• Nie Znaleziono Wyników

Wojciech Lupa, In statu nascendi

y I

Dorota Miłkowska

Wojciech Lupa, In statu nascendi

W

ypowiedzi te odnoszą się do malarstwa, którego pod-stawą jest, niezmiennie od ponad dwudziestu lat, do-świadczenie estetyczne. Równie klasyczna jak założe-nia sztuki Wojciecha Lupy jest technika olejna na płótnie, jaką się posługuje. Artysta konsekwentnie używa formatu 130 x 180 cm. Sam, z niezwykłą dbałością, przygotowuje podobrazia. Maluje powoli. Palcami nanosi farbę na płótno, potem ściera ją różnymi narzędziami. I znów „dotykaˮ obrazu opuszkami palców, znacząc powierzchnię drobnymi śladami farby. Czynność tę powtarza wie-lokrotnie dbając, by podczas kreowania efektu specyficznego „sfu-mato”, nie „zagłuszyć” mięsistej struktury tkaniny. W ten sposób powstaje, nieraz nawet przez kilkanaście miesięcy, każdy z jego obrazów.

Żmudna metoda, którą wybrał Lupa, przypomina medytację. Pomaga ona artyście osiągnąć szczególny stan świadomości, nie-zbędny do tworzenia. Powstania obrazu nie poprzedza bowiem żadna koncepcja, która mogłaby zdeterminować jego ostatecz-ny wygląd. Przeciwnie – myśl twórcy swobodnie dojrzewa pod-czas malowania, podąża za stopniowym krystalizowaniem formy, która niemal organicznie rozrasta się na powierzchni płótna. Gdy

osiągnie apogeum, artysta przerywa pracę nad obrazem. Nie trak-tuje go jednak jako skończone dzieło, lecz zapis stadium pracy nad mitycznym obrazem idealnym, jak sam go nazywa. Dlatego też nie nadaje poszczególnym płótnom odrębnych tytułów, myśląc o nich jako o elementach serii, zapisach etapów nieustannej transformacji. Specyfika procesu twórczego wydaje się warunkować odbiór prac Wojciecha Lupy. Poszczególne obrazy poznaje się powoli. Naj-pierw ze zwykłego dystansu, który pozwala ogarnąć wzrokiem ca-łość kompozycji: rozplanowanie elementów dzieła, grę kolorystycz-nych niuansów. Zbliżenie przeskalowuje odbiór. Z tej odległości swą strukturę ujawnia płótno. Delikatne przetarcia farby, pokrywającej krawędzie nici tworzących jego splot, wydobywają, czy może raczej kreują subtelne wartości światłocieniowe. Oglądany z tej perspek-tywy obraz wydaje się tętnić życiem, jest pełen napięć i utajonej energii. Wraz z ponownym zwiększeniem dystansu narasta wra-żenie spokoju. Nerwowe drwra-żenie płaszczyzny znika. Obraz nabiera głębi. Rozwarstwia się na kolejne plany zbudowane z ułożonych na siatkach punktów – niektóre wydają się zbliżać do patrzącego, inne odpływają mgławicami w nieokreśloną dal. Wraz z jej pogłębianiem się kontury form coraz bardziej tracą ostrość.

...wciąż mam wrażenie, że nieustannie maluję jeden, ten sam obraz (...). Malując, chciałbym osiągnąć stan lekkości i przezwyciężyć siłę grawitacji, także własnej przy okazji (...).Tworzenie może być po prostu porządkowaniem chaosu

na nowo. – Tak o swojej twórczości mówi wrocławski artysta Wojciech Lupa.

1

39

p o s ta w y I format 70 / 2014/15

Oglądając obrazy wrocławskiego twórcy, trudno pozbyć się wrażenia, że mimo deklarowanej spontaniczności ich powstawania, powierzchnia każdego z nich była dla artysty swoistym „laboratorium”. Precyzja, z jaką nanoszone są na płótno drobne punkty, ich powiększanie w pewnych partiach obrazu, do wielkości małych dys-ków, grupowanie w regularne prostokąty, wprowadzanie w drżenie lub w chaotycz-ny ruch – wszystkie te zabiegi wydają się być efektem spekulacji formalchaotycz-nych, w któ-rych większe znaczenie od swobody kreacji ma pierwiastek intelektualny. Na jego obecność wskazują także krytycy i historycy sztuki: Mirosław Ratajczak i Gisela Burkamp wywodzą metodę twórczą Lupy z praktyki pointylistów, podkreślając zara-zem jej indywidualne potraktowanie przez wrocławianina [1]. Tym samym ujawniają spekulatywny charakter jego sztuki, nastawionej na wyzyskiwanie teorii naukowej optyki. Andrzej Jarosz z kolei zwraca uwagę na pokrewieństwo ekspresyjno-kolo-rystycznej twórczości Wojciecha Lupy z malarstwem Józefa Hałasa, nazywając ją dodatkowo skupioną i emocjonalnie zaangażowaną [2].

Niezależnie od tego, jak inspirujące byłyby dla Wojciecha Lupy dokonania jego poprzedników, od wielu już lat tworzy on autonomiczne wypowiedzi, odnoszące się do podkreślanego przez krytyków wyjątkowego odczuwania przestrzeni, opisy-wanej zawsze, co warto podkreślić, w wąskiej

skali kolorystycznej. W ostatnich latach artysta sprowadził ją do chłodnej tonacji opartej na odcieniach barw o zniuansowanym natężeniu chromatycznym. Część z nich zdaje się konse-kwentnie zmierzać ku czystej bieli.

Trudno docenić finezję tych kompozycji, gdy ogląda się je jedynie na zdję-ciach, w dodatku tak małych formatów, jak te prezentowane w wydawnictwie. Kon-taktu z oryginałem oczywiście nie zastąpi jego opis, może jednak uzupełnić repro-dukcję. „Przyjrzyjmy sięˮ im zatem z bliska, zaczynając od obrazu przedstawionego na zdjęciu numer 1. Jego powierzchnia opanowana została przez relief punktów ułożonych wzdłuż wertykalnych i horyzontalnych linii. Karencje odległości po-między nimi są nierówne, co powoduje rozwibrowanie całej przestrzeni. Wydaje się ona wybiegać w kierunku patrzącego; efekt tego „wypiętrzeniaˮ uzyskany zo-stał przez otoczenie centrum białą bordiurą pojawiającą się pod siatką punktów. Niebezpieczeństwo monotonii tego zrytmizowanego układu zażegnane zostało poprzez wzbogacenie struktury niektórych punktów. Z bliska widać, że rozbite zo-stały one na drobniejsze komponenty: centryczne, białe dyski, których jądro stanowi ciemnogranatowy punkt.

W kolejnym obrazie (zdjęcie 2) na rozpiętej przed regularną formacją szarych plam siatce, na którą „nawleczone” zostały drobne, szare oczka w białej otoczce, wy-krystalizowuje się geometryczna forma utworzona z wydrążonych w środku punk-tów. Radykalna konsekwencja tej intelektualnej struktury przeciwstawiona została

wojciech lupa

1-3. In statu nascendi, 2012-13, technika olejna na płótnie, 130x180 cm

3

40

p o s ta w y I

zmysłowej tonacji dalszego planu, którego zasmużenia i drobne plamki przypomina-ją zapis rozchodzenie się i zanikania dźwięków w trójwymiarowej przestrzeni wy-pełnionej delikatnymi szmerami.

W obrazie widocznym na zdjęciu nr 3 ważniejsze wydaje się to, co rozgrywa się poza ażurową strukturą zbudowaną z punktów. Przepływający pod nią rozbielony kwadrat ściera się z polami w kolorach złamanych brązów i szarości. Ich zmaganie odbija się echem na pierwszoplanowej siatce, której punkty przejmują wartości ko-lorystyczne zantagonizowanych pól.

Dwuwarstwowa kompozycja tego obrazu w kolejnym (zdjęcie nr 4) rozwinięta została w bardziej przestrzenną formę. Punkty zawieszone na lekko balansujących, umownych, bo niewidocznych liniach siatki, tworzą struktury nakładające się na siebie. Jedne zbliżają się ku widzowi w miarę narastania wielkości punktów i odle-głości pomiędzy nimi, inne uciekają w głąb obrazu, wraz z zagęszczaniem się owych punktów, aż do całkowitego ich zespolenia w pulsujące szarością plamy. Niektóre z nich wyrywają się ścisłej organizacji, wibrując w nieokreślonej przestrzeni echem szarej otoczki zakreślonej wokół nich.

Frapująca „konstelacja”, która pojawiła się w centrum opisanego obrazu poddana zosta-ła wnikliwszym badaniom w obrazie ze zdjęcia nr 5. Odseparowana od regularnej siatki punk-tów, wydaje się być pitagorejskim modelem Ko-smosu jako przestrzeni wypełnionej dźwiękami, które – w różnej wysokości i natężeniu emitują ciała niebieskie.

Jakkolwiek obrazy Wojciecha Lupy mogłyby się wydawać zapisem procesów kosmogonicz-nych, sam artysta, analizując genezę powraca-jących w nich form, wskazuje na widoki zapa-miętane z dzieciństwa. Wśród nich są zarówno zwielokrotnione, wznoszące się linie, definiujące neogotycką architekturę kościoła św. Wojcie-cha we Wrocławiu, jak i radykalna linia horyzon-tu, przebiegająca na styku nieba i morza, którą przyszły artysta zobaczył podczas pierwszego spaceru wzdłuż polskiego brzegu Bałtyku. Dyski

obwiedzione pierścieniami to „powidokiˮ po dekoracjach, jakimi pokrywano na Są-decczyźnie belki domów weselnych. Hieratyczny porządek punktów na płaszczyźnie obrazów Lupy jest z kolei wspomnieniem struktur tworzonych przez stogi siana, układane na łąkach Beskidu Sądeckiego, niezmiennie od wieków, w regularnych odległościach 5,5 metra. Zjawiska świetlne, modelujące ich formę, tworzone przez ostre, letnie słońce lub białe, poranne mgły zacierające granice form i odczuwa-nie rzeczywistej przestrzeni – miały wpłynąć na wrażeniowy, zmysłowy charakter malarstwa artysty. Malarstwa, w którym każdy detal, drobiazg, najdrobniejszy balans bieli, różnica skali punktu zasługują na to, by być widzialnymi [3]. n

1 por. G. Burkamp, Kilka myśli o malarstwie Wojciecha Lupy, [w:] Wojtek Lupa (katalog wystawy), Wrocław, brw, s. 8; tamże, M. Ratajczak, s. 30;

2 A. Jarosz, Barwne kadry, spiętrzone materie, kontemplacyjne płaszczyzny. Z dziejów współczesnego malarstwa

wrocławskiego [w:] Wrocław sztuki. Sztuka i środowisko artystyczne we Wrocławiu 1946-2006, praca zbiorowa

pod red. A. Saja, Wrocław, 2006, s.42

3 Wszystkie cytowane wypowiedzi pochodzą z autoreferatu artysty z 25 maja 2009 r.

wojciech lupa

1-2. In statu nascendi, 2012-13, technika olejna na płótnie, 130x180 cm

2

1

41

p o s ta w y I