• Nie Znaleziono Wyników

Ilustrowany Kurjer Polski. R. 1, nr 10 (30 czerwca 1940)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Ilustrowany Kurjer Polski. R. 1, nr 10 (30 czerwca 1940)"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

O ^ f A B E R D E E N

DUNDEE «

< v _ v

EDINBURGH

■NOCK

SOUTHSHIELDS < « NEWCASTLE

SUNDERLAN&

jH S j

MIDDLESBOWM BARROW

BURNLEY PRESTON

MANCHESTER SHEFFIELD

NOTINGH W LHCEST. ,

BIRMINGHAM C O YEN Ttyf

NORWICH WOIYŁRHPT.

READING CROYDON

- * “> P H O N D D A SWANSEA CARDIFC Anglia sama.

Widzicie tę samotna wyspę na wielkie) wodzie? To A r sobie wm awiały <e z ^ R ), przez Pana Boaa na to. aby

F BRISTOL

BRIGHTON SOUTHAMPTON

Z am l*

r « K ,

^B O U R N E M O U W PORTLAND

PLYMOUTH

(2)

Radość i uznanie dla dowództwa i wojsk mienionych twarzach tłumów, które w wały wyraz swoim uczuciom, gdy

Do Compiógne zjechali francuscy delegaci, aby na tym samym miejscu, gdzie Niemcy przed więcej niż dwudziestu laty były zel­

żone i wyklęte, przyjąć wa­

runki zawieszenia broni omówione i ustalone przez Adolfa Hitlera i Mussolinie-

go w Mo­

nachium. Za miejsce per- <

traktacyj służył ten sam wagon salo-

25-go czerw ca o godz. P35

we Francji m ilczq d z ia ła

Wspaniałe wyczyny pojedyńczego ż o łn ie rz a przechodzące granicę m o żliw o ści z a p e w n iły przede wszystkim żołnierzom niemieckim ich h is to ry c z n e zw y cięstw a.

nowy, w którym nie­

gdyś marsza­

łek Foch dykta­

tem z roku 1918 zamierzał N iem cy zdruzgotać.

(3)

Łotwa.

b, .-,•/>

Ł > V < '

(4)

CYRK BUSCHA

GOŚCI W GENERALNYM GUBERNATORSTWIE

D

ziwny to świat i dziwni ludzie ci, którzy żyją pod olbrzy­

mim namiotem wraz ze zwierzętami, lwami, tygrysami, pies­

kami, końmi. Treserzy, klowni, jeźdźcy, akrobaci, to jedna wielka rodzina związana tysiącznymi węzłami przyjaźni i wspól­

nego zawodu. W świecie tym panuje dziwna atmosfera: zapach klatek ze zwierzętami, pudru, szminki, wiórów, którymi po-~

sypana jest arena, stereotypowa muzyka, powtarzające się stare »szla-

giery« z przed

Cow-boy cyrkowy. Możnaby powiedzieć »ame- rykański«. Rewolwer za pasem jest, a lasso

pewnie dopiero co wyrzucił.

Fot. Bonk

Publiczność śledzi wyczyny artystów z wielką uwagą

Klasyczna maska clowna

wielu lat zawsze połączone z tymi samymi

»numerami«, te same »triclri«, dowcipy, »chwy- ty« psychologiczne. Cyrk jest stary jak świat:

z pokolenia na pokolenie przechodzą zwyczaje i produkcje ciągle się kompletując, urozmai­

cając, zmieniając. Miły, ciekawy światek, który pozwala zapomnieć o rzeczach poważnych, realnych, codziennych. Wychodzi się z niego jak z kąpieli optymizmu, którego nieraz tak

bardzo potrzeba człowiekowi...

Zasadniczo składa się kilka typów produk­

cji na takie przedstawienie: a więc przede wszystkim jako tradycyjny »gwóżdź« pro ­ gramu sztuki z tresowanymi zwierzętami,

następnie nie może braknąć popisów na linie, która przecież dała nazwę tej kate­

gorii aktorów tzw. linoskoczków. Nie obejdzie się również bez liaznych bła­

zeństw wykonywanych przez klownów cyrkowych nazywanych tradycyjnie ugłupimi Augustami«. Poza tym olbrzy­

mią sympatią publiczności cieszą się zawsze popisy tresowanych koni, uchodzące za najbardziej »arysto-

kratyczne« pokazy.

Obowiązkowo więc zjawia się na arenie piękna amazonka na raso­

wym, pięknym koniu w mniej lub więcej bogato szamerowanym fantazyjnym mundurze i przy dźwiękach zwykle tych samych marszów i galopków pozwala­

jących na zaprodukowanie po­

czucia rytmu u swojego wierz­

chowca, obiega kilkanaście razy arenę. Nie brak również nigdy świetnego akrobaty- parodysty, który zaczyna swoje popisy w sposób ko­

miczny zadziwiając następ­

nie widzów swoją zręcz­

nością.

(5)

•• WWi ‘ «■• ' 3 '

Fot, Tsdwu

Si-ri sama popycha lódż-mie- szkanie, »piastując« równocze-

żnie sw ego synka.

»Dzisiaj mam obiad« — śmieje się zadowolony Tsu-lin.

W

iadomo, że najbardziej przeludnio­

nym krajem świata to »państwo środkaa — Chiny. Z dziwnym fatalizmem gnieżdżą się tam od tysięcy lat niezliczone rzesze ludzkie w najfatalniejszych warun­

kach społecznych, mieszkając nieraz w gro­

tach z lesu lub też w walących się chału­

pach. Ale i te mieszkania chociaż nędzne nie są wystarczające dla kilkuset milionów Chińczyków, którzy muszą szukać jeszcze innych możliwości mieszkaniowych.

Oto powstały na licznych rzekach chiń­

skich a zwłaszcza w okolicach portu całe pływające miasta, składające się z tysięcy łodzi, służących jako mieszkanie. Zwła­

szcza w Szanghaju zjawisko tych »wodnych Chińczyków« jest niezwykle charaktery­

styczne. W ten sposób powstał jak gdyby odmienny gatunek rasy chińskiej, żyjącej jak szczury wodne na powierzchni rzek. Ale wytrwałych i niewymagających Chińczy­

ków nie odstrasza ta konieczność życiowa.

Ale nawet i ci pariasi losu czują się razem szczęśliwi.

W dali miasto na lądzie, — a przed nami miasto na wodzie.

Jakaż jednak między nimi różnica!

(6)

Górala idą ze swoimi trzodami na halę. Jeszcze

św ieci słońca, ale już zapowiada aię burza. Z pow odu gwałtownej trzeba się zatrzymać w d

Cała okolica pogrążona jest w rzęsistym deszczu, to też trzoda trwożliwie sku­

piła się pod opieką bacy i czujnego owczarka pod rozłożystym świerkiem.

Pod wieczór miło jest wypocząć u progu własnego domostwa, zwłaszcza gdy z kuchenki dolatuje smakowfty zapach flaczków

(7)

N

ieraz s z e liś m y sły­

o h i n d u ­ skich faki­

rach, którzy z d z iw n e m z a p a r c i e m s ię s i e b i e znoszą najwię­

ksze bóle i cierpienia sy­

piając na de­

skach nabitych gwoźdźmi lub też przeprowadzając długotrwałe posty W ten sposób do­

chodzą oni do nie­

zwykłego opanowa­

nia swej woli stając się w tym kierunku istotami bez konku­

rencji. Jest to o tyle zrozumiałe, że ludziom tym przyświeca pew ien m oralny cel, męczeń­

stwo jednak bezcelowe i znoszone »na pokaz*

jest dla nas; Europejczy­

ków, niezrozumiałe i po prostu śmieszne.

Z takim i bezcelowym i męczennikami spotykamy się nieraz u dzikich ludów, które po prostu dla parady lub też w związku z bardzo prym ityw nym i przesądami czy wierzeniam i zadają sobie o- kropne męczarnie. Murzyn, którego widzim y na zdjęciu, należy właśnie do tej kategorii ludzi: przeszył on swoje ciało li­

cznymi igłam i o w ielkiej długości, by, obojętny na ból, popisywać się W jednym z amerykańskich c y r­

ków. Można podziwiać jego w y­

trzymałość i... bezmyślność.

I to pachnie i to nęci!

M

ówią, że oczy człowieka wyrażają najlepiej jego charakter: można b y to samo powiedzieć o zwierzętach,

które rów nież najdosadniej określają ich oczy. Nic też dziwnego, iż mówimy, że ktoś ma akocie oczy* lub też posiada« spojrzenie

bazyliszka«.

Zdarza się jednak, że dziwne same w sobie kocie oczy nabierają jeszcze dodatkowego wyrazu z tego powo­

du, że... zezują, jak np. u tego dwum ie­

sięcznego kotka, któ­

rego widzim y na zdjęciu. W ten spo­

sób powstaje »wy- raz tw arzy* zupeł­

nie niesamowity, mogący spędzić sen z pow iek

czło wieka A le nic w natu­

rze nie dzieje się bez p ew n e­

go sensu: i w tym wypadku zez pozwala mu obser­

wować ma­

łą Shirley- kę, która czeka na swój ka­

w ałek ol­

brzym ie­

go tortu urodzi­

nowe­

go.

Fot. Ast. Prost (2)

Dobrowolny męczennik

Shirleyka znów zdziecinniała!

Z

namy od sześciu lat to m iłe dziecko, które w tylu filmach wzbudziło w całym świecie bezkonkurencyjny podziw. Znamy je j m iłą dziecięcą, a ja k ie inteligentną buzię, jej figle, je j szelmowskie uciechy. W roku 1934 rozpo­

częła swoją w ielką k a rie rę , która trw ała do bieżącego roku, czyli sześć lat. Film y z Shir- leyką dały towarzystwu filmowemu »Twen- tieth Century Foz Studio* 20 milionów doi.

dochodu i w tym że czasie Shirleyka zarabiała mniej w ięcej 2000 dolarów tygodniowo, a po- zatem kilka tysięcy dolarów otrzym ywała za re ­ klamę. Szczyt je j popularności przypada na rok 1936. Oto kilka szczegółów z je j k a rie ry filmowej, które jednak bynajm niej nie obra­

zują nam je j życia duchowego.

Bodaj, że ciekawszym rozdziałem od ofi­

cjalnych sukcesów Shirleyki jest je j rozwój umysłowy i to, co w je j małej główce działo się w latach je j trium fów.

Shirleyka była bezw zględnie fenomenem, gdyż nie tylko ja k osoba dorosła umiała zro­

zumieć swoje role, ale co w ięcej bardzo czę­

sto obmyślała poszczególne części filmów, w których miała grać i stawiała żądania w od­

niesieniu do swych ró l wczuwając się z n ie­

zwykłą maestrią w ducha filmu i w jego różne finezje. Oczywiście, że w takich warunkach mała Shirleyka przestała być :..dzieckiem , sta­

jąc się umysłowo osobą dorosłą. Mimo to je d ­ nak przedwczesny rozwój je j nie poszedł tutaj po drodze najmniej pożądanej to znaczy nie odebrał jej dziecięcej świeżości i uroku.

Mimo wszystko doszła rodzina a zwłaszcza matka słynnej gwiazdki filmowej do przeko­

nania, że jest najwyższy czas, aby dziewczynka porzuciła życie filmowe i powróciła do zajęć i zabaw swego w ieku. O dtąd Shirley Tem pie będzie grywała tylko raz na rok, aby nie zry ­ wać zupełnie kontaktu z ukochanym przez siebie światem film owym , nie wiadomo je d ­ nak czy jako dorastająca panna lub osoba do- osła będzie umiała być taką czarującą gwiazdą — jaką byłajako mała gwiazdeczka, nie wiadomo, czy będzie umiała wykrzesać ze siebie te wa­

lo ry , którym i jako dziecko podbiła cały świat, a zwłaszcza mały światek dziecięcy. X Z .

Z przyprawą g TRANCKA

kawa jest lepsza!

(8)

Jak upaść — to już dobrze!

p o w ie d z mi, jak upadasz, a powiem ci, czy m

jesteś. Sportowiec upada inaczej niż niesporto- wiec. Co do tego nie ma wątpliwości. Wystarczy się rozglądnąć. Jakiś pan o dość zaokrąglonej figurze pośliznął się właśnie na skórce pomarań­

czowej, na pestce itp. Prawie można usłyszeć trzask kości siedzeniowych, kapelusz, laska i teka z aktami rozlatują się na wszystkie strony, — tak bardzo ten upadek wstrząsnął całym ciałem. Tak, należy uczyć się i upadania. Są ludzie, którzy upadają zawsze »na nogi«. Już przy upadku w y­

ciągają oni rece przed siebie, za siebie, lub na boki, oni wiedzą to najlepiej, i upadają, tak jak sami chcą. Rozłożona dłoń służy jako sprężyna, która upadający korpus odrazu odrzuca w górę.

Idzie to z szybkością błyskawicy. Upadek i po­

w stan ie— to jeden ruch. Na wyćwiczenie takiej sprawności jest tylko jedna recepta: Ćwiczyć b ie g i i skoki. Proszę oglądnąć obrazek na górze.

Wszyscy ci kolarze — to dobrze wytrenowani sprinterzy. Jeden z nich chciał swego przeciw ­ nika »położyć na łopatki«. Ten czyn musiał on sam i jego kolega zapłacić upadkiem. Dwóch już leży na ziemi, trzeci zaraz się do nich dołączy.

Ale już zabezpieczył się przed niefortunnym upadkiem, wyciągając rękę. Także i ten czwarty podzieli los towarzyszy. W idzi on, że karambol jest nieunikniony. Ale jego opanowanie zwycięża.

Lewa noga przedostatniego kolarza już zawieszona jest w powietrzu i stanie pewnie na ziemi. Ka- rambole kolarskie wyglądają na obrazkach p ra ­ wie zawsze niebezpieczniej, niż w rzeczywistości.

Przyczyną tego jest: że stały się już przyzwycza­

jeniem i że kolarze nauczyli się upadać. Kto ma nieszczęście upadać często, niech wyćwiczy swoje ciało w giętkości. Niech się nauczy upadać do­

brze. Od czasu do czasu niech położy na swej drodze (w pokoju, nie na ulicy!) coś, co go może

»doprowadzić« do upadku i niech sprawdza czy dobrze upada albo czy jeszcze ciągle b o li go miejsce, na które upadł. Jak up aść— to dobrze!

pragnie

Proszę, może zrobimy zdjęcie?

M

oja kamera jest moim przyjacielem. Cc ko w dobrych chwilach. W złych godzinach mamy tę po­

ciechę, że one miną. Ale i tę pociechę trzeba oku­

pić myślą, że i te szczę­

śliwe miną jak mija wszy­

stko na świecie. Coś je d ­ nak możemy zatrzymać z tej lepszej cząstki: fo­

tografię. Kiedyż, jeśli nie teraz, gdy tyle słońca wszędzie, mo­

żemy lepiej robić zdjęcia? W ielu ama­

torów trzyma nape- wno swe aparaty pod kluczem, oba­

wiają się oni bo­

wiem, że skoro za- czną rob ić zdję­

cia, aparat się im odbierze. Zbyte­

czna obawa! Te­

raz, kie d y kraj nasz nie jest już terenem w o j­

ny konfiskata aparatu niko­

mu nie grozi i każdy m i­

łośnik foto­

g ra fii może chwytać ty ­ le słońca na swój o-

O wodzie i... o m odzie

boi. /lis. Pres ( j )

O

tym , że lato je d ­ nak przyszło, nie potrzeba wspominać. A- ni o tym, też że nam już nieraz za gorąco w m ie­

ście. W obec tego idziem y dziś nad rzekę, — tak jak dawniej było: #je- dziemy nad morze«.

Została nam tylko Wisła, modra rzeka i inne mniej modre.

A propos modrości

— kostiumy kąpielowe i stroje plażowe są te­

go roku też modre, wo- góle dominuje nad wo­

dą i w wodzie ko lo r nie­

bieski. Trudno mówić w tym roku dużo o modzie plażowej, kie dy tyle jest innych rzeczy, które nam spokoju nie dają. Ale po­

piołu na głowę sypać nie można, zdrowie przedewszy- stkim! A nic nam go lepiej nie zachowa niż słońce i wo­

da. Trzeba jednak i nad rzeką być dobrze ubranym a raczej dobrze rozebranym. O kostiu­

mie z satin elastic (guma), jak pokazuje zdjęcie, mowy nie ma jednak przerobić kostium zesz­

łoroczny i powiedzieć, że ma się nowy nikt nam nie zabrania. Ita k

— kostium je dn olity można do­

skonale zmienić na składający się ze spodenek i stanika i na odw rót

— z dwóch wymienionych części można doskonale zrobić cały ko ­ stium, łącząc obie części stosow­

nym paskiem materiału wełny itp.

Strój plażowy — to przede wszyst­

kim krótkie spodenki w le kki klosz i bluzeczka sportowa, nadająca się do każdej sportowej spódnicy. Do tego turban ładnie ułożony i strój gotowy.

KRAKOWSKA HUTA SZKŁA

Kraków ul. Lipowa 3 Tel. 17188

D o s t a r c z a f l a s z k i , o r a z s k u p u j e b i a ł e j i p ó ł b i a ł ą s t łu c z k ę s z k la n ą — w k a ż d e j i l o ś c i

(9)

NCUT

MMJF dzisiejszych niezwykle niespokojnych czasach, w których wojny wybuchają w róż- w > nych punktach świata, spokojny zakątek kraju, przechowujący zabytki przeszłych wieków, dorobek wielu generacji, jest zjawiskiem równie rzadkim jak uroczym, zwłaszcza u nas w Polsce,

' m gdzie tyle zawie

; i 1 i i i i ł ruch spowodo-

. • i I „ B j i J w.ilo ulł.izynu.,

B B jS g S S i lŁ jL i «•§• 18 -s I zniszczenia Ta

* - ! ' ' s n u K i I I Ab n ł'-' 1 1 ** *

IW K I i «•„

i 3 ^ ^ B fll4 EjJ kiem jest właśnie

MwK BJW -j^ Kż1 KI f |

ł l , n Hali i SI Hb cie, mogący iść JhPL r raal&iŁyi ’ B M I ^^B I K p i w zawody z

V w 5H L,£&bi zydencjam i Eu-

H f l r ' ^ B ^ F r 4 r°py- Pierwot-

| ' i ' i p " 1, , ! ® f I ■ d"

B P ■ tli ■r*nn I X « l f T l w R B | ) j^ B fff 1 I xv,1[ w., w us-

> * r - H || ,1'^' j B nośc ks Lubo

f^^LBb i I t S muskieh. następ

ii i jSw®■T ^B B Hi« przechodzi

y 11 i ABp^L^UOHHM Uh w “ ?«■ P °’<<'Z'w

Ih hHU * i, ~ g o rodu Po,oc~

t [1 f ^ ^ B ^ ^ ^ B C 9 B B l 0 B kich, który z nie-

// l| :w vkly;n :,.ca

waniem do sztuk pięknych i p i e ­ c z o ł o w i t o ś c i ą W'nftrze biblioteki zamkowej.

Ta*^^R& l i ■ ■ su T i - r

■ W F » m ; ss s s ^ S W 1¥

Mitologiczna rzeiba z X I ' I I f w..

dba o rozwój zbiorów zamkowych. To co widzimy w tej pięknej re­

zydencji to istne muzeum, chociaż pozbawione sztywności i bezdusz­

ności publicznych zbiorów. Przede wszystkim należy podnieść cenne zabytki malarstwa, liczne portrety rodzinne najlepszych pędzli, jak Vigóe-Lebrun, Lampi, Bacciarelli i w iele inn. Niemniej jednak cen­

nym i wspaniałym jest umeblowanie zamku, składające się wprawdzie z przedmiotów z różnych epok niemniej jednak niezwykle ze sobą sharmonizowanych. Wspaniała biblioteka, piękne porcelany, srebra rodzinne i tysiące drobiazgów niemniej ciekawych tworzy wspaniałą całość, której m ógłby pozazdrościć każdy magnacki zamek euro­

pejski, łącznie z słynnymi zamkami nad Loire'ą.

Ale nie tylko z punktu widzenia sztuki i zabytków jest Łańcut godny widzenia: również wzorowe gospodarstw o, liczne przemysłowe przedsiębiorstwa, wspaniała stajnia i hodowla koni i w iele innych szczegółów gospodarki łańcuckiej czyni z dóbr ordynata hr. Alfreda Potockiego niezwykle ciekawą i wartościową placówkę.

Zwiedzając ten szczęśliwy, b o pożogą wojny niedotknięty, szmat ziemi, zauważa się na każdym kroku pracę i dbałość wielu generacji w łaścicieli zamku, i konstatuje się jak jedynie długotrwała pieczołowi­

tość zdoła zbudować wielką rzecz, która stanie się dla następnych

Świątynia w parku łańcuckim.

pokoleń skarbnicą nie tylko czysto materialną ale przede wszystkim moralną.

Zamek łańcucki otoczony jest starym, niezwykle pięknie utrzymanym parkiem w stylu angielskim, posiadającym m.

inn. wspaniale urządzoną cieplarnię, liczne piękne posągi z XVm. wieku itd. Zamek ten niegdyś w XVII. wieku własność słynnego Stanisława Stadnickiego, zwanego »diabłem łań­

cuckim® i św iadek sąsiedzkich wojen i zajazdów, stał się, straciwszy obronny charakter swych murów, pokojowym przybytkiem pamiątek po wielkiej przeszłości i spokojnej pracy na roli, te g o najwierniejszego przyjaciela człowieka

i najlepszego jego żywiciela. x i.

(10)

ehy s o le Z? 9otovifi aię p o w ó u f ^ t y

optować a s * .

r z W rzyn.'M (

« “ % S X <to f . ziemniak. * * * Nie solić » U

dość 1

S v i x r -

■ ^ * ę b o w i t

r « « S 2 ? . ' ^ S » ‘ 2 £

U w ie ra ją lnf>ych k

sPeqaJni

° dzywCZ(

02 Pod Sj

fzeni nie szczotecj ł ^ ’ Wu«

"iep łukane^beź r d 2 ° WaĆ ^ S<r- W "

« Powinny orm d ł u ż m ^ 7? P l a m . ^ £

>dz" ’ prz^ w « j e S 7 . ; ^ i u^ te nie Powinien m ieć kwiat u 9 tnej szmatce o?„ Zacho naCZyn‘u^ 5 S t e e d y ^ o «

^ o h o w u j e t e ż k o l o r ^ g Z ^ ’ 2ebV

„ , ' u™ « « X °

S S f * £ “ “ " w - S T i S ” « " « •

1Jak« " e budynie gotować

7 fonny

f OMLET

Z ZIEMNIAKÓW Z JARZYNA

‘/z kg ugotowanych w lupkach ziemnia­

ków obrać, pokroić w talarki i obsmażyć z ce­

bulką pokrajaną w kostkę. 20 g mąki rozkłódć w 1/8 1 mleka z dwoma żółtkami, dodać nieco soli, posiekanej natki z pietruszki lub szczypiorku, ubić

pianę z pozostałych białek, wymieszać z m lekiem i mąką, polać tym ziemniaki i upiec w rurze

jak omlet. Po upieczeniu dać cienką warstwę jakiej bądź jarzyny, omlet z obu stron

podwinąć w górę i jeszcze na dwie

minuty dać do ru ry. j

V

(11)

„Czy mógłby mi pan jeszcze coś pokazać ?"

„Jedynie jeszcze język, łaskawa pani!"

i M arc Aurelia — W łochy •

„ baję m u zawsze stare pudlo na kapelusze, kiedy pada'*.

Teraz dopiero wiedzą:

Mieli Państwo zamiar sprzedać swoją willę. Czy już sprzedana?

— Nie! Bo gdyśmy prze­

czytali opis naszej willi sporządzony przez nasze­

go agenta, przekonaliśmy się, że to jest właśnie to, czego szukamy

Dobrze zrozumiał;

Ona: Wie pan, czym pan dla mnie jest? Powietrzem! po- prostu powietrzem!

On: To znaczy, panno Tolu, że pani bezemnie żyć nie może?

Skromna

— Tereso, znowu źle kurze poście- rałaś. Ta »Diana« jest jeszcze cała zaku­

rzona!

— Ależ proszę pani, jeżeli ją z kurzu obetrę, będzie jeszcze bardziej naga.

„ fra n ka ! znowu miałaś na sobie mój kostjum ogro­

dowy!^

(Sóndagsnisse - S trix . S zw ecja)

.,D« licha! nic pomyślałem o tym , że moja żona wyko­

rzysta teraz okazję i przegląd­

nie m i kieszenie".

(Bertoldo, Wiochy)

@Łaqadki i ła m ią ló w ki

logogrvf

F

U t-.M E O i'*. nemMuc-LuujM

Znaleźć wyrazy o podanym niżej znaczeniu. Rzędy środko­

we czytane parami dadzą rozwiązanie.

Z n a c z e n ie w yrazów : 1. Imię męskie, nędzarz, biedak 2. okręg administracyjny 3. państwo w Ameryce płd.

4. oprawa metalowa

5. człowiek bez czci i honoru, niewychowany 6. okres przed Bożym Narodzeniem

7. góry w Europie

8. zegar do mierzenia szybkości biegu 9. drzewo szpilkowe

Zagadka szachowa;

Powiadają, że wynalazca gry w szachy zażądał jako nagrody sumę ziarnek pszenicy, którąby otrzymano dając za pierwsze pole szachownicy jedno ziarnko, za drugie dwa ziarnka, za trzecie cztery itd. za każde następne z 64 pól dwa razy tyle, co za poprzednie.

IJe ton pszenicy żądał wynalazca, jeżeli 20.000 ziarnek pszenicy waży 1 kg? (1000 kg 1 tona).

Szarada:

Kocham cię dziewczyno, boś miłe stworzenie, choć jest wiele innych, z tobą się ożenię.

Ty masz ładne miano i forsy też wiele, przeto się fortuna nam obojgu ściele.

Szykuj zatem śpiesznie już teraz dwa — trzecie Bowiem weselisko ma być sławne w świecie.

A gdy drugie — pierwsze będzie i banany będą i likiery, rumy i szampany.

Całość zaś po świecie rozejdzie się w koło, że Staszek z Aneczką bawił się wesoło.

I< o z w iq z a n ie z a g a d e k z N r . 11

S z a ra d y : Sałata, szarada.

T ru d n a p r z e p ra w a : Najpierw przejadą chłopcy. Jeden z nich zawróci, aby odwieźć ojcu łódź. Sam zostanie na brzegu. Ojciec przejedzie, a wtedy drugi chłopiec pojedzie, zabierze brata i razem wrócą do ojca.

S k ak a n k a : Przeskakując co trzy kratki, począwszy od górnego, lewego rogu odczyta się:

»Czas ulata w lot sokoła, wiek goni co sił.

Nikt młodości nie odwoła, choćby sto lat żył«.

(12)

Cytaty

Powiązane dokumenty

Niewiele się tam zmieniło: przed zam­.. kiem królewskim

Proboszcz zatrzymał się na chwilę, uśmiechnął się jeszcze wyraźniej i pogodniej, a potem rzekł:. — Bądźcie moimi p

W oczach jej teraz paliły się dziwnie ło­.. buzerskie, zawadiackie ogniki, zniknęły gdzieś

Małe okienka wdzięczyły się radośnie do słońca, setki paciorków nanizane na sznury jedwabne zastępujące drzwi — chwiały się przy silniejszych podmuchach

dziano, że ów potwór jest bardzo roztropny i dlatego nikt nie odważył się napadać na niego. Ponieważ jednak pokazywał się rzad­. ko, przeto podróżni

Dotarłszy do pierwszych linij eskadra formuje się w gęsty szyk łańcuchowy i każdy poszczególny samolot kieruje się ku swemu celowi (u góry).. Nad celem

Zdawał on sobie zawsze sprawę z tego, że połęczenie z anglosaskimi interesami gospodarczymi i zbyt silne zacieśnienie się obustronnych stosunków doprowadzić

&lt;mlerzeńcy bolszew icy, którzy przez kilka dziesiątek li się jako rabusie kościołów i blużnlercy walczę - tak twierdzi się w W aszyngtonie i Londynie