• Nie Znaleziono Wyników

Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1938, R. 5, z. 3

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1938, R. 5, z. 3"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

MARZEC 1938

(2)

T R E U ZESZYTU:

O „ k a m i e n i u f ilo z o f ic z n y m “ — R. J. M o c z u ls k i . P r z e w r o ty w p o g lą d a c h n a w s z e c h ś w i a t — A. A b d a n k M ic h a ł N o s t r a d a m u s — K . C h o d k ie w ic z . . . . W ie l c y m y ś l ic i e le I n d y j w s p ó łc z e s n y c h — J. H e r b e r t A s t r o l o g j a e z o te r y c z n a (2) — K. C h o d k ie w ic z H i g j e n a u m y s ł u — M. F l o r k o w a ...

P r z e g l ą d b i b l i o g r a f i c z n y ...

N o w o ś c i n a u k o w e ...

W a r u n k i p r e n u m e r a t y „ L o t o s u “ : r o c z n i e 10 z ł (w U . S. A . 3 d o l a r y ) ; p ó łr o c z n ie 5.50; k w a r t a l n i e 3 z ł; z e s z y t p o je d y n c z y 1 z ł. K o n to P . K. O. 409.940 ( w a ż n e j e s t r ó w n ie ż d a w n e n a s z e k o n t o 304.961).

A d r e s r e d a k c j i : J. K. H a d y n a , W is ł a , S l. C ie sz. S . P . 22.

W s z y s t k ie w y d a w n ic t w a „ L o to s u “ n a b y w a ć m o ż n a :

w K r a k o w i e : F - a T e o d o r T o m a s z k ie w ic z , u l . F l o r j a ó s k a 30 ( w e jś c ie w s ie n i), t e l e f o n 118-35, l u b w K s i ę g a r n i S. A. K r z y ż a n o w s k i. R y n e k G ł. 36;

w e L w o w i e : K s i ę g a r n i a „M ó l K s ią ż k o w y “, u l. B a to r e g o 18;

w W a r s z a w i e : K s i ę g a r n i a S r o c z y ń s k i i H o f m a n , u l. M a r s z a łk o w s k a 91;

w W i l n i e : K s i ę g a r n i a G e b e t h n e r i W o lf , u l . M ic k ie w ic z a 16 a.

K O M U N IK A T Y I O D P O W IE D Z I R E D A K C J I

* P r z y c h o d z ą d o ś ć c z ę s to p o d n a s z y m a d r e s e m z a p y t a n i a i u w a g i w s p r a w ie a r t y k u ł ó w , d r u k o w a n y c h w s p ir y t y s t y c z n y m m ie s ię c z n ik u „ H e jn a ł" , r e d a g o w a n y m p r z e z A g n ie s z k ę i J a n a P ilc h ó w . Z a z n a c z a m y , że z p i s m e m te r n n ic n a s n i e łą c z y ( c h y b a to ty lk o , że w y c h o d z i o n o r ó w n i e ż w W iś le ) — i n a s p o s ó b r e d a g o w a n ia te g o ż p i s m a n i e m a m y a b s o lu t n ie ż a d n e g o w p ł y w u ! W s z e l k ą t e d y k o r e ­ s p o n d e n c j ę z te r n z w i ą z a n ą p r o s i m y w p r z y s z ło ś c i k i e r o w a ć w p r o s t d o r e d a k c j i

„ H e j n a ł u “ .

* P r z y p o m i n a m y n a s z y m C z y te ln ik o m , a b y w e w ł a s n y m i n t e r e s i e z a łą c z a li w l i s t a c h z n a c z k i n a o d p o w ie d ź , j e ż e li o d p o w ie d ź t ę c h c ą o tr z y m a ć .

* Z w r a c a m y r ó w n ie ż u w a g ę , że k r ó t k i e n o t a t k i n a o d w r o c ie b l a n k i e tó w P K O . w s p r a w i e c e lu , w z g lę d n ie t y t u ł u w p ł a ty , w o ln e s ą o d o p ł a t y p o c z to w e j.

* D o n u m e r u n i n ie j s z e g o d o ł ą c z a m y b l a n k i e t y P . K . O. i p r o s i m y o w p ł a c a n i e p r e n u m e r a t y z a d r u g i k w a r t a ł . Z a u p o m n i e n i a lic z y ć b ę d z ie m y o d t ą d 15 g ro s z y .

* P o s z u k iw a n e k s ią ż k i: „ K a m ie ń m ą d r o ś c i “ L a r s e n a ; „ E l i k s i r Ż y c ia " i „ M a g o ­ w ie “ k r y ż a n o w s k i e j ; „ K u ś w i a t ł u “ i „ W ie c z o rn e b l a s k i “ Z o f ji H a r t h i n g ; „ Z a n o m “ L. B u l w e r a . — K to b y c h c ia ł k s ią ż k i t e o d s tą p i ć l u b te ż z a m i e n ić z a i n n e , z e c h c e s ię z w r ó c ić l i s to w n ie d o R e d a k c ji „ L o to s u " .

* W n a jb l i ż s z y c h n u m e r a c h „ L o to s u “ r o z p o c z n ie m y d r u k p r a c y R . A s s a g io li, d y r e k t o r a I n s t y t u t u K u l t u r y i T e r a p j i P s y c h ic z n e j w R z y m ie p. Ł: „O d p s y c h o ­ a n a liz y d o p s y c h o s y n t e z y “ , w a u to r y z o w a n y m p r z e k ł a d z i e T o m ir y Z o r i. P r a c a t a , p r z e c i w s t a w i a j ą c a s ię p s y c h o a n a l iz i e F r e u d a , w y w o ła n a p e w n o w ś r ó d n a s z y c h C z y te ln ik ó w w i e lk i e z a in t e r e s o w a n i e .

* W k w i e tn i o w y m n r z e „ L o to s u " r o z p o c z n ie m y r ó w n i e ż d r u k p r a c y T o m ir y Z o r i o n o w y c h o d k r y c i a c h n a u k o w y c h n a t e m a t ż y c ia , a r c h i t e k t u r y i k u l t u r y ta j e m n i c z e g o s z c z e p u M a y ó w . B ę d z ie to b . c ie k a w y d o d a te k d o h i s t o r j i A tl a n t ó w , o p i s a n e j o b s z e r n ie w „ E w o lu c ji l u d z k o ś c i “ C h o d k ie w ic z a .

73 80 85 89 93 96 100 103

(3)

Rocznik V

II W U I! f| O U.

M arzec

3 / / L L u li U U fi//

M iesięcznik p o św ięco n y ro z w o jo w i i k u ltu rz e życia w e w n ę trzn e g o , o ra z w a rto ścio m tw ó rc z y m p o lsk ie j m yśli tra n s c e n d e n tn e j.

S Y N T E Z A W I E D Z Y E Z O T E R Y C Z N E J O r g a n T o w . P a r a p s y c h i c z n e g o im . J u l j a n a O c h o r o w ic z a w e L w o w ie

R e d a g u j e J. K. H a d y n a , W is ł a , Ś l ą s k C ie s z y ń s k i.

„Porwać ogień strzeżony, zanieść w ojczyste strony to c e l. . . “

St. Wyspiański R J . M o czu lski (W a rsza w a )

O „kam ieniu filozoficzn ym “ średniow iecznych alchem ików

cz y li o o d ro d z e n iu w e w n ę trz n e m człow ieka.

G d y zastan o w im y się głębiej nad tra k ta ta m i alchem ii średniow iecznej i w nikniem y w isto tn ą ich treść, u k ry tą pod sza tą za w ikłanej sym bolistyki zew nętrznej, w ów czas niew ątpliw ie dojdziem y do przekonania, że w w ięk­

szości są to raczej tra k ta ty iilozoficzne, niew iele m ające w spólnego z alchem ią w jej znaczeniu ogólnie p rzy jętem . Nie m ożna teg o oczyw iście uogólniać, istnieje bowiem wiele książek tra k tu ją c y c h w yłącznie ty lk o o alchem ii egzo- tery czn ej, jednak dzieła pow ażniejszych alchem ików , a szczególnie m istyków teg o okresu, są raczej pew nego rod zaju kry p to g ram em , u k ry w ający m pod m aską sym boli alchem icznych głębszą tre ść ezoteryczną.*)

N ależy p rzy p u szczać, że ideologia u k ry ta w ty c h stary ch tra k ta ta c h od- zw ierciad la rów nież poglądy ów czesnych różokrzyżow ców , bowiem w iększość czołow ych alchem ików ty ch czasów należała do Zakonu. Nie od rz e cz y więc będzie zapoznać się z nią bliżej, co niew ątpliw ie ułatw i n asze badania. C ie­

kaw e m a te ria ły w tym kierunku zn ajd u jem y u D. S tran d e n ‘a.**) A utor ten pisze w sposób n a stę p u ją c y : „W tajem niczenie człowieka p rzed staw ian e je st przez alchem ików w form ie a le g o ry j jak o proces p rzy g o to w y w an ia kam ienia lilo zoiicznego. I rzeczyw iście, zasta n a w iają c się n a d tą spraw ą, nie trudno sp o strzec analogię, ja k a pom iędzy tem i dw om a p ro cesam i w ystępuje. W ta ­

*) P a t r z : O s w a ld W ir t h , „L e S y m b o lis m « H e r m e t iq u e " , G e o rg W e llin g , „ O p u s M a g o -C a b a lis tic u m e t T h e o s o p h ic u m “ , H a m b u r g 1735, c z ę ś ć I II , § 11— 19. D r F r . M a a k , „ Ü b e r S t r u k t u r u n d K o n s t r u k t i o n v o n G e h e im s y m b o le ń u ( a r t y k u ł y d r u ­ k o w a n e w 1903 r . w w i e d e ń s k i m p i ś m ie „ G n o s is “). G u id o L is t, „ D ie B i l d e r s c h r i f t d e r A r i o - G e r m a n e n “.

**) D. S t r a n d e n , „ H e r m e t y z m “, s t r . 19— 43.

73

(4)

jem niczenie będące odrodzeniem duchow em człow ieka poprzez ogień dośw iad­

czeń i prób życia da się łatw o zilustrow ać w form ie p rzem ian y pierw iastków niższych poprzez ogień w złoto.“

Ten sam S tran d en pisze d alej: „W ied za e zo tery czn a podaje nam dw a ro d zaje w tajem niczenia. Jeden z nich m a c h arak ter p o zy ty w n y , m ęski (do- rycki), drugi n ato m iast n eg aty w n y , żeński (joński). Ten o statn i polega na sztucznem budzeniu ośrodków psychicznych w człowieku. W edług alchemików, ja k rów nież nauk W schodu, droga ta nie je s t w łaściw a, a raczej niebezpieczna.

Umożliwia bow iem przeniknięcie w św iat a stra ln y ludzi, k tó ry ch poziom m o­

ra ln y i duchow y nie je st d o stateczn ie w ysoki. W rezu ltacie m ogą oni w ejść na błędną drogę i stać się n arzędziem dla sił d e stru k ty w n y ch , ze szkodą dla innych i w łasnego rozw oju. N atom iast dro g a p o zy ty w n eg o w tajem niczenia chroni człow ieka p rzed tern niebezpieczeństw em , uzależniając rozw ój zdol­

ności nadnorm alnych od rozw oju m oralnego i duchow ego. D rogę tę m ożem y sch a ra k te ry z o w ać w sposób n a stę p u ją c y : początkow o uczeń m usi się całko­

w icie zm ienić pod w zględem m oralnym , m usi znaleźć w sobie w szy stk ie słabe i ujem ne stro n y ch arak teru , w ykorzenić je w y trw a łą p racą, aby p rzez to ro z­

w inąć w sobie c h a ra k te r b ard ziej doskonały. R ów nolegle do tego procesu oczyszczenia m oralnego, ety czn eg o i duchow ego postępuje rozw ój zdolności psychicznych, uzależniony w zupełności od p rzem ian y w ew nętrznej człow ieka i złączony harm onijnie z rozw ojem zdolności nadnorm alnych.

B ad ając tra k ta ty alchem iczne m istyków średniow iecza widzim y, że dw a teg o rod zaju w tajem niczenia b y ły im dobrze znane. W iern i jednak swej z a sa ­ dzie nauki zapom ocą sym boli, p rz e d sta w ia ją je w form ie a le g o r y j: jak o

„ m o k ry ” i „ suchy” sposób przy g o to w an ia „kamienia filo zo ficzn eg o ”. Szcze­

góły doty czące ty c h dwu rodzajów p rocesu alchem icznego w y k azu ją jasno, co m ieli w łaściw ie na m yśli ich a u to rz y , z g ad z a ją się one rów nież z w skazów kam i w ied zy w schodniej i nauk o k u lty sty czn y ch Zachodu.

D roga w tajem niczenia człow ieka w szkołach w schodnich dzieli się na trz y z asad n icze e ta p y : 1. stopień etyczny, 2. stopień techniczny, i 3. stopień „m i­

s trz a “. Zadaniem stopnia pierw szego je st w yrobienie w uczniu należy teg o po­

ziom u etycznego i m oralnego. Te nowe cechy bardziej doskonałego c h arak teru m uszą się sta ć n ierozłączną częścią n a tu ry ucznia. W daw nych m isterjach Zachodu stopień ten n azw any b y ł „purificatio”, g d y ż oczyszczając neofitę um ożliw iał m u przejście do n astępnego stopnia, zw anego „ illum inatio”, w k tó ­ ry m następow ało „ośw iecenie“ ucznia, w prow adzenie go w a rk a n a w iedzy.

Na o statn im stopniu oczekiw ała ucznia „doskonałość“ m istrz a — jednia m i­

sty cz n a z Bogiem , ta k zw ana , m i o m y stic a ”.

P ie rw sz y stopień w alchem ji p rzed staw io n y b y ł aleg o ry czn ie jako „p raca p rz e d w stę p n a “, poleg ająca na „o czyszczeniu m aterji pierw o tn ej“ z w szelkich naleciałości i dom ieszek. W spom niana tajem nicza „ m a te rja p ierw o tn a“ je st w edług alchem ików nieodzow ną dla „W ielkiego P ro ce su fab ry k acji z ło ta“

i zn ajduje się w szędzie. J e s t to więc sym bol ludzkości, g d y ż k ażd y człowiek je s t tą m a te rją pierw otną, z k tó rej m ożna s tw o rz y ć „złoto“ ducha. Alchem icy jed n ak pod k reślają, że nie w szelka m a te rja pierw o tn a n a d aje się do tego p ro ­ cesu, trz e b a ją um iejętnie znaleźć i w y b rać, podobnie i w k ażd y m człowieku zn ajd u je się w ew nątrz isk ra ducha, jednak nie k a żd y n a d aje się do w tajem ni­

czenia, z w ielu chętnych ty lk o g a rstk a je st zw ykle w ybrana.

74

(5)

B ad ając w ten sposób dalej „W ielki P ro ce s“ alchem ików , widzim y, że

„ m a terja pierw o tn a“ odpow iednio oczyszczona od w szelkich dom ieszek, zo­

staje n astępnie um ieszczona w ta k zw anym J a j u filo zo ficzn ym ", to je st szkla­

nym naczyniu h erm ety czn ie zam k n ięty m ; poczem z o staje p o ddana działaniu silnego ognia. P o d jej w pływ em „ m a terja pierw o tn a“ zac z y n a się „rozkładać“

p rzechodząc stadjum „gnicia“. N astępnie czern ieje i częściow o ulatnia się, sk rap lając się n astępnie w górnej części naczy n ia i ściekając na tw a rd ą pozo­

stało ść w dole. D rogą takich w ielokrotnych d e sty lacy j-o czy szczan ia, m a te rja pierw otna zac z y n a świecić. K olor cza rn y zam ienia się początkow o w szary , a b y następnie poprzez w szy stk ie kolo ry tę c z y dojść do koloru śnieżno-białego.

D opiero jednak ukazanie się koloru czerw onego (w ystępującego po kolorze białym ) je st oznaką, że kam ień filo zo fic zn y je st gotow y. P ro ces ten nie koń­

c zy się w tern stad ju m , lecz trw a dalej, p rzy czem w szy stk ie fa z y są pow tó­

rzone trzy k ro tn ie. Bow iem u z y sk a n y po raz pierw szy kam ień filozoficzny nie je st nim jeszcze w łaściwie, je st to tylko ta k zw ane „lek arstw o pierw szego sto p n ia“. D opiero g d y przejdzie ono jeszcze dw ukrotne pow tórzenie całego procesu, s ta je się praw dziw ym kam ieniem filozoficznym , któ reg o naw et nie­

wielkie ilości m ogą przem ienić m etale nieszlachetne w złoto.

J a k widzim y, w całym ty m procesie alchem icznym w y stęp u ją trz y fazy, któ re stanow ią w y raźn ą analogję do trzech stopni w tajem niczenia. O siągnięcie m istrz o stw a — „kam ienia filozoficznego“ je st zakończeniem p rocesu alchem ji egzo tery czn ej i duchow ej. C za rn y kolor m a te rji pierw otnej, jaki p rz y b ie ra ona n a początku procesu, je s t sym bolem tego stopnia nieśw iadom ości i niew iedzy, w jakim zn ajduje się neofita, szu k a ją c y w tajem niczenia. A do w tajem niczenia teg o je st gotów ten tylko, k to zd aje sobie spraw ę z bezsilności sw ego rozumu w obliczu wielkich zagadnień d ręczących ludzkość od wieków, a jakie staw ia m u życie; kto cierpi, nie m ogąc pogodzić w y ższy ch ideałów z o ta c za ją cą go rzeczy w isto ścią; kto zdaje sobie spraw ę z bezsilności nieopanow anej woli ludzkiej w w alce z niższą n a tu rą człowieka. Głód w iedzy, g o rączk a służenia i żelazn a w y trw ało ść, oto cechy, jak ie winien posiadać k an d y d at do „wiel­

kiego p ro cesu “.

U m ieszczenie m a te rji pierw otnej w „jaju filozoficznem “ je st sym bolem konieczności w głębienia się w siebie sam ego w celu poznania swej w ew nętrz­

nej isto ty duchow ej i odgrodzenia się od św iata zew nętrznego zm iennych form.

Poszczególne fa z y „W ielkiego Procesu,, są sym bolem różnorodnych faz życia ludzkiego n a ścieżce w iodącej do w tajem niczenia, poprzez „ogień“ dośw iad­

czeń k ształtu jący ch n asz c h arak ter, a nieodzow nych dla w yrobienia sobie cech w arunkujących pow odzenie w tej p ra c y . Sym bolem tego są w ielokrotne d y sty - lacje, któ re stopniow o elim inują z n a tu ry neofity w szy stk ie cechy niepożądane, jak ie m ogą stać się przeszk o d ą w jeg o dalszej, bardziej głębokiej p ra c y du­

chow ej. Zm iana b arw m a te rii pierw otnej p rzed staw ia aleg o ry czn ie fa z y p sy ­ chologiczne, p rzez jak ie przechodzi uczeń. I ta k jego pierw o tn y kolor „cz a rn y “, b ędący sym bolem niew iedzy i niższej n a tu ry człowieka, stopniow o się roz­

jaśnia, p rzechodząc w końcu w kolor biały, b ędący sym bolem czy sto ści ducho­

w ej i m oralnej. T o stopniow e „prześw ietlenie“ człow ieka je st rezu ltatem coraz silniejszego działania w ew nętrznego św iatła jego ducha, któ re nie m ogło p ro ­ m ieniow ać po p rzez grubą i ciem ną daw niejszą pow łokę fluidyczną. Różne kolory, p rzez jakie przechodzi m a te rja pierw otna w czasie procesu, sym boli­

zu ją jednocześnie p o stęp u jący rozw ój w łasności psychicznych. Na niższym 75

(6)

stopniu rozw oju będzie to np. intuicja, n a w yższym — jasnow idzenie, d a r pro­

roczy, w łasności uzd raw iające i t. p.

Pojaw ienie się koloru czerw onego w pierw szym stad iu m „ le k arstw a pierw ­ szeg o stopnia“ (czy też pierw szy stopień „purificatio“ — ucznia) sym bolizuje osiągnięcie p rzez w tajem niczanego istotnego sam opoznania, p rak ty czn eg o poznania sw ego nieśm iertelnego w ew nętrznego „ Ja “, obudzonego ju ż w uczniu, o ra z obudzenie dzięki tem u ośro d k a woli, zdolnej panow ać n ad osobistem u niższem i popędam i. O siągnąw szy ten stopień, uczeń gotów ju ż je st do w ejścia na dro g ę w iodącą do stopnia drugiego (pow tórny proces d y sty la cji m a te rii pierw otnej). W reszcie n astępuje trzeci i o statn i stopień, g d y uczeń osiąga m istrzostw o, co je s t znów sym bolizow ane p rzez trzecią d y sty la cię , doprow a­

d zającą do praw dziw ego kam ienia filozoficznego.

Technika p rocesu przy g o to w an ia kam ienia filozoficznego, tak ja k go opi­

s u ją alchem icy, d a się podzielić na trz y zasadnicze fazy , a m ianow icie:

]. oczyszczanie soli, 2. k o ag u lacja (zgęszczanie) rtęci, o raz 3. um acnianie siarki. N azw y te jed n ak są ty lk o sym bolam i. 1 ta k sól, rtęć i siark a sym bo­

lizu ją: 1. cielesną i psychiczną n a tu rę człow ieka — jego osobowość zmienną, 2. św iadom ość kosm iczną (nadśw iadom ość) i 3. w olę in icjaty w y naszeg o w y ż­

szeg o „ J a “.

W takiem pojęciu trz y te fazy procesu alchem icznego p o legają n a : o czy ­ szczan iu „soli“ — osobowości człow ieka; zgęszczaniu „ rtęci“, czyli rozw i­

jan iu nadśw iadom ości i w końcu, um acnianiu „siark i“ — czy li um acnianiu woli w y ższeg o „ J a “. N iew ątpliw ie znaleźlibyśm y jeszcze w iele innych znaczeń tych nazw , jednak bardziej szczegółow a ich analiza w y szłab y poza ra m y niniej­

szej p ra c y , m ożem y jednak stw ierdzić, że sym bolika alchem iczna poza form ą zew n ętrzn ą k ry je w sobie znacznie głębsze znaczenie w ew nętrzne.” )

W spom niane trz y fa z y „W ielkiego P ro ce su “ odpow iadają ściśle trzem stopniom „w tajem niczenia“. Zadaniem ucznia pierw szego stopnia (etycznego) je st bowiem oczyszczenie sw ej osobowości tak , ab y s ta ła się ona bardziej po d atn a dla w pływ u ducha (znalezienie w sobie sam y m św iatła duchowego).

Zadaniem p o d m istrza (stopnia technicznego) je s t naw iązanie k o n tak tu ze sw oją n a tu rą w y ższą, w yrobienie w sobie um iejętności n aw iązyw ania kon­

ta k tu ze św iadom ością kosm iczną, przysw ojenie sobie i rozw inięcie m ądrości stą d w yp ły w ającej (przysw ojenie św iatła); i w końcu, p rzejaw ianie w pływu n a otoczenie w celu ro z szerzan ia św iatła. Na ty m stopniu uczeń uzyskuje m ożność w ydzielania sw ego ciała a straln eg o i posiłkow ania się ośrodkam i psychicznem i. Zadaniem m istrza je st um ocnienie w sobie zdobytego św iatła w ew nętrznego i ta k silne zjednoczenie w łasnej w oli z W olą B oską, ab y każdy, k to się z nim sty k a, m ógł o dczuw ać p o tę ż n y w pływ jego, doskonalej już, oso­

*) V id e : A l b e r t P o is s o n , „ t ł i ć o r i e s e t S y m b o le s d e s A l c h im i s t e s “, P a r i s 1891;

te g o s a m e g o a u t o r a : „ C in q T r a i t e s d ’A lc h im ie d e s p l u s G r a n d s p h ilo s o p h o s " , P a r i s 1889; I. J o l i v e t C a s te lo t, „ L a S c ie n c e A lc h im i q u e “ , P a r i s 1904; B e r th e l o t,

„ L e s O r ig in e s d e 1’A lc h im ie “ , P a r i s 1885, o r a z „ I n t r o d u c t i o n ä l 'f i tu d e d e l a C h i- m ie d e s a n c ie n s e t d u M o y e n -A g e " , P a r i s 1889, o r a z „ L a C h im ie a u M o y e n -A g e “, P a r i s 1893; S c h m ie d e r , „ G e s c h ic h te d e r A lc h e m ie “, H a l le 1837; v . H a r lo t s , „ J a k o b B o e h m e u n d d ie A lc h im is te " , o r a z s t a r e t r a k t a t y a lc h e m ic z n e : „ D e r H e r m e t is c h e T r i u m p h “ ( ró w n ie ż i s t n i e j e [ B e r l i n 1870] t ł u m a c z e n i e f r a n c u s k ie ) , „ D ie S o n n e v o n O s t e n “ (1873 — i s t n i e j e r ó w n ie ż n o w s z e w y d a n i e J o h . S c h e ib le , S t u t t g a r t 1866),

„ D ie G o ld e n e K e t te H o m e r s “ (n o w e w y d a n i e z r . 1905. K a r l R o h m . L o r c h , z u w a ­ g a m i D r a F . M a a c k ’a ).

76

(7)

bowości i dzięki tem u staw a ł się sam lepszy, doskonalszy, czy ściejszy i szla­

chetniejszy. M istrz je s t więc już w całej pełni „Kamieniem Filozoficznym “, przem ieniającym „m etale nieszlachetne“ w „złoto“. Ja k w idzim y, ten wielki proces Alchemji u k ry w a w sobie znacznie głębsze i szersze znaczenie.

Nie bez pow odu alchem icy nazyw ali swój kam ień „filozoficznym “ lub też „kam ieniem m ędrców “. Już sam a ta nazw a w skazuje, że mieli oni na m yśli kam ień zupełnie innego rodzaju. P raw dziw i alchem icy różokrzyżow i in te re ­ sow ali się najm niej sp raw am i c zy sto chem icznem i, choć ich bynajm niej nie lekcew ażyli, czego dow odem je st b o g ata spuścizna naukow a, jak a po nich zo stała. Jed n ak głów nym ich celem b y ł człowiek i jeg o rozw ój na drodze w io­

dącej do w tajem niczenia. P o d m ask ą n om enklatury chem icznej i opisów ró ż­

nych procesów alchem icznych rozw ijali oni teo rje filozoficzne, psychologiczne i kosm ologiczne, o k tó ry ch w ty c h czasach trudno było m ówić o tw arcie w ję­

zy k u dostępnym dla każdego.

„P raw d ziw a tra n sm u ta cja m etali je st sztu k ą um ysłow ą“ — głosi s ta re przysłow ie alchem iczne. J e s t ono d la n as te ra z zrozum iałe, k ry je bowiem w sobie m yśl daw niej ujaw nioną ty lk o nielicznym i w y branym . „K am ień Filo­

zoficzny“ je s t więc przed ew szy stk iem czynnikiem , pozw alający m na zam ianę jednego stan u um ysłow ego c zy też em ocjonalnego na drugi. C hodzi tu jednak nie o zw ykłe stan y um ysłow e, a o stan św iadom ości zw ykłej o raz św iado­

mości kosm icznej, dzięki k tórej człow iek s ta je się panem sw ego św iata ducho- chow ego i o d ra d z a się pod w zględem duchow ym . O siągnięcie tej „nadśw ia­

dom ości“, dokonyw a się poprzez „W ielki P ro ce s“ alchem ji ezo tery czn ej i je st celem w szystkich szkół ezo tery czn y ch W schodu i Zachodu.

Św iadom ość kosm iczna je s t św iadom ością w szechjedności, w spólnoty człow ieka ze w szy stk iem co ży je we w szechśw iecie. D oznanie tego stan u n ad ­ św iadom ości choćby ra z w życiu, zm ienia całkowicie człowieka, staje się on

„dw ukrotnie uro d zo n y m “, lub „zrodzonym z d ucha“. J e s t to „N arodzenie C h ry ­ stu sa “ w ew nątrz nas, o k tórem pisze św ięty P aw eł. „Kamień Filozoficzny“

je st doskonałym sym bolem teg o stanu, a p ro ces tw o rzen ia K am ienia je st ścisłą an alo g ją rodzenia się nowego człowieka.

J a k w idzim y z pow yższych p rzykładów , najisto tn iejsze p ra w d y ok u lty ­ sty czn e b y ły dobrze znane alchem ikom średniow iecza, k tó rz y w sym bolice sw ych tra k ta tó w zam knęli obszern y sy stem filozofji ezoterycznej. C zytelnik obeznany z lite ra tu rą oku lty sty czn ą, stu d ju jąc te s ta re tra k ta ty alchem iczne, n a k a żd y m k roku sp o ty k a p ra w d y dobrze m u znane z innych źródeł. I ta k np.

alchem icy dobrze o rientow ali się w budow ie m a te rii i w szechśw iata, dow odem czego je st ich in te rp reta c ja słynnego zd an ia „T ablicy S zm arag d o w ej“ : „To co zn ajduje się w dole, je st analogiczne do teg o co znajduje się w górze, a to co je s t w górze, je st analogiczne do tego, co zn ajduje się w dole“. W ujęciu alchem ików atom m a te ria ln y je st an alo g ją sy stem u słonecznego. E lektrony ato m u o d g ry w ają bowiem rolę p lanet w iru jący ch w okół słońca. J e s t to pojęcie m ikrokosm osu i m akrosm osu, k ry ją c e w sobie w ielką praw dę, dopiero obecnie docenianą p rzez now oczesną naukę. Jed n ak p ra w d a ta b y ła znana już alchem i­

kom n a rów ni z w iedzą o jedności m a te rji i t. d. Ilu stracją tej w ied zy będzie tłum aczenie alchem ików drugiego zdania tab licy sz m a ra g d o w e j: „Słońce jej ojcem , a księżyc m a tk ą “. Słońcem w ujęciu alchem ików je s t „sia rk a “, a księ­

ży cem „ rtęć“ w ich znaczeniu ezo tery czn y m . N ależy bow iem zaw sze pam iętać, ż e siark a, rtęć i złoto nie m ają nic w spólnego z p ierw iastkam i chem icznem i.

77

(8)

A lchem icy-herm etyści w y raźn ie p o dkreślają to we w szystkich sw ych pracach, lub też z w ra ca ją na to uw agę w sposób aleg o ry czn y .

W edług alchem ików istnieją we w szechśw iecie trz y uniw ersalne z asad y , będące po d staw ą w szystkiego, z czem się sp o ty k am y w p rzejaw ionym w szech­

świecie. T rz y te z a s a d y w n o m enklaturze alchem icznej noszą n a zw y : siarki, rtęc i i soli. P o d nazw am i tem i alchem icy ukryw ali n astęp u jącą ideologię: ro z­

p a tru ją c jakikolw iek obiekt, niezależnie od teg o c zy to będzie słońce, atom , człowiek, lub zw ierzę, zaw sze stw ierdzim y fakt, że by t tego obiektu składa się z trzech zasad n iczy ch elem entów : 1. energii, tego lub innego rodzaju, z w iązanej z danym obiektem , a zaczerpniętej z ogólnego zap asu energii kosm icznej i um ożliw iającej mu przejaw ienie się w sposób określony, o raz na reagow anie na w pływ y otaczająceg o go środow iska (siarka)-, 2. z wpływ ów niższem i popędam i. O siągnąw szy ten stopień uczeń gotów już je st do w ejścia zew nętrznych, nadchodzących do dan eg o obiektu i budzących w nim św ia­

dom ość takiego lub innego rod zaju (rtęć)-, 3. o raz z s z a ty zew nętrznej, ciała m aterialn eg o , k tó re je st rezu ltatem w zajem nego działania ty c h dwu, biegu­

now o różnych w stosunku do siebie, en erg ii: w ew nętrznej i zew nętrznej. J e s t to więc jak b y tw ór ich w zajem nej neu tralizacji (sól). W ola człow ieka i w szel­

kiego ro d zaju e n erg ia p rz e ja w iają c a się w ew nątrz niego je st „ sia rk ą “, w pływ y zew nętrzne, n adchodzące do człow ieka z zew nątrz, z o taczająceg o go K osm osu i budzące jego świadom ość niższego i w yższego rodzaju, to jego

„ rtę ć “, a organizm fizyczny, b ęd ący rezu ltatem działania ty ch dw u energii — jeg o ciało — to „sól“.

S to su jąc po w y ższy schem at do atom u m aterialn eg o znajdziem y, że

„sia rka “ będzie e n erg ią u k ry tą w ew nątrz atom u (a e n erg ia ta je st b ard zo w ielka, jak to u staliły o d k ry cia naukow e o statn iej doby). „R tęć" — to pole e lek tro -m ag n ety czn e o ta czające k ażd y obiekt m a terialn y , poprzez k tó re p rze­

p ły w a ją w szelkiego rodzaju siły kosm iczne d ziałające na atom . „Sola" będzie m a te ria ln e ciało ato m u sk ład ające się z elektronów . Z p ra c alchem ików średnio­

w iecza m ożna w yw nioskow ać, że byli oni zw olennikam i św iatopoglądu e n erg e­

ty czn eg o , k tó ry dopiero niedaw no w yw alczył sobie praw o o b y w atelstw a w now oczesnej fizyce. I ta k w edług alchem ików m a te ria je st tylko złudze­

niem naszy ch zm ysłów , w ynikającem z działania energii. M ate ria jak o tak a nie istnieje, a je st ty lk o form ą uniw ersalnej energii, k tó rej szybkość w ibracyj stanow i o takiej lub innej form ie m a te rii w idzialnej d la oka. P raw d ę tę z n aj­

du jem y w słow ach słynnej T ablicy Szm aragdow ej, gdzie pow iedziane je s t:

„ w szy stk ie rzeczy z o sta ły zrodzone z tej jednej istotności (rzeczy )“. D alej znów sp o ty k am y się z n astępuiącem zd an iem : „siła jej (tej jedynej rzeczy ) p o zo staje niezm ieniona, gdy p rzem ienia się w ziemię (m a te rię )“.

P o g ląd ten je s t całkow icie zgo d n y z najnow szym i p rądam i w nauce, w edług których, k ażd a c zą stk a m a te rii p o siad a w sobie ogrom ne w p ro st z ap asy en erg ii m iędzyatom ow ej. Jeślib y śm y tylko umieli rozbić atom , tern sam em z d obylibyśm y niew yczerpane źródło energii. N ow oczesne te o rie naukow e o energii atom u są rezu ltatem b ad ań n ad radio ak ty w n o ścią m a te rii i całkow i­

cie idą po linji rozum ow ań alchem ików . G dybyśm y jeszcze bardziej zagłębili się w tr a k ta ty alchem iczne, to niew ątpliw ie znaleźlibyśm y w iele innych praw d, k tó re dopiero obecnie s ta ją się zdobyczą nauki. J e s t rze cz ą niew ątpliw ą, że sam a rad io ak ty w n o ść i elek try czn o ść b y ły znane alchem ikom , choć m oże nie p otrafili się oni niem i posługiw ać c zy te ż ujaw nić. Z najdujem y bowiem w ich

78

(9)

p racach stale w zm ianki o „w ew nętrznym ogniu“, k tó ry „nie opala palców “, o ogniu „m ędrców “, k tó ry przed staw io n y je st jak o „ eter i św iatło połączone w jedno“. Ireneusz P h ilale ta n azy w a to „w ew nętrzne św iatło“, lub ogień eterem , p rzy czem tłum aczy pochodzenie słow a eter od słów g re c k ic h : żel — zaw sze i łHpfrdę — ciepły. W jego ujęciu e te r je s t więc „w iecznem źródłem ciepła“. N ow oczesna nauka uw aża rad za takie w łaśnie w ieczne źródło energii cieplnej. W spom niany P h ilaleta porów nyw a każde ciało m aterialn e z la ta r­

nią ociem nioną czarnem i szybam i, w ew nątrz k tó rej pali się ogień — św iatło niew idoczne dla oczu ze w zględu na grubość m a te rii go otaczającej. „Trudno b ad ać bez zdum ienia b lask i niezw ykle świecenie naszej m a te rii ziem skiej“ — pisze ad ep t C laude G erm ain.*) Jed n ak alchem icy w swem „ogniu" i „św ietle“

w idzieli zapew ne nietylko te prom ienie, jakie są zw iązane z radioaktyw nością, ale niew ątpliw ie mieli na m yśli w szelkie inne prom ienie niew idzialne, a więc m iędzy innem i i elektryczność. Jeśli więc sp o ty k am y w p ra c y alchem ika P erneta**), takie zdania, ja k np„ że ten „ogień“ je s t „ogniem niebieskim , p rze­

n ik ający m w sz y stk o “, że on „w szystko niszczy i tw o rz y “, że „niszczy 011 w szystko, co je st n ieczy ste w w odzie i zm ienia sam ą n atu rę w o d y “, że „oży­

w ia i ośw ietla ciała z nim zm ieszane", to niew ątpliw ie w skazują one, że znane m u b y ły c h arak tery sty c z n e p rz e ja w y elektryczności, tylko w y jaśn iając je, robił to w języ k u w ów czas zrozum iałym . P rzecież elektryczność znajduje się w szędzie. Od prądów e le k try czn y ch w ew nątrz ato m u zależy zespolenie się drobinek tw o rzący ch ato m y chem iczne. P rą d y w ysokiego napięcia topią me­

tale, n a ru sza ją c zespolenie ich cząstek. W idzim y w ięc, że elek try czn o ść może

„ tw o rzy ć“ i „niszczyć“. P rą d e le k try c zn y stery lizu je wodę, zabijając z n aj­

dujące Się w niej m ikroorganizm y, pozatem ro zk ład a ją na składow e elem enty,

„zm ienia w ięc n atu rę w o d y “.

Zagłębiając się dalej w p ra c e alchem ików m oglibyśm y niew ątpliw ie zn a­

leźć w iele jeszcze innych analogii d zisiejszy ch epokow ych w ynalazków . W k ażd y m jed n ak razie trz e b a p rzy zn ać, że znane im b y ły p o d staw y św iato­

poglądu ezoterycznego. T rz y z a sa d y alchem ików : „ rtęć“, „ sia rk a " i „sól“, są ty lk o sy m b o lem : um ysłu, en erg ji i m aterji. W filozofii W schodu te sam e trz y z asa d y n o szą nazw ę: C zitta , Prana i A ka sza . P rz y te m je st rzeczą znam ienną, że alchem icy odrzucali „sól“-m aterję, jak o sam odzielną zasad ę w szechśw iata, u w ażając ją jako pochodną innych, lub po p ro stu jako złudzenie.

Z atrzy m u jąc się ta k długo n ad ro zp atry w an iem św iatopoglądu średnio­

w iecznych alchem ików zrobiliśm y to z n astęp u jący ch w zględów :

a) po p ierw sze: zapoznanie się z ich ideologią ułatw ić nam może zrozu­

m ienie i ujaw nienie nauk głoszonych p rzez ró żo k rzy żo w có w ;

b) po d ru g ie : zilustrow ało nam to głębokość w iedzy ó w czesnych alche- m ików -różokrzyżow ców , k tó rz y w czasach ta k odległych doszli do opano­

w ania p o dstaw ow ych w iadom ości z dziedziny budow y m a te rji i w szech św iata;

c) po trz e c ie: stw ierdziliśm y, że w iedza e zo tery czn a ty c h alchem ików nie odbiega w niczem od zasad ideologii innych szkól ezo tery czn y ch . W ielkie p ra w d y e zo tery czn e głoszone p rzez tę szkołę, a o statnio rozpow szechniane przez Tow. Teozoficzne, doskonale b y ły znane różokrzyżow com średnio­

«) V id e : D r F e r d i n a n d M a a c k : „ Z w e im a l G e s to rb e n e . D ie G e s c h ic h te e in e s R o s e n k r e u z e r s a u s d e m X V I II J a h r h u n d e r t “ . S tr . 38—39.

**) P io b b , „ L ’f i v o l u t i o n d e l ’o c c u lt is m “.

79

(10)

w iecza, co je st n ajlepszym dow odem ich bezpośredniego k o n tak tu ze źródłem tej w iedzy.

Niew ątpliw ie, ta k jak p raw d a je s t jedną, ta k i źródło, z k tó rej ona w y­

pływ a, m usi b yć w konsekw encji jedno, św iato p o g ląd e zo tery cz n y w swej istocie je st więc zaw sze jeden i ten sam , różni się ty lk o w form ie, w jakiej je st podaw any ludziom. D latego też zaw iła sym bolika alchem ików k ry je w sobie te sam e p raw d y , jakie podane nam zo sta ły p rz y końcu ub. stulecia jako rew elacje nauki W schodu. N iew ątpliw ie na świecie istnieją różne ośrodki w tajem niczenia człowieka, utrzy m u jące bezpośredni kon tak t z w ieczystym źródłem p raw d y , k tó re n i e j e s t m o n o p o l e m ż a d n e g o ś r o d k a . W y ch o d ząc z tak ieg o założenia nietrudno będzie przypuścić, że Zakon Różo- krzy żo w y był w łaśnie jednym z takich ośrodków , p racu jący m na odrębnym terenie swej ra sy , ta k jak szkoła w schodnia je st ośrodkiem p racu jący m wśród ludzi W schodu. Zaw iłość sym bolistyki alchem ików ró żokrzyżow ych b y ła p rz y ­ czyną, że p ra w d y p rzez nich głoszone, ta k długo nie by ły zrozum iane, stając się udziałem nielicznych tylko w tajem niczonych. D opiero rozpow szechnienie się ideologii teozoficznej, ułatw iło w łaściw e podejście do p rac alchem icznych i stw ierdzenie jedności, ja k a w y stęp u je pom iędzy naukam i W schodu, a w ie­

dzą alchem ików różokrzyżow ców ra s y białej. R óżnorodność form y te j jednej praw d y , uspraw iedliw iona je st ogrom ną różnicą, jak a w y stępuje w w arunkach ży cia i psychologii E u ropejczyka i Indusa. Rów nież i sy stem sam ej p ra c y w ta ­ jem niczenia m usi b yć różny i dosto so w an y do k o n sty tu cji psychofizycznej ty ch dwóch ta k b ard zo odrębnych ras. R óżnice te m ożem y przed staw ić sy m ­ bolicznie jak o górę, p o stokach k tó rej p row adzą różne ścieżki, w iodące na jej w ierzchołek. Po zo rn ie biegną one daleko od siebie, a sposoby podejścia pod tę gó rę są najzupełniej różne, dostosow ane są bowiem do w arunków istnie­

jący ch z każdej stro n y góry. Nie zm ienia to jednak w niczem faktu, że w sz y s t­

kie te ścieżki zb iegają się w jednym cen traln y m punkcie góry. W ędrow cy idący tą lub inną ścieżką m uszą jed n ak w rezultacie dojść do teg o sam ego celu.

A dam A bdank (K raków )

Przew roty w poglądach na w szechśw iat

II.

Pogląd m ech a n istyczn y.

C iąg dalszy.

B ad an ia en erg ii chem icznej w eszły na now ą drogę w skutek p ra c i o dkryć genialnego L avoisiera. Jeszcze Newton, ja k dow odzą jego pośm iertne papiery, poświęcił w iele sw ego cennego czasu bezpłodnym poszukiw aniom alchem icz­

nym . L avoisier n ato m iast p rzez konsekw entne stosow anie w agi chem icznej w y k ry ł w r. 1789 p r a w o z a c h o w a n i a m a t e r j i , k tó re stało się pod­

staw ą całej now ożytnej chem ji. To praw o, k tó re pow iadało, że p rzez żadne p ro cesy chem iczne nie m ożna m a te rji pow iększyć ani unicestw ić, zm ieniało

(11)

zupełnie d o k try n y alchem ików. U padla hipoteza flogistonow a, u w ażająca ogień za m a te rię i zrozum iano p ro cesy utleniania.

C iągły rozwój chem ji an alitycznej dokonał w yodrębnienia około 90 p ier­

w iastków z ogrom u istniejących w p rzy ro d zie połączeń chem icznych. P ie r­

w iastki z aś w y k a za ły pewne grupow e podobieństw a, będące w zw iązku z ich ciężarem atom ow ym . Te c iężary odnośnie do bardziej rozpow szechnionych i zn anych pierw iastków obliczył pierw szy D alton na początku XIX wieku i stw o rzy ł w ten sposób dalszą p odstaw ę dla rozw oju chem ji.

P o praw ie zachow ania m a te rii p rz y szła w pól wieku później kolej na analogiczne praw o w odniesieniu do energii. W ypow iedział je w r. 1842 R o b ert M ay er jako z a s a d ę z a c h o w a n i a e n e r g i i w sło w ach : „Sum a energii w e w szechśw iecie je st ilością stata." W śród tej stałej ilości energii odbyw ają się u staw iczne p rzem ian y jed n y ch jej form na drugie. Ciepło zam ienia się na ruch m as, ten ruch n a światło, glos, elek try czn o ść i odw rotnie. P rz y ty ch p rz e ­ m ianach żadna ilość energii nie ulega unicestw ieniu ani też żadnej nie p rz y ­ byw a. Panow anie tej z a sa d y we w szy stk ich zjaw iskach n a tu ry fizycznej udo­

w odnił H elm holtz w r. 1847.

C lausius, nieco później (r. 1850) opracow ując m echaniczną te o rję ciepła, w ypow iedział dalszą zasadę, iż cała e n erg ia w szechśw iata sk ład a się z energii odw racalnej, to z n aczy zam ienialnej na p racę i z energii nieodw racalnej, to je st takiej, k tó ra jak o ciepło w yprom ieniow ane lub z a w a rte w ciałach zim niej­

szy ch niż o taczające, już nie je st zdolną do w ykonania p racy . Tę n ieodw ra­

calną część energii nazw ał C lausius „ e n t r o p i ą “ czyli e n erg ią do w nętrza skierow aną. Rośnie ona stale we w szechśw iecie kosztem energji pierw szego rodzaju. T o zjaw isko zostało sform ułow ane jako dru g a z asa d a term odynam iki:

„Entropia d ą ż y we w szechśw iecie do sw ego m axim um ."

K onsekw encje teg o p raw a są niezm iernie doniosłe, albowiem zapow iada ono koniec w szechśw iata, jak o zb liżający się nieodzownie i nieuchronnie. Kiedy bowiem w skutek en tropii n astąp i zanik w szelkich różnic te m p e ra tu ry , to n a ­ stąp i zarazem zasty g n ięcie w szelkiego ruchu a tern sam em i życia.

Jeżeli ma nastąp ić koniec w szechśw iata, to nasuw a się p y tan ie, c zy był kiedykolw iek po czątek w szechśw iata. Na to p y tan ie odnośnie do naszego sy stem u słonecznego odpow iedział jeszcze w r. 1796 P io tr Laplace, m atem aty k i m echanik, w dziełach: „ W yk ła d sy ste m u św ia ta " , „M echanika niebios" (1799).

Zapom ocą b y stry c h w yw odów na drodze w y ższej m atem aty k i, k tórej z asad y podali już Newton i Leibniz, postaw ił on hipotezę, że w szy stk ie ciała naszego sy stem u słonecznego pow stały z o bracającej się kuli m gły, a to p rzez zgę- szczanie i odryw anie się pierścieni tej zgęszczonej m gły od głównej m asy . Te oderw ane pierścienie zw ijały się znow u w kule w irujące około sw ych osi i ob racały się rów nocześnie około głównej m asy , dając p o czątek planetom .

K w estii początku co do czasu Laplace nie ro z strz y g n ął. P rzy ją w szy olbrzym ią m gław icę k u listą z b a rd zo rozrzedzonej i lekkiej m aterji, m usiał p rz y ją ć także, iż w czasie niezm iernie i niew yobrażalnie odległym rozpoczął się w niej ruch obrotow y, k tórego p rz y c zy n a i p o czątek stanow ią zag ad k i nie­

poznaw alne. M ożna jed y n ie rozum ow ać, że ruch je st p ierw otną w łaściw ością m aterji.

81

(12)

Z kosm ogenicznych w yw odów L ap lace‘a w ynikała jednorodność m aterji, z k tó rej p o w stały św iaty. T ę jednorodność udowodnili dośw iadczalnie Bunsen i Klrchhoff (r. 1860), obserw ując rozszczepianie w p ry zm atach prom ieni św ia­

tła, w y sy łan y ch p rzez gw iazd y i bad ając ta k pow stałe w idm a. T a m etoda, n azw an a a n a l i z ą s p e k t r a l n ą , okazała się jednym z najw iększych trium fów now oczesnej fizyki. P ozw ala bowiem nie tylko poznaw ać, z jakich p ierw iastków składa się m a te rja badanej gw iazdy, lecz także, za pom ocą ta k zw anej z a sa d y Dopplera, w y k ry ć ruchy i o d d alania się gw iazd i m gław ic, będących na krań cach teleskopow ej w idzialności. T a zaś w idzialność zapom ocą d zisiejszy ch teleskopów w ob serw ato riach K alifornii sięga do odległości w y ­ noszących setki m ilionów la t św iatła.

P o tężn ą pom ocą w badaniu astronom icznych zjaw isk w szechśw iata stała się f o t o g r a f i a . W y n alezio n a w połowie XIX wieku p rzez N iepce‘a i D ag u erra osiągnęła ze skrom nych początków ta k ą techniczną doskonałość, iż s ta ła się jednym z n ajczulszych i n ajsubtelniejszych procesów chem icznych.

W zajem n e w spom aganie się analizy sp ek traln ej i fotografii um ożliwiło p o w sta ­ nie i rozw ój now ej nauki o fizycznych w łasnościach ciał niebieskich, zw anej a stro fizyka .

Do w spaniałych postępów m echanistyki, odnośnie do fizycznych i ch e­

m icznych własności w szechśw iata, d o łączy ły się od początków XIX wieku p o stęp y dokonane w dziedzinie zb ad an ia i s t o t o r g a n i c z n y c h i ż y c i a o r g a n i c z n e g o . F ran cu z L am arck w r. 1809 rzucił św iatło n a tw orzenie się i przek ształcan ie gatunków z form p ro stszy c h do bard ziej złożonych zapom ocą d z i e d z i c z n o ś c i i p r z y s t o s o w a n i a . Jeg o te o rja t r a n s f o r ­ m i z m u w y k azała, ja k zm ieniają się gatunki isto t żyjący ch , jeżeli są zm u­

szone ćw iczyć i stosow ać w życiu jedne o rg a n y a zaniedbyw ać inne. T e zm iany, doskonalenia i zaniki są n a tu ry m echanicznej, fizykalnej i chem icznej.

T e o rja L am arck a w płynęła na rozw ój m etod dośw iadczalnych w biologji. T e z aś, p o p a rte p rzez an ato m ję porów naw czą, doprow adziły do w ażnych o dkryć w dziedzinie poznaw ania kom órek ż y jący ch , ich k ształto w an ia się, w zro stu i rozw oju.

T e p o stępy i osiągnięcia stanow iły p rzy g o to w an ie do działalności nauko­

w ej K arola D arw ina, najw iększego p rz y ro d n ik a XIX wieku. W dziele: „O po­

w staw aniu gatunków drogą naturalnego ro zw o ju “ (1859) u zasadnił ponownie rozum ow o i m etodycznie ideje L am arck a i w ykazał, że głów nym i czynnikam i w rozw oju isto t ży jący ch są: w alka o b y t, k tó ra pozw ala istnieć ty lk o g atu n ­ kom najlepiej dostosow anym do w y m ag ań ośrodków ży cia i dobór n a tu ra ln y;

k tó ry w ty m sam y m gatunku d ąży do udoskonalenia typu średniego jednostek a niszczy ty p y sk rajn e. W r. 1871 w y d aje D arw in d zieło : „O pochodzeniu c zło ­ w ieka “, któ re s ta je się pod staw o w y m dla dociekań nad rozw ojem ludzkiego organizm u.

Z astosow anie fizykalnych m etod do b adania skorupy ziem skiej zaczyna się od Lyella, k tó ry w r. 1830 o p raco w ał „Z asady geologii“. N astęp u ją p race szereg u uczonych a ż do Suessa i P encka, k tó ry o p ierając się n a danych do­

św iadczalnych, usuw ają z nauki o ziemi hipotezy o c h arak terze cudowności lub nag ły ch k a ta stro fa ln y ch przem ian. Rów nocześnie p ostępujące nauki paleon­

tologii o ra z p e tro g ra fii w y kazują, iż skorupa ziem i p o w stała z zestalen ia się m a sy ognisto-cieklej i jej sk ry stalizo w an ia. N astępne działania pow ietrza, w ody i czynników m echanicznych pow odow ały p o w stanie sk ał o sadow ych

82

(13)

ora z ściąganie się i sfałdow anie skorupy ziem skiej w ciągu setek m ilionów l a t Również życie isto t o rganicznych zaczęło się od gatunków n ajp ro stszy ch i było funkcją pow staw ania na ziemi, w odzie i pow ietrzu odpowiednich w arunków rozw oju i takiej tem p eratu ry , k tó ra nie niszczyła życia.

Isto tą i przebiegiem życia zajęły się p rzyrodnicze n a u k i: biologia i fizjo­

logia, k tó re w y k azały , iż zjaw isk a życia odbyw ają się w p l a z m i e , będącej zespołem grup b i a ł k o w y c h , a więc zw iązków w ęgla, w odoru, tlenu i azotu, p rzy czem w ęgiel o d g ry w a rolę najw ażniejszą.

*

Zesum ow anie postępów , jakie k u lturalna ludzkość osiągnęła w wiekach XVII, XVIII i XIX na drodze rozw oju m echanistycznych odkryć, bad ań i teo ry j daw ało pod koniec XIX wieku w yniki, które m usiały zdum iew ać swoim ogro­

m em i doniosłością. W dziedzinie poznania p rz y ro d y każda jej gałąź rozw i­

nęła się i zysk ała znakom icie. F izy k a poznała jedność energji w wszechśw iecie, ich ustaw iczną g rę i przem ienność p rz y zachow aniu stałej ilości tak energji, ja k i m aterji o raz m asy. C hem ja p o znała w szy stk ie p ierw iastki i doszła do przekonania, że one p rzed staw iają n ajp ro stsz e ciała, w chodzące w skład m a­

terji a ich najm niejszem i cząsteczkam i są atom y. W ydoskonalono m etody zbliżania się do absolutnego zera te m p e ra tu ry (— 173") i przeprow adzono w stan s ta ły lub płynny n aw et najb ard ziej o p ierające się gazy.

Równolegle z poznaw aniem i u jaizm ianiem tajem nic p rz y ro d y szły o d k ry ­ cia, w ynalazki i zasto so w an ia techniczne, któ re zasadniczo zm ieniły sposoby ży cia ku ltu raln y ch narodów . M aszyna p aro w a zastąp iła m iljony rą k ludzkich w ciężkich p racach i pozw oliła przeb y w ać lą d y i oceany. P rąd n ic a elek try czn a złączona z turbiną p aro w ą lub wodną s ta ła się źródłem potężnej energji elek­

try czn ej, dającą św iatło, ciepło, siłę fizyczną i chem iczną. T eleg raf i telefon trium fow ały n a d czasem i p rzestrzen ią. O dkrycia chem iczne w zm ogły p otęż­

nie w y tw arzan ie plonów ziem nych p rzez naw ozy sztuczne, d a ły nowe środki żyw nościow e, jak cukier i zm n iejszyły cierpienia ludzkości, d o starcz a ją c m e­

dycynie setki lek arstw i środków do zabijania b a k tery j. Zm echanizow ane gór­

nictw o w ydobyło z głębi ziem i złożone tam n iegdyś p rzez en erg ję słońca z a p a sy term iczne w ęgla i nafty, któ re przerobione na gaz św ietlny lub benzynę um ożliw iły budowę lekkich a m ocnych m otorów spalinow ych, zastosow anych p rzez w iek XX do żeglugi pow ietrznej. H utnictw o m etali a zw łaszcza żelaza nadało wiekowi XIX c h arak tery sty c z n e piętno „m aszynow ego“.

W obec ty ch w yników zdaw ało się ludzkości p rz y końcu XIX wieku, że w szy stk ie kw estje, d o ty czące zag ad ek w szechśw iata, zo sta ły już ta k zbadane, rozjaśnione i rozw iązane, iż czasom następ n y m a zw łaszcza XX wiekow i nie­

w iele pozostanie do odkrycia. R aczej powinien on, k o rz y stając z poznanych sił p rz y ro d y , rozpocząć p racę nad uszczęśliw ianiem ludzkości.

Znaleźli się uczeni p rz y ro d n ic y i technicy n aw et św iatow ej sław y, jak B üchner, Haeckel, O stw ald, k tó rz y tw ierdzili, że ty lk o m ech an isty k a d aje nam rzeczy w iste objaśnienie zjaw isk w szechśw iata, g d y ż sp ro w ad za je do rz e cz y ­ w istych p rz y c zy n działania a więc do ślep ych i nieśw iadom ie d ziałających ruchów uw arunkow anych p rzez m aterialną tre ść ciał. C ały w szechśw iat je st ty lk o a re n ą dla ruchów w ypełniającej go m aterji. Te ru ch y zaś n ależy pojm o­

w ać jako ciągłe zm iany p o w staw ania i p rzem ijania, tw orzenia i rozkładu.

83

(14)

W ten sposób we w szy stk ich naukach p rzy ro d n iczy ch zap anow ały abso­

lutnie p r a w a m e c h a n i k i ujęte w m atem aty czn ą form e, jako bezw a­

runkow o w ażne, gdyż ich podłożem je st m e c h a n i c z n a p r z y c z y n o- w o ś ć . To znaczy, iż żadne zjaw isko, pojęte jak o skutek, nie p rzebiega bez p rzy czy n y .

To praw o przyczynow ości stało się g w iazdą przew odnią dla p rz y ro d n i­

ków w poznaw aniu zjaw isk.

Tern sam em m usiała odpaść celowość.

P y ta n ie , jaki je st cel zjaw isk, — w ich całej niezm ierzonej rozm aitości, zak resie i przebiegu, — stało się bezprzedm iotow em .

W edle m echanistycznego poglądu nie istnieją dla zjaw isk żadne w e­

w n ętrzn e popędy ani rozw ojow e podłoża jakościow ej n a tu ry i nie istnieje żaden w y ższy zw iązek, k tó ry b y je łączy ł i jednoczył. W szechśw iat je st zbio­

rem przy p ad k o w y ch skupień i grup złożonych z istnień pojedynczych, zaś bieg w szechśw iata je st bezplanow em n astęp stw em poszczególnych procesów . W obec tego nie m ają sensu takie p y ta n ia : „dlaczego po ru szają się ciała nie­

bieskie, k ry sta liz u ją m inerały, kw itną rośliny, rosną zw ierzęta, ży ją ludzie“?

N atom iast n ależy uznać, że każde zjaw isko je st f u n k c j ą czyli w spół­

działaniem i zależnością trzech w ielk o ści: m a t e r i i , c z a s u i p r z e ­ s t r z e n i .

M a t e r i a m a c h a r a k t e r c y k l i c z n y . Jej sta n y skupienia zm ie­

n iają się okresow o i skutkiem teg o jedne św iaty p o w stają a inne giną.

P r z e s t r z e ń m a b y t r z e c z y w i s t y , jak o rozciągłość tró j­

w ym iarow a.

C z a s m a również b y t rzeczy w isty czyli i s t n i e j e r e a l n i e . Jest on nieskończony i nieograniczony, nie m a początku ani końca.

T en zespół z a p a try w a ń , założeń i tw ierdzeń nad aw ał m echanistycznem u poglądow i na św iat c h a ra k te r d eterm in izm u , czyli w y z n a c z a l n o ś c i .

P rzy jm o w a ł bowiem, iż k ażd e zjaw isko zależy w ten sposób od innych zjaw isk, iż p rzez te inne zjaw isk a m ożna je w y zn aczy ć a więc w y k ry ć sto ­ sunki, jak ie zachodzą m iędzy rozw ażanem zjaw iskiem a tam tem i zjaw iskam i.

S tosunki te dadzą się w y razić m atem atycznie, jak o funkcje czyli zw iązki mię­

d zy w ielkościam i m aterji, czasu i p rz e strze n i (sy stem c, g, s = centym etr, gram , sekunda). W obec tego w e w szechśw iecie nie m a m iejsca ani na p rz y ­ padki, ani na cuda. W sz y stk o bow iem co się dzieje, w szy stk ie zdarzen ia czy zjaw iska są koniecznościam i, płynącem i z powodów do następ stw , z p rz y c zy n do skutków . O ile znam y te pow ody i p rz y c zy n y , o ty le m ożem y przew idzieć i ozn aczy ć n astęp stw a i skutki.

W konsekw encji d eterm in izm odnośnie do działań ludzkich m usiał z a- p r z e c z y ć istnieniu w o l n e j w o l i .

Jeżeli istnieje ścisły zw iązek m iędzy p rz y c zy n ą i skutkiem we w szy st­

kich działaniach, to u ludzi będących źródłam i działań nie istnieje wolna wola.

G d y bowiem w szy stk o w e w szechśw iecie je st koniecznością w sw ojem staw a ­ niu i dzianiu się, to i a k t y w o l i s ą rów nież k o n i e c z n o ś c i ą . W szak k a żd y tak i a k t woli je st w yzn aczo n y p rzez org an izację chcącej jednostki i p rzez w arunki o taczająceg o ją zew nętrznego św iata. T ym i w arunkam i, które zm u szają człowieka do takich a nie innych działań, są m iędzy innym i: dzie­

dziczność, w ychow anie, przy sto so w an ie do d anych okoliczności, w pływ śro­

dow iska, a w reszcie działanie człowieka zależy od najsilniejszego m otyw u.

(15)

Nim przem inął dum ny ze sw ych postępów wiek XIX, pozostaw iając swemu n a stę p c y zw ycięską i trium fującą m echanistykę, z aszły n iektóre o dkrycia w cichych pracow niach uczonych. Te odk ry cia m iały przy g o to w ać ludzkość do trzeciego przew ro tu w poglądach n a w szechśw iat.

K . Chodkiewicz (Lwów)

M ichał Nostradamus

C iąg dalszy.

2. Dar w ie sz c z y i pierw sze przepow iednie.

W swoim d arze w ieszczym w ypow iada się sam N ostradam us kilkakrotnie w swoich pism ach, a to w przedm ow ie do pierw szych 7-miu k siąg centuryj (list do sy n a C ezara), w przedm ow ie do trzech ostatn ich k siąg (list do H en­

ry k a Ii-go) i w p ierw szy m k w atrjen ie na początku pierw szej centurii.

W przedm ow ie do listu sw ego sy n a mówi N ostradam us o „objaw ionych inspi­

racjach , k tó re otrzy m y w ał, g d y w niektórych dniach był lim fatycznie1) n a stro ­ jony, i o długich obliczeniach (astrologicznych), którem i sobie o sładzał nocne stu d ja “. W przedm ow ie do listu do H enryka 11-go w spom ina, że przepow ied­

nie sw oje obliczał w edług ruchu ciał niebieskich i p rz y pom ocy objawienia, któ re naw iedzało go w niektórych chwilach, a k tó ry to d a r był dziedzictw em po przodkach. P o w iad a on, że ten n a tu ra ln y i odziedziczony in sty n k t (mon natu rel instinct qui m ‘a este donnę p a r m es au ites) łączy ł z długiemi bieżącem i obliczeniam i, s ta ra ją c się w ted y uw olnić duszę, ducha i um ysł od w szelkiej troski, zm artw ien ia i podniecenia, p rzez spokój i rów now agę w łasnego w nętrza.

P ierw szy k w atrjen pierw szej centurji b rzm i:

E s t a n t a s s i s d e n u i c t s e c r e t e s tu d e , S e u l r e p o s e s u r l a s e ll e d a c r a i n ; F l a m b e e x ig u e s o r t a n t d e s o litu d e , F a i t p r o s p e r e r q u i u e s t ä e ro i r e v a in .

W tłum aczeniu polskiem z n aczy to : „G dy z a ję ty w nocy studiow aniem tego, co tajem ne, siedzę sam otny na trójnogu spiżow ym (aluzja do P y tji), — m ały płom ień z ap a la ją cy się w sam otności — pozw ala mi przepow iadać to, w co m ożna w ierzyć.

Z podanych w y jątk ó w z pism N o strad am u sa w idzim y, że głów ną pod­

staw ą jego sztuki w ieszczbiarskiej b y ła zdolność jasnow idzenia w czasie, k tó rą m iał odziedziczoną po przodkach a p rz y ustalan iu term inów zapow iada­

n y ch z d arze ń kierow ał się również a stro lo g ią i zw iązanem i z nią obliczeniam i;

m iała ona jednak dla niego znaczenie jedynie pom ocnicze, drugorzędne. Jak

‘) „ L y m p h a t i q u a n t " n a le ż y t łu m a c z y ć „ p rz e z e k s ta z ę “ . L i m f a ty k i e m n a z y ­ w a n o t y c h , k t ó r z y w p a d a l i w s z a ł m ił o s n y n a w i d o k p i ę k n e j d z ie w c z y n y , p o n ie ­ w a ż t a c y b e z n a d z i e jn i e z a k o c h a n i r z u c a l i s ię d o w o d y z r o z p a c z y (w o d a z n a c z y p o g r e c k u ly m p h a ) , n a z y w a n o t a k i c h z a p a le ń c ó w l im f a t y k a m i . W d a ls z e m z n a ­ c z e n iu n a z w a t a o z n a c z a ła r ó w n ie ż s z a ł w ie s z c z y .

85

(16)

w idzim y z podanego pierw szego k w atrjen u pierw szej księgi c en tu ry j, ten d ar w ieszczy, te inspiracje ze św iata ducha n aw iedzały N o strad am u sa w godzi­

nach nocnych, g d y sam o tn y w swoim gabinecie w S a l o n , na poddaszu, p a trz y ł p rzez o tw a rte okno na rozp o ścierający się p rzed nim h o ryzont. I w tedy w e w nętrzu jego duszy rozbłyskiw ało to boskie światło, ten m ały płomień, k tó ry p rzed jego oczam i p rzesuw ał jak b y taśm ę film ową p rz y szły c h zdarzeń.

W przedm ow ie do listów do H en ry k a Il-go pow iada N ostradam us, że byłoby m u m ożliwem p rz y każdej z opisanych przepow iedni podać dokładny czas jej spełnienia — nie czyni tego jednak, bo nie podobałoby się to wielu m ożnym i król m usiałby potem b rać go p rzed nimi w obronę. Że N ostradam us p otrafiłby to zrobić, gd y b y chciał, m usim y mu w ierzyć. W tejże przedm ow ie pow iada w yraźnie, że rok 1792 będzie rokiem, w k tó ry m nastąp i wielkie prześladow anie K ościoła katolickiego i w k tó ry m ludzie będzą sądzili, że zaprow adzili nową rachubę czasu. Oba te fak ty s ta ły się w podanym roku. F ran cu sk a rew olucja skasow ała religję ch rześcijańską a uchw ała Konwentu N arodow ego z 5 p aź­

dziernika 1793 w prow adziła now ą rachubę czasu, antyrelig ijn ą, p oczątek k tó ­ rej ustanow iono na 22 w rześnia 1792. P rz e trw a ła ona jed n ak ty lk o do r. 1804, bo w ty m roku zo sta ła zniesiona p rzez N apoleona. I znów N ostradam us m iał rację pisząc, że ludzie s ą d z i l i , że w prow adzili now ą rachubę czasu, bo plan te n nie udał się.

A strologicznym studiom oddaw ał się N ostradam us od m łodości, a w o k re ­ sie dziesięcioletnim sw ych p odróży sty k a ł się w ielokrotnie z ludźm i o bezna­

nym i z tą nauką. Południow a F ra n c ja i północna H iszpania zn ała astro lo g ię jeszcze od M aurów, k tó rz y w niej celowali. W szy stk ie swe dzieła astrologiczne popalił N ostradam us p rzed śm iercią, by się nie d o stały w niepow ołane ręce.

B ad an ia astro lo g iczn e d aw ały N ostradam usow i szkielet zew n ętrzn y do jego przepow iedni, a ży w a tre ść ty c h przepow iedni m usiała b yć w ynikiem jego w ew nętrznego natchnienia.

J a k się objaw iał ten d a r w ieszczy, ta rz a d k a zdolność jasnow idzenia w czasie?

Z podanych ustępów w idzim y, że N ostradam us w padał w ted y w pewien rod zaj tran su , m oże niezupełnego, ale polegającego na pew nem zw ężeniu św ia­

dom ości dziennej. W y b ierał porę nocną, separow ał się na swem poddaszu od w szelkich w rażeń zew nętrznych, odp rężał się w ew nętrznie, s ta ra ł się uzyskać h arm onię w ew nętrzną i rów now agę, uspokoić uczucia i w ted y dopiero u zy sk i­

w ał owo w idzenie w ew nętrzne. U zyskane jasnow idzenia kontrolow ał i uzupeł­

niał danem i i obliczeniam i astrologicznem i. W przedm ow ie „do H e n ry k a Ii-g o “ pow iada, że te obliczenia astro lo g iczn e robił w edług lat, m iesięcy i tygodni i to dla okolic i krajów , w iększych m iast E u ro p y i A fryki i n aw et części Azji.

To zn aczy , że z n ał p rzy n ależn o ść astro lo g iczn ą pew nych krajó w c zy pasów teren u do pew nych znaków zod iak aln y ch i obliczał dla nich astrologicznie pew ne zdarzenia, co pozw alało m u ok reślać czas w idzianych z d arze ń dziejo­

w ych. P rz y k ła d y na to d am później.

K w estja jasnow idzenia w p rz e strze n i nie p rzed staw ia dziś d la p ara p sy c h o ­ logii specjalnych trudności. J e s t faktem stw ierdzonym , nie m am y jeszcze ty lk o zgodnych te o ry j co do jej tłum aczenia i technicznego w yjaśnienia. P o le ­ gać będzie praw dopodobnie na czasow em w ydzielaniu z siebie ciała a s tr a l­

nego p rzez jasnow idza i oglądaniu w czw a rty m w ym iarze d anych obrazów , niezależnie od odległości przedm iotów c zy m iejsca, w k tó rem się d an y fakt 86

(17)

dzieje. P r z y jasnow idzeniu w przeszłość m am y już w iększe trudności, ale i tu m ożność takiego jasnow idzenia je st stw ierdzona. P a ra p sy ch o lo g ia p rzyjm uje, że k ażd y fakt, k tó ry się zd arzy ł, zo staw ia w subtelniejszej m a te rii etery czn ej sw oje odbicie i jasnow idz m a w łaśnie zdolność oglądania ow ych śladów , ow ych odbić, k tó re tkw ią w m iejscach, gdzie się d an y fak t z d arzy ł lub p rz y daw nych przedm iotach. Podobnie z re sz tą je st częściowo i p rz y psychom etrji.

N ajw ięcej trudności sp raw ia jasnow idzenie w p r z y s z ł o ś ć . P a ra ­ p sy chologia je s t tu bezsilną. Z ajm uje się w praw dzie p łaszczy zn am i a straln ą i m yślow ą, a le tylko o tyle, o ile d o ty czą one ciał a stra ln y c h i m yślow ych człow ieka a nie sięga w sam e owe płaszczy zn y , nie m ając instrum entów do ich badania. Tłum aczenie dać nam tu m ogą dopiero nauki ezoteryczne, które b a d ają te strefy . E zo tery zm tw ierdzi, że kosm os cały budow any je s t w edług pew nego z g ó ry ustalonego planu tak, ja k np. inżynier budow niczy planuje dom p rzed rozpoczęciem budow y. B udow a w ykonyw ana je st potem we w sz y st­

kich szczegółach w czasie i p rz e strze n i w edług tego zg ó ry ułożonego planu.

1 ja k p lan istnieje w um yśle in ży n iera naw et p rzed n arysow aniem go na papie­

rze, ta k sam o plan z d arze ń św iatow ych, jakie m ają nastąpić, istnieje zapew ne w duchu tych Isto t W y ższy ch , któ re kierują n a sz ą Ziem ią i naro d am i na d ro ­ dze ew olucyjnej ludzkości. Jasnow idz, k tó ry po trafiłb y w um yśle inżyniera o d c zy tać ów plan dom u i szczegóły jego w ykonania, m ógłby ten dom dokład­

nie opisać i pow iedzieć nam , kiedy jego budow a zostan ie uk o ń czo n a; — tak sam o więc ten, kto p o trafiłb y w znieść się ta k w ysoko, by w ejść w kon tak t z ducham i kierow niczym i Ziemi i narodów , m ógłby m oże identycznie poznać szczeg ó ły p rz y szły c h w y d arzeń . J e s t to to r m yślow y, po k tó ry m n auka będzie m usiała kiedyś pójść, jeśli zechce w y jaśnić stw ierdzone już dziś fa k ty ja sn o ­ w idzenia w przyszłość. Ja k ten fatalizm p rzyszłości uzgodnić z pojęciem w ol­

nej woli człow ieka — tłum aczyłem już p rz y innej sposobności, nie będę już więc tej kw estii po w tarzał.

W toku d alszy ch w yw odów p o staram się w łaśnie na przepow iedniach N o strad am u sa udow odnić, że jasnow idzenie w p rzy szło ść je s t faktem doko­

nanym i ponad w szelką w ątpliw ość stw ierdzonym . T o co mówiłem poprzednio o inżynierze i jego planie, tj. konieczność przejęcia jakiejś potężnej św iado­

m ości w yższej, pracu jącej w 3 form ach czasu rów nocześnie, tj. w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, a w obec k tórej n asza ludzka p y szn a i dum na intelektualna św iadom ość je st zaledw ie św iadom ością w ym oczka c zy k rab a — m ówi i sam N o strad am u s w przedm ow ie do listu do sw ego syna. C zy tam y tam n astęp u jące sło w a : „Św iadom ość p rzy szły ch z d arzeń u zy skujem y w ten sposób, że odrzu cając fa n ta sty cz n e o b razy im aginacji o p ieram y się na n a d ­ n atu raln y ch boskich insp iracjach i n a niebieskiem (astrologicznem ) położeniu m iejscow ości i dzięki b o s k i e j sile, potędze i zdolności, w łonie k tórej w s z y s t k i e t r z y c z a s y u j ę t e s ą w s p ó l n i e r a m i o n a m i w i e c z n o ś c i — m ożem y określić stosunek zd arzeń do ich p rzeszłych, te ra ź ­ n iejszych i p rz y szły c h p rz y c zy n . B o „w szy stk o leży nago i otw arcie p rzed T obą o P a n ie !“ (w y ją te k z psalm u).

Co nam m ówi ten u stęp ? Otóż w yjaśnia nam tu N ostradam us, że jasn o ­ w idzenie jego sięgało poza p lan a stra ln y (im aginacje) aż do planu m yślow ego (inspiracje). Że dużą rolę w k o rygow aniu in sp iracy j g ra ły dane astrologiczne.

U znaje dalej ow ą isto tę w y ższą (B oga), w k tó rej um yśle istnieje ów plan p rz y szły c h zd arzeń i p rzed k tó rej w zrokiem w sz y stk o leży „nago i o tw arcie“.

87

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jeżeli bowiem losy n asze zależą od czynników charakterologicznych, oraz psycho-fizycznych, to jednakże są to czynniki p lastyczne, k tó re w pew nych granicach

D oznałem potem trzech uczuć, chociaż nie m ogę określić, czy rów nocześnie, c zy też kolejno: Jednego b ard zo miłego, trudnego do opi­.. san ia uczucia

Święto żniw ne to niem al obrzęd religijny. Chroń siew y nasze od nieszczęścia, opiekuj się plonem. W szystkie te posądzenia są oszczerstwem. Polska Piastow a —

Życie ty ch ludzi je st naogół szczęśliw e, choć niezaw sze wolne od pew nych nieporozum ień fam ilijnych lub procesów spadkow

Środki ane- stety czn e, stosow ane p rzez m edycynę oficjalną, nie rozw iązują w cale tego zagadnienia.. Znak ten daje energię, śm iałość i

Sam o więc pojaw ienie się i trw anie pew nych p rzekonań je st dow odem rzeczyw istego istnienia jakiegoś ideału... T ego rodzaju złudzenia są bard zo

W ynalezienie lunety astronom icznej dało podw aliny pod nowo­.. czesną

Chodkiewicz (Lwów).. Michał