• Nie Znaleziono Wyników

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".W Warszawie:

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".W Warszawie:"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Jsft. 2 3 (1618). W arszaw a, dnia 8 czerwca 1913 r. T o m X X X I I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „ W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W arszaw ie:

ro czn ic rb .

8,

kw artalnie rb.

2.

Z p rzesyłką pocztow ą

ro czn ic rb.

10,

p ó łr . rb.

5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W R cdakcyi nW szechśw iata" i w c w szystk ich księgar*

niach w kraju i za granicą.

R edaktor „ W szech św iata'4 p rzyjm uje ze sprawami rcdakcyjnem i co d zien n ie od g o d zin y 6 do 8 w ieczorem w lokalu redakcyi.

A d r es R ed a k c y i: W S P Ó L N A .Nk 37. T elefon u 83-14.

N A J N O W S Z E Z A G A D N I E N I A G E N E T Y K I .

P ra w o dziedziczności, o d k ry te przez Mendla, j e s t dziś u g r u n to w a n e licznem i dośw iadczeniam i i ob e jm u je najróżn o ro d­

niejsze cechy isto t ż yw ych. Liczne p rzy ­ padki, które, zdaw ało się, w y ch o d z ą po­

za r a m y p ra w a Mendla, z p o stę p e m w ie ­ dzy zostały włączone do sz ere g u zjawisk, o b jętych tem praw em . W s p a r te teo ry ą obecności i nieobecności, p raw o to j e s t podwaliną obszernej ju ż dziś nauki, k tó ­ ra ze skro m n e g o s ta n o w is k a , ja k i e zaj­

m owała przed k ilk u n a s tu laty, w y su n ę ła się na naczelne m iejsce w biologii.

P ra w o M endla n a s u n ęło m yśl, że w ko ­ m órkach płciow ych (g am etach ) znajd u je się coś, odpow iad ająceg o cesze p anującej i coś, od po w iad ającego cesze u stę p u ją ce j i że te dw ie niew iadom e nie m o g ą is t ­ nieć razem w je d n e j gamecie. Będziem y naz y w a li te niew iad om e g e n a m i. Idea niezależnych od siebie Kc z y n n ik ó w “ w e ­ w n ę trz n y c h (genów), k tó re m a ją wpływ n a rozwój poszczególnych cech isto t ży­

wych, nie j e s t nowa. W szak d e te r m i­

n a n ty W eism arm a należą do pojęć tej co i gen kategoryi. J a k a j e s t więc r ó ­ żnica m iędzy g e n e m a d e te rm in a n te m ?

W edług W e is m a n n a d e te r m i n a n ty są c iałkam i protop lazm atycznem i, posiada- jąc e m i w łasność dzielenia się. Pow o dują one tw orzenie t a k ic h lub in n y ch o r g a ­ nów, kom órek i tk an e k . Genów n iem o ­ żna u tożsam iać z d e te rm in a n ta m i. Te- orya W eism anna uw aża poszczególne o r ­ g a n y za p r o d u k t działania d e te r m in a n ­ tów. T e o ry a genów przyjm hje tylko, że k om ó rka w j e d n y m razie j e s t in n a niż w d rugim i tę różnicę w yraża s y m b o ­ licznie.

1 . Znikanie genów. Gdy ustaliło się p r z e ­ konanie, że poszczególne cech y m ogą być w yw oływ ane przez dwa lub kilka genó w dopełniających się, wtedy sta ły się też zrozum iałem i liczne przy padk i powrotno- ści (atawizmu), n a pozór niezgodne z p r a ­ wem Mendla. Klasycznem dośw iadcze­

niem, w ykazującem , że pow ro tno ść j e s t w ynikiem połączenia się w je d n y m osob­

n ik u p e w n y c h genów, które d otąd pozo­

s ta w a ły rozdzielone, są krzy ż o w an ia bia­

ły ch groszków p a c h n ą c y c h (Emily H en­

derson). Krzyżowanie to wywołało powrót

b a rw y fioletowej, c h a ra k te ry s ty c z n e j dla

(2)

354 W SZECHSW IAT jYe 23

dzikiej fo rm y sy c y lijs k iej (rys. 1, 3). S k u t ­ kiem k rzyżo w an ia m ię d z y sobą p o w ro t­

n y c h fioletow ych g rosz k ó w , było z ja w ie ­ nie się sześciu r ó ż n y c h b a rw oprócz bia-

1, 2, E m ily Henderson; 3, pow rotn y I \ ; 4, c ie ­ mno - fio le to w e z m ebieskiem i skrzydełkam i; 5, ciem no - fio le to w e z fio le to w em i skrzydełkami;

6, ja sn o -fio leto w e (Picotee); 7, ciem no-czerw one z różow em i skrzydełkam i (P ain ted Lady); 8, c ie ­ m no-czerwone z czerw onem i skrzydełkam i (Miss

Hunt); 9, różow e (Tinged W hite); 10, B iałe.

łej. S to s u n e k form b a rw n y c h do b ia ­ ły ch był 9:7. Z sześciu form b a rw n y c h , t r z y b y ły fioletowe, trz y zaś czerwone.

Fio le to w e by ły trz e ch typów : ( l) dwu- b a rw n e , ciem no fioletowe z n ieb ie s k ie m i s k rz y d e łk a m i, z n a n e w ogro dn ictw ie pod n a z w ą P u r p le In y in c ib le (rys. 1, 4); (2) ćiem no-fioletowe z lioletow em i s k r z y d e ł ­ k a m i (rys. 1, 5) i (3) jasno-fioletow e, z n a ­ ne pod n a z w ą P ic o te e (rys. l, 6). T rz em typom fioletow ym od p ow iad ają trz y c z e r­

wone: ( l ) d w u b a rw n e , c ie m n o - c z e r w o n e z różow em i s k rz y d e łk a m i, P a in te d L a d y (rys. 1, 7); (2) ciemno - czerw one z c z e r ­ w onem i sk rz y d e łk a m i, Miss H u n t (rys.

1, 8) i (3) różowe, T in g e d W h ite (rys.

1, 9). W pokoleniu F 2 s to s u n e k lic z eb n y fio le to w y ch do c z e rw o n y c h był 3:1. S t o ­ s u n e k ten u trz y m a ł się dla o d p o w ia d a ją ­

cy ch sobie typów fioletow ych i czerw o ­ n ych. B a rw a więc fioletow a j e s t h a m u ­ j ą c a w s to s u n k u do czerwonej i k ażd y z trz e c h ty p ó w czerw o n ych różni się od o d p o w ia d a ją c y ch im fioletow ych tem , że nie p o sia d a g e n u ( B ), k tó ry zam ienia b a r ­ wę czerw o ną n a fioletową. S to s u n e k zno­

wu, w j a k i m u k a z a ły się trz y t y p y g r o ­ sz ków fioletow ych był n a s tę p u ją c y : 9 d w u b a r w n y c h , 3 ciemno-lioletowe, 2 P i­

cotee. M am y więc tu do czyn ienia z dzia­

łan ie m d w u genów: ( i) genu, k t ó r y w y ­ w o łuje różow ą b a rw ę skrz y d e łek i k t ó r y p o w oduje p a n o w a n ie d w u b a rw n o ś c i nad cie m n o -z a b a rw io n e m i sk rz y d e łk a m i i (2) g e n u w z m a cn ia ją c e g o ba rw ę i obecnego w d w u b a r w n y c h i ciem no-fioletow ych t y ­ p a c h a nieobecnego w ja s n y c h Picotee.

N ależy nad m ien ić, że w nioski te op ierają się n a w ielkiej liczbie doświadczeń, na hodow li ty się c y roślin 1). W roślinach, o k t ó r y c h mowa, m am y do c z y nie nia z obecnością lub n ieobecnością pięciu g e ­ nów, k tó re m o żem y oznaczyć j a k n a s t ę ­ puje:

w y w o łu ją c y podłoże b a rw y , C u ja w n ia ją c y b a rw ę czerwoną, R w y w o łu ją c y b a rw ę fioletową, B

j a s n ą b a rw ę sk rz y d e łek , L w z m a c n ia ją c y b arw ę, I.

W o bec tak ie g o o z n aczan ia s k ła d n a ­ sz y ch sześciu form będzie:

(1) F ioletow ej d w u b a rw n e j (2) ciem no-fioletow ej (3) Picotee

lu b C R B l i

(4) Czerwonej d w u b a rw n e j (5) ciem no-czerw onej

(6) Różowej (Tinged White) lu b C R b l i.

W id z im y , że w tej s e ry i różn e form y b a rw n e różnią się od fioletowej d w u b a r w ­ nej b ra k ie m j e d n e g o lu b większej liczby genów . Z zanik iem poszczególnych g e ­ nó w p o w s ta ją nowe ty p y b a rw n e i t r u ­ dno oprzeć się n a s u w a ją c e m u się w n io s ­ kow i, że różne hodowrane o d m ia n y g r o s z ­ k u p a c h n ąc e g o p o w s ta ły s k u tk i e m t a k i e ­ C R B L 1 C R B l I C R B L i

C R b L I C R b l 1 C R b L i

J) B ateson, Saunders, P unnet. Reports to the

eyolution eom m ittee, Londyn, 1905—1909,

(3)

JMs 23 W SZECHSW IAT 355

go procesu z fioletowej d w u b a rw n e j lor- m y dzikiej. T ak i pogląd z ga dza się z tem, co n a m wiadomo o zach o w a n iu się form dzikich po sk rz y ż o w a n iu ich z j a k ą ś od­

m ianą hodowaną. Ilekroć robiono te krzyżow ania, m ieszańce były zawsze t a ­ kie j a k form a dzika, co p o tw ie rd z a p r z e ­ konanie, że ta form a z a w iera w szystkie geny, któ re s p o ty k a m y w g ro sz k u p a c h ­ n ącym .

Prócz tego ta k i pogląd z g a d za się z da- nemi h istory cznem i, k tó re o d n a jd u je m y w lite r a tu r z e bo tanicznej. P u n n e t, opie­

rają c się na tej l ite r a tu r z e i na d a n y c h z a w a rty c h w k a ta lo g a c h daw n iejszych hodowców, pisze !), że g ro szek p a c h n ą c y dostał się do A nglii poraź p ierw sz y w r.

1699. Został on p rzy sła n y z Sycylii przez m nicha F r a n c is z k a C upaniego w p o d a rk u d ok torow i Uredale, z a m iesz k a łe m u w h r a b ­ stw ie Middleses.. Nieco później s ły s z y m y o dwu now ych od m ianach, czerwonej dw ubarw nej czyli P a in te d L a d y i białej.

Obie m ogą być uw a ż a n e za p ow stałe z dzi­

kiej fioletowej odm iany w s k u t e k z aniku w tej ostatn iej genu, w y w o łująceg o k w i a ­ ty fioletowe lub jednego z dw u genów, w yw ołujących b arw ę. W r. 1793 pewien hodowca poleca odm iany, k tó re n a z y w a czarną i s z k arłatn ą . Możliwe, że były to nasze odm iany: ciemno - fioletowa i Miss H unt i że gdzieś w ty m czasie znikł z n ie ­ k tó ry c h roślin gen L, ro zja śn ia ją c y b a r ­ wę skrzydełek. W r. 1860 u k a z a ła się odmiana j a s n o - fioletow a czyli Picotee, a z n ią p raw d opo d obn ie i różow a (Tin- ged W hite). T y m razem u s tą p ił g e n I, w zm acniający barw ę.

Skład g e n e ty c z n y wielu odm ian został ju ż o pracow an y i dziś b y ło b y zadaniem prostem , choć może mało z a jm u ją c e m , oznaczenie ró żny ch odm ian szereg iem liter, w s k a z u ją c y c h gen y, z a w a rte w po­

szczególnych odm ianach. Możnaby w ten sposób z a stąp ić obecny s y s te m d a w a n ia odmianom n a z w królów i królow ych, w y ­ bitnych wodzów i dam mniej lub więcej znanych.

Ze w s z y stk ie g o co n am wiadomo o hi- sto ry i różnych odm ian gro szkó w p a c h n ą ­

cych, j e d n a rzecz j e s t jasn a . Nowa ce­

cha nie pochodzi od istniejącej ju ż o d ­ m iany w s k u te k stopniowego świadomego lub n ieśw iadom ego doboru. Zmienia się ona s am a w sobie całkow icie i może się łączyć podczas krzyżow ania z innem i ist- niejącem i już cecham i, w y tw a r z a ją c sze­

re g n o w y c h odmian. Jeżeli np., cecha k a p tu rk o w a to ś c i (żagielek zagięty, ry s. 2)

J) Punnet. M endelism, 1911.

(Eig. 2).

A —kw iat groszku o żagielku prostym; B —o ża-

gielk u nagiętym.

ukaże się nagle w takiej rodzinie j a k p rzedstaw iona n a rys. 1, wówczas może­

my otrzym ać tyle różnych odm ian b a rw ­ n y ch z żagielkiem zgiętym , wiele ich by­

ło z żagielkiem p ro sty m ; więc w ty m p r z y p a d k u ukazan ie się nowej cech y da­

łoby możność o trz y m an ia c z te r n a s tu od­

m ian z a m iast siedraiu. J a k wiadomo, ża­

gielek zagięty istnieje (rys. 2). Cecha ta j e s t u s tę p u ją c ą w s to s u n k u do żagielka prostego, m am y więc słuszność, p rzy p u sz ­ czając, że p o w s ta ła ona n agle s k u tk ie m zaniku genu, w któreg o obecności żagie­

lek p rz y b ie ra form ę wyniosłą, właściwą k w iatom dzikim.

P r z y g lą d a ją c się roślinom i w yb ierając p ow stające n ag le nowe formy, o grodnik

„ulepsza" rośliny.

W j a k i sposób zachodzą te n a g łe zm ia­

n y czyli m uta c ye, możemy te ra z powie­

dzieć. Zaw dzięczają one sw e po w stanie zakłóceniom w procesie podziału komó­

rek, w któ reg o n a s tę p s tw ie tw o rzą się ga m e ty. W tej lub innej chwili n o rm a l­

n y rozdział genów j e s t do k onan y i n ie ­ k tó re g a m e ty o trz y m u ją o j e d e n gen mniej niż inne.

Czy j e d n a k podczas zan ikania g e n u n a ­

s tę p u je zanik czegoś w protoplazm ie, czy

(4)

356 W SZECHSW IAT .N° 23

też zja w ie nie się nowej cechy j e s t s k u t ­ kiem k o n fig u ra cy i a g re g a tu , k t ó r y m j e s t gen? To o s ta tn ie p rzy p u sz c z en ie w y d a je się bardziej n a tu r a ln e m , szczególnie g d y m a m y przed oczy m a w y n ik i k lasy c z n y ch d o św ia d cz e ń B a te so n a i P u n n e t a x) nad g rze b ien ia m i k u r i kogutów , n ale ż ą cy c h do r a s m ala jsk iej i nad śró d ziem n o m o r- skiej. P ie rw sz a z ty c h r a s m a g rze b ień

„orzeszkowy" (rys. 3, JO), d r u g a — g r z e ­ bień „pojedyńczy" (rys. 3, C). Po s k r z y ­ żow an iu g rze b ien ia orzeszkow ego z g r z e ­ b ieniem p o je d y ń c z y m o trz y m u je m y w p o ­ k o len iu pierw szem g rze b ień orzeszkowy, w d ru g ie m zaś n a 9 orzeszkow ych, 3 ró ­ życzkow e (rys. 3, B ), 3 g ro sz k o w e (rys.

3, A ) i i p o jed y ń c z y . S t o s u n e k liczebny

(Eig. 3).

A , groszkowy; B , różyczkow y; C, p ojedyn czy D , orzeszkow y.

9 : 3 : 3 : 1 w s k a z u je , że m a m y t u do c z y ­ n ie n ia z 2 p a ra m i genów. G rzebień r ó ­ życzko w y w y w o ły w a n y j e s t przez g e n R , g rze b ie ń g r o s z k o w y —przez g e n P. Orze­

sz k o w y w y s tę p u je w te d y , g d y oba te g e ­ n y są obecne w osobniku. G rzeb ień zaś po jed y ń c z y w y s tę p u je wów czas, g d y oba g e n y są nieobecne. G dyby więc w o so b ­ ni k u o g r z e b ie n iu o rzeszkow ym z n ik ły g e n y R i P , w t e d y w e d łu g te o ry i o b e c ­ ności i n ieobecności w y s t ą p ił b y g r z e b ie ń pojedyńczy. Jeżeli j e d n a k p r z y jm u je m y , że c ech a grzeb, orzeszkow ego j e s t wy-

x) B ateson, Mendels P rinciples o f H ered ity,

1913. B ateson and P unnet. E vol. Comm. E oy.

Soc. 1905—1909. I

w o ły w a n a przez o kreślone geny, to p r z y ­ j ą ć też m u sim y , że c e ch a grzeb, poje- dyńczego j e s t rów nież s k u tk ie m d z ia ła ­ n ia o k re ś lo n y c h gen ó w r i p. L ite r a r więc będzie oznaczała n iety lk o n ieob ec­

n ość R , lecz je d n o c z e śn ie oznaczać b ę ­ dzie gen, k tó ry j e s t u s tę p u ją c y m w s t o ­ s u n k u do R i k tó ry , w spó łdziałając z g e ­ n e m p , w yw ołu je grzebień pojedyńczy.

S t o s u n e k g e n e ty c z n y g rze b ien ia orzesz­

k ow ego do po jedyńczego zdaje się p o ­ tw ie r d z a ć przypu szczen ie H. M org an a, że gon może is tn ie ć w je d n e j lub k ilk u p o ­ s ta c ia c h zależnie od s ta n u ró w n o w a g i J).

J e ż e li p r z y jm ie m y za słuszn y te n p o ­ gląd, w ów czas n a nowe od m iany g r o s z ­ ków, p ow stałe s k u tk ie m „ z a n ik u 11 genów, nie b ę d z ie m y p a trz y li j a k n a fo rm y u b o ż ­ sze pod w zględ em g e n e ty c z n y m lecz, przeciw nie, m u ta c y e tego ro d z a ju b ędzie­

m y u w ażali za przyno szące coś nowego.

2 . Przyciąganie i odpychanie się genów.

P r z y to c z o n y wyżej p r z y k ła d dziedziczenia b a r w y u g r o s z k u p a c h n ąc e g o w y kazuje, że g e n y m ogą w y w o ły w a ć pewien s k u ­ tek , d z ia łają c wspólnie. Geny C i R d z ia ­ ł a ją wspólnie i w y w o łu ją b a rw ę czerw o­

ną. K ażdy z nich oddzielnie nie w y w o ­ łu je tej b a rw y. Mimo współdziałania g e ­ n y są od siebie niezależne; rozm ieszczają się w g a m e ta c h k a ż d y zgodnie z p r a w e m Mendla.

Z nane są j e d n a k dziś j u ż dość liczne p rz y p a d k i, w k t ó r y c h w idać wyraźnie, że obecność ró ż n y c h gen ów w zygocie w p ły ­ w a n a ich rozm ieszczenie w g a m etach . W pływ , k t ó r y m o gą na siebie w y w ierać b y w a dw ojaki. Mogą albo od p ychać się n a w z a je m , j a k g d y b y niechcąc z n a jd o w ać się obok siebie w j e d n e j gam ecie, lub też m o g ą się przy c iąg a ć i przechodzić r a ­ zem do je d n e j g a m e ty , j a k b y przez spe- c y a ln e upodobanie.

P o ra ź pierw szy zjaw isko p rzy c iąg a n ia się ge n ó w obserw ow ał B a te so n 2) i j e g o

<) „A factor m ay ex ist in tw o or more forma according to th e State o f eąuilibrium; one o f its states is dominant-producing, and other is reces- sive-p rod u cin g“. T. H . Morgan. Eactors and u nit characters in m endelian h eredity. Amer.

N at., 1913.

2) R eports to th e E

yo

I. Comm. R oy Soc. 1905.

(5)

JMs 23 WSZECHSWIAT 357

uczniowie w gro sz k u p a c h n ą c y m . W ie m y już, że barw a kw ia tó w tej ro śliny j e s t pow odow ana przez s zereg w spółd ziałają­

cych i p o d legający ch p r a w u M endla g e ­ nów. W y ró ż n ia m y m iędzy innem i n a s t ę ­ pujące geny:

C, razem z R w yw ołuje b a rw ę czerw o­

n ą kwiatów ,

R, razem z C wyw ołuje b a rw ę czer­

woną,

B , zam ienia czerw o n ą b arw ę, w y w o ­ łaną przez C i R na b a rw ę fioletową,

D , w yw o łuje podłużne z ia r n k a pyłku;

wszystkie rośliny dd m ają pyłek kulisty.

Roślina C C R R Bb D d p o w inn a w y dać cztery ty p y g a m e t (7-ftBD, (TftBd, CR bD, C R M . W n a s tę p n e m pokoleniu o trz y ­ m ać w in n iśm y 16 typ ów zygot, p r z e d s ta ­ w iających w sz ystkie możliwe połączenia 4-ch typów gam et. W iem y , że, zgodnie z p ra w e m Mendla, n ie k tó re z z y g o t choć należą do ró żny ch typów, b ę d ą pozornie jed n a k o w e i jeżeli z w ra ca m y u w a g ę na dwie p a ry genów, to p o w in n iśm y o trz y ­ mać w tem pokoleniu z n an y sto s u n e k liczbowy 9: 3 : 3 : 1 roślin o k w ia ta c h fioł., pyłku podł., — o k w ia ta c h iiol., pyłku okrągł.,—o k w ia ta c h czerw., p y łk u podł., 0 k w ia ta c h czerw., p y łk u okrągł. Z am iast tego, o trz y m u je m y j e d n a k s to s u n e k licz­

bowy 4 9 5 : 2 2 : 2 3 : 1 3 7 . A b y w y ja ś n ić ten stosunek, B ateson i P u n n e t podali hypo- tezę n a stę p u ją c ą . Roślina CC R R Bb Dd, h e te ro zy g o ty c z n a w s to s u n k u do d w u ge­

nów B i D, s k u tk ie m p rzy c ią g a n ia się tych genów w y d a je więcej g a m e t BD 1 bd niż to w y p ły w a z obliczeń te o r e ­ tycznych. Z a m ia st więc szere g u g a m e t B D : B d : bD : bd po w s ta je szereg 15 B d : Bd:bD: 15 bd. S k u tk ie m tego za m iast s to s u n k u 9 : 3: 3 : 1, k tó ry o trz y m a lib y ś ­ my w p ierw sz y m razie, o tr z y m u je m y s to ­ sunek 737 : 31 : 225, co zgadza się mniej więcej z powyżej p rz y to c z o n y m

4 9 5 : 2 2 : 2 3 : 1 3 7 .

U tegoż g ro sz k u B a te so n i P u n n e t ob ­ serw ow ali z jaw isko o d p y c h a n ia się genów B i E. P ie rw sz y z ty c h genó w j e s t nam ju ż znany; d ru g i, E , w y w o łu je żagielek p ro sty kw iatu ; rośliny ee m a ją żagielek z a g ię ty (rys. 2).

W o sta tn ic h czasach zostało s tw ie rd z o ­

ne, że w p r z y p a d k a c h p rzy c iąg a n ia i od­

p y c h a n ia się genów, c h a ra k te r pokolenia F2 zależy od tego, czy dw a p r z y c ią g a ją ­ ce lub odpy chające się g en y wchodzą do zy goty F 1 w je d n e j czy też w dw u g a ­ m etach. Jeżeli h e te ro zy g o ta A a B b zo­

s ta ła u tw o rzo n a przez g a m e ty A B i ab i j e ­ żeli w ty m p rz y p a d k u pomiędzy A a B zachodzi p rzy ciąganie, to pom iędzy tem iż genam i będzie zachodziło odpychanie, g d y w spo m niana h e te ro z y g o ta u tw orzo n a zostanie przez g a m e ty Ab i aB . J e s t to dowodem, że „przyciąg an ie" i „odpycha­

nie" są iazam i je d n e g o z ja w isk a i że j e ­ dno i dru gie w yw ołan e j e s t przez zwięk­

szanie się liczby t y c h g am et, k tó re z a ­ w ierają rodzicielskie połączenia genów.

Rys. 4 p rze d s taw ia sc h em a ty c z n ie ten proces, n a z w a n y przez B ateson a i Pun- n e ta redu p lik ac y ą w s z ere g a ch g a m e t *).

Ab*

d

B

(Fig. 4).

Aby z jed n e j kom órki u tw o rzy ły się 4,

m uszą n a s tą p ić uprzed nio d w a podziały.

Jeżeli przyjm iem y, że podczas pierw s z e ­ go A B oddziela się od ab, to nie będzie­

my mogli w y ja śn ić p o w s ta n ia Ab i aB.

Praw dopodobnie więc p ierw o tn e z y g o ty tw orzą dwie podobne połowy, A a Bb i A a Bb, a najbliższy podział zachodzi ró-

‘) Bateson and P unnet. On gam etic serie*

invołving reduplication of certain terms. Journ.

Gen. 1911; Conf. int. Genet. Paryż, 1913,

(6)

358 W SZECHSW IAT JMó 23

żnie w obu połowach, o ddzielając w j e ­ dnej A B od ab, a w d ru g ie j Ab od aB.

Osi te g o s y s te m u podziałów u w a r u n k o ­ w a n e są położeniem w z a je m n e m g a m e t rodzicielskich. Różne szeregi g a m e t i z y ­ got, k tó re m ożem y o trz y m ać s k u tk ie m red u p lik ac y i, p rz e d staw io n e są na załą­

czonej tablicy:

© Cl M O O

CU

O ŁO isJ

o O p- o far

O

c8

T

1 00 ift

(M J 2 CO

2 « ® H

CQ

X

0 5 ® lO T - 0 5 0 5 52

^(MCO^KMY

0 5 0 5 0 5

WiOn1

^ se

t- lO *-• CO g-

H b- b- cn> 1—

O CO CO CO 0 5 i T - O — GO

C O M C O N

h

^

h

§e co

C O t > W H M l >

•«— CO CO <M

CO N l O H CO 1 > ’

rHCO0(M

r t f

ed

>■» cś fc E

05 5S X

3. Beduplikacya pierwotna i wtórna. W s z y ­ s tk ie t y p y redu p lik ac y i, d o tąd o p isy w ane, m o g ą b y ć z e sta w io n e w dwie g ru p y.

W pierw szej m a m y do c z y n ie n ia z s e ry ą g a m e t « — 1 : 1 : 1 : n — i, w drugiej l : m — l : n — 1 :1 . W y ją t e k sta n o w i z ja ­ wisko zupełnego o d p y c h a n ia się genów, w k tó re m w y s tę p u je s e ry a n — 1 : n - i.

I to j e d n a k z ja w isk o j e s t u w a ż a n e dziś za sp e cy a ln y p rz y p a d e k s e ry i

l : n — 1 : 11 — 1 : 1 , w k t ó r y m n j e s t b a r ­ dzo duże, przez co s k ra jn e g a m e t y m o g ą się u k a z ać dopiero w razie b a rd z o dużej liczby osobników.

D ośw iad czen ia la t o s ta tn ic h w y k a z a ły , że oprócz w s po m n ianych w yżej is tn ie ją też s to s u n k i n ieo b ję te ogólną formułą.

S t a n ą się one zrozum iałem i w tedy, g d y

z w rócim y u w a g ę n a to, że re d u p lik a c y a pom iędzy dw iem a param i g e n ó w m usi mieć w p ły w na s to s u n e k liczbow y g a ­ met, z a w iera ją c y c h geny, k tó re nie p o d ­ le g a ły b y reduplik acy i, g d y b y były same.

W y o b ra ź m y sobie, że m am y do c z y n ie ­ nia z t r z e m a g e n a m i A, B i C i że po­

m iędzy A a B zachodzi r e d u p lik a c y a t y ­ p u n : ] : 1: n. G d y b yśm y zw ra ca li u w a g ę ty lk o n a g e n y A i B, to po w inniśm y o trz y m a ć se ry e n A B - f - 1 Ab -}-1 aB~\-n ab.

Obecność genu C zwiększa liczbę różny ch typ ów g am et. Mamy więc seryę:

n A B C Ą n ABc + 1 A b C Ą - l^fc c -fl a B C +

— |— \ a B c—|—nab C~nabc .

R o z p a tru ją c oddzielnie poszczególne p a ­ r y o trz y m a m y stosunki:

AB:Ab:aB:ab::

2

n:

2

:

2

'.

2

n czyli n:l:l:n.

AC:Ac:aC:ac::n- j- i:n -)-i:n-(-l:n -f-l czyli l : 1 : 1 : 1 .

BC\Ba:bC:bc::n-\-l:n~\-V.n-|- l:n-J- 1 czyli l : l : l : l .

Z tego widać, że re d u p lik a c y a pom ię­

dzy A a B nie zm ienia stosu nk ów liczeb­

n y c h pom iędzy A a C i B a C.

D ośw iadczenie, ilu s tru ją c e t e n p r z y p a ­ dek, zostało w y k o n a n e przez Gregorye- go x) n a d P r im u l a sinensis. Chodziło ta m o g e n y M SD.

M = b a r w a m a g e n ta , m = c z e r w o n a , 5 = k r ó t k i słu pek , s = d ł u g i słupek, Z ) = k w i a t p ojedynczy, <Z=podwójny.

P om ięd zy M a S b y ła re d u p lik a c y a t y ­ pu 7 : 1 : 1 : 7, g d y M i D oraz S i D nie w y k a z y w a ł y redu p likacyi, w y d a ją c se ry ę n o r m a l n ą l : l : l : l .

R o z p a trz m y teraz p r z y p a d e k , g d y po­

m iędzy g e n a m i A a B istn ieje r ed u p li­

k a c y a ty p u ń : 1 : 1 : n a pom iędzy g enam i A a C istn ie je re d u p lik ac y a t y p u »»:i:l:m.

G d y b y red u p lik ac y a b y ła ty lk o pom iędzy A a B, m ieliby śm y se ry e g am et:

n A B C + n A B c + 1 A b C -\-\A b c + la B C -\- Ą-laBc-Ą-ndbC-^nabc.

P o n ie w a ż j e d n a k oprócz powyższej i s t ­ n ieje jesz c ze r e d u p lik a c y a pom iędzy A a C, więc g a m e ty z a w ie ra ją c e A C i ac b ę d ą m razy liczniejsze niż to p rzed sta-

J) Gregory. E xperim ents w itli Prim ula si­

nensis. Jour. Gen. 1911.

(7)

N

ł

23 WSZECHSWIAT 359

wia se ry a powyższa, czyli, że będziem y mieli do c z y n ie n ia z seryą:

nm A B C — j— n ABc— j— TtiAbC~]^-\. Abc— |— lctJjC— |—

-[-maBc-\-nabC~\-nmabc.

R ozp atrując każ d ą p a rę g a m e t osobno, o trz y m am y stosunki:

AB:Ab:aB\ab:\nm-\-n:m-\-1:1

:: n : 1 : 1 : n A C:Ac :a C:ac:

:nm -\-m

:n-\-

1:1-j-n :

mĄ-nm.

:: m : 1 : 1 : m.

B C :B c:bC :bc::n m .-\-l:n -\-m '.m -\-n :l-\-n m .

Z teg o w id a ć 1 że re d u p lik ac y a pomię­

dzy A a B oraz A a C pociąga za sobą redup lik acy ę pom iędzy B a C, k t ó r ą m o­

żemy nazw ać w tó rn ą. W tó r n a red u p li­

k ac y a prow adzi do zupełnie odm iennej sery i g am et, t y p u p:q:q-.p. T ro w znalazł w dośw iadczeniach G rego ry eg o p o tw ie r­

dzenie swego przy p uszczenia reduplika- cyi w tórnej.

Załączony s c h e m a t (fig. 5) prze dstaw ia przypuszczalny bieg se g re g a c y i i podziału

(Fig. 5).

ko m ó rek w ty m p rzyp a d k u . Znak X oznacza zw ięk szanie się liczby g a m e t lub w y tw a rz a ją c y c h g a m e t y komórek. R edu ­ p likacya p ierw o tn a is tn ie je p o m iędzy g e ­ nam i A B (7:l:l:7) a A C (2:1:1:2), a w t ó r ­ n a pomiędzy g e n a m i B C (5:3:3:5).

W s z y s tk ie te t r z y re d u p lik ac y e (dwie pierw otne i j e d n a w tó rn a) n a zw aliby śm y , u żyw ając sta re j term inologii, p rz y c ią g a ­ niem się genów. R ozpatrzm y tera z p rzy ­ padek, w k tó ry m r e d u p lik a c y a p ierw o tn a j e s t ty p u 1 \n\n : i w s to s u n k u do A i B oraz l : m : m : i w s to s u n k u do A i O.

W takim razie s e r y a g a m e t będzie n a ­ stępująca:

ABC+m ABc-pnAb C-f-nmAbc \-nmaB CĄ~naBc 4*

+mabC \-abc

a re d u p lik a c y a pomiędzy B a C będzie taka:

B C:Bc:b C:bc:\l±nm : 1.

Czyli, że redu p lik ac y a w tó r n a p o m ię ­ dzy B a Obędzie je d n a k o w a niezależnie od tego, j a k i był ty p r ed u p lik ac y i p ie r w o t­

nej pomiędzy A a B i A a C, więę n ie ­ zależnie od tego, czy m ieliśm y do c zy ­ nienia z „odpychaniem" się genów (l:n:n;l i l:m:m:l) czy też z „p rzy ciąg a­

niem " (n:l:l;n i m:i:l:m).

Poniew aż n i m są liczbam i w iększem i od jedności, przeto niezależnie od tego, czy n = m, czy n > m, czy też n < m,

~ będzie w iększe od jed n o ś c i i r e ­ d up likacya pom iędzy B a Obędzie „ prz y ­ ciąg aniem " się g e nów . Trow x) u s ta n o ­ wił wobec tego tak ie prawo: R e d u p l i ­ k a c y a p i e r w o t n a p o m i ę d z y A&

b

o r a z A a Ct n i e z a l e ż n i e o d t e g o c z y m a o n a c h a r a k t e r o d p y c h a ­ n i a s i ę g e n ó w c z y t e ż p r z y c i ą ­ g a n i a , p o w o d u j e r e d u p l i k a c y ę w t ó r n ą p o m i ę d z y B a C o c h a ­ r a k t e r z e p r z y c i ą g a n i a s i ę g e ­ n ó w .

O dsłania się więc nowe pole b adań w genetyce. Nowe fakty, ge n ia ln ie z g r u ­ powane przez B a te so n a i P u n n e t a w fo r­

mę teoryi reduplikacyi, pro w ad zą n a s w tajem niczą dziedzinę s y m e t r y i podzia­

łów kom órkow ych.

Dr. E. Malinowski.

Prof. H. von JUPTNEE.

B E Z P Ł O M 1 E N N E P A L E N I S K A G A Z O W E , N O W Y S Y S T E M

O G R Z E W A N I A .

W zeszłym ro k u zostały jed nocześn ie ogłoszone, w A nglii i w Niemczech n ie ­ zależnie dokonane, próby now ego sposobu ogrzew ania.

Trow. Forms of reduplication: primary

and secondary. Journ. Gen., 1913.

(8)

360 WSZECHSWIAT JMł 23

O ile sądzić m o żna z t y c h prób, m am y do czy nienia z w y n a la z k ie m wielkiej w a ­ gi, m o g ąc y m w y w ołać zu pełny p rze w ró t w n a s z y c h t e c h n ic z n y c h s y s te m a c h opa­

łow ych. D w a t o w a r z y s tw a zo sta ły z o r­

g a n iz o w a n e w celu w y z y s k a n ia p r a k t y c z ­ nego o w y c h wynalazków : jed n o , z a w ią ­ zane przez prof. W . A. Bonea „R adiant H e a tin g C-o“ w L eed s, drugie: „Thermo- te c h n is c h e G e s e lls c h aft“ k tó re g o założy­

cie lem j e s t inż. R. Schnabl.

Oba w y n a la z k i o p iera ją się n a tej s a ­ mej zasadzie, m ianow icie z u ż y tk o w u je się o d d ziały w anie p o w ie rz c h n i o g r z a n y c h przez spalanie m ie sz an in y p o w ie trz a i g a ­ zów pa ln y c h . W z w y k ły m sposobie s p a ­ la n ia m ieszanie się gazów p a ln y c h i po ­ w ie trz a n a s tę p u j e stopniowo, wzdłuż c a ­ łej drogi płomienia; w n o w y m sy s te m ie zaś, m iesza się n a p rzód d w a gazy, po- czem dopiero spala się je w e w n ą tr z d u ­ żego ciała rozpalonego.

Ten sposób sp a la n ia p r z e d s ta w ia cały s z e r e g korzyści: spalan ie j e s t c a łk o w ite w obecności bardzo m ałeg o n a d m i a r u po­

w ie tr z a (n ad m iar 2 % w y sta rc z a ); t e m p e ­ r a t u r a sp alania j e s t b ardzo w ysoka; p r z e ­ bie g sp a la n ia j e s t n a d e r szybki, tak, iż dob ieg a końca, g d y m ie sz an in a gazów p osunie się o k ilk a c e n ty m etró w ; s t r a t y ciepła przez prom ienio w anie są m in im a l­

ne; ciepło p rzen osi się z n ie z w y k łą s z y b ­ kością na p rze d m io ty i p r z e s trz e n ie p o d­

d a n e ogrzew aniu. W y n ik ie m teg o j e s t znacznie dokład niejsze w y z y s k a n ie ma- te r y a lu opałowego, czyli w ie lk a w tym k i e r u n k u oszczędność, możność o tr z y m y ­ w a n ia w y so k ic h t e m p e r a t u r bez u c ie k a ­ n ia się do r e k u p e r a to r ó w i zbiorników ciepła, j a k rów n ież p e w n e k o rzyści sam ej k o n s tr u k c y i, co szczególniej daje się z a ­ u w ażyć w p a le n is k a c h k o tło w y c h tego sy stem u .

N ie któ re z t y c h k orzy śc i by ły n a w e t niespodziew ane, tak np. c ałkow ite s p a la ­ nie w obecności t a k m ałego n a d m i a r u powietrza, że p ra k ty c z n ie s p ro w a d z a się to do ilości te o r e ty c z n e j, dalej, z a d z iw ia ­ ją c o s z y b k ie przenoszenie się ciepła.

O bjaśnić to można je d y n ie przez w y ­ s tę p o w a n ie tu ta j „fal e k sp loz yjn y ch " j a k ró w n ie ż przez to, że żarzące się ciała stałe

m a j ą d a le ko większą moc p ro m ie n io w a ­ nia, niż żarzące się gazy, a n a w e t j a s n o ś w ie cą c e płomienie.

By n o w y s y s te m opałow y s ta ł się ogól­

nie zrozum iały m , opiszem y p o k ró tc e n a j ­ w a ż n iejs ze je g o rodzaje, p o siłku jąc się s p ra w o z d a n ia m i Bonea, poniew aż one s ą n ajobszerniejsze, i p od a ją b a rd z o ró ­ żnorodne z a sto so w a n ia tego w yn alazk u.

P a l e n i s k a przesłon ow e (dy afrag m o w e) s ą n a jp r o s ts z e i najlepiej w y ja ś n ia ją no ­ w ą m etodę. P a le n is k o to ma k s z ta łt s k rz y n k i, k tórej je d n a ścian a j e s t z b u d o ­ w a n a z m a t e r y a ł u og n io trw ałeg o (u ż y w a ­ n e g o do w y r o b u cegieł ogniotrw ałych).

Śc ian a ta j e s t porow ata; m usi ona n a t u ­ r a ln ie szczelnie p r z y t y k a ć do pozostałych, b y m ie s z a n in a gazów m ogła w y d o sta w a ć się je d y n i e przez po ry tej przesłony, a nie w y p a la ła się szparam i. Gdy c h c e ­ m y og rzać piecyk, w pu szczam y do s k r z y n ­ k i początkow o sam gaz (np. o św ie tla ją c y , choć i inn e gazy palne m ogą znaleźć z a ­ sto s o w an ie ) i z a p a la m y go u przesłonki, przez k t ó r e j pory uchodzi. Gaz płonie d łu g im płom ieniem ; płom ień te n k u rcz y się, g d y z a cz y n a m y stopniow o w p r o w a ­ dzać do s k r z y n i pow ietrze, i k u r c z y się te m b a rd z ie j im więcej w p r o w a d z a m y po­

w ie trz a, aż w koń c u zn ika zupełnie. W t e ­ dy p o w ie rz c h n ia Całej p rzesłon y p rzy b ie ­ r a odcień b łęk itn a w y . W k ró tc e j e d n a k n iek tó re m iejsca ro zp a lają się do cz erw o­

ności, ta k , iż p o k r y w a ją się plam am i; po chw ili cała p o w ie rz c h n ia rozpalona j e s t do żaru.

W te d y o d b y w a się spalanie całko w ite bez płom ienia; spalanie zachodzi tylko w z e w n ę trz n e j w a rs tw ie przesłony, czego d o w o d e m j e s t to, że p r ze d n ia je j p o w ie rz ­ c h n ia j e s t rozpalona do czerwoności, gdy t y m c z a s e m r e s z ta s k rz y n k i j e s t o ty le chłodna, że można jej d o tk n ą ć gołą ręką.

W a r s t w a , w której p rz e b ie g a proces s p a ­ la n ia , m a zaledwie 3 do 6 '/2 mm g r u b o ­ ści, je d n a k ż e spalanie j e s t zupełne.

W i e l k ą z a le tą tego p rz y rz ą d u j e s t ła ­ tw o ś ć w m ia r k o w a n iu t e m p e r a t u r y przez r e g u l o w a n i e dopływ u gazu i powietrza;

m o ż n a też posługiw ać się piecykiem w j a -

k i e m k o lw ie k położeniu. Ogrzew ać p r z e ­

sło n ę m ożna g a z em św ie tln y m , koksow-

(9)

WSZECHSWIAT 361

n ian y m z dom ieszką lub bez domieszki gazu wodnego, gazem ziem nym , n a fto ­ wym, wodnym , k a rb u r o w a n y m i t. p.

P rzesłon a je d n a k ż e m usi by ć o tyle po­

ro w ata, by ju ż wobec n a d w y ż k i ciśnienia 3 mm słupa w odnego ciała lotne mogły swobodnie przez n ią się przedostaw ać.

Piec przesło no w y daje się zu ż y tk o w ać w sposób n ajrozm aitszy : może by ć u ż y ­ w a ny do pieczenia, sm ażenia, do ogrze­

w ania m ieszkań w ro d za ju p ie c y k a g a ­ zowego, do od paro w y w a n ia cieczy, szcze­

gólniej roztw orów nasy co n y c h . W tym o sta tn im razie należy zwrócić przesłonę ku dołowi, u m ie śc iw sz y j ą ponad cieczą, k tó ra m a być odparow ana. P aro w an ie odbywa się w te d y ła tw o pod w pływ em promieniow ali ciep lny ch rozżarzonej po­

wierzchni, co daje m ożność lepszego niż w dotych czaso w ych m e to d a c h w y z y s k a ­ nia ciepła.

M ieszanina gazów może b y ć sp a la n a nietylko w płycie porow atej, p ł y ta może być z astąpiona łożem ziarn istem , przygo- tow anem z m a te ry a łu ogniotrw ałego, j a k to j e s t w piecu ty glo w ym .

Dno pieca p o k r y te j e s t o k ru ch a m i ma- tery ałó w o g n io trw a ły ch (np. c e g ły og nio­

trw ałe pokruszone, m agnezya); na tej w a rstw ie u s ta w ia się ty g ie l i w y p e łn ia się ty m sa m y m m a te ry a łe m p rze strz e ń między ty g le m a śc ia n a m i pieca. Całość n a k ry w a się pokry w ą d z iu rk o w a n ą i o g rz e ­ wa się j a k wyżej; nap rzód w p u szcza się gaz przez otw ór um ieszczony w dnie pie­

ca, zapala się go p rz y w y jśc iu z p o ro w a ­ tej n a k ry w y . P o te m w pu szcza się coraz więcej powietrza, dopóki nie znik n ie pło­

mień, a spalanie nie p rze n iesie się do ziarnistych wtłoczyn. U ży w ając gazu oświetlającego, udało się w t e n sposób stopić w ty g lu s tożek to p liw y Segera Ap2 39, a więc, w edług danych I n s ty tu tu pa ństw ow ego w Berlinie, udało się o s ią ­ gnąć tem p. 1 880°C, czyli, że w piecach tyglow ych tego s y s te m u topić można p la ­ ty n ę (p. t. 1 775°C).

Główna tru d n o ś ć polega tu w wyborze odpow iedniego m a t e r y a ł u do wtłoczyn, j a k również na tygiel, by posiadał odpo­

w iednią odporność, a m a te ry a ł w tłoczy n nie n a g ry z a ł ani d n a ty g la , a n i ścian

pieca. Bone radzi, g d y chcem y osiągnąć n a d e r wysokie te m p e ra tu ry , używanie rozdrobnionej m agnezyi, o ile zaś chodzi o temp. niższe od 1 200°C w y sta rc z a ją ok ru ch y z cegły ogn iotrw ałej.

W ta k i sam sposób j a k piece tyglowe, m ogą być ogrzew ane piece muflowe. Mu­

fle m u sz ą być um ieszczone w łożysku z wtłoczyn o gn iotrw ałych. W próbach z małemi m uflam i (rozm iary w e w n ę trz ­ ne: 24 x 13,3 x 8,2 cm) osiągnięto z g a ­ zem o ś w ietlającym temp. 1 425°C.

D ośw iadczenia dały n a s tę p u ją c e re z u l­

ta ty dla stałej temp. w muflu:

Zużycie m3 T e m p e r a t u r a w °

, C

gazu na 1 W nętrze Gazy Różnica

godz. m ufli uchodzące temp.

0,595 815° 540° 275°

1,000 1004° 645° 359°

1,218 *) 1055° !)

1,642 1205° 870° '335°

2,237 1424° 1085° 339°

W a rto ś ć opałowa gazu w ynosiła 4 845 Kai. n a m3.

W celu po rów nan ia została w m u ro w a ­ n a m ufla tego sam ego rozm iaru do no ­ wego pieca muflowego; o siągnięto temp.

1 055°C, zużyw ając 2 983 cm3 gazu ośw ie­

tlającego n a godzinę. W nowej metodzie zaoszczędza się więc 59,2% gazu.

N iezad aw alając się temi próbam i na m ałą skalę, p rzystąpiono do b u d o w y d u ­ żych pieców m uflowych i o trz y m an o roz­

m ia ry (w ewnętrzne) 2,44 X 0,90 X 0,90 m.

P rzyto czo ne powyżej liczby w sk a z u ją , że gazy uchodzące opuszczają piec z temp.

o 300°C niższą od tem p. w e w n ą trz mufli.

P a k t te n n a s u n ął myśl, czy nie dałoby się zużyć gazów u ch od zący ch do og rze ­ w ania powietrza, które ma być w p r o w a ­ dzone do pieca.

W tylnej części tegoż został u m ie s z ­ czony p rzyrz ą d w postaci sk rz y n k i, k t ó ­ r ą wypełniono również z ia rn is ty m m a te ­ ry ałem ogniotrw ałym . W te m łożysku um ieszcza się r u rę d o p ro w a d z ają cą p o ­ wietrze. W te n sposób można było osią­

gnąć wysokie tem p. n a w e t zapom ocą g a ­ zów niższej wartości opałowej.

1) Przez interpolacyę.

(10)

362 W SZECHSW IAT M 23

W p iecach ty g lo w y c h i m uflow ych o g rzew an ie idzie od z ew nątrz. P o s ta n o w io ­ no, j a k to zostało u sk u te c z n io n e w p a ­ len isk a ch k otłow y ch sprobow ać o g r z e w a ­ nia od w £ w n ątrz, by u n ik n ą ć r o z p r a s z a ­ nia ciepła przez prom ieniow anie.

K o n s tru k c y a p o d obn a j e s t do k o n s tr u k - cyi kotłów r u ro w y c h . W k i e r u n k u osi k o tła p rz e b ie g a p rzezeń k ilk a r u r o g r z e ­ w a ją c y c h . Mają one 76 mm p r z e k ro ju i n a pełnio n e są k a w a łk a m i m a t e r y a ł u ognio trw ałego . W t y c h r u ra c h o d b yw a się spalanie m ie sz an in y ciał lo tn y c h . W m iejscach, gdzie u c h o dzą gaz i po­

w ietrze (przednia s tr o n a kotła), r u r y są z a o p a trz o n e czopami glin ianem i, k tó re z a ­ p o b ie g a ją o g rz e w a n iu się p rz e d n ie j części kotła. Gaz i p ow ietrze w c h o d z ą z p r z o ­ d u k o tła do k om ory, tam się m ie s z a ją i zapalają, p rze c h o d z ąc do r u r r ozpalonych w e w n ą trz . S palanie j e s t ca łk o w ite j u ż po p rze b y c iu przez ga z y p ie r w s z y c h 15 cm rury. Gazy u chodzące p rzech o d zą j e ­ szcze przez p o d grzew acz w o d y zasilają*

cej z a o p atrz o n y w ta k ie s a m e j a k u p r z e d ' nio ru ry , k tó re są j e d n a k u m ie sz cz o n e prosto p ad le. S ta m tą d p r z e d o s t a j ą się do k r ó tk ie g o kom ina.

Kocieł p ró b n y z a opatrzony był w 10 r u r o długości 0,90 m każda. W p o d g r z e ­ w aczu zaś um ie sz cz o n yc h było 10 r u r 0 długości 0,30 m.

Do opalania u żyw ano g a z u o ś w i e t l a j ą ­ c e g o ^ w a rto ś c i p alnej 4 845 je d n . ciepła n a l wi3. M ieszanina gazów w chodziła do r u r s p a la j ą c y c h z c iśn ie n ie m 439,4 mm słu p a w o d y i opuszczała j e z c iśn ie n ie m 50,8 mm. P o n ie w a ż ciśnienie p a r y w y ­ nosiło 7,56 kg n a 1 cm}, a więc tem p. k o ­ t ła r ó w n a ła się 168°C. Z u ż y w a jąc 28,2 m 3 gazu n a godzinę, zam ien ion o w parę 204,43 kg w ody (za tem w razie n o r . m alneg o c iśn ien ia — 105 kg na g o dzinę 1 l m2 powierzchni o g rze w ają ce j).

T e m p e r a tu r a gazów o p u s z cz a ją c y c h k o ­ cieł = 230°C, op u sz cz a ją c y c h p o d g r z e ­ w a c z 95°C. Temp. wody po d no siła się od 5,5° przy w e jściu do 58°C przy w y jś c iu z podgrzew acza. Z ciepła w y n i k a ją c e g o ze s p a la n i a zu ży tk o w an o z a te m 9 5 % (z t e ­ go 87,9% w k o tle i 7 ,6 % w p o d g r z e w a ­ czu).

Z u ż y tk o w a n ie ciepła w n a s z y m kotle j e s t więc p raw ie dw a razy w iększe niż w z w y k ł y c h k o tła c h parow ych, przyczem pa row a nie w s to s u n k u do 1 m 3 pow ierz­

chni ogrzew ającej j e s t p raw ie w d w ó jn a ­ sób i n t e n s / w n i e j s z e niż w k o tła c h lo k o ­ m otyw .

K om pania „ R ad iant H e a tin g C-o“ w y ­ szła ju ż z o k resu prób: w z akład zie Skin- n in g g ro v e Iro n W o rk s w Cleveland u ż y ­ to ju ż w listopadzie 1911 r. k o tła p a ro ­ w ego do przem ysłu. Okazał się on b a r ­ dzo k o r z y s tn y m w p rak ty c e.

Kocieł m a tylko 1,22 m długości, wo­

bec ś re d n ic y 3,05 m. Zaopatrzony j e s t w 110 r u r og rze w ają cy c h o 76 mm p rz e ­ cięcia i może zam ienić w parę 250 kg wody n a godzinę. W tylnej części kotła u m ieszczony j e s t p odgrzew acz, z któ reg o gazy ucho dzące w y d a la ją się z tem p. za­

ledw ie 78 — 80°C. Do ogrzew an ia służy gaz kok so w n ia n y . Główna różnica m ię ­ dzy poprzednio op isanym a o s ta tn im k o ­ tłem , polega n a tem , że w pierw szym m ieszaninę gazu w tłac z a się pod ciśnie­

niem zwiększonem, g d y w no w ym , poza k o m o rą p o d g rz e w a ją c ą z n a jd u je się w e n ­ tyl w s y s a ją c y gazy.

Z b y t daleko zaprow adziłoby nas wyli­

czanie w s z y s tk ic h z a le t nowego s y s te m u kotłów. Zadowolimy się zw róceniem u w a ­ gi n a to, że s k u tk ie m szy bk ieg o spalania i prze nosz e nia się ciepła, kocieł może być bardzo k ró tk i, m ożna u n ik n ą ć obmurów- k i i w y sokiego kom ina, co umożliwia p r o s ts z ą k o n s tr u k c y ę i zapew nia w iększą trw ało ść.

In n e z astosow anie p alenisk bezpłomien- n y c h w y n ik ło z konieczności p rze c h o w y ­ w a n ia z n aczny ch ilości stopu n a czcionki d la w ielkich dzienników L o n d y n u . T o ­ p ienie m e ta lu o d b y w a się w żelaznym z b io rn ik u przew oźnym , k tó ry zabezpieczo­

n y j e s t od s t r a t ciepła prom ieniującego przez płaszcz z m a te ry a łu izolującego.

M etal stopiony w y c ie k a przez r u r ę z n a j ­ d u ją c ą się u pow ierzchn i górnej pieca.

O grzew anie o d b y w a się zapomocą s y s t e ­ m u r u r takiej samej k o n s tr u k c y i i ta k ic h s a m y c h w y m iaró w j a k w powyżej o pisa­

n y m k otle. Mieszaninę gazów w p r o w a ­

dza się przez s p ecy aln e ru ry . W p ró bach

(11)

Ma 23 WSZECHSWIAT 363

z takim zbiornikiem p r ze w o źn y m p rz e ­ topiono 533,4 kg ołowiu w godzinę, przy- czem ogrzew ano go od 15°C do 372°C.

Gazu zużywano 2,83 m 3. Gazy uchodzą­

ce m iały tem p. 500°C. A p a r a t pracow ał zatem w y z y s k u ją c 68,6% ciepła. Obja­

śnić to można znacznem stosu n k o w o p r o ­ m ieniow aniem ciepła z je d n e j strony, częściowo zaś tem , że g a z y palne opusz­

czają piec ze znacznie w yższą tem p. niż w kotłach parow ych.

Tłum. M. Górska.

Z K R Y T Y K I M I M E T Y Z M U .

(Dokończenie).

3. K rytyka doświadczalna. Na zjaw isko p a tr z y m y z wyłącznie an tropom orticznego p u n k t u widzenia, na ofiarę sp o glą da m y wzrokiem człowieka, j a k g d y b y w sz y stk ie zw ie rz ę ta były człowiekowi podobne, j a k ­ g d y b y p o do b ieństw a pozostaw ały takie- mi i dla w s z y s tk ic h organizm ów .

S p ro w a d z a ją c t y m sposobem zjaw isko wyłącznie do „środków u k r y c ia s i ę “ przed wzrokiem człowieka, uczeni zlekcew ażyli poważną część pro blem atu . A przecież w iedzieć o tem powinni, że p ro b le m a t powyższy polega n ie ty lk o na poznaniu ofiary lecz i n a p a s tn ik a — ty m zaś n a ­ pastnik iem nie j e s t człowiek.

T ym czasem n a jm n ie js z y c h dowodów nie m am y, że w s z y s tk ie o rg an iz m y p a ­ trz ą ta k samo j a k i m y n a ś w ia t ze­

w n ętrzn y . P rzeciw nie, w s z y s tk o zdaje się w skazyw ać, że o r g a n y zm ysłów u zw ie­

rzą t inaczej od naszy ch m uszą funkcyo- nować. R othe (1907) słusznie p o dkreślił naszę zupełną nieśw iad o m ość co do w r a ­ żeń, ja k ie z w ie rz ę ta odbierać m ogą pod w pływ em różn ych kolorów. N aw et, gdy m owa o j e d n y m zmyśle w z ro ku tylko, wiemy, że różnice m n iejsze lub większe is tn ie ją u ludzi. 0 ileż znaczniejsze ró ­ żnice m uszą istn ieć pom iędzy zm ysłam i człowieka, a z m y sła m i zw ierząt, a tem sam em i m iędzy w rażen iam i o trz y m y w a ­ nym i za ich p o śre d n ic tw em pod działa­

niem je d n a k o w y c h bodźców. Nie j e s t to słowne ty lk o zapewnienie. Dośw iadcze­

nie decydujące L u b b o c k a tego nam do­

wodzi. Biorąc z je d n e j stro n y roztwór jo d u w d w usiarczk u węgla, a z d r u g ie j—

indygo z k a rm in em i rozeiną, można o trz y ­ mać dwie m ieszaniny najzupełniej j e d n e ­ go koloru dla oka człowieka, lecz g dy pierw sza z a trzy m u je promienie u ltra fio­

letowe, poprzez d ru g ą one swobodnie przechodzą. Dla oka ludzkiego, nieczu­

łego na promienie u ltrafioletow e, są one zupełnie je d n a k o w e o ile tylk o są j e d n e ­ go odcienia. A j e d n a k m rów ki um ieszczo­

ne pod odpowiedniem i kloszami, k tó re między podwójnemi ścianam i zaw iera ją powyższe roztw ory, zachow ują się roz­

maicie: z a cho w u ją się tak j a k g d y b y p ro ­ mienie u ltrafioletow e je o dpychały, u c ie ­ k a ją od ściany, przez k tó rą p rze n ik ają te promienie, zm ierzając ku ścianie o św ie t­

lonej d ru g ą m ieszaniną, mimo, że światło p rzechodzące poprzez obie te m ieszan in y je s t dla oka ludzkiego zupełnie j e d n a k o ­ we. W ięc m rów ki inaczej od n a s p oznają św ia t z e w nętrzn y. Idea ta, ta k p rosta i k tó rą ta k n a ta rc z y w ie poddaje k lasy c z ­ n y e k s p e r y m e n t L ubbocka, w zasadzie zawiera obalenie teo ry i m im etyzm u.

Inne dośw iadczenia czynione nad k r ę ­ gow cam i w z m a cn ia ją tylko pow yższy ek- spei’ym ent. Hesse niedawno stw ierdził, że wzrok p taków różny j e s t od naszego.

K ury z am kn ięte w ciem nym pokoju, w k tó ­ ry m n a podłodze leżą rozsypane ziarna, o świetlone widm em słonecznem, je d z ą ziarna p rzew ażnie w części czerwonej, oranżowej i żółtej, znacznie mniej w zie­

lonej, a nie je d z ą zupełnie ziarn w czę­

ści niebieskiej i fioletowej widma. T a k i sam o trz y m am y wynik, gdy dam y z w ie ­ rzęciu z iarna zabarw ione na niebiesko i czerwono. Pierw sze nie są w idziane, a więc i niezjadane. W s zy stk o to w s k a ­ zuje, że różne kom binacye rad y a c y j m u ­ szą się składać, by w yw ołać na s ia tk ó w ­ ce wrażenie analogiczne z naszem . Z w ie­

rzę ta widzą od nas inaczej. Na mocy

ty c h d a ny ch zaczynam y rozum ieć fak ty

stw ierdzon e przez wielu badaczów: W e r ­

n e r (1908) znajdow ał w żołądku węży p u ­

s ty n io w y c h ja s z c z u rk i koloru piasko w e­

(12)

364 W SZECHSW IAT JMś 23

go. J u d d (1899) znalazł w żołądkach 15 000 ptaków , n a le ż ą cy c h do 300 g a t u n ­ ków, m nóstw o ow adów m im etyzujących;

zw łaszcza obficie tra fia ły się szarańcze z g r u p y A cridida. Chcąc u p e w n ić się, w j a k ic h w a r u n k a c h b y ły one c h w y ta n e, J u d d w y k o n a ł doświadczenie. S z a ra ń ­ czom, n a ś la d u ją c y m przez sw e z a b a r w ie ­ nie suche liście, po ob ry w ał nogi, by u n i e ­ ruchom ić zw ierzęta, n a s tę p n ie zmieszał j e w k la tc e z liśćmi dębow em i zupełnie h o m o chro m aty cznem i, tak , że n a w e t dla niego były niewidoczne. Dla p ta k ó w j e ­ d n a k hom och ro m ia nie istn ia ła ,— w p u s z ­ czone do k la tk i n a ty c h m ia s t z jadły d la n a s n iedostrzeżone szarańcze. T a k ich też w y n ik ó w d o s ta rc z y ły d o św ia d cz e n ia w y k o n a n e n a chrz ą sz cz a c h m i m e t y z u j ą ­ cych.

Po ty ch zg o d n y c h do św ia d cz e n ia c h j a k p a tr z e ć należy n a p r zy to c zo n y powyżej e k s p e r y m e n t di Cesuoli? P o r ó w n y w a ją c go z dośw iadczeniem J u d d a , c h w y t a m y n a ty c h m ia s t je g o z a sadn icze braki: t r z e ­ ba było c z ek a ć aż 27 dni n a z jed zen ie kilkudziesięciu m o dliszek h e te r o c h r o m a - ty cz n y c h . Is to tn ie o g ro m n y p rz e c ią g cza­

su. Czy zw ie rz ę ta nie b y ły wygłodzone?

Czy p r z y p a d k ie m do dośw iadczeń nie w k r a d ła się o m y łk a zasadnicza? P ta k i n ie o k a z y w a ły w z g lę d e m ty ch m odliszek zb y tn ie g o zain tere so w a n ia ; mogło ono j e ­ d n a k ro zw inąć się stopniowo po pew n ym czasie głodu, a w ty c h w a r u n k a c h p ta k i szczególnie były czułe na w y ra ź n e k o n ­ t r a s ty . H om o ch rom ia m ogła t u ta j ode­

g ra ć rolę wrzględem d rapieżcó w p r z y p a d ­ kowych.

Uczeni, k tó rz y b u d o w a li teory ę m im e ­ tyzm u, s ta le sądzili, że p o k a rm zw ie rz ą t j e s t wielce różnorodny. W rz e c z y w is to ­

ści j e s t inaczej. Z a w a rto ś ć je l it a u p t a ­ ków nie j e s t p r z y p a d k o w a . D rapieżca czyni w ybór, k tó ry n ie j e s t u w a r u n k o ­ w a ny ani k s z ta łte m , ani z a b arw ie n ie m ofiary. W e r n e r to samo s tw ie r d z a dla węży. Różne inne b a d a n ia nad p o k a r ­ mem zw ie rz ą t m ięsożernych i r o ślin o ż e r­

n y c h s ta le tego sam ego dowodzą. N a w e t n a jb a rd z ie j typow ego polifaga ja d ło s p is z aw sze s k ła d a się z ograniczonej liczby p o tra w . D o s trz e g a m y w y b i t n ą specy ficz­

n o ść pożyw ienia, k t ó r a nie zależy w y ­ łącznie a n i koniecznie od w z rok u p rz e ­ śladow cy. I jeżeli p ew n e zwierzę zdaje się w y m y k a ć przed drapieżcą, to nie z na­

czy koniecznie, że j e s t niedostrzegane, lecz może dowodzić, że w s k u t e k różnych p rzy c z y n nie należy do części sk ła d o ­ w y c h w łaściw ego pożywienia d a n e g o d r a ­ pieżcy; może j e d n a k służyć i służy bez- w ą tp ie n ia za p o k a rm in n e m u drapieżcy.

Co w a r u n k u je ten a nie in n y pokarm , teg o dzisiaj nie wiemy. W k a ż d y m r a ­ zie ani zapach, ani s m a k nie m ogą być oceniane w w a rto ś c iac h bezw zględnych.

Dowodzi teg o dośw iadczenie P la te a u nad g ą s ie n ic a m i a g r e s t n ik a (Abraxas). P r z e ­ k o n a ł się on, że ża b y i pewne p tak i nie j e d z ą tej g ą sie nicy , g d y tym czasem r o ­

p u c h y i t r y t o n y c h ę tn ie bardzo j ą spo­

żywają; z p ew n ością dla p ierw sz y c h m ają s m a k n ie p rz y je m n y , lecz d ob ry dla d r u ­ gich. Specyficzność pożyw ienia k o r e la ­ c yjnie wiąże się z różnicam i smaków.

Rów nież błonków ki p asorzytn e nie d a ją się uw ie ść hom ochrom ii. R a b a u d (1912) stw ierdził, ż® g ą sie n ic e morfologicznie b ardzo podobne, żyjące obok siebie na j e d n e j roślinie, w j e d n a k o w e j liczbie, są a ta k o w a n e przez różne błonkówki.

Z godne te f a k t y we w ła śeiw e m p r z e d ­ s ta w ia j ą św ietle podobieństwo ochronne i b a r w y o strz e g aw c ze . P u lto n w sw y c h do św ia d cz e n ia c h nie zwrócił u w a g i na te n w ażny w a ru n e k , m ianow icie powino­

w a c tw a , k tó re d rapieżcę łączy z ofiarą.

Z fak tu , że k rę g o w c e nie z ja d a ły o w a ­ dów o w id o c z n y ch b a rw a c h i n iep rz y je ­ m n y m j a k o b y sm a k u , P u lto n nie miał p ra w a u s ta n a w i a ć ścisłego s to s u n k u po­

m ięd zy z a b a r w ie n ie m a sm akiem . P ow i­

n ien był o g ran ic zy ć się do wniosku, że da n e k ręg o w c e nie z ja d a ły d a n y c h o w a ­ dów, p a m ię ta ją c j e d n a k o tem, że wszel­

k a żyw a czy bezw ład n a s u b s ta n c y a może s ta n o w ić pożyw ienie teg o czy innego zw ierzęcia, że in d y k np. c h ętnie zjada p o c z w a rk i jed w a b n ik ó w , k tó ry c h s m a k dla człow ieka j e s t odrażający.

W ięc z a barw ienie nie j e s t ani o strze­

żeniem, ani pom ocą w a ta k u czy o b ro ­

nie. Kto przypuszcza, że trzm iele i osy

d ad z ą się uw ieść zab arw ie n ie m P s ith y r e s

(13)

JMó ‘23 WSZECHŚWIAT 365

czy VoluceIla, podobnem do ich z a b a r­

w ienia do tego stopnia, że p o zw alają ty m pasorzytom do sw y c h g niazd przenikać, ten zapom ina o ty m fakcie, że owady poza o rg an a m i w zro ku p o sia d a ją o rg an y zmysłów, k tó ry c h fan k c y o n o w a n ia dziś nie rozum iem y, lecz k tó re zdolne są w y ­ kry ć różnice dla nas n ieu c h w y tn e . W s z a k w iem y od czasów L u b b o c k a , że każda m ró w k a czy pszczoła, p r z e n ik a ją c a do gniazda obcego choć tego sa m e g o g a t u n ­ ku, n a ty c h m ia s t zo staje zniszczona.

W szy stko biorąc w rac h u b ę , dochodzi­

my do przekonania, że po d o b ień stw o nie ma znaczenia ochronnego, ja k i e mu p r z y ­ pisują. T eorya m im e ty z m u przypuszcza, że zwierzę n a ślad ow ane j e s t dobrze za­

bezpieczone przed w rogam i. Zoologowie sądzą, że pszczołę b ro n i s k u te c z n ie jej żądło, a m u ch a E ris ta lis do niej podobna z tego k orzy sta. Lecz czy pszczoła w y ­ m y k a się od sw ych prześladow ców ? W ża­

d nym razie: P h ila n th u s , szerszeń i inne ow ady czynią w są sie d z tw ie uli zniszcze­

n ia praw dziw e. Jeżeli p r a w d ą je s t, że podobieństwo m u chy E ris ta lis do pszczo­

ły m yli w rogów E ris ta lis, dlaczegóż nie m iałoby łudzić i wrogów pszczoły. D la ­ czego szerszeń czy P h ila n th u s nie m ia ł­

by też a ta k o w ać E rista lis, tak , j a k a t a ­ k u je pszczołę? N i k t tego nie obserw o­

wał. Gdzie więc człowiek d o strz e g a po­

dobieństw o, t a m d rapieżcy pszczoły w i ­ dzą różnice: nie n a p a s t u j ą E ris ta lis mimo j e j sukienki. Zapew ne i wrogowie Eri- stałis poznają j ą dobrze, pszczołę zosta­

w iając w spokoju.

Stoim y wobec d y le m a tu : albo mime- ty zm j e s t rzec z y w isto śc ią i zwierzę n a ­ śladu jące, u n ik a ją c s w y c h wrogów , s ta je się p a s tw ą wrogów zwierzęcia, k tó re n a ­ śladuje; albo m i m e t y z m j e s t ilu z y ą tylko i podobieństw o m orfologiczne nie łudzi ani prześladow ców, ani paso rzy tó w . W y ­ nik j e s t je d n a k i w obudw u możliwościach.

Zwierzę m im ety z u ją c e , s t a j ą c się łupem różny ch wrogów, w y s ta w io n e j e s t n a j e ­ dnakow e szanse d e s tr u k c y jn e . Czy c h o ­ dzi o ry b y , czy o gad y , czy o mięczaki o zm iennem lub s ta łe m zab arw ieniu , ten sam n iez b ity z a rz u t tr w a w swej rozcią­

głości, druzgocząc całą te o ry ę m im e ty ­ zmu.

4. Geneza psychologiczna teoryi. Je d n a k , sta ją c na ścisłym punkcie w idzenia, s a ­ mego f a k tu istn ien ia p o d ob ień stw n ie p o ­ dobna zaprzeczyć. W y sta rcz y porów nać trzm iela i P s ith y r e s lub m otyla Kallima z liściem suchym , by się najlepiej o tem przekonać. Czy podobieństwo to nie m ia ­ łoby mieć znaczenia? J a k każde zja w is­

ko, i to m a swoję przyczynę, lecz p r z y ­ czyna rze c z y w ista nie j e s t zawsze, być może nie często naw et, dom niem aną p r z y ­ czyną. Narazie m ożna powiedzieć, że po­

dob ień stw a dostrzeżone m a ją różne z n a ­ czenie.

Jeśli porów nam y trzm ieli oraz ich p a ­ sorzytów P sith y re s, m am y praw o t w i e r ­ dzić, że pochodzą one od wspólnych przod­

ków: P s ith y r e s —są to trzm iele, k tó re sta ły się pa so rz ytam i. Ich pożywienie i całość w a ru n k ó w życiow ych niew ielkim uległy zmianom. W y g lą d z e w n ę trz n y zmienił się w s k u te k tego również nieznacznie.

W ty m więc p r z y p a d k u m am y do czy­

nienia z p od ob ieństw em rodowem .

W in ny ch znów razach z k on w e rg e n - cyą m am y do czynienia. Pod w p ływ em p ew ny ch je d n a k o w y c h w a ru n k ó w życio­

w y c h isto ty bardzo różne co do swej or- ganizacyi m ogą p r z y b r a ć w'ygląd podob­

ny. Lecz, pam iętajm y, k o n w e rg e n c y a form nigdy do tożsam ości nie d o p ro w a ­ dza. Zawsze z łatw ością różnice z a s a d ­ nicze dają się. w y k ry ć j a k o n a s tę p s tw o różnic w budowie. Tylko, gdy chodzi o podobieństw o w a ru n k ó w życiowych, teo ry a m im ety z m u w yw ró ciła problem at.

Zam iast dostrzedz w podobieństw ie z a ­ b a rw ie n ia organizm ów n astęp stw o w spól­

n ych w a ru n k ó w życia, teo ry a d o p a trz y ła się p rzyc z y ny t y c h w spólnych w a ru n k ó w życiow ych. Volucellę u w ażam y za pasorzy- ta z ra c y i je j sukienki, z a m ia s t w i­

dzieć w jej suk ien ce choć w części w y ­

n ik życia pasorzytniczego. Pasorzytnic-

two, ogólnie mówiąc, zależy od całości

w a ru n k ó w i jeżeli z a b arw ie n ie o d g ry w a

rolę, to c h y b a bardzo podrzędną. Che-

mizm organizm ów i ich w ym iany ze ś r o ­

dow iskiem w a r u n k u ją po w in o w a c tw a lub

w zajem ne odpychanie się istot, które nie

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jad znajduje się we wszystkich częściach ciała pająka, zawierają go także jaja; zdaje się, źe należy on do substancyj białkowatych; w roz­. tworze daje się

Są to liczby imponujące, bezwątpienia, maleją one jednak i stają się bardzo mało znaczące- mi, jeżeli się je porówna z ilością zarodni­. ków, wydawanych

cą tego przypuszczenia, że w klimacie, zniew alającym rośliny do przerw ania na dłuższy czas transpiracyi liści, najlepiej rosną i rozw ijają się te osobniki,

cej grom adziło się faktów , tem bardziej zagadko wemi staw ały się owe promienie katodalne, aż doszło wreszcie do tego, że stało się niem al niegodnem

W procesie powyższym czasami zachodzą pewne zboczenia: czasem jedna z dwu komórek dzieli się przed konjugacyą, niekiedy zaś utworzenie się woreczka nie jest

Chw ilka jednak zastanow ienia uczy, że ta k dodatnich horoskopów nie m am y bynajm niej praw a sobie staw iać.. Jeżeli zaraz usuniem y pręcik, naokoło którego

Ocena ilościowa tych gazów nie może być uważana za dość ścisłą z powodu trudności, jakie się napotyka w razie oddzielania pojedynczych gazów; jed ­ nak

Ilekroć łączą się pierw iastki dodatni i odjemny, zawsze w y tw arza się zdolność rozpadania się zw iązku n a jony; inaczej m ówiąc w tym samym czasie,