• Nie Znaleziono Wyników

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNPRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".W Warszawie:

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNPRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".W Warszawie:"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODN

PRENUMERATA „ W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W arszaw ie:

roczn ic rb.

8,

kw artalnie rb.

2.

Z przesyłką pocztow ą

r o czn ie rb.

10,

p ó łr . rb.

5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA

W R edakcyi „W szechśw iata" i we

niach w kraju i za granicą.

R edaktor „W szechświata'* p rzyjm uje ze sprawami redakcyjnem i cod zien n ie od god zin y 6 do 8 w ieczorem w lokalu redakcyi.

A d r es R ed a k c y i: W S P Ó L N A M>. 37. T elefon u 83-14.

„ W O B R O N I E J ĘZY KA ".

P rofesor P a w e ł Sosnow ski podniósł s p raw ę niezm iernie ważną. Na posiedze­

niu połączonych se k cy j j ę z y k a polskiego i przyrodniczej S to w a rz y s z e n ia N a u c z y ­ cielstw a polskiego oraz ko m isyi f i z j o g r a ­ ficznej T o w a rz y s tw a k rajo z n aw c ze g o w d.

17 k w ie tn ia r. b. o dczytał r e f e ra t p. t.

„ Język polski w n a jn o w s z y c h w y d a w ­ n ictw a c h n a s z y c h z dziedziny geografii i geologii". R eferat ten, n a s tę p n ie wy­

d ru k o w a n y w „Ziemi" i w osobnej z t e ­ go czasopisma odbitce p. t. „W obronie j ę z y k a “, powinien się znaleźć w r ę k u w sz y stk ic h piszących po polsku, niety ik o geografów i geologów, niety ik o p r z y r o d ­ ników, a to nie w ty m w yłączn ie celu, żeby z niego nauczy li się, j a k pew ne r z e ­ czy n a z y w a ją się lub nie n a z y w a ją , a le — żeby sum ienie ich narodow e doznało p o ­ żądanego w s trz ą ś n ie n ia na głos, p r z y p o ­ m inający, j a k obojętnie t r a k t u j e m y s p ra ­ wę j e d n ę z n a jw a ż n ie js z y c h w naszem położeniu i z j a k ie m k a ry g o d n e m z u c h ­ w a lstw em z a b ag n ia m y j ą coraz s tra szli­

wiej.

Zrządzeniem losu przez długi szereg l a t wypadło mi d oty k ać się bezpośrednio m aleńkiej cząstki tej żałosnej spraw y . To daje mi śmiałość z a b ra n ia raz jeszcze głosu, ja k k o lw ie k z obawą, że zawodowi znaw cy języka m ogą mi zarzucić b ra k ko m petencyi, może n a w e t b rak praw a do p rze m aw ia n ia w m atery i, k t ó r ą oni prze- d e w sz y stk ie m opiekować się powinni.

Ale m nie się zdaje, że j ę z y k naro do w y to j e s t res publica w ta k w ysokim s to ­ pniu, że każdy, kto m a coś do pow iedze­

nia w jego interesie, je s t obowiązany pod ciężką odpowiedzialnością odezwać się, z tem je d n e m zastrzeżeniem , żeby znał gran ic e swego u p raw n ie n ia i nie wy­

m agał po słuch u dla siebie, o ile swego zdania nie może poprzeć niezbitem i do­

wodami.

J ę z y k każdego n a ro d u żyjącego żyje, to znaczy rośnie, rozw ija się, zmienia po­

s ta ć sw y c h cząści sk ła d o w y ch , zm ienia znaczenie wyrazów, j e d n e z nich w yco­

fuje z użycia, innych nabyw a. Jeżeliby ludzie, p o słu g u ją c y się d a n y m językiem , zechcieli w y tr w a ć w śc isłym k o n s e rw a ­ tyzm ie, to wr kró tk im czasie, wobec ro z ­ w oju k u ltu r y , s tra c ilib y możność porozu­

m iew an ia się pomiędzy sobą. W z a k re ­

(2)

370 W SZECHSWIAT J\|ó 24

sie t y c h ro dzajów działalności, które s a ­ m e u le g a ją s z y b k ie m u rozwojowi, j ę z y k m usi ta k ż e n a d ą ż a ć za postępem , g d y znowu w p e w n y c h in n y ch działach z m ia ­ n y m o g ą być powolniejsze. W czasie, kied y C h a łu b iń s k i o d k ry w a ł dla Po lski Z akopane, górale, oddani m y śliw s tw u , p a s te r s t w u i w o g ran ic zo n y m sto pn iu ro ln ic tw u , p rz e m a w ia li j ę z y k i e m z a p ew n e niew iele różn ym od mowy r y c e r s t w a Bo- lesław ow ego. Do g w a r y p rzem y sło w có w i k u pców dzień k a ż d y dodaje nowe w y ­ razy.

N a u k i są w n a jtr u d n ie js z e m położeniu względem ję z y k a , w szczególności zaś n a u k i przyrodnicze. Ich rozwój bowiem j e s t n iesły c h an ie szybki, m a t e r y a ł zaś f a k ty c z n y n iew y p ow iedzian ie bog aty. S tą d n i e u s t a ją c a kon ieczno ść w y n a jd o w a n ia bez p r z e r w y n o w y c h w yra z ó w n a o d d a ­ nie n o w y c h f a k tó w i pojęć. W y r a z y t a k u tw o rz o n e w b ardzo znacznej części nie w chodzą do j ę z y k a potocznego, nie b u d z ą przeto z a in te r e s o w a n ia lin g w is tó w a n a ­ w e t zw ykle pozostają dla nich nieznane- mi. Poniew aż są tw o rzone p ra w ie zawsze przez ludzi, k tó rz y p rze jść s tu d y ó w j ę z y ­ k o w y c h nie mieli ani czasu ani m ożno­

ści, nic dziw nego, że b y w a ją n iek ie d y chybione; poniew aż, z d ru g ie j s tro n y , p r z y ję ty od w ieków zwyczaj czerpania z a p a s u sło w nikow ego z j ę z y k ó w m artw y c h k la s y c z n y c h niezaw sze może b y ć u t r z y ­ m a n y z pow odu zupełnego n ie k ie d y b r a ­ k u w y ra z ó w s ta ry c h , d a ją c y c h się z a s to ­ sow ać do rzeczy nowych; p o niew aż n a d ­ to w w y k ła d z ie n a u k i n iep o d o b n a się obejść b e z słów z a c z e rp n ię ty c h z j ę z y k a żyjącego; łatw o więc zrozumieć, na j a k ą to odpow iedzialność n a ra ż a się każdy u czony, piszący o rzeczach, przed nim jeszcze n ie n a z w a n y c h .

Pom im o k o sm op olityzm u n auk i, z a ró ­ wno p o trz e b y d y d a k ty c z n e , j a k — bardziej może j e s z c z e — d u c h czasów d z isiejszy ch sp ra w ia , że nie p o p r z e s ta je m y dzisiaj na term in o log ii m ię d zyn arodo w ej, ale w w ie ­ lu raz a c h s ta r a m y się tłu m a c z y ć j ą na ję z y k i narodowe.. Dążność ta, z wielu w zględ ó w chw alebna, j e s t j e d n a k ź ró ­ dłem wielkiego niebezpieczeństw a, ogół bow iem uczonych nielin g w istó w sądzi, że

dość j e s t u m ie ję tno ści ja k ie g o - tak ie g o p o słu g iw a n ia się w mowie i na piśmie dw om a j ę z y k a m i, ażeby j u ż módz z j e ­ dnego do d rugieg o przenosić wyrazy, k t ó r y c h znaczenie musi by ć u stalone w sposób n a d z w y c z a jn ie ścisły.

Pow yższe w zględ y i tru d n o śc i na nasz g r u n t p rzen iesion e s p o ty k a ją się jeszcze z w ielom a okolicznościami obciążającemi.

P r z e d e w s z y s tk ie m z zasadą: „U nas w P ol­

sce j a k kto c h c e “. Oddać komu s p r a ­ wiedliwość, pójść za czyjem ś zdaniem, c h oćb y n ajlepiej u g r u n to w a n e m i słusz- nem, d la bardzo w ielu Polaków j e s t i b y ­ ło zawsze dowodem niższości um ysłu. Do tego d o d a jm y w y b u ja ły k u l t c udzoziem ­ szczyzny, złączony z b ezw zg lęd ną obo­

j ę t n o ś c ią dla w sz y stk ie g o , co swoje A na t y m podkładzie w e w n ętrzn y m , od nas s a ­ m y c h zależnym , w y o b ra ź m y sobie d z ia ­ łanie w y ją tk o w o w rogich czynników ze­

w n ę trz n y c h , s p ra w ia ją c y c h , że w szelki rozwój idzie u n a s skokam i; że w dzie­

j a c h n a szego p o s tę p u od w ieku przeszło nie m ie liśm y praw ie nigdzie dwu pok o ­ leń, k tó r e b y w j e d n a k o w y c h pracow ały w a r u n k a c h ; że n a u c z a n ie publiczne tylko w n i e k t ó r y c h częśc ia c h ojczy zn y naszej i ty lk o od czasu do czasu j e s t n a m do­

zwolone.

To w s z y s tk o sp ra w ia , że ję z y k nasz p o w in n iśm y stale u w a ż a ć źa ciężko za­

grożony. W żadnej części Polski nie do­

z n a je on opieki czynników w ładnych, m o g ąc y c h poprzeć jeg o rozwój p raw id ło ­ wy. I, rzecz szczególna, in ic y a ty w a p r y ­ w a tn a , j e g o dobro m ają ca n a celu, z ja ­ wia się z b y t rzadko, a usiłow ania jej, r o zs trz e lo n e i słabo p o d trz y m y w a n e , d o ­ ty c h c z a s uie um ia ły p raw ie n ig d y dopro­

w adzić do porządnej akcyi zbiorowej. Że, p rzy n a jm n ie j w z akresie j ę z y k a n a u k o ­ wego, a k c y a podo bna n ależycie z o rg a n i­

zow ana, m o głaby złem u z a ra d z ić s k u t e ­ cznie, m a m y dowód w dziejach po p raw y i u je d n o s ta jn ie n ia term inologii chem icz­

nej.

P rz ed kilkom a laty, p r a g n ą c zasięgnąć z d a n ia w p e w n y c h w ątp liw ościach szcze­

g ó łow ych, zw róciłem się do re d a k c y i P o ­ r a d n i k a ję z y k o w e g o (ob. zesz. 8 tego pi­

sm a z p a ź d z ie rn ik a 1909 r.). Po wyłusz-

(3)

czeniu spraw , o k ió re mi chodziło, p o w a ­ żyłem się poddać pod d y s k u s y ę publicz­

n ą p r o je k t u s ta n o w ie n ia pewnego ro d zaju

„opieki nad czystością j ę z y k a “. Może nie będzie niew łaściw ością pow tó rzy ć raz jeszcze moje słow a ówczesne:

„Akademia U m iejętności u tw o rz y nową kom isyę, do k tórej sk ła d u wchodzą nie- ty lko osoby o beznane z p ra w id ła m i g r a ­ m a ty k i polskiej, ale też i ze w szystk iem i działam i wiedzy. K ażda ta k a osoba j e s t obowiązana w swoim dziale zw ra ca ć u w a ­ gę na sposoby w y r a ż a n ia się piszących i notow ać dostrzeżon e uchybienia, poda­

j ą c zarazem w y ra ż en ia właściwe. Taki m ate ry a ł, po od p ow iedniem p rzejrzeniu, s k ry ty k o w a n iu i sk o ry g o w a n iu przez l u ­ dzi k o m p e te n tn y c h , zostaje ogłoszony drukiem ja k o w y d a w n ic tw o Akademii.

Obok tej sfery praw odaw czej działa d r u ­ ga — w ykonaw cza. A k a d e m ia swroją p o ­ w a g ą s k ła n ia w sz ystk ie in s ty tu c y e w y ­ dawnicze... aż eb y ż a d n a rzecz w y d a w a n a nie obchodziła się bez k o r e k ty , opartej na w spoinnianem w y d a w n ic tw ie 1*.— Sza­

now ny R e d a k to r P o r a d n ik a jęz y k o w eg o nie wierzy, żeby A k a d e m ia zechciała obarczać się tak ie m zad aniem . Wierzy je d n a k , że „g d y b y się u tw orzyło wielkie Tow arzystw o m iłośników j ę z y k a o jcz y ste ­ go (a któż n im nie j e s t , jeś li się czuje Polakiem?), T o w arz y stw o m ające sw e koła w każdem mieście, n a w e t m niejszem , g d y b y s t a t u t tego T o w a rz y s tw a nałożył na członków obow iązek p rz e strz e g an ia poprawności... w te d y b y p o ż y tk u spodzie­

wać się można praw dziw ego. . .Zresztą jed n o b y d rugiem u nie przeszkadzało: niech p o w sta n ie cokolw iekbądź, byle można było o tw iera ć oczy ludziom ślepym , że, z a trac a jąc j ę z y k nasz, z a tra c a m y n a jw y ż ­ sze dobro narodow e".

O t a k — n iec h po w stanie c o k o lw ie k ­ bądź — ale niech po w sta nie n a ty c h m ia s t, bo w zwłoce niebezpieczeństwo!

B r. Zna łow icz

X M I Ę D Z Y N A R O D O W Y K O N G R E S G E O G R A F Ó W W RZYMIE.

W yznaczony na dnie 15 do 22 paździer­

n ik a 1911 r. a odroczony wówczas z po­

wodu nagłego w y b u c h u w ojny trypoli- tań skiej, X m iędzynarodowy k o n g res ger ografów odbył się z półtorarocznem opóź­

nieniem w d niac h 27 m arc a do 3 k w ie t­

nia 1913 r. w Rzymie. Należało się dużo spodziewać po tym kongresie: odbył się w k ra ju , k tó ry j e s t je d n ą z kolebek n a ­ uki geografii. Od czasów kiedy sp rę ż y ­ s ta a d m in is tra c y a p a ń s tw a rzy m sk ieg o poznała się na prak ty c zn e in znaczeniu wiadomości geograficznych dla rozwoju sto sun kó w gospodarczych, politycznych i k u ltu r a ln y c h , kied y przeszczepiona do Italii k u ltu r a g r e c k a w blasku potęgi im p e rato ró w jeszcze raz odżyła, od cza­

sów, g dy średniowieczne p a ń s te w k a h a n ­ dlowe południow ych i północnych Włoch torow ały E uropie mimo islam u drogę na wschód, aż do dni dzisiejszych, kiedy W łosi ja k o p o d s ta w ę n iez b ę d n ą zdrowej polityki kolonialnej uw a ż a ją ja k n a js il- niejsze popieranie i w sz e c h stro n n e pro­

wadzenie b a d a ń geograficznych,—p ółw y­

sep A peniński był j e d n y m z cen trów roz­

woju n a u k i geografii i liczył zawsze po­

w ażny z a stę p uczonych i dzielnych g e ­ ografów.

T rzeba też przyznać, że niety lko kom i­

t e t m iejscowy, na k tó re g o czele sta ł czło­

wiek tej m iary j a k s e n a to r M archese Cappelli, dołożył wszelkich s ta r a ń , by k o n g re s w ypadł ja k n a jle p ie j, ale że też n a u k a w łoska w znacznej mierze się p rz y ­ czyniła do u św ie tn ie n ia obrad. Mimo to m ieliśm y w rażenie, że j a k a ś n iefo rtu n n a g w ia z d a zawisła nad ko ngresem . Już liczba uczestnik ów nie dorów nała po­

przednim kongresom : nie przekroczyła ona 400, g dy w Genewie w r. 1908 ze­

brało się 804 geografów ze w sz y stk ic h

str o n św iata. Ta w zględnie s ła b a frek-

w e n c y a tem bardziej zadziwić musiała,

że ju ż sam urok W iecznego m iasta, k r a ­

jo b ra z ó w włoskich i n ie p rz e b ra n y c h s k a r ­

bów sztuki powinien był zwabić liczne

(4)

372 WSZECHSW IAT JSfó 24

z a stę p y . W d o d a tk u p o ra w iosenna, n a j ­ lepsza dla podróży po ś ro d k o w y c h i p o ­ łu d n io w y ch W łoszech i u ła tw ie n ia po ­ dróżne nie m og ły pozostać bez w pływ u.

Ale w yso kie n a p rę ż e n ie polityczne w E u ­ ropie odwróciło n iezaw od n ie u w a g ę ogól­

n ą od spokojnej p ra c y nauko w ej i odbiło się też u jem n ie n a o b radach .

T a k i s ta n rzeczy był pożałow ania g o ­ dny, albow iem n ie k tó r e s p r a w y p oru sz o ­ n e i d y s k u to w a n e podczas k o n g r e s u z a ­ s łu g iw a ły n a szczególniejszą u w ag ę. Do n ich c h c ia łby m zaliczyć p rz e d s ta w io n e n a o gólnych p osiedzeniach i d y s k u to w a ­ ne k w e s ty e , które w y m a g a ją m ię d z y n a ­ rodow ego poro zum ien ia i m ię d z y n a r o d o ­ w ego oficyalnego w s p ó łp ra c o w n ic tw a w s z y s tk ic h lub n ie k tó r y c h p a ń s tw i n a ­ rodów. T a k p r z e d e w s z y s tk ie m n iep o ­ w szednie dzieło k a r to g r a f ic z n e m apy m ię ­ dzynarodow ej całej k u li ziem skiej w po- działce l : l 000 000; n ie k tó re części tej m a ­ py ju ż s ą u kończone (w 9 p a ń s tw a c h ), ale o kazała się p otrzeb a dalszeg o po ro­

z u m ie n ia się i z d e c y d o w a n o ' zaprosić w s z y s tk ie p a ń s tw a cyw ilizow ane n a t a k ą n a r a d ę do P a ry ż a pod koniec r o k u 1913.

N a tej m ap ie m a się też oprzeć m ap a m ię d z y n aro d o w a dla lotników , k t ó r ą p r o ­ ponow ał d e le g a t F r a n c y i, L a lle m a n d , w podziałce 1:200 000.

N iem n iejsze zn aczen ie dla m ię d z y n a r o ­ dow ego rozw oju n a u k i m a p ro b lem p iso ­ w ni nazw isk g e o g ra fic z n y c h i tr a n s k r y p - cyi pism n ieła ciń sk ic h . Z j e d n e j s tr o n y k o n g r e s dał sposobność za p o zn a n ia się z do ty ch c z a so w e m i w y n ik a m i n ied a w n o rozp oczętych p rac S zw ecyi, W ło ch i t. d., k t ó r y c h celem j e s t u m ie ję tn e s tw ie r d z e ­ nie n a z w m ie jsc o w y ch i g e o g ra f ic z n y c h n a p o d s ta w ie b a d a ń h is to r y c z n y c h i lin ­ g w is ty c z n y c h . Za w z ore m kom isyj topo- n o m a s ty c z n y c h w S zw ecyi i W łoszech pójdą zdaje się też w n e t A u s t r y a i in n e p a ń s tw a . J e s t to k w e s t y a m a ją c a spe- c y a ln ie też dla n a s z y c h ziem doniosłe znaczenie. Pod ru g ie p r z e d s ta w io n o z e ­ b r a n y m n iek tó re propozycye co do tra n s - k r y p c y i n a z w isk ludów nieu ży w a jący ch p is m a łaciń skieg o; t a k ą p ro p o zy c y ę np.

co do j ę z y k a r o s s y js k ie g o p rzedstaw ił

T. E s e r s k i 1). O statecznie z a sta n aw ia n o się co do ułożenia i w y d a n ia wielkiego I n d e x nom in o ru m g e og ra p hico rum ; B.

S e m e n ó w Tianszanskij p rze d s ta w ił tę t ru d n ą , ale w ażną s p ra w ę słow nika, k t ó ­ r y b y o bejm ow ał w sz y stkie n a z w isk a g e ­ ograficzne całego św iata, rozdzielone w e ­ dle g ru p rzeczowych.

P od ob ne zresztą, też tylko w r a z :e w s p ó łp ra c o w n ic tw a m ię d zy n arod o w eg o w y k o n a ć się dające, dzieło z histo rycznej ge ografii, obejm ujące nazwy m iejscow e u ż y w a n e w sta ro ż y tn o ś c i proponował O b e rh u m m e r, ale po d y s k u s y i od tego z a m ia ru znów odstąpił.

Do pow a ż n y c h bardzo s p ra w poruszo­

n y c h n a zjeździe na le ż ą spraw ozdania z w y k o n a n y c h i p r o g ra m y zam ierzonych p r a c m ię d z y n aro d o w y c h kom isyj n a u k o ­ w ych, j a k np. ko m isyi p a ń s tw północno- e u ro p e js k ic h celem z b ad ania A t l a n t y k u i B a łty k u (re fere n t D rechsler), ko m isyi dla oc e an o g ra fic zn e g o z b a d an ia morza Ś ró d ­ ziem nego (Albert, książę Monaco) i t r z e ­ ciej dla m orza A d ry a ty c k ie g o (Bruckner).

P r a c e w s z y s tk ic h t r z e c h eu ro p e jsk ic h k o­

m isyj o c e a n o g ra fic zn y c h p o s tę p u ją s z y b ­ k o n a p rz ó d i w k ilk u la ta c h ogromnie pogłębiły nasze wiadomości o m orzach eu ro p e jsk ic h .

P ię k n e owoce dotychczasow ej p rac y p r z e d s ta w iła tak ż e k o m isy a m ię d z y n a ro ­ dowa, k tó re j z a d an ie m j e s t w yd anie a t l a ­ su obrazow ego morfologicznego. P r z e ­ szło sto ju ż p u b lik o w an yc h, a kilk a se t p r z y g o t o w a n y c h ś l i c z n / c h zdjęć z t e k ­ s te m i m a p a m i j e s t w y n ik iem n i e s t r u ­ dzonej trz y le tn ie j p rac y u czo n y ch de M a rto nn e , Chaix i B ru n h ć s . Z ty m a tl a ­ se m G ia n n itra p p a n i łączy p r o je k t opraco-

a) Ju ż w G enew ie 1908 r. została powołana do ży cia osobna K om isya m iędzynarodow a g e o ­ grafów dla rozpatrzenia niezliczon ych a trudnych bardzo k w estyj zw iązanych z u staleniem brzmie­

nia i pisow ni nazw m iejscow ych. Nad sprawo­

zdaniem tejże K om isyi (Ricchieri) w większej zresztą części negatyw n em , rozw iuęła się o ż y ­ w ion a dyskusya; łatw o sobie wyobrazić, jakie znaczenie ma cały ten problem dla naszych ziem, gd zie prawie w szędzie n azw y „oficyalne* od nazw u żyw an ych przez ludność m iejscow ą zna^

oznie się rożn.ą.

(5)

w ania m iędzynarodow ego p o dręcznika geografii.

W kilku inn ych k ie r u n k a c h za p o cz ą t­

kowano w sp ółpracow nictw o m iędzy n aro ­ dowe dla pogłębienia i przyśpieszenia badań, tak np. na polu w ulkanologii ( P ła ­ tania), dla to po ny m iczn y ch badań na g r a ­ nicach p a ń stw o w y c h , celem idynt>fiko- wania nazw k ilk u jęz y c z n y c h (Hellbron- ner), dla wielkiego z e s ta w ie n ia b ib lio gra ­ fii wszelkich rękopisów geograficznych p rze c h o w y w a n y ch w bibliotek ach całego ś w ia ta (Revelli), dla zesta w ien ia i ogło­

szenia d ru k iem m ap s ta r y c h (A lm agia).

Ogólne z a in tere so w a n ie obudziły też pro- pozycye, d o tyczące u tw orze n ia m iędzyna­

rodowego zw iązku w s z y s tk ic h to w arzy stw ge og ra fic z n yc h ś w ia ta (Olufsen) celem ułatw ien ia p rac y naukow ej i lepszego w y zyskania bibliotek, zbiorów i t. d., b ę ­ dących w po siadan iu p oszczególnych to­

w arzystw ,oraz p r o je k t (-Overbergha) u tw o ­ rzenia wielkiej in s ty tu c y i m ię d z y n a r o d o ­ wej, opartej o to w a rz y s tw a geograficzne, której zad an iem byłoby u łatw ie n ie i po­

pieranie na w ie lk ą s k a lę b a d a ń antropo- geograticznych.

In te r e s u ją c ą też część posiedzeń s ta n o ­ wiły zbiorowe spraw ozd ania: m ianowicie o m etodyce i p o stę p a c h nau c za n ia g e ­ ografii w szkołach śre d n ic h w ro zm aitych p a ń s tw a c h ( W a g n e r, Ogilvie, B ru ck n er, Uhlig, Ayres, E ródi, E r re r a , Telles), o po­

m n ikow y ch w y p r a w a c h g eog raficzn y ch poszczególnych w iększych p a ń s tw po ro­

k u 1908 (Włochy, F ra n cy a , A lger, Hisz­

pania, P ortu galia, A nglia, Szkocya, D a ­ nia, Norwegia, Niemcy, A u s try a , W ęgry, Szw ecya, S ta n y Zjednoczone i Egipt);

0 w y p ra w a c h ro s s y js k ic h do o ceanu L o­

dow atego po r o k u 1900 mówił osobno g e ­ n e ra ł Szokalski. N a jbardziej a k tu a ln e b yły spra w o zd a n ia z podróży a r k ty c z n y c h 1 a n ta r k ty c z n y c h i pow ażny zastęp bada- czów okolic polarny ch p rz y b y ł też oso­

biście n a k o n g re s i w ziął n ie ty ik o w dy- sk u s y a c h ale i w o dczytach s a m o d ziel­

n y c h ż yw y w n im udział (Peary , Nor- denskjold, Q uervain, Bruce, S teffanso n i inni). Ale też Kaukaz (Dechy), A fryka w scho dnia (Pescicelli, Dainelli) i p o łu d n io ­

wa (P a ssa rge) by ły o p isy w a n e przez s ły n ­ n y c h badaczów-podróżników.

O statecznie d o b rą m yślą było zaw ezw ać w szystk ie poważniejsze in sty tu c y e p a ń ­ stw owe i naukow e W łoch do złożenia spraw ozdań, czego k a ż d a z nich na polu geografii dokonała w ostatnich latach, tak , iż można się było przekonać, jak za­

d ania dzisiejszego państwa, zwłaszcza ko­

lonialnego, doceniającego znaczenie g e o ­ grafii, schodzą się na najrozm aitszy ch polach z in te rese m nauki: praca p r a k t y ­ czna p a ń s tw a a p raca teo re ty c z n a nauki wzajem nie się uzupełniają i wspierają.

Na posiedzeniach powołanych do życia 9 sekcyj wypow iedziano bardzo znaczną liczbę odczytów o bardziej szczegółowej, bardziej lokalnej treści. Że z liczby w y ­ głoszonych odczytów (199) część znaczna przypadała n a Włochów (56), j e s t łatwo zrozumiałe, ale in te r e s u ją c a j e s t 's t a t y s t y ­ k a r e s z ty odczytów: 28 p rzypadało na Niemców, 27 na F rancuzów , 19 na A n g li­

ków i A m erykan ów , 14 na R ossyan, 13 na W ęgrów , po 5 na Danię i Japo n ię, po 4 na Szwecyę, Norwegię, P ortug a lię i p a ń ­ stw a A m eryk i południowej, po 3 n a Cze­

chy, Polskę (miałem zaszczyt p rz e d s ta ­ wić o s ta tn ią ro zpraw ę nieodżałowanego W a cła w a N ałkowskiego, i zdać spraw ę o badaniach j e z io rn y c h w Polsce i lo­

dowcowych w K arpatach) i R um unię, po 2 na Hiszpanię i C horwacyę, po 1 na F in la n d y ę , Serbię i Egipt.

W id z im y znaczną nierów ność, nieodpo- w iadającą z resztą ani sile poszczególnych narodow ości lub pa ństw , ani n a w e t ich stopniowi k u ltu ra ln e m u : t a k u d e rz a wiel­

ki udział W ęgrów , k tó rz y wogóle na po­

lu geografii w y k o n y w a ją wielkie, p o m n i­

kowe dzieła (ukończone już praw ie b a d a ­ nia nad jeziorem Błotnem, rozpoczęte przez zo rg a n izo w a n y ch w X II se k c y a c h 500 uczonych jed no lite badanie nad nizi­

n ą cen traln o-w ęgiersk ą); niem niej uderza sła b y udział tak w ielkich narodow ości j a k Hiszpanie i Polacy. To samo w y c z y ­ tać można ze s t a t y s t y k i oficyalnych de­

leg a tó w in sty tu c y j n a u k o w y c h i to w a ­

rz y s tw ge ograficznych: r ep re z en to w a n y c h

było przez delegatów in sty tu c y j włoskich

36, fra nc uskic h 30, niem ie c k ich 28, a n ­

(6)

374 W SZECHSW IAT JMa 24

g ielsk ic h 19, p o łu d n io w o -a m e ry k a ń sk ic h 7, w ę g ie rs k ic h 6, czeskich 5, ro ssy jsk ic h , s zw edzkich po 3, d u ń s k ic h , hiszpańskich, p o rtu g a lsk ic h , s e rb s k ic h i finlandzkich po 2, b u łg a r s k a , j a p o ń s k a i n o r w e s k a 1, a z polskich ani j e d n a in s ty tu c y a n a u k o ­ wa, mimo, że m am y A kadem ię, cały s z e ­ r e g to w a rz y s tw n a u k o w y c h , d w a u n i w e r ­ s y t e t y i t. d.

N a tej ogrom nej liczbie i ro zm aitości m a te ry a łó w p rz e d staw io n y c h i d y s k u t o ­ w a n y c h n a k ongresie nie z a m y k a się j e ­ go znaczenie. J u ż podczas k o n g r e s u u r z ą ­ dzono s z ere g bardzo i n s t r u k t y w n ych w y ­ cieczek, j e d n ę celem p o z n a n ia c u d o w n y c h w y g a s ły c h w u lkanów gór alb a ń sk ich , ich ś liczn ych k r a te ró w i jez io r k r a te r o w y c h , rów nież ich sto su n k ó w a n tro p o g e o g ra - ficznych i gospodarczych; d r u g ą do s ł y n ­ n y c h wodospadów, k tó re tw o rzy r z e k a Anio pod Tivoli, żłobiąc sobie r ó w n o c z e ­ śnie niezliczone ja s k i n ie i w spaniały j a r dolinny a osadzając m a s y rozpuszczonego w apienia w postaci t r a w e r ty n ó w poniżej w odospadów; trz e cią celem zw iedzenia o dkopaneg o dziś p o r tu s ta re g o Rzym u, Ostia, gdzie w o dsłon ię tyc h ru in a c h m ia ­ s ta i po w y k o p a lis k a c h n a g ro m a d z o n y c h w m u z e a c h o dtw o rzyć sobie można n a j ­ szczegółowiej życie R zym ian z czasów im p erato ró w . Z o s ta tn ią w y cieczk ą p o ­ łączono też zw iedzanie w ybrzeża m o rza T y r h e ń s k ie g o , gdzie T y b e r u sta w ic z n ie zm ienia swoje Łożysko i, prze su w a ją c się -Qqb.09in. (oacraw oigiu, . J

tVęn

5X1 91/: ast rzed .c a r

leu e n ż i n s ty tu tó w , p o w s ta iy c n w osiat-

n o B ^ o jfe a T 1 X w , f i 3 v i : £ V i o s m j i s i Q s .&9s.Tq

nicłr czasach, z ktorfego.Rzym if nie i W io1

- m u W m

olbrzym ią, p o ż y te c z n ą n iety lk o d la n a j ­ ro z m a its z y c h gałęzi n a u ki ale dla całego życia gospod arczeg o i hand lo w eg o całego św ia ta . Glównemi teg o z a kład u z a d a ­ niam i są: p r z e d e w s z y s tk ie m podnieść mo­

żliwie sz y b k o i w yso ko k u ltu r ę ziemi, tej wspólnej m a tk i całej ludzkości. W tym celu z b ie ra się w zakładzie w s z y s tk ie p o ­ w ażn iejsze w y d a w n ic tw a p eryo dy czn e rol­

nicze (około 2 400, codziennie w p ły w a 60 do 70), k tó re się n a ty c h m ia s t po p r z y b y ­ ciu czyta, e k s c e rp u je i z tego u k ła d a bi­

bliografię z po dan iem treści, w ychodzącą co tyd zie ń w kilku ję z y k a c h . K ażdy n a ­ ró d może się p o sta ra ć, by to w y d a w n ic ­ tw o wychodziło też w jego jęz y k u , przez odpow ied nią subw encyę.

P o w tó re oprac o w u je się w zakładzie usta w ic z n ie s to s u n k i s ta t y s ty c z n e ro l­

n ic tw a św ia to w e g o celem po dan ia do w iadom ości ogółu w a h a ń produkcyi po­

w s zechnej, p rze s u n ię c ia się p u n k tó w cięż­

kości w handlu, ro zw o ju cen poszczegól­

n y c h p ro d u k tó w . S t a t y s t y k a ta opiera się na d a n y c h 55 p a ń s tw , k tó re r e g u l a r ­ nie co m ie sią c n a d s y ła ją odpowiednie liczby, o p ra c o w y w a n e n a ty c h m ia s t w z a ­ kładzie.

W re sz c ie zakład d a je in ic y a ty wę i u ł a t ­ wia p orozum ienie m iędzy narod ow e celem p rz e p ro w a d z en ia w spólnem i siłami nie­

k tó ry c h s p ra w w a żnych dla ogółu. W ła ­ śn ie w czasie n a szeg o pobytu w Rzymie kolejno z b ie ra ły się m ięd zy n arod o w e ko- m isye w ysła ne przez p a ń s tw a r e p r e z e n ­ to w a n e w z a k ła d z ie (55), j e d n a dla u s t a ­ len ia m ię dz ynarod o w e j s ta t y s ty k i a g ra r - d r u g a dla porozum ienia się w spra-

^ P ^ t e f r f ó i o g i i rolniczej, trz e cia obra- ilatf^SB tóikfttZ aradczenii przeciw

ś^CTZ^MtPfci^ I tak,

p f ó f ¥ )^ fs ^ ^ ń ’ftił%fto(,^ I M d u kfe t f ^ ^ o z1^ k ó ^ ^ c 't; ^

\^e ćW1 kWrfc W ćł t i

ł u n i e ; r* t u p m o j e g o p u -

^ i u f f W ^ ^ r i ’ °j efó

zffcm n r < P # ^ a V befSftęteYesWfcSef^0 'ia ł$ i e $ M ! w y

Śtktfd^ią^ i;^ z ^ 9W’o n ^ 0 ^ \ \ t

(7)

udały: p rzypuszczalnie z pow odu niedo­

s tatecznie o pracow anego planu, w y g ó ro ­ w a n y c h cen i spóźnionej pory, a przede- w szy stkiem w s k u te k ciągle ro sn ą c y c h kom plikacyj p olitycznych w Europie, k tó ­ re nagliły do powrotu, u c z estn ic tw o w ty c h w ycieczkach było słabe. J e d n a skierow ała się do północnych Włoch i m iała uczestnik ów zaznajom ić z wiel- kiemi dziełami k u l tu r y w nizinie nadpa- d ańskiej i z k ra jo b ra z e m Alp włoskich, d ru g a skiero w ała się n a południe i miała za zadanie zapoznanie u c z estn ik ó w ze zjaw iskam i w ulkanicznem i, trz ę sie n ia m i ziemi, ostatecznie z n a jn o w szą zdobyczą Włochów, z T rypolitanią.

K ongres rzym ski, mimo n ie k tó ry c h nie- całkiem ud an y c h prób, dużo korzyści n a ­ uce przyniósł i godnie zajął m iejsce w sze­

reg u wielkich k on gresów g eograficznych.

N a s tęp n y został jed n o m y śln ie oznaczony na rok 1916 do P e te r s b u rg a . L es extre- m es ses to u c h e n t — z k r a j u na js ta rs z ej k u l tu r y przeniesiem y się do k r a ju , gdzie eksp ed ycye geograficzne corocznie d o ­ piero od k ry w a ją i poznają rozległe prze­

strzenie, należące nom inalnie do p a ń stw a, ale niezaznajom ione jeszcze z k u ltu r ą europejską. T em bardziej i n s t r u k ty w n y m może się sta ć ten k o n g re s dla nauki, a po żytecznym dla kraju , w k tó r y m się odbędzie.

Ludomir Sawicki.

O P O T R Z E B I E B ADAŃ F A U N Y ZIEM P OL SK IC H.

W ła śnie u kazał się w h a n d lu k s ię g a r ­ skim pierw szy zeszyt Verhoeffa: Diplo- pod en D eu tschland s, dzieła zamierzonego na w ielką skalę, opracow aneg o zbiorowo sy s te m a ty c z n ie z uw zględnieniem s y s t e ­ m a ty k i dw up arcó w , budow y a n a to m ic z ­ nej, rozwoju, biologii i ge og ra fic z n e g o rozsiedlenia t y c h zwierząt.

A u to r z a o p atrzył j e w stępem g o dnym ze w szech m iar u w a g i i n a szy c h polskich przyrodników , a to n iety lk o s p e cy a listó w s y s te m a ty k ó w , k tó ry c h ani zachęcać, ani

p r ze k o n y w ać nie potrzeba, lecz przede- w sz y stk ie m tych, którzy p a tr z ą z polito­

w aniem n a badania s y s te m a ty c z n e i fau­

nistyczne.

U nas te badania, zapoczątkow ane szczęśliwą ręk ą Nowickiego i je g o ucz­

niów, nie zostały na szczęście tak przy­

głuszone kierun kiem biologiczno-histolo- gicznym i em bryotogiczno-anatom icznym j a k gdzieindziej. W każdym razie były chwile, kiedy się zdawało, że p ils k ie p rzyrodoznaw stw o s y s te m a ty c z n e zosta­

nie przygłu szon e przez prąd y wiejące z Zachodu. Ale w y d a tn a działalność Ko­

misyi fizyograficznej k rak o w s k ie j A k a ­ demii Um iejętności i je j bądź co bądź znaczna pomoc finanso w a w ty m k ie r u n ­ ku, zapobiegły owej zgubnej dla całości w iedzy przyrodniczej jed no stron no ści. J e ­ dnakowoż, mimo dość ożyw ionych bad ań fau n isty c z n y c h w obrębie ziem polskich, i u n a s można się spo tk ać z zarzutem , że s y s te m aty c zn e opisy fauny nikomu żadnego pożytku nie przynoszą. Verhoeff słusznie zauważa, że z arzut te n sam przez się zanadto j e s t b e z p o d sta w n y (zwłaszcza dla ludzi o g ru n to w n ie jsz e m w y kształcen iu przyrodniczem), a b y się nim zb yt zajmować. Ale w kołach szer­

szych, n iem ający ch bezpośredniego zet­

knięcia z n a u k a m i przyrodniczemi, w zbu­

dzić on może poważniejsze w ątpliwości co do w a rtośc i b adań sy ste m a ty c z n y c h . D latego w łaśnie sądzę, że nie od rzeczy będzie przytoczyć t u ta j zdanie i poglądy n a tę k w e s ty ę t a k poważnego badacza n a polu s y s te m a ty k i, ja k im j e s t Ver- hoeff, poglądy m ające m ojem zdaniem w a rto ść niety lko dla n iem ieckich przy­

rodników . Streszcza on je w n a s tę p u j ą ­ cych pu nktach:

1) J e s t obowiązkiem i z a d an ie m cy­

wilizowanej ludzkości zgłębić tajnik i ca­

łej przyrody, o ile na to tylko m ogą s t a r ­ czyć nasze zdolności ludzkie.

2) Przyrod a, ja k o „księga bo ż a “, j e s t t y m szczytem, do k tó re g o wiedza ludzka i poznanie wspiąć się może, bez względu n a to, j a k j ą pojm ujem y. Stojąc pośrod­

k u tej księgi niezmierzonej, w niej żyje­

my, działam y i istniejem y. Módz czytać

choćby najdro bn iejszy je j rozdział to ju ż

(8)

376 W SZECHSW IAT M 24

j e s t n a j w i ę k s z y m z y s ki e m i na jwyż sz em zadowoleniem, j a k i e j e s t d an e ludzkości, a zrozumieć t r e ś ć i pod ł ug niej żyć i działać, j e s t na jl e ps zą c zą st k ą „ideali­

zmu". I dealizm j e s t p o t r z e b ny n i eodz ow­

nie n ar od owi „myślicieli i poetów", z w ł a ­ szcza w o be c ny ch czasach, ki edy w a r u n ­ ki nowo ży tn eg o r ozwoju s p y c h a j ą go u s ta wi cz n ie n a t ory czysto m a t e ry a l ne . Oczywiście t a dążność do ideal izmu nie może zaszkodzić ż a d n e m u narodowi.

3) Ba da ni a f au ni st yc zne j a k i e j k o l w i e k g r u p y zwierząt rozs ze rz ają z ak re s z n a ­ j omości k r a j u oj czyst ego.

4) Bardzo wiele biologicznych z j aw is k i z a g ad n i e ń można należycie zrozumieć i pojąć t ylko n a pod s ta wi e szczegóło­

w y c h f a u n i s t y c z n y c h b a d a ń i w i a d o m o ­ ści. Oczywiście wo be c dzisiejszego o g r o mu wi edz y zoologicznej nie może b y ć mowy, a b y j e d e n człowiek zdołał objąć jej c a ­ łość, ale też i sam pogl ąd ogólny nie w y ­ starczy, zarówno j a k i s a m a znajomość pewnej g r u p y czy kl as y zwierząt, c hoćby był a naj g r un to wn ie j sza. Tr z e b a j ed n o z d r u gi e m połączyć, a wtedy> zoologia ogólna z y s ka t r wa łe i p e w n e p o ds ta w y.

5) Ve rho e ff podnosi w t y m ws t ępi e j a k o szczególną wa r t o ś ć b a d a ń f a u n i s t y ­

cznych n a d wi jami p r z e de ws z ys tk i em p ra kt yc zn e, uboczne s t ud y a , zwi ązane z i n d y w i d ua ln e mi wł aś ci woś ci ami k r o ­ cionogów, k t ó ry c h życie zwi ązane j e s t ściśle z w a r u n k a m i ge og r at ic zn e mi i g e ­ ologicznemu Zbieracz bowiem wijów j e s t bardziej niż k aż d y i n ny z mu s zo n y do c iągł ych wyci eczek i podróży, do z a ­ z n a j a m i a n i a się z geologią, ge ogra fi ą i k l i m a t e m r ó żn y c h okolic k r a j u a oczy­

wiście t ak że z c h a r a k t e r y s t y c z n e m i p r z e d ­ st awi ci el ami f auny i flory. W t e m leży ni et yiko z n a cz n a kor zyś ć dla zdrowia, lecz t a kż e j e s t to czynnik z m u s z a j ą c y p rzy ro dn ik a do ws z ec hst r on no śc i w b a ­ daniach, p o b u d z a ją c go do o b s er wo wa n ia na jr óżnorodni ejs zych zjawisk, n i e d o s t ę p ­ n y c h dla mola książkowego.

„Wreszcie ciągła s tycznoś ć z przyrodą, uczy n as p oznawać pi ękno i h ar mo ni ę w niej pa nu ją c ą" . „Słowem, n a j w i ęk s z a w a r t o ś ć b a d a ń f a u n i s t yc z ny c h ( choćby n a w e t n i e p r z e d s t a w i a j ą c y c h m a t e r y a l -

n y c h korzyści) pol ega na tem, że ot ac za ­ j ą c a na s żywa p r zy ro da s taj e się cz ąs tk ą naszego duchowego życia i s t w a r z a l u d z ­ kości „raj", z k t óre go nie zdoła j e j w y ­ pędzić ż a dn a siła. Ta właśnie okolicz­

ność, n i e ma ją c a nic wspólnego z p r a k ­ t y c z n ą korzyścią, dozwal a zarówno pra­

c u j ą c e m u badaczowi, j a k i w s z y s t k i m k o ­ r z y s t a j ą c y m z owoców tej pracy, wejść w k r a i n y wolne od c odziennych m ał o ­ s tek, od płaskich m a t e r y a l n y c h dążeń i nami ętnoś ci.

„ W ą t p i ć z ate m o pożytku b a d a ń fauni- s tyc zno - s y s t e m a t y c z n y c h mo g ą c hy b a t y lko ci, k t ó r z y nie są zdolni zrozumieć dopiero co p o ru sz on yc h kwe st yj ". Ver- hoeff p y t a w d a l sz y m ciągu: komu n a l e ­ ży polecić o pr ac o wy wa n ie p e w ny c h g r u p z w i er zą t i odpowiada, że n i et yiko spe- cyalistom. P r z e de w sz y s t ki e m z w r a c a się do t y c h kół inteli gencyi, k t ó re poza^wła- ś c iw ą w y c z e r p u j ą c ą p r a c ą zawodową m a ­ j ą dosyć wol nego czasu i energii, a by j ą

poświ ęci ć pr ac y n a niwie ba d ań f au n i ­ s t y c z n y c h . „Te wł aśnie koła mogą oddać r z e t el n e u s łu gi nauce. Szczególnie n a u ­ czyciele szkół ś r e d n i c h i l ekarze, najbl i­

żej w y k sz t ał c en i e m s p ok re wn ie n i z przy- r odnikami-zoologami".

Co p r a w d a niemało zawinił w t y m k i e ­ r u n k u b r a k o dpowi ednich dzieł s y s t e m a ­ t ycz nyc h, s k u p i a j ą c y c h w sobie nieraz bardzo rozpi erzchłą l i t e ra t ur ę f a u n i s t y ­ czną. B r a k d obr ego ( niej ednost ronnego) p o d r ę c zn i ka zoologii zwłaszcza w l i t e r a ­ t u rz e zoologicznej polskiej, daje się o gr o­

m n ie odczuwać. Po dr ę cz n ik t a k i m a ;być

p r z e w o d n i k i e m nie dla uczniów, ale^dla

n a uczyci el a, bo t e n tylko może w m ł o ­

dzieży budzić s z la chet ny i szczer y zapał,

p o z o st a j ąc y na całe życie, pozwa laj ący

p r ac o wa ć n a polu b a d a ń f a un is ty cz ny ch

niezależnie od zajęć z a wodowyc h. N a u ­

czyciel j e d n a k niepowinien o g r ani czać

się do p o d a wa n i a uczniom wiadomości

czyst o k s ią żkowyc h: to dobre w s t u d y a c h

l it er ackich. Nauczyciel p r zyr odni k, czy

to szkół ludowyc h, średni ch, czy u n i w e r ­

s ytecki , powi ni en bezwzględni e k i er owa ć

pierwsze kroki u czniów na łono p rz yr o ­

dy, powinien i m polecać s amę pr zyr odę

do o bs er wac yi bezpośredniej, n a wyci ecz­

(9)

k ac h i w s porządzaniu zbiorów n a u k o ­ wych, p rzy cz em p o m ag a ć sobie specyal- nemi dziełami f auni stycznemi . Kto po­

weźmie t a k ą zasadę, t en k o n s e k w e n t n i e zrozumie, że z arówno na uc zyc iel j a k i uczniowie w nauce zoologii przede- w s z y s t k i e m powinni u wz g lę d ni ać klasy tych zwierząt, które się s po ty k a ws zę ­ dzie, n a k a żd y m k r o k u n a lądzie czy w wodzie. „A do t a ki c h należą w i j e “.

Zoologia p r z y b r a ł a w o s ta t ni ch czasach kolosalne w pr o s t r ozmi ar y i k a ż d y jej badacz, byle ni epozbawi ony k r y t y c y z m u wz gl ęd em siebie, przyzna, że j e s t prawie w t a k i m położeniu, j a k owo chłopię, chcące g a r s t k ą przelać morze w dołek w p ia sk u w y g r z e b a n y . Ale poni eważ

„w ograni czeni u okazuje się m i s t r z 11, przeto smucić się z tego p o wo d u nie po.

wi nni śmy. Poznać sa me go siebie, swoje ograni czeni e i ni edoskonał ość, to także s z tu k a niepoślednia. Ktokolwiek pr ag ni e dzisiaj z kor zyści ą wi edzę zoologiczną uprawiać, może najwięcej zdziałać, o g r a ­ niczając się do pewnego t ylko zakresu.

I n a n a jmn i ej sze m polu mo żn a b a rd z o wiele zdziałać, ponieważ zależność zja­

wi sk przy ro dy j e s t ni eog ra ni cz on a. A p r z e ­ cież każde najogólniejsze z a g a d n i e n i e

biologiczne w n a j o b sz e rn i ej sz e m z n a c z e ­ niu może znaleźć oddźwi ęk w po s z cz e ­ gólnych dziedzinach ś wi a t a zwierzęcego-

„Równolegle z n i e s ł y c h a n y m w z r o s te m liczby form z nanych, w z r a s t a t akże liczba teoryj i hypotez, a rozszerzenie z a kr es u z n a n y c h i z b a d a n y c h dziedzin wcale nie położyło k r es u w al k om ducha. J a k ws zę ­ dzie tak i w u mie ję t no ś ci a ch p r z y r o d n i ­ czych ścier aj ą się g w a ł t o w n i e z a p a t r y ­ wania, dające się w gr unci e rzeczy spro wadzi ć do p r a s t a r y c h przeciwności: ate- i zmu i deizmu, monizmu i d u a li zmu , czy j a kk o l w i e k inaczej j e n a zwi emy. Cóż może ścisły f a u ni s ta p rz ec iw st aw ić t em u zami eszaniu sądów? Nic, pona d swoję s k r o m n ą pr acę n a polu b a da ń ś w i a t a r z e ­ czywistego, z do b ywa j ąc przo d own ic two w nim człowiekowi, z y s k u j ą c to o czem wyżej wspomniano, t. j. i deal ną w a r t o ś ć duchową. Skoro zdołamy w y d o b y ć z ma- t er y a l n y c h rzeczy i dealne korzyści, m o­

żemy powiedzieć, że przeszliśmy szkołę.

W tej szkole t r z e ba się n a u c z y ć ' o d r ó ż ­ niać doskonale czyst ą prawdę, wol ną od przesądów i przypuszczeń. A że i dzi­

siaj, n a w e t w kołach n a u ko wy c h nie o g ra ­ niczamy się do samej t ylko wiedzy, świadczą o t em moniści i keplerzyści, j e ­ dni i d r ud zy wy zn a wc y dogmatów, w z a ­ sadzie nieróżniących się od pr awn ie u z n a ­ nych s y s t em at ó w rel igij nych".

„Dobrze pojęte specyal ne badania są najlepszą d rogą do nauczeni a się odróż­

niania wiedzy od wiary; one t y l k o J d a j ą możność osiągnięcia owego najwyższego zadowolenia ł adu we wzniosłej j e d n o ś c i 11!

Skoro zatem p r ac a na polu przyrody a zwłaszcza specyalne s t u d y a f auni stycz­

ne d o st ar c za j ą wielu ludziom zadowole­

nia wewn ęt rzn eg o i spokoju ducha, t a k pot rzebnego w dzisiejszych niespokoj­

nych czasach, to należy ba da ni a pr zyrod­

nicze t a k prowadzić, aby wiodły l u d z ­ kość do szlachetnej radości życia albo po­

mogły do wyni esieni a jej ponad małostki t ros k codziennych. Do tego celu nie doj­

dzie każdy człowiek, choćby się n a w e t pilnie oddawał s tudyom pr zyrodniczym.

Kto ich pr agni e używać j a k o środka do zaspokojenia swej ambicyi, albo j a k o sce­

ny, dostarczającej pewnej liczby i n t e r e ­ s u j ąc y ch wrażeń, m a j ą cy c h służyć do pochwal eni a się bogactwem duchowem, t em u p r zy r od a może wp ra wd zi e również dać bardzo wiele, ale nigdy zadowolenia i radości życia. Te s k a r b y zdobyć^mo- żna tylko oddaniem się tej wielkiej k s ię ­ dze całą duszą i ze szczerym zapałem, który dla p rawdz iwego p r zy ro dn ik a j e s t tem, czem dla a r t y s t y „serce pełne uczuć11, j e s t j e g o na ji s to t ni ej s zy m pi er wi as tki em życiowym, wyr óż ni aj ąc ym go od tak zw.

zrobionych przypa dk owo pr zyr odni ków, bę dą cy ch nimi t ylko dlatego, 'że czemś być musieli wogóle".

Ni e st et y t r ze ba przyznać, że p r z yr o st pr zyrodników, zoologów nie odpowiada w ż a d n y m s t os un ku przyrostowi ludności i wzmożeniu ogólnego d obr ob yt u. Szcze­

gólnie b rak specyalistów f auni stów. J e ­

żeli z wr ó ci my się do s t os u nk ó w g a l i c y j ­

skich, ten b r a k j e s t wpr ost raż ąc y. P r z y j ­

m uj ąc liczbę szkół ś r e d n i c h w Galicy

(10)

378 W SZECHSW IAT JMś 24

t y lk o n a 80, o t r z y m a m y c onajmniej ty- lużnauczycieli p r z yr o dn i k ów , l u dz i z uko ń czonemi s t u d y a m i p r zy r od ni cz emi uni"

w e r s yt ec k ie mi , kt órz y w razie silnej woli mo gl ib y n a polu b a d a ń f auny k r aj owej położyć znaczne zasługi, poświęcając b o ­ daj połowę tylko wolnego czasu na z b i e ­ r a n i e i o p ra c o w y wa n i e mat ery a lów. N i e ­ s t e t y pr.ignienie to pozostanie z ap ewn e n az aw sz e „pium d e s i d e r i u m “, bo zwykle (jak V e r ho e łf słusznie zauważa) p r ac a n a u k o w a kończy się z chwi lą u z y s k a n i a st op n ia a kademicki ego, lub dypl omu n a ­ uczycielskiego. J e d n a k ż e g d y b y tylko 30 nauczyci el i zechciało się zająć p r ac ą s y s t e m at y c zn o - f auni st yc zną , to i w t e d y r e z u l t a t y b y ł y b y c en n e i m o g ły b y się pr zys łużyć w dużej mier ze p r z y r o d o ­ z n a w s t w u pol ski emu. A przecież t r u d y i k o s zt y z t ą pr acą połączone są t a k m a ­ łe, że k aż d y może sobie na nie pozwolić.

Tr oc hę naczyń, s zk la n yc h r u r e k i s p i r y ­ t us u (nie formaliny!) do k o n s e r w o w a n i a , p a r ę d r ob ny ch p r z y bo r ó w i lupa, oto całe uzbroj enie s y s t e m a t y k a .

Oczywiście należy u w z g l ę d n i ć j tę o k o ­ liczność, że g a b i n e t y przyr od n i cz e g a l i ­ cyjski ch szkół ś re d n i c h nie są prawie zupełnie wyposażone w p r z y r z ą d y do b a ­ da ń f a u n i s t y c z n y c h p ot rzebne. Prócz przyr ządów j e d n a k p o t r z e b n a j e s t n i e ­ odzownie odpowi ednia l i t e ra tu r a, a na zakupienie j e j żaden z a kł ad ś r ed n i g a l i ­ c yjs ki pozwolić sobie nie może Okolicz­

ność t a j e d n a k częściowo tylko u s p r a ­ wiedliwia n a sz yc h pr zyr od ni kó w. U w a ­ żam bowiem, że n a w e t z na jba rdzi ej z a ­ padłej miejscowości pr owi ncyonal nej m o ­ żna się p or ozu mi eć z p r a c ow n i a mi uni- w e r s y t e c k i e m i czy s pecyal ist ami , i i m do op r ac o wa ni a posyłać z e b r a n y m at e r y a ł , co znów nie będzie z a r ab i an i e m n a c u ­ dzą sławę, ale tylko u ł at w i e n i e m ro bo ty i zasł ugą dla polskiej wi edzy p r z y r o d n i ­ czej.

W o be c t ego niemożna się dziwić, że młodzież szkół średni ch posiada w i a d o ­ mości z z ak r es u wiedzy pr zyr odni czej tylko pamięciowe, ni epopa rte ż a d ny m bezpośrednio w przyrodzie spos tr zeż ony m f ak t em , a co za t e m idzie, nie z da je s o ­ bie należytej s p r a w y z n a jp r os ts z yc h z j a ­

wi s k biologicznych. Niezapr awi wszy się z a wc z as u do b ez pośr ednie go o b s e r w o w a ­ nia pr zyr ody, p rzys zedłs zy na u n i w e r s y ­ tet, u cz y się w dals zym ciągu m e c ha ­ nicznie n a u k pr zyrodni czych z podręcz­

ników, ani ni eprzypuszczając, że w poło­

wie cz as u spędzonego nad ks ią żk ą mo­

żna s k o rz y st ać więcej, czytając bezpo­

ś re d ni o w księdze przyrody. A j eszcze j ed na niepoślednia korzyść z s y s t e m a t y ­ cznych ba da ń fauny czy flory. Oto uczeń, k t ó r e g o prowadzi się na lono przyrody i z ac hę c a do zbier ani a okazów, uczy się pr z e de w s z y s tk i e m p a tr zeć na świat, w k t ó ­ r y m żyje, uc z y się s pos tr zega ć nieraz szczegóły, k t ór e zwykl e uchodzą uwagi.

I na to powi nno się kłaść nacisk ni e­

mał y, a b y t en zmysł o bs er wac yi ścisłej i spos tr zeg awcz oś ć z awc zas u kształcić i rozwijać.

Zdolność bowiem s po st rz eg an ia n ikomu szkodzić nie może, bez wzgl ędu na to, j a k i e kto z aj mu j e stanowisko, j a k i u p r a ­

wi a zawód. Owszem, może oddać nieraz bardzo wielkie usługi k a żd em u człowie­

kowi.

Ta dziwna oboj ęt ność ni ek tó ry ch n a u ­ czycieli pr zy r od n ik ó w dla b ad a ń s y s t e ­ mat y cz no f au n i s t y c z n y c h mści się prze­

d e w s z y s t k i e m n a nich samych, u t r u d n i a ­ j ą c niepomier nie n au c za n ie i p oz b awi a ­ j ą c tej p rzyj emnoś ci, j a k ą ma n a u c zy ­ ciel, r o z bu dz a ją c y zami łowani e do bezpo­

średni ej obserwacyi. Ograniczanie się wył ączni e do p od ręc zn ik ów ma jeszcze i nn e złe str ony, np. b r a k znajomości p r zy ­ k ł ad ó w n a poparci e p e wn y ch czy to te- oryj, czy z ja wis k biologicznych, w y b r a ­ n y c h z pośród przedstawicieli ł a u n y k r a ­ j owej. U c i e k a m y się pr awi e zawsze do p r zy k ł a d ó w e gz otyc znych, Choćby n a we t pośród naszej f auny był y w yb i tn e i c h a ­ r a k t e r y s t y c z n e pr zy kł ad y.

Sł us zny będzie z a p ew n e p r z yk ł a d n a ­

s tę p u j ą c y : J u ż w kl. II mówi się o u b a r ­

wi en iu och ro nn em, o mimezyi i prawie

zawsze nauczyci el j a k o p r zy kł a d np. m i ­

mez yi p r z yt a cz a osławionego Bacillus lub

Callima, A czyż t a ki c h i lepszych p r z y ­

k ładów nie s ta n o w i ą nasze: sieciarki (Dre-

panopter yx), motyle (Cołocampa), c h r z ą s z ­

cze i inne owady. P r zy kł ad ów do st ar cza

(11)

n a m f auna k r a j o w a podostat kiem, t r z e ba t ylko to i owo umieć i chcieć s ame mu zobaczyć. J a k dalece są nierozwinięte b a da ni a f auny ziem polskich, świadczy b r ak p r ac w l it er a tur z e polskiej n a t e ­ m a t właśnie poruszony. O ile wiem, i s t ­ nieje u nas j e d n a j e d y n a r o z p r a w a polska L. Sitowskiego 1), opi suj ąca formy mi- met yc zn e z pośród f a u ny k r aj owe j. Są ni ek tó rzy nauczyciele pr zy r od ni cy, t r z y ­ m aj ący się prawie niewolniczo p odr ęcz­

ników; zdaje się im bowiem, że im z tem wygodnie, bo to nie w y m a g a żadnego n a k ł a d u pracy, brać got owe i podawać dalej, niezważając, że nieś wi ad omi e p r zy ­ czyniają się przez to do budz en ia p e w ne ­ go r odzaj u u pr ze dz en i a do f a u n y k r a j o ­ wej, co oczywiście nie pr zyczynia się do krze wi eni a miłości ojczyzny. Jeśli kto, to pr zyrodni k ma dużo w t y m ki er un ku do zrobienia i ma t y s i ą c k r o t n ą spo s ob­

ność do budzenia t ego szlachet nego u c z u ­ cia w młodzieży. Filolog, m a t e ma t y k, czy fizyk sposobności tej nie maj ą, j e d y ­ nie h i s t o ry k i ge ogra f mogą w równej mierze z pr zyr odni kiem zdziałać w t ym k i e r u n k u bardzo wiele. D o b r y znawca f auny kraj owej (a t a ki m może być tylko s y s t e m a t y k s a m p r ac u j ą c y na t e m polu) potrafi w ciągu 2 czy 3 godzin t y go dn io ­ wo wlać w młodociane d us ze tyle u m i ­ ł owania k r aj u ojczystego, że w ys t a r c z y to za p od st awę n a całe życie.

Co p r a w d a d w a czynniki t r z e ba za Verhoeffem koniecznie uwzględnić, c z yn ­ niki, które spo wo do wał y ów b r ak s y s t e ­ m at yk ów:

1) Brak i n s t y t u t ó w do b a d a ń f a u n i ­ s t y c z ny c h a szczególnie muzeów zoolo­

gicznych, k t ó re j e d y n i e mogą być z a k ł a ­ dami n ajodpowie dni ej sz emi do ba da ń t e ­ go rodzaju.

2) Wi el u pr zyr od ni kó w przyzwyczaiło się do popularnej l e k t u r y i odczytów ilu- ' ^ o w a n y c h obrazami świetinemi. Uwa-

wrygo d n e i biorą w za-

^M^r&^tf&iwi^ps^Łrodę to t ylko, co -jso ,6n wóinsou do^wg i§?i>l o^sissasoi -ej, jfiif s oła^so >1 b T ,rioijlałoq mois ośol -pdf)

tvzm u w sroa fauny o wado w krajowych. Kosmos

WfcłMtyy 19W 'I0 3 9 t ° iq S o g s b ś ł i i 5l9sp iw

z ul ta te m t ego rodzaj u n auczani a j e s t cał­

kowite zobojętnienie dla z ja wis k samej przy r od y i poważnych badań.

Dzieła zatem s pecyalne do t y ch kół po wi nny dotrzeć i, okazując dowodnie zbadane fakty, wieść miłośników pr zyr o­

dy do p r zy r od y samej, aby mogli uczyć się pr akt yc zni e i zdobywać własne sądy.

Tyle Verhoeff. A teraz z e s t a wm y wł a ­ sny bilans na polu b a da ń s y s t e m a t y c z ­ nych fauny ziem polskich.

Zgóry przyznać trzeba, że zrobiono u nas dość mało w s t os un ku do b og a c­

t w a naszego kraju.

Żaden dział f a u ny krajowej nie j e s t jeszcze doszczętnie opracowrany, a b a d a ­

nia f auny wielu niższych g ru p z w i e rz ę ­ cych są zaledwie rozpoczęte. Okazuje się zatem, że j e s t do zrobienia bardzo dużo, na imię zarobić może każdy, kto tylko nie z askorupi ł się w ślęczeniu nad książką i nie popadł w j ednost ronność.

P r a g n ą c y c h zaznajomić się bliżej z po­

t rzebami badań f auni stycznych ziem pol­

skich, odsyłam do referatu prof. d ra, W.

Kulczyńskiego, wygłoszonego na X Zjeź- dzie p r zy r od n ik ó w i lekarzy polskich we Lwowie.

' Tyc h kilka uwag, wy ni kł ych z myśli r z uc on yc h przez Verhoeffa, może zwróci u w ag ę nas zy c h pr zy ro dn ik ów n a k i e r u ­ n e k bardziej s y s t e m a t y c z n y i pobudzi do pr ac y szersze niż dotąd koła inteli- gencyi polskiej. Ki er un e k s y s t e m a t y c z ­ ny, przed kilku j eszcze l a t y z agranicą upośledzony, zaczyna obecnie zdobywać sobie należne mu stanowisko, czemużby zatem u nas miał panować zastój.

K . Simm.

P R O F . DR. ADAM B O C H E N E K .

U n i w e r s y t e t J agiel loński doznał w b i e ­

żącym r ok u j uż k ilku ciężkich s t r a t przez

-^fńio^FĆ- profesorów, będących chlubą

Wfe^fthi eyy^fciecnie ponosi nową stratę,

śirfieWe(pfefes0K& an at omi i opiso-

(12)

380 WSZECHSWIAT JMś 24

Urodzony w Krakowie w roku 1875, Adam Bochenek ukończył też tu nauki gimnazyalne i w roku 1892 zapisał się w poczet uczniów Wydziału lekarskiego wszechnicy krakowskiej, na której w r.

1898 otrzymał dyplom doktorski.

Zamiłowanie do studyów anatomicz­

nych, którym się specyalnie poświęcił, okazywał już w czasie studyów i przez dwa lata zajmował miejsce demonstrato­

ra w zakładzie anatomii porównawczej prof. Hoyera, zapoznając się już wtedy z metodami badań histologicznych ukła­

du nerwowego. Zostawszy po zdaniu do­

ktoratu asystentem przy katedrze ana­

tomii ludzkiej, wyjechał wkrótce, bo już w r. 1899, dla dalszych studyów zagra­

nicę, gdzie w Strassburgu, w zakładzie anatomicznym prof. Schwalbego, zapo­

znał się z metodami badań antropome­

trycznych. Ale ten kierunek badań nie zadowalał ś. p. Bochenka i chociaż może na tej drodze łatwiej byłoby mu dojść do stanowiska, powrócił do badań ściśle anatomicznych. W tym też celu udał się do Lowanium (Louvain) w Belgii, gdzie pod kierunkiem prof. van Gehuch- tena zapoznał się z metodami doświad­

czalnymi badań przebiegu dróg nerwo­

wych, mianowicie sposobem wywoływa­

nia zwyrodnień wr drogach obwodowych.

Tam też w Lowanium Bochenek wykonał szereg badań, a powróciwszy z tym do­

robkiem naukowym do Krakowa, habili­

tował się w r. 1901 na docenta anatomii opisowej ludzkie], w r. zaś 1906 zamia­

nowany został profesorem nadzwyczaj­

nym.

Od tego czasu widzieliśmy Bochenka, rozwijającego działalność naukową i pe­

dagogiczną we wszechnicy Jagiellońskiej.

Z prawdziwem zamiłowaniem i niezmor­

dowaną pilnością pracował nad groma­

dzeniem materyałów do badań nad ukła­

dem nerwowym, a chcąc rzecz całą ob­

jąć jeszcze szerzej, udał się w r. 1903 do stacyi zoologicznej w Neapolu, zebrał tam obszerny materyał zwierząt bezkrę­

gowych i na podstawie paroletnich ba­

dań ogłosił rozprawę o budowie dróg n e r­

wowych, przyczem stosował bardzo modną wówczas metodę Apathyego. Prócz

badań czysto anatomicznych, a w szcze­

gólności studyów z zakresu badań nad układem nerwowym, nie zaniedbywał też badań antropometrycznych i w rozpra­

wach Komisyi antropologicznej Akademii Umiejętności ogłosił cały szereg rozpraw z tego działu.

Niezaniedbując badań własnych, które ogłaszał głównie w Biuletynie Akademii Umiejętności i w Anatomischer Anzeiger, ś. p. Bochenek rozwijał wydatną działal­

ność dydaktyczną nietyiko z katedry i w czasie ćwiczeń z zakresu anatomii topograficznej i badania dróg nerwowych, ale też w pracowni specyalnej. Oddział neurologiczny zakładu anatomicznego gro­

madził coraz większą liczbę pracowników, którzy z prawdziwem zaufaniem i głębo­

ką sympatyą zwracali się do swego kie­

rownica. Prof. Bochenek dawał inicya- tywę i zachętę do pracy, dostarczał ma- teryału i środków; z nadzwyczajną uczyn­

nością i prawdziwą uprzejmością starał się usunąć wszystkie trudności, nie szczę­

dził własnego czasu i środków, ażeby wszystkim, dokoła niego się garnącym, dopomódz i wszystko ułatwić. I dlatego dziwić się niemożna, że w pracowni jego panowały stale najmilsze i najserdecz­

niejsze stosunki, kierownik pracowni nie- tylko otoczony był prawdziwym szacun­

kiem, lecz spotykał się wielokrotnie z do­

wodami najszczerszego przywiązania.

Działalność pracowni neurologicznej instytutu była też coraz owocniejsza;

a chociaż śmierć przerwała to życie w po­

łowie jego dni, to jednak dorobek pra­

cowni neurologicznej jest tak pokaźny, że niewątpliwie niewielu kierowników, stojących na czele lepiej uposażonych pracowni, poszczycić się może takim do­

robkiem, zdobytym w tak krótkim czasie.

Pracownia nie wyczerpywała całej dzia­

łalności ś. p. Bochenka. Pragnął głębo­

ko, ażeby wiedzę swoję zużytkować tak­

że w najbardziej trwałym kierunku dzia­

łalności dydaktycznej, ażeby mianowicie przez stworzenie podręczników polskich rozszerzyć kręgi swych uczniów na ca­

łość ziem polskich. Tak często z ust j e ­ go słyszałem zdanie, że uważa za obo­

wiązek każdego z profesorów wszechnic

(13)

polskich, ażeby w miarę sił brali udział w przysporzeniu polskiej literaturze nau­

kowej dzieł poważnych treści naukowej ze swego działu.

Kiedy ś. p. prof. Hoyer (senior) zaini- cyował wydanie podręcznika polskiego histologii, prof. Bochenek stanął w licz­

bie współpracowników.- Widzieliśmy go dalej opracowującego anatomię, histolo- gię i embryologię jamy ustnej dla pod­

ręcznika dentystyki prof. Łepkowskiego.

Wreszcie > czyn postanowił wprowadzić plan dawno ułożony opracowania tak nie­

słychanie obecnie potrzebnego podręczni­

ka anatomii'opisowej ludzkiej. Żmudna to i ciężka była praca, bo połączona z kie­

rownictwem rysunków i zbieraniem naj- dokładniejszem literatury działu anato­

micznego. Ś. p. Bochenek postanowił pod­

ręcznik swój wj,en sposób napisać, żeby zastępował zarazem słuchaczom atlas ana­

tomiczny. Minęło parę lat, odkąd pierw­

szy tom anatomii ukazał się w nakładzie Akademii Umiejętności w Krakowie, i dziś można powiedzieć istotnie, że prof.

Bochenek* wywiązał się”; chlubnie z pod­

jętego zadania. Dzieło jego^istotnie od­

powiada wszystkim wymaganiom. Sam fakt, jak bardzo^jest rozpowszechniona anatomia Bochenka, fakt, że młodzież w prosektoryum posługiwała się stale je ­ go dziełem,^świadczy wymownie, jak sa­

ma myśl, przez niego podjęta, była szczę­

śliwa i jak dobre było jej wykonanie.

O książce tej z prawdziwem zadowole­

niem mógł myśleć jej autor, mógł myśleć istotnie, że stał się nauczycielem anato­

mii dla ogromnej większości językiem polskim władających przyszłych lekarzy.

Niestety, nie było mu dane patrzeć na owoc dalszej swej działalności w tym kierunku. Kiedy drugi tom w pierwszej redakcyi zupełnie ukończył, gdy pierw­

sze arkusze oddane zostały do druku, śmierć przerwała pasmo tego pracowite­

go życia.

We wspomnieniu pośmiertnem o ś. p.

Bochenku niepodobna nie podkreślić ży­

czliwości, jaką miał dla młodzieży uni­

wersyteckiej. Jego gorącem pragnieniem było, żeby uniwersytet nasz jednoczył w swych murach młodzież wszystkich

zaborów Polski, żeby starać się w przyj­

mowaniu młodzieży o jaknajwiększe ułat­

wienia dla młodzieży z zaboru rossyj- skiego.

Życie, pracy naukowej i pedagogicznej poświęcone i zupełnie oddane, urozmaica­

ło mu wielkie zamiłowanie do sztuki i dzieł artystycznych. Gorący miłośnik Krakowa i jego pamiątek, przywiązany był szczerze do tutejszych zabytków sztu­

ki. Każdy pobyt we Włoszech, dokąd często jeździł, podnosił jeszcze jego arty ­ styczne upodobania.

Przez szereg lat wykładał jako docent anatomię artystyczną w Akademii sztuk pięknych i w wykładach tych wielkie znajdował zadowolenie.

Wyczerpany gorączkową pracą i znu­

żony życiem, które stawiało mu wiele dla jego charakteru trudnych do zwal­

czania przeszkód, uległ wreszcie w tej walce życiowej w chwili, gdy działalno­

ści jego, sił i pracy, tak bardzo potrzeba było jego uczniom, całemu uniwersyteto­

wi i nauce polskiej.

Emil Godlewski.

Pism a ś. p. p ro f. d-ra Bochenka.

1) Die Reifung und Befruchtung des Bies von Aplysia depilans. Buli. de l‘Acad. des Sciences de Cracovie. Maj, 1899.

2) Die Neryenbahnen des Vorderhirns ron Salamandra macuJosa. Tamże. Lipiec, 1899.

3) Uber die Neryenendigungen in den Plexus chorioidei des Frcsches. Tamże.

4) O dojrzewaniu i zapłodnieniu jaja u śli­

maka Aplysia depilans. Rozpr. Wydz. ma­

tem. -przyr. Akad. Urn. w Krakowie. Tom XXXIX, 1899.

5) Drogi nerwowe przedmóżdża salaman­

dry. Tamże. Tom XXXVIII, 1900.

6) O unerwieniu splotów naczyniowych mózgu żaby. Tamże XXXVIII, 1900.

7) Tkanka nabłonkowa. W „Podręczniku histologii" wydanym pod redakcyą prof.

d-ra H. Hoyera (sen.). Warszawa, 19 0.

8) Kritisches iiber die neuen Capacitats- bestimmungsmetoden. Zeitschr. f. Morphol.

u. Antrop. Tom II, zesz. I, 1900.

9) Beschreibung der Schadel aus einer spatromischen Grabstatte nahe dem Weiss- thurmthor in Strassburg. Mittheil. der na- turhist. Gesell. in Colmar, 1901 i 1902.

10) Anatomie fine de la cellule nerveuse de Helix pomatia. Compt. rend. de l‘Assoc.

des Anatomistes. Lyon, 1901.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jad znajduje się we wszystkich częściach ciała pająka, zawierają go także jaja; zdaje się, źe należy on do substancyj białkowatych; w roz­. tworze daje się

Są to liczby imponujące, bezwątpienia, maleją one jednak i stają się bardzo mało znaczące- mi, jeżeli się je porówna z ilością zarodni­. ków, wydawanych

cą tego przypuszczenia, że w klimacie, zniew alającym rośliny do przerw ania na dłuższy czas transpiracyi liści, najlepiej rosną i rozw ijają się te osobniki,

cej grom adziło się faktów , tem bardziej zagadko wemi staw ały się owe promienie katodalne, aż doszło wreszcie do tego, że stało się niem al niegodnem

W procesie powyższym czasami zachodzą pewne zboczenia: czasem jedna z dwu komórek dzieli się przed konjugacyą, niekiedy zaś utworzenie się woreczka nie jest

Chw ilka jednak zastanow ienia uczy, że ta k dodatnich horoskopów nie m am y bynajm niej praw a sobie staw iać.. Jeżeli zaraz usuniem y pręcik, naokoło którego

Ocena ilościowa tych gazów nie może być uważana za dość ścisłą z powodu trudności, jakie się napotyka w razie oddzielania pojedynczych gazów; jed ­ nak

Ilekroć łączą się pierw iastki dodatni i odjemny, zawsze w y tw arza się zdolność rozpadania się zw iązku n a jony; inaczej m ówiąc w tym samym czasie,