•Nfe 13 (1 0 9 6 ) . W arszaw a, dnia 29 m arca 1903 r. T o m X X I I .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUM ERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ".
W W a rs z a w ie : rocznie rub. 8 , kw artaln ie rub. 2. Z p r z e s y łk ą p o c z to w ą : rocznie rub. 1 0 , półrocznie rub. 5 .
Prenum erować można w R ed akcyi W szechśw iata i w e w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.
R ed aktor W szech św iata przyjm uje ze spraw am i redakcyjnem i codziennie od godz. 6 do 8 w iecz. w lokalu redakcyi.
A d res R e d a k c y i: MARSZAŁKOWSKA Nr. 118.
P R Z E P O W IE D N IE I TEO R Y E FA LBA W Ś W IE T L E N A UK I.
P o d łu g prof. ULEGO i P E R N T ER A .
Teorya P a lb a o w pływ ie księżyca na zm iany pogody posiada bardzo licznych stronników w śród szerszych w arstw n a
szego społeczeństwa. Przysłuchajm y się tylko rozmowom o pogodzie, a n iew ą t
pliw ie spotkam y się z nazwiskiem i po glądam i Falba. N iektóre pism a wciąż jeszcze zam ieszczają na swych łam ach w yciągi z jeg o kalendarza m eteorolo
gicznego. Czem to objaśnić, źe pomimo niejednokrotnych w ystąpień takich me
teorologów , ja k Fórster, van Bebber, v. Bezold, P e rn te r i innych, którzy w sw ych pracach dowodzili bezzasadno
ści tw ierdzeń i postulatów falbowskich, publiczność nie straciła zaufania do tych przepow iedni? B ezw ątpienia jed ną z przy
czyn je s t brak popularnych w ykładów o m eteorologii i niedostateczne rozpow szechnienie jej zasad wśród szerszej p u bliczności. W ykrycie najw ażniejszej przy
czyny, dlaczego publiczność popiera F a l
ba, nie przed staw ia rów nież zbyt w iel
kich trudności, szczególniej dla tych, którzy zajm ow ali się choć trochę popu
laryzow aniem wiedzy. W iadom o bowiem, że w szerszych w arstw ach publiczności p anują te teorye, które po pierwsze są proste i przystępne, a pow tóre—oparte na przestarzałych i głęboko zakorzenio nych przesądach. Np. pogląd o wielkim w pływ ie księżyca na zm iany pogody zna- ny był już w starożytności i podziśdzień w ielu bardzo ludzi opiera swe pro g n o styki jedynie na tym poglądzie. Nic więc dziwnego, że teorya F alb a zyskała i posiada ty lu stronników . F alb ubrał tylko w sukienkę naukow ą to, w co większość w ierzyła już od wieków. H i
storya rozw oju nauki mówi nam, że w poglądzie tym kryją się resztki sta ro żytnej astrologii pom ieszane z p o gląd a
mi nowoczesnemi. W iem y również, że były czasy, kiedy ludzie w ierzyli niety l
ko w zależność pogody od księżyca, lecz i w to, że gw iazdy w yw ierają w pływ na losy jednostek i narodów. W iadom o powszechnie, że słońce rządzi całą przy
rodą ziemską; na zasadzie więc tego zro
dziło się przekonanie, ża i inne gw iazdy w yw ierają w pływ podobny. K siężyc zaś w swych szybkich odm ianach tak jak b y sam się narzucał ze swym wpływem na zm ienną rów nież pogodę.
Obserwacye błędne i źle pojm ow ane
utw ierdziły jeszcze ludzi niew ykształco-
1 9 4 W SZECHŚW IAT N r 13
n y ch w ty m p o g ląd zie. N a s tę p u ją c y p rz y
kład dow odzi, ja k ła tw o tu ta j m o g ą się z a k ra ść błędy. M ów ią, że w zim ie, j e żeli księżyc św ieci ja s n o n a niebie, b ę
dzie zimno; będzie zaś cieplej, je ż e li k siężyc j e s t z a sło n ię ty chm uram i. R z e czy w iście będzie zim no, lecz n ie z p o w o du, że księżyc je s t w id zialn y i św iec i na niebie, lecz d la te g o , że w ra z ie c z y sto ści n ieb a ciepło p o w ierzch n i ziem i p ro m ieniuje bez w szelkiej p rz eszk o d y w ch ło d n ą przestrzeń; cieplej zaś będzie, g d y n ie bo je s t zachm urzone, g d y ż p ro m ien ie ciepła, o d b ijając się częściow o od chm ur, w ra c a ją n a p o w ierzch n ię ziem i. P r z y c z y na i sk u tek są z a te m p rz e sta w io n e w z a jem n ie w p o g lą d a c h lu d o w y c h P o d o b nież tw ie rd z ą , że księżyc, w s tę p u ją c w n o w ą odm ianę, sp ro w a d z a zm ian ę po gody, szczególniej z n a stą p ie n ie m pełni.
Ś cisła o b serw acy a nie p o tw ie rd z iła te go p o g ląd u . D alek o ła tw ie j z a p a m ię ta ć o b se rw a to ro w i p o zb a w io n em u zm y słu k ry ty c z n e g o zm ian ę p o g o d y p o d czas pełni, niż w p rz eciw n y m p rz y padku.
N a u k a p o d d a ła sta ra n n e j k ry ty c e te p rz e sta rz a łe p o g lą d y lu d o w e i cho ciaż dzisiaj a k ta te j s p ra w y n ie s ą jeszcze zam knięte, to n a z a sa d z ie ju ż d o k o n a nych, d łu g o le tn ic h i śc isły c h o b serw acy j m ożem y tw ierd z ić, że k sięży c n ie w y w ie ra zn aczn iejszeg o w p ły w u n a zm ian y p ogod y. O p ie ra ją c się n a ty c h b a d a niach , v a n i? e b b e r i in n i u czeni u trz y m u ją, że b u d o w a n ie ja k ic h k o lw ie k p rz e p o w ied n i na ta k słabej p o d sta w ie m u si być stan o w c zo zarzu co n e. M ów im y „ n a ta k słabej p o d staw ie “ z te g o w z g lę d u , że m in im aln y w p ły w k się ż y c a n a n ie k tó re z ja w isk a w atm o sferze z o s ta ł w rz e c z y w isto ści stw ierd z o n y . F a lb je s t je d n a k in n eg o z d a n ia i n a te j sła b e j p o d sta w ie bu d u je w sz y stk ie sw e p rz ep o w ied n ie.
T ą sam ą d ro g ą , choć n ie z ta k ie m po- pow odzeniem , k ro c z ą O v e rzier w K o lo n ii i F rie se n h o f n a W ę g rze ch . P o s tę p o w a n ie ty c h lu d zi je s t te m b a rd z ie j g o d n e p o tęp ien ia, że nie d o sta rc z a li o n i n ig d y dow o dó w n au k o w y c h n a p o p a rc ie sw ych te o ry j, z w ra c a li się z a to do szerszy ch kół, k tó re nie są w s ta n ie p o d d a ć k ry
ty c e źró d ło w ej ich nauki; \ że zaś n a u k a t a d o g a d z a ła przesądom , p an u jący m w śró d ty c h kół, nic w ięc d ziw n eg o, że z y sk a ła ty lu stro n n ik ó w . I to je s t p ie rw sza p rzyczy na, d laczego P a lb nie u p ad ł choć p o siad a liczn y ch p rz eciw n ik ó w w śró d uczon ych . N ie w y s tę p o w a ł on n ig d y p rz eciw czynionym m u c ią g le z a rzu to m , lecz, po u su n ięciu go z g ro n a u cz o n y ch w sk u te k je g o n ien au k o w o ści, z w ró c ił się do szerszy ch kół, g d zie od
g ry w a ł ro lę m ęczen n ik a n au k i. W sz y scy s ta n ę li po stro n ie b ied neg o, zn iew ażo n e
go w y g n a ń c a , i P a lb s ta ł się p o n iek ąd b o h aterem . D u żo do p o p u larn o ści p rz y czy niło się to, że szczodrze w y p o saż o n y od n a tu ry w d a r słow a, w y p o w ia d a ł sw e m yśli z n a d z w y c z a ju ą p ro sto tą , zw ięźle i p rzek o n y w ająco ; h y p o tety cz n e tw ie rd z e n ia łą c z y ł z z a d z iw ia ją c ą z rę c z n o ścią z za o b serw o w an em i zjaw isk a m i w p rzyrod zie.
T em i to a rg u m e n ta m i P a lb p o ry w a ł zw y k le sw y ch słu chaczów . N a p rz y k ła d n a jed n y m z od czy tó w w W ied n iu u siło w a ł dow ieść, że w 1899 ro k u ś w ia t m iał b y ć z a la n y n a ftą . P o m im o niedo rzecz
n ości j a k ą w y p o w ied ział, w iększo ść zu
p ełn ie b y ła p rz ek o n an a o p raw d ziw o ści je g o w y w o d ó w . P rz e c iw tak im ludziom w a lc z y ć b ard zo tru d n o , g d yż k aż d y z p rz e c iw n ik ó w P a lb a , w a lc ząc p rzeciw je g o te o ry i n a g ru n c ie ściśle n au ko w ym , s ta je się n ied o stęp n y m d la szerszy ch kół, a to z te g o pow odu, że czy sto n au k o w e ro z b io ry c z y ta ć m o g ą ty lk o lud zie do
k ła d n ie obeznan i z dan ym przedm iotem . O tóż w ty m p rz y p ad k u n ajsk u tec zn iej b y ło b y w alczyć, g d y b y p rz e c iw sta w ić F a l- b o w i ró w n ie ż zręczn eg o m ów cę i n a u c z y ciela. C hociaż i w ty m ra z ie publiczność p o p ie ra ła b y z g ó ry sw eg o fa w o ry ta . D ru g ą p rz y c z y n ą dlaczeg o p u bliczno ść pom i
m o liczn ych n iep ow o dzeń nie s tra c iła z a u fa n ia do przep o w ied n i F a lb a , jest, że teo- ry a je g o bard zo rzad k o p o d d a w a n a b y ła k ry ty c e n au k o w ej. K ry ty k o w a n o tu i ta m n ie k tó re p o s tu la ty je g o teo ry i, lu b zw raca n o się o gó ln ie przeciw niej, w tem p rzek o n an iu , że pub liczn ość je s t do
s ta te c z n ie p o in fo rm o w an a o je g o nauce.
J e d n a k ż e ilu z je g o liczn y ch stro n n ik ó w
N r 13 W SZECHŚW IAT 1 9 5
w ie d o k ład n ie czego w rzeczy w isto ści
P a lb naucza?
F a lb w y ło ż y ł całkow icie sw ą te o ry ą m iędzy innem i w zn anej książce „O p rze
w ro ta c h we w szechśw iecie". D o sw ej n a u k i o p an u jąc y m w p ły w ie księżyca n a
jz m ia n y p o g o d y doszedł on pośrednio.
P rz e d te m zb u d o w ał niem niej ciem ną te o ry ą trz ę sie ń ziem i. D la sc h a ra k te ry z o w a n ia m etody, k tó rą P a lb p o słu g iw a ł się w b udow ie sw ej teo ry i, p rzy to czy m y u stę p z w y żej w ym ienionej książki. C zy
ta m y tam , że n a 7 lu te g o 1868 r. obli
c z y ł on n ap rzó d szczególniej silne d z ia ła n ie księżyca. W ty m dniu p rz y tra fiły s ię , prócz b ard zo w ielkich p rz y p ły w ó w m orskich, liczne trzę sie n ia ziemi. „B y łem tem w p ro st zdu m io n y —m ów i P a lb — i za d aw a łe m sobie p y tan ie: czy p rz y tra fien ie się liczn y c h trzę sie ń ziem i je d n o cześnie z w ielk iem i przy p ły w am i mor- skiem i było ty lk o przypadkow e, czy też p rz y c z y n ą te g o j e s t n iezn a n e jeszcze p ra w o n a tu ry ? N ied łu g o czekałem n a odpow iedź; byłem zm uszony w y p o w ie
d zieć n a stę p u ją c e zdanie: p rzyczyną, k tó ra w y w o ła ła w d n iu 7 lu te g o liczne trz ę sie n ia ziem i, było obliczone przeze- m nie n a te n dzień silne d ziała n ie k s ię życa. Ś rodek ziem i je s t ciekły, a zatem ta k sam o ja k ocean m usi p o d leg ać p rz y p ły w o m i odpływ om , k tó re w y w o łu ją trz ę sie n ia z ie m i14. Z tak im pośpiechem P a lb buduje n o w ą teo ry ą. R ó w n ież szy b ko w y k ry ł on p rz y p ły w y i odpływ y w atm osferze, n a k tó ry c h bu duje sw e p rz ep o w ied n ie pogody, ł u t a j ta k ż e p rz y tr a f iły się p rz y p ad k o w o k a ta s tro fy a tm o sfe ry czn e jed n o cz eśn ie z w ielkiem i p rz y p ły w a m i m orskiem i. P o w y jaśn ien iu z a leżności, z re sz tą w bardzo zrozum iały sposób, p rz y p ły w ó w i od p ły w ó w m o r
skich od p rz y c ią g a n ia słońca i księżyca, F a lb m ówi: „D aje się n iera z za u w aży ć, że p ra w o p rz y p ły w ó w i odp ły w ó w m o r
sk ich m ożem y przed ew szystkiem za sto so w a ć do zja w isk w atm osferze, k tó ra
jo ta c z a ziem ię w p o staci d ru g ieg o bez- ; g ra n ic z n e g o oceanu, lub in acz ej—zm ian y p o g o d y są w zupełn ej zależności od w p ły -
jw u księży ca. T o j e s t bardzo p roste i j a sne i k tó żb y śm iał po d aw ać w w ą tp li-
jw ość podobne tw ierdzenie?*4 Ż ad n e tw ie r
dzenie F a lb a n ie w yrządziło ty le szkody, ja k to w łaśnie. Z asto so w a n ie bow iem p ra w a p rzy p ły w ó w i odpływ ów o ce an icz
n y ch do zjaw isk w daleko lżejszej a tm o sferze w y d aje się n a razie ta k p ra w d o p o dobne, że n a w e t n iek tó rz y obeznani z m e
te o ro lo g ią d a li się otum an ić. T w ierd ze
nie to je d n a k j e s t bardzo słabe i z ł a t w ością zbić się daje. P o w ie trz e jest, ja k w iadom o, m ieszan in ą g az ó w i pod-
| le g a całkiem odm iennym p raw o m niż w oda w oceanie; za sto so w an ie p ra w a
| p rzy p ły w ó w m o rsk ich do zjaw isk w atm o- I sferze m ożebne je s t ty lk o z uw zględnie-
| niem w łaśn ie ty ch odm iennych p raw id eł.
P rzy p u ść m y n aw et, że m a to m iejsce
| i je ż e li z d y sk u sy i m atem aty czn ej p ro b lem atu u ja w n i się m ożebność a tm o sfe ry c zn y ch p rz y p ły w ó w i o dpływ ów , to i w ty m p rz y p ad k u nie m ożem y ich p o ró w n y w a ć z oceanicznem i; nie za p o m i
n ajm y bow iem , że w oceanie atm o sfe
rycznym zn a jd u je m y się n a dnie, a przy -
| p ły w y i o d p ły w y m orskie są zjaw isk a m i pow ierzchni. W ja k i sposób te z ja w isk a p rz e ja w ia ją się n a dnie inorskiem pozo- I sta je d la nas, j a k n a te ra z , tajem n icą, i k tó re j nie m ożem y p om inąć m ilczeniem , ta k ja k to F a lb czyni. G dy by n a w e t m iał on słuszność co do p rz y p ły w ó w i atm osfery czny ch , to dop ók i nie n a u c z y
; n as w ja k i sposób się one od by w ają, d o p ó ty tw ierd z en ie je g o po zo stan ie bez- i w a rto śc io w ą h y p o tezą. Sam F a lb w ie I o te m dobrze, s ta r a się je d n a k za w sze
i
pozbaw ić siły za rzu ty , czynione m u z te g o pow odu. P rze d ew szy stk iem przeczy on, ja k o b y p rz y pom ocy b a ro m e tru moż-
| n a b yło stw ierd z ić p rz y p ły w y i o d p ły w y
| atm osfery czne. W szy stk ie a rg u m e n ty , któ-
! rem i w a lc zą jeg o przeciw n icy z te g o p u n k tu w idzenia, u w a ża za błahe, nic nie znaczące. P rz y z n a je je d n a k później, że w dn i o bardzo silny ch p rz y p ły w a c h p rz y tra fia ją się często mi n i ma barom e- try cz n e, o b serw o w an e p rzy pom ocy b a ro m etru , za te m b a ro m e tr n ie zaw sze je s t d la n ieg o przy rząd em obojętnym .
T e ra żąc e sprzeczności s tw ie rd z a ją d o
bitn ie, że F a lb nie zna w a żn iejszy ch z a
sad m eteo ro lo g ii. W czasie kiedy F a lb
196
W SZECH ŚW IA TNr 13 budow ał sw ą teoryą, panow ały w me
teorologii poglądy Dovego, w edług k tó rych prądy, biegunow y i rów nikow y, znajdow ały się ze sobą w ciągłej walce.
Zw ycięstw o jednego nad drugim roz
strzyg ało o zm ianach pogody w strefach um iarkow anych. N a ty ch poglądach F alb w zorow ał się budując swoję teoryę. Gdy zaś późniejsze badania dowuodły, że po
g ląd y te są w w znacznej części błędne i teo ry ą w iatró w B uys-B allota, p o dług której niejednostajne rozm ieszczenie ci
śnień pow ietrza pow oduje p rąd y w atm o sferze, kroczyła zwycięsko naprzód, F alb znalazł się w kłopocie, z którego jed n ak w yw inął się zręcznie. P o g lą d o istnieniu dwu prądów zatrzym ał, dodając jeszcze do niego teoryą cyklonów . Że zaś był zmuszony, w brew poprzednim tw ierd ze
niom, posiłkow ać się pom iaram i barom e- trycznem i, spostrzegł rychło pom yłkę i ig n o row ał w szelkie napaści sw ych prze
ciw ników , które były skierow ane n a ten p u n k t jeg o teoryi. Ale teo ry ą F a lb a nie upadła, gdyż poglądy D ovego uznano w części za słuszne. Stw ierdzono m ia
nowicie, że w atm osferze istnieje ogólne krążenie, które zmusza m asy pow ietrza do ruchu od x-ównika do bieguna i od
w rotnie. W now szych n aw et czasach, w innej tylko formie, podjęto na nowo ideę Doyego. U siłow ano m ianow icie do
wieść, że tw orzenie się m inimum i ma- ximum barom etrycznego je s t zależne od ogólnego krążen ia atm osfery i na zasa
dzie tego określać naprzód zm iany po
gody.
N a tych usiłow aniach F a lb zyskiw ał tylko, gdyż teo iy a jeg o o w pływ ie księ
życa opiera się przedew szystkiem n a ist
n ieniu ogólnego k rążenia w atm osferze (prądy biegunow y i rów nikow y), które pow oduje zm iany pogody w naszych szerokościach. W dalszym ciągu, ro z bierając w yw ody Falba, napotykam y w szczegółach w ielkie błędy. P rz y p u ść my jednak, że w yw ody te w zarysach ogólnych podług poglądów Dovego, a n a
w et o ile rzecz dotyczę ogólnego krąże
nia w atm osferze, podług nowoczesnych poglądów , są uzasadnione. W jednem ze swych dzieł F alb m ówi o istnieniu
w ielkich prądów atm osferycznych i do
wodzi, że przyczyną tych prądów j e s t silne ogrzew anie się pow ietrza pod rów nikiem. Pisze on: „Nie je s t to byn aj
m niej hypotezą, lecz pewnikiem absolut
nym, że w dni, w czasie któ ry ch b a rd z o liczne czynniki przypływ ow e ‘) w spół
działają, prąd rów nikow y będzie się sil
niej wznosić, niż w inne d n i“. Czy je s t to rzeczyw iście ta k absolutnie pew ne?1 Z żalem zaznaczyć musimy, że w ścisły rozbiór tego tw ierdzenia nie możemy się w daw ać, gdyż zaprow adziłoby nas za- dałeko, nadm ienim y tylko, że działanie- przyciągające słońca i księżyca w rze
czyw istości nie jest ta k proste, ja k j&
F a lb przedstaw ia. K to chociaż raz z a głęb iał się w bardzo skom plikow any m e
chanizm rozm ieszczenia ciepła i ru ch ó w w atm osferze, ten z pew nością nie p rzy pisze żadnego znaczenia naiw nem u tw ie r
dzeniu Falba. Jeżeliby powyższe tw ier
dzenie było możliwe, to rozum ując kon - sekw etnie musielibyśmy przyjąć, że przy
ciągające działanie księżyca musi w y
w oływ ać pewne przyśpieszenie w ogólnem krążeniu atm osfery.
P o s tu la t ten je s t jedyny w teoryi F a l
ba, k tó ry choć całkiem hy potetyczny nie może być p ro stą drogą uznany za niem ożliwy. P o staram y się zatem inną, drogą dowieść jego całkow itej dow olno
ści. P y tam y więc, czy w pływ księżyca m ożna w ykryć przy pomocy obserwacyi?' P o d łu g F alb a w pływ ten u jaw nia się;
w tem, że w dni obliczone przez niego, t. zw. krytyczne, zachodzą zjaw iska atm o
sferyczne, zgadzające się w zupełności z jeg o teoryą. Lecz co w łaściw ie rozu
mie Falb pod pojęciem dni krytycznych?
Nasz prorok z początku na m atem atycz
nej podstaw ie rozw ija teo ryą przypły
w ów i odpływów jak o skutek przy ciąga
n ia słońca i księżyca; przyczem z w ra ca uw agę, że przypływ y niezaw sze dosięga
ją jednakow ej wysokości, gdyż położenie słońca i księżyca ciągle się zmienia. Ist-
*) Czynnikami przyplywowemi i Flutfacto- ren) Falb nazywa czynniki, które przyczy
niają się szczególniej do zwiększenia przy
pływów oceanicznych i atmosferycznych.
W SZECHSW IAT
197 n ie ją pew ne czynniki, k tó re p rz y czy n iają
się do zw ię k szen ia p rzypływ ów . C zyn
n ik i te n a z y w a F a lb czynnik am i przy- pływ ow em i; tem i s ą : zbliżenie słońca i ziem i, p e łn ia i nów , zw iększenie siły odśrodkow ej w czasie po ró w n an ia, dalej p rz y ro st siły o dśrodkow ej w ruch u ziem i n ao k o ło sło ń ca i n ak o n iec w ęzłow e p o łożenie k sięży ca. Z ależnie od tego,- czy c z y n n ik i te w spólnie, lub też oddzielnie d z ia ła ją , zm ien ia się siła p rzypływ ów . F a lb oblicza dalej, że zw y czajn ie 5 czyn
n ik ó w co n ajw y żej m oże d ziała ć je d n o cześnie. D ni, w k tó ry c h kom binuje się w ięcej niż 5 cz y n n ik ó w i w k tó re w sk u te k te g o o czekujem y siln iejszy ch p rz y pły w ó w , F a lb n a z y w a k rytycznem i.
(DN)
Edmund Gdesz.
Z IE L E Ń R O Ś L IN N A ,
J E J WŁASNOŚCI FIZYCZNE, ISTOTA CHEMICZNA I ZNACZENIE W PROCESIE
PRZYSW AJANIA DWUTLENKU WĘGLA I SYNTEZY WĘGLOWODANÓW.
( Ciąg dalszy).
'
iii.
T a k w ięc c h lo ro p la sty są to ciała g ą b c z a ste p rz e sią k n ię te b arw n ik ie m zielo
nym . t. zw . ch lo ro g lo b in ą, analo g iczn ie z h em o g lo b in ą k rw i zw ierzęcej. C hloro- g lo b in a, ja k ju ż w y żej w idzieliśm y, d aje się ła tw o e k stra h o w a ć spirytusem ; je d n a k podo bny w y c ią g sp iry tu so w y nie m oże być u ż y w a n y do ścisłych badań m ikrochem icznych chłoroglobiny , dokąd n ie z o stało bow iem stw ierdzonem , że j e s t to m niej lub w ięcej chem icznie nie
z m ien io n y b a rw n ik ro zpuszczony w spi
ry tu sie, g d y ż m am y praw o podejrzew ać, że sp iry tu s w y c ią g a z kom órki i inne su b stan cy e, m o g ące p raw dopodobnie ro z k ła d a ć zieleń, zm ien iać j ą chem icznie i t. d. W o bec te g o trz e b a było za sto so w ać in n ą m etodę, k tó ra pozw o liłab y p rzypuszczać, że ch lo ro g lo b in ą, o trz y m a n a przez je j użycie, je s t w sta n ie n o r
m aln y m , t. j. w tak im , w ja k im z n a jd u
je się n a chlo ro p laście w żyw ej k o m ó r
ce. T sv e tt
u ż y łw ty m celu ro z tw o ru w od n eg o re zo rc y n y (120 cz. re zo rc y n y n a 100 wody), zw iązk u pochodnego b e n zolu (m etadw uo ksyb enzo l : CGH 4(O H )2 ), k tó ry m a w łasn o ść ro z rze d zan ia c ia ł b iałkow ych . P o d d ziałan iem n a k o m ó r
kę ro ślin n ą te g o odczynnika, do k tó re g o w ra z ie z b y t w ielk iej kw aśno ści soku k om órkow ego do daje się 1% fo sfo ran u d w u p o taso w e g o d la zo b o jętn ien ia,—za- ródź i ciałk a ch lorofilow e ja k o zw ią z k i b iałko w e, ro z rze d zają się, ro z p ły w a ją , ch loro glob in ą zaś zb iera się w k ro p le o tłu sty m połysku. T ak o trzy m a n y b a rw nik, o ile się zdaje, je s t niezm ieniony, g d y ż rezo rc y n a j e s t to ciało p raw ie o b o ję tn e , i śm iało m ożem y b ad ać je g o w ła sności. W e d łu g T s v e tta j e s t to ciało koloidalne, ro zp u szczające się w s p ir y tu sie, chloroform ie, benzolu i d w u sia rc z k u w ęgla, n iero zpu szczaln e zup ełn ie w w o dzie, zm ien iające się pod w pływ em k w a sów i K O H w b ru n a tn y chlorofilan i w y d zielające po dłu g iem d z ia ła n iu re z o rc y n y ż ó łte k ry sz ta ły .
T o o sta tn ie zjaw isko p o z w a la w nosić, że n ie je s t to je d e n b a rw n ik , ale g ru p a p aru lub kilku. R zeczy w iście, ta k j e s t w istocie, ja k to niżej zobaczym y, i są one, o ile m ożna w n io sk o w ać z w y n i
kó w o sta tn ic h bad ań, w szy stk ie c z te ry (ty le ich w ydzielono) zw ią zan e z p iątem ciałem bezbarw nem , koloidalnem , ro z rze
dzaj ącem się w re zo rcy n ie i ro z p a d a ją - cem się n a cholinę
[N . (CH3).,. ( C ,E 4 . OH) . OH],
k w a sy —glicery n o -fo sfo ro w y i tłu szcz o
w e (p a lm ity n o w y lub oleinow y), co k a
że w nioskow ać, ja k k o lw ie k n ie o trz y m a
no g o jeszcze w sta n ie czystym , że je s t
to zw iązek lecy ty n o w y . P rzy p u sz cze n ie
tak ie, m a za so b ą p ew ne p ra w d o p o d o
bieństw o, bo u ła tw ia nam w y jaśn ien ie
z n a czen ia ch ło ro glob in y w sp ra w ie a sy -
m ilacyi; zobaczym y to niżej, tym czasem
za p am iętajm y ty lk o, że ch lo ro g lo b in ą
je s t to n ie trw a ły zw iązek chem iczny h y -
pochloryny, ja k n azw an o ow o ciało le-
cytyn ow e, z g ru p ą czterech b arw n ik ó w —
czyli chlorofilem .
1 9 8 W SZECH SW IA T N r 1 3
P o z n a w sz y w łasn o ści c h lo ro g lo b in y
w sta n ie norm alnym , m ożem y w y ro k o w a ć o w y c ią g a je j sp iry tu so w y m , u ż y w a n y m zw ykle w b a d a n ia c h n a d ziele
n ią ro ślin n ą. O k azu je sią, że w y c ią g ta k i je s t p ra w ie zu p e łn ie n o rm a ln ą chlo- ro g lo b in ą, p o n iew a ż po w y p a ro w a n iu sp iry tu su o trzy m u jem y ciało zielo n e o ty c h sam y ch w łasn o ściach , ja k ie m a p ro d u k t d z ia ła n ia ro z tw o ru re z o rc y n y n a k o m ó r
k i roślinne. A w ięc zu p e łn ie śm iało m o
żem y b ad ać zieleń ro ślin n ą sto su ją c w d o św iad c zen iac h sw oich w y c ią g s p iry tu s o w y ch loroglobiny, tem b ard ziej, ż e n a d a j e się on dosk o n ale do b a d a ń o p ty czn y c h . N a nim te ż z b a d an e z o s ta ły w ła sn o śc i o p ty czn e chloroglobiny: b ard zo c h a ra k te ry sty c z n e w idm o je j i flu o re scen c y a, C hloroglobina. flu o ry z u je b a r w ą ciem no- k rw is tą i w w idm ie m a siedem w y ra ź n ie o znaczonych sm u g a b s o r p c y jn y c h :
1 zn a jd u je się w czerw on ej części w id m a m iędzy lin ia m i F ra u n h o fe ra B i C, z p ra w ej je j s tro n y d aje się z a u w a ż y ć słab szy cień; 2 m iędzy C i D (p ro m ien ie pom arań czo w e), 3 po D (żółte), 4 p rz ed E (zielone), 5—6 po F (niebieskie), 7 po G (fioletow e), p rzy czem 5— 7 z a jm u ją p ra w ie c a łą n ie b ie sk o -fio le to w ą część w id m a. Ż y w e liście ro ślin d a ją te ż w id m o podobne, nieco ty lk o p rz e su n ię te w praw o; te n f a k t te m b a rd z ie j u tw ie r
d z a nas w m n iem an iu co do w a rto ś c i w y c ią g u s p iry tu so w e g o ch lo ro g lo b in y . W ła sn o śc i o p ty c z n e c ia ł z m ie n ia ją się n a jła tw ie j i z m ia n a ta k a o d ra zu m ia ła b y m iejsce, je ż e lib y sp iry tu s z m ie n ia ł ch e
m iczn ie b a rw n ik , tu je d n a k te g o n ie w i
dzim y , p rz esu n ięcie zaś w id m a co k o l
w ie k w p raw o , z a u w a ż o n e w w idm ie liści żyw y ch , m ożna o b jaśn ić w p ły w e m z a ro d z i i w o g ó le su b stan cy j, z a w a rty c h w k om órkach, a p rzez k tó re p ro m ien ie p rz ech o d z ić m uszą.
IV
P o w ie d z ie liśm y ju ż w y ż ej, że ch lo ro g lo b in a j e s t to n ie trw a ły z w ią z e k chem icz- n y h y p o ch lo ry n y , c ia ła le c y ty n o w e g o , z fiz y o lo g ic z n ą g ru p ą b arw n ik ó w , czyli
t. z. chlorofilem . O pis szc zeg ó ło w y o trz y m a n ia części sk ład o w y c h ch lo ro filu i w ła sności chem iczny ch i fizy czn y ch k a ż d e j z nich, k tó r y m am z a m ia r obecnie p o dać, p o p ie ra to tw ie rd z e n ie fa k ta m i niezbitem i, ow ocem w ielo letn iej m ozolnej p r a c y ca łe g o szereg u z n a k o m ity ch b a - daczów .
C hlorofil s k ła d a ją c z te ry b a rw n ik i d w u j rod zajó w :
1) d w a flu o ry z u ją c e n iebiesko-zielone—
| ch lo ro filin y a i b.
2) d w a ż ó łte nie flu ry z u ją c e k san to fi- ny: k a ro ty n a i ch ry sofil *).
J e d e n z o sta tn ic h , k a ro ty n a , s p o ty k a j się w św iecie roślin ny m zup ełn ie osobno
| w w ielu ja g o d a c h , g łó w n ie zaś w m a r
chw i, b a rw ią c je n a p om arańczow o-żółto,.
sta m tą d te ż o trzy m u je się za p o m o c ą ben zy n y . R e s z ta n ie sp o ty k a się n ig d y i oddzielnie. D la o trz y m a n ia ty c h c z te
re c h b a rw n ik ó w k aż d eg o z osobna z chlo ro g lo b in y sto so w an o w iele m etod, lecz w sz y stk ie p ra w ie o k a z a ły się nieodpo- w ied niem i, g d y ż z a m ia s t b arw n ik ó w d a w a ły ich pochodne, p ro d u k ty często b a r
dzo g łęb o k ich re a k c y j chem icznych.
J e d n a ty lk o m etod a, w p ro w a d z o n a p rzez G. K ra u s a (1868— 1872), ro z w in ię ta p rzez H . S o rb y eg o (1867— 1873,) a u d o sk o n a lo n a przez M. T s v e tta (1899— 1901) od
p o w ia d a w zup ełn o ści sw em u celowi*
d a ją c nam m ożność o trz y m a n ia w s z y s t
k ic h b a rw n ik ó w w sta n ie p ra w ie z u p e ł
n ie czysty m , n orm alny m , co p ra w d a w n iew ielk iej ilości i po w ielu s ta r a n ia c h . P o le g a ona n a częściow em ro z p u szc zan iu się ch lo ro filu w k ilk u cie
czach. O to je j p rz e b ie g i sposób u ży c ia . Z ie lo n ą tk a n k ę ro ś lin n ą ro z ciera m y s ta ra n n ie w m oźd zierzu p o rcelan o w y m r a zem z bad zo m iałkim i czystym p iask iem k w a rco w y m , d la w zm o cn ien ia ta rc ia , i tlen k iem m agn ezu, d la zo b o jętn ien ia k w a śn e g o soku kom órkow ego. P o p a ru m in u ta c h w le w a m y do 50 cm3 b en z y n y i w ciąż rozcieram y . B en zy n a w k ró tc e z a b a rw i się n a żółto, zlew am y j ą i n a le w a m y n o w ą porcyę, k tó rą zn ow u zm ie-
’) Ten ostatni dawniej nazywano ksanto-
filem.
Nr 13
WSZECHŚWIAT199 n iam y po pew nym czasie. T a k ą zm ianą
p o w tarzam y , aż b en z y n a p rz estan ie p rzy b ie ra ć b arw ę żó łtą . T akim sposobem z tk a n k i ro ślinnej w y d z ie la m y jed eu b a rw n ik żó łty , k a ro ty n ę , w s ta n ie zupełnie no rm alny m i czystym , ta k j ą też o trz y m ał w 1885 ro k u A rn a u d i zb ad ał je j w łasności. W e d łu g n iego b a rw n ik ten, id e n ty c z n y z b arw n ik ie m m archw i, k ry sta liz u je się po w y p a ro w a n iu b en zy n y w ta b lic z k a c h rom bicznych, pom arańczo- w o -ż ó łty c h w św ie tle przechodzącem , zielonej zaś b a rw y w odbitem . T ab licz
ki te ro zp u szcz ają się łatw ro w eterze i ligroinie; sp iry tu s zaś n ie rozpuszcza ich w cale; p o ta ż g ry z ą c y nie d ziała n a nie zupełnie; to p n ie ją w 168" i b a rw ią się n a n iebiesko-fioletow o pod d z ia ła niem m ocnego k w a su siarczanego. C he
m icznie je s t to w ę g lo w o d ó r ze składem C26H 38 ła tw o u tle n ia ją c y się n a p o w ietrzu (tem o b jaśn ia się w zór ClcH 240 , k tó ry m u d a ł H u sem an n w 1861 r.) najw ięcej tle n u p o c h ła n ia w tem p. 70°. W idm o k a ro ty n y c h a ra k te ry z u je się pasam i ab- soropcyi w pro m ien iach niebiesko-fioleto- w y ch (5—7 w id m a sp iry tu so w e g o w y c ią g u chloroglo biny). P o w y d zielen iu k a ro ty n y m asę z a w a rtą w m oździerzu p rzem y
w a m y lig ro in ą (o punkcie w rzenia 70°) dla u su n ię c ia ślad ó w w ęglow odo rów , k tó re m o g ły z o stać się po benzynie; po
tem w lew am y m ieszaninę lig ro in y z n ie w ie lk ą ilo ścią m ocnego spiry tu su . P o d działan iem te j m ieszaniny w szy stk ie b a rw niki w y d z ie la ją się z tk au k i, k tó ra staje się zu p ełn ie b ezb arw n ą, "ciecz zaś z a b a r
w ia się n a p ięk n y ciem ny szm arag d o w o zielony kolor. W idm o te g o w y c ią g u m a cz te ry c h a ra k te ry sty c z n e d la ch lo ro g lo b in y pasy ab so rp cy jn e m iędzy liniam i F ra u n h o fe ra B i E.
O trz y m a n ą ciecz odsączam y i d o le w a m y do niej 80°'o sp iry tu su , w sk u tek cze
go n a stę p u je t. zw. re a k c y a K ra u sa.
S p iry tu s, ja k o ciecz cięższa, opada na dno i b arw i się n a żółto, u g ó ry zaś zo
sta je n a zielouo z a b a rw io n a lig ro in a.
D w ie te ciecze rozdzielam y zapom ocą p ip etk i i b ad am y k aż d ą zosobua.
W w y c ią g u żó łty m spiry tu so w y m z n a j
dujem y h y p o ch lo ry n ę (owo ciało lecyty-
j
now e ch loroglobiny), chryzofil, d ru g i b arw -
! nik ż ó łty —ciało zu pełnie p ra w ie nie z b a dane, i jed n ę z zieio n y c h ch lo ro filin — chlo ro filin ę b (chlorofil ż ó łty Sorbyego).
W idm o teg o o sta tn ie g o b a rw n ik a p o siad a jed en pas ab so rp cy i w czerw onej części, a m ian ow icie ten, k tó ry w w idm ie w y c ią g u sp iry tu so w eg o ch lo ro g lo b in y w y stęp u je ja k o słab y cień z praw ej stro n y 1 p a sa m iędzy lin iam i B i C, i d ru g i m iędzy F i G, podobny do ta k ie g o ż chryzofilu, ró ż n ią c y się je d n a k od n ieg o
! tem , że pod w p ływ em K O H p rz esu w a się w p raw o. Z zielo nego ro z tw o ru lig ro i-
| no w eg o po w ielo krotnem je g o przem yciu 80°/o spiry tu sem w celu u su n ięcia re sz te k hypo chloryn y, ch ryzo filu i chlorofi-
| lin y b strą c a m y alkoholem bezw odnym
| d ru g i b arw n ik zielony. (S trąc an ie pole- I g a n a tem, że b a rw n ik ten, lep iej ro z
puszczając się w sp iry tu sie, przechodzi z lig ro in y do sp iry tu su , przez co o trz y m ujem y zielono-niebieski sp iry tu so w y w y c ią g jego). J e s t to ch lo ro filin a a (chlo
ro fil niebieski Sorbyego), ciało ła tw o k ry sta liz u ją c e się (ale ty lk o ze sp iry tu su )
; w czarny ch z niebieskim połyskiem k ry sz ta ła c h , ła tw o top n iejący ch , rozpuszcza-
| ją c y c h się w sp iry tu sie, benzynie, lig ro i- I nie i chloroform ie, niero zp u szczaln y ch zaś
; zup ełn ie w w odzie. W idm o je g o c h a ra k te ry z u je się czterem a p asa m i abso rpcy i m iędzy B i C, przyczem 4 (przed E) je s t dość słaby, a p rzy 1 (m iędzy B i C) nie m ożna zau w aż y ć ow ego słab eg o cien ia z p ra w ej stron y. R o z tw o ry chlorofili- ny a p rzep u szczają w iele prom ieni n ie bieskich, a T 8 v ett n ieraz po dłuższych sta ra n ia c h o trz y m y w a ł zupełnie n ie b ie skie w y c ią g i spiry tu so w e, co d aje do m yślenia, że ab so lu tn ie czysta, n ie z a w ie ra ją c a żadn ych dom ieszek ch lo ro fili
na a je s t b arw n ik iem niebieskim , a nie zielonym .
P o zn aliśm y w ięc w szy stk ie b arw n ik i
stan o w iąc e razem grupę, chlorofilem
zw an ą. Jeż eli te ra z skom binujem y w szy st
kie w łasności z w łasno ściam i w cześniej
p o znan ej h y p o ch lo ry n y — o trzy m am y w su
m ie w szy stk ie w łasn o ści chloro g lo b in y ,
o trzy m a n ej zap om ocą m eto d y rezorcy-
now ej i w y c ią g u spiry tu so w eg o ; dow o-
200
W SZECHŚW IATN r 13 dzi to, że o trzy m a liśm y rz e c z y w is te czę
ści skład ow e chłoro g lo b in y , a nie ja k ie ś p ro d u k ty sztuczne.
(DN)
A dam C iartkow ski.
T O K SY N Y I A N T Y T O K S Y N Y .
N a cześć o tw a rc ia in s ty tu tu s e ro te ra - p e u ty cz n eg o w K o p e n h ad ze pp. S v a n te A rrhenius, g ło śn y fizy k o ch em ik i b a k te - ry o lo g M adsen o g ło sili n iezm iern ie cie
k a w ą p ra cę o to k sy n a c h i a n ty to k s y n a c h tężca.
T o k sy n a tę ż c o w a o trz y m a n a p rzez o d filtro w a n ie h o d o w li la se c z n ik ó w tę ż cow ych za w iera, ja k w iadom o , d w ie ró ż ne su b stan cy e to k sy czn e, a m ian o w icie spazm inę, w y w o łu ją c ą d rg a w k i ty p o w e , i lizynę, w y w o łu ją c ą hem olizę c z e rw o nych ciałe k k rw i. W su ro w ic y z w ie rz ą t u o d p o rn io n y ch w z g lę d em tę ż c a z n a jd u je m y ta k sam o d w ie su b stan cy e: a n ty sp a z - m inę i an ty lizy n ę. P rz e d m io te m b a d a n ia b y ło d ziała n ie h em o lity c zn e liz y n y tę ż c o w ej oraz za c h o w a n ie się je j w o b ec a n ty - lizy n y , w reszcie p o ró w n a n ie d z ia ła n ia ty c h su b stan cy j z d zia ła n ie m ciał o z n a nej w ad ze cząstecz k o w ej i sk ła d z ie che
m icznym .
M etoda b a d a n ia zdo ln o ści h em o lity c z- nej b y ła n a stę p u ją c a : S u b s ta n c y ą b a d a n ą po zo staw io n o p rzez p ew ie n o k re ślo n y p rz e c ią g czasu w z e tk n ię c iu z za w iesin ą, zło żo n ą z ok reślo n ej lic z b y d o k ła d n ie p rz e m y ty c h cz erw o n y ch ciałek k rw i i z n o rm aln e g o ro z tw o ru solnego, lu b in n e g o ja k ie g o pły n u , n a stę p n ie o zn a
czono sto p ień liem olizy k o lo ry m e try c z n ie przez p o ró w n a n ie ze s k a łą p ró b o w e k z a w ie ra ją c y c h w ró ż n y ch ilo śc ia c h k rew , u le g łą lieinolizie c a łk o w ite j, w w odzie desty lo w an e j. B a d a n ia s k ła d a ły się z a tem z d w u części, z k tó ry c h p ie rw sz a p o św ięco n a b y ła p o ró w n a n iu co do d zia
ła n ia h em o lity c zn eg o liz y n y z łu g ie m so dow ym i am o n iak iem .
H e m o liza c z erw o n e g o c ia łk a k r w i pod w p ły w em z a sa d y ta k ie j, ja k ł u g so d o w y
lub lizyna, sta n o w i zjaw isk o n a d e r zło żone, w k tó re m ro z ró żn iam y d w a okresy:
W p ierw szy m czyn nik h e m o lity c z n y łą czy się z su b s ta n c y ą czerw o n eg o cia łk a krw i; w d ru g im po łączen ie to u le g a he- m olizie p od w p ły w em n ad m iaru „lizyny*1 n iezw ią zan e j. W sz y stk ie trz y su b stan cy e b a d a n e ró ż n ią się p om iędzy sobą co do sto p n ia, w ja k im się łą c z ą z czerw onem i ciałk am i, o raz co do trw a ło śc i teg o zw ią zk u .
Ł u g so do w y łącz y się b ard zo szybko i p ro d u k t p o łącz en ia je s t b ardzo trw a ły ; w ob ec pew n ej ilości ciałe k czerw o ny ch u le g a ab so rp cy i c a łk o w ita ilość łu g u i h em o liza je s t słaba. P rze ciw n ie, w r a zie m ałej ilo ści k rw i, h em o liza je s t c a ł
k o w ita . W m iarę w z ro stu ilości krw i, p o n a d tę, ja k a u le g a hem olizie c a łk o w i
tej, łu g z o sta je p o c h ło n ię ty w coraz w iększej ilości i sto p ień hem o lizy zm n iej
sza się szybko. N a to m ia st liz y n a tę ż c o w a łą c z y się z ciałk a m i k rw i daleko w olniej i d a je p ro d u k t znaczn ie m niej trw a ły , częściow o ro z k ła d a ją c y się n a sw e s k ła d niki, albo h y d ro liz o w a n y p rzez w odę ro z tw o ru . W s k u te k te g o w p rz y p a d k a c h lizy n y j e s t je j zaw sze dość n ie z w ią za n ej d la z a p e w n ie n ia hem olizy; to też w ty m ra z ie hem oliza zm niejsza się ze w z ro stem ilo ści k rw i zn aczn ie m niej w y raźn ie. A m o n iak zajm u je stan o w isk o p o śre d n ie po m ięd zy łu g iem sodow ym a lizy n ą.
W sz y stk ie te d z ia ła n ia h em olityczn e są czułe n a obecność n ie k tó ry c h ciał obcych; d o tą d zb ad an e z o sta ły w tym w z g lę d zie sole, b iałko i su row ica. Sole w y w ie ra ją p ra w d o p o d o b n ie w p ły w p o dw ójny: z je d n e j s tro n y p o tę g u ją one w ra żliw o ść ciałe k czerw o n y ch n a d z ia ła n ie c z y n n ik a h em o lity c zn eg o i przez to p o d w y ż sz ają sto p ień hem olizy. Ma to m iejsce n a w e t w zg lęd em liz y n y tę ż cow ej. N a zw ią z k i c iałe k czerw onych k rw i z za sad am i sole, z a w ie ra ją c e ten sam jo n , d z ia ła ją oprócz te g o ta k , ja k n a sole słabo zd yso cyo w ane: d y so cy a cy a się zm n iejsza i sól łą c z y się tru d n ie j.
T a k w ięc sole sodo w e w y w ie ra ją w p ły w
n a zw iązek c iałe k z łu g iem sodow ym
i n a stę p u je zm n iejszenie hem olizy, k tó re
N r 13 W SZECHŚWIAT 2 0 1
w y ró w n y w a w z ro st jej, za le żn y od w p ły
w u soli n a ciałka; w re zu ltacie o trzy m u je m y n a w e t w y ra ź n e zm niejszenie hem o- lizy. D y so cy a cy a p o łącz en ia am o n iak al
n e g o je s t m niejsza; w sk u tek te g o so
le am o n iak a ln e w y w ie ra ją w p ły w sil
niejszy.
W p ły w b ia łk a i su ro w ic y norm alnej p o le g a ró w n ie ż n a zm niejszen ia zdolno
śc i h e m o lity c zn ej ta k sam o w przy p ad k u zasad, j a k w p rz y p a d k u lizyny; ty lk o w pierw szym ra z ie w p ły w je s t słaby, a w d ru g im bard zo znaczny. Z d aje się, że b iałk o łą c z y się z czynnikiem hem oli- zu jąc y m i tw o rz y zw iązek, k tó re g o zdol
n o ść h em o lity c zn a je s t w m niejszym lu b w iększym sto p n iu osłabiona. W ła sności łu g u sodow ego i am o n iak u u le g a j ą n iezn a czn e j zm ianie; w łasno ści lizy n y tęż c o w e j są siln ie zm ienione. N a korzyść te g o tłu m a c z e n ia p rz em aw ia fak t, że do d a w a n ie n a stę p n e b iałk a, po dojściu do p ew n eg o kresu, nie w y w ie ra żadneg o w id o czn eg o w p ły w u . Z d ru g iej stro n y su ro w ic a n o rm a ln a w y w ie ra n a lizy n ę w p ły w w z ra s ta ją c y c iąg le i zachow uje się tak, ja k m ieszan in a w ielkiej ilości b ia łk a z m a łą ilo ścią a n ty to k sy n y .
O znaczenie szybkości procesu d o starc za n o w y c h w iadom ości o istocie w p ły w u h em o lity c zn eg o i dow odzi w ielkiej kom - p lik a c y i zjaw isk a. R e a k c y a w y kazuje bard zo w y ra ź n y okres indukcyi; od chw ili zm iesz an ia su b stan cy j zm iana w czerw o
n y c h ciałk a ch k rw i za czy n a się bardzo w olno; p o tem n a stę p u je przyśpieszenie.
P o d o b n y okres zn ajd o w an o w przeb ieg u n ie k tó ry c h dobrze zn an y ch re ak cy j che
m icznych, ale nie u m iano ściśle w y tłu m aczyć je g o p ra w d ziw eg o znaczenia.
W dan y m ra z ie zależy on p o d łu g a u to ró w „od te j okoliczności, że bło n a k o m ó rk o w a czerw o n y ch ciałek k rw i m usi n ap rzó d uledz zniszczeniu, ażeby hem o- liza m o g ła m ieć m iejsce11. Z re sz tą szyb
kość o k az ała się p ro p o rcy o n aln a do sto p n ia k o n c e n tra c y i cz y n n ik a hem o lity czn e
g o : g d y ilość je g o je s t d w a ra z y w ię
ksza, czas p o trze b n y do o siąg n ięcia te g o sam ego sto p n ia hem olizy je s t d w a ra z y m niejszy. R e z u lta t ten j e s t bardzo w a ż
ny, w y k a z u je bow iem , że d ziała n ie he-
| m olityczne za sad nie za le ży od jo n ó w
j
h yd ro ksylu (w ta k im ra zie szybkość by-
; ła b y p ro p o rcy o n aln a do p ie rw ia stk u kw a-
| d ra to w eg o ze sto p n ia ko ncen tracy i). Ten sam w n iosek w y n ik a i z w iększej szyb-
! k ości d z ia ła n ia am oniaku w p o ró w n an iu z łu g iem sodow ym , w obec m niejszej dyso- cy a cjTi pierw szego.
P rzed m io tem d ru g iej części p ra c y było d ziałan ie a n ty liz y n y n a lizy n ę tężco w ą.
P rz e z d o d aw an ie w z ra sta ją c y c h ilości a n ty liz y n y do pew nej ilości lizyny, d zia
ła n ie hem olityczne m ieszan in y nie zm n iej
sza się w sto su n k u pro sty m do ilości a n ty lizyn y: sku tek, ja k i w y w ie ra k aż d a n a stę p n a p orcy a an ty lizy n y , m niejszy je s t od sk u tk u poprzedniej; d ziałan ie hem oli
ty c z n e z p o cz ątk u słab nie szybko, a p o tem coraz m niej w yraźnie.
Z achodzi tu u d e rz a ją c a ró ż n ic a w po
ró w n a n iu z działan iem k w a su lub z a s a dy: kw as solny d o d aw an y do łu g u sodo
w ego zm niejsza zasado w o ść w p ro sty m sto su n k u do sw ej ilości, a o s ta tn ia p o r
cy a kw asu w y w ie ra zupełnie ta k i sam w p ły w zob o jętn iający , ja k pierw sza.
Z d ru g iej stro n y o d p o w iad a to ściśle zjaw isk u, ja k ie zachodzi, g d y n a zasad ę ta k ą ja k am oniak, d z ia ła k w as słaby, np. borow y. W istocie, je ż e li będziem y tra k to w a li am o niak ja k o lizy n ę a k w as bo ro w y ja k o an ty lizy n ę, i jeże li p rzep ro w adzim y d w ie serye dośw iadczeń hem o- lity c zn y ch w ściśle jed n ak o w y ch w a ru n k ach (raz h em oliza przez am o n iak -)- kw . borow y, d ru g i ra z przez lizy n ę -j- a n ty li
zynę), to o trzy m am y zupełnie zgod ne w yniki: k rz y w a zdolności hem olitycznej będzie w obu sery ach je d n a i t a sam a.
Z jaw isk a zach od zące w ra z ie d o d aw an ia k w a su b oro w eg o do am o n iak u i in ne p o dobne by ły przedm iotem ścisłych badań fizykochem icznych; o kazało się, źe bo ran am onow y, ja k i p o w inienb y się w y tw o rzyć, h y drolizu je się częściow o, pod w p ły w em w ody n a sw e części składow e; z n a j
d ujem y w ięc w ro ztw orze, obok b o ra n u am onow ego, w olny am o n iak i w o ln y kw as borow y. T o sam o m a m iejsce w m iesza
n in ie lizy ny z an ty lizy n ą; w y n ik a z teg o,
że obie te sp ra w y n ależ ą do jed u ej i tej
sam ej k a te g o ry i, chociaż su b stan cy e sa-
2 0 2 W SZECHŚW IAT
N r 13 m e n a le ż ą w obu p rz y p a d k a c h do p rz e d
s ta w ic ie li zupełnie ró ż n y ch ty p ó w ch e
m icznych, ja k to w y n ik a z re s z tą i z w ie lu in n y ch jeszc ze w z g ląd ó w .
W dośw iad czen iu pow yższem ilość ro z tw o ru an ty lizy n y , u ż y ta do zró w n o w aż ę n ia chem icznego liz y n y w y n o siła 0,270 cm 3.
P o dod an iu te j ilości a n ty liz y n y zdolność h em o lity c zn a sp ad ła do 3 6 % zdolności pierw otnej; po d o d an iu ilości a n ty liz y n y 7 ra z y w iąkszej, zdolność h e m o lity c z n a w y n o siła jeszcze 1,8%. Te z ja w isk a i lic z b y nie dow odzą w cale is tn ie n ia sz e re g u lizyn o ro z m a ity c h w łasn o śc ia ch hem oli- tyczny ch; nie trz e b a w c a le u c ie k a ć sią do proto-, d eu tero - i trito to k s y n , ja k ie E h rlic h w p ro w ad za dla to k s y n y d y fte-
Jry ty cz n ej. W sz y stk ie z ja w isk a tłu m a c z ą sią n a jzu p e łn ie j istn ie n ie m jednej ty lk o lizyny, k tó re j p o łącz en ie z a n ty liz y n ą u le g a pod w p ły w e m w o d y cząściow em u ro z k ła d o w i n a cząści składow e. O sta tn ie d o św iad czen ia D re y e ra i M ad sen a w y k az u ją , że w nioski te d o ty c z ą ró w n ie ż b u d o w y to k sy n y d y fte ry ty c z n e j.
Y. Z.
K L Ę S K A R Y B A C K A W B R E T A N I I .
P is m a pery o d y czn e p o d a ją sz e re g w ia dom ości o n ąd zy w B re ta n ii, sp o w o d o w anej n ad z w y c z a j szczupłym połow em sa rd y n e k podczas la t a 1902 r. P o w o d y te j kląski tłu m a c z o n o rozm aicie, m ie sz a ją c n a w e t do te g o p o lity k ą . T ym czasem b ra k sa rd y n ek u w y b rz e ż y B re ta n ii nie s ta n o w i ani n ad z w y c z a jn e g o , an i odo
sobnioneg o zjaw isk a . Is tn ia ły la ta , p o d czas k tó ry c h sa rd y n k i p o ja w ia ły sią n ie zw y k le obficie, ja k ró w n ie ż la ta , p o d czas k tó ry c h p ra w ie w c ale sią nie p o ja w iały , ta k i w y p a d e k m iał m iejsce po ra z o s ta tn i p rzed d w u n a stu la ty .
S ard y n k a, j a k w iadom o, n a le ż y do r o d ziny śled zio w a ty ch , w ra z ze śledziem , s a r
delą, szp ro tem i w. in. Z p om iędzy n ich sz p ro t lubi Avody zim niejsze, trz y m a sią B a łty k u , m P ó łn o c n e g o , a w A tla n ty k u
I nie p rz e k ra c z a ró w n o le żn ik a ujścia L o ary ; n a to m ia st sa rd y n k i i sa rd e la lu b ią w o dy cieplejsze. S tą d w y nik a, że te m p e r a tu ra w y w ie ra p rz ew aż n y w p ły w n a ro z m ie sz
czen ie i w ę d ró w k i sard yn ki, ja k to w y -
; k a z a ł J . P o u ch et.
S ard y n k a , p o ła w ia n a u w y b rzeży B re ta n ii no si n az w ę letniej, p o n iew aż p o ła w ia się od cz erw c a do p aź d ziern ik a . S ta d a je j sk ła d a ją s a rd y n k i m łode, n ie- z a w ie ra ją c e jeszc ze ik ry i m lecza. S a r d y n k a le tn ia lu b i w ody o te m p e ra tu rz e u m iark o w a n ej i zam ieszku je A tla n ty k od 30—52° szer. półu. i od w y b rzeży S ta n ó w Z jednoczonych; n a w schó d od k a n a łu B ry sto lsk ie g o do w ysp A zorskich; z a m ieszk u je te ż m. Śródziem ne, p o s ia d a ją ce od p o w ied n ie dla niej w a ru n k i.
P o n ie w a ż sa rd y n k a zajm u je ta k o g ro m n ą p rz e strz e ń oceanu, a p o ła w ia n a j e s t ty lk o u p ew n y ch p u n k tó w w y brzeży, p o łó w te n nie m oże w p ły w a ć u jem n ie n a 1 je j ilość, tem b ard ziej, że, j a k ju ż po w y-
j
żej zazn aczo no , sa rd y n k i p o ła w ia n e n ie z a w ie ra ją ik ry , k iedy np. połów śledzi n a p e łn io n y c h ik rą n ie w p ły w a w cale n a o b fito ść te j ryb y.
J e ż e li te d y sa rd y n k a n ie zbliża się do w y b rz e ż y d la ta rła , ja k iż je s t p o w ó d ty ch w ędró w ek? O prócz ta k w a ż n e g o I czy nn ika, ja k im je s t te m p e ra tu ra w ody, m usi tu w p ły w a ć d ru g i, nie m niej w aż
ny-—o bfito ść p o ży w ien ia. S a rd y n k a z a m ieszku je w ielk ie g łęb ie oceanu, ale w io sn ą m łode ry b k i łą c z ą się w sta d a i w ę d ru ją tam , g d zie zn a jd u ją ob fitszy p o karm . N a d zw y cz aj żai'łoczne, ż y w ią się p olipam i, d rob nem i m ięczakam i, ra c z k a mi, a n ad e w szy stk o ik rą in n y ch ry b i d la te g o o d w ied z ają m iejsca ich ta rła .
P o d w pływ em ty c h czy n n ik ó w m u szą p o w s ta w a ć w ę d ró w k i sardynek; p rz y k ła d y zn ik a n ia te j ry b k i ju ż n iera z się z d a rz a ły , ta k w X V I I I w. sard y n k i z n ik ły n a l a t p iętn aśc ie z okolic S a in t-J e a n de Luz; podobne zjaw isk o p rz e d s ta w ia ją te ż śledzie, k tó re d w u k ro tn ie o pu szczały w y b rz eża N o rw eg ii: od r. 1567 do 1644 i od 1654 do 1700.
P e ry o d y nieobecności sard y n ek trw a ły
krócej: ta k sa rd y n k a zim o w a (pilchard)
z n ik ła z w y b rz eży A n g lii w r. 1818 n a
N r 13
W SZECHŚW IAT203 la t trzy, a sardynka letnia z okolic Con-
carneau na la t sześć (od r. 1871— 1876), je s t to w ięc zjaw isko przemijające, na k tóre nie w p ły w a wcale reprodukcya.
O uregulow aniu połowu, jak to ma miejsce dla ryb słodkowodnych, nie mo
że być m owy, gdyż połów nie w pływ a ani na ilość, ani na w ędrów ki sardynek.
N ie może też być m owy o sztucznem zarybianiu. Sardynki muszą istnieć na innem miejscu, idzie tylko o to, aby od
kryć to miejsce i posiadać statki, które pozw alałyby poław iać sardynki zdała od brzegów .
Je d n ą z przyczyn nędzy w B retanii je s t podrożenie przynęty, ja k ą rybacy sy
pią poza siecią. N ajlepszą przynętę s ta now i specyalnie przyrządzona ikra stok- fisza, zw ana „ro g u e“, której cena z 25 do 40 fr. podskoczyła do 115 fr. za 120 leg. S tacy a zoologiczna w Concar- neau zajęta je s t wynalezieniem tańszej przynęty, k tó ra m ogłaby zastąpić drogą przynętę norweską.
W.
KORESPONDENCYA WSZECHŚWIATA.
TOW . PRZYJACIÓŁ NA UK W POZNANIU.
Posiedzenie zwyczajne wydziału przyrod
ników i techników Towarzystwa Przyjaciół Nauk zagaił dnia 17 marca przewodniczą
cy, dr. Fr. Chłapowski, przedstawiając pył spadły dnia 16 listopada 1902 w Gogolewie, a według przypuszczenia hr. W iktora Czar
neckiego zawiany z Sahary.
Następnie rozpoczął wykład swój „O ko
marach i przenoszeniu przez nich chorób oraz o sposobach zapobiegania tem u“. Po wstę
pie ogólnym o owadach dwuskrzydłych, któ
rych zbiór (samych krajowych z kolekcyi poznańskiej ś. p. prof. Loewa) przedstawił, przeszedł do rzędu długorogich, których przedstawicielem jest nasz zwykły komar brzę
czący, Culi-x pipiens. Mówił dalej o Anophe- les claviger (nużnik kolczugowaty), rozprze
strzenionym wszędzie tam, gdzie panuje mala- rya czyli zimnica i właściwym jej przenosi- cielu. Przy tej sposobności podał cały sze
reg rysunków służących do rozpoznania tych dwu komarów krwiożerczych, i u nas ta k że przebywających obficie w ciągu lata.
w krajach zaś zwrotnikowych dziesiątkujących ludność, ale zwłaszcza szkodliwych europej
czykom.
Podawszy niektóre szczegóły biologiczne tych dwu komarów i szczegółowy, oparty
na licznych rysunkach opis ich pyszczka, oraz różnice, charakteryzujące przyrząd kłójący obu tych gatunków,—przeszedł następnie do niedawno dopiero stwierdzonego faktu, źe tak groźna i bolesna w krajach zwrotniko
wych choroba ludzka, zwana Filariosis, a po
legająca na tem, że do krwi dostają się zarodki pewnego gatunku filaryi (nitecznika), uznana została jako przenoszona tylko przez komary i to obu wspomnianych już gatunków (Culex i Anopheles) na człowieka i odwrotnie z czło
wieka na komary. Filaria sanguinis czyli filarya ludzka jest właściwie tylko inną posta
cią rozwoju opisanej przez Bankrofta i Mon- sona filaryi, zwanej odtąd Filaria Bankrofti, potrzebuje więc ona do swego całkowitego rozwoju dwu gospodarzy, w których spędza żywot pasorzytniczy.
Nie można tu wszystkich chorób ludzkich i zwierzęcych przytaczać, których roznosicie- lami są komary. Wspomnieć tylko należy, źe i żółta febra, tępiąca europejczyków w kra
jach zwrotnikowych do tego rzędu należy.
Przenosicielem jej jest gatunek komara u nas szczęściem nie znajdujący się, Culex fascia- tus. Aby w ciele zakażonych komarów roz
wijać się mogły plasmodye malaryi i żółtej febry tak, jak się rozwijają larwy filaryi, potrzeba wyższych tem peratur powietrza po
nad 20° C.
Następnie prelegent przeszedł do opisu prze
noszenia zimnicy przez komara Anopheles cla- yiger na człowieka. Właściwym sprawcą tej ciężkiej plagi ludzkości, wyludniającej całe kraje, a która i w kraju naszym w wiekach poprzednich także wyniszczała ludność polską i zmniejszała jej odporność na inne choroby, jest pierwotniak zarodnikowy, Plasmodium Malariae, opisany przez Laverana, w którego opis szczegółowy prelegent się nie wdawał, przedstawiając tylko wydane w r. 1892 w No
winach Lek. przez dr. Karlińskiego tablice chromolitograliczne zmian wywołanych przez nie w ciałkach krwi u ludzi chorych na zim- nicę. Ale dopiero w ostatnim czasie przeko
nano się doświadczalnie w krajach, gdzie ta plaga liczne ofiary zabiera i ciągle do
tąd grasuje, że jedynie komar Anopheles claviger, a właściwie tylko jego samiczka (bo tylko samiczki komarów kąsają i ssą), przenosi te plasmodye na człowieka i z czło
wieka znów wciąga, tak, że bez tych dwu gospodarzy po kolei przez nich zamieszka
nych, nie mogłyby wcale się rozwijać. Od
krycia te Grassiego i in. potwierdził R.
Koch.
Skuteczniejszemi aniżeli tępienie komarów są środki odpędzające od człowieka komary (culicifuga). Działanie tych środków „odkoma- rzających“ przeciw zimnicy dopiero teraz jest nam zrozumiałe, gdy zrozumieliśmy współ
działanie komarów’ w rozszerzaniu tej choro
by. Tak samo asenizacya okolic malarycznych przez kanalizacyą, odwodnienie, drenowa
nie, polega na tem, źe gdzie brak wód stoją
cych, tam się komar rozwijać nie może.
Po tym wykładzie prelegent dał jeszcze objaśnienia na kilka zapytań.
Następnie odczytano protokuł z ostatnie-
204
W SZECH ŚW IA TN r 13 go zebrania, wybrano jednego nowego człon
ka wydziału i załatwiono kilka spraw wydział obchodzących. Posiedzenia tego wydziału odbywają się regularnie w pierwszy wtorek po 1-ym i ]5-ym miesiąca.
K R O N IK A N A U K O W A .
— Nowa gwiazda zm ienna o niezw ykle krótkim peryodzie.
Pod tym tytułem przedstawili G. Muller i P. Kempf na posiedzeniu berliń
skiej Akademii Umiejętności z 5 lutego roz
prawę, zawierającą wiadomość o świeżo od
krytej przez nich gwieździe zmiennej. Autoro- wie,pracujący w obserwatoryum astrof izycznem w Poczdamie nad fotometrycznem badaniem pasów nieba, stwierdzili, źe blask gwiazdy, oznaczonej w katalogu t. zw. „Bonner Durch- m usterung11 +56° nr. 1400, waha się praw i
dłowo i w sposób ciągły między wielkościami 7,9 i 8,6, i źe peryod wahań wynosi tylko 4s 0m13s . Jest to więc najkrótszy ze znanych dotychczas peryodów gwiazd zmiennych.
to. h. h.
— Ruch w ła sn y sło ń c a a prędkości gwiazd.
W pracy, przedstawionej na ostatnim zjeździe (koniec grudnia—początek stycznia r.b.) ame
rykańskiego Towarzystwa popierania nauki, profesorowie F rost i Adams z obserwatoryum Yerkesa podają wyniki otrzymane przez nich przy pomocy spektroskopu Brucea, a dotyczą
ce prędkości w promieniu widzenia dwudzie
stu gwiazd, posiadających widma typu Oryo- na. Tablica prędkości radialnych, dołączona do tej pracy, okazuje, że ze wszystkich roz
ważanych gwiazd te, których wzniesienie proste zawarte jest między g. 3 a 7 posiada
ją ruch dodatni, t. j. oddalają się, gdy gwiaz
dy, leżące po stronie przeciwnej nieba, mię
dzy g. 16 a 20 wzn. pr posiadają ruch odjem- ny, a więc przybliżają się. Różnica ta wynika głównie z ruchu własnego słońca, i jeżeli odejmiemy wartość tego ruchu od otrzymanych prędkości gwiazd, to resztujące ruchy własne okażą się bardzo małemi: prawie żaden z nich nie dorównywa prędkości własnej słońca.
to. h. h.
— W ytłum aczenie nachylenia osi planet.
P rzy
puśćmy sferoidę, zakreślającą orbitę dookoła słońca i zwracającą ciągle tę samę stronę ku jednej z gwiazd. Jeżeli sferoida je s t pokry
ta cieczą, tedy wytworzy się roczny przy
pływ i odpływ, który z czasem zmusi sferoi
dę do obrotu koło jej osi, przyczem będzie ona zwrócona ku słońcu ciągle tą samą stroną.
Przypuśćmy teraz, że sferoida ta była oży
wiona ruchem obrotowym początkowym koło swej małej osi, i źe oś ta znajduje się w płasz
czyźnie orbity, jak to ma mniej więcej miej
sce dla Urana. Będą tedy się odbywały dwa
niezależne obroty koło dwu prostopadłych osi. Pociągnie to za sobą (jak się można przekonać na giroskopie) dążność małej osi do wyjścia z płaszczyzny orbity, przyczem obrót i obieg będą zachodziły w jednym kie
runku.
W edług hypotezy Laplacea, gdy pierście
nie odłączają się od mgławicy i tworzą pla
nety, planety te winny się obracać w kierun
ku wstecznym. Naskutek zaznaczonego po
wyżej działania przypływów, płaszczyzna ich obrotu stopniowo się zmienia, tak że będąc pierwiastkowo równoległą z płaszczyzną pierścieni staje się potem prostopadłą do niej, poczem znowu równoległą, ale tym razem z obrotem w kierunku prostym.
Takie postępowe zmiany można stwierdzić w orbitach satelitów czterech wielkich pla
net. Tak np. dla Neptuna kąt płaszczyzn pomienionych wynosi około 145°, dla Urana 98°, dla Saturna (satelity wewnętrzne) 27° i dla Jowisza 2°. To samo ma miejsce również dla czterech planet wewnętrznych. Dla Mar
sa k ąt wynosi 25°, dla ziemi 23°, dla Wenus nie znamy wartości kąta, a dla Merkurego można przypuszczać, że jest mały, na podsta
wie rysunków powierzchni, osiągniętych w Me- dyolanie, w Areąuipie i Flagstaffie.
(W. H. Pickering, Astronomical Journal).
to. h. h.
— Domniemana planeta poza Neptunem.
Gri- gull, o którego poszukiwaniach teoretycznych planety, krążącej poza orbitą Neptuna, wspo
minaliśmy w nr. 46 Wszechśw. r. ub., ogłosił obecnie wyniki swoich rachunków w oddziel
nej broszurze. W ykład tych rachunków po przedził historyą i krytyką poprzednich ana
logicznych poszukiwań. Otóż znakomity astronom i rachmistrz berliński
A .Berberich w sprawozdaniu z tej broszury, pomieszczo- nem świeżo w Naturwiss. Rundsch., poddaje rachunki Grigulla surowemu roztrząśnięciu i stosuje do nich orzeczenie, wypowiedziane przez samego Grigulla o wykroczeniach jedne
go z jego poprzedników, że mianowicie „opar
te one są na podstawach naukowo zupełnie nieuzasadnionych “.
m. h. li.
— Dyamenty