym roku wystawy festiwalowe opanowały po raz pierwszy kompleks na ul. Piłsudskiego 135 – tzw. Wi-Mę (Widzewską Ma-nufakturę), czyli Zakłady Przemysłu Bawełnianego, które z po-wodzeniem przywraca do życia prezes Stanisław Zaręba, umożli-wiając młodym ludziom tworzenie tam różnorodnych projektów związanych ze sztuką. W pomieszczeniach znalazło się miejsce na studio nagraniowe, salę prób i salę koncertową, a także pracownie plastyczne i konserwatorskie, związane z filmem. Do listy dodać należy wspomniane już Monopolis, czyli dawne zakłady Polmosu przy ul. Wydawniczej, który oprócz wystawy prac Briana Griffina okazał się świetnym miejscem na zorganizowanie spaceru foto-graficznego. Nie wypada też zapomnieć o kompleksie OFF Piotr-kowska, który wydaje się już nieco bardziej oczywisty, chociażby z tego względu, że w zeszłym roku był centrum festiwalowym. Teren należący niegdyś do przedsiębiorcy Franza Ramischa, z uwagi na dużą popularność i coraz bardziej komercyjny wy-miar może wkrótce stracić alternatywny charakter, wciąż jednak przyciąga ludzi swoją atmosferą, którą bezbłędnie wykorzysta-li organizatorzy poprzednio, natomiast w tym roku w znacznie mniejszym zakresie, co oczywiście nie zmienia faktu, że OFF Piotr-kowska współgra z klimatem, jaki wytworzył się wokół Fotofesti-walu. Ostatecznie, jest to wydarzenie, które promuje Łódź, wyko-rzystując jej szorstki urok, bliższy temu, jaki reprezentują modele na zdjęciach Ballena, niż photoshopowym widokówkom, jakby na przekór rozpowszechnionej tendencji do wygładzania i upiększa-nia rzeczywistości. n

88

W Y D A R Z