• Nie Znaleziono Wyników

się pokazując pełnię krajobrazu

o s ta w y I I

Agnieszka Wolny-Hamkało

Niewinni czarodzieje

K

omunikaty przekrzykują się i podbijają nawzajem. Wątki gubią się i prze-nikają. Alarmy tracą na wartości w świecie, gdzie wszystko żyje na sygna-le, wszystko chce być na zdjęciach – multiplikowane, jaskrawe. Nic nie jest duże – wszystko jest totalne, nie głośne, tylko mega głośne. Mega burgery, podwójne, potrójne expresso, cola z dolewką, kawa z mlekiem, pianką, syropem, cynamonem, cukrem. I wszystko natychmiast. Turbo, tempo, dynamika, ruch. Bycie podłączonym, podążanie, załapywanie się. Miasto jako utopia i ucieczka – nowa iluzja bycia na bie-żąco, eskapizmu przed myśleniem / smutkiem / znieruchomieniem / śmiercią. Oto firmy, które z tego korzystają. Oto korporacje, które chcą, byśmy stali w kolejkach, czekając na debiut nowego smartphone’a. Byśmy się podniecali nową, jeszcze lżej-szą, jeszcze mniejlżej-szą, gładszą obudową. Softwere i hardware, hossa i bessa – słowa

klucze, które są tak luksusowe, że wypowiadamy je nabożnie, wypowiadamy jak mantrę. Ale opłata jest poważna, koszty są ogromne. Psychoterapia lacanowska, psy-choterapia eklektyczna, psypsy-choterapia behawioralna, egzystencjalna, psychoanaliza. Nowe choroby psychiczne, nowe nerwice, zawały dwudziestolatków, bezsenność, nieuleczalna samotność, używki. Jest powód do paniki? To wszystko jest paniką, miasto jest paniką.

Kiedy w kulturze pojawia się silny nurt – natychmiast pojawia się kontrnurt, coś, co równoważy tamto, swego rodzaju alternatywa. A jednak mieszkaniec spoza struktury miasta staje się outsiderem z kultury i infrastruktury, obywatelem trze-ciego świata, bardziej nieudacznikiem niż wybrańcem. Nikt nie wierzy już w uto-pię hippisów i Timothy Lary’ego, w drzemiącego w górach buddę bitników, w las

Miasto to maszyna, wielki bęben, w który mielą się impulsy – dźwięki, obrazy.

Borcz jest

precyzyjny

i widzi dokładnie,

jego oko ostrzy

jak lustrzanka,

zoom pozwala

obejrzeć detal,

a potem oddala

się pokazując

pełnię krajobrazu.

1 rafał Borcz 1. Sowa, 2011, olej na płótnie, 160x110 cm 2. Nocny lot, 2010-12, olej na płotnie, 150x200 cm 3. Dwie olchy, 2012, olej na płótnie, 130x170 cm NIEWINNI CZARODZIEJE

59

p o s ta w y I I format 70 / 2014/15

Thoreau, w Tanger Trumana Capote. Jest tylko miasto i nic? Miejski etnocentryzm to rodzaj narcyzmu. Miasto jest narcystyczne, dlatego nie umie kochać.

Wrażliwe jednostki, przeciążone i przytłoczone, z niższym progiem sensorycz-nym zaczęły szukać barier. Na ulicach pojawili się ludzie z słuchawkami w uszach, odcięci, idący własnym rytmem, wbrew rytmowi miasta, mali anarchiści. Pojawili się poszukiwacze substancji stępiających zmysły: palacze marihuany, wielbiciele uśmierzenia substancją aktywną thc. Pozostała jeszcze garstka tych, którzy uciekli do kościołów słuchać ciszy, tego, co odpowiada Bóg, kiedy go pytają. Inni schronili się w świeckich kościołach – galeriach sztuki, gdzie ich wzrok, zmysły, wreszcie oni sami – zapadają się miękko w mikroświat zredukowany, wyciszony, medytacyjny. – Oglądają obrazy Rafała Borcza we wrocławskiej galerii Socato – z miejsca czują lekką dekompresję, czują się więc nieswojo. Uczuciu ulgi towarzyszy poczucie sur-realizmu, napięcia, może nawet grozy – tak wyabstrahowany i czysty to krajobraz.

Jezioro i drzewa. Światło jak podczas przesilenia: koniec albo początek dnia. Mo-ment tuż przed lub tuż po zdarzeniu. Jest w nim piękno i groza pustej scenografii.

Wyobraźnia wchodzi na wyższe obroty: zaraz ten świat – zachowany w czy-stości jedynie przez przeoczenie – zostanie skażony, zepsuty. Oglądamy zatem coś specjalnego: rezerwat piękna, utopię, wyspę. Marzenie. A przecież nie są to obrazy nierealne. Borcz jest precyzyjny i widzi dokładnie, jego oko ostrzy jak lustrzanka, zoom pozwala obejrzeć detal, a potem oddala się pokazując pełnię krajobrazu. Autor tych prac jest operatorem światła – wycisza, wygłusza tło. Biel jest znacząca, kojarzy się z nieskończonością, niewinnością. Z jednej strony lekkość, z drugiej precyzja – jak w haiku, jak w japońskim rysunku. Bo nierzeczywistość tych obra-zów bierze się z czystości i piękna. Jest to piękno baśniowe, zamrożone, spetryfi-kowane: widz zostaje dopuszczony do tajemnicy: staje oko w oko z wilkiem, sową, tajemnicą natury. Dlatego kontemplacyjność tych obrazów podszyta jest napięciem

3 2

60

p o s ta w y I I

oczekiwania, atmosferą święta: taki rodzaj przezywania natury jest darem. Oto dopuszczono nas do tajemnicy. W jaki sposób przyjmuje to miejski podróżnik? Jest oszołomiony? Dzwoni mu w uszach, traci poczucie rzeczywistości? Wpada w panikę? Jest nie tylko poza opresją impulsów, ale także poza państwem, społeczeństwem, poza rolami, relacjami. – Uwolniony? W każ-dym razie ma szansę przywrócić światu i sobie w świecie od-powiednie proporcje. Świat na zewnątrz tych obrazów bazuje na naszych namiętnościach, podsyca je – świat Borcza ukazuje inny rodzaj przyjemności: próbę osiągnięcia buddyjskiej rów-nowagi, przyjemność płynącą z ziemi i tego, co oddaje na ze-wnątrz, z rytmów dnia i nocy. W nieruchomych dekoracjach życie zyskuje na znaczeniu, kumuluje się i wybija. Przy czym Borcz zauważa potęgę żywiołów. Zwierzęta, które wybiera, to nie sarny, zające, wiewiórki, ale drapieżniki – nabuzowane, żądne krwi, z naprężonymi mięśniami: szlachetne i uroczy-ste w swoim polowaniu. Symbolizują id, to, co nieokiełznane, nietknięte przez (pop)kulturę. Jest coś przyjemnego w odda-waniu się tym obrazom – to może nie tyle podróż w głąb sie-bie – co wycieczka w przeszłość – do czasu baśni, pierwszych symboli, kiedy wystarczyło, żeby zapadła noc, przykryła mia-sto siatką – i wszystko stawało się nierzeczywiste, przesunięte o centymetr, wytrącone z normatywnych ram. A byliśmy jak niewinni czarodzieje w świecie, który tak miękko podlegał naszej reżyserii. Jednocześnie czułość i niebezpieczeństwo, tajemnica i ekscytacja, lęk i magnetyzm: to właśnie czujemy, patrząc na wilka. Borcz buduje poczucie intymności między odbiorcą jego sztuki i nią samą: oto obrazy zdradzają swoje tajemnice – tylko nam, tylko tu, w świeckim kościele galerii Socato, na marginesie miasta, w białoniebieskim kokonie. n

2

1

rafał Borcz

1. Jasna noc, 2014, olej na płótnie, 150x170 cm

61

p o s ta w y I I