• Nie Znaleziono Wyników

oŚwiaTa wCzoraJ i DziŚ

– oCzami DługoLeTniego nauCzyCieLa

Długo zastanawiałam się co mogę napisać na temat dzisiejszej szkoły – szkoły, w której przepracowałam całe życie. Dziś, przechodząc obok bu-dynku mojej dawnej szkoły z sentymentem spoglądam na jej mury, słyszę gwar, rzadko śpiewa bardzo często, niestety coraz częściej, dolatujące na ulicę pojedyncze wulgarne słowa, czasem nawet całe ich wiązanki.

zza płotu dobiegają odgłosy radosnych, dziecięcych i młodzieńczych zabaw, ale jednocześnie przebija się agresja, zwyczajna obcość, jakaś odrażająca nijakość, czasem pełna wulgaryzmów i zwyczajnego cham-stwa. zamykam oczy, wracają wspomnienia, miłe wspomnienia, twarze, nierzadko nazwiska, tyle pokoleń młodzieży, cudownej młodzieży, te ich pomysły, dowcipne odpowiedzi, dojrzałe przemyślenia, zdumiewająca, szokująca wiedza, oczytanie, młodzieńczy urok, świeżość, te ich kawały, dowcipy, zabawy, zgiełk... Tak, to był mój żywioł.

Dziś młodzież jest inna, ale to rozumiem, w każdym razie staram się zrozumieć, gdyż postęp nauki i techniki w XXi wieku jest przeogromny, wręcz niepojęty. staram się nadążyć, ale gdzież mi tam do sprawności nastolatka w operowaniu komórką, myszką komputera, laptopem. my-ślę, że nie miałabym szans już nie tylko w porównaniu z nastolatkami, ale i z kilkuletnimi dziećmi z najmłodszych klas. zdaje sobie sprawę, że przyszłość naszego kraju, narodu jest w rękach tych młodych, prężnych, mam nadzieję, że zdolnych, w każdym bądź razie z olbrzymimi perspek-tywami, którzy widzą swój kraj rozbudowany, piękniejszy i bogatszy niż pokolenia ich rodziców, czy dziadków. mają start w dorosłe życie ogromnie ułatwiony w porównaniu z nami. Tylko zadaję sobie pytanie, czy oni zdają sobie z tego sprawę. Czy potrafią to docenić i właściwie wykorzystać? A jaka była oświata, gdy ja w niej pracowałam? wiadomo, że zaraz po wojnie brak było w zasadzie wszystkiego, brak wykształconej kadry, brak szkół, brak podręczników, brak programów przygotowanych przez polskich specjalistów. niestety, zabrakło przedwojennych metody-ków, pedagogów, dydaktyków. Tę pustkę trzeba było czym prędzej wy-pełnić. i wypełnialiśmy... Już po piętnastu, dwudziestu latach po wojnie można było zaobserwować ogromny rozkwit oświaty. Kadra masowo dokształcała się poprzez kursy, szkolenia, konferencje, warsztaty, studia wieczorowe. nazywało się to kształceniem ustawicznym.

wypracowa-no i wprowadzowypracowa-no bardzo dobre podręczniki, które służyły naszym dzieciom nie przez jeden sezon, jak to jest obecnie, a przez wiele lat. ich solidne, twarde okładki gwarantowały, że poszczególne egzemplarze były w obiegu przez dłuższy czas, przechodziły w rodzi-nie z rąk do rąk na młodsze rodzeń-stwo. wpajany szacunek do książki powodował, że nie niszczyły się tak szybko. zbudowano i rozbudowano ogromną liczbę szkół (tysiąc szkół na tysiąclecie polski). ilość i jakość nowej wykształconej kadry w każdej dziedzinie rosła. Absolwenci szkół wyższych byli rozchwytywani w kra-ju, a jeśli los rzucił kogoś z różnych przyczyn na obczyznę, tam też byli cenieni – także na tzw. zachodzie, gdzie dziś pracują na przysłowio-wym zmywaku.

szkoła była rozśpiewana. Dziś niestety brak lekcji wychowania mu-zycznego. oceniam to jako poważny błąd decydentów. To duża strata.

A co z kształceniem słuchu, wrażliwości artystycznej, właściwej posta-wy wobec kultury? Treść posta-wyuczonych pieśni patriotycznych do czegoś zobowiązywała, a słowa zostawały w pamięci na lata, nieraz na całe życie. w moich czasach (a były to lata pomiędzy 1958 a 2000 rokiem) przekazywaliśmy młodzieży wiedzę nie tylko w klasie podczas lekcji, ale poprzez organizowanie licznych konkursów, przeglądów artystycznych, olimpiad przedmiotowych, zawodów sportowych, zajęć turystycznych, poprzez czytanie lektur, organizowanie święta pieśni. promowaliśmy zdrową rywalizację. stale powtarzaliśmy materiał nauczania. Czymś naturalnym, zwyczajnym były powtórki, sprawdziany, klasówki, dyk-tanda .To były kamienie milowe na drodze do wiedzy, kształtowania postaw, do uzyskania wykształcenia. A dziś tylko same testy, których treści spora część młodzieży nie jest w stanie zrozumieć. młodzież nie potrafi wypowiedzieć się nawet w najbardziej banalnych sprawach. Co to jest czytanie ze zrozumieniem? A czy można sobie w ogóle wyobrazić czytanie bez zrozumienia? zadaję sobie pytanie, o co tu chodzi? Co to znaczy wychowanie bezstresowe, przyjazna szkoła? prawdę mówiąc, moim zdaniem, ta szkoła jest przyjazna, która spełnia postawione przed

Teresa Weintrit z mężem Piotrem

nią cele, czyli uczy. szkoła nie jest po to, żeby było uczniom jedynie miło i sympatycznie i nikt od nich niczego nie wymagał. podstawowym za-daniem szkoły jest przygotowanie młodych ludzi do życia. lata nauki powinny upływać na rozwijaniu zarówno umiejętności profesjonalnych (czyli tych zawodowych), jak i tych społecznych (czyli humanistycznych).

Kształcenie uczniów równocześnie w obydwu tych obszarach jest moim zdaniem kluczowe. Tymczasem szkoła najczęściej ogranicza się jedynie do rozwijania funkcji profesjonalnej, czyli pokazuje, jak być w przyszło-ści dobrym pracownikiem, jak korzystać z komputera, z internetu, uczy języków, zasad ortografii, liczenia, wyjaśnia zjawiska fizyczne, zapoznaje z faktami historycznymi, pomaga w zdobywaniu certyfikatów, zdawaniu egzaminów potwierdzających zawodowe kompetencje. efektywność szkoły w tym zakresie, a także wartość poszczególnych nauczycieli, łatwo zmierzyć i ocenić. Dziś w powszechnym mniemaniu dobry nauczy-ciel to ten, którego uczniowie osiągają doskonałe wyniki na egzaminach, dostają się na studia, wygrywają olimpiady przedmiotowe. porządny pracownik to taki, który podnosi kwalifikacje, czego dowodem są kolejne dyplomy i świadectwa, zaliczone kursy i szkolenia. wszystko można po-liczyć, zmierzyć, zestawić i porównać, a później pokazać na wykresach, kolorowych słupkach. i od razu widać, czy jest postęp, czy go nie ma. A co w takim razie z funkcją humanistyczną szkoły? powinna pokazywać jak być dobrym człowiekiem, dobrą matką, ojcem, bratem, siostrą, później żoną, mężem, uczciwym obywatelem, oddaną przyjaciółką. pokazywać co to są więzi koleżeńskie, w którym kierunku podążać, chcąc doświadczyć szczęśliwego życia, jak budować dobre stosunki z ludźmi. Krótko mówiąc, takie w sumie trudne do ogarnięcia sprawy. może dlatego rzadko kto się nimi w szkołach zajmuje i przejmuje. Bo i są to wszystko działania niemal niemierzalne, a ponadto ich efekty często są odsunięte daleko w czasie.

Kto w takim razie jest dobrym wychowawcą? Jakie musi spełniać kryteria i jak weryfikować efekty jego pracy? papierkiem? Dodatkowym kursem?

frekwencją uczniów? liczbą pochwał? ograniczanie się nauczycieli do realizowania profesjonalnej funkcji szkoły i notoryczne zapominanie o drugim aspekcie edukacji, o jej społecznej i humanistycznej stronie, pociąga za sobą określone konsekwencje w traktowaniu uczniów, sposo-bie ich nauczania i jakość uczenia.

Dziś jest po prostu inaczej, ale to chyba dobrze, bo świat musi iść naprzód. nowe metody, nowa młodzież, nowe środki dydaktyczne, nowe podejście naukowe, powodują nowy impuls, dynamiczny rozkwit, co wi-dać na każdym niemal kroku – komputery, laptopy, komórki, smartfony,

„empetrójki”, to otwarcie na nowoczesność. szkoda tylko, że niejeden wykształcony nauczyciel dziś boryka się z problemem bezrobocia. i nie jest to jedyny niestety negatywny trend, jaki można dziś zaobserwować.

w sposób sztuczny zmusza się młodzież do kontynuowania nauki w gim-nazjach i liceach ogólnokształcących – niewiele, wręcz brak jest szkół profilowanych. moim skromnym zdaniem robimy wielką krzywdę naszym dzieciom zmuszając wszystkich do kontynuowania nauki. nauki w sensie ogólnym, bo nic nie miałabym przeciwko nauce zawodu. gdzież są teraz nasi przyszli hydraulicy, piekarze, mechanicy, szewcy? w tym dążeniu do podniesienia statystyk o czymś chyba zapomnieliśmy. Brak w tym wszyst-kim zwykłego rozsądku i równowagi. irytują mnie studia typu marketing i zarządzanie na uczelniach pojawiających się jak grzyby po deszczu niemal w każdym mieście powiatowym. Dziś już miejsc na uczelniach jest więcej niż samych maturzystów. To żaden wyczyn dostać się na studia, sztuką jest raczej nie dostać się na nie. Czy naprawdę musimy uparcie dążyć do tego by mieć w przyszłości tak wiele osób z wyższym wykształceniem? To znaczy z „papierowym” wyższym wykształceniem, bo jakość tych studiów, zdobywana wiedza, jak to oceniam, jest na poziomie matury, tej sprzed dwudziestu lat. naprawdę krzywdzimy młodzież. wydziały, na których studiują nie przypadkiem nazywane są przez bardziej ambitnych rówie-śników, zdobywających solidne wykształcenie w renomowanych uczel-niach, wydziałami „gier i zabaw”, gdzie zajęcia dydaktyczne rzadko kiedy przekraczają dziesięć godzin tygodniowo. Jakby zapraszając młodzież do podjęcia w tzw. wolnym czasie pracy na kasie w żabce, czy Biedronce. no chyba, że chodzi o walkę z ukrytym bezrobociem...

w każdym razie po 1989 r. polska zaczęła gwałtownie nadrabiać dy-stans, jaki dzielił nas od krajów wysokorozwiniętych pod względem udziału osób z wyższym wykształceniem. między 1995 a 2010 rokiem udział takich osób w grupie wiekowej 25-64 lata wzrósł z niespełna 10% do ponad 20%.

sprzyja temu rynek pracy – osoby z wyższym wykształceniem są mniej 50-lecie ZNP - przewodnicząca Grażyna Hołys-Warmus, Joanna Kasjan,Wanda Walek,Teresa Weintrit

zagrożone bezrobociem, krócej szukają pracy i zarabiają wyraźnie lepiej od osób, które ukończyły edukację na niższym poziomie. wiele wskazuje na to, że problemem polskiego szkolnictwa wyższego jest niestety także jego bardzo zróżnicowana jakość. pośrednio świadczy o tym choćby niedo-stosowanie liczebności kadry akademickiej do liczby studentów. w ciągu ostatnich 20 lat, liczba studentów wzrosła w naszym kraju pięciokrotnie, a liczba nauczycieli akademickich tylko o 60%. wśród nowo tworzonych szkół wyższych dominują uczelnie prowadzące kierunki o profilu ogólnym, humanistycznym, relatywnie często wybierane przez studentów, bo wyda-ją się łatwe, a jednocześnie tańsze w utrzymaniu. Tylko pracy po takich studiach „dziecko drogie – szybko nie znajdziesz”.

wywołują uśmiech na mojej twarzy te wszystkie „psychologizacje”,

„socjologizacje”, nie bardzo rozumiem dokładnie co to są efekty kształ-cenia, krajowe ramy kwalifikacji i inne obecne „świętości” edukacyjne.

nie komentuję tego. wdrożenie podstawy programowej kształcenia i po-prawę efektywności procesu dydaktycznego zostawiam po prostu już tym młodszym. i cieszę się, że mnie to ominęło. Kiedyś wszystko robiliśmy sami, na wyczucie. Dobry konspekt wystarczył. Hospitacje też spełniały swoją rolę. zawsze jednak działaliśmy z troską o ucznia, by nie wyrządzić mu krzywdy, nie upokorzyć przy rówieśnikach, zachęcić, zmobilizować do dalszej pracy nad sobą. wśród tematów, które chciałabym tu poruszyć są kwestie jakości edukacji, wyrównywania szans w dostępie do oświaty, jej dostosowania do rynku pracy, czy wpływu sytuacji demograficznej na system edukacji. Dzięki porównaniu aktualnych danych z danymi historycznymi, zestawieniu dzisiejszych obserwacji ze wspomnieniami, po uwzględnieniu zdobytego doświadczenia, być może uda mi się choć w części pokazać skalę osiągnięć polskiej oświaty i osób ją tworzących, przede wszystkim uczniów i nauczycieli.

pracę w oświacie rozpoczęłam w roku 1958 jako nauczyciel fizyki w szkole podstawowej nr 8 w siemianowicach przy ul. Brzozowej pod kierownictwem pana franciszka Kopera. Klasy były wtedy liczne, docho-dzące do 40 uczniów, a jednak nie było wówczas problemów z dyscypli-ną. Uczyło się nierzadko na dwie zmiany, gdyż pomieszczeń nie było zbyt wiele. pracowało się tam bardzo dobrze, z entuzjazmem. wspominam ten czas miło i z sentymentem. w końcu były to lata mojej młodości.

w tamtym czasie odbywały się w szkole różne uroczystości państwowe (apele, zbiórki, capstrzyki, akademie), które aby mogły spełnić swą rolę trzeba było dobrze przygotować. Uczyliśmy młodzież wielu piosenek, wierszy i pieśni patriotycznych. nauczyciele języka polskiego, historycy, muzycy wiele wnosili inwencji i poświęcali czasu na to, aby te spotkania były owocne i pożyteczne. wszyscy starali się by uroczystości wypadły jak najlepiej, jak najbardziej profesjonalnie. i to się na ogół nam

uda-wało. nam się po prostu chciało. Czas pokazał, że młodzież uczyliśmy dobrze (lata 1980-89) w duchu polskości i dążeniu do wolności. nie upra-wiano polityki, łamania charakterów, choć ścieżki kariery dla niektórych okazywały się wyjątkowo kręte. zostawię jednak ten temat. Chciałabym mówić o nauczycielach tych prawdziwych z powołaniem, by oddać im należny hołd. w 1970 roku przeniosłam się do szkoły podstawowej nr 6 w siemianowicach przy ulicy 1 maja, gdzie dyrektorem był Jan Hof-fman, a później maria gaweł. w tym czasie przeszedł na emeryturę przedwojenny nauczyciel Józef Kudt; objęłam jego pracownię fizyczną w tej szkole, doskonale – nawiasem mówiąc – wyposażoną jak na owe czasy. wreszcie mogłam trochę więcej poeksperymentować z młodzieżą.

Do pokazów i doświadczeń na lekcjach trzeba było się jednak solidnie przygotowywać. spędzałam w pracy sporo czasu, by te moje lekcje były atrakcyjne. Uczyłam przecież niebanalnego przedmiotu – fizyki. Drugim powodem przejścia do sp 6 było to, że mieszkałam w pobliżu w Domu nauczyciela i uczyły się tam moje dzieci – zosia, Adam i ewa. praca w tej szkole okazała się bardzo owocna. zaczęłam odnosić sukcesy. Uczeń mój uzyskał i miejsce w wojewódzkiej olimpiadzie przedmiotowej z fi-zyki. sporo w tej szkole się nauczyłam. Dużo osiągnięć dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych. wiele się w tym czasie działo w sp 6.

szkoła ta uchodziła za jedną z najlepszych szkół w mieście. To tutaj zlo-kalizowano eksperymentalną klasę matematyczną, prowadzoną autorsko przez Joannę piętkę na poziomie czasem nawet znacznie wykraczającym poza program liceum. i młodzież dawała radę. To była kuźnia talentów, eksplozja nauki, a dla nas prawdziwe wyzwanie. Tutaj też umieszczono eksperymentalną klasę sześciolatków, której byłam wychowawczynią.

pracowałabym tam na pełnym etacie zapewne znacznie dłużej, gdyby nie pewne przełomowe dla mnie zdarzenie... w szkole odbywała się wi-zytacja. Dyrektor, wizytatorzy, inspektorzy czekali na przyjazd kuratora z Katowic. Trochę jak w „Rewizorze” gogola – nerwówka, wypinanie piersi, stawanie na palcach, troska, by wszystko wypadło jak najlepiej.

młodzież w tym czasie była zgromadzona w sali gimnastycznej. ponieważ oczekiwanie się przedłużało, dzieci były coraz głośniejsze, coraz bardziej rozwydrzone, wprost nie do opanowania. nie namyślając się długo zaczę-łam uczyć ich piosenki – bardzo melodyjnej, wpadającej w ucho. powoli cała sala powtarzała tekst, nuciła melodię i tak bawiliśmy się przez kilka minut. nie zdawałam sobie sprawy, że jestem obserwowana przez całą komisję, która stała za drzwiami nie chcąc popsuć czegoś, co właśnie zaiskrzyło, zadziałało, jak należy. Komisja z aprobatą i uznaniem spoglą-dała na mnie podziwiając mnie, że tak sprawnie udało mi się opanować ogromną rzeszę młodzieży. po spotkaniu poproszono mnie do wydziału oświaty proponując mi zmianę pracy. miałam przejść do młodzieżowego

Domu Kultury, aby pomóc przy organizacji różnych imprez masowych.

w tym czasie nie wyobrażałam sobie jednak pracy wśród imprez kultu-ralno-oświatowych. zgodziłam się, pod warunkiem jednak, że od 8.00 do l1.00 będę pracować w sp 6 ucząc fizyki, a po czterech lekcjach w szkole przejmę obowiązki wicedyrektora mDK. po kilku latach objęłam stanowi-sko dyrektora tej placówki.

praca w młodzieżowym Domu Kultury, popularnym „Jordanie”, dała mi wielką radość, pokochałam tę pracę, która pozwoliła mi wykazać się różnymi pomysłami. przy okazji odkryłam u siebie nowe talenty i zdolno-ści, w tym zmysł organizatorski. A organizowaliśmy wtedy liczne konkur-sy, przeglądy artystyczne, zawody sportowe, zajęcia techniczne, zajęcia plastyczne, zajęcia taneczne, instrumentalne, śpiewacze, turystyczne i komputerowe. i tak przepracowałam 44 lata. po przejściu na emeryturę po 30 latach pracy, pracowałam jeszcze na pół etatu. no i teraz obser-wując szkołę z perspektywy czasu zaczęłam zastanawiać się, analizować, porównywać oświatę tę sprzed 20, 30, 40 i 50 laty z tą obecną. Czy stała na wyższym poziomie wtedy, gdy przekazywała nie tylko wiedzę, umie-jętności, ale także przygotowała młodzież do samodzielności, do obrony naszego kraju, kształtowała postawę patriotyczną? Czy też teraz, gdy młodzież tak rzadko śpiewa hymn państwowy, nie wiadomo, czy kocha swoją ojczyznę, czy umie logicznie myśleć, wyciągać wnioski, czy będzie potrafiła właściwie funkcjonować w społeczeństwie? nieraz zastana-wiam się czy sposób podawania wiedzy z wykorzystaniem komputerów, poprzez nowoczesne środki audiowizualne wzbogaca młodzież, czy ją ogranicza, wręcz ogłupia. Jaką rolę w tym wszystkim odgrywa telewi-zja i internet? Jeśli młodzież tak mało czyta, czy jest zdolna do głębszej analizy, samooceny, wyrażania swych emocji, uczuć? my podawaliśmy wiedzę, powtarzali wiadomości, organizowaliśmy klasówki, sprawdziany.

Czy „oglądanie” wiedzy, bo tak to trzeba nazwać po imieniu, w telewizji, w internecie to jest to samo, co jej poznawanie, opanowywanie, przy-swajanie? obawiam się, że jednak chyba nie. Dawniej wykorzystywana była kreda i tablica (treść zapisywana była wielokrotnie, w odpowiednim przyswajalnym tempie), a tu prezentacja komputerowa, rzutnik i ekran – jakiś filmik, pokaz slajdów, błysk, obrazek, „ciach-trach” i na koniec re-klama! Co z tego zostaje w głowach uczniów? Teraz wiedzę sprawdzamy dając dzieciom testy do rozwiązywania. Czy to wszystko ma być? Co my chcemy tym sprawdzić? Co my chcemy tym osiągnąć? obawiam się, że grozi nam częściowy powrót do analfabetyzmu. A jednak muszę przyznać, choć nie wiem jak to możliwe, jakim cudem, jakim sposobem to się stało, że spora część absolwentów szkół podstawowych, gimnazjalnych, lice-alnych i szkół wyższych to wspaniali ludzie, przygotowani teoretycznie,

znający języki, obsługę wyrafinowanych programów komputerowych.

no może brak im tylko trochę doświadczenia, ale to już przyjdzie samo, z czasem. więc pytanie, czy my w latach 60. lepiej przygotowaliśmy mło-dzież do życia? Czy początek XXi wieku to upadek oświaty? nie, chyba jednak nie. Tak źle, chyba nie jest. Ale wciąż brakuje nam niestety pełnej wizji rozwoju nowoczesnego systemu edukacji w najbliższych latach.

zmieniający się ministrowie oświaty, ich na ogół krótkowzroczne wizje i pomysły, często przypadkowe, zmieniające się przepisy prawa, ustawy, podręczniki, na pewno źle wpływają na ciągłość nauki. A jednak to się kręci – tzw. sztafeta pokoleń. nasi następcy dzielnie niosą „kaganek”

oświaty. Upieram się jednak przy tym, że aby czegoś nauczyć musimy podawać wiadomości uszeregowane, sprawdzone, stale i ciągle je po-wtarzać, tak jak to czynią sportowcy na treningu. Czy ucząc się nowego języka obcego wystarczy patrzeć na słowa prezentowane na ekranie, czy może jednak potrzeba czegoś więcej? wiedzą trzeba przesiąknąć. Dziś muszę przyznać, że nieraz za dużo było uczenia się na pamięć, czasem spraw mało istotnych. młodzież wiedziała jak zbudowana jest ameba, pantofelek, a nie miała pojęcia o tym, co spotka w lesie, jakie drzewa, jakie ptaki, jakie grzyby, jakie zwierzęta. A chemia wciąż tkwi w podręcz-nikach z początku XX wieku – z atomem w tle. fizyka też zatrzymała się na poziomie sprzed kilkudziesięciu lat. Czytane są dziwne lektury. Kto je wybiera? pojawia się stare jak świat pytanie, już nie tylko jak uczyć, ale czego uczyć? A cóż ja mogę powiedzieć o ostatniej dużej reformie oświaty polegającej na likwidacji ośmioletniej szkoły podstawowej oraz czteroletnich szkół średnich i utworzeniu w ich miejsce sześcioletnich podstawówek oraz trzyletnich gimnazjów i liceów? generalnie, mówi się, iż gimnazja sprawdziły się – mimo obaw i zastrzeżeń towarzyszących

Teresa Weintrit wraz z dyrektor MDK – Teresą Niechoj-Fastryjok

ponownemu ich wprowadzeniu. Choć trzeba przyznać, że w dużych miastach rośnie podział gimnazjów na lepsze i gorsze. Raz przyklejonej etykietki trudno się pozbyć, nieraz o odzyskanie dobrego imienia trzeba walczyć latami. To samo dotyczy niestety liceów. Bardzo ubolewam na tym, że najlepsza młodzież naszego miasta szuka swoich szans w sąsied-nich miastach, najczęściej w Katowicach i Chorzowie. w polsce różnice między poziomem umiejętności uczniów uczęszczających do różnych szkół podstawowych i gimnazjów są relatywnie niskie, ale różnice między gimnazjami i liceami zwiększają się w dużych miastach. Utrzymuje się też wyraźny podział na uczniów liceów ogólnokształcących, techników i szkół zawodowych. wybór kształcenia zawodowego wciąż jest silnie uwarunkowany pochodzeniem społecznym uczniów, czy lokalizacją szko-ły, nie zaś świadomym wyborem przyszłego zawodu.

próba porównania stanu oświaty w polsce w drugiej połowie XX