• Nie Znaleziono Wyników

Polsko-słowacka symbioza dnia codziennego

Codzienne kontakty sąsiedzkie mieszkańców Sromowiec Niżnych i Czerwo-nego Klasztoru przebiegają naturalnie i są nacechowane wzajemną uprzejmo-ścią i wyrozumiałouprzejmo-ścią. Jak twierdzi jeden ze sromowian:

ze Słowakami nie mamy jakiś takich żadnych zatargów ani problemów. Nawet mło-dzież nie ma jakoś problemów. Słyszę nawet, że jeżdżą na dyskoteki do Starej Wsi. Tu jak jest impreza, to oni również przychodzą, jak są dyskoteki czy jakieś takie festyny [W_53_M_14].

W latach reżimu socjalistycznego przekraczanie granicy na Dunajcu było pilnie strzeżone. Aby przedostać się na drugą stronę rzeki, konieczne było po-siadanie odpowiedniej przepustki, wydawanej tylko w uzasadnionych przy-padkach (np. z okazji ważnych wydarzeń rodzinnych):

bo kiedyś jeszcze, za komuny, to musiała pani mieć przepustkę specjalną [W_05_K_13]).

Jak wspomina jeden ze sromowskich flisaków:

nie wolno było przechodzić na drugą stronę, wojsko z jednej strony z karabinami, wojsko z tej strony z karabinami. W latach 50. ten pas ziemi zaorali i nie wolno było przechodzić. Jak ktoś zostawił ślady, to zaraz go ścigali [W_03_M_13].

Codzienne relacje rodzin zamieszkujących przeciwne brzegi Dunajca były niezwykle trudne. Całodobowe patrole stacjonujące w strefie przygranicznej uniemożliwiały samowolne przekraczanie granicy lub choćby zbliżanie się do niej – lokalna ludność wypracowała więc pewne sposoby podtrzymywa-nia kontaktów z mieszkańcami Czerwonego Klasztoru. Jak wspomina jedna z okolicznych mieszkanek:

z tego, co wiem ze słyszenia w domu i tych starszych ze Sromowiec, to wtedy, jak była komuna, to ktoś stał na czatach w Sromowcach, patrzył się czy straż graniczna nie idzie, a rodzina ze Słowacji siadała po swojej stronie Dunajca, nad brzegami Dunajca, a sro-mowianie po swojej stronie i tak się przekrzykiwali – co tam u was? Jak tam zdrowie? Co robicie? Albo ten umarł, a tamten się ożenił, przekazywali sobie wiadomości. [...] A jak się zbierze straż graniczna, to zawsze mieli jakieś hasło, rozchodzili się, chowali się po krzakach, żeby ich nikt nie widział [W_62_K_14].

Jedynie flisacy pracujący przy spływie przełomem Dunajca utrzymywali kontakty towarzyskie ze Słowakami, choć i tak w bardzo ograniczonym stop-niu, o czym wspomina jeden ze sromowian pływających łódkami:

tak między sobą kontaktu raczej nie było, naprawdę niewielki ten kontakt był. Jeszcze latem, to żeśmy się kąpali na Dunajcu, czy jako flisacy żeśmy się spotkali na Dunaj-cu, to parę słówek tam się między sobą zamieniło, a tak to jedynie przez te przejścia i trzeba było mieć albo paszport, albo przepustkę. Ale paszport raczej trzeba było mieć [W_56_M_14].

Popularnością cieszyły się także tzw. testy na odwagę, organizowane przez lokalną młodzież. Bliskość granicy państwowej i stacjonujących nieopo-dal patroli Straży Granicznej zachęcała młodych chłopców do zabaw na grani-cy prawa. Jak wspomina jedna z mieszkanek Sromowiec:

chłopaki mają fantazję, można się pochwalić na drugi dzień na przystani: był, nie złapa-li go, więc o to chodziło [W_59_K_14].

Co ważne, mimo spełnienia wszystkich wymogów formalnych i udoku-mentowanej potrzeby przekroczenia granicy, nie zawsze udawało się otrzy-mać przepustkę. Wiele zależało wówczas od dobrej woli strażnika, który mógł nie wyrazić zgody na przekroczenie ówczesnej granicy polsko-czechosłowac-kiej. Jak opowiadała jedna z gospodyń ze Sromowiec Wyżnych:

jeszcze babcia jak zmarła, to ze Słowacji pokupowali wieńce, wszystko, przyjechali na przejście i nie puścili ich, zostawili im te wieńce [WF_01_14].

Podobne obostrzenia dotyczyły też wypasu bydła na polach po słowackiej stronie Dunajca:

a co było z krowami za te czasy! Jak my pognały krowy na Słowację, to już 60-te lata były przecież, jak pasłam krowy, to każda krowa musiała mieć paszport i musiał żan-darm liczyć. Każda krowa musiała się przedstawić, a człowiek przepustkę i przejeżdżało się łódką [WF_01_14].

Zmiany ustrojowe po 1989 roku i symboliczne „otwarcie” granic między krajami przyniosło wielką ulgę mieszkańcom naddunajeckich wiosek. W la-tach 90. ubiegłego wieku przekraczanie granicy na Dunajcu było już dozwo-lone, choć nadal wymagano okazania paszportu i przejścia odprawy celnej.

Mieszkańcy radzili sobie na różne sposoby, by obejść te uciążliwe formalno-ści. W sezonie letnim młodzież plażująca nad rzeką wykorzystywała chwilę nieuwagi strażników i niezauważona przedostawała się na stronę słowacką

„wpław”. Jak wspomina jedna ze sromowianek:

ja tez nie raz przechodziłam przez wodę. I wtedy to właśnie była granica. Tylko czekało się jak odjedzie straż graniczna, czy ta policja po drugiej stronie i się przechodziło. Albo niby się pływało na materacu po tym Dunajcu – to się potem przepłynęło. Pływało się tu, a potem przechodziliśmy tam na drugą stronę [W_60_K_14].

Relacje mieszkańców Sromowiec Niżnych i ich sąsiadów z Czerwonego Klasztoru znacząco zmieniły się po wybudowaniu kładki pieszo-rowerowej na Dunajcu. Po wielu latach rozdzielenia udało się wówczas połączyć rodziny, przed laty odseparowane granicą państwową. Jak mówi jedna z osób zaangażowanych w realizację projektów unijnych na terenie pogranicza polsko-słowackiego:

to nawet jest rodzina, bo wiele rodzin w Sromowcach Niżnych ma rodziny w Czerwo-nym Klasztorze. Także w tej chwili ta kładka przecięła te bariery, które kiedyś były [W_62_K_14].

Odnawianie dawnych kontaktów stanowi też dobrą okazję do zawarcia nowych znajomości, które – w innym wypadku – prawdopodobnie nigdy by nie powstały. Jak przyznaje rozmówczyni ze Sromowiec:

trzeba stworzyć jakąś sytuację, żeby się z kimś zaprzyjaźnić. Dorośli ludzie już też tak łatwo się nie przyjaźnią, nie zawierają przyjaźni. Każdy żyje swoją rodziną i raczej jeżeli ktoś ma tam jakichś krewnych to może się odwiedzają [W_9_K_14].

Słowacy również chętnie przechodzą na polską stronę Dunajca, spotkać się ze swoimi przyjaciółmi czy rodziną. Trzeba jednakże podkreślić, że to przede wszystkim starsze pokolenie kultywuje dawne znajomości, które – dzięki zbli-żeniu w ostatnich latach – udało się odtworzyć. Jak zgodnie podkreślają roz-mówcy, wyraźne zbliżenie polsko-słowackie, do jakiego doszło w ostatnich latach, nie jest niczym zaskakującym:

oni mają taki podobny charakter jak my, jak górale z tej strony Dunajca. [...] W zasadzie to zespoły jedne pieśni śpiewają, oni po słowacku, a my po polsku. To samo się śpiewa i u nich, co i u nas. [...] Bo to już jest chyba od zarania dziejów – kiedyś ludzie razem tu żyli, razem tworzyli tę kulturę [W_62_K_14].

Niektórzy starsi sromowianie wspominali czasy swojej młodości, gdy przekraczanie granicy na Dunajcu było jeszcze niedozwolone, a kontakty z są-siadami zza Dunajca podtrzymywane były za wszelką cenę. Wieczorami or-ganizowano nad Dunajcem wspólne śpiewanie, w ramach którego Polacy po swojej stronie, a Słowacy po swojej siadali nad wodą i razem śpiewali. Wyda-wać by się mogło, że nie było wówczas przeszkód nie do pokonania. Zresztą o polsko-słowackich związkach rodzinnych mówiło się jeszcze na długo przed wybudowaniem kładki na Dunajcu. Starsze gospodynie ze Sromowiec wspo-minają polsko-słowackie pary, które na przekór prawu i zdrowemu rozsądko-wi decydowały się być razem, a wśród nich anegdotyczna już historia pewne-go Jaśka, zakochanepewne-go na zabój w jednej Słowaczce:

Dawno, dawno, to przechodzili przez Dunajec. Taki kawaler był, Jasiek, on taki blondyn.

Był bardzo grzeczny, ino miał trochę pociąg do picia. I dziewczyna za wodą. To jak se wypił, to zawsze przechodził na tamtą stronę bez Dunajec. Wtedy nie wolno było, więc go parę razy WOPiści złapali, to nie raz kontrolowali. No i do auta go brali, to wszystko mu zabrali. A on zawsze godoł: pamiętajcie, że miłość nie zna granic! To się z niego śmiali [W_58_K_14].

Bezpośrednio po II wojnie światowej małżeństw polsko-słowackich było jednak znacznie mniej. Ze względu na pilnie strzeżoną granicę i bardzo wni-kliwe kontrole przy jej przekraczaniu relacje polsko-słowackie nad Dunajcem uległy wyraźnemu oziębieniu. Jak wspomina jeden ze sromowian:

może przez długi okres czasu takich rodzin nie było. Ponieważ, jednak ta granica była pilnie strzeżona i takich małżeństw, ja po wojnie, pamiętam dwa. Wiem, że były takie dwa małżeństwa. Natomiast przed wojną tych małżeństw było sporo. To prawda. Jak mówiłem, dalej było do tego Krościenka, łatwiej było poznać kogoś aż po Poprad, Podo-liniec, aż tam [W_53_M_14].

Z tym większym zaciekawieniem obserwuje się ostatnie lata, w których nastąpił wyraźny wzrost liczby zawieranych małżeństw polsko-słowackich.

Nie jest to wprawdzie zmiana rewolucyjna, bo – jak studzi emocje jeden z pra-cowników Urzędu Gminy Czorszyn:

to nie jest tak, że znieśli granice i hura hura, pół na pół małżeństw jest polsko-słowac-kich. To nie jest tego typu skala przedsięwzięcia [W_55_M_14].

Niemniej zauważalnym zjawiskiem po otwarciu kładki na Dunajcu stały się śluby udzielane sąsiadom z przeciwnych stron rzeki. Jak mówi osoba zaan-gażowana w życie sromowskiej społeczności:

są nawet już cztery małżeństwa polsko-słowackie ze Sromowiec po otwarciu tej kładki, a będą pewnie jeszcze następne. Bo nawet wiem, że [...] też tam chodzi, chodzi z dziew-czyną ze Słowacji. Na razie chodzi, a co z tego będzie to zobaczymy [W_56_M_14].

Co znamienne, pierwszy taki ślub odbył się w Sromowcach Niżnych do-kładnie dziewięć miesięcy po otwarciu kładki (w 2007 roku). Kolejne małżeń-stwa zawarto w latach 2008, 2013 i 20146. Od tej pory w parafii w Sromowcach chrzczono już kilkoro dzieci z małżeństw mieszanych, a dwójka z nich uczęsz-cza już do szkoły podstawowej w Sromowcach Niżnych. Jak spontanicznie policzyła osoba pracująca w Zespole Placówek Oświatowych w Sromowcach:

tak, to chyba właśnie po-kładkowe [dziecko – przyp. J.P.], to by było. Bo to są w przed-szkolu, albo w zerówce już jest ta dziewczynka [W_54_K_14].

Teraz, gdy właściwie już wszystkie bariery w kontaktach transgranicz-nych na pograniczu polsko-słowackim zostały wyeliminowane, obie społecz-ności doceniają bliskość sąsiadów i korzystają z niepowtarzalnych możliwości, jakie pojawiły się po otwarciu kładki na Dunajcu. Można więc przypuszczać, że integracja społeczności polskiej i słowackiej nad Dunajcem będzie postę-pować i być może z czasem przywrócone zostaną relacje, jakie panowały tu w dawnych czasach, kiedy – jak wspomina jedna z rozmówczyń:

granic nie było, tam... to była jedna miejscowość, przez która płynie rzeka Dunajec [W_26_K_14].

6 Dane Referatu Ewidencji Ludności Urzędu Gminy Czorsztyn (stan na rok 2014).