• Nie Znaleziono Wyników

Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1938, R. 5, z. 4

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1938, R. 5, z. 4"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

Mie/iecz

KWIECIEŃ 1938

(2)

TREŚ< Z E S Z Y T U :

O d p s y c h o a n a l iz y d o p s y c h o s y n te z y — R. A s s a g i o l i ... 105

W ie lc y m y ś l ic i e le I n d y j w s p ó łc z e s n y c h — J a n H e r b e r t ... 108

P r z e w r o ty w p o g l ą d a c h n a w s z e c h ś w i a t — A d a m A b d a n k ...113

M ic h a ł N o s t r a d a m u s — K. C h o d k i e w i c z ... 119

O p i ę k n e j P r z e m i a n i e — T o m ir a Z o r i ...123

O s o b o w o ść a i n d y w i d u a l n o ś ć — J. D u n i n o w a ... 125

C h a r a k te r o lo g j a a s tr o lo g i c z n a — A d a m a r ...131

P r z e g l ą d b i b lj o g r a f ic z n y — M. W ...134

W a r u n k i p r e n u m e r a t y „ L o t o s u “ : r o c z n ie 10 zł (w U. S . A. 3 d o l a r y ) ; p ó łr o c z n ie 5.50; k w a r t a l n i e 3 z ł; z e s z y t p o j e d y n c z y 1 zł. K o n to P . K. O. 409.940 ( w a ż n e j e s t r ó w n ie ż d a w n e n a s z e k o n to 304.961).

A d r e s r e d a k c j i : J . K . H a d y n a , W is ł a , Ś l. C iesz. S. P . 22.

W s z y s t k ie w y d a w n ic t w a „ L o to s u “ n a b y w a ć m o ż n a :

w K r a k o w i e : F - a T e o d o r T o m a s z k ie w ic z , u l. F l o r j a ń s k a 30 ( w e jś c ie w s ie n i), te l e f o n 118-35, l u b w K s i ę g a r n i S. A. K r z y ż a n o w s k i. R y n e k G ł. 36;

w e L w o w i e : K s i ę g a r n i a „M ól K s ią ż k o w y " , u l . B a to re g o 18;

w W a r s z a w i e : K s i ę g a r n i a S r o c z y ń s k i i H o f m a n , u l. M a r s z a łk o w s k a 91;

w W i l n i e : K s i ę g a r n i a G e b e t h n e r i W o lf , u l. M ic k ie w ic z a 16 a .

K o m u n ik a ty r e d a k c j i

Z a u w a ż o n e b łę d y d r u k a r s k i e w p o p r z e d n i m n r z e „ L o to s u " : W ie r s z 13 o d g ó r y n a s t r . 78 n a le ż y s k r e ś lić . W ie r s z 6 o d d o łu , s t r . 82 z a m i a s t : k t ó r y , m a b y ć : k tó rz y . S tr. 87, w i e r s z 5 o d g ó r y — z a m i a s t d a w n y c h , m a b y ć : d a n y c h . S t r . 101, w . 27 o d g ó r y — z a m i a s t p o d a n e j, w in n o b y ć : p o d a tn e j . S t r . 104, w i e r s z 21 o d g ó r y — z a m i a s t 500 m il jo n ó w , w i n n o b y ć : 500 m il ja r d ó w .

Z b r a k u m ie j s c a o d ło ż y liś m y d o n a s t. n r u c ią g d a ls z y a r t y k u ł ó w o „ a s tr o - lo g ji e z o te r y c z n e j" i „ h ig j e n ie u m y s ł u “ .

Z a o fe r o w a n o :

K U R S A ST R O L O G JI N O W O C Z E SN E J (o d b ito j a k o m a n u s k r y p t )

s t r o n 200, f o r m a t 21 X 35 c m , c e n a 20 z ł. Do n a b y c ia w A d m in . „ L o to s u " . B liż s z e s z c z e g ó ły z o b a c z n a s tr o n i c y 131 w a r t y k u l e p . t. „ C h a r a k t e r o l o g j a a s tr o lo g ic z n a " .

N a d e s ła n e b ro szu ry .

L u c ja n M a r j a n F r e y ta g : „ Id e a P o ls k i j a k o w y t y c z n a trz e c ie j e p o k i d z ie jó w l u d z ­ k i c h 1'. W a r s z a w a 1938. G e b e t h n e r i W o lf. C e n a 1,50 zł.

L u c ja n M a r ja n F r e y ta g : „ W o b r o n ie s a m o i s tn e g o p o z n a n i a ż y c ia " . P r z y c z y n k i do k o n s o li d a c ji s ił p r z y r o d z o n y c h j e d n o s t k i i n a r o d u . W a r s z a w a 1937.

G e b e t h n e r i W o lf. C e n a 2 zł.

(3)

S S I J | fl " II I O S // K? m '

M iesięcznik p o św ięco n y ro z w o jo w i i k u ltu rz e życia w e w n ę trzn e g o , o ra z w a rto ścio m tw ó rc z y m p o lsk ie j m yśli tra n s c e n d e n tn e j.

S Y N T E Z A W I E D Z Y E Z O T E R Y C Z N E J

O r g a n T o w . P a r a p s y c h i c z n e g o im . J u l j a n a O c h o r o w ic z a w e L w o w ie

_____________ R e d a g u j e J . K. H a d y n a , W is l a , Ś l ą s k C ie s z y ń s k i.

„P orw ać ogień strze żo n y, za n ie ść w o jczy ste strony to c e l. .

St. Wyspiański

Od psychoanalizy do psychosyntezy

A u t o r y z o w a n y p r z e k ł a d z ję z y k a w ło s k ie g o d l a „ L o to s u 1- T o m ir y Z o ri.

O bserw ując n ajp lastyczniej w y stęp u jące cechy cyw ilizacji w spółczesnej, zdum ieni jesteśm y jej krańcow ą ek straw e rsją , jej pragnieniem poznania i opa­

now ania sił n a tu ry w celu zadow olenia jej nieustannie zw iększających się p o trzeb i żądań. Stanow i to bezw zględnie dom inujący ry s naszeg o wieku, nie je d y n y atoli, ja k w y kazują głębsze stud ja.

W ciągu ostatn ich lat 40-tu c zy 50-ciu pew na gru p a badaczy, bardzo szczu­

p ła zrazu, nieustannie jednak w z ra sta ją c a, zw róciła całą uw agę na poznanie i w yjaśnienie zjaw isk i tajem nic ludzkiej „psy ch e“.

W yniki najdonioślejsze zo sta ły osiągnięte nie p rzez psychologję oficjalną, lecz p rzez b ad aczy niezależnych, p rzez lek arzy , stu d iu jący ch naglące nie­

dom agania sw ych p acjentów i p o siad ający ch jasn e dow ody, iż pew ne zjaw iska psychologiczne by w ają zasilane p rzez schorzenie organizm u.

Pierw szy m uczonym , k tó ry poczynił sam orzutne odk ry cia na tern polu, by ł Pierre Janet. P o c z y n ając od zjaw isk a „autom atyzm u psychologicznego“

D r R o b e r to A s s a g io li u r o d z i ł s ię w W e n e c ji. D y p lo m d o k t o r a o t r z y m a ł n a u n i w e r s y t e c i e w e F l o r e n c j i, j a k o s p e c j a ln o ś ć o b i e r a j ą c n e u r o l o g j ę i p s y c h ia t r i ę , p r a c u j ą c je d n o c z e ś n ie w d z ie d z in ie f ilo z o fji i p s y c h o lo g ii.

W r. 1905 b y ł c z y n n y m c z ło n k i e m g r u p y m ło d y c h l it e r a t ó w , filo z o fó w i a r t y s tó w , w y d a j ą c y c h p r z e z d ł u ż s z y c z a s s z e r o k o z n a n e w I t a l j i c z a s o p is m o

„ L e o n a r d o“ , r e d a g o w a n e p r z e z s ła w n e g o a u t o r a i m y ś l ic i e la w ło s k ie g o G i o v a n n i P a p i n i, o r a z G iu s e p p e P r e z z o lin i, p r o f . U n i w e r s y t e t u w K o- l u m b j i (S t. Z je d .).

P r z e z p e w i e n o k r e s c z a s u b y ł d y r e k t o r e m w i e lk i e j „ B ib lio te k i F ilo z o f ic z n e j“

w e F l o r e n c j i; o d r . 1912 d o 1915 w y d a w a ł p i s m o n a u k o w e „ P s y c h e ', w te r n s a ­ m e m m ie ś c ie .

W r. 1928 z a k ł a d a I n s t y t u t K u l t u r y i T e r a p j i P s y c h i c z n e j w R z y m ie , w y k ł a d a j ą c j e d n o c z e ś n ie n a u n i w e r s y t e c i e r z y m s k i m i f lo r e n c k im . Prof. R. A ssagioli

D y r e k to r I n s ty tu tu K u ltu r y ł T e r a p ji P s y c h ic z n e j w R z y m ie .

105

(4)

o d k ry ł on, że istnieje cały sze re g czynności um ysłow ych, zach o d zący ch nie­

zależnie od świadom ości p acjen ta; że istnieją jak g d y b y osobowości w tórne, m ieszczące się poza, lub przejaw iające się cyklicznie w osobowości p o d sta ­ wowej.

W k ró tce po o dkryciach Janet*a w iedeński dok tó r Z ygm unt F reu d zapo­

czątkow ał kam panję bad ań p sy ch o an ality czn y ch . P odstaw ow ym elem entem dośw iadczeń F reu d a b y ła pew na m etoda psych o terap eu ty k i, m ianow icie m e­

to d a B re u er‘a, k tó rej treścią było budzenie w św iadom ości pacjen ta zapom ­ nianych w strząsów , lub w rażeń, pow odujących rozm aite sym ptom y, o ra z w y­

zw alająca zapom ocą odpow iedniego czynnika różne, zw iązane z tern, uczucia.

W ten sposób Freud po trafił dowieść, iż w iele zab u rzeń nerw ow ych w ypływ a z impulsów, uczuć i w zruszeń, zam y k an y ch w podśw iadom ości i z atrz y m an y c h w niej p rzez rozm aite n a k az y i re stry k c je .

Krok n a stę p n y do rozw oju p sy ch o an alizy uczyniony zo stał w szereg u prac, w ydanych p rzez F reu d a m iędzy rokiem 1898 a 1905; w y jaśn ia on tam wiele czynności n aszeg o ży cia norm alnego, jak o to : sny, rodzaj żartó w , fob je, ro z­

targnienie, błędy w mowie i zachow aniu i t. d. za pom ocą teg o sam ego m echa­

nizm u psychologicznego, w yw ołującego sy m p to m y patologiczne.

Freud kładzie duży nacisk na w alkę, zach o d zącą m iędzy skłonnościam i, im pulsam i, insty n k tam i i pragnieniam i z jednej stro n y , a lękiem , nakazam i i represjam i — z drugiej. T ak n ap rzy k ład , chwilowe zapom nienie, dobrze

J a k o ś w i e tn y w y k ł a d o w c a , j e s t c z ę s to z a p r a s z a n y d o A m e r y k i, A m glji, S z w a j­

c a r j i i F r a n c j i .

O to, co p is z e o n i m u c z o n y a m e r y k a ń s k i , F r a n e k A. Y a n d e r li p w k s ią ż c e s w e j „ C o c z e k a E u r o p ę ? “ ( „ W h a t n e x i n E u r o p e ? “ ), s t r . 152—153:

„ S p o t k a ł e m w e F l o r e n c j i c z ło w ie k a , o k t ó r y m , p o k i l k u d n i a c h z n a jo m o ś c i, m y ś l e ć m u s z ę , j a k o o n o w o c z e s n y m F r a n c i s z k u z A s s y ż u . N i e m a w n i m n i c z z e w n ę tr z n e g o z a n i e d b a n i a ś w ię to b liw e g o m n ic h a , a l e c h a r a k t e r y z u j e go t e n s a m d u c h , k t ó r y o ż y w i a ł n ie g d y ś ś w ię te g o F r a n c i s z k a . W y d a je m i s ię , ż e w ty m c z ło w ie k u g o r e je c z y s ty p ł o m i e ń u m ił o w a n i a s p r a w ie d l iw o ś c i i l u d z i. I m i ę je g o — R o b e r to A s s a g io li. R o z m o w a z n i m n a z a l a n y m p o ś w i a t ą k s ię ż y c o w ą b a lk o n i e , w z n o s z ą c y m s ię n a d A r n o , b y ł a w y d a r z e n ie m , k t ó r e n a jg ł ę b ie j z o s ta ­ n i e m i w p a m i ę c i z c a łe j e u r o p e j s k ie j p o d r ó ż y . R o z m o w a t a b y ł a n a j z u p e ł n i e j ­ s z y m k o n t r a s t e m do g o r z k i c h k o m e n t a r z y n a d w a r u n k a m i o b e c n e g o ż y c ia , s ł y s z a n y c h o d w ie lu o s ó b w r o z m a it y c h k r a j a c h .

T e n c z ło w ie k w ł a ś n ie p o s i a d a s p o k o jn e i p o g o d n e z r o z u m ie n i e p r z y c z y n z a m ie s z e k ś w i a to w y c h i m ą d r ą o c e n ę d r ó g . k u k t ó r y m w ie d z ie ś w i a t m a t e r j a li z m .

W s ło w a c h je g o b y ło w ie le r a d o s n e j n a d z ie i, że i n n e s z la k i s ą m o ż liw e , j e ś li ty lk o ś w i a t z e c h c e je o b r a ć . I j e ś l i s ię n ie m y lę , w c z ło w ie k u t y m j e s t p e w ie n r o d z a j te j l u d z k i e j d o b ro c i, k t ó r a z n a m i o n o w a ł a w s z y s tk i c h tw ó r c ó w w i e lk i c h r u c h ó w k u o d r o d z e n i u m o r a l n o ś c i .“

Z d r e m A s s a g io li p r a c o w a ł a m p r z e z d ł u ż s z y c z a s w d z ie d z i n ie p s y c h o lo g ji i f ilo z o fji w s c h o d n ie j. C e c h u je g o , p o z a o l b r z y m ią w p r o s t w i e d z ą i e r u d y c j ą , g ł ę b o k a d o b ro ć , k o le ź e ń s k o ś ć i l o ja ln o ś ć .

P o R u d o lf ie S t e in e r z e , j e s t to d r u g i o k u l t y s t a , k t ó r y z k a t e d r u n i w e r s y ­ t e c k i c h m ó w i o p r a w d a c h o d w ie c z n y c h e z o te r y z m u , u s i ł u j ą c n i e t y l k o u c z y ć , a le i w y c h o w y w a ć m ło d z ie ż i t a l s k ą n a l u d z i w a r to ś c i o w y c h i d o b r y c h , u ś w i a d a m i a ­ ją c y c h s o b ie i s t n ie n i e k o m p le k s u d u c h a i d u s z y w p s y c h ic e lu d z k i e j. C z y ta ją c je g o w y k ł a d y z z a k r e s u p s y c h o lo g ji n a u n i w e r s y t e c i e w R z y m ie l u b F l o r e n c j i, m a s ię w r a ż e n ie , że s ą to p ie r w s z e l e k c j e Y o g i, d o s to s o w a n e j d o i n t e l e k t u z a c h o d n ie g o , i w e f r a z e o lo g ji n o w o c z e s n e j n a u k i . S ą d z ę , ż e „ K u r s P r a k t y c z n y R o z w o ju W o li “, w y d a n y p r z e z u n i w e r s y t e t r z y m s k i, b y łb y c e n n ą w s k a z ó w k ą d l a w i e lu e z o te r y k ó w p o ls k ic h , j a k r ó w n ie ż „ K u r s p r a k t y c z n y Y o g i n o w o c z e s n e j“,

w y d a n y w r o k u u b i e g ł y m w A m e ry c e . T o m ir a Z o ri.

106

(5)

skądinąd znanych, słów lub faktów , pow staje, w edle Freuda, z pow odu pewnej łączności, zachodzącej m iedzy zapom nianem słowem , a p rz y krem w rażeniem , lub niem iłem p rzeżyciem . Jak o dowód p o daje zab aw n y p rzy k ład . Oto pew nego dnia nie m ögt sobie w żaden sposób przypom nieć n azw y znanej na Rivierze Italskiej m iejscow ości „N ervi“. I rzeczyw iście, pisze, nerw y (po w łosku „n er­

vi“) są dla m nie p rz y c zy n ą w ielu niepokojów “ ---

W toku sw ych badań, stw ierd ził Freud, że w wielu w ypadkach, łączność m iędzy p rz y c zy n ą i skutkiem , m iędzy im pulsem i przejaw em nie zaw sze byw a bezpośrednią i jasną, że często je st u k ry tą, zam askow aną, s y m b o l i c z n ą . Skłoniło g o to do sform ułow ania całego szereg u hipotez i sym bolicznych in ter- p re ta c y j, stan o w iący ch n ajb ard ziej sp o rn y punkt jego system u. Podobnie sporną i w yw ołującą żyw e d y sk u sje je st p rzew aga, n ad aw an a p rzezeń sp ra ­ wom płci, w jej ro zm aitych m askach i przem ianach. Z drugiej z aś stro n y , po­

śró d jego te o ry j, n ajłatw iejszą do p rzy jęcia i n aju ży teczn iejszą je st teza o głę­

bokim w pływ ie w rażeń la t dziecięcych, zw łaszcza uczuciow ego p rzy w iązan ia dzieci do rodziców , n a k ształtow anie późniejszego ży cia i w y tw arzan ie zabu­

rzeń nerw ow ych; o ra z studium nad „zaham ow aniem “, czyli stłum ieniem ro z­

woju na tej c zy innej płaszczyźnie ży cia psychicznego, i w y n ik ający ch z całą n atarczy w o ścią reak cy j o c h arak terze dziecinnym ; n astępnie — badania nad

„obrazam i" opanow ującym i podśw iadom ość, tem i istotnem i „zjaw am i“, drę- czącem i i niepokojącem i n a sz ą osobowość.

Dużą w arto ść po siad ają rów nież jego stu d ja nad przem ianą i stłum ieniem w zruszeń o ra z instynktów . N ależy więc ty lk o żałow ać, że te p rzy czy n k i do poznania człow ieka są ta k jednostronne i pogm atw ane w d o ktrynie p sycho­

a n alizy ; jej stro n a p ra k ty c z n a k ry je w sobie w iele niebezpieczeństw , jeśli w eźm iem y pod uw agę pew ne pojęcia błędne i często szkodliwe, całkow ite nie­

zrozum ienie i przekreślenie aspektów duchow ych psychiki, podkreślanie ja s k r a ­ we niższych cech n a tu ry ludzkiej, w raz z ułatw ianiem przejaw ów , tłum ionych dotąd niższych in sty n k tó w i nam iętności; nie mówię już w cale o ty ch n a d u ży ­ ciach, k tó re czyniły osoby niekom petentne i o niskiej kulturze m oralnej, posłu­

g u jąc się m etodam i b ad ań p sy ch o an ality czn y ch .

Dwa inne ruchy podobne oddzieliły się, co je st z re sz tą faktem ogólnie znanym , od trzo n u p sy ch o an alizy Freuda. Jeden — to „P sy ch o lo g ia Indyw i­

d u alna“ d ra A lfreda A dlera z W iednia, podkreślającego w pływ w o l i ; drugi

— zo stał zap o czątk o w an y p rzez d ra C. G. Ju n g a w Zurychu. D r Ju n g studio­

w ał specjalnie niższe pokłady podświadom ości, odnajdując w niej elem enty, o b razy i sym bole o c h arak terze zbiorow ym i dziedzicznym . W niósł rów nież dużo o ry g inalnego i w artościow ego m a te ria łu do dziedziny k lasy fik acji i opisu typów psychologicznych.

W przeciw ieństw ie do Freuda, Ju n g uznaje całą doniosłość faz k o n stru k ­ cy jnych w u zdraw ianiu psychologicznem o raz istnienie Ja transcendentalnego, jako łącznika m ięd zy osobowością i złożam i podświadom ości, jakkolw iek nie uw aża je z a rzeczy w isto ść realną, a raczej, w sposób dość m ętny, za funkcję tran scendentalną.

O prócz ty c h głów nych kierunków b ad ań n ależy w ym ienić inne, niezależne, lecz dopełniające się i w zbogacające naw zajem . Jed n y m z nich je st psycho- biologja, któ ra, zaw d zięczając studiom Ad. W ag n era, H. D riesch 'a, W . M acken­

zie, o raz innych, dowiodła istnienia niezaprzeczalnego elem entu psychologicz­

nego we w szy stk ich form ach życia, n aw et najb ard ziej pierw otnych.

(6)

R uch inny jeszcze, zn an y pod nazw ą „Szkót w N ancy (Liebault, B ernheim , Coue), k tó ry rozw inął w ybitną ścisłość naukow ą dzięki d r Boudoin, w skazał na doniosły w pływ sugestii na um ysł i ciało, o d k ry w ając jednocześnie m etody jej dośw iadczalnego u życia w celach leczniczych i w ychow aw czych.

T w órcą trzeciego był Fr. M yers, b a d ając y nadnorm alne zjaw isk a p sy - chicznne, zjaw isk a natchnienia i genjalności.

C zw a rta linja bad ań sięga od W illiam a Jam e s'a — do Evelyn U nderhill, stu d iu jąc p rz e ja w y dośw iadczeń religijnych o ra z sta n y m istyczne.

Kierunek p ią ty uw aża za cel zw rócenie uw agi na pom ost, istn iejący m ię­

d zy duszą i duchem, akcen tu jąc tw ó rczą potęgę p rz e ży ć duchow ych i stanów w ew nętrznych. B ada drogi i sposoby uszlachetnienia osobowości ludzkiej i usi­

łuje dokonać sy n tez y m iędzy m ądrością W schodu i Zachodu. Zapoczątkow ał go hrabia H erm ann von K eyserling, zak ład ając sw ą „Szkolę M ądrości“

w D arm stacie, o ra z jego w spółpracow nicy: — D r Erw in R ousselle,

C. G. Schm itz, o ra z inni. C. d. n.

[ati Herbert (P a ryż)

A u to ryzo w a n y p r z e k ła d H . W itk o w sk ie j

W ielcy myśliciele Indyj współczesnych

i i i.

P isa rz fran c u sk i M a u rycy M agre1) p o d a je n a stę p u ją c y opis o g n isk a życia duchow ego, po d k iero w n ictw em S h ri A u ro b in d a:

„ W asz ra m ie sk u p ili się n a jm ą d rz e js i ludzie, ja k ic h kied y k o lw iek z n a ­ łem . Z a m ie szk u ją o n i b ia łe dom y, jak o b y m a lo w a n e p ły n n e m św iatłem księżyca. Z ew n ętrzn ie n ic n ie z ap o w iad a, że dusze p o siad ły tu niezam ąco n y spokój. G w iazd a p a ste rs k a n ie błyszczy n a d ich dom ostw em , k ró lo w ie- m ag o w ie n ie z n a ją d o ń drogi. L u d z ie ci o d zian i są w b ia łe b a w ełn ian e szaty i w łosy ich o p a d a ją sw obodnie n a plecy. P o s ta w a ic h je s t p ro sta , ja k w o d o ­ try sk , k tó ry sp ad a z góry, ja k p ło m ień w n ie ru c h o m e m p ow ietrzu, ja k m y śl

m iłu ją c a p raw d ę. Chodzą oni m ięd zy n isk im i p ło ta m i s ta ra n n ie u p ra w ia n y c h ogrodów , m ó w ią o rzeczach p ięk n y ch , o życiu duch o w em . T o s ą ludzie d o sk o n ali.“

Ja k ą ż je st w iedza, co p rzy ciąg a i sk u p ia do k o ła M istrza setk i m ężczyzn i kobiet, n ie ra z p ierw szo rzęd n ej m ia ry , k tó rz y n a stałe o s ie d la ją się w a sz ra ­ m ie, lu b setki in n y c h ta m n ie m ieszk ający ch , k tó rz y je d n a k u w a ż a ją S h ri A u ro b in d a za swego p rz e w o d n ik a i n auczyciela?

Różne d zied zin y w iedzy te j, teo rety czn ej i p ra k ty c z n ej, z aw a rte są w jeg o książk ach , p isa n y c h p rzew ażn ie po an g ielsk u . S h ri A u ro b in d o cze r­

p a ł w iedzę i n a tc h n ie n ie z aró w n o ze sk arb ó w k u ltu ry zac h o d n ie j, ja k z p r a ­ s ta re j m ą d ro ści sw ojego n a ro d u ; jeg o sy stem filozoficzny je s t też szeroką

ł) M a u r y c y M a g re : „ W p o s z u k i w a n i u m ą d r o ś c i.“ (A l a p o u r s u i t e d e l a s a g e s s e .) P a r y ż 1936, F a s q u e ll e , s t r . 99.

(7)

sy n tezą w szystkiego, co z d o b y ła ludzkość n a obydw óch drogach — a m oże jeszcze je s t czem ś n adto?

N a jw ażn iejsze d la ń s ą sp ra w y duchow e, z w ra ca ją ce człow ieka do jego p raźró d ła, do boskości. W in n y one górow ać n a d wszystkiem u Św iat fizyczny i um ysłow y, w ola, u czucie, m oralność, z całą ich p rzeb o g atą sk alą p rzejaw ó w , odcieni i sto su n k ó w d ru g o rzę d n ą ty lk o o d g ry w a ją rolę, d o starcz a ją środków i n a rz ęd z i do duchow ego rozw oju. N arzęd zia te je d n a k m a ją n iep o śled n ią w artość, obejść się bez n ic h n ie p o d o b n a — n ie n ależy ich lekcew ażyć, ow szem , d b ać o n ie i pielęgnow ać s taran n ie.

N a d ro d ze k u u rzeczy w istn ien iu p o żąd an em je s t całk o w ite o d d a n ie się Bogu, pośw ięcenie Mu w szy stk ich m y śli sw oich, u czuć i p ra g n ie ń , k ażd ej ch w ili d n ia i nocy, do czego p o m a g a ścisła, o b e jm u ją c a k a ż d y szczegół życia d y scy p lin a, ja k ą n a rz u c a sw oim uczniom .

„N iech szczerość w asza i o d d a n ie b ę d ą z u p ełn e — pisze A u ro b in d o — bez ja k ic h k o lw iek o g ran iczeń , a n i zastrzeżeń — n iech c ała isto ta w asza niep o d zieln ie po g rąży się w boskości.

Stan o w isk o ta k ie u w a ża n e je st w In d ia c h ja k o K arm a-Y o g a, czyli p ra c a b ezinteresow na. J e d n a to ze zn an y c h o d d a w n a dróg, w iodących do u rz e ­ czy w istn ien ia. S h ri A u robindo w niósł d o ń ścisłe, n a u k o w e m etody, ko n iecz­

ność w ielk ich w ysiłków , które p e w n ie i p ro sto p ro w a d z ą do celu.

W ed le d u ch o w y ch m istrzó w szkół k lasy czn y ch w In d iach , d ro g a d u ch o ­ wego ro zw o ju w y m ag a w yłączności — w m ia rę p o su w a n ia się nap rzó d , od d a la m y się od m a te rja ln y c h dziedzin życia, z a tra c a m y z niem i w szelki zw iązek. Ł ączy się z tern d o b row olne ubóstw o, u m iło w an ie sam otności, obo­

jętn o ść n a d o b ra i p o w a b y ś w ia ta zew nętrznego. S h ri A uro b in d o z a jm u je tu in n e stanow isko. Zdobycze w sferze d u ch o w ej w in n y , w edle niego, znaleźć o d d źw ięk w sferze m a te rja ln e j, o d d ziały w ać n a ciało fizyczne, n a wolę, in telig en cję, n a c ałą osobowość człow ieka. N ie m o żn a poprzestać n a sam em w znoszeniu się do B óstw a, n ależy B óstw em przepoić, p r z e p r o m i e n i ć całą n a sz ą istotę: ciało, m y śli i p o ry w y serca, aż do n a jg łę b sz y c h podłoży podśw iadom ości. C iało n ie je s t w ięzieniem , z którego trz e b a się m ożliw ie n a jsz y b c ie j w yzw olić; je s t je d n y m z asp ek tó w stw o rzen ia, asp ek tem n ie z b ęd ­ nym , g o d n y m u w ag i i s ta ra n ia . M ater ja , ja k k o lw ie k często o p o rn a i sam o ­ lu b n a, to je d n a k tak że p rz e ja w B óstw a w e w szy stk ich sw oich postaciach.

I tu w ła śn ie je s t ów pom ost rz u c o n y p rzez S h ri A u ro b in d a m ięd zy W schodem a Z achodem . Z b liża się tu do re lig ijn y c h i etycznych po g ląd ó w c h rz eśc ija ń stw a , k tó re poza p ew n y m i w y ją tk a m i, rad eb y zostaw ić człow ieka w jego św iato w em śro d o w isk u i przepoić boskością w szy stk ie d zied zin y życia m ate rja ln e g o . O siągnąć m oże cele te ła tw ie j od n as, bo In d je ro z p o rz ą d za ją w ielu śro d k a m i te c h n ik i m etafizy czn ej, psychologicznej i psychagogicznej, k tóre d o tą d m ało s ą z n an e i ro zpow szechnione n a Zachodzie.

Może n a s E u ro p ejczy k ó w dziw ić, że sły n n y , p o p u la rn y w ódz w ielkiego stro n n ic tw a , po w ielu la ta c h sp ęd zo n y ch w w irze w a lk p o litycznych, m ógł ta k b ez w y ra ź n ej zew n ę trz n e j przy czy n y , dobrow olnie w stąp ić n a drogę d o sk o n alen ia duchow ego i stać się w te j także dzied zin ie je d n y m z w y ­ b itn y c h k iero w n ik ó w sw ojego n a ro d u ? Do p odobnej ew o lu cji n ie jesteśm y n a Z ach o d zie p rzy zw y czajen i — a le w In d ja c h je s t to zw ykłe zjaw isko.

T ylko człow iek o in te n sy w n e m życiu duchow em , k tórego u szla c h e tn iając y w p ły w p ro m ie n iu je n a środow isko, m oże ta m b yć w odzem politycznym ,

(8)

w zbudzić u z n a n ie i p o słuch. P o tężn a, n a cały ś w ia t s ły n n a siła, ja k ą rozpo­

rz ą d za n a jw ię k sz y w spółczesny w ódz p olityczny M a hatm a G andhi,

m a sw e źródło w jego m o ra ln y c h w arto ściach , w czystości jego życia, u czci­

wości p o stępow ania. O n także p rzez czas p ew ien b y ł k ie ro w n ik ie m aszram u , zw anego „poszukiw aczem p ra w d y “ . N ie z ajm o w an o się tam sp o rn em i z ag a d ­ n ie n ia m i p o lity k i bieżącej, dążo n o do p o z n an ia p ra w d w iecznych, z k tó ry ch p ły n ące św iatło ro z ja śn iało życie, w szy stk ie jeg o sp ra w y i dziedziny, a więc i dziedzinę polityczną.

G andhi, p rzez czas ja k iś poch ło n ięty p o p ie ra n ie m p rz e m y słu ręk o d ziel­

niczego w sw o jej ojczyźnie, ż ą d a od zw o len n ik ó w sw y ch i w sp ó łp raco w n i­

ków, b y codziennie d w a razy p o w ta rz ali n a stę p u ją c e przy rzeczen ia:

„ P o tęp iam y w szelki g w a łt; zaw sze będ ziem y m ów ić p ra w d ę ; sza ­ n o w ać cu d zą w łasn o ść; zach o w y w ać czystość i dzielność; praco w ać fizycznie; n ie p rz y w ią zy w a ć w ag i do d óbr m a te rja ln y c h a n i p rz y je m ­ ności sm ak u ; je d n a k o szan o w ać w szy stk ie re lig je ; służyć b liź n im w d u c h u pow szechnego b ra te rs tw a “ .

I n ie s ą to tylko słow a. G an d h i w y m a g a ścisłego sto so w a n ia się do n ic h w życiu i p o stęp o w an iu , k reśli od n o śn e ra d y i w skazów ki w „ listac h “ , p is a ­ n y c h podczas p o b y tu w w ięzieniu.

P rzy to czo n y p o n iżej u ry w e k z b ro szu ry , o p ra c o w an e j p rzez uczniów S h ri A u ro b in d a 1) stw ierdza] że w b rew rozp o w szech n io n y m m n iem an io m , w ied za p o d a w a n a p rzez m istrz ó w h in d u s k ic h n ie je st w y łączn ie a b s tr a k ­ c y jn ą a n i in te le k tu a ln ą , że b rz m ią w n ie j także ciepłe, serdeczne n u ty m iło ­ sierd zia i w spółczucia:

„W y w szyscy, co jesteście znużeni, w y czerp an i, d o tk n ięci głęboko, co u p a d ac ie po d b rz e m ie n iem ciężkiego życia, p o słu ch a jc ie głosu p rz y ja c iela : od czu w a on i p o d ziela w asz sm u tek , cierp i podobnie, ja k w y cierp icie nędze, zw iązan e z ziem ią; w ie, czem je s t głód, p ra g n ie n ie , opuszczenie i sam otność, czem oschłość i zaw o d y serca d o tkliw sze od in n y c h ; przeży w ał p ełn e grozy go d zin y zw ątp ień , błędów , w in i upadków ... A je d n a k śm iem m ów ić: odw agi!

Uczcie się, ja k znosić życie z w ielk iej k sięg i p rzy ro d y , czerpcie o tu ch ę z p ro ­ m ie n i co d zien n ie w schodzącego słońca... n io są o ne pociechę i nad zieję.

W y, co płaczecie, m ęczycie się i obaw iacie, n ie w idząc k re su w aszej n ie ­ doli — patrzcie. N iem a nocy bez zorzy p o ra n n e j, a cienie m ro k u z w ia s tu ją ju ż ry c h łe p o ja w ie n ie się ju trz e n k i: N iem a dość gęstej m gły, k tó re jb y n ie prześw ietliło słońce, dość ciem n y ch w id nokręgów , k tó ry c h b y n ie zdołało ozłocić — n ie m a łez, k tórych n ie osuszy; b u rzy , p o k tó re j n ie ro zb ły śn ie w triu m fa ln e j tęczy; śniegu, którego n ie stopi, zim y, k tó re j n ie przetw o rzy w p ro m ie n ie ją c ą w iosnę.

A i d la w as n fem a nieszczęścia, coby n ie m iało w sobie z ad a tk ó w n ad ziei;

n ie m a p rz y g n ęb ien ia, któ reg o b y n ie m o ż n a p rz e m ie n ić w rad o ść; k lęsk i w zw ycięstw o; u p a d k u w e w zloty w ysokie; sam o tn o ści w ognisko życia;

ro zdźw ięków w h a rm o n ję . N iem a słabości, k tó ra b y się n ie d a ła p rzetw orzyć w siłę. Często ro z te rk i w y d o b y w ają z serc lu d z k ic h uczucia, do ja k ic h są

*) T y t u ł b r o s z u r y „ N a j w a ż n ie j s z e o d k r y c i a “, p s e u d o n im a u t o r a „ M a t k a “.

110

(9)

n ieśw iad o m ie zdolne. Często n ajg łęb sze o b ja w ie n ie zstęp u je n a n a s w c h w i­

lach b e zd en n ej niem ocy i zw ątp ien ia.

P o słu c h aj, dziecko drogie, ta k d z isiaj sm u tn e i p rzygnębione, up o k o ­ rzone i nędzne. Może n ig d y w y ży n y n ie b y ły ta k b liskie ciebie? N iedaleko do szczytów tem u , co p rzeb y w a w przepaściach! Im głęb szą je st p rzepaść, tern w yższy szczyt m oże się objaw ić!

Czy n ie w iesz, że n a jc u d o w n iejsz e siły d u chow e p rz e ja w ia ją się n ieraz w m a te rja ln e j p o staci; że m iłość c zy sta k ry je w sobie ciem ne, b ru ta ln e moce;

że cienie p rz e sła n ia ją św iatło!

Jeżeli los lu b w ła sn e w in y strą ciły cię w o tc h ła ń c ie rp ie n ia — n ie w y ­ rzek aj a n i niep o k ó j się, bo tam w ła śn ie d oznać m ożesz b o skiej dobroci i b łogosław ieństw a. Przeszedłeś o czyszczające d zied zin y b ó lu i z ary so w u ją się p rzed tobą w zloty zaszczytne.

Jeżeli jesteś n a p u sty n i, w słu ch u j się w głosy ciszy. N iejed n o k ro tn ie rad o w a ły cię piękne, m iłe słow a i o klaski, p ły n ące z zew n ątrz — ale głosy ciszy u k o ją tw o ją duszę, o b u d zą w n ie j ech a n ieskończonych głębin, dźw ięki boskich h a rm o n ij!

Noc do k o ła ciebie. Z b ieraj bezcenne sk arb y nocy. W b la sk u słońca ro z ja śn ia ją się drogi intelig en cji, a le w c ien iu n o cy o d n a jd u je się u k ry te ścieżki doskonałości, ta je m n ic e sk arb ó w duchow ych!

Idziesz dro g ą w yrzeczenia... p ro w a d z i o n a do p e łn i życia. Skoro nic już n ie będziesz p o siad ał, w szystko d an e ci będzie. N a tu ry p ra w e i szczere o p a n o w u ją zło i p rz e tw a rz a ją je w dobro.

Z iarn o rzucone w ziem ię rodzi z ia rn tysiąc. D o tknięcie bolesne m oże być bodźcem w io d ący m k u sław ie.

K iedy p rz e ciw n ik p astw i się n a d człow iekiem , to częstokroć z am iast zniszczyć, pod n o si go i w y dobyw a u ta jo n e w eń w artości.

W słu c h u j się w dzieje św iató w — n iep rzy jaciel z d a je się zw yciężać, rzu ca w m ro czn e o tc h ła n ie tw o ry św ietln e i noc ro zp ro m ien ia się gw iazdam i.

W alczyć u s iłu je z p ra w a m i kosm osu, m ąci jego h a rm o n ię , dzieli i rozprasza n a p y ł b ry ły św iata, a oto z kosm icznego p y łu n ow e b ry ły p o w sta ją w n ie ­ skończonej p rzestrzen i, now e w iry dookoła ro z p a la jąc y c h się ognisk...

Z rozdziału, z ro zp ro szen ia rodzi się n o w a en erg ja , p ow iększa, rośnie, ro z ­ szerzając w id n o k ręg i w szechśw iata, k tó ry p ra g n ę ła b y ła zam ącić i unicestw ić.

N iezaprzeczenie p ię k n y m b y ł śpiew p ie rw o tn y c h m gław ic, k o ły san y ch n a łonie nieskończoności — a le o ile p ię k n ie jsz ą i w sp a n ia lszą je st sy m fo n ia uk ła d ó w gw iezdnych, m u z y k a sfer niebieskich, potężne ch ó ry ro zb rzm ie­

w a jące h y m n e m zw y cięstw a i triu m fu .

S łu c h a j jeszcze: n ie było cięższego położenia, ja k położenie człow ieka n a ziem i, bezp o śred n io po o d e rw a n iu się od boskich źródeł, z k tó ry ch p o ­ chodzi. N ad n im i do k o ła niego p iętrzy ły się ciem ne, w rogie, c zy h ające n a ń siły. N ie m ogąc w znieść się i w rócić do źró d eł by tu sw ojego, człow iek źródła te w ydobył ze siebie; n ie ośw iecany z góry, ro z p a lił św iatło w głębiach sw ej w łasn ej isto ty ; odcięty od o g n isk a b o sk iej m iłości, d a rz y ł o fiarn em uczuciem ziem skie istoty, n a p o ty k a n e n a d ro d ze życia.

W k a żd y m ato m ie m a ter j i tkw i m y śl boża, w k a żd e j lu d zk iej postaci zam ieszk u je bóstw o. I o ile w b ezm iern y m w szechśw iecie n ie m a tw o ru nędzniejszego o d człow ieka, to jed n o cześn ie n ie m a też tw o ru ró w n ie szla ­ chetnego i boskiego!

111

(10)

I z ap raw d ę, z ap raw d ę p o w ia d am w am , z n ajg łęb szy ch u p o k o rzeń w y ­ ra s ta n a jw ię k sz a ch w ała !“ ...

Z podanego pow yżej krótkiego p rzeg ląd u życia i m y śli przew o d n ik ó w In d y j w spółczesnych, w y sn u ć m ożna n a stę p u ją c e w n io sk i i uw agi:

Od d a w n a już, a w szczególności o d ostatn ieg o stu le cia cy w ilizacja z ac h o d n ia z w ra ca ła się p rzew ażn ie w k ie ru n k u m a te rja l i stycznym — szło 0 z d o b y w an ie coraz w iększej su m y bogactw , o stałe, coraz szybsze p o d n o ­ szenie skali życiow ej. D zięki w olnej k o n k u re n c ji, w yso k iem u n a p ię ciu 1 gorliw ości w pracy , a tak że sk u p ien iu w ysiłków n a o k reślo n y m od cin k u , doszliśm y w te j dzied zin ie do n a d zw y c z ajn y ch w yn ik ó w . P o stę p y w iedzy i tech n ik i są ta k zd u m ie w ają c e i dobroczynne, że m ożem y d z isiaj, p o r a z p i e r w s z y w h i s t o r j i , n a k a r m i ć , o d z i a ć i o g r z a ć c a ł ą l u d z k o ś ć , do starczy ć je j do stateczn ą ilość o d p o w ied n ich m ieszk ań , zasp o ­ koić je j niezb ęd n e potrzeby, po d je d n y m w szelako w a ru n k ie m , że p o d z i e ­ l i m y n a l e ż y c i e b o g a c t w a , ja k ie m i rozporządzam y. Czy zdołam y to uczynić m y, co w szalonej pogoni za p o stępem m a te rja ln y m , z atra ciliśm y w yczucie sił i w arto ści duchow ych?

T ym czasem n a W schodzie, a zw łaszcza w In d ja c h , m il jo n y ludzi od w ieków po dzień d zisiejszy żyły i ż y ją poza n a w iase m z ain tereso w a ń m a te - rja ln y c h , strzegąc sk arb ó w duch o w y ch , g ro m ad zo n y ch s k rz ętn ie p rzez p o k o ­ le n ia w ciągu w ielu stuleci. O bie te g ru p y m ało się d o tąd z n ały i lekce­

w ażyły w zajem n ie. P rze c ię tn y E u ro p ejczy k u w a ża ł lu d zi W sc h o d u za m arzy cieli, p o zb aw ionych zm y słu rzeczyw istości, za ra s ę niższą, b a rb a ­ rzy ń sk ą. N a W sch o d zie m n iem an o , że jesteśm y czem ś p o śred n iem m iędzy n iesfo rn em i dziećm i a ch o ry m i, up o śled zo n y m i um ysłow o, że n ie z a w a h a li­

b y śm y się n a w et p rz e d p o p ełn ien iem zb ro d n i, b y le zaspokoić p o ż ąd a n ia zm ysłow e.

Nie b ra k je d n a k zapow iedzi, że m n ie m a n ia te i sto su n k i ulec m ogą zm ian ie, że n a stą p ić m oże w z aje m n e zbliżenie i p o ro zu m ien ie. N asza k u ltu ra m a te rja ln a p rz e n ik a ć p o czy n a W sch ó d i z n a jd u je ta m coraz liczniejszych zw o len n ik ó w — n a Zachodzie zaś s ą ju ż tacy, co o d c zu w a ją n iep o k ó j, a n a ­ w et grozę w obec z ary so w u ją c y ch się w y n ik ó w w łasnego dzieła, w obec potęgi m aszyn, k tó re w y tw orzyli, a k tó re z fa ta ln ą siłą m ogą z ap an o w ać n a d n im i i zm ech an izo w ać życie.

P rzy g o to w u je się w ielka s y n t e z a . Idzie o sp ra w ę p ierw szo rzęd n ej w agi, o z u ży tk o w an ie w iedzy zach o d n iej i w y n alazk ó w tech n iczn y ch w d u ch u b ezinteresow nego b ra te rstw a, w sk azy w an eg o przez m ęd rcó w W schodu.

Może to je d y n y środek, je d y n e ro zw iązan ie n iepokojącego położenia, w ja k ie m znalazło się społeczeństw o w spółczesne? Od tego ro z w ią za n ia zależeć b ęd ą w zn aczn ej m ierze p rz y szłe losy ludzkości.

(11)

A dam A b d a n k (K raków ).

Przewroty w poglądach na wszechświat

n i . P o gląd w zględności.

U czonym , k tó ry sp ro w ad ził trzeci p rzew ró t w po g ląd ach n a w szech św iat, je s t A lbert E in stein .

U rodził się 14 m a rc a 1879 w U lm ie z ro d zin y żydow skiej. N auki śre d n ie o d b y ł w M o n ach ju m , n a stę p n ie w S z w a jca r ji. D la stu d jó w w yższych z ap i­

sał się n a P o litec h n ik ę w Z u ry ch u , gdzie je d n y m z jego profesorów b y ł M in­

kow ski, p ó źniejszy a u to r p ra c u zu p ełn iają c y c h te o rję E in stein a. P o litec h ­ n ik ę w Z u ry ch u u k o ń czy ł w r. 1902 i rozpoczął p racę zaw odow ą jak o in ży ­ n ie r w B iurze p a te n tó w R ep u b lik i S z w a jca rsk ie j w B ernie. W śró d tej p ra c y o d d a ł się b a d an io m n a u k o w y m w dziedzinie fizyki cząsteczkow ej i ru c h ó w B row na.

P rzeło m o w y m w jego działaln o ści b y ł ro k 1905, w k tó ry m ogłosił sw ą p ierw szą ro zp raw ę z te o rji w zględności. T reśc ią tej ro z p ra w y było rozw aża­

n ie : J a k p r z e d s t a w i a s i ę z d a r z e n i e w e w s z e c h ś w i e c i e

— z e w z g l ę d u n a s w o j e u m i e j s c o w i e n i e — c z ł o w i e ­ k o w i , b ę d ą c e m u w p e w n y m r u c h u , a w i ę c p o d l e g a j ą ­ c e m u z m i a n o m c o d o p r z e s t r z e n i i c z a s u ?

Ju ż tu dochodzi E in ste in do w niosku, że „ n i e i s t n i e j e ż a d e n s p o s ó b , a b y d o k o n a ć p o m i a r u p r ę d k o ś c i b e z w z g l ę d - n e j “ i w obec tego je s t niem ożliw e um iejsco w ien ie z d arze n ia w p rzestrzen i, ja k też n iem o żliw e je st p rzedm iotow e o kreślenie go co do czasu. N iem ożli­

w ości te w y n ik a ją ju ż z sam ej n a tu r y w szechśw iata, w k tó ry m n ie m ożna w y k ry ć żadnego o śro d k a nieru ch o m eg o i n ie m ożna w y k ry ć takiego stan u czasu, k tó ry m o g lib y śm y uw ażać za czas początkow y. A zatem n ie is tn ie ją d la bad aczy a n i b ezw zględna p rzestrzeń ani bezw zględny czas.

W r. 1909 o trz y m a ł E in ste in stan o w isk o p ro feso ra w U n iw ersytecie Z u ry ch sk im , w d w a la ta p ó źn iej o fiaro w ał m u k a te d rę U n iw ersy tet w P r a ­ dze. W r. 1914, a w ięc bezpośrednio p rzed w o jn ą św iatow ą, o siad ł w B er­

linie, z a jm u ją c k a te d rę po s ław n y m c h em ik u V an H offie. S tanow isko to, w o ln e od obow iązków p e d a g o g icz n o -a d m in istra c y jn y ch , pozw oliło m u n a o d d a n ie się w zupełności dalszem u w y k ształcen iu te o rji względności.

P odczas w o jn y św iatow ej dow iódł o n n iezw y k łej siły c h a ra k te ru , będąc je d n y m z trzech uczonych N iem ców, k tó rzy p o d p isali p ro te st przeciw ko m an ifesto w i 93 profesorów n iem ieck ich , ośw iad czający ch się za w o jn ą ro z­

p ę ta n ą p rzez W ilh e lm a II.

N adeszły w N iem czech czasy n ien aw iści raso w ej i w y zn an io w ej. E in ­ stein, sk reślo n y z listy p rofesorów , zostaje w y g n a ń ce m z N iem iec. F r a n c ja p o w o łu je go je d n a k n a k a te d rę w College de F ran c e , a w ięc w te jsa m e j in sty tu c ji n a u k o w ej, gdzie p rzed w iek iem w y k ła d ał M ickiewicz. In n e k ra je wolności, a zw łaszcza S ta n y Z jednoczone, n ie szczędzą m u d alszy ch zaszczyt­

n y c h p ropozycyj. M im o ciosów losu zależnych od dzisiejszy ch stosunków p o lity czn y ch i m o raln y ch , E in ste in m oże d oznaw ać uczu cia szczęścia, ja k o

(12)

ten, k tó ry w sk azał i w ytyczył now e drogi b ad aw czej m y śli lu d zk iej i k tó ry dożył u z n a n ia d la doniosłości sw ych odkryć. D zisiaj ju ż m o żn a stw ierdzić, iż rozw ój fizyki, m ech an ik i, a stro n o m ji i ch em ji fizycznej o p ie ra się na d a n y ch te o rji w zględności.

W zg lęd n o ść p rzestrzeni.

J u ż Platon u siło w ał określić przestrzeń , ja k o „to, co p rz y jm u je w siebie w szystkie ciała“, co „n ig d y n ic ginie, lecz d a je m iejsce w szy stk iem u “, a lb o ­ w iem „w szystko co jest, m u si b yć w pew n em m ie jscu i rozciągać s ię “.

K a rte zju sz rozd zielał w szystkie s u b sta n c je n a „ m y śli“ i „ m a te rję “. M yśl n ie d a je się u k ła d a ć w p rzestrzeń, n a to m ia st isto tą m a te rji je s t ro zciąg an ie się i w y p e łn ia n ie p rz e strze n i do tego sto p n ia, że p u s ta p rz e strze ń je st n ie do pojęcia. D oprow adziło to do hipotezy ete ru ja k o s u b sta n c ji, k tó ra w y p e ł­

n ia w szystko, co się n a m w y d a je p u stem w p rzestrzen i. Tern sam em p rz e ­ strz eń b y ła rzeczyw istością, a więc rzeczą, p o siad a ją c ą istn ie n ie niezależne, czyli w ła sn y byt.

K a n t o k reślał pojęcie przestrzen i, ja k o pojęcie, n ie ty le p ły n ące z d o św ia d ­ czenia, ile d a n e u m y sło w i n aszem u , by m óc dostrzegać rzeczy n a ze w n ą trz siebie i n a ze w n ą trz je d n e d rugich. T a k ie p ie rw o tn e pojęcie je s t konieczne, a lb o w iem nie m o ż n a sobie n ig d y w yobrazić, iż n ie m a p rzestrzen i, chociaż m o żn a sobie p om yśleć p rzestrzeń próżną.

P o d koniec X IX w ieku B ra d ley w sw em dziele „P ozory i rzeczyw istość“

z a s ta n a w ia ł się, czy p rz e strze ń je st skończoną, czy też n ie. O tóż p rzestrzeń

„sk o ń czo n a“ p rzeczy sa m a sobie. Cóż je s t bow iem n a z e w n ą trz je j kresów , jeżeli znow u n ie p rzestrzeń?

Skoro je d n a k p rz y jm ie m y , że p rz e strze ń je st rozciągłością bez k resu , w ta k im ra zie n ie m a sposobów n a m ierzen ie ta k ie j rozciągłości, albo in n em i słow y, w szelki p o m ia r n ie m a sensu. Jak żeż m ogą o g raniczonym m e tre m czy k ilo m etrem m ierzy ć to, co się rozciąga bez kresu?

Z au w ażm y w ra z z te o rją w zględności, że k a żd y p o m ia r m u si się zacząć od jak ieg o ś p u n k tu w p rzestrzen i. T e n p u n k t n ależy um iejsco w ić przez ok reślen ie jego położenia w zględem ja k ic h ś n ie ru c h o m y c h znaków . Gdzież one są? N a c ia łac h nieb iesk ich , g w ia zd a c h czy p la n e ta c h o b ierać ich n ie m ożna, gdyż te c ia ła n ieb iesk ie p o ru s z a ją się w e w szechśw iecie i to b a rd zo szybko.

K an t w y o b rażał sobie m ożliw ości p rzestrzen i p ró ż n e j, czyli pozbaw ionej przedm iotów . W y n ik a ła b y z tego m ożliw ość w y jęcia przed m io tó w poza p rzestrzeń . A leż w ów czas n ie m ogą się o ne rozciągać, a więc p rz e sta ją być p rzed m io tam i.

W eźm y p rz y k ła d y d la p o m ia ru „d ró g “ a w ięc w ielkości p rz e strze n n y c h . P o w ied zm y , że ktoś leci sam olotem . W dłoni trz y m a jab łk o . W p ew n ej c h w ili w y su w a ręk ę przez okno i w y puszcza z dło n i to jab łk o . O n osobiście m a w rażenie, iż ja b łk o s p a d a p ionow o p o d w p ły w em siły p rz y c ią g an ia ziem i.

In n e je d n a k w rażen ie m a człow iek sto ją cy n a ziem i i o b serw u jąc y ten w y padek. On w idzi, iż jab łk o zak reślik o łuk, k tó ry m o żn a uw ażać za p a r a ­ bolę, a w ięc k rz y w ą p łask ą, w y n ik łą ze złożenia d w óch ru ch ó w , w ja k ic h b y ło jabłko. D ru g im ru c h e m b y ł b o w iem p ę d sam olotu.

W y o b raźm y sobie te raz dalszego o b serw a to ra tegoż zja w isk a . N iechaj on stoi n a słońcu. O tóż p a ra b o la w id z ia ln a p rzez człow ieka n a ziem i, p rz e d ­

(13)

staw i się d la o b serw a to ra ze słońca w sposób b a rd z ie j sk om plikow any.

O prócz bow iem p o p rzed n ich dw óch ru ch ó w dostrzeże on, iż ja b łk o je s t także w ru c h u o b rotu ziem i do k o ła osi ziem sk iej i w ru c h u obiegu ziem i dokoła słońca. W y n ik ie m drogi ja b łk a b ędzie k rz y w a p rzestrzen n a, b ęd ąca fu n k c ją czterech z m ie n n y ch w ielkości. In n y ob serw ato r, k tó ry m n iech będzie a s tro ­ nom , dołoży do ty ch czterech jeszcze w ielkości dalsze, alb o w iem i słońce w raz z ziem ią o b ra c a się około osi u k ła d u g w iazd D rogi M lecznej, zw anego G alaktyką, zaś G alk ty k a o b ra c a się około osi S u p e rg a la k ty k i itd. W re z u l­

tacie d ro g a tego ja b łk a , ro z p a try w a n a ja k o k rz y w a w e w szechśw iecie, okaże się u tw o re m ta k sko m p lik o w an y m , że i m a te m aty cy m o g ą popaść w rozpacz...

A te ra z sp ra w a k ie ru n k u . N a ziem i o d ró żn iam y poziom i pion. P ion je st p ro sto p a d ły do poziom u i zgodny z osią stojącego człow ieka. J a k ą ż je d ­ n a k będzie oś człow ieka stojącego n a ró w niku? Otóż będzie tw o rz y ła z p io ­ n em naszej szerokości g eo graficznej k ąt, w ynoszący około 50°. Jeżeli zaś z m ie n ia się k ie ru n e k : „p io n “, to z m ie n ia ją się i in n e k ie ru n k i, a w ięc poziom ,

‘w praw o , w lew o i t. d. W re zu ltacie poziom n a ró w n ik u będzie tw orzył z poziom em n a b ieg u n ie k ą t 90°, a tern sam em poziom w p u n k c ie ró w n ik a będzie rów n o leg ły m do p io n u w p u n k c ie b ieguna. W iadom o, że A m ery k a je st o d n a s n a zachód. N ie z m ie n iając tego k ie ru n k u , p rz e jd ź m y A m erykę,

a d o jd ziem y do O ceanu S pokojnego i A zji, k tó re są od n a s n a w schód.

W zg lęd n o ść czasu.

Jeżeli p rz e strze ń je st fo rm ą b y tu zew nętrznego, to czas b y łb y fo rm ą b y tu w ew nętrznego. U w ażam y bow iem , iż czas stan o w i środow isko d la n aszy ch m y śli i w rażeń. O ne „ n a s tę p u ją p o sobie“, to znaczy, iż są n ie ja k o o ddzielone od siebie, tocząc się n a w iecznie p ły n ą c y m s tru m ie n iu trw a n ia .

Aż do w y stą p ie n ia E in ste in a p rz y jm o w a ła ludzkość, iż te n s a m s tr u ­ m ień p ły n ie jed n ak o w o n iety lk o przez ziem ię, lecz przez cały w szechśw iat.

W y n ik ało z tego dążenie, żeby w szystko, co się działo, d zieje, lu b dziać będzie, um ieszczać n a ty m p ły n ą c y m stru m ie n iu , w ta k ic h a n ie in n y c h p u n k ta c h , czyli „ u m iejsco w iać“ w czasie. Jak o początkow e p u n k ty p rz y ję ła sobie ludzkość, zależnie o d sto p n ia sw ej k u ltu ry , n ie k tó re p ra w d z iw e lu b rzekom e zdarzen ia. Ż ydzi: od stw o rz en ia św iata, R zy m ian ie: od założenia R zym u, C h rześcijan ie: o d n a ro d z e n ia C h ry stu sa, M ah om etanie: od ucieczki p roroka. T a k ie o k re ślan ia w czasie p rzen ieśli d a w n i a stro n o m o w ie i do w szechśw iata. P rzy p u sz cz a ją c np., iż siln e rozbłyśnięcie ja k ie jś d o tąd n ie ­ z n an ej g w iazd y zostało spow odow ane n a g łą k a ta stro fą n a n ie j, obliczali czas tej k a ta stro fy , o d e jm u ją c od d n ia sp o strzeżen ia tejże n a ziem i ilość la t św ietlnych, m ierzący ch odległość g w iazd y od ziem i. W o b liczeniach tak ich p rz y jm o w a li astro n o m o w ie m ilcząco, iż ta k ziem ia, ja k i o b serw o w an a g w iazd a p rzez cały te n czas n ie z m ie n iały w e w szechś w iecie sw oich położeń, czyli, że b y ły w zględem siebie n ieru ch o m e.

O tóż w o b liczeniach ta k ic h tk w iły trz y ź ró d ła błędów . P ierw sze: o d ­ ległość ziem i i g w iazd y by ły ilo ściam i zm ien n em i; d ru g ie : czas ziem i je s t je j w ła sn y m czasem , a więc fu n k c ją je j obrotów około sw ej osi i słońca;

trzecie: czas g w iazd y je st ró w n ież je j w ła sn y m czasem , a w ięc fu n k c ją je j ru ch ó w w e w szechśw iecie. P rz y obliczeniach a stro n o m iczn y ch w szystkie te różnice m u szą być w iad o m e i u w zględniane.

(14)

Poeci i teologow ie, sp o g ląd a ją c n a niebo gw iaździste, sław ią je, ja k o coś n a jb a rd z ie j up o rząd k o w an eg o i tch n ąceg o d o sk o n alą h a rm o n ją . W istocie ob raz n ie b a n ie o d p o w iad a ż ad n e j rzeczyw istości w ż ad n y m ok reślo n y m czasie. J e d n e g w iazd y w id zim y w ich p o ło żeniach z p rzed je d n o stek la t św ietln y ch , in n e w położeniach, ja k ie m ia ły dziesiątk i, setki i ty siące la t tem u . W y d a ją się n a m n iezm ien n e w sw ych w z aje m n y c h położeniach, alb o w iem ich drogi, chociaż w ynoszące m ilja rd y kilo m etró w m iędzy d w iem a o b serw a c ja m i, p rz e d sta w ia ją się n a m p o d k ą ta m i, w y noszącym i cząstki sek u n d łukow ych.

R ozw ażm y te raz w łasn e o d czu w an ie czasu. J e s t ono po d o b n ie in d y ­ w id u aln e, ja k in d y w id u a ln y m je st czas d la k ażdej gw iazdy. W n a s i poza n a m i d o k o n y w u ją się w ciąż ro zm aite ru ch y , św iad o m o ść n a sz a p o ró w n y w a te ru c h y i stw arza w naszej m y śli ich m ie rn ik , k tó ry od czu w am y ja k o czas.

P o w ia d a m y , iż czas w m łodości (zw łaszcza w d zieciń stw ie) p ły n ie długo, zaś czas w starości p ły n ie krótko. (J a k te n czas leci!., w o ła ją starsi). Otóż w m łodości n asze w e w n ę trzn e ru c h y są szybkie, zaś zew n ętrzn e są długie..

Szybkie ru c h y w ew n ętrzn e p o ró w n y w a n e z so b ą d a ją k ró tk i m ie rn ik . T y m k ró tk im m ie rn ik ie m m ierzy m y ru c h y z ew n ętrzn e o taczającego n a s ś w ia ta —

w y p a d a n a m w iele, czyli: czas z ew n ętrzn y je st długi.

W staro ści rozm aitość ru ch ó w w ew n ętrzn y ch je s t w iększa. Np. ro śn ie ­ m y ju ż b a rd zo pow oli lu b o d d y c h am y p rę d k o lu b też m a m y p rzyspieszone bicie serca, albo ciśn ien ie k rw i. M iernik czasu w ew n ętrzn eg o je s t długi. T en sto so w an y do czasu zew nętrznego m ieści się w n im m ało razy. Ilo raz je st m ały. Czas m ija prędko.

T a podm iotow ość o d czu w an ia czasu dow odzi, że czas, po d o b n ie ja k przestrzeń , n ie m a niezależnego istn ien ia. R aczej n a le ży p rz y ją ć , iż ludzie i u tw o ry u św iad o m io n e, ży jąc w c ały m oceanie ru ch ó w , w y ro b iły w sobie in s ty n k t p o ró w n y w a n ia ty ch ru ch ó w . Ś w iadom e w y n ik i tego p o ró w n y w a n ia zow iem y czasem .

W y n ik i te s ą czysto lu d zk ie, alb o w iem isto ta m y śląca, lecz m a ją c a życie znacznie k ró tsze lub dłuższe o d ludzkiego, będzie m ia ła z u p ełn ie in n ą ś w ia ­ dom ość czasu.

I ta k człow iek m oże w czasie je d n e j sek u n d y u św iad o m ić sobie i o d ­ różnić około 10 w rażeń p rz y n ie sio n y ch do m ózgu p rzez zm ysły. Otóż p o ­ w iedzm y, że ja k a ś isto ta m oże ich o dróżnić 10.000 w sek u n d zie, lecz zato je j istn ie n ie je s t o d p ow iednio skrócone. B ędzie o n a ży ła krócej n iż m iesiąc i n ie będzie n ic w ied ziała o p o rach roku. Ż y jąc np. w m ie siąc u zim y, u zn a m rozy za te m p e ra tu rę n o rm a ln ą , a la to w y o b razi sobie, ja k o życie w e w n ętrzu rozpalonego pieca. R u ch y lu d zi i z w ierzą t w y d a d zą się je j ta k pow olne, że osądzi te istoty, ja k o p ra w ie n ieru ch o m e. Lot p tak ó w będzie d la n ie j ró w n y p ełzan iu , n a to m ia st będzie m o g ła śledzić b ard zo d o k ła d n ie drogę w y strz e ­ lonego pocisku, gdyż już k ilk u c e n ty m e tro w e odcin k i tej d rogi będzie w id ziała i o d ró żn iała. N ato m iast n a sz a sek u n d a będzie m ia ła d la n ie j trw a n ie około trzech godzin.

R ozw ażm y p rz y p a d ek p rzeciw n y i w y o b raźm y sobie istotę, k tó ra w cza­

sie ty sią ca n a sz y c h w ra ż eń o d b ie ra i u ś w ia d a m ia sobie jed n o . Będzie żyła tysiąc ra z y d łu żej od n as. Z im y i la ta b ę d ą m ija ły w obec n ie j, j a k godziny.

R ośliny, drzew a, zw ierzęta, lu dzie i tw o ry ży jące b ęd ą ro sły „w oczach“ . D rzew a b ę d ą o k ry w a ły się liśćm i i zrz u ca ły te liście w sposób w ybuchow y.

(15)

C hód lu d zi będzie ta k p ręd k i, ja k b ieg a rm a tn ic h kul, a jasn o ść d n i i ciem ­ ność nocy b ęd ą p ra w ie m ig o tan iem . D la ta k ie j isto ty rok naszego czasu będzie trw a ł niecałe osiem godzin.

F iz y k an g ielsk i W illia m C rookes z a sta n a w ia ł się n a d w rażen iam i, k tó- ry ch b y d o zn ał człow iek o w zroście m ik ro sk o p ijn ie m aleń k im .

D la tak ieg o „ h o m u n c u lu sa “ n a jw aż n ie jsze m i p o tęg am i p rz y ro d y stałyby się n a p ię cia pow ierzchniow e, w łoskow atość i dziurkow atość. N ie uw ierzy łb y w g raw itację, gdyż sam b y łb y n iezm iern ie lekkim . Zbliżm y się z n im do głów ki k a p u sty i u m ieśćm y go n a je d n y m z liści. Z obaczm y, ja k się zachow a i ja k ic h d ozna w rażeń.

Sam liść k a p u sty p rzed staw i m u się, ja k o p o w ie rz ch n ia bez g ra n ic o ro z ­ ciągłości o lbrzym iej. K rople ro sy n a n ie j b ęd ą o grom nem i k u la m i, św iecą- cem i i przeźroczystem u Porow atość liścia będzie d la ń m n ó stw em przepaści.

Gdy zbliży się do k ro p li ro sy i zechce je j dotknąć, o n a przeciw staw i m u opór góry z kau czu k u . Lecz oto lekki w ietrzy k , b ędący d la niego stra sz liw y m h u ra g a n em , w p ra w ił liść w ru ch . T o „trzęsienie ziem i“ spow odow ało, że k ro p la ro sy się ro z p a d ła i płynie. N asz h o m u n cu lu s czu je się u n iesio n y m przez tę „pow ódź“ i rzu co n y m w m iejsce, gdzie je st z u p ełn ie bezrad n y m . W ko ń cu d zieje się „ cu d “ . P o d w p ły w em słońca pow ódź w y p a ro w ała i rosa znikła. H o m u n c u lu s siedzi znow u n a su ch y m liściu i z d u m ie w a się, że nie istn ie ją w szy stk ie św iecące i przeźroczyste kule. D okoła n ieg o s ą n ie ró w ­ ności liścia, k tó re o n u w a ża za g n ia z d a górskie i p ra w d o p o d o b n ie zechce zdobyw ać ich szczyty. M arzy także o tern, by się dostać n a in n y liść k ap u sty , k tó ry w idzi w dużej odległości. N ato m iast s ąsie d n ia głó w k a k a p u sty je st d la niego globem , p odobnie nieo siąg aln y m , ja k d la n a s k tóreś z c ia ł n iebieskich.

G dyby ten h o m u n c u lu s p isał w y k ła d h y d ro s taty k i, to czy talib y śm y praw d o p o d o b n ie, iż p ły n y w stan ie spoczynku p rz y b ie ra ją fo rm y k u liste, w y p u k łe lu b w k lęsłe i n ie m o żn a ic h p rzelać z je d n e j ru r y do d ru g iej, co dow odzi, że ta k z w a n a „ g ra w ita c ja “ d la n ic h n ie istn ieje. W ty ch p ły n a c h n ie m o ż n a zan u rzy ć c ia ł in n y c h , choćby b y ły ciężkie.

T a k i h o m u n c u lu s n ie z n ałb y ognia, gdyż n ig d y n ie d o p ro w ad ziłb y do ta rc ia , w y tw a rz ają c eg o od p o w ied n ie ciepło. N ie u m ie ją c lać i m ieszać p ły ­ nów , a n i ro zp alić ognia, ja k ie ż m ia łb y p o jęcia o p rzy ro d zie i ja k b y w y g lą­

d ały fiz y k a i c h e m ja ułożone p rzez niego?

O dw ro tn ie, w y o b raźm y sobie, iż n a ziem i z n alaz ł się czło w iek -o lb rzy m 0 w adze k ilk u se t tysięcy ton. Z w y czajn a, n ie sk alista p o w ie rz ch n ia ziem i b y łab y d la n ieg o tern sam em , czem d la n a s bagno. Z a p a d a łb y się i ton ąłb y w n ie j. M ógłby chodzić ty lk o po n a jtw a rd sz y c h sk ałach , lecz w sk u te k o lb rz y ­ m iego ta rc ia g ra n ity i p o rfiry rozg rzew ały b y się i m ięk ły ja k law a. Nie m ógłby m ieć żad n eg o w y o b rażen ia o isto tach m ały ch , o św iecie m ik ro sk o ­ pow ym . Z pow o d u ogrom nego gorąca, ja k ie b y on k a żd y m sw y m ru ch em w y tw arzał, m n ó stw o zw iązków chem iczn y ch zam ien iało b y się w gazy, nim b y on m ógł sobie ich is tn ie n ie uśw iad o m ić. B yłby to w ielk i p o d p alacz m im o woli.

P ow yższe p rz y k ła d y u ś w ia d a m ia ją n am , do jak ieg o sto p n ia po człow ie­

czem u i po ziem sk u p o jm u je m y przestrzeń , czas i z d arze n ia , p rz y k ła d a jąc do n ic h m ie rn ik i naszego o rg an izm u i n aszej sied zib y -ziem i. T e o rja w zględ­

ności w y k azu je, iż n ie m ożna do w szech św iata stosow ać ziem skiej geo m etrji 1 fizy k i i n ie m o żn a rozdzielać p rz e strze n i od czasu.

117

(16)

G eom etra zw y k ł zajm o w ać się fig u ram i i b ry ła m i, czyli w łasn o ściam i kształtów , p o m ija ją c czas. Do ta k ic h ro zw ażań w y starcz a m u rozciągłość tró jw y m iaro w a, gdzie z jed n eg o p u n k tu w y ch o d zą trz y w z aje m n ie p ro sto ­ p ad łe w ielkości: x, y, z.

W k ra cz a ją c je d n a k z d zied zin y g eo m etrji do fizyki w id zim y , że n ie w y sta rc z a ją tu ta j ro z w a ża n ia k szta łtó w i zw iązków m ięd zy n im i, gdyż n a ty c h m ia s t w chodzim y w d ziedzinę p rzem ian , zaś p rz e m ia n y to ru ch , to z m ia n y trw a n ia . Z ja w ia się zatem c zw a rta w ielkość: t = czas, ja k o ściśle zw iąz a n a z rozciągłością.

M inkow ski p o w ia d a: — N ik t n ig d y n ie w id z ia ł „m iejsca“ inaczej, ja k tylko w p e w n y m „czasie“ i n ik t n ie u św iad o m ił sobie „czasu “ inaczej, ja k tylko w p e w n em „ m ie jsc u “ . W ten sposób dochodzim y do konieczności p o ję ­ cia „czaso p rzestrzen i“ ja k o ciągłości c ztero w y m iaro w ej (k o n tin u u m cztero- w y m iaro w e). W teo rji w zględności n ie istn ie je zatem pojęcie o d rę b n e j p rz e ­ strzen i i odrębnego czasu. D opiero ic h zespolenie stan o w i jed n o lite pojęcie.

U zbrojeni w tak ie pojęcie, p o d ch o d zą d zisiejsi fizycy i m a te m aty cy do b a d a ­ n ia w szechśw iata.

T o k o n tin u u m cztero w y m iaro w e w y o b rażał sobie E in ste in , ja k o p o ­ w ierzch n ię w alcow ą, n a k tó rej w p ły w czasu je st ru c h e m w zdłuż tw orzącej tego w alca. N astęp n i b ad acze w y k azali m atem aty czn ie, że b a rd z ie j od p o ­ w ia d a rzeczyw istości p rz e d sta w ie n ie czasoprzestrzeni, ja k o p o w ierzch n i sfe­

ry czn ej (w y p u k łe j) lu b też pseu d o sfery czn ej (p o w ie rz c h n ia k w ia tu p o w o ju ), gdzie u p ły w czasu je s t ru c h e m w zdłuż osi. W obec tego czasoprzestrzeń m u si posiadać k rzy w izn ę, a przestrzeń , u w a ż a n a ja k o szereg przecięć ta k ie j p o ­ w ierzch n i w o d stęp ach czasu (p u n k ta c h n a osi), m u si się rozszerzać lu b kurczyć.

T a k i teo rety czn y w y n ik ro zw ażań m a te m aty cz n y c h zo stał isto tn ie s tw ie r­

dzony, ja k o zachodzący w e w szechśw iecie. O b serw acje a stro fiz y k a ln e de S it- te ra , L e m a itre ‘a, E d d in g to n a i i. w y k azały n a dro d ze a n alizy s p ek traln ej, że m gław ice, poza D rogą M leczną będące, o d d a la ją się o d n as i to z b ard zo w ielk iem i p rędkościam i. P ręd k o ści te są tern w iększe, im b ard ziej te m g ła ­ w ice s ą oddalone. I tak, m g ław ice odlegle od ziem i o 135 m il jo n ó w lat św iatła, u c ie k a ją z p ręd k o ścią n ie w y o b ra ża ln ie w ielką, gd y ż w ynoszącą 24.000 k m n a sekundę. O d p o w iad a to z u p ełn ie p o w ierzch n i ta k ie j, ja k k w ia t p o w o ju , k tó ra p rz e cin an a płaszczy zn am i p ro sto p a d łe m i do sw ej osi a o d su - w a n ein i o d je j części w ąsk iej, da n a m b ard zo szybko pow ięk szające się kola.

R osnące obw ody ty ch k ó ł są w łaśn ie o b ra z em ro zszerzającego się w szech ­

św iata. Dok. n ast.

(17)

K . C hodkiew icz (Lwów)

M ichał N ostradam us

3. Dzieła.

N o strad am u s pozostaw ił sze re g pism, chlubnie św iadczących o wielo­

stronności jego zainteresow ań. I ta k w y d al w r. 1552 poradnik kosm etyczny pt. „M aście (szm inki) i z ap a c h y “ (D es Fards e t des S en teu rs), k tó ry po 20 latach doczekał się drugiego w y dania. W r. 1556 w ydał zbiór przepisów do u trz y m a n ia zdrow ia fizycznego ciała, a w rok potem p rz e p isy sporządzania zdrow ych i pożyw nych konfitur, k tó re to p rzep isy doczekały się w roku 1572 rów nież d rugiego w ydania. W r. 1557 p rzetłu m aczy ł na języ k francuski i w y­

dał jedno z m niejszych pism G a le n a 1)

W ynikiem jego studjów i upodobań astro lo g iczn y ch b y ły k alen d arze rolniczo-gospodarcze, k tó re w y d aw ał rok za rokiem , a w któ ry ch na p o d sta­

wie d anych astro lo g iczn y ch p rzepow iadał pogodę na cały rok i określał w ła-

*) G a le n o s K l a u d ju s z , l e k a r z g r e c k i, u r . r. 131 w P e r g a m o n i e , p r a k t y k o w a ł ta m ż e , n a s t ę p n i e w R z y m ie , z m a r ł o k o ło r o k u 200 p . C h r. P o z o s ta w ił lic z n e d z ie ł a m e d y c z n e , na k t ó r y c h g łó w n ie o p i e r a ł a s ię m e d y c y n a ś re d n io w ie c z a .

SD iłu se^rerL iqy de. ma. óouche*

CPour tänoncer la. Verite^

Sl ma prediction te touche, die/idf a race a j ’a SD i/viniteD

(18)

ściw ą i najlepszą porę na orkę, zasiew y i żniwa. J. M oura1) opow iada, o p ierając się na kronice m ia sta Salon, w ydanej w r. 1882 p rzez L. Gim ona, że pew nego dnia N ostradam us sto jąc p rz y o tw artem oknie i sp o g ląd ając w niebo zaw o ła ł:

„Ci, k tó rz y dziś p o sad zą fasolę, dobrze na tern w y jd ą !“ U słyszał to p rzech o ­ d zący ulicą gospodarz i prędko posadził fasolę. Zbiór b y ł w spaniały a zado­

w olony g o sp o d arz przyniósł ze zbioru N ostradam usow i pełną „m iarkę“1) fasoli, dziękując za dobrą radę. G dy się w iadom ość o tern rozeszła, zbiegło się do n aszeg o do k to ra ty lu rolników, że, b y móc w szystkich zadow olić, zaczął w y­

daw ać kalen d arze rolniczo-gospodarcze, o k tó ry ch m ówiliśm y. K alendarze te m iały ogrom ne w zięcie i rozpow szechniły się ta k dalece, że znaleźli się naw et sp ry ciarze, k tó rz y w ydaw ali w łasne k alendarze, podpisując je nazw iskiem N o strad am u sa.4)

Zasadniczem jednak dziełem , k tó re N ostradam usow i p rzy sp o rzy ło rozgłosu i sław y, są jego p r z e p o w i e d n i e p o l i t y c z n e , którem i objął, jak sam pow iada, o kres przeszło 2000 lat i teren całej E uro p y ze szczególnem uw zględ­

nieniem teren u o jczy stej Fran cji. Są to t. zw. „C en tu rje“, t. j. księgi przepo­

wiedni, z k tó ry ch każda zaw iera 100 z w ro tek .6) W y d ał je drukiem sam N ostra­

dam us i to w r. 1555 w Lyonie p ierw szych 7 ksiąg. Jak o w stęp umieścił fikcyjny list do swego, liczącego w ted y zaledw ie p a rę m iesięcy, sy n a C ezara N ostra- dam usa. W y d ał te przepow iednie d lateg o już w r. 1555, że kilka z nich odno­

siło się do zdarzeń, które w ty m w łaśnie czasie, ja k to później zobaczym y, m iały się spełnić, t. j. do śm ierci H en ry k a Ii-go w r. 1559, ab d y k acji K arola V-go i w alk hugenockich. W r. 1558 w y d ał dalsze trz y cen tu rje, poprzedzone znów w ieszczym w stępem i d edykow anym H enrykow i, królow i Francji. Oba w stępy, c z y ja k je zwie sam N ostradam us „ listy “, są pisane prozą. Pierw szy zw ra ca się w swej treści do tych, k tó rz y się zajm ą objaśnianiem i tłum acze­

niem cen tu ry j, zaś drugi je st apelem do k ró la H en ry k a, p rzy szłeg o wielkiego i szczęśliw ego w ładcy b o h atersk iej i n ad całą Europą panującej Francji.

Le P elletier, jeden z n ajbardziej sk ru p u latn y ch kom entatorów C enturyj, tłu­

m aczy logicznie, że określenie „H enry r o y de France second“ oznacza nie H en­

ry k a Ii-go, w spółczesnego N ostradam usow i, lecz H en ry k a „szczęśliw ego“

(secundus), k tó ry kiedyś, w edług przepow iedni, podniesie F ran cję do niewi­

dzianej św ietności, u stan aw iając jej hegem onję w Europie. Jed n a z centuryj, a m ianow icie 7-ma, je st niekom pletna, zaw iera bowiem tylko 42 zw ro tek t. zw.

kw atrjenów , t. j. sk ład ający ch się z czterech w ie rszy każda.

W szy stk ie dziesięć k siąg cen tu ry j pisane są w ierszem i podzielone na czterow ierszow e zw rotki (k w atrjen y ). Nie w szy stk ie są rów nej w artości i Waż­

ności. Jedne odnoszą się do rz e cz y w ażnych, epokow ych, p o dają fa k ta i naj­

drobniejsze szczegóły aż do nazw isk, ja k to później zobaczym y, w łącznie a inne zajm u ją się faktam i i zd arzen iam i drobnem i i m aloznaczącem i lub w y­

ra ż a ją się bard zo tajem niczo, ogólnikow o i ta k niezrozum iale, że identyfikacja ich ze sam ym faktem p rzed staw ia wielkie trudności. Z najdujem y pozatem w cen tu rjach szereg daw niejszych przepow iedni, pochodzących od innych

s) J. M o u r a e t P a u l L o u v e t — „ L a v i e d e N o s t r a d a m u s “, s t r . 147.

J e s t to o b s z e r n a b i o g r a f j a N o s t r a d a m u s a .

*) T a k zw . „ b o i s s e a u " , tj. o k o ło 13 l itr ó w .

) K a l e n d a r z e t a k i e w y d a w a n o c z ę s to w P o ls c e w X V i X V I w i e k u . ( W ła ­ d y s ła w z K r a k o w a , W o jc ie c h B l a r z B r u d z e w a i i.)

5) S t ą d n a z w a „ c e n t u r j e “.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jeżeli bowiem losy n asze zależą od czynników charakterologicznych, oraz psycho-fizycznych, to jednakże są to czynniki p lastyczne, k tó re w pew nych granicach

mieni na cerę stw ierdziła, że działanie to rzeczyw iście istnieje. O tóż uczeni postanow ili zap y tać się tu kwiatów, jak d ziałają różne prom ienie św

Nie znać także zajęcia się francuską m yślą.. Piszę to poprostu, obrazow o, może dziecinnie i niedołężnie, ale to nie frazesy, tylko w yrażenie elem

D oznałem potem trzech uczuć, chociaż nie m ogę określić, czy rów nocześnie, c zy też kolejno: Jednego b ard zo miłego, trudnego do opi­.. san ia uczucia

Święto żniw ne to niem al obrzęd religijny. Chroń siew y nasze od nieszczęścia, opiekuj się plonem. W szystkie te posądzenia są oszczerstwem. Polska Piastow a —

A.“ rozw inął się dość silnie w ośrodkach m asońskich, skupiając ich członków, in teresujących się okultyzm em.. A.“ potw ierdza istnienie praw dziw ego

Życie ty ch ludzi je st naogół szczęśliw e, choć niezaw sze wolne od pew nych nieporozum ień fam ilijnych lub procesów spadkow

Jeszcze Newton, ja k dow odzą jego pośm iertne papiery, poświęcił w iele sw ego cennego czasu bezpłodnym poszukiw aniom alchem