• Nie Znaleziono Wyników

O życiu i pracy we francuskich wspólnotach życia „Arka"

Marek odwiedził francuskie domy wspólnotowe dwukrotnie, w sierpniu 1995 i 1996 roku... Communauté la Rebbelerie, w której pracował, znajduje się blisko miasta Angers nad Loarą w departamencie Maine-et-Loire. Jak się tam znalazł? Po prostu (?), zdobył ad-resy różnych wspólnot osób upośledzonych i wysłał oferty z propozycją pomocy. Pierw-szy raz pojechał ze swoim bratem, „na stopa"!

Spotkałem Rafała i Filipa w schroniskach niedaleko Paryża, gdzie byli za-mknięci za wysokimi murami, pozbawieni - tak jak wszyscy tam — jakichkolwiek zajęć. To było miejsce godne pożałowania, wypełnione krzykami gwałtu i rozpa-czy. Rafał jako dziecko chorował na zapalenie opon mózgowych, w wyniku czego utracił zmysł równowagi i zdolność mówienia. Podobny los spotkał Filipa. Obaj zostali przysłani do tego schroniska po śmierci rodziców.

Kupiłem mały, odrapany dom w Trosły, wiosce na północy Francji, i zaprosiłem ich, aby zamieszkali ze mną. Tak się zaczęła przygoda Arki.

Jean Vanier Communauté la Rebbelerie jest częścią Communauté de l'Arche (Wspólnota ,Arka") założonej przez Jeana Vanier. Jest to wyjątkowa wspólnota. Większość

wspó-lnot „Arka" żyje w miastach, a ta znajduje się na wsi i panuje w niej ów wiejski, rustykal-ny porządek, rytm życia i pracy.

Wspólnotę tworzy szereg ognisk (foyers) - pewnych zamkniętych całości, na które składa się dom z przylegającymi do niego zabudowaniami. W każdym ognisku mieszka 1 0 - 15 osób, zachowanajest proporcja między upośledzonymi i opiekunami. Ogniska są podzielone na męskie i żeńskie, nie może być również żadnych związków między-płcio-wych wśród asystentów...

* Tekst napisany na podstawie rozmowy z Markiem Osmańskim - studentem V roku psychologii i asysten-tem na Wydziale Filozofii KUL, - członkiem jednej z lubelskich wspólnot Muminkowych.

" Jean Vanier (ur. w Kanadzie w 1928 roku) - mówca, kaznodzieja, autor wielu książek, założyciel pierw-szej wspólnoty „Arka", we Francji w 1964 roku. Z tej wspólnoty powstało wiele innych na całym świecie, a Jean Vanier jest ich charyzmatycznym „ ojcem duchowym". Wszystkie cytaty pochodzą z książki jego autorstwa pt.

„Serce Arki. Duchowość na każdy dzień." (seria Biblioteka Arki ; Yerbinum, Warszawa 1996).

Wspólnota to wielkie dobro! 147 Communaute la Rebbelerie j est wspólnotowym gospodarstwem wiej skim, j ego człon-kowie razem żyją i zarabiają na swoje utrzymanie (pieniądze z funduszu rządowego nie wystarczą przecież na wszystko). Nie traktuje się jednak pracy jako źródła zysku i ob-szaru efektywności. Praca jest tym, co łączy upośledzonych i ich opiekunów - pracują wszyscy, choć każdy jest odpowiedzialny za co innego, według innych zasad rozdziela się tu obowiązki. Niczego nie wolno zmieniać - jeśli w każdy wtorek Pierre przygotowu-je na obiad naleśniki, to tak ma być, upośledzeni potrzebują poczucia stabilizacji, na

każ-dym kroku i w najmniejszych drobiazgach.

Marek mieszkał we wspólnocie rolniczej. Na czym owa „rolniczość" polegała? Ogni-ska specjalizowały się w hodowli kóz i uprawie winorośli (produkowano i sprzedawano również wino). Praca rozdzielona była ze względu na umiejętności i możliwości (np. nad skomplikowaną aparaturą do produkcji wina czuwał ojciec zdrowej rodziny, która miesz-kała również ze wspólnotą, kóz i winorośli doglądali chorzy i opiekunowie, posiłki przy-gotowywano wspólnie itp.). Nikogo się tu jednak nie wyróżniało! Kim byli upośledzeni?

Przede wszystkim to osoby dorosłe, które nie miały już żadnych opiekunów (ich rodzice lub rodzeństwo zmarli). W tej wspólnocie przebywały osoby z lekkim upośledzeniem, ale we wspólnotach miejskich (czy w takich jak pierwsza wspólnota Jeana Vanier) miesz-kają chorzy z upośledzeniem psychoruchowym. Tam życie wygląda trochę inaczej, upoś-ledzeni wymagają większej uwagi i pomocy, większej ilości opiekunów...

Niektórzy rodzice naszych ochotników, będąc dobrymi chrześcijanami, byli jednak zmartwieni, że ich synowie czy córki decydują się na życie w Arce. Gdyby

ich dzieci wybrały życie księdza albo siostry zakonnej, byliby z nich dumni. Ale decyzja dzieci, by mieszkać z „ takimi ludźmi", przekraczała ich możliwości zrozu-mienia. Niektórzy mówili: To taka strata, że mój syn jest w Arce. Mógłby zrobić coś naprawdę pożytecznego ze swym życiem!

Jean Vanier Kim są opiekunowie? Tu trzeba dokonać pewnego podziału - są dwie grupy opiekunów: niezmienny, stały trzon ludzi, którzy zdecydowali się na całe życie we wspólnocie oraz grupa osób, którzy z różnych powodów przyjeżdżają do wspólnot i po-magają im pracując tam przez pewien czas. Tę „zmienną" grupę tworzą ludzie z różnych krajów, odbywają tu praktyki zawodowe (rolnicze, skautowskie), reprezentują organiza-cje rządowe. „Życie we wspólnocie było dla mnie doświadczeniem momentalnym, du-chowym wolontariatem, ale dla innych było decyzją na znaczną część życia, sposobem na życie." - mówi Marek. W skład wspólnoty wchodzą także rodziny. Nie opiekują się upośledzonymi tak jak robią to opiekunowie. Ich zadanie polega na tym, aby być bli-sko... Mieszkają w obrębie wspólnych zabudowań mieszkalnych i gospodarczych, nadzo-rują prace gospodarskie, spożywają wspólne posiłki, modlą się, biorą udział w dużych spotkaniach (reunion). Reunion jest podstawowym momentem jednoczącym wszystkie ogniska (foyer) - uczestniczą w nim wszyscy na zasadzie wolnej rozmowy dotyczącej nadchodzącego tygodnia, planów i obowiązków każdego członka wspólnoty.

Celem Arki jest stwarzanie wspólnot, w których ludzie cierpiący z powodu upośledzeń mogą żyć razem z ludźmi powołanymi, aby być ich przyjaciółmi.

Wy-148 Magdalena Przybyła

zwanie naszych wspólnot polega na stworzeniu jedności ludzi silnych i utalento-wanych z ludźmi ubogimi i zepchniętymi na margines.

(...) Oni są ważni: mają swoją funkcję do spełnienia w naszych wspólnotach i w Kościele. Arka zmierza do tego, by być ciałem, w którym jednoczą się słabi i mocni.

Jean Vanier Jakie wartości tworzą świat Communauté la Rebbelerie, świat „Arki"? „Arka" nie jest wspólnotąjednego tylko wyznania (chrześcijaństwa), choć niewątpliwie Ewangelia wyznacza rytm życia. Tu nikogo nie dotknie ostracyzm, jest miejsce dla agnostyków! By-cie razem jest dla upośledzonych wielkim dobrem, daje im poczuBy-cie bezpieczeństwa, miłości, akceptacji. Przynależą do kogoś, mają się o co i o kogo troszczyć. Nie zawsze jest kolorowo, jak w każdej wspólnocie, zdarzają się kryzysy. „Z zewnątrz wydawałoby się, że chorzy są wykorzystywani, pracować muszą wszyscy. Czasem krzyżowały się kompetencje, bo brakowało konkretnej osoby odpowiedzialnej za całość. Często relacje między „młodymi" (przebywającymi tam tylko przez pewien czas) i „starymi" (stałymi) były dość napięte" - opowiada Marek. To napięcie wynikało z tego, iż niekiedy ,młodzi" nie mogą się przyzwyczaić do żelaznego kanonu zasad i reguł rządzących wspólnotą. Dotyczy to zwłaszcza zakazu związków między-płciowych. Asystenci nie mogą sobie na nie pozwolić, bo nie są one tolerowane między upośledzonymi. Nawet ro-dziny nie mieszkają we wspólnym domu, ale trochę dalej, choć jeszcze w obrębie gospo-darstwa.

Jeśli będę zbyt egocentryczny lub będę próbował zawsze wykazać swą war-tość, to wysłuchanie innych będzie dla mnie bardzo trudne. Wysłuchanie słów ałbo język ciała innej osoby zakłada umieranie mojego „ja ", zakłada otwarcie na przyjęcie tego, co on czy ona chce dać: czasem ciemność i bunt, ale również i

we-wnętrzne piękno. W Arce nauczyłem się, co znaczy słuchanie bez uprzednich warunków. Gdy ktoś jest gwałtowny, głęboko zdenerwowany czy zniechęcony, wtedy pomocnicy konsultują się z zespołem lekarzy usiłując zrozumieć, co się dzieje w życiu tej osoby, co on łub ona chce powiedzieć przez swoje gwałtowne za-chowanie. Zrozumienie pozwała pomóc tym ludziom w podejmowaniu wyborów i wyjściu ze świata ciemności. W miarę jak uczę się słuchać, uczę się również nie osądzać według zasad „normalności". Przeciwnie, staram się ustalić źródło ich bólu i pomóc im w przezwyciężeniu siebie.

Jean Vanier Twórca i „ojciec" pierwszych wspólnot „Arka", Jean Vanier odwiedza każdą wspól-notę, każde małe ognisko. Jest odpowiedzialny za całość, koordynuje całą organizację, re-gularnie pisze listy. Najwięcej wspólnot „Arka" żyje w Kanadzie i we Francji, ale są rów-nież wspólnoty w USA, Anglii, Indiach, Afryce, a nawet w Polsce (chodzi o tzw. wspól-noty życia - takie wspólwspól-noty są tylko dwie, w Śledziejowicach koło Poznania i pod War-szawą). Co dał Markowi pobyt we francuskich wspólnotach? Markowi i wielu innym asystentom z różnych zakątków świata... Dużo dobrego. Brzmi to banalnie, ale jest naj-bliżej prawdy. Każdy kto zetknął się choć na krótko z Muminkami (tak nazywa się

cho-Wspólnota to wielkie dobro! 149 rych z Zespołem Downa lub innymi upośledzeniami; zdrowi opiekunowie nazywani są Paszczakami...) doświadczył kontaktu ze specyficznym środowiskiem. Kontakt z takimi wspólnotami nie jest łatwy, bo są bardzo zwarte, bo stawiają mnóstwo wymagań. Nie jest też bezbolesny, bo obnaża rany i lęki jakie nosi każdy - upośledzony i pozornie zdro-wy... Do wspólnot przychodzą również osoby sfrustrowane, przychodzą, aby się ule-czyć. Wszyscy jednak muszą zaakceptować strukturę wspólnot, porządek Muminkowe-go świata, ale - jak przekonuje Marek - „struktura nie determinuje ludzi, to od ludzi zale-ży jaka ich wspólnota będzie!"

Musiałem zaakceptować moje osobiste trudności i ubóstwo oraz wołać o po-moc. Postawiony wobec własnego gniewu i niezdolności kochania, spotkałem w sobie moje własne człowieczeństwo i stałem siępokorniejszy. Odkryłem, że moje ciemne strony przerażały mnie, że zawsze chciałem odnosić sukcesy, być podzi-wiany i mieć na wszystko gotowe odpowiedzi. Ukrywałem swoje ubóstwo. Łatwo dostrzegać wady w innych i osądzać ich. O wiele trudniej jest przyznać się do własnych wad. Jakże szybko usiłujemy usprawiedliwić siebie i obwiniać innych zamiast pokornie przyznać się do naszych własnych słabości i win.Czyż możemy być pełni miłości i współczujący wobec Rafała i Filipa, zaakceptować ich ubós-two i słabość, jeśli nie potrafimy zaakceptować samych siebie? Fakt, że mieszka-my razem z ludźmi upośledzonymi i stajemieszka-my się ich przyjaciółmi, zmusza nas do zejścia z piedestałów i rozpoznania własnego pospolitego człowieczeństwa wraz z trudnościami jakie mamy w pokochaniu innych.

Uświadomiłem sobie, że aby stać się przyjacielem ludzi w potrzebie, musiałem się modlić i pracować nad sobą z pomocą Ducha Świętego i dobrego duchowego to-warzysza - kogoś zdolnego do wspólnego wędrowania i dzielenia ze mną życia.

Musiałem zaakceptować siebie samego bez żadnych złudzeń. Musiałem odkryć, jak przebaczać i jak przyjąć przebaczenie. Krok po kroku ludzie słabi i bezsilni pomogli mi zaakceptować moje własne ubóstwo, stać się pełniejszym człowiekiem

i wzrastać w wewnętrznym scaleniu.

Jean Vanier