• Nie Znaleziono Wyników

(wszyscy jedziemy na tym samym wózku)

Stereotyp, który wpływa na nasze myślenie o niepełnosprawności - i któremu chciałbym poświęcić tu kilka słów - nie dotyczy tylko niepełnosprawnych, ale także, a może nawet przede wszystkim, osób sprawnych. Na obie grupy ludzi jesteśmy skłonni patrzeć przez pryzmat pewnych myślowych przyzwyczajeń, co pozwala wprawdzie szyb-ciej kojarzyć informacje, ale też czasem skrywa przed nami bardziej skomplikowaną rze-czywistość.

O tym, że istnieją stereotypy dotyczące łudzi niepełnosprawnych można łatwo się przekonać na przykładzie ewolucji, jaka zaszła w społecznym podejściu do ich proble-mów w ciągu ostatnich kilkunastu lat. Patrzenie z perspektywy tego okresu jest nieco su-biektywne, gdyż pokrywa się on z okresem świadomego i aktywnego życia pokolenia, które właśnie weszło w dorosłe życie, i do którego ja też należę. Istnieje więc niebezpie-czeństwo, że wspomniana ewolucja zachodziła nie tyle w całym społeczeństwie, ile głównie w świadomości mojej i moich rówieśników w miarę, jak dojrzewaliśmy i natural-nie poznawaliśmy coraz to nowe sfery życia.

Okres ostatnich kilkunastu lat był jednak pod wieloma względami wyjątkowy dla na-szego kraju, i to dlatego można mówić o wyjątkowości wszystkiego, co w nim zaszło. Ob-fitował on w wiele bardzo ważnych przemian politycznych, ekonomicznych, społecz-nych i kulturalspołecz-nych, na które wcześniej nie było miejsca, i bez których ewolucja w na-szym myśleniu o ludziach niepełnosprawnych raczej by nie zaszła.

Analizując ją pod kątem przeciwstawiania się stereotypom można powiedzieć, iż pierwszy jej etap polegał na przypomnieniu społeczeństwu, że niepełnosprawni „w ogó-le" istnieją. Oczywiście nie było tajemnicą, że niektóre osoby są inwalidami, że dostają rentę, ale był to ich własny problem, a czasami nawet przedmiot zazdrości otoczenia, po-nieważ renciści mogli stać po mięso w osobnych, krótszych kolejkach. Cóż, takie to były czasy. Wiem też z autopsji, że uczniowie lubelskich szkół doskonale orientowali się, iż w szkole nr 26 uczą się „nienormalni". Jeżeli ktoś chciał swojego kolegę z klasy mocno, acz kulturalnie i rzeczowo obrazić, mówił mu, że powinien „iść do dwudziestej szóstej"

(ciekawe, jak jest teraz?).

Tak więc społeczeństwo było świadome, że niepełnosprawni „są wśród nas". Cho-dziło jednak o to, aby wiedza ta była mniej „pasywna", aby mogła mieć implikacje prak-tyczne, które nie ograniczałyby się wyłącznie do przyznawania renty, czy izolowania nie-pełnosprawnych w specjalnych ośrodkach rehabilitacyjnych.

62 Marcin Skrzypek

Konsekwencje przezwyciężania stereotypu „nieistnienia" ludzi niepełnosprawnych w społeczeństwie można zauważyć dzisiaj na każdym kroku. Większość instytucji pu-blicznych ma przy wejściu osobny podjazd dla ludzi na wózkach, czasem też osobne, spe-cjalnie przystosowane windy i ubikacje. Podobnie jest z nowymi autobusami, do któ-rych. przynajmniej w Lublinie, można wejść prawie z poziomu gruntu. Jakiś czas temu głośna była akcja „walka z trzema schodami", której celem było robienie wjazdów wszę-dzie tam, gwszę-dzie istniały przysłowiowe „trzy schody", czy wyższy krawężnik - coś niezau-ważalnego dla zdrowego człowieka, a przeszkoda nie do przebycia dla inwalidy. Podob-nie zauważono też potrzeby ludzi gorzej widzących, zaopatrując bloki na Podob-niektórych osie-dlach w duże, wyraźne numery. Wszystkie te usprawnienia pokazują, że wreszcie do-strzeżono niepełnosprawność jako problem nie tylko ludzi niepełnosprawnych.

Zmiany te, jakkolwiek niezbędne i pomocne, mają swój skutek uboczny w postaci for-mowania się nowego stereotypu. Jest nim wizerunek niepełnosprawnego, jako człowie-ka, którego istnienie objawia się dla reszty społeczeństwa głównie poprzez trudności ru-chowe, jakie napotyka on żyjąc wśród „pełnosprawnej" większości. Wynikła stąd potrze-ba pokazania, że oprócz niepełnosprawności ruchowej jest jeszcze wiele innych jej ro-dzajów, i że ludzie nimi dotknięci mają bardzo różne potrzeby. Przede wszystkim mają oni też coś do powiedzenia, mogą i chcą uczestniczyć aktywnie w życiu.

Efekty tak pojmowanej edukacji „pełnosprawnej" części społeczeństwa widać wokół nas. Powstają świetnie wyposażone ośrodki rehabilitacyjne i domy opieki społecznej.

Działa bardzo wiele małych organizacji pozarządowych (stowarzyszeń, fundacji, grup sa-mopomocowych itp.), które pomagają ludziom dotkniętym najrozmaitszymi chorobami i upośledzeniami. Na ulicach sprzedaje się pocztówki z kolorowymi obrazkami wykonany-mi przez dzieci z porażeniem mózgowym, a na reklamach ulicznych pojawiają się plaka-ty poświęcone auplaka-tyzmowi. Wszystko po to, aby ludzie niepełnosprawni nie jawili się jako anonimowi nieszczęśliwcy odizolowanymi od reszty społeczeństwa swoimi dziwny-mi przypadłościadziwny-mi o niepokojących nazwach, które najchętniej chciałoby się zapo-mnieć zaraz po ich usłyszeniu.

Przykładem najbardziej spektakularnych prób przełamywania stereotypu niepełno-sprawnego jako „kaleki" jest zastępowanie określenia „niepełnosprawni" przez „sprawni inaczej" - próba zwrócenia uwagi, że niepełnosprawni „także potrafią", i to potrafią cza-sem więcej niż pełnosprawni. Niestety, kariera tego sformułowania była krótka, gdyż bar-dzo szybko na polityczną poprawność zaczęto w Polsce patrzeć z ironią i praktycznie każ-de sformułowanie z przysłówkiem „inaczej" otrzymywało znaczenie przeciwne do za-mierzonego. Stąd „sprawny inaczej" - poprzez konotacje z „mądry inaczej" czyli ,głupi" - może się dziś kojarzyć właśnie z „kaleka".

Innym jeszcze znanym przykładem ukazywania niepełnosprawnych jako wrażli-wych, aktywnych ludzi jest promowanie obrazów malowanych przez nich nogami. Niek-tóre z tak powstałych obrazów są naprawdę ładne. Podkreśla się przy tym, że zupełnie nie różnią się one od tych malowanych rękami. Choć sama akcja jest godna pochwały, moim zdaniem ma ona w sobie za dużo z pokazów cyrkowych. Za duży nacisk stawia się na sprawność nóg, które potrafią malować równie precyzyjnie jak ręce.

Obraz nie musi być namalowany dokładnie, aby był piękny - aby wyrażał malarza i działał na oglądającego. Większość malowanych dzisiaj obrazów zrywa z realizmem,

Ograniczeni stereotypem 63 rozmazuje kreskę i plamy barwne, ucieka w niedopowiedzenie, abstrakcję. Dlaczego ma-larze „nożni" nie malują w ten sposób? Czyżby mieli kompleksy, mimo tego, że starają się pokazać, iż ich nie mają? Pewnie, że powinno się popularyzować sztukę tworzoną przez niepełnosprawnych i to nie koniecznie na równych prawach ze sztuką ludzi pełno-sprawnych, ale odbierana jest ona przez pryzmat stereotypu niepełnosprawności, jako ciekawostka.

Dowodem na to może być fakt, że malujący nogami mają swoją własną organizację międzynarodową, która precyzyjnie określa reguły tego rodzaju twórczości. Nie mogła na przykład wstąpić do niej osoba trzymająca pędzel między brodą a ramieniem. Czy ta-kie podejście nie przypomina ochrony reguł dyscypliny sportowej lub właśnie sztuki cyr-kowej? Czy od względów formalnych nie jest ważniejszy fakt, że ktoś na przekór wiel-kim trudnościom szuka środków wyrazu dla swojej wrażliwości i zamiast popadać w zgorzknienie czy depresję maluje? Są to oczywiście pytania czysto retoryczne.

Powyższa analiza metod integracji niepełnosprawnych z resztą społeczeństwa nie jest ich krytyką. Metody te sąjak najbardziej potrzebne, ale nie wystarczające, o czym

może świadczyć los osób z lekkim upośledzeniem umysłowym, które w specjalnych ośrodkach zdobywają wykształcenie zawodowe. Kursom tym towarzyszą zwykle osob-ne programy rehabilitacji psychiczosob-nej i społeczosob-nej. Dzięki nim ludzie ci otwierają się na siebie i na innych, na świat, który ich otacza. Powrót do „normalnego" życia jednak czę-sto kończy się bolesnym rozczarowaniem, ponieważ otwarty, „zresocjalizowany" nie-pełnosprawny trafia z powrotem do zamkniętego, „nie zresocjalizowanego" otoczenia.

W nim zmiany zaszły - w ludziach z jego otoczenia nie. Według mnie nie da się roz-wiązać problemu izolacji niepełnosprawnych koncentrując się głównie na nich. Jak więc spowodować, aby otrzymali oni to, czego-jak wszyscy zresztą-potrzebują najbardziej:

kontaktu z innymi ludźmi, na zasadach wzajemnej życzliwości i akceptacji?

Myślę, że pomysłem wartym wypróbowania jest swego rodzaju eksperyment, pole-gający na redefinicji pojęcia niepełnosprawności. W swoim podstawowym, najbardziej narzucającym się znaczeniu jest ono zarezerwowane dla ludzi dotkniętych najbardziej przygnębiającymi i dokuczliwymi odmianami niepełnosprawności - np. brakiem koń-czyn czy upośledzeniem umysłowym. Tak naprawdę jednak jest o wiele więcej przy-padłości (chorób, braków, nałogów), które czynią nas „nie w pełni sprawnymi". Wśród nich jest np. dysleksja, nerwica czy alkoholizm.

Intuicyjnie wiele ludzi zdaje sobie sprawę, że w dosłownym tego słowa znaczeniu są to niepełnosprawności - ale rzadko myśli się o dyslektykach czy nerwicowcach jako o lu-dziach rzeczywiście niepełnosprawnych. Myślę, że oni sami woleliby w ten sposób o so-bie nie myśleć. Różnica pomiędzy uznawaniem takich przypadłości jako „w pewnym sensie niepełnosprawności" a zaakceptowaniem ich jako „niepełnosprawności prawdzi-wych" jest więc dość subtelna. Można ją jednak zauważyć w owej niechęci do uznania siebie jako osoby niepełnosprawnej.

Sądzę, że właśnie tutaj ujawnia się ów najbardziej ukryty stereotyp niepełnosprawno-ści jako czegoś zdecydowanie negatywnego - czegoś, co nie jest tylko cechą naszego ciała lub psychiki, ale dotyka i upośledza nas duchowo, sprawiając, że jako niepełno-sprawni możemy czuć się „gorsi", „niżsi". Piszę cały czas o odczuciach ludzi tzw. „pełno-sprawnych", do których się zaliczam, a rozważania te opieram głownie na własnej

auto-64 Marcin Skrzypek

obserwacji, odwołując się jednocześnie do autoobserwacji i autorefleksji Czytelnika.

Nie podjąłbym się raczej obrony tych opinii na gruncie racjonalno-intelektualnym, cho-dzi bowiem o myślenie stereotypowe, leżące ledwie na horyzoncie naszej świadomości.

Zakres znaczenia niepełnosprawności rozszerzyłbym jeszcze bardziej. Sądząc po so-bie i po ludziach, których spotykam, uważam, że do kręgu niepełnosprawności nale-żałoby zaliczyć np. migrenę, okresy wzmożonej aktywności hormonalnej związane z wiekiem lub płcią, nerwice, nieśmiałość, a także niektóre cechy charakteru. Dość po-uczające byłoby też zastanowienie się w kontekście upośledzeń nad „niepełnosprawno-ścią obywatelską" czy nieprzystosowaniem społecznym. Wiem, że w pierwszym odru-chu Czytelnik może uznać te pomysły za absurdalne - bo nie można porównywać braku nogi z trudnościami w nauce, a ślepoty z bólem głowy - bo nie powinno się rozczulać nad zdrowymi, bądź co bądź ludźmi, którzy mogą pracować i normalnie funkcjonować.

To prawda. Przede wszystkim, aby proponowany przeze mnie semantyczny ekspery-ment się powiódł, nie można myśleć o niepełnosprawnościach w kategoriach licytacji, kto jest bardziej niepełnosprawny i bardziej nieszczęśliwy. Z drugiej zaś strony należy się strzec swego rodzaju hipochondrii, która polega na doszukiwaniu się w sobie różnych egzotycznych przypadłości. Ta hipochondria jest niewątpliwie cechą współczesnych społeczeństw, z czego czerpią korzyści firmy farmaceutyczne i psychoanalitycy. Kiedy jednak uznamy już niepełnosprawność za cechę uniwersalną, może okazać się, że w na-szym postrzeganiu świata i ludzi zajdą dwie ciekawe zmiany.

Po pierwsze może okazać się, że w swoim współczuciu i zrozumieniu przeoczaliśmy dotychczas bardzo wiele żyjących obok nas, w zasięgi ręki, osób. Na przykład ludzi sta-rych, których umysł ma zmniejszoną wydolność umysłu, którzy mają trudności z poru-szaniem się, których męczy choroba Parkinsona, a odcina od nas choroba Altzheimera.

Są to jak najbardziej ludzie niepełnosprawni, nie mniej niż inwalidzi czy autycy, a może nawet czasem bardziej przygnębieni, ponieważ czują, że świat ich wyprzedza, że od-chodzą. Być może też zauważymy koleżankę lub kolegę, którzy mają kompleksy i spró-bujemy im pomóc - w nauce, w zaaklimatyzowaniu się w nowych warunkach, w pokona-niu strachu.

A skoro zaczniemy pomagać innym, to zaczniemy również pomagać sobie. Możemy wtedy także do własnych słabości podejść z większą wiedzą i motywacją do ich przezwy-ciężenia. Coś, co dotychczas postrzegaliśmy jako naszą immanentną cechę, którą wszy-scy muszą tolerować, może nagle stać się wyzwaniem, które nas zmobilizuje tak, jak mo-bilizuje niepełnosprawnych malarzy. Możemy na naszą słabość spojrzeć jako na ograni-czenie, które trzeba z ludzką godnością i ludzką siłą „zmóc".

Drugą konsekwencją uniwersalizacji niepełnosprawności będzie nieoczekiwane od-krycie, że tak naprawdę każdy z nas jest w jakiś sposób niepełnosprawny lub będzie ta-kim w przyszłości. Warte podkreślenia są tu słowa „naprawdę". Nie ma więc w rzeczywi-stości osobnych grup „pełnosprawni" czy „niepełnosprawni" i kategoria tego podziału znika, jest bezużyteczna. Są tylko ludzie bardziej lub mniej w danym momencie dotknię-ci dysfunkcją niektórych możliwośdotknię-ci. Jeżeli więc chodzi o pomoc takim ludziom i o ich integrację z „resztą" społeczeństwa to wszyscy jedziemy-jeżeli tak można powiedzieć - na tym samym wózku.

Ograniczeni stereotypem 65 W ten sposób pokonujemy irracjonalną barierę podziału na „sprawnych" i „niespraw-nych", która zawsze będzie wytwarzała stereotypy. Bariera ta wytwarza nieuświadomio-ny najczęściej sposób myślenia w kategoriach MY-ONI. Odnosi się to w równieuświadomio-nym stop-niu do obu grup. Najlepszym sposobem znoszenia tej bariery jest wzajemne poznanie, a także poznanie swoich własnych możliwości i ograniczeń. Dotychczas, tak pojęty proces integracji odbywał się tylko w jednym kierunku - poprzez dowartościowywanie osób nie-pełnosprawnych - ale istnieje chyba potrzeba spojrzenia na ten problem z przeciwnej strony, pokazując, że „pełnosprawni" także są pełni ograniczeń.

Jeżeli działania takie by się powiodły, okazałoby się, że pod względem „sprawności"

czy „niesprawności" nie ma „nas" lub „ich" - jesteśmy tylko MY, tacy sami ludzie obda-rzeni w życiu różnymi cechami, które potrafią ułatwiać lub utrudniać życie, ale nie są dla nas, ludzi, najważniejsze.