• Nie Znaleziono Wyników

Obawy wynikające z wprowadzenia podwójnego nazewnictwa

Zapowiedzi realizacji postanowień „Ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym”, a zwłaszcza możliwości wprowa-dzenia podwójnych nazw miejscowości, budziły zwłaszcza na Górnym Śląsku spory niepokój wśród części społeczeństwa polskiego. Oponenci i sceptycy ustawy (w tym część posłów8) byli przekonani, że będą one dzielić mniejszość niemiecką i większość polską, staną się one elementem „obcości” w krajobra-zie kulturowym regionu i zostaną wykorzystane do celów politycznych. Przy czym staną się one przedmiotem niechęci oraz polaryzacji większości i mniej-szości na poziomie lokalnym [Wagińska-Marzec 2006: 341–342].

Sławomir Łodziński napisał, że:

Argumenty przeciw przyjęciu tej ustawy opierają się na tym, że jest niepotrzebna, ponieważ już przeprowadzono zasadnicze i pozytywne zmiany w polityce wobec mniejszości, ratyfikowano podstawowe konwencje międzynarodowe w tym zakre-sie, a poziom istniejącej ich ochrony prawnej jest w Polsce wysoki. Może ona stano-wić zatem zbytnie ich uprzywilejowanie, co sprawi, że nie będzie miała charakteru wyrównującego, lecz ściśle polityczny. Jej wprowadzenie naruszy konstytucyjną równość obywateli, doprowadzi do konfliktów etnicznych (głównie na Opolszczyź-nie), pogorszy współżycie większości i mniejszości, a w konsekwencji obróci się przeciw obecnie wysokiej pozycji tych społeczności w Polsce [Łodziński 2005: 18].

Społeczeństwo województwa opolskiego było w kwestii wprowadzania podwójnego nazewnictwa na jego terenie podzielone. Oponenci podkreślali,

8  Prace nad ustawą trwały 15 lat. Od samego początku wywoływały wśród posłów wiele sporów i kontrowersji. Część z nich zastanawiała się, czy ustawa jest potrzebna. W ciągu tych lat zamawiano wiele ekspertyz, zadawano mnóstwo pytań, których celem było m.in. odwlekanie wprowadzenia w ży-cie ustawy.

że realizacja tego zamierzenia będzie traktowana jako przejaw germaniza-cji województwa, a nie jako wypełnianie europejskich standardów ochrony mniejszości narodowych. Odczytywali ją bardziej w kategoriach ograniczenia roli języka polskiego i suwerenności państwa niż podniesienia statusu grupy niemieckiej. Uznawano, że jest to niepotrzebny wydatek z budżetu państwo-wego lub gminnego. Zamiast nich woleliby odnowione ulice (np. położenie nowego asfaltu lub chodnika) i inne inwestycje służące społeczności lokalnej.

Regulacje dotyczące dodatkowych nazw oraz języka pomocniczego cieszyły się niewielką akceptacją badanych zarówno w sondażach opinii publicznej, jak i wśród urzędników lokalnych [Łodziński 2005: 26].

Wzmożenie negatywnych reakcji i opinii pojawiło się zwłaszcza po usta-wieniu pierwszych tablic. Okazało się, że nazwy w języku niemieckim drażnią i obrażają uczucia części polskiego społeczeństwa, nawet te, które mają pol-ski rodowód i nieznacznie różnią się od polpol-skiej nazwy (są zapisane zgod-nie z zgod-niemiecką transkrypcją lub mają zgod-niemiecką końcówkę). Nazwy te były odbierane (obecnie w znacznie mniejszej mierze) jako element germanizacji regionu, „obcości” w krajobrazie kulturowym, przez co część mieszkańców mogła lub może się czuć nieswojo, mogła lub może odnieść wrażenie, że nie jest „u siebie”. Dla tych osób niemieckie nazwy naruszały lub naruszają – ich zdaniem – suwerenność terytorialną, jednolitość językową, kulturową i naro-dową danej miejscowości. Były czy też są one podważeniem obecności Pola-ków na tych ziemiach, które po II wojnie światowej znalezły się w granicach państwowości polskiej. Ponadto podkreślanie niemieckiej przeszłości Górnego Śląska, szczególnie na ziemi opolskiej, budzi lęk wśród niektórych najbliż-szych sąsiadów, z którymi członkowie mniejszości niemieckiej dobrze żyją od dziesiątek lat [Dżon 2014].

W tym miejscu warto wspomnieć, że część polskich mieszkańców z miej-scowości, w których ustawiono podwójne nazewnictwo, spotyka się z zarzuta-mi ze strony niektórych swoich rodaków z innych zarzuta-miejscowości (z jednolitym polskim nazewnictwem), że dopuścili u siebie do wprowadzenia podwójne-go nazewnictwa. Przez niektórych kwestia ta jest postrzegana wręcz jako ro-dzaj germanizacji polskich miejscowości a zarazem zdrada polskości żyjących w nich Polaków).

Wywoływane emocje i kontrowersje wokół podwójnego nazewnictwa przyciągają, a szczególnie kilka lat temu przyciągały, uwagę środków ma-sowego przekazu, nie tylko lokalnych gazet, lecz także telewizji i czasopism o zasięgu ogólnokrajowym [Choroś 2012: 131]. Zainteresowanie dziennikarzy oraz opinii publicznej kwestią wprowadzania obok polskich także niemieckich nazw miejscowości miało swoje odbicie w dyskusjach w prasie i telewizji oraz na forach internetowych. Z niektórych negatywnych komentarzy wyłaniała się ksenofobia, niechęć, a nawet wrogość do Niemców, co ma swoje źródło w historii wzajemnych stosunków polsko-niemieckich (zwłaszcza z okresu

II wojny światowej). Nieliczne tylko wypowiedzi wskazywały na akceptację wynikającą z przejawiania szacunku dla mniejszości niemieckiej, jej śląskiego rodowodu itp. [Choroś 2012: 140].

Podwójne nazewnictwo wzbudza niechęć i sprzeciw części Polaków. Trze-ba zdać sobie sprawę, że wśród części naszego społeczeństwa ciągle mamy do czynienia z resentymentami antyniemieckimi, które wynikają z historii, z po-czucia obecności dużego sąsiada, który kiedyś był zagrożeniem. Jednak pomi-mo że Polacy pomi-mogą być szczególnie wrażliwi na niemieckie nazwy ze względu na przeszłość historyczną, to nazwy na tablicach miejscowości są dwujęzyczne i nikt nie zmusza do używania nazw niemieckich. Natomiast wprowadzenie języka niemieckiego jako pomocniczego w niektórych urzędach nie oznacza, że Polacy muszą składać tam podania lub komunikować się w obcym języku.

Ciekawym zjawiskiem jest to, że wprowadzenie języka niemieckiego jako pomocniczego w urzędach gmin w województwie opolskim nie rodzi-ło negatywnych reakcji społeczeństwa – polskich mieszkańców. W zasadzie pozostało ono niezauważone – wprowadzenie języka pomocniczego nie było tak nagłośnione w środkach masowego przekazu jak ustawianie tablic z po-dwójnymi nazwami miejscowości. Może to wynikać z tego, że posługiwanie się językiem niemieckim w urzędzie gminy jest sprawą bardziej zindywidu-alizowaną niż publiczną. Ponadto z tej możliwości nie korzysta wiele osób.

Zazwyczaj chodzi o osoby, które do urzędu kierują swoje wnioski lub zapy-tania przez telefon a są w podeszłym wieku, osoby, które chcą sprawdzić, jak wygląda załatwianie spraw w języku niemieckim, lub osoby, które pochodzą z Górnego Śląska a mieszkają od wielu lat w Niemczech, więc łatwiej jest im załatwić urzędowe sprawy w języku niemieckim niż polskim. Większym pro-blemem stały się próby rozszerzenia dodatkowego nazewnictwa miejscowo-ści w języku niemieckim na dwujęzyczne tablice z nazwami urzędów gmin.

Jednak ludzie z czasem przyzwyczaili się do tej ikonografii na budynkach.

Wprowadzanie dodatkowych nazw w języku mniejszości rozpoczęło się po 3 latach od wejścia ustawy w życie. Początkowo rady gmin uznały, że jest to temat delikatny i mogący budzić emocje, dlatego dopiero po dłuższym okresie zaczęły wprowadzać podwójne nazwy na swoim terenie, a zanim rozpoczę-ły to robić, to wpierw przeprowadzarozpoczę-ły konsultacje społeczne we wszystkich miejscowościach, nawet wtedy, gdy zgodnie z przepisami ustawy nie było to konieczne, np.: Dobrodzień, Cisek, Chrząstowice czy Leśnica (w tych gminach podczas spisu powszechnego z 2002 roku osoby należące do mniejszości nie-mieckiej stanowiły ponad 20% ogółu mieszkańców) [Choroś, Jarczak 2010: 230;

Łodziński 2016: 159].

Konsultacje społeczne są jedną z form dialogu społecznego, istotnym elementem pozwalającym ocenić poziom akceptacji wprowadzenia podwój-nego nazewnictwa na terenie danej gminy. Ustawa nie określa, jaki odsetek mieszkańców musi uczestniczyć w konsultacjach, jednak ważne jest to, aby

wola należała do większości uczestniczących. Zazwyczaj niewielki odsetek społeczności lokalnej bierze udział w tych spotkaniach. W niektórych gmi-nach, w których mniejszość niemiecka stanowi poniżej 20% mieszkańców, sprawa przeprowadzenia konsultacji budzi większe emocje np. w gminie Krapkowice, Strzelce Opolskie czy Olesno, ponieważ gminne rady, w któ-rych kompetencjach leży decyzja o jego przeprowadzeniu, odrzuciły uchwa-ły w tej sprawie. Wiele emocji wzbudziła decyzja gminnej rady w Ozimku, gdzie po przeprowadzeniu konsultacji w poszczególnych miejscowościach, rada odrzuciła uchwałę wprowadzającą podwójne nazewnictwo na swoim terenie [Choroś 2012: 131]. Negatywna decyzja rady gminy Ozimek spotkała się ze zdecydowanym sprzeciwem przedstawicieli mniejszości niemieckiej, którzy w marcu 2013 roku skierowali skargę do wojewody opolskiego oraz wystosowali list do marszałka Sejmu RP z prośbą o interpretację ustawy o mniejszościach w zakresie konsultacji społecznych przy staraniu się o do-datkowe nazwy miejscowości w językach mniejszości [Jest skarga 2013; Za-rząd TSKN 2014].

Znacznym wyzwaniem stało się także rozszerzenie dodatkowego nazew-nictwa na drogowe tablice kierunkowe oraz stacje kolejowe. Pierwsze takie tablice ustawiono w gminie Chrząstowice. Po spełnieniu wymogów ustawy i postawieniu tablic z dwujęzycznymi nazwami miejscowości rada gminy zde-cydowała o postawieniu na jej terenie drogowskazów z dodatkowymi nazwa-mi nazwa-miejscowości. Oddział Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad w Opolu oraz Departament Dróg i Transportu Drogowego ówczesnego Mi-nisterstwa Transportu sprzeciwiały się ustawianiu takich tablic. Argumento-wali, że obniżają one czytelność i wartość informacyjną. Jednak po interwencji i wyjaśnieniach Departamentu Wyznań i Mniejszości Narodowych MSWiA została wydana zgoda na postawienie takich tablic. Stanęły one w roku 2009 [Łodziński 2016: 162].

Natomiast próbom wprowadzania dodatkowych nazw miejscowości na stacjach kolejowych na terenie gmin: Suchy Bór, Chrząstowice oraz Dębska Kuźnia przeciwny był Zakład Linii Kolejowych w Opolu. Motywował to wy-sokimi kosztami związanymi m.in z koniecznością zmiany rozkładu jazdy i modyfikacji systemów informatycznych. W tym przypadku także interwe-niował Departament Wyznań i Mniejszości MSWiA, podkreślając przy tym, że ustawa o mniejszościach nie przewiduje umieszczania dodatkowych nazw miejscowości w innych miejscach niż znaki i tablice. Dodatkowe nazwy na wspomnianych trzech stacjach kolejowych pojawiły się w październiku 2012 roku, wywołując negatywne reakcje społeczne [Łodziński 2016: 162–163]. Do-tychczas nie zostały złożone wnioski o dodatkowe nazwy ulic i nazw topogra-ficznych („obiektów fizjogratopogra-ficznych”) w języku niemieckim. Przyczyną tego są przede wszystkim koszty ich wymiany, które pokrywane są z budżetu gmi-ny [III Raport dla Sekretarza Generalnego 2012: 102].

Ponadto niewiele jest w regionie szyldów w języku niemieckim. W zasa-dzie nie ma napisów w tym języku na obiektach handlowych, lokalach gastro-nomicznych, zakładach rzemieślniczych i firmach. To z kolei wynika z tego, że w regionie nie ma silnej potrzeby nasączenia niemieckimi elementami kra-jobrazu. Gdzieniegdzie tylko pojawia się napis w języku niemieckim „Herz-lich willkommen” (Serdecznie witamy) lub „Zimmer frei” (wolny pokój), na siedzibach organizacji mniejszości niemieckiej czy niektórych urzędach gmin w województwie opolskim. Dlatego nie można mówić o dominacji niemczy-zny w regionie.

Akty wandalizmu wobec tablic