• Nie Znaleziono Wyników

Zestawienie różnych możliwych form gramatycznych i językowych argu- argu-mentu «tu quoque» B możliwych w sytuacji z przykładu 42

Ad hominem jako forma obrony

Przykład 43. Zestawienie różnych możliwych form gramatycznych i językowych argu- argu-mentu «tu quoque» B możliwych w sytuacji z przykładu 42

B1: Ty także palisz odkąd pamiętam. B2: Też palisz odkąd pamiętam.

B3: Odezwał się ten co w życiu papierosa do ust nie wziął. B4: Mówisz tak, jakbyś sam nie palił.

B5: Masz racje, jesteś dla mnie niedoścignionym wzorem do naśladowania. B6: „Jaka mać taka nać”.

164

B8: „Nie daleko pada jabłko od jabłoni”. B9: „Przyganiał kocioł garnkowi”.

Każda z wypowiedzi B1-B9 jest jakąś formą argumentu tu quoque – pierwsze dwie (B1-B2) są sformułowanymi wprost argumentami ty także, kolejne trzy (B3-B5) są różnymi formami mniej lub bardziej ironicznymi ale zawsze chociaż trochę uszczypliwymi, które w istocie rze-czy w swej strukturze logicznej sprowadzają się do argumentu tu quoque, ostatnie cztery (B6 -B9) są przytoczeniami przysłów, które w formie poetyckiej czy po prostu językowo wyszuka-nej, wykorzystującej przenośnie i analogie, również są wskazaniem u odbiorcy argumentu za-chowań, które u nas krytykuje, czyli w istocie rzeczy są argumentami ty także. Nie można jed-nak z tego wnioskować, że charakterystyka poszczególnych argumentów z zakresu B1-B9

w całości sprowadza się do tego i w tym wyczerpuje, że są to po prostu argumenty tu quoque – każdy z nich bowiem ma swoją odrębną specyfikę i prócz struktury logicznej, która rzeczy-wiście w każdym omawianym przypadku jest strukturą tu quoque, zasób językowych środ-ków wykorzystanych przy formułowaniu tych wypowiedzi nie jest jedynie sztafażem, czy ja-kąś formą jedynie stylistycznego ozdobnika, jakiegoś ornamentu zupełnie wyzbytego mery-torycznego znaczenia, ale również elementem istotnym z punktu widzenia, tego jak argument oddziałuje na swego adresata, jak i z punktu widzenia merytorycznej oceny argumentu. Argumenty oddziałują na odbiorców nie tylko w sposób ściśle logiczny za sprawą swej za-wdzięczanej bezwzględnemu obowiązywaniu logicznego wynikania siły, ale też przez per-swazyjny potencjał21, który w sobie noszą. i w tym sensie wykorzystanie takich lub innych środków językowych w powyższych dziesięciu w sumie (B z Przykładu 42. i B1-B9 z Przykładu 43.) exemplach argumentu tu quoque pokazaliśmy, że przy zachowaniu jednakowej w zasadzie zawartości treściowej, w zależności od formy w jakiej wyrażony jest argument może on przybierać charakter mniej lub bardziej ad hominem, czy wręcz ad personam. Stąd też stwierdzić możemy, że aspekty merytoryczny argumentu i jego aspekt perswazyjny nie wykluczają się, a w skrajnym przypadku może być tak, że argument zawierający bezczelne przytyki personalne jest jednocześnie merytorycznie świetny – pod płaszczem merytorycznej riposty wprawny dyskutant może bowiem zawrzeć uszczypliwą aluzję personalną

21 Zgodnie z teorią ELM (Elaboration Likelihood Model) sformułowaną w latach osiemdziesiątych przez Richarda E. Petty i Johna T. Cacioppo przekaz perswazyjny trafia do odbiorcy poprzez dwa różne tory – centralny i peryferyjny – wpływ na czyjeś przekonania, postawy i postępowanie możemy wywrzeć przez odwołanie się do rozsądku tej osoby, a tym samym wykorzystując centralny tor perswazyjny, lub przez oddziaływanie na emocje odbiorcy, czyli z pomocą toru peryferyjnego. Tor centralny związany jest z rzeczowym przetwarzaniem informacji poddanym regułom logiki, tor peryferyjny zaś przetwarza wszelkie informacje pozamerytoryczne – ton głosu, przekaz pozawerbalny, mowę ciała, humor etc. (por. Tokarz 2006, Sękowski 2014).

165

i odwrotnie – w personalną formę można ubrać argument merytoryczny. Można nieco uogól-niając stwierdzić, że merytoryczność argumentu jest kwestią jego treści, jego personalne od-niesienie zaś – formy wypowiedzi argumentacyjnej.

Argumenty B1 i B2 są bardzo podobnymi, niemalże identycznymi pod względem językowym formami argumentu ty także, podobnie zresztą wypowiedź B w przykładzie 42. jest im rów-nież bliźniacza. Jest to proste wytknięcie adwersarzowi, że dopuszcza się sam działania, które u nas krytykuje, lub którego zaprzestania od nas wymaga. Nie zawiera ono żadnych języko-wych ozdobników ani kwiecistych struktur retorycznych, które mogłyby porwać odbiorcę tudzież ewentualne audytorium przypatrujące się dyskusji. Tego rodzaju argumenty tu qu-oque są chyba najczęściej spotykanymi w codziennym życiu i w codziennej praktyce języko-wej. Mogą oczywiście już w takiej formie być dla odbiorcy irytujące, tym niemniej właśnie przede wszystkim od formy zależy na ile argument będzie oddziaływał na emocje – natural-nie równatural-nież argument hipotetycznatural-nie ściśle formalny i będący słownym wyrazem wyłącznatural-nie logicznej struktury może oddziaływać na emocje, jeśli odbiorca nie ma do siebie dystansu, lub ma nader wybujałą ambicję zawsze mieć rację, jest to jednak sytuacja szczególna z jednej strony, z drugiej zaś właściwym sposobem odbioru argumentu ściśle logicznego i merytorycznego jest skupienie się również wyłącznie na merytorycznych argumentach – można na marginesie powiedzieć, że błąd ucieczki od meritum sporu może leżeć nie tylko po stronie nadawcy argumentu, ale również po stronie jego odbiorcy, gdy ten zwraca uwagę na nieistotne z punktu widzenia tematu dyskusji elementy argumentu (o ile rzecz jasna elemen-ty te nie są jawnym wykroczeniem poza zakres dyspuelemen-ty i nie są świadomie użyte dla roz-złoszczenia odbiorcy).

Argumenty B3, B4 i B5 są już nieco bardziej wyrafinowanymi erystycznie i retorycznie posu-nięciami w dyskusji, w nich bowiem argumentacja nabiera ironicznego zabarwienia. Pomija-jąc na razie kwestię merytoryczności samego argumentu tu quoque, trzeba zdać sobie sprawę, że taki zabieg formalny (przez „zabieg formalny” rozumiem w tym przypadku zabieg taki, który dotyczy formy językowej) ma już siłę rażenia większą i sam w sobie jest wkroczeniem na pozamerytoryczny grunt – jak już wiemy z wcześniejszych badań również argumenty ści-śle merytoryczne mogą mieć formę taką, która równolegle do związanej z tematem dyskusji treści, jest nośnikiem mniej lub bardziej werbalnie określonego przekazu emocjonalnego, od-działującego mocniej na sferę naszych odczuć niż na nasz intelekt, a przez to mającego z jednej strony walor perswazyjny, z drugiej zaś mogącego stanowić próbę ucieczki od tema-tu i przekierowania biegu dyskusji na tory poboczne. Mimo to nie ulega wątpliwości, że ar-gumenty B3, B4 i B5 są argumentami z rodzaju ty także. Spróbujmy rozłożyć je na ich mniejsze składowe.

166

Argument B3 – „odezwał się ten co w życiu papierosa do ust nie wziął” – ma składowe dwie – jedną jest oczywiście wytknięcie rozmówcy A, że sam z lubością oddaje się temu, za co kryty-kuje rozmówcę B i czego mu zabrania będąc jego rodzicem, drugą – pewien prześmiewczy, pokpiwający ton, który w tego rodzaju wypowiedzi wyraźnie uderza nawet w sytuacji takiej jak ta, gdzie mamy do czynienia z wyłącznie pisaną wersją wypowiedzi argumentacyjnej bez wskazówek co do intonacji z jaką została ona wypowiedziana. Zwraca uwagę w tej wypowie-dzi, że wykorzystuje ona niedosłowne kanały porozumienia – literalnie jej odczytanie kazało-by sądzić, że rozmówca A nigdy w życiu nie sięgnął po papierosa i nigdy nie palił, ale przecież z warunków określonych w przykładzie wynika, że rozmówca A jest nałogowym palaczem, a jednak nie odczuwamy nijakiego dysonansu słysząc argument B dosłownie rzecz biorąc su-gerujący, że rozmówca A nigdy nie palił i nie pali – można z całą pewnością powiedzieć nawet więcej – nawet gdyby przykład nie zawierał tego krótkiego wprowadzenia w kontekst, świet-nie zrozumielibyśmy aluzję zawartą w wypowiedzi B – kwestia tego dlaczego tak się dzieje jest skomplikowanym problemem badawczym podjętym choćby przez Grice’a w jego teorii implikatur konwersacyjnych22, przez wzgląd na swoją zupełną odrębność nie będziemy jej tu-taj rozważać, a przyjmijmy po prostu to, co mocą oczywistości narzuca się nam samo przez się, że ów komunikat rozmówcy B, choć literalnie odczytany zawiera informację błędną

22

W 1975 Paul Grice (a właściwie Herbert Paul Grice) ogłosił w swoim przełomowym artykule „Logic and conversation” (1975) niezwykle błyskotliwą teorię – tak zwaną teorię implikatur konwersacyjnych. Publikacja ta wywołała ogromną dyskusję i dosłownie nieprzebyty gąszcz komentarzy – teorii Grice’a poświęcono około bagatela 2 000 000 stron literatury naukowej (Tokarz 2006). Przysłowie mówi, że geniusz tkwi w prostocie – dokładnie tak jest w przypadku teorii implikatur konwersacyjnych – jej ogromny sukces i uznanie wynika z urzekającej prostoty, z jaką teoria ta tłumaczy skomplikowane problemy komunikacji międzyludzkiej. Zdaniem Grice’a konwersacja nie jest niczym innym niż formą współpracy między ludźmi – swoistą kooperacją. o prawidłowym przebiegu tej współpracy decyduje racjonalność kooperujących uczestników, a jeśli ci będą racjonalni, to rzecz jasna ich posunięcia będą przewidywalne. Jeśli jakiś proces jest przewidywalny, to znaczy, że istnieją jakieś reguły, które rządzą jego przebiegiem. Jeśli więc przewidywalne są posunięcia uczestników konwersacji, a są istotnie, to znaczy, że ludzie uczestniczący w dialogu przestrzegają jakichś reguł, których „ludzie muszą się trzymać, jeżeli chcą uchodzić za rozsądnych” (Tokarz 2006).Grice sformułował, a w zasadzie należałoby powiedzieć – odkrył i opisał te reguły. Są to cztery reguły, czy jak nazywa je sam Grice – maksymy (por. Grice 1975): (1) reguła prawdziwości – mów prawdę, (2) reguła informacyjności – przekazuj dokładnie tyle informacji ile potrzeba, (3) reguła rzeczowości – mów na temat, (4) reguła organizacji – mów zrozumiale (Malinowski 2003, Stanosz 2005, Tokarz 1993, Tokarz 2006). Specyfiką tych reguł jest to, że stosowanie się do nich nie jest w zasadzie wynikiem aktu woli nadawcy tudzież odbiorcy, ale prawem przebiegu komunikacji. Naturalnie człowiecza inteligencja z chwilą, gdy pozna teorię implikatur konwersacyjnych może sprowokować różne figle językowe podejmowane świadomie, a przynajmniej pozornie falsyfikujące teorię Grice’a, tym niemniej w standardowych warunkach teoria Grice’a w zadowalającym stopniu sprawdza się, choć nie brak jej rzecz jasna rozwinięć, czy przeformułowań, jak choćby u Jadwigi Puzyninej, Geoffreya Leech’a, Dana Sperbera, czy Deirdre Wilson (por. Gazdar 1979). Nie mamy miejsca szerzej omówić tego ciekawego zagadnienia, zainteresowanych odsyłamy więc do źródłowej pracy samego Grice’a (1975), przeglądowego ujęcia autorstwa Suchonia (2005) i Tokarza (2006) czy propozycji pewnych modyfikacji teorii Grice’a w pracy Gazdara (1979).

167

względem kontekstu, to rozumiemy aluzję w nim zawartą bez najmniejszych problemów i jest trywialnym stwierdzenie dla każdej przeciętnie kompetentnej językowo osoby, że w istocie wypowiedź rozmówcy B jest wytknięciem rozmówcy A, że ten sam od lat robi to, czego zaprzestania próbuje wymusić na rozmówcy B. Ów prześmiewczy ton towarzyszący wypowiedzi B może przybierać rozmaity charakter w zależności od tego, jakie dokładnie emocje towarzyszą całej rozmowie. Jako taki jest on istotną składową komunikatu, może bo-wiem spowodować rozbawienie u rozmówcy, lub publiczności, a może wręcz przeciwnie – wzbudzić agresję i spowodować u nadawcy replikę kiepskiej próby w rodzaju – „co wolno wojewodzie…”, której znacznie elegantszą a zapomnianą dzisiaj formą jest łacińska maksyma quod licet Iovi non licet bovi – co wolno Jowiszowi, nie przystoi wołu (por. SJP 2017). Skoro więc jasne jest, że argument B3 zawiera, wbrew temu co mogłaby sugerować literalnie odczy-tana forma, wskazanie adresatowi, że sam dopuszcza się tego, za co krytykuje nadawcę, lub czego zaprzestania od nadawcy oczekuje, to możemy stwierdzić, że argument tej postaci jest argumentem tu quoque, choć ubranym w cokolwiek bardziej wyszukane językowe szaty. Argument B5 ma bardzo podobną strukturę – jest przecież oczywiste, że ojciec który sam pali, w kwestii palenia nie jest dla swojego dziecka wzorem godnym naśladowania, a więc nazwa-nie w tym kontekście rozmówcę a świetnym wzorem do naśladowania jest, na takiej samej zasadzie jak w przypadku argumentu B3 i papierosowej „wrodzonej” abstynencji, aluzją czy-nioną właśnie do tego, że rozmówca a sam nie przestrzega reguł, których przestrzegania wymaga od innych. Argument B5 zawiera jednak jeszcze jedną informację czytelną kiedy weźmie się pod uwagę właśnie ów kontekst, że jest to rozmowa ojca z synem – argument B5

dotyka sprawy wydawać by się mogło naturalnej, a wręcz można by rzec – szlachetnej – że rodzice powinni, przynajmniej na poziomie potocznego rozumienia takich spraw, być dla swoich dzieci wzorami do naśladowania i nawet nie musi w tym przypadku chodzić o sprostanie jakimś górnolotnym, abstrakcyjnym ideałom, tworzonym zwykle arbitralnie, może chodzić o zwykłą pragmatykę wychowania, czy – jak pewnie chętniej określiliby to pe-dagodzy – metodykę wychowania – otóż wychowanie z pomocą przysłowiowej rózgi jest mo-że i skuteczne jeśli rozpatrywać je od strony nakłonienia dziecka do określonego zachowania, tym niemniej proces wychowania winien być spójny by dziecko, czy – ogólniej – wychowanek nie wyrastał w poczuciu zranienia hipokryzją i niespójności – o ileż przecież więcej może osiągnąć nauczyciel, który sam jest szlachetny, od tego który jedynie tej szlachetności wyma-ga od swoich uczniów – przykład pociąwyma-ga zawsze bardziej niż puste, teoretyczne i oderwane od codziennej praktyki normy – osoba, która od innych wymaga nie więcej niż od siebie zaw-sze z natury rzeczy budzić będzie przecież większy szacunek niż taka, która wymaga od ko-gokolwiek więcej niż od samej siebie – rozmówca B poruszył w argumencie B5 tę właśnie, mocno czułą strunę, jakby stosując argument tu quoque nie tylko wykazał, że a nie stosuje się

168

do tego, czego wymaga od niego, ale więcej jeszcze – jakby rozliczył swojego ojca ze swego rodzaju opieszałości w spełnianiu rodzicielskich obowiązków, których elementem może nie najważniejszym, ale jednak ważnym niezmiernie, jest dawanie dzieciom nie tylko wskazó-wek, ale i przykładu własnym zachowaniem. Biorąc ten czynnik pod uwagę stwierdzić musi-my, że jest argument tu quoque w wersji B5 mocniejszy od bliźniaczej jemu wersji B3.

Argument B4 jest naturalnie również argumentem tu quoque, z tym że spośród omawianej trójki – B3-B4 jest najdelikatniejszą formą tu quoque – zawiera bowiem oczywiście wskazanie rozmówcy, że sam popełnia rzecz, której zabrania nadawcy argumentu, jednak z samej treści, analizowanej dosłownie w jej pisanej wersji, nie wynika, żeby miał mieć zabarwienie ironicz-ne, nie wydaje się również, żeby miał jakiś podtekst. Rzecz jasna taka wypowiedź może mieć wydźwięk uszczypliwy jeśli tylko zostanie wypowiedziana z odpowiednią intonacją, ale w tej sytuacji trzeba stwierdzić, że na podstawie wypowiedzi w formie takiej jaka dostępna nam jest tutaj, czyli w formie pisanej, nie będziemy mogli wnioskować o intencjach nadawcy, te bowiem mogą być prostolinijne, a przez to argument będzie po prostu wskazaniem, że od-biorca również dopuszcza się tego, za co krytykuje nadawcę, a mogą być równie dobrze sar-kastyczne, jeśli argument ten zostanie wypowiedziany na przykład z szyderczym niesyme-trycznym uśmiechem.

Argumenty B6-B9 to przytoczenia różnych przysłów, które implikują, że odbiorca komunikatu winien jest tych samych grzechów, za które usiłuje rozliczać nadawcę. Każde z przytoczonych przysłów – „jaka mać taka nać”, „nie ulęże sowa sokoła, jeny zaś sowę”, „nie daleko pada jabł-ko od jabłoni”, „przyganiał jabł-kocioł garnjabł-kowi” – jest, w jabł-kontekście tej rozmowy, niejajabł-ko wska-zaniem, że odbiorca argumentu winien jest wad nadawcy – skoro bowiem odbiorca jest oj-cem, a nadawca synem, to istnieje możliwość, że skłonność do zachowania o którym w przykładzie mowa jest odziedziczona albo genetycznie, albo poprzez negatywny wzorzec, jakim był dla rozmówcy B rozmówca A. Oczywiście nie jesteśmy w stanie rozstrzygnąć tego, ani nawet nie próbujemy rozstrzygać, czy rzeczywiście można uznać ojca winnym skłonności syna, czy też nie – tym co nas interesuje, a co zarazem wystarcza by mówić o argumencie tu quoque w istocie rzeczy zakomunikowanym za sprawą wspomnianych przysłów, jest to że nadawca argumentu tak naprawdę wytyka odbiorcy, że sam robi tak samo, a jego [nadawcę] krytykuje. Rozmówca B jednak mówi za pośrednictwem tych przysłów nieco więcej – nie tyl-ko pokazuje, że A robi tak samo, ale stawia tezę, że A winny jest tego jak zachowuje się B – to nie stoi oczywiście w sprzeczności z ustaleniem, że argument B jest argumentem tu quoque, jedynie prowadzić może do wniosku, że tu quoque jest jedną ze składowych tej wypowiedzi – drugą jest przerzucenie odpowiedzialności na odbiorcę argumentu, a przez to nabiera wy-raźnie charakteru zabiegu zwanego retorsio argumenti – odwrócenia argumentu.

169

Nim jednak wrócimy do sprawy odwrócenia argumentu i rozważenia, czy w każdym przy-padku tu quoque będziemy mieli z takim odwróceniem do czynienia, podsumujmy nasze do-tychczasowe rozważania następującym spostrzeżeniem – każda wypowiedź argumentacyjna, która da się sparafrazować z pomocą wyrażenia „ty też [robisz tak samo]” lub równoważnego zawiera argument tu quoque.

Równoważnych wyrażeń jest wiele – „(ty) też [to/tak robisz]”, „(ty) także [to/tak robisz]”, „(ty) również [to/tak robisz]”, „(ty) sam [to/tak robisz]”, etc. – jeśli z pomocą któregokolwiek z nich da się sparafrazować wypowiedź argumentacyjną, która by takich wyrażeń nie zawie-rała, oznacza to, że jest ta wypowiedź wyrażeniem argumentu ty także. Ilustracją tego niech będą poniższe parafrazy dziewięciu omawianych argumentów B1-B9 – a dla ścisłości – para-fraza rozumiana jest tu, jako dowolna zmiana formy językowej wypowiedzi bez zmiany jej treści.

Outline

Powiązane dokumenty