• Nie Znaleziono Wyników

Żeglarz: Biuletyn Informacyjny PKŻ w Nowym Jorku

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Żeglarz: Biuletyn Informacyjny PKŻ w Nowym Jorku"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

ZEGL A R Z

nr 188

ZEGL A R Z

nr 188

ZEGL A R Z

nr 188

Biuletyn Informacyjny PK¯ w Nowym Jorku, miesiêcznik, kwiecieñ 2009r.

http://www.zeglarz.info

Pod koniec dnia - zdj. K.S.

(2)

________________ ¯eglarz nr 188_____________________________ strona 2 ________________________________________________________________________

D

z USA

D

Okolice żeglarstwa

KOLOSY

Żeglarstwo to zajęcie masowe; mi- liony żeglarzy spędza czas na wo- dzie wykorzystując różnorakie, bar- dziej lub mniej dostępne formy że- glarstwa. Jedni robią to rzadko, a inni rzadko tego nie robią. Każdy może znaleźć coś dla siebie i dłu- bać w żeglarstwie na wszelkie spo- soby. Większość będzie robić to co inni, ale znajdą się i tacy, którzy zrobią coś nowego. Wyłamią się ze schematu i zrobią coś czego jeszcze nie było. To dzięki takim ludziom żeglarstwo rozwija się niezwykle dynamicznie. I wcale nie muszą to być ludzie ze świecznika. Często ci, którzy stoją w cieniu są nie mniej ważni od gwiazd i gwiazdeczek.

Dobry organizator to majątek przy- noszący wielokrotne zyski. A taki np. szantymen jest wprost nieoce- niony. Gdy stawiałem pierwsze że- glarskie kroki szanty nie były zna- ne. Raptem kilka; jakieś skrzynie umrzyka, albo pijane żeglarze.

Śpiewało się zatem piosenki turys- tyczne i studenckie. A teraz? Po kil- kudzisięciu latach szalonego roz- woju kultury szantowej wszyscy śpiewają szanty! To wynik pracy wielu społeczników, wielu ludzi od- danych sprawie, dzięki którym Polska to „Zagłębie Szantowe”. Z pewnością ruch szantowy ma duży wpływ na popularyzację i rozwój żeglarstwa. Ludzie, którzy propa- gują różnorodne formy uprawiania żeglarstwa, którzy rozwijają kulturę żeglarską, to KOLOSY. W Polsce przyznaje się nagrodę pt. „Ko- losy”. Niewielu jest żeglarzy, którzy ją dostali, a powinno być więcej, bo mamy wśród nas wiele kolosów.

Jedni odbyli wyjątkowe rejsy, dru- dzy zorganizowali wyjątkowe im- prezy, a jeszcze inni tworzą i rozwi- jają kulturę żeglarską. Przechodzi- my obok nich i często nie zdajemy sobie sprawy z wielkości ich za- sług. A trzeba docenić ich teraz, a nie po latach. Dla dobra sprawy.

Dla kolosalnego rozwoju żeglars- twa (również polonijnego).

Stopy wody!

Krzysztof Sierant

KPT JACEK RAJCH ZAPRASZA

Na początku czerwca 11m slup, s/y Osprey, Pol 2854, wychodzi z Florydy na Śródziemne.

Mogę zabrać dwie niepalące osoby. Kojowe 100 euro/tydzień, potem żeglowanie w rejonie Balearów 25 euro/dzień, max. 4 osoby.

Listopad-grudzień z Las Palmas na Karaiby 100euro/tydzień, max 2 osoby. Styczeń-ma- rzec żeglowanie na Karaibach 300 dol/ ty- dzień max 4 osoby. Więcej info.: email:

ospreyjacekewa@msn.com lub tel. w USA 970 2620121.

Pozdrawiam

Jacek Rajch

DO WYNAJĘCIA MIEJSCE NA JACHT

W tym roku nie spuszczamy jachtu na sezon letni. 50’ slip , niedaleko Sandy Hook - z wodą, prądem, bezpośrednie wyjście na ocean bez mostów. Jeżeli zainteresowany jesteś podwynajęciem na sezon - sublease – dzwoń do Ewy: 973-291-4429.

D

nowa książka

ANTICA

SPEŁNIONE MARZENIA SZEŚĆ LAT NA OCEANACH

Po latach oczekiwań ukazała się książka o wieloletnim rejsie „Antici”. Książka jest wydana niezwykle starannie, twarde okładki, kolorowe zdjęcia w tekście, a nawet zakładka! Książkę można kupić wysyłając email na adres:

Andrzjej.sochaj@yahoo.com

(ks)

D

z Kanady

Na stronie "Żeglarze w Vancouver"

www.mesa-jachtowa.bloog.pl są trzy nowe wpisy:

Cape Horn i Ziemia Ognista

Żeglowanie w Australii

Koncert Piosenek Żeglarskich w Vancouver

Zapraszam do czytania i obejrzenia filmu z Przylądka Horn.

Pozdrawiam Jurek

www.jerzy-kusmider.bloog.pl

D z klubu

2

Informacje o dzia³alnoœci Polskiego Klubu

¯eglarskiego mo¿na znaleŸæ w Internecie na stronie klubowej:

www.zeglarze.us

Strona ta zawiera sposoby kontaktu z zarz¹dem klubu. Kontakt z klubem również na ostatniej stronie.

(ks)

"

wierszem malowane Mieczysław Lisiewicz

Morze

I jeszcze jedna miłość - morze!

Niedosyt wieczny. Dal stulona

w ogień podwodny drobnych otworzeń.

Podarta. W strzępach fal. W zagonach.

Szmery i szmery. Koło trące w gorących żył miedziane troski.

Schwytany księżyc w nich szamoce zatargi kaczenic podmorskich.

Przez mokre skrzela przeinaczeń, przez wary - wiry na zatokach pędzę - za śladem ryb - i skaczę, a łuskę suszy wiatr na bokach.

Dreszcz przecinanych fal mnie ziębi.

Gniew gniewa, a przypływ unosi.

Tu jestem sobą. W dole, w głębi, Sobą i rybą. Rybą i ośćmi.

(3)

”Gdzie ta keja a przy niej ten jacht?”

Gdzie ci wszyscy żeglarze z Nowego Jorku? – Pewnie na koncercie Jerzego Porębskiego.

W dniu 28 marca 2009r. Jerzy Porębski przyjechał do Clark, NJ, żeby

pośpiewać nam na swoje 70 urodziny.

Kasia S.: - Czy podobało się panu w Stanach?

Jerzy Porębski: - Ameryka jest piękna.

Byłem w Nowym Jorku, Annapolis, śpiewałem na koncercie w Kanadzie.

Spotkałem ponad 1000 miłych Polaków jak podróżowałem. I, tak jak mówiłem,

Ameryka jest piękna.

Kasia S.: - Jak się podobało w Stanach?

Helena Porębska: - Od 15 lat przyjeżdżamy co roku do Stanów. Miło spędzać czas zwiedzając. Bardzo się podobało; tutaj w Stanach są bardzo

ciekawe miejsca. Przebywając w Sta- nach spotkałam wielu wspaniałych przyjaciół. Udała się wycieczka.

Kasia S.: - Podobało się panu jak pan Marcel zaplanował koncert?

Jerzy Porębski: - Bardzo mnie zdziwiło, pozytywnie, że Marcel tak pięknie to zorganizował. Gratuluję.

Tak jak powie- dział Jerzy Po- rębski myśleli też wszyscy, którzy oglądali piękne dekoracje. Plaka- ty, stara (za to piękna) skrzynia, model jachtu, sto- liczek, lampa, i tak dalej. Sala też była wprost ideal- na na koncert.

Ale co to za kon- cert bez jedzenia i picia?

W kąciku był bar,

w którym sprzedawano drinki, sody i soki. W tyle sali stały 2 wielkie stoły, na których leżało mnóstwo pudełek

„donatów” (z Dunkin Donuts). Wszyscy mogli je zajadać ile kto chciał.

Kasia S.: - Czy podobał się koncert?

Helena Porębska: - Koncert się podobał.

Najbardziej organizacja; brawa dla organizatorów. Wspaniała dekoracja i scenografia.

Kasia S.: - Jak to jest mieć popularnego męża?

Helena Porębska: - Jestem dumna, O.K., trzeba wykazać dużą tolerancję.

Współpracuję z Jurkiem, pomagam, wspieram, jeżdżę na koncerty.

Kasia S.: - Jak to jest wiedzieć, że jesteś znanym i popularnym artystą?

Jerzy Porębski: - Bardzo miło. 30 lat pływałem i o przygodach śpiewałem. I już ponad 100 piosenek napisałem.

Jerzy Porębski zaśpiewał mnóstwo swo- ich piosenek. Pod koniec koncertu dzie- ci (Dominika i Mateusz Sluszkiewicz, Kuba i Michał Słowik, Agatka, Kasia, Mateusz Sierant) weszły na scenę jako

JERZY PORĘBSKI WRACA!

____________________________ Żeglarz nr 188__________________ strona 3____________________________________________________________________

(4)

chór do piosenki: „Bum cyk cyk i rata rata”.

Po dzieciach zaśpiewało też kilka osób z widowni, a Patric Lee śpiewał piosenki Jerzego Porębskiego po angielsku.

Na samym końcu pan Porębski zaśpiewał

„Muszelkę”, która była dedykacją Marce- la Hovry dla jego żony Bożeny Hovra.

A urodziny? Nie były zapomniane. Przy

wejściu dostało się kartkę, na którą można było wypisać życze- nia dla Jerzego Porębskiego. Na stole przy wejś- ciu była długa kartka na życze- nia, oraz wielki plakat narysowa- ny przez Agatkę Sierant.

Przed piosenką

„Muszelka” pan Porębski zoba- czył obrazki, które narysowały dzieci. Po tym dostał kwiaty, tort i na koniec obraz, na którym był on nama- lowany. Torty dostali też inni obchodzący urodziny, w tym Wanda Kołakowska i Elżbieta Sierant. Ale to nie wszystko, Krzysztof Sierant zaśpiewał swojej żonie piosenkę Jerzego Porębskiego (ze zmie- nionymi słowami). Chyba pięknie śpie- wał, bo inne kobiety pytały się kiedy będą piosenki dla nich.

Kasia S.: - Czemu postanowiłeś, żeby ten koncert zrobić?

Marcel Hovra: - Rozmawiałem z Helenką Porębską i mówiła, że przyjeżdżają do New Jersey i że to bardzo dobra okazja, żeby zrobić koncert, żeby posłuchać muzyki i piosenek Jurka Porębskiego.

Kasia S.: - Czy wszystko wyszło tak jak było zaplanowane?

Marcel Hovra: - Tak, i udało się to zrobić na dzień urodzin; no i tak się połączyło:

koncert i urodziny.

Kasia S.: - Podobały się urodziny?

Jerzy Porębski: - Jestem starszym panem, uczucia mieszane, ale też radość z życzeń prosto z serca.

Kasia S.: - Co zainspirowało pana, żeby zacząć śpiewać i zostać artystą?

Jerzy Porębski: - Ja studiowałem biologię. Uczyłem się biologii i grałem w małym teatrzyku. Na długich rejsach było nudno to zacząłem śpiewać. I jak zacząłem śpiewać w portach to innym się podobało.

Kasia S.: - Czy ma pan jakieś rady dla młodych artystów?

Jerzy Porębski: - Jak gram muzykę jest mi wesoło i gram innym, żeby im też było wesoło. Oto rada: Najpierw trzeba się nauczyć. To bardzo potrzebne.

Ach, dzieci. Więcej niż połowa dzieci, które przyszły na koncert, siedziała na schodach, przy wejściu na salę. Tylko Dominika i Mateusz oglądali koncert.

Mały Adaś i wszyscy inni rysowali na schodach i słuchali koncertu.

A teraz odpowiedzi dzieci na pytanie: - Czy podobał się koncert?

Michał Słowik (11l.): - Donaty były dobre, ale i tak był dobry koncert.

Agatka Sierant (9l.): - Tak. Podobało mi się jak Jerzy Porębski grał na gitarze.

Teraz ja też chcę grać na gitarze.

- Mateusz Sierant (7l.): - Tak. Podobało mi się rysowanie obrazka, żeby wygrał konkurs. Podobało mi się też jak pan grał na gitarze.

Jak mi się podobał koncert? Dzieci siedziały na schodach w korytarzu i rysując słuchały pięknego śpiewu i pięknych piosenek pana Porębskiego. Ja myślę, że pan Porębski jest wspaniały.

Brawa dla niego! Brawa również dla pana Marcela Hovry, który bardzo mądrze zaplanował i spokojnie, wspaniale poprowadził ten koncert.

I oto był koncert Jerzego Porębskiego, w dniu jego urodzin. Zaśpiewał nam swoje najlepsze piosenki.

Napisane przez Katarzynę Sierant

____________________________ Żeglarz nr 188_________________ strona 4____________________________________________________________________

(5)

____________________________ Żeglarz nr 188_________________ strona 5____________________________________________________________________

Współczesne łodzie czarterowe nastawione są na maksymalną wygodę i prostotę ob- sługi przez załogi niekoniecznie reprezen- tujące doświadczenie Teligi czy Baranows- kiego. Pełna kontrola żagli dostępna jest z mostka. Fok się zwija na sztag, grota pod- nosimy elektrycznym pedałem w podłodze, a zrzucamy do kieszeni-fartucha zamo- cowanego na bomie. Nawet

refować grota można bez ruszania się z ka-napy sternika.

Sterować można kołem sterowym lub guzikami komputera nawigacyjnego, który, jak mu się dobrze powie to będzie trzymał dowolnie wybrany kurs. W zaufaniu wam powiem, że komputer był krzynę nierozgarnięty. Gdy sam kapitan chciał raz kołem w lewo skręcić, durny kom- puter się zupenie nie zorien- tował z kim ma do czynienia i nawet na pół rumba (samba?) nie ustąpił. Dopiero trzeba było mu nacisnąć odpowiedni guzik żeby się zreflektował.

No więc postawiliśmy żagle.

Całe sto metrów kwadra-towych. Idziemy prawie w półwietrze, chy-ba z siedem węzłów z przechyłem zero. Naszym paniom się to tak spodobało (ten brak przechyłu), że postanowiły nam to uczcić drobnym lunchem na deku z różnymi przysmakami i jałowcową na deser. Po go-dzinnym chyba przelocie lądujemy w Trellis Bay na Beef Island. Znajdujemy bojkę kotwiczną i natychmiast przed nami pojawia się cieć na motorówce z propozycją za $25 (tak, amerykańskich). Jak nas już wcześniej uprzedzano na odprawie nawigacyjnej, na wodach nie należących do parków na- rodowych bojki kotwiczne są na ogół za- kładane i utrzymywane przez lokalnych.

Najczęściej przez nabrzeżną restaurację. I każą sobie za to płacić.

Nasz hotel ma kolejną drobną acz nękliwą awarię. Wysiadł wyłącznik pompy pod podłogą jednej z lewoburtowych łazienek i woda po prysznicu stoi po kostki. Wyko- nujemy telefon do bazy i po dwóch go- dzinach przybija motorówka z majstrem.

Majster przywiózł ze sobą wyłącznik ale niewłaściwy więc musi jeszcze raz obrócić.

Ale w końcu dopiął swego. Dobrze mieć świadomość, że ktoś tam nad nami czuwa i

wystarczy pomodlić się przez chwilę do telefonu a przybędzie z pomocą.

Część załogi wyrusza dinghi na ląd po drobne zakupy. Dajemy im walkie-talkie, tak na wszelki wypadek. Zatoka jest dość spora, koło setki jachtów, jak też i kilka ledwie trzymających się na wodzie wraków.

Niedaleko jej wschodniego krańca jest na-

wet jeden prawdziwy. Fragmenty rozpa- dającej się nadbudówki i burt sterczą nie- przystojnie nad wodą. Manewrując między jachtami na drugą strone można się zgubić.

Pojechali. Nie ma ich przez dobre dwie godziny. Na sygnały nie odpowiadają.

Porwani przez piratów czy też już zdążyli zakosztować lokalnego rumu? W końcu się zjawiają. Zatrzymała ich Matka Natura a potem towarzystwo. Jadąc na skróty nie zauważyli, że na środku zatoki głębokość spadła do kilkunastu centymetrów, i usiedli na kamieniach. Wstyd duży... W powrotnej drodze zawitali na kolejny jacht z polską banderką pod salingiem. Duży katamaran o nazwie ‘Shanties’ pod kapitanem Jackiem Reschke. Kapitan jest z Chicago ale pół roku spędza na BVI obwożąc płacącą klientelę. Przywitalne piwko i...zapomnieli, ze mają walkie-talkie i mogą nam prze- kazać, że im się pobyt trochę przedłuża.

Nie była to zupełnie niespodziewana wizyta.

Krzyś był w kontakcie z Jackiem przez jakiś czas przed wyjazdem z Kaliforni. Dogadali się w końcu, że będziemy się szukać na Trellis Bay. Pod wieczór Jacek przychodzi z wizytą na Millennium. Spędzamy kilka chwil przy piwie rozmawiając o biznesie

Katamaranem na Hula-Gula

czyli niefrasobliwa wyprawa wokół Brytyjskich Wysp Dziewiczych.

Część 3 (c.d. z poprzedniego numeru)

czarterowania łodzi na BVI i innych duperelach.

Wieczorem nasza pierwsza wizyta w res- tauracji na lądzie (nie licząc bardziej

‘ucywilizowanego’ Road Town na początku tego turnusu). Ląd jest tu słowem dość umownym. Mała wysepka na środku zatoki, niewiele większa od samej restauracji.

Nazwa lekko dwuznaczna – Last Resort. Wygląd zewnętrzny, jak się potem przekonaliśmy, dość ty-powy dla knajpek na wysepkach BVI. Nie budzi większego zaufania do tego co w środku. Wygląda trochę jak szopa skle-pana z przypadkowych desek. Jest jakiś dach, nie ma zbyt wielu ścian.

Otoczenie raczej zapusz-czone ale jakieś takie swojskie. Pies się przechadza przed wejś-ciem. Na czarnym fortepianie (na FORTEPIANIE!) śpi biały kot wielkości pumy. Proste meble, z tyłu bar.

Gdy ci się czas trochę dłuży w oczekiwaniu na obiad, możesz rozłożyć się obok na hamaku lub zagrać w kulki (bocce balls) na piaskowym torze.

Dopiero gdy zamówione potrawy wjeżdżają na stół przekonujemy się czego to miejsce jest warte. Żarcie jest doskonałe. Każdy wziął coś innego i częstujemy się w koło z dużą satysfakcją stwierdzając, że co jedno to lepsze. To miłe rozczarowanie powtórzy się przy każdej następnej wizycie w tych nabrzeżnych szop-kach. Niestety, jakość szła w parze z cenami.

The Baths

Wracamy po ciemku na łódkę manewrując przy latarce między zakotwiczonymi ło- dziami. Młodzież, lekko rozochocona Pain- killer’em (przedniej klasy tropikalna woda ognista) wyzywa starsze pokolenie na turniej pokerowy Hold’em na rufowych kanapach. Po północy trup ściele się gęsto w koło, a ja z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku udaję się na spoczynek z kiesze- niami wypchanymi dziesięcioma dolarami.

Następnym razem będą wiedzieć z kim mają do czynienia!

W środku nocy budzi mnie deszcz. Przez otwarty luk mojej trumny pada mi prosto na twarz. Zamykam klapę z nadzieją, że zaraz zasnę. Do deszczu szybko dołączył się wzmagający wiatr i jacht zaczyna wydawać

(6)

____________________________ Żeglarz nr 188_________________ strona 6____________________________________________________________________

różne dźwięki. Cumy szorują o krawędź pokładu, fale zaczynają chlapać o burtę.

Trumna wzmacnia to wewnętrznym rezo- nansem. Miarowe dzwonienie fału grota o

aluminiowy maszt jest szczególnie irytujące.

Słyszę jak kapitan krząta się po pokładzie składając nylonowe wiatrołapy ustawione nad lukami kajut i sprawdzając czy nam czegoś nie zwieje z pokładu. Zastanawiam się przez chwilę czy się nie wygrzebać i zobaczyć czy mu nie trzeba pomocy. Myśl o otwieraniu pokrywy luku w deszczu lejącym na moją koję powstrzymuje mnie od tego kroku. Da sobie radę – myślę z lekkim poczuciem winy. Po chwili dołączają błyskawice i grzmoty. Prawdziwa tropikalna burza. Dopiero po jakiejś godzinie wszystko się uspokaja. Tylko to dzwonienie fału o maszt...

Ciężkie życie sternika.

Wtorek

Trellis Bay – Sandy Spit – Diamond Bay (Jost Van Dyke)

Solidne śniadanko i do roboty. Dzisiaj powinno być świetne żeglowanie. Przelot na Jost Van Dyke wzdłuż całego północnego brzegu Tortoli będzie najdłuższym w na- szym rejsie i przy stałym wietrze na prawym baksztagu. Powoli przechodzimy na silniku dwustumetrowej szerokości gardłem pomię- dzy Great Camanoe i małą wysepką na za- chód od niej. Niby dość szeroko ale mapa pokazuje podwodne rafy wzdłuż obu brze- gów. Kapitan przeżył już w swym życiu wejście na rafę (nie pod swoją komendą) i monituje sternika o jak najostrożniejszą jazdę.

Przechodzimy przesmyk i skręcamy w lewo na zachód. Grot w górę! Posuwamy jak mały samochodzik. Na samym grocie w baksztagu robimy osiem do dziesięciu węz- łów. Foka też? – pytam Krzysia. Kapitan opiera się pokusie sprawdzenia ile można wycisnąć z tego kata i pozostajemy już aż do celu na samym grocie. A celujemy na drobną wysepkę na wschodnim krańcu Jost Van Dyke. Nazywa się Sandy Spit i jest

rzeczywiście małym splunięciem na przes- trzeniach oceanu. Mniejsza niż boisko pił- karskie sterczy tylko kilka metrów nad wo- dą, zarośnięta gąszczem niskich tropikanych

krzaków i z dwoma palmami. Piaszczysta plaża otacza ją dookoła i stanowi większą część całej wyspy.

Kotwiczymy na zawietrznej. Wyspa wy- gląda tak kusząco, żę jest aż trzech ochot- ników by zobaczyć jak leży kotwica po dro- dze wpław na wyspę. Andrzej, Grześ i ja zakładamy płetwy i płyniemy jakieś sto pięćdziesiąt metrów do brzegu. Dno po- dobne jak na Salt Island. Po chwili reszta załogi ląduje w dinghi na piasku. Rozcho- dzimy się po pięknej plaży. Ani się obejrza- łem a Elwirka gdzieś mi się zapodziała.

Wybrała się w samotny spacer dookoła świata i po pięciu minutach jest już z pow- rotem. Tak jej się to podoba, że chce zrobić jeszcze jedno okrążenie. Zabieram się razem z nią. Po wschodniej stronie mamy przez chwilę wrażenie, że jesteśmy sami w tym raju. Tylko morze, plaża i my. „...z wyso- kiego brzegu wieczór mewy woła...” – przy- pomina się stara piosenka. Ale tylko przez chwilę. Z drugiego końca pojawia się Ela i Krzyś z Ewą. Tyle naszego bezludzia. Nic jednak nie zraża dzielnej Elwirki. Zanim wrócimy na łódkę za-

liczy razem siedem okrążeń. Tłumaczy się, że dawno nie była w gym’ie i kondycja jej wiotczeje.

Południowy cypel wy- sepki ma ciekawy te- ren podwodny do obej- rzenia. Jeszcze z go- dzinkę baraszkowania w wodzie i w drogę na nocleg w pobliskiej Diamond Bay.

Na obiad trafiamy jeszcze przed zmierz- chem do Foxy’s

Taboo. Jedyna restauracja w zatoce. Jak więszość tych wyspiarskich knajpek, ob- sługuje głównie a czasem wyłącznie gości z wody. Tego wieczora jesteśmy w towa-

rzystwie jeszcze jednej załogi, przy sąsiednim stole, która wita nas serdecznie i wdaje się drobne pogaduszki, mię- dzy innymi i na temat tu- tejszego menu. Widocznie już tu coś pokosztowali. Jedna z dziewczyn wstaje od swojego stołu, bierze ze ściany tablicę z wypisanymi kredą smakoły- kami dnia i zastępując kelnera przynosi ją do naszego stołu trzymając przed sobą i za- chwalając co na niej dobre.

Przekomarzamy się przez ja- kiś czas. Foxy’s znana jest z jakości swoich frutti di mare więc wkrótce wszyscy rzucają się na różne mięso wodne. Maia bez względu na lokalne waruki prawie zawsze opowiada się za krwawym stekiem. Mnie zaintrygował kurczak w truskawkach. Trafiłem w dzie- siątkę, co przyznali nieliczni którym dałem uszczknąć dla spróbowania. Do tej pory się oblizuję na samą myśl.

Na Sandy Cay

Mam już dosyć mojej trumny. Przenoszę się do kokpitu. Zarówno kokpit jak i salon są dostosowane to rozłożenia dodatkowego spania. Oba stoły wypełniają przestrzeń między kanapami i mają w szafce zapasowe, krótsze nogi. Po wymianie nóg stół jest na poziomie siedzeń. Materac schowany w zadaszeniu kokpitu można położyć na stole.

Ja zdecydowałem wyjąć stół zupełnie i spać na materacu na podłodze. Znacznie lepiej niż na poprzednim legowisku.

Środa

Diamond Bay – Sandy Cay – White Bay – Little Harbour (Jost Van Dyke)

Zanim zdążyliśmy spichcić śniadanko nasz człowiek-ryba wskoczył w slipy pławne i do

(7)

Degustacja kokosa w Harris’

wody. Po chwili wychodzi rozpromieniony.

Pod brzeżnymi skałami wypatrzył taaaką płaszczkę. Nikt więcej już, ani przedtem ani potem, nie widział płaszczek w czasie rejsu.

Prujemy prosto na zdala widoczną Sandy Cay. Kilka razy większa od Sandy Spit jest

również sporo wyższa ze skalistymi brze- gami od wschodu. W środku prawdziwy tropikalny busz. Wyspa została zakupiona przez jednego z Rockefellerów jeszcze przed tamtą wojną. Miała być przerobiona na super ośrodek wczasowy, ale pono gdy nowy właściciel ją odwiedził, odezwał się w nim prawdziwy naturalista i zrezygnował z originalnego pomysłu, polecając jedynie aby zbudowano na niej okólny szlak dla pie- szych turystów.

Zagłębiamy się powoli w dżunglę i pierwsze na co się natykamy to kolonia krabów-pustelików, które beztrosko spa- cerują sobie w poprzek naszej ścieżki i pod pobliskimi krzakami. Biorę po jed- nym do ręki i przyglądamy się z bliska jak wysuwają się ze swojego tymczaso- wego domu i zaczynają spacerować po dłoniach lekko drapiąc ostrymi ciemno- czerwonymi łapkami. Pustelnikom ewolucja nie pomogła w wytworzeniu mocnego pancerza na grzbiecie, ale dała im za to trochę więcej mózgu, który pozwala im używać ślimacze muszle dla osłony własnego odwłoku. Pytanie tylko czy wymuszają ewakuację siłą fizyczną, czy też czekają aż się ślimak sam wypro- wadzi, niecierpliwie oglądając się za siebie czy im ktoś nie zrobi koło tej miękkiej w końcu d... Ten sam numer się im powtarza za każdym razem jak nieco ta dupa pod- rośnie i trzeba szukać nowej zbroi.

Po drodze podziwiamy kilkumetrowe kak- tusy właśnie kwitnące dużymi żółtymi kwia- tami. Wkoło sporo różnorakiego ptactwa.

Na wschodniej stronie przy pionowej ścia- nie skalnego urwiska, prawie na wyciągnię- cie ręki szybują mewo-podobne morskie ptaki. Bez najmniejszego wysiłku utrzymują prawie niezmienioną pozycję przy skale.

Rockefeller miał dobry pomysł.

Dzień szybko mija. Ruszamy z powrotem w kierunku Jost Van Dyke. Potrzebujemy do- pełnić zbiorniki wodne (tak, tak, te prysz- nice) i pobliska zatoka Little Harbour ma stację z wodą. Jest nam po drodze do White Bay na następny nocleg. To ta, którą foto- grafowałem z samolotu. Znana z ładnej plaży i ciekawych raf na snorkling. Wcho- dzimy do Little Harbour, ale nabrzeżne zbiorniki z wodą z jakiegoś powodu są zamknięte. Wypływamy bez wody, ale bo-

gatsi o kilka pamiątkowych T-shirtów.

Wejście do White Bay jest dość skom- plikowane. Zatoka jest zamknięta rafą i ma tylko dwa wąskie przejścia oznakowane boj- kami po obu stronach. Przy bliższym nam wschodnim wejściu brakuje prawej, czerwo- nej bojki, wyraźnie obecnej na mapie. Na szczęście woda jest dość płaska i z dziobu dobrze widać zarys podwodnych raf. Nies-

tety, podobnie jak na Cooper Island wszyst- kie bojki są już zajęte a kotwiczenie zabro- nione. Po raz drugi w tym rejsie musimy zmienić plany i szukać nowego miejsca na postój. Pamiętamy, ża w Little Harbour było kilka wolnych bojek. Zawracamy.

W Little Harbour ta sama ru- tyna. Bosakiem łapiemy linę z uchem zaczepioną do bojki.

Cumowanie. Cieć w motorówce z zapytaniem o rogatkowe. Tym razem z dodatkową propozycją:

jeśli zawitamy do ich restauracji na obiad odliczą nam bojkowe od rachunku. Odpowiadamy, że rozważymy.

Decydujemy się ponownie na obiad na lądzie. Miejsce nazywa się Harris’ Place a jego właś- cicielka, czarna kobieta w średnim wieku i z dużym szczerbatym uśmiechem obsłu- guje nas przy stoliku z humorem i wigorem tłumacząc co z jej menu nam zrobi dobrze a co nie.

Czujemy się trochę jak z wizytą u lubianej cioci. Andrzej przyniósł orzech kokosowy znaleziony na plaży na Salt Island. Nasza gospodyni bierze go do kuchni i za chwile przynosi z dwoma nawierconymi dziurami, z plastikową rurką wsadzoną w każdą z nich. Pociąga przez jedną by sprawdzić czy mleczko kokosowe jest dobrej jakości, poczem, zadowolona z inspekcji, oddaje Andrzejowi jego owoc. Po wypiciu orzech zostaje fachowo rozłupany na pół i rutyna się powtarza - nasza gospodyni bierze łyżeczkę, oskrobuje część mlecznej wyściółki wewnętrznej kokosa i ponownie sprawdza jakość towaru. Z aprobatą kiwa głową i Andrzej może już zabrać się do wyskrobywania reszty.

Jak się dowiedzieliśmy, Harris’ Place ma dość tragiczną historię. Na ścianie przy barze wywieszony jest smutny poemat o tym jak właściciel restauracji, który zajmował się również uprawą trzciny cukrowej, został zamordowany przez lokalnego konkurenta. Konkurent pono miał ochotę na cukier gospodarza Harrisa. Poemat podaje, że wszyscy w okolicy wiedzą kto popełnił zbrodnię ale nikt go nie może ruszyć bo jest za mocny.

Córka gospodarza, a nasza gospodyni, pos- tanowiła przenieść się z Nowego Jorku do Diamond Bay i bez żadnego doświadczenia w biz-nesie przejąć restaurację po ojcu.

Moim zdaniem robi znakomitą robotę.

Witold M. YKP San Francisco (c.d. w następnym numerze)

_______________ Żeglarz nr 188________________________________ strona 7___________________________________________________________________________________

Sandy Spit

(8)

____________________________ Żeglarz nr 188__________________ strona 8__________________________________________________________________________________

Rejsy na jachcie Czarny Diament 2009/10

Nr rejsu T E R M I N Ilość dni T R A S A REJSU Koszt w Euro UWAGI

1 30.04-09.05.09r 10 Czarnogóra- Albania -Czarnogóra 450

2 09.05-23.05.09r 14 - „ - 450

3 30.05-13.06.09r 14 Czarnogóra Rejs Zarezerwowany 4 13.06- 27.06.09r 14 Czarnogóra- Albania -Czarnogóra 450

5 27.06-11.07.09r. 14 Czarnogóra Rejs zarezerwowany 6. 11.07-25.07.09r 14 Czarnogóra – Albania-Grecja -Czarngóra 500

7. 25.07-08.08.09r. 14 - „ - 500

8. 08.08-22.08.09r. 14 - „ - 500

9. 22.08-05.09..09r 14 Czarnogóra-Brindisi-Catania-Reggio-Neapol 500

10. 05.09-19.09.09r 14 Neapol-Ischia-Ponza-Bonifacio-Ajaccio 500

11. 19.09-03.10.09r. 14 Ajaccio-Calvi-Miniorka-Majorka 500

12. 03.10-17.10.09r 14 Majorka-Ibiza-Toreveja-Kartagena 500

13. 17.10-31.10.09r. 14 Kartagena-Benalmandena-Ceuta-Gibraltar 500

14. 31.10-14.11.09r. 14 Gibraltar-Tanger-Las Palmas-Teneryfa 500

15. 14.11-19.12.09r. 35 Teneryfa-Tanger-C.de.Verde-Barbados- Martynika. 800 16. 19.12-02-01.10r 14 Martynika-St.Lucia-St.Vincent-Grenada-Trynidad 550

17. 02.01-16.01.10r 14. Trynidad-Grenada-St.Vincent-St.Lucia-Martynika 550

18 16.01-30.01.10.r 14 Martynika –St.Lucia-St.Vincent-Grenada-Trynidad 550

19. 30.01.-13.02.10r 14 P R Z E R W A \ 20. 13.02-27.02.10r 14 Trynidad-Grenada-St.Vincent-St.Lucia.Martynika 550

21. 27.02- 13.03.10r 14 Martynika-Dominika-Gwadelupa-St.Barth.St.Martin 550

22. 20.03-10.04.10r. 20 St. Martin- Dziewicze wyspy Brytyjskie- USA 500

23 21.05-20.07.10. Baltimore.-Annapolis- Norfolk-Azory-Porty Europy-POLSka 1000

Organizator zastrzega sobie prawo do zmiany programu rejsu gdy zmiana będzie spowodowana czynnikami wyższymi ( sztorm na morzu, konflikty zbrojne, lub sytuacja polityczna).

Do 22 sierpnia 2009 roku bazą jachtu jest Montenegro w Czarnogórze.

- w opłatę za rejs wliczone jest wyżywienie i postój w portach, paliwo,

- minimalna liczba osób na jeden rejs – 6 osób, maksymalna – 8 osób + Kapitan,

- każdy uczestnik musi być ubezpieczony indywidualnie i na ogólnych zasadach stosowanych przy wyjazdach

zagranicznych ( koszty leczenia szpitalnego, stomatologicznego, etc.)

KONTAKT Z KAPITANEM: Kontakt z pełnomocnikiem:

Jerzy Radomski Agnieszka Radomska

Kontakt SMS +480698523410 tel: (032)4762861

Tel. W Czarnogórze +38269926187 mail: aga.rad@wp.pl

Email: czarny_diament@hotmail.com Pełnomocnik nie odpowiada za jakiekolwiek zmiany w planach/cenach rejsu.

Do zobaczenia na pokładzie Czarnego Diamenta!!! Jurek Radomski

(9)

____________________________ Żeglarz nr 188__________________ strona 9__________________________________________________________________________________

FREEDOM CHARTERS zaprasza na Karaiby

Oferujemy łódkę Beneteau 38' do charteru na Tortoli, Brytyjskie Wyspy Dziewicze.

Dokładne informacje i kontakt internetowy na www.freedomchartersbvi.com.

Z żeglarskim pozdrowieniem, Andrzej Gocan

Więcej informacji pod http://www.conceptsailing.org

(10)

_______¯eglarz nr 188______________________________strona 10 ______________________________________________

T A B L I C A O G £ O S Z E Ñ

_________________________________________________________________________________________________________________

_________________________________________________________________________________________________________________

Na sprzedaż s/y "Galicia" - 1981 S2 8.5 28' w bardzo dobrym stanie, Możliwość zakupu z bojką w Glen Cove Yacht Club lub 1/2 udziału. Kontakt Wojtek 201-772-

9966. Łódka ma świeżo zrobione dno i burty, nową podłogę w kokpicie, nową elektronikę i olinowanie, silnik jak zegarek, pełny komplet żagli, itp...

---

Nie wyrzucaj starych żagli i ich części! Przekaż nam - wykorzystamy do nauki żeglarstwa. Informacje: Krzysiek, tel.: 908-451-8917, email: zeglarz@zeglarz.info

---

„Mam na imię Ludomir” – bogato ilustrowana książka o Ludomirze Mączce.

Książkę można nabyć w siedzibie PKŻ w NY lub kontaktując się z Małgosią Krautschneider: tel.: 847-800-6398, email: margaretkraut@gmail.com

---

Zamiast lekarza, zabierz na jacht urządzenie szwajcarskie - BIOPTRON - emitujące światło spolaryzowane. Regeneruje organizm, usuwa bóle mięśni, kręgosłupa, stawów, bóle reumatyczne, migreny, leczy problemy skórne, przyspiesza

gojenie ran i zrastanie kości, pomocny w leczeniu przeziębień i stanów zapalnych oraz innych dolegliwości. Super promocja letnia! Informacje: Krysia Chmilewska

tel. 212-865-8038, kom. 917-538-2026, www.bioptron.com.pl

---

Kapitan Jacek Rajch zaprasza na s/y Osprey:

Na początku czerwca 11m slup syOsprey Pol 2854 wychodzi z Florydy na Śródziem- ne, mogę zabrać 2 niepalące osoby. Kojowe 100 euro/tydzień, potem żeglowanie w

rejonie Balearów 25 euro/dzień, max.4 osoby. Listopad-grudzień z Las Palmas na Karaiby 100euro/tydzień, max 2 osoby. Styczeń-marzec 2010 - Żeglowanie na

Karaibach 300 dol/ tydzień, max 4 osoby. Kontakt : e-mail

OspreyJacekEwa@msn.com , Tel.: - w USA 970 262 0121, - w Polsce 42 632 4990.

---

No Bad Days – s/y Shanties – Wakacje na Karaibach

Pływamy w 7-10-12-dniowych rejsach od grudnia do maja. Co wyróżnia całą propozycję, to rozmaitość rejsów. Wszelkie informacje: www.sailcaribbean.net

---

Rejsy katamarana „Atlantic Adventure”

Wszelkie informacje: www.caribbeanrepublicofsailors.com

---

Sprzedam silnik Yanmar 1cylinder po kapitalnym remoncie;

przebieg około 40 godzin oraz zapasowe części, cena $600, tel. 5089924107 Edward Krzysztofiak

---

NAUTICA – CLUB zaprasza na Kursy nurkowania PADI prowadzone przez doświadczonego polskiego instruktora MSDT-PADI. Po więcej informacji dzwoń :

Rafał: tel. 646 301 8114, email : sailor@sailor1.us

---

Yacht Klub Polski Londyn 1982 – 2007 – to niezwykle interesująca książka w bardzo ciekawy i przystępny sposób opisująca ćwierć wieku działalności

klubu i jego członków; jest do nabycia przez portale internetowe:

www.gdanskamarinacenter.com , www.mkt.pl , www.pogoria.org

---

ŻEGLOWANIE po Lake George! Dom do wynajęcia!

Właściciel szuka chętnych, grupy, osoby samotne, umiejących żeglować i początkujących.

Jacht ma 26 stóp długości, pełnomorski Conrad. Również: do wynajęcia Dom - blisko rzeki (25 minut do Gore Mountain) dla dwóch rodzin (już od $12/doba/osoba).

Informacje: 518-286-3407. Ceny bardzo przystępne !

---

“CO PRZYNIOSŁY FALE I WIATR”

- książka Rudolfa Krautschneidera, niezwykle interesująco opowiadająca o żaglowcu „Victoria”, jak również o ludziach spotykanych podczas morskich

włóczęg autora. Można ją kupić w : www.sunyachts.com/ksiazki

---

Firma Z SAILS - oferuje us³ugi w zakresie szycia i naprawy ¿agli, przeróbek.

Konkurencyjne ceny, krótkie terminy, gwarancje: (800)221-1884.

--- Redakcja nie bierze odpowiedzialnoœci za treœæ og³oszeñ.

ZRZUTKA

Donacje na wydawanie “¯eglarza” zechcieli nades³aæ: Janusz Kędzierski - $50, Michał Bogusławski - $40.

Serdecznie dziêkujemy !! K.S.

œmiesznostki

***

Młoda góralka przychodzi do matki i pyta się:

- Matula kochana, kiej tu chopa chycić i jaki on mo być?

A matka odpowiada:

- Pszede syćkim to musi łoscendny, letko psygłupi i nierusany.

- Matuchna, jak to nie rusany? Jesce psygłupi to sie trofi, ale nierusany? Ni mo takich.

- Sukoj to znondzies.

Mija kilka dni. Do matki do kuchni wpada córka i mówi:

- Matula kochana! Chopa znalozłam!

Idealny, mój ci on bydzie.

- To łopowiadoj kiej go chyciła.

- W knojpie.

- Jak to w knojpie?

- A normalnie - psysiod sie do stolika, postawił gorzołke i zaprosił do hotelu.

- To łopowiadoj, bo ciekawie godos.

A młoda góralka bez żadnego skrępowania mówi:

- Jak weśliśmy do pokoju, to godoł coby dwa łóżka razem zsunoć coby drugiej pościeli nie zuzywać.

- To łoscendny, ale cy psygłupi?

- Psygłupi, psygłupi, matula, poduche zamiast pod głowe, to mi pod pupe podsunoł.

- A nierusany?

- Matulcia, cołkiem nierusany. Jesce mioł folijke na siusioku.

Nadesłał: Ignacy Chowra

KONTAKT Z KLUBEM

Telefon do klubu: 212-302-6006 Komandor: Janusz Kędzierski

tel.: 212-751-5001, email: komandorpsc@aol.com

“¯eglarz” – Biuletyn Informacyjny Polskiego Klubu ¯eglarskiego w NY, rok 17, nr – 188 (4/2009), kwiecień 2009r. Kontakt: 1(908)322- 0512. Adres redakcji: BPK¯ “¯EGLARZ”, Attn: Krzysztof Sierant, 309 Cedar Grove Ter. Scotch Plains, NJ 07076. E-mail:

zeglarz@zeglarz.info . Opr. Graf. i redakcja – Krzysztof Sierant. Komp. D610, 1GB RAM, drukarka: HP 8000; Win XP (fonts: TT fonts, PLToronto, Times New Roman), W2003; tyt. i 1str.-CD12. Redakcja nie bierze odpowiedzialnoœci za treœæ artyku³ów i ogłoszeń. Nades³anych tekstów nie zwracamy. Siedziba Klubu: Gateway Marina, 3260 Flatbush Ave., Brooklyn, NY 11234. Gateway Marina: 40o35’08”, 73o55’08”.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tym też sposobem, jako mistrzowie Kanady na rok 2007, automatycznie zakwalifikowaliśmy się do startu w przyszłorocznych Mistrzostwach Świata J24, które odbędą się we Włoszech

Rano przestawiliśmy się do Trogiru. Dziewczyny oczywiście obrały kurs na prysznice, a gdy już wszyscy doprowa- dzili się do stanu używalności, ruszyliśmy w miasto… Trogir jest

Będziemy spotykać się na pokła- dach jachtów i żaglowców, odwiedzimy też przyjazne żeglarzom polskie porty.. Program prowadzą Marek Szurawski i Sła-

W dniach 18-22 wrzeœnia w Cleveland, Ohio odby³y siê regaty w klasie J/24 o tytu³ Mistrza kontynentu Ameryki Pó³nocnej. Trzeba powiedzieæ, ¿e po Mistrzostwach Œwiata to w³aœnie

Ben pyta Jaśka czy nawigacja satelitarna jest rzeczywiś- cie niezawodna bo dookoła tylko wo- da i nic się nie przesuwa.... Do tego doszły wątpliwości czy czasem jacht nie

Przed otrzymaniem patentu należało pokłonić się Neptunowi i pocałować w (nieskromnie odsłonięte) kolanko. Patenty wręczała kpt. Asia Pajkowska, która kilka dni wcześniej

„Żegnaj Gienia, świat się zmienia” powiadają niektórzy w rozmowach o zachodzących zmianach. Najlepszym na to dowodem jest seria emaili, które ostatnio otrzy- muję. Czytając

Dowiadujemy się, że butla nie została jednak napełniona, ale będzie na 09.00 rano – O.K..., ale gdzie się podziała ta brytyjska solidność.. Wieczorem, a właściwie już