• Nie Znaleziono Wyników

Żeglarz: Biuletyn Informacyjny PKŻ w Nowym Jorku

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Żeglarz: Biuletyn Informacyjny PKŻ w Nowym Jorku"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

ZEGL A R Z

nr 163

ZEGL A R Z

nr 163

ZEGL A R Z

nr 163

Biuletyn Informacyjny PK¯ w Nowym Jorku, miesiêcznik, marzec 2007r.

http://www.zeglarz.info

S/y Serenada w Nowym Jorku -(zdj. KS)

W numerze:

- Serenada: wokó³ Ameryki Po³udniowej, cz. 2 - str. 3, - Pi³am lemoniadê z lodem z lodowca - str. 5,

- Yacht Club Polski London - zaproszenie na obchody XXV-lecia istnienia - str. 9,

- The Tall Ships’ Races 2007 - str. 9, - oraz: drobne informacje, og³oszenia, sta³e rubryki.

- Solo non-stop dooko³a œwiata ze wschodu na zachód - str. 8,

(2)

CHCIE TO MÓC

rodowisko przyrodnicze jakby niezdecydowane; zima niemrawo odcho- dzi („Nie chcem, ale muszem”), a wiosna zwleka z nadej ciem (mo e si za bardzo nie kochaj ?). I w takich to „okoliczno - ciach przyrody” szykujemy si do sezonu.

W rodowisku eglarskim ruch coraz wi kszy, bo sezon tu -tu . Wszystkie znaki na ziemi, wodzie i niebie wskazuj , e b dzie to sezon wyj tkowy. eglarze nie zasypuj gruszek w popiele i dziarsko szykuj si do dalekich rejsów (nie licz c tych, którzy ju w nie wypłyn li). Bo wiedz przecie , e eglowanie jest ko- nieczno ci a wszystko inne to marno nad marno ciami. Daleki, wielomie- si czny rejs, to nie dwutygodniowy wy- pad „za miedz ”. eby popłyn w taki rejs, trzeba podj wiele decyzji, w ród których tzw. „m skie” decyzje odgrywaj wiod c rol . Dobrze przecie wiemy, e najwi ksze przeszkody eglarze musz pokonywa na l dzie, a nie na morzu....

Sprawy zawodowe i rodzinne potrafi skutecznie odwlec lub zniweczy nie jeden rejs. S jednak rejsy, w które trzeba popłyn , bo si ju nie powtórz . Tak jak nie da si cofn czasu, tak nie da si popłyn w ten sam rejs. Ale eglarski ludek nie wypadł przecie sroce spod ogona i potrafi sobie radzi w ka dej sytuacji, czego efektem s wspaniałe rejsy, spotkania, przedsi wzi cia. Nie ka dego na to sta (i bynajmniej nie mam na my li spraw finansowych) i dlatego nie ka dy mo e by eglarzem. A i eglarze to nie jednorodny, nudny monolit; jedni lubi si ciga , inni włóczy po Oceanach, a pozostałym wystarcza eglarstwo szuwarowo – bagienne. Całe ycie stajemy przed wyborami i tylko Ci, którzy naprawd chc , dokonuj wielkich rzeczy. Wiadomo: chcie to móc.

Ja te chciałbym, ale czy mog ? Stopy wody!

Krzysztof Sierant

Polski Klub eglarski w Nowym Jorku rozpocz ł w marcu szkolenie eglarskie. Do połowy maja odbywa si b d zaj cia teoretyczne, a pó niej zaj cia praktyczne. (ks)

! " # $

%

& ' Jak co roku Polski Zwi zek eglarski przyznał nagrody za najlepsze osi gni cia sportowe oraz wspieranie polskiego e- glarstwa.

Targi Wiatr i Woda były doskonał okazj , aby ogłosi zwyci zców, a tak e, aby po- rozmawia o przygotowaniach olimpijskich do Igrzysk w Pekinie.

Nagrody zostały przyznane w nast puj cych kategoriach:

eglarz Roku 2006 - Przemysław Miar- czy ski ( 3 m w Mistrzostwach wiata w klasie RS:X).

eglarka Roku 2006 - Zofia Klepacka (4 m w Mistrzostwach wiata w klasie RS:X) Trener Roku 2006 - Paweł Kowalski za wyniki sportowe zawodników kadry w olimpijskiej klasie RS:X.

Sponsor Roku 2006 - General Motors Poland za nieustanne wspieranie przy- gotowa olimpijskich kadry PZ .

Dziennikarz Roku 2006 - Jan Lindner TVP Gda sk za promowanie eglarstwa w mediach oraz cykl odcinków szkoleniowych dla pocz tkuj cych deskarzy z udziałem kadry olimpijskiej PZ .

Organizator imprezy roku 2006 - MK Arka Gdynia za organizacj Mistrzostw Europy w olimpijskiej klasie Laser.

Mecenas eglarstwa - ERGO Hestia S.A za wspieranie windsurfingu polskiego i zapewnienie warunków do optymalnego szkolenia zawodników.

Wszystkim, którzy przyczyniaj si do popularyzacji eglartwa i wspierania przy- gotowa olimpijskich serdecznie dzi - kujemy, a zwyci zcom gratulujemy i y- czymy dalszych sukcesów. (ks)

ZE WSCHODU NA ZACHÓD SAMOTNIE

BEZ ZAWIJANIA DO PORTÓW

6 marca 2007 o godzinie 12:28 (GMT- 08:00) polonijny eglarz, Tomasz Lewan- dowski wyruszył w samotny rejs dookoła

wiata, bez zawijania do portów, ze wschodu na zachód. Wszelki informacje o eglarzu, jachcie i przygotowaniach do rejsu, mo na znale na stronie:

www.zeglarz.net

Na stronie 8 zamie cili my kilka zdj i artykuł napisany specjalnie dla czytelników

„ eglarza” przez kapitana Lewandows- kiego. (ks)

Z OKAZJI WI T WIELKANOCNYCH

yczenia

Wesołych wi t oraz

Mokrego Dyngusa

Wszystkim Czytelnikom

przesyła redakcja

Fale

(fragment)

Na morza wzd tej toni Wci fala fal goni, Wzbieraj c z szumem p dzi, Srebrzyst pian wrz ca W podskokach si roztr ca Na ostrej skał kraw dzi Lub tocz c na brzeg płaski Błyszcz ce mokre piaski Kamyczki i muszelki

Zamiera z d wi cznym echem, Zanim j swym oddechem, Ocean wci gnie wielki.

I adna z nich nic nie wie W bezsilnym swoim gniewie Do jakich celów słu y, Lecz powracaj c ginie W bezdennej wód gł binie Po krótkiej swej podró y.

Jednak ich ci gła praca Skalisty brzeg wywraca, Zmienia koryta pr dów, Pochłania ziem przestworza, I nowe wznosi morza I rze bi posta l dów.

Adam Asnyk

(((((((((((((((( ((((((((((((((((((((((((((((( ((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((((

(3)

____________________________ Żeglarz nr 163__________________ strona 3 ___________________________________________________________________

SERENADA: WOKÓŁ AMERYKI POŁUDNIOWEJ, część 2

(c.d. z poprzedniego numeru)

Kapitan jako Polak dobrze pamiętał te

”rekwizyta” z krajpobrazu polskiego po- granicza morskiego. Kubańska ”odyseja”

wymagałaby większego opisu, ale krótko sumując – Kuba dla jachtów jest niewy- godna, uciążliwa i męcząca głównie od strony formalności i biurokracji. Kubańskie wody strefy przybrzeżnej mimo pocztów- kowego uroku – nie nadają się na pływa- nie jachtem kilowym. Wody naszpikowane są płyciznami a oznakowanie jest zdezelo- wane. Zaprowiantowanie i usługi ogólnie kiepskie – innymi słowy Kuba nie oferuje żeglarzowi niczego lepszego, czy odmien- nego (poza ustrojem politycznym) czego nie widzielibyśmy już przedtem za tańsze pieniądze. Nie mniej historycznemu aspek- towi rejsu stało się zadość – byliśmy na Kubie za rządów Castro!

Zmiany załogi były bardzo skomplikowa- ne również. Z całą pewnością żeglarz czuje się ”bezpiecznie” ponieważ strefy portowe są absolutnie zamknięte dla kubańskiej publiczności.

Najlepszym super aspektem Kuby byli bez wątpienia ”cywilni” kubańczycy! Sympa- tyczni, uśmiechnięci, gościnni i bezin- teresownie ( o dziwo!) uczynni!

Po ”okrążeniu” Kuby od wschodu gdzie latarnia Cabo San Antonio od lat ostrzega nawigatorów o wieńcu rafy otaczającym północne wybrzeże Kuby ponownie wesz-

liśmy w labirynt płycizn, zatoczek i wy- sepek. Pomimo cudownych dla oka ”turys- ty” widoków – żegluga nie była zbyt przyjemna ze względu na nieproporcjo- nalny do głębokości (czy lepiej powiedz- my – płytkości) wody silny przeciwny wiatr. Po kilku dniach żeglugi w tym gali- matiasie wreszcie utknęliśmy solidnie na szerokiej mieliźnie w akwenie Cayo Le- visa i Cayo Paraiso. 22 godziny trwała ope- racja ściągania jachtu. Przy pomocy trzech kotwic i z udzieałem trzech mężczyzn (za- łoga + kapitan) Serenada wreszcie spły- nęła na głębszą wodę i po jeszcze dwóch dniach żeglugi poprzez płycizny wreszcie wydostała się na głęboką leżącą poza pierś- cieniem rafy wodę.

Pod Hawaną w Marinie Hemingway – odetchnęliśmy z ulgą.

Kolejne dwa tygodnie upłynęły na zwie- dzaniu Hawany oraz na wypatrywaniu od- powiedniego okna pogodowego.

Niestety - niże nadchodzące z północy nie dawały wiele szans na spokojny przelot, więc by nie nadużywać ”gościnności” ku- bańczyków podjęliśmy żeglugę. Golfstrom nie jest przyjemnym miejscem podczas sil- nego wiatru z sektora północnego - na to mieliśmy namacalne dowody, ale nie było też możliwości wyboru kursu. Fort Lau- derdale był z wielu względów najlepszą opcją. Tak więc Serenada wpłynęła na wody terytorialne USA. Okazało się, że zgłoszenia radiem, podawanie pozycji i innych danych dotyczących jachtu lub za- łogi są…. zupełnie zbyteczne! Myśleliśmy że Coast Gurard będzie bardziej zaintere- sowana kto i czym zbliża się do brzegów USA zwłaszcza od strony Kuby – ale nic z tych rzeczy!

W Fort Lauderdale odpoczęliśmy parę dni w towarzystwie „cruisingowych” przyja- ciół spotkanych kilka lat temu na wodach europejskich i niebawem ponownie wypły- nęliśmy na morze. Za Cap Canaveral silna burza zmusiła nas do schronienia się w Fer-nandina Beach skąd Intracostal Waterways kanałami kontynuowaliśmy żeglugę na północ.

Serenada wypłynęła ponownie na Ocean z zatoki Chesepic Bay i w Atlantic City na pokładzie zameldowali się nasi ” piloci” - żeglarze z okolic Nowego Jorku. Darek Druszala, Jesse Krzywoń byli po raz pierw- szy gościami/załogantami. Starzy przyja- ciele z ekwadorskiej eskapady Bogdan i Ja-

(4)

nusz czuli si jak u siebie. Natychmiast wy- płyn li my na morze i po dobie spokojnej

eglugi – ozdobionej jedn ryb złowion przez niestrudzonego Janusza byli my pod mostem Verrazano i niebawem wznie li my toast za udany etap ciesz c oko widokiem Manhattanu i Statui Wolno ci.

Dnia nast pnego Polski Klub eglarski przyj ł nas w swojej przystani i w klubowej BARCE gdzie zadomowili my si na ponad dwa tygodnie. Go cinno i serdeczno spotkanych Polaków pozostan wielkim i zawsze ciepłym wspomnieniem z tego rejsu.

Niemniej czas był rusza przez Atlantyk.

Niespodziewanie na jacht zaokr towała si pocz tkuj ca eglarka Gosia Ziółkowska oraz młody Fin bez eglarskiego sta u imie-niem Tuukka. Oboje załoganci chcieli odby swoj pierwsz podró oceaniczn . Pogoda była niestabilna, ale otrzymawszy skromne dobowe okienko - wypłn li my na Ocean. Ju nast pnego dnia dmuchała dobra szós-teczka i pchała Serenad ku dalekim brze-gom Europy. Po paru dniach eglugi, pod-czas refowania grota, Seija została uderzona bomem grota w klatk piersiow . Kontuzja była bardzo bolesna i nawet zastanawia-li my si czy nie wraca do brzegów kana-dyjskich! W efekcie Seija legła na koji na nast pne kilka długich dni a my pracowicie kontynuowali my na Wschód. Niebawem dogoniła nas jedna z licznych depresji i dmuchn ło dziesi tk . Ocean urósł do impo-nuj cych wymiarów a Serenada dzielnie da-wała sobie rad z nadchodz cymi dziadami. Ci ka pogoda trwała dwie doby. Cel zbli ał si z dnia na dzie i ju zacz li my roz-wa a sprawy dotycz ce podej cia do Hor-

ty, gdy nagle z wielkim hukiem pu ciły wanty kolumnowe lewego halsu. Tego hal- su, którym płyn li my niemal e od samego Nowego Jorku!!

Maszt chwiał si ordynarnie i swym bez- władnym kołysaniem obci ał jeszcze bar- dziej zawietrzne wanty. Sytuacja była nie- przyjemna. Odpalono silnik i jacht poszedł z wiatrem by zredukowa rozkołys. Wszyst- kie wolne fały i topenanty kapitan podwi - zał na lewej burcie by cho by troch usz- tywni maszt. Dostrzegli my, e trzpie trzymaj cy maszt w znajduj cej si na po- kładzie podstawie znikn ł i stopa masztu ruszała si od wibracji lu nego tekielunku!

Natychmiast zaimprowizowano kolejny bo- lec i wbito go na swoje miejsce. Na szcz - cie wiatr siadał i fala malała. Po kilku go- dzinach mogli my wróci na kurs i dla zmniejszenia kolebania si jachtu posta- wili my płasko foka. Kolejna doba upłyn ła na obesrwowaniu wyginaj cego si masztu.

Dnia nast pnego na horyzoncie ukazała si wyspa Faijal. Pod wieczór Serenada weszła do portu i stan my obok Bowmana 42, który w tym samym sztormie… stracił maszt oraz wszystko co było na deku! Na kotwicowisku stało kilka innych mniej lub wi cej pokiereszowanych jachtów. Nasi za- łoganci nowicjusze otrzymali solidny chrzest morski! Gosia zapaliła si do e- glarstwa jeszcze bardziej a Tuukka ”zgasł” i stwierdził, e golf mu wystarczy….

Zaalarmowany kontuzj Seiji syn Patrik zjawił si niespodziewanie na keji! Był to wspaniały gest i oczywista pomoc aczkol- wiek Seija czuła si coraz lepiej.

Wyruszyli my w ostatni dłu szy etap. Był on odwrotno ci poprzedniego. Wiatru ani na lekarstwo! Samosterowno adna bo nawet doskonały Aries potrzebuje jakiego wiatru! Na dodatek w pocz tkowej fazie etapu p kł pasek transmisyjny autopilota i…… była to jedyna cz zapasowa, której nie mieli my na jachcie!!!! Pomimo, e w USA było sto okazji by taki pasek naby !!!

Komplementów kapitanowi nie szcz dzo- no…..

Mozolnie steruj c i spalaj c rop Serenada doczłapała si do Cherbourga gdzie w zasadzie nic si nie zmieniło przez dwa lata

nieobecno ci – poza cenami mariny. Dwa dni oddechu i w drog .

Porty Morza Północnego odwiedzali my ju kilkakrotnie wi c nie było sensu si nig- dzie zatrzymywa poza Zeebruge – dok d nigdy jeszcze nie zawijali my. Poza przy- tuln królewsk marin samo miasteczko nie oferuje nic. Kilka godzin postoju w Cuxha-ven starczyło na zrobienie zakupów i oto byli my ponownie w Kanale Kilo skim.

Na Bałtyku panowała wszechwładna flauta, wi c ruszyli my natychmiast w kierunku Kołobrzegu do którego wpłyn li my 14 lipca 2006. Osiemnastego byli my ponow- nie w morzu i 22 lipca zacumowali my w Helsinkach.

Z Helsinek do poru macierzystego pozostało jeszcze tylko 170 mil. Niby mało, a zara- zem du o. Po drodze zawin li my do Kotki by wzi udział w Dniach Morza Kotki na zlocie eglarzy długodystanso- wych. Było 16 jachtów, ale Serenada była jedynym przychodz cym prosto z trasy. Po- został jeszcze kanał Saima w tym krótki etapik wiod cy przez rosyjskie wody.

Dnia 31 lipca 2006 r. Serenada zacumowała w ”domu”…. za ruf zostało 22 tysi ce mil morskich i 25 miesi cy eglarskiej w drów- ki.

J drzej Prusak

(5)

____________________________ Żeglarz nr 163__________________ strona 5____________________________________________________________________

PIŁAM LEMONIADĘ Z LODEM Z LODOWCA

Mam na imię Julia. Skończyłam 14 lat i chodzę do 9 klasy.

Ta łódka jest odkąd pamiętam. Ma dwa maszty, jest ciemnoniebieska i może na niej spać 10 osób. Mój tata Gerard razem z Tadeuszem, Wieśkiem i Danielem zbudowa-li ją 16 lat temu w ogrodzie u dziadka i babci w Nowym Sączu. Nazwali ją Nekton.

Tata, wujek i koledzy przypłynęli tą łódką do Kanady. Ja urodziłam się w marcu i pierwszy raz pływałam tą łódką jak miałam 3 miesiące (ale tego nie pamiętam).

W każdą sobotę i niedzielę pływaliśmy po jeziorach. Najwięcej po Georgian Bay (jest to zatoka Jeziora Huron). Jest tam 30 tysię- cy wysp i jeszcze więcej podwodnych ska- łek, których nie widać. W dzień kąpaliśmy się, nurkowaliśmy, a na noc rzucaliśmy kotwicę i było „party”.

3 lata temu wujek Tadek ze swoim synem Łukaszem i z moim starszym bratem Jasiem popłynęli z Wielkich Jezior do Sept-Iles.

Jest to małe miasteczko nad brzegiem rzeki Św. Wawrzyńca. Woda jest tam słona i jest blisko do oceanu. Łódka została tam na zimę.

Wujek Tadek chciał żebyśmy w wakacje następnego roku popłynęli na Grenlandię.

Mój tata uparł się żebyśmy razem popłynęli.

Ale mama mu nie pozwoliła.

Powiedziała, ze dopiero co wróciłeś z Hornu i Antarktydy i dość już tego pływania.

Ja i Jasiu nie chcieliśmy płynąć, bo myśleliśmy, że będzie fajniej z kolegami i koleżankami zostać w Toronto. Mamie w ogóle nie chciało się płynąć i nie chciała taty puścić. Oddała mu nawet obrączkę. Tak więc mieliśmy zostać w domu.

Wujek Tadek miał ze sobą Kazia, Danusię, i swojego syna Łukasza. Z Kaziem wujek i tata byli na Hornie.

Raniutko tata pojechał pożegnać załogę Nektona. Mieli przed sobą długą drogę do Sept-Iles.

Tata wrócił i gdy zobaczyliśmy jego smutną minę to po naradzie postanowiliś- my też wziąć udział w tym rejsie. Tata bardzo się ucieszył. Natych- miast zamówił dla nas sztormiaki.

Pojechaliśmy kupić śpiwory i dużo róż- nych ciuchów. W środę rano wyjechaliś- my i po północy by- liśmy na jachcie.

Wszyscy bardzo się

cieszyliśmy, że jesteśmy razem.

Na następny dzień były naprawy łódki, tata instalował piecyk, wyglądał jak kominiarz i się wściekał. że nie chce działać. Mama i Danusia pojechały dokupić jedzenie, żeby nam wystarczyło, Łukasz z wujkiem grzeba- li coś przy silniku a Kaziu ustawiał laptop.

Jasiu podawał narzędzia a ja miałam sprzą-- tać choć strasznie tego nie lubię. Ale jakoś mi szło.

24 lipca wypłynęliśmy. Ledwo minęliśmy

wejście do portu i musieliśmy rzucić ko- twicę.

Coś się popsuło przy silniku. Po dwóch go- dzinach wszystko było naprawione i popły- nęliśmy w kierunku oceanu. Na następny dzień zobaczyliśmy wieloryby i foki.

To było pierwszy raz kiedy zobaczyłam te piękne zwierzęta w morzu, a nie w ogrodzie zoologicznym. Kilka dni później mój kuzyn Łukasz obudził mnie, żebym zobaczyła delfiny. Było ich chyba z 20. Płynęły koło

łódki i przed dziobem tak jakby nas prowadziły. Było to niesamowite. Zatrzy- maliśmy się jeszcze w Blanc Sablon. To takie małe miasteczko na granicy Quebec i Labrador. Połowa ludzi mówi po francusku a połowa po angielsku i podobno za dużo ze sobą nie rozmawiają. Dolaliśmy paliwa, kupiliśmy od rybaków świeźego dorsza i ruszyliśmy w kierunku Grenlandii. Miałam wachtę z mamą, tatą i bratem. Nie było ogromnych fal i było OK. Było za to bardzo zimno. Musiałam ubierać kilka warstw ubrania choć był śro- dek lata. Widziałam zorzę polarną i tysiące gwiazd na niebie. O 12 w nocy jak skoń- czyła się wachta to tata miał urodziny.

Cała załoga zaśpiewa- ła mu sto lat. O 7 rano wypłynęliśmy na Atlantyk. Pogoda nie była najlepsza. Wiał mocny wiatr w twarz.

Nie jest to dobre przy żeglowaniu. Fale były duże i słone. Jak ktoś

(6)

był na pokładzie to wracał cały mokry. Jak wiatr nie wieje w twarz to mo na stawia agle. Łódka wtedy płynie szybciej. Ja kr ciłam kabestan, na który nawija si taka lina przymocowana do agla.

1 sierpnia zobaczyli my pierwsz gór lodow . Była pi kna i du a. Podpłyn li my tak blisko, e zgarn li my w siatk na ryby par kawałków lodu. Napiłam si lemoniady z lodem z lodowca, który mógł mie z 1000 lat. Pó niej zobaczyli my jeszcze z 50 gór lodowych. Wygl dały cudownie. Ju było wida Grenlandi . Wpłyn li my w pi kny fiord. Zatrzymali my si w miasteczku Narasaq. Przycmowali my łódk grub lin do pomostu. Pomost troch si ruszał pod nogami i l d zreszt te . Dopiero po chwili przestał.

W Narasaq mieszka chyba z 1500 ludzi.

Domki s małe i kolorowe: niebieskie, ółte, czerwone i zielone. Dzieci w szkole ucz si czyta i pisa po grenlandzku i du sku.

Wszystkie dzieci maj komórki a chłopcy kolczyk w uchu.

Kupili my krewetki od rybaków. Smakuj wy mienicie jak si doda troszk cytrynki.

Kupili my te pyszny chleb. Był bardzo wie y. Chocia na zewnatrz było moze +5 stopni na szczytach gór był nieg a w porcie pływał lód, to lody na Grenlandii smakowały tak samo jak w domu (mo e nawet troch lepiej).

Na nast pny dzie poszli my zwiedza okolice. Kolega taty Ruda mówił, e na Grenlandii grzyby rosn wy ej ni las.

Drzew nigdzie nie było wida . Były tylko małe krzaczki. Ale grzybów było du o.

Nazbierali my ich i suszyły si nad piecykiem. Ja grzybów nie lubi i ich zapach mi przeszkadzał szczególnie jak były du e fale. Spałam w mesie tu obok

piecyka. Zbierali my te troch borówki. Na spacer poszli my na wysok gór . Podobno miała 600 metrów. Był strumyczek, z którego pili my wod , były pi kne widoki.

Wszyscy robili zdj cia. Mama wybrała drog powrotn . Na pocz tku była łatwa, ale potem to był pion. Jako jednak udało si nam zej w jednym kawałku cho nie było łatwo. Wujek Tadek poszedł na policj zgłosi e przypłyn li my. Policjant był zaskoczony. Pytał si czy mamy jaki problem i dlatego tam przypłyn li my. Wu- jek powiedział mu, e chcemy zwiedza Grenlandi i nie ma-my adnego proble-mu.

Na nastepny dzie , popłyn li my w gł b tego fiordu do same-go ko ca. Dalej ju si nie dało. Byli -my przy samym lo-dowcu i

„Ice Cap”. Na noc stan li my w Na- rsarsuaq. Jest tam lotnisko. Za dwa dni miał tam przylecie jaki wa ny Amery- kanin. Po porcie chodziło du o pa- nów w ciemnych okularach. Rano po- szli my na spacer a potem popłyn li my na drug stron zatoki do Qassiar- suk. Stoi tam pom- nik pierwszego Wi- kinga, który tam do- tarł.

Jest te pierwszy Ko ciół. Podobno ona tego Wikinga kazała mu go zbudowa . W czasie wyprawy wszyscy robili zdj cia a tata kr cił film. Pod koniec mieli my kilkanascie CD pełnych zdj i 5 kaset vi- deo. Cały czas pływali my mi dzy wyspa- mi. W niektó-

rych miejscach było tyle lodu, e ledwo si da- ło płyn . Nie- które góry lodo- we były w kształcie luków.

Wujek nie chciał jednak pod nimi pły- n . Pogoda by- ła liczna. Cały czas wieciło sło ce. W Na- nartolik widzie- li my ruiny do- mów Wikingów

i ich groby, które były na górze. Był stamt d pi kny widok na zatok .

Miejscowi ludzie mówili nam eby popły-

n do gor cych ródeł na Grenlandii. Po- dobno wszyscy tam je d na wakacje.

Kiedy tam dotarli my to okazało si , e jest to dziura w ziemi 3m na 3m - było w niej ze 20 dzieci. eby woda tam była czysta to nie powiem. Kaziu miał szampana, ale nie zdecydował si na k piel.

Spotkali my tam miłego Francuza. Pływał we fiordach sam na kajaku. Był nauczy- cielem w liceum w Pary u. Mówił, e mamy szcz cie z pogod . Tydzie wcze niej było mglisto i padał deszcz. Postanowili my po- płyn na ryby. Był taki długi, pi kny fiord

z rzek i jeziorem. Chłopcy złapali tak jedn ryb , ale była strasznie brzydka wi c j wypu cili.

(7)

____________________________ Żeglarz nr 163__________________ strona 7 ___________________________________________________________________

W rzece i w jeziorze były „Arctic Char”. Te, które złapali były jednak małe i też je wypuścili. Dopiero w porcie tata kupił rybę od rybaków. W porcie na łódkę weszło paru chłopaków. Wszyscy mieli kolczyk w uchu i komórki. Kaziu poczęstował ich cias- teczkami. Za chwilę wszystkie dzieci w wiosce już o tym wiedziały i były na łódce.

Dopiero jak piecyk, który instalował mój tata zaczął znowu wybuchać to wszyscy uciekli po drabince z łódki.

Na koniec popłynęliśmy jeszcze do Prince Christian Sound. Góry były bardzo skaliste i strasznie wysokie. Wiał silny wiatr w twarz aż gwizdało na wantach. W wodzie było dużo lodu. Musieliśmy się schować do takiego maleńkiego portu. Dzieci w porcie grały w piłkę. Dużo łódek schroniło się tu przed wiatrem. Na następny dzień okazało się, że zrobił się korek lodowy na 8 mil i dalej się nie da płynąć. Musieliśmy zawrócić i wypłynąć na Atlantyk inną drogą.

11 sierpnia pożegnaliśmy Grenlandię i wypłynęliśmy na Atlantyk. Ustaliliśmy szybko nowe wachty. Ja miałam z wujkiem Tadkiem od 2 rano do 4 rano. Potem Jasiu z Łukaszem , Kaziu z Danusią i Tata z Mamą.

Jedna osoba sterowała i była na pokładzie a druga była na stand by, patrzyła na radar, robiła zupkę, albo ciepłą herbatkę dla zmarzniętych.

Radar to takie urządzenie co pokazuje ci co jest przed tobą, z boku, albo z tyłu. Jak jakiś punkcik się pokazywał to miałam o tym mówić wujkowi. Blisko radaru stał komputer Kazia. Były na nim mapy, na których było widać jak dopłynąć na Grenlandię i z powrotem. Czasami jak była fala to Kaziu brał komputer na dziób. Kiedyś Danusia latała na dziobie z komputerem. Jak jest duża fala to tam się nie da spać.

Muszę również napisać o budzeniu Kazia.

Gdy Jasiu albo Łukasz mieli go budzić to zawsze była kłótnia kto to ma zrobić.

Chłopcy musieli go mocno trzepnąć i głośno zawołać KAZIU - wtedy on się zrywał, trzy- mał się za serce jakby dostawał ataku.

Od 13 do 15 sierpnia byliśmy w sztormie.

Wpłynęliśmy w resztki huraganu Charlie.

Były to trudne dni. Ta choroba i te grzyby nad piecykiem po prostu trudno było wytrzymać.

Dla łódki nie był to jednak pro- blem.

Widziałam zno- wu dużo wielo- rybów. Kiedyś zawołałam:

„wielorybku

podpłyń do mnie” i dosłow-

nie 2 minuty potem ogromny wieloryb przepłynął chyba z metr od łódki. Wszyscy

wytrzeszczyli oczy.

Na następny dzień zobaczyłam na horyzoncie brzeg. Zatrzymaliśmy się w Lanse a Loup.

Kaziu kupił od rybaków ślimaki.

Danusia dowiedziała się jak je zrobić na obiad. Były pyszne, choć mama mówiła, że żałuje że je zjadła, bo zaczęła czuć jakby jej uszami wychodziły.

Wypłynęliśmy w kierunku Sept- Iles. Nie było wiatru. W nocy zepsuło się sprzęgło.

Musieliśmy wpłynąć do Blanc Sablon

(sprzęgło jest tam gdzie silnik, śmierdzi tam pali-

wem a Łukasz suszył tam skarpetki).

Wujek Tadek, Łu- kasz, tata i Kaziu przez noc wszystko naprawili i rano po- płynęliśmy dalej.

Następne dni były fajne. Było ciepło i nie było dużych fal.

Dopłynęliśmy do Sept-Iles. Dźwig wy- jął łódkę na brzeg, spakowaliśmy się i

pojechaliśmy do do-mu. Tacie spieszyło się na jakąś konferencję.

Jeszcze dziś pamiętam jak spałam w me- sie, było wprawdzie trochę zimno, były fale i grzyby i trochę chorowałam, ale reszta była super.

To była moja pierwsza wyprawa-przygoda

żeglarska. Dowiedziałam się różnych rzeczy, zobaczyłam piękne miejsca, poznałam ludzi żyjących w trudnych warunkach, widziałam góry lodowe i delfiny. Grenlandczycy nigdy nie prowadzili wojen, są bardzo gościnni.

Grenlandia w lecie jest zielona, kwitnie tam dużo kwiatów i rośnie tam dużo grzybów.

Całe jedzenie na łódce było zdrowe. Mleko sojowe organiczne, płatki owsiane orga- niczne, ciastka organiczne, masło orga- niczne, ziemniaki w proszku organiczne. W porcie zawsze szukaliśmy z Jasiem i Łuka- szem czegoś smacznego nie organicznego, co można było jeść. Ta herbatka z mlekiem sojowym była bardzo niedobra. Nie po- lecam.

Wyprawa się udała. Nie było tam moich koleżanek i kolegów, ale tam było coś nowego czego nie znałm, a co warto było poznać!

Julia Natanek

(zdjęcia: Jasiu Natanek)

(8)

Płyniemy, widz jescze Beat machaj c z nabrze a, pewno płacze, ale odnajdzie rów- nowag ; to m dra i silna dziewczyna, poza tym gdzie na dnie duszy czuje, e wła nie spełniaj si moje marzenia, lub raczej, e to ja sam wła nie si spełniam...

Nie dociera chyba do mnie jeszcze fakt, e udało mi si w ko cu rzuci cumy....

Zawsze, kiedy wyobra ałem sobie ten mo- ment, czułem wypełniaj ce mnie szcz cie i poczucie satysfakcji. Tymczasem czuj si spi ty i jakby po szklance whisky. Zwracam tylko baczn uwag , by nie rozjecha jakiej boi nawigacyjnej lub kr c cych si dookoła małych Meksykanów w małych łódkach.

Mijamy główki portu w Ensenadzie; za mniej wi cej 11 miesi cy b d mijał je po- nownie....

Luk , wtedy Katmandu, znalazłem w Santa Barbara (CA). Szukałem jej długo. Wyda- wało mi si , e znajd j na Florydzie, lub w Georgii.... Cz ste huragany w tamtych oko- licach wła nie tam dawały najwi cej szans na znalezienie solidnego jachtu do remon- tu. Nie interesowały mnie jachty „pod kluczyk” bo to zwykle bajer; niby nowa elektronika, nowa, ale sprzed dziesi ciu lat, lub silnik w doskonałym stanie, ale do remontu itd. Szukałem jachtu w którym wszystko jest do wymiany lub remontu i w zwi zku z tym b dzie miał adekwatn do tego stanu cen . A pó niej własnor cznie upewni si , e mam now elektronik i silnik w doskonałym stanie itd.... W LUCE, wtedy głupawo nazwanej Katmandu, zako-

chałem si od razu... Miała wszytko cze- go oczekiwałem: 17m długo ci, 4,8m sze- roko ci, 2 m zanurzenia, 7t ołowiu w kilu, kecz, centralny kokpit i owiewka nad przedni cz ci centralnego kokpitu, która bardzo łatwo da si przedłu y i zamkn ....

Luka musiała mie „pilothouse”. Wiele lat sp dziłem łowi c ryby na Alasce, i gdzie tam, w rodku jakiego zimnego sztormu, doszedłem do konkluzji, e jedyn słab stron wi kszo ci jachtów aglowych jest odkryty kokpit, w którym to bardzo łat- wo zgubi poci g do eglarstwa, zwłaszcza kiedy zimno, mokro i strach mi nie po lad- ków napina hehe.... Luka ma wi c solidnie zbudowany pilothouse, który jednak zadasza kokpit i nawet gdyby my zgubili które z du ych okien, to i tak b dziemy w lepszej sytuacji ni gdyby nadbudówki nie było, i niczym nie osłoni ci braliby my deszcz i wiatr w oczy....

Dopełniłem formalno ci zwi zanych z kup- nem jachtu, i z Johnem, który za niewielk opłat zgodził si by moj załog , wyru- szyli my jeszcze tego samego dnia na pół- noc, w stron Point of Conception, i dalej do Port San Luis gdzie Luka miała by wyci - gni ta na brzeg. Wydawało si , e po trzech, czterech miesi cach remontu b dziemy z po- wrotem na wodzie i gotowi do rejsu.... y- cie zweryfikowało to jednak do dwóch i pół roku... Szef tego małego potu rybackiego i mariny kiwał głow , jak to kiwa si witaj c nieproszonego go cia, a gdy dowiedział si jakie ma rozmiary i ile wa y LUKA, stwier- dził e to maksimum, które samojezdny d wig portowy, przypominaj cy prostok t- nego paj ka na czterch długich zardze- wiałych nogach, mógł wyj z wody....

Nast pnego dnia z szerokim u miechem wr czyłem mu butelk niezłej whisky, na co Marti zmieszał si lekko; widocznie nie przywykł do łapówek. W ko cu u miechn ł si i nazajutrz stali my na „twardym”. Zasta- nawiałem si czy Luka b dzie mie b ble, po tubylczemu zwane „blisters”, które to

miewa wi kszo jachtów budowanych po

’72 roku, z uwagi na ówczesny kryzys energetyczny, i zwi zane z nim zmiany w składzie chemicznym ywicy poliestrowej.

Po wyj ciu jej z wody i oczyszczeniu dna wod pod ci nieniem nie zauwa yłem ani jednego b bla. Miałem wspaniały humor do momentu jednak, kiedy zacz łem szlifo- wa 20 warstw starej farby antyporostowej.

Spod płaskiej powierzchni szlifierki zacz ły wyłania si małe b ble, jeden obok drugie- go. Okazało si , e Luka nie ma ani jednego du ego b bla (du e, na wzór wrzodów, wy- pełnione s mierdz c , lepk ciecz ), nato- miast małych, wielko ci 2-4 cm miała wprost niezliczon ilo ... Nie było sesu szlifowa dalej. Zrobiłem wywiad, z którego wynikało, e fachowiec z odopwiedni ma- szyn mo e przyjecha do Port San Luis za dwa miesi ce a usuni cie b bli wraz z wars- tw elkotu b dzie kosztowało, ł cznie z ho- telem i wy ywieniem dla fachowca, około $ 5 k. Nie spododobało mi si to wcale. Po- dzwoniłem jeszcze i okazało si , e mog sam kupi maszyn produkowan w Anglii do tej roboty, któr sprzedawała pewna fir- ma na Florydzie, a która to maszyna przy- pominała heblark , maj c jednak wałek z dwoma no ami z przodu. Za jedyne $ 2,5k z małym okładem nast pnego dnia maszyna jechała ju do mnie z Florydy (odsprzedałem j potem znajomemu „z b blami”). Zjecha- li my skór Luce od linii wodnej w dół, wraz z”wrzodami”, pó niej nawierciłem płytko raz przy razie p cherze, które były w nast pnej warstwie laminatowego kadłuba.

Wypłukałem je dokładnie wod pod ci nie- niem, potem pozwoliłem kadłubowi schn przez prawie cały nast pny rok, zaj ty inny- mi rzeczami. Po roku zaszpachlowałem mini dziurki szpachl epoksydow , a potem po- kryłem czterema grubymi warstwami ywi- cy epoksydowej West System.

Teraz z perspektywy czasu, s dz , e re- mont LUKI był jednym z najprzyjemniej- szych okresów w moim yciu, miejmy na- dziej , e eglowanie ni oka e si rów- nie przyjemne. Po dwóch i pół roku inten- sywnej pracy LUKA była gotowa płyn w ka de miejsce kuli ziemskiej pod warun- kiem, e jest tam wi cej ni 2 metry wody...

Pó niej, z powodów znanych jedynie temu

„który patrzy na nas z góry i karty rozdaje”, rejs opó nił si o cały rok... Ale i w tym nie mogło by nic bardzo złego, bo co ma pły- n popłynie, a co wisie w ko cu i tak zawi nie.... MY PŁYNIEMY.

Tadeusz Lewandowski

SOLO NON – STOP DOOKOŁA WIATA ZE WSCHODU NA ZACHÓD

(9)

____________________________ Żeglarz nr 163__________________ strona 9____________________________________________________________________

THE TALL SHIPS’ RACES 2007

Lata po II Wojnie Światowej przyniosły wielkie zmiany na morzach i oceanach. Ze szlaków handlowych zaczęły znikać w szybkim tempie „white birds of the oceans”. Utrzy- mywanie statków żaglowych stawało się coraz bardziej kosztowne. Wydawało się, że następuje koniec żeglugi pod białymi żaglami.

Jesienią 1954 roku z inicjatywy londyńskiego prawnika Ber- narda Morgana utworzono Międzynarodowy Komitet Regatowy w celu zorganizowania, jak się wówczas wyda- wało, ostat-nich regat wielkich żaglowców. W dniu 7 lipca 1956 roku 20 wielkich jednostek wystartowało z Torbay do Lizbony.

Regaty te odniosły wielki sukces a Komitet Regatowy prze- kształcono w nową organizację o nazwie Sail Training Association czyli STA. Od tego czasu STA, która od wiosny 2002 roku stała się nową organizacją – Sail Training Inter- national (STI) - jest organizatorem i współorganizatorem największych regat i zlotów żaglowców świata.

W roku 2007 regaty takie będą miały miejsce na Bałtyku, a ich końcowym portem będzie SZCZECIN. Załogi biorące udział w regatach zbiorą się w duńskim porcie Artos już 5 lipca, następ-nie w regatach popłyną do fińskiego portu Kotka, gdzie będą goszczone do 21 lipca. Z Kotki w rejsie towarzyskim z wymie-nianymi załogami ruszą do Sztok- holmu, by w dniu 30 lipca wystartować na „polskim” etapie do Szczecina.

Szczecin będzie gościł żeglarzy do 7 sierpnia. Miasto przygotowuje przebogaty program imprez dla uczestników regat i gości.

Polski Klub Żeglarski w Nowym Jorku wyraził zgodę na częściowe sponsorowanie wyprawy polonijnych jachtów na tę imprezę. Do tej pory zgłosili się kapitanowie jachtów

„Medea” i „Pacyfica”, którzy chcą zorganizować wspólne przejście Atlantyku. Prawdopodobnie popłynie również s/y

„Gryf II”.

Nasze jachty „po drodze” wezmą udział w 25 - leciu polskiego jacht klubu w Londynie.

Lista uczestników rejsu nie jest jeszcze zamknięta i są miejsca dla chętnych, którzy chcą wziąć udział w tej wy- prawie.

Nasz rejs rozpoczął by się około 10 maja 2007 roku tak aby poprzez Azory dotrzeć do portów brytyjskich na 15 czerwca.

Następnie popłynąć do Artus na rozpoczęcie regat.

Jeśli są chętni wśród naszych żeglarzy do wzięcia udziału w tej wyprawie podaję „namiary” w celu skontaktowania się z kapitanami jachtów;

s/y MEDEA kpt. Gregory STEFANIAK

tel 1201-659-4160, dom tel 1551-358-0891 kom.

e-mail; gregoryes@yahoo.com lub odyseusz69@wp.ue s/y PACYFIKA kpt. Andrzej GRUSZKA

tel. 1917-6033283

e-mail; agruszka@earthlink.net

G. Stefaniak

YACHT KLUB POLSKI LONDYN

POLSKI YACHT CLUB LONDON (1982)

Tel. +44(0)20 8800 7570 Email: ykp_knabe@yahoo.com Do P.T. Członków, Przyjaciół i Sympatyków

polskiego klubu żeglarskiego w Londynie

Chcemy Wam uświadomić, że 24 czerwca 2007 minie okrągła DWUDZIESTA PIĄTA ROCZNICA YKP LONDYN, rocznica powstania naszego klubu, który wtedy przy założeniu przyjął

nazwę

POLSKI YACHT CLUB LONDON

Kalendarz nam sprzyja ponieważ wypada to w niedzielę. Jeszcze nie wiemy dokładnie co z tego wyniknie - dużo może zależeć od Waszego odzewu - ale z tej okazji przewidujemy uroczystości jubleuszowe w Londynie, które najpewniej obejmą i sobotę 23-go i niedzielę 24-go czerwca. Bardzo chcielibyśmy być wtedy razem ze wszystkimi, którzy przez ubiegłe ćwierćwiecze współpracowali, okazywali nam zainteresowanie i jakkolwiek dołożyli swoją cegiełkę do naszej działalności.

Niestety nie możemy Wam wszystkim zafundować przyjazdu i pobytu w Londynie, ale liczymy na to, że wobec stosunkowo wczesnego przypomnienia, ktoś z Was zechce tak zaplanować swoje poruszenia na rok przyszły, aby uwzględnić spotkanie na naszej uroczystości. Miejsce i termin są łatwe do umieszczenia w kalendarzu:

YACHT KLUB POLSKI - LONDYN, 23 - 24 czerwiec 2007 Miło nam będzie witać Was na 25-leciu.

Z żeglarskim pozdrowieniem

(-) Maciej Gumplowicz (-) Jerzy Knabe Komador YKP Londyn Sekretarz YKP Londyn

ŻEGLARSKIE SZKOLENIE DLA DZIECI

Od ubiegłego roku Polski Klub Żeglarski dysponuje dwoma jachtami klasy Laser i dziesięcioma jachtami klasy Optimist (sprowadzone z Polski przez Janusza Kędzierskiego). Jachty te były wykorzystywane w ubiegłym roku przez członków klubu i ich dzieci. W tym roku PKŻ planuje zorganizowanie dla dzieci członków klubu szkolenia

żeglarskiego.

Ponadto w miesiącach wakacyjnych będzie prowadzone ogólno dostępne szkolenie dla dzieci na jachtach Optimist i Laser.

Wszelkie informacje można uzyskać od Komandora PKŻ, Janusza Kędzierskiego: tel. 212-302-6006, email: KomandorPSC@aol.com

(10)

_______¯eglarz nr 163______________________________strona 10 ______________________________________________

T A B L I C A O G £ O S Z E Ñ

_________________________________________________________________________________________________________________

_________________________________________________________________________________________________________________

Do sprzedania 25 stopowy jacht żaglowy typu MacGregor.

Rok 1985, przyczepa, silnik, WC, kambuz, etc. Cena $2.500.

Informacje 631-418 7332

---

Karaibska Republika Żeglarska

zaprasza na rejsy po akwenie St. Vincent i Grenadynów. Wszelkie informacje dotyczące rejsów karaibskich: www.republikakaraibska.net

, a.piotrowski@republikakaraibska.net

Z radością informujemy wszystkich Miłośników Republiki, że istnieje możliwość nabycia najnowszej edycji Albumu Karaibskiego za

pośrednictwem naszej Biblioteki Narodowej. Cena - tylko $5.

Wszystkich zainteresowanych prosimy o e-mail:

biuro@republikakaraibska.net Zachęcamy do kupna!

---

KAPITAN JACEK RAJCH ZAPRASZA

Rejsy po Karaibach, gdzie mamy zamiar zostać do końca marca 2007, by zamknąć pętlę znowu na Florydzie w kwietniu. Wszelkie informacje:

USA 970-262-0121, lub email: OspreyJacekEwa@msn.com

---

KSIĄŻKA „W pogoni za horyzontem” kapitana Mariusza Marciniaka

jest do kupienia u autora (czek lub Money Order na nazwisko autora), cena: $ 28 + S&H $3.50. Mariusz P. Marciniak,

P.O. Box 355, Keasbey, NJ 08832, email: sypacyfica@aol.com

---

KAPITAN ANDRZEJ PLEWIK ZAPRASZA na Pacyfik. W kwietniu s/y Panika pożegluje z Filipin do Hongkongu,

później Japonia i dalej...Kontakt przez seamail adres:

WDC3718@sailmail.com (tylko tekst!)

---

Benetau 235FIRST: 1988, z 2 osiową przyczepą - do sprzedania;

m. in.: roller furling, 10hp silnik, szybka łódź, wing kill, $9000.

Informacje: 516-4457091

---

ŻEGLOWANIE po Lake George! Dom do wynajęcia!

Właściciel szuka chętnych, grupy, osoby samotne, umiejących żeglować i początkujących. Jacht ma 26 stóp długości, pełnomorski Conrad.

Również: do wynajęcia Dom - blisko rzeki (25 minut do Gore Mountain) dla dwóch rodzin (już od $12/doba/osoba). Informacje:

518-286-3407. Ceny bardzo przystępne !

---

Zamiast lekarza zabierz na jacht BIOPTRON - urządzenie szwajcarskie emitujące światło spolaryzowane.

Rewelacyjna terapia. Super oferta. Możliwość sprzedaży do Polski.

Świetny prezent dla matki, żony, kochanki.

Krystyna Chmielewska: cell.: (917)538-2026, fax/ (212) 865 – 8038.

---

“DOOKOŁA ŚWIATA PO PIÓRKO PINGWINA”

- książka Rudolfa Krautschneidera, niezwykle interesująco opowiadająca o morskich wyprawach tego znanego żeglarza. Można ją kupić w

księgarni wysyłkowej portalu internetowego onet: www.onet.pl

---

Firma Z SAILS - oferuje us³ugi w zakresie szycia i naprawy ¿agli, przeróbek.

Konkurencyjne ceny, krótkie terminy, gwarancje:

(800)221-1884.

--- Redakcja nie bierze odpowiedzialnoœci za treœæ og³oszeñ.

ZRZUTKA

Donacje na wydawanie “¯eglarza” zechcieli nades³aæ: Bogdan Słodownik - $60, Janusz Kędzierski - $60, Rafał Wojczulanis - $50.

Serdecznie dziêkujemy !! K.S.

œmiesznostki

Kawały z kubryka

Jasiu chce popływać i pyta ratownika o zgodę:

- Czy mogę popływać w tym basenie?

- Musisz mi najpierw pokazać jak pływasz.

Jasiu zaczyna. Robi fikołki, pływa, nurkuje.

Wreszcie ratownik pyta:

- Gdzie ty nauczyłeś się tak pływać?

Tata wyrzucał mnie na środek jeziora.

- To pewnie trudno było dopłynąć do brzegu?

Nie - mówi Jasiu. Najtrudniej było wydostać się z worka.

Jasio przynosi do domu torbę pełną jabłek. Mama pyta go:

- Skąd masz te jabłka?

Na to Jasiu: - Od sąsiada.

- A on wie o tym? - pyta mama.

- No pewnie, przecież mnie gonił!

Przychodzi mały Jasio do apteki i mówi do aptekarza:

- Proszę mi dać coś do zapobiegania ciąży!

Aptekarz ściszonym głosem zwraca Jasiowi uwagę:

Po pierwsze, to o takim czymś mówi się szeptem, a nie na cały głos.

Po drugie - to nie jest dla dzieci.

Po trzecie - niech ojciec sobie sam przyjdzie.

A po czwarte - są tego różne rozmiary.

Na to Jasio:

Po pierwsze - w przedszkolu uczyli mnie, żeby mówić głośno i wyraźnie.

Po drugie - to nie jest "nie dla dzieci", tylko przeciwko dzieciom.

Po trzecie - to nie dla ojca, tylko dla mamy.

A po czwarte - mama jedzie do sanatorium i potrzebuje wszystkie rozmiary.

Nadesłał Janusz Dudziński

+++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++++

KONTAKT Z KLUBEM

Telefon do klubu: 212-302-6006 Komandor: Janusz Kędzierski

tel.: 212-751-5001,

email: komandorpsc@aol.com Vice-Komandor: Lech Poradowski

email: Lech255@aol.com

“¯eglarz” - Biuletyn Informacyjny Polskiego Klubu ¯eglarskiego w NY, rok 15, nr - 163 (3/2007), marzec 2007r. Kontakt: 1(908)322-0512. Adres redakcji: BPK¯ “¯EGLARZ”, Attn: Krzysztof Sierant, 309 Cedar Grove Ter., Scotch Plains, NJ 07076. E-mail: zeglarz@zeglarz.info . Opr. graf. i redakcja - Krzysztof Sierant. Komp. MediaComp AMD Athlon XP 1800, 512 Mb RAM, drukarka: HP 2100; Win XP (fonts: TT fonts, PLToronto, Times New Roman), W2003; tyt. i 1str.-CD12. Redakcja nie bierze odpowiedzialnoœci za treœæ artyku³ów i ogłoszeń. Nades³anych tekstów nie zwracamy. Siedziba Klubu:

Gateway Marina, 3260 Flatbush Ave., Brooklyn, NY 11234. Gateway Marina: 40o35’08”, 73o55’08”.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Rano przestawiliśmy się do Trogiru. Dziewczyny oczywiście obrały kurs na prysznice, a gdy już wszyscy doprowa- dzili się do stanu używalności, ruszyliśmy w miasto… Trogir jest

Będziemy spotykać się na pokła- dach jachtów i żaglowców, odwiedzimy też przyjazne żeglarzom polskie porty.. Program prowadzą Marek Szurawski i Sła-

W dniach 18-22 wrzeœnia w Cleveland, Ohio odby³y siê regaty w klasie J/24 o tytu³ Mistrza kontynentu Ameryki Pó³nocnej. Trzeba powiedzieæ, ¿e po Mistrzostwach Œwiata to w³aœnie

Ben pyta Jaśka czy nawigacja satelitarna jest rzeczywiś- cie niezawodna bo dookoła tylko wo- da i nic się nie przesuwa.... Do tego doszły wątpliwości czy czasem jacht nie

wet jeden prawdziwy. Fragmenty rozpa- dającej się nadbudówki i burt sterczą nie- przystojnie nad wodą. Manewrując między jachtami na drugą strone można się zgubić. Nie ma

Przed otrzymaniem patentu należało pokłonić się Neptunowi i pocałować w (nieskromnie odsłonięte) kolanko. Patenty wręczała kpt. Asia Pajkowska, która kilka dni wcześniej

„Żegnaj Gienia, świat się zmienia” powiadają niektórzy w rozmowach o zachodzących zmianach. Najlepszym na to dowodem jest seria emaili, które ostatnio otrzy- muję. Czytając

Dowiadujemy się, że butla nie została jednak napełniona, ale będzie na 09.00 rano – O.K..., ale gdzie się podziała ta brytyjska solidność.. Wieczorem, a właściwie już