• Nie Znaleziono Wyników

Ni stąd ni zowąd zjawiające się na łamach pisma pytania typu: po co jest sztuka? co jest elementem poezji? itp., jak w ogóle wszelkie pytania zbyt zasadnicze i merytoryczne, nie cieszą się u nas zrozumieniem i poważaniem. Przypisuje się je mentalności abstrakcyjnej, pedantycznej czy scholastycznej, a wywody i wnioski z góry osądza się jako nudne i niecelowe. Po co znowu zaczynać od Adama i Ewy?

Życie i tak i zadecyduje mimo czy wbrew teoriom. Zagadnienia zostawia się pobłażliwie specjalistom od poetyk, profesorom uniwersytetu, z których równocześnie szydzi się po cichu, że dali się nabrać na kawał i zapędzać w ciasną uliczkę - formalistyki! Jeśli zaś takie pytania zaczną stawiać poeci, nigdy nie podejmuje się dyskusji, bo - szkoda się kłócić o słowa i prywatne widzimisię.

A jednak co pewien czas pytania takie zadawać trzeba publicznie, co więcej, pilnować, aby były rozstrzygane. Nieodzowne to jest zwłaszcza w momentach, kiedy obowiązujące formuły zbyt się już stały truizmami albo w momentach, kiedy relatywizm i tolerancja wobec każdej. opinii przekroczyły swą naturalną granicę.

Pytanie o elementy poezji na pozór wydaje się łatwe a nawet banalne. Niemniej nie ma przecie jednoznacznych odpowiedzi. Pośrednio dowodzi tego praktyka poszczególnych kierunków poetyckich czy indywidualnych poetów. Można zaryzykować twierdzenie, że każda nowa poetyka zależna jest w swym typie od zasadniczej decyzji, co należy uważać za element poezji. I dzisiaj bodaj czy nie od takiego rozstrzygnięcia (dokonane być może ono intuicyjnie i nieświadomie) zależy przyszłość nowej poezji.

To powinno skłonić do dyskusji nad tymi naprawdę elementarnymi sprawami.

Zdaje mi się, że pod tym względem wyróżnić by się dało pięć głównych opinii.

Według nich elementami poezji są: 1) artykułowane dźwięki, 2) miary rytmiczne, 3) słowa, 4) wyobrażenia czy pojęcia, 5) zdania. Rozpatrzmy się w tych sugestiach.

Jesteśmy nieraz świadkami zasłuchania się publiczności w wiersze w języku obcym (lub zbyt “czystym”), których nikt ze słuchaczy nie rozumie. Wystarcza widocznie sama strona dźwiękowa. Tuwim, opierając się na tych założeniach, tworzył swoje słopiewnie. Kiedy indziej byłem świadkiem, jak doskonały recytator Ronard-Bujański przez kwadrans powtarzał słowo: chlap! chlap! w różnych tonacjach, tworząc przejmujący dramat beznadziejnego marszu żołnierzy na wojnie. Na analogicznych przesłankach opierali swe niektóre manifesty futuryści, u nas swe “żabie ballady”

Młodożeniec. Równolegle do tej poezji akustycznej poezja optyczna kombinowała graficzne układy wiersza w druku. Rozpoczął je bodaj Apollinaire (dyskretnie), a do absurdu doprowadził Strzemiński w tomiku Przybosia: Z ponad[!]. Cóż sądzić o takiej interpretacji “poezji”? Przede wszystkim jest tu pewne pomieszanie pojąć. Nawet najbardziej muzyczna czy graficzna poezja, jeśli działa, to dzięki rozlicznym skojarzeniom pojęciowym, które pojawiają się momentalnie, wypukane niejako dźwiękiem, tonem głosu, jego siłą itp. Ważniejsze nieporozumienie wynika z nierozróżniania takich odrębnych rodzajów sztuki, jak muzyka, śpiew, recytacja, poezja. Kiedyś rzeczy te stanowiły dość jednolity stop. Strona wydźwiękowa jest

ciągle sprawą zasadniczą przy utworach śpiewanych czy deklamowanych. Ale dziś domenę Muzy z czasów Homera rozdzielić wypadnie przynajmniej między 3-4 wnuczki Apollina. Obecnie kultywowana troska o muzyczną (onomatopeiczną), strofkową czy malarską stronę utworu wynika z tradycji dawnego stanu rzeczy, gdy możliwości takiego rodzaju nie uświadamiano sobie. Równa ilość zgłosek, regularny rytm, refren, aliteracja, rym i wszystko to, co tak strasznie dużo miejsca zajmuje w podręcznikach poetyk - było to bardzo istotne i nieodzowne, gdy wiersz trzeba było wyśpiewać przy wtórze liry czy gęśli. Dziś czynniki te muszą być mocno zredukowane ilościowo i sprowadzone do roli środków specjalnych podporządkowanych i całkowicie uzależnionych od ważniejszych dominant integralnie poetyckich.

Klasycyści i estetyści sądzą, że poezja jest w słowach. Z tego powodu dzielą słowa na poetyckie i niepoetyckie. Poetyckie dzielą - na patetyczne, dziwne, wzruszające, groteskowe itp. Zespół słów danej kategorii działa magicznie i daje automatycznie wymagane przeżycie estetyczne. Poszczególne słowa są zrozumiałe, ale nie jest nieodzowne zrozumienie sensu strukturalnego całego tego zespołu werbalnego.

Wystarczy czarodziejstwo słów: gwiazdy, srebro, księżyc, miłość, czar, ona, tęsknota, a dusza się otwiera. Inny zespół budzi w nas uczucie zdenerwowania, inny -wzniosłości, inny - grozy, groteski itd. Na takim mechanizmie wygrywa agitka wiecowa czy piosenka kabaretowa. We wszystkich tych wypadkach wystarczy niekiedy mechaniczne zestawienie obok siebie wyrazów niezdeterminowanych nawet formą logiczno-gramatyczną. Marinetti odrzucał wszystkie znaki pisarskie i składnię, żądając np. gołych rzeczowników. Po tej linii idą surrealiści, którzy łączą słowa ruchem samego prądu asocjacyjnego. Tu również można by wymienić Przybosiową koncepcję zgęszczeń przez wieloznaczność (np. rozpłaszczyć: a) rozebrać z płaszcza, b) zrobić płaskim) i jego pseudorodowodowe kalambury (łąka łączyć, wołu wywołuje, pełza spełzł), czy wreszcie aliteracyjne pomysły Brzękowskiego (amo -amoniak, barwi - bar).

Przeciw tym stanowiskom występował Peiper, który sądzi, że samo słowo nie jest elementem poezji. Poezja zaczyna się dopiero od zdania. Samo słowo ma charakter neutralny, pozaartystyczny, stąd może być elementem nauki. Poezja leży w zetknięciu się dwu słów. Stąd dla Peipera metafora odgrywa tak decydującą rolę.

Dlatego też nawołuje do tworzenia pięknych zdań, miejsc nowych metafor.

Twierdzenia Peipera są rewolucją w dotychczasowej tradycyjnej poetyce, nie zostały jednak odpowiednio wykorzystane i rozprowadzone. W sformułowaniu Peipera nie zawierają poza tym całej prawdy, względnie nie wyrażają jej jasno. Postulat

“pięknych zdań” jest wyrazem pojmowania “elementu” jako” najmniejszego utworu poetyckiego. Wymaga on, aby element sam był dziełem sztuki. Stąd u Peipera może poemat składać się z jednego zdania. W “Pionie” czytaliśmy podobne poematy Ungaretti'ego. Również w utach chińskich można by wyśledzić niekiedy pokrewieństwo z tymi koncepcjami.

Trzeba by rozstrzygnąć zasadnicze pytanie, co nazywamy elementem w ogóle?

Najpierw chodzi o to, czy w charakterze elementu musi się zawierać istota struktury całości, do której element należy? Następnie jak on należy: czy element poetycki jest produktem podziału logicznego (jako gatunek), czy metafizycznego (jako cecha), czy

fizycznego (jako kawałek)? Jeśli zgodzimy się, że jest to podział fizyczny, to stosunek elementu do całości będzie taki, jak stosunek cegły do budowli. Cegła nie jest małym domem, dom zawiera się właściwie między murami cegieł, sama cegła (jej kształt, materiał, waga) zdeterminowana jest jednak decydująco właściwością i sensem domu. Nie przeszkadza to równocześnie, aby cegła nie mogła być elementem innej struktury (np. za pomocą niej można rozbijać szyby w sklepach lub głowy wrogom).

W każdym razie nie można żądać, aby tzw. element miał swój sens absolutny, wynikający z jakichś immanentnych przeznaczeń w duchu fenomenalizmu husserlowego.

Oczywiście nic nie przeszkadza (przejdźmy do poezji) tworzyć poematy z jednego zdania. Mogą one mieć nawet dużą i oryginalną dynamikę estetyczną. Ale wartość ta nie jest stała. W każdej chwili takie początkowo autarkiczne zdanie potraktować możemy jako element wyższej syntezy poetyckiej. I wtedy z wartością artystyczną zdania może być rozmaicie: może się nasilić, zmienić, zneutralizować. Z tego wynikają dwa wnioski: a) pojęcie elementu jest względne, b) nie istnieje jeden tylko (współrzędny) stosunek zdań w utworze. Zdania są różnej rangi hierarchicznej, stąd wiersz nie może być “równo gęsty”. Wiersz to nie wyrównany bukiet kwiatów, ale raczej rozgałęzione drzewo. Jest tak jak w matematyce. Trójmian, powstały z dwumianu podniesionego do kwadratu, funkcją swą nie jest równy trzem mechanicznie zestawionym jednomianom.

W znaczeniu socjalnym człowiek jest nierozkładalnym elementem, ale z punktu widzenia anatomii da się go podzielić na organy. Z punktu widzenia biologa człowiek jest zbiorem komórek, dla fizyka czy chemika jest zbiorem związków chemicznych czy atomów. Nie ma więc jasnego znaczenia pytanie, z jakich elementów składa się człowiek. Także przy utworze poetyckim można stosować różne punkty widzenia:

fonetyczny (muzyczny), gramatyczny, logiczny itp. Jest wreszcie punkt widzenia poetycki. Otóż to - jest! Jak się ma więc rzecz z tego punktu widzenia? Jeżeli dla gramatyki elementami są: głoski - zgłoski - wyrazy - zdania, jeżeli dla psychologii są:

wrażenia – postrzeżenia wyobrażenia itp., jeżeli dla logika są: pojęcia sądy -sylogizmy, to dla poezji? Sądzę, że muszą to być jakie inne pierwiastki. Nie definiując ich bliżej, zgódźmy się razie, że analiza elementów musi być robiona z punktu widzenia ich funkcji w danym, indywidualnym zespole strukturalnym. Może okaże się, że elementem może być zarówno głoska, jak słowo, jak pojęcie czy całe zdanie, że te rzec są równorzędne poetycko.

Żeby wyjaśnić sprawę zdań, trzeba zdać sobie sprawę, że co innego są tzw. zdania gramatyczne, logiczne, a poetyckie. Zdanie gramatyczne może być zwykłą nazwą pojęcia. Nie każde bowiem pojęcie ma swój termin, niektóre pojęcia (a zwłaszcza w poezji okazji do tego jest dużo) oznaczyć się dają tylko przez omówienie. Niekiedy trzeba do tego kilku zdań. Czy Peiper przewiduje takie zdania w poezji? Bo czyż chodzi w nich o to, żeby były piękne?

Niezależnie od odpowiedzi ważniejszą rzeczą jest stwierdzenie, że rozważając takie

zdanie izolatim (poza kontekstem) i absolutnie powiedzieć nie można, czy jest ono gramatyczne; czy “piękne”. Weźmy przykład: czy zdanie - “Miasto, które maluje najjaśniej swe płoty” - jest zdaniem poetyckim? A priori zadecydować się nie da.

Może ono być oryginalnym widzeniem poetyckim, ale mogło być wyjęte z przemówienia Pana Premiera, gdy zastanawiał się komu dać medal.

Właśnie byłoby w duchu Peipera powiedzieć, że poezja powstaje przy zetknięciu się dwu zdań. Zdania mogą być najbanalniejsze, a odpowiednie ich zestawienie wskrzesi błyskawicę poezji. Możemy uniknąć wtedy metafor w stylistycznym tego słowa znaczeniu, mimo że żywioł metaforyczny wypełniać będzie cały utwór. Jeszcze się raz okazuje, że dopiero kontekst decyduje, czy co jest elementem poezji, czy nie. I czy w ogóle jest poezja.

Z naszych rozważań wynika, że terminologia dzisiejszej poetyki jest nieczystym konglomeratem zapożyczeń z dziedzin pokrewnych. Zadecydowało o tym pomieszanie elementów poezji z elementami języka, gramatyki, psychologii, muzyki i logiki. Utwór poetycki przynależy co prawda do tych układów językowych, ale zasady konstrukcyjne wyprowadzone być muszą z integralnego języka poetyckiego.

Otóż rodziłby się postulat wyzwolenia tego języka z sugestii i kategorii języków ubocznych i stworzenia dla niego własnego systemu terminologicznego. Potrzebę taką odczuwa się od dawna, o czym świadczą różne próby (nieporadne i nie skoordynowane dotychczas) wprowadzania integralnych wyrażeń nowej poetyki, typu takich powiedzeń, jak: “widzenie poetyckie”, “zdanie metaforyczne”, “układ rozkwitania” itp. Niestety, terminy te są używane bardzo kapryśnie i niejednoznacznie. Największe zamieszanie sprawia tu nierozróżnianie samego tworu artystycznego od procesu twórczego i przeżycia estetycznego. Rozważania Brzękowskiego nad poezją integralną są charakterystycznym przykładem takiego pomieszania. Same natomiast terminy Brzękowskiego, Peipera mogłyby być zużytkowane po dokładniejszym ich sprecyzowaniu. Pożyteczne bardzo są również rozróżniania Chwistka między sprawami estetycznymi i artystycznymi. Czas największy zerwać z bezcelowym (abstrakcyjnym) opisywaniem różnych metrów i tropów, z całą topografią rymów, ze statystykami efektów stylistycznych samych w sobie, z zachwytami nad różnymi: sz - cz - cz - sss (pada deszcz!), z gonitwami za wpływami i zapożyczeniami, z liczeniem głosek itd. - bo cóż to ma wspólnego z żywą poezją? Nowa poetyka nie przekreśli oczywiście dotychczasowej poezji, ale przestanie traktować jako teksty gramatyczne, nuty marszowe, testy psychologiczne czy libretta kabaretowe. Okaże się, że i rym, i aliteracja, i refren, i onomatopeja także dziś nie są bez celu, ale ocena i uzasadnienie ich musi być inne.

Musimy patrzeć poprzez sens poetyckiej całości, by ć prawdziwy walor i charakter elementu.

 

R. VI nr 7

Lublin dn. 9 XI 1933 r.   

Szanowny Panie!

    List i 3-i numer “Kameny” otrzymałam. Graficznie lepiej się przedstawia niż poprzedni. Łatwo sobie wyobrazić, z jakimi technicznymi przeszkodami walczyć Pan musi w Chełmie. Treść zeszytu, jak zawsze, interesująca i starannie złożona. Dobrze by było, gdyby można więcej artykułów literackich, a zwłaszcza syntetycznych, dawać. Może by Czechowicz zechciał coś napisać w tym kierunku. Załączam trzy przekłady z Kiplinga. Niech mi Pan napisze na kiedy potrzebny jest materiał do 5-go numeru, może zdążę napisać jakiś odpowiedni artykulik.

    Załączona odezwa przesłana nam została przez Sieroszewskiego, który gorąco w liście prosi o współpracę ZLP w Tygodniu Książki. Myślę, że i Szanowny Pan nie odmówi pomocy w sprawie tak bliskiej “interesom” literatów. Czy nie zechciałby Pan wygłosić jakiegoś odczytu? Przecież w Chełmie na pewno by się znalazło jakieś koło słuchaczy. Niech Pan obierze jakiś temat propagandowy i zawiadomi nas, to przyślemy odpowiedni materiał. Prosimy też bardzo o łaskawe zakomunikowanie odezwy koledze Kasperskiemu.

    Praca Związku obraca się dokoła Antologii, Tygodnia Książki i...

najróżnorodniejszych projektów. Onegdaj dopiero wróciłam ze wsi, gdzie odbywałam pochorobowe rekolekcje, nie wiem więc jeszcze, jak nam robota pójdzie. Czy nie miałby Pan ochoty wygłoszenia jakiegoś referatu na wieczorze dyskusyjnym? Temat dowolny, byle związany z literaturą.

    Czy Madej pisał Panu, o tym, że Tow. Przyj. Nauk prosi o nadesłanie jakiegoś krótkiego utworu oryginalnego (nigdzie dotąd nie drukowanego) do “Pamiętnika”?

Proza bardziej pożądana. Termin - jak najprędzej, bo już się układa. Ale można i wiersze, byle nie tłumaczone.

    Sprawa “Strefy” wciąż jeszcze w zawieszeniu. Na razie nie mamy jeszcze funduszu, a chcielibyśmy wystąpić jakoś “godnie” i “trwać”.

Z koleżeńskim pozdrowieniem F[ranciszka] Arnsztajnowa    

 

Warszawa, 24 X 1938