• Nie Znaleziono Wyników

Minął rok 1998, rozpoczynamy nowy - 1999. Wielu ludzi nagabywanych przez me-dia usiłuje podsumować miniony czas. Ponieważ nie dane mi było być na balu sylwestro-wym, zadumałem się nad myślą polityczną, która tej nocy mnie porwała. Pomogła mi w tym również lektura prasy, narzucającej swoją wizję świata nacechowaną bardziej sensa-cjąniż informacją. Powróciło do mnie jak bumerang pytanie, czyja - nie będąc homo po-liticus - mam jakikolwiek wpływ na to, co się dzieje w życiu polityczno-społecznym.

Czy bezpartyjność ma sens, czy nie trąci aby jakąś niepełnosprawnością ? Czy trwanie w takim układzie jest potrzebne, a jeśli tak, to komu ? Mnie czy innym ? Przedsylwestrowy natłok pytań był tak duży, jak klientów do Leclerca - ledwo się uporałem z wątpliwościa-mi. Zacząłem to wszystko porządkować w swojej łepetynie, by nie zgubić ani jednej cen-nej myśli.

Dwa cytaty dały początek moim dywagacjom ąuasi-politycznym. Pierwszy, który po-stawił przysłowiową kropkę nad „i" w decyzji wzięcia udziału w wyborach, jest z Listu Metropolity Lubelskiego abpa Józefa Życińskiego w sprawie wyborów samorządowych:

Postać polityki zależy od ludzi, którym powierzy się funkcje społeczne.

Owszem, te słowa do mnie przemówiły, ale czy ja jestem tą osobą, o której one mówią? Czy jestem w stanie urzeczywistniać politykę ze względu na chrześcijańską od-powiedzialność?

Przed czynnym życiem politycznym broniłem się bardzo długo, aż tu nagle ludzie z zewnątrz zaproponowali mi, bym startował, nawet z list konkurencyjnych. No i owszem, dogadzało to mojej próżności, aleja czekałem na fakty, które przyszły bardzo szybko. A więc ciąża przedwyborcza nie była urojona: nie tylko ja chciałem, ale także inni mnie do tego usilnie namawiali i twórczo zapłodnili. Miałem, oprócz dużego szczęścia, wiele życzliwych osób i instytucję, która mi pomogła - duchowo, finansowo i praktycznie. Do mnie należało wykrzesać trochę odwagi, by swoje wątpliwości przerwać śmiałą decyzją we właściwym momencie, i tutaj odezwało się we mnie dobrze pojęte zwierzę politycz-ne. Do tego włożyłem jeszcze wiele własnej pracy i inwencji, a na owoce nie trzeba było długo czekać.

Drugi cytat jest zaczerpnięty z „Humoru Ojców Pustyni" (którego byłem wydawcą).

Abba Eulogiusz pewnego dnia nie potrafił ukryć swego smutku.

Dlaczego jesteś smutny, abba ? - zapytał go jakiś starzec.

- Ponieważ zaczynam wątpić w inteligencję braci w przypadku, gdy chodzi o wielkie Boże rzeczywistości. To już trzeci raz zdarza się, że pokazuję im kawałek lnu z czerwoną

196 Niepełnosprawność polityczna A W S

kropką, pytam ich, co widzą, a wszyscy odpowiadają mi: „ Czerwoną kropkę ", a nigdy : Kawałek lnu ".

Słowa te przekonały mnie, że trzeba trwać przy raz podjętej decyzji, która jest lub wy-daje się słuszna. Dalej - często nie zrażając się ignorancjąi niezrozumieniem, pokazywać w szerszym kontekście i w sposób konkretny swoje wizje, by inni mogli je zrozumieć i przekonać się do nich.

Można by rzec za znakomitym politykiem niemieckim Adenauerem, że „polityka jest sztuką dostrzegania i urzeczywistniania tego, co z punktu widzenia etyki jest pra-widłowe". Ciężko niektórym politykom jest zobaczyć kawałek płótna. Na czym to pole-ga, że niektórzy widzą tylko czerwoną kropkę ? Czy nie mają umiejętności ujmowania całościowo problemów, które jawią się w samorządzie terytorialnym ? Czy dobór ludzi poprzez powszechne wybory jest właściwy ? Jak zadbać o dobre kryteria ?

Lektura prasy i książek, której się oddałem, dopełniła reszty. Z zaciekawieniem prze-czytałem notatkę w „Gazecie Wyborczej" z dnia 19-20X111998 r., w której dominuje wy-powiedź Pawła Łączkowskiego, mówiąca o reformie w AWS: Dziś decyzje podejmowa-ne są tu nie wiadomo, gdzie i nie wiadomo, jak. Żadpodejmowa-ne formalpodejmowa-ne struktury nie funkcjonują należycie. Trzeba to zmienić, jeśli AWS ma przetrwać. Oto pytanie szekspirowskie: „być albo nie być" AWS-u ? Pytanie, przed którym się nie ucieknie. Będąc w Klubie AWS wy-brałem wolność polityczną, własną niezależność, którą postawiłem przed pozorem jedno-ści, do której trzeba dojrzeć, a później powoli iść krok po kroku do przodu, budując nowe relacje jakościowe. Owszem, jestem idealistą, (ale nie człowiekiem naiwnym), lecz przede wszystkim jestem praktyczny w życiu i pragmatyczny w polityce. Chcę uniknąć sytuacji, gdy Klub ma charakter ekskluzywno-dekoracyjny, a decyzje zapadają w sposób nieprzemyślany, jak nieudolna gra w szachy prowadzona poprzez amatora. Mam świado-mość, że w Klubie są ludzie z zaletami i wadami, o różnych opcjach i partykularyzmach politycznych, otwarci i doświadczeni oraz lękający się, świeżo wybrani radni. Jedność polityczna jest tylko mirażem, gdy u fundamentów nie ma zrozumienia, zaufania, współdziałania, trzeźwości spojrzenia, powściągliwości w wypowiadaniu się (gdy kraso-mówstwo nie poparte doświadczeniem i wiedzą jest bezużyteczne).

Czy więc teza Łączkowskiego jest prawdziwa ? A jeśli tak, to kto ma zmienić taki stan rzeczy i w j aki sposób ? Nasza - radnych - postawa da odpowiedź na wszystkie zapy-tania.

Nie jestem politykiem, nigdy do żadnej partii nie należałem, więc zdaje mi się, że nie noszę w sobie przynajmniej aberracji politycznych.

Pierwszy szok niepełnosprawności politycznej przeżyłem, gdy zachęcono i namówio-no mnie do startowania w wyborach samorządowych z rekomendacji Klubu Inteligencji Katolickiej w Lublinie (do którego nie należę), z listy Komitetu Wyborczego Akcji Wy-borczej Solidarność. Nie miejsce tutaj, aby opisywać, jak do tego doszło oraz przedsta-wiać mechanizmy kształtowania się listy, na której umieszczono mnie „za pięć dwuna-sta". Być może wynurzenia takie dałyby pogląd na to, co i kto decyduje, by dostać się na linię startową demokracji. W moim przypadku zdecydował przypadek (tautologia), ale czy na pewno ? Muszę nadmienić, że dla mnie te doświadczenia są cenną lekcją z dziedzi-ny zwanej demokracją przedwyborczą.

Jerzy Jacek Bojarski 197 Drugi szok mnie dopadł, kiedy już znalazłem się na jednej z list i podczas kampanii wyborczej, gdzie ponoć szliśmy pod hasłem: „Idziemy razem" (trzeba by było podać de-sy gnaty tego stwierdzenia, bo niektórzy „szli razem, a nawet osobno"). Ku memu zdzi-wieniu metę demokratycznych wyborów pokonałem z niezłym wynikiem, zdobywając mandat radnego Rady Miejskiej w Lublinie z listy AWS (nie jest to moja zasługa, gdyż na siebie oddałem tylko jeden głos, ale to paradoksalne, w gruncie rzeczy on był decy-dujący). W konsekwencji wylądowałem w Klubie AWS Rady Miejskiej, który ma więk-szość.

Trzeci szok był moim (i nie tylko) udziałem, kiedy wszystkie siły i podmioty politycz-ne w AWS po mozolnych rozmowach uzgodniły obsadę personalną Zarządu Miasta, a ktoś chciał tę układankę polityczną zburzyć jak domino. Były to siły wewnętrzne i zew-nętrzne. Zrozumiałem wtedy, że demokratycznie wybrana samorządowa władza „poli-tyczna" słabnie wobec władzy „ekonomicznej", której nikt nie wybierał, a która chciałaby mieć wpływ na politykę. Dopiero w Klubie AWS doznałem olśnienia, że do-brze być bezpartyjnym, gdyż można działać na rzecz dobra, zachowując instynkt poli-tyczny, nie pytając nikogo o zgodę i bez uprawnień strażackich gasić zadymy polityczne nie służące nikomu.

Czwarty szok to konfrontacja prawdy z wyobrażeniami na temat ludzi tak zwanej pra-wicy. Pojęcie prawicy wytłumaczyłem sobie szybko, ewangelicznie i z dozą humoru:

Niech nie wie lewica, co czyni prawica, bo by się na śmierć zaśmiała. Mam miłosierdzie dla prawicy, więc faktów nie podam, by nie było ofiar śmiechu (choć sejmik dostarcza ich powoli, ale skutecznie i z determinacją...). Zrozumiałem także, co jest istotne w poli-tyce: godność, umiar (samoograniczanie) i dalekowzroczność.

Oceny podyktowane polityką, uprzedzeniami ideologicznymi, albo ignorancją nie mają umocowania w społeczeństwie. Ludzie wymagają od polityków współpracy, rezy-gnacji z niezrozumiałych dla nich kłótni i nienawiści. Brak jest dzisiaj autorytetów poli-tycznych, które byłyby nastawione na służbę publiczną, ograniczając swoje, często cho-re ambicje polityczne . Dzisiejszym politykom brakuje rysów osobowościowych, mimo iż często odwołują się do katolicyzmu i jego nauki. Robert Schuman, skromny polityk francuski - ojciec integracji europejskiej - który siły czerpał z wiary, mówił: „Demokra-cja zawdzięcza swoje istnienie chrześcijaństwu. Powstała ona wtedy, kiedy człowiek zo-stał wezwany do zrealizowania w swoim życiu doczesnym zasady godności osoby ludz-kiej w ramach wolności indywidualnej, poszanowania praw każdego i praktyki brater-stwa wobec wszystkich ... Demokracja związana jest z chrześcijaństwem doktrynalnie i chronologicznie. Chrześcijaństwo uczyło równości wszystkich ludzi, dzieci tego samego Boga, odkupionych przez Chrystusa, bez różnicy rasy, koloru skóry, klasy i zawodu".

Piąty szok to praca w Radzie Miejskiej. Na razie pracuję w czterech komisjach.

Uchwalamy wiele ustaw, wszyscy są zapracowani, przygotowujemy budżet i ...przycho-dzi refleksja. Czy w tym wielkim zabieganiu nie jest tak, że nie ma czasu załadować przysłowiowej taczki? Podejmujemy często decyzje nawet w drobnych sprawach, a nie ma czasu na sprawowanie władzy . Spotkania klubowe podczas sesji mają służyć podej-mowaniu racjonalnych decyzji, ale czy tak jest ?

Czas dobrego sprawowania władzy rozumiem jako wybór najlepszych preferencji, które są potrzebne na teraz i możliwe do zrealizowania. Władzę jest ciężko zdobyć, ale

198 Niepełnosprawność polityczna A W S

jeszcze ciężej jej dobrze używać. Demokracja, której uczymy się wszyscy, musi się zmie-niać jak gospodarka, społeczeństwo. Mechanizmy sprawowania władzy, choćby te demo-kratyczne, też muszą ewoluować, by nie opóźniać podejmowania decyzji na szczeblach władzy samorządowej.

Okazuje się, że kiedy pracujemy w komisjach, zarówno ludzie AWS, SLD, jak i UW wobec postawionych problemów i ich rozwiązania myślą często tak samo. Na sesjach przychodzą demony polityczne i uzyskany punkt widzenia znika błyskawicznie.

Czy jest miejsce na wspólne działanie z opozycją w Radzie Miejskiej ? Osobiście sądzę, że jest to możliwe, że możemy wspólnie poszukiwać rozwiązań naszych miej-skich problemów, gdyż najpełniej można przeżywać politykę na poziomie spraw komu-nalnych.

Głównego źródła niepełnosprawności politycznej upatruję w ciasnych partykulary-zmach partyjnych i braku autorytetów. Cytowani wyżej politycy: Adenauer i Schuman pokazali, jak przekroczyć wrogość i zwyciężyć panujące po wojnie emocje, i stworzyli fakty dobrej współpracy gospodarczej, stając się tym samym ojcami integracji europej-skiej, którą możemy konsumować dopiero po tylu latach.

Dzisiejszym politykom i sobie życzę myślenia i działania w tym stylu, a więc przekra-czania barier, zmieniania mentalności, pozbywania się wrogości i rozbijania wszelkich stereotypów.

Telefon Zaufania dla Niepełnosprawnych