T Y G O D N IK OBRAZKOW Y NIEPOLITYCZNY KU PO UC ZEN IU I ROZRYW CE.
P rzedpłata : R ocznie w A ustryi 4 '5 0 kor., półrocznie 2 ‘4 0 kor.; — do N iem iec 5 marek; — do Francyi 7 franków; — i o Am eryki 2 dolary. — O głoszenia po Зо halerzy za w iersz jednoszpakow y. — Num er pojedynczy 10 halerzy; do nabycia
w księgarniach i na w iększych dw orcach kolejow ych. —- A dres na listy do Redakcyi i A dm inistrącyi : Kraków, ulica Św. T o masza L. 33t. L istó w n ieopłaconych nie p rz v jn ra je się. G od zin v redakcvine codziennie od trodz. д do 6. T elefon nr. 5 0
Zamiary Rosyi,
chwili rozpoczęcia wojny R o sy a czyniła najrozm aitsze obietnice Polakom , aby nas tylko pozyskać i przeciągnąć na swoją stronę. N ie udało jej się to i udać nie m ogło, gdyż znam y dobrze M oskali, jak o ciemie- życieli wolności, pam iętam y wszyscy kn u ty , nahajki i S ybir.
W y p a d k i w ojenne spraw iły, że fale w ojsk r o syjskich w d arły się chwilowo do G alicyi, które za
lew ając ją od wschodu, opanow ały również stolicę k raju , Lwów.
U fni w sw ą przew agę liczebną, poczęli się uważać za panów naszej ziemi, a w sk u tek teg o zaraz odsło-^
nili swe zam iary na przyszłość.
A rzecz m iała się ta k : R z ą d rosyjski zam ia
now ał »gubernatorem Galicyi« Jerzeg o hr. B obrin- skijego. Podczas przyjęcia w pałacu nam iestnikow skim przedstaw icieli inteligencyi m iejscow ej, imieniem m. Lw ow a przem aw iał po polsku w iceprezydent D r Ru- tow ski, w yrażając nadzieję, że w ładze rosyjskie otoczą opieką Lwów, jego ludność i zabytki historyczne.
M owę tę przetłóm aczono na język rosyjski, poczem hr. B obrinskij odpow iedział po rosyjsku, co następuje:
»Dziękuję wam, panow ie, za utrzym anie porządku i spokoju w m ieście. Chętnie chcę wierzyć, że i w p rzy szłości znajdę z waszej strony zupełne i szczere w spół
działanie przyszłym naszym pracom . Od w as .w ca
łości zależeć będzie utrw alenie w e m nie teg o zau
fania do was, bez k tó reg o wszelka, praca w spólna jest niem ożliw a i bezużyteczna. U w ażam za niezbędne zaznajomić was z zasadam i w ytycznej przyszłej mej działalności.
»Przedew szystkiem G alicya W schodnia i Łem- kowszczyzna jest odw ieczną częścią jednej W ielkiej R u si. Na ziemiach ty ch ludność rdzenna b y ła zawsze
rosy jsk a; adm inistracya tych ziem pow inna więc być
©partą na zasadach rosyjskich. B ędę tu w prow adzał rosyjski język, rosyjskie praw o i ustrój. Zasady te będą w prow adzane, naturalnie, w życie, z pew ną sto- pniow ością. Uw ażam za niezbędne w interesie całej ludności nie zakłócać norm alnego biegu życia kraju.
W obec teg o ograniczę się na razie do m ianow ania rosyjskich gub ern ato ró w , naczelników pow iatu i ro syjskiej policyi.
»Sejm nie podlega zwołaniu. Posiedzenia zebrań ziem skich, R a d m iejskich i zebrań gm innych są za
kazane. Do chwili zakończenia działań wojennych zam knięte także będą w szystkie bez w yjątku stow a
rzyszenia, związki i kluby. O tw arcie ich może n a stąpić tylko za specyalnem mojem zezwoleniem.
»W szystko, co powiedziałem , dotyczy wyłącznie ziem odwiecznie rosyjskich. W G alicyi zachodniej przeszłość historyczna jest inna, sk ład ludności polski.
K ie d y dzielne nasze wojsko wyzwoli tę część G ali
cyi, z radością zastosuję tam zasady, ogłoszone w odez
wie Naczelnego W odza W ielk ieg o K sięcia M ikołaja M ikołajew icza, naturalnie pod w arunkiem , że ludność polska ujaw ni życzliwy stosunek w zględem władz i wojsk rosyjskich. N aturalnie, nie zniosę żadnych jaw nych lub u k ry ty ch w ystąpień przeciw ko kościo
łow i praw osław nem u.
»K orzystam *z obecnego, pierw szego naszego w idzenia się, by w sposób określony stw ierdzić i uprze
dzić przez panów całą ludność m iasta Lw ow a i G a
licyi, że najm niejszą próbę przeciw działania w sposób jaw ny lub tajny zarządzeniom w ładz, będę karał z całą surow ością praw w ojennych i sądów polowych, nie patrząc ani na stanow isko, ani na stan, ani na inne okoliczności.
»Znane są wam te rozległe pełnom ocnictw a, k tó re posiadam celem zapobieżenia w ystąpieniom przeciw państw ow ości rosyjskiej. Spodziew am się, że nie będę potrzebow ał do nich się uciekać«.
ROLA-« Nr. 39
P O W IE Ś Ć H IS T O R Y C Z N A .
N ad wieczorem przy b y ła ta m ała arm ia do K o rytnicy.
Naczelnik ze sztabem swoim zajął duży dwór, opustoszały zupełnie i straszliw ie zniszczony. W szy
stkie okna w nim b y ły w ybite, w szystkie drzwi p o łam ane. W kącie wielkiej sieni, na ścianach której niegdyś umieszczono łby dzików, rogi łosiów i je leni, tro fea m yśliwskie pana wsi, teraz połam ane, tu i owdzie zwieszające się sm utnie, ujrzano straszny w idok. L eżał za porąbaną szafą, a raczej siedział skurczony, zgięty w sobie tru p starca, zapew ne, s ą dząc po ubiorze, sługi dom ow ego, z rozpłataną g ło wą, z k tórej napół stężała krew się sączyła. Obok niego w kałuży krw i w alały się zwłoki w ielkiego psa, przebitego na w skróś dzidą, dzierżącego jeszcze w zębach kaw ał w yrw anego sukna. W idocznie dziel
ne, w ierne zwierzę w obronie sw ego pana, rzuciło się na m ordercę i padło ofiarą sw ego pośw ięcenia.
Na N aczelniku i otaczających go jenerałach i o ficerach, ten w idok straszliw ego zniszczenia, tego tru p a starca i w iernego psa, nadzwyczaj bolesne i przygnębiające w yw arł wrażenie. R ozkazano n a tychm iast usunąć te zwłoki i pochow ać je po ludzku na sąsiednim cm entarzu, a w opustoszałych p o k o jach roztarasow ano się jak m ożna było. O kna poza- klejano papieram i, bo pod wieczór chłód się w zm a
g a ł, a przytem przez nie przedostaw ał się ze spalo
nej wsi gryzący i cuchnący dym, tlejących się j e szcze zgliszczy. P a n Niemcewicz chodził po pokojach, przy p atry w ał się w szystkiem u, podejm ow ał z podło- 1 gi p o d arte k a rtk i książek, czytał je, bo b y ł sław ny lite ra t i w szystko co drukow ane interesow ało go bardzo, ruszał ram ionam i, w zdychał, wreszcie niemo gąc zapew ne znieść tego w idoku zniszczenia, w yszedł na dziedziniec dw oru i przechadzać się tu zaczął.
Do przechadzającego się pana N iem cew icza zbli
żył się je n e ra ł K am iński, człowiek m łody jeszcze i rzekł:
— Cóż Ju lk u pięknych doczekaliśm y się czasów.
T akiego dzikiego zniszczenia, jak żyję, jeszcze ni wi działem . Gdzie te dobre, piękne, spokojne chwile naszej m łodości, i co nas ju tro czeka...
— Czeka nas bitw a.
:— B a! ja to wiem, tylko...
— T y lko co?
— Mówią, że nieprzyjaciel jest znacznie od nas silniejszy.
— Juścić w tej chwili jest silniejszym , ale z a pom inasz o korpusie jen e rała P o nińskiego. G dy on się z nam i połączy, to my, jeżeli nie silniejsi, to p rzy najm niej będziem y na rów ni nieprzyjacielow i.
— Cóż, kiedy go do tej chwili niem a, a bitw a może zaraz ju tro nastąpić.
— N ie nsstąpi, bo m y stąd nie w yruszym y aż ju tro wieczorem.
— A le nieprzyjaciel może na nas wyruszyć.
— W ą tp ię bardzo. Czekam y też na przybycie z W arszaw y p u łk u D ziałyńskiego.
— Zawsze byłoby lepiej, żeby N aczelnik ścią
g n ą ł korpus P onińskiego.
— Nie bój się, ściągnie on go we właściwej chwili.
— B óg by to dał, ale widzisz braciszku... ja nie wierzę bardzo Ponińskiem u. G adają ludzie, że jego ojciec znajduje się w obozie nieprzyjaciela...
Przechadzali się jeszcse obaj przyjaciele nic nie mówiąc, obaj pogrążeni w myślach, bo zbliżająca się bitw a decydow ać m iała o losach nieszczęśliwej oj
czyzny polskiej. W iedzieli oni o tern obadw aj i dla teg o pełni byli sm utnych przeczuć, zwłaszcza K a m iński, człow iek m łody i wrażliw y.
W tej chwili dały się słyszeć radosne okrzyki w obozie rozłożonym na wzgórzu, w iw aty rozcho dzące się daleko w śród ciszy wieczornej i pan Niem cewicz, nieco zdziwiony tem , zapytał:
— A co to?
— Nie wiem — odpow iedział K am iński i zoba
czywszy b iegnącego do wsi a d y ń ta n ta N aczelnika, F iszera, zapytał:
— Co to? czego oni ta k krzyczą?
— U łani W ojciechow skiego w racają z pościgu i przyw iedli ze sobą kilku huzarów', jeńcami.
To rzekłszy, pobiegł do dom u do N aczelnika, zapew ne chcąc mu zakom unikow ać tę nowinę.
— W idzisz, odezw ał się pan Niemcewicz — że tw oje wwóżby się nie spraw dzają. T o wzięcie do nie
woli huzarów nieprzyjacielskich je s t podług- mnie dobrym znakiem.
K am iński zrazu nic nie odrzekł, tylko sta ł i p a
trz a ł w tę stronę, skąd m ieli przybyć jeńcy i zdaw ał się w słuchiw ać w okrzyki, dochodzące z obozu, a po chwili odpow iedział na pół do siebie, na p ó ł do sw ego przyjaciela :
— Przynajm niej dow iem y się dokładnie o sile nieprzyjaciela i o zam iarach F ersen a.
Jakoż niebaw em na dziedziniec w jechali ułani W ojciechow skiego zmęczeni mocno, zakurzeni, czar
ni od prochu, w iodąc ze sobą dziesięciu czerwonych huzarów nieprzyjacielskich, a m iędzy niem i oficera.
W łaśn ie skądś znalazł się tu sta ry w yga Zawadzki i zbliżywszy się do oficera, k rzy k n ą ł:
— O! pan Podczaski, tuś mi w aćpan! W idzisz mosanie, chocieś nas skazał na zginięcie, m yśm y je dnak nie zginęli, ale z w aćpanem to będzie krucho.
Żebyś tak na m nie trafił, tobym cię zaraz kazał po
wiesić oto na tej suchej gałęzi...
To rzekłszy, w skazał rę k ą na w ystającą bezli
stną gałęź starego wiązu, rosnącego na środku dzie
dzińca dw orskiego. Podczaski spojrzał ponuro na Z a
w adzkiego, potem na ow ą suchą g ałęź wiązu, i nic nie odrzekł. Tym czasem pan Niemcewicz, k tó ry sły szał słow a Zaw adzkiego, zbliżył się do niego i za
p y tał :
— To waćpan znasz teg o oficyera?
— Jak że go nie m am znać panie adyutancie, kiedy on dziś rano przysłany b y ł do nas do K a r czmy Czerwonej od je n e ra ła W o lk o w a, byśm y się poddali na łaskę i niełaskę.
— A dlaczegóż mu w aćpan grozisz wieszaniem ? Przecież my nie b arbarzyńcy i jeńców w ojennych nie zabijamy.
— B a! k ied y on P olak.
— Co! P olak!..
— A tak, niech go się pan a d y u ta n t spyta.
A le już nie było czasu na to, bo ze dw oru w y b ie g ł na g a n ek ad y u ta n t N aczelnika i w ołał:
— Przyprow adzić jeńca P odczaskiego !
P odczaski zeszedł z konia z m iną bardzo rzadką i otoczony trzem a żołnierzami, k tó rz y szli obok n ie go z dobytem i pałaszam i, ruszył do dworu, a za nim podążył pospiesznie i pan Niem cewicz i je n e ra ł K na- piński i sta ry w yga Zawadzki, bo ciekaw i byli naj
przód relacy i P odczaskiego o sile i stanow isku w ojsk nieprzyjacielskich, a potem co N aczelnik zam ierza zrobić z tym polskim zaprzańcem , służącym w sze
reg ach przeciw nika, g d y w ojna o los P o lsk i się toczyła.
Nr. 39 »R O L A « W jednym z pokoi, k tó ry jako tako uporządko
wano i zastawiono na pół połam anem i m eblami, ro z poczęła się indagacya Podczaskiego.
— Jakże to może być, żebyś waćpan, będąc P o lakiem , służył w wojsku nieprzyjacielskiem ? — m ó
wił N aczelnik tonem sm utnym — skąd w aćpan je steś rodem ?
— Z w ojew ództw a B racław skiego.
— W sty d to w ielki i hańba w ielka — w trącił jen e rał S ierakow ski — wiesz w aćpan, że zasługujesz na szubienicę. Cóż w aćpana spow odow ało do w stą
pienia w szeregi nieprzyjaciół i dlaczegoś ich nie opuścił, g d y ojczyzna pow stała do w alki o wolność i niepodległość?
Podczaski m ienił się na tw arzy nieustannie, przez chwilę nie m ógł nic mówić zapew ne ze w zru
szenia, wreszcie rzek ł:
— Co mię spow odow ało jaśnie, wielm ożny jene rale? nędza ostatnia nędza. Jeść nie m iałem co, więc m usiałem w stąpić do ich szeregów , a opuścić ich nie m ogłem , bo mi nie chcieli i dotąd nie chcą dać uw ol
nienia. Com ja tu w inien? ja nic nie jestem winien, a w duszy mam ta k ą rozpacz, że róbcie panow ie ze m ną, co chcecie. Ojczyzna! Boże wielki, jakież to słodkie słowo, ale nie dla m nie ono, m nie go w y
mówić nie wolno. Jam jest jak o parszyw a owca i na zatracenie już poszedłem , ale na piersiach noszę szka- plerzyk z M atką B o sk ą, co mi go m atka dała i pa
cierz codzień mówię...
Ł zy m iał w oczach i drżał jak w febrze. N a
czelnik p a trz ał na niego, pow stał i kładąc mu rękę na ram ieniu, rzek ł swym cichym , m iękkim , do duszy idącym głosem :
— Nie rozpaczaj panie Podczaski. Ojczyzna jest jak dobra, kochająca m atka, któ ra m arnotraw nego syna zawsze jest gotow a do łona przycisnąć i wszystkie winy mu darow ać. T ak ! ojczyzna, słodkie to słowo. . U m ilkł, zaw rócił do stołu, usiadł jak b y rozm y
ślał nad słodyczą tego słow a, mieszczącego wr sobie w szystko co szlachetniejszego dusza polska ma w so bie i po chwili rzekł:
— Pow iedzże mi, panie Podczaski, gdzie w ła
ściwie F e rse n stoi?
— U Maciejowic.
— W ięc z całym swym korpusem przeszedł W isłę ?
— Z całym .
— I iluż on m a ludzi?
Podczaski przez chwilę m yślał, ja k b y liczył w pamięci, wreszcie rzekł:
—- O koło szesnastu tysięciecy, raczej więcej jak mniej.
— Szesnaście tysięcy ! — zaw ołał Naczelnik — do też w aćpan mówisz! On niem a więcej jak dziesięć, może jedenaście tysięcy,
— Przebacz, jaśnie w ielm ożny panie, ale to, co mówię, jest praw dą. D laczegóżbym m iał kłam ać?
jeżeli z musu służę w obcem wojsku, to jed n ak mych w spółrodaków oszukiw ać nie chcę. N apew no tw ier
dzę, że jen e rał F e rse n ma przeszło szesnaście ty sięcy ludzi.
— S kądże w aćpan możesz ta k napew no tw ier
dzić — w trącił się je n e ra ł S ierakow ski — jeste ś su balternem oficyerem i dokładnych w iadom ości o sile teg o korpusu m ieć nie możesz.
— Przeciw nie panie jenerale, mam jak n ajd o kładniejsze wiadomości, a to z ust sam ego jen e rała F ersena.
— Z ust jen erała F ersen a? a to jakim sposobem ? Słow a te w yw arły na w szystkich obecnych silne w rażenie i zapanow ało m iędzy niem i posępne m il
czenie. P o chwili N aczelnik rz e k ł:
5 b3
— N ie m ółbyś mi waćpan narysow ać na karcie rozłożenia obozu Fersena?
— Czemu nie? m ogę to zrobić.
Podano mu ted y kartę b iałą p ap ieru i ołówek, a on począł rysow ać, objaśniając, gdzie stoją oddziały T orm asow a, Denisow a, Chruszczewa i R achm anow a.
W szyscy obecni obstąpili stół, ponachylali się i cie
kaw ie w patryw ali się w rysunek Podczaskiego i słu
chali jego objaśnień. W sali panow ała cisza, tylko ro zlegał się śpiew ny, akcentem litew skim brzmiący, g ło s jeńca Podczaskiego.
W tem ad jutant F iszer zam eldow ał, że przybył od jen erała H en ry k a D ąbrow skiego goniec z w ie
ściami. Gońcem tym b y ł kapitan W olski, k tó ry zja
wił się w sali, cały p o k ry ty kurzem , zmęczony n a d zwyczajnie, ale z tw arzą pełn ą radości. Skłonił się Naczelnikowi, a naw et w oznakę czci bezgranicznej dla tego wodza, schylił się i z uszanowaniem w ra mię go ucałow ał, a K ościuszko m ów ił:
— J a k się masz obyw atelu kap itan ie? jakież nam wieści przynosisz?
— D obre wodzu naczelny, bardzo dobre!
To rzekłszy, począł opow iadać, jak jenerał D ą brow ski dopadł na czele sw ego korpusu, znanego okrutnika, pruskiego jen e rała Szekuli, pod m iastem Bydgoszczą, jak go pobił na głow ę. Bydgoszcz sztur
mem zdobył, a sam ego Szekulego ciężko ranionego wziął do niewoli. Zdobyczą tego pięknego zw ycię
stw a było 313 jeńców, stu zabitych i 50 ranionych P rusaków , podczas g d y z polskiej strony stracono tylko 25 zabitych i 30 ranionych. B ogato zaopatrzo
ne m agazyny w żywność, m undury, proch i kule w B ydgoszczy, dostały się w ręce polskie. W końcu k ap itan W olski wręczył N aczelnikow i rap o rt jen erała D ąbrow skiego, przez niego sam ego spisany o tym nowym tryum fie broni polskiej, przyczem donosił, że wódz polski zamierza ruszyć na T o ru ń i m iasto to, silnie ufortyfikow ane, zdobyć.
R a p o rt ten odczytany głośno w ielką radość spraw ił w śród zebranych i zatarł zupełnie sm utne i przygnębiające wrażenie, wyw ołane przez opow ia
danie P odczaskiego, W szystkim rozjaśniły się tw a rze, wielu rzucało się sobie w ram iona w uniesieniu szczęścia, bo zdaw ało się, że przyćm iona gw iazda Polski na nowo św ietnym , daw nym blaskiem zaja
śniała. P a n ad jutant Niemcewicz zw rócił się do jen e ra ła K am ińskiego i rzekł:
— A co? tw oje Liw yuszow skie k ru k i nie k lę skę, ale zwycięstwo w yw różyły.
— O by ta k by ło — rzekł pełen sm utnych prze
czuć K am iński — w różba rzym ska w ysnuta z lotu kruków , nie D ąbrow skiego, ale nas dotyczy.
— Zobaczysz, że i nam szczęście przyniesie.
A le już N aczelnik kazał się wszystkim rozcho
dzić, bo było późno i spocząć należało po p rzeb y tych trudach i nabrać sił do nowych. Niebawem na tym zrujnow anym dworze korytnickim zapanow ały ciemności І senne milczenie. (CHg dalszy nastąpi).
Wojna.
nadleciały ptaki w ieszcze, Europą w strząsły dreszcze, W ieść nadeszła niespokojna, Raprzód ludy ! wojna, wojna !
naprzód, naprzód polski ludu, Dziś ci wolno żądać cudu, Za krew dziadów, ojców, braci, Wiek dwudziesty ci zapłaci. -S.
564 »ROLA « Nr. 3 9
Z a w ie r u c h a w o j e n n a , f o p fnillCÜSkO■ ПІЄтІЄСІйІ.
Pierwszy okres wojny.
Początek wojny znany jest naszym Czytelnikom z poprzednich num erów »Roli«. Przypom inam y go po krotce.
W sierpniu w darli się M oskale przew ażającym i siłam i w granice G alicyi. Z astąpiła im drogę słabsza liczebnie arm ia au stryacka i zatrzym ała skutecznie wśród krw aw ych w alk na w schód od Lw owa. M o
skale usiłow ali przełam ać naszą linię obronną, rzu
cając setki tysięcy ludzi na śm ierć niechybną, byle tylko przedrzeć się dalej w g łą b k raju i nieść zni
szczenie i pożogę. A le nasi nie ustępow ali, ale naw et poczęli oskrzydlać w roga, grom iąc go pod K ra śn i
kiem i Zamościem. W te d y na nasze lew e skrzydło, przeciw arm iom jenerałów D an k la i A u fenberga rzu cili M oskale now e i ogrom ne siły, w skutek czego w ojska nasze m usiały się cofnąć na zachód od Lw owa, pod G ródek. Tu, staw iły jed n a k w rogow i now ą za
porę, tłu k ąc go niem iłosiernie pod G ródkiem i bio
rąc w ielką liczbę jeńców .
W a lk a trw ała kilkanaście dni. Podczas jednak g d y M oskale w ysyłali coraz now ych ludzi na żer arm at i karabinów nasi żołnierze m usieli prow adzić bój bez odpoczynku.
T rzeba im go było udzielić, aby nab rali now ych sił do now ych krw aw ych zapasów. W tym celu woj
ska nasze cofnięto na zachód Sanu.
S korzystali z teg o M oskale i rozpuścili swe za
gony na te ry to ry a , opróżnione przez nasze wojska.
O ddziały ich d o tarły aż pod Biecz, a nadto niektóre zapuściły się przez K a rp a ty na W ę g ry .
Drugi okres wojny.
Tym czasem siły au stry ack ie w ypoczęły i wzmo cniły się nowym i zastępam i. Z chwilą tą rozpoczął się drugi o k res wojny, a rozpoczął od działań za
czepnych z naszej strony. O ddziały wojsk rosyjskich, k tó re podeszły pod Biecz, rozgrom iono i poczęto ścigać w rogów na całej linii z pow rotem ku Sanow i, bijąc ich na każdym k ro k u lub biorąc do niewoli.
R ów nocześnie po lew ym brzegu W isły, w K r ó lestw ie P olskiem , połączone siły austryacko-niem ie- ckie poczęły przeć nieprzyjaciela na w schód ku W i
śle, grom iąc go pod O patow em i K lim ontow em . N ieprzyjaciel na całej linii został zmuszony do ucieczki.
W posuw aniu się tem naprzód w ojska nasze odzyskały ponow nie Rzeszów , p o biły M oskali pod Ł ańcutem , Leżajskiem i D ynow em ’, odebrały J a ro sław i odpędziły w ro g a od P rzem yśla, pod którym poniósł nieprzyjaciel 40 do 50 ty sięcy s tra t w lu dziach. W sk u te k tego zw ycięskiego pochodu wojsk naszych m usieli M oskale się cofnąć z pow rotem za San, a da B óg, w krótce u stąp ią zupełnie z G alicyi.
R ów nież na W ęg rzech , gdzie p rzedarły się bandy m oskiew skie, sp o tk ał je krw aw y i zupełny pogrom . Dość powiedzieć, źe po jednej z bitw pod M arm arosz Sziget, k tó ra trw ała dwa dni pochow ano 8 000 trupów rosyjskich.
W w alkach na W ęg rzech brali udział leg io niści polscy, którzy w sile 2.000 ludzi tw orzyli straż przednią.
W iadom ości z ostatnich dni podajem y na innem miejscu.
N a tere n ie francuskim arm ie zm agają się już piąty tydzień. W o jsk a po obydw u stro n ach walczą z og ro m n ą zaciętością o każdą piędź ziem i; Niem cy jednakow oż biorą tam stanow czą przew agę, wobec czego lada dzień m ożna się spodziew ać wiadom ości o ich zwycięstwie.
W ielkie znaczenie dla nich ma upadek tw ier
dzy belgijskiej, Antwerpii, k tó rą zdobyli 11 paź
dziernika po dw unastodniow em oblężeniu. Sądzono powszechnie, że ta k silnej tw ierdzy, bronionej przez w ojska belgijskie i angielskie zmódz nie zdołają, N iem cy jed n a k przy pom ocy dział austryackich uw i
nęli się z nią nadzwyczaj szybko i rzucili zaraz woj
ska oblężnicze przeciw F rancyi.
S k u tk i tego są już widoczne, bo jak donosi te legram z 14 października, N iem cy zajęli m iasto Lille, przyczem pojm ali 4500 jeńców . Zachodząc te raz Francuzom od zachodu, zdaje się w krótce sp o w odują N iem cy ich klęskę.
W ojna Niemiec z Rosyą.
W P m s a c h W sch o d n ich .
P o w ielkich zw ycięstw ach niem ieckich pod Wy- struciem i Szczytnem , nad jezioram i M azurskiem i, je n e ra ł H in d e n b u rg rozpoczął pościg za M oskalam i i d o ta rł aż pod Ossowiec, tw ierdzę rosyjską.
Tym czasem M oskalom nadeszły posiłki, z k tó rym i ruszyli od tw ierdzy Łom ży znowu do P ru s W schodnich i dotarli aż do E łku. Ja k donoszą jednak telegram y z 14 października p o d S c h ir w in d t w y p a rto M o sk a li z p o w r o te m , p rzy czem zab ran o 3 .0 0 0 j e ń c ó w , 2 6 d z ia ł i 12 k a r a b in ó w m a szy n o w y c h . E łk Niemcy odebrali rów nież M oskalom .
M arsz ku W a r sz a w ie .
R ów nocześnie z rozpoczęciem w ypierania M o
skali z G alicyi przez w ojska austryackie, przedsię
wzięli N iem cy m arsz ku W arszaw ie. Zastąpili im drogę M oskale, lecz w krótce ponieśli klęskę pod G rójcem , a następnie, zdaje się na południe od W a r szawy, zabrano im 8.000 jeńców i zdobyto 25 dział.
T a k ted y na w szystkich pun k tach ponoszą o b e cnie M oskale k lęskę za klęską, a -wojska ich tra p i cholera, a nadto b'rak im am unicyi, k tó rą w bitw ach pod Lw ow em i G ródkiem bardzo szafowali.
W ojna Austryi z Serbią.
N a g ran icy serbskiej przez cały u b ieg ły czas odbyw ały się zw ycięskie w alki z oddziałam i, k tó re chciały się przedrzeć do Bośni. Gdzie tylko jednak w ojska nasze sp o tk a ły się z serbskim i, odniosły zw y
cięstw a, odpierając nieprzyjaciół poza gran icę kraju.
N a tym terenie wojna ogranicza się do pow strzy
m ania n ieprzyjaciół od w kroczenia w k taje au strya- cko w ęgierskie, gdyż z pow odu równocześnie toczą
cej się wojny w G alicyi, nie m ożna tam użyć w ięk
szych sił.
Nr. 3Q »ROLA «
B O H A T E R Z Y .
P ew ien oficer, Polak, zamieszcza w »Czasie«
opis z pola bitw y, k tó ry poniżej przytaczam y:
»W racam z pod w iatrak a w S. Zestrzelany on na sito, ten stary w iatrak, przez g ra n a ty m oskie
wskie, bo to nasze obserw atoryum . G dy się po strza skanf/ch odłam kam i szrapneli schodkach wyszło na jego» poddasze, to m ożna było widzieć w g lo ry i sie rp niow ego, pogodnego dnia L ublin o wspaniałej, K ra kow ow i podobnej sylw ecie. W idzieć było można sm ugi jasnego, świeżo poruszonego p iask u ; te bliż
sze nam, to row y strzeleckie naszej piechoty, o parę kilom etrów dalsze, to ro sy jsk ie; za laskiem na praw o od N. W . dom niem ana pozycya »złośliwej« bateryi, tej, co nam ty le szkody w yrządziła i k tórej lotnicy nasi ta k długo szukać musieli. N ad tern w szystkiem stada forem nych obłoczków , przeciągle świszczących, znikających nagle ze złow rogim błyskiem .
Oddaw szy przyw iezione rozkazy jenerałow i b ry g ad y В., o pięknej głow ie à la H enri IV ., dzielnemu i niestrudzonem u towarzyszowi swoich pułków , z k tó rym i dzielił nędzę żołnierską, nie korzystając ż p rzy w ilejów ran g i i w ieku, popatrzyłem ku rowom strze
leckim , gdzie od k ilk u dni i nocy zasypyw ane g r a dem szrapneli i g ran ató w zm agały się nasze galicyj skie pułki z pięć razy silniejszym nieprzyjacielem . W idziałem w tem piekle oficerów P olak ó w sp o kojnych i panujących nad nerw am i zupełnie ta k samo, ją k ci, od k tó ry ch jechałem w głów nym sztabie, 0 dziesięć kilom etrów stąd w tył. W idziałem żołnie
rzy z 13 i 20 pułków piechoty liniowej, z 32 i 16 p u łków piechoty obrony krajow ej. W szyscy od dni k ilk u nic ciepłego w ustach nie mieli, bo samo zb li
żenie się kuchni polow ych zdradzało M oskalom n a
sze pozycye i g ra d szrapneli b y łb y się zaraz posy
pał, tym razem trafny. I było we w szystkich tych zeznojonych i zczerniałych, m łodych tw arzach, tyle dzielności i zapału, a pom im o tej nędzy żołnierskiej tyle zapału i hum oru, że po nie wiem k tó ry raz w życiu stało się dla m nie p raw dą niezbitą, że ta kiego żołnierza ja k polski, czy to piechur, czy ułan, niem a na świecie.
— Klękać przed tym i lu d źm i! — w ołał przy m nie E kselencya kom endant korpusu, g d y widział pu łk 32 obrony krajow ej z trzech tysięcy ludzi na 400 w ogniu sztrasznym stopiony, z tą sam ą zaciekłością 1 p o g a rd ą śm ierci odbierający utraconą pozycyę.
— To są sam i bohaterzy. O ni id ą tylko naprzód!—
w ołał także przy mnie inny wódz au stryacki, gdy w pam iętnym , a krw aw ym chm ielniku w W . 13 pułk (dzieci krakow skich) poszedł z fu ry ą tah ą na ba gnety, że jed en z wziętych do niew oli oficerów r o syjskich, opow iadając m i o t e m , zadecydow ał: W p o równaniu z waszymi nawet papońcy hołota! po prostu bohaterzy!
W racam więc z pod ow ego w iatraka do g łó w nej k w atery. W łaśn ie poczta połow a rozdaje ofice
rom sztabu listy i gazety.
I znowm ten sam dziw ny fenom en od początku w ojny przez nas w szystkich Polaków tak oficerów jak żołnierzy stw ierdzony, że w iedeńskie dzienniki, tak samo »Zeit«, jak »Neu F re ie Presse« i inne roz
pisują się o »brave H anaken«, o »heldenhafte T iro ler«, о »Tapfere Söhne der Puszta den Honveds«, naw et о »hatnäckigen im A n g riff R uthenen«, a prze
m ilczają jakiekolw iek zasługi naszych pułków . Ja k o żołnierz, nie baw iąc się w po lity k ę i w szyst
kim pułkom bitnej naszej arm ii wyrażam tutaj cześć za pow strzym anie takiej naw ały i przem ocy, jakiej
historya wojen dotąd nie znała, ale także jako żoł
nierz uważam ten tendencyjny ton p rasy wiedeńskiej za krzyw dę w yrządzaną system atycznie bohaterskim pułkom , a spraw ie m onarchi za najgorszą przysługę.
P o d piaszczystem i m ogiłam i leżą na wzgórzach K raśnika, N iedrzw icy W ielkiej i Zaklikow a dziesiątki tysięcy naszych poległych, obojętne im g ło sy pism 'prasy wiedeńskich. M y żywi oficerowie i żołnierze P olacy protestujem y jednak najenergiczniej i w zy
w am y w szystkie redakcye polskich pism, aby upom n iały się o spraw iedliw ość dla nieskażonego nigdy honoru żołnierza polskiego.
P o d L u b l i n e m , w rzesień 1914.
K.
oficer ordynansow y.
SIŁY ROSYJSKIE.
P rzed wojną i podczas wojny krążyły w iado
mości o niezliczonych siłach rosyjskich, k tó re m ogą się rzucić na swego w roga. Tymczasem nie taki d y ab eł straszny, ja k go m alują. W praw dzie co do liczby wojska R o sy a przewyższa znacznie siły nasze, ale dzielnością nie m ogą one dorów nać naszem, czego najlepszym dowodem dotychczasow y przebieg wojny.
W iadom o, że . arm ia au stry ack a liczy 16 k o r
pusów, lecz nie w szystkie walczą przeciw R osyi, gdyż część znajduje się na granicy serbskiej, a mimo to potrafiła ona nietylko skutecznie pow strzym ać za
lew rosyjski, ale niejednokrotnie zadać im cios po
ważny.
A rm ia rosyjska dzieli się na 11 okręgów w oj
skow ych, a m ianowicie :
1. O kręg wojskowy p e t e r s b u r s k i , składający się z gw ard y i oraz z 1, 18 i 22 korpusu.
2. O kręg wojskowy w i l e ń s k i z 2, 34 i 20 korpusu.
3. O kręg w ojskow y w a r s z a w s k i , do k tó rego w chodzą 6, 14, 15, 19 i 23 korpus arm ii.
4. O k ręg wojskowy o d e s k i, k tó ry ma w swym składzie 7 i 8 korpus.
6. O kręg w ojskow y m o s k i e w s k i , składający się z g ren ad y eró w z 5, 13, 17 i 25 korpusu.
7. O k ręg w ojskow y k a z a ń s k i , w k tó ry w cho
dzi 16 i 21 korpus.
8. O k ręg w ojskow y k a u k a z k i z 1 i 2 k o r
pusem kaukazkim .
9. O k ręg w ojskow y t u r k i e s t a ń s k i , na k tó ry sk ład ają się dwa k o rp u sy tu rk iestańskie 1 i 2.
10. O k rę g w ojskow y i r k u c k i z 2 І 3 k o rp u sem syberyjskim .
11. O k ręg w ojskow y a m u r s к i, w którym znaj
dują się korpusy syberyjskie 1, 4 i 5.
W razie w ojny m iała uform ow ać R osya 38 dy- wizyj rezerw ow ych, k tó re w obecnej wojnie d o łą czone zostały do 19 korpusów arm ii i otrzym ały liczby porządkow e od 26 do 44. W e d łu g doniesień jen e rała H indenburga, wojska, pobite na południo
wy zachód od W ystrucia, sk ła d a ły się z korpusów N r. 2, 3, 4 i 20, czyli była to arm ia ok ręg u w ojsko
w ego w ileńskiego.
K o ło E łk u została pobita arm ia rezerw ow a g r o dzieńska, składająca się z k o rpusu 22, oraz części 2 i 3 korpusu syberyjskiego. W K rólestw ie zetknęły się wojska niem ieckie z 3 korpusem kaukazkim . W bitw ie pod T annenbergiem pobito 5 korpusów rosyjskich, praw dopodobnie wziętych z północnej części o k ręg u w ojskow ego w a r s z a w s k i e g o , za
tem b y ły to praw dopodobnie korpusy 14,' 15 i 23, wzm ocnione jeszcze korpusam i zachodniego o k ręgu
RO L A« \ Tr. з 9 w ojskow ego m oskiew skiego, a m ianowicie korpusem
13 i korpusem grenadyerów , oraz trzecią dywizyą piechoty gw ardyi, stacyonow aną w W a r s z a w i e . R eszta korpusów ok ręg u w ojskow ego p e te rsb u r
skiego, m ianow icie ko rp u s gw ardyi, korpus 1 i 18 działają praw dopodbnie przeciw A ustryi, a natom iast wojska sy b ery jsk ie zajęły F inlandyę i P e tersb u rg .
K o rp u sy w schodnio-syberyjskie, m ianow icie i, 4 i 5 pozostawiono praw dopodobnie w kraju, zaś oba k o rp u sy tu rk iestańskie m ają pow ierzoną straż w kraju kaukazkim . Jeżeli tak jest, wówczas R osya w ystaw iła przeciw A u stry i sw oją głów ną potęgę, 18 - 1 9 korpusów ze stopy pokojowej i około 13 k o r pusów rezerw ow ych. Od całej siły rosyjskiej, która obejm uje 32 korpusy czynne i 26 korpusów rez e r
wowych, trzeba odjąć 9 — 10 korpusów , k tó re zostały pobite w P ru siech w schodnich i to tak, że zapewne tru d n o m yśleć o ich odreperow aniu na stopę wo jenną. A rm ie D ankla i A u ffenburga p o b iły pod K r a śnikiem i Zamościem również przynajm niej 6 — 7 k o r
pusów, tak, ze n ietk n ięta siła rosyjska po p ierw szym okresie w ojny przedstaw ia się liczebnie daleko słabiej niż na początku wojny.
Po -odpoczynku w ojsk austryackich i wzmo
cnieniu ich now em i siłam i rozpoczął się d ru g i okres w ojny przez podjęcie kro k ó w zaczepnych przez a r mie au stry ack ie i niem ieckie. Z pola w alki nadcho
dzą codziennie w iadom ości o now ych sukcesach i o now ych zdobyczach, przez k tó re arm ia rosyjska to pnieje, stając się z dniem każdym mniejszą i słabszą.
Bitwa pod Gródkiem.
Je d en z naocznych św iadków ta k opisuje bitw ę pod G ródkiem :
N a polu bitw y pod G ródkiem zag rały w pią
te k k a rab in y i arm aty. N aprzeciw nieprzyjaciela s ta n ę ły w ęgierskie pułki, k tó re nieprzerw anym i a tak a mi odrzuciły R o sy an pod Lwów. Najzaciętsza w alka w yw iązała się w okolicy oddalonej o 25 kim. na po łudniow y w schód od G ródka.
O godz. 2 stanęliśm y na w zgórzu obok pozy- cyi naszej arty lery i. A rm aty zaprzestały na chwilę ognia i słychać było dokładnie k a ra b in y żołnierzy, leżących w linii bojowej. P rzez lornetkę ■ obserw ow a
łem jed n ą z tych linij, jak posuw ała się zwolna na
przód. M anew r ten dostrzegła a rty lery a rosyjska, stojąca naprzeciw ko gródeckiej strzelnicy wojskowej i rozpoczęła g ę sty ogień. O dezw ały się rów nież na sze działa i w net zadrżała ziem ia od h u k u arm atnich w ystrzałów . R o sy an ie chcieli początkow o zmusić n a
szą a rty lery ę , stojącą pod strzelnicą, do milczenia.
G dy to się nie udało, skierow ała cały g ra d pocisków na p a rk wozów z am unicyą. P a d a ły szrapnele nie w yrządzając zresztą większej szk o d y ; nasi żołnierze nie ruszyli się naw et z wozów, siedzieli dalej spo
kojnie, paląc fajki.
A rty le ry a rosyjska ostrzeliw ać zaczęła wówczas całą dolinę. H uk strzałów i św ist pocisków w ytw a
rzał tak i hałas, iż porozum ieć się nie było można.
Dw óch ordynansów pędziło w tej chwili galopem przez d o linę; g ran a t w ybuchnął tuż nad niemi. J e den z żołnierzy, jak piorunem rażony, p a d ł na ziemię.
Tow arzysz nachylił się nad nim, szukał przez chwilę czegoś w kieszeniach zabitego i poszedł dalej, ja k b y nic się nie stało.
O koło godziny 3 pow stał jak iś ruch w tej s tro nie, w k tó rą zw racały się linie bojowe. S k ie ro w a liśm y w tę stronę lo rn etk i i w parę chwil potem nad nąszem i głow am i p ę k n ą ł szrapnel jeden i drugi.
R o sy an ie dostrzegli nas, a przypuszczając praw d o podobnie, że jesteśm y oficeram i sztabu, obserw ują
cymi pozycye, posłali nam parę kul, nikom u zresztą nie w yrządzając krzyw dy. S zrapnele w ybuchały w odległości 200 m., w yryw ając całe słupy piasku.
Szybko przygotow aliśm y ap araty , korzystając ze spo sobności zrobienia zdjęcia obrazów z wojny.
S krzydło rosyjskiej arm ii, stojące pod G ródkiem m usiało się cofnąć w obec ataków naszych wojsk.
A rty le ry a nasza ruszyła w ślad za nieprzyjacielem naprzód, h uk dział słychać było coraz daleA jak grzm ot przeciągłej burzy.
I m y posunęliśm y się o jak ie 100 kroków n a przód w kieru n k u row ów w ykopanych świeżo w zie
mi. P o raz pierw szy ujrzałem tu zabitych. W tem m iejscu dwa dni tem u b y ła jeszcze rosyjska piecho
ta. L eżały nao k ó ł porzucone b a g n e ty , puszki z kon serw am i i paczki nabojów z charakterystycznem i rosyjskiem i śpiczastem i kulam i. Już niedaleko od nas znajdow ał się lasek, w k tó ry m przez dzień cały to czyły się w alki piechoty. N asi żołnierze, posuw ając się linią ty ra lie rsk ą , zbliżyli się tu na odległość kil kuset kroków .
Z zapadnięciem m roku ucichły działa. W tej chwili w ojska na całei linii ruszyły do ataku. R o syanie umieścili swoje karab in y m aszynow e na drze
w ach i prażyć zaczęli m orderczym ogniem . Oficero
wie z dobytem i szablam i odw ażnie skoczyli naprzód, ale pod g rad em pocisków szeregi zaczęły się chwiać.
N agle rozległo się g ło śn e: h u rra ! i w głębi lasu za
w rzała w alka na bagnety. R o sy a n ie nie m ogli d łu żej pow strzym ać ataku siedm iogrodzkich Szeklerów . P o godzinie było już cicho w lasku pod G ródkiem . Z wojsk rosyjskich na tej pozycyi n ik t nie uszedł ; kto nie p a d ł pod begnetem , dostał się do niew oli.
Nie zm ilkły jeszcze okrzyki zwycięstwa, g d y przyszła wiadomość, że przeciw arm ii A u ffenberga ruszyli R o sy an ie ze znaczną przew ag ą liczebną. N aj
wyższa kom enda postanow iło wobec teg o w prow a
dzić nasze w ojska na pozycye defenzywy, wówczas bowiem przew aga ta nie da się tak odczuć. W obec teg o rozkazu i nasza arm ia pod G ródkiem zaniecha
ła dalszej ta k św ietnie prow adzonej ofenzywy.
Ks. Biskup Likowski.
K s. b. E dw ard Likow&kt zam ianow any został arcybiskupem gnieźnieńsko poznańskim . N om inacya ta, k tó rą całe społeczeństw o polskie w ita z radością jest pierw szym aktem urzędow ym now ego papieża odnoszącym się do Polaków , ale jest przedew szy- stkiem dziełem i w ielką zasługą zm arłego P iusa X . On to przez lat ośm o p iera ł się obsadzeniu p rastarej stolicy arcybiskupiej p rałatem niem ieckim , nie zw ią
zanym z nią tem i sam eni drogiem i węzłami, jakie archidyecezyę i cały polski naród łączą od wieków z k a te d rą, k tórej rządcy zastępow ali polskich królów w czasie »interregnum «. Zm arły P apież w iedział bowiem dobrze, ja k niebezpiecznem dla katolicyzm u i dla polskości w Poznańskiem b y łoby ustępstw o w obec rządu pruskiego, p rag n ą c e g o na w yspie tu m skiej m ieć pow olnego swej polityce arcybiskupa.
N ow ego arcypasterza czekają w ielkie zadania.
Je st on duchow nym przew odnikiem P o lak ó w poznań
skich, obrońcą ich praw w szerokim zakresie życia kościelnego i w ychow ania szkolnego, jest k iero w n i
kiem wielkiej rzeszy kapłanów tych niezrów nanych kierow ników w pracy narodow ej w W ielkopolsce.
N ikt nie w ątpi, że now y arcybiskup, k tó ry zresztą od lat ośm iu k ieru je dyecezyą poznańską jak o admi-
Nr. 3Q »ROLA« 567 nistrato r, zadania swe chlubnie w ypełni. Jego p atry -
otyzm i jeg o wiedza znane są przecież całem u ogó
łowi polskiem u z jego czynów i jeg o książek. Na tronie prym asow skim zasiada kapłan św iatły, godny następca T rąb y , K arn k o w sk ieg o , M aciejow skiego, Ledóchow skiego, S tablew skiego i tylu innych, których rządy i dzieła zaznaczyły się chlubnie w historyi pol
skiego K ościoła i narodu.
W następnym ro k u upłynie 500 lat odkąd na so b ó r e konstancyeńskim przyznano arcybiskupow i gnieźnieńskiem u godność prym asa. N ieprzerw ana cią
g ło ść i nieprzerw ana św ietność stolicy gnieżnieńsko- poznańskiej przez półtysiącalecie jest zjawiskiem, k tó re budzi otuchę w polskich sercach. Zostały szczą
tk i z wielkiej budow y, ale szczątki świetne. Może z nich uda się cały gm ach odbudow ać i wielkość m inioną przyw rócić... Dzisiejsza chw ila upraw nia do najśm ielszych nadziei... D latego now ego prym asa i »interrexa« w itam y z radością zdwojoną i z życzę niami, k tó ry m m om ent obecny nadaje treść i znacze
nie w yjątkow e.
K R O N I K A .
W y p ła ta n a le ż y to ś c i o d rządu. Trudności, jak ie w G alicyi i B ukow inie p o w staiy na obszarach, objętych wojną, przy w ypłacie rozm aitych p o b o r ó w s ł u ż b o w y c h o r a z n a l e ż n o ś c i z a p o b r a n e d l a w o j s k a k o n i e , są już usunięte, tak, ż e w y p ł a t a t y c h p o b o r ó w o d b y w a ć s i ę b ę d z i e o d t ą d s z y b k o i g ł a d k o .
M inisterstw o sk arb u zarządziło, aby kw oty i p o bory, należące się osobom, k tó re obecnie p rzeb y wają poza m iejscem p o b y tu w ypłacającej je władzy, w tych w ypadkach, w k tó ry ch ich praw idłow a li- kw idacya na m ocy przedłożonych dokum entów jest możliwa, w ysłane b ęd ą do rą k adresatów przekazam - pocztow ym i, ew entualnie n aw et telegraficznym i w goj tów ce, a nie, ja k dotychczas, przekazam i Pocztow ei k asy oszczędności, chyba, że stro n a specyalnie p rz e słania należytości przez Pocztow ą kasę oszczędności życzyć sobie będzie.
M inisterstw o sk a rb u zarządziło dalej, że w w y
padkach, w k tó ry c h urzędow e dokum enty likw ida
cyjne pozostały w m iejscow ościach zajętych przez nieprzyjaciela, w y p ła ta należytości i poborów w g o tów ce ma nastąpić na zlecenie galicyjskich i buko
w ińskich władz sk arbow ych przy zachow aniu tylko najniezbędniejszych śro d k ó w ostrożności po okaza
niu znajdujących się w ręk ach stro n y dow odów za
m eldow ania. D otyczy to zwłaszcza osób, przebyw a
jących obecnie w D olnej A ustryi.
W ła sn y interes dotyczących osób w ym aga, aby przebyw ającym obecnie w B iałej krajow ym w ładzom skarbow ym G alicyi p o d ały ja k n a jry chlej d o k ład n y swój adres, w zględnie im ię i nazwi
sko osoby upełnom ocnionej do odbioru, dalej urząd (podatkow y lub skarbow y), w k tó re g o posiadaniu znajdow ały się dawniej odnośne kopie k a rt ew iden
cyjnych, wreszcie liczby tych k a rt, należytości za konie, liczbę koni oraz ustanow ioną kw otę ich w a r
tości. T ylko w w yjątkow ych w ypadkach, w razie zu
p ełnego b ra k u bliższych dat, w ystarczy do zlikw i
dow ania takiej należytości podanie nazw iska d o ty czącej osoby oraz bliższe oznaczenie urzędu poczto
wego.
P reten sy e, zgłoszone przez stro n y interesow ane, zam iast do w ładz finansow ych w B iałej względnie w prost do m inisterstw a skarbu, podane będą do wiadom ości ty ch władz dla przyspieszenia w y p łaty ,
telegraficznie. W ładze krajow e Galicyi otrzym ały osobne upow ażnienie, aby w w ypadkach, w których w yplata takich należytości do rą k strony nie jest możliwa z pow odu pow ołania do służby wojskowej, dotyczące k w oty na jej rachunek przekazyw ać po
cztowej kasie oszczędności, gdzie dane kw oty opro centow yw ać się będą aż do dnia odbioru. M inister
stw o skarbu zarządziło także, ażeby również pobory aktyw alne i pensye po stw ierdzeniu tożsam ości i u- praw nienia, w ypłacać ew entualnie d ro g ą przekazów telegraficznych.
„ W is ła “ , ludow e Tow arzystw o wzajemnych ubezpieczeń przesyła nam kom unikat, k tó ry w s tr e szczeniu podajem y: Do A gentów »W isły« Lud. Tow.
W zaj. ubezp. Z pow odu znanych w ydarzeń w ojen
nych i konieczności opuszczenia Lwowa nastąpiła przerw a w naszem urzędow aniu, którą obecnie p o dejm ujem y, zaw iadam iając niniejszem, że biura nasze przenieśliśm y do N ow ego Sącza,_ gdzie we wszelkich spraw ach naszego T ow arzystw a pod niżej podanym adresem odnosić się prosim y.
A b y rozwiać wszelkie w ątpliw ości, donosimy, że przez chw ilow e opuszczenie Lw ow a Tow arzystw o nasze żadnego uszczerbku m ateryalnego nie ponio
sło, w szystkie bow iem nasze k ap itały , fundusze, p a piery w artościow e i g o tów ka zostały bezpiecznie w bankach um ieszczone i ze Lw ow a wywiezione.
N ow e ubezpieczenia przyjm ujem y na tych sa m ych w arunkach co dotąd, natom iast nie przyjm u
jem y zmian do istniejących już ubezpieczeń, gdyż odnośne a k ta z pow odu trudności transportow ych zostały przechow ane we Lw owie w bezpiecznem miejscu.
Leży w interesie ubezpieczonych w tej części kraju, która nie jest terenem wojny, aby członkow ie nasi płacili za ubezpieczenie, zyskując przez to praw o do w ynagrodzenia szkody na w ypadek pożaru. W szelką gotów kę za ubezpieczenia i zadatki na nowe ubez
pieczenia należy nadsyłać przekazem pod adresem poniżej p odanym :
»W ISŁ A «
Ludow e Tow arzystw o wzaj. Ubezpieczeń.
S. Baranowski Dziedzicki.
W szelkie pism a należy adresow ać aż do odw o
łan ia : »W isła« Chełm iec polski p. Nowy Sącz z li
stam i p. N arcyza Potoczka.
OSTATNIE WIADOMOŚCI.
WalKi na lin ii Stary Sambor—MedyKa.
Urzędow o ogłaszają dnia 14 października w p o łu d n ie : Na linii S ta ry S am bor—M edyka znajdują się um ocnione stanow iska nieprzyjaciela. W ojska nasze atakują. W a lk i te rozszerzają się.
Pościg za Rosyanami bu WyszKowowi.
W K a rp a ta c h po czterodniow ych w alkach za
jęliśm y T o ro n y a i ścigam y R o sy an w stronę W ysz
kowa.
Mniejsze skuteczne potyczki z cofającym i się oddziałam i nieprzyjacielskim i stoczono także w do
linie Yisso.
568 »RÖLA« N r . 50
Zdobycie wzgórz Stara Sól.
Urzędow o ogłaszają dnia 15 października w po
łu d n ie : W czoraj w ojska nasze zd o b y ły u m o c n io n e w z g ó r z a S tara Sól.
Także ku S tarem u Sam borow i rozsprzestrzenił się nasz atak.
ZwycięsKie walKi na północ od Strwiąża.
Na północ od Strw iąża zn a jd u je s ię w n a - sz e in r ę k u sz e r e g w zg ó rz aż do południowo- w schodniego fro n tu pod Przem yślem .
Nad Sanem.
Nad S a n em w dół rzeki od tw ierdzy również to c z y s ię b itw a .
UcieczKa Rosyan w stronę SKolego.
N asz p o śc ig za nieprzyjacielem przez K a r paty d o s ię g n ą ! d o ‘W y szk o w a i S k o leg o .
Armie sprzymierzone pod Warszawą.
Sztab jen e raln y podaje do wiadom ości 15 p a
ździernika w południe :
Na wschodzie należy uważać a t a k , p o d j ę t y z w ielkiem i siłami n a P ry sy W sc h o d n ie , za
ro zb ity.
A ta k w o jsk n a sz y ch w K r ó le s tw ie P o l- s k ie m , walczących ram ię przy ram ieniu z wojskami ausiro-w ęgierskiem i, p o s tę p u je n ap rzód .
N a sze w o js k a s to ją p rzed W arszaw ą,
Odparcie Rosyan na linii Iwanogród-Warszawa.
A tak R o sy a n , podjęty z siłą około o ś m iu k o r p u só w a r m ii z li n i i Iw a n o g r ó d -W a r sza w a , z o s ta ł n a c a łe j li n i i o d p a rty z c ię ż k ie m i d ła
R osyan str a ta m i.
S
Od Wydawnictwa.
K ochani Czytelnicy! Z bolem serca m usieliśm y przerw ać na pew ien czas w ydaw nictw o „ R o li“. Złożyło się n a to wiele przyczyn. Pierw szą i naj
ważniejszą było zalanie znacznej części G alicyi .przez w roga, w skutek czego
„ R o la “ do kilku tysięcy czytelników dochodzić nie m ogła. O p ró c z tego głów nego re d a k to ra „ R o li“ wiąże służba wojskowa, ja k rów nież wielką ilość pracow ników drukarni, przez co w ydaw nictw o nie m oże spełniać sw ego zadania tak, ja k to czynić pow inno.
O b e c n y n u m er puszczam y doryw czo i od czasu do czasu później taksam o to uczynimy, ale co tydzień „ R o li“ obecnie w ydaw ać nie możemy, póki w ojna się nie ukończy. D o p iero po ukończeniu wojny rozpoczniem y w ydaw nictw o n a now o i wszystkie straty C zytelnikom pow etujem y.
Wydawnictwo „Roli“.
„SINCERA“
n abyw ać m o ż n a li ty lk o w n a s z y ć b,
sk ładach.
„SINCERA
najnow sza i n a jd o skonalsza m a s z y n a
do szycia.
Siller Co., Tomptwo ikcpe maszyn do szycia
KRAKÓW, ulica Szp italna L. 40,
naprzeciw T eatru M iejskiego. (216 c)
F ilie: K ra k ó w — K aźm ierz W o ln ica 13. T arn ó w — W a ło w a 13.
N ow y Sącz — Jag iello ń sk a 264 S anok Jag iello ń sk a 49/50. — Chrza
nów — M ickiewicza 12/13. T arn o b rzeg — R y n e k 101. B o ch n ia — ul. Szewska N r. 367. Żywiec — Zabłocie ul. G łów na N r. 105.
K to jeszcze nie posiada książki p. t.
Maciek Bzdura
w esołe op o wiadania parobka wiejskiego, niech odwrotnie w ysyła
2
K O T . pod adresem : „tiola“, K raków , ul. św.
Tomasza 32,
a otrzyma ją opłaconą odwrotnie. K to chce uśmiać się, niechzaraz posyła pieniądze!
ggH gl i ifeasggtl
- f V "
D ru k a rn ia „C zasu“ w K rak ow ie pod za rzą d em A lek sa n d ra S w ie r z y ń sk ie g o . ť ľfv s '■> W
DUCHOWNEGO
W yd aw ca i o d p o w ie d z ia ln y redaktor: A n to n i St. Bassara,
1 -W