• Nie Znaleziono Wyników

współczesnych stosunków polsko-ukraińskich (refl eksje historyka)

W Polsce od chwili wprowadzenia pojęć z zakresu szeroko rozumianej metodolo-gii historii i życia politycznego dla dyscypliny znajdującej się dotychczas pod opie-ką Klio określenie „polityka historyczna” zaczęły się trudne czasy. Obiektywność w badaniach przeszłości znalazła się wśród cech umieszczanych w przegródce ozna-czanej (oby nie na zawsze!) słowem perfectum, a więc jako metoda nieodpowia-dająca nowym prądom i ideom głoszonym przez „posiadających władzę”. Obecnie „polityka historyczna”, bez względu na to, kto i co o niej mówi, oznacza zgodność z partyjną doktryną państwową oraz niepisany obowiązek dyskredytacji jednostek i grup wywodzących się z obozu przeciwnego, nie bacząc na środki użyte dla osiąg-nięcia zamierzonego celu.

Rozległość zakresu pojęcia polityki historycznej okazała się zadziwiająca. Prak-tycznie objęło ono wszystkie kierunki i specjalności wchodzące w skład historii jako nauki. Co więcej, założenia te realizowane były równolegle, niezależnie od siebie, wskazując na stałą potrzebę uzupełnienia arsenału narzędzi, którymi posługują się politycy zgodnie z przedstawionymi przez nich wymogami „technicznymi”. W ten sposób historia, nie stając się jeszcze w nowej rzeczywistości ustrojowej nauczyciel-ką, zaczęła wobec polityki pełnić funkcję służebną.

Tego typu działania spotykaliśmy w szczególności od momentu, gdy niezbędne stało się opracowanie nowego ujęcia historii ojczystej, bowiem jego dotychczaso-wy kształt znacznie odbiegał od rzeczywistości. Najczęściej zjawisko takie dotychczaso- wystę-powało w byłych republikach ZSRR, przez minione lata świadomie pozbawianych wiedzy o własnej przeszłości. Ukraina zajmowała i zajmuje nadal wśród nich miej-sce szczególne.

Jeśli uznać, że w jej przypadku pojawienie się nowoczesnego narodu ukraiń-skiego opartego wyłącznie na doświadczeniach państwa kozackiego, a nie tylko na odległej tradycji Rusi Kijowskiej (do której zresztą nie bez racjonalnej przyczyny pretendują poza Ukrainą również Rosja i Białoruś), datować należy na drugą połowę

Władysław A. Serczyk

38

XVII w., wówczas badając podłoże stawania się Ukraińców narodem państwowym, nie można pominąć analizy ówczesnej rzeczywistości historycznej oraz dążeń do zmiany ustabilizowanej sytuacji w Europie Wschodniej opartej na równowadze między Rzeczpospolitą a Turcją i stale umacniającym swoją pozycję państwem rosyjskim. Dla nowego czynnika pojawiającego się na arenie międzynarodowej, jakim były bezskutecznie ponawiane próby odegrania przez Ukrainę znaczącej roli czwartego partnera w już toczącej się grze z wyraźnie sprecyzowanymi postula-tami w sprawie przebiegu przyszłych granic, miejsca zabrakło. O samodzielności ukraińskiej w tej sytuacji nie mogło być mowy, a każdy sojusz Ukrainy: z Moskwą, Turcją czy Polską, prowadził do zawiązania się przeciwstawnego aliansu dwóch pozostałych graczy.

Wśród ukraińskich elit politycznych narastało przekonanie o wrogim otoczeniu i niezbędnej „chytrości” kozackiej wobec sąsiadów, która (i tylko ona) mogła przy-nieść Ukraińcom zamierzone efekty: co najmniej autonomię, jeśli nie byt samodziel-ny. Uwarunkowania historyczne spowodowały, że pogląd ten przetrwał do dzisiaj.

Nie od rzeczy będzie przypomnieć, że już na drugim posiedzeniu tzw. Polsko--Ukraińskiej Komisji Podręcznikowej (ds. podręczników historii i geografi i), zale-dwie kilkanaście lat temu, po uwzględnieniu uwag strony polskiej, władze oświa-towe w Kijowie wycofały z książek „zalecanych” uczniom jeden z podręczników historii przeznaczony dla niższych klas ukraińskiej szkoły podstawowej, przedsta-wiający dzieje Ukrainy jako nieustanne pasmo walk z dybiącymi na jej niepodległość Rosją, Turcją i Polską, nie wspominając o licznych epitetach traktujących ich jako „okupantów” czy też zdaniach podkreślających „zniewolenie narodu ukraińskiego przez sąsiadów realizujących politykę imperialną”.

Istota problemu polega bowiem na chęci przywołania z przeszłości lub nawet wykreowania bohaterów o nieskazitelnym charakterze, dobrych, mądrych i przed-kładających dobro narodu nad własne, którzy nie tylko mogliby stanowić wzorzec postępowania dla młodego pokolenia, lecz także byli postaciami równorzędnymi pod względem wartości legendarnym przedstawicielom historii i kultury drugiej strony: Zawiszy Czarnemu, Czarnieckiemu, księciu Poniatowskiemu, Piłsudskiemu… Kon-cepcja ta nie wytrzymała jednak próby w konfrontacji z przywołanym materiałem historycznym. Nalewajko nie okazał się Kościuszką, a Bandera Piłsudskim. W wy-padku omawiania węzłowych problemów stosunków polsko-ukraińskich lub wyko-rzystywania ich dla doraźnych potrzeb politycznych, do podobnych konfl iktogen-nych komplikacji dochodziło bardzo często, chociażby ze względu na bezpośrednie sąsiedztwo Polski i Ukrainy czy wręcz – przez wiele pokoleń – podporządkowanie ziem ukraińskich Rzeczpospolitej. Administracyjne i prawne ich poddanie odległej stolicy oraz oczywisty brak wyraźnie określonych granic nieistniejącego państwa powodowały ostre spory, a nawet starcia zbrojne już w fazie podejmowanych prób negocjowania takiego modus vivendi, które nie prowadziłoby do kolejnych starć, buntów i powstań. Była to utopia, bowiem już w drugiej połowie XVII stulecia

świa-Historyczne uwarunkowania współczesnych stosunków polsko-ukraiskich…

domość przebiegu „naturalnych” granic Ukrainy stanowiła, jak wynika z uniwersa-łów i korespondencji hetmanów kozackich, własność publiczną.

Historia rychło postawiła obydwa narody w podobnej sytuacji: jeden utracił sa-modzielność, drugiemu nie udało się jej uzyskać. Nie zmieniło to jednak ich stanowi-ska wobec siebie. Świadomość historyczna, wraz z niesioną przez nią tradycją, oka-zała się czynnikiem nadal dominującym przy formowaniu się nowoczesnego narodu i poglądów na możliwy jego rozwój w przyszłości. Utopijne koncepcje przywróce-nia granic z 1772 r., czy też nakreślonych w haśle „soborowej” Ukrainy, dobitnie świadczyły o rzeczywistych intencjach obydwu stron. Sięgając do określeń Vilfreda Pareto, „rezydua” zakorzeniły się w świadomości społecznej równie mocno jak „de-rywaty”, a ich fundamenty zbudowane na emocjach nie poddawały się racjonalnej argumentacji. Zresztą początkowo nawet racje historyczne nie odgrywały większej roli w prowadzonych rozmowach. Nic dziwnego, że posłowie kozaccy w odpowiedzi na przedstawioną Warszawie propozycję wzięcia udziału w elekcji po śmierci Zyg-munta III, motywowaną tym, że wraz z innymi „stanowią jedno ciało Rzeczpospoli-tej”, usłyszeli, iż są nim „jako włosy i paznokcie, które są wprawdzie niezbędne, ale trzeba je często przycinać, aby nie stały się niepotrzebnym ciężarem”. W tym wy-padku, jak w wielu innych, główną przyczyną zasadniczego rozejścia się stanowisk był odmienny status prawny obydwu stron. Inne prawa narzucały inne obowiązki, nie pozwalając na samodzielne występowanie w czyimkolwiek imieniu. Wzgarda, z jaką potraktowano posłów przybyłych z Siczy, stała się swego rodzaju modelem postę-powania, który przetrwał przez stulecia, by dalekim echem odbić się w powtarzanej niekiedy polskiej opinii o „stworzeniu” Ukraińców przez władze austriackie w celu skłócenia dwóch narodowości i ułatwienia sobie w ten sposób zarządzania Galicją. Podobne opinie wyrażano po 1 listopada 1918 r., gdy rozpoczęły się walki o Lwów. Pośrednio stąd też wynikał pogląd o wykreowaniu przez władze austriackie Ukraiń-ców ze społeczności „rusińskiej”.

Nie ulega wątpliwości, że często przejawiane lekceważenie przedstawicieli naro-du o chłopskim rodowodzie, domagającego się uznania swoich praw, miało wielopo-koleniową biografi ę.

Prawo obowiązujące w Rzeczpospolitej do końca XVIII w. zmuszało do trakto-wania protestów ukraińskich jako przewinienia wymagającego szybkiej kontrakcji władz. Dziewiętnaste stulecie przyniosło zasadnicze zmiany w tej mierze. Powolne nabywanie uprawnień do wyrażania stanowiska we własnej sprawie przez grupy na-rodowe pozwalało im przedstawiać swoje postulaty przynajmniej z pozycji formalnej równoprawności. Stopniowo grupy te uzyskały możliwość wykorzystania w tym celu niezbędnych narzędzi oraz instytucji służących komunikowaniu się: prasy, szkolni-ctwa, urzędów, a nawet parlamentu, co prowadziło w konsekwencji do wzmocnienia poczucia narodowej jedności.

Poszerzanie się nie tylko pola, ale i tematyki prowadzonych dyskusji, likwida-cja ograniczeń cenzorskich oraz pojawienie się wśród polemistów nowego

pokole-Władysław A. Serczyk

40

nia polityków budziły nadzieje na wypracowanie co najmniej rozsądnego kompro-misu między stronami „wybijającymi się na niepodległość”. Były to jednak tylko pobożne życzenia.

W sporach pojawiły się nowe elementy, zaczęto przywoływać w nich nowe fak-ty, a uzyskane ustępstwa natychmiast starano się wykorzystać do stawiania żądań coraz dalej idących, całkowicie eliminujących jakiekolwiek porozumienie. Nawet tzw. ugoda badeniowska, zwiastująca, jak sądzono, „nową erę” w stosunkach polsko--ukraińskich, była jedynie efemerydą polityczną, ani lepszą, ani gorszą od zawar-tej dwieście lat wcześniej ugody hadziackiej. Pięknie brzmiące deklaracje zdradzały swoją rzeczywistą, znikomą wartość w chwili, gdy próbowano wprowadzać w życie głoszone przez nie programy.

Porozumienie w sprawie ustalenia i wytyczenia niespornych granic, w ramach których istnieć miały suwerenne: Polska i Ukraina, naruszało interesy obydwu part-nerów, stając się całkowicie niemożliwe do osiągnięcia.

Podobnie donikąd prowadziły spory o język, dotyczące zarówno zakresu stoso-wania języka narodowego jako urzędowego, jak i rozbudostoso-wania systemu narodowej oświaty na jej wszystkich szczeblach, rozpoczynając od szkolnictwa podstawowego, skończywszy zaś na szkołach akademickich, przy czym postulat utworzenia uniwer-sytetu ukraińskiego we Lwowie miał charakter prestiżowy.

To ciekawe, że łatwiej można się było porozumieć w sprawie liczby posłów „ru-sińskich” i polskich w wiedeńskiej Radzie Państwa i sejmie galicyjskim, co rzeczy-wiście mogło profi tować dobrodziejstwami wynikającymi z bezpośredniego udziału we władzach monarchii austro-węgierskiej, niż wyrazić zgodę na tworzenie „przy-czółków” na terenie dotychczas tradycyjnie uznawanym za polski. Zaskakującym w tej mierze wyjątkiem jest współpraca naukowa humanistów obydwu narodowości, doskonale widoczna w Zapyskach Naukowoho Towarystwa im. Tarasa Szewczenka. Jeszcze bardziej zaskakuje fakt, że nie znalazła ona żadnego przełożenia na świat polityki, zwłaszcza gdy z pamięci przywoływano wielkie postacie i wydarzenia sta-nowiące cząstkę wspólnych dziejów ojczystych.

Wieloletnie panowanie cesarza Franciszka Józefa wprowadziło do świata polityki pogląd o trwałości systemu, a więc i o konieczności dostosowania się do istniejącej rzeczywistości. Konformizm nie oznaczał kolaboracji, a entuzjastyczne powitania Najjaśniejszego Pana i członków jego rodziny w czasie ich podróży po monarchii nie zawsze były rezultatem sprawności policji oraz zapobiegliwości miejscowych władz. Sielankowy wizerunek stabilnego państwa został zakłócony dopiero w chwili, gdy nad kontynent zaczęły nadciągać chmury zwiastujące konfl ikt zbrojny między mo-carstwami europejskimi. Sprawa losu małych narodowości oraz ich przyszłego bytu państwowego pojawiła się co prawda w rozmowach, lecz problem ten i proponowane rozwiązania miały wyłącznie charakter użytkowy, a Ukrainę i Polskę pozostawiono same sobie, ich sprawy traktując przedmiotowo.

Historyczne uwarunkowania współczesnych stosunków polsko-ukraiskich…

Powersalski porządek w Europie nie przyniósł w kwestii stosunków polsko-ukra-ińskich żadnych nowych rozwiązań, a formalne powołanie do życia Ukrainy radziec-kiej nie oznaczało, jak głosili bolszewicy, powstania w Europie nowego państwa socjalistycznego sfederowanego z innymi republikami sowieckimi, lecz przyłącze-nie ziem środkowej i wschodprzyłącze-niej Ukrainy do ZSRR, utworzonego w 1922 r. Tak więc zamiast kroku naprzód, zaspokajającego aspiracje państwowe licznych już wówczas ukraińskich elit politycznych, przywrócony został stan poprzedni: z jednej strony suwerenna Rzeczpospolita, która wywalczyła sobie międzynarodowe uznanie m.in. w wojnie polsko-ukraińskiej (przypominającej – mutatis mutandis – wojny pol-sko-kozackie w drugiej połowie XVII w.), z drugiej zaś – słabe na ogół ukraińskie formacje wojskowe, za którymi stały nietrwałe rządy nieistniejącego państwa wraz z zawieranymi przez nie efemerycznymi sojuszami. Zabiegi Pawła Skoropadskiego oraz Symona Petlury były tego wymownym przykładem.

Tego rodzaju kontakty musiały prowadzić do kapitulacji strony słabszej, która nie znajdując wsparcia ani we własnych siłach zbrojnych, ani też w rzeczywistych sojusznikach działających jako podmioty na arenie międzynarodowej, usilnie poszu-kiwała argumentów wzmacniających jej stanowisko w przyszłych ewentualnych ne-gocjacjach. Musiały to być racje silne i powszechnie uznawane.

Nic więc dziwnego, że zwrócono się ku historii, szukając w niej takich zwłaszcza elementów, które by – po pierwsze – podkreślały odmienność dróg prowadzących do suwerennego bytu państwowego; po drugie – kierowały ku przekonaniu o „od-wieczności” istniejących konfl iktów, a więc ukazywały państwo polskie jako stałego i głównego przeciwnika stojącego na przeszkodzie ukraińskim dążeniom niepodle-głościowym, i wreszcie – po trzecie – podkreślały rolę jednostek w tych wydarze-niach, tworząc z nich ikony narodowego kultu.

Stanowisko drugiej strony, przyjazne i otwarte dla przedkładanych propozycji, względnie nieufne i przesadnie ostrożne, nie znalazło żadnego odzwierciedlenia w posunięciach Kijowa. Politycy ukraińscy gotowi byli jedynie do aprobowania ta-kiej wersji wydarzeń historycznych, która odpowiadałyby ich sposobowi ujmowania przeszłości, sprowadzającego się do powielania wizji dobrego Ukraińca oraz niedo-brych: Lacha, Moskwicina i bisurmańskiego Turka. „Kozacki” model procesu histo-rycznego przetrwał próbę czasu aż do dzisiaj, nie zmieniając się ani na jotę.

Strona polska również nie jest bez winy. Nieustanne powracanie do krwawych konfl iktów sprzed lat, wraz z żądaniem moralnego zadośćuczynienia w postaci przeprosin, wskazują na szczególnie ważną rolę, jaką przypisuje ona elementowi historycznemu w rozmowach politycznych. Co prawda, szczęśliwie nikt już nie pod-nosi formalnych pretensji terytorialnych, ale nawiązywanie do ziomkowskich wzor-ców nie jest obce ani Ukraińcom, jakże często używającym terminu „Zakerzonia” i przypominającym ich niegdysiejszą obecność etniczną na Podlasiu, ani Polakom kultywującym pamięć o Lwowie, Orlętach, czy wreszcie nagminnie nazywającym

Władysław A. Serczyk

42

(wbrew protestom ukraińskim) lewobrzeże Sanu Małopolską Wschodnią lub Galicją Wschodnią.

Gdy mowa o sferze polsko-ukraińskich stosunków wzajemnych nie od rzeczy będzie przypomnieć efekty prac jedenastu „trudnych” spotkań historyków obydwu stron oraz identycznej liczby wspólnych konferencji poświęconych doskonaleniu tre-ści podręczników szkolnych w zakresie historii i geografi i. Co prawda, zwłaszcza w tym ostatnim wypadku dokonał się znaczący postęp w rozumieniu przeszłości, ale – jak się wydaje – jest on bardziej wynikiem rozwoju ukraińskiej nauki historycznej niż rezultatem podpisanych protokołów uzgodnień.

Wieloznaczność pojęć używanych w różnego rodzaju kontaktach i na różnym poziomie ich realizacji doprowadziła jak dotąd tylko do formalnej i wielokrotnie podkreślanej zgodności w sprawie konieczności przekazania analizy wydarzeń histo-rycznych historykom-profesjonalistom oraz oparcia przyszłych stosunków wzajem-nych wyłącznie na materiach polityczwzajem-nych. Niestety, nietrudno zauważyć, że nadal, i to wielokrotnie, stosowany był szablon wyrażający się zwrotem ku wydarzeniom historycznym, zazwyczaj wyrwanym ze współczesnego kontekstu, zwłaszcza takim, które zmuszają do rezerwy w rozmowach z drugą stroną. Co więcej, powszechnie uznawano je za argumenty, które – odpowiednio wykorzystane w mediach – mogły wpływać na kształtowanie opinii publicznej oraz formę takich rozgrywek politycz-nych, jak wybory prezydenta czy wybory parlamentarne, względnie – tworzenie no-wych układów partyjnych na niższych szczeblach władzy. Rzecz jasna, szczególną rolę odgrywały w podobnych wypadkach wydarzenia poza powszednią codzienność i budzące żywe zainteresowanie odbiorców, a więc przede wszystkim krwawe kon-fl ikty, spory o język i granice oraz biografi e (często lukrowane i upiększane) wybit-nych a zarazem kontrowersyjwybit-nych polityków. Nic więc dziwnego, że zmierzające w kierunku odwrotnym próby przypominania tych epizodów historycznych, które – chociaż efemeryczne – dawały nadzieje na porozumienie i współdziałanie, albo nie znalazły spodziewanego oddźwięku społecznego, albo też stanowiły jedynie ze-wnętrzną szatę dla niedających się wykreować faktów, bo ich po prostu nie było, względnie wyglądały zupełnie inaczej.

Dlatego właśnie, po chwilowym uniesieniu i zdaniu sobie sprawy ze współodpo-wiedzialności za charakter przemian dokonujących się w Europie Wschodniej w cza-sie „pomarańczowej rewolucji”, rozdmuchiwane ponad ich rzeczywiste znaczenie epizody, w rodzaju powołania do życia batalionu polsko-ukraińskiego, porozumienia w sprawie Cmentarza Orląt we Lwowie czy nawet przygotowania do wspólnie orga-nizowanych mistrzostw Europy w piłce nożnej, nie znalazły ani własnego odzwier-ciedlenia w bezpośrednich kontaktach na najwyższym szczeblu, ani też wsparcia w odpowiednio solidnym i mocnym fundamencie potrzeby, a nawet – niezbędności politycznej.

Dotychczasowe doświadczenie w tym zakresie nakazywałoby stopniowe odejście w rozmowach o charakterze politycznym od stosowania osadzonych w przeszłości

Historyczne uwarunkowania współczesnych stosunków polsko-ukraiskich…

argumentów ad hominem na rzecz realiów współczesności oraz dobrze wcześniej przemyślanych celów działania.

Do tego winny jednak dążyć obydwie strony, potwierdzając swoje stanowisko nie częstymi deklaracjami pełnymi pustych słów, ale materialnymi dowodami swej wia-rygodności, dalekimi od nie zawsze zgodnych z realiami historycznymi przykładów dostarczanych na zamówienie przez usłużnych ekspertów. Okaże się to pożyteczne zarówno dla polityki, jak i historii.

Stanisław Sulowski

Aspekty metodologiczne i merytoryczne