• Nie Znaleziono Wyników

SPECYFIKA REALIZACJI ROLI BADACZA: CO UŁATWIA, A CO UTRUDNIA PRACĘ W TERENIE

Grażyna Woroniecka we wstępie do „Interakcjonizmu symbolicznego” Herberta Blumera napisała, że

„nie jest on [symboliczny interakcjonizm — AB] strategią «miękką”, przeciwnie — wymaga od badacza nadzwyczajnej wrażliwości, ale także dyscypliny i samoświadomości metodologicznej” [170]. Mogę stwierdzić na własnym przykładzie, że dyscyplina i samoświadomość są szczególnie ważną kwes ą, zwłaszcza w wypadku prowadzenia obserwacji uczestniczącej. Efektywnie obserwować, to nie to samo, co — po prostu — uczestniczyć w jakimś wydarzeniu. Trzeba całym sobą chłonąć co dzieje się wokół, jednocześnie starając się zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Pamięć i zmysły pracują wtedy na najwyższych obrotach. O tym, jak intensywny i trudny jest to proces, najłatwiej się przekonać, kiedy coś go przerywa lub wytrąca z niego badacza. Z własnego doświadczenia wiem, że nawet odebrany w nieodpowiednim momencie telefon albo zbyt długa osobista refleksja emocjonalna bądź estetyczna na temat odwiedzanego miejsca mogą zburzyć koncentrację. Umiejętność ponownego, równie inten-sywnego skupienia się na badaniu jest niezwykle trudna. Wymaga wprawy, którą daje praktyka, ale również odpowiedniego przygotowania. Przygotowany badacz zachowuje się natomiast podobnie do normalnego obserwatora interakcji społecznej, jednak kieruje się zupełnie innym, naukowym systemem istotności [171]. Podziela perspektywę badanych, pozostaje — w odróżnieniu od nich — bezstronnym obserwatorem, który musi się odciąć od swojej zdeterminowanej biograficznie sytuacji [172]. W pełni zgadzam się z tym zaleceniem i uważam, że tylko w ten sposób można uprawiać empiryczne badania społeczne. Respektowanie tych zasad w wypadku badań religijności było jednak dla mnie szczególnie trudne, gdyż wcześniej bywałam w sanktuariach w Polsce i poza jej granicami, dysponowałam też, nierzadko większym niż badani ludzie, zasobem wiedzy podręcznej [173], do którego należy znajomość zwyczajów i tradycji katolickich. (Tę wiedzę pogłębiałam oczywiście stale dzięki stosownej lekturze).

To w niektórych wypadkach utrudniało mi jednak, jak pokazywałam wyżej, spontaniczne podzielanie perspektywy badanych. Summa summarum najczęściej jednak znacząco pomagało mi w badaniu. Tzw.

wiedza uprzednia uwiarygodniała mnie nie tylko w trakcie obserwacji, kiedy niejednokrotnie byłam traktowana podejrzliwie ze względu na młody wiek i to, że byłam sama, ale także przy prowadzeniu wywiadów, zwłaszcza tych ze specjalistami. Często przed rozpoczęciem wywiadu zadawali mi oni kilka pytań, aby dowiedzieć się, kim jestem i co w ogóle wiem o sanktuariach, kulcie i pielgrzymowaniu. Po moich odpowiedziach szybko poznawali, że jestem osobą zorientowaną w tej tematyce. Zjednywało mi to ich sympa ę i skutkowało większym zaangażowaniem w trakcie wywiadu. Czasami jednak pytania, które mi zadawano dotyczyły bardzo prywatnych kwes i. Podejrzliwe osoby pytały, np. czy jestem osobą wierzącą. Z profesjonalnego punktu widzenia nie ma to oczywiście żadnego znaczenia. Badacz nie musi wierzyć by badać, nie wdawałam się jednak w dyskusje na ten temat, tylko zgodnie z prawdą [170] H. Blumer, Interakcjonizm symboliczny, NOMOS, Kraków 2007, s. XXV.

[171] A. Schütz, op. cit., ss. 139–140.

[172] Ibidem, ss. 167–81.

[173] Ibidem, s. 142.

odpowiadałam twierdząco, ciesząc się jednocześnie, że moja religijność pomogła mi w pozyskaniu niełatwego, a więc szczególnie interesującego, rozmówcy. Wiedza uprzednia pomogła mi również w preselekcji i preinterpretacji obserwowanej rzeczywistości. Ponieważ znałam znaczenie wielu tradycji i zwyczajów, mogłam od razu przyglądać się dokładniej i głębiej ich praktykowaniu. Nieustannie musiałam jednak balansować między korzyściami, jakie płynęły z moich biograficznych uwarunkowań, a ryzykiem zatracenia naukowej motywacji działania na rzecz prywatnych przeżyć i refleksji. Zainspirowana pracą Paula Rabinowa [174] postanowiłam dokładnie opisywać wszystkie sytuacje, w których moje prywatne preferencje i doświadczenia okazywały się dla mnie samej problematyczne w toku badania. Martyn Hammersley i Paul Atkinson zwrócili uwagę, że nawet fizyczne cechy osobiste mogą mieć znaczenie przy pracy w terenie [175]. O tym również miałam okazję się przekonać. Wyglądam na młodszą, niż jestem, co w zdecydowanej większości przypadków zjednywało mi sympa ę badanych.

UWAGA RED.: o fizyczności badacza — por. też teksty: Katarzyny Kalinowskiej, Iwony Oliwińskiej, Anny Buchner i Dyskusję zespołu. Nie zawsze jest ona atutem; bywa przeszkodą, bywa też dziwnie interpretowana — por. T. Szlendak, Technodzieci ery industrialnej, [w: ] „Studia socjologiczne”, nr 1. 1997.

W trakcie prowadzenia obserwacji jawnych i wywiadów parokrotnie słyszałam komentarze w rodzaju:

To wspaniale, że taka młoda osoba interesuje się sanktuariami. Pewni państwo, którzy poświęcili na rozmowę ze mną sporo czasu, żartowali nawet, że skoro siedemnastolatka pisze doktorat, to trzeba jej pomóc i odpowiedzieć na wszystkie pytania jakie chce zadać. O tym, jak ważną rolę odgrywa wygląd badacza, najdobitniej przekonałam się pod koniec zbierania danych, kiedy byłam w zaawansowanej ciąży.

Pozyskiwanie rozmówców do wywiadów było wtedy o wiele prostsze. Zdarzało się nawet, że osoby, które musiały mi odmówić ze względu na napięty program wizyty w sanktuarium, przepraszały mnie za to.

Wiedząc o tym, jak istotny jest wygląd zewnętrzny i pierwsze wrażenie, na wszystkie wyjazdy, zgodnie ze wskazówką Hammersley’a i Atkinsona [176], ubierałam się w sposób odpowiedni do miejsca, jakim jest sanktuarium. Pamiętałam więc zawsze o zakryciu ramion i kolan oraz o płytkim dekolcie. Oczywiście nie wszyscy odwiedzający sanktuaria przestrzegają obyczajowych wytycznych co do ubioru. W moim przypadku zachowanie stosowności stroju było niezbędne, gdyż zapobiegałam ten sposób ewentualnej niechęci badanych, dla których ta kwes a jest szczególnie istotna.

REKOMENDACJE

Zgromadzone przeze mnie doświadczenia wskazują, że najważniejszą kwes ą przy prowadzeniu badań religijności jest respektowanie zalecenia realizmu symbolicznego Roberta N. Bellaha, które polega na traktowaniu badanych wierzeń jako godnych szacunku [177]. Ja odczytałam to zalecenie w dwojaki sposób.

[174] Autor szczerze i z dużą dokładnością opisuje trudności w prowadzeniu badania ze względu na swoje pochodzenie i cechy charakteru. Por.: P. Rabinow, Refleksje na temat badań terenowych w Maroku, Wydawnictwo Marek Derewiecki, Kęty 2010.

[175] M. Hammersley, P. Atkinson, Metody badań terenowych, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań 2000, s. 101.

[176] Autorzy piszą, że „czasami konieczne jest przyjęcie stylu ubierania, który obowiązuje w danej grupie”; ibid., s. 92.

[177] Zob. R. Bellah, Beyond Belief , Harper, New York 1970.

79

Po pierwsze, nigdy nie komentowałam poglądów ani wypowiedzi badanych, nawet wtedy, gdy były one jednoznacznie niezgodne z zasadami wiary katolickiej. Po drugie, podchodziłam z szacunkiem do okoliczności, miejsca i czasu, w których prowadziłam badanie. Przekładało się to na konkretne schematy działań. Po przyjeździe do sanktuarium, w celu pozyskiwania rozmówców do wywiadów sprawdzałam najpierw, jaki jest porządek liturgiczny danego miejsca w tym konkretnym dniu, aby nie przeszkadzać ludziom tuż przed ważnym nabożeństwem (np. w Łagiewnikach nie szukałam badanych tuż przed godziną 15.00, kiedy zaczyna się Koronka do Bożego Miłosierdzia). Starałam się również zadbać o to, aby miejsce prowadzenia wywiadu znajdowało się poza sanktuaryjną sferą sacrum, żeby nie przeszkadzać innym odwiedzającym.

Bardzo ważne dla moich badań było też całkowite i bezwzględne oddzielenie wyjazdów mających na celu prowadzenie obserwacji ukrytej od tych, podczas których prowadziłam wywiady. Podczas niezobowiązujących konwersacji z rozmownymi członkami obserwowanej przeze mnie grupy, często miałam ogromną ochotę zapytać, czy nie chcieliby odpowiedzieć na parę pytań. Wiedziałam jednak, że jest to bardzo ryzykowne (pozyskując jeden wywiad, mogłabym jednocześnie zostać zdemaskowana), dlatego konsekwentnie przestrzegałam stworzonego podziału.

Religijność, ze względu na wpisaną niekiedy w jej istotę tajemniczość i niedopowiedzenie, jest trudnym obszarem badań. Często obserwowane praktyki lub zachowania nie poddają się łatwo zabiegom rozumienia. Dlatego aby możliwie najlepiej poznać badane zjawisko, warto posługiwać się triangulacją metod. Minimalizuje ona ryzyko niewłaściwej analizy i błędnych interpretacji [178]. Z perspektywy zakończonych badań bardzo wyraźnie widzę, że materiał z obserwacji jest niezbędnym uzupełnieniem wywiadów z osobami spotkanymi w sanktuariach. Wywiady ze specjalistami oraz dokładne zapoznanie się z historią i tradycją każdego z miejsc budują natomiast kontekst, bez którego nie mogłabym dokonać żadnej sensownej analizy.

Chcę na koniec jeszcze raz podkreślić, że w prawidłowym przeprowadzeniu badania pomagał mi nade wszystko silny i jasny konstrukt naukowego systemu istotności, którym się posługiwałam. W trakcie wizyt w sanktuariach całkowicie koncentrowałam się na problemie badawczym, nie traktując ich jako okazji do prywatnych praktyk religijnych. Myślę, że dzięki temu zabiegowi udało mi się wykorzystać posiadaną przeze mnie wiedzę, jednocześnie ograniczając ryzyko braku obiektywności badań.

[178] M. Hammersley, P. Atkinson, op. cit., ss. 236–38.

81

O WYBRANYCH METODACH ANALIZY