• Nie Znaleziono Wyników

Żeglarz: Biuletyn Informacyjny PKŻ w Nowym Jorku

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Żeglarz: Biuletyn Informacyjny PKŻ w Nowym Jorku"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

ZEGL A R Z

nr 167

ZEGL A R Z

nr 167

ZEGL A R Z

nr 167

Biuletyn Informacyjny PK¯ w Nowym Jorku, miesiêcznik, lipiec 2007r.

http://www.zeglarz.info

S/y Pacyfica (zdj. KS)

W numerze:

- XXV lat Yacht Klubu PolskiLondyn - str. 3 - Atlantycki Rejs s/y Pacyfica - str. 5

- Opowiesci z kubryka s/y Melong, cz. 2. - str. 7

- “Twins” wygrywa Mistrzostwa Regionu Pn.-Wsch. - str. 9 - Dziad i Baba (w Ameryce) - str. 9

oraz stałe rubryki, drobne informacje, ogłoszenia.

(2)

________________ ¯eglarz nr 167 _____________________________ strona 2 ________________________________________________________________________

D

Okolice żeglarstwa

PYTANIA

Lądy dawno odkryte, oceany przebadane. A jednak wciąż znajdują się chętni do podróży, do żeglowania.

Dlaczego to robią? Po co? Co nimi kieruje?

Gdy spytać alpinistę dlaczego chodzi po górach to odpowie: „Bo są”. A co my, żeglarze, odpowiemy na takie pytanie? Być może część z nas odpowie podobnie, ale pewnie nie wszyscy. Odpowiedzi będą zapewne bardzo zróżnicowane. Czy zatem znajdzie się jakiś jeden, wspólny dla wszystkich żeglarzy mianownik? I co by to mogło być? Wolność, swoboda żeglowania, a może przygoda? Dla jednych ważne będzie obcowanie z naturą, a dla innych rywalizacja podczas regat (nawet tych o przysłowiową „pietruszkę”). Są tacy, którzy samotnego żeglowania nie lubią i nie poważają, a inni z kolei widzą w nim najprzyjemniejszą i najtrudniejszą formę żeglowania.

Jedni cenią sobie tylko najambi- tniejsze, ekstremalne rejsy, a inni uważają, że każdy rejs jest nie- powtarzalny i przez to bezcenny;

nawet ten króciutki, „za miedzę”.

Żeglarstwo jest kuźnią charakterów, ale nie dla każdego.... To po co taki żegluje?

I można mnożyć te pytania bez końca:

Po co? Na co? Dlaczego?

Wygląda jednak na to, że nie ma jednej odpowiedzi. I może wcale nie musimy odpowiadać na te pytania (nawet sobie), ale podczas kolejnego rejsu warto przecież pomyśleć i o tym.

Stopy wody!

Krzysztof Sierant

D

z Klubu

S/Y PACYFICA W POLSCE

Po dokonaniu napraw w Plymouth s/y Pacyfica wyruszyła w kolejny etap rejsu z 5-cio osobową załogą na pokładzie. Przez Morze Północne i Kanał Kiloński załoga dopłynęła do Świnoujścia (13 lipca), gdzie jacht pozostanie w marinie JKMW

„Kotwica” do końca lipca. Kapitan Andrzej Gruszka, załoga: Lucyna i Marek Kopczyński, Mirosław Grążawski, Krzysztof Sierant. (ks)

P.S.

W poprzednim numerze wkradł się błąd w nazwisko Mirka Grążawskiego. Za pomyłkę przepraszamy. (redakcja)

2

Informacje o dzia³alnoœci Polskiego Klubu ¯eglarskiego mo¿na znaleŸæ w Internecie na stronie klubowej:

www.zeglarze.us

Strona ta zawiera równie¿ sposoby kontaktu z zarz¹dem klubu. (ks)

POMOC DLA BENONA PRZYBYSZEWSKIEGO

W kwietniowym numerze pisaliśmy o nieszczęściu jakie spotkało polskiego i zarazem polonijnego żeglarza. Ponawiamy apel o pomoc. (red.)

„10 marca, po 10 latach przygotowań i po 10 miesiącach przygotowań do żeglugi, jacht spłonął całkowicie w 10 minut”.

Czeki i M.O. prosimy wysyłać na adres klubu: Polish Sailing Club, 17 Dale Ave., Highland Falls, NY 10928

Check payable to: Polish Sailing Club memo: for Benon Przybyszewski Konto bankowe Polish Sailing Club:

BRN: 021001088 No.: 243011784 Wszystkie osoby wpłacające otrzymają listowne potwierdzenie wpłaty.

Dziękujemy za pomoc, " bo jak nie my to kto..." jak mówi kapitan Mario.

Andrzej Bieńkowski

D

z USA

ZE WSCHODU NA ZACHÓD

SAMOTNIE BEZ ZAWIJANIA DO PORTÓW

6 marca 2007 o godzinie 12:28 (GMT- 08:00) polonijny żeglarz, Tomasz Lewan- dowski wyruszył w samotny rejs dookoła świata, bez zawijania do portów, ze wschodu na zachód. Wszelki informacje o aktualnej pozycji (prawie codziennie nowe informacje przesyłane z jachtu – czasem również zdjęcia) żeglarzu, jachcie i przygotowaniach do rejsu, można znaleźć na stronie:

www.zeglarz.net

(ks)

poczta

WIEŚCI Z S/Y OSPREY 2

Poszukuję niepalącego towa- rzysza/szki na Rejs z Kanarów (wyjście listopad) na Hawaje (powinienem być w kwietniu 2008) via Cieśnina Magellana /Horn? na zasadzie udziału w kosztach, ale kandydat/ka musi najpierw odbyć rejs zapoznawczy gdzieś na trasie Gibraltar, Baleary, Kanary - pażdziernik 2007. Kontakt w USA: tel. 970-262- 0121 i 787-363-7666. Komórka w Hiszpanii 34-649-541-173 od lipca oraz w Polsce od sierpnia: 42- 632-4990, zawsze email, ale nie mam na łódce, więc mogę odpowiedzieć tylko jak jestem na lądzie. Email:

OspreyJacekEwa@msn.com Proszę o rozpropagowanie tego w miarę swoich możliwości. Jak nikogo nie znajdę, wyruszę oczywiście sam, jak wiele razy, ale zawsze wtedy czuję, że marnuje się okazja... tylu ludzi marzy o żeglowaniu... Mam wtedy wyrzuty sumienia, że nie dość szeroko się roz- propagowałem i drę prawie non stop do celu.

Łączę pozdrowienia,

"Dziadek Jacek" Rajch

"

wierszem malowane

Ocean

(fragment)

Na twarz przed Tobą upadam, o Morze….

Tu na tym piasku jest kres władzy ziemi, a tam za linią Twoich białych pian droga na szerz i na wzdłuż

otwarta jak wierzeje,

uwodzi duszę w nieskończoność…

Ty skarty świata chowasz w swe zwierciadło!

lazur tajemnic i dosytu złoto, purpurę męki i szmaragd milczenia, stal gniewną zmierzchu, albo opal mgieł i srebrną lamę księżycowej szaty, aksamit nocy pod niebem bez gwiazd…

W akordach westchnień wszechświata fal swych miriady wysyłasz z Twej głębi,

grające wieczną pieśń o Twej pramocy, której na imię - jedność…

Józef Andrzej Teslar

(3)

____________________________ Żeglarz nr 167__________________ strona 3 ___________________________________________________________________

XXV LAT YACHT KLUBU POLSKI LONDYN

Ćwierć wieku w Londynie.

I kto by pomyślał, że tak to będzie?

Jubileuszowy torcik

Zwłaszcza ćwierć wieku temu, w czasach upadającego socjalizmu, gdy dla żeglarza takiego jak ja (w wieku poborowym) wyjazd zagraniczny był niedosiężnym marzeniem.

Powitania, rozpoznania, zapoznania

Za chwilę część oficjalna

To właśnie wtedy usłyszałem po raz pierwszy o polonijnych żeglarzach mieszkających w Londynie. Takie małe okno na świat; skoro ONI mogą to przecież

i ja jakoś wydębię paszport i pojadę w świat daleki, świat nieznany. A Londyn to był wtedy bardzo daleki i bardzo egzotyczny świat dla młodzieńca takiego jak ja (w wieku poborowym).... I wcale nie chodzi o przepaść materialną między siermiężnym socjalizmem, a wystawnym kapitalizmem. Z zachodu wiało wolnością i swobodnym żeglarstwem.

Wszyscy słuchają: w jakimż to języku przemawia komandor?

Ale nawet wtedy gdy od lat żyłem w

„egzotycznym” kraju (jeszcze dalszym, zaoceanicznym) nie przypuszczałem, że będę miał przyjemność uczestniczyć w obchodach XXV-lecia YKP Londyn.

I oto jestem wśród zacnych gości.

Garnitury, damskie kreacje, przywitania, rozmowy, wspomnienia. W dłoniach winko, na ścianach historyczne pamiątki.

Miła, przyjacielska, luźna atmosfera.

Rozpoznaję kilku od lat nie widzianych znajomych (i kilku nie rozpoznaję...). Jakże miło i sympatycznie. A gdzie pływałeś?

Jak było? Gdzie się wybierasz w następny

rejs? Czas wspominków i miłego gawo- rzenia przerywa zaproszenie do sali po- łożonej piętro wyżej. Będzie oficjalnie.

Sala wypełniona szczelnie krzesłami.

Mimo tego, ciężko znaleźć wolne miejsce.

Przyklejam się w dogodnym „foto- graficznie” miejscu i czekam na

„oficjałkę”.

Z lewej Henri Strzelecki, z prawej Komandor YKP Londyn Maciej

Gumplowicz

I owszem, zaczyna się, ale z jakąż klasą!

Wypowiedzi ciekawe i dowcipne, co rusz okraszane komentarzami z sali. Zanim się ktokolwiek zorientował zrobiło się swojsko, naturalnie, rodzinnie. Jak w jednej, dużej, żeglarskiej rodzinie. Po sali zaczął krążyć duch żeglarskiej wspólnoty, który towarzyszył zebranym przez następne 2 dni (i oby tak było zawsze).

Puchar ufundowany przez Polski Związek Żeglarski (z prawej Alex Pugaczewski)

(4)

Jedno z pami tkowych zdj

Tamiza

Włóczyli my si Tamiz w poszukiwaniu Greenwich, by pó niej stawa na obu półku- lach na raz, a miejscowi eglarze (np. Gie- nek Zazulin) potrafi nawet na czterech....

Na wschodzie i zachodzie jednocze nie A po zwiedzaniu jeszcze tylko szybkie piwko i biegiem na przyj cie ogrodowe do komandora. Obfito przyj cia przeszła na- sze naj mielsze oczekiwania. Była bowiem słoneczna pogoda – i takie nastroje, wy-

mienite jedzonko – i takie trunki, ciekawe opowie ci – i tacy ludzie. Wypiło si co- nie-co (adresy na szcz cie zapisane – cho z rozpoznaniem który czyj to ju kiep - ciutko....) i zjadło te . Poznało si kilka pa , porozmawiało z kilkoma panami i nagle – nie wiadomo jak i dlaczego – zrobiło si

rano i trzeba było kła si spa . Wprawdzie w cudzej pi amie (dzi kuj komandorze) i na krótko, ale regeneruj co przed kolejnymi atrakcjami jubileuszu.

Przyj cie w ogrodzie komandora Docieramy do doków Limehouse, gdzie w lokalu miejscowego klubu mo emy si po ywi polskimi daniami i angielskim piwem. I jedno i drugie pierwsza klasa, wi c czas mija szybko. Panie uplotły wianki (panowie zaj ci piwem). Pogoda od rana londy ska, ale znajdujemy dogodn chwil na puszczenie wianków.

Panie puszczaj wianki

Czas na przeprowadzk do polskiej restau- racji w Londynie: polska kuchnia, polska go cinno , angielski piwo (wspaniałe!).

Polonijny jacht z Niemiec

Po egnalne przemowy, podzi kowania, u -

ciski dłoni. Jeszcze wymiana ostatnich adresów, ostatnie ustalenia przed wspólnymi rejsami i ju go cie opuszczaj lokal. I ju po jubileuszu. Pozostan wspomnienia, nowe znajomo ci i ksi ka: 25 lat YKP Londyn (mo na naby pisz c na adres:

j_knabe@yahoo.com )

Czyja stopa dłu sza: moja czy angielska?

W Limehouse Marina

To okoliczno ciowe wydawnictwo przybli a nie tylko histori YKP Londyn, ale równie innych polonijnych organizacji eglarskich.

Ksi k czyta si lekko, jest bogato ilustro- wana kolorowymi zdj ciami. Powinna znale si w bibliotece ka dego eglarza.

Po egnalne przyj cie w polskiej restauracji Do zobaczenia na nast pnym jubileuszu!

Krzysztof Sierant

(5)

____________________________ Żeglarz nr 167__________________ strona 5____________________________________________________________________

ATLANTYCKI REJS S/Y PACYFICA

21 maja opuszczaliśmy Nowy Jork żegnani przez dużą grupę życzliwych nam ludzi zgromadzonych na barce. Oddajemy cumy.

Baba Jaga – nasz klubowy jacht – prowa- dzona przez Andrzeja wraz z klubową zało- gą odprowadza nas daleko w zatokę. Żegna- my się z zapadnięciem zmroku. W pamięci pozostały – jak wyrocznia – słowa Andrze- ja: „Nieważne dokąd dopłyniecie, ale do- płyńcie”.

Naszym celem jest przepłynięcie Atlantyku i dotarcie do Londynu na uroczystość 25 lecia Yacht Klubu Polski Londyn, a stamtąd dalej do Szczecina. Nasza 4-osobowa załoga to: Lucyna – 1 oficer, nawigator, ochmistrz, kucharz, steward, a czasem niańka dla męża.

Nikt nie zna więcej kawałów (dobrych) od niej i nikt nie potrafi ich lepiej opowiadać.

Marek – mechanik, nasza „złota rączka” – naprawia rzeczy nienaprawialne oraz dosko- nale gotuje zupy z torebek. Mirek – elek- tryk, elektronik od urodzenia, dżentelmen, zapalony wędkarz – złapał 1 rybę – dorod- nego tuńczyka – jako prezent na moje uro- dziny. Cierpiał kiedy skończyły się papie- rosy. Ja – próbujący ich przekonać, że też coś wiem, umiem i wcale nie mniej niż oni.

Andrzej

W ubiegłym roku latem Lucyna i Mirek byli w załodze Pacyfiki w rejsie na Bermudy, gdzie zrodził się pomysł rejsu do Szczecina.

Wówczas jacht wymagał wielu napraw, co – przy wspólnym udziale załogi i przyjaciół – udało się zrealizować.

Na przejście Atlantyku wybrałem trasę pół- nocną, bo przewodniki nawigacyjne „obie- cywały” silniejsze wiatry a nam się spie-

szyło. Silnik pracuje nienagannie - za co dziękuję Zbyszkowi, bo to on przekonał mnie i nakłonił do wyjęcia i remontu silnika w swoim warsztacie.

Jacht przygotowany. Wreszcie płyniemy!

Po kilku godzinach postawiliśmy żagle przy lekkim wietrze z SE.

Niestety, wiatr pozostał lekki przez wiele kolejnych dni. Zmieniał się tylko jego kierunek. W pobliżu Nowej Szkocji szliśmy często we mgle. Im dalej przesuwaliśmy się na północny – wschód robiło się coraz zim- niej. Na wachty wychodziliśmy opatuleni, ale i tak wszyscy marzliśmy, a najbardziej marzły stopy. Z radością przyjęliśmy wejś- cie w Golfstrom, gdzie nagle zrobiło się cieplej. Nawet złapała się pierwsza ryba, ale kiedy z Mirkiem usiłowaliśmy ją wydobyć – zerwała się ??!! Żegluga w Golfstromie była bardzo przyjemna. Oprócz ciepłego powie- trza mieliśmy wielokrotnie towarzystwo del- finów, czasem pojawiały się wieloryby.

Kiedy dotarliśmy do wód Nowej Funlandii wiatr zaczął wiać ze wschodu, zaczęła się halsówka i wypadliśmy z Golfstromu. Znów powiało chłodem. Po trzech dobach nie- wiele posunęliśmy się do przodu. Pewnie wpadliśmy w zasięg Prądu Labradorskiego.

W nocy wiatr zaczął tężeć i kręcić. Przy zwrocie pomogliśmy sobie silnikiem zapo- minając o linach na rybę ciągniętych za rufą.

Na domiar złego usłyszeliśmy nienaturalny odgłos dochodzący z komory silnika. A sta- ło się to również za sprawą zmiany biegów przy dużych obrotach silnika. Kiedy otwo- rzyłem pokrywę silnika ku memu przeraże- niu ujrzałem, wał odłączony od transmisji i kręcący się już nie w osi a niomal mimośro- dowo. Szczęśliwym trafem przecieku nie było. Chwilę potem zrzuciliśmy żagle, a po wytraceniu prędkości bicie wału ustało. Ma- rek przystąpił do pracy a reszta nas czekała w skupieniu na werdykt. Po trzech długich kwadransach uruchomiliśmy silnik ponow- nie, jednak wibracje wału były zbyt duże i zgodnie ustaliliśmy, że silnik możemy użyć tylko z konieczności i na krótko, przy ma- łych obrotach, podczas podejścia do portu.

Mimo powagi sytuacji odetchnęliśmy z ulgą – przecież mogło być gorzej!

Kolejne dni to wiatr lekki, ale powietrze bardzo zimne. W tym czasie nasze przebiegi dobowe były dalekie od oczekiwanych – du- żo poniżej 100 mil na dobę. Ciągle kręci- liśmy się w okolicach basenu nowofun- landzkiego nie mogąc się stamtąd oddalić.

Nie należę do przesadnie zabobonnych, jed- nak kiedy Marek „odkrył”, że nieopodal na- szej pozycji na dnie oceanu spoczywa „Tita- nic” – zrobiło mi się dziwnie nieprzyjemnie.

Niespodziewanie zrobiło się ciepło, a to za przyczyną Golfstromu, w który rozradowani wjechaliśmy ponownie. Następny dzień przyniósł flautę. Zgromadziły się wokół nas duże ilości morskiego ptactwa. Ktoś przypomniał film „Ptaki”....

Wieczorem wiatr zaczął wiać i tężeć z go- dziny na godzinę. Z prognoz – przesyłanych przez Roberta i Andrzeja – wynikało, że jesteśmy na skraju niżu, co też przejawiało się podmuchami wiatru o sile do 40 węzłów.

(6)

____________________________ Żeglarz nr 167__________________ strona 6___________________________________________________________________

Byliśmy podwójnie zarefowani jednak zdecydowaliśmy się zrzucić żagle. Posta- wiliśmy foka sztormowego. Jazda była nieco wygodniejsza bez straty prędkości.

Byłem niespokojny, bo był to pierwszy sztorm Pacyfici w tym rejsie. Nie martwi- łem się o kadłub, bo to jest bardzo solidny pełny kil, ale nie byłem pewny całej resz- ty. Pewnie dlatego, że wcześniej nie udało się jachtu sprawdzić w trudnych warun- kach. Co prawda wszystkie słabe punkty zostały wymienione, ale mój niepokój pozostał. Na szczęście po kilkunastu go- dzinach ucichło, a ja odczułem ulgę.

Z naszych obliczeń wynikało, że aby dotrzeć do Londynu na czas powinniśmy uzyskiwać dobowe przeloty powyżej 107 Mm. Było to trudne zadanie zwłaszcza kiedy zostaliśmy zdani wyłącznie na wiatr, a wyż ponownie rozgościł się nad północnym Atlantykiem. A miały być silne wiatry....(?)

Kolejny niż nadszedł dopiero 18 czerwca.

Pamiętam, bo to dzień urodzin mojej żony. Był to czas naszych najlepszych dobowych przelotów w tym rejsie. Niż utrzymał się przez 4 doby dając nam odczuć siłę i wielkość północnego Atlantyku. Pędziliśmy ponad 7 węzłów gnani wiatrem na skrawku foka. Fale uderzały coraz częściej i mocniej, wiatr dochodził do 55 węzłów. Rozważałem zmianę foka na sztormowy w obawie przed rozdarciem tego skrawka, który nas niósł. Zaufałem mu jednak i wytrzymał choć później wymagał naprawy; szczegól- nie na wolnym liku było sporo pęknięć osłabionego przez słońce płata żagla.

Dwukrotnie zerwało się mocowanie obciągacza bomu, a 200 mil przed Anglią po raz trzeci, ale wówczas zostało wyrwa-

ne ze śrubami z masztu. Naprawy doko- naliśmy w Plymouth.

W czasie wolnym od wacht gramy w ty- siąca. Lucyna ciągle wygrywa, Mirek też chce. Marek gra za mało – nie lubi ryzy- ka, a ja się migam – wolę poczytać. Mir- kowi skończyły się papierosy, a z nimi dobry humor. Nalepia sobie jakieś naklej- ki z nikotyny, ale to chyba nie pomaga.

Mirek

Jedzenie na jachcie jest bardzo dobre.

Lucynka potrafi zrobić coś z niczego a do obiadku jest też i wino. Czasem znajdzie się szklaneczka whisky.

Lucyna

Zastanawiam się jak byłoby ponuro na Pacyfice bez Lucyny. Jest w dodatku bardzo odpowiedzialna w swej działce nawigacyjnej, a bez jej uśmiechu i dowci- pu byłoby tu smutno.

Już wiemy, że do Londynu nie zdążymy.

Usiłuję rozmawiać z Jurkiem Knabe, aby mu to przekazać, jednak nie mogę uzys- kać połączenia. Daję znać Krzyśkowi, który będzie na Jubileuszu i proszę o przekazanie naszych najlepszych życzeń.

Szkoda, bo zabrakło tylko 2 dni.

Trzy dni przed wejściem do Plymouth

podczas nocnej wachty dostrzegłem w

Marek

morzu wielką białą masę kształtem przy- pominającą wieloryba – tylko dlaczego biała? Fosforyzująca wielka masa ciała?

Krążył wokół jachtu przez pół godziny.

Kiedy usłyszałem charakterystyczny wy- dech z pluskiem wody utwierdziłem się w przekonaniu, że to wieloryb. Jednak w pewnym momencie dostrzegłem, że pły- nie wprost na lewą burtę jachtu. Kiedy przepływał pod jachtem mnie sparali- żował strach na myśl co by się stało gdy- by chciał podrapać się w grzbiet...

25 czerwca po południu odebraliśmy pierwszą prognozę pogody nadaną przez Brytyjski Coast Guard – NW 8 (gale).

Ostatnie godziny na Atlantyku spędzamy w silnym wietrze, ale cieszymy się bliskością lądu.

Tego samego dnia o godz. 2000 przecho- dzimy trawers Bishop Rock. Przejście Atlantyku zajęło nam 36 dni.

Dziękujemy Ci Neptunie !

Następnego dnia wieczorem weszliśmy do Plymouth. Stanęliśmy przy kei w May- flower Marina. Po wyslipowaniu jachtu okazało się, że mamy dużo linki na wale za śrubą, luźną tuleję (pęknięcie kołnie- rza), a po wymianie uszkodzonych części okazało się również, że wał napędowy jest skrzywiony, co kosztowało nas stratę następnych 2 dni (łącznie naprawy zajęły 9 dni).

Dzień po naszym wejściu do portu do załogi dołączył Krzysiek i dalej w piątkę płyniemy do Szczecina na Operację Żagiel 2007.

Andrzej Gruszka

Zdjęcia: Mirek Grążawski

(7)

____________________________ Żeglarz nr 167__________________ strona 7____________________________________________________________________

(c.d. z poprzedniego numeru)

Oprócz doniczki z rozmarynem, na wyspie był jeszcze kościół i… o dziwo nie było Konzumu!? (naszego ulubionego sklepu)… albo gdzieś go przed nami ukryli…?! Następny przystanek to kąpiel w zatoce koło wyspy Brać i dalej płynie- my do Splitu. W miejscu dzisiejszego Splitu na początku naszej ery powstała iliryjsko – grecka osada Aspalathos. Naz- wa pochodziła od aromatycznego ziela rosnącego w okolicy. Ziemie te wkrótce opanowali Rzymianie, którzy w sąsiedniej Salonie założyli centrum prowincji Ilirii.

Aspalathos zostało wybrane pod koniec III wieku przez cesarza Dioklecjana na budowę olbrzymiego pałacu. Ciekawa jest historia życia władcy. Młodzieniec niskie- go stanu, syn wyzwoleńca z Salony, sto- licy rzymskiej prowincji - Dalmacji. Ro- dzice nazwali go Dioklesem. Zanim uznał się za cesarza, potomka Jowisza, i zapisał się w historii jako ostatni cesarz, który skazywał chrześcijan na śmierć, był pros- tym żołnierzem. Według legendy, kiedy obozował z legionem gdzieś w Galii, dru- idka mu przepowiedziała, że zostanie władcą Imperium Romanum, jeśli zabije dzika. Upolował stada dzików i... awanso- wał jedynie na dowódcę straży przy- bocznej cesarza Numeriana. Nie zapo- biegł jednak zamachowi. Cesarza zgładził niejaki Aper. Diokles zabił Apera, a żoł- nierze obwołali go cesarzem. Aper to po łacinie dzik... Jako cesarz Dioklecjan wprowadził władzę absolutną.

Uwielbiał bogaty, wschodni ceremoniał.

Wybrzeże Dalmacji było jego ulubionym zakątkiem w całym imperium. Po abdy- kacji w 305 roku zamieszkał w zbudo- wanym przez siebie pałacu. Po jego śmierci w 321 r. ta okazała rezydencja znalazła szczególne zastosowanie. Zsyła- no tu kolejnych obalanych cesarzy lub ich rodziny. Wraz z upadkiem cesarstwa nas- tały dla mieszkańców Dalmacji ciężkie

czasy. Wybrzeże było nękane przez najaz- dy barbarzyńców. Po zburzeniu Salony przez Awarów i Słowian w 605 r. jego mieszkańcy schronili się za potężnymi murami byłej rezydencji cesarskiej, dając w ten sposób początek miastu Split, zwa- nego wówczas Spalato. Split znany jest dobrze wszystkim miłośnikom zabytków antycznych. Znajduje się tu najlepiej za- chowana w Europie Wschodniej budowla rzymska: pałac cesarza Dioklecjana z III/IV wieku. Jako, że Dioklecjan sam był żołnierzem, pałac został zbudowany na wzór obozu legionistów rzymskich. Do pałacu cesarza wiodły trzy bramy - Złota, Srebrna i Żelazna; zachowały się do dziś.

Przed Złotą Bramą wejścia strzeże ol- brzym z brązu z rozcapierzonymi palcami uniesionej prawej ręki. W lewej trzyma Biblię. To święty Dujam. Pałac był po- dzielony na dwie części: północna połowa stanowiła koszary i pomieszczenia ad- ministracyjne.

W południowej były komnaty cesarskie i jego mauzoleum. Pałac w granicach mu- rów w VII wieku został zajęty i zaadop- towany na potrzeby późniejszych miesz- kańców miasta. Nazywany jest dziś Stari Grad, w odróżnieniu do Novi Gradu pow- stałego z osady słowiańskiej. Dawne mau- zoleum cesarza zostało zamienione w VII wieku na katedrę św. Domusa. Sarkofag cesarski przestał istnieć już wcześniej.

Jest to okazała, ośmioboczna budowla przykryta kopułą. Wewnątrz znajduje się wiele arcydzieł rzeźbiarstwa średnio- wiecznego począwszy od drzwi katedral- nych po ołtarz św. Anastazego. Stosunko- wo najlepiej zachowaną częścią dawnego pałacu jest perystyl. Składa się z monu- mentalnych kolumn korynckich. W daw- nych komnatach cesarskich urządzono w XVI i XVII wieku dwie kaplice. Dawna świątynia Jowisza, została natomiast w średniowieczu zamieniona w baptyste- rium. Znajduje się w nim okazały sarko-

fag biskupa Jana z Rawenny. W obrębie murów dawnego pałacu powstało także wiele dworów kupieckich. Najokazalszy z nich to barokowy Pałac Cindro. Starówka w Splicie jest dzisiaj ciekawą mieszaniną stylów i budowli z różnych okresów…a pośrodku tego wszystkiego my! Do zwie- dzania dużo, a czasu mało… Szybko obiegamy co ważniejsze i ciekawsze koś- cioły. Zaliczamy wejście na wieżę (oj, jak wysoko) i przemykamy szybko między ciasnymi białymi uliczkami z obowiąz- kowym głaskaniem palca u stopy św. Du- jana. (Palec ten jest już tak wygłaskany, że aż się świeci, ale przecież nikt nie od- puści sobie okazji do pomyślenia życze- nia… a „nóż widelec”…☺ Biegiem wra- camy na łódkę i płyniemy w stronę miasta Trogir… ech, ciężkie jest życie chińs- kiego turysty… Nocujemy w cichej za- toce wśród setki rybaków na swych ma- łych łódeczkach…

OPOWIEŚCI Z KUBRYKA s/y „MELONG”, część 2

09.12.2006r. Trogir

Rano przestawiliśmy się do Trogiru.

Dziewczyny oczywiście obrały kurs na prysznice, a gdy już wszyscy doprowa- dzili się do stanu używalności, ruszyliśmy w miasto… Trogir jest na liście świato- wego dziedzictwa UNESCO, więc było co oglądać. Miasto położone na niewiel- kim półwyspie szczyci się wspaniałą, za- bytkową starówką z wąskimi, romantycz- nymi uliczkami oraz konglomeratem za- bytkowych świątyń i pałaców. Wystarczy

(8)

____________________________ Żeglarz nr 167__________________ strona 8____________________________________________________________________

spojrzeć na plan starego Trogiru, by przekonać się o niezwykłości tego miasta, które przywodzi na myśl baśniowe krajobrazy.

Z portu jachtowego w którym zacumowa- liśmy rozciąga się widok na urokliwą, pełną restauracyjek aleję palmową bieg- nącą wzdłuż przystani dla promów, którą dochodzi się do pozostałości zabytko- wych murów twierdzy weneckiej. Na stare miasto wchodzi się przez późno- renesansową bramę miejską z XVII w., z kamienną rzeźbą patrona Trogiru, błogo- sławionego Ivana Ursina. Na szczególną uwagę zasługuje wenecka katedra św.

Lovro, (św. Laurencjusza), najcenniejszy zabytek Trogiru, którą wedle kronik budowano 200 lat. Ta trójnawowa świąty- nia ma wspaniałą fasadę, ozdobioną rozetą i romańskim portalem pokrytym płaskorzeźbami, oraz potężną dzwonnicę.

Barokowe wnętrze katedry jest niezwykle bogate. Niezwykle cenne są również rene- sansowa kaplica św. Iwana i pochodzący z tego samego okresu ratusz… Rozdzie- lamy się i każdy zwiedza co chce. Kapitan z Bogusią jadą odrobić zaległości ze Splitu, gdyż Kapitan został na pokładzie, gdy my zwiedzaliśmy Split. Wieczorem dla chętnych było wyjście na tańce i obo- wiązkowa „nalewka kapitana” ☺

09.13.2006r. Trogir – Opat (Kornati) Kornaty - raj dla żeglarzy… tak przy- najmniej piszą w przewodnikach. Raj jednak kończy się, gdy każą sobie płacić 80 kuna od osoby. A Kornaty…ech…

Najbardziej zagęszczony archipelag wysp na Morzu Śródziemnym - Kornaty. 89 ze 152 wysp Kornatów ze względu na wyjąt- kowe piękno i bogactwo flory i fauny ogłoszono w 1980r. parkiem narodowym.

Rzeczą najbardziej zapadającą w pamięć są klify znajdujące się w szeregu wysp należących do Kornatów Dolnych. Naj- wyższe klify znajdują się na wyspie Klo- bucar (80m), Mana (65m) - zwana

„Wyspą Piratów” ,Rašip Veli (64m).

Podmorskie części tych klifów sięgają aż do 100m głębokości. Oprócz klifów i

wysp o przeróżnych kształtach, swoją urodą wyróżniają się też przesmyki Mala i Vela Proversa znajdujące się między Kor- natem, Katyną i Dugim Otokiem. Mala Proversa jest w istocie płycizną prze- kopaną dla żeglugi już w czasach sta- rożytnego Rzymu. Centrum życia na tych wyspach znajdowało się kiedyś na polu Tarac, na którym dominuje twierdza Tu- reta z VI w. Znajduje się tu też kościółek Gospe od Tarca (Królowej Morza), zbu- dowany na ruinach starochrześcijańskiego kościoła z XVIw. Dzisiaj Kornaty nie są zamieszkane na stałe, ale chłopskie i ry- backie domki rozsiane po spokojnych i dobrze osłoniętych zatokach świadczą o obecności ich właścicieli. Setki wysepek aż kusi, by je zdobywać. Nam udaje się zdobyć szczyt jednej z nich o zachodzie słońca, więc widok jest - jak to Bogusia mówi - odlotowy☺ Atrakcją są także owieczki biegające po wyspach… trzeba więc uważać na bobki rozsiane między ostrymi skałami… czyli atrakcje na każdym kroku☺

09.14.2006r. Opat (Kornati) – Lermaka (Kornati)

Dzień rozpoczęliśmy oczywiście od zdo- bycia szczytu. Na górze okazuje się, że strasznie wieje. Jednak my twardo postanawiamy płynąć dalej… wieje… na szczęście wiatr mamy w plecy, więc na żaglach pędzimy do przodu… wieje…

sesja fotograficzna za sterem… wieje…

szukamy zatoczki, by się wykąpać… na- dal wieje… mijamy skałki, na których na pewno niespodziewanie skończył się nie jeden rejs… kąpiel. Zatoczka ładna… w końcu jakieś drzewa, ale i tak wieje…

Przestawiamy się w bardziej osłoniętą zatoczkę i próbujemy zasnąć przy świs- tach wiatru…

09.15.2006r. Lermaka (Kornati) – Sibenik Oj, działo się, działo: „…rzucało nami góra, dół, a fale zmyły pokład…” …ale zacznijmy od początku☺ Wiało całą noc i rano nie chciało przestać, a płynąć trzeba było, by zdążyć na ostatni samolot do

Polski. No więc nie ma wyjścia – pły- niemy! Każdy zapiął się w pasy, przy- mierzył kapok i przypomniał sobie gdzie jest tratwa ratunkowa. Niestety w żaden sposób nie mogliśmy dowiedzieć się jaka jest prognoza pogody… ale może to i do- brze!? Tak więc nieświadomi tego co nas czeka wypłynęliśmy… no i : „rzucało nami góra, dół, a fale zmyły pokład”

…jednym słowem: odlotowo!

Fale nas moczyły, a wiatr suszył, więc sól można było z nas zeskrobywać i sprze- dawać na kilogramy. A wiatr!? Oczy- wiście jak na złość ciągle był mordewind.

Ale co to dla nas!? Łupinka nasza bujała się, skakała po falach, a my twardo pły- nęliśmy dalej… Ech, przeżyliśmy☺ A pod koniec, to nawet ścichło, by sobie robić spokojnie zdjęcia☺ Tak więc: cali, zdrowi i szczęśliwi dotarliśmy do naszego portu macierzystego… Ech, ląd☺ ech...

koniec?! Nie! Jeszcze problemy z po- dejściem do kei, bo wiatr dobijający, a silnik strumieniowy odmówił posłu- szeństwa… ale koniec i tak musiał na- dejść… A na koniec „nalewka kapitana” i tuńczyk Bogusi… palce lizać☺ No to siup, na drugą nóżkę☺

Ahoj!!!

„Co mi tam rozszalałe morze, co mi tam ostre zęby skał. Ważna jest tylko ta pogoda, którą w sercu będę miał”.

Dziennik pokładowy:

Ewa Witkowska

(9)

____________________________ Żeglarz nr 167__________________ strona 9____________________________________________________________________

TWINS WYGRYWA MISTRZOSTWA REGIONU PÓŁNOCNO –WSCHODNIEGO

W dniach 13-15go lipca rozegrane zostały żeglarskie Mistrzostwa Regionu Północno- Wschodniego USA w klasie J/24. Regaty zorganizowane zostały przez Sail Newport.

Do rywalizacji na wodach otaczających Newport stanęło 35 jachtów. Podczas pierwszego dnia zawodów przy wiatrach 12-16 węzłów komisja regatowa przeprowadziła 2 biegi. W trudnych warunkach, bo przy wysokiej fali “Twins”

żeglował wspaniale zajmując dwa razy 3 miejsce. W klasyfikacji ogólnej po pierwszym dniu przed nami znajdowała się druga i trzecia załoga z tegorocznych Mistrzostw Świata. Drugi dzień regat to lekkie wiatry 6-8 węzłów i trzy długie wyścigi. Naszej załodze wyszły one bardzo dobrze pozwalając przesunąć się na pierwszą pozycję w ogólnej klasyfikacji.

Ostatni dzień regat zaczął się trochę nerwowo. Komisji Regatowej nie udawało się przeprowadzić prawidłowego startu z powodu zbyt dużej ilości jachtów na falstarcie. W końcu po wywieszeniu czarnej flagi, co oznacza dyskwalifikację z biegu za falstart i złapaniu na nim 6 jachtów, agresywność żeglarzy została nieco ostudzona i kolejne starty były już bez zakłóceń. Szczęście dopisywało naszej załodze pozwalając dowieźć zwycięstwo do końca i wygrać te regaty drugi raz z rzędu.

Kwalifikują one nas do przyszłorocznych Mistrzostw Świata, które odbędą się we Włoszech.

W skład załogi “Twinsa”oprócz Krzysztofa i Waldemara Zaleskich weszli: Carolyn Malloy, Randy Perkins i Maciek Kościuczuk.

Rezultaty:

1. Zaleski/Zaleski Twins 34 pts.

2. John Mollicone Rooster 41 pts 3. Steven Lopez Elvis 56 pts.

PS. Więcej informacji na temat J/24 NE Regionals można znaleźć na internecie pod adresem: http://www.sailnewport.org

Z pozdrowieniami

Krzysztof i Waldek Zalescy

“Twins” Team

"Był sobie dziad i baba... " stara bajka się chwali.

On się Dzianem nazywał - na nią Mery wołali.

Bardzo starzy oboje, na retajer już byli, filowali nie bardzo, bo lat wiele przeżyli...

Mieli hauzik maleńki, peintowany co roku, porć na boku i stepsy do samego sajd- łoku;

plejs na garbydź na jardzie, stara picies co była im rokrocznie piciesów parę buszli rodziła.

Kara byla ich stara. Dzian fiksował ją nieraz – zmienial pajpy, tajery i dzionk służył do teraz.

Za kornerem na strycie przy Frenkowej garadzi mieli parking na dzionki gdzie nikomu nie wadzi.

Z boku hałzu był garden na tomejty i kabydż, choć w markiecie u Dzioa Mery mogła je nabyć.

Czasem ciery i plumsy, bananusy, orendzie, wyjeżdżała by kupić przy hajweju na stendzie.

Miała Mery dziob ciężki, pejda też niezbyt szczodra klinowała ofisy za dwa baki i kwodra.

Dzian byl różnie: waćmanem, helprem u karpentera, robił w majnach, na farmie, w szopie i u plombera.

Ile razy Ajrysie zatruwali mu dolę przezywając go "green harn" lub po polsku "grinolem".

Raz im z frendem takiego się fajtując dał hela, że go kapy na łykend aż zamknęli do dziela..

Raz w rok - w Krysmus lub Ister się zjeżdżała rodzina:

Z Menow Stela z hazbendem – Ciet i Olter z Brooklyna.

Byli wtedy Dzian z Mery bardzo tajerd i

DZIAD I BABA (W AMERYCE)

bizy, nim pakiety ze storu poznosili do frizy.

A afera to wielka - boć tradycji wciąż wierni polskie hemy, sosycze i porkciopsy z bucierni;

I najlepsze rostbify, i salami i stejki;

dwa dazeny donatsów, kiendy w baksach i kiejki.

Butla "Calvert", cygara - wszak drink musiał być z dymem kicom popkorn i soda wraz ze słodkim ajskrymem.

Często, gęsto Dzian stary prawił w swoich wspominkach jak za młodu do grilu dziampnął sobie na drinka.

To tam gud tajm mial taki, że się trzymał za boki, gdy mu bojsy prawili fany story i dzioki.

Albo jak to w dziulaju brał sandwiczów i stejków aby basem z kompanii na bić jechac do lejku.

Tam po kilku hejbolach zwykle było w zwyczaju śpiewać polskie piosenki ze Starego, het kraju.

Raz ludziska zdziwieni - ot sy mater- szeptali, że u Dzianów na porcie coś się bolbka nie pali?

A to śmierć in do rumu przyszła tego poranka...

on byl polski krajowy, ona Galicyjanka!

M. Kierklo

New Britain, Conn.

(nadesłał Jerzy Knabe) Zamieściliśmy powyższy tekst ku uwadze tych, którym się wydaje, że można bezkarnie mieszać oba języki. Owszem, można się pośmiać, ale trzeba się mocno skupić, by zrozumieć tekst. Czekamy na następne teksty i zwroty z podwórka

„ingliszańsko” – polskiego.

Redakcja

(10)

_______¯eglarz nr 167______________________________strona 10 ______________________________________________

T A B L I C A O G £ O S Z E Ñ

_________________________________________________________________________________________________________________

_________________________________________________________________________________________________________________

Zapraszam osoby chętne do żeglowania na Chesapeake Bay:

202-249-2228, MrBarabasz@yahoo.com , www.CrewMyBoat.com

---

Sprzedam jacht żaglowy Pearson 35’, yawl, 1980, dobry stan.

Cena do uzgodnienia. Informacje: Jurek: 908-782-8212.

---

Do sprzedania 25 stopowy jacht żaglowy typu MacGregor.

Rok 1985, przyczepa, silnik, WC, kambuz, etc. Cena $2.500.

Informacje 631-418 7332

---

Karaibska Republika Żeglarska zaprasza na rejsy po akwenie St.

Vincent i Grenadynów. Wszelkie informacje dotyczące rejsów karaibskich: www.republikakaraibska.net ,

a.piotrowski@republikakaraibska.net

Z radością informujemy wszystkich Miłośników Republiki, że istnieje możliwość nabycia najnowszej edycji Albumu Karaibskiego

za pośrednictwem naszej Biblioteki Narodowej. Cena - tylko $5.

Wszystkich zainteresowanych prosimy o e-mail:

biuro@republikakaraibska.net Zachęcamy do kupna!

---

KSIĄŻKA „W pogoni za horyzontem” kapitana Mariusza Marciniaka jest do kupienia u autora (czek lub Money Order na nazwisko autora), cena: $ 28 + S&H $3.50. Mariusz P. Marciniak,

P.O. Box 355, Keasbey, NJ 08832, email: sypacyfica@aol.com

---

KAPITAN ANDRZEJ PLEWIK ZAPRASZA na Pacyfik. W kwietniu s/y Panika pożegluje z Filipin do

Hongkongu, później Japonia i dalej...Kontakt przez seamail adres:

WDC3718@sailmail.com (tylko tekst!)

---

Benetau 235FIRST: 1988, z 2 osiową przyczepą - do sprzedania;

m. in.: roller furling, 10hp silnik, szybka łódź, wing kill, $9000.

Informacje: 516-4457091

---

ŻEGLOWANIE po Lake George! Dom do wynajęcia!

Właściciel szuka chętnych, grupy, osoby samotne, umiejących żeglować i początkujących. Jacht ma 26 stóp długości, pełnomorski Conrad. Również: do wynajęcia Dom - blisko rzeki (25 minut do Gore

Mountain) dla dwóch rodzin (już od $12/doba/osoba). Informacje:

518-286-3407. Ceny bardzo przystępne !

---

Zamiast lekarza zabierz na jacht BIOPTRON - urządzenie szwajcarskie emitujące światło spolaryzowane.

Rewelacyjna terapia. Super oferta. Możliwość sprzedaży do Polski.

Świetny prezent dla matki, żony, kochanki.

Krystyna Chmielewska: cell.: (917)538-2026, fax/ (212) 865 – 8038.

---

“DOOKOŁA ŚWIATA PO PIÓRKO PINGWINA”

- książka Rudolfa Krautschneidera, niezwykle interesująco opowia- dająca o morskich wyprawach tego znanego żeglarza. Można ją kupić w księgarni wysyłkowej portalu internetowego onet: www.onet.pl

---

Firma Z SAILS - oferuje us³ugi w zakresie szycia i naprawy ¿agli, przeróbek.

Konkurencyjne ceny, krótkie terminy, gwarancje:

(800)221-1884.

--- Redakcja nie bierze odpowiedzialnoœci za treœæ og³oszeñ.

ZRZUTKA

Donacje na wydawanie “¯eglarza” zechcieli nades³aæ:

Zbigniew Cwalina – $25.

Serdecznie dziêkujemy !! K.S.

œmiesznostki

RECEPTA

A woman walks into a pharmacy asks the pharmacist for some arsenic poison.

He says, "What do you want with arsenic?"

She replies, "I want to kill my husband because he cheats on me with another woman."

The pharmacist says, "I can't sell you arsenic so you can kill your husband, lady. Not even if he is cheating on you with another woman."

So she reaches into her pocket and pulls out a picture of her husband in bed with the pharmacist's wife.

The pharmacist says "Oh, I didn't realize you had a prescription."

MĄŻ

Mąż zastaje żonę z kochankiem w łóżku:

- Co ten facet robi w moim łóżku?

- Cuda, cuda ...

MAŁY JASIO

Mały Jasio przyszedł do mamy i mówi:

- Mamo, słuchaj, widziałem dzisiaj tatusia z ciocią Basią w garażu, wiesz, najpierw tatuś ją pocałował, potem sciągnął jej bluzkę, potem ona pomogła mu zdjąć spodnie, a potem...

Wystarczy, Jasiu, ta historia jest na tyle ciekawa, że chcialabym, abyś opowiedział ją również tatusiowi przy kolacji. Ciekawa jestem jego miny, kiedy to usłyszy!

Przy kolacji mama prosi Jasia o opowiedzenie historii.

- No więc widziałem dzisiaj tatusia z ciocią Basią w

garażu,najpierw tatuś ją pocałował, potem sciągnął jej bluzkę, potem ona pomogła mu zdjąć spodnie, a potem razem zrobili to samo,co ty mamusiu zrobiłaś z wujkiem Karolem, kiedy tatuś był na ćwiczeniach w wojsku...

Nadesłała Basia Ślimakowska

+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

KONTAKT Z KLUBEM

Telefon do klubu: 212-302-6006 Komandor: Janusz Kędzierski

tel.: 212-751-5001, email: komandorpsc@aol.com Vice-Komandor: Lech Poradowski

email: Lech255@aol.com

“¯eglarz” – Biuletyn Informacyjny Polskiego Klubu ¯eglarskiego w NY, rok 15, nr – 167 (7/2007), lipiec 2007r. Kontakt: 1(908)322- 0512. Adres redakcji: BPK¯ “¯EGLARZ”, Attn: Krzysztof Sierant, 309 Cedar Grove Ter., Scotch Plains, NJ 07076. E-mail:

zeglarz@zeglarz.info . Opr. Graf. i redakcja – Krzysztof Sierant. Komp. MediaComp AMD Athlon XP 1800, 512 Mb RAM, drukarka: HP 2100; Win XP (fonts: TT fonts, PLToronto, Times New Roman), W2003; tyt. i 1str.-CD12. Redakcja nie bierze odpowiedzialnoœci za treœæ artyku³ów i ogłoszeń.

Nades³anych tekstów nie zwracamy. Siedziba Klubu: Gateway Marina, 3260 Flatbush Ave., Brooklyn, NY 11234. Gateway Marina: 40o35’08”, 73o55’08”.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tym też sposobem, jako mistrzowie Kanady na rok 2007, automatycznie zakwalifikowaliśmy się do startu w przyszłorocznych Mistrzostwach Świata J24, które odbędą się we Włoszech

Będziemy spotykać się na pokła- dach jachtów i żaglowców, odwiedzimy też przyjazne żeglarzom polskie porty.. Program prowadzą Marek Szurawski i Sła-

W dniach 18-22 wrzeœnia w Cleveland, Ohio odby³y siê regaty w klasie J/24 o tytu³ Mistrza kontynentu Ameryki Pó³nocnej. Trzeba powiedzieæ, ¿e po Mistrzostwach Œwiata to w³aœnie

Ben pyta Jaśka czy nawigacja satelitarna jest rzeczywiś- cie niezawodna bo dookoła tylko wo- da i nic się nie przesuwa.... Do tego doszły wątpliwości czy czasem jacht nie

wet jeden prawdziwy. Fragmenty rozpa- dającej się nadbudówki i burt sterczą nie- przystojnie nad wodą. Manewrując między jachtami na drugą strone można się zgubić. Nie ma

Przed otrzymaniem patentu należało pokłonić się Neptunowi i pocałować w (nieskromnie odsłonięte) kolanko. Patenty wręczała kpt. Asia Pajkowska, która kilka dni wcześniej

„Żegnaj Gienia, świat się zmienia” powiadają niektórzy w rozmowach o zachodzących zmianach. Najlepszym na to dowodem jest seria emaili, które ostatnio otrzy- muję. Czytając

Dowiadujemy się, że butla nie została jednak napełniona, ale będzie na 09.00 rano – O.K..., ale gdzie się podziała ta brytyjska solidność.. Wieczorem, a właściwie już