• Nie Znaleziono Wyników

TRUDNOŚCI WE WSPÓŁBADANIU

Metodologia, która kładzie tak duży nacisk na relacje w zespole i tak wiele uzależnia od dobrej współpracy, nie może pominąć kwes i konfliktów grupowych, a z drugiej strony — swego rodzaju

„chemii” między badaczami. Myślę, że za największą trudność w prezentowanej formule badań zespołowych można uznać właśnie duży wpływ kwes i osobowościowych i prywatnych relacji na całość przedsięwzięcia.

W moich badaniach już sam dobór współpracowników miał decydujące znaczenie, bowiem to od składu zespołów zależały scenariusze ich współdziałania — jedne sprawdziły się lepiej, inne gorzej.

Grupy, w których badacze zgrali się oraz wzajemnie się inspirowali i motywowali, chętniej wchodziły w problematykę badań, łatwiej przechodziły etap przygotowań i szybciej decydowały się na wyjście w teren. Wytworzenie więzi i dbanie o zachowanie dobrych relacji w zespole skutkowało również bardziej długotrwałą i owocną współpracą. Jednakże zdarzały się zespoły, w których pojawiały się konflikty, niemożliwe do pogodzenia postawy wobec tematu albo nieumiejętność osiągnięcia kompromisu w kwes ach organizacyjnych. Bywało też, po prostu, że badacze, którzy na co dzień świetnie się ze sobą dogadywali, jak się okazywało — nie potrafili ze sobą współpracować.

KOMENTARZ RED.: ciekawe, chociaż zapewne już nie mieści się w tym tekście, byłoby dokładniejsze przyjrzenie się tym, którzy z różnych powodów odpadli z procesu badawczego; z jakimi emocjami pozostali?

Wszystko to, czasem mimo najlepszych chęci uczestników, blokowało rozpoczęcie prac i sprawne działanie w terenie, a niekiedy powodowało, że zebrane materiały okazywały się wątpliwe bądź niewystarczające [146], co w rezultacie uniemożliwiało dalszą pracę przy projekcie. Uważam, że takie sytuacje również miały swój walor — były dla nas wszystkich ważną lekcją działania zespołowego, a mnie samej pozwoliły się upewnić, że zbierany materiał został wstępnie zweryfikowany przez praktyczne działanie zaproponowanej metodologii.

Pewne trudności — co oczywiste — pojawiały się w każdym z zespołów badawczych, również w tych, których współpraca układała się bardzo dobrze. Dopiero w terenie okazało się bowiem, jak trudno jest być odpowiedzialnym za współbadacza. Zdarzały się sytuacje, w których badacze się rozdzielili, co w skrajnym przypadku spowodowało, że jeden z badaczy nie został wpuszczony do klubu po tym, jak wczuwając się mocno w rolę bawiącego-się-uczestnika, zapomniał o możliwościach swojej głowy i wątroby. Niektórym obserwatorom-cieniom na początku trudno też było zrozumieć ustalone przez współbadacza granice zabawy, których nie chciał on przekraczać, i wyczuć moment, w którym należało interweniować, bo zabawa zbliżała się już do tych granic. W praktyce klubowej najczęściej chodziło o to, kiedy ratować współbadacza przed narzucającymi się imprezowiczami [147]. Natomiast w rzeczywistości uzdrowiskowej [146] Chodzi tu o sytuacje, w których badacze (będący w konflikcie albo wyruszający w teren bez wspólnego przygotowania)

zamiast współpracować, skupiali się na przeforsowaniu swojej „wersji zdarzeń”. Zapominali, że najpierw wypada rzetelnie odtworzyć kontekst wydarzeń, a potem otworzyć się na różne możliwe interpretacje obserwowanych bądź doświadczanych sytuacji.

[147] Tu powraca wątek płci badacza. Na nieprzyjemne sytuacje związane z naruszeniem intymności narażone były głównie badaczki, które przez mężczyzn odwiedzających kluby często bywały traktowane jak obiekty seksualne.

67

obawy związane z wyznaczeniem granic zaangażowania w relacje towarzyskie łączyły się z początkowymi trudnościami w interpretacji pewnych zachowań i gestów, które nie naruszały sfery fizycznej badaczy, jak w przypadku podrywów klubowych, ale równie mocno wychodziły poza granice sfery intymnej. Jako młode małżeństwo, byliśmy bowiem świetnym celem sprośnych żartów i uwag, a nasza obecność — tak nam się momentami wydawało — poruszała wyobraźnię niektórych kuracjuszy.

Dla badaczy podejmujących się roli obserwatora-cienia ważnym praktycznym problemem okazał się dylemat „zabawy z dystansu”. Skarżyli się, że bardzo trudno było im uczestniczyć w imprezie, jednocześnie się nie bawiąc, co niekiedy powodowało u nich poczucie wyobcowania. Obserwatorzy, nie wczuwając się w atmosferę zabawy, pozostali de facto narażeni na odczuwanie dyskomfortu samotnego badacza, co jest chyba najpoważniejszym mankamentem proponowanej formuły badań. Z kolei, największym wyzwaniem był, moim zdaniem, proces porównania, scalenia i połączenia spojrzeń uczestnika i obserwatora, który dokonywał się już po wyjściu z terenu, w toku wspólnej pracy interpretacyjnej członków zespołów.

Wreszcie mało komfortowe było także samo przygotowanie do wyjścia w teren. Tu najbardziej zaskakujące okazało się odkrycie, jak mocno mogą wpływać na współpracę badawczą różnice w podejściu do problematyki wyrażania emocji oraz stosunek do klubowych bądź sanatoryjnych praktyk.

Ostatnią kwes ą, o której chciałabym wspomnieć, aby móc zamknąć temat utrudnień wynikających z pracy w zespole, jest sprawa czysto organizacyjna, czyli planowanie szczegółowego harmonogramu badań. Bardzo trudno było mi przyjąć jakikolwiek system „odgórnego” posyłania badaczy w teren. Ze względu na ich dużą liczbę oraz fakt, że każdy miał inny grafik zajęć i obowiązków, a także całą masę osobistych planów, uznałam, że nie mogę narzucić im sztywnego harmonogramu działań i drobiazgowego planu do wykonania, zwłaszcza że pracowali oni na zasadzie wolontariatu, a zadanie wymagało naprawdę dużego zaangażowania czasowego. Zdecydowałam się pozostawić tę kwes ę w rękach badaczy i dać im pełną swobodę w wyborze czasu oraz konkretnych miejsc prowadzenia obserwacji. Zadanie to spadło zatem na barki poszczególnych zespołów, które musiały zaplanować pracę we własnym gronie, co stanowiło niekiedy największy problem. Konsekwencje tej decyzji były dwojakie. Po pierwsze, dzięki elastycznemu podejściu do terminarza obserwacji wszystkie chętne osoby mogły zaangażować się w badania, nawet gdy były bardzo zajęte. Po drugie, niektóre zespoły, postawione wobec konieczności decydowania o swoim czasie pracy, miały duże trudności z mobilizacją oraz uzgodnieniem wspólnej strategii działania. Wspominam o tym, ponieważ warto podkreślić, że praca w grupie, również w tak przyziemnych kwes ach, jak organizacja czasu, pociąga za sobą konieczność dostosowania się do partnerów badawczych.

PODSUMOWANIE

Warto, aby wśród refleksji metodologicznych na temat badań terenowych znalazły się także kwes e dotyczące pracy zespołowej i relacji między badaczami. Jak starałam się pokazać, badania zespołowe niosą ze sobą wiele korzyści. „Praca w zespole badawczym w terenie pozwala na przyjęcie wielorakich ról i stanowisk ważnych dla badanego kontekstu, zwiększając szansę dostrzeżenia zróżnicowania zachowań i perspektyw uczestników układu w porównaniu do sytuacji, w której badanie prowadzi pojedyncza osoba” [148]. Partner badawczy pełni rolę superwizora w sprawach merytorycznych, gdyż [148] J. Lofland i in., op. cit., s. 139.

stanowi potwierdzenie lub przeciwwagę dla naszych interpretacji i sądów, a może pełnić rolę sumienia w kwes ach etycznych; zdarza się też, że ze względu na specyficzny rodzaj więzi zbudowanej na wspólnych przeżyciach i doświadczeniach staje się przyjacielem.

KOMENTARZ RED.: przyjaciel to piękna rola i znacznie więcej niż rola. Sama też mam wiele tak nawiązanych przyjacielskich relacji z byłymi już studentami, więc myślę, iż mam również prawo, tytułem uzupełnienia dodać do tego obrazka kroplę dziegciu. Otóż: z pozycji nauczyciela akademickiego warto systematycznie obserwować światek studenckich interakcji i zwracać uwagę (w celu przeciwdziałania zjawisku) na — mniej lub bardziej sytuacyjne — tworzenie się quasi-elitek, złożonych z fajnych uczestników takich projektów, celebrujących w relacjach z pozostałymi kolegami swoją „wyższość”,”wtajemniczenie”, „bliskie relacje z kadrą”, itp. żenujące zachowania, które służą przede wszystkim wewnętrznym grom o pozycję w grupie, natomiast w relacjach z nauczycielami — jak szkoła szkołą — mogą doprowadzać do niezręcznych i niewłaściwych sytuacji.

Ta złożona rola współbadacza — towarzysza wymaga pogłębionej refleksji, a jednocześnie skłania do rozwijania metodologii badań zespołowych.