• Nie Znaleziono Wyników

Tygodnik popularny, poświęcony Naukom Przyrodniczym.PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".W Warszawie:

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Tygodnik popularny, poświęcony Naukom Przyrodniczym.PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".W Warszawie:"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

JSft. 18 (1352). Warszawa, dnia 3 maja 1908 r. Tom X X V I I.

T ygo dn ik popularny, poświęcony Naukom Przyrodniczym.

PRENUMERATA „W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W arszaw ie: rocznie rb . 8, kw artalnie rb . 2.

Z przesyłką pocztow ą rocznie rb . 10, p ó łr. rb . 5.

PRENUMEROWAĆ MOŻNA:

W Redakcyi ,,W szechśw iata" i we w szystkich księgar­

niach w kraju i za granicą.

R edaktor „W szechśw iata '4 p rzy jm u je ze sprawami redakcyjnem i codziennie od godziny 6 do 8 w ieczorem w lokalu redakcyi.

A d r es R ed a k cy i: K R U C Z A JsTs. 32. T elefo n u 83-14.

A N T A R K T Y D A I J E J Z L O D O W A ­ C E N I E .

W latach 1901—1904 urządzono pięć ekspedycyj antarktycznych, które, po­

wróciwszy z bogatym zasobem nauko­

wym, rzuciły nowe światło na zlodowa­

cenie okolic b ieguna południowego.

Największe zasługi położyła w yprawa angielska na sta tk u „Discovery“, która skierowała się ku ziemi Wiktoryi, bada­

ją c pokryw ający j ą „inlandsis“ i posuwa­

ła się pod wodzą swego k ap itan a Scotta po łodzie ta k zwanej „W ielkiej ściany1*.

D otarła aż do 82° 17' szerokości połud­

niowej; je s t to najdalsza szerokość, j a ­ kiej dosięgła istota ludzka w badaniach sw^ych nad lądem i morzem antark- tycznem.

Ziem ia W ik to ry i.

Badania n a tej ziemi wykazały, że zlodowacenie przejawia się tam dwoja­

ko: w postaci skupienia lodów na brze­

g u morskim (icefeet), lub w postaci lo­

dow ców .

Z p u n k tu widzenia genetycznego

! można rozdzielić zlodowacenie pierwsze­

go rodzaju na dwie klasy: do jednej n a ­ leżą skupienia powstałe w skutek zam ar­

zania cząsteczek wody morskiej, roz­

pryskującej się nad brzegiem i dosięga­

jące tylko 2 —18 m długości i 1—8 m grubości; do drugiej — skupienia znacz­

nie większe, dochodzące aż do 1800 m długości i 2 do 9 m grubości, zbudowa­

ne z lodu typowo lodowcowego z cha- rakterystycznem i warstw ami błękitnemi.

Lodowce ziemi W iktoryi dzielą się na cztery typy pierwotne, klasyczne: inland- sis (lód lądowy), płaszcz lodowy lokalny (local icecape), lodowiec alpejski i lodo­

wiec „piedm ont“, t. j. lodowiec p o d g ó r­

ski. Poza potężnym łańcuchem gór, wznoszącym się wzdłuż brzegu zachod­

niego zatoki Mc. Murdo, rozciąga się na wysokości 2300 m olbrzymia płaszczyzna lodowa nie przerwana przez żadne wznie­

sienie, przewyższające 20 metrów. Scott, który zapuścił się na 300 km wgłąb t e ­ go lodu lądowego zbadał, że nie je st spękany i że pokrywa go śnieg tw ardy.

Ten wysoko położony inlandsis nie sp ły ­

w a szerokiemi masam i ku morzu, lecz,

oddzielony od niego (między 70>/3° a 83 °

(2)

1.274 W SZECHŚW IAT Na 18 szer. poł.) grzbietem gór, których szczy­

t y dosięgają 4700 metrów, przeciska się przez przełęcze ku dolinom przyjm ując ch ara k ter lodowców alpejskich. Lodow­

ce te, odnogi inlandsisu, bywają olbrzy­

miej długości. Tak naprzykład lodowiec F errar, spływ ający z gór Royal Society Rangę, dosięga do 9-ciu kilometrów dłu­

gości (t. j. 6 razy tyle, co Mer de Glace w Alpach). W spom niany lodowiec, po którym posuwała się w yp raw a angielska, aby wznieść się na płaszczyznę indland- sisu, nie dochodzi już do morza, gdyż je s t typem lodowca w ymierającego, powolnie niknącego pod wpływem ciepła latem i w yparowywania. W iększa część odnóg inlandsisu j e s t w tem stadyum zam iera­

nia. Daje się to objaśnić tylko p r z y ­ puszczeniem, że inłandsis n a ziemi Wik­

toryi wypełnia olbrzymie zagłębienie.

Kiedy jeszcze poziom lodow ca był wyż­

szy, lód spływał w wielu miejscach; te ­ raz spływa tylko przez przełęcze, dosta­

tecznie głęboko wcięte w brzeg tego zagłębienia.

Przedstaw icielam i ty p u płaszczów lo­

dowych lokalnych są płaszcze p okryw a­

ją c e góry Erebus, Terror, Melbourne a i te, k tó re się zn ajd u ją n a wyspie Coulman i Sturge.

C h ara k te ry s ty c z n y m dla ty c h . stron A n tark ty d y je s t lodowiec „P ie d m o n tu czyli lodowiec podgórski. J e s t to n a ­ zwa wprowadzona przez C. Russela dla oznaczenia płaszczyzn lodowych, po k ry ­ w ających wielkie, bardzo nisko położone przestrzenie u stóp potężnych łańcu­

chów gór, które je zasilają swemi lodow­

cami.

Na ziemi W ik to ry i spostrzegam y trzy odmiany lodowców podgórskich: takie, które leżą n a ziemi, takie, k tó re osiadły na morzu płytkiem i nakoniec takie, które pływ ają na powierzchni morza.

Lodowce pierwszej odmiany znajdują się n a płaskich wybrzeżach, wznosząc się czasami na wzgórza wysokości 300 metrów. Pozbawione obszaru zasilające­

go u trz y m u ją się one kosztem śniegów, zwiewanych z gór otaczających i lawin.

W edług geologa F e r r a r świadczą one

0 daw nem znacznie silniejszem zlodowa­

ceniu.

Lodowiec tego rodzaju, znajdujący się na zachodniem wybrzeżu zatoki Mc Murdo, dosięga 16 km długości, a 8 km szerokości. Dalej na północ, między przylądkiem Bernacchi a portem Granitu, 1 między tym portem a przylądkiem Gaussa, leżą na wybrzeżu dwa olbrzy­

mie lodowce „podgórskie11, których dłu­

gość w aha się między 18 a 19 kilome­

trami, a szerokość dosięga 18 km.

Drugiego rodzaju lodowce znajdują się ja k i poprzednie u podnóża skał nadbrzeżnych, odróżniając się tylko tem, że w ylew ają się w morze, opierając się o jeg o płytkie dno; dosięgają one 27 do 28 km długości i 3 km szerokości.

J e d n y m z najbardziej typowych oka­

zów lodowców podgórskich pływających je s t słynna „ W ie lk a B ary era “ czyli

„Wielka Ściana11 Rossa, który to badacz odkrył j ą w roku 1841 podczas pierwszej swej podróży antarktycznej.

Ta olbrzymia płaszczyzna lodowa, w zno­

sząca się na 15 do 84 metrów ponad po­

ziom morza i rozciągająca się ze wscho­

du n a zachód na 950 k m , zajmuje mo­

rze Rossa w całej swej szerokości mię­

dzy ziemią W iktoryi (wulkan Terror) a ziemią Edw arda VII. J a k daleko się-

| gają lody te w k ie ru n k u południowym, nie wiadomo, w każdym razie, przeszło na 600 km .

Badania w y p raw y angielskiej w ykaza­

ły, że lodowiec Wielkiej Ściany nie je s t unieruchom iony—posuwa się on z szyb­

kością 1,35 m dziennie. J e s t też połą­

czony z lodowcami gór, u których stóp się rozpościera, ja k i lodowiec „Pied- m o n t“ na Alasce, tem tylko odróżniając się od ostatniego, że pływa po większej części na powierzchni morza.

E kspedycya zebrała na to parę sta­

nowczych dowodów. Podczas gdy „Disco- v e ry “ znajdowała się w zatoce Balonu, wciętej w „W ielką Ścianę“, można było zaobserwować ja k lody, w skutek przy­

pływu i odpływu morza, jednocześnie z okrętem wznosiły się i opadały. Z dru ­ giej strony powierzchnia Wielkiej Ścia­

ny je st, aż do 82°15 sz. połud., do której

(3)

No 18 WSZECHŚWIAT 275 to szerokości Scott dotarł, zupełnie po­

zioma i prawie, że pozbawiona szczelin (za w yjątkiem części dotykających brze­

gu), coby było niemożliwe, gdyby lód posuwał się na ziemi.

Innym znowu dowodem są pomiary termometryczne, dokonane w jednej ze szczelin koło brzegu lewego. Termo­

m etr w skazywał tu w miejscach naw et głębokich—9°. W tejże samej szczelinie, lecz o 20 km od brzegu term om etr w pewnej głębokości nie spadał poni­

żej 0°. Te różnice tem peratury można objaśnić tylko tem, że w pierwszym przy­

padku lodowiec spoczywał na ziemi, a w drugim, pływając, ogrzewany był znajdującą się pod nim, wodą.

W ypraw a s ta tk u „Discovery“ stw ier­

dziła, że cała W ielka Ściana, od czasu kiedy j ą odkrył Ross, cofnęła się ku po­

łudniowi na 50 km . J e s t to dowodem jaw nym , że zlodowacenie na ziemi W iktoryi znajduje się w stadyum cofa­

nia. Świadczą o tem też odpływy in­

landsisu, obecnie prawie że nie poru­

szające się. Między przylądkiem Andare, a k rańcem południowym zatoki Mc.

Murdo, t. j. n a odległość 780 km , dwie tylko odnogi inlandsisu, dosięgając mo­

rza, tworzą góry lodowe.

W edług Scotta lody Wielkiej Ściany utworzyły się w czasach, gdy miąższość lodu na ziemi W iktoryi była o 130 do 160 metrów większa i gdy lody te w wiel­

kich masach spływały ku morzu Rossa.

(W ilson znalazł na górze Terror more­

ny, na wysokości 275 m. ponad poziomem morza). Podczas tego najsilniejszego s ta ­ nu zlodowacenia lody wypełniały w ca­

łości morze Rossa, którego głębokość nie przewyższa 1000 m i rozciągały się na północ od przylądku Andare, aż do brzegu zewnętrznego platformy k on ty ­ nentalnej. Gdy później miąższość lodu się zmniejszyła wrs k u tek zmienionych warunków klimatycznych, coraz to zwięk­

szająca się w arstw a wody oddzielała skałę podwodną od lodów, które, pier­

wotnie czepiając się swą podstaw ą dna morskiego, teraz staw ały się pływają-

cemi. podał F. R

(dok. nast.

C . E. M E N D E R H A L L i L. R. JN G E R S O L L .

O P E W N Y C H N I E Z N A N Y C H D O ­ T Ą D Z JA W IS K A C H , O K A Z Y W A ­ N Y C H P R Z E Z D R O B N E C Z Ą S T K I

M E T A L O W E N A Ż A R Ó W C E N E R N S T A *).

W toku niedawnych badań swoich nad wysokiemi p un k tam i topliwości, zauwa­

żyliśmy kilka bardzo ciekawych zjawisk, które zachodzą podczas ogrzewania drob­

nych cząstek różnych metali, umiesz­

czanych na powierzchni żarówki N ernsta (której temperaturę można było k o ntro ­ lować zapomocą stosownego reostatu) i obserwowanych przez słabo powiększa­

ją c y mikroskop. Zjawiska te wydały nam się o tyle nowemi i zajmującemi, że postanowiliśmy zbadać je oddzielnie;

w yniki ty ch naszych obserwacyj poda­

jemy w niniejszym artykule.

Zjaw iska przechłodzenia kuleczek stopio­

nych.

Pierwsza kategorya zjawisk obejmuje przechładzanie się kuleczek stopionych, które je s t ta k znaczne, że samo przez się zasługuje na uwagę. Jeżeli na ża­

rówce umieścimy np. odrobinę platyny, stopionej na kuleczkę o średnicy, rów-

• 1 j 1

neJ Yo 20 m ilim etra> a następnie pozwolimy jej oziębiać się zwolna lub szybko, to kuleczka ta nie zestala się w temperaturze topienia się, lecz pozo­

staje wyraźnie ciekłą, dopóki tem p eratu ­ ra nie spadnie o jakieś 50 do 300° po­

niżej p u n k tu topliwości, a wtedy n astę­

puje nagle zestalenie się, którem u to­

warzyszy krótki „blysk“ czyli rozświe­

tlenie się kropelki. Podczas ponownego ogrzewania niema ju ż błysku i kropla topi się we właściwej tem peraturze to-

’) «Philosophical Magazine». Luty 1908.

(4)

276 W SZ EC H SW IA T M 18 pienia się. To samo zjawisko ogólne

zachodzi ze złotem, palladem, platyną, krzemem, rodem i irydem.

J e d y n ą wzmiankę daw niejszą o tego rodzaju zjawiskach znaleźliśmy w dziele W inkelm ana („H andbuch“ II, 1 wyd.

pierw sze str. 487), k tó ry uważa „ b ły sk “ za objaw luminescencyi, tow arzyszący w ydzielaniu wodoru, pochłoniętego przez srebro, przyczem niem a zupełnie mowy o przechłodzeniu. W zm ianka dotyczę pracy dra Phipsona, k tó ry zaobserwował taki błysk podczas oziębiania kuleczki srebra, właśnie w tem p eraturze topienia się.

Wydało nam się rzeczą odpowiednią oznaczyć dokładniej warunki, k tó re czy­

nią możłiwem u trz y m a n ie się m etalu w stanie ciekłym w tem p eratu rze do 300° stopni niższej od normalnego p u n k ­ tu topienia się, a w szczególności p rze­

konać się, czy wr zjaw isku tem m a j a ­ kie znaczenie okluzya gazów, ja k r ó ­ wnież, ozy rozświetlanie się kropli je st zjawiskiem, związanem bezpośrednio z przebudową cząsteczkową, czy też po- p ro stu wynikiem podniesienia te m p e ra ­ tu ry w sk u tek wyzwolenia utajonego cie­

pła topienia.

Badanie mikroskopowe kropli w ykazu­

je niezbicie, że błysk tow arzyszy zm ia­

nie s tan u skupienia, naogół bowiem da­

je się zauw ażyć stanow cze przejście od powierzchni gładkiej, często u ja w n iają­

cej ru ch w yraźny do powierzchni szor­

stkiej, pomarszczonej i oczywiście stałej.

P rzy stąp iw szy do zagadnienia w spo­

sób wyżej zaznaczony, zauważyliśmy co następuje:

Tem peratura, w której zdarza się „bły- śnięcie“ byw a niezmiernie rozmaita. N a­

ogół, im kropla j e s t mniejsza a p u n k t topienia się wyższy, tem mocniej może być przechłodzona, zanim n astąp i bły- śnięcie. Różnica pod ty m względem pomiędzy kroplą o średniej 1 mm a k r o ­ plę o średnicy 2 mm j e s t ju ż zupełnie w yraźna. Im bardziej kropla wpija się w m atery ał żarówki, to znaczy im b a r ­ dziej postać jej odstępuje od postaci kulistej, tem mniej może być przechło­

dzona. Przechłodzenie możliwe j e s t ta k ­

że nieco mniejsze, gdy oziębienie n astę­

p uje szybko. Stopienie musi być całko­

wite i zupełne, w przeciwmym bowiem razie przechłodzenie nie nastąpi wcale.

Po roztopieniu zupełnem dalsze ogrze­

wanie powyżej pun k tu topliwości nie ma, o ile się zdaje, żadnego wpływu na prze­

bieg zjawiska x),

Przebieg ten je s t zasadniczo taki sam, jeżeli umieścimy żarówkę w atmosferze dwutlenku węgla. Błyśnięcie następuje w ten sam sposób, gdy kuleczkę ogrze­

w am y na nieprzewodzącej powierzchni glinianej, t. j. na ogrzewaczu żarówki Nernsta. Zjawisko to łatwo było otrzy­

mać z cząstkam i złota na takim ogrze­

waczu a także i ze srebrem, gdy posta­

rano się zabezpieczyć metal od bezpo­

średniego zetknięcia z powierzchnią gli­

ny. Albowiem w przeciwnym razie me­

tal nie przybrałby postaci kulki lecz w siąkałby i uległby pochłonięciu przez powierzchnię gliny, j a k to się zdarzało, gdy próbowano go umieszczać na samej żarówce Nernsta.

Świetność błysku w zrasta z rozmia­

rem przechłodzenia. O ile się zdaje, błysk poprzedza zestalenie się: w razie kropli dużej błysk trw a znacznie dłużej, aniże­

li w razie kropli małej, i następuje oczy­

wiście przed zestaleniem się.

Z faktów ty ch wyciągam y wniosek, że dane zjawisko zasadza się poprostu na silnem bardzo przechłodzeniu, które staje się możliwe skutkiem tego, że m a ­ my do czynienia z bardzo drobną masą metalu, mogącą przybierać k ształt w przybliżeniu kulisty. Nadto, błysk nie j e s t zjawiskiem n a tu ry bezpośrednio świetlnej, lecz zawdzięcza swe pocho­

dzenie raptow nem u podniesieniu się te m ­ peratury, które j e s t wynikiem wyzwole­

nia się utajonego ciepła topienia się.

Dłuższe trw an ie błysku w k ulkach w ięk­

szych odpowiada większemu zasobowi ciepła, które musi uledz rozproszeniu.

Jest więc rzeczą prawdopodobną, że w dawniejszych obserwacyach mylnie zali-

!) Uderzanie w podstawę żarówki nie wpływa

na przechłodzenie.

(5)

M i8 WSZECHŚWIAT 277 czano to zjawisko do kategoryi „świetl­

nych".

Dokonaliśmy pewnej liczby pomiarów tem peratury, w której następuje błysk, ale wyniki nie przedstawiają nic in te re ­ sującego z w yjątkiem chyba danych, dotyczących maximum przechłodzenia, które dosięga 370° Celsyusza w przy­

padku rodu i platyny. To znaczy, że rod, k tóry topi się w temperaturze 1910°, pozostał w stanie ciepłym aż do lo40°, platyna zaś, k tó ra topi się w tem ­ peraturze 1745°, zestaliła się dopiero w temperaturze 1370°.

W przypadku rodu zauważyliśmy w temperaturze nkoło 1050° drugą anoma­

lię, polegającą na łatwo odwracalnej zmianie w zdolności promieniowania po­

wierzchni kropli: Podczas zniżania tem ­ p eratu ry kropla w pobliżu 1050° staje się nagle bardziej błyszczącą, widać ja k zmiana ta rozszerza się szybko na całą kulkę i pozostaje w ty m stanie. Pod­

czas ponownego podnoszenia tem peratu­

ry następuje zmiana odwrotna. Zjawi­

sko to można przypisać albo przebudo­

wie cząsteczkowej albo też pochłanianiu jakiegoś gazu; ta k czy owak zmiany w energii, które tu zachodzą, muszą być bardzo drobne, w przeciwnym bowiem razie musielibyśmy zauważyć błyśnięcie lub inną ja k ą ś podobną zmianę cza­

sową.

Zjaw iska ruchu cząstek.

Całkiem odmienne od wyżej opisa­

nych wypadków przechłodzenia są pew­

ne wypadki poruszania się rozmaitych metali po powierzchni żarówki rów no­

legle do kierunku prądu. Najbardziej uderzający z ty ch wypadków można ob­

serwować w tedy, gdy drobną cząstkę metalu, np. kobaltu, umieścimy na po­

wierzchni żarówki, w której płynie prąd prosty. Z chwilą gdy te m p eratu ra doj­

dzie do 1200° C, cząstka zaczyna w yko­

nywać powolny a prawidłowy ruch to­

czący się wzdłuż żarówki od jednego końca do drugiego, k tó ry zmienia swój kierunek z odwróceniem prądu, lecz nie ulega zmianie, gdy ustaw im y żarówkę

pionowo lub naw et gdy przewrócimy j ą górą na dół. Żałować należy, że dość staranne badanie, przeprowadzone nad tem zjawiskiem i nad zjawiskami po- krewnemi, nie doprowadziło jeszcze do tak określonego i zadawalającego w ytłu­

maczenia przyczyny, jakiegobyśm y sobie życzyli, aczkolwiek można powiedzieć odra™, że ponieważ żarówka je st prze­

wodnikiem elektrolitycznym, przeto r u ­ chy te prawdopodobnie zaliczyć należy do kategoryi innych równie mało zrozu­

miałych ruchów m ateryi w elektrolicie, które niejednokrotnie były obserwowane (porówn. uw agi w ty m przedmiocie u Winkelmanna), chociaż związek ten oczy­

wisty nie jest. Nasze obserwacye i wnioski, k+óre zdołaliśmy z nich w y ­ ciągnąć, a które mogą być nie pozba­

wione interesu, rozpatrzym y pod dwoma nagłówkami, które odpowiadają dwom odrębnym, chociaż pokrewnym, oczy­

wiście, zjawiskom, a mianowicie:

a) Toczenie się lub ślizganie się rozto­

pionych kuleczek metalu po powierzchni żarówki.

b) Ruch stałych cząstek metali oraz ich tlenków. Je s t to owo ciekawe w y­

żej wspomniane taczanie się od jednego końca do drugiego, które zachodzi w przypadku cząstek o postaci n a jb ar­

dziej nieprawidłowej.

P r z y p a d e k a) Toczenie się lub ślizganie się stopionych kuleczek metali obserwowaliśmy w większości metali, które stapiają się w kulkę na żarówce.

Ruch może być powolny i połączony z brózdowaniem powierzchni żarówki, ja k g d yb y kuleczka usiłowała wpić się sama albo też—a to się zdarza głównie wtedy, gdy substancy? była stopiona uprzednio—może być ta k szybki, że oko z trudnością za nim podążać może. Co do kierunku x), ruch może odbywać się

') Takie toczenie się zaobserwowano także w tym samym kierunku w wydadku rodu, na spe- cyalnych żarówkach, zawierających MgO i A120 3, zamiast tlenków cyrkonu i ytru, z których wyro­

bione są żarówki, znajdujące się w handlu. Stąd

wiosek, że zjawisko nie zależy od specyalnego

składu żarów ki.

(6)

278 W SZECH ŚW IAT N° 18 albo z prądem albo przeciwko prądowi,

zależnie od rodzaju metalu, w każdym zaś przypadku, w k tó rym oba rodzaje mogą być obserwowane, ru ch zgadza się co do k ieru n ku z ruchem w stanie sk u ­ pienia stałym, k tó ry opisany będzie po­

niżej (przypadek b). P la ty n a i złoto po­

ruszają się z prądem. Co do przyczyny swej, takie toczenie się j e s t praw dopo­

dobnie zbliżone do pewnego zjawiska, które zaobserwował, zdaje się, Quincke, a w którem kuleczka rtęci, umieszczona w rurce z wodą zakwaszoną, porusza się szybko lecz tylko przeciwko prądowi.

P r z y p a d e k b. R uchy stałych czą­

steczek m etali oraz ich tlenków. Zjawi­

ska te są ta k uderzające, że zgrom adzi­

liśmy znaczną liczbę danych, ich d o ty ­ czących. Opiszemy t u szczegółowy p rzy­

padek typowy, o którym ju ż była mowa wyżej. Jeżeli skraw ek kobaltu, długi np.

n a 2 m ilim etry g ru b y na 0,2 milim., po­

łożymy w k ie ru n k u długości na żarówce, przez k tó rą idzie p rąd prosty, w te m p e­

ratu rze niższej od p u n k tu topienia się metalu, to s k raw ek ten podniesie się, stanie n a je d n y m sw ym końcu i będzie się obracał dalej, dopóki znowu nie u ło ­ ży się na płask, poczem proces cały pow tarza się nieograniczenie, tak, iż skraw ek ja k o całość w ędruje wzdłuż żarówki przeciw biegowi p rąd u i z a tr z y ­ muje się dopiero po dojściu do chłodne­

go k rań ca 1). Jeszcze bardziej uderzają- +

cy przebieg, k tó ry dowodzi, że siły te (o ile przypuścimy, że działają one ty l­

ko na tę drobną część powierzchni m e­

talu, k tó ra faktycznie s ty k a się z ża-

') Z rysunku, dołączonego do komunikatu ory­

ginalnego, widać, że cząstka kobaltu przebywa całą długość żarówki w taki mniej więcej spo­

sób, w jaki przebywa arenę akrobata, wywraca­

jący nieprzerwany szereg koziołków, w których staje kolejno to na nogach, to na głowie.

(Przyp. tłum.).

rów ką) muszą być stosunkowo znaczne, ma to samo zjawisko w przypadku n a­

stępującym: cząstkę m etalu w kształcie podkowy o średnicy 4 mm- zawiesza się nad żarówką w tak i sposób, by płasz­

czyzna podkowy była prostopadła do kierunku prądu; podkowa zacznie się obra­

cać powoli (w tym samym k ie ru n k u co poprzednio), dopóki nie stanie j a k widły, zwrócone w górę, poczem dopiero, s tr a ­ ciwszy równowagę, opada napowrót.

W toku usiłowań, zmierzających do wytłumaczenia ty ch działań, zaregestro- waliśmy fakty następujące:

1 ) K ierunek ruchu odwraca się zawsze z odwróceniem p rąd u i to bez względu na położenie cząstek, t. j. czy podnosi się ona dopiero z położenia poziomego, czy też stoi ju ż pionowo. Dla niektó­

rych metali ruch odbywa się w kierun­

ku prądu, dla innych w kieru n k u od­

wrotnym. W tablicy I-ej w kolumnie, opatrzonej nagłówkiem „kierunek", znak (-}-) oznacza ruch w kieru nk u p r ą ­ du, a znak (—) ruch przeciw biegowi prądu.

2) Prędkość ruchu w w arunkach po­

dobnych zmienia się znacznie w zależno­

ści od metalu. W kolumnie, opatrzonej nagłówkiem „rozmiar", liczby są w przy­

bliżeniu proporcyonalne do szybkości r u ­ chu, przyczem kobalt i miedź wyróżnia­

j ą się pod tym względem. Faktyczna prędkość ruchu postępowego wzdłuż ża­

rówki w w arun k ach pomyślnych, dla drobnych cząstek każdego z tych metali wyniosłaby może około centym etra na minutę. Atoli dla większości metali ruch ten j e s t ta k powolny, że w p ra k ­ tyce niepodobna oznaczyć prędkości r u ­ chu postępowego cząstki wzdłuż żarów­

ki od jednego końca do drugiego. Tak np. jeśli chodzi o dane, zawTarte w tabli­

cy I-ej, to przyjm owaliśmy ruch jako faktycznie istniejący, skoro tylko cząstka okazywała w yraźną dążność do unosze­

nia się w je d n ę lub drugą stronę, przy­

czem kierunek odwracał się z odwróce­

niem prądu.

3) Wielkość i spostać cząstek nie ma

większego znaczenia, albowiem cząstki

o kszałtach najbardziej nieprawidłowych

(7)

No 18 W SZECHŚW IAT 279 toczą się równie sprawnie ja k cząstki

prawie okrągłe; naogół cząstki m a­

łe m ają szybszy ruch kołowy, pomimo, że nie mogą pokrywać sobą ta k wiele przestrzeni. Sztuki długie i płaskie po­

ruszają się zazwyczaj bardzo szybko, naw et w tedy, gdy dotykają żarówki ty l­

ko końcem. Siły, które wchodzą tu w grę, wcale nie są proporcyonalne do wielkości cząstek, ale są wystarczające do poruszania drobnych cząstek wzdłuż żarówki, umieszczonej pionowo, a więc wbrew sile ciężkości. Pakt, że cząstki poruszają się także wzdłuż dolnej stro­

ny żarówki i że byw ają one słabiej lub mocniej przylepione do żarówki, gdy pozwolimy jej się oziębić, dowodzi te go, że istnieją tu zaczątki zlewania się czy zlepiania się metalu z żarówką n a­

wet w tem p eratu rach , niższych od pun k tu topienia się.

4) Szybkość ruchu rośnie z tem pera­

tu rą żarówki oraz z gęstością prądu Przepuszczając przez żarówkę i prąd na- przemianny, i prąd jednokierunkowy (pierwszy ogrzewa silnie, drugi nadaje ruchowi kierunek), oddzieliliśmy do pewnego stopnia wpływ ciepła od wpły­

wu p rądu i stwierdziliśmy, że z tych dwu czynników prąd j e s t daleko waż­

niejszy. Jeżeli gęstość prądu w żarów­

ce je s t dostateczna, to ruch nastąpi w temperaturze znacznie niższej od p u n ktu topienia się metalu. Tak np. kobalt, k tó ry topi się w tem peraturze 15003, poruszał się już w tem peraturze 1150°.

Naogół, im wyższy je s t p u n k t topienia się metalu, tem wyższej potrzeba tem­

p e ratu ry do wywołania dostrzegalnego ruchu.

5) Usiłowaliśmy wywołać ruch przez wytworzenie pól elektrostatycznego i elek­

trom agnetycznego w pobliżu cząstki umieszczonej na żarówce, ale usiłowania te nie odniosły skutku. Podobnież nie zdołaliśmy wywołać ru chu na rozgrza­

nej bryle wyrobionej z tego samego ma- tery alu co żarówka, lecz nie ożywionej prądem, pomimo, że w ytw arzaliśmy pola elektrostatyczne i elektromagnetyczne wzdłuż bryły i w kierunku poprzecznym na wzór tego, j a k to się dzieje w p r ą ­

dzie. Ujemne również wyniki dały do­

świadczenia, w których cząstki metalu, umieszczane na blaszkach z miki, zbliża­

ne były do żarówki od spodu na odle­

głości mikroskopowe od jej powierz­

chni.

6) Nie zdołaliśmy wytworzyć zjawiska, o którem mowa, na żadnym przewodni­

ku metalowym, ani też zaobserwować go na żadnym przewodniku elektroli­

tycznym o składzie, różniącym się znacznie od składu zwykłej żarówki Nernsta, przyczem przeszkodą było albo to, że przewodniki te topiły się i lepiły w tem peraturze zbyt nizkiej i dla zbyt małych gęstości prądu (np. szkło lub sól zwyczajna) albo też wymagały tem pera­

tu r y zbyt wysokiej (np. MgO). Nato­

miast otrzymywaliśmy zjawiska te z ła­

twością na żarówce, wyrobionej z czy­

stego tlen k u cyrkonu. Nie można otrzy­

mać ruchu na cienkiej warstw ie MgO, ułożonej na powierzchni żarówki, praw ­ dopodobnie dlatego, że w tych w arun ­ kach MgO, praktycznie rzecz biorąc, nie je s t podłożem prądu.

7) Cząstka pewnego danego metalu porusza się z trudnością albo n aw et nie porusza się wcale po tej części żarówki, która była „zwilżona11 tym samym m e ­ talem :). Ruch innego metalu po tej części powierzchni naogół nie ulega wielkiej zmianie wskutek takiego „zwil­

żenia" jej przez pierwszy metal. Ogrza­

nie przez czas krótki do wysokiej te m ­ peratury znosi takie wsiąknięcie ja k ie­

gokolwiek m etalu—prawdopodobnie dla­

tego, że m etal paruje i znika z danej powierzchni.

8) Umieszczenie żarówki w atmosferze dwutlenku węgla albo w próżni milime­

trowej nie zmienia przebiegu zjawiska w sposób dostrzegalny. Nie zmienia go również strumień tlenu puszczony na żarówkę lub na daną cząstkę metalu, chyba, że strumień ten je s t wystarcza-

’) Dla większości metali (wyjątek stanowią me­

tale trudno utleniające się, jak złoto, platyna, rod

i iryd) ogrzewanie do temperatury dostatecznie

wysokiej kończy się tem, że metal wsiąka w ma-

teryał żarówki i zlewa się z nim zupełnie.

(8)

280 W SZE C H SW IA T Na 18 jąco silny do znacznego oziębienia c z ą s t ­

ki, zwłaszcza w punkcie jej zetknięcia z żarówką.

9) Tlenki wielu m etali okazują ruch podobny (porówn. tablicę).

10) W załączonej tablicy umieszczone są przybliżone ciężary atomowe y tru i cyrkonu (których tlen k i są głównemi częściami składowemi żarówki). Godne zaznaczenia je s t to, że z w y jątk iem to­

ru i ru te n u wszystkie metale o ciężarze atomowym wyższym od y tr u i cyrkonu p o ru szają się z biegiem prądu, metale zaś o ciężarze atomowym niższym — przeciwko prądowi. Celem dalszego spraw dzenia tego faktu, wielce uderzają­

cego lecz prawdopodobnie przypadkow e­

go, dokonaliśmy wielu prób obserwacyi ruchu n a żarówkach, w yrobionych z tlen­

ków metali o ciężarach atomowych znacznie mniejszych, a w szczególności z MgO i z A120 3, aby przekonać się, czy ruch np. kobaltu n a takiej żarówce bę­

dzie rzeczywiście odwrotny. Ponieważ n a takiej żarówce nie udało nam się zaobserwować nic prócz ru ch u kulek stopionych a wszystkie praw ie metale, które dają takie kulki stopione, m ają ciężary atomowe wyższe aniżeli cyrkon żarówki zwyczajnej, przeto nie można było oczekiwać w ty m przypadku ruchu odwrotnego. Jednakże ujem nego tego w yniku w żadnym razie nie można uznać za rozstrzygający, ponieważ: po- pierwsze, niezmiernie trudno j e s t zrobić żarówkę z tlenków Mg i Al, k tó ra b y dzia­

łała za spraw ą prądu jednokierunkow ego dłużej aniżeli m inutę lub dwie, a i przez te n czas działanie to je s t niestałe, zwłasz­

cza w te m p eratu rach nizkich, a powtóre, opór ty c h tlenków j e s t ta k duży, że prąd, odpowiadający danej te m peratu rze, je s t bezporównania słabszy aniżeli w żarówce zw yczajnej. Tym sposobem w aru n ki ob­

serw acyi są daleko mniej sprzyjające a skutek, którego można oczekiwać, znacz­

nie mniejszy, aniżeli w p rzy p ad k u żaró­

w ek zwyczajnych,

Oprócz powyższych w ypadków ruchu mas zaregestrow aliśm y dwa wypadki rzeczywistej czy pozornej d y f u z y i m etalu wzdłuż żarówki. P ierw szy w y ­

p adek zachodzi wtedy, gdy cząstkę m e­

talu (z w yjątkiem złota, platy ny i wo- góle m etali tru d n o utleniających się) ogrzewamy, dopóki się nie stopi i nie zleje z żarówką. W niektórych razach oznacza to poprostu opadnięcie metalu w głąb m ateryału żarówki, przyczem niema ruchu widocznego w żadnym kie­

runku, ale w w y p ad k u niektórych me­

tali, proces daje pole do działań bardzo potężnych i ujawnia określoną dążność do posuw ania się w je d n y m kierunku,

S u b sta n c y a

53 |

3 iH °W) 1 J* OJ

2 'O §

Ruch ciała stałego

<U* £

0 B C 3 p 3 'a. o -+-* o Kieru­

nek Roz­

miary

Bor 11,0 . . . + 3

Magnez (tlenek) 24 — x 2

Krzem 28 — 1

Tytan 48 — — 5

Chrom 52 — — 1

Mangan 55 . . . — 1

Żelazo (tlenek) 56 — 5

Kobalt 58,7 — 10

Nikiel 58,6 . . . — 1

Miedź 63,2 — 10

Ytr 89

Cyrkon *) I 90

| 105 / Materyałyżarówki

Ruten 102 . . . — 2

Rod 103 + + 7,

Pallad 106 . . . + 2

Srebro 108 + (?)

Bar (tlenek) 137 "T ‘ 1

Tantal (tlenek) 183 . . . + 1

Iryd 193 . . . + 1

Platyna 195 + 1

Złoto 197 + + (*)

') Ponieważ cyrkon nie jest właściwie pier­

wiastkiem, przeto ciężar atomowy «ułamka», za­

wartego w żarówce, jest niepewny w granicach,

wskazanych w tablicy.

(9)

M 18 WSZECHŚWIAT 281 zależnym od kierunku prądu (porówn.

tablicę). Przepojenie metalem może być doprowadzone do tego, że przewodnic­

two w m ateryale żarówki będzie już przewodnictwem raczej metalicznem a n i­

żeli elektrolitycznem, a skutkiem tego pewna część żarówki będzie względnie chłodna. Ciągłe ogrzewanie w tem pe­

raturze wysokiej może sprawić to, że większą część takiego m etalu w yparuje znów z żarówki.

Drugi przypadek, w którym dyfuzya je s t być może tylko pozorną, zaobserwo­

waliśmy na platynie, rodzie i palladzie;

prawdopodobnie je s t on ch araktery sty cz­

n y dla metali trudno utleniających się, polega zaś na tworzeniu się bezbarwnej pręgi czyli „ogona“, który, wychodząc z kropli, rozciąga się wzdłuż powierzchni żarówki i kończy się punktem. Ogon ten był skierowany przeciw biegowi prądu, gdy ten był jednokierunkow y (to je s t odwrotnie względem kieru n k u r u ­ chu mas) i ukazyw ał się po obu s tr o ­ nach w razie użycia prądu naprzemian- nego.

W przypadku platyny ogon powstaje w tem p eratu rach o sto lub więcej stopni niższych od p u n k tu topienia się, aczkol­

wiek w ytw arza się szybciej w tem pera­

tu rach wyższych. Badanie mikroskopo­

we takiego śladu platynowego wykazu­

je, że powierzchnia żarówki p o k r y ta je s t czemś, co wygląda j a k cienka w arstew ­ ka platyny, na przestrzeni jakiegoś m i­

limetra, licząc od kulki. Niemniej prze­

to analiza chemiczna, której raczył się podjąć profesor Lenher, dotąd nie zdo­

łała wykazać dowodnie, że „ogon“ je s t rzeczywiście p la ty n ą metaliczną; prawda, że drobna ilość m ateryału utrudnia nie­

słychanie badanie chemiczne.

Bezwątpienia w ypadki powyższe dy- fuzyi, o ile są jednokierunkow e i zależą od prądu, w ym ag ają istnienia sil, zwią­

zanych z temi siłami, które wywołują wyżej opisane ruchy mas: dziś jednak niepodobna jeszcze orzec, na czem zasa­

dza się ten związek, ponieważ nie widać ustalonej zależności pomiędzy kierunka­

mi dyfuzyi a ru ch u mas w rozmaitych wypadkach.

Konkluzya.

W ydaje się rzeczą prawdopodobną że ruchy cząstek zarówno stałych, j a k i roz­

topionych, mają te same przyczyny, a nad­

to, że siły, które wchodzą w grę, są umiejscowione w punkcie zetknięcia da­

nej cząstki z żarówką. Jeżeli rozważy­

my ten fakt w związku z faktem przy­

legania cząstki do żarówki, który świad­

czy o występowaniu znacznych sił spój­

ności pomiędzy metalem a żarówką, to wpadniemy może na tłumaczenie ogólne tych zjawisk. Albowiem można przypu­

ścić, że pewna część prądu żarówki obie­

ga dokoła cząstki, a w takim razie s k u t­

kiem elektrolitycznego ch ara k teru prze­

wodnictwa żarówki mielibyśmy wydzie­

lanie się tlenu w miejscu, gdzie prąd wchodzi do metalu, i pochłanianie tlenu w miejscu, gdzie prąd wychodzi, a to wytworzyłoby po dwu stronach różni­

cę w siłach spójności.

W rezultacie powstałaby para sił, usi­

łująca obrócić cząstkę czy kuleczkę w jednym tylko kierunku. Nieco podobne w arunki znaleźlibyśmy w w ypadku cząst­

ki tlenku, umieszczonej na żarówce, po­

nieważ wszystkie tlenki przewodzą le­

piej lub gorzej w tych temperaturach.

Nie je s t wyjaśnione, co mianowicie okre­

śla kierunek, w któ ry m poruszać się bę­

dzie cząstka, ani też nie widać żadnego dowodu do tale ciekawego ugrupowania pod względem ciężaru atomowego m e ta ­ li, poruszających się z prądem i przeciw­

ko prądowi, ta k iż ugrupowanie to mo­

że mieć niewiele albo nie mieć nic wspólnego z podstawową przyczyną r u ­ chu. Możliwe wytłumaczenie tego u g r u ­ powania możnaby oprzeć na fakcie, że te z pomiędzy metali o wyższych cięża­

rach atomowych, które mogą być pod­

dane takim próbom, należą do n a jtru ­ dniej utleniających się, i przeto po róz- topieniu tworzyć będą kuleczki, gdy tymczasem metale o niższych ciężarach atomowych utleniają się łatwiej i wsią­

kają po roztopieniu w m ateryał żarówki.

Ze w w arunkach podobnych metale róż­

ne poruszają się w kierunkach przeci­

wnych, w tem z p u n k tu widzenia teoryi

(10)

282 WSZECHŚWIAT M 18 powyższej niema nic dziwnego. Jest j e ­

d nak k ilka w y jątk ó w (np. ta n tal i bar, które utleniają się łatwo), które przem a­

wiają przeciwko takiem u zapatryw aniu.

Tłum. S B.

J A C Q U E S L O E B .

C H E M I C Z N Y C H A R A K T E R Z J A W I ­ SKA Z A P Ł O D N I E N I A I J E G O Z N A ­ C Z E N I E DLA P O G L Ą D Ó W N A Z J A ­

W IS K A ŻY CIA .

W y k ład na zjeździć m iędzynarodow ym zoologów w Bo­

stonie 22 sierp n ia 1907 r.).

W ażnego dowodu dostarcza n as tę p u ją ­ cy fakt. Już w roku 1887 0. i R. Hertwi- gowie ogłosili, że rozpuszczenie chloro­

formu w wodzie powoduje otoczenie się ja ja jeżowców błoną, a H erbst w r. 1893 wykazał, że ta k samo działają benzol, toluol i ksylol. W obec tego przypusz­

czałem, że wszystkie substancye roz­

puszczające tłuszcz działają tak samo.

a doświadczenie z amylenem potwierdzi­

ło to przypuszczenie. Jeżeli zatem w y ­ wołamy powstanie błony je d n ą z takich, tłuszcz rozpuszczających, substancyj, to j a j a rozwijają się również w larwy, j e ­

żeli je n astępnie trak to w ać będziemy przez 30—50 m in u t hypertoniczną wodą morską. Należy je d n a k szybko w yk o n y ­ wać te czynności, gdyż owe rozpuszcza­

jące tłuszcz substancye, ja k chloroform, benzol, amylen, powodują również szyb­

ko cytolizę jaj. Z tego też powodu w y ­ wołanie błony kw asam i tłuszczowemi ma daleko większe znaczenie dla partenoge- nezy sztucznej.

Posiadamy zatem w tej nowej m e to ­ dzie p artenogenezy sztucznej środek pozwalający nam działanie zapłodnienia nasieniem naśladować we w szystkich jego szczegółach. Zanim je d n a k rzucim y pytanie, jak ie wnioski możemy stąd snuć o istocie procesu zapłodnienia, musimy przedtem wypełnić inny jeszcze wyłom.

Pierwotna, czysto osmotyczna m etoda

J

pobudzania do rozwoju dawała pewne wyniki dla Arbacii z Woods Hole, nato ­ miast bardzo niepewne dla Strongyło- centrotus purpuratus z Pacific Grove • Przez stosowanie tej metody rozwijało się czasami bardzo wiele jaj, czasami jedno albo tylko nieznaczna ilość. J e ­ żeli zaś stosując tę sarnę metodę o trzy ­ m ujem y wyniki zmienne pod względem ilościowym, to można być zupełnie : pewnym, że tutaj wpływ wywierają

jeszcze inne nieznane nam zmienne- Ale w biegu innych doświadczeń do­

strzegłem, że woda m orska w Woods Hole je s t bardziej alkaliczna niż woda m o rsk a w Pacific Grove i dlatego s ta r a ­ łem się rozstrzygnąć, czy nie ten stan właśnie znajduje się w łączności z różni­

cą wyników w Pacific Grove i Woods Hole. Przypuszczenie okazało się słu- sznem *).

Pokazało się, że zupełnie obojętne hyper- toniczne roztwory, których koncentracya

— 6 jonów w o dorotlenow ych= C < 10

HO

n aw et w razie najsilniejszego podniesie­

nia ciśnienia osmotyćznego nie są w możności pobudzić niezapłodnione jajo jeżowców do rozwroju; ale wobec odpo­

wiedniego stopnia zagęszczenia jo nów wodorotlenowych (dodanie około 1,5 cm3 i - NaOH do 50 cm3 hypertonicz- nej wody morskiej) już nieznaczne pod­

wyższenie ciśnienia osmotyćznego w wo­

*) Początkow o p rz y stąp iłem z taką m yślą do ba­

dań nad partenogenezą sztuczną, że jo n y w o dorotleno­

w e albo w odorow e są czynnikiem zapładniającym . D la­

tego też w r. 1899 pracow ałem głów nie w tym kie­

ru n k u , b y niezap ło d n io n e jaja jeżowców p o budzić do rozw oju alkaliami lub kwasami. Naówczas udało mi się tą drogą w yw ołać tylko początkow e procesy b ró zd - kow ania. O w ynikach ty ch badań wspom niałem k ró t­

ko w mojem pierw szem bardziej w yczerpującem do­

niesieniu, k tó re w yszło w kw ietniu 1900 («U ntersu-

chungen „ s tr. 102— 104 i str. 146). M y śli tej jednak

nie zarzuciłem i m ogłem też n iedługo potem donieść

o do d atn ich w ynikach otrzym anych działaniem jonów

w o d o ru na jaja C h aeto p teru s i rozgw iazd («U ntersu-

chungen» str. 167 i 278). P rzed blizko dwoma laty

zw róciłem uwagę na znaczenie jonów w odorotlenow ych

w ro ztw o rach h y p erto n iczn y ch i spraw ozdanie tym cza-

(11)

No 18 W SZECHSWIAT 283 dzie morskiej wystarcza, by niezapłod­

nione ja ja Strongylocentrotus purpura- tus zmusić do rozwoju w larwy. N a­

stępnie pokazało się, że minimalna kon- centracya jonów wodorotlenowych, ja k ą musi posiadać roztwór hypertoniczny, by wywołać rozwój, je s t różna dla jaj różnych samic. Do pobudzenia do roz­

woju jaj niektórych samic Strongylo- centrotus p u rp u ratus wystarezało za­

gęszczenie jonów wodorotlenowych, k tó ­ re ma woda m orska w Pacific Grove,

—6 —5

mianowicie między 10 a 10 n. Dla jaj większości samic, przeciwnie, to zagęsz­

czenie je s t małe. Wogóle można czysto osmotyczną metodą partenogenezy sztucz­

nej otrzymać także dobre wyniki u Stron- gylocentrotus purpuratus, jeżeli się t y l ­ ko postaram y o to, by stężenie jonów wodorotlenowych było dostatecznie w y ­ sokie.

W dalszym ciągu można było również wykazać, że działanie obu czyników, to je s t jonów wodorotlonowych i wzmożo

nego ciśnienia osmotyćznego może t a k ­ że zupełnie niezależnie od siebie się ob jawić; z k tórych to doświadczeń w y­

nikło, że istnieje zupełny paralelizm z doświadczeniem z kwasami tłuszczo- wemi, ponieważ alkaliczność działa tak ja k kw asy tłuszczowe. Jeżeli nieza-

sowe o tem um ieściłem w ro zp raw ie p. t. «U ber die H em m ung d e r toxischen W irkung h y p e rto n isc h er Ló- sungen auf das Sceigelei d u rc h SauerstofFmangel und Cyankalium », drukow anej w «Pfliigers A rchiv», tom 113 na str. 505, w ty ch słow ach: «D oznałem takiego w rażenia, że hyperto n iczn a w oda m orska szybciej w y­

w ołuje sztuczną partenogenezę niezapłodnionych jaj je ­ żowca, jeżeli jes t słabo alkaliczna, aniżeli w tedy, gdy jes t obojętna (indykatorem b y ła fenoloftaleina), mam jednak zam iar prow adzić dalsze dośw iadczenia w tym kierunku)). W r. 1906, przeprow adziłem w yczerpujące badania nad potrzebną i najlepszą koncentracyą jonów w odorotlenow ych dla rozw oju jaj jeżowców, przyczem zastosow ano do oznaczenia koncentracyi jonów w odoro­

tlenow ych m etodę F riedenthala i Salma. W yniki tych badań ogłoszone zostały w ro zp raw ie p. ty t. « tlb e r die U rsachen d e r G iftigkeit ein er reinen Ć hlornatri- um lósung und ih r e r E n tg iftu n g d u rc h K und Ca» w «Bio- chem ische Z eitsch rift» , tom 11, str. 81, 1906, W szyst­

kie te badania, jak i w iele innych moich badań — są widocznie nieznane D elageowi.

płodnione ja ja włożymy najpierw na 2 —3 godzin do mieszaniny 50 cm 3 obo­

jętnego ~ roztworu v an ’t Hoffa -j- 0,5—

u

—1,0 cm3 NaOH a następnie na 30—50 minut do hypertonicznej wody morskiej (50 cm3 wody morskiej -j- 8 cm3 21/2 n. NaCl), to ja ja rozwiną się aż na larwy. Jeżeli zaś działamy na ja ja sa­

mym tylko roztworem hyperalkalicznym, bez następczego działania hypertonicz­

nej wody morskiej, to one nie rozwijają się. A zatem dwu do trzygodzinne działanie roztworu hyperalkalicznego na ja ja wywiera na nie taki sam wpływ, ja k dwuminutowe działanie kwasów tłuszczowych. Analogia ta uzupełnia się jeszcze i tem, że w tej metodzie łączne­

go działania alkaliów i hypertonicznej wody morskiej, ja ja które się rozwijają wszystkie albo prawie wszystkie tworzą błonę; tylko, że błona ta, przylegając zwyczajnie bardzo silnie do cytoplazmy, nie je s t ta k w yraźna ja k błona wywoła­

na działaniem kwasów tłuszczowych. To wytworzenie się błony dokonywa się, czy też można j ą dopiero wtedy zoba­

czyć, gdy przeniesiemy ja ja z wody h y ­ pertonicznej do normalnej.

Gdy zaś odwrócimy porządek działa­

nia i umieścimy ja ja najpierw w h y p er­

tonicznej wodzie morskiej a potem w roztworze hyperalkalicznym, to trze­

ba jeznacznie dłużej—i y 2 do 2 godzin—po­

zostawić w roztworze hypertonicznym;

i to także odpowiada wynikom doświad­

czeń z kw asam i tłuszczowemi !).

W ten sposób posiadamy w ręku zu­

pełnie przejrzystą metodę, za której pośrednictwem możemy naśladować dzia­

łanie plemnika na jaje do rozwoju;

*) Tymczasowe doniesienie o ty ch w ynikach zostało ogłoszone w «New York S o ciety for E xperim ental Biology and M edicine» w m arcu 1907. W yczerpująca rozpraw a w yszła w «PfIugers Archiv)> tom 118, str.

181, 1907. («Z ur A nalyse d e r osm otischen Entw ick- lungserregung u n b efriich teter S eeigaleier»). Dalsze dośw iadczenia, dotyczące tego p rzedm iotu znaleść moż­

na w dwu następnych rozpraw ach w «Pflugers Archiv»

tom 118, str. 30 j str. 572.

(12)

284 W SZECHŚW IAT M 18 pobudzające; mianowicie działamy na

niezapłodnione ja je Stron g y lo cen tro tu s purpuratus najpierw przez 1—2 minut kw aśnym roztworem (50 cm3 --- obo-

2

jętnego roztworu v an ’t Hoffa+0,7 c«i5^

k w asu masłowego) albo przez 2—3 go dzln roztworem hyperalkalicznym (50 cm3—

2 roztworu v a n ‘t Hoffa - j- 0,7 cm 3 ^ Na HO) a następnie przez 30—50 m inut hyper- toniczną wodą morską. Działanie k w a ­ sów' tłuszczowych lub alkaliów może być zastąpione przez substancyę rozpuszczają­

cą tłuszcz; kw asy zawierające je d n ę grupę karboksylową, alkalia i substancye rozpuszczające tłuszcz działają wrszystkie w ten sam sposób, mianowicie w y zw a­

lają proces tworzenia się błony.

IV.

Wprawdzie nie miałem jeszczc na t y ­ le czasu, by w yniki te zastosować do jaj innych form zwierzęcych, ale mam wrażenie, ja k o b y śm y uzyskali i poznali ogólne metody sztucznej partenogenezy.

W e w szystkich w ypadkach idzie zawsze o to, że działanie na ja ja alkaliam i lub kwasami, z następnem działaniem na nie hypertonicznej wody morskiej lub bez niego, powoduje rozwój niezapłodnio- n ych jaj.

Niezapłodnione ja ja Polynoe, morskiej pierścienicy, mogą się rozwinąć w larw y, o ile się je trw ale trzy m a w hyperalka- licznej wodzie morskiej f50 cm3 wody morskiej -f- 1,5 cm 3 NaHO) najlepiej w szkiełku zegarkowem, nieszczelnie przy kry tem płytką szklanną, tak, by zaopatrzenie w tlen było wystarczające.

Jaja wyjęte z ja jn ik a są niedojrzałe a dojrzewają w zwyczajnej wodzie m o r­

skiej tylko wtedy, jeżeli zapłodnione zostaną plemnikiem. D ojrzew ają je d n a k również, jeżeli leżą przez kilka godzin w hyperalkalicznej wodzie morskiej; tw o ­ rzą p rzy te m błonę i w ydzielają ciałka

I kierunkowe. Przeczekawszy aż procesy te się dokonają i włożywszy potem na 2—3 godzin (w 15° C) do hypertonicz­

nej wody morskiej (50 cm3 wody m or­

skiej -j- 8 cm,3 2v2 n. NaOl) i przeniósłszy następnie do normalnej wody morskiej, wywołamy znacznie szybszy rozwój i brózdkowanie znacznie większej ilości jaj, niżeli wtedy, gdy je do rozwoju po­

budzimy tylko alkaliami.

Przed trzem a laty już wykazywałem, że małą liczbę jaj mięczaka, Lottia gi- gantea, można pobudzić do rozwoju, j e ­ żeli się je trzy m a przez dwie godziny w hypertonicznej wodzie morskiej. A w tym roku przekonałem się, że działanie obojęt­

nych roztworów hypertonicznych na nie­

zapłodnione ja ja Lottia nie pobudza ich do rozwoju, ale że, jeżeli podniesiemy stopień alkaliczności hypertonicznej wo­

dy morskiej przez dodanie stosownej ilości łu g u sodowego, natenczas wszyst­

kie j a j a poczną się rozwijać. Podobnie j a k w innych przypadkach, ta k i tu t a k ­

że, zagęszczenie jonów wodorotlenowych potrzebne do pobudzenia drogą ciśnie­

nia osmotyćznego do rozwoju, ulega dla jaj różnych samic bardzo znacznym wahaniom.

Również udało się spowodować ja ja Sipunculus do rozwoju w larwy, przez odpowiednie podniesienie stopnia z a ­ gęszczenia jonów wodorotlenowych x).

Co dotyczę pobudzenia do rozwoju niezapłodnionych jaj kwasami, to prze­

de w szystkiem należy tu wymienić ja ja rozgwiazd, których rozwój można w y­

wołać działaniem przez k rótk i czas ja- kiegokolwiekbądź kwasu. Tem właśnie różnią się one od jaj jeżowców, n a k tó ­ re działa tylko pewna oznaczona grupa kwasów, a mianowicie kw asy zaw ierają­

ce jed n ę grupę węglotlenową. Może i u rozgwiazd działa ta grupa kwasów nieco lepiej niż inne kw asy 3).

*) W spom niane dośw iadczenia nad Polynoe, L ottia i S ip u n eu lu s opisane są w ro zp raw ie p. ty t. « U b er die allgem einen M e th o d en d er kiinstlichen Partenogenese»

w «Pfliigers A rchiv.» tom 118, s tr. 572, 1907.

2) W ro k u 1901 w ykazaliśm y z N eilsonem , że ja-

kiekolw iekbądź kw asy pobudzają do rozw oju jaja A ste

(13)

M 18 WSZECHŚWIAT 285 Do pobudzenia do rozwoju jaj roz­

gwiazd w ystarcza działanie kwasu, dal­

sze działanie hypertonicznej wody mor­

skiej je st zupełnie zbyteczne.

Wniknięcie plemnika w jaje u jednej z rozgwiazd, A sterina z Pacific Grove, sprawia wytworzenie się błony równie wybitnej j a k na ja ju jeżowca. Otóż ta błona może być właśnie na tem jaju wywołana tem i samemi środkami, jak na ja ju jeżowca, mianowicie działaniem środków rozpuszczających tłuszcz, ja k benzol lub amylen i jednozasadowemi kwasami tłuszczowemi. U tych jaj w y­

starcza to zupełnie do dalszego rozwoju wywołania błony, dalsze traktowanie ich hypertoniczną wodą morską staje się tu zbytecznem Ł). Ma to prawdopo­

dobnie jakiś związek z ten d en cyą jaj rozgwiazd do rozwoju spontanicznego bez zapłodnienia, jeżeli leżą w wodzie morskiej. Może jony wodorotlenowe wody morskiej albo n a w e t w samem jaju w y­

tworzony kwas (np. C02) są w tym w y­

padku pobudką do rozwoju. U Asterina można naw et okolicznościowo na niektó­

rych jajach dostrzedz spontanicznie bez zapładniania tworzącą się błonę, jeżeli one dłużej leżą w wodzie morskiej.

rias F orbesii. Z bezw odnikiem węglowym nie czynili­

śm y dośw iadczeń. L ukę tę w y p e łn ił w następnym ro k u Delage. A le zam iast uznać, że i w tym razie tak jak w naszych dośw iadczeniach, chodziło tylko o działanie kwasu wogóle, D elage przypuszczał, że idzie tu o specyficzne działanie kwasu węglowego.

O p ie rał się na tem, że działaniem HC1 nie otrzym ał tak znacznej ilości larw , jak z C 0 2. N ie w ystąpiłem w ted y przeciw D elageow i, gdyż uważałem za zbytecz­

ne wskazywać, że jeżeli kw asy wogóle posiadają pew ne oznaczone działanie a i kwas w ęglow y działa tak samo, to nie można tego uważać za coś niezw ykłego, bo przecież i kwas w ęglow y rów nież jest kwasem. Byłem jed n ak w błęd zie, albow iem p raw ie w szyscy ci, k tórzy n astępnie tą dro g ą p ra cy poszli — z w yjątkiem je d y ­ nym L efevrea — zgodzili się stanowczo na tłum aczenie D elagea, że dw utlenek w ęgla nie ma działania kwasowego a D riesch w «E rgebnisse» p o sze d ł naw et tsk daleko, że w spom niał o działaniu pobudzającem do rozw oju kw asu węglow ego a ignorow ał zupełnie fakt, że jakie- kolw iekbądż inne kw asy tak samo działają. D la dal­

szego badania, rzecz p ro sta , b ard zo je s t ważną różnicą, czy w tym w ypadku chodzi o ogólne działanie kwasów a w ięc jonów w odorow ych, czy o jakieś m istyczne sw oi­

ste działanie dw utlenku węgla.

*) «U ntersuchungen» s tr. 349.

Lefevre pobudził niezapłodnione ja ja Thalassema Melitta do dojrzewania i nor­

malnego rozwoju tylko przez krótkie działanie zakwaszoną wodą morską. J aja trzymano 5 minut w mieszaninie 85 cm 3 wody morskiej -(- 15 cm3 kwa s u octo- wege. Wszelkie kwasy: HC1, kwas octowy, C 0 2 działają równie pomyślnie. W yn i­

ków nie można polepszyć przez n astęp ­ cze działanie na jaja hypertonicznej wo­

dy morskiej. I te ja ja w ytwarzają pod działaniem kwasów błonę J).

dok nast.

tłum . dr. E . K iernik.

S P R A W O Z D A N I E .

O. E. F Schulz. N a tu r-U rk u n d e . Biologicznie objaśnione zdjęcia fotograficzne z natury — zwie­

rząt i roślin. Zesz. I Ptaki; zesz. II i III. Rośli­

ny kwiatowe; zesz. IV. Grzyby. Berlin 1908. Paul Parey.

W iadomo, że fotografia ma w ielkie zasto­

sowanie w n auk ach przyrodniczych. Co przedtem z wielkim mozołem m usiał w yko­

nyw ać biegły rysow nik, nie zawsze ściśle oddający szczegóły, teraz, z pew nym n ak ła­

dem stara n ia i um iejętności, może być wier­

nie sfotografow ane, fotografia szczególnie m om entalna pozwala pochw ycić zjawisko w ru c h u i u trw a la to, co przed wzrokiem badacza uchodzi nieraz zupełnie niepostrze- żone. Jednem słowem a p a ra t fotograficzny s ta ł się w rę k u przy ro dnika w prost niezbęd- nem narzędziem , bez któ reg o nie może się on obejść ani w pracow ni ani podczas w y ­ cieczki. Ja k o w ynik teg o pow stają na za­

chodzie w spaniałe w ydaw nictw a p rzy ro dn i­

cze, o p arte na zdjęciach fotograficznych;

dość wym ienić chociażby „V egetationsbil- der“ w ydaw ane pod kierunkiem G. K arste- na i H. Schencka, gdzie w całym szereg u bardzo staran n ie w y brany ch fotografij zo­

stan ą zobrazowane zbiorow iska roślinne ca­

łej kuli ziemskiej.

W o statn ich czasach ukazało się znowu podobne w ydaw nictw o niem ieckie p. t. ,.N a­

tu r U rk u n d e “, którego zadaniem j e s t —ja k

l )

Szczególnym względom biologów pracujących w tym zakresie chciałbym polecić rozpraw ę Lefevrea A r tificial Parthenogenezis in Thalassem a M elitta. Journal

of E xperim ental Z oology», tom 1Y, s tr. 91. 1907.

(14)

286 W SZECHŚW IAT M 18

pow iada a u to r— u trw a lić w m łodych u m y ­ słach obraz tego, co spostrzegają w p rz y ­ rodzie, nau czy ć je p a trz y ć na otaczający św iat roślinny i zw ierzęcy, zachęcić do b a­

dań sam odzielnych oraz w zbudzić w n ich zamiłowanie do zabytków n a tu ry i poczucie potrzeby bronienia rz ad k ich jej okazów przed bezm yślnem tęp ien iem ta k pow szech- nem naw et wśród inteligencyi.

„ N a tu r - U rk u n d e “ w ychodzi zeszytam i;

w każdym do 20 bardzo pięk n y ch tablic, w ykonyw anych ze zdjęć fotograficznych, do­

łączono te k s t objaśniający, w k tó ry m poda­

ne zostały szczegóły z biologii danego or­

ganizm u. Z eszyt pierw szy zaw iera ciekaw e zdjęcia ptaków ; w idzim y tu w najro zm ait­

szych chw ilach życia m ew y (L a ru s canus), szablodzióba (A y o se tta re c u ry iro stra ), jaskół- kę-dym ów kę i t. d. Z eszy ty d ru g i i tr z e ­ ci dają nam cały szereg obrazów roślin k w iatow ych w ich środow isku , czw arty zaś— bardzo piękne fotografie grzybów

P rzeg ląd ając to w ydaw nictw o, odbieram y niezw ykle m iłe wrażenie, ta k t u je s t w sz y st­

ko n a tu ra ln e , świeże, dalekie od ty c h zw y­

kle re p ro d u k o w an y c h w y p c h a n y c h zw ierząt i zasuszonych roślin. P rzy p u szczam , że od­

czuje to każdy, że isto tn ie nieocenione u s łu ­ gi m ogą zeszyty te oddać w szkole, jeżeli n auczyciele będą się niem i posługiw ali. Ile to m łodych fotografów -am atorów zw róci się do przy ro dy i zacznie w ynajdow ać u k r y t e — a ta k m u blizkie—sk a rb y S ezam u w ogro­

dzie i polu, lasach i w odach. N ależy żało­

w ać, że u nas nie prędko u jrzym y tak ie w ydaw nictw o (i ta k tanie! Z eszyt z 20 zdjęciam i kosztuje 1 m arkę).

Chociaż żnow u nie w szystko je s t t u ta k doskonałe; oto n ie k tó re drobne przedm ioty w ypadły nie bardzo w yraźnie. P ły n ie stąd je d n a k pożyteczna w skazów ka, m ianow icie ta, że, fo tografując ta k ie ob jek ty , należy u n ik ać obejm ow ania w iększych p rzestrzen i a zw rócić głów ną uw agę na bezpośredni przedm iot zdjęcia.

N a zakończenie pozwolę sobie w yrazić ży ­ czenie, aby nasze T ow arzystw o K ra jo ­ znaw cze, k tó re ta k żyw e zain tereso w a­

nie w zbudzić potrafiło w śród m łodzieży, za­

chęciło ją do fotografow ania n ietylko z a b y t­

ków h isto ry czn y ch , lecz także zabytków n a­

tu r y i aby ze zdjęć ta k ic h zaczęło gro m a­

dzić w m uzeum swojem praw dziw ie cenny m atery ał do poznania fauny i flory k ra ju naszego.

A dam Cznrtkowski

Kalendarzyk astronomiczny na maj r. b.

M erk u ry 7-go je st w połączeniu górnem za słońcem ; w końcu m iesiąca, kiedy zacho­

dzi w dwie godziny po słońcu, m ożnaby go wyśledzić w prom ieniach zorzy w ieczornej na półn.-zachodzie.

W e n u s nie przestaje być najśw ietniejszą gw iazdą nieba wieczornego, widoczną naw et przed zachodem słońca. P la n e ta zbliża się do ziemi, przyczem ta rc z a jej w zrasta od 24" do 39"; osoby, rozporządzające niewiel- kiem i naw et lunetam i, m ogą się przekonać, że p lan eta przedstaw ia się w p ostaci sierpa.

P o ru sza się na wschód przez gwiazdozbiór B liźniąt, w p o cz ątk u m iesiąca z szybkością słońca, później znacznie- wolniej; zachodzi 1 go w 4 '/2 godz., 31-go w 3V4 godz. po słoricu.

M ars, coraz tru d n iejszy do odnalezienia, świeci w prom ieniach zorzy wieczornej w gw iazdozbiorze B yka i (w końcu miesiąca) B liźniąt.

Jow isz u k azu je się wieczorem o zm roku wysoko n a połudn.-zachodzie i pozostaje nad poziom em do 2-ej w nocy na p o czątku m ie­

siąca i do 12-ej w końcu. P o ru sza się na wschód przez gw iazdozbiór B yka, przyczem od 5-go do 10-go będzie przechodził, ju ż poraź dru gi w ty m rok u, w pobliżu (k u południow i) grom adki gw iazd Praesepe; 21 go u k ład Jow isza przesunie się przed gw iazdą 7-ej wielkości, przyczem n astąp i zakrycie gw iazdy, w idoczne w A zyi W schodniej.

Z p a ru zaćm ień księżyców, zachodzących w ciąg u m iesiąca, a spow odow anych przez w chodzenie jedn ego s a te lity w cień in n e­

go, ani jedn o u nas nie będzie m ogło być dostrzegane. Z aćm ienie zaś 3-go k w ietn ia, o k tó rem pisałem w poprzednim kalen d a­

rz y k u , zostało dostrzeżone w P ułkow ie do­

k ład nie o m inucie, w skazanej przez ra c h u ­ nek; szereg zdjęć fotograficznych u k ład u Jow isza, dokonanych w k ró tk ic h po sobie o d stęp ac h czasu, u trw a lił je na płycie foto­

graficznej.— 12-go od godz. 9 m in. 17 (p o­

czątek zaćm ienia 3-go satelity ) do godz. 11 min. 24 (zejście 1-go satel. z ta rc z y Jo w .), w idać będzie ty lk o 4-go satelitę, daleko n a wschód od plan ety .

Zaznaczam y m im ochodem , że n a ośm iu fotografiach u k ła d y Jowiszowego, zdjęty ch w G reenw ich pom iędzy 27 sty czn ia a 28 lu teg o r. b., w celu pom iarów położenia 6-go i 7-go księżyca, w y k ry to drobne ciałko n ieb iesk ie n a tu ry p lan eta rn ej. N ie je s t je sz ­ cze rzeczą całkiem w yłączoną, że okaże się ono m ałą, n ieznan ą do tychczas planetą, k ra przez czas dłuższy poruszała się p rz y . padkow o w okolioy Jow isza; praw dopod

oh ’

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jad znajduje się we wszystkich częściach ciała pająka, zawierają go także jaja; zdaje się, źe należy on do substancyj białkowatych; w roz­. tworze daje się

Są to liczby imponujące, bezwątpienia, maleją one jednak i stają się bardzo mało znaczące- mi, jeżeli się je porówna z ilością zarodni­. ków, wydawanych

cą tego przypuszczenia, że w klimacie, zniew alającym rośliny do przerw ania na dłuższy czas transpiracyi liści, najlepiej rosną i rozw ijają się te osobniki,

cej grom adziło się faktów , tem bardziej zagadko wemi staw ały się owe promienie katodalne, aż doszło wreszcie do tego, że stało się niem al niegodnem

W procesie powyższym czasami zachodzą pewne zboczenia: czasem jedna z dwu komórek dzieli się przed konjugacyą, niekiedy zaś utworzenie się woreczka nie jest

Chw ilka jednak zastanow ienia uczy, że ta k dodatnich horoskopów nie m am y bynajm niej praw a sobie staw iać.. Jeżeli zaraz usuniem y pręcik, naokoło którego

Ocena ilościowa tych gazów nie może być uważana za dość ścisłą z powodu trudności, jakie się napotyka w razie oddzielania pojedynczych gazów; jed ­ nak

Ilekroć łączą się pierw iastki dodatni i odjemny, zawsze w y tw arza się zdolność rozpadania się zw iązku n a jony; inaczej m ówiąc w tym samym czasie,