K W I A T Y C Z E R E Ś N I
Fet. te ie b
Poniżej:
Niemieccy spadochroniarze w a l c z ; z wrogiem na dziedzińcu jednego z domów w Cassino. Przy pomocy mio
taczy min odpieraj; oni atak nieprzy
jaciół.
Na lewo:
Bateria niemieckich dział obrony prze
ciwlotniczej usadowiła si; w malej do
linie na odcinku (rontu pod Nettuno i siad ostrzeliwuje pozycje angielsko- amerykańskie, znajduj;ce si; po dru-
' giej stronie pagórka.
N A W S C H O D N I M F R O N C I E
Poniżej w kole: Poniżej:
Ciężkie niemieckie miotacze granatów w lesie na Niemiecki obserwator w przedniej linii bojowej, froncie wschodnim w czasie ostrzeliwania sowiec- Przed nim na równinie leż; zniszczone czołgi, kich pozycji. których atak na pozycje niemieckie został zwy
cięsko odparty.
NA WYBRZEŻACH MORZA ŚRÓDZIEMNEGO
Niemiecki posterunek przed bunkrem na wybrzeżu włoskim. 2ołnierze ustawicznie obserwuj; morze, by nie dać si; zaskoczyć jakimi niespodziewanym atakiem nie
przyjacielskim.
Fot: FK Zichaila"-A ^_ M uthar, O ahn-FBZ, Holm ann, F rayłag-TO , Transotaan.
Na lewo:
W CHINACH
Japońscy marynarze, którzy odznaczyli si; w walkach z wojskami amerykań skimi, zostaj; odznaczeni za waleczność.
I
{ 1
$ A j *
[1 ♦ f
2 0 'OGO,
*
Ś w ia t w y s p p o łu d n io w y c h r o z s ia n y c h p o O c e a n ie S p o k o jn y m , n ib y . . p y ł w p r o m ie n ia c h s ło ń c a '* c ią g n ą c y s ię m ię d z y A u s t r a lią a r c h ip e la g ie m M a la js k im 1 A m e r y k ą P o łu d n io w ą — n o s i n a z w ę P o lin e z ji. Ł a g o d n y k l im a t t y c h w y s p , o r a z b u jn a ro ś lin n o ś ć , d o s ta r c z a ją c a o b f it e g o p o ż y w ie n ia w p ł y n ę ły w z n a c z n y m s to p n iu na u s p o s o b ie n ie m ie s z k a ń c ó w z a m ie s z k u ją c y c h P o lin e z ję . T u b y lc y n a o g ó ł w e s e li, s t r o ją c y s ię c h ę t n ie w k w ia t y , p r o w a d z ą ż y w o t p r a w d z iw ie r a j s k i, r o z le n iw i a ją c y i o s ła b ia ją c y e n e rg ię . L u d n o ś ć t y c h w y s p , p r ó c z n a p ły w o w y c h n ie lic z n y c h b ia ły c h i C h iń c z y k ó w , s k ła d a s ię z P a p u a s ó w . M e la n e z e jc z y k ó w I P o lin e - z e jc z y k o w . O w y s p y P o lin e z ji to c z ą się
■ o b e c n ie z a c ie k łe w a l k i , b o p r z y o lb r z y m i e j r o z c ią g ło ś c i c a łe g o o b s z a ru m a ją o n e d o n io s łe z n a c z e n ie s tr a te g ic z n e .
Na lewo:
,,la k a to i“ — okręt, na którym krajowcy z Nowp Gwinei odbywają swe morskie podróże. Należy zwrócić uwagą na bardzo oryginalny kształt żagli
Powyżej:
Podobnie jak w Afry
c e-—również i na wy
spach Polinezji prze
syłają sobie miesz
kańcy poszczególnych wiosek różne wiado
mości przy pomocy bębnów, którymi są po prostu wydrążone
pnie drzew.
Poniżej:
Stary Polinezyjczyk.
Jest on wdowcem i na znak żałoby nosi na szyi pierścień z zębów
dzikiej świni.
Na prawo:
Bardzo p r y m i t y w n y most nad rzeką, na No
wej Gwinei, kłóra jest wyspą nie całkiem jeszcze zbadaną wsku
tek pokrywających ją gęsto niedostępnych dziewiczych lasów i kli
matu zabójczego dla Europejczyków.
Powyżej:
Wioska portowa na Salomonach. Czółna tubylców zbudowane są jak widzimy z pni drzewnych i za
opatrzone w bardzo oryginalne legie. Kształt ich nie im ienia się od stuleci.
Powyżej:
Na tych wyspach Polinezji, na których żyją Euro
pejczycy, tubylcy posiadają już często nowo czesne łodzie, a częściowo europejskie ubrania
\
Aleksander Volta Jerzy Ohm Od nich pochodzę nazwy elektrotechnicznych
* A Z W A
V. Dagerotypia najstarszy sposób otrzymywania zdjęć lotogra- V . ficznych przez utrwalanie ich na płycie metalowej, został odkryty przez malarza Luis Daguerre w r. 1838. Na lewo VI podajemy litograficzny portret wynalazcy i (u dołu) jedną
\ \ z pierwszych jego prymitywnych kamer.
Przechodzimy jakże bardzo często obok nazw pewnych przedmiotów, pew
nych rzeczy czy pojęć, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, skąd wzięła się taka właśnie nazwa, na podstawie czego przy
jęła się ona ogólnie i zadomowiła w świę
cie. Ani przypuszczamy wówczas, że są to nazwy pochodne od nazwisk ludzi,
—miast lub krajów, urobione już dawno albo powstałe w czasie dopiero minio
nym. Spróbujmy dla przykładu wymie
nić kilkanaście najbardziej takich zna
nych nazw, z którymi chyba wszyscy już bodaj raz spotkaliśmy się w życiu.
Juliusz Mansard, najznakomitszy fran
cuski architekt XVII stulecia. On to wybudował Dom Inwalidów w Paryżu. Imię jego żyje jeszcze w nazwie „mansarda", którą określamy budowę dachu składającego się z dwóch pochyłości, . obejmujących dach i mieszkanie na poddaszu.
w „bicykl" i nareszcie w rower. Wynalazcą byl nadleśniczy Karol Drais, żyjący w latach 1785 do 1851. Widzieliśmy wszyscy obrazy z profilu, czarno wykonane sepią lub wycięte z czarnego papieru i na białym tle naklejone. Obraz taki, to każdemu znana przecież sylweta.
Jak powstała ta nazwa? Ojczyzną jej Francja, ściślej zaś Paryż, wiek X V III. Za rządów Lud
wika X V był ministrem finansów Stefan Silhouette, a zmuszany rozrzutnością dworu do naj
skrajniejszych oszczędności w gospodarce państwowej, sam z czasem stal się symbolem skąpstwa. Złośliwy a cięty w języku ludek paryski nazwał modne w tym czasie obrazy prolilowe czarno malowane sylwetami, bo były tańsze od barwnych olejnych lub akwarelo
wych. Ameryka — część świata, nazwana została tak nie od imienia swego odkrywcy, Krzysztofa Kolumba, ale od mianą Amerigo V espucci, Włocha, który opisał nowoodkryte ziemie w szeregu książek. Columbią nazwano tylko południowo-amerykański kraj, i lo do
piero znacznie później. Wszyscy palacze doskonale wiedzą co to nikotyna. Dla „niewta
jemniczonych" dajemy objaśnienie, że jest to trujący składnik tytoniu, nazwany od Jana Nicot, francuskiego-deputowanego (1530— 1600), który wprowadził tytoń we Francji. Piękne panie zapewne nie miały nic nigdy przeciw kolorowi materiału zwanego pepita. Wypa
da więc nadmienić, że nazwa ta utarła się od X IX wieku, gdy hiszpańska tancerka, sławna w Europie La Pepita, nosiła suknie takiej właśnie koncepcji tkaczej i uczyniła je mod
nymi — na jakże już długo . . .
Benzyna — problem świata chwili obecnej, wzięła nazwę od wynalazcy samochodu, ówcześnie określanego jako „automobil", inżyniera Karola Fryderyka Benz, (1844— 1929).
Drogomistrzom i budowniczym drogowym codziennie obija się o uszy słówko makadam. Są dwie interpretacje tego pojęcia. Albo specjalna jezdnia obok szkól i budynków szpitalnych, urzędów itp., o podkładzie szutrowym z nawierzchnią z płyt drewnianych, tłumiących od
głos biegu k ó ł'ł w ogóle hałas uliczny, lub też wykładanie kostkami drewnianymi chodni
ków czy ulic zamiast wylewanie ich asfaltem. Szkocki inżynier budownictwa drogowego Mac Adam (1757
— 1836) byl wynalazcą tego sposobu „bruko
wania". Fotografowie i fotoamatorzy sły
szeli „jak amen" o dagerotypii czyli pierwszych fotografiach na płytkach Na prawo: Noszący się niezwykle ele
gancko król Henryk IV wprowadzi!
modę noszenia krótko przyciętej brody, nazwanej od jego imienia Na okręcie „Santa Maria" wyruszył Kolumb (zdjęcie na
prawo u góry) przez Atlantyk na zachód. Odkryty przez niego nowy kontynent świata otrzymał potem nazwę Ameryka na cześć pisarza Amerigo Vespucci (na prawo).
Ot, któżby nie wiedział, co to jest drezyna? Pomost z desek osadzony na czterech kolejowych kolach, poruszający się po szynach, z biegiem czasu zmecha
nizowany, o napędzie ręcznym lub motorowym, słu
żący celom konserwacji sztreki. Pod nazwę tę pod
ciągano leż ongiś pierwowzór roweru, nie mającego jeszcze łańcucha, trybów ani pedałów; odpychano się nogami od ziemi przy używaniu takiego środka lokomocji, zanim udoskonalony nie zamieni! się
.Tkacz I farbiarz Oobalin przekazał swe biercom tkanym na
wionej prostopadle.
A Z W f/K < > M
przed hotełęm St. Fiacre (hotel pod wezwaniem św, Fiakra). „Luidor"-- nazwa to monety złotej z czasów króla Ludwika X I II (1641). Krótka bródka śpiczasta, o dźwięcznej na
zwie „henrikatr", to pamiątka po dodatkowych jeszcze do tego „mi
łego wyglądu" męskiej twarzy ku górze postawionych wąsachi ca
łość — z czasów Henryka IV fran
cuskiego (Henri ęuatrej 1589— 1610.
Kołnierz „stuartowski", oto remini
scencja M arii Stuart, królowej szkockiej.
„Atlas" bierze swe miano od mi
tologicznego olbrzyma greckiego Atiasa, mającego według wierzeń starej Hellady dźwigać na swych barach niebo. Zatem oprawne ra
zem w książkę mapy lądów i mórz fJuś-óiiru-nir na iilronit łt srebrnych. Zdjęcie trwało . . . godzinę, i to w słońcu! Francuski malarz
Daguerre, 1789— 1851, tym sposobem otwarł podwoje późniejszemu .... rozwojowi fotografii. Amatorzy starych, „solidnych" mebli znają zna-
£ komicie określenie biedermajerowski. Nie jest to nic innego jak tylko
^_,styl w sporządzeniu mebli, datujący się od 1830 r., zapoczątkowany J?pr2<z wiedeńskiego stolarza i tapicera Biedermeier^. Powieściopisarz 'E ichrodt romansem wydanym w 1853 r. spopularyzował pojęcie „bieder- majerowszczyzny", dając ten przydomek bohaterom, ludziom-wygod- nisiom, jowialnego usposobienia, lubiącym domowe kąty i spokojny żywot mieszczański. Zeppelin — to balon kształtu cygara, poruszany i sterowany motorami. Wynalazca jego, wirtembetski hrabia Fer
dynand Zeppelin, startował po raz pierwszy z jeziora Bodeń
skiego w 1900 r. do próbnego lotu, nadając bezwiednie swemu wynalazkowi — swe nazwisko w awiatyce.
Nie ma takiego szczęśliwca, któremu byłaby Na prawo:
Wynalazca drezyny i roweru, Karol von Drais, na pierwszym rowerze swej konslrukcji. Przy jeździe na tym wehikule Irzeba się było nogami
odpychać.
f e k I o
d W ra \s y lw jN ^ iV ffiu n e g o pa- i . . pieru eHeratferyslyczna dla cza- « sów rokoko, cieszyła się wielką popularnością w XVIII stuleciu, gdyż pełni humoru paryżanie nazwali piękne wycinanki imie
niem ówczesnego ministra finan
sów Elienne de Silhouette.
obcą apteka . . . Znamy NSk
wszyscy kształt
LA,'
itd. Nawet •BW.
często formę pastylek. Sama Z uttH
\ B 9 K , nazwiskiem Pastilla, po-
no rodem z Florencji w wieku Ł ł*? ’,'W
X V I, cukiernika, lubującego * •
się w nadawaniu swym wyro-
bom okrągłych kształtów, p ł a - --- :---•— " ■— — — I skich, Popularna przekąska sandwich, czyli płatek wędliny lub mięsa włożony między dwie cieniutkie kromeczki chleba, to „wynalazek" hazardowego gracza lorda Sandwich. Na
miętny ten karciarz spędzał dnie i noce przy zielonym stoliku, nie „mając czasu" na jedze
nie. Ledwo raczył połknąć powyżej opisane Kąski, podawane mu wprost do ust, bo kart z rąk nie wypuściłby za nic na świecie.
Małe mieszkanka strychowe tak zwane poddasza, mają też cudzoziemską nomenklaturę:
mansarda. Francuski budowniczy Juliusz Mansard dal początek tego rodzaju mieszkankom (1646— 1708), uważając je, i to słusznie, za zdrowsze od ciemnych i piwnicznych „suteryn".
Sportowcy, lubujący się w konnej jeździe są „za pan brat" z całą pewnością z nazwą tatersal. Nazwa ta obejmuje najbgólniej szkołę jazdy konnej, zakład dla szkoleń hippicz
nych itp., w ciaśniejszym znaczeniu słowa oznacza samo miejsce gdzie nauka władania koniem odbywa się. Pierwszy zakład tego rodzaju powstał około 1780 roku, założycielem zaś byl
Na lewo:
Od Marii Stuart, królowej Szkocji, pochodzi nazwa k o ł n i e r z y
Słowo benzyna pochodzi od nazwiska wynalazcy aut, Karola Fryderyka Benza (na lewo). Poniżej widzimy pierwsze aulo, skonstruowane przez niego w roku 1885.
Ryszard Tattersall. — „Derby" — to wielkie wyścigi konne. Nazwa poszła od lorda Derby, znanego hodowcy wyborowych koni wyści
gowych, i datuje się od roku 1789. Specjalny fundusz lorda przeznaczonym był, na stara
nia około 3-letnich czystej krwi dereszów, późniejszych „sław" w wielkich biegach z przeszkodami. Nazwa przyjęła się na całym świecie. Zamiast wołaćh „dorożkarz"! — po
ręczniej, bo krócej, wołać nam: „fiakier".
Nazwa pochodna, to w niezmienionym brzmieniu od przystanku dorożek paryskich
Andró-Maria Ampóre Janie
jednostek: Volł, Ohm, Ampóre i Wal
PRZESZKOLENIE RZEMIEŚLNIKÓW W G G
Zwigzok Cechowy Rzemiośle Drzewnego urrgdiil dwudniowe zebranie w Kra
kowie dle kierowników cechu stolarskiego. W nowo urządzonym ,,Zakładzie Popierania Rzemiosła0 zgromadzili slg uczestnicy zebrania z dystryktu krakow
skiego, radomskiego i warszawskiego. W teoretycznych wykładach i praktycznych pokazach jak również w czasie wyiwietlaó filmowych, omówiono dokładnie wszystkie zagadnienia tac ho we z tej dziedziny. Uzyskane w ten sposób wiado
mości majg uczestnicy spożytkować naslgpnia w poszczególnych zakładach prze
mysłowych. Przez lego rodzaju opiakg i poparcie staje sig przemysł rękodzielni
czy coraz bardziej ważnym czynnikiem gospodarczym kraju. — fd jg c i* za
mieszczone obok przedstawiajg wielkg salg wykładowg oraz pokaz gbchod«an»a lig i maszynami slużgcymi do obróbki drzewa.
Fot: Borek
Jak zabawki dla dzieci wyglądają te małe arcy
dzieła sztuki, sporządzo-
uw przez Franciszka Ha- K e r a , architekta z Hei- tOSlbergu.,Wyobrażają one H n ia tu r o w e lecz najdo- E tad n iej odtworzone mo- B e le historycznych zabyt
kó w , oraz nowoczesnych gpnachów. Wszystkie te prace wykonane na za
mówienie według prze
dłożonych planów. Z prac Hachera korzystają mu
zea, szkoły oraz archi
tekci. Powyżej widzimy:
Fot: E u ro rot
>, t b I :^
U Ili
■«e a
V i f l |
J
— g —- _ T Z-* .
' • W w
1
model zamku w Heidel
bergu, na lewo: Fran
1 W '’
ciszka Hachera, a na pra-
wo część jego warsztatu. r i1
Dokończenie
— O! Dużo rzeczy wpłynęło . . . — umilkł, bo redaktor uśmiechnął się w tym miejscu szeroko, domyślnie.
— Orientuję się, że to będzie na jakieś, powiedzmy, sześć odcinków . .. Zaczniemy drukować w następnym, a w tym umieści
my wzmiankę, maleńką reklamę z podaniem nazwiska autora i tytułu. Jakiż tytuł mistrzu?
Bruno pomyślał o czyichś wielkich i dzie
cinnie uśmiechniętych oczach i delikatnym profilu złocącym się na tle jasnych promieni kominka — — — i odpowiedział: — „Za
gadka". Taki będzie ty tu ł. . . „Zagadka", która, mówiąc nawiasem, nie zostanie roz
wiązana do końca . . . A co drukujecie re
daktorze, w tym numerze, bieżącym? .. .
— Ano, trochę aktualiów wiosennych . . . I jest jedna rzecz, która pana specjalnie zaj- mie. Tylko jeszcze niezłożona, bo tyle innej roboty! Pokażę panu brudnopis. Halo, moje panienki!! która z was miała skorygować ar
tykuł psychologiczny dr. Fiarskiego. Tę
„Psychikę wielkich łudzi"?
— Ja wzięłam do poprawy. Ale nie mogę znaleźć! Miałam ten tekst nie dalej, jak wczo
raj . . . Gdzie mógł mi zginąć?! Poszukam jeszcze w biurku . . .
Głos mówiącej, jasny, dźwięczny, docho
dził z przyległego pokoju, — ale Bruno po
znał go od razu . . .
Tą, co wchodziła właśnie przez otwarte drzwi — była Jwonka, — kobieta, której nie- znał jeszcze dwadzieścia cztery godziny te
mu, a o której przez cały ten czas rausiał myśleć. . .
— Iwonko, niech się pani nie trudzi.. . Ta naukowa rozprawka jest u mnie. Gospo
dyni pani mieszkania przy Alejach oddala mi ją i właśnie nie wiedziałem, w jaki spo
sób mógłbym pani doręczyć . . .
— Ach! Teraz przypominam sobie. Uzu
pełniałam ją właśnie, gdy czekałam na pana wejście do bramy, wczoraj — przyznała się otwarcie ale ściszyła głos.
Nie była nawet bardzo zmieszana. Widocz
nie musiano ją uprzedzić o jego w redakcji obecności, albo z przyległego pokoju usły
szała już jego głos.
Iw onko... nigdy bym nie spodziewał się zobaczyć panią tutaj. Tak mało w południe robiła mi pani nadziei na spotkanie się w o- góle, a spotykamy się tak prędko. . .
— Powiedziałam, że spotkamy się wtedy, gdy koniecznym już będzie, by wiedział pan, co o mnie myśleć i sądzić — miała w oczach słoneczne uśmiechy — bo pan na razie nic o mnie nie wiedział, prawda?
— Tak, Iwonko. Nic dotychczas nie wiem o tobie, choć pragnąłem dowiedzieć się cze
goś przez ten cały czas. Teraz czuję, że bu
dowałem wszystkie moje przypuszczenia na fałszywych pozorach i zbiegach okoliczności.
Może dlatego, że w każdym słowie zwróco
nym do mnie chciałem usłyszeć coś o pani...
wszędzie ją widziałem, wszędzie przeczuwa
łem. Ale nie wiem nic. Teraz mniej niż kiedy
kolwiek... Moja powieść ma tytuł „zagadka".
Cała o pani, Iwonko. I dla pani pisana. Bez zakończenia . . .
— No, to trzeba koniecznie dorobić zakoń
czenie!... Nie będzie rewelacyjne, zastrze
gam. ale trochę -nieoczekiwane. Niech pan siada, bierze ołówek, słucha i notuje . , .
— Pani mi powie o sobie? Naprawdę? Tak sama, z własnej woli? I nie będzie pani przede piną więcej się kryć?
— Nie, naprawdę już nie. Powiem wszyst
ko! Jeszcze rano nie byłam zdecydowana.
Ale namyśliłam się, bo przekonano mnie, że już za dużo całe miasto interesuje się panem i fałszywie, wprost fantastycznie komentuje to. co podpatrzono ostatniej nocy . . .
— Iwonko... tak... Tyle było fałszywych domysłów i tyle błędnych przypuszczeń . . . Te wszystkie prowokujące p o zo ry ... Ale jedno było prawdziwe od samego początku:
Pani naprawdę ma na imię Iwonka?
Skinęła główką. Nie omieszkał głośno po
twierdzić Tymianowski, przysłuchujący się niedyskretnie całej rozmowie. W między
czasie wertował kartki maszynopisu powie
ści, zacierał ręce z zadowolenia, do niektó
rych zdań tekstu śmiał się formalnie. Gło
śno. Ostentacyjnie:
— Ależ zadałaś panu Brunonowi krzyżów
kę do rozwiązania!! No! No! Nie przypusz
czałem. Taki znawca kobiet?! Iwonko, jesteś górą!!
— Tak — przyznał Bruno —- przyznają się do klęski. Nie wiem w dalszym ciągu nic.
Usiedli przy osamotnionym biurku pod oknem.
— Widzi pan — zaczęła dziewczyna — wszystko zaczęło się od tego, że nie chciał pan nam napisać powieści dla „Tygodnika".
A nam naprawdę na tym zależało. Żalił się pan na monotonię, brak wrażeń problemów, brak ciekawszych kobiecych typów . , .
— Może ja to lepiej wytłumaczę — po
wiedział redaktor Tymianowski poufale kła
dąc rękę na ramieniu Brunona — jestem wtajemniczony i raczej ja tu ponoszę wszel
ką odpowiedzialność. Tak! Moja sekretarka, właśnie panna Iwonka, wpadła na . . . bar
dzo śmiały, może nazbyt awanturniczy po
mysł, sztucznego niejako dostarczenia panu garstki oryginalnych i mocnych przeżyć.
W pierwszym rzędzie: obawa przed mężem pani Wichertowej i jego rzekomo zdwojoną podejrzliwością. Sfałszowany list miał tę obawę właśnie, u pana wywołać. List nie
trudno było sfabrykować, bo sam niechący będąc tu, w redakcji, zdradził się pan, ja
kiego rodzaju listy otrzymuje pan od kobiet.
Następnie miał pan spędzić te kilka kwadran
sów z nieznaną mu, miłą, tą oto właśnie osóbką, która miała jeszcze starać się mocno pana zaintrygować swoim, powiedzmy nie
codziennym zachowaniem się, oryginalną dyskusją, dziwacznymi poglądami . . .
— Postarałam się nawet dla pana o praw
dziwego detektywa, pod drzwiami Wicher- tów. Myślałam, że ta figura zrobi na panu większe wrażenie, a nie przypuszczałam, że on zechce się panu zwierzać, jak z niego za
kpiono. Przy okazji chciałam właśnie zała
twić z tym panem nasze porachunki . . . Ta
ka mała zemsta. Ale to nieważne. — Iwon
ka była prawdziwie rozbawiona tym odkry
ciem kart. — Usiłowałam nawet wtedy wie
czorem wmówić panu, że i Wichert śledzi pod bramą.
— Liczyliśmy na to oboje, że pan dosto
suje się do zalecanej mu ostrożnościowej wskazówki, żeby nie komunikować się przez kilka dni z Wichertową. Ta komedia nie wyszłaby na jaw od razu i pan, który tak skarży się na monotonię i nudę, męczyłbyś się niepewnością, może obawą i rozwiązywa
niem tej całej łamigłówki przez dłuższy okres czasu. To wyszłoby zresztą tylko na dobre...
Stało się inaczej, ale najgorszy pech to, że inicjatorka całej przygody zasypia nie zgrawszy swoich wszystkich atutów . . .
—■ Mój Boże — wtrąciła zaróżowiona Iwon
ka — całkiem zrozumiałe. Reakcja nerwów, napiętych przy obmyślaniu i reżyserowaniu tego wszystkiego . . . W redakcji siedziałam
tego dnia od siódmej rano do siódmej wie
czór bez przerwy. Wyszłam z biura tylko raz, właśnie wtedy, gdy zobaczyłam pana wychodzącego z budki automatu telefonicz
nego. Potem korygowanie i uzupełnianie tej nudnej psychologicznej rozprawy . . . Roz
marzyło mię ciepło od kominka i widocznie za dużo wypiłam . . .
— Domyślam się teraz, że tym mężczyzną, który wszedł wtedy na górę do pani i roz
mawiał z nią na korytarzu, był pan, panie redaktorze? — spytał Bruno.
— Tak. Absolutnie nie wierzyłem, że sza
lony plan mojej urzędniczki może się udać i naprawdę potrafi ona stworzyć dla pana taką upozorowaną przygodę. Przyszedłem...
i przekonałem się naocznie. Naturalnie, nie- poznany przez pana, musiałem w tej chwili odejść, by nic nie zepsuć w tym machiawe- lowskim planie . . .
— Widzi pan — Iwonka położyła mu cie
płą rączkę na ramieniu — że to wygląda wcale niewinnie. Taki żart . . . zrobiony z pewną myślą, dla osiągnięcia tekstu tego właśnie — wskazała kartki powieści złożone na stole.
— Niech pan nie potępia mojej współpra
cowniczki. Działaliśmy w najlepszej myśli, najzupełniej dyskretnie. Prawda, że pewne chwyty nie były bardzo uczciwe . . . choćby ten list . . .
— Musicie państwo przyznać, że wynikły już z tego konsekwencje. Całe miasto o czymś mówi, czegoś się domyśla, kojarzy pewne fakty ubiegłej nocy —- Brunon nie chciał rozchmurzyć jeszcze czoła, choć oczy Iwonki błagały go o to.
— Nic żłego powiedzieć nie mogą. To tyl- ko doda panu rozgłosu, a powieść tym wię
cej będzie rozchw ytyw ana... Powieść z prawdziwego zdarzenia autora"... Histo
ria jednej nocy"... Co za wspaniałe nagłówki do reklamy! „Tygodnik" będzie najpoczyt
niejszym pismem w mieście. Potroimy na
kład!!! — entuzjazmował się redaktor.
— Widzi pan . . . przykro mi, nie myśla
łam, że Wioliński okaże się takim gadułą i wszystko będzie rozgłaszał, i że licho, czy dziwny zbieg okoliczności, nada jakiegoś śpiewaka po pijanemu komplikującego spra
wę . . . Nie przewidziałam, że o tym może się dowiedzieć ktoś inny poza nami. Liczyłam na to, że będzie to tylko oryginalnym prze
życiem dla pana, które razem z wyjaśnie
niem całej sprawy może być tematem do powieści w odcinkach . . . — Iwonka uspra
wiedliwiając się robiła wrażenie pensjonar
ki przyłapanej na gorącym uczynku.
Zostali sami, bo redaktor wołając: „Halol Moje panie! Zamykamy budę!" odszedł że
gnać się z urzędniczkami.
— Ach! Iwonko! Diabelnie mnie zaintry
gowałaś. Różnie się domyślałem, ale na ta
kie rozwiązanie nie wpadłem!
— To pochlebne dla mnie) Ja ze swej stro
ny uważam, że robiłam cały szereg zasadni
czych błędów, jeżeli chodzi o wykonanie całego planu! Zęby pan wiedział, jak czułam się zdrętwiała i obolała, gdy zbudziłam się rano we fotelu przy wygasłym kominku!
Szkaradnie się stało, że nie mogłam pokonać
senności. Rozmawialiśmy lak milo. Tyle jesz
cze miałam dla pana w zapasie niespodzia
nek, rewelacyj. Gdyby nie ten sen, napisał
by pan po tym co miałam mu jeszcze do po
wiedzenia . . . powieść iiltra-sensacyjną . . . Pan .. . nie gniewa się na innie za tę całą awanturę?
— Gniewać się na panią, Iwonko?
— Niech pan w takim razie siada i pisze zakończenie do swojej powieści. Najlepiej tak na świeżo. A przyzna pan, że rozwiąza
nie tej „zagadki" niespodziewane, choć wię
cej jak proste? — redaktor Tymianowski wrócił pobrzękując kluczami i usadawial literata za swoim biurkiem.
— Ja będę pisać — Iwonka usiadła do maszyny — proszę dyktować . , .
— Świetnie! Świetnie! - nie kryl zadowo
lenia redaktor — pyszne to zakończenie!...
Dam panu 45 tysięcy i jeszcze się opłacił . . . Ale pan ma talent, panie Bruno, niech pana diabli! No i powieść w dwudziestu czterech godzinach . . . — spojrzał na zegarek — do
bę temu właśnie przyszedł pan do nas skar
żyć się na brak podniety i tematu . . .
— Dwadzieścia cztery godziny — Bruno na
chylił się ku dziewczynie — cały czas była pani dla mnie „zagadką", Iwonko. Teraz dobrnęliśmy „happy end'u" . . .
Nie w ie d zia ł---czy zrozumiała, czy wyczuła drgnienia w jego głosie, czy zechce się uśmiechnąć . . . ?
Widział tuż przed sobą jej twarz nierucho
mą ---znów nieodgadnioną . , .
— Co mówicie o „happy endzie"? — wmie
szał się redaktor — słuchaj, Iwonko, może by pana wtajemniczyć . . . ?
— . . . otóż, panie Brunonie, ma pan przed sebą najszczęśliwszą parę narzeczonych. Gdy tylko „Tygodnik" będzie dawał zysk, dzięki poczytnoścl pana odcinkowej powieści . . . pobierzemy się. Kochamy się naprawdę sza
lenie i niewiadomo, które z nas więcej . . . Wie pan teraz, dlaczego tak wszelkimi si
łami i sposobami chcieliśmy mieć W redakcji lę pana powieść? . . . To właśnie ten plan mojej szalonej Iwonki . . .
Zza ramienia Tymianowskiego uśmiecha
ła się do Brunona zarumieniona, szczęśliwa Iwonka . , .
To już nie był uśmiech sfinksa, ani „za
gadka" niezrozumiała, fałszywie interpreto
wana . . . Po prostu: uśmiech kobiety kocha
jącej I szczęśliwej . . .
— . . . Przyznam się panu, że to wszystko ona inicjowała, a ja nawet nie dałem jej wyraźnej aprobaty. Balem się komplikacyj, nie wierzyłem w powodzenie i efekt wyda
wał mi się bardzo problematyczny . . . No i przyznam się, że byłem wtedy cośkolwiek zazdrosny o te parę kwadransów, które spę
dził pan w towarzystwie Iwonki w jej poko
iku . . . Chociaż wyraźnie zaznaczyła, że chodzi o dobro naszej wspólnej sprawy . . .
— Tymianowski uśmiechnął się szczerze, przepraszająco.
Zapanowała cisza. Wszyscy poczuli się dziwnie nieswojo ; . .
— Jaka jest moja rola w tym zakończe
niu? — spytał Bruno nagle ostudzony w swym entuzjażmie . . . Bruno, który zna
lazł rozwiązanie „zagadki" najbardziej w świecie pospolitej i był zły, że inaczej to sobie wyobrażał, coś innego dla samego sie
bie obiecywał . . .
— . . . bezwzględnie nie chcę być ani świadkiem na ślubie, ani chrzestnym ojcem w przyszłości! Jaka jest moja rola? — po
wtórzył.
— W takim razie, gdy nie chce pan cie
szyć się wraz z nami, ani nam pogratulować, to proszę — Iwonka była szczerze rozbawio
na wskazując małym paluszkiem z zaręczy
nowym pierścionkiem dół ostatniej stronicy biudnopisu powieści — to proszę napisać tutaj słowo:
K o n i e c . . .
N IE K Ł A D Ź P A L C A M IĘ D Z Y ... K O L C E !
FOT: W t l T i l l O TIKSTl STIF-KSA
Cói za dziwne lo stworzenie!!
Ni lo wloty, ni lo pierze . . . Małpka patrzy z krytycyzmem:
Skąd się laki brzydal bierze!
Jakiś ryjek — zamiast pyszczka, Jakai szczotka sterczy wokół.
Hm . . . Warto by bliżej zbadać, lecz mieć trzeba się na oku . . .
Maszl Zwinęło się jut monstrum!
Jut nie widać nawet głowy!
Cói u lichal Czary jakieil Trzeba dotknąć twór takowy . . .
Och! Ach! Owaltu! Kluje! Boli . . . Skądte motna wiedzieć było, Ze się nawet głaskać nie da, Że tak jakoi to niemilol . . .
Plujl Ot, podia kreatura!
Rusza z miejsca wolnym krokleml I powąchać — le t ryzyko, Ody się kolce ma pod okiem . . .
Z strachu „dęba stają" wloty . . . Jakiś straszny okaz zwierza I I I Darmo małpka kombinuje . . . Pierwszy raz widziała — jęta!
*
NAZWA A NAZWISKO
Dokończenie ze str. 5.
c z y i nie trafnie, n azw ann A tlasem ? C ałość dźw iga bowiem na sw ych stro n icac h k u lę ziem ską w w y k resach k a rto g ra ficznych. Do nie tak d aw n a znanym byl m ęski ubiór na c h ło d niejsza. po rę przeznaczony, tak zw any „H aw elo k ". Był to rodzaj płaszcza z p e le ry n o w a ty m kołnierzem sięg ający m w okół postaci aż po d ło n ie N osił ta k ie o k ry c ie w latach trzy d ziesty ch XIX stulecia an g ielsk i g e n e ra ł H avelock, czyniąc je m odnym i w ziętym (1795— 1857).
W d y w a n a rstw ie znanym i są gobeliny. D yw any to o w zo
rach ob razo w y ch tk an y ch , k o szto w n e bardzo i cen io n e zaw sze w ysoko jak o dzieła sztuki. O trzy m ały nazw ę od G o
b e lin ^ , sław n eg o tkacza i farb iarza z XIV w ieku. Nazw zw iązanych Z e le k tro te c h n ik ą , a m ający ch w sw ym „ro d o w odzie" nazw iska uczonych fizyków je s t k ilk a n a śc ie og ó l
nie znanych. „K ilow at" — od Ja m e s'a W a tt'a , fizyka a n gielskiego, 1736— 1814 zarazem budow niczego p ierw szej m aszyny p aro w ej w r. 1769. „?\m per" — od A ndrzeja A m pere, fran cu sk ieg o p rzy ro d n ik a, 1775— 1836. „ W o lt”,—
od A lek san d ra hr. V olta, W iocha, u czonego fizyka (1745— 1825). „O hm " od Szym ona O hm a, n iem ieck ieg o fizyka, 1789— 1854. „K ulom b" — od C o u lo m b ’a, fra n c u sk ieg o u czonego m atem aty k a i fizyka, 1736— 1806. Bunsen — to palnik g o rąco płom ienny, od w y n alazk u B unsen'a, c h e m ika. „M auzer" — to k arab in m ag az y n k o w y . W y n ala zcą byl W ilhelm M au ser (1834— 1882). G robow iec o nazw ie m auzo
leum, w iedzie sw ą nazw ę od teg o ro d zaju grobow ca ze szczątkam i k ró la K arii M ausola, zm arłeg o w 350 r. a. Chr.
W y soko g atu n k o w y p ap ier m alarski i ry so w n iczy o n a
zw ie „w atm an", otrzy m ał tę nazw ę od fab ry k a n ta W hal- m an a. „Ż y letk a", p o p u larn y nożyk do golenia w zięła m iano od w ynalazcy hr. G ilette. „T alm a", ja k o rodzaj płaszcza, w ziął nazw ę od n o szącego taki ubiór a k to ra fran cu sk ieg o Talm a, t 1826 K apelusz pilśniow y o szerokim rondzie, jerl n o stro n n ie fa n ta z y jn ie podgiętym , t o w spom nienie m istrza R em h ran d a , h o len d ersk ie g o m alarza (1606 -1669), tak ie k a pelusze n o szącego i od niego nazw ę „re m b ra n d " biorące.
K arabin szy b k o strzeln y „m an lich er", lot nazw isko w ynalazcy jego, in ży n iera M an lich era ' 1848. „K am elia", roślina o p ięk n y ch kw iatach, od im ienia b o tan ik a C a m e llie g o . Bukiel z m alow anych suszonych traw i ziół, o nazw ie m akart, z n a nym był i m odnym za czasów n aszy ch babek. W ym yślił go w iedeński m alarz J a n M ak art (1840 1884. K reślarze m ap d o sk o n ale w iedzą, co to jest tzw. m erkatoryzm . To sposób ry so w an ia map laki, jak b y ziem ia była pow ierzchnią rozw i
n ię te g o w alca. Sposób ten w p ro w ad ził fla n d ry jsk i geograf (1512— 1594), od k tó re g o poszła też nazw a. „G ongoi yzm em "
zow ie się tru d n y i n ie ja sn y sty l p o e ty c z n o -lite ra c k i, zap o c zątk o w an y przez h iszp ań sk ieg o p o etę G o n g o rę , w w ieku XVI. Z w olenników nie miał, a le sty l służył później u k rytym celom p o lity czn o -k o n sp iracy jn y m . S kale te m p e ra tu r zostały n azw an e podług im ion trzech uczo n y ch : Szw eda A ndersa C elsju sza, k iero w n ik a o b serw ato riu m w Upsali, fran cu sk ieg o fizyka, p rzy ro d n ik a Rene R eaum ura i H olendra G abriela F ah ren h eita, k tó ry ulepszył term o m etr n a p e łn ia ją c go z a m iast alkoholem , rtęcią. Sm akoszom w y traw n y m mile d źw ię
czy w uszach nazw a „n elz o n k a", b ęd ąca o znaczeniem szczel
nie z am y k a n eg o naczynia do d u szen ia zrazów z korzeniam i, na sposób adm irała a n g ie lsk ie g o N elson a, t 1805 r. W k siąż
ce k u c h a rs k ie j znaleźć m ożna sos o nazw ie „kum berland",
po ch o d zącej od nazw iska g o rąceg o am ato ra ta k ieg o sosu, C um b erlan d u. N azw a u b ezp ieczen io w y ch to w arzy stw o k rę tow ych i linii żeglugi m orskiej, „Lloyd", p o w stan ie sw e za
w dzięcza nazw isku E. Lloyd’a, w łaściciela k a w ia rn i lo n d y ń sk iej w XVII w., gdzie zbierali się pierw si a k c jo n a riu sz e takich to w arzy stw . „L udolfina" — czyli liczba w d ziałan iach m atem aty czn y ch (jt 3-14), w iedzie nazw ę sw ą od m atem a
ty k a h o len d ersk ie g o Ludolla van K eulen, zm. 1610 r. „No- niusz", p rzy rząd tech n iczn y do bardzo dro b n y ch w ym iarów długości, w ynalezionym zo stał przez uczonego p o rtu g a lsk ie go N o n n ju sza i od niego w ziął nazw ę. „ S trad iv ariu s". — to nazw a stary ch , na w agę złota płaco n y ch skrzypiec, w yrobu sły n n eg o fab ry k an ta S tra d iv a riu sa . J a k o u n ik aty są u b ezp ie
czane w ysoko i p o szu k iw an e przez a rty stó w skrzypków dla p ię k n e g o tonu, ta jem n icę bow iem w yrobu zab rał m istrz Stra- d iv a riu s do grobu. Lubiący zag lą d ać do kieliszka o trzask an i b y w a ją z rodzajem w ina „ s z a p ta l" . J e s t to w ino o zw ięk szo nej z aw arto ści alkoholu, fab ry k o w a n e m etodą fran cu sk ieg o chem ika C h a p ta la . G dy k to ś ma bard zo do n o śn y glos, m aw ia się o nim, że to „d ru g i S ten to r". M iano to nosił je d e n z b o h a
teró w W o jn y T ro ja ń sk ie j, p o sia d a ją c y ogrom nie silny glos, stąd poró w n an ie. G m ach w ykładów akadem ii w P aryżu, S o r
bona, ongiś sły n n a ak ad em ia teologiczna, zapożyczyła nazw y od sw ego założyciela, R oberta S orbonne, 1252 roku.
C ale m nóstw o je st słów i nazw p o ch o d n y ch takich, ale nie sposób ich w szy stk ich w yliczać, bo i m iejsca brak ku tem u i w iele m niej je s t zn an y ch lub ty lk o „fachow ych".
W każdym razie o ludziach zw łaszcza, od nazw isk k tó ry ch poszły nazw y ich w y n alazk ó w albo przedm iotów — m ożna z całą słusznością pow iedzieć, że pam ięć o nich nie zaginęła, i chyba jeszcze d łu g o albo i nigdy nie zaginie.
Iluilrowany Kurier Polski — Krakau Redakcia: ul. Pilrudikiego 19 lei. 213-93 — W ydawnictwo: W ie io p o e 1 lei. 1 35-60 — Pocilow e Konto C iekow e: Warschau Nr. 900
T A P C Z A N Y , szaf* kombinowane,,
sprzeda
Pracownia Tapicerska
Kraków, Sebastiana 33
DREWNIAKI
s z n u r k o w c e , spody arl.
sandałki poleca Firma .SZCZEPKO-TOŃKO’
I r a k i * , H a la -T a rg e w a 22
W d o m u o b o k c o d z ie n n y c h z a j ę ć o d p o w i a d a j ą c n a p y t a n ia m o ż n a p r z e r o b i ć S z k o lę H a n d l o w ą i o t r z y m a ć ś w ia d e c t w o u k o ń c z e n i a o p e ł n y c h p r a w a c h . Z a p is y p r z y j m u j e i p r o s p e k t y w y s y ł a : S e k r e t a r la t' Korespondeney j - n e j S z k o ł y H a n d l o w e j p r z y P o h l. Kup. Z a w o d o w e j S z k o le w tteichshof, l l o f f i n a n o w e j 3.
Dr Jerzy Surkont
ch«r. bob. i ikuji.
W a r s z a w a Ż u ra w i* 35 m . I
»«l 977-29 g o d z . 10-19
o r. a . K H i a i N i n i w a a a r y c iM i i k ł r .
W a m a w a HmuftamU 95 n 22
t.laf.n 14-11S ł*4i 12-1*10 i I ł - l ł
A k u s z e r k a ANTOSZEWSKA
p r r y i m u j t c a fr d iie n W i r l l a w i , Z ło ta 40 m . JO
t a l. 177-90
K O Ł D R Y
P O Ś C I E l - P R Z E R Ó B K I W a m a w a , M a r t i a lk ó w ,k . l i t
D A Ł K O W S K I
RZEŹBY PAMIĄTKOWE:
poliluiowane kasetki, albumy i wyroby toczone pięknie ma
lowane poleca nadal fabryka
„ E H Z E r Nowy S y i, h iw k
NOWAKOWSKI
Wnrrjtin. tkórae
W a r s z a w a , W s p ó ln a 3 m . 3.
Dr. P. ZAIESKI Wifirfjtot, ikiru
W4K24WA. Albert. I ( p n *1- T«itral„«i>
<•1. 211-74 g o d r . J 7
Dr m ad. W. W ó jtik Owady aut W a r n i a * Maiowiacfce I t i n 5
p4i. 12-1. i 3—4 W. 214-M
Drmad. H.Mefórki
Chir żylaki, he.
moroidy W a r s z a w a , K o s z y k o w a 49 g o d i . 9-11 i 4-7
, Dr mad.
5 . J W I Ą I E C K I W e n e ry n . - i k 4 r M
W a m a w a M a i a a i e c k a l l m S
ta l. 274-99
( łiln r r * Dr m ad. L I 0 6 U I 2 E W S I I Żylaki. i m M i . a ,a.
W a m a w a , l l a i i a i t i 2 a . 1. M . 153-11 pdr. 3-1
Dr. tan nutu i«ł t t m . n u r .
W t r l ■< w ł , S k o ru p k iI m . 4 M. I l l - ł ) p4i. 1 - i .
Ś w id e r z ła m a n y ,
wartościowy surow iec zmarnowany!
Przy pewnej uwadze można było tego
„nieszczęśliwego wypadku" uniknąć.
Ważniejsze są nieszczęśliwe wypadki, które nam przy łem mogą się zdarzyć.
N aw eł „małe skaleczenie" może ropieć, spowodować boleści, a leczenie jej zmarnować drogocenny czas. Dlatego łeż małe rany zabezpieczyć jednym
kaw ałkiem
T r a u m a P la s t
C a rl B lan k,
fabryka plastrów opatrunkowych
B o n n /R h .
K O M IS
S*
Ukraaala D l a i K t . la la f a a , Dy ar a .y K ry a ita ł,
«|dy
U . y
T a n io s p r z e d a j e m y
wszelkę g arde ro bę, lułra, lity srebrne, niebieskie p e leryn ki, błam y, pościel, b ie liz n ę , d y wany, kilim y, cho dniki, lin o leum , obrazy, w a lizk i, teczki, maszyny „S in g e r***, maszyny pisarskie, peletony w alizkow e, elektryczne, p łyty, nakrycia ste- lo w e, przedm ioty ze srebra, p la terow e, p orcelanę, szkło, kry
ształy, fotoaparaty, przedm ioty dom ow ego użytku. Duży w ybór okolicznościow ych praktycznych
upominków
„ C e n t r o k o m is "
Kraków, G r o d z k a 9
TCupu jem y srtule mi yołórukf i płueim y IHljuUJŹSKt <“#>«// rzz ubraniu, phueree lehtir d a m tk ie i titf- t/kie, kostiu m y, sti- l/irnki, d y m a n y , k i
lim y , biel font f/fl/fl- zzizy, poieielow ą ioto- b isią , m untyny do p iittn ia , liejrenia, Ncyeia onuc if in n la - jem y po eeaaeh n a - peatodf o k a zy jn y eh Sklep lltywanych Riociy Kraków, Krakawska 34
L . k a r r dentysta JANINA J tZ fW J M
W a m a w a N o a a g ro d ik a 51
I. p . fro n t t e l. 741-71 A k u t z a r k a
M. WÓJCIK
W a m a w a
Z io ła i m 1 lo t
J.EHBENKBEUTZ
i k l r . i w aa a ry c m a
W i r u . w . Nany-inul 12 a. tl
.BAZAK MEBLOWY*
W u i u w i H . G o f k a w łU ID lal. 317-43 N a |w l,- k u f składy t k a - iy |n y c k makii larndai Kapaa-lamiaaa
P O R T R E T K O L O R O W Y W R A M A C H
z każdej to lo g ra fii. — N adeślij zd jęcie, opis zmian, 10 zl, otrzymasz portret próbny pow ięk*
szenie-sepia) w rozm iarach: 24 > 30 cm —- 50 zt, 30 / 40 cm — 60 zl, 40 50 cm — 70 zl p o b ra
niem pocztowym w IB dni. Popiersia, cale p o stacie, portrety rodzinne, ślubne, d zie c ię c e , pa
m iątkow e. Z lęczenie kilku lo to g ra fij, żę- dane z m i a n y nie w p ły w a j* na cenę.—
7 w r o I lo lo g ra łii.
L E C H
J
W a rs za w a W i l c z a 71
giiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii^
10©<o©
S p ó łd z ie ln i
w Generalnym Gubernatorstwie stoi w służbie
zabezpieczenia
wyżywienia ludności
B Ó L E G t O W Y
DRAWANDER-SAKRAKĆW
DO NABYCIA W APTEKACH
NR-REJ-1460- CE NA ZA PROSZEK 3 0 GROSZY