JSfb.
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „W S ZEC H Ś W IA TA ".
W Warszawie: ro c z n ie r b . 8, k w a rta ln ie r b . 2.
Z przesyłką pocztową ro c z n ie r b . 10, p ó łr . r b . 5.
PRENUMEROWAĆ MOŻNA:
W R e d a k c y i „ W sz e c h św ia ta " i w e w sz y stk ic h księgar*
n ia c h w k ra ju i za g ra n ic ą .
R e d a k to r „W szechśw iata** p r z y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 d o 8 w ie c z o re m w lo k a lu re d a k c y i.
A d r e s R e d a k c y i: W S P 0 L N A 3 7 . T elefo n u 8 3 -1 4 .
J E S Z C Z E O O K A P I.
(Zwierzęta rogate, Samotherium, Żyrafa i Okapi).
W Ne 37 r. b. W szechśw iat podał spo
strzeżenia p. Wilmeta, który miał rzadką sposobność przyglądać się dłużej Okapi żywemu. Chcemy dać tutaj nieco szcze
gółów, dotyczących i uzasadniających s ta nowisko, jakie Okapi zajmuje pośród zwie
rząt przeżuwających.
Przede rtszystkiem można tu oddzielić zwierzęta z rogami w jed n ę grupę ro
gatych od Tragulidae, które nie mają ro
gów 1). Z tego, co o grupie rogatych w ia
domo, przyjąć należy, że i ich formy pier
wotnie rogów nie miały. Samiec nato
miast miał w szczęce górnej silnie roz
winięte k ły (jak u dzika). Obecnie ży
ją cy piżmowiec (Moschus moschiferus) je s t właśnie przedstawicielem tego s ta dyum. Później, w miarę rozwoju grupy, zauważyć można zmniejszanie się kłów i pojawienie się rogów. Servulus samiec z Indochin i wysp Malajskich posiada
*) Tylopodae (wielbłądy i lamy) należy uczy
nić grupą równoległą do parzystokopytnych.
jeszcze dość duże kły i rozdwojony róg na czole. Samce naszych jeleni i sarn mają k ły zmniejszone lub wcale ich nie mają; m ają je d n a k rogi dobrze rozwinię
te. Wreszcie u form najwyższych, ja k np. u reniferów widzimy rogi, zarówno u samca, ja k i u samicy. Rogi — to n a
rzędzia walki, i do tego celu przystoso
wały się w rozmaity sposób.
Róg typowy składa się z 3-ch części:
1) Z możdżenia; je st to wypukłość cza
szki, służąca do utrzym yw ania rogu;
2) z rogów, które pochodzą ze skostnie
nia w arstw y tk a n k i łącznej. W zasadzie je s t to „kość“ niezależna (jak np. rzepka w kolanie). Może się ona zrastać z moż
dżeniem;
3) z okrywy, t. j. skóry, która ochra
nia róg.
U żyrafy wszystkie te części rogu są rozwinięte jednostajnie: 1) możdżeń w po
staci garbka, 2) róg stały i prosty, 3) okrywa o budowie zwykłej skóry.
U jeleni mamy: 1) w ydatny możdżeń>
2) rogi, opadające corocznie na wiosnę i odrastające w czasie lata, z początku proste, lecz później rokrocznie wzboga
cające się o 1 gałąź, 3) okrywę, mającą latem budowę miękkiej skóry. Kiedy ro
41 (1 6 3 5 ) . W arszawa, dnia r. Tom X X X II.
642 WSZECHSWIAT JMś 41
gi (tk an k a łączna) wzrost swój ukończy
ły i skostniały, pow stają wówczas u ich n asady pierścieniowate zgrubienia, k tó re ta m u ją dopływ krwi, a więc i odżywia
nie. Wówczas okryw a zsycha się i opa
da, róg staje się przedmiotem m artw ym . Tylko niżej pierścieni pozostaje zawsze żyw a skóra (tak zw. róża), której kosz
tem rogi się odnawiają.
Rogi wołu posiadają: l) w y d atn y moż
dżeń; 2) róg ta k zanikły, że widoczny j e s t tylko u zarodka, jak o mała kostecz
ka, która szybko zrasta się z możdże
niem; 3) okrywę, której tw ard y i nie
zmiernie g ru b y n askórek przetworzył się
„w róg pusty".
Z powyższego widać, że rogi żyrafy są narzędziem bardzo niedoskonałem. Pod
czas walki okryw a (skóra) może się obe
drzeć, wówczas róg, j a k każda kość obna
żona, m usiałby zginąć. S ytuacyę r a tu je m ały wymiar rogów: okrywa posiada więc dosyć siły, aby uszczerbek naprawić.
Zwierzę ro g ate ma więc trzy możliwo
ści: 1) albo posiadać rogi małe, ja k ży
rafa; 2) mieć je wielkie, lecz czasowe;
3) mieć je wielkie, lecz zmienić ich bu
dowę. D rugi przypadek widzimy u je le nia, k tó ry j e s t przedstawicielem pełnoro- gicli (jeleniorogich). Zwierzę musi zrzu
cać rogi skoro znikła okrywa. Trzecią możliwość znajdujem y u wołu, którego rogi są ch ara k tery sty cz n e dla pustoro- gich (pochworogich). Skóra stw ard niała w ytw orzyła tu doskonałe narzędzie, n a tom iast róg—jak o zbyteczny—zanikł.
Rzecz oczywista, że pod względem b u dowy rogów żyrafy stoją na stadyum najniższem, przez które m usiały przejść zarówno pusto - j a k i pełnorogie. P o
rów najm y te grupy zwierzęce. Jelenio- rogie posiadają na nogach zawsze po 4 palce. Czaszka tych zw ierząt je s t w y dłużona i pierwotna: część je j za oczo
dołami je s t dalszym ciągiem przedniej części głowy. W śród form niższych tej grupy tylko samce zdobne są w rogi.
Kolebką jeleui są Indye, skąd przedo
stały się na wyspy Malajskie, do E u ro py, Azyi i A m eryki północnej. Brak ich zupełnie w Afryce.
Większość pustorogich posiada również po 4 palce na kończynach. Są jed n ak antylopy, które mają po dwa palce.
I w tej grupie, ja k i u jeleni, tylko for
my wyższe płci obojga są uposażone w rogi. Czaszka posunęła się dalej w roz
woju: część zaoczodołowa uległa skróce
niu, tworząc k ą t z przednią. Ojczyzną pochworogich są również Indye, a roz
mieszczenie zoogeograficzne takież, ja k i jeleni, z tą różnicą, że znajdują się ob
ficie i w Afryce. Są to bez wątpienia zwierzęta przeżuwające, wyższe od jele
ni, od k tóry ch zapewne kiedyś się od
dzieliły; istnieje bowiem g atunek a n ty lopy: Antilocapra americana, która za
chowała rogi opadające i rozwidlone na- wzór jeleni mioceńskich, lecz wewnątrz puste.
Czaszka żyrafy zachowała w ogólnych zarysach jelenią formę. (Wyłącza to z gó- r ^ pochodzenie żyraf od antylop). Niż
sza od pustorogich i pełnorogich pod względem budowy rogów, różni się od tych grup jeszcze ich liczbą i pozycyą.
Jelenie i pustorogie mają dwa rogi, um ie
szczone na kości czołowej.
Samce Girafa camelopardalis i G. reti- culata zdobne są w 5 rogów, a samice w 3, a u p o d gatunku G. capensis zaró
wno samce, j a k i samice posiadają 3 ro gi. Te trzy główne rogi mają budowę wyżej opisaną; dwa z nich, analogiczne z czolowemi rogam i innych przeżuw ają
cych współczesnych, mieszczą się n a g r a nicy kości czołowej, i ciemieniowych.
Trzeci—u podstawy czołowej. Rogi 4 i 5 są zwykłemi możdżeniami potylicowemi:
brak ich u samic i G. capensis. F a k t posiadania rogów i przez samice żyraf czyni z tego g atu n k u typ wyższy; dodać do ty ch cech należy obecność tylko dwu palców na każdej z nóg, brak zupełny kłów w szczęce górnej i charakterystycz
na okrągło-ząbkowana forma ich w szczę
ce dolnej. Właściwości te, j a k i cała po
stać zwierzęcia, świadczą, że zwierzęta te przeszły przez duże zm iany—pod pe- wnemi względami zachowały cechy p r y mityw ne (budowa rogów niższa naw et od jeleni kopalnych), pod innemi uległy roz
wojowi i sto ją wyżej od innych zw ierząt
JSTo 41 WSZECHSWIAT 643
przeżuwających. Jest to dobry przykład
„skośności specyalizacyi“ (chevauche- ment de spócialisation).
Z tych powodów umiejscowienie żyraf w klasyfikacyi wprawia w kłopot, gdyż są od innych przeżuwających odosobnio
ne. Zwróćmy się przeto do paleontolo
gii. W pokładach, zaliczanych do mio- cenu górnego, w Grecyi znaleziono szcząt
ki G. Attica, a w Chinach i Indyach, w pliocenie dolnym, G. sivalensis i G.
affinis. Niestety, czaszki ty ch zwierząt nie przetrwały do naszych czasów, lecz znalezione nogi i szyje świadczą, że ży
rafy kopalne w wyglądzie swym przypo
minały współczesne i że wydłużenie koń
czyn przednich i szyi było ju ż dokonane.
W miocenie górnym na wyspia Samos znaleziono prawie cały szkielet zwierzę
cia, opisanego przez p. F o rsy th Majora pod nazwą „Samotherium Boissieri".
(Uprzednio Gaudry znalazł w Pikermi, blizko Aten, czaszkę tegoż zwierzęcia, a, uważając j ą za antylopią, nazwał Pa- laeo-tragus Rouenii. Pomimo pierwszeń
stw a tej nazwy przyjęto nazywać zwie
rzę: Samotherium). J e s t ono bezwątpie- nia żyrafowate, czyli skórnorogie, jeżeli chcemy podkreślić nazwą taką stałe o kry
cie rogów zwierząt żyrafowatych skórą;
czaszka jeleniej formy, kończyny mają tylko po dwa palce, brak kłów w szczę
ce górnej i charak tery sty czn a forma kłów dolnych — oto cechy wspólne z żyrafą;
natomiast ogólną postacią Samotherium nie różni się od zwykłego typu zwierząt przeżuwających: szyja, ani przednie koń
czyny nie są nadmiernie wydłużone. Cza
szka ma dwa rogi żyrafiej budowy, znaj
dujące się tylko u samców. Mieszczą się one na kości czołowej, ja k u jeleni (u ży
ra! wyżej, na pograniczu z ciemieniowe- mi). Na zasadzie ty ch cech Sam othe
rium je s t formą pośrednią (przejściową) między przodkami żyrafy a przodkami jeleniowatych.
Paleontologia zna jeszcze innych k re wniaków przodka Samotherium. W Pi
kerm i Gaudry znalazł kości Helladothe- rium zwierzęcia, większego od żyrafy i Samotherium, lecz które również nie miało dysproporcyonalnychkończynprzed
nich ani szyi. Różni się ono od Samo
therium brakiem rogów czołowych, lecz bogatsze je s t odeń posiadaniem na ko
ściach ciemieniowych garbka, analogicz
nego może z nieparzystym 3 rogiem ży
raf, który mieści się u nich na kości czołowej. Niektórzy, ja k Murie i Ruti- meyer, zaliczają Helladotherium do b y dła, natom iast Lydekker i F orsy th Ma
jor uważają je za gałąź żyrafowatych, reprezentowaną jeszcze przez tak w spa
niałe zwierzęta z pliocenu dolnego Indyj, ja k Sivatherium, Bram atherium i Visch- nutherium.
Przodek tedy rogatych dał początek przodkowi żyrafowatych z jednej strony, z drugiej przodkowi jeleniorogich. Z pier
wotnych pełnorogich powstały prawdo
podobnie pustorogie. Gałąź pierwotna skórnorogich rozwoiła się: je d n a jej część wytworzyła zapewne Helladotherium i w y
gasła, z wydaniem gatunków Sivatbe- rium i t. p. Druga gałąź, zapoczątkowa
na przez Samotherium, wydała żyraty i, ja k niżej zobaczymy, Okapi. Przejdź
my do Okapi.
Jest to Samotherium, tylko bardziej posunięte w rozwoju w kierunku żyrafy.
Porównajmy Okapi, Samotherium i ży
rafę. Dwa rogi Samotherium mieszczą się na kości czołowej zaraz za oczodoła
mi, u Okapi przesunęły się one wyżej, a u żyrafy jeszcze dalej i zajęły granicę kości ciemieniowych i czołowej.
Samotherium nie posiada trzeciego (nie
parzystego) rogu, Okapi ma go w posta
ci g arbka na kościach nosowych. U ży
raf garbek ten przesuwa się wyżej na kość czołową; mało w ydatny u Girafa capensis, staje się rogiem prawdziwym u żyrafy z Somali (G. reticulata) i z N u
bii (G. camelopardalis).
Dawniej sądzono, że obiedwie płci Oka
pi mają rogi. Obecnie staje się pewnem, że mają je tylko samce. Świadczą o tem spostrzeżenia p. Wilmeta, dr. Schubotza., porucznika Borgerholfa, a zwłaszcza do
rosła samica zabita przez porucznikaFaeąa i przysłana przezeń starannie zakonser
wowana wraz z narządami płciowemi, żo
łądkiem i językiem do muzeum w Ter- yueren (pod Brukselą) (Sch.).
644 WSZECHSWIAT JV» 41
Wspólna cecha Okapi i żyrafy polega n a zlaniu się kości stępu (tarsus) w je- dnę, z w yjątkiem skokowej i piętowej (Forsyth Major 1902).
Żyrafa ma wspólną z Okapi i Samo- th erium ta k zw. jam ę przedłzową, k tóra u tw orzyła się przed oczodołami z odchy
lenia kości, ograniczających tę jam ę, a mianowicie szczęki górnej, kości łzo- wej, czołowej i nosowej. Nawiasem za
uważyć można, że Helladotherium, do którego Okapi przyrów nywano z począt
ku, nie posiada tej jam y.
Pod względem ja m pow ietrznych cza
szka żyrafy stoi wyżej od Okapi, tego zaś wyżej od Sam otherium . U ostatniego przednie kończyny bardzo mało przewyż
szają w długości tylne — różnica ta sil
niej je s t zaznaczona u Okapi. Szyje tych dw u zw ierząt są jednakow e i proporcyo- nalne. Okapi zachował pierwotne poło
żenie poziome kości międzyszczękowych, które u żyrafy zaginają się do dołu.
Zapomocą długiego chw ytnego ję zy k a żyrafa obryw a z drzew i krzewów listek po listku, takiż ję z y k m a i Okapi (Sch.), j a k świadczy dr. Schubotz i języ k zakon
serw ow any w zbiorach muzeum z Ter- vueren. Może to być jeszcze je d n ą ce
chą powinowactwa, lecz dowodzi raczej jednakow ego sposobu karm ienia się.
Stojąc na sta d y u m nieco wyższem od Samotherium, a posiadając wiele cech wspólnych z żyrafą, Okapi nie j e s t j e d nak jej przodkiem. Dwa g atu n k i sobie współczesne nie mogą bezpośrednio p o chodzić jed en od drugiego. I Okapi ma cechy wyższe od żyrafy. Pod względem rozwoju uszu i delikatności słuchu Okapi poszedł dalej w ewolucyi.
Cechy jego biologiczne, zwyczaje itd.
przeważnie oczekują jeszcze na badacza k tóry b y potrafił polconać trudności, s ta wiające tamę ich poznaniu. Spostrzeżo
no, że Okapi podczas chodu trzy m a gło
wę poziomo (w czem różni się od żyraf).
Innych cech, opisanych już w Na 37 W szech św iata nie powtarzam.
Opierając się na różnicach zabarw ienia i wzrostu, zoologowie potworzyli kilka p odgatunków Okapi: Okapia Erikssoni Lank., Okapia Librechtsi Major., Okapia
Johnstoni Sclat., lecz obecnie badacze skłonni są uważać te różnice za indyw i
dualne i uznawać tylko jeden gatunek Okapia Johnstoni.
Okapi—to nazwa nadaw ana zwierzęciu przez plemiona Mamvu i Walese, plemio
na Mangbetus i Mabudus nazywają go
„Dumba" — plemię Kinvuailias — „Ken- g e “ x).
Zwierzę to odnalazł w Kongo belgij- skiem adm inistratorU gandy angielskiej sir Henryk Johnston, zaciekawiony wzmian
ką w dziele Stanleya „Darkest Africa"
0 koniu, czy ośle, zamieszkującym lasy, przylegające do tery to ry u m karłów Mam- buti. Pierwsze poszukiwania uwieńczo
ne zostały zdobyciem dwu pasków skóry, które S clater opisał ja k o Eąuus (?) J o h n stoni (5 lutego 1901 r.). Wkrótce jednak, posiadając całą skórę i dwie czaszki, Johnston rozpoznał, że zwierzę należy do żyraiowatych: wysłał swą zdobycz wraz z n ota tk am i do Londynu, gdzie 18 czer
w ca 1901 roku prof. Ray L an k ester n a dał miano Okapia Johnstoni.
Plem iona Mabudus, Mangbetus, Baliks uw ażają Okapi za „ ta b u “ (embu). Do zabitego zwierzęcia dotykać ma prawo tylko wódz, on też jeść może jego mięso 1 stroić się w jego skórę. Zwierzę za
mieszkuje lasy na zachód od rzeki Sem- liki, k tó ra płynie z jeziora A lberta E d w arda do jeziora Alberta.
Główny p unkt przemieszkiwania znaj
duje się w pobliżu Medge, około źródeł Gayo. Tu tropić zwierzę potralią tylko karli Mambuti. Oni też, zdaje się, są głó
wnymi nieprzyjaciółmi Okapi. Lew bo
wiem, główny wróg żyraf, nie zapuszcza się w te lasy, a la m p art woli uw ijać się po drzewach za małpami, od k tórych je s t specyalistą; świeżo odkryty drapieżca, Genetta Victoriae, j e s t zb y t mały, by mógł szkodzić Okapi 2).
E r . S.
D la oryentow ania się w miejscowości i w śród plem ion stali czytelnicy W szechśw iata korzystać mogą, z mapy, dodanej do spraw ozda
nia z w y p raw y J . Czekan owakiego. W szechśw iat Ns 3, 1910, str. 34.
2) P o d staw ą arty k u łu była rozpraw a prof.
A. Lam eerea („.Rev. de l'um v. de Brux.“ 1902).
Sch. oznacza przyczynek, um ieszczony przez p.
Schoutedena w „Uev. zool. Africaine*, 1913, ze
szy t 3.
Nk 41 WSZECHŚWIAT 645
L E O N B L O C H .
W ID M O P O D C Z E R W O N E I W ID M O N A D - F I O Ł K O W E .
(Dokończenie).
Tak w części pod-czerwonej ja k i nad- fiołkowej główna przeszkoda w pomiarach nie polega na b raku odpowiedniego n a tężenia. Wiele źródeł światła nad-fiołko- wego w ysyła linie o takiem natężeniu, jak najmocniejsze linie widma widzialne
go. W części pod - czerwonej trudność polega na odosobnieniu promieniowań, tu zaś napotykam y nową trudność, o tyle nie
bezpieczniejszą, że niemożna jej obejść.
Jest nią pochłanianie badanych promieni w przyrządach, przeznaczonych do ich wykrycia. Napomykaliśmy już o niwe
czeniu promieni najdalszej części nad- fiołkowej w najcieńszych warstw ach że
latyny. Szkło je s t w wysokim stopniu nieprzezroczyste, naw et w cienkiej w a r
stwie, skoro się tylko przejdzie granice nad-fiołkowej części widma słonecznego (300 Mika, gips też nie są przezro
czyste. Napróżno, wobec ostatnich po
stępów przemysłu szklanego, technicy starali się wyrabiać szkło coraz bardziej przezroczyste dla części nad-fiołkowej.
Najlepsze z tych szkieł, t. zw. uviol, po
chłania jeszcze bardzo silnie, począwszy od 250 ;j.[x. Rzeczywisty postęp mógł się ujawnić dopiero po zastąpieniu szkła przez kwarc. Czy to w postaci k r y s ta licznej (kryształ górski), czy też w stanie bezpostaciowym (krzemionka stopiona), kwarc posiada znaczną przezroczystość dla promieni o krótkiej długości fali.
W spektrografach kw arcow ych (niekiedy achromatyzowanych przez szpat) otrzy
mano pierwsze klisze dochodzące aż do 200 Kwarc okazał się głównie cen
nym jako przezroczysta zasłona dla źró
deł światła nad-fiołkowego. Lampa r t ę ciowa w osłonie kwarcowej, której pro- dukcya fabryczna z dnia na dzień się po
większa, je st najstalszem źródłem światła nad-fiołkowego, najłatw iejszem w użyciu
z pomiędzy wszystkich, jakie posiadamy.
Działania optyczne, fizyko - chemiczne i biologiczne promieni nad - fiołkowych mogą być jedynie badane w przyrządach kwarcowych.
A jednak mniej więcej w okolicy dłu
gości fali 185 [j.[ł kwarc w grubszych warstwach, również zaczyna silnie po
chłaniać. Temuż Schumannowi zawdzię
czamy odkrycie środowiska bardziej prze
zroczystego, aniżeli kwarc. Środowisko to pozostaje dzisiaj jedynem ciałem stałem odpowiedniem do użycia w optyce n aj
dalszej części nad - fiołkowej. Mamy na myśli fluszpat, ciało, które sprawiło tyle niespodzianek mineralogowi i fizykowi.
Powiedzmy, że fluszpat bezbarwny, j e dnorodny, w kryształach przezroczystych i dość dużych, aby mogły być rznięte, je s t ciałem prawie nieistniejącem, k tó re
go cena byłaby odstraszająca, dodajmy, że jego kruchość w wielkim stopniu u t r u dnia robotę, że prawie zawsze są w nim jakieś obce mikroskopijne cząstki, co szkodzi w znacznym stopniu jego p rze
zroczystości, a pozorna czystość nie je s t bynajmniej dowodem przezroczystości w najdalszej części nad-fiołkowej. Każdy technik łatwo pojmie, że po Schumannie niewielu znalazło się fizyków chętnych do dalszego prowadzenia jego badań.
Możemy jedynie zanotować ten fakt i wskazać jego przyczynę. Byłoby je d n ak sprawą niezmiernie ważną dla spektros- kopisty, dla fotochemika, dla elektrotech
nika i dla wielu innych, zbadać m echa
nizm wysyłania promieni nad-fiołkowych 0 bardzo małej długości fali. Z pomiędzy tysiąca powodów wskażemy tylko jeden.
Nasze pojęcia o nieprzezroczystości lub przezroczystości ciała zależą z koniecz
ności od częstości danego drgania. Ciała nieprzezroczyste, ja k papier czarny, ebo
nit, siarczek antymonu są bardzo prze
zroczyste dla promieni pod czerwonych.
Zdaje się zaś, że wszystkie ciała, nawet najbardziej przezroczyste w widmie wi- dzialnem, ostatecznie silnie pochłaniają światło, skoro się posuniemy daleko w części nad-fiołkowej. Tak się rzecz ma 1 z fluszpatem, którego pierwszy prążek absorpcyi leży w pobliżu 123 r[J. i tu le
646 WSZECHSWIAT Ni> 41
ży granica stosowalności spektrografów ty pu S chum anna. S kąd pochodzi ten w zrastający opór ciała względem n a j krótszych fal elektrom agnetycznych? Czy istnieją w atomach rezonatory o dowol
nie małej frekwencyi, czy też można zn a
leźć granicę częstości, poza k tó rą u s ta ją działania selekcyjne i gdzie praw a o pty ki stają się niezależnemi od długości fali?
Tajemnicze zagadnienia, k tó ry ch rozw ią
zania szukać należy w gruntow nem b a daniu nad-fiołkowej części widma.
Z pomiędzy najciekawszych wyników badań S ch um anna wymienimy n a s tę p u jące: powietrze atmosferyczne, tlen, w ięk
szość gazów najzupełniej pochłania n a j dalsze promienie nad-fiołkowe. Ich nie- przezroczystość j e s t taka, że wrarstw a powietrza grubości kilku dziesiątych mi
lim etra zatrzym uje całkowicie promienie Schumanna. Ten niespodziewany fakt zgadza się znakomicie z brakiem najdal
szej części nad-fiołkowej w promieniow a
niu słonecznem, które przeszło przez po
wietrze. Własność ta gazów oczywiście powiększa trudności doświadczalne, zwią
zane z tego rodzaju badaniami. Chcąc otrzym ać promienie nad-fiołkowe o m ini
malnej długości fali, trzeba będzie w zbu
dzać je w przestrzeni, w której nie było powietrza, par, naw et fluszpatu. Jedynie wodór (a również hel), je s t przezroczy
s ty dla najbardziej oddalonych części nad-fiołkowych widma. Przepuszczając wyładowanie elektryczne przez atmosfe
rę rozrzedzonego wodoru, Schumann, a później Lym an mogli sfotografować znane długości fali. Obecnie linia 103 fj-ji.
widma wodoru oznacza najdalszą granicę widma nad-fiołkowego. Ostatnie badania, w których, j a k się zdawało, widmo zo
stało przesunięte nieco dalej, aż do 90 ji[j.
(iskra zgęszczona pomiędzy elektrodami glinowemi) muszą czekać na potw ierdze
nie.
Może się wydać dziwnem, że znane do
tychczas widmo nad - fiołkowe obejmuje zaledwie dwie ok taw y (od 0,100 [j. do 0,400 ja), kiedy część pod czerwona ro z ciąga się na dziewięć lub dziesięć oktaw.
Zdaje się, że zmniejszenie długości fali j e s t tem trudniejsze, im bardziej się zbli
żamy do krótszych długości fali, tak ja k obniżenie tem p eratu ry jakiegoś ciała s ta je się coraz trudniejszem w miarę zbli
żania się do zera bezwzględnego. Czy więc istnieje częstość graniczna, poza k tó rą drgania optyczne przestają istnieć, tak, j a k istnieje granica zimna, poza k tó rą znika pojęcie tem peratury? Czy też można mieć nadzieję przedłużenia do nie
skończoności widma nad-fiołkowego, tak, j a k widma pod-czerwonego? T ak' w y ra
żone pytanie przekracza zakres naszych wiadomości. Własności fizyczne, chem i
czne, biologiczne promieni nad-fiołkowych tak się prędko zmieniają, gdy się prze
chodzi od części nad - fiołkowej szkła do części nad - fiołkowej kwarcu, a od niej do części nad - fiołkowej Schumanna, że nie możemy przewidzieć, jakiemi m ogły
by być promienie 5 lub 10 razy ostrzej
sze od promieni rury z wodorem. Z po
między znanych promieniowań jedynie promienie Roentgena pokrewne są pro
mieniom nad-fiołkowym co do pochodze
nia, sposobu rozchodzenia się, działania fotochemicznego. Lecz jakiż może być związek pomiędzy tak pochłanianemi pro- mieniowaniami Schumanna a temi tak przenikliwe mi promieniami, które prze
chodzą n aw et przez metale? Napróżno przez dłuższy czas starano się odkryć w promieniach Roentgena zjawiska p r a widłowego odbijania, interferencyi, zała
m yw ania się, które pozwoliłyby wniosko
wać o pewnej „długości fali“. Niedawno dokonane doświadczenia Lauego i jego uczniów poraź pierwszy dały trw ałą pod
staw ę poglądom, że promienie Roentgena są rodzajem światła, że posiadają d łu gość fali, k tó rą możemy zmierzyć, że więc mogą uledz załamaniu, gdy się je rzuca na siatkę molekularną. Gdyby ten pogląd znalazł potwierdzenie, należałoby w yznaczyć promieniom Roentgena dłu
gość fali rzędu stumilionowej części mi
limetra. Ostatnie promienie odkryte przez Lym ana były b y więc odległe od nich blizko o piętnaście oktaw.
Przebiegliśmy pośpiesznie całą skalę drgań optycznych od najwolniejszych do najszybszych. Można sobie zadać pytanie, czy potrzeba, k tó ra ’pobudziła fizyków do
JM® 41 WSZECHSWIAT 647
rozszerzenia w dwu kierunkach granic widma możliwie daleko, daje się uspra
wiedliwić, czy postępy teoretyczne w ten sposób zdobyte odpowiadają poczynionym wysiłkom doświadczalnym. Przypuszcza
my, że współczesna teorya rozpraszania, taka, ja k ą nakreślił Helmholtz, a wykoń
czył Drude, pozwala nie mieć co do tego żadnych wątpliwości. Na zasadzie tej te- oryi wiemy dzisiaj, że własności optycz
ne środowiska jednorodnego są ściśle związane z drganiami własnemi maleń
kich rezonatorów, z ja k ich się ono skła
da. Te drgania własne są odległą an a
logią barw własnych, o których mówił Newton. I ja k według Newtona otrzy
muje się barw y złożone z mieszaniny dwu barw zasadniczych, sposób, bardziej lub mniej złożony, w jaki ciało rozprasza
jące zmienia światło, je s t dodaniem dwu prostszych działań, pochodzących od dwu oddzielnych grup rezonatorów, p o d c z e r wonych i nad - fiołkowych. Inaczej mó
wiąc, należy szukać głębokiej przyczyny zmian budowy widma widzialnego w czę
ści pod-czerwonej i nad-fiołkowej. Odpo
wiednio do ilości, położenia, n a tu ry w ła snych okresów pod-czerwonych i nad- fiołkowych zmieniać się będzie przezro
czystość i załamywanie się w widmie widzialnem. Ten wynik badań teorety
cznych i doświadczalnych j e s t faktem zasadniczym, stanow iącym podstawę po
jęć współczesnych o eterze i o materyi.
Rezonatory pod-czerwone są to atomy i molekuły, które mogą w całości lub częściowo wahać się dokoła położeń r ó wnowagi stosunkowo stałych, rezonatory nad-fiołkowe są elektronami, cząsteczka
mi atomów, naelektryzowanemi elektry
cznością odjemną, którym ich małość i ich ładunek pozwalają w ykonywać jak- najszybsze wahania. Zatem przez bada
nie widma pod - czerwonego i okresów własnych, charakteryzujących promienie pozostające, dochodzimy do w ewnętrzne
go mechanizmu sił cząsteczkowych. Przez badanie widma nad-fiołkowego dochodzi
my do świata ciałek, łączymy się ze śmiałą teoryą, według której m aterya je s t ostatecznie kombinacyą eteru i elek
tryczności.
Rozważania te niejednokrotnie zostały potwierdzone przez doświadczenie. Co do widma pod-czerwonego, zaczynamy prze
widywać nieoczekiwane związki pomię
dzy długością fali promieni pozostających a innemi własnościami napozór bardzo odległemi, ja k rozszerzalność i ciepło wła
ściwe ciał. Od czasu głębokich spostrze
żeń, z taką ścisłością wypowiedzianych przez Einsteina, od czasu badań doświad
czalnych N ernsta i jego uczniów nad cie
płem właściwem metali w nizkich te m peraturach, niemożna, zdaje się, wątpić o istotnym związku pomiędzy ciepłem promienistem a innemi postaciami cie
pła. Tem peratura ciała, będącego w r ó wnowadze cieplnej ze swem środowis
kiem, może się zmienić jedynie w skutek wprowadzenia w drganie rezonatorów cząsteczkowych, a energia, którą musimy zużyć dla wy wołania tej zmiany je s t pro
stą funkcyą okresów własnych w części pod czerwonej. Widzimy, jakie w ten sp o sób tworzą się związki pomiędzy n a jb a r dziej ukrytem i własnościami optyczne mi a najzwyklejszemi zjawiskami termo-me- chanicznemi.
Lecz jeżeli badanie widma pod-czerwo- nego prowadzi nas do nowych związków pomiędzy światłem a ciepłem, bardziej pouczające je s t badanie, w jaki sposób widmo nad-fiołkowe wyjaśnia nam wza
jemne działanie światła i elektryczności.
Trzy rodzaje zjawisk narzucają się n a szej uwadze—pokrótce j e rozpatrzymy.
Przedewszystkiem zjawiska fluorescen- cyi i fosforescencyi, niekiedy w y tw arza
ne przez światło widzialne, dochodzą do całego swego natężenia i rozciągłości, gdy się posuwamy do części nad-fiołko
wej. Trudno byłoby wskazać ciało stałe, któreby nie fluoryzowało za naśw ietle
niem lukiem rtęciowym w lampie k w a r cowej. Nawet ciecze w tych w arunkach fluoryzują, zwłaszcza zaś wszystkie bez wyjątku ciecze grupy aromatycznej. J a ki je s t mechanizm tej fluorescencyi? Nie znamy go szczegółowo, lecz dosyć dobrze zdajemy sobie z niego sprawę w całości.
Pod wpływem tych prędkich drgań, któ- remi są fale nad-fiołkowe, elektrony za
warte w ciałach wystawionych na ich
648 WSZECHSWIAT M 41
działanie, są wprawiane w ru ch o n a d miernej obszerności, k tó ry je ostatecznie oddala od środka przyciągania. Po tej połowicznej dysocyacyi atomu następuje powolny pow rót do poprzedniego stanu, gdy przyczyna zakłócająca przestała d zia
łać. P raw o znikania fosforescencyi, w a
ru nk i jej zjawienia się i wzrastania, w szystko potw ierdza hypotezę pewnego działania pomiędzy falami świetlnemi o krótkim okresie a ośrodkami naelek- tryzowanemi, zawartemi w atomie.
Tego, co fluorescencya pozwala nam przypuszczać, dowodzi bezsprzecznie dzia
łanie fotoelektryczne Hertza. Nazwą tą oznacza się działanie światła nad-fiołko- wege na metale, gdy są naelektryzowa- ne odjemnie. W ystarczy oświetlić isk rą lub łukiem rtęciow ym sztabkę cynkową, naelektryzow aną odjemnie, aby zobaczyć ja k ładunek jej prędko rozproszy się pod postacią promieniowania katodalnego.
W y k o n y w ając doświadczenie nie w pró
żni lecz w powietrzu, otrzym ujem y z a m iast promieni katodalnych połączenie ich z cząsteczkami gazu, t o j e s t j o n y od- jemne. Zarówno jo n y odjemne ja k elek
tro ny są wynikiem bezpośrednim lub po
średnim istotnego rozpadu m etalu pod działaniem światła. Pod działaniem r u chu, wywołanego przez promienie nad- fiołkowe, m a tery a się dysocyuje, ulatnia się zwolna, gdyż z atomów, w niej za
w a rty c h ucieka rozmaita ilość elek tro nów. Jednocześnie zachowuje elek try cz
ność dodatnią, ściśle równoważną elek
tryczności odjemnej, k tó rą straciła. Ł a
dunek ten opiera się w y ryw aniu elektro
nów i gdy niem a dodatkowego pola elek
trycznego emisya foto - elektryczna o s ta tecznie się zatrzymuje.
Em isya foto-elektryczna zachodzi w y jątkow o pod wpływem św iatła widzial
nego, działającego na metale, takie, ja k potas lub rubid. Zdaje się naw et, że istnieje ona w bardzo słabym stopniu w części pod - czerwonej. Lecz o ile te działania selekcyjne są w yjątkowe, d zia
łanie Hertza w części nad-fiołkowej je s t nadzwyczaj powszechne. Natężenie emi- syi ciałek, w ytworzonej przez promienie o krótkiej długości fali, znacznie w zrasta
w miarę zmniejszania się długości fali.
Jednocześnie elektrony, wyrwane mate- ry i są w yrzucane z prędkościami począt- kowemi coraz większemi, tw orząc coraz tw ardsze promienie katodalne. Dokład
na miara tych prędkości emisyi, a zwła
szcza odkrycie stosunku między niemi, a częstością, stanowią jedno z najpilniej
szych zagadnień fizyki. Dopiero wtedy, g dy poznamy dokładnie to prawo, będzie
my mogli spróbować zrozumieć m echa
nizm zjawisk. W ja k i sposób drgania optyczne mogą zniweczyć w ew nętrzną równowagę atomu, w strząsnąć m ateryą i w proch obrócić jej pierwiastki? W y jaśnienie tej zagadki dostarczy nam mo
że jednocześnie rozwiązania trudnego za
gadnienia: sprowadzenia do sił elek tro m agnetycznych wszystkich powinowactw fizycznych lub chemicznych.
Poza fluorescencyą i działaniem Hertza m amy inną jeszcze oznakę oddziaływań, zachodzących w atomach w skutek przej
ścia fal nad - fiołkowych. Jeżeli te fale mogą daleko wyrzucać elektrony, z a w a r
te w metalach, czemu nie byłyby one zdolne do rozbicia również i cząsteczek gazowych, do uczynienia z każdej z nich dwu ułamków, naelektryzowanych prze
ciwnie, jonu dodatniego i odjemnego?
Bezpośrednie jonizowanie gazów przez światło nad-fiołkowe było poszukiwane długo i bezskutecznie. J e s t tu bowiem wiele przyczyn tru d n y ch do uniknięcia błędów: przedewszystkiem samo działanie foto-elektryczne na ściany naczynia, za
wierającego gaz, następnie zaburzenia, pochodzące z pyłu widzialnego lub n ie
widzialnego, wreszcie i zwłaszcza konie
czność dokładnego poznania długości fal czynnych. Wiemy istotnie, że zwykła część nad-fiołkowa, naw et w ytw arzana w rurach kwarcowych, nie powoduje w w a
ru n k ach zwyczajnych żadnej znaczniej
szej jonizacyi gazów. Jedynie najdalsza część nad-fiolkowa, promienie Schum an
na, wywołują istotnie jonizacyę gazów.
Posiadając źródło o niezmiernem natęże
niu, j a k łuk rtęciowy, można'zauw ażyć słabą jonizacyę, pochodzącą ze śladów promieniowań, bardzo łamliwych, które się w ydostały z ru ry kwarcowej. Posia
JYo 41 WSZECHSWIAT 649
dając źródła słabe, ja k rurka z wodorem, otrzymamy n aty ch m ia st silną jonizacyę, jeżeli użyjemy promieni Schumanna, prze
puszczając promienie przez okienko flu- szpatowe.
Wielkość zjawisk, badanych w tych warunkach jest doprawdy zdumiewająca.
W ydaje się, że znaczna część energii pa
dającej zamienia się nie w ciepło, tak, ja k w zwykłych zjawiskach absorpcyj
nych, lecz w pracę jonizacyi. Widzimy, ja k jest ważne szczegółowe zbadanie tych działań. Z nich tylko dowiemy się, przez jak i szereg przemian przechodzi się stop
niowo od optyki do mechaniki elektro
nów. Działania najdalszej części nad-tioł- kowej tak się różnią od działań średniej części nad-fiołkowej, j a k te ostatnie od zjawisk światła widzialnego.
Nie 'm oglibyśm y, bez przekroczenia granic tego artykułu, szczegółowo p rzy stąpić do chemicznego zbadania działań, wywołanych przez część pod - czerwoną i nad-fiołkową. Niech nam jed n ak bę
dzie wolno pobieżnie przeciwstawić reak- cye chemii klasycznej tym reakcyom, które nam ukazuje nowa gałąź chemii, zwana fotochemią. Zapomocą swych pie
ców, swych palników gazowych, swych kąpieli wodnych, chemia zwyczajna umia
ła oddawna przyspieszyć reakcye, udzie
lając im ciepła. Przyczem było rzeczą obojętną, czy ciepło było dostarczone przez przewodnictwo, czy przez promie
niowanie, gdyż natężenie promieniowania cieplnego wydawało się ważniejszem, ani
żeli jeg o długość fali. Wzamian za to, fotochemia s ta ra się otrzymać syntezy lub rozkłady chemiczne, używając pro
mieniowań nad - fiołkowych o określonej długości fali. Gdyż tu taj długość fali je s t rzeczą zasadniczą. Reakcya taka, j a k tworzenie się ozonu, k tóra odbywa się w oznaczonym k ie ru n k u pod działa
niem danej długości fali, będzie bardzo dobrze mogło odbywać się w kierunku odwrotnym pod działaniem promieni, j e szcze bardziej łamliwych. Liczne badania, wykonane w tych ostatnich latach nad syntezą i rozpadem ciał organicznych pod wpływem promieniowania łuku rtęciowe
go, w ystarczą do wykazania, ja k ie różni
ce działania pociąga za sobą różnica dłu
gości fali. Rozkład cukrów, alkoholów, ciał aromatycznych zatrzymuje się w ró
żnych stadyach odpowiednio do n atu ry użytego światła. Naogół biorąc, z licz
nych badań dotychczas wykonanych w y
nika, że światło nad-fiołkowe nie działa tak, ja k zwykłe katalizatory. Rząd wy
wołanej przez nie reakcyi chemicznej nie równa się liczbie całkowitej i to w y sta r
cza dla podsunięcia myśli, że mechanizm przypuszczalny w reakcyach fotochemicz
nych nie daje się sprowadzić do zwy
kłych praw cynetyki chemicznej.
Porzućmy teraz dziedzinę fizyki i che
mii. Wejdźmy w dziedzinę biologii. Zadaj
my sobie pytanie, czy poza naukami ści- słemi mają znaczenie dla życia ludzkiego zjawiska, związane z promieniowaniem pod-czerwonem lub nad-fiołkowem. Nie zadziwimy czytelnika, pozostawiając mu sprawdzenie, że tak je s t w istocie. Po
między normalnemi składowemi częścia
mi powietrza są takie, które j a k para wodna, ja k bezwodnik węglowy, posia
dają pochłanianie selekcyjne bardzo zna
czne w widmie pod-czerwonem. Prążki bezwodnika węglowego w widmie, a zwła
szcza prążki pary wodnej odpowiadają promieniom pozostającym, które mają dla nas wielkie znaczenie. Dzięki im, ciepło promieniujące słońca w strzymyw ane je s t stopniowo w ciągu dnia przez powietrze rozgrzewające się jego kosztem; ciepło, które ziemia zwraca podczas nocy prze
stworom niebieskim, zatrzymyw ane je s t częściowo przez ten sam mechanizm.
Stąd w ypływa rodzaj regulacyi ciepła, k tó ra sprawia, że ludzie mogą nic nie wiedzieć o zbyt gwałtownych zmianach, o zb y t ostrym klimacie. Natomiast p rąż
ki nad-fiołkowe pochłaniania tlenu, za
trzym ując w szystkie promienie o naj
większym współczynniku załamania, w y tworzą w wyższych w arstw ach atmosfe
ry zjawiska różnego rodzaju: jonizacyę w arstw powietrza rozrzedzonego, rozbro
jenia elektryczne w tych warstwach, kon- densacyę pary wodnej około ośrodków utworzonych przez światło nad-fiołkowe.
Burza, opady atmosferyczne zapewne za jednę ze swych najskuteczniejszych p rz y
650 WSZECHSWIAT N> 41
czyn mają nad-fiołkowe promieniowania słońca. Oddawna mądrość narodów widzi w świetle słonecznem źródło deszczu i po
gody. Fizycy odkryli, że działanie tego światła skupia się przedewszystkiem w w i
dmie pod - czerwonem i w widmie nad- fiołkowem.
Tłum. H. G.
O P O J E D Y N C Z Y C H 1 Z Ł O Ż O N Y C H O C Z A C H O W A D Ó W .
(Dokończenie).
Ażeby w ytłum aczyć zależność funkcyi oka pojedyńczego od szybkich ruchów owadów, najlepiej j e s t rozłożyć zdolność patrzenia na oddzielne składniki i w y
brać z nich te, które mają znaczenie dla własnych ruchów. Dwa pierwsze w aru n ki, odpowiadające temu założeniu, m ia
nowicie odróżnianie oddzielonych p rze
strzennie pu n k tó w oraz oddzielonych czasowo bodźców, można tu taj pominąć, ponieważ absolutnie niemożliwem je st, ażeby w tym k ieru n ku ocelle mogły otrzym ywać ja k ąk o lw iek pomoc od oczu złożonych. J e d y n y m wchodzącym tu w r a chubę składnikiem je s t lokalizacya odle
głości.
Chcąc przekonać się, czy lokalizacya odległości j e s t rzeczywiście główną funk- cyą oczek pojedyńezych, trzeba p rzede
w szystkiem poznać czynniki, które dzia
łają w tym sam ym kierunku. Im pod
rzędniejsze znaczenie będą miały te czy n niki, tem przypuszczenie będzie praw d o podobniejsze. Demoll w swej „Fizyolo- gii oka złożonego" dowiódł, że oko zło
żone w bardzo niewielkim stopniu ma zdolność lokalizowania odległości i do
szedł do wniosku, że je d y n y m czynni
kiem j e s t tutaj stereoskopiczne p a trz e nie. Patrzenie stereoskopiczne polega, j a k wiemy, na tem, że w jed n ein oku od
bija się obraz trochę różny aniżeli w dru- giem, i tem bardziej różny, im bliżej oka znajduje się dany przedmiot i im w ięk
sza j e s t odległość jednego oka od d r u giego. W ten sposób je d n a k u owadów j
lokalizowanie odległości istniałoby tylko w obrębie patrzenia obuocznego.
Demoll znajduje w oczkach pojedyń- czych organ, który funkcyę tę spełnia daleko poza granicam i obuocznego pa
trzenia, a tylko u owadów, u których ocelle zanikły, funkcya ta zostaje zastą
piona przez patrzenie stereoskopiczne.
W jakiż sposób łączyć się mogą po
drażnienia obu rodzajów oczów? Jeżeli w y
obrazimy sobie przekrój przez głowę owa
da, gdzie trafione są oba rodzaje oczów, to pewien punkt, znajdujący się w o k re
ślonej odległości, wywiera zawsze jedno i to samo podrażnienie. Gdy przedmiot przesuwa się w kierunku oka złożonego, to miejsce podrażnienia w oku złożonem pozostaje to samo, w oczku pojedyńczem zaś zmienia się i może wreszcie zniknąć zupełnie; tak samo naodwrót, gdy przed
miot przesuwra się w kierun k u oka po
jedyńczego, zmienia się miejsce podraż
nienia w oku zlożonem. Stąd wynika, że w razie określonego położenia objektu w obudwu oczach zostają podrażnione określone miejsca, i naodwrót, jeżeli w obudwu oczach podrażnione zostają określone miejsca, to przedmiot znajduje się w określonej odległości.
Z hypotezy tej Demoll wyciąga daleko sięgające wnioski, k tó rych stara się do
wieść przez badanie pola widzenia ocelli i oczów złożonych. Dowodzenia te ześrod- kowane są w 4-ch głównych punktach: 1) doświadczenia wskazują, że pole widze
nia ocelli leży w ew nątrz pola widzenia oczek złożonych, 2) że środkowe oczko znajduje się wtedy, g dy dobrze rozwi
nięte j e s t obuoczne patrzenie oczów zło
żonych, 3) u owadów, którym brakuje oczka środkowego pojedyńczego, pole wi
dzenia oczów złożonych i ocelli mało się różni, i wreszcie 4) że skojarzenie w ra
żeń obu rodzajów oczów uw ydatnia się też w biegu włókien nerwowych w mó
zgu. Do mierzenia pola widzenia Demoll używał zwierciadła ocznego. Ogranicza się on na lśnieniu trzech prostopadłych powierzchni i notuje kąty, które tworzą ich pola widzenia. N ajpierw lśnić za
czynała powierzchnia pozioma tak, że oś podłużna zwierzęcia mieściła się w tej
JNTo 41 WSZECHSWIAT 651
powierzchni, pozatem powierzchnia fron
towa, lśniąca poprzecznie nad plecami i trzecia powierzchnia z punktem neu
traln y m pod głową owada. Zwierzęta umacniane zostawały w tych doświad
czeniach na małym drewnianym sześcia
nie, przyczem podłużna oś ciała biegła prostopadle do powierzchni sześcianu, głowa w ystawała poza deseczką. U nie
żyjących zwierząt określane było w y stę
powanie i zanikanie refleksu rogówki, co jednak stanowczo nie wystarcza do mie
rzenia pola widzenia. Trzeba się prze- dewszystkiem strzedz tutaj błędu, który popełnić bardzo łatwo: gdy lśnienie uka
zuje się niedaleko krańców pola widzenia, refleks rogówki niknie na brzegu so
czewki; gdy lśnienie je s t dalej, soczew
ka staje się znowu jasno-żółtą. Można- by przypuszczać, że znajdujem y się je sz
cze w ew nątrz pola widzenia, w rzeczy
wistości zaś ju ż je przekroczyliśmy, a j a sność polega tylko na pochyłem w pada
niu promieni, które przerzynają rogówkę i dosięgają zewnętrznego naskórka, gdzie się odbijają. W razie lśnienia oczów zło
żonych refleks rogówki nie ma żadnego znaczenia, gdyż poszczególne ommatidia tego oka nie stoją prostopadle na rogów ce, lecz są względem niej nachylone.
Doświadczenia, które przeprowadzone zostały na różnych prostoskrzydłych, mo
tylach i pszczołach, dały rezultat, że pole widzenia ocelli nie leży nigdy poza g ra nicami pola oczów złożonych. W tych przypadkach nawet, kiedy pole oczów zło
żonych je s t przez cośkolwiek ograniczo
ne, tam i ocelle m ają odpowiednie ogra
niczenie, które zmniejsza ich pole widze
nia. Za n ajjaskraw szy przykład służyć może tutaj owad T riąu etra bos. Nad j e go oczami zlożonemi znajd ują się w y
rostki na czole, które ograniczają pole widzenia. Oczka pojedyncze zaś nie leżą tak, j a k zwykle, prostopadle na czole, gdyż pole ich widzenia byłoby wtedy rozleglejsze, aniżeli oczu fasetkowych, lecz są na niem pochyło umieszczone, tak, że oś ich skierowana j e s t ku dołowi.
W ten sposób istnieje tu taj jednoczesne ograniczenie pola widzenia ocelli i oczek złożonych. Wyciąganie je d n a k ogólnych
wniosków z kilku przykładów i uważanie hypotezy tej za wyraz zjawiska ogólne
go, tak, ja k to czyni Demoll, jest, sądzę, w tym przypadku niedopuszczalne; po
myślmy tylko o rozmaitych konikach polnych, których ocelle często skierowa
ne są całkiem w inną stronę aniżeli fa- setki, i które żadnych ograniczeń nie po
siadają. Również i metoda lśnienia nie je st bez zarzutu i nie wystarcza do w y prowadzenia twierdzeń ogólnych. W edług Demolla jedynym owadem, u którego po
wyższe twierdzenie nie sprawdziło się, była mrówka A tta sextens, u której pole widzenia ocelli ku górze było o 10° więk
sze aniżeli fasetek.
Dla potwierdzenia drugiego wniosku, że środkowe oczko pojedyńcze znajduje się tylko wtedy, gdy obuoczne patrzenie oczek fasetkowych je s t bardzo dobrze rozwinięte, olśniane były oczy w hory
zontalnej i frontalnej powierzchni począt
kowo u zwierząt z 3 następnie i z 2-ma ocellami. Przez porównanie rezultatów okazało się, że pole widzenia oczów zło
żonych u owadów, które mają 3 ocelle.
je s t przeszło dwa razy rozleglejsze ku przodowi i prawie dwa razy większe ku górze od pola widzenia owadów z 2 ocel
lami. Odpowiednio do tego, pole widze
nia zwierząt z 1 oczkiem pojedyńczem powinnoby być jeszcze bardziej o grani
czone. Jed y n y badany tutaj owad z j e dną ocellą— chrząszcz A nthrenus pimpi- nella posiadał pole widzenia ku przodo
wi zaledwie 80°. Pole oczka pojedyńcze- go mieści się również w tych granicach, Gatunek rodzaju Gryllus, mianowicie G. * domesticus, posiadający 3 ocelle, ma obu
oczne pole widzenia = 100° ku przodowi i 55° ku górze, drugi zaś G. cam pestris z 2-ma ocellami—ku przodowi = 60°, ku górze = 13°.
Dalsze doświadczenia wykazały, że u owadów, które mają tylko dwa ocelle, granice pola widzenia obu rodzajów oczów ku przodowi są prawie jednakowe, z wy
jątk iem motyla Catocala, u którego re
guły tej niemożna było potwierdzić.
Gdyby ocelle miały ja k ą ś odmienną funk- cyę od oczów złożonych, to niemożliwe byłoby, ażeby granice pól widzenia były